Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    547
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    35

Odpowiedzi dodane przez venator


  1. Mnie chodziło o włoskie firmy, a szczególnie o Astaldi, bo oni robią wiele skomplikowanych obiektów inzynieryjnych - metro w Warszawie, tunel POW, tunel Zakopianki. Druga ze znanych firm - Salini to jdnak  dno i dwa metry mułu. Wielki koncern, któy w Polsce objął model "teczkowego" prowadzenia biznesu.

    A wzmiankowany przez Ciebie wiadukt budował Budimex (firma polska), za 43,5% budżetu (najdroższa  oferta to było 58% budżetu). W dotatku rysa powstała na obiekcie tw. charakterystycznym, taka była maniera wtedy, żeby na każdym węźle powstawał taki obiekt -więc ciężko tu o unifikacje obiektu. Z tego co widziałem na zdjęciach, to ten obiekt ma niezbyt szczęśliwe rozwiązanie - elementy nośne są jednocześnie barierą dla pojazdów. Może uderzyła w to ciężarówka? Póki nie ma oceny to nie ma spekulować.


  2. Bariery MOSE, które miały wytrzymać ok. 100 lat, rdzewieją w zastraszającym tempie już po 9 latach, a system jest niesprawny. W 2010  r. dopuszczono zmianę materiału na  niezgodny  z projektem. Gościu, który sie pod tym podpisał wziął 900 tyś euro w łape. Łącznie arestowano już 35 osób zamieszanych w proceder, w tym byłego gubernatora. W tle mafia z Sycylii, Cosa Nostra. Ale na północy Włoch to łokciami rozpycha inna z tych trzech wielkich, Ndrangheta. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że włoska  branża budowlana jest silnie powiązana z mafiami. Miejmy nadzieje, że w Polsce robią dobrze...


  3. W dniu 18.11.2019 o 09:34, Warai Otoko napisał:

    to nadal hipoteza że był to wpływ znaczny wydaje się być sensowna.

    Ja uważam, że zdecydowanie na wyrost. 

    Przez zdecydowaną część Średniowiecza, małżeństwo miało charakter świeckiego kontraktu, w którym naistotniejszą częścią było posiadanie majatku. 

    Tylko w najbardziej pierwotnych społeczeństwach plemiennych dominującym typem małżenstwa był raptus, czyli fizyczne uprowadzenie kobiety przez mężczyznę. Jednak już w czasach barbaricum, jak pisał Tacyt w "Germanii" w I n.e., u Germanów głównym typem małżeństwa było kupno żony, w której formą zapłaty były dary (pretium emptionis) a więc forma umowy handlowej (oczywiście symboliczne zaślubiny też były). Z czasem przekształciło się to w nabycie prawa nad żoną. Tak czy siak trzeba było posiadać majątek aby zawrzć małżeństwo.

    W zachodnim Kościele, również w Polsce, świecki charakter małżeństwa (oczywiście z coraz większą ingerencją Kościoła) utrzymał się zasadniczo  do 1563 r. Po Soborze Trydenckim, w państwach katolickich  już nie. 

    Sama mała rodzina powstała na wskutek rozpadu dawnych społeczeństw plemiennych. W nich najpierw dominował typ rodu agnacyjnnego (więzy pokrewieństwa tylko po mieczu), później  kognacyjnego (więzy po mieczu i kądzieli; takie zjawisko w ogólnym ksztąłcie zachodziło też w Rzymie), a nastepnie   wskutek rozpadu struktur plemiennych przekształciły sie w wielkie  rodziny, która ulegały podziałowi na małe rodziny.  Decydujący wpływ mialy tu czynniki ekonomiczne.

    Przykład: tzw. współnoty domowe i niedziały ojcowskie. 

    W społeczeństwie plemiennym opierającym się na demokracji wojennej,  wyjście syna spod władzy ojca odbywało sie podczas obrad wiecu plemiennego wojowników. Z czasem w wyniku zaniku państw plemiennych, syn wychodził spod władzy ojca wtedy gdy otrzymywał majątek. Problem w Średniowieczu był taki, że pozycja ojca była tak silna, iż miał prawo do tzw. niedziałów ojcowskich - zarządzał wspólnym majątkiem i reprezentował synów na zewnątrz. Była to tzw. współnota ojcowska, w przypadku gdy byli sami bracia - tzw braci niedzielnych. Ograniczało to samodzielnośc całej rzeszy młodych mężczyzn.

    To był duch dawnych, plemiennych czasów. Z czasem do tych wspólnot zaczeli dołączać dalsi krewni i obcy aby zapewnić siłe roboczą. Nazywały się własnością wspólnej ręki. Problem był w tym, że w tych  wspólnotach jego członkowie nie mieli prawa do dysponaowania majątkiem wspólnoty, nie mieli udziałów i nie dziedziczyli majatku, który przechodził na wlasność wspólnoty. Słowem komuna w Średniowieczu. Gdzie tu indywidualizm, gdzie Kościół? Nigdzie. 

    Zanik wspólnot spowodowała zaś  indywidualizacja własności, co było ściśle powiązane z rozwojem gospodarki towarowo-pieniężnej.

    A rozwój tej gospodarki to oddzielna kwestia.

     To zjawisko, na Zachodzie, doprowadziło do takiego  indywidualizmu jednostki, że  z czasem stworzyło kapitalizm. Oczywiście ono też zachodziło w naszej części Europy, z tym, że z powodu refeudalizacji zostałoszybko  zahamowane. 

    Co więc ma z tym wspólnego Kościół?

    Ps.  Odkurzyłem podreczniki do historii prawa powszechnego. Rzeczywiście, Kościół najwcześniej ingerował w małżenstwo od strony "kazirodczej",  wprowadzjąc tzw. przezkody małżeńskie zrywające (czyniły je nieważnym), a opierające  się na lini pokrewieństwa. Z tym, że był on  mało oryginalny, bo poczatkowo oparł sie na prawie rzymskim (tzw. komputacja rzymska), a później na germańskim systemie parantel - wprowadzając rygorystyczną komputacje kanoniczną. Wg. autorki jednego z podręczników, służyło to przede wszystkim  zwalczaniu dziwnych, z naszego punku widzenia, zwyczajów w Średniowieczu - np. popularne było żenienie małoletnich synów z dorosłymi kobietami, po to aby ojciec takiego "małżonka" mógł utrzymywać stosunki z synową (a przy okazji synek zasuwał w gospodarce). 

     


  4. W dniu 13.11.2019 o 13:01, Warai Otoko napisał:

    Bardzo rzeczowo piszesz, ale dlaczego zinstytucjanlizowanie małżeństw w kościele wschodnim chrześcijańskiem nie wpłynęło na indywiduzlizm? Dlaczego tak uważasz? Nie jestem historykiem ale ten wschodni kościół chrześcijaśńki to jak rouzmiem europa wschodnia a nie np. Chiny gdzie podobno chrześcijaństwo istniało od VIII wieku. 

    Kościół wschodniochrześcijański -> bizantyjski. Choć  "Trzeci Rzym" to koncepcja historiozoficzna mająca przede wszystki podkreślać prawosławie jako to "właściwe" wyznanie chrześcijanskie, to bardzo często jest kojarzone z konecpją władzy samodzierżawnej, absolutnej. W Rosji, która pełnymi garściami czerpała z kościoła bizantyjskiego, w którym małżeństwo było zinstytucjonalziowane, indywidualizm sie jakoś nie wykształcił. Chyba przyznasz, że w kraju w którym prywatna własność ziemska pojawiła się ledwie dwieście lat temu, gdzie minimalny wpływ jednostki na władzę (demokracja) to krótkie epizody, indywidualizm to pojecie czysto teoretyczne? Pod tym względem hipoteza Henricha zupełnie się nie sprawdza.

    Bo wpływ na społeczeństwo miał nie tylko Kościół. Na Rusi, pod kątem omawianego tematu, to przede wszystkim min.  wpływ Tatarów, ogółem ludów koczowniczych ludów azjatyckich i szereg innych zapewne czynników.

    W Europie Zachodniej zmiany w modelu funkcjponowania rodziny to także bardzo złożone zjawisko. Oczywiście hipotezy o roli kościoła w rozbijaniu społeczeństw klanowych (rodowych) są starsze niż powyższa. Tak twierdził Fukuyama, czy też można sobie pooglądać kolore mapki na nierozwijanej już stronie pewnej  (podobno) prawicowej blogerki:

    http://www.unz.com/jman/how-inbred-are-europeans/

    Ta z kolei opiera się na ciekawych  badaniach genetycznych P. Ralpha i G. Coop'a dotyczących genetycznego pokrewieństwa Europejczyków:

    https://journals.plos.org/plosbiology/article?id=10.1371/journal.pbio.1001555

    W hipotezie hbdchick z pierwszej linkowanej strony,  podoba mi się to, że stawia sprawę jasno - Kościół dążąc do egzogami działał z czysto merkantylnych i partykularnych interesów. Kawa na ławę.

    Proszę zauważyć, że na stronie Centrum Chrześcijańskie "Antyteza" problem kazirodztwa jest przedstawiony nie jako problem genetyczny, a teologiczny (przede wszystkim), jako wyraz nieposłuszeństwa.

    Wynika to wprost ze Starego Testamentu (Rdz 2,24):" Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ścisle, że stają się jednym ciąłem".

    Wychodzisz ze starego (rodziny Adama)  i wchodzisz w nowe (Syna bożego). Pozstanie w obrębie rodu to grzech, a więc nieposłuszeństwo.   A  to  o posłuszeństwo głównie chodziło. Oczywiście kwestia zasięgu( stopnia pokrewieństwa)  owego" kazirodztwa" to odrębny temat.

     Taka sytuacja była bardzo na ręke zarówno kościołowi jak i władcy  gdyż dawała ideologiczne podstawy do rozbijania" starego" czyli społeczeństwa klanowego. Poraz kolejny odwołam się do Mieszka I. Przyjęcie chrześcijaństwa z jego silnym dążeniem do ograniczani chowu wsobnego i narzucania egozgamii dawało oręż w walce ze "starym". Mieszko -poganin był tylko naczelnikiem, za zabicie którego można było wykpić się płacąc główszczyznę. Mieszko-chrześcijanin był pomazańcem bożym, otrzymywał funkcje sakralną, zamach na niego to był  zamach na boga. Przy okazji  wdrożenie doktryny chrześcijanskiej w dosyć krótkim czasie likwidowało klanowośc społeczeństwa, rozbijając struktury plemienne (unifikacja wiery).  Dwie pieczenie przy jednym ogniu. 

    Być może atomizacja rodzin w Europie Zach.  była procesem mniej lub bardziej pobocznym powyższej walki o dusze i ciała jakie toczyła władza świecka i duchowna. Myślę, że ogromne znaczenie miały jednak także przemiany gospodarczo-społeczne a nawet klimatyczne.

     

     

    • Pozytyw (+1) 1

  5. 19 godzin temu, darekp napisał:

    1) Kościół pełnił funkcję pewnego rodzaju "władzy", ale też edukacji, nauki itp. (budował szpitale, mnisi przepisywali księgi itd.).

    To dużo bardziej skomplikowane. Proszę nie zapominać, że we wczesnym średniowieczu istaniał ceremoniał inwestytury duchownej, który jasno określał pozycje kościoła - kościół był wasalem władzy świeckiej, a sam posiadał władze bardzo ograniczoną. Wszystko zaczęło się zmieniać wraz z tzw. sporem o inwestyturę (zjawisko swymi korzeniami siegąło X w.). Sam  Mieszko I przyjmując chrześcijaństwo traktował kościół czysto instrumentalnie, wykorzystując do maksimum jego zależność. Dopiero z czasem zaczęło się to zmieniać. 

     

    20 godzin temu, darekp napisał:

    2) Jeśli chodzi o tę władzę, to mógł pomagać opozycji (tak było za czasów PRL, nie wiem, jak np. w średniowieczu)

    Na dzień 31.12.1982 r. Służba Bezpieczeństwa PRL  miała wśród ludzi Kościoła (głównie kisęży i zakonników)  ok. 6 tyś tajnych współpracowników. Ilu zaś księży realnie pomagało opozycji?;)

    Kościół (zwłaszcza w Polsce)  sam dąży do władzy i jeśli władzę świeckie idą mu w tym na rekę to tym lepiej dla władz świeckich.  Przykładów (chocby z PRL) jest aż nadto.

     

    Ale do meritum. Dla mnie postawiona przez badaczy hipoteza jest nieco od czapy. W kościele wschodnim chrześcijanskim , kościół zinstytujonalizował małżeństwo już w 893 r. (bez udziału kapłana stawało się nieważne), ale nie przełożyło się to jakoś dszczególnie  na ów  indywidualizm. W Polsce dla odmiany  dopiero w 1563 r. już po Soborze Trydenckim. 

    Małżeństwa rodowe zaczęły zanikać w Średionowieczu, ale ja bym tu nie upatrywał dużych zasług kościoła. Małżeństwo było wówczas  przede wszystkim komórką ekonomiczną.

    Był majątek, była żona/mąż. Ograniczona liczba warsztatów rzemieślniczych, gospodarstw rolnych powodowała występowanie całej masy ludzi samotnych. W Poznaniu np.  w XVI w. aż 20% gospodarstw domowych to były gospodarstwa jednoosobowe (!). W Polsce ukształtowanie  takiego modelu rodziny nastąpiło na długo przed silnym wzrostem wpływów KK (kontreformacja) i było związane z przemianami gospodarczo-społecznymi.

    Pewną ciekawostką była szlachta gniazdowa, zwłaszcza na Podlasiu i Mazowszu. Zawierane  były tam małzeństwa rodowe, w dalszym lub bliższym stopniu spokrewnione:

    https://dna.projektpodlasie.pl/

    Silna klanowość szła akurat w tym  przypadku w parze z dużym indywidualizmem poszczególnych rodzin małych i jednostek. I choć szlachta ta często jest kojarzona (po części słusznie) z wieloma negatywnymi przywarami, które przyczyniły się do słabość Rzplitej , to kształtowanie owych przywar w "dziwny" sposób korelowało się ze wzrostem wpływów  KK. ;)

     

    Ps. Chciałbym podkreślic, że do X w. jesli chodzi o małżeństwa klasy panujacej (rycerstwa) kościół nie miał nic do powiedzeina- były to małżenstwa prywatne, świeckie, kontraktowe, a to łśnie ta warstwa kształtowała ład ówczesnego świata zachodniego. . OD XI-XII w. zaczęto wymagać zgody małożonków, ale aż po wiek XVI, małżeństwo było ważne bez udziału księdza (kościoła) i miało w znacznym stopniu  charakter kontraktowy (ekonomiczny). Tak było w całej niemalże Europie Zachodniej.


  6. @rozan Tutaj znajduje się film  odkrywców z Politechniki  (Polytech) w Samarze z eksploracji  wzmiankowanego  wraku:

     

    Jak widać na powyższym,  w mętnym i dynamicznym  środowisku tej najwiekszej europejskiej rzeki nie jest łatwo znaleźć nawet tak duży obiekt.

    W rzekach można znaleźć natomiast wiele innych  ciekawych rzeczy:

    https://www.rp.pl/Archeologia/301089917-Stara-przestroga-w-mulistym-dnie.html

    Rzeki są bardzo dynamicznym środowiskiem. W kształtowaniu dna rzek dużą rolę odkrywają min.  zjawiska sedymentacji, ale przede wsystkim inkursji materiału skalnego (opadania ziaren w zagłębienia). Ta łódź była zapewne setki razy zasypywana i odsypywana materiałem niesionym  przez prądy rzeki. Te zjawiska są także często przyczyną tego, że  ludzie (topielcy) giną w nich" bez śladu". W dużo mniejszej rzecze jaką jest Warta, zaginiona E.Tylman została odnaleziona dopiero po pół roku (15 km w dół rzeki od miejsca zaginięcia) i to po mimo zaangażowania olbrzymich sil i środków policji i służb  ratowniczych. Ciało dziewczyny było wielokrotnie zasypywane a następnie odsypywane i przemieszczane dalej  na wskutek pojawienia się nowych prądów. Tak się dziejew wolniej płynacych  rzekach z dużą akumulacją osadów (nizinnych).


  7. 17 godzin temu, Astro napisał:

    Odcinanie kuponów od prawie pół wieku? To się nazywa prawdziwy PR.

    To jak nazwać fakt, że jeszcze w 2015. r.  83% z 35 600  próbek skał księżycowych znajdowało się w magazynach w Johnson Space Center w Houston i Brooks Air Force Base (baza już zamknieta), w Teksasie?  Tak sobie tam po prostu  leżały (leżą?).

    Tylko 5% z tych okazów było wypożczane za granice, lub przekazane w formie prezentów.


  8. Początki języka polskiego datuje się umownie na X w. - Każda epoka w języku jest chwilą. Dziś ma miejsce jedna z takich "chwil". Ona trwa, ale kiedyś się zmieni - mówi Izabela Winiarska - Górska, historyk języka. - Problem polega na tym, że choć słownictwo nam się rozrasta, nie posługujemy się nim na co dzień. Używamy coraz mniej słów.

     

    https://www.polskieradio.pl/10/485/Artykul/1154654,Ubostwo-jezykowe-Polakow-Nasza-mowa-ojczysta-powoli-umiera

    Sama, bierna znajomość słów to jedno, a logiczne ich użycie to drugie. To akurat artykuł  stary, ale myślę, że pod wieloma względami nadal aktualny:

    https://www.tygodnikprzeglad.pl/kraj-wtornych-analfabetow/

     

     

     


  9. W dniu 5.11.2019 o 17:21, Astro napisał:

      (owszem, rozumiem jakieś siedemnaście bodaj terminów na określenie lodu u Inuitów, ale poza lodem, fokami, futrami, tłuszczem z fok  itp.to ich rzeczywistość była raczej "prosta").

    Być może, ale to właśnie w swej prostocie Inuici/Eskimosi jednym słowem  potrafili oddać istotę człowieczeństwa. Funkcjonuje w ich języku słowo fram - oznaca ono - "idę w przód", albo 

    "naprzód" - tak nazywał się też statek, którym w swe wyprawy polarne ruszali F. Nansen czy Amundsen. To słowo, które oznacza chęć pójścia człowieka w nieznane, nieodkryte.

    Nie oznacza ono walki, ale bardziej odnosi się do chęci poniesienia z pozoru irracjonalnego ryzyka. Genialne w swej prostocie. Gdyby każdy znał jego inuickie określenie to jakże proste byłyby odpowiedzi na pytanie po co latamy w kosmos? - bo to fram.:)

     

    W dniu 5.11.2019 o 17:21, Astro napisał:

    że słów "w powszechnym" użyciu jest obecnie zdecydowanie więcej

    Czasami, jak słyszę dżonego, w wypowiedzi którego   co drugie słowo to k...a,  to mam wątpliwości. No chyba, że to taka interpunkcja. ;)

    Ale wtedy też na ogół ubogo.

     

    Ps. Bardzo bym uważał z tym twierdzeniem, że słów w powszechnym użyciu jest zdecydowanie więcej. To w ogóle bardzo grząski grunt, z racji plastyczności języka. 

    A poza tym kiedyś elity uczyły się retoryki, dziś dzięki taśmom pewnych kelnerów mogliśmy poznać codzienny język współczesnych  elit...

     


  10. W dniu 3.11.2019 o 12:06, okragly napisał:

    rozwój cywilizacyjny umożliwiło stado. Dziecko do którego sie powie 1 000 000 słów przed ukończeniem 3rż będzie bardzo sprawne jezykowo (potrzebne stado), takie które uslyszy 100 000 (samotna matka) będzie ubogie językowo, te które będzie chowane z kurami będzie dobrze cwierkac, mówić sie nie nauczy. 

     

    w dzikim stadzie ludzkim (paleostado) na jednego dzieciaka (do 6l) przypadaly 4 osoby dorosle, dzis jedna dorosla na 25 dzieciakow (szkola)

     

     

    Jest raczej wprost na odwrót. To rozwój mowy umożliwił powikszenie stada, gdyż ułatwiał zarzadzanie coraz bardziej skomplikowanymi technikami łowieckimi, aż wreszczie umożliwił  stworzenie bardziej skomplikowanych struktur społecznych. Zauważ, że pojawienie się państw koreluje  z powstaniem pisma, które jest jakby przedłużeniem mowy.

    Mózg anatomicznie został ukształtowany wcześniej. To co odróżnia nas od małp, w tym szympansa, to istnienie u człowieka rozbudowanych   dróg móżdżkowo-korowych. Odkryła to prof. Henrietta Leiner. U człowieka występuje coś co nie występuje u małp czyli  " móżdżek językowy" (lingustic cerebellum). Czyli takie anatomiczne  ukształtowanie mózgu umożliwiło powstanie i udoskonalanie mowy. Choć oczywiście im wiecej mowy, tym lepszy rozówj obszarów językowych, a więc jest to jakieś tam sprzeżenie zwrotne. pod tym względem masz oczywiście rację. 

    Także naistotniejszy jest tu rozwój tych obaszarów mózgu, który umożliwił "myślenie językowe". Mówimy nie tylko dlatego, że mamy odpowiedni aparat mowy, ale przede wszystkim " tak myślący" mózg. Przykładem jest tutaj Hellena Keller, która w wieku 19-mcy została niewidoma i głuchoniema. Mimo to nauczyła się mówic i pisać przez dotyk - to znakomity dowód na myślenie awerbalne. Poprostu mamy coś czego  małpy nie miały  i nie będą miały. A rola móżdżku w tym procesie nie jest do końca jeszcze zbadana - jego znamienita rola w tym procesie to są odkrycia dosłownie z ostatnich dekad. 


  11. Odnosząc się do pytania zawartego w temacie. Człowiek nie jest małpą. Genetycznie jesteśmy bardzo podobni ale ten języczek u wagi... Ciekawie jest to wyjaśnione w tym popularnonaukwoym artykule:

    https://www.newsweek.pl/wiedza/nauka/dlaczego-czlowiek-jest-madrzejszy-od-malpy/9fl44vk

    Jakby na potwierdzenie tego co wyżej, można przytoczyć wyniki kontrowersyjnego i dosyć okrutnego eksperymentu jaki w 1931-32 r. przeprowadził  amerykanski psycholog porównawczy,W. Kellogg, a który znany jest jako eksperyemnt Gua:

    https://en.wikipedia.org/wiki/Gua_(chimpanzee)

    gua-donald.jpg

    Wynika z niego, że w poczatkowym okresie szympansiątko uczyło się szybciej niż mały człowiek, a jednak  barierą nie do pokonania  dla małpy  okazała się mowa. Eksperyment przerwano po 9- mcach, ale dziś można orzec z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że szymapns stanąłby w rozwoju dosyć szybko. Gua skończyła smutno, jej ludzki brat, Donald, po szybkiej posteksperymentalnej terapii (miał olbrzymie problemy z ludzką komunikacją), wydszedł "na ludzką" prostą i skończył nawet uniwerek. Choć braterstwo z małpą odcisnęło na nim piętno, podobno do końca życia.

    Jest jeszcze jedna kwestia. Inteligencja to jedno, a sprawność manualna to drugie. 

    Szympans, choć lżejszy i nieco mniejszy od człowieka, jest od niego zdecydowanie silniejszy (podobno nawet 4x).

    Wg. biologa Allana Walker'a, dzieje się tak z powodu mniejszej ilości istoty szarej w rdzeniu kręgowym, przez co impuls pojedyńcego neuronu dociera do wiekszej ilości włókien mięśniowych. W efkecie szympans jest  w stanie wyrwać człowiekowi rękę, ale z igły pożytku nie zrobi (w naszym rozmumieniu)...


  12. 21 godzin temu, Sewer napisał:

    "Ludzkość" się by lepiej zajęła - umierającymi z głodu na tej planecie.

    To typowy zwrot socjotechniczny.

    Domyślam się, że chcesz przez niego wyrazić swe niezadowolenie z postępu technologicznego, który nota bene ten głód mocno jednak ograniczył choćby przez odkrycia Justusa von Liebiga, Fritza Habera czy Carla Bosha. O Haberze mówiono, że z powietrza robił chleb...


  13. W dniu 19.10.2019 o 12:37, okragly napisał:

     Nadchodzi matriarchat, męskie preferencje będą maloznaczne. Nawet dzisiaj powiedzenie "każda potwora znajdzie amatora" jest prawdziwe w jedna stronę

    tylko 4% karmi powyżej 6m-cy, szympansice karmią piersią 6lat. Brak karmienia kobiety tłumacza, że piersi obwisłe, że niby facet bedzie niezadowolony.

     

    4%?   Różnice są ogromne pomiędzy poszczególnymi krajami, nie da się tego tak uogólnić:

    https://pulsmedycyny.pl/polki-krotko-karmia-dziecko-piersia-936361

    Z przedstawionych powodów kończenia karmienia (przynajmniej w Polsce),  nie ma ani jednego, który potwierdzałby twoje twierdzenie. 

    Wracając do meritum. O naszym cżłowieczeństwie świadczy mózg. Jest on typowo małpi tylko zdecydowanie wiekszy niż u naszych dalekich kuzynów. Badania porównawcze wykazały jednak, że mózg "superszymapnsa" o masie takiej jak człowieka (ok. 1500 g), miałby nawet więcej neuronów niż cżłowieczy. Jaka jest więc różnica?

    W każdym przypadku nasz móżdżek byłby zdecydowanie wiekszy (nawet o  blisko 1/3). Nieszczęśliwe powiedzenie "ptasi móżdżek" jest tu nie na miejscu.

    Prawdopodbnie móżdżek  odpowiada  w znacznym stopniu min.  za płynność mowy, ruchów i myśli. A być może to umożliwiło rozwój interakcji społecznych i taki rozwój cywilizacyjny.

    • Pozytyw (+1) 1

  14. W dniu 18.08.2019 o 13:33, 3grosze napisał:

    @venator

    Wtedy polemizowałem z hipotezą genezy religii, jako skutku stanów narkotycznych, a nie z  alkoholizowaniem się tych czy tamtych.

    "Skutki picia wódki" to tu synonim wynalazków mózgów zrytych przedawkowywaniem tego i owego.

    Ten zryty mózg dostał doktorat na Uniwersytecie Stanforda.

    Ten zryty mózg, empirycznie starał się dowieść swoim racji. Teologia w obronie swoich racji nawet na to sobie nie pozwoli bo nie jest nauką ani w sensie empirycznym ani oczywiście formalnym.


  15. W dniu 16.08.2019 o 05:28, ex nihilo napisał:

    Do tego by pewnie trzeba dodać niektóre zaburzenia psychiczne

    Oczywiście, że tak. 

    Swego czasu zgłębiałem znaczenie parafilii jaką jest sadomasochizm, w życiu mieszkańców, dawnej, do bólu katolickiej, Polsce. 

    Całe to męczeństwo, miało często mocno biologiczny wymiar. 

    To taki jeden źródłowy przykład:

    "Zdarzało się, acz rzadko, że panny płocho pobożne skrycie ubierały się w kapy, na suknią męską włożone, łączyły się z kapnikami i wraz z nimi publiczną czyniły dyscyplinę. Jako jednak z natury są miłosierne, tak się też i nad swoim ciałem pastwić nie raczyły, głaszcząc się raczej miętką dyscypliną po plecach niż biczując, a ciałem delikatnym i koszulą cienką wizerunek miłosny zamiast pokutnego wystawując."

    https://literat.ug.edu.pl/kitowic/k0009.htm

    1 minutę temu, 3grosze napisał:

    @venator

    Wtedy polemizowałem z hipotezą genezy religii, jako skutku stanów narkotycznych, a nie z  alkoholizowaniem się tych czy tamtych.

    "Skutki picia wódki" to tu synonim wynalazków mózgów zrytych przedawkowywaniem tego i owego.

    Nieważne. Alkohol to też substancja psychotropowa. 

    Do moderatora forum: moja propozycja jest taka aby wydzielić z tematu wątek znaczenia substancji psychotropowych w religijności człowieka. 

    "Przez religię na haju?"

    Temat istotny, gdyż porusza kwestie, nie tylko o fundamentalnym znaczeniu dla religii judochrześcijańskiej, ale religii w ogóle. 


  16. W dniu 15.08.2019 o 14:00, 3grosze napisał:

    Sam profesor doświadczał skutków wypicia ayahuaski ok. 160 razy, zaznajamiając się z nią w wielu lokalach i kontekstach."

    Skutki picia wódki?

    Jeśli tak, to nad wyraz płodnie. Dotyczy to nie tylko profesora Shanona.

    Papież Leon XIII, którego nawet wiki określa jako:

    "uznaje się za pierwszego nowoczesnego papieża, dążącego do dialogu ze współczesnym światem, ale nierezygnującego jednocześnie z ewangelizacji życia społecznego"

    walił namiętnie Vin Mariani, w którym była kokaina, "ledwie" 100 mg w kieliszku.  Twórca tego wina, dostał nawet medal od Leona, za swój boski, he,he, napój..

     

    Być może pod wpływem tego silnego psycho-stymulanta, Leon spłodził rewolucyjną, w pewnym wymiarze, encyklikę  Rerum Novarum:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Rerum_novarum

    Czepiasz się tej wódki,ale to tylko etanol, w większym stężeniu niż wino. A o winie, to w Biblii non stop, do tego stopnia:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Pija%C5%84stwo_Noego.

    Nie mówiąc już o chrześcijańskiej transsubstancjacji. 

    Na zdrowie ;)


  17. 6 minut temu, 3grosze napisał:

    Tworząc nową religię (marksizm dał podwaliny komunizmu, który stał się religia, co tu na forum już ustaliliśmy;)), trzeba podebrać owieczki. Najlepiej poprzez dezawuację konkurenta. Ta atrakcyjna dla ateistów sentencja już w momencie stworzenia była nielogiczna: do wierzących zaliczało się  wówczas gros intelektualistów.

    Dla Marksa to nie religia była głównym problemem społecznym, a wyzysk klasowy. Sam komunizm postulowany przez jego ojców duchowych, nigdy nie powstał w swej ostatecznej  formie. Powstały za to przepoczwarzone i zwyrodniałe wersję pośrednie - bolszewizm i stalinizm. I one faktycznie miały cechy religii. 

    11 minut temu, 3grosze napisał:

    [potrzebny przypis] ;)

     

    Najbardziej znanym jest Beny Shanon:

    https://en.wikipedia.org/wiki/Benny_Shanon

    Autor hipotezy  enteogennej. Enteogeny:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Enteogeny

     

    Wcześniej był archeolog, wybitny badacz wczesnego chrześcijaństwa, John Marco Allegro:

    https://en.wikipedia.org/wiki/John_M._Allegro

    Autor hipotezy na temat chrześcijaństwa, które rozwinęło od kultów szamańskich, w których podstawową role odgrywały grzybki halucynogenne. 

    Konserwatywne środowisko naukowe złamało mu karierę, dziś nawołuje się do ponownego krytycznego, spojrzenia na jego badania.

    Dan Merkur:

    https://www.britannica.com/contributor/Dan-Merkur/6449

    i Robert Gordon Wasson. Obaj badali czym była mojżeszowa manna? (psylocybina?). Można jeszcze dodać Sule Benet, żydówkę polskiego pochodzenia, absolwentkę archeologii na UW:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Sula_Benet

    To tak pokrótce.

    31 minut temu, Astro napisał:

    Jak sądzisz, dlaczego ci mądrzy nie mają jaj i nie zabronią i nie zdelegalizują od razu? Przecież to sromota. Mogliby uratować tyle  żywotów... Ale nie, podatek jeszcze będzie

    Może ludzie w rządach zmądrzeli od czasów  amerykańskiego The Noble Experiment z 1919? ;)

     


  18. 8 minut temu, Astro napisał:

    Jako palacz ze stażem ponad ćwierćwiecznym powtarzam, że ŻADEN szanujący się rząd nie ciągnąłby takiego schizu przez tyle lat. Najwyraźniej wpływy z akcyzy przewyższają straty. I tyle w temacie... Do akcyzy z alkoholu czasem też się dokładam, ale już mniej. W kwestii trawki to widzę długo przymknięte oko wszystkich rządów w "cywilizowanym" świecie, choć nie korzystam. Pierdologia nie powinna przysłaniać rzeczywistego obrazu rzeczywistości...

    Tylko, ze liczba palaczy w krajach UE, które rzeczywiście chcą rozwiązać problem, wprowadzając dosyć radykalne działania, spada:

    https://www.bankier.pl/wiadomosc/Europa-rzuca-palenie-Produkcja-papierosow-spada-7594221.html

     

    Więc nie do końca jest tak, że to zły, chciwy rząd...ale wielu taka koncepcja pasuje.

     

    9 minut temu, Astro napisał:

    Nie zgodzę się. Religia "daje w żyłę" lepiej, i to bez jakichkolwiek kosztów. Wystarczy tylko kilku odpowiednich marketingowców w odpowiednich sukienkach.

    A próbowałeś odpowiedzieć sobie na pytanie jak ta religia, która tak "daję w żyłę" powstała? I dlaczego tak daje w żyłę? Bo w myśl niektórych teorii,  religia to skutek a nie przyczyna pewnych zjawisk neurobiologicznych.


  19. W dniu 14.08.2019 o 07:38, Jarkus napisał:

    Właśnie o tym pisałem jesteś w stanie zadać sobie takie pytanie. I odpowiedzieć sobie na nie. I odpowiednio zareagować. Nawet, jeśli trochę "fanu" szkoda.

    Miliony jednak odpowiednio nie reagują. Uzależnienie od substancji psychoaktywnych (narkotyki, alkohol, czy nikotyna) to ogromny problem i wymierne straty społeczne, i gospodarcze.

     

    W dniu 14.08.2019 o 08:49, okragly napisał:

    dobre:rolleyes: 

     Marks (i Lenin) rozumiał to jako ucieczkę w religie przed trudami życia codziennego. Ale można to przeinaczyć i powiedzieć: "Opium to religia dla ludu".  Oczywiście "opium" rozumiane uniwersalnie, jako substancja psychotropowa. Zważywszy, że naukowo dowiedziano iż w trakcie doświadczania religijnych uniesień, wzrasta w ludzkim mózgu produkcja dimetylotryptaminy (DMT), jedynego psychodelika produkowanego przez ludzki mózg. Ale podobne efekty, tylko że w większej skali, można uzyskać spożywając te rośliny, które zawierają odpowiednie substancje psychoaktywne. A znane są one ludzkości od dawna, pewnie od paleolitu. Niektórzy naukowcy twierdzą więc na podstawie swoich badań i doświadczeń, że fundamenty wielu religii (wszystkich?) powstały w wyniku, pisząc kolokwialnie,...ćpania ;)


  20. W dniu 11.08.2019 o 21:08, Jarkus napisał:

    Nie trafiłeś. Nasze komórki nerwowe porozumiewają się przez impulsy elektryczne

    Tak, ale impuls elektryczny jest przesyłany przy pomocy neurotransmiterów. Takimi istotnymi w naszym życiu są np. katecholaminy, a więc adrenalina, noradrenalina, dopamina. Ogólnie neurotransmitery są organicznymi związkami chemicznymi. I tu jest pole do popisu do hakowania ludzi w myśl tej definicji:

    W dniu 12.08.2019 o 00:38, Jarkus napisał:

    Jeśli hakowaniem nazwiesz każde oddziaływanie chemiczne (w tym genetyczne), które zmienia zachowanie zdrowego organizmu tak, żeby zaczął działać na własną szkodę.

    Jest wiele substancji chemicznych, które działają podobnie do neuroprzekaźników i oszukują receptory. Te substancje nazywa się psychotropowymi.Od mało szkodliwej kofeiny po cykutoksyne. Najpopularniejszą jest ogólnie mówiąc  alkohol.

     

    W dniu 12.08.2019 o 00:38, Jarkus napisał:

    Jeśli jednak człowieka (ale nie tylko) tak zhakujesz to zwykle już po pierwszym razie widzi, że to mu nie służy i więcej się nie da. Lub przynajmniej będzie się pilnował. Będzie trzeba użyć innej metody. Nawet jeśli zadziała, to kolejnym razem będzie jeszcze trudniej - człowiek zacznie nie tylko się pilnować, ale będzie unikał takich ryzykownych sytuacji, w których w ogóle musi się pilnować

    Dlaczego? Przecież wiele substancji psychotropowych (np. alkohol, opiaty) działa także pobudzająco na układ nagrody (układy dopaminergiczny, serotoninergiczny, opioidowy). Jak jest fun to czemu z tego rezygnować?

    A jak hakować miliony?   Słowa K. Marksa: "Religia to opium dla ludu" mają wiele z tym wspólnego ;).

     

    Oczywiście czy religia szkodzi czy nie i w jakim stopniu należałoby przeprowadzić bilans zysków i strat ;)


  21. 41 minut temu, okragly napisał:

    przodek człowieka miał mózg z 5 mld komórek nerwowych współcześnie 10 mld. Nastąpiła zmiana z zwierzaka w człowieka. Czy 10 mld ludzi  połączonych siecią (komputerami) stworzy nową jakość? Może to szansa a nie zagrożenie?

    Taką liczbę neuronów to ma pawian, żyrafa, albo blisko tego jest niedźwiedź brunatny. Człowiek ma 86 mld. To jednak trzy razy mniej niż słoń. Okazuje się, że i komórek glejowych mamy znacznie mniej niż to było przyjmowane (85 mld zamiast 700 mld.)

    Jednak to my tresujemy słonie, a nie one nas. Nie ma to prostego przełożenia na inteligencje.

    Co więcej. Został opracowany model, z którego wynika, że gdyby mózg jakiejś naczelnej małpy (np. szympansa), miałby masę ludzkiego, to miałby więcej neuronów. Za to jesteśmy rekordzistami w liczbie neuronów w móżdżku (również w tym modelu). Sroka, jeden z najinteligentniejszych ptaków, ma ledwie  897 mln neuronów, a te ptaki przechodziły test lustra. Za to mają duży móżdżek, bo ptasi ;)

    Może to właśnie w móżdżku tkwi sekret naszego ewolucyjnego sukcesu?

     

     

    Ps. Liczbę neuronów 86 mld uzyskano badając mózg o konkretnej masie - 1508g. 

    Masa chyba  nie ma jednak  aż tak dużego znaczenia. Masa mózgowa Einsteina wynosiła 1230 g, ale w mózgu występowały niewielkie zmiany anatomiczne, które być może poskutkowały geniuszem. Jeszcze mniejszy mózg, o masie ledwie 1 kg, miał laureat literackiego Nobla, Anatole France, znany z olbrzymiej erudycji. 


  22. W dniu 30.07.2019 o 23:06, piosza napisał:

    Prawdopodobnie pod koniec mojego zycia będzie to 9 miliardów!!!

    I co z tego? Automatycznie ma to oznaczać koniec ludzkości? Nie ma wśród naukowców konsensusu dotyczącego pojemności demograficznej Ziemi. Najpopularniejszy obecnie pogląd mówi o ok. 10 mld:

    https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/optimum-zaludnienia;3951453.html

    Tendencja jest taka, że w krajach, w których dochodzi do awansu na liście jakości życia HDI, spada dzietność. Może być tak, że zagrożeniem dla ludzkości nie będzie przeludnienie, a  będą niekorzystne zmiany strukturalne, tj. starzenie się społeczeństw, - jako problem w skali globalnej (jak na razie dotyczy to krajów wysokorozwiniętych).

     

     


  23. W dniu 8.08.2019 o 17:28, thikim napisał:

    Tak, to rzeczywiście jest "odkrycie"

    Raczej muzealny standard, i to chyba na całym świecie.

    Ja uczestniczyłem w "odkryciu" na tylnym dziedzińcu Muzeum Wojskowo-Historycznego Artylerii, Wojsk Inżynieryjnych i Łączności w Sankt -Petersburgu, armaty plot. 40 mm Bofors wz. 36. To była polska armata, istniały oryginalne oznaczenia. Naczelnik z tego muzeum był tym faktem kompletnie zaskoczony. Obiekt chyba nawet nie był zinwentaryzowany, a za to mocno zaniedbany. Ot stała sobie armata na placu. Oczywiście Rosjanie pozostali głusi na próby nawiązania oficjalnych relacji w kwestii "dogadania" się co do obiektu.

    W takim Ermitażu zaś jest 3 mln zabytków. Ciekawe co tam dałoby się odnaleźć? Może owe miecze grunwaldzkie?


  24. 6 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

    Dopiero później, gdy zapanowała coraz poważniejsza susza i nadeszły zmiany klimatu, wojny stały się coraz bardziej brutalne, wiązały się z upadkami poszczególnych miast i w końcu z upadkiem całej cywilizacji Majów.

    Przecież wiadomo było już od pewnego czasu , że nasilenie niszczycielskich wojen nastąpiło już w VII/VIII wieku, ale i wcześniej, miewały one bardzo gwałtowny charakter - jak choćby zniszczenie Tikal podczas tzw. stuletniej wojny Calakmul-Tikal. 

    6 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

    Jak się wydaje, w tym okresie wojny prowadzone przez Majów miały cel głównie rytualny, a ich celem było schwytanie kogoś z wrogich władców i zażądanie za niego okupu lub też podporządkowanie sobie rywalizującej dynastii.

    W okresie klasycznym raczej zdecydowanie charakter polityczno-sakralny (chęć podporządkowania szlaków handlowych, zdominowania politycznego sąsiada). Natomiast masakry mogły mieć wymiar, powiedzmy, że "sakralny".

    Związane to było chyba po części z zaskakującym prymitywizmem majańskiej wojskowości. Wojownicy z klanów najprawdopodobniej walczyli z wojownikami, chłopi z chłopami. Walki wojowników, żyjących w "demokracji wojennej" (o niej pisałem w wątku poświęconym szczęściu łowców-zbieraczy), miały taki quasi-religijny charakter. Zabicie władcy, czy wzięcie go do niewoli, zniszczenie posągów bóstw, było sygnałem, że bogowie się odwrócili. I cała majańska "taktyka" obrońców  brała w łeb. Obrońcy po prostu uciekali. Był to dla zwycięzców  sygnał do rzezi. 

    Jest jeszcze hipoteza, ponoć nie potwierdzona, tzw. wojen gwiezdnych, związanych ze wschodem Wenus - Majowie uważali ją za gwiazdę, która w podziemiach przezwyciężyła wrogów. Ponoć to te wojny miały niezwykle krwawy wymiar. 

    Majowie byli bardzo wojowniczy. Mnie zadziwia jednak prymitywizm ich wojskowości. W tej dziedzinie szli do przodu, chyba tylko dzięki wpływom, północnych, bardziej prymitywnych, ale i jeszcze bardziej wojowniczych ludów. Ogółem wojskowość prekolumbijskiej Mezaoameryki była bardzo zacofana w stosunku do Starego Świata, nawet Zulusów, którzy opanowali metalurgię. 

    W tym kontekście nie mogą dziwić podboje Corteza i reszty awanturników z Estramedury - takiej hiszpańskiej" Siczy Zaporoskiej" z jej "złotego okresu".

    15 minut temu, venator napisał:

    Przecież wiadomo było już od pewnego czasu , że nasilenie niszczycielskich wojen nastąpiło już w VII/VIII wieku, ale i wcześniej, miewały one bardzo gwałtowny charakter - jak choćby zniszczenie Tikal podczas tzw. stuletniej wojny Calakmul-Tikal. 

    W okresie klasycznym raczej zdecydowanie charakter polityczno-sakralny (chęć podporządkowania szlaków handlowych, zdominowania politycznego sąsiada). Natomiast masakry mogły mieć wymiar, powiedzmy, że "sakralny".

    Związane to było chyba po części z zaskakującym prymitywizmem majańskiej wojskowości. W trakcie bitwy, przez prymitywizm taktyki, wojownicy z klanów najprawdopodobniej walczyli z wojownikami, chłopi z chłopami. Walki wojowników, żyjących w "demokracji wojennej" (o niej pisałem w wątku poświęconym szczęściu łowców-zbieraczy), miały taki quasi-religijny charakter. Zabicie władcy, czy wzięcie go do niewoli, zniszczenie posągów bóstw, było sygnałem, że bogowie się odwrócili. I cała majańska "taktyka" obrońców  brała w łeb. Obrońcy po prostu uciekali. Był to dla zwycięzców  sygnał do rzezi. 

    Jest jeszcze hipoteza, ponoć nie potwierdzona, tzw. wojen gwiezdnych, związanych ze wschodem Wenus - Majowie uważali ją za gwiazdę, która w podziemiach przezwyciężyła wrogów. Ponoć to te wojny miały niezwykle krwawy wymiar. 

    Majowie byli bardzo wojowniczy. Mnie zadziwia jednak prymitywizm ich wojskowości. W tej dziedzinie szli do przodu, chyba tylko dzięki wpływom, północnych, bardziej prymitywnych, ale i jeszcze bardziej wojowniczych ludów. Ogółem wojskowość prekolumbijskiej Mezaoameryki była bardzo zacofana w stosunku do Starego Świata, nawet Zulusów, którzy opanowali metalurgię. 

    W tym kontekście nie mogą dziwić podboje Corteza i reszty awanturników z Estramedury - takiej hiszpańskiej" Siczy Zaporoskiej" z jej "złotego okresu".

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...