Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' ptak' .
Znaleziono 21 wyników
-
Papużka żółtobrzucha (Pezoporus occidentalis) to krytycznie zagrożony, niezwykły ptak. Prowadzi nocny tryb życia, a ma słaby wzrok. Papużka zamieszkuje Australię i przez długi czas nie rejestrowano jej obecności. Obecnie występuje tak rzadko, że o jej znaczeniu kulturowym zapomnieli nawet Aborygeni. Dawniej jej zawołania służyły rodzicom do ostrzegania dzieci, by nocą nie oddalały się zbytnio od obozu. Dzieciom mówiono, że dźwięki, które słyszą, to odgłosy wydawane przez złe duchy. Papużki odgrywały więc ważną rolę w uczeniu dzieci ostrożności i odpowiedniego postępowania, które umożliwiały im przetrwanie. Teraz dzięki wysiłkom badaczy udało się odnaleźć prawdopodobnie największą na świecie kolonię papużek żółtobrzuchych. Na wschodzie regionu Pilbara, jednego z najsłabiej zaludnionych miejsc na Ziemi, naukowcy rozstawili kilkadziesiąt mikrofonów. Siedemnaście z nich nagrało odgłosy wydawane przez Pezoporus occidentalis. Podczas poszukiwań najbardziej obiecujących miejsc uczeni znaleźli stare gniazdo, kilka piór, czasem sami słyszeli nawoływania papużek, udało im się jedną sfotografować dzięki fotopułapce. Wstępnie ocenia się, że odkryta populacja co najmniej 50 osobników i jest rozproszona na obszarze około 14,5 tysiąca kilometrów kwadratowych. O Pezoporus occidentalis niewiele wiadomo. Ptaki przemieszczają się głównie po ziemi. Za dnia kryją się przed upałem wśród roślinności, nocą wychodzą się pożywić. Gdy w XIX wieku Europejczycy po raz pierwszy odnotowali obecność tego gatunku, powszechnie występował on w całej Australii. Jednak koloniści przywieźli ze sobą koty. I papugi zaczęły szybko znikać z krajobrazu. Przez dziesięciolecia ich nie widziano. Pierwsze od 67 lat doniesienia o tym, że gatunek mógł przetrwać, pojawiły się w roku 1979. W 1990 ostatecznie potwierdzono te doniesienia. Znaleziono wówczas martwą papugę. Pierwszą żywą populację odkryto w 2013. Niestety, znane obecnie populacje są rozrzucone na olbrzymich terenach. Papużki muszą latać dziesiątki kilometrów, by znaleźć wodę lub partnera. A poszczególne populacje dzielą setki i tysiące kilometrów, co rodzi olbrzymie ryzyko chowu wsobnego. Naukowcy stwierdzili, że kluczowym elementem do przetrwania papużek żółtobrzuchych są psy dingo. Nie znaleziono żadnych dowodów, by polowały one na papużki, wiadomo jednak, że polują na koty, które doprowadziły ptaki na skraj zagłady. Być może rolę w przetrwaniu papużek odgrywa też kontrolowanie przez dingo populacji lisów. Utrzymanie populacji dingo na terenach, gdzie papużki występują, jest niezbędne do ich przetrwania. Innym zagrożeniem jest wypijanie wody, która jest deficytowym zasobem w regionach występowania gatunku, przez zdziczałe wielbłądy. Nowo odkrytej populacji zagrażają też pożary. Żyje ona bowiem na obszarze, na którym dość często do nich dochodzi. Dlatego uczeni rekomendują kontrolowane wypalanie roślinności, ale przeprowadzane z uwzględnieniem obecności papug. Nie wiadomo, jak na ptaki może wpłynąć globalne ocieplenie. Jednak fakt, że żyją one w jednym z najgorętszych miejsc na Ziemi nie napawa optymizmem. Być może właśnie wysokie temperatury panujące za dnia skłoniły papużki żółtobrzuche do prowadzenia nocnego trybu życia. Jednak, w przeciwieństwie do znacznie bardziej znanych nocnych papug – kakapo – Pezoporus occidentalis mają niewielkie oczy, co sugeruje, że słabo widzą w nocy. « powrót do artykułu
-
- Papużka żółtobrzucha
- Pezoporus occidentalis
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Orły przednie przez długi czas doskonalą swoje umiejętności latania, zauważyli naukowcy z Instytutu Zachowania Zwierząt im. Maxa Plancka, Szwajcarskiego Instytutu Ornitologicznego i Uniwersytetu w Wiedniu. Na podstawie obserwacji uczeni stwierdzili, że to, co postrzegano jako zachowanie instynktowne nie tylko wymaga nauki podczas opuszczania gniazda. Okazuje się, że orły z wiekiem się doskonalą. Orły przednie to ptaki szybujące. By zaoszczędzić energię starają się jak najmniej machać skrzydłami, a latają dzięki wykorzystywaniu prądów wznoszących. Jednak odnalezienie takich prądów i odpowiednie ustawienie ciała nie jest rzeczą łatwą. Orły muszą się tego nauczyć. Naukowcy założyli nadajniki GPS 55 młodym orłom z gniazd w Szwajcarii, Niemczech, Włoszech, Słowenii i Austrii. Zwierzęta śledzono nawet przez 3 lata od opuszczenia terytorium rodziców. Badacze zdobyli dowody, że orły nawet wówczas uczą się latać, analizując miejsca, w których przebywały. Początkowo młode osobniki trzymały się w pobliżu gór, gdzie ukształtowanie terenu wymusza powstawanie prądów wznoszących, więc są one łatwiejsze do przewidzenia. Z czasem jednak orły coraz odważniej latały na otwartych przestrzeniach, gdzie prądy trudniej jest przewidzieć. To sugeruje, że z wiekiem umiejętności odnajdowania i wykorzystywania prądów wznoszących rosły. Naukowcy obliczyli, że w ciągu trzech lat obszar, na których latał ptak, zwiększał się przeciętnie ponad 2000 razy. Latanie jest tym, co definiuje orły, są one jego symbolem. Więc można by pomyśleć, że jest czymś tak naturalnym, jak dla ryby pływanie. Jednak wszystko wskazuje na to, że muszą nabyć doświadczenia, by nauczyć się wykorzystywać energię atmosfery, co wiąże się z tym, jak latają i gdzie mogą się przemieszczać, mówi Kamran Safi, szef grupy badawczej z Instytutu Maxa Plancka w Konstancji. Nowo zdobyta wiedza zostanie wykorzystana podczas ochrony orłów. Naukowcy tworzą mapy występowania zwierząt chronionych i ich przemieszczania się. Teraz do tych map trzeba będzie dostać kolejny element, wiek ptaka. « powrót do artykułu
-
- orzeł przedni
- ptak
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zoo w Los Angeles pochwaliło się olbrzymim sukcesem. W tegorocznym sezonie rozrodczym z jaj wykluło się rekordowo dużo – 17 – piskląt skrajnie zagrożonego kondora kalifornijskiego. Populacja tych wymarłych niegdyś na wolności zwierząt jest obecnie powoli przywracana do środowiska w ramach California Condor Recovery Program (CCRP). Opiekunowie kondorów mają nadzieję, że wszystkie tegoroczne pisklęta uda się w przyszłości wypuścić na wolność. Poprzednim rekordowym rokiem w Los Angeles Zoo był 1997, kiedy na świat przyszło 15 piskląt. W 2017 roku w L.A. Zoo zapoczątkowano pionierską technikę, w ramach której przetrzymywanej w niewoli parze podkładano dwa jaja do wyklucia i wychowania. Nikt wcześniej tego nie próbował. W bieżącym roku zdecydowano się na pójście o krok dalej i jednej parze podkładano 3 jaja. Jak widać, był to dobry pomysł. W bieżącym sezonie trzy pisklęta wykluły się jako jedynacy, osiem przyszło na świat z jaj, które podłożono po 2 jednej parze, a sześć ptaków wykluło się z jaj podłożonych po 3. Pierwszy kondor kalifornijski trafił do ogrodu zoologicznego w Los Angeles w 1967 roku. Był to legendarny Topa Topa, przyniesiony do zoo jako niedożywione roczne zwierzę. Udało się go uratować, a Topa Topa okazał się niezwykłym ptakiem. Jest wyjątkowo duży, został ojcem 34 piskląt, a w bieżącym roku skończył 58 lat. Sytuacja gatunku była tragiczna. Pod koniec lat 80. na świecie pozostały tylko 22 kondory kalifornijskie, z czego większość w niewoli. Zdecydowano więc o wyłapaniu wszystkich żyjących na wolności ptaków i rozpoczęciu programu ratowania gatunku. Ostatniego wolno żyjącego kondora kalifornijskiego złapano w Wielką Sobotę 1987 roku. Tym samym gatunek stał się wymarły na wolności. Rozpoczął się jeden z najdroższych programów reintrodukcji w USA. Program okazał się sukcesem. W 2003 roku po raz pierwszy od 22 lat żyjące na wolności młode wzbiły się w powietrze. W 2006 roku po raz pierwszy od ponad 100 lat kondory założyły gniazdo na północy Kalifornii. Obecnie na świecie żyje 561 kondorów kalifornijskich, z czego 344 na wolności. Największym zagrożeniem dla tego gatunku – i nie tylko dla niego, bo podobnie wygląda sytuacja w przypadku bielika amerykańskiego – są myśliwi. A konkretnie stosowana przez nich ołowiana amunicja. Ptaki zjadają ołów żywiąc się mięsem zwierząt, które zmarły po postrzale i nie zostały przez myśliwych zabrane. Przeprowadzone badania wykazały, że aż 48% dzikich kondorów ma przez całe życie przekroczony poziom ołowiu. Apele do myśliwych i wprowadzane regionalnie zakazy stosowania ołowianej amunicji nie przynoszą skutku. Kondory i bieliki wciąż są przez nich trute ołowiem. Kondor kalifornijski to największy ptak Ameryki Północnej. Rozpiętość jego skrzydeł sięga trzech metrów, dorosły ptak ma wysokość 1 metra i waży 7–11 kilogramów. Może wznieć się na wysokość 4,5 kilometra i przebyć dziennie niemal 250 kilometrów. « powrót do artykułu
-
- kondor kalifornijski
- ptak
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na Uniwersytecie w Białymstoku rozpoczęły się testy specjalnej folii mającej chronić ptaki przed kolizjami ze szklanymi powierzchniami. W ramach badań, współorganizowanych przez UwB, Fundację Szklane Pułapki, austriacką organizację BirdShades i dewelopera Unidevelopment SA, niewidoczną dla człowieka folią pokryto 300 m2 szklanych ścian budynków na uniwersyteckim kampusie. Folia, niewidoczna dla ludzkiego oka, zawiera regularnie powtarzający się wzór, który widać w ultrafiolecie. A ptasie oczy odbierają ten zakres fal. Wielkie powierzchnie szklane coraz częściej pojawiają się na budynkach. Są one jednak śmiertelnym zagrożeniem dla ptaków, które często giną po zderzeniu z nimi. Choć zdarza się, że świeżo umyta szyba w oknie czy drzwiach jest tak przejrzysta, że jej nie widzimy, ludzki mózg, dzięki różnym wskazówkom w postaci klamek czy cieni, jest w stanie ją „zobaczyć”. Podobnie rozróżniamy ścianę lasu od jego odbicia w lustrzanej elewacji budynku. Ptaki trochę inaczej widzą świat i prawdopodobnie również odmiennie pojmują jego elementy. Swoje lustrzane odbicie traktują jako rywala, odbicie skupiska krzewów - jako ciągłość środowiska, a zacienione elementy szyb jako szczeliny, w których - ku swojej zgubie - próbują się schować przed drapieżnikiem. Ów efekt lustra, czy sama przezroczystość przeszklonych powierzchni, jest ogromnym zagrożeniem i szacuje się, że w samych Stanach Zjednoczonych Ameryki na skutek kolizji z takimi powierzchniami ginie nawet do miliarda ptaków rocznie, mówi doktor Krzysztof Deoniziak z Wydziału Biologii UwB. Studenci z Koła Naukowego Biologów UwB oraz pracownicy Wydziału Biologii od ponad 2 lat prowadzą monitoring śmiertelności ptaków na skutek kolizji ze szklanymi powierzchniami. Dzięki temu dysponowali danymi, które pozwoliły na wytypowanie powierzchni najlepiej nadających się do przeprowadzenia testów. Jedną z nich jest szklana ściana budynku Wydziału Matematyki znajdująca się w bliskim sąsiedztwie zieleni otaczającej kampus, mówi Anna Winiewicz z Koła Naukowego Biologów. Latem pod tą ścianą ginie kilka ptaków tygodniowo. Gdy przed kilkunastoma laty projektowano kampus uniwersytecki, nikt nie brał pod uwagę zagrożenia, jakie dla ptaków będą stanowiły szklane powierzchnie. Dziś wiemy, że niektóre ściany budynków warto zabezpieczyć, aby harmonia z naturą, która jest wpisana w założenia kampusu, była pełniejsza. Musimy jednak robić to w taki sposób, by jednocześnie nie ingerować w zamysł artystyczny projektantów, by nie zmieniły się walory wizualne obiektów, mówi rektor UwB, profesor Robert Ciborowski. Idealnym rozwiązaniem może być folia stworzona przez organizację BirdShades. W przeciwieństwie do innych tego typu rozwiązań jest ona całkowicie niewidoczna dla ludzkiego oka, widzą ją za to ptaki. Dotychczasowe testy folii, w tunelu aerodynamicznym i na dolnośląskich wiatach przystankowych, wypadły bardzo pozytywnie. Zaczęto więc poszukiwania dużych powierzchni, gdzie można będzie ją testować. Aby to zrobić, trzeba było nie tylko znaleźć właściciela takich powierzchni, ale musiała być to instytucja zdolna do prowadzenia profesjonalnego monitoringu śmiertelności ptaków i porównania danych z latami poprzednimi. Uniwersytet w Białymstoku idealnie spełnia te warunki. Z inicjatywą przeprowadzenia tam testów wyszła Fundacja Szklane Pułapki. BirdShades nieodpłatnie przekazała folię, a firma Unidevelopment SA przekazała 20 000 zł. na koszty pokrycia nią uniwersyteckich budynków. Pierwsze wyniki badań skuteczności folii poznamy już za kilka miesięcy. « powrót do artykułu
-
- folia
- Uniwersytet w Białymstoku
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy opisali nową jednostkę chorobową u ptaków. Plastikoza jest powodowana przez niewielkie kawałki plastiku, które wywołują stan zapalny w przewodzie pokarmowym. Została opisana u ptaków morskich, ale odkrywcy nie wykluczają, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na zewnątrz ptaki te wyglądają na zdrowe, jednak nie jest z nimi dobrze, mówi doktor Alex Bond z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Ciągły stan zapalny prowadzi do bliznowacenia i deformacji tkanki, co negatywnie wpływa na rozwój i szanse przeżycia ptaków. To pierwsze przeprowadzone w ten sposób badania. Wykazały one, że spożywanie plastiku może poważnie uszkodzić przewód pokarmowy ptaków, dodaje uczony. Chorobę zidentyfikowano dotychczas u jednego gatunku, burzyka bladodziobego. Biorąc jednak pod uwagę stopień zanieczyszczenia środowiska naturalnego plastikiem, nie można wykluczyć, że dotyka ona też innych gatunków. Autorzy badań opisanych na łamach Journal of Hazardous Materials przez ponad 10 lat badali ptaki na wyspie Lord Howe. Zauważyli, że przebywające tam burzyki są najbardziej zanieczyszczonymi plastikiem ptakami na planecie. Zjadają plastik unoszący się na powierzchni wody, myląc go z pożywieniem. Naukowcy postanowili bliżej się temu przyjrzeć. W ten sposób odkryli nową jednostkę chorobową powodującą zwłóknienia tkanki i na wzór podobnych chorób – jak azbestoza – nadali jej nazwę plastikozy. Choroba ta, wywoływana przez ciągły stan zapalny spowodowany obecnością kawałków plastiku, prowadzi do formowania nadmiernego bliznowacenia i włóknienia tkanki, co zmniejsza jej elastyczność i prowadzi do zmiany struktury. Okazało się, że wśród burzyków na Lord Howe takie zwłóknienie żołądka gruczołowego jest czymś powszechnym. Dlatego też uznano to za nową jednostkę chorobową. Bliznowacenie tkanki narusza strukturę fizyczną żołądka gruczołowego. W miarę zwiększania się ekspozycji na plastik, tkanka poddana jest coraz poważniejszemu stanowi zapalnemu, aż do wystąpienia poważnych uszkodzeń. Dobrym przykładem plastikozy jest jej wpływ na gruczoły wydzielające soki trawienne. W miarę, jak ptak połyka kolejne kawałki plastiku, funkcje tych gruczołów ulegają coraz większemu upośledzeniu, aż w końcu dochodzi do całkowitej utraty struktury tkanki, mówi Bond. W wyniku utraty tych gruczołów, ptaki są bardziej podatne na infekcje oraz pasożyty, dochodzi również do zmniejszenie wchłaniania witamin. Bliznowacenie powoduje też, że żołądek staje się twardszy i sztywniejszy, co upośledza trawienie. Jest to szczególnie niebezpieczne dla piskląt i młodych ptaków, które mają mniejsze żołądki. Obecność plastiku zauważono w odchodach aż 90% młodych karmionych jeszcze przez rodziców. W ekstremalnych przypadkach prowadzi to do śmierci głodowej ptaka, którego żołądek zostaje całkowicie zapchany plastikiem. Plastikoza może mieć też wpływ na rozwój ptaków. Zauważono bowiem, że długość skrzydeł ptaków oraz waga zwierząt jest skorelowana z ilością plastiku w organizmach. Ptaki w sposób naturalny spożywają materię nieorganiczną, na przykład kamyki. Jednak naukowcy nie zauważyli, by prowadziło to do bliznowacenia w układzie pokarmowym. Za to obecnie w żołądku kamyki mogą rozbijać plastik na mniejsze kawałki, przez co jest on jeszcze bardziej niebezpieczny dla ptaków. Bond i jego zespół już wcześniej znaleźli mikroplastik w nerkach i śledzionie ptaków, gdzie również wywoływał stany zapalne, włóknienie i utratę struktury tkanki. Nie można wykluczyć, że w podobny sposób plastik wpływa na wiele innych gatunków zwierząt. « powrót do artykułu
-
Nowatorskie badania, których wyniki opublikowano właśnie na łamach PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences) wykazały, że do zapewnienia smacznej aromatycznej kawy konieczne są ptaki i owady. Bez tych zwierząt, z których część musi przebyć tysiące kilometrów, plony kawy mogą być nawet o 25% mniejsze, a uprawiający ją rolnicy tracą do 1066 USD na hektarze. Badania są pierwszymi, w których wykazano na podstawie eksperymentu polowego przeprowadzonego na 30 farmach uprawiających kawę, że łączny pozytywny wpływ ptaków i pszczół na uprawy kawy jest większy, niż każdego z tych czynników z osobna. Dotychczas naukowcy po prostu wyliczali wpływ każdego z czynników, a potem dodawali to do siebie, mówi główna autorka badań Alejandra Martinez-Salinas z Centro Agronómico Tropical de Investigación y Enseñanza (CATIE) w Kostaryce. Ale natura to system pełen interakcji, synergii i transakcji wymiennych. Pokazujemy ekologiczne i ekonomiczne znaczenie tych interakcji, a to jeden z pierwszych realistycznych eksperymentów w dużej skali przeprowadzonych na prawdziwych polach uprawnych. Na potrzeby eksperymentu badacze wybrali z USA i krajów Ameryki Łacińskiej wybrali 30 farm uprawiających kawę i manipulowali na nich wpływem zwierząt na uprawy. Robili to, między innymi, uniemożliwiając ptakom lub owadom dostęp do roślin za pomocą sieci czy pułapek. W ten sposób przetestowali cztery scenariusze. W pierwszym z nich dostęp do roślin miały tylko ptaki, które mogły w ten sposób kontrolować populację owadów szkodzących uprawą. W drugim dostęp miały tylko owady zapylającą, w trzecim zablokowano dostęp zarówno ptakom jak i zapylaczom, a w czwartym kawa była uprawiana w warunkach całkowicie naturalnych, z dostępem i ptaków, i zapylaczy. Okazało się, że tam, gdzie dostęp do kawy miały i ptaki, i zapylacze, ziarna były większe, bardziej jednorodne, miały więcej smaku oraz było ich więcej niż w innych przypadkach. Natomiast w sytuacji, gdy ani zapylacze, ani ptaki nie miały dostępu do upraw, plony spadały o niemal 25%. Badania pokazują, jak ważne jest zachowanie bioróżnorodoności. Ptaki, pszczoły i miliony innych gatunków pomagają nam przetrwać na Ziemi, zapewniają nam lepsze życie, a stoją w obliczu takich zagrożeń jak utrata habitatów czy zmiany klimatu, mówi Natalia Aristizábal. Jednym z najbardziej zaskakujących spostrzeżeń było stwierdzenie, że wiele gatunków ptaków, które chronią kostarykańskie uprawy kawy przed szkodnikami to gatunku, które przylatują z Kanady i USA. Zwierzęta przebyły więc tysiące kilometrów, a dzięki nim klienci z USA czy Kanady mogą cieszyć się smaczniejszą i tańszą kawą. « powrót do artykułu
-
Udostępniona właśnie w sieci baza danych AVONET zawiera szczegółowe pomiary ciała ponad 90 000 ptaków należących do 11 000 gatunków. Baza to dzieło międzynarodowego zespołu naukowego, na którego czele stał doktor Joseph Toias z Imperial College London. Znajdziemy w niej informacje dotyczące 9 pomiarów morfologicznych każdego z osobników: cztery pomiary dzioba, trzy pomiary skrzydeł, pomiar długości ogona oraz pomiar jednej z nóg. Baza zawiera również informacje o masie ciała oraz HWI (hand-wing index), który pozwala ocenić efektywność lotu, a zatem zdolność gatunku do rozprzestrzeniania się i przemieszczania w ekosystemie. Już wcześniej wykazano, że dziewięć wspomnianych pomiarów jest wysoce skorelowanych z ważnymi cechami gatunków, na przykład z tym, czym się żywią i w jaki sposób poszukują pożywienia. Udostępnienie tak bogatej bazy szczegółowych pomiarów jest niezwykle ważne dla testowania różnych teorii i hipotez z zakresu ornitologii i ekologii. Dotychczas bowiem opierano się na szerszych kategoriach, jak habitat czy główne źródło pożywienia. Niektórzy badacze próbowali też łączyć funkcjonowanie ekologiczne gatunku z rozmiarami ciała, jednak istnieje tylko słaby związek pomiędzy tymi dwoma elementami. Na przykład jastrzębie i kaczki mają podobne mają podobne rozmiary ciała, jednak to niewiele mówi o ich rolach w ekosystemie. Pomiary dzioba, nóg i skrzydeł dostarczają zaś bardzo wielu istotnych informacji. Na tej podstawie możemy na przykład dowiedzieć się, jakie jest miejsce danego gatunku w lokalnym łańcuchu pokarmowym czy jak daleko zwierzęta się przemieszczają. Ich połączenie pozwala na znacznie bardziej precyzyjne określenie diety i zachowania gatunków niż wnioskowanie z masy czy ogólnych rozmiarów ciała. Naukowcy od dziesięcioleci zbierają tego typu pomiary. Mniej więcej dwie dekady temu zaczęto prace na większą skalę, początkowo badając setki gatunków, a w końcu zaczęły kiełkować pomysły ogólnoświatowych baz danych. Jednak zebrane dotychczas dane były mocno pofragmentowane, części nigdzie nie publikowano, były tez ze sobą niekompatybilne. Stąd powstał pomysł międzynarodowego projektu AVONET, którego ambicją było stworzenie jednorodnej dostępnej dla badaczy ogólnoświatowej bazy danych. AVONET to efekt współpracy 115 naukowców ze 106 instytucji w 30 krajach. Połączyli oni różne bazy danych. Większość informacji pochodzi z pomiarów osobników znajdujących się w zbiorach muzealnych, przede wszystkim w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie i Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Informacje te zostały uzupełnione danymi z 76 innych zbiorów. Doktor Tobias powiedział, że projekt został zrealizowany dzięki pracy olbrzymiej liczby kuratorów, kolekcjonerów i badaczy zajmujących się ptakami od połowy XIX wieku, w tym dzięki wysiłkom Darwina, Wallace'a, Shackeltona czy Audubona. Baza to wspaniałe narzędzie do przetestowania zasad rządzących ewolucją, wzorców, które wydają się rozpowszechnione na całym świecie, ale z jakiegoś powodu budzą spory. Na przykład, wykorzystaliśmy ją do sprawdzenia prawa Fostera mówiącego, że w zależności od warunków, gatunki na wyspach są albo mniejsze, albo większe od gatunków na kontynentach. Okazało się, że ta szczególna zasada różni się pomiędzy wyspami, a częściowy wpływ ma na to wielkość wyspy i stopień jej izolacji. Jest jeszcze wiele innych zasad, które można dzięki tej bazie sprawdzić, mówi Tobias. Na razie udostępniono wersję 1.0 bazy AVONET. Naukowcy już pracują nad wersją 2.0, w której znajdzie się więcej pomiarów oraz informacje na temat zachowania poszczególnych gatunków. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Chin, Kanady i Wielkiej Brytanii poinformowali o znalezieniu jednego z najlepiej zachowanych embrionów dinozaurów. „Dziecko Yingliang” pozwala lepiej zbadać związki pomiędzy dinozaurami a ptakami. Embrion znajduje się w pozycji charakterystycznej dla współczesnych ptaków na krótko przed wykluciem się. Embrion zidentyfikowano jako należący do grupy owiraptorozaurów (jaszczur, złodziej jaj), terapodów blisko spokrewnionych z ptakami. Badający skamieniałość naukowcy zauważyli, że głowa embrionu znajduje się poniżej tułowia, kończyny są po obu jej stronach, a grzbiet jest zawinięty w kierunku szerszego końca jaja. Nigdy wcześniej nie widziano takiej pozycji u żadnego z embrionów ginozaurów. Jest ona jednak powszechna wśród współczesnych ptaków. Odkrycie oznacza, że początki takiej pozycji pojawiły się już u terapodów nie będących ptakami. Embrion ma około 27 centymetrów długości i znajduje się wewnątrz 17-centymetrowego jaja. Embriony dinozaurów to jedne z najrzadziej spotykanych skamieniałości. Większość z nich jest niekompletnych z przemieszczonymi kośćmi. Jesteśmy niezwykle podekscytowani znalezieniem „Dziecka Yingliang”. Jest ono świetnie zachowane i pozwoli nam poznać wiele tajemnic dotyczących rozwoju i reprodukcji dinozaurów, mówi główny autor artykułu, doktor Fion Waisum Ma z University of Birmingham. Uczony dodaje, że podobna pozycja „Dziecka Yingliang” i współczesnych ptasich embrionów sugeruje podobne zachowanie przed wykluciem się z jaja. „Dziecko Yingliang” liczy sobie 72–66 milionów lat. Zostało zidentyfikowane jako owiraptorozaur na podstawie czaszki. Grupa ta obejmowała upierzone terapody zamieszkujące tereny dzisiejszej Azji i Ameryki Północnej. Skamieniałość znaleziono w prefekturze Ganzhou na południu Chin w skałach z późnej kredy. Autorzy badań porównali pozycję embrionu owiraptorozaura z pozycjami embrionów innych terapodów oraz ptaków i na tej podstawie zaproponowali hipotezę, zgodnie z którą zachowanie embrionu przed wykluciem, w wyniku którego przyjął on taką pozycję nie jest unikatowe dla ptaków, ale pojawiło się najpierw wśród terapodów przed dziesiątkami, a może nawet setkami milionów lat. Interesująca jest też sama historia embrionu. Został on kupiony przez dyrektora firmy Yingliang Group, pana Lianga Liu, około roku 2000 jako przedmiot, który mógł być jajem dinozaura. Gdy po roku 2010 budowano Yingliang Stone Nature History Museum, pracownicy muzealni wybierający przedmioty na ekspozycję, zidentyfikowali go jako jajo dinozaura. Dopiero wówczas rozpoczęto badania i trafiono na sensacyjną skamieniałość. Ten embrion wewnątrz jaja to jedna z najpiękniejszych skamieniałości jakie kiedykolwiek widziałem. Mały dinozaur wygląda jak mały ptak przed wykluciem, zwinięty w jaju. To kolejny dowód wskazujący, że liczne cechy współczesnych ptaków pojawiły się u dinozaurów, mówi profesor Steve Brusatte z University of Edinburgh. « powrót do artykułu
-
Rzekotka drzewna (Hyla arborea) to jeden z najmniejszych europejskich gatunków płazów (do 5 cm), przypominający małą żabkę, choć należy do rodziny rzekotek. Ten śliczny płaz, o soczystozielonym kolorze (czasem innym – rzekotki potrafią zmieniać barwę skóry) wygląda bardzo niewinnie. Tymczasem może doprowadzić do straty ptasiego lęgu – odkryły badaczki z UWr: dr. hab. Lucyna Hałupka i mgr Aleksandra Czylok, studentka Wydziału Nauk Biologicznych. To pierwsza tego typu obserwacja na świecie. W czerwcu 2018, podczas ćwiczeń terenowych z „Ekologii i ochrony ptaków” zaobserwowano, że w gnieździe trzcinniczka (niewielki ptak zamieszkujący trzcinowiska) siedzi rzekotka drzewna. W gnieździe znajdowały się 3 jaja, które powinny być wysiadywane, ale rzekotka to uniemożliwiała. Rzekotka spędziła w tym gnieździe niemal cały dzień (była obserwowana kilkakrotnie). Mimo, że gniazdo było wysiadywane w kolejnych dniach (potwierdziły to pomiary temperatury w gnieździe) z jaj nie wykluły się pisklęta i gniazdo zostało ostatecznie porzucone. Jaja nie zawierały widocznych zarodków, co oznacza, że zamarły one na bardzo wczesnym etapie inkubacji (ewentualnie mogły zostać niezapłodnione). Najprawdopodobniej spowodowała to rzekotka, która uniemożliwiła rodzicom wysiadywania jaj przez wiele godzin, a ciągła inkubacja jest kluczowa dla prawidłowego rozwoju zarodków. Szczegóły tej obserwacji zostały opisane w międzynarodowym czasopiśmie ornitologicznym Ornithological Science w lutym 2021 roku. « powrót do artykułu
-
Niewielka figurka ptaka wyrzeźbionego 13 300 lat temu na terenie dzisiejszych Chin może być pierwszym znanym przykładem oryginalnej tradycji artystycznej, mówi archeolog Zhanyang Li. Badania figurki ujawniły, jak bardzo wyjątkowy jest to zabytek i jak rozwiniętą techniką posługiwał się artysta. Równie niezwykłe są okoliczności jej znalezienia. W 1958 roku, zanim jeszcze archeolodzy zdali sobie sprawę, jakie skarby kryje Lingjin, robotnicy kopali tam studnię. Całą wykopaną ziemię zgromadzili obok. W 2005 roku na stos ziemi trafił archeolog Zhanyang Li i jego zespół z Uniwersytetu Szantung. Okazało się, że archeolodzy mieli niezwykłe szczęście. Zwykle po kopaniu studni materiał archeologiczny jest bardzo mocno przemieszany. Tym razem okazało się, że studnię kopano w miejscu, gdzie od paleolitu ludzie nie pozostawili po sobie żadnych artefaktów. W stosie odkryto jedynie ostrza z rogowca oraz ceramikę, bardzo podobne do wyrobów, jakie znaleziono w Lingjing w czasie dobrze datowanych wykopalisk w warstwie sprzed 14–13 tysięcy lat. Artefakty były przemieszane z węglem drzewnym i spalonymi zwierzęcymi kośćmi, które metodą radiowęglową datowano na 13 300 lat temu. Ludzie rozwijają sztukę od dziesiątków tysięcy lat. Najstarsze znane rzeźby, przedstawiające ludzi i zwierzęta, liczą sobie około 40 000 lat i wykonano je z kości mamuta. Nie wiemy jednak, czy pomysł rzeźbienia trójwymiarowych figur pojawił się w wielu miejscach niezależnie, czy też pierwsze rzeźby powstały w jednym miejscu i stamtąd sztuka rozprzestrzeniła się po świecie. Zhengyang Li i jego zespół uważają, że ptak z Lingjiang może wskazywać, iż ludzie we wschodniej Azji samodzielnie opracowali własną technikę artystyczną. Figurka jest bowiem wykonana w innym stylu i za pomocą innych technik, niż wszystkie inne rzeźby znalezione dotychczas w Europie czy Azji. W czasie gdy powstał ptaszek z Lingjing ludzie na całym świecie rzeźbili ptaki. Jednak zwykle są to ptaki drapieżne, a nie śpiewające, a ponadto żadna ze znanych nam rzeźb nie posiada postumentu, który pozwala stać jej prosto. Również materiał wskazuje na unikatową tradycję. Większość paleolitycznych rzeźb wykonano w kości słoniowej. Jednak artysta z Lingjing wykorzystał spaloną, sczerniałą kość, prawdopodobnie kość kończyny mamuta. Jednak, co jeszcze bardziej interesujące, wszystko wskazuje na to, że kość poddano specjalnej obróbce cieplnej. Jeśli wrzucimy kość do ognia lub będziemy ją trzymali nad otwartym ogniem, to prawdopodobnie popęka, skurczy się i wygnie. Jeśli jednak będziemy ją wygrzewali w niskiej temperaturze przez odpowiedni czas i nie dopuścimy do tego procesu tlenu, to kość będzie wyglądała tak, jak ta, z której wyrzeźbiono ptaszka z Lingjin. Kość stanie się czarna, ale jej struktura nie zostanie uszkodzona. Uzyskanie takiego efektu wymaga specjalistycznej wiedzy. A to z kolei wskazuje, że gdy przed 13 300 lat powstawała rzeźba, jej twórca posługiwał się dobrze poznanymi technikami, które były dobrze zintegrowane z lokalną kulturą. Analiza rzeźby wykonana za pomocą tomografu komputerowego wskazuje, że artysta posłużył się wieloma różnymi technikami. Po przygotowaniu w ogniu kość została wygładzona za pomocą kamienia. Następnie za pomocą jakiegoś rodzaju kamiennego dłuta rzeźbie nadano ogólny kształt. Później artysta wykorzystał kamienne skrobaki do wygładzenia powierzchni i uzyskania ostatecznego kształtu rzeźby. W końcu za pomocą ostrego narzędzia zaznaczył oczy i dziób ptaka. Na figurce zauważono też nachodzące na siebie otarcia biegnące w różnych kierunkach. Takich śladów można by się spodziewać, gdyby np. figurka była przez długi czas noszona w skórzanej torbie. « powrót do artykułu
-
Latający robot z piórami gołębia zdradza ptasie tajemnice
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Robot z piórami gołębia to najnowsze dzieło naukowców z Uniwersytetu Stanforda. Korzysta ono z dodatkowego elementu, ułatwiającego ptakom latanie – możliwości manipulowania rozstawem piór i kształtem skrzydeł. David Lentink ze Stanforda przyglądał się sposobowi pracy skrzydeł, poruszając skrzydłami martwego gołębia. Zauważył, że najważniejszy dla zmiany kształtu skrzydeł są kąty poruszania się dwóch stawów: palca i nadgarstka. To dzięki ich zmianie sztywne pióra zmieniają kształt tak, że zmienia się cały układ skrzydeł, co znakomicie pomaga w kontroli lotu. Korzystając z tych doświadczeń Lentink wraz z zespołem zbudowali robota, którego wyposażyli w prawdziwe pióra gołębia. Robot to urządzenie badawcze. Dzięki niemu naukowcy z USA mogą prowadzić eksperymenty bez udziału zwierząt. Zresztą wielu testów i tak nie udało by się przeprowadzić wykorzystując zwierzęta. Na przykład uczeni zastanawiali się, czy gołąb może skręcać poruszając palcem tylko przy jednym skrzydle. Problem w tym, że nie wiem, jak wytresować ptaka, by poruszył tylko jednym palcem, a jestem bardzo dobry w tresurze ptaków, mówi Lentink, inżynier i biolog z Uniwersytetu Stanforda. Robotyczne skrzydła rozwiązują ten problem. Testy wykazały, że zgięcie tylko jednego z palców pozwala robotowi na wykonanie zakrętu, a to wskazuje, że ptaki również mogą tak robić. Uczeni przeprowadzili też próby chcąc się dowiedzieć, jak ptaki zapobiegają powstaniu zbyt dużych przerw pomiędzy rozłożonymi piórami. Pocierając jedno pióro o drugie zauważyli, że początkowo łatwo się one z siebie ześlizgują, by później się sczepić. Badania mikroskopowe wykazały, że na krawędziach piór znajdują się niewielkie haczyki zapobiegające ich zbytniemu rozłożeniu. Gdy pióra znowu się do siebie zbliżają, haczyki rozczepiają się. W tym tkwi ich tajemnica. Mają kierunkowe rzepy, które utrzymują pióra razem, mówi Lentink. Uczeni, aby potwierdzić swoje spostrzeżenia, odwrócili pióra i tak skonstruowane skrzydło umieścili w tunelu aerodynamicznym. Pęd powietrza utworzył takie przerwy między piórami, że wydajność skrzydła znacznie spadła. « powrót do artykułu -
Brytyjscy zoolodzy zaobserwowali maskonury używające narzędzi. Niewykluczone, że ptaki morskie są bardziej inteligentne niż sądzimy. Naukowcy z Uniwersytetu w Oksfordzie dokonali dwukrotnej obserwacji wykorzystania narzędzia przez ten gatunek – raz na Islandii i raz u wybrzeży Walii. Zauważone zwierzęta użyły patyków na sobie samych. Uczeni sądzą, że albo się drapały, albo pozbywały się w ten sposób pasożytów. Przypadki te mogą obrazować specyficzne potrzeby, pojawiające się w szczególnych okolicznościach, stwierdził zespół doktor Annette Fayet. Przypuszczenia takie są tym bardziej uzasadnione, że obserwacja dokonana na jednej z islandzkich wysp miała miejsce w czasie, gdy nastąpił szczególnie duży wysyp kleszczy. Niewykluczone, że za pomocą patyka ich pozbycie się było łatwiejsze niż za pomocą dzioba. Autorzy badań nie wykluczają, że obserwacje te każą zmienić zdanie na temat inteligencji ptaków morskich. Moją one dość małe mózgi w porównaniu do rozmiarów ciała i w związku z tym nie są uznawane za zbyt inteligentne. Z drugiej jednak strony, jak zauważają, maskonury polują nieprzewidywalnym środowisku. Rozwiązanie tego typu problemów wymaga elastyczności w zachowaniu i zręczności w uczeniu się, zapamiętywaniu i planowaniu, stwierdzają naukowcy. Dotychczas jedynymi ptakami, o których wiadomo było, że używają patyków do drapania się, były papugi. Pełny opis badań został opublikowany na łamach Proceedings of the National Academy of Sciences. « powrót do artykułu
-
Niewielki, bardzo hałaśliwy ptaszek – lasówka szaro-żółta – ma zostać wykreślony z listy gatunków chronionych. O takiej decyzji poinformował amerykański Fish and Wildlife Service (FWS) przy poparciu części obrońców środowiska. Gatunek przez 50 lat był uznawanay za zagrożony i prowadzono intensywne prace nad jego ochroną. Lasówka zimę spędza na Bahamach, a rozmnaża się w stanie Michigan. Lasówka szaro-żółta dobrze zareagowała na aktywne zarządzanie jej populacją, prowadzone przez ostatnich 50 lat. Zidentyfikowano podstawowe zagrożenia i w czasie opracowywania planu ratunkowego odpowiednio nim zarządzano, stwierdzili przedstawiciele FWS. Podkreślono tutaj szczególnie prace wykonane przez stan Michigan i służby federalne na rzecz zwiększenia habitatu, w którym migrująca lasówka się rozmnaża oraz walkę z pasożytnictwem lęgowym ze strony konkurujących gatunków. W 1971 roku, dwa lata przed wejściem w życie Ustawy o gatunkach zagrożonych (ESA), populacja tego ptaka spadła do około 201 samców i występował on zaledwie w sześciu hrabstwach stanu Michigan. W roku 2015, kiedy to przeprowadzono ostatnio pełny spis, zarejestrowano 2383 samców i rozszerzenie zasięgu gatunku. Populacja lasówki szaro-żółtej jest oceniania na podstawie liczby śpiewających samców. Mimo tego, że gatunek nie jest już uznawany za zagrożony, nadal będzie otoczony szczególną opieką. Prace nad zachowaniem lasówki szaro-żółtej będą kontynuowane w przyszłości. Będą to skoordynowane działania pomiędzy różnymi agencjami, stwierdziła FWS. Lasówka na liście gatunków zagrożonych została umieszczona już w 1967 roku, rok po uchwaleniu ESA. Lasówkę udało się uratować m.in. dzięki lepszej walce z pożarami niszczącymi jej habitat, zasadzeniu 30 000 hektarów lasu sosną Banksa, ulubionym drzewem lasówki oraz usuwaniu z jej gniazd jaj gatunków pasożytniczych. Średnio każdego roku z gniazd lasówki usuwa się około 3600 jaj starzyka brunatnogłowego. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- lasówka szaro-żółta
- ptak
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Centrum Medyczne w Teksasie (Texas Medical Center) to największe na świecie centrum medyczne. Na powierzchni ponad 5 km2 mieści się kilkadziesiąt instytucji medycznych, kilkanaście szpitali, szkoły medyczne czy centra stomatologiczne. Zatrudnia ono ponad 100 tysięcy osób, każdego roku odwiedza je 10 milionów pacjentów, a wytwarzany przezeń produkt brutto sięga 25 miliardów dolarów. Zarządcy centrum postanowili chronić je przed ptakami i na część drzew nałożyli siatki. Okazało się jednak, że w ten sposób sprowadzili na siebie większy problem niż brudzące i przenoszące choroby ptaki. Na drzewach, na których nałożono siatki doszło do eksplozji populacji najbardziej toksycznego w Ameryce Północnej gatunku gąsienic. Mowa tutaj o gatunku Megalopyge opercularis. Gąsienice tej ćmy są pokryte kolcami, a te łączą się ze zbiorniczkami z jadem. Jeśli człowiek zostanie ukłuty przez gąsienicę pojawia się u niego silny ból w miejscu ukłucia, bóle głowy, wymioty, bóle żołądka i mdłości. Często występuje też wysypka, która zanika po kilku dniach. Specjaliści mówią, że ból, jaki towarzyszy ukłuciu można porównać do bólu łamanych kości. Ból pojawia się około 10 minut od ukłucia, więc człowiek może nawet sobie nie zdawać sprawy, że został ukłuty. Czuje się to ja ból łamanych kości i trwa to wiele godzin. Ja zostałem ukłuty w nadgarstek, ból powędrował w górę mojego ramienia i w końcu zaczęła mnie boleć szczęka, mówi biolog Mattheau Comerford, który badał wspomniane gąsienice. Pojawienie się olbrzymiej liczby gąsienic na terenie TMC może być poważnym problemem. Na tym obszarze występuje bardzo duże zagęszczenie ludzi z alergiami czy osłabionym układem odpornościowym, teraz zostali oni narażeni na większe niebezpieczeństwo ukłucia przez gąsienicę, mówi Comerford. Problem jest naprawdę poważny. Na drzewach, na których nałożono siatkę populacja gąsienic jest nawet o 7300% większa, niż na drzewach, gdzie ptaki mogą swobodnie lądować. Na terenach zielonych TMC gromadzi się wiele osób. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest gorsze, narażenie ich na kontakt z odchodami ptaków czy z jadowitymi gąsienicami, pyta profesor nauk biologicznych Glen Hood z Rice University. Nawet zdrowy rozsądek podpowiada, że jeśli nie weźmie się pod uwagę naturalnych interakcji jakie mają miejsce w ekosystemie to nawet w środowisku miejskim może to nieść ze sobą nieprzewidziane konsekwencje. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Texas Medical Centre
- Megalopyge opercularis
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wydaje się, że wskutek zmian klimatu więcej gatunków ptaków z Anglii odnosi korzyści niż na nich traci. Jak donoszą naukowcy z British Trust for Ornithology (BTO) oraz rządowy doradca dla Natural England, w latach 1966–2015 zmiany klimatu znacząco wpłynęły na liczebność 23 z nich. Z tego 19 gatunków odniosło korzyści. Do zwycięzców należą m.in. raniuszek zwyczajny, czapla nadobna czy strzyżyki, które skorzystały na cieplejszych zimach czy też rozszerzyły swój zasięg na północ. Aż 13 gatunków zwiększyło swoją liczebność o ponad 10 procent. Rozmiar zmian pokazuje, że dzieje się coś naprawdę znaczącego. Ptaki są dobrymi wskaźnikami takich zmian, gdyż znajdują się blisko szczytu łańcucha pokarmowego i są zależne od owadów i ich habitatów, mówi James Pearce-Higgins a BTO. Wraz z Humpheyem Crickiem z Natural England zebrał on dane z pięciu dekad obserwacji ptaków i wspólnie stworzyli model zmian populacji gatunków. By sprawdzić, czy dany gatunek został dotknięty zmianami klimatu, sprawdzali swój model w sytuacji zachodzenia zmian klimatycznych i ich braku. Okazało się np. że bez zmian klimatycznych spadki liczebności potrzeszcza byłyby jeszcze większe niż obecnie. Obaj naukowcy ostrzegają jednak, że jeśli średnie temperatury na Ziemi nadal będą rosły, może dojść do odwrócenia pozytywnych trendów. Globalne ocieplenie to bowiem tylko jeden, obok zmian użytkowania ziemi czy intensywnego rolnictwa, znaczący czynnik, pod którego wpływem znajdują się ptaki. « powrót do artykułu
-
Trzy lata temu we wrocławskim zoo dokonał się przełom w hodowli zachowawczej dzioborożców palawańskich. Udało się doprowadzić do wyklucia pierwszego na świecie pisklęcia w ogrodzie zoologicznym. W tym roku ponownie doczekano się pisklęcia i jest to czwarty maluch tu urodzony. Wrocławskie dzioborożce to obecnie niemal 90% światowej populacji żyjącej w zoo. Sukces hodowlany jest ogromny! Dzioborożce palawańskie to jedne z najmniej poznanych gatunków ptaków i jedne z najbardziej zagrożonych. Sądzi się, że nie mają szans na przetrwanie najbliższych 10 lat w środowisku naturalnym. Dlatego 7 lat temu rozpoczęto program hodowli zachowawczej w ogrodach zoologicznych. Wyzwaniem jest dokładne poznanie biologii tych ptaków, aby zapewnić odpowiednie warunki bytowe. Para hodowlana przyjechała do wrocławskiego zoo w 2012 roku jako młode dwuletnie ptaki. Samica Sofia i samiec Avilon potrzebowały 5 lat, aby wydać na świat potomstwo. Było to pierwsze tego typu, udokumentowane wydarzenie w ogrodach zoologicznych. W zeszłym roku Wrocław doczekał się aż trzech piskląt, a 7 maja tego roku, wykluło się kolejne pisklę. Bez sukcesu pozostają na razie ośrodki, w których również hodowany jest ten gatunek - zoo w Atenach i Pilznie. Kiedy samiec dzioborożca palawańskiego pomaga wiosną zamurować się samicy, wstrzymujemy oddech. To dla nas niezwykle ekscytujące wydarzenia, bo każdorazowo decydujące o przetrwaniu gatunku. Czujemy nie tylko radość, ale i odpowiedzialność – podkreśla Krzysztof Kałużny, opiekun ptaków z wrocławskiego zoo. Jeśli sukces ten uda się powtórzyć w innych ogrodach, to gatunek ma większe szanse na przetrwanie. Wrocławskie zoo równie znaczącą rolę odgrywa w przypadku innych hodowli zachowawczych gatunków zagrożonych wyginięciem, takich jak kuskus niedźwiedzi czy kanczyl filipiński. Rodzina dzioborożców to ponad 50 gatunków, wśród których występuje zróżnicowanie w rozmiarach, ubarwieniu, trybie życia czy sposobie odżywianie. Cechą wyróżniającą wszystkie ptaki należące do tej rodziny są długie, często zakrzywione, dzioby z przypominającą róg naroślą na górnej jego części. Ten „kask” jest bardzo lekki, bo zbudowany z gąbczastej tkanki o dużej zawartości keratyny. Niezwykłe są też dobrze rozwinięte rzęsy, co jest rzadkością u ptaków. Dzioborożce wyróżnia dość niezwykły sposób rozmnażania się. Otóż samiec zamurowuje samicę w dziupli na okres lęgu. Pozostawia jedynie niewielki otwór przez który ją karmi. Samica opuszcza zamurowaną dziuplę z odchowanym młodym, który wielkością dorównuje już rodzicom. Jak nam się udaje powtarzać sukces co roku? Przez pierwsze lata obserwowaliśmy ptaki i weryfikowaliśmy to co już wiedzieliśmy. Udało nam się opracować dietę, która im odpowiada, a do tego wysondowaliśmy jakiej zaprawy używa samiec, co jest niezmiernie ważne przy rozmnażaniu. Tajemnicą okazała się mieszanka odchodów i nadtrawionych owoców – opowiada Kałużny. Anthracoceros marchei, znany jako dzioborożec palawański i nazywany w ojczyźnie Talusi, to ptak leśny dorastający do ok. 70 cm i osiągający masę ciała 700 g. Ubarwienie piór ma czarne za wyjątkiem ogona, który jest biały. Wokół oczu ma białą obwódkę, a podgardle białawe. Wyróżnia go jasnożółty dziób i „kask”. Jest gatunkiem występującym tylko na filipińskiej wyspie Palawan i pięciu okolicznych wyspach satelitarnych - Balabac, Busuanga, Calauit, Culion i Coron. Jest też gatunkiem coraz rzadziej spotykanym w naturze, naukowcy obliczyli, że jego populacja spadła co najmniej o 20% wciągu ostatnich dziesięciu lat. Głównym powodem jest niszczenie siedlisk przez wycinkę lasów i ich defragmentację, pod rozwój rolnictwa i budowę dróg, a także kłusownictwo i nielegalny handel. Niestety nie pomaga wpisanie Palawanu jako rezerwatu, na światową listę UNESCO, nie udaje się zatrzymać znikania bioróżnorodności. W Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych, dzioborożce palawańskie określono jako gatunek narażony na wyginięcie – VU (Vulnerable). Wrocławskie dzioborożce palawańskie mieszkają w Ptaszarni, mając do dyspozycji woliery: wewnętrzną i zewnętrzną. Ze względu na prowadzony remont pawilonu obecnie można je podziwiać tylko z zewnątrz. Poza tym w zoo można spotkać inne ptaki z tej rodziny: dzioborożca białogardłego (Aceros corrugatus), białodziobego (Anthracoceros malayanus) i kafryjskiego (Bucorvus leadbeateri) oraz toko nosate (Tockus nasutus). « powrót do artykułu
-
- dzioborożec palawański
- ZOO Wrocław
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od czasu, gdy ludzie zasiedlili Nową Zelandię, wyginęła połowa miejscowych gatunków ptaków, a wiele innych jest zagrożonych. Teraz na łamach Current Biology ukazał się artykuł, którego autorzy obliczają, że powrót do takiej liczby gatunków jak przed kolonizacją człowieka zająłby nowozelandzkiej naturze około 50 milionów lat. Podejmowane przez nas dzisiaj decyzję dotyczące ochrony środowiska będą odczuwalne przez miliony lat. Niektórzy ludzie sądzą, że wystarczy zostawić naturę samą sobie, a szybko się ona odrodzi. Prawda jednak jest taka, że – przynajmniej w Nowej Zelandii – natura potrzebowałaby milionów lat, by odrodzić się po zniszczeniach dokonanych przez człowieka, a być może nigdy by się naprawdę nie odrodziła, mówi Luis Valente z berlińskiego Muzeum Historii Naturalnej. Dzisiejszy poziom bioróżnorodności to skutek milionów lat ewolucji. Ludzie w ciągu kilku tysiącleci wymazali te miliony lat. Naukowcy potrafią stwierdzić, jak dużo bioróżnorodności utraciliśmy wskutek działalności człowieka, ale rzadko zajmują się pomiarami wpływu ludzi na bioróżnorodność wysp. Valente i jego koledzy opracowali metodę oszacowania, jak długo wyspiarskiej przyrodzie zajmie odrodzenie się po utracie bioróżnorodności spowodowanej przez człowieka. Stwierdzili, że idealnym modelem do zademonstrowania działania nowej metody będzie zastosowanie jej do ptaków Nowej Zelandii. Antropogeniczne wymieranie nowozelandzkich zwierząt jest dobrze udokumentowane dzięki dziesięcioleciom pracy paleontologów i archeologów. A dostępne zsekwencjonowane DNA wymarłych gatunków ptaków Nowej Zelandii pozwala nam na zastosowanie naszej metody, mówi Valente. Naukowcy obliczyli, że powrót do takiej samej liczby gatunków ptaków, jakie żyły na Nowej Zelandii przed przybyciem człowieka, zająłby naturze 50 milionów lat. Gdyby zaś wyginęły wszystkie zagrożone obecnie gatunki, to natura potrzebowałaby 10 milionów lat, by ich liczba powróciła do liczby obecnej. Teraz Valente chce zastosować swoją metodę do innych wysp, by sprawdzić, jak tam wygląda sytuacja. Naukowcy spróbują też ocenić, które z czynników antropogenicznych odgrywają najważniejszą rolę w utracie gatunków. Uczony z optymizmem spogląda na przyszłość nowozelandzkiej przyrody. "Podejmowane tutaj inicjatywy są wysoce innowacyjne, wydają się działać i mogą zapobiec kolejnym stratom, które natura będzie odrabiała przez miliony lat", stwierdza uczony. « powrót do artykułu
-
- Nowa Zelandia
- człowiek
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zanieczyszczenie sztucznym światłem negatywnie wpływa na odpowiedź immunologiczną niektórych ptaków i może przyczyniać się do zwiększenia zachorowań na Gorączkę Zachodniego Nilu wśród ludzi. Pierwotnym rezerwuarem wirusa Zachodniego Nilu są ptaki. To z nich, za pośrednictwem komarów, choroba przenosi się na ludzi i ssaki. Wirus Zachodniego Nilu należy do kompleksu serologicznego japońskiego zapalenia mózgu. U większości zarażonych ludzi nie wywołuje on niemal żadnych objawów. U około 20% mogą wystąpić gorączka, bóle głowy czy wymioty, a u mniej niż 1% dochodzi do zapalenia mózgu lub opon mózgowych, a ryzyko zgonu wynosi w takim przypadku 10%. Początkowo, gdy choroba został po raz pierwszy zdiagnozowana, Gorączka Zachodniego Nilu występowała w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie. Jednak od lat 90. zaczęła pojawiać się też w Europie. Choroba zabija ludzi w Rumunii, Grecji i Włoszech. W 1996 roku odnotowano pierwsze ognisko Wirusa Zachodniego Nilu na obszarze zurbanizowanym. W Rumunii zachorowało wówczas 527 osób, z czego 50 zmarło. W 1998 roku doszło do epidemii we Włoszech, w 1999 roku w Rosji, w tym samym roku wirusa wyizolowano od komara w Portugalii, a w 2000 roku wirus pojawił się we Francji. W roku 2013 z krwi komarów w Czechach wyizolowano wirusa, który był spokrewniony z wirusami znalezionymi wcześniej w Austrii, Włoszech i Serbii. W tym samym też roku znaleziono przeciwciała wirusa u koni w Niemczech. Badania prowadzone w ostatnich latach w Polsce wykazały, że Wirus Zachodniego Nilu jest już obecny w naszym kraju. Już w połowie lat 90. przeciwciała znaleziono u wróbli. W kolejnych latach znajdowano je u bocianów, wron, kruków, kaczek, łabędzi i koni. Przeciwciała przeciwko Wirusowi Zachodniego Nilu wykryto też np. u 33,33% pacjentów Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Akademii Medycznej w Białymstoku. Jasnym więc jest, że groźny wirus trafił do Polski i zaraża ludzi. Badania, przeprowadzone właśnie na University of South Florida wskazują, że sztuczne światło w nocy zwiększa ryzyko wybuchu epidemii spowodowanej Wirusem Zachodniego Nilu. Meredith Kernbach i jej zespół złapali 45 wróbli. Połowę z nich (22 ptaki) przetrzymywano w warunkach oświetlenia naturalnego, a 23 ptaki były trzymane w świetle sztucznym, takim z jakim mamy do czynienia w domach czy na ulicach miast. Wszystkie ptaki wystawiono na działanie Wirusa Zachodniego Nilu i przez 10 kolejnych dni badano ich krew. Okazało się, że u ptaków trzymanych w sztucznym świetle infekcja utrzymywała się dłużej, niż u zwierząt wystawionych tylko na działanie światła naturalnego. Z wyliczeń wynika, że u wróbli przebywających w środowisku zanieczyszczonym sztucznym światłem ryzyko epidemii jest o 44% większe. To zaś oznacza, że większe jest też ryzyko wybuchu epidemii wśród ludzi, którzy są gryzieni przez komary żerujące na wróblach. Ptaki posiadają hormon odpowiadający ludzkiemu kortyzolowi. Jest on odpowiedzialny za regulowanie reakcji na czynniki stresowe. Sądziliśmy, że zostaje on rozregulowany i dochodzi do osłabienia układu odpornościowego ptaków. Okazało się jednak, że sztuczne światło nie wpływa na ten hormon. Zaczęliśmy więc przyglądać się melatoninie, mówi Kernbach. Zrozumienie sposobu interakcji pomiędzy sztucznym oświetleniem a chorobami zakaźnymi może pomóc nam uchronić się przed wybuchem epidemii. Obecnie jest sezon zachorowań na Wirusa Zachodniego Nilu. Możemy więc współpracować z władzami miast, by w miesiącach najwyższego ryzyka wyłączały one oświetlenie uliczne. Uczona nie wyklucza, że może istnieć taki rodzaj oświetlenia, który nie wpływa negatywnie na układ odpornościowy. Warto więc przeprowadzić badania w tym kierunku. « powrót do artykułu
-
- Wirus Zachodniego Nilu
- ptak
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jedyna w swoim rodzaju stopa sprzed 99 mln lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Elektorornis chenguangi to ptak z kredy, który mógł się pochwalić palcem u stopy dłuższym od samego skoku. Jego skamieniałą stopę odkryto w bursztynie z Mjanmy. Naukowcy po raz pierwszy zaobserwowali taką budowę stopy u ptaków, czy to współczesnych, czy wymarłych. Sam ważący 5,5 g bursztyn znaleziono ok. 2014 r. w dolinie Hukawng. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy zobaczyłem bursztyn. To pokazuje, że prehistoryczne ptaki były bardziej zróżnicowane, niż dotąd sądziliśmy. By dostosować się do swojego środowiska, wyewoluowały wiele różnych cech - opowiada Lida Xing z Chińskiego Uniwersytetu Geonauk. Podczas badań skamieniałości zespół Xinga poddał bursztyn badaniu mikrotomograficznemu i zrekonstruował stopę w trójwymiarze. Okazało się, że mierzący 9,8 mm trzeci palec jest o 41% dłuższy od palca drugiego i o 20% dłuższy od skoku. Gdy parametry stopy E. chenguangi porównano do wymiarów 20 wymarłych ptaków z tej samej ery i 62 współczesnych gatunków, nie znaleziono niczego podobnego. Słowo Elektorornis z nazwy oznacza "ptaka z bursztynu". Elektorornisa zaliczono do enantiornitów (Enantiornithes), czyli wymarłej grupy mezozoicznych ptaków. Paleontolodzy uważają, że E. chenguangi był mniejszy od wróbla i prowadził nadrzewny tryb życia. Wydłużone palce stopy to coś powszechnego u zwierząt nadrzewnych, które za ich pomocą przytrzymują się gałęzi. Zgodnie z naszą wiedzą, z tak skrajną dysproporcją długości palców nikt się dotąd jednak nie spotkał - wyjaśnia Jingmai O'Connor z Chińskiej Akademii Nauk. Bursztyn od stopy ma 3,5 cm długości. W mezozoiku w dolinie Hukawng, w której go znaleziono, rosło wiele drzew wytwarzających żywicę. W bursztynie z Hukawng odkryto m.in. najstarszą znaną pszczołę. Xing pozyskał bursztyn od miejscowego handlarza, który nie miał pojęcia, do jakiego zwierzęcia należała zachowana w nim dziwaczna stopa. Niektórzy handlarze myśleli, że to stopa jaszczurki, bo jaszczurki miewają długie palce. Mimo że nigdy nie widziałem ptasiego pazura, który by tak wyglądał, od razu wiedziałem, że to ptak. Jak u większości ptaków, stopa [z bursztynu] była bowiem czteropalczasta, podczas gdy jaszczurki mają pięć palców - opowiada Xing. Nie wiadomo, do czego E. chenguangi potrzebował tak zbudowanej stopy. Za pomocą długiego środkowego palca współczesny aj-aj (palczak madagaskarski) wydłubuje z drzew larwy, dlatego autorzy artykułu z pisma Current Biology podejrzewają, że ptak z kredy wykorzystywał swój palec od stopy do podobnych celów. Naukowcy mają nadzieję, że w dalszych etapach badań uda się wyekstrahować białka i pigmenty z piór z powierzchni bursztynu. Xing dodaje, że takie dane pomogłyby lepiej zrozumieć adaptację E. chenguangi do środowiska, np. ustalić, czy miał kamuflujące ubarwienie. « powrót do artykułu-
- Elektorornis chenguangi
- ptak
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szczepionka ocali krytycznie zagrożony gatunek papugi?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Szczepionka opracowana na Charles Sturt University w Nowej Południowej Walii może ocalić krytycznie zagrożony gatunek papugi. Łąkówka krasnobrzucha to gatunek wędrowny, który gniazduje jedynie w południowo-zachodniej Tasmanii. Jeszcze w połowie lat 90. XX wieku uznawany był za zagrożony, a od roku 2000 jest krytycznie zagrożony. Już w roku 2010 obawiano się, że gatunek wyginie w latach 2013–2015. Na łąkówkę czycha wiele zagrożeń – obszary, w których ptaki zimują są niszczone i przeznaczane na pola uprawne, sztucznie wprowadzone małe ziarnojady konkurują z łąkówką o pożywienie, młode padają ofiarą inwazyjnych szczurów i kotów. Jednym z najpoważniejszych zagrożeń jest PCD (Psittacine Circoviral Disease), czyli choroba dzioba i piór. Wszystkie te czynniki spowodowały, że populacja łąkówki krasnobrzuchej znajduje się na skraju wyginięcia. Na wolności pozostało jedynie około 15 osobników. Kolejnych około 400 papug znajduje się w ośrodkach w Australii i Tasmanii, które pracują nad ocaleniem gatunku. Profesor Shane Raidal z Charles Sturt University od ponad dekady pracuje nad szczepionką na PCD. Australia to kraj papug i wielu krytycznie zagrożonych gatunków, które są niszczone przez tę chorobę, mówi uczony. Teraz Raidal poinformował, że udało mu się opracować szczepionkę i chce ją przedstawić do zatwierdzenia Australian Pesticides and Veterinary Medicines Authority (APVMA). Jeśli istnieje szczepionka, która zapewni łąkówce krasnobrzuchej odporność, to będziemy mieli jedno zmartwienie mniej, mówi ornitolog Mark Holdsworth. Łąkówką zajmuje się on od 1979 roku, kiedy to na wolności żyło jeszcze 500 ptaków. Obecnie Holdsworth zasiada w radzie, która zarządza próbami ratowania gatunku. Powstanie szczepionki nie tylko ułatwi walkę o ocalenie gatunku, ale również pozwoli zaoszczędzić dziesiątki tysięcy dolarów rocznie. Obecnie wszystkie łąkówki trzymane w niewoli są poddawane regularnym testom pod kątem obecności PCD. Podanie im szczepionki pozwoliłoby na rezygnację z kosztownych stresujących ptaki testów. Po ponad 10 latach pojawiła się nadzieja na wyeliminowanie śmiertelnej choroby. Wiemy na tyle dużo o genetyce i strukturze wirusa, że możemy z dużą dozą pewności stwierdzić, iż podanie pojedynczej dawki będzie skuteczne, mówi profesir Raidal. Sukces zawdzięczamy zidentyfikowaniu kluczowej proteiny w otoczce wirusa. To jest to, co wirus wystawia na spotkanie z układem odpornościowym, wyjaśnia doktor Jade Forwood. Dzięki stworzeniu bezpiecznej postaci takiej proteiny dajemy układowi odpornościowemu ptaka szansę na wytworzenie przeciwciał i zwalczenie wirusa. Uczony dodaje, że 1 gram proteiny wystarcza na wyprodukowanie 10 000 dawek szczepionki. Profesor Raidal ma nadzieję, że nowa szczepionka zostanie zatwierdzona już w 2021 roku. Uczony zdaje sobie sprawę, że droga do dopuszczenia szczepionki do użycia nie będzie prosta. Rzecznik prasowy APVMA oświadczył, że organizacja akceptuje dane uzyskane w czasie testów przeprowadzonych zgodnie z międzynarodowymi standardami. Wymagane jest również dostarczenie dowodów, iż produkt jest wytwarzany zgodnie ze standardami określonymi w Australian Code of Good Manufacturing Practice for Veterinary Products. « powrót do artykułu-
- szczepionka
- łąkówka krasnobrzucha
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nowozelandzka wieś chce wprowadzić zakaz trzymania kotów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Jedna z nowozelandzkich wsi ma zamiar zakazać mieszkańcom trzymania kotów. To sposób na ochronę lokalnego środowiska naturalnego. Zgodnie z propozycją wysuniętą przez organizację Environment Southland mieszkańcy Omaui będą musieli wysterylizować swoje koty, zachipować je i zarejestrować u lokalnych władz. Po śmierci zwierzęcia jego właściciel nie będzie mógł wziąć kolejnego kota. To ekstremalne rozwiązanie może być warte rozważenia także w innych miejscach na kuli ziemskiej. Domowe koty zabijają każdego roku miliardy ptaków i ssaków. Doktor Peter Marra, szef Smithsonian Migratory Birds Centre, autor artykułów i książek na temat wpływu kotów domowych na środowisko naturalne zaprzecza, by nie lubił kotów czy ich właścicieli. Koty to cudowne, spektakularne zwierzęta domowe. Ale nie powinno się pozwalać, by swobodnie wędrowały poza domem, to oczywiste, stwierdził. Nie zgadzamy się, by psy tak robiły. Czas traktować koty jak psy. Kamery ustawione w Omaui dowodzą, że domowe koty zabijają tam ptaki, owady i płazy. Dlatego też pilotażowo zostanie tam wprowadzony program, którego celem jest pozbycie się domowych kotów z wioski. Właściciel, który się nie dostosuje do zaleceń władz zostanie upomniany, a ostateczną karą będzie odebranie mu zwierzęcia. Projekt to część szerszego regionalnego programu ochrony środowiska naturalnego. Nie jesteśmy przeciwnikami kotów, ale chcemy, by nasze otoczenie było bogate w dziką przyrodę, mówi John Colling z Omaui Landcare Charitable Trust, organizacji, która intensywnie wspiera projekt zakazu trzymania kotów. Debata dotycząca domowych kotów i ich wpływu na środowisko nie toczy się tylko w Nowej Zelandii. Naukowcy od dawna mówią o negatywnym wpływie domowych i zdziczałych kotów na środowisko naturalne. Kot domowy znajduje się wśród 100 największych nieinwazyjnych szkodników na świecie. Naukowcy uważają, że koty domowe są odpowiedzialne za wyginięcie 63 gatunków dzikich zwierząt. Problem jest szczególnie poważny na obszarach o bardzo wrażliwym ekosystemie, takim jak właśnie ekosystem Nowej Zelandii. To może brzmieć jak przesada, ale sytuacja naprawdę wymknęła się spod kontroli, mówi doktor Marra. Nie wiadomo, ile kotów domowych żyje na świecie. W USA jest ich 86 milionów, czyli koty są w co trzecim gospodarstwie domowym. Nie wiadomo, jak wiele jest zdziczałych kotów i jak wiele domowych jest swobodnie wypuszczanych. Specjaliści szacują, że w USA koty zabijają rocznie 4 miliardy ptaków i 22 miliardy ssaków. W wielu miejscach na świecie to właśnie koty odpowiadają za spadki liczebności ptaków i ssaków. The Mammal Society szacuje, że koty zabijają rocznie 55 miliardów ptaków. Koty stanowią problem nie tylko w Nowej Zelandii, gdzie są w co drugim gospodarstwie domowym, ale również w Australii. Tamtejsi naukowcy szacują, że każdej nocy koty zabijają wiele milionów zwierząt rodzimych gatunków. Pojawił się nawet pomysł wprowadzenia ogólnokrajowego zakazu wypuszczania kotów z domu w nocy. Na razie z problemem kotów próbują radzić sobie lokalne rządy i społeczności. Pojawiają się zakazy wypuszczania kotów, ograniczenia co do liczby zwierząt trzymanych w domu, narzuca się obowiązek chipowania i rejestracji. Niektóre pomysły są bardzo kontrowersyjne. W ubiegłym roku jedna z organizacji obrońców przyrody zaproponowała władzom stanowym Queensland wprowadzenie nagród za zabicie dzikiego kota. Wielu mieszkańców Omaui jest przeciwnych zakazom. Twierdzą, że władze chcą wprowadzić państwo policyjne. To nawet nie jest próba ograniczenia liczby kotów, jakie można trzymać. To całkowity zakaz trzymania kotów, mówi jeden z mieszkańców, właściciel trzech kotów. Na razie trwają konsultacje społeczne dotyczące planu zakazu kotów w Omaui. Mieszkańcy mają czas do końca października by zająć stanowisko w tej sprawie. « powrót do artykułu