Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' waga' .
Znaleziono 9 wyników
-
W trakcie pandemii Polacy znacznie ograniczyli aktywność fizyczną. Przyczyniło się to w dużym stopniu do tycia mieszkańców naszego kraju. Aż 42 proc. z nas przybrało na wadze średnio 5,7 kg – wynika z sondażu Ipsos COVID 365+. Badanie COVID 365+, którym objęto reprezentatywną próbę 1000 Polaków wskazuje, że obecnie problem nadwagi lub otyłości dotyczy co drugiego mieszkańca Polski. Zostało ono zrealizowane w dniach od 25 lutego do 2 marca 2021 r. Nadwaga i otyłość są jednymi z wiodących czynników zwiększających ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19. Potwierdzają to liczne badania naukowe przeprowadzone na przestrzeni ostatnich miesięcy – przypomina dr hab. Ernest Kuchar, specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych i medycyny sportowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, cytowany w informacji prasowej przesłanej PAP. Jak dodaje ekspert, zdrowe odżywianie i aktywność fizyczna to dwa podstawowe elementy, tanie i dostępne dla każdego z nas, które mają najistotniejszy wpływ na redukcję zbędnych kilogramów, a co za tym idzie mogą wpływać na łagodniejszy przebieg COVID-19. Polacy mają świadomość, że styl życia, w tym aktywność fizyczna ma korzystny wpływ na zdrowie. W badaniu Ipsos pt. Diet and Health under COVID-19 co trzecia osoba oceniła, że aktywność fizyczna ma największy wpływ na obniżenie ryzyka ciężkiego przebiegu zakażenia koronawirusem. Jednocześnie, aż 43 proc. dorosłych Polaków nie realizuje minimalnego poziomu aktywności, który zgodnie z najnowszymi rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia wynosi 300 minut umiarkowanego wysiłku fizycznego w tygodniu, wykazało badanie MultiSport Index 2021. Zostało ono zrealizowane przez Kantar na reprezentatywnej, losowej próbie 1000 Polaków powyżej 18. roku życia od 15 stycznia do 18 stycznia 2021 roku. Niestety od wielu lat daleko nam do podium, na którym znajdują się najaktywniejsze fizycznie społeczeństwa w Europie. Utrzymujące się od ponad roku ograniczenia w dostępie do obiektów sportowych z pewnością nie poprawią tych statystyk – podkreśla dr Kuchar. W badaniu MultiSport Index Pandemia przeprowadzonym w czasie pierwszego lockdownu, wiosną 2020 roku, aż 43 proc. aktywnych fizycznie Polaków przyznało, że ograniczyło liczbę treningów. Jako główny powód respondenci wskazali zamknięcie obiektów sportowych. Dr Kuchar zaznacza, że dziś co trzeci Polak podejmuje aktywność fizyczną rzadziej niż raz w miesiącu. Gdy doliczymy do tego godziny spędzone w pozycji siedzącej oraz niewłaściwą dietę i częste podjadanie niezdrowych przekąsek – mamy gotowy przepis na rozwój cukrzycy lub chorób układu krążenia, czyli tzw. schorzeń cywilizacyjnych, które obok pandemii COVID-19, pozostają najważniejszym problemem zdrowotnym i główną przyczyną zgonów – ostrzega specjalista. Zgodnie ze statystykami WHO niewystarczający poziom aktywności fizycznej jest czwartą wiodącą przyczyną śmiertelności na świecie – odpowiada za około 5 mln zgonów rocznie. Brak ruchu jest też bezpośrednią przyczyną 27 proc. przypadków cukrzycy oraz 30 proc. przypadków choroby niedokrwiennej serca. Aktywność fizyczna ma działanie profilaktycznie zarówno w kontekście chorób cywilizacyjnych, jak i funkcjonowania w sezonach infekcyjnych – wspiera naszą odporność, obniżając m.in. ryzyko występowania zakażeń górnych dróg oddechowych aż o 30 proc. – przypomniał dr Kuchar. Jak dodał, ćwiczenia odgrywają też znaczącą rolę w powrocie do zdrowia po COVID-19. Nasz układ limfatyczny, nazywany także układem chłonnym, posiada tylko jedną pompę – mięśnie. Skurcze mięśni stymulują krążenie limfy i zawartych w niej komórek odpornościowych po organizmie. Te wszystkie informacje składają się na jeden, bardzo ważny wniosek – powinniśmy zwracać uwagę na styl życia i pamiętać o codziennej dawce ruchu, która z pewnością przysłuży się naszemu zdrowiu, które dziś jest szczególnie zagrożone i to na wielu poziomach – podsumował ekspert. « powrót do artykułu
-
Antybiotyki negatywnie wpływają na wzrost i wagę chłopców
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Chłopcy, którym w ciągu dwóch tygodni po narodzeniu podano antybiotyki, z większym prawdopodobieństwem będą znacznie niżsi i lżejsi niż ich rówieśnicy. Efektu takiego nie zaobserwowano u dziewczynek. Takie wnioski płyną z badań, które przeprowadził Samuli Rautava i jego koledzy z Uniwersytetu w Helsinkach. Finowie postanowili zbadać długoterminowe skutki podawania antybiotyków dzieciom, które nie ukończyły 2. tygodnia życia. Na potrzeby swoich badań naukowcy przyjrzeli się 12 422 dzieciom od momentu urodzenia się do wieku 6 lat. Wszystkie dzieci urodziły się w latach 2008–2010 w Szpitalu Uniwersyteckiego w Turku. Wśród badanych było 1151 dzieci, którym w ciągu pierwszych 14 dni życia podano antybiotyki, gdyż lekarze podejrzewali u nich infekcję bakteryjną. Analiza wykazała, że dzieci, którym tak wcześnie podano antybiotyki z większym prawdopodobieństwem są w pierwszych sześciu latach życia znacznie niższe i lżejsze niż ich rówieśnicy, którzy antybiotyków nie dostali. Zjawisko takie zaobserwowano wyłącznie w odniesieniu do chłopców. Po raz pierwszy wykazaliśmy, że podanie antybiotyków w pierwszych dniach życia niesie ze sobą długoterminowe skutki, mówi Rautava. Naukowcy podejrzewają, że antybiotyki powodują długoterminowe zmiany mikrobiomu jelit, co skutkuje niższym wzrostem. Jak mówi współautor badań, Omry Koren z Uniwersytetu Bar-Ilan w Izraelu, mikrobiom jelit to „zapomniany organ”. Pomaga on w trawieniu, bierze udział w rozwoju układu odpornościowego, chroni nas przed szkodliwymi bakteriami. Dopiero zaczynamy poznawać olbrzymią rolę, jaką mikrobiom ten odgrywa w naszym życiu. Gdy używamy antybiotyków, by zabijać bakterie chorobotwórcze, zabijamy też korzystne bakterie, mówi Rautava. Naukowcy, by sprawdzić, czy mniejsze wzrost i waga chłopców są spowodowana podawaniem antybiotyków, podali myszom mikroorganizmy z kału dzieci, którym podawano i nie podawano antybiotyków. Okazało się, że samce myszy – ale już nie samice – były mniejsze i lżejsze, gdy na początku życia zetknęły się z mikroorganizmami od dzieci, którym podano antybiotyki. Naukowcy wciąż nie wiedzą, dlaczego problem dotyczy tylko chłopców. BartinBlaser z Rutgers University spekuluje, że przyczyną mogą być różnice w ekspresji genów w jelitach. Różnice takie ujawniają się między płciami już 2 dni po urodzeniu. « powrót do artykułu-
- antybiotyk
- chłopiec
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dieta ketogeniczna działa, ale krótkoterminowo. Po ponad tygodniu jej stosowania pojawiają się pierwsze niekorzystne efekty. Do takich wniosków doszli naukowcy z Yale University, którzy prowadzili eksperymenty na myszach. Badania te pokazują, że krótkoterminowe stosowanie diety ketogenicznej może przynieść korzyści i otwierają drogę do badań klinicznych na ludziach. Dieto ketogeniczna, w ramach której 99% kalorii pochodzi z tłuszczu i białka, a jedynie 1% z węglowodanów, jest coraz bardziej popularna. Kolejni celebryci informują, że dzięki niej stracili na wadze. Naukowcy z Yale University informują na łamach Nature Metabolism, że zarówno pozytywne jak i negatywne skutki stosowania tej diety są związane z limfocytami T gamma delta (T γδ). Główny autor badań, profesor Vishwa Deep Dixit, wyjaśnia, że dieta ketogeniczna powoduje, że organizm zaczyna spalać tłuszcz. Jako, że zakłada ona spożywanie minimalnych ilości węglowodanów, prowadzi do spadku poziomu cukru we krwi. Organizm reaguje tak, jakby głodował, i zaczyna pobierać energię z tłuszczu a nie z węglowodanów. Źródłem energii dla organizmu stają się pośrednie metabolity tłuszczu, zwane ciałami ketonowymi. Gdy zaś organizm spala ciała ketonowe, rozprzestrzeniają się w nim chroniące tkanki limfocyty T γδ. Dzięki zwiększonej obecności tych komórek zmniejsza się ryzyko cukrzycy i stanów zapalnych, poprawia się metabolizm organizmu. Po tygodniu u myszy na diecie ketogenicznej zaobserwowano zmniejszenie poziomu cukru i stanu zapalnego. Jednak gdy organizm sądzi, że głoduje, jednocześnie z trawieniem tłuszczu rozpoczyna proces jego gromadzenia. Jak informuje profesor Dixit, gdy myszy pozostawały na diecie ketogenicznej dłużej niż tydzień, zaczynały spożywać więcej tłuszczu niż spalały, pojawiała się u nich cukrzyca i otyłość. Straciły też chroniące je komórki T γδ, dodaje uczony. Naukowiec stwierdza, że anegdotyczne twierdzenia o korzyściach z diety ketogenicznej powinny zostać zweryfikowane w badaniach klinicznych. Zanim zalecimy taką dietę, powinniśmy poznać wyniki dużych kontrolowanych badań klinicznych. Trzeba lepiej zrozumieć mechanizmy metaboliczne i immunologiczne oraz ocenić ryzyko dla osób z nadwagą i w stanie przedcukrzycowym, stwierdza. Jeśli takie badania potwierdziłyby, że krótko stosowana dieta ketogeniczna przynosi korzyści, byłaby to dodatkowa dobra wiadomość. Kto chce być wiecznie na diecie?, retorycznie pyta Dixit. « powrót do artykułu
- 36 odpowiedzi
-
- dieta ketogeniczna
- cukier
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jedzenie obfitych śniadań zamiast obfitych obiadów może zapobiegać otyłości i podwyższonemu poziomi cukru we krwi, wynika z badań opublikowanych na łamach Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism. Znacznie zdrowiej jest zjeść dużo na śniadanie, a mniej na obiad, niż na odwrót. Gdy zjemy posiłek organizm musi zużyć energię na jego przyswojenie, strawienie, transport i przechowywanie składników odżywczych. To wydatkowanie energii nazywa się termogenezą indukowaną dietą. Jak się okazuje, jest ono różne w zależności od pory dnia, w której jemy. Naukowcy z Uniwersytetu w Lubece zaangażowali do swoich badań 16 mężczyzn o prawidłowej wadze ciała. Przy ich pomocy przeprowadzili randomizowane ślepe próby w laboratorium. Badania trwały przez trzy dni i składały się z dwóch eksperymentów. Podczas jednego z nich badani zjedli niskokaloryczne śniadanie, które dostarczyło im 11% dobowego zapotrzebowania na kalorie, i wysokokaloryczny obiad (69% dobowego zapotrzebowania na kalorie). Podczas drugiego z badań proporcje posiłków odwrócono. Za pomocą kalorymetrii pośredniej zmierzono u badanych termogenezę indukowaną dietą, określono parametry metabolizmu glukozy, a na specjalnej skali określano poziom głodu oraz chęć na słodycze. Okazało się, że zarówno po posiłku niskokalorycznym jak i wysokokalorycznym poziom termogenezy indukowanej dietą był rano 2,5-krotnie wyższy niż wieczorem. Innymi słowy, organizm potrzebował 2,5-krotnie więcej energii na strawienie tej samej ilości pożywienia. Ponadto związany ze spożytym posiłkiem wzrost poziomu glukozy i insuliny był mniejszy po śniadaniu niż po obiedzie. Jakby jeszcze tego było mało, niskokaloryczne śniadanie zwiększało zarówno poczucie głodu jak i apetyt na słodycze w ciągu dnia. Autorzy badań stwierdzili, że – niezależnie od ilości spożytych kalorii – termogeneza indukowana dietą jest wyższa rano niż wieczorem. Jeśli zatem pilnujemy wagi, chcemy uniknąć nadmiernego wzrostu poziomu cukru we krwi i zmniejszyć nasz apetyt na słodycze, powinniśmy jadać obfite śniadania i mniej obfite obiady. Zalecamy taki wzorzec posiłków zarówno osobom otyłym, jak i zdrowym. Należy jeść dużo na śniadanie, a nie na obiad, mówi współautorka badań, doktor Juliane Richter. « powrót do artykułu
- 3 odpowiedzi
-
Cukrzycy typu 2. można się pozbyć, tracąc jedynie 10% wagi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Cukrzycy typu 2. można się pozbyć, pod warunkiem jednak, że w ciągu pierwszych 5 lat od diagnozy schudniemy o co najmniej 10%, stwierdzają autorzy badań prowadzonych pod kierunkiem uczonych z University of Cambridge. Możliwe jest zatem wyleczenie się z cukrzycy bez konieczności drastycznej zmiany stylu życia czy kosztem ekstremalnego ograniczenia liczby przyjmowanych kalorii. Na cukrzycę typu 2. cierpi 400 milionów osób na całym świecie. Może ona prowadzić do chorób serca, udarów, ślepoty i amputacji. Wiadomo, że chorobę można trzymać w ryzach popraz zmianę stylu życia i zażywanie leków. Wiadomo również, że istnieje związek pomiędzy niezwylke restrykcyjną dietą – polegającą na przyjmowaniu przez 8 tygodni nie więcej niż 700 kalorii dziennie – a powrotem poziomu cukru do normalnego poziomu. Taka dieta powoduje, że cukrzyca znika u 9 na 10 dopiero co zdiagnozowanych osób oraz u 50% od dawna chorujących. Nie jest jednak jasne, czy choroby można się pozbyć za pomocą mniej restrykcyjnej diety, która byłaby bardziej do przyjęcia dla większej liczby ludzi. Żeby się tego dowiedzieć, zespół naukowców przeanalizował dane z badań ADDITION-Cabridge. To długoterminowe badania, w których wzięło udział 867 osób w wieku 40–49 lat u których właśnie zdiagnozowano cukrzycę. Analiza wykazała, że po pięciu latach remisja cukrzycy nastąpiła u 257 osób. Gdy bliżej im się przyjrzano, okazało się, że osoby, które w ciągu tych pięciu lat straciły na wadze co najmniej 10% były z dwukrotnie większym prawdopodobieństwem wolne od cukrzycy w porównaniu z osobami, których waga się nie zmieniła. Od pewnego czasu wiadomo było, że można doprowadzić do remisji choroby za pomocą drastycznych metod, jak intensywna utrata wagi i drastyczna redukcja spożywanych kalorii. Jednak stosowanie takich środków może być dla ludzi bardzo trudne. Uzyskane przez nas wyniki sugerują, że można pozbyć się cukrycy, co najmniej na pięć lat, doprowadzając do umiarkowanego spadku wagi o 10%. To może być łatwiejsze do osiągnięcia i może zmotywować więcej osób, mówi doktor Hajira Dambha-Miller. Ze szczegółami badań można zapoznać się w piśmie Diabetic Medicine. « powrót do artykułu -
Aż 700 tys. Polaków z otyłością wymaga leczenia operacyjnego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Prawie 700 tys. osób w naszym kraju ma tzw. otyłość patologiczną wymagającą leczenia chirurgicznego, które pomaga w odchudzaniu, jak i chroni przed poważnymi chorobami – przekonywali w czwartek eksperci. Podkreślono, że pacjentów tych trzeba objąć kompleksową i skoordynowaną opieką. Specjaliści podczas konferencji naukowej w Warszawie wyjaśnili, że otyłość patologiczna występuje wtedy, gdy wskaźnik masy ciała BMI przekracza 40 punktów. Osoby z tak dużą masą ciała wymagają specjalistycznej pomocy, u wielu z nich konieczne jest operacyjne leczenie polegające np. na zmniejszeniu różnymi metodami objętości żołądka. Są to tzw. zabiegi bariatryczne i najlepiej, gdy są wykonywane małoinwazyjną metodą laparoskopową. Prezes Towarzystwa Chirurgów Polskich prof. Krzysztof Paśnik powiedział w rozmowie z PAP, że operacyjnego leczenia otyłości może wymagać w naszym kraju 700 tys. osób, u których występuje otyłość patologiczna. W 2018 r. zabiegi bariatryczne przeprowadzono u zaledwie 3,8 tys. tych pacjentów, o ponad 500 więcej niż rok wcześniej – wynika z danych przedstawionych podczas konferencji przez ekspertów Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Liczba wykonywanych u nas operacji to wciąż zatem kropla w morzu potrzeb. Tymczasem badania naukowe wykazują, że chronią one przed wieloma powikłaniami i przedłużają życie osobom z otyłością – podkreślił prof. Paśnik, który od wielu lat specjalizuje się w operacjach bariatrycznych. Specjaliści przekonują, żeby zwiększyć w naszym kraju liczbę operacji bariatrycznych, a jednocześnie wprowadzić kompleksową i skoordynowaną opiekę nad pacjentami poddawanymi tym zabiegom. Sama operacja to jeszcze nie wszystko – podkreślił prof. dr hab. Łukasz Kaska z Centrum Leczenia Otyłości i Chorób Metabolicznych Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Tym bardziej, że operacja nie jest panaceum na otyłość. Po 10 latach od 20 do 30 proc. operowanych wraca do poprzedniej masy ciała. Jak podkreślił prof. Paśnik, leczeniem otyłości olbrzymiej powinny zajmować się wyłącznie wyspecjalizowane w tej dziedzinie ośrodki, dysponujące doświadczonymi w tych zabiegach chirurgami i odpowiednimi specjalistami, np. od dietetyki, psychologii i rehabilitacji. Ośrodki takie muszą zapewnić pacjentom wieloletnią opiekę, czasami do końca życia. Co roku powinno się w nich wykonywać co najmniej 150 operacji bariatrycznych, bo to gwarantuje odpowiednią ich jakość. Trzeba też zmienić nastawienie lekarzy w Polsce do operacji bariatrycznych. Wielu z nich nie mówi nawet o nich pacjentom, bo nadal nie jest przekonanych do tych zabiegów. To błąd – twierdzą chirurdzy. Chirurgia bariatryczna przestała być jedynie leczeniem nadmiernej masy ciała. Pozostaje jedyną metodą leczenia otyłości olbrzymiej o udowodnionej skuteczności – przekonuje prof. Andrzej Budzyński, kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Endoskopowej, Metabolicznej oraz Nowotworów Tkanek Miękkich Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Z postulatami specjalistów zgodził prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Jacyna. Powiedział, że poza zabiegami na najwyższym poziomie niezbędne jest zapewnienie operowanym pacjentom kompleksowej i długofalowej opieki. Obecnie wielu z nich nie wraca do ośrodka, w którym byli operowani, a po operacji muszą radzić sobie sami – podkreślił. Prezes NFZ zwrócił uwagę, że bardzo ważne jest przygotowanie do operacji pacjenta, które powinno trwać około 6 miesięcy. Większość ośrodków wykonujących takie operacje tego jednak nie przestrzega. Szpitale decydujące się na chirurgię bariatryczną muszą być wyposażone w odpowiedni sprzęt, np. w stół operacyjny przystosowany do osób z otyłością olbrzymią. Zdaniem dr. Jerzego Gryglewicza z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia, chirurgia bariatryczna powinna mieć zapewnione oddzielne finansowanie w ramach kompleksowej i skoordynowanej opieki nad operowanymi pacjentami. "Wprowadzenie tej opieki poprzedziłby program pilotaży realizowany w wybranych ośrodkach. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej" – dodał. Nie wiadomo jednak, kiedy taki pilotaż miałby się rozpocząć. Dr Gryglewicz powiedział, że program kompleksowej opieki w zakresie chirurgii bariatrycznej jest na etapie konsultacji ze specjalistami. Jest jednak przekonany, że efektywny i kompleksowy model opieki nad chorymi może poprawić ich sytuację, jak też zmniejszyć koszty leczenia otyłości. Ekspert ds. zdrowia zwrócił uwagę, że operacjom bariatrycznym często poddawani są ludzie młodzi. Średnia wieku operowanych to zaledwie 43 lata, w 2018 r. najmłodsi pacjenci byli w wieku 14-16 lat, z kolei najstarsi mieli od 70 do 77 lat - powiedział. Z danych NFZ wynika, że na chirurgiczne leczenie otyłości w 2018 r. przeznaczono 43,5 mln zł, o 7 mln zł więcej niż rok wcześniej. Dzięki zabiegom osoby z otyłością olbrzymią mogą być nadal aktywne i uniknąć wielu powikłań związanych z nadmierną masą ciała, takich jak zaburzenia metaboliczne, cukrzyca czy zaburzenia kostno-stawowe. Bardzo ważne jest zatem, żeby pacjenci ci byli operowani jeszcze przed wystąpieniem powikłań, a nie dopiero wtedy, gdy się już pojawią – powiedział PAP prof. Paśnik. Z analizy ekspertów Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia wynika, że koszty pośrednie utraconej produktywności chorych z otyłości w 2015 r. wyniosły 77,55 mln zł, a w 2016 r. zwiększyły się one do 85,14 mln zł. « powrót do artykułu-
- Polska
- otyłość patologiczna
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wrony brodate umieją ocenić wagę obiektu, przyglądając się jego zachowaniu na wietrze. Poza ludźmi dotąd nie znano żadnych innych stworzeń, które by to potrafiły. Naukowcy z międzynarodowego zespołu schwytali 12 osobników. Po przewiezieniu do laboratorium ptaki uczono oceny wagi obiektów; było to potrzebne, by dostać nagrodę. Połowa wron otrzymywała smaczny kąsek, wybierając lżejszy z dwóch obiektów. Reszta opanowywała odwrotną zależność. Później te same obiekty wieszano jeden po drugim nad ziemią i kierowano na nie strumień powietrza z wentylatora (była to symulacja lekkiego wiatru). Po przyjrzeniu się, co powiew robi z przedmiotami, zabierane pojedynczo na arenę testową ptaki mogły wybrać coś, co wg nich, miało zapewnić nagrodę. Okazało się, że w 73% przypadków reakcje były prawidłowe. Działo się tak, mimo że przed dokonaniem wyboru wrony nie dotykały obiektów. Artykuł akademików z Uniwersytetu w Auckland, Uniwersytetu w Cambridge czy Instytutu Nauki o Historii Człowieka Maxa Plancka ukazał się w piśmie Proceedings of the Royal Society B. « powrót do artykułu
-
- wrona brodata
- waga
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na podstawie wagi bocianiego gniazda można określić, ile ma ono lat – oceniają ornitolodzy z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, którzy w ramach projektu ochrony bocianów białych przebadali i zważyli blisko 90 takich gniazd. Wiedzę o ciężarze gniazd można na przykład wykorzystać w różnych kwestiach związanych z bezpieczeństwem budynków czy w energetyce – podkreśla Adam Zbyryt z PTOP, koordynator projektu. Bocianie gniazda ważono przed wiosną przy okazji przenoszenia ich z dachów budynków na bezpieczne słupy z platformami w miejscach, gdzie stanowią już zagrożenie dla budynków. To element projektu ochrony bociana białego, który realizuje PTOP wspólnie z innymi partnerami na obszarach Natura 2000 w dolinach kilku rzek w województwach: podlaskim, mazowieckim i warmińsko-mazurskim. Mimo że gatunek tego jest doskonale zbadany, to jednak do tej pory waga bocianich gniazd nie była przedmiotem wnikliwych badań. W literaturze znajdowały się dotychczas jedynie szczątkowe dane na ten temat. W Polsce zważono trzy gniazda, na świecie kilka – poinformował PAP Zbyryt. Ornitolodzy podali, że średnia waga zbadanych gniazd wynosiła ok. 349 kg. Najlżejsze miało 70 kg, najcięższe – rekordowe 1250 kg. Adam Zbyryt podkreśla, że to unikalne dane. Nasze wyniki mają niesłychane znaczenie praktyczne dla osób posiadających gniazdo bocianie na dachu budynku oraz dla zakładów energetycznych w przypadku gniazd na słupach, gdyż na ich podstawie są oni w stanie ocenić zagrożenie, jakie mogą one nieść dla tych konstrukcji – podkreśla Zbyryt. Ornitolodzy wyliczyli, że biorąc pod uwagę wysokość i objętość gniazda, można precyzyjnie oszacować jego wagę gniazda, bo wysokość i waga są ze sobą – jak podkreśla Zbyryt – bardzo silnie skorelowane. I tak gniazdo o wysokości pół metra waży ok. 300 kg, a gniazdo jednometrowe ok. 700 kg – podał. Ludzie intuicyjnie wiedzą, ile ważą bocianie gniazda, gdyż każdy gospodarz posiadający gniazdo na dachu budynku, co kilka lat dokonuje jego zmniejszenia poprzez zrzucenie części materiału – zauważył Zbyryt. Podkreślił przy tym, że najbardziej z wagą skorelowana jest objętość gniazda, podobna do wzoru na objętość walca. Zbyryt poinformował, że w przypadku kilku spośród badanych gniazd, takich, których nigdy nie zmniejszali ludzie - udało się sprecyzować wiek tych gniazd. Wyjaśnił, że pozwoliło to ocenić, ile gałęzi i innego materiału, z którego bociany budują gniazda, jest przynoszonych na gniazdo każdego roku. Oszacowano, że jest to 60 kg, czyli dwudziestokrotność wagi bociana. Najstarsze ze zbadanych gniazd mają powyżej dwudziestu lat. Projekt ochrony bociana białego jest realizowany od sierpnia 2016 r. do lipca 2020 r. Łącznie w tym czasie ornitolodzy zabezpieczą ok. 300 bocianich gniazd. Projekt jest realizowany w dolinach rzek: Narew, Biebrza, Bug, Nurzec, Liwiec, Omulew i Płodownica na dziesięciu obszarach Natura 2000. Wartość projektu to ok. 6 mln zł. Jest dofinansowany w 60 proc. przez UE z programu Life, także niemiecką organizację Vogelschutz Komitee e.V. PTOP podawał PAP wcześniej -powołując się na dane międzynarodowego spisu bocianów białych z, 2014 r. - że w Polsce jest nie więcej niż 45 tys. par lęgowych tych ptaków i jest to o 15-20 proc. mniej niż 10 lat wcześniej. W ramach projektu, w czerwcu, będą montowane specjalne odstraszacze (ok. 270 w ciągu dwóch lat), by bociany nie ulegały porażeniom prądem elektrycznym przy słupach energetycznych. « powrót do artykułu
-
Rocznie pająki pochłaniają 400-800 mln ton ofiar
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zoolodzy z Uniwersytetów w Bazylei i Lund wyliczyli, że rocznie pająki zjadają ok. 400-800 mln ton ofiar. Autorzy publikacji z The Science of Nature opowiadają, że istnieje ponad 45 tys. gatunków pająków, a ich zagęszczenie może sięgać nawet 1000 osobników na metr kwadratowy. To wszystko sprawia, że pająki są jedną z najbogatszych w gatunki i najbardziej rozpowszechnionych grup drapieżników. Naukowcy podkreślają, że przez tryb życia (pająki są często zwierzętami nocnymi i świetnie kamuflują się w roślinności), dotąd trudno było zademonstrować ich rolę ekologiczną. Szwajcarzy i Szwedzi posłużyli się bazującymi na różnych modelach 2 metodami obliczeniowymi. W ten sposób okazało się, że ważąca ok. 25 mln ton globalna populacja pająków pochłania rocznie 400-800 mln ton ofiar. Ponad 90% stanowią owady i skoczogonki (Collembola). Duże tropikalne pająki polują od czasu do czasu na małe kręgowce - żaby, jaszczurki, węże, ryby, ptaki i nietoperze - lub żerują na roślinach. Zoolodzy wyjaśniają, że duże "widełki" w zakresie wagi ofiar wynikają stąd, że wskaźnik skutecznych polowań może się mocno zmieniać w pewnych ekosystemach i trzeba to uwzględniać w przewidywaniach. By umiejscowić te statystyki w szerszym kontekście, naukowcy przypominają, że wg Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), rocznie ludzie z całego świata zjadają ok. 400 mln ton mięsa i ryb. Wygląda więc na to, że zwyczaje i możliwości jedzeniowe pająków lepiej porównać z waleniami, które pochłaniają rocznie ok. 280-500 mln ton ofiar. Zespół Martina Nyffelera z Uniwersytetu w Bazylei zademonstrował, że w lasach i na łąkach, gdzie można zapolować na szkodniki, pająki zabijają o wiele więcej owadów niż w innych habitatach, np. na pustyniach, w arktycznej tundrze czy uprawach. Wpływ wywierany przez pająki na terenach rolniczych jest pośledniejszy, bo intensywnie obrabiane obszary zapewniają im mniej korzystne warunki do życia (ponadto czasem pająki żyjące na polach zabijają ofiary tylko przez krótki okres w roku). Jak podają zoolodzy, pająki z lasów i łąk odpowiadają za >95%, a te z upraw za mniej niż 2% rocznego "urobku". Jako pierwszym udało nam się wyliczyć, że pająki są głównymi naturalnymi wrogami owadów. We współpracy z innymi owadożernymi zwierzętami, np. mrówkami i ptakami, pomagają znacząco zredukować gęstość populacji owadów. « powrót do artykułu