Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Użytkownik-7423

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    699
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Zawartość dodana przez Użytkownik-7423

  1. Zdałoby się tu przedstawić swoje definicje "ketozy". Spektrum, od łagodnej, np. powysiłkowej ketonurii czy ketonemii, do niewyrownanej kwasicy metabolicznej (nieoddechowej). Z jednej strony szali to tylko sikanie niewykorzystaną energią, z drugiej zagrożenie życia. Ludzie z lekooporną epilepsją są na dietach "ketogenicznych" i często żyją tyle, co reszta populacji, lub nawet więcej, a u kobiet na antykoncepcji doustnej to niemal reguła 1 czy 2 krzyżyki na pasku. "Dieta śmieciowa", jeśli masz na myśli typową dietę zachodnią, nie jest taka zła, pod warunkiem restrykcji energetycznej, a na pewno lepsza od diet wysokobiałkowych niskowęglowodanowych niskotłuszczowych. Jednak w tym Uniwersum życie polega na oszczędności energii i te "lata ketozy" to mit guru diet LC. Podaż białka musi być, na dłuższą metę, zrównoważona dostatkiem energii, czy to tłuszczu (w tym zapasowego), czy to węglowodanów pokarmowych. Istnieją przesłanki, że min. długotrwała łagodna ketonemia jest jednym z sygnałów ograniczenia implantacji jaja w macicy i resorpcji embrionu (razem z niskim poziomem BF, hormonów sterydowych, skracającym się dniem itp.). A ograniczenie płodności i plenności to ograniczenie liczebności populacji, tym samym, utrata punktów w ewolucyjnym wyścigu. EDIT: "Ketogeniczne" w epilepsji celowo tak napisałem, bo gadałem mailowo z pewna panią doktor i wcale nie trzeba stale być w ketozie, by czerpać korzyści dla układu nerwowego. Chodzi o ATP, jak zwykle, stawiając na szpik, żółtka, móżdżek, masło i śmietankę mamy trwały brak ataków bez ketonurii. W naszych warunkach, jak i w warunkach afrykańskiego stepu 200 000 lat temu, stała obecność acetonu i innych ciał ketonowych w płynach ustrojowych, spowodowana jest (w zdrowych, niepatologicznych, organizmach) stosunkiem białko -> energia. Dlatego mamy tak niskie potrzeby białkowe, bo i energii w naszej historii był niedostatek, więć zagrały mechanizmy adaptacyjne. Szczygieł (bo Traczyka nie mam pod ręką) w "Podstawy fizjologii żywienia" PZWL W-wa 1975 s. 192 podaje następujące dobowe normy białka referencyjnego w g/kg n.m.c. średnio z odchyleniem +/- 20% wynikającym z uwarunkowań osobniczych: dzieci i młodzież: 1-3l. - 0,88, 4-6l. - 0,81, 7-9l. - 0,77, 10-12l. - 0,72, 13-15l. - 0,70, 16-19l. - 0,64, dorośli - 0,59. A Traczyk pisał chyba tak: "Dla mężczyzny o wadze należnej 70kg i zawartości białka w organizmie około 10,5-15kg (w zależności od konstytucyjności organicznej) w ciągu doby ulega rozkładowi i ponownej syntezie około 150-200g białka. Z tej puli około 20% to białka enzymatyczne. Na podstawie bilansu azotowego stwierdzono, że minimum białkowe na podtrzymanie PPM to około 15,63g (a więc mimimalna ilość białka niezbędna do podtrzymania funkcji życiowych w przeliczeniu na kg n.m.c. to około 0,22g/D białka referencyjnego."
  2. Ja też nie. Ci akurat stawiają na włoski, a ja bym jeszcze dorzucił propriocepcję i układ protopatyczny.
  3. Odrobinę w temacie. Przymknijcie oko na "latające myszy". http://whatnext.pl/nietoperze-lataja-dzieki-skomplikowanym-sensorom-umieszczonym-swoich-skrzydlach/
  4. Przebiałczenie to pojęcie ukute w latach '60 w weterynarii, bzdura jakich mało. Nadmiar wolnych aminokwasów jednak szybciutko skraca życie, żyje się więc zdrowo, ale krótko. Niestety dziczyzna nie jest tłusta, nawet wliczając stosunkowo tłuste niedźwiedzie czy mamuty, a podroby wcale nie są tłustsze od mięsa mięśniowego. Regularne LCHF pojawiło się (potencjalnie) dopiero podczas hodowli i pasterstwa.
  5. A jeszcze szybsze przy 10-12% B, a różnica z tłuszczu.
  6. Tak sobie to właśnie wyobrażałem. Napisałem maila do kolegi, który jest fizjologiem sportowym, ale niemainstreamowym i ultrasem, może się odezwie, bo i mnie to ciekawi. Dieta, przez drut... zdajesz sobie sprawę. Generalnie: Białko o najwyższej możliwej zawartości EAA (podroby), tłuszcze jako zasadnicze źródło energii o największej liczbie kwasów nasyconych, ale zwierzęce (masło), węglowodany tylko jako źródło tlenu endogennego i odebranie aktywnego octanu pochodzenia tłuszczowego (skrobia). Wszystko w formie TMR (Total Mixed Ratio) czyli wymieszane w odpowiednich proporcjach (dla 70 kg mężczyzny B42 T200 (lub więcej na pracę) W20-30 (zależy od Twojej obecnej diety, jak mocno masz rozbudowane enzymy glikolityczne) i podzielone na 3-4 posiłki. To jest wzorzec, który powoduje najwyższą sprawność metaboliczną, im dalej od niego, tym ta sprawność niższa. Jest jeszcze kilka innych możliwości, bo zdaję sobie sprawę, że to hardcore, ale jednak jest przetestowany na modelu zwierzęcym i ludzkim. Tobie powinno (w kontekście nurkowania swobodnego) zależeć na zbliżeniu się do metabolizmu noworodka przechodzącego przez kanał rodny. Powiedz jaką masz różnicę w czasie bezdechu w spoczynku i podczas rzeczywistego nurkowania?
  7. Uważam, że nie da się selektywnie zmniejszyć metabolizmu mięśnia, w dodatku tak żywotnego. Ewentualnie można by próbować jakichś leków, ale tu jestem lajkonikiem i jak rozumiem nie o to chodzi. Możliwe jest (IMHO) zmniejszenie w tym celu ogólnego metabolizmu przez dietę, ale skutki są odległe w czasie (~ 12 tygodni). Zamiast zmniejszać ogólny metabolizm można podnieść możliwości krwi czyli pierdyknąć EPO, oczywiście żartuję, albo trening wysokościowy albo komory. A co z wykorzystywaniem odruchu na zanurzenie twarzy w zimnej wodzie? Może temperatura jest problemem? Szacun za ciekawe hobby, wiem co to palenie mięśni oddechowych przy 300 powtórzeniu rwania jednorącz z 32 kg girią.
  8. Chodzi o zdanie: "Wyrzut cukru pochodzi z wątroby [a nie z posiłku, jak uważa współczesna nauka -> GI] i jest reakcją na oszacowanie przez układ nerwowy składu posiłku." A implikacje powyższego związane z obniżaniem w populacji glikemii (u zdrowego, prawidłowo odżywionego człowieka glikemia na czczo powinna wynosić >100) oraz "leczenia" cukrzyc, to już samodzielnie.
  9. Jak to mówią: Jeśli założenie jest błędne, cały misterny plan w ... Jak wygląda sytuacja ze wzrostem glikemii poposiłkowej u człowieka? Otóż, wzrost poziomu cukru ma tylko pośredni związek z tym co jemy. Dlaczego? To szalenie proste, pik cukru pojawia się we krwi w kilka-kilkanaście minut po spożyciu posiłku węglowodanowego, a wtedy węglowodany owe są w żołądku, a z żołądka nie wchłania się żaden cukier, prócz roztworu glukozy. O co chodzi? Wyrzut cukru pochodzi z wątroby i jest reakcją na oszacowanie przez układ nerwowy składu posiłku. Wzrost stężenia cukru we krwi ma spowodować spowolnienie wchłaniania węglowodanów z jelita, by dać pierwszeństwo aminkokwasom i kwasom tłuszczowym. Dotyczy to zwłaszcza diet niedoborowych w te składniki oraz "niezbilansowanych". Po przyjęciu posiłku białkowo -tłuszczowego wzrost glikemii nie nastąpi. Jest to do pewnego stopnia patologia, jednocześnie całe to GI można sobie...
  10. Tylko do ostatniego zdania: Jasne, jestem tylko człowiekiem, ale jak na razie wszystko się zgadza i to jest nie tylko moje zdanie. Zaraz skrobnę coś w nowym poście w medycynie chyba, sam zobaczysz.
  11. Wcale nie jestem ścisły, pocę się przy takich wyliczankach i zwykle korzystam z podręczników. Przy Inuitach (Eskimos ma pejoratywny wydźwięk, to "zjadacz psów", co już wskazuje na okresy głodu, a jak się poczyta Stefanssona o jedzeniu skór i rzemieni...) jest taki problem, że są opisy, ale niektórzy je podważają mocno, a współcześni tambylcy jedzą mąkę i owoce z puszki. Oczywiście foki chude nie są, ale kiedy są. Z opisów (nie pamiętam z której książki) wynika, że Inuici preferowali "jeden kęs tłuszczu na trzy kęsy tłustego mięsa" i zapamiętałem też powiedzenie " można mieć brzuch pełen ryb i umierać z głodu". Trzeba też pamiętać o eksperymencie w Anglii kiedy karmiono psy gotowanym białkiem jaja i po kilku tygodniach przestawały je jeść, aż do smutnego końca oraz o eleganckim sposobie uśmiercania ważnych osobistości w koreańskich więzieniach, polegającym na podawaniu przez miesiąc-półtora wyłącznie chudego mięsa. Także można głodować jedząc i nie ma w tym nic dziwnego, duża część dzisiejszej populacji tak ma. A jak się jeszcze do tego dorzuci, oczywiste skądinąd, stwierdzenie, że nie jesteśmy tym co jemy, tylko tym co wchłoną nasze jelita, to zwariować można. EDIT: TrzyGrosze to nie ja tak twierdzę, ale Stryer. Ja sam nic nie wymyśliłem, ale potrafię samodzielnie wyciągać wnioski, a nie papugować po innych, Polacy nie gęsi. Idźmy zatem w kierunku wysiłku: Do wysiłku fizycznego nie jest potrzebny ani glikogen, ani kwasy tłuszczowe, ani nawet tlen. Do wysiłku fizycznego potrzebna jest jedynie energia! A jak i z czego organizm uzyskuje energię i jej zapasy - to wszystko jest opisane w biochemii. Radzę zapoznać się z pojęciami: "cykl kwasu cytrynowego", "metabolizm glikogenu", "metabolizm kwasów tłuszczowych", "fosforylacja oksydacyjna" i najważniejsze - "INTEGRACJA METABOLIZMU", a nie powtarzać o glukoneogenezie podczas wysiłku fizycznego i innych niedorzecznościach, bo to świadczy o braku podstawowych wiadomości z zakresu fizjologii i bochemii i metabolizmu. Przeciętni naukowcy i reszta powtarzająca "naukowe" slogany - widzą tylko "glikolizę". A w sercu: glikoloza + WTK + wysiłek = szybkie niedotlenienie serca, stan "przedzawałowy" i zgon (ułatwienie dla drapieżnych, aby nie goniły zbyt długo). Serce w spoczynku wykonuje większą pracę niż teoretycznie energii mogą dostarczyć i glikogen i kwasy tłuszczowe razem wzięte, gdyby zdrowe serce je spalało! Zdrowe serce nie spala cukru, ani kwasów tłuszczowych, bo zdrowe małe, wydajne serce chodzi na ATP wytwarzanym w wątrobie. Cukier spalało naukowo np: serce Chalupczoka - ze skutkiem śmiertelnym. Najlepsze wyniki przy wysiłku trwającym dłużej niż minutę, uzyskuje się na zgromadzonym zapasie ATP, którego ubytek powinien być uzupełniany betaoksydacją - 60-80% uzyskiwanego ATP i glikolizą 20-40% (procentowy udział dostarczanych składników do fosforylacji oksydacyjnej). W takim przypadku nie zatyka z "braku powietrza" i nie zakwasza się organizmu. Wybitni sportowcy na finisz mają zaoszczędzoną w zapasie fosfokreatynę i znikome ilości mleczanu w mięśniach, po przekroczeniu mety. Na glikolizie w dzisiejszych realiach jest się na mecie zawsze w połowie stawki, tak jak polscy sportowcy "naukowo" karmieni węglowodanami. Wysiłek "anaerobowy" jak go zwą bywalcy siłownie, którzy zaraz po treningu wykorzystują "okno anaboliczne" by "uzupełnić glikogen" korzysta z betaoksydacji tlenowej i glikolizy 50/50. To jest bardzo niezdrowa forma aktywności, wspierana rzutem hormonów stresowych i sterydowych, w naturze zarezerwowana do ucieczki lub ataku. Wiem co mówię, jestem zarejestrowanym w ukraińskich rankingach giriewikiem, ale girievoy sport nie spala tak alaniny mięśniowej i nie zakwasza tak bardzo... Zrowiuśkie jest podnoszenie ciężarów na 1-2 powtórzenia i ćwiczenia izometryczne, bo lecą na ATP.
  12. Wcale nie czuję się tropiony, a każdy głos w dyspucie ją rozszerza. Jeśli chodzi o białko, to tradycyjnie wlicza się je do bilansu, ale to bzdura, bo białko jest budulcem, a nie opałem, to tak, jakby palić w piecu najdroższymi antykami. Kto zużywa białko na cele energetyczne, wybitnie szybko skraca sobie telomery, dlatego Inuici żyli tak krótko, bo mieli za mało tłuszczu i musieli nadrabiać białkiem, poza tym często głodowali... Powszechnie wiadomo, iż przyjęto jako aksjomat, że spalenie grama glukozy "daje" około 4kcal, a spalenie grama tłuszczu około 9kcal. cyt: "Przypomnijmy, że triacyloglicerole akumulują sześć razy więcej energii niż glikogen na jednostkę masy". Stryer s. 826 A więc wynika z tego, że o ile tłuszcz daje faktycznie około 9kcal z grama, to przyjęcie, że węglowodan daje 4kcal, a nie 1,5kcal jest poważnym błędem uniemożliwiającym zbilansowanie prawa zachowania energii w biologicznym układzie otwartym. Dziś już żaden rozsądny naukowiec nie powie, że "mol glukozy daje 30-38 moli ATP", bo daje faktycznie tylko od 2 do max 8 moli. Dlatego bilansowanie kcal mija się z celem. Na dobitkę: cyt: "Gdyby materiał energetyczny wędrownych ptaków (czytaj - mięśni!) był magazynowany w formie glikogenu, to ze względu na dużą masę nie byłyby one zdolne poderwać się do lotu. Ta sama Biochemia, ta sama strona. Czy nie prościej jest dostarczyć tłuszcz? PS na superdobitkę: cyt: "Maksymalna szybkość tworzenia ATP (mmol/s) z przemiany glikogenu do CO2 wynosi 6,2, a dla tłuszczu 6,7 -tamże. Mało tego! wybitni "fachowcy" na podstawie stechometrii "utleniania" glukozy i uteniania tłuszczu potrafią nawet "udowodnić", że węglowodany "lepiej wykorzystują tlen"! Jakby tego było jeszcze mało, każdy monosacharyd i każdy kwas tłuszczowy daje inne "odczyty" kaloryczne, dla cukrów to będzie, o ile się nie mylę, bo skleroza od masła, od 1,2 do 3,4, dla kwasów tłuszczowych od 7 do 11 kcal z grama.
  13. Jak się tyje od etanolu? W wątrobie dehydrogenaza alkoholowa utlenia etanol do aldehydu octowego z uwolnieniem jednej cząstki NADH i dwóch jonów wodorowych (po utlenieniu na łańcuchu oddechowym daje to około 7,5 cząsteczki ATP), następnie aldehyd octowy przez dehydrodenazę aldehydową utleniany jest do kwasu octowego oczywiście z kolejnym uwolnieniem jednej cząsteczki NADH i dwóch jonów wodorowych, z kwasu octowego to jeden krok do acetylo-CoA - wystarczy "oderwać" jeden atom tlenu i już wiecie, że od alkoholu też można utyć, oczywiście - gdy pija się go w odpowiedniej ilości i z odpowiednią proporcją BTW, bo NADH i protony wodorowe wprawdzie się utlenią, ale nadmiar acetylo-CoA może być przerobiony albo na tłuszcz, albo na cholesterol, albo na ciała ketonowe w zależności co się bardziej w danej chwili opłaca. Oczywiście - jeden warunek - wątroba nie może być marska. A więc policzmy: 2 x 7,5 ATP + 1 ATP z cyklu cytrynowego i 9 ATP z utlenienia NAD i FAD - i to tylko z jednej cząsteczki etanolu! Kalorie nigdy nie są "puste". Puste jest przeważnie zupełnie coś innego. A w ogóle kalorie w odniesieniu do poboru energii z pożywienia w układzie biologicznym, to bzdurka.
  14. Słusznie, zapomniałem, że tu same "ściślaki". Fale dźwiękowe przenoszone przez powietrze docierają do małżowiny usznej, następnie przewodem słuchowym zewnętrznym do błony bębenkowej. Pod wpływem drgań powietrza błona bębenkowa porusza przylegający do niej młoteczek. Drgania z młoteczka są przekazywane na kowadełko i strzemiączko, za pośrednictwem okienka owalnego trafiają do ucha wewnętrznego, gdzie drgania są zamieniane na impulsy nerwowe, które nerwem słuchowym docierają do ośrodków słuchowych w korze mózgowej. Nie tylko kosteczki słuchowe przenoszą drgania, odbierane jako impulsy nerwowe przez mózg, ale też inne kości czaszki, a nawet (podobno) u kotów może się to odbywać za pomocą...łap. Kotowate mają włosy czuciowe na łapach, tzw. nadgarstkowe, jest teoria, wg której drgania rejestrowane przez te włosy (te na głowie też) są przekazywane do nerwu słuchowego (oczywiście jako impulsy nerwowe) ale pobudzenie ośrodka jest nieco odmienne od tych z ucha, więc ciężko powiedzieć jak kot "słyszy" wibrysami.
  15. Dźwięki są przenoszone nie tylko za pośrednictwem ucha do mózgu. Mogą to być również kości czaszki, zwłaszcza, że kotowate mają silnie rozwinięte włosy zatokowe, tzw. wibrysy.
  16. Jest taka teoria, że nadużywanie benzodiazepin nasennych prowadzi do trwałego porażenia neuronów produkujących oreksynę, która odpowiada za podtrzymanie stanu czuwania.Ale to tak raczej półżartem.
  17. Jest i na to wytłumaczenie, choć ja się z tym nie zgadzam. Otóż, bajki, zwłaszcza czytanki, rozwijają wyobraźnię, ale rozwijający ją sobie dzieciak nie kontroluje przebiegu tych zdarzeń, a chce. Dlatego dzieci tak lubią czytać i oglądać te same bajki, daje to namiastkę kontrolowania rzeczywistości. A w grach można ją dosyć swobodnie kształtować i to jest podobni złe.
  18. Trzeba by popytać chorych na narkolepsję. Moja córa śmiga na iPadzie lepiej ode mnie, ale kontrolujemy jakość, ilość i głębokość tego śmigania. Aktywność jak każda inna, zanim udomowiono konie dzieciaki też z nich nie korzystały.
  19. Chodzi o odróżnianie rzeczywistości od fikcji (sic!) u dzieci poniżej 3 roku życia. U takich maluchów mózg jeszcze nie wykształcił odpowiednich mechanizmów regulacyjnych i np. sny czy opowieści fantastyczne traktowane są tak samo jak jedzenie marchewki z masłem. Niektórzy naukowcy twierdzą, że to dlatego potem mali Japończycy wyskakiwali przez okno z okrzykiem "banzai", bo myśleli, że mają 6 żyć, jak w grach. Po mojemu, naukowcy sobie, życie sobie i za 20 lat okaże się, że to jednak nic złego, tylko kwestia zaakceptowania.
  20. Trudno, co zrobić? Edit: Bo mnie zaraz wyklną od czci i wiary. Już tłumaczę: Systematyka to nie jest jakiś aksjomat, tylko bardzo umowna dziedzina. W biologii nie ma nawet dobrej definicji gatunku, nie mówiąc o dalszych kladach. Dla biologa nie ma w zasadzie gatunku, rodzaju, rzędu, tylko są populacje osobników. Jeśli wolisz widzieć pandę wielką w niedźwiedziach, proszę bardzo; niedźwiedź polarny jest w zasadzie wyłącznie drapieżnikiem, a panda jest w zasadzie roślinożercą, mimo takiego pokrewieństwa. Bo przystosować przewód pokarmowy monogastryczny fakultatywny to jest kwestia kilkunastu pokoleń, w każdą stronę. Nie mówię o takim mistrzostwie jak np. łasice (drapieżnik absolutny) i przeżuwacze (roślinożerca doskonały) ale o zwykłej zmianie nawyków żywieniowych, determinowanej stężeniem substratu w środowisku. Dlatego mamy obecnie wegan i ludzi odżywiających się wyłącznie produktami zwierzęcymi, bo to odpala po prostu inne garnitury genów, które Natura przechowuje w nas od czasów "prazupy", just in case.
  21. Myślę, Astro, że wiesz o czym piszę, i że masz tak samo w tym, w czym jesteś dobry. Tylko, być może, Ty masz większą cierpliwość do wyjaśniania. Odkąd tu jestem wrzuciłem sporo inspirujących postów, tylko to są trailery, reszta samodzielnie, w kinie. Jednak wiem, że zmiana paradygmatu boli i lżej się płynie z prądem. A z prądem, to wiadomo co spływa.
  22. Widzisz, milcząc można chociaż udawać mędrca. Natomiast odpowiedzi często dyskwalifikują interlokutora... TrzyGrosze i Ty możecie sobie dyskutować o biochemii, metabolizmie, oczyszczaniu, antyoksydantach, oknie anabolicznym, mezenchymie i innych bajkach z mchu i paproci, na jakimś portalu kulturystycznym. Nie jestem nauczycielem, czasem coś wrzucę z głupia frant, bo tak i już, ale jak rzucam psu kość, nie interesuje mnie czy mu smakuje.
  23. Fajnie, że masz inne zdanie. Znaczy fajnie dla mnie, bo jeśli ja zrozumiałem, że Ty tak zrozumiałeś, jak ja myślę, to współczuję Twojemu organizmowi. Metabolizm w poście niczym się nie różni od podstawowego, tyle, że po około 3 dobach postu przechodzi się na żywienie "endogenne". Wykorzystujemy zapasy mięśniowe i wątrobowe aminokwasów, cukrów oraz tłuszczyk z adipocytów i TG mięśniowych, potem odpowiednie enzymy wycinają aminokwasy z mięśni i kości, przerabiają je na cukier, tłuszczyk, jeśli jest, nadal leci z tkanki tłuszczowej, a środowisko endokrynne jest w opłakanym stanie, choć organizm wydziela mnóstwo endorfin, żeby nie zwariować. Jak powiedziałem post to głupota, bo życie polega na zdobywaniu energii, a nie jej trwonieniu. Żaden ssak, nie będący hibernantem, nie pości dobrowolnie (brak apetytu i choroba to nie posty).
  24. Panda należy do pandowatych. Ale szopowate i niedźwiedziowate to prawie to samo, systematyka nie oddaje rzeczywistych pokrewieństw, tylko życzenia systematyków. Równie dobrze szympans i goryl, mogłyby należeć do Homo, a nie należą, bo nam należy się cześć i chwała.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...