Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Europa' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 23 wyników

  1. Gwałtowne ochłodzenie prawdopodobnie sprowadziło zagładę na pierwszych ludzi, którzy zasiedlili Europę, informują naukowcy z University College London (UCL). W magazynie Science ukazał się artykuł, w którym naukowcy opisują nieznany dotychczas epizod ochłodzenia klimatu, do jakiego doszło 1,1 miliona lat temu. Ich zdaniem, doprowadziło to do wymarcia całej europejskiej populacji człowieka. Najstarsze w Europie szczątki rodzaju znaleziono na Półwyspie Iberyjskim. Sugerują one, że nasi krewniacy byli w Europie już 1,4 miliona lat temu. Przybyli z południowo-zachodniej Azji. Dotychczas sądzono, że gdy już człowiek w Europie się pojawił, to w niej pozostał. Nasze odkrycie ekstremalnego ochłodzenia sprzed 1,1 miliona lat rzuca wyzwanie teorii o ciągłym zamieszkaniu Europy przez człowieka, mówi jeden z głównych autorów badań, profesor Chronis Tzedakis. Zajmujący się badaniem paleoklimatu specjaliści z UCL, Uniwersytetu w Cambridge oraz Najwyższej Rady Badań Naukowych (CSIC) w Barcelonie, przeanalizowali skład chemiczny mikroorganizmów morskich oraz pyłki z rdzeni pobranych u wybrzeży Portugalii. Odkryli nieznaną gwałtowną zmianę klimatu, w czasie której temperatura powierzchni oceanu u wybrzeży dzisiejszej Lizbony spadła poniżej 6 stopni Celsjusza – była więc ponaddwukrotnie niższa niż obecnie w najzimniejszych miesiącach zimowych – a na lądzie zasięg zwiększyły obszary półpustynne. Ku naszemu zdumieniu odkryliśmy, że ochłodzenie sprzed 1,1 miliona lat było porównywalne z najbardziej ekstremalnymi warunkami pogodowymi ostatniej epoki lodowej, stwierdził główny autor badań, doktor Vasiliki Margali. Tak głębokie ochłodzenie musiało wywrzeć olbrzymi wpływ na ówczesne niewielkie społeczności łowiecko-zbierackie, gdyż wczesnym ludziom brakowało takich mechanizmów adaptacyjnych jak wystarczająca tkanka tłuszczowa, umiejętność rozpalania ognia, wyrobu odpowiedniej jakości okryć czy znajdowania odpowiednich schronień, dodaje profesor Nick Ashton z British Museum. Naukowcy nie chcieli poprzestać wyłącznie na przypuszczeniach. Profesor Axel Timmermann i jego zespół z Uniwersytetu Narodowego w Pusan wykorzystali superkomputer do stworzenia symulacji ówczesnych warunków i ich wpływu na ludzi. Wykorzystali przy tym dane paleontologiczne i archeologiczne, tworząc model habitatu ludzkiego. Nasze wyniki pokazały, że 1,1 miliona lat temu warunki klimatyczne w basenie Morza Śródziemnego nie pozwalały na istnienie tam ludzi. Uzyskane wyniki sugerują, że ludzie zamieszkujący południe Europy wyginęli we wczesnym plejstocenie. To może też tłumaczyć, dlaczego nie dysponujemy żadnymi śladami człowieka z Europy z okresu kolejnych 200 000 lat. Według tego scenariusza Europa została ponownie skolonizowana około 900 000 lat temu, tym razem przez bardziej odporne społeczności, którym zmiany ewolucyjne i kulturowe pozwoliły na przeżycie, dodaje profesor Chris Stringer z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. « powrót do artykułu
  2. Badania, podczas których porównano bioróżnorodność dzikich ssaków w Europie sprzed 8000 lat z dniem dzisiejszym, wykazały, że w tym czasie Stary Kontynent zyskał więcej gatunków, niż stracił, informują naukowcy z University of York. Ostatnie wysiłki na rzecz reintrodukcji gatunków oraz wprowadzenie gatunków obcych spowodowały, że w wielu miejscach Europy, pomimo utraty habitatów i lokalnego wyginięcia zwierząt, zróżnicowanie ssaków wzrosło. Uczeni stwierdzili, że jeśli obecnie prowadzone projekty ochrony przyrody i reintrodukcji gatunków zostaną utrzymane, to jest szansa, że gatunki takie jak wilki, rysie i bobry, które zostały w wielu miejscach wytępione, powrócą i na większości obszaru Starego Kontynentu bioróżnorodność ssaków będzie większa niż 8000 lat temu. W ciągu ostatnich 8000 lat Europa straciła ssaki żyjące na niektórych wyspach. Jednak ze zwierząt żyjących na samym kontynencie na stałe utraciliśmy tylko dwa gatunki ssaków: tura i dzikiego osła. Mimo że w czasie naszych badań nie skupialiśmy się na liczebności poszczególnych gatunków, to ich wyniki są optymistyczne. Większość europejskich ssaków przetrwała i jeśli w przyszłości damy im więcej przestrzeni, bioróżnorodność może wzrosnąć ponad to, co widzieli nasi przodkowie, mówi doktor Jack Hatfield. Wiele badań wykazało, że w niektórych populacjach doszło do olbrzymich spadków liczebności, więc zaskakujące jest, jak natura przystosowała się do zmian antropogenicznych. Udana reintrodukcja w wielu krajach takich gatunków jak żubry i bobry oraz wprowadzenie gatunków obcych pomogły w utrzymaniu poziomu bioróżnorodności, dodaje uczony. Nie jest możliwe, byśmy wrócili do naturalnego środowiska sprzed 8000 lat. Jednak nie wszystkie zmiany były negatywne, a przyszłość naszych stosunków z dzikimi ssakami Europy rysuje się w jasnych barwach, dodaje profesor Chris Thomas. Autorzy badań przypominają, że 8000 lat temu na Ziemi żyło jedynie około 5 milionów ludzi, a w Europie rolnictwo dopiero raczkowało. Ostrzegają też, że pozytywne wieści z Europy nie oznaczają, że na całym świecie sytuacja jest równie dobra. W wielu miejscach planety mamy bowiem do czynienia z błyskawicznym niszczeniem habitatów. « powrót do artykułu
  3. Ponad połowa endemicznych gatunków drzew Europy jest zagrożona wyginięciem, wynika z najnowszego raportu MIędzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN). Drzewom zagrażają inwazyjne choroby, szkodniki, zanieczyszczenie powietrza oraz rozrastające się miasta. Wśród gatunków, których liczebność spada wymieniono m.in. jesion, wiąz i jarząb. Europie grozi nie tylko utrata wielu gatunków, ale spadek bioróżnorodności oznacza, że tym trudniej będzie zapobiegać ociepleniu klimatu poprzez zalesianie. To poważny problem nie tylko przyrodniczy. Zagrożone są też niektóre ważne gospodarczo gatunki drzew iglastych, mówi jeden z autorów badań, David Allen. Ekspert ostrzega, że kraje, które rozważają zalesianie i sprowadzają sadzonki z zagranicy, powinny je uważnie badać, by nie zawlec na swoje terytorium chorób i szkodników, które zniszczą jeszcze istniejące lasy. Uważa się, że powinniśmy sadzić więcej drzew. I słusznie. Musimy jednak bardzo szczegółowo sprawdzać, czy nie przywieziemy wraz z nimi szkodników. Bezpieczeństwo biologiczne powinno być priorytetem, mówi. To inwazyjne gatunki szkodników, rozpowszechniane wskutek handlu sadzonkami i surowym drewnem, są największym zagrożeniem dla rodzimych europejskich gatunków drzew. Specjaliści przyjrzeli się 265 endemicznym gatunkom drzew rosnących w Europie i uznali, że 66 z nich jest krytycznie zagrożonych, 58 jest zagrożonych, 31 gatunków uznano za narażone, 7 gatunków trafiło do kategorii „bliski zagrożenia”, a 67 uznano za gatunek najmniejszej troski. Dla 36 gatunków nie było wystarczających danych, by je ocenić. Wiele z najbardziej narażonych gatunków należy do rodzaju Sorbus (jarząb). Znajdziemy wśród nich zarówno jarząb pospolity jak i endemiczny dla Wielkiej Brytanii Sorbus leyana, z którego w stanie dzikim pozostało zaledwie 9 drzew. Specjaliści mówią, że ten ostatni gatunek to stosunkowo nowa hybryda, która zawsze była ograniczona do niewielkiej populacji, więc jego zniknięcie nie będzie miało dużych skutków ekologicznych. Poważniejszym problemem jest zanikanie bardziej rozpowszechnionych gatunków. Tim Rich, jeden z autorów raportu, mówi, że dla niego szczególnie alarmujące jest niszczenie jesiona przez inwazyjne grzyby. Od pięciu lat monitoruję sytuację. W ubiegłym roku zacząłem się poważnie martwić. A w tym roku widzę wymieranie drzew na dużych obszarach i problem nie dotyczy tylko sadzonek, jak to było dotychczas. Teraz umierają wielkie drzewa. Niedawno jechałem przez Pembrokeshire i co 5–10 metrów widziałem martwe lub umierające drzewo. To poważny problem, znacznie poważniejszy niż sądziłem. Narażony na wyginięcie jest też kasztanowiec pospolity, atakowany przez inwazyjnego szrotówka kasztanowcowiaczka. Ten szkodnik został po raz piewrszy zaobserwowany w Macedonii w 1984 roku. Od tamtej pory rozprzestrzenił się od Pirenejów po granice Rosji, dotarł też do Wielkiej Brytanii. Jednak drzewom zagrażają nie tylko inwazyjne gatunki owadów. Kolejne problemy to wycinka lasów, rozrastanie się miast i ośrodków turystycznych, zanieczyszczenia przemysłowe i rolnicze. Badania nad stanem drzew to część szerzej zakrojonego przeglądu europejskich gatunków, którego celem było przyjrzenie się statusowi zwykle pomijanych gatunków po to, by określić priorytety w ochronie przyrody. Okazało się, że wyginięcie grozi od 20 do 50 procentom mięczaków, mszaków i krzewów. Większość z nich to gatunki, które zwykle nie przyciągają naszej uwagi, jednak odgrywają one kluczową rolę w produkcji żywności i podtrzymywaniu ekosystemu poprzez produkcję tlenu, recykling substancji odżywczych czy regenerację gleby. Wysoki odsetek zagrożonych gatunków Europy jest niezwykle alarmujący. Na przykład 92% mięczaków żyjących w Europie to gatunki endemiczne. To znaczy, że jeśli wyginą w Europie, w ogóle znikną z Ziemi, mówi Eike Neubert, specjalista ds. mięczaków. Przywrócenie w Europie liczby mięczaków będzie wymagało znaczących zmian w działaniach dotyczących wykorzystania ziemi, kontroli urbanizacji i odpowiedniego zarządzania półdzikimi obszarami. « powrót do artykułu
  4. Gdy przed 12 000 lat doszło do niemal całkowitego zatrzymania transportu ciepła w Atlantyku Europa doświadczyła ciężkich zim, po których następowały gorące lata, susze i fale upałów. Podobny scenariusz może czekać nas już wkrótce. W ostatnich latach w centralnej części Północnego Atlantyku rejestrowane są wyjątkowo niskie temperatury, a to silny wskaźnik poważnego osłabienia atlantyckiej południkowej cyrkulacji wymiennej (AMOC). Zdaniem naukowców zjawisko to jest najsłabsze od 1500 lat. Większość modeli klimatycznych przewiduje dalsze osłabianie AMOC w obliczu globalnego ocieplenia, chociaż całkowite zaniknięcie cyrkulacji wydaje się mało prawdopodobne. Jednak z badań klimatycznych wiemy, że do pojawienia się drastycznych zmian klimatycznych nie jest potrzebne całkowite zaniknięcie AMOC. Wystarczy jego osłabienie. Wspomniany na wstępie okres sprzed 12 000 lat, młodszy dryas, to ostatni i jeden z najbardziej ekstremalnych przypadków gwałtownego oziębienia, do którego doszło w okresie ocieplania się klimatu i wychodzenia z epoki lodowej. Wiemy, że do osłabienia AMOC może dojść w okresie szybkiego ocieplenia. Osłabienie cyrkulacji może doprowadzić do pojawienia się niezwykle zimnych zim i bardzo gorących lat z zabójczymi falami upałów i suszami włącznie. Symulacje komputerowe pokazują, że mechanizm związany z zimnym oceanem i gorącymi latami ma związek z tak zwanym blokowaniem atmosferycznym. Taki blok składa się z systemów wysokiego ciśnienia, które pozostają niemal nieruchome przez okres od pięciu dni do nawet wielu tygodni. Prowadzi to do ekstremalnych zjawisk pogodowych. Gdy taki blok pojawia się nad Europą, to w zimie odcina nasz kontynent od ciepłych wiatrów z zachodu, a w lecie od chłodnych wiatrów z zachodu. W efekcie mamy do czynienia z niezwykłymi falami gorąca lub chłodu. « powrót do artykułu
  5. Al Nassma to pierwsza na świecie firma, która produkuje czekoladę z mleka wielbłądów. Działa w Dubaju. Powstała w październiku zeszłego roku, a już planuje ekspansję na nowe rynki. Wkrótce wyjątkowy produkt ma się pojawić w Europie, Japonii, USA i w różnych krajach arabskich. Martin Van Almsick, główny menedżer, wyjaśnia, że najpierw czekolada trafi do Arabii Saudyjskiej, a w ciągu kilku kolejnych miesięcy do Bahrajnu, Kataru, Kuwejtu i Stanów Zjednoczonych. Pierwsza tona delikatesu dotrze do Arabii już wkrótce. Obecnie trwają rozmowy z brytyjskim Harrodsem i firmą Chocolate Covered z San Francisco. Na kontrolowanej przez rząd farmie Al Nassamy zgromadzono aż 3 tys. wielbłądów. Czekolady powstają dzięki współpracy z austriackim wytwórcą Mannerem. Słodycze są sprzedawane w sklepiku przy hodowli, a także w luksusowych hotelach i przez prywatne linie lotnicze. Na dniach rozpocznie się rozprowadzanie czekolady za pośrednictwem Internetu. Van Almsick zaznacza, że jako towar luksusowy czekolady z wielbłądziego mleka nigdy nie będą sprzedawane w supermarketach. Nie zawierają one dodatków chemicznych ani konserwantów. Ze względu na egzotyczny smak, który zawdzięczają m.in. lokalnym przyprawom, orzechom, w tym makadamii, pomarańczom czy daktylom, działają na turystów jak wabik. Praliny wypełnia się delikatnym nadzieniem z pistacji, nugatu lub kremu kawowego. Oprócz czekolady mlecznej można też nabyć gorzką (z 70% zawartością kakao). Za klejnot w koronie uznaje się owijane w złotą folię wielbłądy. Wydrążone w środku, ważą 130 lub 730 gramów. Chętni mogą się też zaopatrzyć w zapakowaną w gustowne pudełko karawanę.
  6. Naukowcy z University of Colorado Boulder wiedzą, jak rozpoczęła się i dlaczego trwała Mała Epoka Lodowcowa. Pod nazwą tą kryje się okres gwałtownego ochłodzenia klimatu Europy. W latach 1275-1300 średnie temperatury nagle się obniżyły i aż do XIX wieku, szczególnie w północnej Europie, panowały wyjątkowo srogie zimy. Jednym z symboli Małej Epoki Lodowcowej jest obraz przedstawiający mieszkańców Londynu jeżdżących na łyżwach po Tamizie. Zamarzły też kanały Holandii. Istnieją dowody, że okres ten charakteryzował się też spadkami temperatur w Chinach i Ameryce południowej, jednak najbardziej doświadczył go Stary Kontynent. W górskich dolinach szybko rozszerzające się lodowce niszczyły całe wsie i miasteczka. Dotychczas uważano, że Małą Epokę Lodowcową zapoczątkował wulkanizm, zmiany w aktywności słonecznej lub jedno i drugie. Naukowcy z Boulder nie tylko znaleźli przyczynę gwałtownego spadku temperatur w ciągu zaledwie 25 lat, ale wskazali również, dlaczego niższe temperatury utrzymały się przez kilkaset lat. Badania węglem radioaktywnym zamarzniętych roślin z Ziemi Baffina, rdzeni lodowych oraz osadów z biegunów i Islandii oraz symulacje zjawisk klimatycznych pozwoliły stwierdzić, że Mała Epoka Lodowcowa rozpoczęła się od czterech wielkich erupcji wulkanicznych, które wystąpiły w tropikach w ciągu 50 lat. Rośliny, które nagle zamarzły, a ich korzenie zostały nienaruszone wskazują, że doszło do gwałtowanego ochłodzenia w latach 1275-1300. Drugi okres nagłego spadku temperatury, wskazujący na nagłe zmiany, miał miejsce około roku 1450. Badania roślin zostały potwierdzone obserwacjami osadów z islandzkiego jeziora Langjokull. Pokazują one, że pod koniec XIII wieku warstwy wskazujące na erupcje wulkaniczne nagle stały się znacznie grubsze. Ponowne zwiększenie grubości zauważono w warstwach z XV wieku. W tych samych okresach można obserwować zwiększoną erozję powodowaną przez lodowce. To pozwoliło połączyć dane i stwierdzić, że wybuchy wulkanów ochłodziły klimat. Pozostawało jednak pytanie, dlaczego ochłodzenie trwało tak długo. Ochładzające Ziemię pyły z erupcji nie mogły przecież utrzymywać się w atmosferze przez setki lat. Naukowcy wykorzystali Community Climate System Model, do sprawdzenia wpływu nagłego ochłodzenia wywołanego wielkimi erupcjami, na klimat. Symulacje wykazały, że gwałtowne ochłodzenie północnych części Europy oraz Grenlandii mogło spowodować szybki rozrost grenlandzkich lodowców. W końcu te, znajdujące się na wschodnim wybrzeżu, dotarły do Północnego Atlantyku, gdzie zaczęły się topić. Woda z lodowców niemal nie zawiera soli, jest mniej gęsta od wody słonej. Z tego też powodu lodowce topiąc się w zetknięciu z cieplejszymi od nich wodami Atlantyku, uwalniały olbrzymie ilości zimnej słodkiej wody, która nie mieszała się z wodą oceanu. Tworzyła na jego powierzchni rodzaj zimnej kołdry. To spowodowało z kolei, że wody Atlantyku nie uwalniały ciepła w okolicach arktycznych, zatem nie ogrzewały Grenlandii. Tak powstał samopodtrzymujący się system chłodzący, dzięki któremu epoka lodowcowa trwała na długo po wygaśnięciu aktywności wulkanicznej. Nasze symulacje pokazały, że erupcje wulkaniczne mogą mieć głęboki wpływ chłodzący. Mogą rozpocząć reakcję łańcuchową tak zmieniając prądy oceaniczne i pokrywę lodową, że niższe temperatury utrzymują się przez wieki - mówi współautorka badań, Bette Otto-Bliesner. Profesor Gifford Miller, który kierował zespołem badawczym, powiedział, że na potrzeby symulacji komputerowych ustawiono stały poziom aktywności słonecznej. To pozwoliło stwierdzić, że do wywołania ochłodzenia wystarczyła sama aktywność wulkanów, ilość ciepła docierającego ze Słońca wcale nie musiała być mniejsza niż zwykle. Zdecydowano się nie uwzględniać wpływu naszej gwiazdy, gdyż, jak przypomina Miller szacunki dotyczące zmian aktywności pokazują, że jest ona niewielka. Obecnie uważa się, że w ciągu kilku ostatnich tysiącleci aktywność Słońca zmieniła się w mniejszym stopniu, niż zmienia się podczas jego 11-letniego cyklu.
  7. Pierwsza znana historii epidemia syfilisu miała miejsce w 1495 roku. Wybuchła ona w armii króla Francji Karola VIII, która najechała Neapol. To zapoczątkowało epidemię syfilisu w całej Europie. Od tamtej pory trwa debata na temat pochodzenia tej choroby. Jedna z teorii mówiła, że przywiózł ją do Europy Krzysztof Kolumb i jego marynarze. George Armelagos, biolog z Emory University, który specjalizuje się w badaniu szkieletu, mówi, że kiedy przed kilkudziesięciu laty usłyszał o kolumbowskim pochodzeniu syfilisu, rozbawiło go to. Wyśmiałem pomysł, że mała grupa marynarzy przywiozła chorobę, która spowodowała wielką europejską epidemię - wspomina. Tym bardziej, że istniała teoria mówiąca, iż syfilis zawsze był obecny na Starym Kontynencie, jednak dopiero około 1500 roku zaczęto go odróżniać od innych chorób, takich jak np. dżuma. Armelagos zaczął badać dostępne dowody i ze zdziwieniem stwierdził, że wszystkie one wspierają teorię o przywiezieniu syfilisu przez Kolumba. Wyniki tych badań opublikowano już w 1988 roku. Dwadzieścia lat później Armelagos i jego współpracownicy dokonali genetycznej analizy bakterii wywołujących syfilis. Także i one wskazywały, że choroba ta pochodzi z Ameryki. Teraz uczony obalił kolejne argumenty, które miały wskazywać na wielowiekową obecność syfilisu w Europie. Świat naukowy wspominał bowiem o 50 szkieletach ludzi, którzy zmarli w Europie zanim jeszcze Kolumb wyruszył w swą pierwszą podróż, a które miały nosić ślady chronicznego syfilisu. Armelagos przyjrzał się tym szkieletom i stwierdził, że w przypadku większości z nich brakuje co najmniej jednego standardowego kryterium diagnostycznego, koniecznego do zdiagnozowania syfilisu. Pozostało 16 szkieletów, które spełniały kryteria diagnostyczne syfilisu. Jednak, jak stwierdził uczony, wszyscy ci zmarli mieszkali na morskim wybrzeżu, a zatem znaczną część ich diety stanowiły ryby i owoce morza. Organizmy te mogą zawierać „stary węgiel“ pochodzący z głębin morskich, a to z kolei znacząco zaburza datowanie radiowęglowe. Po wykonaniu kalibracji uwzględniającej dietę wyszło na jaw, że wszystkie szkielety wykazujące cechy chorób wywoływanych przez krętka należały do osób, które zmarły już po pierwszej wyprawie Kolumba. Nie mamy żadnego dowodu na występowanie syfilisu w Europie przed 1492 rokiem - stwierdził uczony. Molly Zuckerman z Mississippi State University, komentując badania Armelagosa, powiedziała: Pochodzenie syfilisu to fascynujące zagadnienie. Przedstawione dowody raczej zamykają sprawę, ale nie powinniśmy odkładać jej na półkę i stwierdzać, że już wszystko wiemy. W nauce wspaniałą rzeczą jest to, że może ona przedstawiać rzeczy w różnym świetle.
  8. Badania genetyczne 642 psów ujawniły, że współczesne rasy Ameryki i Europy mają więcej wspólnego z psami z Azji Południowo-Wschodniej niż, jak dotąd uważano, ze starymi rasami Europy czy Bliskiego Wschodu. Wyniki badań prowadzonych przez University of California, Davis, we współpracy z uczonymi z Iranu, Tajwanu i Izraela, ukazały się w PLoS One. Najbardziej popularne teorie głosiły, że psy pochodzą z Południowo-Wschodniej Azji lub Bliskiego Wschodu. Nasze badania pokazały, że współczesne europejskie i amerykańskie psy w zdecydowanej większości pochodzą od psów, które były importowane z Azji w czasach, gdy handlowano jedwabiem, a nie od starych ras zamieszkujących Europę - mówi Ben Sacks, dyrektor Canid Diversity and Conservation Group z Wydziału Weterynarii UC Davis. Zdaniem naukowca największą niespodzianką jest odkrycie, że psy z Bliskiego Wschodu nie miały niemal żadnego wpływu na genetykę współczesnych psów Europy. To o tyle dziwne, że obszar ten jest znacznie bliżej Starego Kontynentu niż Azja Południowo-Wschodnia. Naukowcy przeanalizowali materiał genetycznych psów z Europy, Bliskiego Wschodu, Azji Południowo-Wschodniej. Badano DNA 633 udomowionych oraz 9 dzikich psów. Materiał genetyczny pobrano m.in. od australijskich dingo, zwierząt z Bali, psów z bliskowschodnich i azjatyckich wsi, charta perskiego oraz 93 czystych przedstawicieli 35 ras. Psy z Bali oraz dingo wybrano do badań, gdyż od tysięcy lat są one izolowane od innych ras, a z kolei wiejskie psy z Azji i Bliskiego Wschodu to bardzo prymitywne rasy, pozwalające zajrzeć w przeszłość rozwoju psów.
  9. Niemieccy naukowcy opracowali największy jak dotąd atlas rozmieszczenia gatunków motyli w Europie. Pracami zespołu autorów kierował Otakar Kudrna. W środku można znaleźć kolorowe mapy dystrybucji wszystkich 441 gatunków europejskich motyli. Zaangażowanym w projekt osobom zależało nie tylko na zaprezentowaniu danych chorologicznych (czyli w tym przypadku dotyczących struktury fauny), ale także, a może przede wszystkim na wspomożeniu wysiłków entomologów walczących o zachowanie rodzimych gatunków Starego Kontynentu. Mapy współwystępowania pozwalają wytypować obszary i gatunki, którym powinno się poświęcić szczególną uwagę. W 2002 r. ukazała się pozycja pt. The Distribution Atlas of European Butterflies. Był to pierwszy atlas rozmieszczenia motyli na jakimkolwiek kontynencie. Ostatnio wydany atlas nie jest, jak zapewniają twórcy, zwykłym wznowieniem nakładu, ponieważ liczba danych niemal się potroiła do ok. 655 tysięcy. Same mapy wyglądają o wiele lepiej, dzięki wspomaganym komputerowo technikom kartograficznym. Pierwszy atlas był dziełem jednego człowieka - Otakara Kudrny. Teraz dobrał on sobie współpracowników reprezentujących inne dziedziny nauki. Pieniądze na realizację projektu pochodziły m.in. od Niemieckiego Stowarzyszenia Ochrony Natury (Naturschutzbund Deutschland, NABU). Atlas nie powstałby bez pomocy 272 ochotników, którzy dostarczyli podstawowe dane.
  10. Niewykluczone, że Europejczycy znali właściwości halucynogenne niektórych grzybów już przed 6000 lat. Tak przynajmniej uważają Brian Akers z Pasco-Hernando Community College z Florydy oraz Gaston Guzman z Instytutu Ekologii z Xalapy w Meksyku. Badali oni rysunek naskalny w jaskini niedaleko hiszpańskiego miasta Villar del Humo. Głównym obiektem malowidła znanego jako Selva Pascuala jest byk. Jednak widać na nim również 13 przypominających grzyby obiektów. Zdaniem naukowców, są one podobne do Psilocybe hispanica, lokalnego grzyba o właściwościach halucynogennych. Uważają oni, że był on używany podczas rytuałów religijnych. Jeśli obaj uczeni mają rację, to mamy do czynienia z najstarszym w Europie przedstawieniem tego typu grzybów. Najstarsze malowidło, przedstawiające grzyby halucynogenne - z gatunku Psilocybe mairei - znajduje się Algierii i liczy sobie 7-9 tysięcy lat.
  11. W wierszu Andrzeja Waligórskiego "Cysorz to ma klawe życie", okazuje się jednak, że życie przedstawicieli europejskich rodów królewskich nie było w przeszłości aż tak usłane różami, jak mogłoby się wydawać. Badania profesora Manuela Eisnera z Uniwersytetu w Cambridge, które objęły 1513 władców, wykazały bowiem, że w latach 600-1800 w 45 europejskich monarchiach do 22% królewskich zgonów doszło w krwawych okolicznościach. Były to wypadki, zabójstwa i śmierć w bitwie. W artykule, który ukazał się w Journal of Criminology, aż 15% wszystkich zgonów uznano za skutek oczywistych morderstw – "odpowiada to średniemu wskaźnikowi 10 morderstw na każde 1000 lat panowania monarchy, a to znacznie więcej, niż wynosi wskaźnik zabójstw w najniebezpieczniejszych obecnie rejonach świata". Jest on nawet wyższy od wyliczonego dla największych bitew przeszłości. Mamy więc doskonały obraz intensywnej i brutalnej walki o dominację wśród przedstawicieli historycznej elity politycznej. Kryminolog z Cambridge podzielił przypadki królewskich śmierci na 4 kategorie. Najliczniej reprezentowaną jest zabójstwo w celu przejęcia tronu: panujący zostaje tu wyeliminowany, by jego miejsce mógł zająć konkurent. Cesarz bizantyjski Nicefor II Fokas został np. zamordowany w 969 r. we własnej sypialni przez żonę Teofano i jej kochanka Jana I Tzimiskesa. Generała obwołano cesarzem, gdy zgodził się ponieść karę za morderstwo i odseparować się od występnej kochanki. Do drugiej kategorii zalicza się przypadki zamordowania władcy z sąsiedztwa, by zagarnąć terytorium lub przypieczętować zwycięstwo. W scenariusz ten doskonale wpisuje się śmierć sułtana Granady Muhammada VI, którego zaproszono na pokojowe rozmowy z Piotrem I Okrutnym. Na zlecenie króla Kastylii i Leónu zamordowano go 25 kwietnia 1362 r. w Tabladzie koło Sewilli. W ten sposób Piotr I pomógł odzyskać tron Muhammadowi V. Kolejna kategoria to morderstwo w odwecie za zniewagę/osobiste żale. Albrecht I Habsburg zginął 1 maja 1308 r. Wracał wtedy z przyjęcia, na którym publicznie znieważył bratanka Jana Parracidę. Najrzadszą kategorią jest śmierć z ręki przypadkowej obcej osoby. W 1354 r. Jusuf I Mądry zginął z rąk maniaka, modląc się w meczecie. Szczególnie często ofiarą katów padali młodzi i zbyt delikatni monarchowie. Szczególnie okrutne wydaje się uśmiercenie Edwarda V i jego młodszego brata Ryszarda w Tower of London. Niejednokrotnie jedno morderstwo pociągało za sobą falę kolejnych. Do wielu aktów przemocy dochodziło w wyjątkowo chłodnych klimatach, np. Norwegii czy Nortumbrii, anglosaskim państwie z VI-IX wieku, położonym w południowej Szkocji i północnej Anglii. Do największej liczby królobójstw dochodziło we wczesnym średniowieczu. Potem, z biegiem stuleci, zdarzały się one coraz rzadziej. Wg Eisnera, powodem był rozwój prawodawstwa dotyczącego podziału i przekazywania władzy. Chodzi głównie o doktrynę uznającą króla za pomazańca bożego. Na jej mocy monarcha cieszył się niemal boskim statusem, dlatego akt zabicia go wydawał się świętokradztwem. Po XVI w. bardzo rzadko dochodziło do transferu władzy przez pozbawienie kogoś życia. Jeśli się tak działo, wymagało rozległego uzasadnienia prawnego, jak miało to np. miejsce podczas procesu kryminalnego Karola I Stuarta, który ostatecznie doprowadził do jego egzekucji [30 stycznia] 1649 r. Królobójstwa podyktowane ideologią i radykalizmem występowały do początków XX wieku.
  12. Neandertalczycy gotowali i jedli warzywa oraz inne produkty roślinne. Skąd taki wniosek? Naukowcy znaleźli w zachowanych zębach odrobiny gotowanego materiału roślinnego. Po raz pierwszy zdobyto więc dowód na to, że neandertalczycy nie byli tylko i wyłącznie mięsożercami (Proceedings of the National Academy of Sciences). Wcześniej analizy kości sugerowały, że hominidy te jadły niewiele bądź nie jadły w ogóle warzyw. "Mięsożerstwo" uznawano nawet za jedną z przyczyn wyginięcia Homo neanderthalensis. Gdy zniknęły duże zwierzęta, np. mamuty, ok. 30 tys. lat temu mieli też zniknąć uzależnieni od nich neandertalczycy. Nowa analiza pozostałości neandertalczyków z północnej Europy oraz Iraku zadała jednak kłam wcześniejszym badaniom chemicznym. Zespół profesor Alison Brooks z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona znalazł bowiem w zębach skamieniałe okruchy materiału roślinnego (dzikich traw, a także różnych korzeni i bulw). Wiele okruchów przeszło fizyczne zmiany, które pasowały do eksperymentalnie ugotowanej skrobi, co sugeruje, że neandertalczycy kontrolowali ogień tak jak człowiek współczesny. Choć już wcześniej w siedzibach neandertalczyków, a nawet w paleniskach natrafiano na ślady pyłku, na bezpośredni dowód dotyczący wegetariańskich upodobań tych hominidów trzeba było czekać aż do dziś. Teraz pozostaje odpowiedzieć na pytanie, czemu analizy kości nie wskazywały na konsumpcję roślin. Wg Brooks, testy mierzyły poziom białek, które, jak niesłusznie założono, pochodziły z mięsa. Zakładaliśmy, że jeśli w diecie występuje bardzo dużo białka, to jego źródłem musi być mięso. Ale możliwe, że część protein pochodziła z roślin.
  13. Kallisto to trzeci co do wielkości księżyc w Układzie Słonecznym. Jego powierzchnia jest najciemniejsza spośród powierzchni księżyców galileuszowych, odbija tylko ok. 17% światła słonecznego. Ludzkość musiałaby żyć tam w ciągłej ciemności, a oprócz tego poradzić sobie z problemem zabójczego promieniowania. Długa podróż w kierunku Jowisza naraziłaby kosmicznych podróżników na zbyt wielką dawkę radioaktywnych substancji. Dlatego w planach naukowców pojawia się wizja stworzenia nuklearnego silnika rakietowego, który pozwoliłby mierzyć czas podróży nie latami, a miesiącami. Oprócz tego ludzie musieliby poradzić sobie z przeżyciem promieniowania już na samej powierzchni księżyca. Rozwiązaniem dla przyszłych zdobywców kosmosu jest gruba powłoka lodowa, z której można stworzyć schrony, odbijające promieniowanie. Ta powłoka na Kallisto mierzy aż 200 km! Pod skorupą lodową znajduje się najprawdopodobniej ocean słonej wody o głębokości około 10 km. Pod oceanem jest już prawdopodobnie mieszanka 60%krzemu z 40% wody, przy czym im głębiej, tym więcej krzemu. Na Kallisto można też utworzyć bazę do eksploracji innego księżyca Jowisza - Europy. Powierzchnia tego księżyca jest bardzo równa i płaska. Stwierdzono niewiele wzniesień, które byłyby wyższe od kilkuset metrów. Nie groziłyby nam wspinaczki na olbrzymie szczyty, jak na innych ciałach niebieskich Z badań prowadzonych przez naukowców wynika, że w ciepłej wodzie tego księżyca może istnieć prymitywne życie. Na zdjęciach zrobionych przez sondę Galileo widać w pęknięciach ciemniejsze zabarwienie powierzchni - to najprawdopodobniej sole i uwodniony kwas siarkowy. Wiadomo także, że powierzchnia Europy podlega dynamicznym zmianom. Chcesz wiedzieć więcej o możliwości zamieszkania na Kallisto i skolonizowania Europy? Oglądaj Kosmiczne wyzwania na Discovery Science, w piątek, 30 października o godzinie 21!
  14. W aktywnym wulkanie Mount St Helens pracuje pierwsza automatyczna sieć wyspecjalizowanych czujników, które komunikują się pomiędzy sobą i wysyłają dane do satelitów oraz stacji naziemnych. System potrafi w razie potrzeby, na przykład gdy jedno z urządzeń ulegnie uszkodzeniu, przeorganizować swój sposób komunikacji tak, by nadal zbierać i wysyłać dane. Zespół z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory ma nadzieję, że w przyszłości takie sieci będą wykorzystywane do badań geologicznych w Układzie Słonecznym. Na świecie od pewnego czasu stosuje się systemy monitorujące wulkany. Jeden z nich istnieje np. na Mount Erbus na Antarktydzie. Jednak tego typu urządzenia wymagały dotychczas wielu dni wiercenia w skałach i instalowania w nich czujników. Praca była więc ciężka, kosztowna i niebezpieczna. Tymczasem nowy system został zainstalowany błyskawicznie. Piętnaście czujników zostało opuszczonych z helikoptera do krateru wulkanu oraz rozstawionych wokół niego. Stalowe urządzenia wielkości walizki wyposażono w trzy ramiona każde. W "walizce" zamknięto czujniki odpowiedzialne za wykrywanie i rejestrowanie trzęsień ziemi, ciepła wydobywającego się z wulkanu, chmur popiołów oraz GPS, który umożliwia dokładne określenie pozycji urządzenia oraz wyliczenie miejsca, w którym dochodzi do wstrząsów podłoża. Czujniki po opuszczeniu ze śmigłowca samodzielnie nawiązały ze sobą łączność, tworząc sieć podobną do Internetu. W razie uszkodzenia jednego z węzłów, wymiana danych zostanie przeorganizowana, więc system nadal będzie działał. Urządzenia nie tylko gromadzą dane, ale dokonują ich analizy. To z kolei pozwala na monitorowanie wulkanu w czasie rzeczywistym. Informacje przesyłane są do pobliskiego Johnston Ridge Obserwatory. Opóźnienie wynosi zaledwie jedną sekundę, więc pracujący w obserwatorium specjaliści w sytuacjach awaryjnych nie muszą dokonywać analizy, by wiedzieć, co się może wydarzyć. System komunikuje się też z satelitą, któremu może wydawać polecenia. Jeśli np. czujniki wykryją odbiegające od normy zjawisko, np. pojawienie się nowego źródła ciepła, wyślą do satelity polecenie, by wykonał zdjęcia. Interakcja przebiega w obie strony. Satelita może służyć naukowcom do błyskawicznego aktualizowania oprogramowania sieci urządzeń. Dalszy rozwój tego typu technik będzie niezwykle przydatny podczas badań kosmosu, gdzie nie będzie możliwości długotrwałego, precyzyjnego konfigurowania sieci czujników czy wymiany uszkodzonych urządzeń. Taka sieć może zostać na przykład użyta przez automatyczną łódź podwodną, która w przyszłości będzie badała ocean znajdujący się pod zamarzniętą powierzchnią Europy - księżyca Jowisza.
  15. Freeman Dyson, fizyk teoretyk i futurolog, uważa, że powinniśmy szukać życia pozaziemskiego tam, gdzie najłatwiej je wykryć, a nie tam, gdzie jest, wg nas, prawdopodobne. Specjalne wskazanie dla sond to skute lodem księżyce i komety, gdzie warto skupić się na tropieniu kwiatów podobnych do tych spotykanych w Arktyce. Na konferencji Przyszłość rodzaju ludzkiego w kosmosie przekonywał, że naukowcy zbyt często koncentrują się na prawdopodobieństwie, a że nie mamy aż tak bujnej wyobraźni jak natura, możemy się mylić. Wspominał o Europie, czwartym co do wielkości księżycu Jowisza. Jego zewnętrzne warstwy są zbudowane z wody: na wierzchu znajduje się lodowa skorupa, a pod nią ocean. Astrobiolodzy nie wykluczają więc, że można tam znaleźć organizmy żywe. Dokładna grubość skorupy lodowej nie jest znana, a oszacowania bardzo się od siebie różnią. Jedni wspominają o jednym kilometrze, a inni o ponad stu. Dyson jest przekonany, że życie dałoby się dostrzec z pokładu promów kosmicznych, gdyby zasiedliło ono pęknięcia w lodzie pokrywającym ocean. Dywaguje on, że jeśli kwiaty miałyby kształt paraboli, byłyby w stanie skupić w swoim wnętrzu przyćmione promieniowanie słoneczne. Tak właśnie postępują ziemskie kwiaty arktyczne. Fizyk brytyjskiego pochodzenia utrzymuje, że rośliny można by wykryć dzięki pewnemu zjawisku – retrorefleksji. Jest to zmiana kierunku padania promieni na odwrotny od dotychczasowego, czyli w kierunku źródła światła. Tak działają np. materiały odblaskowe. Jeśli roślinom udałoby się przemieścić do stosunkowo niedużych obiektów w dwóch rezerwuarach komet – Pasie Kuipera i Obłoku Oorta – zmniejszyłaby się oddziałująca na nie grawitacja, a one same mogłyby urosnąć, by zmaksymalizować zdolność skupiania promieni słonecznych.
  16. Dwóch profesorów ekonomii z Brown University stworzyło model, który ma wyjaśniać różnice w bogactwie wielu krajów. Ich zdaniem czynnikiem najmocniej decydującym o obecnej wartości Produktu Krajowego Brutto na mieszkańca jest... pochodzenie przodków współczesnych mieszkańców danego kraju. Louis Putterman i David N. Wail w dokumencie "World Migration Matrix" pokazują, że nierówności pomiędzy krajami można w dużej mierze wyjaśnić składem ludności przed 500 laty. Naukowcy zebrali dane dotyczące 165 państw i ich składu ludnościowego w roku 1500. Okazuje się, na przykład, że potomkowie osób, które żyły wówczas na obecnych terenach USA, Kanady, Australii i Nowej Zelandii stanowią obecnie zaledwie 3% ludności. Dla Azji południowej, wschodniej i południowowschodniej odsetek ten wynosi od 94 do 98%. Dla Europy - 94%, dla północnej Afryki oraz zachodniej i centralnej Azji jest to 89%, dla Meksyku i Ameryki Centralnej - 65%, dla Ameryki Południowej - 20%, a dla Karaibów - 0%. Putterman i Weil użyli tych danych do sprawdzenia, jak migracje ludności po roku 1500 wpłynęły na dzisiejsze różnice dochodów. Wyniki okazały się zapierające dech w piersiach. W przypadku 125 krajów aż 44% różnicy w dochodach wynika z faktu zamieszkania w nich po roku 1500 ludzi pochodzących z Europy. Uzyskane wyniki są o tyle ważne, że emigracja z Europy wydaje się odgrywać znacznie większą rolę, niż wcześniej zbadane czynniki takie jak np. rozwój państwowości, szybszy rozwój rolnictwa, wykorzystywanie pisma i cyfr. Putterman i Weil porównali wpływ tych właśnie czynników z emigracją z Europy i okazało się, że na przykład wcześniejszy rozwój państwowości i rolnictwa ma jedynie 10-procentowy wpływ na różnice w PKB na mieszkańca. Wpływ emigracji z Europy jest więc ponadczterokrotnie większy. Wpływ innych czynników nie był większy niż 10 procent.
  17. Jak donosi Financial Times, koncern Apple podpisał umowy na rozprowadzanie iPhone’a z trzeba europejskimi sieciami. Wybór firmy Jobsa padł na T-Mobile, Orange i O2. Jeden z ekspertów powiedział w rozmowie z FT, że nie były to negocjacje pomiędzy równorzędnymi partnerami. Apple miało dominującą pozycję. Umowa przewiduje ponoć, że operatorzy będą przekazywali Apple’owi 10% dochodu z połączeń dokonywanych za pomocą iPhone’a. Żadna z firm, o których mowa, nie komentuje tych doniesień. Jeśli są one prawdziwe, to oznaczają zmianę układu sił pomiędzy producentami telefonów komórkowych a operatorami sieci. Dotychczas ci drudzy nie zgadzali się na przekazywanie części swoich wpływów producentom komórek. Podobną umową udało się zawrzeć jedynie firmie Research in Motion, producentowi urządzenia BlackBerry. Początkowo iPhone będzie dostępny tylko w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii. W przyszłym roku, po azjatyckiej premierze, ma trafić również do innych krajów Europy.
  18. Dell poinformował, że będzie sprzedawał w Europie notebooki i pecety wyposażone w system Ubuntu Linux. Najpierw sprzedawane będą one we Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Maszyna Inspiron 6400n będzie kosztowała 329 funtów (ok. 1830 zł), a za notebooka Inspiron 530n trzeba będzie zapłacić 399 funtów (ok. 2220 zł). Poza opensource’owym systemem operacyjnym użytkownik otrzyma pakiet biurowa OpenOffice oraz oprogramowanie do poczty elektronicznej, przeglądarkę, program do katalogowania zdjęć czy komunikator internetowy. Klient Della będzie miał też zapewnioną podstawową pomoc techniczną: instalację, konfigurację i podłączenie do Sieci. Z bardziej skomplikowanymi problemami będzie musiał zwracać się do producenta Ubuntu – firmy Canonical.
  19. Francuska firma XiTi Monitor informuje, że Firefox wciąż zdobywa w Europie nowych użytkowników. W ciągu ostatnich czterech miesięcy udziały głównego konkurenta Internet Explorera zwiększyły się w 32 krajach średnio o 3,1 procenta. Opensource’owa przeglądarka odbiera IE coraz większą część rynku. Na początku lipca 2006 roku do Ognistego Lisa należało 21,1% rynku Europy. Rok później udział ten wyniósł 27,8 procenta. Pozycja Internet Explorera jest wciąż silna, posiada on bowiem 66,5 procenta europejskiego rynku przeglądarek. Jednak w niektórych krajach siły pomiędzy IE a Firefoksem się niemal wyrównały. Szczególnie widoczne jest to w Europie Wschodniej i na południu kontynentu. Na Słowenii do Firefoksa należy 47,9% rynku, a w takich krajach jak Polska, Węgry czy Chorwacja przeglądarka Mozilli może poszczycić się ponad 39-procentowymmi udziałami. Zdaniem Tristana Nitota, prezesa Mozilla Europe, do sukcesu w Polsce czy na Słowenii przyczyniło się istnienie rozbudowanej społeczności użytkowników. Nowi miłośnicy Firefoksa z łatwością znajdą kogoś, kto pomoże im w ewentualnych problemach związanych z działaniem przeglądarki. Zdaniem Nitota, postępy Firefoksa to dla Microsoftu powód do zmartwień. Szczególnie, że gigant z Redmond coraz bardziej interesuje się Internetem jako miejscem prowadzenia działalności gospodarczej.
  20. Sony poinformowało, że może zwolnić nawet 160 osób ze swojego europejskiego centrum zajmującego się tworzeniem gier dla konsoli PlayStation 3. Redukcje mają związek z ostrą dużą konkurencją na rynku konsoli. Nunako Kato, rzecznik prasowa koncernu poinformowała, że Sony ma zamiar skupić się na bardziej interaktywnych grach niż dotychczas oraz na innym, zaawansowanym technicznie oprogramowaniu. W związku z tym pracę może stracić do 160 z 1900 zatrudnionych w Europie osób. Tymczasem Howard Stringer, prezes Sony zapewnia, że do końca bieżącego tygodnia jego firma sprzeda osiemsettysięczną konsolę od czasu europejskiego debiutu.
  21. Sony poinformowało, że europejski debiut konsoli PlayStation 3 nastąpi 23 marca. W tym samym czasie konsolę będzie można też kupić w Afryce, Australii i na Bliskim Wschodzie. Początkowo na rynek Starego Kontynentu trafi tylko droższy model, wyposażony w 60-gigabajtowy dysk twardy. Wyceniono go na 599 euro. Tańsza wersja z 20-gigabajtowym HDD pojawi się później, w zależności od zapotrzebowania. Konsola PlayStation 3 konkuruje na rynku z Xboksem 360 Microsoftu oraz Wii firmy Nintendo. Dotychczas japońska firma dostarczyła 2 miliony konsoli, a do końca marca chce na całym świecie sprzedać 6 milionów tego typu urządzeń.
  22. Jonathan Ranford z brytyjskiego Staffordshire University ostrzega, że wszystkie 400 gatunków drzew iglastych, wykorzystywanych jako choinki, jest szczególnie podatnych na negatywne ozonu. Badania przeprowadzone przez Randforda i Kevina Rellinga wskazują, że drzewa iglaste osłabione przez zanieczyszczający powietrze ozon są mniej odporne na działanie zimowych mrozów i rośnie na nich mniej nowych igieł. Problem dotyczy szczególnie roślin z Kanady, USA i Europy. Przeprowadzone eksperymenty wykazały, że drzewa poddane działaniu ozonu produkują 30-40% igieł mniej, niż drzewa rosnące w rejonach o mniejszym zanieczyszczeniu. Pomimo tego, że drzewa iglaste są wiecznie zielone, zrzucają część igieł. Rośliny zanieczyszczone ozonem traciły igły nawet o 4 miesiące wcześniej niż te zdrowe. To z kolei zmniejszało ich zdolność do fotosyntezy i upośledzało wzrost. Podczas drugiego z eksperymentów w lodówce zamknięto próbki zdrowe oraz narażone na działanie ozonu. To badanie wykazało, że temperatury -5 stopni Celsjusza nie przeżyło o 35% więcej drzew narażonych na działanie ozonu. W temperaturze -10 stopni uschło o 20% więcej takich drzew. Zdaniem naukowców wszystkiemu winne są uszkodzenia błon komórkowych wywołane działaniem ozonu i spowodowane tym straty wody.
  23. Zamówione przez Microsoft badania wykazały, że pojawienie się na rynku systemu Windows Vista stworzy 100 000 nowych miejsc pracy w USA. Takie dane przekazała firma analityczna IDC. Jej zdaniem każdy 1 dolar wpływów, który zyska Microsoft dzięki Viście, przyniesie przemysłowi technologicznemu kolejne 18 dolarów. Podstawowy wniosek płynącym z raportu jest taki, że Windows Vista przyczynia się do powstawania nowych miejsc pracy – stwierdził Brad Goldberg, jeden z menedżerów Microsoftu. Koncern już wcześniej zamówił podobne badania dotyczące rynku sześciu europejskich krajów (Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Dania, Polska, Hiszpania). Wynika z niego, że Vista "stworzy” w nich 50 000 nowych miejsc pracy. Wersja Business najnowszego systemu operacyjnego Microsoftu zadebiutowała w ubiegłym miesiącu. Pozostałe edycje trafią na rynek w styczniu przyszłego roku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...