Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' asteroida' .
Znaleziono 57 wyników
-
Jeszcze do niedawna naukowcy potrafili określi miejsce pochodzenia jedynie 6% meteorytów znalezionych na Ziemi. Teraz naukowcy z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), Europejskiego Obserwatorium Południowego i czeskiego Uniwersytetu Karola wykazali, że 70% wszystkich znalezionych na naszej planecie meteorytów pochodzi z trzech młodych rodzin asteroid. Rodziny te to wyniki trzech zderzeń, do których doszło w głównym pasie asteroid 5,8, 7,5 oraz 40 milionów lat temu. Badacze określili też źródło innych meteorytów, dzięki czemu możemy teraz zidentyfikować miejsce pochodzenia ponad 90% skał, które z kosmosu spadły na Ziemię. Wyniki badań zostały opublikowane w trzech artykułach. Jeden ukazał się łamach Astronomy and Astrophysics, a dwa kolejne na łamach Nature. Wspomniane rodziny asteroid to – od najmłodszej do najstarszej – Karin, Koronis i Massalia. Wyróżnia się Massalia, która jest źródłem 37% meteorytów. Dotychczas na Ziemi odnaleziono podczas 700 000 okruchów z kosmosu. Jedynie 6% z nich zidentyfikowano jako achondryty pochodzące z Księżyca, Marsa lub Westy, jednego z największych asteroid głównego pasa. Źródło pozostałych 94%, z których większość do chondryty, pozostawało nieznane. Jak to jednak możliwe, że źródłem większości znalezionych meteorytów są młode rodziny asteroid? Autorzy badań wyjaśniają, że rodziny takie charakteryzują się dużą liczbą niewielkich fragmentów powstałych w wyniku niedawnych kolizji. Ta obfitość zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych zderzeń, co w połączeniu z duża mobilnością tych szczątków, powoduje, że mogą zostać wyrzucone z głównego pasa asteroid, a część z nich poleci w kierunku Ziemi. Starsze rodziny asteroid nie są tak liczne. Przez wiele milionów lat mniejsze fragmenty, ale na tyle duże, że mogłyby spaść na Ziemię, zniknęły w wyniku kolejnych zderzeń i ucieczki z pasa asteroid. Określenie pochodzenia większości meteorytów było możliwe dzięki teleskopowym badaniom składu większości rodzin asteroid w głównym pasie oraz zaawansowanymi symulacjami komputerowymi, podczas których badano dynamikę tych rodzin. Autorzy badań określili też pochodzenie wielkich asteroid, takich jak Ryugu czy Bennu. Okazało się, że pochodzą one od tego samego przodka co rodzina asteroid Polana. « powrót do artykułu
- 6 odpowiedzi
-
- Ziemia
- główny pas asteroid
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wszystkie duże planety Układu Słonecznego posiadają pierścienie, w kręgach naukowych pojawiaj się sugestie, że pierścienie mógł posiadać Mars. To rodzi pytanie o ewentualne pierścienie wokół Ziemi. Naukowcy z australijskiego Monash University znaleźli pierwsze dowody sugerujące, że nasza planeta również posiadała pierścień. Uczeni przyjrzeli się 21 kraterom uderzeniowym pochodzącym z trwającego ok. 40 milionów lat okresu intensywnych bombardowań Ziemi przez meteoryty, do których doszło w ordowiku. Początek tego okresu wyznacza znaczny wzrost materiału pochodzącego z chondrytów L (chondryty oliwinowo-hiperstenowe), które znajdują się w warstwie sprzed 465,76 ± 0,30 milionów lat. Od dawna przypuszcza się, że bombardowanie to było spowodowane przez rozpad z pasie asteroid dużego obiektu zbudowanego z chondrytów L. Uczeni z Monash zauważyli, że wszystkie badane przez nich kratery uderzeniowe znajdowały się w ordowiku w pasie wokół równika, ograniczonym do 30 stopni szerokości północnej lub południowej. Tymczasem aż 70% kraterów uderzeniowych na Ziemi powstało na wyższych szerokościach geograficznych. Zdaniem uczonych, prawdopodobieństwo, że asteroidy, po których pozostały wspomniane kratery, pochodziły z pasa asteroid, wynosi 1:25 000 000. Dlatego też zaproponowali inną hipotezę. Andrew G. Tomkins, Erin L. Martin i Peter A. Cawood uważają, że około 466 milionów lat temu od przelatującej w pobliżu Ziemi asteroidy, w wyniku oddziaływania sił pływowych planety, oderwał się duży fragment, który rozpadł się na kawałki. Materiał ten utworzył pierścień wokół Ziemi. Stopniowo fragmenty pierścienia zaczęły opadać na planetę. Ponadto proponujemy, że zacienienie Ziemi przez pierścień było powodem pojawienia się hirnantu, piszą autory badań. Hirnant to krótkotrwały ostatni wiek późnego ordowiku. Jego początki wiązały się z ochłodzeniem klimatu, zlodowaceniem i znacznym spadkiem poziomu oceanów. « powrót do artykułu
-
Krążący wokół Jowisza Ganimedes to największy księżyc w Układzie Słonecznym. Jest większy od najmniejszej planety, Merkurego. Na Ganimedesie znajduje się też największa w zewnętrznych częściach Układu Słonecznego struktura uderzeniowa. Planetolog Naoyuki Hirata z Uniwersytetu w Kobe przeanalizował jej centralną część i doszedł do wniosku, że w Ganimedesa uderzyła asteroida 20-krotnie większa, niż ta, która zabiła dinozaury. W wyniku uderzenia oś księżyca uległa znaczącej zmianie. Ganimedes, podobnie jak Księżyc, znajduje się w obrocie synchronicznym względem swojej planety. To oznacza, że jest do niej zwrócony zawsze tą samą stroną. Na znacznej części jego powierzchni widoczne są ślady tworzące kręgi wokół konkretnego miejsca. W latach 80. naukowcy doszli do wniosku, że to dowód na dużą kolizję. Wiemy, że powstały one w wyniku uderzenia asteroidy przed 4 miliardami lat, ale nie byliśmy pewni, jak poważne było to zderzenie i jaki miało wpływ na księżyc, mówi Naoyjuki Hirata. Japoński uczony jako pierwszy zwrócił uwagę, że miejsce uderzenia wypada niemal idealnie na najdalszym od Jowisza południku Ganimedesa. Z badan Plutona przeprowadzonych przez sondę New Horizons wiemy, że uderzenie w tym miejscu doprowadziło do zmiany orientacji osi planety, więc tak samo mogło stać się w przypadku Ganimedesa. Hirata specjalizuje się w symulowaniu skutków uderzeń w księżyce i satelity, wiedział więc, jak przeprowadzić odpowiednie obliczenia. Na łamach Scientific Reports naukowiec poinformował, że asteroida, która uderzyła w Ganimedesa, miała prawdopodobnie średnicę około 300 kilometrów i utworzyła krater przejściowy o średnicy 1400–1600 kilometrów. Krater przejściowy to krater uderzeniowy istniejący przed powstaniem krateru właściwego, czyli misy wypełnionej materiałem powstałym po uderzeniu. Z przeprowadzonych obliczeń wynika, że tylko tak duża asteroida mogła przemieścić wystarczającą ilość masy, by doszło do przesunięcia osi Ganimedesa na jej obecną pozycję. Przypomnijmy, że 14 kwietnia ubiegłego roku wystartowała misja Juice (Jupiter Icy Moons Explorer) Europejskiej Agencji Kosmicznej. Ma ona zbadać trzy księżyce Jowisza: Kallisto, Europę i Ganimedesa. Na jej pokładzie znalazły się polskie urządzenia, wysięgniki firmy Astronika, na których zamontowano sondy do pomiarów plazmy. Wszystkie trzy księżyce posiadają zamarznięte oceany. To najbardziej prawdopodobne miejsca występowania pozaziemskiego życia w Układzie Słonecznym. W lipcu 2031 roku Juice ma wejść na orbitę Jowisza, a w grudniu 2034 roku znajdzie się na orbicie Ganimedesa i będzie badała ten księżyc do września 2035 roku. « powrót do artykułu
-
We wrześniu 2022 roku NASA przeprowadziła pierwszy w historii, i od razu udany, test obrony Ziemi przed asteroidami. W ramach misji DART niewielki pojazd uderzył w asteroidę Dimorphos i zmienił jej orbitę wokół asteroidy Didymos. Od tamtego czasu naukowcy badają obie asteroidy oraz skutki testu. Na łamach Nature Communications ukazało się właśnie 5 interesujących artykułów na temat Dimorphos i Didymos. Dzięki obrazom przekazanym przed zderzeniem przez DART i towarzyszący mu pojazd LICIACube naukowcy z Applied Physics Laboratory na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa mogli przeanalizować geologię obu asteroid. Olivier Barnouin i Ronald-Louis Ballouz stwierdzili, że mniejsza Dimorphos była pokryta głazami o różnych rozmiarach, natomiast Didymos jest bardziej gładka na mniejszych szerokościach i kamienista na większych, ma też więcej kraterów. Obaj autorzy uważają, że Dimorphos pochodzi od Didymos, od której się oderwała. Istnieją bowiem naturalne procesy, które przyspieszają obrót niewielkich asteroid. Mogą one być o odpowiedzialne za nadawanie im kształtu i odrywanie się materiału z ich powierzchni. Barnouin i Ballouz uważają, że powierzchnia Didymos ukształtowała się 12,5 miliona lat temu, a Dimorphos zyskała swój obecny kształt przed mniej niż 300 000 lat. Autorami kolejnej pracy są Maurizio Pajola z włoskiego Narodowego Instytutu Astrofizyki (INAF) i jego międzynarodowy zespół naukowy. Tutaj porównano kształt, rozmiary oraz rozkład głazów na powierzchni obu asteroid. Badacze stwierdzli, że Dimorphos formowała się etapami, prawdopodobnie z materiału pochodzącego z Didymos. Wyniki takie potwierdzają dominującą teorię, która mówi, że niektóre układy podwójne asteroid powstają w wyniku kumulowania się materiału z większej asteroidy na mniejszej, która staje się jej księżycem. Analizy zmęczenia cieplnego – stopniowego osłabiania i pękania materiału powodowanego przez zmiany temperatury – podjęła się Alice Lucchetti z INAF. Wraz z zespołem stwierdziła, że w wyniku takiego procesu tempo pękania powierzchni Dimorphos i oddzielania się od niej głazów może zachodzić znacznie szybciej, niż dotychczas sądzono. Naomi Murdoch z Uniwersytetu w Tuluzie oceniła nośność gruntu Didymos i stwierdziła, że jest ona co najmniej 1000-krotnie mniejsza niż suchego piasku czy gruntu na Księżycu. To bardzo ważny parametr, który pozwala nam zrozumieć i przewidzieć reakcję powierzchni na, na przykład, uderzenie pojazdu, który ma zmienić orbitę asteroidy. Autorem ostatniego z opublikowanych badań jest kolega Murdoch z uczelni, Colas Robin. Wraz z zespołem analizował on głazy znajdujące się na powierzchni Dimorphos i porównywał je z głazami z asteroid Itokawa, Ryugu oraz Bennu. Naukowcy zauważyli podobieństwa sugerujące, że wszystkie te asteroidy powstały i ewoluowały w podobny sposób. Wspomniane badania pozwalają nam lepiej zrozumieć pochodzenie, ewolucję i budowę Didymos i Dimorphos. Możemy też dowiedzieć się z nich, dlaczego misja DART okazała się tak wielkim sukcesem. Wiedza ta przyda się już wkrótce. Jeszcze w bieżącym roku wystartuje misja Hera Europejskiej Agencji Kosmicznej, która poleci do układu Didymos-Dimorphos. W 2026 roku wejdzie ona na orbitę asteroid i będzie je szczegółowo badała, uwzględniają przy tym wpływ misji DART. « powrót do artykułu
-
Dzisiaj o godzinie 16:19 czasu polskiego ma wystartować misja Psyche. Jej celem jest wyjątkowy obiekt – największa w Układzie Słonecznym metaliczna asteroida Psyche. Znajduje się ona w głównym pasie planetoid, a wystrzelony pojazd będzie musiał przebyć 3,5 miliarda kilometrów zanim do niej dotrze. Dotychczas wysłane przez ludzi pojazdy odwiedzały obiekty zbudowane ze skał czy lodu. NASA wysyła zaś satelitę do asteroidy o wysokiej zawartości żelaza. W przeszłości Psyche mogła być jądrem planetozymalu, zalążka planety. Może być też pozostałością po obiekcie nieznanego obecnie typu, który był bogaty w żelazo i formował się gdzieś w Układzie Słonecznym. Badania Psyche – jeśli rzeczywiście jest to jądro planetozymalu – mogą pokazać, jak wygląda jądro Ziemi lub innych podobnych planet. Z tego punktu widzenia misję można uznać za wyprawę do wnętrza Ziemi. Nie jesteśmy w stanie bezpośrednio obserwować ziemskiego jądra. Psyche może dać nam taką możliwość i stanowić jedyną w swoim rodzaju okazję do badania początków planet typu ziemskiego. Psyche ma nieregularny kształt, jeśli wyobrazimy sobie ją jako owal, to wymiary asteroidy wyniosą 280x232 kilometry. Powierzchnia asteroidy wynosi 165 800 km2, czyli ponad połowę powierzchni Polski. Asteroida jest bardzo gęsta. Jej metr sześcienny ma masę 3400–4100 kilogramów. Odległość planetoidy od Ziemi waha się od 300 do 600 milionów kilometrów. Dla porównania warto pamiętać, że średnia odległość Ziemi od Słońca to 150 milionów kilometrów. Dotychczasowe badania, dokonywanie za pomocą radarów i mierzenia inercji termalnej wskazują, że Psyche to połączenie skał i metalu, a metal stanowi od 30 do 60 procent objętości asteroidy. Obserwacje radarowe i za pomocą teleskopów optycznych pozwoliły naukowcom na stworzenie trójwymiarowego modelu asteroidy. Wynika z niego, że znajdują się na niej dwa obniżenia podobne do kraterów, a na powierzchni występują znaczne różnice w kolorze i zawartości metalu. Dopóki jednak ludzkość nie wyśle na Psyche sondy, nie może być pewna, jak asteroida w rzeczywistości wygląda. Pojazd Psyche ma wielkość półciężarówki. Dotrze do celu w lipcu 2029 roku i przez 2 lata będzie krążył wokół asteroidy, prowadząc badania. Wyposażono go w kamerę multispektralną, która wykona zdjęcia zarówno w paśmie widzialnym, jak i w podczerwieni. Spektrometr rentgenowski i neutronowy pozwoli na badanie składu powierzchni asteroidy, a za pomocą magnetometru można będzie zmierzyć jej pole magnetyczne. Skaliste planety, takiej jak Ziemia, generują pole magnetyczne w płynnych metalicznych jądrach. Niewielkie zamrożone obiekty, jak asteroidy. Nie mają pola magnetycznego. Jeśli zaś magnetometr wykryje na Psyche pozostałości pola magnetycznego, będzie to silnym potwierdzeniem hipotezy, że asteroida to pozostałość jądra formującej się planety. Naukowcy liczą też na to, że na Psyche znajdą ślady ferrowulkanizmu. To nigdy nie obserwowane zjawisko, polegające na erupcji płynnego żelaza, do której dochodziło, gdy stygł odłupany od planety fragment jądra. Przy okazji misji Psyche NASA przetestuje system kosmicznej komunikacji laserowej (DSOC – Deep Space Optical Communications). Obecnie kontakt z pojazdami pracującymi poza Ziemią zapewniają fale radiowe. Mają one częstotliwość od 3 Hz do 3 THz. Tymczasem częstotliwość lasera podczerwonego sięga 300 THz, zatem transmisja danych za pośrednictwem laserów byłaby nawet 100-krotnie szybsza niż za pomocą fal radiowych. Ponadto laserowe systemy komunikacji są znacznie mniejsze i lżejsze, niż systemy komunikacji radiowej, co ma olbrzymie znaczenie podczas misji w kosmosie. Psyche nie będzie polegała na DSOC, a na standardowej komunikacji radiowej. Jeśli jednak testy systemu laserowego wypadną pomyślnie, będzie może zacząć stosować lasery w misjach kosmicznych. « powrót do artykułu
-
Na oficjalnym Twitterze należącego do NASA Biura Koordynacji Obrony Planetarnej (Planetary Defense Coordination Office) pojawiła się informacja o odkryciu niewielkiej, 50-metrowej asteroidy, która z prawdopodobieństwem ok. 1:600 może uderzyć w Ziemię w roku 2046. To niewielkie ryzyko, ale wciąż znacznie większe niż przeciętne dla obserwowanych obecnie asteroid. Obiekt 2023 DW znajduje się na liście potencjalnie groźnych, a jego orbita jest monitorowana. Zwykle musi minąć kilka tygodni od odkrycia, zanim specjaliści dokładnie określą orbitę asteroidy i wyliczą ryzyko zderzenia z Ziemią. Nowa asteroida została zauważona 27 lutego, a 8 marca ryzyko zderzenia z Ziemią określono na 1:625. Wkrótce poznamy dokładniejsze dane, tymczasem asteroida została umieszczona w serwisie Eyes on Asteroids i można ją – oraz inne asteroidy – na bieżąco śledzić na trójwymiarowej interaktywnej wizualizacji. Obecnie znajduje się ona w odległości 0,154 j.a., czyli około 23,1 milionów kilometrów, od Ziemi. Asteroida tej wielkości nie jest zagrożeniem dla planety. Mogłaby jednak poczynić wielkie szkody, gdyby spadła na miasto lub nad gęsto zaludnione tereny. Dość przypomnieć, że w 2013 roku 30 kilometrów nad Czelabińskiej rozpadła się meteoryt o połowę mniejszy, a wywołana tym wydarzeniem fala uderzeniowa uszkodziła tysiące budynków, a rany odniosło około 1500 osób. Wiemy też, że dysponujemy odpowiednimi środkami technicznymi, by uniknąć zagrożenia ze strony asteroid. Dowiodła tego udana misja DART oraz opublikowane już pierwsze artykuły naukowe na jej temat. « powrót do artykułu
-
Opublikowane właśnie na łamach Nature cztery prace naukowe dotyczące misji DART (Double Asteroid Redirection Test) potwierdzają, że ludzkość dysponuje technologiami pozwalającymi na obronę Ziemi przed zagrażającymi jej asteroidami. Nie możemy powstrzymać huraganu czy trzęsienia Ziemi. Ale wiemy, jak zapobiec uderzeniu w Ziemię asteroidy, gdy mamy na to odpowiednią ilość czasu i zasobów. Możemy w ten sposób zapobiec wielkim zniszczeniom, komentuje profesor astronomii Derek Richardson z University of Maryland (UMD), szef jednej z grup naukowych misji DART. Autorzy wspomnianych badań opisali szczegółowo misję, zjawiska fizyczne stojące za zderzeniem pojazdu z asteroidą, obserwacje powstałych szczątków oraz szczegóły zmian orbity Dimorphosa, księżyca asteroidy Didymos. Uczeni stwierdzają, że nie tylko uderzenie pojazdu DART nadało pęd Dimorphosowi. Dodatkowy pęd został nadany przez gwałtowne wyrzucenie materiału skalnego, do którego doszło w wyniku uderzenia. Proces wyrzucenia materiału w wyniku uderzenia zadziałał na Dimorphosa 3,5-krotnie bardziej efektywnie niż samo uderzenie, mówi Richardson, który brał udział w obliczeniach dotyczących przekazania pędu z DART do Dimorphosa. W wyniku tego procesu orbita asteroidy zmieniła się bardziej, niż zakładały najbardziej konserwatywne obliczenia. Spodziewaliśmy się, że w wyniku uderzenia orbita Dimorphosa skróci się o około 10 minut. Jednak okazało się, że uległa ona skróceniu o nieco ponad 30 minut. Innymi słowy, wyrzucony materiał zadziałał jak silnik odrzutowy, który przesunął asteroidę jeszcze dalej od jej oryginalnej orbity, dodaje Tony Farnham z UMD. W październiku przyszłego roku Europejska Agencja Kosmiczna chce wystrzelić misję Hera, która w latach 2026–2027 będzie badała układ Dimorphos-Didymos. Eksperci mają nadzieję, że dzięki temu dowiedzą się więcej o skutkach uderzenia DART oraz o samym układzie. Wciąż nie wiemy zbyt wiele o Dimorphosie i Didymosie, gdyż obserwowaliśmy je tylko z zewnątrz. Jaka jest ich struktura wewnętrzna? Jaka jest różnica w porowatości pomiędzy nimi? To, między innymi, pytania, na które chce poznać odpowiedzi, by lepiej określić, na ile efektywna była misja DART oraz jak tworzą się i ewoluują takie struktury, dodaje profesor Jessica Sunshine. « powrót do artykułu
-
Supernowoczesny radar szuka asteroid zagrażających Ziemi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Na znajdującym się w Zachodniej Wirginii Green Bank Telescope, największym na świecie w pełni sterowalnym radioteleskopie, zamontowano niedawno supernowoczesny radar, za pomocą którego można będzie badać Układ Słoneczny oraz poszukiwać asteroid zagrażających Ziemi. Podczas spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego zaprezentowano wyniki pierwszych testów radaru. Przyznać trzeba, że są imponujące. Next Generation Radar (ngRADAD) dostarczył dane, które przewyższyły nasze oczekiwania, mówi kierująca projektem testów Flora Pagnanelli z National Radio Astronomy Observatory. Urządzenie nie tylko dostarczyło wyjątkowo szczegółowych obrazów powierzchni Księżyca, ale wykryło nieznaną dotychczas asteroidę bliską Ziemi. ngRADAR wykorzystuje 100-metrową czaszę Green Bank Telescope jako antenę nadawczą. Rolę odbiornika pełni Very Long Baselina Array. To sieć 10 radioteleskopów znajdujących się w kontynentalnych USA, na Hawajach i Amerykańskich Wyspach Dziewiczych. W ramach testów ngRADAR został nakierowany na miejsce lądowania misji Apollo na Księżycu oraz Krater Tycho. Uzyskaliśmy najbardziej szczegółowe obrazy Księżyca, jakie kiedykolwiek wykonano z powierzchni Ziemi, mówi Paganelli. Na obrazach widać szczegóły wielkości 1 metra. Podczas testów wykryto też asteroidę odległą od Ziemi o około 2 miliony kilometrów, zużywając przy tym mniej energii, niż potrzebuje do pracy typowa kuchenka mikrofalowa. Co ważne, radar pracuje w paśmie Ku, które ma wyższą częstotliwość niż inne naziemne radary. To zaś oznacza, że jest w stanie zebrać dodatkowe informacje dotyczące budowy geologicznej, wielkości skał czy gęstości asteroidy. ngRADAR został uruchomiony w samą porę. Po zawaleniu się obserwatorium w Arecibo ludzkości pozostało tylko jedno urządzenie – Goldstone Solar System Radar – które standardowo zajmowało się wykrywaniem asteroid zagrażających Ziemi. Poleganie na jednym tylko systemie jest ryzykowne, o czym świadczy chociażby fakt, że w przeszłości Goldstone uległ awarii, której usuwanie trwało 18 miesięcy. Obecnie trwają prace nad rozbudową możliwości składającego się z 27 anten radioteleskopu Very Large Array z Nowego Meksyku. Czułość systemu zostanie zwiększona o cały rząd wielkości. Operatorzy ngRADAR planują skorzystanie z możliwości jakie zaoferuje ngVLA. Dzięki temu ngRADAR stanie się najbardziej zaawansowanym na Ziemi radarem astronomicznym przyszłej dekady. Jego czułość będzie większa niż radioteleskopu Arecibo. « powrót do artykułu-
- Green Bank Telescope
- ngRADAR
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lucy, historyczna misja do planetoid trojańskich, spotka się ze swoją pierwszą asteroidą już w bieżącym roku. Początkowo planowano, że przelot Lucy w pobliżu pierwszej planetoidy będzie miał miejsce w 2025 roku, kiedy to pojazd miał się zbliżyć do Donaldjohansona, nazwanej tak na cześć odkrywcy szczątków hominina Lucy, od którego misja wzięła nazwę. Nadarzyła się jednak okazja, by wcześniej odwiedzić asteroidę 1999 VD57, a przy okazji przetestować unikatowy system nawigacyjny pojazdu. Planetoidy trojańskie, zwane trojanami Jowisza czy po prostu Trojanami, to pozostałości po formowaniu się Układu Słonecznego. Mogą więc dostarczyć cennych informacji na temat jego historii. Tworzą one dwie grupy. Jedna z nich znajduje się w punkcie libracyjnym L4 orbity Jowisza, a druga w punkcie L5. Przyjęło się, że asteroidy z punktu L4 nazywa się imionami greckich bohaterów, dlatego też cała grupa zyskała nieoficjalną nazwę „Greków”. Z kolei asteroidy z punktu L5 zwane są „Trojańczykami”. Obie grupy poruszają się po orbicie Jowisza, a kierunek ruchu powoduje, że Trojańczycy gonią Greków. Co interesujące, zanim taki podział na grupy został ustalony dwie wcześniej odkryte asteroidy – Patroklus i Hektor – zostały już nazwane. W efekcie, w grupie Trojańczyków znajduje się grecki szpieg, a w grupie Greków jest szpieg trojański. Lucy została wystrzelona w październiku 2021 roku. Rok później pojazd po raz pierwszy skorzystał z asysty grawitacyjnej Ziemi. Oddziaływanie naszej planety przyspieszyło Lucy i skierowało ją za orbitę Marsa. W 2024 roku pojazd po raz kolejny przeleci w pobliżu Ziemi, korzystając z jej asysty grawitacyjnej i pomknie w kierunku głównego pasa planetoid – znajdującego się między Marsem a Jowiszem – gdzie spotka się z Donaldjohansonem. NASA zdecydowała właśnie, że wcześniej – 1 listopada 2023 r. – dojdzie do spotkania z 1999 VD57. W głównym pasie asteroid znajdują się miliony obiektów. Wybrałem 500 000 z nich o dobrze zdefiniowanych orbitach, by zobaczyć, czy Lucy będzie przelatywała na tyle blisko któregoś z nich, że będziemy mogli się mu przyjrzeć. Ta asteroida się wyróżniała. Oryginalna trajektoria Lucy przebiegała w odległości 40 000 mil od 1999 VD57. To co najmniej trzykrotnie bliżej niż do jakiejkolwiek innej asteroidy, mówi Raphael Marschall z Obserwatorium w Nicei. Jednak zespół nadzorujący misję zdał sobie sprawę, że wystarczy niewielki manewr, by Lucy mogła podlecieć bliżej do asteroidy. Zdecydowano więc, że w ramach testu pionierskiego systemu nawigacyjnego Lucy pojazd zbliży się do 1999 VD57. Nowy system ma rozwiązać problem trapiący misje polegające na przelocie w pobliżu asteroidy. W czasie takich misji trudno jest dokładnie określić, w jakie odległości od asteroidy znajduje się pojazd i w które miejsce należy nakierować kamery. W przeszłości radzono sobie z tym problemem wykonując bardzo duża zdjęć regionu, z którym mogła znajdować się asteroida. To metoda mało efektywna, podczas której wykonuje się dużo pustych zdjęć. Lucy będzie pierwszą misją wykorzystującą automatyczny system śledzenia asteroidy. Pozwoli na wykonanie znacznie większej liczby zdjęć obiektu, wyjaśnia Hal Levison z Southwest Research Institute Boulder. Okazało się, że 1999 VD57 powoli przetestować tę nigdy wcześniej nieużywaną technikę. Szczególnie, że położenie Lucy i asteroidy względem siebie, przede wszystkim kąt względem Słońca, pod jakim Lucy będzie zbliżała się do asteroidy, są bardzo podobne do charakterystyk planowanych spotkań Lucy z Trojanami. Dotychczas 1999 VD57 w ogóle nie była brana pod uwagę jako cel misji, gdyż jest bardzo mała. Ma zaledwie 700 metrów średnicy. Będzie więc najmniejszą asteroidą z głównego pasa planetoid, jaką odwiedzi pojazd wysłany przez człowieka. Rozmiarami przypomina bliskie Ziemi asteroidy, które były celami misji OSIRIS-REx i DART. Teraz jednak zdecydowano, że w maju Lucy przeprowadzi manewr, w wyniku którego kilka miesięcy później zbliży się do 1999 VD57 na odległość zaledwie 450 kilometrów. Jak już wspomnieliśmy, w 2025 roku pojazd odwiedzi Donaldjohansona, a następnie poleci do Greków. W latach 2027–2028 spotka się z planetoidą Eurybatesem i jej satelitą Polimele, a następnie z Leukusem i Orusem. Później wróci w pobliże Ziemi, w 2031 roku po raz trzeci skorzysta z asysty grawitacyjnej, która wystrzeli ją w stronę Trojańczyków. W 2033 roku przeleci obok układu podwójnego Patroklos-Menojtios. Lucy nie tylko jest pierwszą misją do asteroid trojańskich Jowisza, ale też misją, która odwiedzi najwięcej planetoid w historii. Teraz to jej listy celów dopisano kolejną asteroidę. « powrót do artykułu
-
Dnia 20 lipca 1976 roku lądownik Viking 1 stał się pierwszym wysłanym przez człowieka pojazdem, który z powodzeniem wylądował i podjął pracę na Marsie. Na przysłanych przez niego zdjęciach naukowcy zobaczyli nie to, czego się spodziewali. Zamiast śladów wielkiej powodzi ujrzeli zagadkowy, pokryty głazami krajobraz. Teraz naukowcy z Planetary Science Institute dowodzą, że Viking 1 wylądował na krawędzi pola osadów powstałego w wyniku gigantycznego tsunami. Lądownik miał szukać śladów życia na Marsie, więc inżynierowie i naukowcy wykonali żmudną pracę wybrania miejsca lądowania na podstawie najwcześniejszych dostępnych zdjęć Marsa oraz danych pochodzących ziemskiego radaru badającego powierzchnię Czerwonej Planety, mówi główny autor badań, doktor José Alexis Palermo Rodriguez. Wybrali więc obszar, który wyglądał jak miejsce wielkie powodzi. Jednak okazało się, że jego wygląd nie odpowiada scenariuszowi „zwykłej” powodzi. Kolejne badania i zdjęcia Marsa sugerowały raczej, że doszło tam do tsunami. Teraz Rodriguez i jego zespół znaleźli pozostałość po prawdopodobnym sprawcy tsunami – krater uderzeniowy Pohl o szerokości 110 kilometrów. Krater znajduje się na północnych nizinach Marsa. Powstał na osadach, które prawdopodobnie uformowały się, gdy miejsce to zostało po raz pierwszy zalane podczas tworzenia się wielkiego oceanu. Na podstawie rozmiarów krateru i serii symulacji naukowcy doszli do wniosku, że przed 3,4 miliardami lat w Marsa uderzyła asteroida o średnicy około 9 lub 3 kilometrów – wszystko zależy od właściwości podłoża, na które spadła – i wywołała tsunami z falami o wysokości do 250 metrów, które powędrowały 1500 kilometrów od miejsca uderzenia. Gdy myślimy o tsunami wyobrażamy sobie ścianę wody zbliżającą się do wybrzeża i je zalewającą. Tutaj mogło przebiegać to inaczej. Mieliśmy ścianę czerwonawej wzburzonej wody poruszającej się w górę i w dół wraz z niesionym skałami i gruntem, mówi Rodriguez. Jako że Mars ma słabszą grawitację niż Ziemia, woda i skały opadały wolniej niż na naszej planecie. Uczeni z Planetary Science Institute mówią, że w miejscu lądowania Vikinga 1 zapewne znajdują się bardzo stare osady oceaniczne wyrzucone przez tsunami. Głazy widoczne na pierwszych zdjęciach przysłanych z powierzchni Marsa to prawdopodobnie skały przemieszczone przez megatsunami. Zdaniem uczonych uderzenie, które wywołało megatsunami na Marsie było bardzo podobne do upadku asteroidy, która zabiła dinozaury. W obu przypadkach asteroida spadła do płytkich wód (ok. 200 metrów głębokości), oba kratery uderzeniowe mają około 100 km średnicy i obaw wywołały fale o podobnej wysokości, które na podobną odległość zalały ląd. « powrót do artykułu
-
- megatsunami
- Pohl
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ryugu – przybysz z odległych krańców Układu Słonecznego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Przed dwoma laty japońska sonda Hayabusa 2 przywiozła na Ziemię próbki asteroidy Ryugu. Międzynarodowy zespół naukowcy opisał właśnie szczegółowy skład asteroidy. Z ich badań wynika, że Ryugu nie powstała w miejscu, w którym sonda pobrała próbki. Jest przybyszem z daleka. Kapsuła, która wylądowała w grudniu 2020 roku na południu Australii zawierała jedynie 5 gramów materiału. Dwa lata po jej lądowaniu ukazały się pierwsze wyniki jej badań. Potwierdzają one m.in. że mamy do czynienia z ziarnistą luźną skałą, której minerały przez długi czas reagowały z wodą oraz że Ryugu zawiera aminokwasy i inne złożone molekuły organiczne. Jednak jednym z nierozstrzygniętych pytań było to o pochodzenie Ryugu. Badania przeprowadzone między innymi przez naukowców z Instytutu Badań Układu Słonecznego im. Maxa Plancka, przybliżają nas do odpowiedzi na to pytanie. Ryugu ma średnicę około kilometra, przypomina dwie sklejone piramidy i należy do tzw. NEO, obiektów bliskich Ziemi. To obiekty kosmiczne, które krążą wokół Słońca w podobnej odległości co Ziemia. Astronomowie przypuszczają, że podobne do Ryugu asteroidy bogate w węgiel przybyły do wewnętrznych obszarów Układu Słonecznego stosunkowo niedawno. Większą czasu spędziły w pasie asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem. Jednak prawdopodobnie większość asteroid z pasa powstała dawniej. Pomiary i symulacje dotyczące asteroid bogatych w węgiel sugerują, że większość z nich utworzyła się tam, gdzie powstały Jowisz i Saturn, a część jeszcze dalej, w pobliżu Urana i Neptuna. To narodziny wielkich planet wepchnęły asteroidy do pasa asteroid. Wszystko wskazuje na to, że Ryugu, podobnie jak chondryty węgliste, to dziecko Układu Słonecznego, mówi główny autor badań, Timo Hopp z University of Chicago. Jednak dotychczas nie było wiadomo, czy Ryugu powstał w pobliżu Jowisza i Saturna czy jeszcze dalej od Słońca. Naukowcy zbadali więc izotopy żelaza w próbce. Podczas narodzin Układu Słonecznego różne pierwiastki nie były równomiernie rozłożone. Dlatego też wzajemny stosunek izotopów do siebie wskazuje na miejsce powstanie danego obiektu. Eksperci porównali więc próbki z Ryugu z próbkami 13 meteorytów różnych rodzajów. Większość z nich, podobnie jak Ryugu, było bogatych w węgiel. Analizy wykazały, że Ryugu znacząco różni się od większości badanych meteorytów. Podobny jest do jednej grupy, chondrytów CI, zwanych chondrytami węglistymi typu Ivuna. Nazwa pochodzi od miejsca znalezienia tych meteorytów w Tanzanii. Istnieje uderzające podobieństwo pomiędzy Ryugu a chodrytami CI. Nasze badania pokazały, że powstały one w tym samym miejscu Układu Słonecznego, a region ten nie pokrywa się z miejscami powstania innych chondrytów węglistych, wyjaśnia Hopp. A profesor Andreas Pack z Uniwersytetu w Getyndze dodaje, że wiele wskazuje na to, iż Ryugu i CI to pozostałości wczesnych ciał protoplanetarnych, które powstały na samych krawędziach Układu Słonecznego. Tymczasem sonda Hayabusa 2 otrzymała nowe zadanie. W 2031 roku przeleci w pobliżu asteroidy 1998 KY26. « powrót do artykułu- 1 odpowiedź
-
Przed 66 milionami lat na Ziemię spadła 10-kilometrowa asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom. Najnowsze dowody wskazują, że wywołała ona wielotygodniowe lub wielomiesięczne trzęsienie ziemi odczuwalne na całej planecie. ilość energii uwolniona w czasie tego trzęsienia wynosiła 1023 dżuli, czyli 50 000 razy więcej, niż podczas trzęsienia o sile 9,1 stopnia, które dotknęło Sumatrę w 2004 roku. Ślady tego trzęsienia znalazł Hermann Bermúdez, który specjalizuje się w badaniu granicy K-T (granica kreda-trzeciorzęd). Jest ona śladem wielkiego wymierania, które 66 milionów lat temu zakończyło mezozoik. W 2014 roku prowadził prace badawcze na kolumbijskiej wyspie Gorgonilla. Uczony odkrył wówczas warstwę sferuli (niewielkich kulek szkliwa oraz tektytów i mikrotektytów, które zostały wyrzucone do atmosfery w wyniku uderzenia asteroidy. Sferule tworzą się, gdy pod wpływem ciśnienia i temperatury wywołanych uderzeniem, dochodzi do roztopienia i rozkruszenia skorupy ziemskiej. W atmosferę wyrzucane są wówczas krople roztopionego materiału, który opada na powierzchnię. Wyspa Gorgonilla, na której pracował Bermúdez, położona jest około 3000 kilometrów na południowy-zachód od miejsca uderzenia asteroidy. Pod powierzchnią oceanu, na głębokości około 2 kilometrów, przez miliony lat odkładały się osady. Gdy 3000 kilometrów od badanego miejsca upadła asteroida, doszło do deformacji osadów. Deformacja objęła osady na głębokości nawet do 15 metrów pod dnem morskim. Jej ślady są widoczne do dzisiaj. Jednak to nie wszystko. Zdeformowana jest również warstwa zawierająca sferule. A to oznacza, że wstrząsy spowodowane uderzeniem asteroidy musiały trwać po tym, gdy sferule opadły z atmosfery. Proces ich opadania trwał zaś całymi tygodniami lub nawet miesiącami. Zaraz nad warstwą sferuli widać zachowane spory paproci, pierwsze oznaki odradzającego się życia roślinnego po uderzeniu. Przekrój, który odkryłem na wyspie Gorgonilla, to wspaniałe miejsce do badania granicy K-T, gdyż jest jednym z najlepiej zachowanych takich miejsc oraz znajduje się głęboko pod powierzchnią oceanu, więc nie zostało zaburzone przez tsunami, mówi uczony. Gorgonilla to nie jedyne miejsce, w którym Bermúdez zauważył ślady gigantycznego trzęsienia ziemi. W odsłonięciu El Papalote w Meksyku widoczne są ślady upłynnienia gruntu, a w stanach Mississippi, Alabama i Teksas uczony znalazł uskoki i pęknięcia prawdopodobnie spowodowane wielkim trzęsieniem ziemi. W wielu miejscach znalazł też osady naniesione przez wielkie tsunami. « powrót do artykułu
-
Pojazd DART (Double Asteroid Redirection Test) trafił w asteroidę Dimorphos. Był to pierwszy w historii test obrony Ziemi przed asteroidami. Do zderzenia doszło – zgodnie z założeniem – dzisiaj o godzinie 1:14. O tym, czy misja spełniła swoją rolę i udało się zmienić orbitę Dimorphosa wokół asteroidy Didymos przekonamy się za jakiś czas. Dimorphos ma średnicę około 160 metrów i krąży wokół asteroidy Didymos o średnicy 780 metrów. Żaden z tych obiektów nie stanowi zagrożenia dla Ziemi. W momencie uderzenia asteroidy znajdowały się około 11 milionów kilometrów od naszej planety. Przez ostatnich 90 000 kilometrów DART leciał w trybie całkowicie autonomicznym, korzystając z kamery i oprogramowania nawigacyjnego. Uderzył w asteroidę z prędkością 22 530 km/h. Specjaliści z NASA mają nadzieję, że to wystarczy, by 560-kilogramowy DART nieco spowolnił Dimorphosa, którego masa wynosi 4,8 miliona ton. W wyniku zderzenia orbita Dimorphosa wokół Didymosa powinna ulec skróceniu o około 10 minut. Na 2 tygodnie przed uderzeniem od DART oddzielił się niewielki pojazd Light Italian CubeSat for Imaging of Asteroids (LICIACube). Przybył on na miejsce zderzenia 3 minuty po kolizji i wykonał zdjęcia. LICIACube jest jednak wyposażony w bardzo małą antenę, więc przesyłanie wykonanych przez niego fotografii potrwa kilka tygodni. W międzyczasie zespół badaczy wykorzysta dziesiątki naziemnych teleskopów do obserwowania materiału wyrzuconego z Dimorphosa w wyniku kolizji, a przede wszystkim do precyzyjnych pomiarów orbity asteroidy. Pozwoli to na stwierdzenie, o ile DART przesunął Dimorphosa. Uzyskane w ten sposób dane zostaną wykorzystane do poprawienia modeli komputerowych służących do oceny efektywności tej techniki obrony przed asteroidami. Za cztery lata Europejska Agencja Kosmiczna wyśle misję Hera, której zadaniem będzie szczegółowe zbadanie Dimorphosa i Didymosa, szczególnie krateru powstałego po uderzeniu DART. Podobny do DART test zapowiadają też Chiny. Państwo Środka chce w 2026 roku wysłać pojazd, który uderzy w asteroidę 2020 PN1. Obiekt ten ma średnicę 14–63 metrów. « powrót do artykułu
-
W najbliższy poniedziałek NASA spróbuje zrobić coś, czego ludzkość nigdy wcześniej nie dokonała – zmienić tor lotu asteroidy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 26 września o godzinie 21:14 czasu polskiego w asteroidę Dimorphos uderzy pojazd DART. Będzie to pierwszy w historii test obrony Ziemi przed asteroidami. Dimorphos ma około 170 metrów średnicy, krąży wokół 800-metrowego Didymosa i wcale nam nie zagraża. W momencie zderzenia będzie znajdował się około 11 milionów kilometrów od Ziemi. Misja DART ma na celu sprawdzenie przede wszystkim, czy jesteśmy w stanie trafić wysłanym z Ziemi pojazdem w asteroidę oraz czy po uderzeniu asteroida zmieni kurs. NASA chce, by pędzący z prędkością 23 000 km/h pojazd wielkości samochodu przesunął Dimorphosa skracając o 10 minut czas jego obiegu wokół Didymosa. Obecnie Dimorphos okrąża większą asteroidę w ciągu 11 godzin i 55 minut. Skrócenie tego czasu o 10 minut zostanie zarejestrowane przez naziemne teleskopy. Przed kilkoma tygodniami od misji DART oddzielił się satelita LICIACube, który podąża jego śladem. Po uderzeniu LICIACube będzie towarzyszył układowi Dimorphos-Didymos i przysyłał nam jego zdjęcia, na podstawie których specjaliści będą oceniali skutki zderzenia. Ponadto w październiku 2024 roku ma wystartować misja Hera Europejskiej Agencji Kosmicznej. Dwa lata później Hera spotka się z Dimorphosem i dokona szczegółowych pomiarów. W jej ramach na Dimorphosie ma wylądować miniaturowy lądownik. Czy coś nam grozi? W Układzie Słonecznym znajdują się miliardy komet i asteroid. Niewielka część z nich to NEO (near-Earth object), czyli obiekty bliskie ziemi. Za NEO uznawany jest obiekt, którego peryhelium – punkt orbity najbliższy Słońcu – wynosi mniej niż 1,3 jednostki astronomicznej. Jednostka astronomiczna (j.a.) to odległość pomiędzy Ziemią a Słońcem, wynosi ona 150 milionów kilometrów. To 1,3 j.a. od Słońca oznacza bowiem, że taki obiekt może znaleźć się w odległości 0,3 j.a. (45 milionów km) od Ziemi. Obecnie znamy (stan na 21 września bieżącego roku) 29 801 NEO. Uznaje się, że asteroidy o średnicy większej niż 20 metrów mogą, w przypadku wpadnięcia w atmosferę Ziemię, dokonać poważnych lokalnych zniszczeń. Oczywiście im asteroida większa, tym bardziej dla nas niebezpieczna. Za bardzo groźne uznawane są asteroidy o średnicy ponad 140 metrów, a te o średnicy ponad 1 kilometra mogą spowodować katastrofę na skalę globalną. Wśród wszystkich znanych nam NEO jest 10 199 obiektów o średnicy ponad 140 metrów i 855 o średnicy przekraczającej kilometr. Specjaliści uważają, że znamy niemal wszystkie NEO o średnicy przekraczającej kilometr. Wiemy też, że przez najbliższych 100 lat żaden taki obiekt nie zagrozi Ziemi. Jednak już teraz przygotowywane są scenariusze obrony. Gdybyśmy bowiem wykryli tak wielki obiekt, a badania jego orbity wykazałyby, że prawdopodobnie uderzy w Ziemię, będziemy potrzebowali całych dziesięcioleci, by się obronić. Jeśli bowiem chcielibyśmy zmieniać trasę takiego obiektu, to biorąc pod uwagę jego olbrzymią masę, już teraz wiemy, że wysłany z Ziemi pojazd, uderzając w asteroidę, tylko minimalnie zmieniłby jej trajektorię. Do zderzenia musiałoby zatem dojść na całe dziesięciolecia przed przewidywanym uderzeniem w Ziemię, by ta minimalna zmiana kumulowała się w czasie i by asteroida ominęła naszą planetę. Co lata obok W bieżącym roku w pobliżu Ziemi pojawi się kilka naprawdę dużych NEO. Pierwszą z nich będzie asteroida 2022 RM4 o średnicy 330–740 metrów, która 1 listopada przeleci w odległości 2,3 miliona kilometrów od nas. Trzy tygodnie później w trzykrotnie większej odległości od Ziemi znajdzie się 2019 QR1 o średnicy 180–410 metrów, a 2 i 3 grudnia w odległości około 5 milionów kilometrów przelecą obiekty o średnicy – odpowiednio – 320-710 m i 150-330 m. Jeśli zaś chodzi o asteroidy o średnicy ponad 1 kilometra, to w ciągu najbliższych 12 miesięcy będziemy mieli dwa takie spotkania. Już 16 lutego 2023 w odległości około 4,5 miliona kilometrów od Ziemi znajdzie się asteroida 199145 (2005 YY128) o średnicy 570–1300 metrów, a 13 kwietnia w podobnej odległości minie nas 436774 (2012 KY3) o średnicy 540–1200 metrów. Na odwiedziny prawdziwego olbrzyma musimy zaś poczekać do 2 września 2057 roku. Wtedy w odległości 7,5 miliona kilometrów minie nas pędząca z prędkością 48 492 km/h asteroida 3122 Florence o średnicy 4,9 km. « powrót do artykułu
-
Pojazd DART, którego celem jest przeprowadzenie pierwszego w historii testu obrony Ziemi przed asteroidami, „widzi” swój cel. Na fotografii złożonej z 243 ujęć wykonanych 27 lipca przez Didymos Reconnaissance and Asteroid Camera for Optical navigation (DRACO) można zobaczyć światło dobiegające z asteroidy Didymos. Już za niecałe 3 tygodnie, 26 września, DART uderzy w obiegającą Didymosa asteroidę Dimorphos, próbując zmienić jej kurs. DART znajduje się w odległości około 32 milionów kilometrów od Didymosa. Eksperci nie byli pewni, czy kamera nawigacyjna będzie w stanie zarejestrować asteroidę z tak dużej odległości. Jednak po złożeniu 243 fotografii i powiększeniu udało się ją zidentyfikować. Ten pierwszy zestaw zdjęć wykorzystujemy do sprawdzenia naszej technologii obrazowania. Jakość fotografii jest podobna do tych, jakie możemy otrzymać z naziemnych teleskopów. Jednak zanim wykorzystamy DRACO do wprowadzenia odpowiednich poprawek potrzebnych, by DART mógł autonomicznie kierować się na swój cel na podstawie wykonywanych obrazów, musimy upewnić się, czy DRACO dobrze działa, wyjaśnia Elena Adams, inżynier systemów misji DART. Co prawda NASA przeprowadziła całą serię symulacji, podczas których wykorzystano zdjęcia Didymosa pochodzące z innych źródeł, jednak powodzenie misji DART będzie ostatecznie zależało od tego, czy pojazd będzie w stanie dostrzec asteroidy i odpowiednio przetworzyć ich obrazy. Będzie to szczególnie ważne podczas czterech godzin poprzedzających uderzenie. Wówczas DART będzie musiał nawigować całkowicie samodzielnie i trafić w Dimorphosa. Zanim to jednak nastąpi obsługa naziemna wykorzysta zdjęcia wykonywane co 5 godzin, by przeprowadzić w ciągu najbliższych niecałych trzech tygodni trzy manewry korygujące trajektorię pojazdu. Ostatni z manewrów korygujących będzie miał miejsce 25 września, na około 24 godziny przed zderzeniem. Wówczas zespół nawigacyjny będzie znał pozycję Dimorphosa z dokładnością do 2 kilometrów. Od tej pory DART będzie musiał radzić sobie sam. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z NASA zakończyli sześciodniową kampanię obserwacyjną, której celem było potwierdzenie obliczeń orbity Dimorphosa, asteroidy, która jest celem misji DART – pierwszej w historii próby zmiany trajektorii asteroidy. Misja ma na celu przetestowanie systemu obrony Ziemi przed asteroidami. Pomiary wykonane na początku 2021 roku były głównym elementem, który pozwolił nam się upewnić, że misja DART przybędzie w odpowiednie miejsce o odpowiednim czasie, by uderzyć w Dimorphosa. Właśnie potwierdziliśmy nasze pomiary i widzimy, że nie musimy dokonywać żadnych korekt kursu, DART zmierza dokładnie w kierunku celu, mówi Andy Rivkin z Laboratorium Fizyki Stosowanej na Uniwersytecie Harvarda. Dimorphos jest księżycem większej asteroidy, Didymosa. Celem misji DART jest uderzenie w Dimorphosa i spowodowanie zmiany jego orbity. Jeśli to się uda, Dimorphos znajdzie się bliżej Didymosa i skróci się czas, w jakim obiega większą asteroidę. Pomiar tego zjawiska jest bardzo prosty, jednak astronomowie będą chcieli się upewnić, że nic innego nie wpłynęło na zmianę orbity. W wpłynąć na nią mogą bardzo subtelne zjawiska, jak np. ogrzewanie jej powierzchni przez Słońce. Musimy sprawdzić wszelkie zjawiska fizyczne, jakie mają miejsce w tym systemie asteroid. Nie chcemy w ostatniej chwili zorientować się, że jest coś, czego nie wzięliśmy pod uwagę. Musimy być pewni, że zmiany, które zajdą po zderzeniu będą tylko i wyłącznie wynikiem oddziaływania DART, wyjaśnia Nick Moskovitz, astronom z Lowell Observatory. Pomiędzy końcem września a początkiem październik Didymos i Dimorphos znajdą się najbliżej Ziemi w ciągu ostatnich lat. Asteroidy będzie dzieliło od naszej planety niecałe 11 milionów kilometrów. Właśnie wtedy nastąpi uderzenie. Jeszcze do niedawna asteroidy znajdowały się zbyt daleko, by można było je obserwować za pomocą naziemnych teleskopów. Od lipca DART Investigation Team wykorzystuje potężne teleskopy w Arizonie i Chile – Lowell Discovery Telescope, Magellan Telescope i Southern Astrophysical Research Telescope – do obserwowania asteroid i zmian ich jasności. Krótkie noce na półkuli północnej, sezon monsunów w Arizonie oraz zimowe burze w Chile utrudniały obserwację. Mimo to udało się zarejestrować 11 zmian jasności Didymosa spowodowanych przejściem Dimorphosa na tle większej asteroidy. To pozwoliło na precyzyjne określenie okresu orbitalnego i obliczenie, w którym miejscu będzie Dimorphos w momencie, gdy uderzy weń DART. W październiku obserwacje zostaną powtórzone. Astronomowie spodziewają się, że zaobserwują wówczas Dimorphosa na innej orbicie, a zmiana ta będzie spowodowana uderzeniem przez pojazd wysłany z Ziemi. Do zderzenia ma dojść 26 września. « powrót do artykułu
-
Chiny planują przeprowadzenie testu obrony planetarnej. W 2026 roku chcą wystrzelić misję, w ramach której spróbują zmienić kurs asteroidy 2020 PN1. Z przedstawiony slajdów wynika, że rakieta Long March 3B wyniesie w przestrzeń kosmiczną impaktor i orbiter. Pierwsze z urządzeń uderzy w asteroidę, drugie zaś będzie obserwowało całe wydarzenie. Plan Chin jest podobny do misji DART wystrzelonej przez NASA w listopadzie ubiegłego roku. Już za 2 miesiące DART ma uderzyć w asteroidę Dimorphos (ok. 160 m średnicy) krążącą wokół większej asteroidy Didymos (ok. 780 m średnicy), a całe wydarzenie zarejestruje niewielki włoski satelita LICIACube, który stanowi część misji. Obecnie Ziemi nie zagraża żadna duża asteroida, której uderzenie mogłoby spowodować katastrofalne skutki. Specjaliści zajmujący się śledzeniem asteroid bliskich Ziemi są pewni, że tego typu niebezpieczeństwo nie będzie groziło nam przez najbliższych 100 lat. Jednak, jak widzimy, różne agencje kosmiczne już przygotowują się na taką ewentualność i pracują nad technologiami obrony naszej planety. Jednym z pomysłów na taką obronę jest rozbicie o powierzchnię asteroidy pojazdu, w wyniku czego asteroida – której trasa znajduje się na kursie kolizyjnym z Ziemią – lekko zmieni kurs i ominie planetę. Takie działanie musi być przeprowadzone na wiele lat przed upadkiem takiej asteroidy na Ziemię, gdyż zmiana kursu w wyniku uderzenia impaktora będzie minimalna, potrzeba zatem dużo czasu, by odchylenie od kursu na tyle się powiększyło, byśmy uniknęli niebezpieczeństwa. Na szczęście naprawdę duże asteroidy potrafimy wykryć na wiele lat zanim znajdą się w pobliżu Ziemi. Technologia kinetycznego impaktora to jedno z proponowanych rozwiązań obrony Ziemi przed planetami. Więcej o programie ochrony Ziemi pisaliśmy w artykułach Znamy już ponad 10 000 NEO oraz Szef NASA zaleca modlitwę. Ostatnio zaś przeprowadzono wyliczenia, z których dowiadujemy się, że broń atomowa może uchronić Ziemię przed asteroidami. Jednak z innych badań wynika, że obronienie Ziemi będzie trudniejsze, niż dotychczas sądziliśmy. « powrót do artykułu
-
NASA poinformowała, że w ubiegłym roku odbyły się międzynarodowe ćwiczenia z obrony planetarnej. Ich celem było sprawdzenie gotowości i zdolności różnych ośrodków do wykrycia dużych asteroid zagrażających Ziemi. W ćwiczeniach koordynowanych przez International Asteroid Warning Network (IAWN) oraz wchodzące w skład NASA Planetary Defense Coordination Office (PDCO) wzięło udział ponad 100 astronomów z całego świata. W ramach ćwiczeń z baz danych systemów obrony planetarnej usunięto słynną asteroidę Apophis. Celem eksperymentu było sprawdzenie zdolności systemów monitorujących do jej ponownego wykrycia i scharakteryzowania. Szczegółowe wyniki ćwiczeń zostały opublikowane we wczorajszym wydaniu Planetary Science Journal. Eksperyment wypadł bardzo dobrze. „Nowa” asteroida została wykryta i była ciągle monitorowana, co pozwoliło na jej scharakteryzowanie, określenie jej orbity oraz ryzyka, że uderzy w Ziemię. Asteroida Apophis została odkryta w 2004 roku. Wkrótce po jej zauważeniu pojawiły się pierwsze wyliczenia jej orbity, z których wynikało, że istnieje duże niebezpieczeństwo, iż w roku 2029 lub latach następnych Apophis uderzy w Ziemię. Jednak kolejne obserwacje dostarczyły bardziej szczegółowych danych i obecnie wiemy, że przez co najmniej 100 kolejnych lat nie ma ryzyka kolizji Apophisa z Ziemią. Podczas ćwiczeń wykorzystano fakt, że pomiędzy grudniem 2020 a marcem 2021 Apophis przybliżył się do naszej planety. Przeprowadziliśmy ćwiczenia z wykorzystaniem prawdziwego scenariusza, poddaliśmy testowi cały ziemski system reakcji, do początkowego wykrycia obiektu, poprzez określenie jego cech fizycznych, orbity oraz wyliczenie, czy może uderzyć w ziemię, wyjaśnia profesor Vishnu Reddy z University of Arizona. Astronomowie wiedzieli, że na przełomie roku 2020 i 2021 Apophis zbliży się do Ziemi. Jednak, by uczynić ćwiczenia bardziej realistycznymi, z baz danych w Minor Planet Center – międzynarodowej organizacji odpowiedzialnej za gromadzenie danych m.in. na temat asteroid – tymczasowo usunięto informacje o wcześniejszych obserwacjach tego obiektu. Dnia 4 grudnia 2020, gdy zbliżający się Apophis zaczynał zwiększać swoją jasność, został wykryty przez Catalina Sky Survey. Jego pozycja na niebie została wysłana do Minor Planet Center (MPC). Jako że w tamtejszej bazie danych nie było informacji o takim obiekcie, asteroida została oznaczona jako nowe odkrycie. Wkrótce i inne teleskopy – jak Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System (ATLAS) czy Panoramic Survey Telescope and Rapid Response System (Pan-STARRS) – zaczęły wysyłać do MPC informacje o nowym obiekcie. Gdy MPC otrzymało też dane z satelity Near-Earth Object Wide-field Infrared Survey Explorer (NEOWISE), wszystkie informacje zostały połączone i określono trajektorię lotu obiektu. Trzy dni po pierwszej obserwacji, 23 grudnia, MPC oficjalnie ogłosiło wykrycie „nowej” asteroidy bliskiej Ziemi. Uczestnicy ćwiczeń szybko przeprowadzili dodatkowe pomiary, wyliczyli orbitę asteroidy i szanse, że uderzy w Ziemię. W marcu 2021 dzięki Goldstone Solar System Radar w Kalifornii dokładnie określono prędkość asteroidy i jej odległość od planety. Wykluczono, by w ciągu 100 lat mogła ona spaść na naszą planetę. Niezwykle ważnym elementem obrony planetarnej jest teleskop kosmiczny NEOWISE. Dzięki temu, że jego obserwacje nie są zakłócane przez atmosferę Ziemi, jest on w stanie zebrać bardzo cenne informacje o kształcie i wielkości asteroidy, a nawet częściowo ocenić jej skład i właściwości powierzchni. Lepsze zrozumienie rozmiarów asteroidy pozwala na ocenę energii ewentualnego uderzenia, a symulacje scenariuszy uderzeń w różne miejsca planety pozwalają na lepsze przygotowanie się do radzenia sobie ze skutkami takiego kataklizmu. Za kilka lat w przestrzeń kosmiczną ma trafić następca NEOWISe, NEO Surveyor, zdolny do znacznie szybszego wykrywania i charakteryzowania obiektów zagrażających Ziemi. Olbrzymią zaletą NEO Surveyora będzie możliwość wykrywania asteroid zbliżających się od strony Słońca. Obecne obserwatoria tego nie potrafią. « powrót do artykułu
-
- obrona planetarna
- asteroida
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Za kilkanaście miesięcy, 24 września 2023 roku sonda OSIRIS-REx dostarczy na Ziemię próbki asteroidy Bennu. Jednak na tym nie koniec. NASA przydzieliła jej bowiem nowe zadanie. Po dostarczeniu próbek rozpocznie się OSIRIS-APEX, misja w ramach której sonda poleci do 400-metrowej asteroidy Apophis. Tej samej, która w 2029 roku zbliży się do Ziemi na odległość mniejszą niż satelity na orbicie geosynchronicznej. Misja OSIRIS-REx wystartowała w 2016 roku, a cztery lata później sonda dotknęła asteroidy Bennu i pobrała z niego próbki. Padła przy tym ofiarą własnego sukcesu, gdyż materiału było zbyt dużo i nie można było zamknąć pojemnika oraz zważyć próbek. Niemal równo rok temu sonda rozpoczęła powrót w kierunku Ziemi. W przyszłym roku, 24 września, gdy OSIRIS-REx podleci wystarczająco blisko Ziemi, od pojazdu odłączy się pojemnik z próbkami, który na spadochronie wyląduje na Ziemi. Pojemnik zostanie otwarty w specjalnym laboratorium w Johnson Space Center. Część zebranych próbek zostanie udostępniona innym krajom, część zaś zostanie zapieczętowana na wiele dekad, by w przyszłości mogli je zbadać naukowcy dysponujący lepszym sprzętem. NASA właśnie przydzieliła pojazdowi nowe zadanie. Trzydzieści dni po tym, jak próbki trafią na Ziemię, pojazd wykona pierwszy z manewrów, który skieruje go w stronę asteroidy Apophis. Będzie wówczas pracował w ramach misji OSIRIS-APEX, od OSIRIS-Apophis Explorer. Za stronę naukową misji OSIRIS-REx odpowiada profesor Dante Lauretta. Natomiast głównym naukowcem OSIRIS-APEX będzie obecny zastępca Lauretty, profesor Dani DellaGiustina. Na misję OSIRIS-APEX przeznaczono 200 milionów dolarów. Gdy było wiadomo, że misja OSIRIS-REx z powodzeniem pobrała próbki z Bennu i gdy rozpoczął się powrót pojazdu, specjaliści zaczęli zastanawiać się, co dalej. Plan misji zakładał bowiem od początku, że OSIRIS-REx po uwolnieniu pojemnika z próbkami odleci w kierunku zewnętrznych obszarów Układu Słonecznego. Naukowcy chcieli więc wykorzystać sprawny, posiadający paliwo pojazd. Tym bardziej, że został on zaprojektowany nie do przelotu obok wybranego celu, a do zadań związanych z bliskim spotkaniem i prowadzeniem badań. Po intensywnym poszukiwaniu potencjalnego celu badawczego zdecydowano, że sonda poleci na spotkanie z Apophisem. Apophis to jedna z asteroid o najgorszej opinii. Gdy została odkryta w 2004 roku istniały obawy, że w 2029 roku może uderzyć w Ziemię. Jednak po intensywnych obserwacjach wykluczono takie ryzyko. Mimo to Apophis będzie najbliższą Ziemi tak dużą asteroidą od czasu około 50 lat, zatem od czasu, gdy szczegółowo śledzimy asteroidy. I przez kolejnych 100 lat żadna ze znanych nam dużych asteroid nie podleci tak blisko naszej planety. W 2029 roku Apophis znajdzie się 10-krotnie bliżej Ziemi niż Księżyc. Ludzie w Europie i Afryce powinni widzieć asteroidę gołym okiem, mówi DellaGiustina. Misia OSIRIS-APEX będzie przez 18 miesięcy towarzyszyła asteroidzie. Co prawda nie pobierze żadnych próbek, ale wykona manewr polegający na podleceniu bardzo blisko i uruchomienie silników, wskutek czego być może uda się odsłonić część tego, co znajduje się pod jej powierzchnią. Naukowcy chcą się dowiedzieć, jaki będzie wpływ fizyczny przyciągania ziemskiego na asteroidę, mają też nadzieję poznać jej skład « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- OSIRIS-REx
- OSIRIS-APEX
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Siły Kosmiczne Stanów Zjednoczonych (U.S. Space Force) i NASA podpisały umowę, na podstawie której upubliczniono informacje o bolidach, będące w posiadaniu rządu federalnego. Bolidy to meteory jaśniejsze niż Wenus. Bolidy to dość rzadkie zjawiska. Powstają, gdy w atmosferę wpada obiekt znacznie większy od zwykłego meteoru. Agendy amerykańskiego rządu federalnego przez dziesięciolecia gromadziły za pomocą różnych czujników informacje o bolidach. Umowa, podpisana obecnie przez wchodzące w skład NASA Biuro Koordynacji Obrony Planetarnej (PDCO) i Siły Kosmiczne, pozwoli na ulepszenie wysiłków na rzecz obrony Ziemi przed niespodziewanymi gośćmi z kosmosu. Obiekty bliskie Ziemi (NEO – near Earth objects) są obecnie katalogowane, charakteryzowane i śledzone. Powstają też pierwsze scenariusze działań obronnych, które mogłyby zostać podjęte, gdyby do Ziemi zbliżał się duży zagrażający nam obiekt. W ciągu roku w atmosferę wpada kilkadziesiąt bolidów. Rejestrujące je czujniki przekazują dane do Center for Near Earth Object Studies (CNEOS). W tamtejszej bazie danych znajdują się informacje o około 1000 bolidów, jakie zarejestrowano od 1988 roku. Teraz, dzięki podpisanej umowie, naukowcy zyskają dostęp do znacznie bardziej szczegółowych danych. Najbardziej interesują ich informacje o krzywej blasku. To zmiany intensywności świecenia bolidu podczas jego rozpadania się w atmosferze. Z danych takich naukowcy mogą wnioskować m.in. o składzie i budowie bolidów. Upublicznienie nowych danych na temat bolidów to kolejny obszar współpracy pomiędzy NASA a U.S. Space Force. Pozwoli to na udoskonalenie naszego rozumienia tych obiektów oraz lepszego przygotowania się do zagrożeń jakie NEO stwarzają dla Ziemi, stwierdziła Lindley Johnson z NASA. W ostatnim czasie NASA intensyfikuje wysiłki na rzecz obrony Ziemi przed asteroidami. Przed dwoma laty zidentyfikowano co najmniej 11 asteroid o średnicy ponad 100 metrów, które mogą uderzyć w Ziemię. Jednak żadna z nich nie zagrozi nam przez najbliższych 100 lat. Warto tez przypomnieć, że pod koniec ubiegłego roku wystartowała pierwsza testowa misja obrony Ziemi, a NASA uruchomiła nowoczesne narzędzie do oceny ryzyka uderzeń. « powrót do artykułu
-
- NASA
- Siły Kosmiczne USA
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W 2015 roku odkryto pierwszy krater uderzeniowy pod lodami Grenlandii. Hiawatha ma 31 kilometrów średnicy i powstał w wyniku upadku asteroidy. Dotychczas sądzono, że do katastrofy mogło dojść nawet ok. 12 000 lat temu. Jednak duńsko-szwedzki zespół naukowy przeprowadził datowanie krateru i stwierdził, że jest on znacznie starszy. Jego praca kończy spekulacje mówiące, że ludzie mogli być świadkami uderzenia, a Hiawatha to przyczyna ochłodzenia znanego jako młodszy dryas. Naukowcy z Muzeum Historii Naturalnej Danii, Uniwersytetu w Kopenhadze oraz Szwedzkiego Muzeum Historii Naturalnej przeanalizowali piasek i skały z krateru i stwierdzili, że Hiawatha powstał 58 milionów lat temu. To zaś oznacza, że kilka milionów lat po uderzeniu asteroidy, która zabiła dinozaury i 75% innych gatunków, Ziemia doświadczyła kolejnej dużej kolizji. Datowanie tego krateru było bardzo trudne. Dlatego cieszy nas, że laboratoria w Danii i Szwecji, poługujące się różnymi metodami badawczymi, doszły do tego samego wniosku. Jestem więc przekonany, że określiliśmy prawdziwy wiek krateru i jest on znacznie starszy, niż wiele osób sądziło, mówi Michael Storey z Muzeum Historii Naturalnej Danii. Naukowcy przyznają, że wyniki ich prac były zaskakujące. Nic dziwnego. Do niedawna uważano, że Hiawatha powstał pomiędzy 12 000 a 2,6 miliona lat temu. Teraz, gdy znamy jego wiek można będzie np. prowadzić badania nad wpływem uderzenia tej asteroidy na ziemski klimat. Wspaniale, że znamy jego wiek. Od czasu odkrycia krateru przed 7 laty pracowaliśmy, by dowiedzieć się, kiedy powstał. Przeprowadziliśmy liczne prace polowe, podczas których zbieraliśmy materiał związany z kraterem, mówi jeden z odkrywców Hiawathy, profesor Nicolaj Krog Larsen z Uniwersytetu w Kopenhadze. W czasie, gdy asteroida Hiawatha spadła na Ziemię, teren dzisiejszej północno-zachodniej Grenlandii pokrywał las stery umiarkowanej, w którym panowały temperatury około 20 stopni Celsjusza. Dzisiaj krater znajduje się pod lodowcem Hiawatha. A możemy go badać dzięki wodzie, która spływając z lodowca wypłukiwała i niosła ze sobą materiał skalny podgrzany przed 58 milionami lat do niezwykle wysokiej temperatury. Materiał ten zbadali Szwedzi i Duńczycy. Szwedzi wykorzystali metodę datowania uranowo-ołowiowego cyrkonu, natomiast Duńczycy podgrzewali materiał za pomocą lasera, aż do uwolnienia się argonu. Te dwie różne metody dały ten sam wynik. « powrót do artykułu
-
Paleobiolodzy z Uniwersytetu W Tybindze odkryli w Rumunii nieznany dotychczas gatunek żółwia, który przetrwał uderzenie asteroidy sprzed 66 milionów lat. Asteroidy, która przyniosła zagładę dinozaurom i 75% gatunków na Ziemi. Wiek skamieniałości oceniono na około 70 milionów lat. Nowy gatunek zyskał nazwę Dortoka vremiri na cześć znanego badacza fauny epoki kredy, Mátyása Vremira, który zmarł w 2020 roku. Liczący 19 centymetrów długości Dortoka vremiri należy do podrzędu żółwi bokoszyjnych (Pleurodira), które obecnie występują w Ameryce Południowej, Afryce, Australii, na Madagaskarze i Nowej Gwinei. Obecnie nie istnieją żadni bliscy krewni tego gatunku. Najbliższy mu gatunek znamy ze skamieniałości sprzed około 57 milionów lat, również znalezionych w Rumunii. To właśnie te skamieniałości dowodzą, że Dortoka vremiri przetrwał uderzenie asteroidy. Szczątki Dortoka vremiri znaleziono w basenie Haţeg w Transylwanii. To jedno z najważniejszych w Europie miejsc występowania skamieniałości z późnej kredy. Pierwszych odkryć dokonano tam ponad 120 lat temu. Najnowszego odkrycia dokonał zespół z Niemiec, Rumunii i Węgier. Co interesujące, zamieszkujący dzisiejszą Europę Zachodnią inni członkowie rodziny, do której należał Dortoka vremiri, nie przetrwali uderzenia asteroidy. Nowo odkryty gatunek mógł przetrwać ze względu na większą odległość od miejsca katastrofy oraz dzięki lokalnemu środowisku. Jedynym żółwiem, który żył na tym samym terenie, był gatunek lądowy. On nie przetrwał. Dortoka vremiri zamieszkiwał słodkie wody. To pasuje do wcześniej obserwowanych wzorców z Ameryki Północnej, gdzie kręgowce lądowe znacznie bardziej ucierpiały w wyniku upadku asteroidy niż gatunki słodkowodne, mówi Zoltan Csiki-Sava z Uniwersytetu w Bukareszcie. Naukowcy przypuszczają, że mogło tak się stać, gdyż słodkowodny łańcuch pokarmowy opiera się na rozkładającej się materii organicznej, która jest dostępna nawet wówczas, gdy załamią się łańcuchy pokarmowe na lądzie. « powrót do artykułu
-
- żółw
- Dortoka vremiri
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Uczeni z Narodowego Instytutu Badań Astronomicznych w Tajlandii, Université de Lyon i Sorbonne Université poinformowali o odkryciu trzeciego księżyca planetoidy Elektra. Tym samym Elektra jest pierwszą znaną planetoidą poczwórną. Elektra została odkryta w 1873 roku przez Christiana Petersa. To asteroida typu G, znajdująca się w zewnętrznych obszarach głównego pasa asteroid. Jej średnica wynosi około 260 kilometrów i astronomowie uważają, że jejskład jest podobny do składu planety karłowatej Ceres. W 2003 roku zauważono, że Elektra ma księżyc, a 11 lat później stała się jedną tych rzadkich asteroid, o których wiemy, iż posiadają 2 księżyce. Teraz Elektra okazała się jedyną w swoim rodzaju planetoidą o 3 księżycach. Międzynarodowy zespół naukowców znalazł trzeci księżyc Elektry analizując dane archiwalne pochodzące z Very Large Telescope w Chile. Uczeni skupili się na badaniu planetoidy i jej księżyców, a dane przeanalizowali korzystając z oprogramowania do usuwania szumu z danych. Później przepuścili je przez algorytm, który usuwał światło z halo otaczającego Elektrę. Wtedy zauważyli trzeci księżyc planetoidy. Pierwszy z poznanych księżyców Elektry – S/2003 (130) 1 – ma 6 kilometrów średnicy i krąży wokół planetoidy w średniej odległości 1300 kilometrów. Drugi księżyc – S/2014 (130) 1 – to obiekt o średnicy 2 kilometrów, znajdujący się na znacznie bliższej orbicie eliptycznej. Odkryty właśnie trzeci księżyc 1,6 kilometra średnicy i zyskał nazwę S/2014 (130) 2. Krąży on wokół Elektry po okrągłej orbicie i jest jej najbliższym księżycem. Jego jasność jest zaś 15 000 razy mniejsza, niż jasność planetoidy, co pokazuje, jak trudny był do zauważenia. Ze szczegółami odkrycia możemy zapoznać się na łamach Astronomy & Astrophysics. « powrót do artykułu
-
- Elektra
- planetoida
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dzisiaj o godzinie 7:21 czasu polskiego z Vandenberg Space Force Base w Kalifornii wystartowała DART (Double Asteroid Redirection Test), pierwsza w historii misja, której celem jest sprawdzenie technologii obrony Ziemi przed asteroidami. W jej ramach pojazd kosmiczny zderzy się z asteroidą. Celem testu jest lekka zmiana orbity asteroidy i zbadanie tej zmiany za pomocą naziemnych teleskopów. Inżynierowie z NASA chcą sprawdzić, czy ich pojazd jest w stanie samodzielnie podlecieć do wybranej asteroidy i uderzyć w nią tak, by zmienić jej trasę w pożądany sposób. Dzięki testowi specjaliści zdobędą dane, które przydadzą się do obrony Ziemi, gdybyśmy kiedyś wykryli rzeczywiste zagrożenie. Na pokładzie DART znalazł się też niewielki satelita LICIACube Włoskiej Agencji Kosmicznej. Zostanie on uwolniony zanim DART uderzy w asteroidę. LICIACube sfotogafuje zderzenie oraz chmurę materiału, która w jego wyniku powstanie. Celem DART jest niezagrażająca Ziemi niewielka asteroida Dimorphos o średnicy ok. 160 metrów, krążąca wokół większej asteroidy Didymos (ok. 780 m średnicy). W cztery lata po uderzeniu DART asteroidy odwiedzi misja Hera Europejskiej Agencji Kosmicznej, która zbada krater powstały w wyniku uderzenia oraz określi masę Dimorphosa. DART będzie pierwszym testem tzw. impaktora kinetycznego. To technika polegająca na celowym rozbiciu pojazdu o asteroidę, by zmienić jej trajektorię. Sądzimy, że obecnie jest to najbardziej zaawansowana technologicznie metoda obrony Ziemi. Dzięki niej poprawimy modele komputerowe dotyczące wpływu impaktora kinetycznego na asteroidę. Przyda się nam to w przyszłości, gdy Ziemi naprawdę będzie coś zagrażało, mówi Lindley Johnson, pierwszy w historii Planetary Defense Officer. Dimorphos i Didymos zbliżą się do Ziemi w przyszłym roku. Pomiędzy 26 września a 1 października DART ma przechwycić asteroidy i rozbić się o Didymosa pędząc w chwili zderzenia z prędkością 21 500 km/h. W chwili uderzenia układ Didymos-Dimorphos będzie znajdował się w odległości 11 milionów kilometrów od Ziemi. To dość blisko, dzięki czemu można będzie zaobserwować zmianę orbity Dimorphosa wokół Didymosa. Test nie niesie żadnego zagrożenia dla naszej planety. Siła uderzenia będzie zbyt mała, by rozbić Dimorphosa, a uderzenie tylko przybliży mniejszą asteroidę do większej. Ponadto zgodnie z najnowszymi obliczeniami, orbita Didymosa nie przetnie się z orbitą Ziemi w żadnym punkcie w najbliższej przyszłości. Dotychczas nie znaleźliśmy żadnej dużej asteroidy, która stanowiłaby zagrożenie dla Ziemi. Jednak nie przestajemy szukać. Naszym celem jest znalezienie takiego obiektu na całe lata albo i dekady, zanim uderzy w naszą planetę. Wówczas będziemy mogli zmienić jego kurs za pomocą technologii podobnej do DART, mówi Lindley Johnson, oficer ds. obrony planetarnej w NASA. DART to tylko jeden z elementów prac prowadzonych przez NASA w ramach programu obrony Ziemi. Przygotowujemy też Near-Earth Object Surveyor Mission. To teleskop kosmiczny pracujący w paśmie podczerwieni, który ma wystartować jeszcze w obecnej dekadzie. Znakomicie zwiększy on możliwości wyszukiwania i charakteryzowania potencjalnie niebezpiecznych obiektów znajdujących się w odległości do około 50 milionów kilometrów od orbity Ziemi. Technologia kinetycznego impaktora to jedno z proponowanych rozwiązań obrony Ziemi przed planetami. Więcej o programie ochrony Ziemi pisaliśmy w artykułach Znamy już ponad 10 000 NEO oraz Szef NASA zaleca modlitwę. Ostatnio zaś przeprowadzono wyliczenia, z których dowiadujemy się, że broń atomowa może uchronić Ziemię przed asteroidami. Jednak z innych badań wynika, że obronienie Ziemi będzie trudniejsze, niż dotychczas sądziliśmy. « powrót do artykułu
-
Bliska Ziemi asteroida to fragment Księżyca
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Bliska Ziemi asteroida Kamo`oalewa może być fragmentem Księżyca, uważają naukowcy z University of Arizona, Lowell Observatory i Planetary Science Institute. Kamo`oalewa to quasi-księżyc (quasi-satelita) Ziemi. Pozostaje w pobliżu Ziemi i wraz z nią okrąża Słońce, ale nie jest powiązany grawitacyjnie z Ziemią. Niewiele wiemy o quasi-satelitach Ziemi. Kamo`oalewa została odkryta w 2016 roku przez obserwatorium PanSTARRS na Hawajach. Zbliża się do Ziemi na odległość 14,5 miliona kilometrów, a jej średnica wynosi 46–60 metrów. Obiekt widoczny jest z Ziemi wyłącznie przez kilka tygodni w roku licząc od początku kwietnia. Jako, że jest mały i nie świeci własnym światłem, obserwować go można tylko przez największe teleskopy. Astronomowie z USA zauważyli właśnie, że spektrum światła odbijanego przez asteroidę jest takie, jak spektrum światła odbijanych przez próbki Księżyca przywiezione przez misję Apollo. To sugeruje, że mamy tutaj do czynienia z fragmentem Srebrnego Globu. Naukowcy nie wiedzą, w jaki sposób fragment mógł uwolnić się z Księżyca. Jedną z przyczyny tego braku wiedzy, jest fakt, że nie mieliśmy okazji badać innych podobnych obiektów. Przejrzałem spektra wszystkich bliskich Ziemi asteroid, do których mieliśmy dostęp, i nie znalazłem niczego podobnego, mówi główny autor badań, świeżo upieczony magister Benjamin N. L. Sharkey z University of Arizona. Badanie asteroidy rozpoczęło się od gorącego sporu pomiędzy Sharkeyem, a jego promotorem, profesorem Vishnu Reddym. Przez kolejne lata po jego odkryciu uczeni obserwowali asteroidę. W 2020 roku nie mogli przeprowadzić obserwacji, gdyż z powodu COVID-19 zamknięto obserwatorium Large Binocular Telescope. Gdy w bieżącym roku przeprowadzono badania, uczeni trafili na ostatni element układanki. Wiosną, po przeprowadzeniu obserwacji stwierdziliśmy, że księżycowe pochodzenie tej asteroidy jest bardziej prawdopodobne, niż inne jej źródła, mówi Sharkey. Wskazówką była też orbita Kamo`oalewa. Jest ona podobna do orbity Ziemi, ale nie odpowiada orbitom innych asteroid bliskich Ziemi. Jest bardzo mało prawdopodobne, by typowa asteroida bliska Ziemi mogła zmienić orbitę na taką, jaką ma Kamo`oalewa, mówi współautor badań, profesor Renu Malhotra. Nie pozostałaby bowiem na takiej orbicie zbyt długo. Maksymalnie przez jakieś 300 lat. Tymczasem szacujemy, że Kamo`oalewa znajduje się na obecnej orbicie od około 500 lat. Badania nad asteroidą utrudnia jej mała jasność. Jest ona 4 miliony razy słabiej widoczna, niż najsłabiej świecąca gwiazda widoczna gołym okiem. Jej badanie było możliwe dzięki potędze 8,4-metrowych luster Large Binocular Telescope, dodaje Al Conrad, który pracuje przy wspomnianym instrumencie. « powrót do artykułu-
- Kamo`oalewa
- asteroida
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: