Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'liście' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 20 wyników

  1. Należąca do rodziny babkowatych Philcoxia minensis używa podziemnych lepkich minilistków do chwytania niczego niepodejrzewających nicieni. Już wcześniej na liściach znajdowano ziarna piasku i szczątki nicieni, ale dopiero Rafael Silva Oliveira z Universidade Estadual de Campinas dowiódł, że fragmenty ciał bezkręgowców nie znalazły się tu przez przypadek, ale w wyniku prowadzonego przez roślinę drapieżnego trybu życia. Listki są tak drobne, że ich średnica nie przekracza 1,5 mm. Brazylijczycy umieścili P. minensis w glebie z nicieniami zawierającymi rzadki azot-15 (15N). Okazało się, że liście chwytające nicienie szybko absorbowały izotop. W ciągu doby trafiło do nich 5%, a po 2 dniach aż 15% N15. Naukowcy zauważyli, że liście pokrywa enzym fosfataza, który pomaga w szybkim rozkładaniu tkanek upolowanych bezkręgowców (sugeruje to, że roślina sama trawi zdobycz). Choć wydaje się, że chowanie pod ziemią mogących prowadzić fotosyntezę liści nie ma zbyt dużego sensu, jest dokładnie na odwrót. P. minensis występuje na skalistym podłożu i nie przesunie się, żeby dostać się do wody czy składników odżywczych, uzyskanie pokarmu drogą polowania wydaje się więc rozsądne. Rafael Silva Oliveira podejrzewał, że P. minensis jest drapieżna, ponieważ jej morfologia i habitat przypominały budowę i miejsce występowania innych roślin mięsożernych. Mimo podobieństw mogło jednak być tak, że roślina zastawia na nicienie pułapki nie po to, by się nimi pożywić, ale by doprowadzając do ich rozkładu przez mikroorganizmy, wzbogacić glebę. P. minensis występuje wyłącznie na dobrze oświetlonych, ubogich w składniki odżywcze glebach regionu Cerrado, będącego jednym z 34 światowych ośrodków bioróżnorodności. Wiele listków, pokrytych wydzielanym przez gruczoły lepkim śluzem, znajduje się pod powierzchnią płytkiej warstwy białego piasku, co zaintrygowało przyjaciela Oliveiry, który niezwłocznie powiadomił o swoim spostrzeżeniu pracującego w São Paulo kolegę.
  2. Plagą współczesnych miast są komary, a nawet z luksusowego hotelu można wyjechać ze śladami ugryzień pluskiew. Ludzie, którzy w środkowej epoce kamienia zamieszkiwali jaskinię Sibudu na rzece Tongati, nie mieli tego problemu. Po aktywnie spędzonym dniu zasypiali na materacu z ubitych łodyg i liści turzycowatych oraz sitowatych, na których leżała cienka warstwa liści zimozielonej rośliny z rodzaju Cryptocarya. Cryptocarya woodii zawiera związki owado- i larwobójcze, można więc było spać bez przeszkód. Pracami międzynarodowego zespołu archeologów kierowała prof. Lyn Wadley z University of the Witwatersrand w Johannesburgu. Pozostałości prehistorycznych materaców odkryto w co najmniej 15 warstwach, których wiek wynosił od 38 do 77 tys. lat. Warstwa ubitych roślin miała ok. centymetra grubości, a powierzchnia materaca od 1 do 2 metrów kwadratowych. Szczególnie dobrze zachowało się najstarsze posłanie. Składa się ono ze skamieniałych roślin jednoliściennych, pokrytych prześcieradłem z C. woodii. Liście tego drzewa zawierają insektycydy, dlatego doskonale nadawały się do odstraszania komarów. Mieszkańcy schroniska skalnego mogli zbierać turzyce i sitowate na brzegu rzeki Tongati [...] i kłaść rośliny na podłodze. Posłanie nie służyło zapewne tylko do spania, ale stanowiło również wygodne miejsce do pracy - tłumaczy Wadley. Christopher Miller, geoarcheolog z Uniwersytetu w Tybindze, podkreśla, że analizy mikroskopowe wykazały, że materace były wielokrotnie odnawiane. Stwierdzono, że 73 tys. lat temu lokatorzy Sibudu zaczęli regularnie spalać posłania po wykorzystaniu. Zapewnie chcieli w ten sposób usunąć szkodniki, sprawiając, że schronisko cały czas nadawało się do zamieszkania. Mniej więcej 58 tys. lat temu wzrosła liczba ognisk i kupek popiołu (m.in. po spalanych materacach), co świadczy o zintensyfikowaniu osadnictwa. Archeolodzy uważają, że może to mieć związek ze zmianami demograficznymi na Czarnym Lądzie w tym okresie. Ok. 50 tys. lat temu człowiek współczesny migrował z Afryki. Wadley od lat prowadzi wykopaliska w Sibudu. Warto przypomnieć, że przed 2 laty jej zespół odkrył pozostałości prehistorycznego superglue. Nasi przodkowie zauważyli, że klej z domieszką ochry jest trwalszy - nie kruszy się - od wersji produkowanej wyłącznie z żywicy akacji Acacia karroo.
  3. Pewne zapylane przez nietoperze pnącze wytwarza liście, które wyjątkowo skutecznie odbijają wysłane przez latające ssaki sygnały echolokacyjne. Naukowcy zauważyli, że w porównaniu do Marcgravia evenia pozbawionych przypominających wymyślny abażur liści, kompletna roślina jest lokalizowana aż 2-krotnie szybciej. Studium naukowców z Uniwersytetu Bristolskiego, a także Uniwersytetów w Erlangen i Ulm ukazało się właśnie w prestiżowym piśmie Science. O ile wiadomo, że rośliny korzystające z usług zapylaczy polegających głównie na wzroku wykształciły barwne kwiatów, o tyle rzadko sprawdzano, czy rośliny współpracujące przy zapylaniu i rozprowadzaniu nasion z nietoperzami bazującymi na echolokacji wytworzyły analogiczne do kwiatów sygnały echoakustyczne. U występujących na Kubie M. evenia wklęsłe liście są zawieszone tuż pod kwiatostanem. Niemiecko-brytyjski zespół stwierdził, że stanowią one rodzaj radiolatarni nawigacyjnej, ponieważ odsyłają silny, wielokierunkowy sygnał z łatwo rozpoznawalną, niezmienną sygnaturą akustyczną. Naukowcy wytrenowali jęzorniki ryjówkowate (Glossophaga soricina), by wyszukiwały pojedynczy karmnik ukryty wśród sztucznego listowia. Zmieniano ustawienie karmnika, mierząc czas potrzebny do jego odnalezienia. Czasem karmnik występował sam, czasem doczepiano do niego replikę standardowej blaszki liściowej, a czasem replikę liścia M. evenia. Każdy z wariantów karmnika testowano po jednym razie w 64 różnych ustawieniach z tłem w postaci sztucznych liści. Okazało się, że jęzorniki najdłużej szukały karmników niesparowanych z żadnym liściem. Czas poszukiwań ulegał nieznacznemu skróceniu, gdy do karmnika dodawano standardową blaszkę liściową. Zespół zauważył, że wykorzystanie wklęsłego liścia skracało czas dotarcia do jedzenia mniej więcej o połowę. Mimo że nietypowy kształt i ustawienie liści echolokacyjnych zmniejszają powierzchnię fotosyntetyczną, w porównaniu do blaszki liściowej o podobnych wymiarach, biolodzy sądzą, że koszty są niwelowane przez wzrost liczby przyciąganych zapylaczy. Dzięki tego rodzaju radiolatarni nietoperze skuteczniej wyszukują nektar, a pnącza zapewniają sobie stały dopływ zapylaczy. Dr Marc Holderied z Uniwersytetu Bristolskiego podkreśla, że to korzystna dla obu stron współpraca, ponieważ by zaspokoić swoje potrzeby metaboliczne, nietoperze muszą odwiedzić setki kwiatów, a pnącza M. evenia są tak rzadkie, że potrzebują jak najbardziej mobilnych zapylaczy.
  4. Geolodzy z Baylor University i Wesleyan University wykazali, że nowa metoda, bazująca przy rekonstruowaniu klimatu z ostatnich 120 mln lat na różnych cechach związanych z wielkością i kształtem liści, jest dokładniejsza od obecnie stosowanych technik (New Phytologist). Paleobotanicy od dawna wykorzystują do rekonstruowania prehistorycznych klimatów modele oparte na rozmiarze i kształcie liści. Większość z tych modeli polega jednak na pojedynczej zmiennej bądź zmiennych niezwiązanych bezpośrednio z klimatem, co, oczywiście, ogranicza ich moc prognostyczną. Z tego powodu modele często zaniżają temperatury – tłumaczy dr Daniel Peppe z Baylor, specjalista ds. paleomagnetyzmu, paleobotaniki oraz paleoklimatologii. Geolodzy z Baylor University nawiązali współpracę z 26 naukowcami z całego świata. Zespół zebrał tysiące liści wielu gatunków roślin, pochodzących z 92 zróżnicowanych klimatycznie i botanicznie lokalizacji na wszystkich kontynentach poza Afryką i Antarktydą. Za pomocą metod statystycznych (wielokrotnej regresji liniowej) stworzono modele średniej temperatury rocznej i rocznych opadów. Po odniesieniu do morfologii liści współczesnych roślin, zastosowano je do dziewięciu dobrze zbadanych przykładów flory kopalnej. Okazało się, że w chłodnych klimatach liście mają zazwyczaj większe i bardziej liczne ząbki i są bardziej ponacinane. W wilgotnych klimatach liście są większe i mają mniej liczne, drobniejsze ząbki. Dodatkowo akademicy ustalili, że zależność między klimatem a rozmiarami i kształtem liści kształtują 3 czynniki: zrzucanie liści na zimę/bycie rośliną zimozieloną, lokalna dostępność wody i historia filogenetyczna. Fakt, że Amerykanie uwzględnili w modelach średnich rocznych temperatur i opadów wiele czynników, znacznie poprawił precyzję oszacowań. Oszacowania średniej rocznej temperatury (podobnie zresztą jak wilgotności) dla większości roślinnych okazów kopalnych z Ameryki Północnej okazały się np. wyższe, niż przewidywały wcześniej wykorzystywane techniki. Co więcej, wyliczenia te były lepiej dopasowane do niezależnych dowodów paleoklimatycznych. Nasze studium pokazuje, że uwzględnienie dodatkowych cech liści, które są funkcjonalnie powiązane z klimatem, udoskonala rekonstrukcje paleoklimatyczne. To pomoże nam lepiej odtworzyć przeszłe klimaty i ekosystemy, co z kolei pozwoli przewidzieć reakcje ekosystemów na zmianę klimatu w skali lokalnej, regionalnej i globalnej – podsumuje Peppe.
  5. Tobołki alpejskie (Thlaspi caerulescens) gromadzą w swoich liściach metale. W związku z tym nazywa się je hiperakumulatorami niklu, cynku, manganu i kadmu. Okazuje się, że zabieg ten chroni rośliny przed infekcjami bakteryjnymi. Tobołki rosną na glebach bogatych w metale, takich jak byłe wyrobiska górnicze. Badacze z Uniwersytetu Oksfordzkiego wykazali, że dzięki kadmowi czy manganowi rośliny stają się oporne na ataki bakterii Pseudomonas syringae pv. maculicola (mikroorganizmy te sieją spustoszenie wśród kapustowatych, do których należą też tobołki, wywołując m.in. bakteryjne gnicie róż kalafiora czy w przypadku kapusty pekińskiej pieprzową plamistość). Nasze wyniki pokazują, że tobołki wykorzystują bogate w metale środowisko, by uzbroić się przeciw chorobom. [...] Odkryliśmy bezpośredni związek między wysokimi stężeniami metali a opornością na infekcje bakteryjne – opowiada współautorka raportu opublikowanego w PLoS Pathogens dr Gail Preston. Studentka Helen Fones uprawiała rośliny z rodzaju Thlaspi, stopniowo zwiększając zawartość cynku, niklu i kadmu w glebie. Wykazała, że tobołki potrafiły się bronić przed patogenami. Badając poszczególne szczepy bakteryjne, zademonstrowała, że istnieje zależność między zdolnością bakterii do wzrostu w obecności wysokich stężeń metali a ich zdolnością infekowania roślin. Wcześniej trudno było wyjaśnić, czemu przedstawiciele rodzaju tobołków gromadzą tak duże ilości potencjalnie toksycznych metali. Nasze badania są dobrym dowodem na to, że akumulując wymienione wyżej pierwiastki, rośliny te zwiększają swoją ochronę przed wrogami, takimi jak patogenne mikroorganizmy i roślinożercy – podkreśla prof. Andrew Smith. Brytyjczycy zademonstrowali też, że bakterie występujące na tobołkach rosnących na terenie nieczynnej kopalni cynku w Walii wykazują większą tolerancję tego metalu niż bakterie zasiedlające rośliny z gleb uboższych w Zn. Oznacza to, że zarówno rośliny, jak i mikroorganizmy rozwijają lokalne przystosowanie, by przeżyć w specyficznym środowisku, ale również to, że bakterie mogą kiedyś przezwyciężyć "metalową zbroję" tobołków.
  6. Gdy jesienią liście zaczynają żółknąć, szrotówek białaczek (Phyllonorycter blancardella) wykonuje swego rodzaju reanimację. Dzięki bakteriom z rodzaju Wolbachia larwy motyla mają się świetnie na zielonych, czyli prowadzących fotosyntezę połaciach, podczas gdy reszta drzewa przeszła już ogałacającą metamorfozę zmian pór roku. Szrotówki należą do owadów minujących, które drążą korytarze w liściach lub młodych pędach. Podobnie jak ssaki, wchodzą w symbiozę z bakteriami, pomagającymi im w trawieniu rozmaitych substancji. Często mikroby są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Udowodniono także, że u owadów endosymbionty "opracowują" nowe metody obrony dla swoich łaskawych gospodarzy. Ekolog David Giron z Université François Rabelais w Tours z podziwem przygląda się tym organizmom. Wg Francuza, Wolbachia mogą wpływać na metabolizm roślin. Niektóre bakterie, w tym one, mają bowiem gen występujący także u przedstawicieli flory, który pobudza komórki roślinne do produkcji hormonów zwanych cytokininami. To niezwykle istotne, ponieważ związki te opóźniają śmierć komórkową. By sprawdzić, czy Wolbachia mają coś wspólnego z powstawaniem wysepek zieleni pośród morza żółtych liści, zespół Girona podał "doustnie" niektórym samicom antybiotyki. W ten sposób uśmiercono bakteryjnych współpracowników motyli. Samice złożyły później jaja na liściach jabłoni. Okazało się, że larwy samic z grupy kontrolnej (niepotraktowanej lekami) były w stanie doprowadzić do zachowania fotosyntetyzujących liści, lecz reszcie się ta sztuczka nie udawała. Bez bakterii nie masz zielonej wysepki, a jeśli jej nie masz, giniesz – podsumowuje Giron. Na razie biolodzy nie wiedzą, czy Wolbachia same wytwarzają cytokininy, czy też w grę wchodzi inny mechanizm. Tak czy siak daje to motylom dodatkowy miesiąc na rozmnożenie i wzrost.
  7. Medycyna ludowa od wieków przekonywała o antynowotworowych właściwościach papai (wł. melonowca właściwego, Carica papaya). Naukowcy jednak dopiero teraz zademonstrowali wpływ substancji pozyskiwanych z tego owocu na wiele wyhodowanych w laboratorium guzów, w tym szyjki macicy, piersi, wątroby, płuc i trzustki. Amerykanie i Japończycy posłużyli się ekstraktem z suszonych liści papai, a lepsze rezultaty uzyskiwano, traktując komórki większymi dawkami herbatki. Dr Nam Dang z Uniwersytetu Florydzkiego i jego zespół opublikowali artykuł w lutowym numerze pisma Journal of Ethnopharmacology. Jako pierwsi wykazali, że wyciąg z liści papai wzmaga produkcję cząsteczek sygnałowych – cytokin typu Th1. To ważne odkrycie, zważywszy, że papaja wpływa na guz również bezpośrednio. Dodatkowo wyciąg nie działa toksycznie na zdrowe komórki, czego nie można powiedzieć o wielu terapiach onkologicznych. Odkrycia amerykańsko-japońskiego zespołu wydają się potwierdzać to, o czym od dawna donoszono w raportach dotyczących rdzennych ludów Australii oraz Wietnamu. Opierając się na tym, co słyszałem i widziałem w warunkach klinicznych, mogę stwierdzić, że nikt, kto zażywa ten ekstrakt, nie doświadcza widocznej toksyczności; wydaje się, że preparat można zażywać przez długi czas – tak długo, jak jest skuteczny – przekonuje pochodzący z Wietnamu Dang. Naukowcy wystawiali 10 typów nowotworowych hodowli tkankowych na oddziaływanie wyciągów z liści papai o 4 różnych stężeniach. Efekty ich działania oceniano po upływie doby. Okazało się, że papaja spowalniała wzrost guzów we wszystkich hodowlach. Chcąc zidentyfikować mechanizm bądź mechanizmy, za pośrednictwem których papaja oddziałuje na wzrost kultur, badacze skupili się na linii komórkowej chłoniaka T-komórkowego. Okazało się, że przynajmniej jeden z nich wywoływał apoptozę. Zauważono też, że ekstrakt z liści wzmagał produkcję cytokin typu Th1, które regulują pracę układu odpornościowego. W przyszłości warto więc wykorzystać preparat nie tylko w leczeniu niektórych nowotworów, ale i chorób autoimmunologicznych czy stanów zapalnych. Specjaliści niepowiązani z opisywanym studium, np. Bharat B. Aggarwal z Uniwersytetu Teksańskiego w Houston, podkreślają, że koledzy z Florydy nie zidentyfikowali substancji odpowiadających za lecznicze właściwości melonowca. Tymczasem warto zwrócić uwagę choćby na papainę, enzym wstępnie trawiący białka, występujący zarówno w liściach, jak i owocach rośliny. Dang i zespół próbują opatentować metodę destylacji ekstraktu. W następnym etapie badań chcą poszukać składników wyciągu, które wpływają na nowotworowe linie komórkowe.
  8. Od dawna powtarza się, by nie podlewać roślin w pełnym słońcu, np. w południe, bo może to spowodować oparzenia. Jak dowiedli węgierscy naukowcy z Uniwersytetu im. Loránda Eötvösa, to prawda, ale nie w każdych okolicznościach, sporo bowiem zależy choćby od budowy blaszki liściowej (New Phytologist). Problem skupiania światła przez przywierające do roślin krople wody nie był nigdy gruntowanie badany, i to zarówno teoretycznie, jak i eksperymentalnie. Nie jest to jednak trywialny problem. Większość osób uważa np., że pożary lasów mogą się zaczynać od intensywnego światła, skupionego przez krople zalegające na wysuszonych roślinach – wyjaśnia dr Gabor Horvath. Węgrzy sporządzili modele obliczeniowe i przeprowadzili eksperymenty, aby stwierdzić, jak kąt zwilżania między kroplą a liściem wpływa na warunki oświetleniowe na blaszce liścia. Stwierdzili, że krople na gładkich powierzchniach, np. na liściach miłorzębu czy klonu, nie mogą wywołać oparzeń. Jeśli jednak wziąć pod uwagę pływające liście paprotników, to przez małe pokryte woskiem włoski są one podatne na poparzenie. Dzieje się tak, ponieważ włoski utrzymują krople w ognisku optycznym ponad powierzchnią liścia, tworząc coś w rodzaju szkła powiększającego. Przytrzymywane przez roślinne włoski krople wody mogą wywołać poparzenia. To samo zjawisko wystąpi w przypadku wody zgromadzonej przez włoski na ludzkiej skórze. Uwaga więc na opalanie po kąpielach. Horvath uważa, że teoretycznie identyczny proces może doprowadzić do pożarów lasu podczas suszy, ale wg niego, to rzadkie zjawisko. Zanim kropla zdąży skupić promienie dokładnie na powierzchni rośliny, wcześniej wyparuje.
  9. Dzięki kamuflującemu ubarwieniu zwierzęta często ukrywają się przed drapieżnikami. U roślin kolor ma raczej znaczenie dla fotosyntezy lub przyciągania zapylaczy. Czy również u nich wzory wyglądające na maskujące rzeczywiście odgrywają taką rolę? Okazuje się, że tak (American Journal of Botany). Matthew Klooster z Uniwersytetu Harvardzkiego i jego zespół postanowili sprawdzić, czy zeschłe podsadki (łac. bracteae) u rzadkiej rośliny leśnej Monotropsis odorata pełnią podobną funkcję jak np. pasy tygrysów. Monotropsis odorata to fascynująca roślina, która w kwestii wyżywienia polega wyłącznie na mikoryzie korzeniowej. Ponieważ nie potrzebuje pigmentacji fotosyntetycznej – np. zielonych liści – aby wyprodukować własną energię, podobnie jak grzyby czy zwierzęta, może zaadaptować szerszą gamę kolorystyczną. Amerykanie przeprowadzili eksperyment na dużej populacji rośliny. Usuwali podsadki z łodygi i przysadki pąków kwiatowych. Przypominają one leżące na ziemi zeschłe liście, spośród których wynurza się kiełkująca M. odorata. Po jakimś czasie pokrywa się ona ciemnofioletowymi kwiatami w kolorze łodygi. Kiedy naukowcy określili współczynnik odbicia dla różnych części rośliny, stwierdzili, że podsadki rzeczywiście spełniają funkcję kamuflażu. Łatwo zniknąć potencjalnym drapieżnikom z oczu, gdy współczynnik odbicia podsadek jest podobny do wyliczonego dla leżących na dnie lasu liści. Klooster zauważył też, że osobniki z podsadkami wytwarzały więcej dojrzałych owoców. Poza tym były w mniejszym stopniu (aż o ok. 75%) uszkadzane przez roślinożerców. Wczesne wysuszanie podsadek, by ukryć organy reprodukcyjne, jest dobrą strategią, gdy łodygi są przez długi czas narażone na kontakt z drapieżnikami. Dziwne jest tylko to, że przy zapylaniu i roznoszeniu nasion M. odorata polega na zwierzętach. Jak mają wykonać swoje zadanie, skoro roślina tak skrzętnie się ukrywa? Harvardczycy spekulują, że odpowiedzią może być wyjątkowo atrakcyjny zapach. Widzieli oni nawet trzmiele, które nurkowały pod liście, szukając niewidocznych jeszcze spod nich okazów.
  10. Naukowcy odkryli pająka, który jako jedyny gatunek tego 50-tysięcznego rzędu zarzucił życie drapieżnika i gustuje w pokarmie roślinnym. Środkowoamerykański Bagheera kiplingi żywi się głównie pąkami liści dzikiej akacji i w związku z tym nie sporządza sieci do chwytania ofiary. Samice zrezygnowały też ze zwyczaju pożerania partnera po kopulacji. To pierwszy znany pająk, który traktuje rośliny jak podstawowe źródło pokarmu – opowiada Christopher Meehan z Villanova University. Badacz obserwował przedstawicieli tego gatunku podczas podróży do Meksyku. Zwierzęta te są niewielkie i rozmiarami przypominają paznokieć kciuka. B. kiplingi nie zajmuje się sporządzaniem sieci do polowania, dlatego mógł wykorzystać swoje umiejętności tkackie do budowy domków. To w nich samice zajmują się swoimi młodymi. Meehan podkreśla, że choć są wegetarianami, opisywane pająki nie prowadzą przez to sielskiego życia. Muszą wykradać pokarm wprost sprzed nosa strzegących akacji mrówek, a to niełatwe i bardzo ryzykowne zadanie... Odkrycie Amerykanina jest tym bardziej niezwykłe, iż dotąd sądzono, że fizjologia pająków nie pozwala im na spożywanie pokarmu pochodzenia roślinnego. Uważano, że pająki nie są w stanie zjadać żadnych pokarmów stałych. Normalnie wprowadzają do ciała ofiary enzymy, by strawić ją poza własnym organizmem, a potem raczą się czymś o konsystencji zupy. Tymczasem B. kiplingi spożywa "zieleninę" w całości.
  11. Maniok stanowi podstawę pożywienia mieszkańców Afryki. Jest promowany przez agendy ONZ, ponieważ dobrze rośnie w suchych rejonach. Okazuje się jednak, że przez wzrost stężenia dwutlenku węgla w powietrzu staje się on bardziej toksyczny. W liściach i bulwach manioku występuje glikozyd manihotoksyna, który przekształca się pod wpływem żucia czy miażdżenia w kwas pruski (cyjanowodór). Roślina przestaje być trująca po obróbce: wysuszeniu, upieczeniu bądź ugotowaniu. To dlatego bulwy są ścierane na mąkę, z której piecze się coś w rodzaju podpłomyków. Liście są jednak często spożywane na surowo. Wskutek tego ludzie zapadają na konzo, co w narzeczu yaka oznacza "związane nogi". Pojawia się parapereza (niedowład poprzeczny) bądź tetrapereza, czyli porażenie kończyn dolnych i górnych. Występują objawy uszkodzenia górnego neuronu ruchowego. W jednym z przeprowadzonych badań okazało się, że 9% Nigeryjczyków cierpi na jakąś postać zatrucia niedostatecznie przetworzonym maniokiem. Obecnie Ros Gleadow z Monash University w Melbourne stwierdził, że podwojenie stężenia CO2 w atmosferze powoduje zdwojoną produkcję glikozydu w liściach. Jako że, zgodnie z oszacowaniami, poziom gazu cieplarnianego będzie w połowie XXI wieku dwukrotnie wyższy niż w okresie przedindustrialnym, liczba zatrutych osób z pewnością wzrośnie. Bulwy nie stają się bardziej toksyczne, ale są mniejsze.
  12. Muriki szary (Brachyteles arachnoides) to małpa szerokonosa z rodziny kapucynek. Uznaje się ją za uosobienie spokoju. Ostatnio jednak grupa złożona z 6 osobników zaatakowała i zabiła w dżungli starszego samca. Naukowcy uważają, że powodem był... niedobór seksu (American Journal of Primatology). Ofiara miała rany pyska, genitaliów i reszty ciała. Brazylijscy specjaliści podkreślają, że na usposobienie małp silnie oddziałuje prowadzony przez nie tryb życia. O "charakterze" gatunku wnioskowano jednak wyłącznie na podstawie populacji z północy. Jej przedstawiciele żywią się liśćmi, których jest tu pod dostatkiem, a nawet w nadmiarze. Co ważne, samce mają stały dostęp do samic. Na południu, gdzie doszło do ataku, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Tam na dużym obszarze występuje więcej owoców. Choć można to uznać za plus, samce by się z tym nie zgodziły, ponieważ poszukując ich, samice odłączają się od stada, a wtedy, jak łatwo się domyślić, nie ma z kim spółkować – wyjaśnia Mauricio Talebi z Universidade de São Paulo. Na północy wszystkie osobniki przebywają cały czas razem, skubiąc spokojnie liście. Sfrustrowane samce Brachyteles arachnoides stają się agresywne. Prawdopodobieństwo ataku w takiej sytuacji wzrasta, ponieważ są one silnie związane ze swoimi braćmi.
  13. Biolodzy z University of Haifa-Oranim odkryli u rabarbaru z pustyni Negew ciekawy mechanizm samonawadniania, który pozwala mu pozyskać do 16 razy więcej wody niż roślinom, jakie "powinny" tu występować ze względu na ilość spadającego deszczu. Tym samym natrafili na pierwszy na świecie przypadek samodzielnego podlewania przez roślinę. Rabarbar rośnie w górach, gdzie średni opad atmosferyczny to zaledwie 75 mm. W takich okolicznościach większość pustynnych roślin ma niewielkie liście, które zapobiegają utracie wilgoci. Rabarbar tworzy zaś rozetę z 1-4 liści, a jej średnica sięga nawet 1 m! Profesorowie Simcha Lev-Yadun, Gidi Ne'eman i Gadi Katzir natrafili na przedziwną roślinę podczas badań prowadzonych w terenie ze studentami. Wspólnie odnotowali, że liście są niezwykle duże, pomarszczone, co przywodzi na myśl tutejsze ukształtowanie terenu, i pokryte woskowym oskórkiem (kutikulą). Widoczne na liściach góry i doliny działają jak system rowów irygacyjnych – kierują krople deszczówki do ziemi otaczającej położone głębiej korzenie. Inne pustynne rośliny polegają na wodzie penetrującej glebę w ich najbliższym otoczeniu. Jak widać, dobór naturalny doprowadził do powstania rabarbaru z wyjątkowo dużymi liśćmi, które zwiększają jego szanse na przeżycie w supersuchym klimacie. Eksperymenty i analiza wzrostu ujawniły, że przy opadach rzędu 75 mm rocznie jest on w stanie pozyskać tyle wody, ile rośliny ze strefy śródziemnomorskiej, czyli jakieś 426 mm. To 16-krotnie więcej niż w przypadku drobnolistnych gatunków z pustyni Negew. Gdy Izraelczycy sztucznie nawadniali roślinę, zaobserwowali, jak woda ścieka rowkami w liściach i wsiąka na 10 cm lub głębiej w ziemię otaczającą pojedynczy korzeń.
  14. Codzienne zażywanie 1000 mg wyciągu z liści oliwki europejskiej (Olea europea) pomaga obniżyć ciśnienie krwi oraz poziom cholesterolu. Szwajcarsko-niemiecki zespół prowadził badania z udziałem 20 par bliźniąt jednojajowych (Phytotherapy Research). Przed rozpoczęciem eksperymentu u wszystkich ochotników stwierdzono lekkie nadciśnienie. Część dostawała placebo, reszta kapsułki z 500 mg lub 1000 mg wyciągu z liści oliwki EFLA 943. Każda osoba z pary bliźniąt była przypisana do innego schematu leczenia. Po 2 miesiącach naukowcy ponownie zmierzyli ciśnienie krwi i zebrali dane na temat prowadzonego w tym okresie stylu życia. Pilotażowe testy kliniczne wykazały, że dawka 1000-mg wywiera znaczący wpływ na stan osób z pogranicza nadciśnienia – cieszy się Cem Aydogan z wytwarzającej suplementy izraelskiej firmy Frutarom, która sfinansowała badania. Ciśnienie skurczowe spadło o 11, a rozkurczowe o 5 milimetrów słupa rtęci. W parach bliźniąt z niższą dawką EFLA 943 nie odnotowano istotnej statystycznie różnicy ciśnienia krwi (w porównaniu do wartości wyjściowej). Spadek poziomu cholesterolu LDL także zależał od przyjmowanej dawki preparatu, ale występował zarówno przy 500, jak i 1000 mg. Badacze sądzą, że za obserwowany efekt odpowiada oleuropeina. Ona i inne polifenole zawarte w tkankach oliwek europejskich zwalczają wolne rodniki.
  15. Naukowcy z Uniwersytetu w Reading odkryli, że sprzedawany bez recepty wyciąg z liści karczocha (Artichoke Leaf Extract, ALE) obniża poziom cholesterolu. Osoby uwzględnione w studium miały umiarkowanie podwyższone jego stężenie i poza tym były zdrowe. Kiedy ogólny cholesterol zaczyna wykraczać poza pewną ustaloną granicę, lekarze ordynują pacjentowi statyny. Wygląda jednak na to, że zażywany przed tym krytycznym momentem wyciąg z karczocha nie dopuszcza do wzrostu stężenia cholesterolu w osoczu, zmniejszając tym samym ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych. W ramach 12-tygodniowego eksperymentu 75 ochotnikom codziennie podawano 1280 mg (4 kapsułki) ALE albo placebo. Okazało się, że ekstrakt z liści karczocha wywołał niewielki, ale istotny statystycznie spadek poziomu cholesterolu w osoczu. Naukowcy wykazali ponadto, że w ALE znajduje się wiele różnego rodzaju flawonoidów, czyli korzystnych dla zdrowia przeciwutleniaczy. Karczoch zwyczajny (Cynara cardunculus) jest w Europie od dawna stosowany jako naturalny środek wspomagający pracę układów pokarmowego i moczowego. W Niemczech i Szwajcarii sprzedaje się obecnie ALE jako preparat na niestrawność, można go też kupić w aptekach w wielu innych krajach, w tym w Polsce. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że przynosi ulgę pacjentom z dyspepsją i zespołem nadwrażliwego jelita (ang. irritable bowel syndrome, IBS).
  16. Etiopski naukowiec Eyasu Haile Selassie postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich znudzonych zwykłym winem rodaków i stworzył wino z liści czuwaliczki jadalnej. Roślina ta występuje w Afryce Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. Zawiera alkaloid, katynon, dlatego żucie lub picie naparu ze świeżych czy suszonych liści wpływa na człowieka pobudzająco (efekt przypomina zażycie amfetaminy). Czuwliczka jest jednym z najważniejszych towarów eksportowych Etiopii. W latach 2007-2008 kraj zarobi na niej do 100 mln dolarów. Wino czuwaliczkowe smakuje równie dobrze jak wino wytwarzane z winogron i zostało ciepło przyjęte przez próbujących – chwali się badacz, który wysłał 500 butelek promocyjnych napoju do potencjalnych klientów. Haile Selassie zarejestrował swój produkt w miejscowym urzędzie jakości i chciałby jak najszybciej rozpocząć jego sprzedaż. Ponieważ badania wykazały, że liście czuwliczki tracą swoje właściwości narkotyczne w ciągu 48 godzin od zerwania, nie należy się spodziewać, że wino będzie zawierać coś więcej niż alkohol...
  17. Zgodnie z wynikami najnowszych badań, kaktusy mają niewielkie liście. Są one tak drobne, że można je uznać za najmniejsze w przyrodzie (International Journal of Plant Sciences). Dzięki temu niespodziewanemu odkryciu można będzie do znanych wcześniej funkcji tych organów rośliny dodać kolejne. Profesor James Mauseth z Uniwersytetu w Austin wyjaśnia, że liście te najlepiej widać pod mikroskopem. Wyrastają one u podstawy skupisk kolców. Botanik pobrał próbki 147 gatunków kaktusów, większość stanowiły dzikie okazy. Analizę tkanek przeprowadzano pod dużym powiększeniem. Okazało się, że liście miały bardziej lub mniej normalną morfologię, ale niemal we wszystkich brakowało blaszki (lamina). U nieco ponad połowy występował ksylem (inaczej drewno). U żadnego z badanych gatunków nie znaleziono natomiast łyka. Wielkość liści wahała się w granicach od 30 do 2310 mikrometrów. Kiedy już wiadomo, że istnieją, czas zadać pytanie z rodzaju jajka i kury. Co było pierwsze: liście czy kolce? Wg Mausetha, kaktusy były kiedyś liściastymi roślinami amerykańskimi, a dopiero potem u wielu gatunków liście przekształciły się w kolce. Główne funkcje liści to fotosynteza, wymiana gazowa oraz transpiracja (parowanie). Profesor sądzi jednak, że u kaktusów nawet najmniejsze liście są potrzebne do wyznaczenia miejsca, gdzie wyrosną pączki boczne. Pojawiają się one tuż obok miejsca przyczepu liści do głównej łodygi. Dlatego kaktusy nie mogą całkowicie utracić liści, ponieważ nie byłyby potem w stanie utworzyć pączków albo urosłyby one w niewłaściwym miejscu. Sukulenty te potrafią genetycznie kontrolować wielkość liści, częściowo za pośrednictwem roślinnego hormonu wzrostu auksyny.
  18. Naukowcy z Londyńskiego Stowarzyszenia Zoologicznego obserwowali zachowanie goryli podczas jedzenia i stwierdzili, że ich maniery są co najmniej nienaganne. Naczelne te korzystają np. z dużych liści jak z serwetek, którymi po spożyciu czegoś brudzącego wycierają sobie twarz i palce. Dr Noelle Kumpel przyznaje, że zespół był zdumiony tym odkryciem. To zaskakująco ludzkie zachowanie. Pokazuje nam jasno, że stale istnieje wiele rzeczy, których musimy się dowiedzieć o tych niesamowitych zwierzętach. Według Kumpel, opisane zjawisko to kolejny dowód na to, że goryle i inne duże małpy zachowują się podobnie do naszego gatunku. Naukowcy dokonali swojego odkrycia w lasach rezerwatu w Gabonie. Zauważyli goryle nizinne zrywające liście z kwitnących roślin i wyrzucające je po wykorzystaniu na ziemię. Człekokształtne te są też podobno zaabsorbowane i dumne ze swojego wyglądu. Wzajemne iskanie stanowi ważną część życia stada. Goryle rzadziej niż szympansy posługują się narzędziami, ale dr Kumpel wspomina, że widywano je z kijami, które pomagały im odnaleźć bezpieczną drogę przez bagno czy inne podtopione obszary.
  19. Chińscy naukowcy odkryli sposób na obniżenie zawartości rakotwórczego akrylamidu w smażonych i pieczonych potrawach. Przed przyrządzaniem należy zanurzyć składniki w wyciągu z bambusa. Około 5 lat temu szwedzcy badacze zauważyli, że kuchenna obróbka termiczna uruchamia jedną lub więcej reakcji chemicznych, w wyniku których tworzy się właśnie akrylamid. Związek ten można znaleźć w wielu produktach, m.in. w chlebie, krakersach, płatkach śniadaniowych, ciasteczkach czy frytkach. Przed odkryciem Szwedów akrylamid znano jedynie jako syntetyczną substancję, używaną do oczyszczania wody i produkcji plastikowych opakowań. Skąd się bierze akrylamid znajdowany w smażonych pokarmach? Chemicy tłumaczą, że zachodzi reakcja między asparginą (aminokwasem; Asn) a prostymi cukrami, np. glukozą. Temperatura i czas gotowania wpływają na to, ile opisywanej substancji powstanie. W 2000 roku Ying Zhang i zespół z Zhejiang University w Hangzhou odkryli, że ekstrakt z liści bambusa wykazuje właściwości antyutleniające. Następnie sprawdzono, czy nie zagraża on zdrowiu konsumentów. Kiedy okazało się, że nie, Chiny zatwierdziły go jako jeden z konserwantów żywności. Wyciąg zawiera wiele różnych związków, w tym kwas chlorogenowy, kwas kawowy oraz 7-glukozyd luteoliny. W badaniach, których wyniki opublikowano na łamach styczniowego Journal of Agricultural and Food Chemistry, zespół Zhanga udowodnił, że zanurzanie kawałków ziemniaka w roztworze z ekstraktem z bambusa zmniejsza o 75% ilość akrylamidu powstającego we frytkach oraz chipsach. Chińczycy uspokajają, że związki otrzymywane z bambusa nie zmieniają smaku potraw. Oprócz zanurzania w wyciągu z bambusa, można również w inny sposób próbować wpłynąć na stężenie karcinogennego związku. W zeszłym roku szwajcarscy naukowcy zalecali np. dokładne kontrolowanie temperatury i ilości płynów. Ekipa Thomasa M. Amreina z ETH Institute of Food Science and Nutrition w Zurychu zaobserwowała, że więcej akrylamidu tworzy się podczas gotowania stosunkowo suchych składników, które zawierają mniej niż 20% wody. W ziemniakach większość akrylamidu powstawała na późniejszych etapach smażenia, zwłaszcza w wysokich temperaturach. Temperaturę można obniżać bez szkody dla złocistej barwy frytek. Przy 119°C tworzy się tylko 1/10 akrylamidu powstającego w temperaturze 167°C. Belgowie zauważyli z kolei, że niektóre odmiany ziemniaków są bardziej "akrylamidotwórcze", ponieważ występuje w nich więcej cukrów prostych: glukozy i fruktozy. Zespół Bruna De Meulenaera z Ghent University udowodnił ponadto, że na ilość powstającego akrylamidu wpływają... wymiary krojonych w paski ziemniaków. Jeśli ich długość lub szerokość nie przekracza 50 mm, lepiej je odrzucić. Czemu? Mniejsze sztuki to więcej cukrów na jednostkę wagi. Naukowcy z Norwegian Food Research Institute, którym szefował Erland Bråthen, dowiedzieli się, że gdy do pieczenia chleba doda się glicynę albo glutaminę, powstanie od 50 do 95% mniej akrylamidu. Dokładny odsetek zależy od typu użytej mąki i ilości dodanego aminokwasu.
  20. Niewiele osób wie, że popularne zioło przyprawowe, kolendra, może pomóc cierpiącym z powodu pogorszenia wzroku. Według hinduskiego Central Council for Research in Ayurveda and Siddha, które podlega Ministerstwu Zdrowia i Dobrostanu Rodziny, picie niewielkich ilości soku z liści kolendry z miodem korzystnie wpływa na wzrok. Zaleca się przyjmowanie 2 do 3 łyżeczek ekstraktu z 5-10 g miodu. Mikstura pomaga w największym stopniu dzieciom, osobom w podeszłym wieku oraz ludziom, którzy spędzają wiele godzin przed monitorem komputera.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...