Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Ludzie od dawna marzą o terraformowaniu Marsa. Już w 1971 roku Carl Sagan zaproponował roztopienie lodu biegunie północnym Marsa i wytworzenie w ten sposób atmosfery. To zainspirowało do badań innych naukowców, którzy musieli odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czy na Marsie istnieje wystarczająco dużo wody i gazów cieplarnianych, by możliwe było zwiększenie ciśnienia i temperatury na całej planecie. W 2018 roku nadeszło olbrzymie rozczarowanie. Finansowane przez NASA badania wykazały, że wszystkie zasoby Marsa wystarczyłyby do zwiększenia ciśnienia atmosferycznego zaledwie do poziomu 7% ciśnienia na Ziemi. Wydaje się więc, że terraformowanie całego Marsa jest nierealne.

Teraz naukowcy z Harvard University, Jet Propulsion Laboratory oraz University of Edinburgh wpadli na pomysł, by nie działać na skalę całej planety, a regionalnie.

W Nature Astronomy opublikowali artykuł, w którym dowodzą, że możliwe jest stworzenie na Marsie warunków sprzyjających życiu. Ich zdaniem należy wykorzystać aerożel krzemionkowy by wywołać efekt cieplarniany podobny do ziemskiego. Modele komputerowe i eksperymenty wykazały, że wystarczy nakryć niektóre obszary planety warstwą aerożelu grubości 2–3 centymetrów, by zablokować szkodliwe promieniowanie ultrafioletowe, na stałe podnieść temperaturę powyżej 0 stopni i przepuścić na tyle widzialnego światła, by rośliny mogły prowadzić fotosyntezę. I to wszystko bez potrzeby używania dodatkowego źródła ciepła.

Regionalne podejście do uczynienia Marsa nadającym się do zamieszkania jest znacznie łatwiej osiągalne niż globalna modyfikacja jego atmosfery, mówi profesor Robin Wordsworth z Harvarda. W przeciwieństwie do wcześniejszych tego typu pomysłów, tutaj mamy projekt, który można stopniowo testować i rozwijać za pomocą technologii i materiałów, które już teraz posiadamy, dodaje.

Mars to, poza Ziemią, najbardziej przyjazna życiu planeta Układu Słonecznego. Jednak pozostaje nieprzyjazny dla wielu form życia. System tworzenia niewielkich zamieszkałych wysp pozwoliłby na przekształcanie Marsa w kontrolowalny, skalowalny sposób, wyjaśnia Laura Kerber z Jet Propulsion Laboratory.

Naukowcy przyznają, że ich pomysł opiera się na zjawisku, które już zaobserwowano na Marsie. W przeciwieństwie do czap lodowych na ziemskich biegunach pokrywy lodowe występujące na Marsie to połączenie wody i zamarzniętego CO2. Dwutlenek węgla, jak wiemy, przepuszcza promienie słoneczne i zatrzymuje ciepło. Latem zjawisko to powoduje, że pod pokrywą lodową marsjańskich biegunów tworzą się kieszenie, w których występuje efekt cieplarniany.

Zaczęliśmy myśleć o tym efekcie cieplarnianym wywoływanym przez zamarznięty dwutlenek węgla i o tym, jak można by go wykorzystać do stworzenia warunków dla istnienia życia na Marsie. Zastanawialiśmy się, czy istnieje materiał, który charakteryzuje się minimalnym przewodnictwem cieplnym, ale przepuszcza dużo światła, wspomina Wordsworth. Wybór naukowców padł na krzemionkowy aerożel, jeden z najdoskonalszych izolatorów stworzonych przez człowieka.

Aerożele krzemionkowe są w 97% porowate, dzięki czemu światło łatwo się przez nie przedostaje, jednak nanowarstwy ditlenku krzemu zatrzymują promieniowanie podczerwone, znacząco utrudniając przewodnictwo cieplne.

Aerożel krzemionkowy to obiecujący materiał, gdyż działa pasywnie. Nie wymaga dostarczania energii, nie posiada ruchomych części, które trzeba by konserwować i naprawiać, przez długi czas utrzymuje ciepło, przypomina Kerber.

Modele komputerowe i eksperymenty wykazały, że jeśli takim aerożelem pokryjemy jakiś obszar znajdujący się na marsjańskich średnich szerokościach geograficznych, to temperatury na tym obszarze wzrosną niemal do poziomu ziemskiego. Wystarczy pokryć odpowiednio duży obszar, a nie będzie potrzeba żadnej innej technologii czy zjawiska fizycznego. Po prostu wystarczy warstwa tego materiału, by utrzymać wodę w stanie ciekłym, wyjaśnia Wordsworth.

Krzemionkowy aerożel mógłby więc zostać wykorzystany do budowy pomieszczeń mieszkalnych, a nawet samodzielnej biosfery na Marsie.

Naukowcy mają teraz zamiar przetestować swoje koncepcje na tych obszarach Ziemi, które przypominają Marsa. Mają tutaj do wyboru suche doliny Antarktyki i Chile.

Profesor Wordsorth przypomina, że gdy zaczniemy poważną dyskusję na temat uczynienia Marsa nadającym się do zamieszkania, będziemy musieli rozważyć też kwestie filozoficzne czy etyczne, dotyczące np. ochrony planety. Jeśli mamy zamiar zaszczepić życie na Marsie, to musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy już tam nie ma życia. A jeśli jest, to jak to pogodzić. Nie unikniemy takich pytań, jeśli chcemy, by ludzie mieszkali na Marsie.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Quote

Będziemy musieli rozważyć też kwestie filozoficzne czy etyczne, dotyczące np. ochrony planety. Jeśli mamy zamiar zaszczepić życie na Marsie, to musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy już tam nie ma życia. A jeśli jest, to jak to pogodzić.

Trochę się państwo naukowcy spóźnili z tymi rozważaniami. Biorąc pod uwagę, że grzyby i niesporczaki (i kto wie co jeszcze) są w stanie przetrwać w przestrzeni kosmicznej, bardzo prawdopodobne jest, że już zaszczepiliśmy ziemskie życie na Marsie, ale jestem całkiem bliski absolutnej pewności, że etyka nie odnosi się do dobra mikroorganizmów.

Edytowane przez Daniel O'Really

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Porównywanie temperatur przy różnym ciśnieniu nie ma najmniejszego sensu. Na Marsie nie jest zimno, aby człowiek tam nie zmarzł wystarczy zwyczajne nasze codziennie ubranie, buty, spodnie, jakaś bluza i kurtka. Jest tak dlatego że atmosfera jest bardzo rzadka więc mało ciepła do niej oddajemy, nie grzejemy powietrza dookoła bo go zwyczajnie NIE MA. Niskie ciśnienia to środowisko w którym zawodzi nasza intuicja. Temperatura -100C na Marsie to mniej więcej nasze "zimno" na poziomie -10C. Męczy mnie już mówienie np. o temperaturze w przestrzeni kosmicznej. TAM NIE MA TEMPERATURY w naszym powszechnym rozumieniu, tam nie ma NIC.

Edytowane przez Tomasz Winter

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiesz podstaw fizyki.  Temperatura otoczenia, atmosfery jest podawana dla atmosfery.  Jeżeli brak jest atmosfery lub ma ona inny skład, inne ciśnienie to nie można powyrównywać TEMPERATURY bo to nie ma najmniejszego sensu. Na Marsie wystarczy ciepła ZIEMSKA odzież aby było Ci ciepło i tylko do tego się odniosłem. W przestrzeni kosmicznej  jest podobnie, dobre narciarskie ubranie ochroni Cię w 100% przed "zmarznięciem". 

Czy to jest naprawdę tak trudne do zrozumienia?! 

 

Promieniowanie nie ma temperatury :)

Edytowane przez Tomasz Winter

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 minut temu, Tomasz Winter napisał:

Nie rozumiesz podstaw fizyki.  Temperatura otoczenia, atmosfery jest podawana dla atmosfery.  Jeżeli brak jest atmosfery lub ma ona inny skład, inne ciśnienie to nie można powyrównywać TEMPERATURY bo to nie ma najmniejszego sensu

Oj. jak długo mamy do czynienia z gazem  pv = nRT zatem skład jest troszkę nieważny  z dokładnością  do poprawek na gazy rzeczywiste. Chcesz dokładniej, użyj wirialnego równania stanu. Mylisz temperaturę ze współczynnikiem przewodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
29 minut temu, Jajcenty napisał:

Oj. jak długo mamy do czynienia z gazem  pv = nRT zatem skład jest troszkę nieważny  z dokładnością  do poprawek na gazy rzeczywiste. Chcesz dokładniej, użyj wirialnego równania stanu. Mylisz temperaturę ze współczynnikiem przewodzenia.

Temperatura w popularnych artykułach ma dokładnie takie znaczenie o jakim obaj myślimy/piszemy. Nie mylę tego znaczenia bo dokładnie wyjaśniłem że chodzi tutaj o ochronę przed utratą ciepła. Współczynnik przewodzenia ciepła to tylko jeden z czynników tego co nazywamy popularnie temperaturą. Dochodzą również inne zjawiska na powierzchni np. Marsa jak prędkość "wiatru" emisja promieniowania podczerwonego do otoczenia, odbicie promieniowania podczerwonego itp. itd.  Podtrzymuję to co napisałem, że do ochrony przed "zimnem" na powierzchni Marsa (właściwie utratą ciepła) wystarczy ciepły ziemski ubiór i nijak się ma marsjańskie zimno (np.  - 100C) do "zimna" które doświadczamy na Ziemi np. w okolicach biegunów.

Edytowane przez Tomasz Winter

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja pytam co dalej? Naniesiemy 2-3 cm warstwę aerożelu na powierzchni i co? Podniesie się temperatura gruntu, pod spodem może roztopi się woda, ale co dalej? Jak tą wodę wykorzystać? Zebrać? Jak ma tam coś rosnąć pod nieprzepuszczalną warstwą? Ma w ogóle rosnąć czy nie? Co jak mikrometeoryt uszkodzi albo powstanie jakieś osuwisko i warstwa ochronna się zniszczy? Coś za duży poziom ogólności w tej koncepcji...

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, Tomasz Winter napisał:

Na Marsie wystarczy ciepła ZIEMSKA odzież aby było Ci ciepło i tylko do tego się odniosłem. W przestrzeni kosmicznej  jest podobnie, dobre narciarskie ubranie ochroni Cię w 100% przed "zmarznięciem". 

zgodzę się, że 100/-100 sc na Ziemi to zupełnie co innego jak 100/-100 sc na Marsie, czy na orbicie Plutona. Ale....

Na Marsie, a tym bardziej w przestrzeni kosmicznej, w swojej czapce i kurtce zmarzniesz identycznie jakbyś był "na golasa".  Przecież czapka działa tylko w gęstej atmosferze, gdzie bąbelki powietrza uwięzione między gęstymi włóknami czapki stają się izolatorem.  W kosmosie ośrodek (którego nie ma )  nie wyziębi ani nie zagrzeje ciała. Wystarczy jedynie cienka warstwa ekranu odbijającego podczerwień(nawet aluminiowa folia spożywcza). jakakolwiek szmata jest bez sensu bo nic nie da! poza komfortem dotyku dla skóry.

jak ktoś dał by mi wybór stać przez godzinę "na golasa" w -5sc na Ziemi lub w -100sc na Marsie to oczywiście wybrał bym życie, czyli stanie przez 1h na Marsie(z zastrzeżeniem że miałbym jakąś maszynkę do natleniania krwi, bo oddychanie przez maskę przy takim ciśnieniu bez kombinezonu ciśnieniowego raczej dobrze by się nie skończyło)

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 godzin temu, Szedar napisał:

Proponuję doświadczenie, które może zrobić przedszkolak. W słoneczny letni dzień wystaw buzię na Słonko. Poczujesz tę temperaturę.

ale poczujesz temp. UV, podczerwieni czy jeszcze innego zakresu? tak czy siak temp każdego koloru w zakresie widzialnym wd. Ciebie powinna spalić na popiół

19 godzin temu, Szedar napisał:

to temperatura promieniowania opuszczającego twoje przegrzane czoło.

chyba nie do końca  rozumiesz jak ów lekarski pirometr działa i zmianę czego rejestruje

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
26 minut temu, Szedar napisał:

Nie bardzo rozumiem i tak nie twierdziłem. Jak masz wątpliwości, to poopalaj się na Plutonie, Ziemi i Merkurym. W końcu ten sam rozkład promieniowania, ale obawiam się, że na Merkurym zbyt długo się nie poopalasz.

no i własnie potwierdzasz to czego  czepiłem się. Te same fotony o tej samej energii a jednak.... na Merkurym spalą Ciebie(bo wiele na raz ciebie zaatakuje) a na Plutonie złapiesz katar. Nie da się przekładać i porównywać temperatury fotonów na "naszą" temperaturę drgających atomów np. w skórze  czy szklance piwa.

26 minut temu, Szedar napisał:

Skoro wiesz lepiej, to podziel się swoją mądrością, bo ja zwykle dzielę się swoją niewiedzą. Czekam miszczu. :)

patrz wyżej :)

nie sprawdzają jakim kolorem podczerwieni świecisz czyli temperatury barwy, a jak jasno świecisz, ewentualnie badają proporcję natężenia kilku konkretnych długości fal.

a co do Marsa, to po przemyśleniach ubrałbym jednak coś na nogi, jakieś drewniaki np :) bo by pociągnęło po nogach od gruntu i dostałbym niezłego "wilka" :D

 

Edytowane przez tempik

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to może zacytuję Ciebie:

20 godzin temu, Szedar napisał:

Proponuję doświadczenie, które może zrobić przedszkolak. W słoneczny letni dzień wystaw buzię na Słonko. Poczujesz tę temperaturę.
Bardziej wyrafinowane doświadczenie to pirometr; np. współcześnie w szpitalach nikt nie wsadza już nigdzie termometru, tylko zbliża takie ustrojstwo do czoła (nie dotykając) i wie jaką masz temperaturę - to temperatura promieniowania opuszczającego twoje przegrzane czoło. :)

nie, to nie jest konkretna temperatura podczerwieni która opuszcza czoło bo jak tak by było to tym prostym termometrem poprawnie wykryłbyś ją z 1cm,1m, itd. na buzi też nie poczujesz 6000K. i żaden bilans zysków i strat podczerwieni nic tutaj nie zdziała. ale nie ma co się spierać to tylko moje zdanie.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, Szedar napisał:

Proponuję doświadczenie, które może zrobić przedszkolak. W słoneczny letni dzień wystaw buzię na Słonko. Poczujesz tę temperaturę.
Bardziej wyrafinowane doświadczenie to pirometr; np. współcześnie w szpitalach nikt nie wsadza już nigdzie termometru, tylko zbliża takie ustrojstwo do czoła (nie dotykając) i wie jaką masz temperaturę - to temperatura promieniowania opuszczającego twoje przegrzane czoło. :)

Nie, nadal nie rozumiesz czym jest temperatura. Pomiar promieniowania ciała jest pomiarem pośrednim. Energia promieniowania to nie temperatura. Temperaturę posiada tylko MATERIA. Promieniowanie nie jest materią więc nie cechuje się temperaturą.

Zaglądnij do Wikipedii:

Temperatura – jedna z podstawowych wielkości fizycznych (parametrów stanu[1]) w termodynamice. Temperatura jest związana ze średnią energią kinetyczną ruchu i drgań wszystkich cząsteczek tworzących dany układ i jest miarą tej energii[2].

Temperaturę można ściśle zdefiniować tylko dla stanów równowagi termodynamicznej, bowiem z termodynamicznego punktu widzenia jest ona wielkością reprezentującą wspólną własność dwóch układów pozostających w równowadze ze sobą.

Temperatura jest miarą stanu cieplnego danego ciała. Jeśli dwa ciała mają tę samą temperaturę, to w bezpośrednim kontakcie nie przekazują sobie ciepła, gdy zaś temperatura obu ciał jest różna, to następuje przekazywanie ciepła z ciała o wyższej temperaturze do ciała o niższej – aż do wyrównania się temperatury obu ciał.

2 godziny temu, tempik napisał:

zgodzę się, że 100/-100 sc na Ziemi to zupełnie co innego jak 100/-100 sc na Marsie, czy na orbicie Plutona. Ale....

Na Marsie, a tym bardziej w przestrzeni kosmicznej, w swojej czapce i kurtce zmarzniesz identycznie jakbyś był "na golasa".  Przecież czapka działa tylko w gęstej atmosferze, gdzie bąbelki powietrza uwięzione między gęstymi włóknami czapki stają się izolatorem.  W kosmosie ośrodek (którego nie ma )  nie wyziębi ani nie zagrzeje ciała. Wystarczy jedynie cienka warstwa ekranu odbijającego podczerwień(nawet aluminiowa folia spożywcza). jakakolwiek szmata jest bez sensu bo nic nie da! poza komfortem dotyku dla skóry.

 

Zapominasz że to ubranie będzie przebywać w atmosferze powietrza o ciśnieniu zbliżonym do 1ATM, dlatego że zewnętrzna warstwa ubrania musi być okryta ciśnieniowym balonem w postaci pneumatycznie szczelnej powłoki. Inaczej być umarł z zupełnie innych powodów niż utrata ciepła (odwodnienia przez parowanie powierzchni skóry). 

Ta miła w dotyku szmata o której mówisz jest podstawą budowy każdego skafandra, służy jako "pojemnik na ciepło", coś jak cegła w piecu, niby jest izolatorem, ale do budowy pieca używamy cegieł :)

Ja napisałem tylko o ubraniu pod kombinezonem ciśnieniowym który może mieć 0,1mm grubości i dowolną przenikalność cieplną.

Na marginesie: Odnośnie właściwości izolacyjnych to bąbelki próżni są jeszcze lepszym izolatorem cieplnym niż bąbelki powietrza , zupełnie zapominać o wiatrach które wieją na Marsie.

Edytowane przez Tomasz Winter

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
29 minut temu, Tomasz Winter napisał:

zupełnie zapominać o wiatrach które wieją na Marsie

no ale co mogą takie wiatry nawet jak będą dmuchać te 400km/h, jeśli atmosfera jest rzadsza od ziemskiej 1000x?

ani to nie przewróci człowieka, ani nie wychłodzi jak wiatry na Ziemi. wystarczy na  wzbicie pyłu i może załopotanie szmacianą flagą :)

 

 

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie 1000 lecz mniej więcej 100 razy rzadszą.  Przy wietrze 400km/h parcie wynosi już około 5,88kg/m2 więc można pokusić się nawet o budowę pustynnego żaglowca :)

Ale tak jak napisałem wcześniej, klasyczne ubranie może służyć nie tylko jako izolator ale również jako bufor energii cieplnej. Oczywiście można je zastąpić np. pianką taką jakiej używają windsurferzy czy nurkowie, ale mam wrażenie że byłoby w niej za ciepło. Nadal jednak upieram się że na Marsie nie jest tak zimno jakby wskazywałoby czyste porównanie samych temperatur atmosfery Ziemi i Marsa. Nie należy porównywać tych temperatur bo jest to po prostu mylące i niewiele mówi o tym czy marzlibyśmy tam czy nie.

Edytowane przez Tomasz Winter

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Szedar napisał:

wątpisz, że fotony to cząstki? Według ciebie są "zamrożone"?

Tak, zwykła nudna cząstka. Przecież każda cząstka materii nie posiada masy, gna z prędkością światła i z nudów przechodzi jednocześnie przez 2 szparki dla radochy gawiedzi :)

tyle posiadasz wiedzy, że pewnie powiesz jaką ma temperaturę metr sześcienny próżni gdzieś tam 1mln, 10M i 100M km od słońca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Proszę....policz :)

jak już czepiłes tych elektronów to przy okazji policz temperaturę prądu w gniazdku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
58 minut temu, Szedar napisał:

To później, Musisz tylko powiedzieć co tam wetknąłeś. Paluchy czy drut miedziany fi 1,5? Jak nic nie wetknąłeś, to nie musimy liczyć; bez prośby masz odpowiedź: temperatura otoczenia. :)

Ty dalej swoje.... Ja chcę znać temperaturę elektronu o potencjale 230V a ty chcesz mi liczysz oddziaływanie prądu na druciki i  temperaturę jego atomów. Temperaturę drucika obliczę sobie sam. Wd. ciebie każdy foton a teraz i elektron ma jakąś nalepkę z wartością temperatury (w klasycznym rozumieniu) i bardzo jestem ciekawy tych nalepek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, tempik napisał:

Wd. ciebie każdy foton a teraz i elektron ma jakąś nalepkę z wartością temperatury (w klasycznym rozumieniu) i bardzo jestem ciekawy tych nalepek.

Cholera, nie bardzo rozumiem o co się spieracie i pewnie będę żałował, że się wtrącam, ale może to pomoże? https://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_ekwipartycji_energii 

w metalach poziomy energetyczne się degenerują i mamy gaz elektronowy, pewnie jakieś poprawki na krystaliczność będą potrzebne, ale można też zauważyć szybkość elektronów w przewodniku to kilka centymetrów na sekundę -> T

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spokojniej, bez nerwów. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, Szedar napisał:

rozkład boltzmannowski (obsadzeń poziomów) można i zastosować do obsadzeń w laserze, tylko że wyjdzie temperatura ujemna, a nawet bardzo ujemna; zwyczajnie nie ma to sensu.

W laserze to wszystko jest na odwrót. Najbardziej podoba się współczynnik absorpcji  k w e-kd:D 

Ja nie mam problemu w temperaturą fotonu czy elektronu, ba! Podejmuję się nawet zmierzyć temperaturę niniejszej dyskusji :)

 

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę że dobrze się bawicie na dawanie sobie negatywów.

Każdy z Was ma trochę racji.

Potocznie temperatura wymaga ciała zbudowanego z atomów bądź cząsteczek, które oddziaływają ze sobą na tyle często że rozkład ich energii kinetycznej przyjmuje kształt zwany normalnym.
I to dla wszystkich ciał stałych, cieczy, gazów jest dość dobrze spełnione.

Ale jeśli atomy lub cząsteczki są dość mocno rozproszone to to przestaje tak działać - zresztą ciężko mówić o gazie gdy jest próżnia. Te atomy i cząsteczki które tam sobie latają w próżni - latają niezależnie od siebie. Zanim się zderzą mogą przelecieć kilometry.

Nie tworzą ciała.
Mimo to z pewnych powodów mówimy tam czasem o temperaturze - bo jest wygodniej. Ale bardziej jednoznacznie byłoby mówić o energii kinetycznej.
Temperatury raczej używamy gdy mamy dużo oddziałujących ze sobą obiektów takich jak atomy czy cząsteczki.
Zresztą: energia to pojęcie z zakresu fundamentów. Temperatura to pojęcie z naszego poziomu percepcji Rzeczywistości. Takie uśrednione, takie odczuwalne, takie mierzalne.
Na poziomie fundamentów mamy tylko energię. Masa to tylko jej postrzeganie na coraz wyższych poziomach uśredniania. Dlatego właśnie E=m. Bo  "patrząc" na energię widzimy masę. Właściwie na naszym poziomie to odczuwamy głównie masę.

Można powiedzieć że masa to nasze spostrzeganie energii.

 

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed 11 milionami lat w Marsa uderzyła asteroida, która wyrzuciła w przestrzeń kosmiczną fragmenty Czerwonej Planety. Jeden z tych fragmentów trafił na Ziemię i jest jednym z niewielu meteorytów, których pochodzenie można powiązać bezpośrednio z Marsem. Kto znalazł ten kawałek Marsa, nie wiadomo. Odkryto go w 1931 roku w jednej szuflad na Purdue University i nazwano Lafayette Meteorite, od miasta, w którym znajduje się uniwersytet. Nie wiadomo bowiem nawet, gdzie dokładnie meteoryt został znaleziony. Jednak jego stan zachowania wskazuje, że nie leżał na ziemi zbyt długo.
      Na kawałek skały jako pierwszy zwrócił uwagę dr O.C. Farrington, który zajmował się klasyfikacją kolekcji minerałów z uniwersyteckich zbiorów geologicznych. I to właśnie Farrington stwierdził, że skała uznana wcześniej za naniesioną przez lodowiec, jest meteorytem.
      Już podczas jednych z pierwszych badań Lafayette Meteorite naukowcy zauważyli, że na Marsie miał on kontakt z wodą w stanie ciekłym. Od tamtego czasu nie było jednak wiadomo, kiedy miało to miejsce. Dopiero teraz międzynarodowa grupa naukowa określiła wiek znajdujących się w meteorycie minerałów, które powstały w wyniku kontaktu z wodą. Wyniki badań zostały opublikowane na łamach Geochemical Perspective Letters.
      Profesor Marissa Tremblay z Purdue University wykorzystuje gazy szlachetne, jak hel, neon i argon, do badania procesów chemicznych i fizycznych kształtujących powierzchnię Ziemi. Uczona wyjaśnia, że niektóre meteoryty z Marsa zawierają minerały, które powstawały na Marsie w wyniku interakcji z wodą. Datowanie tych minerałów pozwoli nam więc stwierdzić, kiedy woda w stanie ciekłym istniała na powierzchni lub płytko pod powierzchnią Marsa. Datowaliśmy te minerały w Lafayette Meteorite i stwierdziliśmy, że powstały one 742 miliony lat temu. Nie sądzimy, by wówczas na powierzchni Marsa było zbyt dużo wody. Uważamy, że pochodziła ona z roztapiania się marsjańskiej wiecznej zmarzliny, a roztapianie się było spowodowane aktywnością magmy, do której sporadycznie dochodzi i dzisiaj, stwierdza uczona.
      Co ważne, naukowcy w trakcie badań wykazali, że ich datowanie jest wiarygodne. Na wiek minerałów mogło wpłynąć uderzenie asteroidy, która wyrzuciła z Marsa nasz meteoryt, ogrzewanie się meteorytu podczas pobytu przez 11 milionów lat w przestrzeni kosmicznej, czy też podczas podróży przez ziemską atmosferę. Wykazaliśmy, że żaden z tych czynników nie miał wpływu minerały w Lafayette, zapewnia Tremblay.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2000 roku w pobliżu miasta Pampore w Indiach znaleziono sfosylizowane szczątki trzech słoniowatych. Przed tygodniem naukowcy opublikowali dwa artykuły, z których dowiadujemy się, że mamy tutaj do czynienia z najstarszymi na subkontynencie indyjskim śladami dzielenia mięsa zwierząt przez ludzi.
      Wspomniane słoniowate żyły 300–400 tysięcy lat temu i należały do wymarłego rodzaju Palaeoloxodon, którego przedstawiciele byli dwukrotnie bardziej masywni od współczesnych słoni afrykańskich. Dotychczas tylko raz znaleziono kości tego gatunku rodzaju Palaeoloxodon. Szczątki odkryte w 2000 roku są znacznie bardziej kompletne.
      Zwierzęta zmarły w pobliżu rzeki w dolinie Kaszmir. Wkrótce po śmierci ich szczątki i 87 kamiennych narzędzi wykonanych przez przodka człowieka, zostały przykryte osadami, co pozwoliło zachować je do dnia dzisiejszego. W jednym ze wspomnianych artykułów badacze opisują, jak odkryli wióry z kości, co wskazuje, że ludzie rozbili kości, by pozyskać z nich szpik. W drugim opisano same kości oraz gatunek, do którego należały.
      To jednak zjadł słonie? Tego nie wiemy. Dotychczas na subkontynencie indyjskim skamieniałe szczątki hominina odkryto tylko w jednym miejscu. Znaleziono je w 1982 roku i naukowcy do dzisiaj nie mogą się zgodzić, do jakiego gatunku należał człowiek z Narmada. Pewne jest, że wykazuje on cechy typowe dla starszych i młodszych gatunków homininow, co sugeruje, że na subkontynencie dochodziło do mieszania gatunków i musiał on odgrywać ważną rolę we wczesnym rozprzestrzenianiu się człowieka.
      Teraz dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy Indii środkowego plejstocenu – niezależnie od tego, kim byli – jedli słonie. Kamienne narzędzia, które prawdopodobnie wykorzystali do pozyskania szpiku, zostały wykonane z bazaltu, który nie występuje w okolicy znalezienia szczątków. Paleontolodzy sądzą, że surowy materiał został przyniesiony z zewnątrz, a narzędzia wykonano na miejscu.
      Odkrycie ma duże znaczenie dla lepszego zrozumienia obecności człowieka na subkontynencie. Dotychczas najstarsze dowody na dzielenie mięsa zwierzęcego nie były starsze niż 10 tysięcy lat. Być może nie przyglądano się temu zbyt szczegółowo, albo szukano w nieodpowiednich miejscach. Jednak dotychczas nie mieliśmy żadnych dowodów, by ludzie żywili się dużymi zwierzętami na terenie Indii, mówi jeden z badaczy, Advait Jukar, kurator zbiorów paleontologii kręgowców we Florida Museum of Natural History.
      Trzeba tutaj podkreślić, że o ile mamy dowody, iż ludzie pożywiali się na słoniach, to brak dowodów, by je upolowali. Niewykluczone, że zwierzęta zmarły z przyczyna naturalnych, a ludzie je po prostu znaleźli i skorzystali z okazji.
      Wśród skamieniałości znajduje się najbardziej kompletna czaszka gatunku Palaeoloxodon turkmenicus. Jego szczątki znaleziono wcześniej tylko raz. W 1955 roku w Turkmenistanie odkryto fragment czaszki. Wyglądał on inaczej niż czaszki innych Palaeoloxodon, ale nie był na tyle duży, by jednoznacznie stwierdzić, że należy do osobnego gatunku. Problem z rodzajem Palaeoloxodon jest taki, że zęby poszczególnych gatunków są niemal identyczne. Jeśli więc znajdziesz pojedynczy ząb, nie wiesz, do jakiego gatunku należał. Trzeba przyglądać się czaszkom, mówi Jukar.
      Na szczęście w przypadku skamieniałości z Pampore zachowały się kości gnykowe. Są one bardzo delikatne, ale różne u różnych gatunków, dzięki czemu są przydatnym narzędziem do określania przynależności gatunkowej szczątków.
      Zdaniem Jukara, skoro ludzie jedzą mięso od milionów lat, powinniśmy znaleźć więcej szczątków o tym świadczących. Trzeba lepiej poszukać. Oraz zbierać dosłownie wszystko. W przeszłości kolekcjonowano tylko czaszki i kości kończyn. Nie zbierano połamanych kości, które mogły nosić ślady działania ludzi, mówi Jukar.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W środowisku naukowym od dawna trwa debata na temat istnienia diapauzy u ludzi. Zjawisko takie występuje u niektórych gatunków ssaków. Sarna europejska może kontrolować termin porodu. Gdy warunki są niesprzyjające, samica może nosić w macicy uśpiony niezagnieżdżony zarodek, który zaczyna się rozwijać dopiero, gdy warunki do rozrodu się poprawią. Naukowcy z Instytutu Genetyki Molekularnej im. Maxa Plancka oraz Instytutu Biotechnologii Molekularnej Austriackiej Akademii Nauk informują, że i u człowieka może występować mechanizm pozwalający na zatrzymanie rozwoju.
      U różnych gatunków zwierząt diapauza może trwać całymi tygodniami lub miesiącami. Teraz dowiadujemy się, że nie można wykluczyć istnienia takiego mechanizmu u ludzi. Aydan Bulut-Karslıoğlu z Instytutu Maxa Plancka i Nicolas Rivron z Austriackiej Akademii Nauk zidentyfikowali mechanizm molekularny, który kontroluję diapauzę embrionalną i wydaje się, że działa on też w ludzkich komórkach.
      Naukowcy podczas eksperymentów wykorzystali ludzkie komórki macierzyste oraz bazujące na nich modele blastocyst. Uczeni odkryli, że modulacja szlaku sygnałowego mTOR wprowadza komórki w stan uśpienia, bardzo przypominający diapauzę. Szlak mTOR jest głównym regulatorem rozwoju embrionu u myszy. Gdy potraktowaliśmy ludzkie komórki macierzyste i modele blastocyst inhibitorem tego szlaku, zauważyliśmy opóźnienie rozwoju, co oznacza, że ludzkie komórki również zawierają mechanizm molekularny przypominający diapauzę, stwierdza Aydan Bulut-Karslioglu. Stan taki charakteryzuje się spowolnionym podziałem komórkowym, rozwojem i zmniejszeniem możliwości zagnieżdżenia się w macicy. Badania wykazały też, że w ludzkich komórkach możliwość wejścia w ten stan jest ograniczona do etapu blastocyst, zatem do tego samego, co u innych ssaków. Ponadto jest to stan odwracalny i po reaktywacji szlaku mTOR rozwój przebiega normalnie.
      Autorzy badań uważają, że ludzie, podobnie jak inne ssaki, mogą posiadać wbudowany mechanizm czasowego spowalniania rozwoju zarodka, nawet jeśli mechanizm ten nie jest obecnie wykorzystywany. Może być to pozostałość procesu ewolucyjnego, którego już nie używamy. Chociaż utraciliśmy zdolność do naturalnego wprowadzania zarodka w ten stan, nasze eksperymenty wskazują, że możemy wykorzystać ten mechanizm, mówi Rivron.
      Odkrycie może mieć olbrzymie znaczenie dla zapłodnienia in vitro (IVF). Z jednego strony szybszy rozwój poprawia szanse na udane przeprowadzenie IVF, co można by osiągnąć zwiększając aktywność mTOR. Z drugiej strony, wprowadzenie zarodka w stan uśpienia podczas procedury IVF dałoby więcej czasu na ocenę jego stanu oraz zsynchronizowanie go ze stanem organizmu matki, w celu zwiększenia szans na poczęcie potomstwa, wyjaśnia Rivron.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Żyjący 25 tysięcy lat temu ludzie epoki lodowej dojrzewali w tym samym czasie, co ludzie współcześni. Na łamach Journal of Human Evolution opublikowano badania nad dojrzewaniem młodzieży z plejstocenu. Naukowcy, na podstawie 13 szkieletów osób zmarłych w wieku 10–20 lat, zidentyfikowali typowe markery poszczególnych etapów dojrzewania. Mogliśmy określić takie wydarzenia, jak miesiączkowanie czy mutacja głosu, mówi paleoantropolog April Nowell z University of Victoria.
      Podczas badań wykorzystano technikę opracowaną przez główną autorkę badań, Mary Lewis z University of Reading. Polega ona na badaniu stopnia mineralizacji kłów oraz kości dłoni, łokcia, nadgarstka, szyi i miednicy do określenia poziomu dojrzałości, jaki badana osoba osiągnęła w chwili śmierci. Po raz pierwszy moja metoda oceny stanu dojrzałości została wykorzystana na materiale z paleolitu. Jednocześnie jako pierwsi wykorzystaliśmy inną metodę, analizę peptydów, do ustalenia płci tak starych szkieletów, wyjaśnia Lewis.
      Zwykle uważamy, że życie ludzi sprzed tysięcy lat było ciężkie, krótkie i brutalne. Jednak okazuje się, że badani ludzie byli w dość dobrym stanie zdrowia. Większość z nich rozpoczynała dojrzewanie przed osiągnięciem 13,5 roku życia, a kończyła w wieku 20-22 lat. Zatem dzieci i nastolatki epoki lodowcowej dojrzewały podobnie, jak współcześni mieszkańcy bogatych krajów.
      Wśród badanych szkieletów był też Romito 2, najstarszy znany przypadek achondroplazji. Młodzieniec żył 11 tysięcy lat temu, w chwili śmierci miał 16 lat i był w drugiej połowie okresu mutacji. Jego głos był głębszy, jak głos dorosłego. Romito 2 dojrzał już płciowo, mógł mieć dzieci. Jednak z wyglądu przypominał dziecko, co mogło wpływać na to, jak był postrzegany przez swoich pobratymców.
      Choroba Romito 2 uniemożliwiała mu udział w typowych dla jego wieku zajęciach, takich jak polowanie. Po śmierci spoczął w ramionach starszej od siebie kobiety – być może jego matki. Nie wiemy, dlaczego tak go pochowano. Jednak kojarzy się to z gestem związanym z ochroną i dbałością, który może wskazywać, że mimo wieku był bardziej uważany za dziecko niż dorosłego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdyby większość ciemnej materii istniała nie w postaci w formie cząstek, a mikroskopijnych czarnych dziur, to mogłyby one wpływać na orbitę Marsa tak, że bylibyśmy w stanie wykryć to za pomocą współczesnej technologii. Zatem zmiany orbity Czerwonej Planety mogłyby posłużyć do szukania ciemnej materii, uważają naukowcy z MIT, Uniwersytetu Stanforda i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. A wszystko zaczęło się od odrodzenia hipotezy z lat 70. XX wieku i pytania o to, co stałoby się z człowiekiem, przez którego przeszłaby miniaturowa czarna dziura.
      Pomysł, że większość ciemnej materii, której wciąż nie potrafimy znaleźć, istnieje w postaci miniaturowych czarnych dziur, narodził się w latach 70. Wysunięto wówczas hipotezę, że u zarania wszechświata z zapadających się chmur gazu powstały niewielkie czarne dziury, które w miarę ochładzania się i rozszerzania wszechświata, rozproszyły się po nim. Takie czarne dziury mogą mieć wielkość pojedynczego atomu i masę największych znanych asteroid. W ostatnich latach hipoteza ta zaczęła zdobywać popularność w kręgach naukowych.
      Niedawno jeden z autorów badań, Tung Tran, został przez kogoś zapytany, co by się stało, gdyby taka  pierwotna czarna dziura przeszła przez człowieka. Tran chwycił za coś do pisania i wyliczył, że gdyby tego typu czarna dziura minęła przeciętnego człowieka w odległości 1 metra, to osoba taka zostałaby w ciągu 1 sekundy odrzucona o 6 metrów.  Badacz wyliczył też, że prawdopodobieństwo, by taki obiekt znalazł się w pobliżu kogokolwiek na Ziemi jest niezwykle małe.
      Jednak Tung postanowił sprawdzić, co by się stało, gdyby miniaturowa czarna dziura przeleciała w pobliżu Ziemi i spowodowała niewielkie zmiany orbity Księżyca. Do pomocy w obliczeniach zaprzągł kolegów. Wyniki, które otrzymaliśmy, były niejasne. W Układzie Słonecznym mamy do czynienia z tak dynamicznym układem, że inne siły mogłyby zapobiec takim zmianom, mówi uczony.
      Badacze, chcąc uzyskać jaśniejszy obraz, stworzyli uproszczoną symulację Układu Słonecznego składającego się z wszystkich planet i największych księżyców. Najdoskonalsze symulacje Układu biorą pod uwagę ponad milion obiektów, z których każdy wywiera jakiś wpływ na inne. Jednak nawet nasza uproszczona symulacja dostarczyła takich danych, które zachęciły nas do bliższego przyjrzenia się problemowi, wyjaśnia Benjamin Lehmann z MIT.
      Na podstawie szacunków dotyczących rozkładu ciemnej materii we wszechświecie i masy miniaturowych czarnych dziur naukowcy obliczyli, że taka wędrująca we wszechświecie czarna dziura może raz na 10 lat trafić do wewnętrznych regionów Układu Słonecznego. Wykorzystując dostępne symulacje rozkładu i prędkości przemieszczania się ciemnej materii w Drodze Mlecznej, uczeni symulowali przeloty tego typu czarnych dziur z prędkością około 241 km/s. Szybko odkryli, że o ile efekty przelotu takiej dziury w pobliżu Ziemi czy Księżyca byłyby trudne do obserwowania, gdyż ciężko byłoby stwierdzić, że widoczne zmiany wywołała czarna dziura, to w przypadku Marsa obraz jest już znacznie jaśniejszy.
      Z symulacji wynika bowiem, że jeśli pierwotna czarna dziura przeleciałaby w odległości kilkuset milionów kilometrów od Marsa, po kilku latach orbita Czerwonej Planety zmieniłaby się o około metr. To wystarczy, by zmianę taką wykryły instrumenty, za pomocą których badamy Marsa.
      Zdaniem badaczy, jeśli w ciągu najbliższych dziesięcioleci zaobserwujemy taką zmianę, powinniśmy przede wszystkim sprawdzić, czy nie została ona spowodowana przez coś innego. Czy to nie była na przykład nudna asteroida, a nie ekscytująca czarna dziura. Na szczęście obecnie jesteśmy w stanie z wieloletnim wyprzedzeniem śledzić tak wielkie asteroidy, obliczać ich trajektorie i porównywać je z tym, co wynika z symulacji dotyczących pierwotnych czarnych dziur, przypomina profesor David Kaiser z MIT.
      A profesor Matt Caplan, który nie był zaangażowany w badania, dodaje, że skoro mamy już obliczenia i symulacje, to pozostaje najtrudniejsza część – znalezienie i zidentyfikowanie prawdziwego sygnału, który potwierdzi te rozważania.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...