Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'gazeta' .
Znaleziono 13 wyników
-
Cyberprzestępcy zaburzyli dystrybucję gazet
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Wielu Amerykanów z opóźnieniem otrzymało swoje ulubione gazety. To skutek cyberataku, w wyniku którego opóźnieniu uległa dystrybucja takich tytułów jak The Los Angeles Times, Chicago Tribune, Wall Street Journal i New York Times. W wyniku ataku dziennikarze z południowej Kalifornii nie byli w stanie wysłać swoich tekstów do drukarni. Problem dotyczył firmy Tribune Publishing. Jej przedstawiciele poinformowali, że już w piątek wykryto szkodliwy kod i próbowano poddać go kwarantannie oraz przywrócić normalne funkcjonowanie firmowej sieci. Przygotowane naprędce poprawki nie zdały jednak egzaminu i sieć ponownie została zainfekowana. Sądzimy, że celem napastników nie była kradzież danych, a zakłócenie pracy serwerów, poinformowało anonimowe źródło. Tribune Publishing zapewnia, że autorzy ataku, pochodzący prawdopodobnie z zagranicy, nie uzyskali dostępu do danych subskrybentów, użytkowników online ani reklamodawców. Jednak atak był dla firmy bolesny. Ucierpiał każdy z obsługiwanych przez nas segmentów rynku, stwierdziła rzecznik prasowa firmy, Marisa Kollias. Odmówiła ona podania szczegółów ataku. Wiadomo jedynie, że wirus zaatakował systemy używane do publikacji i druku gazet. W związku z atakiem doszło do kilkugodzinnych opóźnień w dystrybucji. Gazety, które powinny dotrzeć do San Diego około 3-4 rano zostały dostarczone pomiędzy 7 a 8, powiedział wydawca San Diego Union-Tribune Jeff Light. To pozornie niewielkie opóźnienie spowodowało, że pracownicy firm zajmujących się dystrybucją gazet już byli w terenie, gdy San Diego Union-Tribune dotarło do centrów dystrybucji. « powrót do artykułu -
SMS-owanie obniża zdolność akceptowania nowych słów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Pisanie SMS-ów wywiera negatywny wpływ na zdolność interpretowania i akceptowania nowych słów. Joan Lee z Uniwersytetu w Calgary ustaliła, że osoby, które wysyłały więcej wiadomości tekstowych, w mniejszym stopniu akceptowały nowe wyrazy. Dla odmiany zwolennicy tradycyjnych mediów - książek czy gazet - byli w tym względzie bardziej tolerancyjni. W ramach studium pytano studentów o ich nawyki dot. czytania, włączając w to SMS-owanie. Badanym przedstawiono szereg słów, zarówno prawdziwych, jak i fikcyjnych. Założenie dotyczące SMS-owania było takie, że zachęca ono do używania swobodnego języka. Studium wykazało jednak, że to mit. Ludzie, którzy akceptowali więcej słów, postępowali tak, bo potrafili lepiej zinterpretować ich znaczenie lub tolerować mimo braku rozpoznania. Studenci intensywniej korzystający z wiadomości tekstowych odrzucali więcej wyrazów, zamiast uznać je za słowa możliwe. Lee uważa, że czytanie tradycyjnych mediów wystawia ludzi na oddziaływanie zróżnicowanego i twórczego języka, sprzyjając elastyczności językowej i tolerancji w stosunku do różnych sformułowań/słów. Widząc nieznany czy nietypowy wyraz, starają się go zinterpretować. SMS-owanie jest związane ze sztywnymi ograniczeniami językowymi, które powodowały, że studenci odrzucali wiele słów testowych. To zaskakujące, ponieważ w języku wiadomości tekstowych istnieje wiele [reprezentujących slang internetowy] niezwykłych akronimów. Kanadyjka podkreśla, że dla zwolenników wiadomości tekstowych ważnym kryterium akceptowalności jest częstotliwość występowania słowa.-
- SMS
- wiadomość tekstowa
- (i 8 więcej)
-
Gazety drukowane od dłuższego już czasu tracą użytkowników na rzecz internetu. Rok 2010 zostanie przez wydawców zapamiętany jako punkt zwrotny - po raz pierwszy w historii w USA reklamodawcy wydali więcej pieniędzy na reklamę w Internecie niż w mediach drukowanych. Do serwisów internetowych trafiło 25,8 miliarda dolarów, podczas gdy do gazet - 25,7 miliarda. Geoff Ramsey, prezes firmy analitycznej eMarketer, który przekazał te dane mówi, że sieć będzie nadal odbierała klientów tradycyjnej prasie. Jego zdaniem do roku 2014 roczny wzrost wydatków na reklamę w internecie będzie się wahał od 10,5 do 14,4 procenta i za cztery lata reklamodawcy przeznaczą na nią aż 40,5 miliarda USD.
-
- prasa drukowana
- gazeta
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Rupert Murdoch zacznie spełniać swoją obietnicę złożoną w sierpniu ubiegłego roku i od czerwca jego koncern będzie pobierał opłaty za dostęp do treści publikowanych w Sieci. Początkowo będzie to dotyczyło dwóch brytyjskich tytułów The Times i The Sunday Times. Za 24-godzinny dostęp do treści obu witryn trzeba będzie zapłacić 1 funta. Tygodniowy abonament wyceniono na 2 funty. To pierwsza próba wprowadzenia płatnego abonamentu za treści kierowane na rynek przeciętnego użytkownika. Jednak nie pierwsze opłaty w ogóle. Zarówno należący do Murdocha The Wall Street Journal, jak i konkurencyjny Financial Times, pobierają opłaty za dostęp do niektórych artykułów. Ponadto mniejsze gazety, takie jak Newsday, również próbują modelu częściowych opłat. Wydawcy papierowych gazet stoją obecnie w obliczu poważnych zmian. Ich sprzedaż spada, a więc zmniejszają się też dochody z reklam. Jednocześnie stawki za reklamę w Internecie są tak niskie, że nie pokrywają kosztów prowadzenia witryn. Stąd też pomysł na pobieranie pieniędzy za dostęp do treści publikowanych w Sieci. Rozpowszechnienie się modelu płatnych treści nie będzie jednak łatwe. Czytelnicy gazet w znacznej części rozumieją problemy wydawnictw, jednak niewielki odsetek jest gotów płacić nawet umiarkowany abonament za dostęp do online'owych treści. Zdecydowana większość chciałaby płacić niezwykle drobne kwoty lub też nie płacić w ogóle.
- 1 odpowiedź
-
- The Sunday Times
- The Times
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Witryna Seattlepi.com obchodzi swoje pierwsze urodziny. To online'owy następca dziennika Seattle Post-Intelligencer, którego ostatnie wydanie zostało sprzedane 18 marca 2009 roku. Gazeta ukazywała się przez 146 lat. Obecnie jedynym drukowanym dziennikiem w Seatlle jest The Seattle Times, a Seattlepi.com to pierwszy amerykański duży dziennik, który jest wydawany tylko w formie online. Właścicielem Seattle Post-Intelligencera była Hearst Corp. Pismo przez lata przynosiło straty, dlatego zdecydowano o zakończeniu druku i otwarciu serwisu online. Witryna Seattlepi.com może więc być dobrym "laboratorium", w którym zostaną sprawdzone strategie działania prasy na rynku internetowym. Michelle Nicolosi, szefowa Seattlepi.com oświadczyła, że witryna sprawuje się bardzo dobrze. Każdego miesiąca odwiedza ją około 4 milionów osób, tyle, ile było przed zamknięciem gazety. Poziom czytelnictwa jest zatem stabilny. Osobną kwestią pozostaje dochodowość całego przedsięwzięcia. Analitycy uważają, że witryna okazała się sukcesem dziennikarskim, ale raczej nie jest jeszcze dochodowa. O tym, że tego typu przedsięwzięcia są ryzykowne może świadczyć chociażby fakt, iż niewiele firm zdecydowało się pójść w ślady Seattle Post-Intelligencera. Drukowane gazety wciąż zapewniają wydawcom większość dochodów. Zamknięcie papierowego Post-Intelligencera oznaczało utratę pracy dla większości ze 180-osobowej załogi. Całkowitą obsługą witryny zajmuje się około 25 osób.
- 4 odpowiedzi
-
- dziennik
- Seattlepi.com
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Twórcy treści zyskali mocny argument w sporze z Google'em. Badania przeprowadzone przez firmę Outsell Inc. wykazały, że około połowy użytkowników Google News poprzestaje na nagłówkach wiadomości i nie zagląda do źródła. Wydawcy oskarżają Google'a, że ten korzysta z ich pracy nie dając nic w zamian. Przedstawiciele Google'a odpowiadają, że dzięki Google News użytkownicy są przekierowywani na strony wydawców, więc ci zarabiają na reklamie. Tymczasem Ken Doctor, analityk Outsell Inc. stwierdza, że spośród wszystkich agregatorów treści Google ma wyjątkowy wpływ na gazety. Chociaż kieruje do nich trochę ruchu, odbiera im jednocześnie sporą jego część. Aż 44% użytkowników Google News poprzestaje na nagłówkach i nigdy nie trafia na witryny gazet. Spośród wszystkich badanych kolejne 30% nie korzysta z Google'a podczas poszukiwania najnowszych informacji. Używają innych wyszukiwarek bądź też przechodzą bezpośrednio na strony gazet. Dwanaście procent stwierdziło, że najpierw korzysta z Google'a, a następnie przechodzi na witrynę wydawcy i używa udostępnionej tam wyszukiwarki. Kolejne 14% przechodzi z Google'a do wydawcy, a następnie wraca do Google'a by znaleźć kolejne informacje. W przeprowadzonych przez Outsell badaniach wzięło udział 2787 Amerykanów zainteresowanych najnowszymi informacjami. Margines błędu wynosi 3%. Wykazały one również, że obecnie już 57% osób szuka newsów w sieci. Do korzystania z agregatorów treści przyznaje się 31% badanych, a 30% preferuje telewizję jako główne źródło najnowszych informacji. Ponadto 8% używa online'owych wersji gazet, 18% - innych witryny informacyjnych, a 7% - radia. Outsell dowiedział się również, że jedynie 10% pytanych jest skłonnych wykupić subskrypcję papierowej gazety po to, by mieć dostęp do jej online'owej wersji.
- 8 odpowiedzi
-
- Outsell Inc.
- badanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W 2007 r. pojawiły się doniesienia o opracowaniu elektronicznego papieru, który pozwala na wyświetlenie filmu wideo wysokiej jakości. Dwa lata później tego typu technologia debiutuje w prasie. Już we wrześniu w wybranych egzemplarzach amerykańskiego magazynu Entertainment Weekly będzie można zobaczyć poruszające się reklamy napojów Pepsi oraz klipy zachwalające nowe programy telewizji CBS. Spoty pojawią się na cienkich ekranach wielkości wyświetlacza w telefonie komórkowym. Są one zaprogramowane w taki sposób, by odtwarzanie rozpoczęło się, gdy czytelnik dotrze do strony, na której zostały umieszczone - mechanizm aktywacji przypomina rozwiązanie znane z grających kartek z życzeniami. Po załadowaniu filmików pojawia się krótki wstęp z aktorami z komedii The Big Bang Theory, którzy wyjaśniają, jak posługiwać się odtwarzaczem. Po naciśnięciu któregoś z 5 guzików uruchamia się inny plik. Technologię stworzyła firma Americhip. Plastikowy wyświetlacz ma 2,7 mm grubości, mierzy 2 na 1,5 cala i może przechowywać do 40 min nagrania wideo. Żywotność baterii wynosi 70 min, da się je jednak załadować za pośrednictwem minizłącza USB. Dwustronicowe reklamy zagoszczą 18 września w wydaniu Entertainment Weekly dla Nowego Jorku i Los Angeles. Nie ujwaniono, w ilu dokładnie kopiach się znajdą i jaki jest dodatkowy koszt umieszczenia reklamy wideo w magazynie. Muszą być jednak one droższe od form tradycyjnych, ponieważ z pewnością zapamięta je większość odbiorców.
- 12 odpowiedzi
-
- Entertainment Weekly
- spot
- (i 4 więcej)
-
Badacze z londyńskiego City University twierdzą, że gazety codzienne, które zrezygnują z wydań papierowych na rzecz Internetu, tylko na tym stracą. Jedynie w nielicznych przypadkach taka zmiana może wyjść redakcjom na dobre. W raporcie pt.: Taking the Paper out of News.A case study of Taloussanomat, Europe's first online-only newspaper naukowcy analizują przypadek fińskiego dziennika biznesowego Taloussanomat. Po licznych stratach finansowych w grudniu 2007 roku pismo stało się pierwszym w Europie dziennikiem, który zrezygnował z edycji papierowej. Co prawda pozwoliło to na redukcję kosztów aż o 50%, jednocześnie jednak liczba czytelników spadła o 22%, a przychody zmniejszyły się o ponad 75%. Wyliczenia dokonane na przykładzie Finów wskazują, że przejście na edycję on-line może być sensowne tylko wówczas, gdy dochód gazety jest o co najmniej 31% niższy od kosztów, zauważa Neil Thurman z City University. Zniknięcie edycji papierowej powoduje też, że zmniejsza się ruch na witrynie internetowej. Sam fakt, że gazetę można zobaczyć w kiosku jest bowiem sposobem na propagowanie witryny. Thurman mówi też, że Finowie ograniczyli zatrudnienie w newsroomie, a to negatywnie wpłynęło na jakość publikowanych treści. Jednak najprawdopodobniej najważniejszym czynnikiem jest fakt, iż Internet to inne medium używane w inny sposób. Internauta może spędzać na stronie danej gazety pół minuty dziennie. Tymczasem czytelnik wydania papierowego zapoznaje się z tytułem przez pół godziny - dodaje. W ostatnim czasie z papierowych wydań rezygnuje coraz więcej gazet. Najsłynniejsze przypadki w USA to Seattle Post-Intelligencer i Christian Science Monitor. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy przyniesie im to jakieś korzyści, jednak Thurman wątpi, by tytuły te znajdowały się w tak złej kondycji, żeby przejście wyłącznie na edycję on-line było dla nich koniecznością.
- 6 odpowiedzi
-
- wydanie online
- wydanie papierowe
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dziennikarze z gazety Sunday Times of London przeprowadzili szczegółowe dochodzenie na temat poczynań dr. Andrew Wakefielda, który zasłynął jako odkrywca rzekomego związku pomiędzy stosowaniem jednej ze szczepionek oraz autyzmem. Z artykułu wynika, że prezentowane przez niego "wyniki badań" nie były zwyczajnie błędne - zostały one świadomie zafałszowane. Prezentowane przez Wakefielda dane dotyczyły tzw. szczepionki MMR, skierowanej przeciw odrze, nagminnemu zapaleniu przyusznic (czyli popularnej śwince) oraz różyczce. W 1998 lekarz ogłosił na łamach prestiżowego czasopisma Lancet, że co najmniej ośmioro jego młodych pacjentów zaczęło prezentować objawy autyzmu w krótkim czasie po podaniu leku. Miało to rzekomo sugerować jasny związek pomiędzy jednym i drugim zdarzeniem. Zdaniem dziennikarzy z Sunday Times of London, dane przedstawione przez dr. Wakefielda były całkowicie nieprawdziwe. Rewelacje opublikowane na łamach Lancetu w błyskawicznym tempie dotarły do szerokiej grupy pacjentów. Efektem tego zdarzenia była panika, która doprowadziła do zredukowania odsetka dzieci szczepionych preparatem MMR z 92% do 80% oraz zwiększenia liczby zachorowań na odrę z 56 w 1998 r. do 1348 przypadków w roku 2008. Niestety, dwoje dzieci zmarło. Zdaniem Wakefielda, aktywny (choć osłabiony) wirus odry wchodzący w skład szczepionki spowodował niezamierzoną infekcję jelit małych pacjentów, co doprowadziło do rozwoju stanu zapalnego. Efektem zakażenia, według lekarza, miał być właśnie autyzm. Dochodzenie londyńskich dziennikarzy bezlitośnie obnaża serię mistyfikacji, jakich dokonano w związku "aferą szczepionkową". W swoim artykule brytyjski reporter Brian Deer dowodzi, że objawy autyzmu pojawiły się u dzieci znacznie wcześniej, co wyklucza rzekomy wpływ podania MMR. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że za całą sprawą nie stoi pomyłka, lecz świadome działanie dr. Wakefielda. Z informacji zebranych przez Deera wynika, że u części autystycznych dzieci nie stwierdzono w ogóle zapalenia jelit, choć zapisy takie znalazły się w dokumentacji medycznej. Wszystko wskazuje na to, że dr Wakefield osobiście naciskał na członków swojej grupy, by sfałszowali kartoteki. W ciągu 6 lat od publikacji na łamach Lancetu aż 10 spośród 13 autorów badania poprosiło o usunięcie ich nazwisk z listy twórców artykułu, twierdząc, że w rzeczywistości nie stwierdzono realnego związku pomiędzy szczepionką MMR i autyzmem, ponieważ ilość danych była niewystarczająca. Zdaniem dziennikarza Sunday Times of London, Wakefield zainteresował się kontrowersyjnym tematem, gdy został powołany jako biegły sądowy mający zbadać związek pomiędzy pojedynczym przypadkiem autyzmu i podaniem szczepionki. Zdaniem Deera, lekarz otrzymał od prawnika reprezentującego rodzinę chorego dziecka znaczną sumę pieniędzy, dzięki której uruchomiono program badań przesiewowych mających potwierdzić istnienie związku pomiędzy podawaniem MMR i autyzmem. Dalszą część historii już znamy. W związku z licznymi nieprawidłowościami dr Wakefield oraz dr John Walker-Smith i dr Simon Murch, czyli cała trójka twierdząca do samego końca, że opublikowane w Lancecie dane są prawdziwe, została formalnie oskarżona o popełnienie błędu w sztuce lekarskiej. Warto jednak zaznaczyć, że pierwotne oskarżenia dotyczyły etycznych aspektów prowadzenia badań na dzieciach. Nietrudno jednak przewidzieć, że publikacja Briana Deera stanie się pretekstem do uruchomienia kolejnego postępowania. Prawnicy reprezentujący dr. Wakefielda zaprzeczają, jakoby którekolwiek zarzuty skierowane przeciwko ich klientowi były prawdziwe. Mimo to, odmówili wydania oficjalnego oświadczenia dla mediów.
- 11 odpowiedzi
-
- dziennikarz
- Brian Deer
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od dziś stare gazety mogą być nie tylko ponownie przetwarzane na papier. Dzięki nim będzie można odzyskać metale szlachetne z elektroniki, np. zużytych części komputerów, telefonów komórkowych czy telewizorów (Environmental Science & Technology). Do tej pory nie było to łatwe i wymagało użycia dużych ilości szkodliwych dla środowiska związków chemicznych. Zespół Katsutoshi Inoue z Saga University w Japonii opracował jednak dużo tańszą i proekologiczną metodę. Naukowcy pomięli stary papier, zmoczyli go i dodali do pulpy chloru. Następnie potraktowali całość dimetyloaminą (DMA) oraz formaldehydem, by w ten sposób powstał tzw. żel DMA-papierowy. Na końcu został on wysuszony i przetworzony na proszek. Japończycy przetestowali zdolności adsorpcyjne żelu, wprowadzając do niego standardową próbkę przemysłową. Jest to roztwór uzyskiwany przez rozpuszczenie metalowych części w kwasie solnym. Znajdują się w nim różne metale: pospolite, np. miedź, cynk i żelazo (w stężeniach wahających się od 190 do 840 części na tysiąc), ale również szlachetne i przejściowe, m.in. złoto (250 części na milion) oraz platyna i pallad (11-16 części na milion). Okazało się, że żel był bardzo selektywny w odniesieniu do różnych rodzajów metali. Wyłapywał 90% złota, platyny i palladu, lecz zaledwie śladowe ilości miedzi, cynku i żelaza. Zużyty papier stanowi ważny element opisywanej technologii. Amorficzna natura celulozy pozwala na łatwiejszą penetrację macierzy przez metale i zwiększa możliwości w zakresie ich wiązania – jeden kilogram żelu jest w stanie "utrzymać" do 906 gramów złota. Po usunięciu metalu żel można wykorzystać ponownie – wyjaśnia Chaitanya Raj Adhikari, członek japońskiej ekipy. Dodaje też, że nie wiadomo, czemu tak wybiórczo działa on na metale szlachetne, choć nie da się ukryć, że grupy aminowe w DMA wykazują do nich powinowactwo. Inni eksperci doceniają prace Japończyków, podkreślają jednak, że adsorpcja przebiega bardzo wolno i trwa co najmniej 5 godzin. Wg nich, stanowi to poważny minus i ogranicza możliwości zastosowania wynalazku w przemyśle.
- 3 odpowiedzi
-
- metale szlachetne
- żel DMA-papierowy
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wbrew powszechnemu przekonaniu, zgodnie z którym użytkownicy Internetu bardzo pobieżnie przeglądają prezentowane w Sieci informacje, okazało się, że ci, którzy zapoznają się z najnowszymi informacjami za pośrednictwem WWW znacznie bardziej skupiają się podczas ich czytania. Poynter Institute, szkoła dziennikarstwa z Florydy, przeprowadził badania EyeTrack07. Akademicy odkryli, że osoby przeglądające Internet czytają 77% treści, które wybrali. Czytelnicy gazet zapoznają się średnio z 62% wybranych przez siebie treści, a czytelnicy tabloidów – z 57%. Sara Quinn, dyrektor projektu Poynter EyeTrack07 mówi, że były to pierwsze tak duże badania, których celem było porównanie, w jaki sposób ludzie czytają treści w Internecie, a w jaki – w gazetach. Pani Quinn przyznała, że była zaskoczona wynikami, które obaliły mit, jakoby internauci słabiej skupiali uwagę na tekście. Niemal dwie trzecie internautów, gdy już wybierze konkretny tekst, czyta go do końca – mówi Quinn. Badania wykazały również, że większa uwaga jest przykładana do tekstów pisanych w formie pytań i odpowiedzi oraz do list. Ponadto czytelnicy wolą zdjęcia dokumentalne niż studyjne czy pozowane. W badaniu wzięło udział 600 osób w wieku 18-60 lat, które były czytelnikami czterech gazet: Rocky Mountain News z Denver, The St. Petersburg Times z Florydy, Star Tribune z Minneapolis oraz Philadelphia Daily News. Kobiety stanowiły 49% badanych, mężczyźni – 51 procent. Podczas badań, które trwały 30 dni a każdy z ochotników miał prawo do czytania tego, co chce i w jakiej chce formie, naukowcy wykorzystywali dwie kamery zamontowane nad prawym okiem każdego z badanych, które monitorowały to, co czyta.
- 3 odpowiedzi
-
- Poynter Institute
- EyeTrack07
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Premjit Ramachandran nakręcił film pt. Ostatni kaligrafowie. Dokument traktuje o The Musalman, jedynej ręcznie pisanej gazecie w Azji, która jest stale wydawana od momentu powstania w 1927 roku. Trudni się tym grupa mężczyzn z Madrasu, m.in. syn założyciela. Publikują oni teksty w języku urdu. Żaden z nich nie otrzymuje pensji, ale dniówkę w wysokości 60 rupii. Uważają się za wybrańców losu, których moralnym obowiązkiem jest podtrzymywanie tradycji. Wypłacana kwota jest niewysoka, ale mężczyźni cieszą się, że mogą się uczyć języka. Wszystko robią we własnym zakresie. Przepisują brudnopisy, naświetlają i drukują. Z zewnątrz siedziba gazety niczym się nie wyróżnia. Na skromnej uliczce mieszczą się sklepy, a na ścianach pokrytych liszajami łuszczącego się tynku widnieją napisy z imieniem Allaha. Urdu to język z rodziny indoeuropejskiej. Rozwijał się od początku XIII wieku z języka hindustani. Literaturę zaczęto w nim tworzyć trzy wieki później (XVI). Przez stulecia bycie skrybą oznaczało wyższą pozycję społeczną, dostęp do wiedzy i zamiłowanie do idei tolerancji. Za szczyt osiągnięć uznawano pracę kancelisty w sądzie, ponieważ dawało to szansę na zostanie zausznikiem sułtana. Dokument jest bardzo krótki (trwa nieco ponad 2 minuty), ale naprawdę . Także ze względu na chwytający za serce podkład muzyczny.
- 1 odpowiedź
-
- kaligrafia
- ręcznie
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Konsorcjum siedmiu stowarzyszeń prasowych, reprezentujących 176 amerykańskich dzienników, podpisało z Yahoo umowę o współpracy. Przewiduje ona wymianę treści, reklam i dzielenie się technologiami. Współpraca pomiędzy gazetami a portalem rozpocznie się od publikowania w Yahoo ogłoszeń, w których gazety szukają nowych pracowników. Informacje te będą ukazywały się na stronie HotJobs, a gazety będą mogły wykorzystać używaną tam technologię do uruchomienia własnych, podobnych witryn. Długoterminowym celem umowy jest jednak udostępnianie zawartości gazet na stronach Yahoo. Pokazywane tam treści miałyby zostać przygotowane tak, by mechanizmy wyszukiwawcze portalu jak najlepiej potrafiły je odnajdować i indeksować. Władze Yahoo liczą na to, że dzięki umowie umocni się giełdowa pozycja portalu i łatwiej będzie mu konkurować z Google’m, który ostatnio podpisał podobną umowę z 50 dziennikarmi.