Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2099
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Odpowiedzi dodane przez ex nihilo


  1. Ciekawa sprawa Nihilo. Czy optyka geometryczna ułatwia zrozumienie "jak to działa"? Weźmy najprostsze prawo odbicia. Przy siatce odbiciowej można się nim najwyżej pochlastać. Nie wiem, ale zaryzykowałbym, że wszystko i tak sprowadza się do dyfrakcji (o ile nie jest to filtr polaryzacyjny). ;)

     

    Edit: Ciekaw jestem, na ile to

    daje siatka. Chyba, że pręty trzymające lustro wtórne uznamy za firankę.  ;)

     

    Na swoich filtrach bez problemu bym powtórzył Twój efekt, ale nie wiem gdzie je wrzuciłem, nie używałem od lat. Jak wyglądają "gwiazdkowe" możesz zobaczyć np. tu:

    http://www.ceneo.pl/Filtry;017Gwiazdkowe_P2-6616.htm

    Są też inne rodaje, np.. nacięta gwiazdka, niekiedy z przerywanymi promieniami, mogą być też mikropryzmaty itp.. Jeśi taki filtr ma gęsto naciętą siatkę, daje też efekt dyfrakcji. Tak samo jest, kiedy przekrój nacięć jest trójkątny (pryzmat). A sposób najprostszy, używany w sytuacjach awaryjnych: palec do nosa i gwiazdkę na zwykłym UV albo ochronnym napaćkać :D W zależności od grubości i przekroju warstwy smarków niekiedy i dyfrakcja wyjdzie :)

     

    Fota z teleskopu: w przypadku silnych punktowych żródel światła, wystarczy cokolwiek - mikroślady obróbki, nawet bakterie, żeby takie gwiazdki dostać. Dlatego ślepiami własnymi też podobnie widzimy, i gwiazdki się gwiazdki nazywają  :)

     

    @ Thikim

    Sprawdziłem na Słońcu (ok. 16:00). Efekt nawet wyraźniejszy niż na lampie, chociaż oczy trzeba zmrużyć silnie, bo światło dosyć punktowe. Na 100% nie jest to mora.

    To są jasne plamki, otoczone koncentrycznymi ciemnymi i jasnymi pierścieniami, coraz słabszymi na zewnątrz. Najlepiej widoczne pierwsze 2-3 pierścienie, następne 2-3 daje się zobaczyć. Wygląda to dokladnie tak, jak przy zabawach ze szczelinami, tyle że kółeczka, a nie prążki. Jak masz inne wyjaśnienie, to daj, bo i mnie to ciekawi. A poza tym fajne dyfrakcje przy Słońcu wychodzą, z żarówką są dosyć słabe. Interferencje w obu przypadkach ok. Paprochy kłaczkowate (bardzo cieńkie) dają efekt podobny do szczelin.

     

    Zastanawiałem się jeszcze, czy nie jest to efekt samej siatkówki, układu receptorów i tłumienia sąsiednich, ale nie - np. jak "rozmywam" krawędź papierosa też pojawiają sie ciemniejsze i jaśniejsze linie, ale nie mają one żadnej regularności, To nie są zanikające na zewnątrz, wyraźnie i zawsze do siebie podobne ~sinusoidalne fale, jak w przypadku szczelin i "tego" efektu. Różnią się wielkoscią - najmniejsze są trudne do zauważenia, trzeb się bardzo dobrze wgapić, największe są trochę bardziej rozmyte niż średnie (fala bardziej "płaska"). Rzęsa w całości daje efekt podobny do krawędzi papierosa - po prostu szeroki "rozmaz" z nieregularnymi ciemniejszymi i jaśniejszymi paskami. 


  2. No dobrze, chociaż mnie nie przekonałeś. Rzęsy są górne i dolne więc nakładanie może zachodzić.

    Jednak to co Astroboy zapodał to chyba trochę inna sprawa.

     

    Z tego co piszesz wynika, że na 99% nie udało Ci się tego zobaczyć. Robię to przy do połowy otwartych oczach. Zamknięcie do wąskiej szparki utrudnia, a nie ułatwia :D

     

    Oczywiście, że Astroboy o czym innym pisze - jego efekt to "star 4 + dif.". Gwiazdkę daje siatka firanki, a dyfrakcję prawdopodobnie krawędzie nitek. Chociaż jeśi siatka jest tak gęsta, że Astroboy nitek  nie widzi, to może jedno i drugie z siatki.

     

    @ Astroboy

    Przyjrzyj się przekrojowi nitek :)


  3. A czemu piszesz o prążkach moire? 

     

    Bo to nie "mora" :)

     

    Edycja

    Na wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze raz: coby była mora, potrzebne są dwa rastry, a do kolistej min. jeden musi być pierścieniowy (chociaż i tak nie będzie "takiego" efektu). Załóżmy, że na siatkówce jest pierścieniowy. Tylko że z moich rzęs liniowego się nie zrobi - nie mam sztucznych, nie maluję ich i nie czeszę... są posklejane :) A przy tym natężeniu światła (żarówka > 150 W widzialnego z odległości metra) źrenica jest zwężona na max. - przysłaniają ją (częściowo od góry) 3-4 rzęsy. Efekt daje światło punktowo rozproszone na pyłkach, które na rzęsach siedzą. A z morą walczyłem kilkanaście lat: foto -> przygotowanie -> druk. Kiedy nie bylo jeszcze przygotowania cyfrowego, czasem była niezła jazda :D


  4. Protestuję! Moje prywatne zdjęcie pokazuje lepsze efekty. ;)  Swoją drogą, spoglądając w czyste niebo łatwo zauważyć ruchy Browna. 

    :D

     

    To jest całkiem inne :) Szkoda że foty się nie da zrobić. Spróbuj, to jest bardzo fajne. Dosyć często się tym bawię. Najlepiej wychodzi na lampie IR (sztuczna kwoka), która przez całą zimę daje mi w ryja, tło powinno być całkiem czarne. 

     

    Na promieniowanie kosmiczne też czasem można się załapać, szczególnie w górach. Fajne błyski. Musi być noc i zamknięte oczy.

     

    A propos firanki jeszcze: mam pół wiadra różnych cudacznych filtrów fotograficznych, które podobne efekty dają.


  5. Prawda, ale ładniej wygląda jak się spojrzy bez mrużenia oczu przez drobną firankę. ;)

     

    Rzęsy lepsze :) Tylko trzeba porządnie powgapiać się w takie małe okrągłe paskudy (wyglądają jak "zamrożona" fala po wrzuceniu kamyka do wody), które po smugach się pętają. Na początku można ich nie zauważyć, ale później okazuje się, że jest ich tam cały milion, z interferencjami i innymi bajerami...   :) Chociaż nie wiem, czy każdy będzie to mógł zauważyć, jak ktoś ma silną wadę wzroku, może nic z tego nie wychodzić.


  6. Oczywiście masz rację. Myślałem raczej o innej skali. Nic nie pierdzi elektronem, a całością. ;) Jak już wcześniej zauważyłeś, statystyka. :)

     

    :D :D :D

     

    Ale... dla ciągłości by trzeba znaleźć jakiś mechanizm kasowania skutków entropii, albo inaczej niestuprocentowej sprawności procesów. 100% sprawności = 100% determinizmu. :) 

     

     

    Edycja:

    Teraz chyba już nic specjalnie ciekawego nie wycudujemy, a poza tym przez następne parę dni będę musiał zajmować się innymi sprawami - zostawię Ci do przekombinowania coś co dla mnie jest głównym problemem wiczności: załóżmy, że coś istniało wiecznie, załóżmy też, że to coś miało wewnętrzną dynamikę, i założenie trzecie, że to coś nie było doskonale deterministyczne, a to założenie trzeba przyjąć, chocażby dlatego, że nasz świat całkowicie deterministyczny nie jest. Składając te założenia zusammen do kupki trafiamy na pytanie: w wiecznym czasie (lub "nibyczasie") powinna zajść dowolna kombinacja zdarzeń, też taka, ktora to coś by rozpirzyła w π..., a jako minimum, przerwała ciągłość istnienia. Nieskończone pączkowanie też tego nie do końca nie rozwiązuje :)

     

    Dzięki za "obronę diabła" i do następnego... :)

    Oczywiście zaglądał będę.


  7.  Paczem sobie wokół i Natura przekonuje mnie do jednego. Ciągłości.  ;) Myślę, że Natura nie jest aż tak wredna, by zaprzeczać sobie. ;)

     

    Czy pewny jesteś ciągłości bytu elektronu - przez próżnię na fiki-miki z jakąś protonką zapipczającego?  ;) Itd?

     

    Edycja:

    Kundel mnie teraz bardzo grzecznie poprosił, żebym mu jego matematyczny model zmontował, bo jak nie, to mi swoim jednym rogiem przyπr2... :D 

     ...nauka dostarczająca narzędzi do otrzymywania ścisłych wniosków z przyjętych założeń...


  8. Myślę, że dla Nica nie ma sensu szukać jakiejś skomplikowanej matematyki... w zasadzie on nie ma żadnej matematyki, nie ma w nim po prostu obiektów, które by mogły podlegać matematycznym zależnościom. :D Wszystko co mamy to stan równy 0 (to założenie), potencjał równy inf (przyjmijmy, że też założenie). Te założenia, jak uważam, są niesprzeczne, jeśli przyjmiemy założenie trzecie: zasadę zachowania zera, czyli że suma rozpadu Nica jest zerowa, dopuszczając nawet niezerowe, chociaż pewnie niewielkie, prawdopodobieństwo złamania tej zasady (a niech ma ;)). Założeniem jest też nietrwałość Nica, ale założenie to wynika z faktu istnienia naszego świata i założenia podstawowego: na początku był Nic (t0).

     

    Dalej by było t0', czyli pierwotny glutek - "losowanie" ze wszystkich dostępnych możliwości. Tu też z matematyką jest problem, bo nadal nie znamy i raczej nie poznamy ani reguł (mogą być dowolne) ani danych (to samo) "na wejściu". Dopiero "na wyjsciu", od t0" (Big Doop!) zaczynają się ustalone reguły gry i dostępne dane - oczywiście, jeśli dalsza ewolucja (np. inflacja) ich nie wykasowała. Jeśli nasz świat nie jest układem ściśle deterministycznym, a raczej nie jest, to wzglednie dokładnie możemy poznać stan obecny, a przeszłość i przyszłość z coraz większym prawdopodobieństwem błędu, w miare oddalania się od "teraz". Coś jak klepsydra ;) Gdybyśmy mieli dane z bardzo wielu światów, możnaby robić jakieś sensowne statystyki, ale mamy tylko z jednego, a i to... niektórych spraw być może nigdy się nie dowiemy.

     

    Co do symetrii Nica. CPT i inne takie nie mają sensu na poziomie Nica. Możemy nawet założyć, że zasada zachowania zera, to - "na wejściu" t0' - najprostsze symetrie +/-... później jest cała ewolucja.

     

    "Krzywa czasopodobna"... Jak mniej wiecej sobie to wyobrażasz? Jako jakąś wspólną linię "czasu" dla "wszystkiego"?


  9. ale tutaj niepokoi mnie "prawdopodobieństwo"

     

    Chyba drobne nieporozumienie - prawdopodobieństwo w tym przypadku nie dotyczy samego istnienia Nica (on sobie jest, nieważne teraz dlaczego), dotyczy jego (skrajnie mało prawdopodobnego) stanu termodynamicznego: zerowej entropii. Rozumiem Twoje zastrzeżenia, też takie mam, ale w przypadku Nica cały czas jedziemy po granicy wszystkiego - wszystkich praw naszego świata, a nawet samej logiki. Wszystko to osiąga w pobliżu Nic swoje graniczne wartości - zera, nieskończoności czy granice stosowalności. No a poza tym... granica to granica i czasem warto sprawdzić, czy czegoś nie da się przemycić :D

     

    Zresztą wszelkie inne pomysły na początek: wieczności, bogowie itd., itp. po tych samych granicach się pętają, zwykle zresztą ze znacznie większymi worami przemycanych trefnych fantów na grzbietach :D

     

     

     

    Do takiej religii to mnie nie przekonasz. Jak sam wspomniałeś, kolejne "pokolenia" Niców stają na skutek ewolucji coraz bardziej ograniczone. Pojawia się jednak subtelna różnica między Nic(0,0,0) a Nic(0,0,0,0,inf,0). Ostatni (absolutny) wydaje się istnieć (jak już pisałem) tylko granicznie. Nie mam niestety niezmąconej wiary w Nica absolutnego. Symetria CZEGO? Nic nie jest ani symetryczny, ani anty (tak przynajmniej to odbieram).

     

     

    Nie ma "kolejnych pokoleń Niców". To tylko złudzenie wynikające z naszego liniowego rozumienia czasu, dlatego tam, gdzie o jakichś "następstwach" pisałem starałem się używać cudzysłowów, może gdzieś zapomniałem. PF nie ma wspólnego liniowego czasu. Każda fluktuacja może stworzyć swój czas, dowolnie wymiarowy i dowolnie ukierunkowany. W przypadku Nica będącego zerującą się wewnętrznie i/lub z geometrią i fizyką naszego świata fluktuacją PF nie da się stwierdzić, czy ten Nic zrobił się "wcześniej", "równocześnie", "później", czy może "obok w czasie". W skali PF czas jest niejednoznaczny. Liniowość czasu i ukierunkowane następstwo zdarzeń powstaje dopiero w skalach >PF jako statystyka wynikająca z sumy zdarzeń (fluktuacji) PF i "bezwładności" świata wynikającej głównie z efektów "pierwszego losowania" (rozpad Nica i wyjście Wszechświata z pierwotnego czasowego "glutka") i zdarzeń bezpośrednio po tym następujących. Trochę jak dosyć luźna ławica ryb, które dokądś płyną, chociaż każda z ryb może na chwilę zmienić kierunek.

     

    Nie ma też żadnych ograniczeń dla Niców, ani w "kolejnych pokoleniach", ani w żadnych innych przypadkach. Skutki ewolucji (na poziomie Nic i PF) dotyczą tylko statystyki PF i możliwości wpływu poszczególnych fluktuacji PF na resztę naszego świata. Wszelkie nasze pomiary w skalach PF dawałyby dziwne i niejednoznaczne wyniki, ilościowo i jakościowo (dlatego uważam, że śladów istnienia PF by można szukać wśród wyników odrzuconych jako blędne). Natomiast właściwości wszystkich Niców są i muszą być dokładnie takie same (0,0,0...), wynika to z samej istoty Nica. Jeśli którekolwiek zero zastąpi się czymkolwiek od zera różnym, to już nie bedzie Nic, tylko jakieś Coś. Z tym "Nicem absolutnym" to była tylko wygoda w danym momencie dyskusji - każdy Nic musi być dokladnie tak samo absolutny.

     

    Co do symetrii, to znowu sprawa granicy - nie będę się zbytnio spierał, czy Nic ma nieskończoną ilość symetrii (wszystkiego i w dowolnych kombinacjach), czy jego symetria jest nieokreślona... w sumie na jedno wyjdzie :)

     

    Edycja:

    A propos symetrii jeszcze: sam dałeś poprawną odpowiedź "+5 vs. -2 i -3 może być poprawne, jeśli obowiązuje zasada zachowania X=Y+Z."...teraz tylko uogólnij to na wszystkie możliwe warianty i przyjmij, że suma tych wariantów jest symetrią Nica :)


  10. Stan czego/w czym? "Wszystkie możliwości" zawsze wymagają "przestrzeni możliwości". Zerowa entropia Nica jest bardzo pociągająca intelektualnie, ot "jedyna" taka realizacja, ale dopóki Nica w garneczek nie złapiemy pokryweczką zgrabną go przykrywając, to stosowanie klasycznej termodynamiki jakoś nie bangla… Trzeba w końcu wyzerować jakieś cosie.  ;)

     

    Od końca (bo "koniec" i "początek" mogą się przenikać, o czym przekonał się już Uroboros ;)): można albo wyzerować cosie albo tych cosiów może po prostu nie być - w niczym to Nica nie zmieni. 

     

    Jak dobrze się zastanowić, to takie czy inne odpowiedniki (lub interpretacje) drugiej zasady termodynamiki odnoszą się do całej praktycznie rzeczywistości. Jest to prawdopodobnie jedno z najbardziej uniwersalnych praw świata, być może nie tylko naszego. I właśnie, jak napisałeś: ""jedyna" taka realizacja"... czyli stan termodynamicznie skrajnie mało prawdopodobny... to co powinno się z nim stać? :) Nic częściowo należy do naszego świata, albo jako jego początek, albo jako fluktuacja prawdopodobieństwa (podobnie w innych światach, w których istnieje prawdopodobieństwo, albo działa determinizm, którego efektem końcowym jest Nic). Nie widzę powodu do odmawiania mu prawa do skorzystania z drugiej zasady, coby cosiem stać się mógł :D

     

    Faktem jest, że klasyczna logika słabo sobie radzi z Nicem (jak i np. kiciorem nam wszystkim znanym, i mnóstwem innych spraw, ale to osobny temat). Ale z wiecznotrwałym lub "pulsującym" cosiem jest jeszcze więcej problemów, i to nie tylko logicznych. Też np. termodynamicznych... Jak porównuję zabawę Nicem z zabawą wiecznym (wstecznie) Cosiem, nawet niematerialnym, to zabawa Nicem jest nieporównanie prostsza. Tyle że do "wiecznotrwałości" jesteśmy bardziej przyzwyczajeni - w skali społecznej od tysięcy lat, w skali indywidualnej - od dziecka. Wiesz zresztą przecież, jak filozofowie najwięksi w zeznaniach się plączą, żeby z tą wiecznością jakoś sobie poradzić  :) Aż się zastanawiam, czy Nic nie jest zbyt intuicyjne, żeby mogło być prawdziwe :D

     

    Czego w czym? Siebie w sobie :) Nic nie ma kontaktu z istniejącym (jeśli istnieje) otoczeniem - dopóki jest Nicem, nie oddziałuje z nim. A jeśli otoczenie by nie istniało ("pierwszy" Nic), no to byłby tylko Nic i nic więcej :).

     

    Przestrzeń możliwości. Daje ją absolutna symetria, brak jakichkolwiek ograniczeń. Ta przestrzeń możliwości jest nieskończona. Nawet to, że musi się rozpaść, tego nie ogranicza - on wewnątrz nie ma czasu, czyli może być dowolna ilość 'zerowych rozpadów wirtualnych' "równocześnie" z rozpadem rzeczywistym. 

     

    Co do PF: PF nie wynika w sposób konieczny z Nica, ale fajnie do niego pasuje  :) PF to pomysł na całkowite rozmycie determinizmu, nawet w odniesieniu do przestrzeni. A Nic + PF, to próba zmontowania świata całkowicie losowego, który sam się tworzy i organizuje na zasadach przez siebie ustalonych, z absolutnym minimum założeń na wejściu. Tą zerową entropię Nica też można pominąć, sama wyniknie - jako granica przy cofaniu się do początku i założeniu, że druga zasada albo od początku obowiązywała, albo w którymś momencie od stanu zerowego wystartowała, a jest to założenie całkiem naturalne  :D


  11. @ Astroboy

     

    "Pole fundamentalne (PF)" - ok, fajne, niech tak zostanie :)

     

    "TOE" ma swój zakres stosowania: połączenie kwantówki z TW i odnosi się do naszego Wszechświata. Nie ruszam tego, bo i łapki za krótkie, i każdy wszechświat może(?) mieć swoją TOE. Nicologia to tylko (uniwersalna) hipoteza początku.

     

     

     

    Coś tam wypączkowało ze swoim (o ile jest oczywiście możliwe – roboczo załóżmy, że tak) lokalnym polem fundamentalnym TOE (PFTOE ). Czym jest Nic w tym pączusiu (wszechświatku)? No z "definicji" zerowaniem się czegoś najbardziej fundamentalnego, czyli PFTOE (trywializuję; raczej chodziłoby o zerowanie się wszelkich "manifestacji" PFTOE). Niech nam Nic w pączusiu czymś eksploduje. "Rozszerzyć" fizyki+geometrii (bez wnikania co jest bardziej pierwotne: fizometrii ) raczej nie zdoła ("ewolucja"). I tu pojawia się problem ("antyświaty"). Może to naiwne z mojej strony rozumienie "symetrii", ale PFTOE jakieś chyba zasady zachowania generuje, stąd konieczność powstania wraz z cosiem antycosia, choć ostatecznie nie jest to zbytni problem (nie wydaje mi się, żeby to trywialnie sprowadzać do równowagi materia-antymateria). Ale jednak.   Jedziemy rekurencyjnie dalej. Nasz pączuś na stopniu o 1 "wcześniejszym" jest "zawężeniem" (lub równoważnością) znanego już nam PFTOE. Pojawia się problem PFPFTOE. No i tu pojawia się problem FUNDAMENTALNY. Jeśli "istnieje" Nic absolutny, to czym jest (PF)xTOE? Sądzę, że krytycy mogą powiedzieć, że nie istnieje "realnie", a jedynie "granicznie". Powiedzą, że odsunęliśmy kawałek śmiecia w trochę większą abstrakcję.

     

     

    Zakładam, że Nic, to stan (0,0,0, ...), niezależnie od tego, skąd się wziął - czy jako Nic "pierwotne", czy jako fluktuacja w "czymś" (np. zerująca się kombinacja fluktuacji PF), czy zapadnięcie się świata (światów) do zerowej sumy. To jest nieodróżnialne, nie zostaje zachowana żadna informacja dotycząca stanu wcześniejszego (jeśli był), bo ciągłość czasu (i wszystkiego innego) zostaje zerwana. Oczywiście, gdyby można obserwować to z zewnątrz, mając swój własny czas, możnaby stwierdzić, co było wcześniej... ale tylko w tym własnym czasie (stąd ta "maksymalna nieciągłość" :)). 

     

    Nic i PF. Nic może wytworzyć PF, ale nie musi. Podobnie jak nie musi zaistnieć kwantówka czy TW. Znamy tylko jeden Wszechświat, w którym w mikroskali rządzi kwantówka, a w makroskali OTW (to oczywiście uproszczenie), teraz dodajemy do tego PF, ale nie znaczy to, że tak musi być wszędzie. 

     

    Pierwotne PF mogło ewoluować (np. zmiana statystyki itd.). To które jest teraz, może bardzo się różnić od pierwotnego, które nie wytworzyło jeszcze ograniczającego je "ekosystemu": 3D+t (?) w skalach >PF, pola kwantowe, energia/masa, ładunki, cząstki, stałe fizyczne, itd. I może się też różnić od tego, które będzie np. za 10100 lat, bo ewolucja Wszechświata cały czas trwa. Może też być różne w zleżności od lokalnych warunków - np. wnętrze czarnej dziury, przestrzeń międzygalaktyczna, itd., bo wpływ mogą mieć np. silne pola EM czy nawet oddziaływania znacznie słabsze. W sumie uważam, że pytanie o PFx nie bardzo ma sens, a Nic, w którym jest niezerowe PF (lub cokolwiek innego), oczywście nie jest już Nicem, a wszechświatem.

     

    Zasady zachowania. Traktuję je statystycznie. Zakładam, że suma rozpadu Nic jest z zasady zerowa (niezależnie od ilości "odłamków"), chociaż bym dopuścił wyjątki. A czego by miały dotyczyć zasady zachowania, to już sprawa samych "odłamków". Nic zachowuje tylko najbardziej ogólną "symetrię zera" (pomijając wyjątki). :)

     

     

     

    To chaos jest, nie porządek.

     

    Nawet gorzej, bo rozpad to bajzel przed nastaniem chaosu  :D Chaos to jeden z mechanizmów porządkowania.

    A jednocześnie Nic jest stanem maksymalnie uporządkowanym, ma zerową entropię :)

     

    Co zabawne, w Nic jest "niespontaniczność", i to bardzo silna - Nic musi się rozpaść, nie ma innego wyboru  :D


  12.  

    Zero kumpel jeśli ma być sumą, to pytanie czego sumą? Bo przecież nie tego co my znamy. Skoro jednak innego to dlaczego suma innego nie miałaby się odróżniać w jakiś sposób od sumy jeszcze innych składników?

     

     

    Niezależnie od tego, jakie składniki na zero się złożyły, zera są od siebie nieodróżnialne. I na tym m.in. zabawa w Nic polega :)


  13. A poważniej to załóżmy, że istnieje coś takiego jak "pole podstawowe" jakiejś TOE. Czy to nie jest już to?

     

    Przez chwilę wyroiło mi się coś innego. Przyjmijmy za dobrą monetę śliczną nieskończoność granicy chłopaków (cokolwiek ten "czas" może oznaczać). Czy Wieloświat w tej granicy wstecznej nie staje się Nicem (choć go właściwie nie ma)? "Ewolucja" poszczególnych wszechświatów, tak, staje się naturalna wraz z kolejnymi "ograniczeniami"… A może garnek Nic, w którym "dzieją się" wszechświaty jest pozbawiony determinizmu, bo trudno o coś takiego bez czasu, i Wszystko jest Wszędzie? A może pod moim deklem na skutek wciąż jeszcze małego nasłonecznienia dzieje się jakieś nic? ;)

     

    To nie jest TOE, nicologia i domysły z nią związane to tylko próba eliminacji podstawowych "dlaczego?". Nie wynikają z tego żadne równania opisujące konkretnie nasz świat. Gdyby niektóre domysły - np. niejednoznaczność i fluktuacje geometrii na poziomie podstawowym - się potwierdziły, możnaby oczywiście próbować złożyć to do kupki z kwantówką i OTW. Widzę pewną wspólną linię - przejście od pełnej losowości rozpadu Nic, do coraz silniejszego determinizmu (statystycznego) ze wzrostem skali. Ale to może być moje złudzenie :) jak i cała reszta zesztą :D

     

    Pole podstawowe byłoby sumą fluktuacji geometrii, statystycznie ograniczonych geometrią istniejącą, która byłaby selekcjonującym środowiskiem. Możliwe wszystko (w tym Nic), ale prawdopodobieństwo, że jakaś fluktuacja byłaby na tyle silna, żeby rozwalić nam świat raczej minimalne, chociaż w skali wieczności całkiem realne. To by musiała być fluktuacja mająca oddziaływanie nielokalne. Coś podobnego mogło spowodować inflację. Walnięcie po calości. Powrót całości do Nic skrajnie mało prawdopodobny, zakładając nawet, że wszystkie odłamki Nica w naszej przestrzeni i fizyce siedzą - to jak z rozbitym jajkiem :) Ale w przypadku tworzenia Niców na poziomie podstawowym możliwe byłoby "parowanie" naszego Wszechświata, oczywiście w skali wieczności.

     

    "Rurka" mi się nie podoba i to mocno, z powodu ciągłości czasu ("od zawsze") i substancji.  Tam nie ma miejsca na Nica (nawet w granicy), który jest maksymalną możliwą nieciągłością. Nie eliminuje ona żadnych "dlaczego", a tylko przesuwa je do wieczności... W sumie rurka to logiczne przeciwieństwo Nica (chociaż w innym wymiarze logicznym niż "wszystko" ;)). 

     

    Materia (wszelka) jako struktury przestrzeni, którym udało się "przetrwać" bajzel t=0 (a może taczej t=0,0,0,...) i nieco późniejszej rewolucji, których względna trwałość wynika z układu wzajemnych oddziaływań. Rodzaj samoorganizacji, ekosystem.

     

    Czas... liniowy (1D) zawsze mnie wkurzał, całkiem po prostu wkurzał :D Dziwoląg jakiś... Zawsze miałem ochotę go rozmyć, podobnie jak rozmywa się linię (niekoniecznie całkiem ciągłą) w filtrze Gaussian blur, wpakować w niego rozkład prawdopodobieństwa i wsadzić do więcej wymiarowej przestrzeni "czasów":) I czy wszystkie wymiary mające podobne do czasu właściwości (określające następstwo zdarzeń) muszą być identyczne, mieć taką samą naturę? Może mogą istnieć (gdzieś tam) wymiary czasopodobne, których funkcja będzie podobna, ale "istota" inna?    

     

    Fajna zabawa :D 


  14. Czy Nic, przez które przepływa pole elektromagnetyczne nadal jest Nicem?

     

    Wystarczyć powinna zerowa wartość sumy wszystkich pół w danym "punkcie". No i oczywiscie jest pytanie, czym jest to pole, i jak "głęboko" w dół skali wymiarów sięga oddziaływaniem. 

     

    @ Astroboy

     

    Fajnie, że w pęczki nie wiążą ;)

    Raczej bym do tego nie włączał samego Nic (tego "absolutnego"). Natomiast cała reszta jego "kumpli", czyli niezerowych fluktuacji "pola nicowego" byłaby tu  ok. Zakładam, że na stan "pola nicowego" (może wygodniej "pola podstawowego") wpływa istniejąca geometria i fizyka. Nadal wszystko jest możliwe, ale nie wszystko równie prawdopodobne. Trochę podobnie jak z normalnymi kwantowymi fluktuacjami próżni. Przy okazji - podejrzewam, że mógłby istnieć czysto geometryczny (bez masy i energii lub z ich geometryczną interpretacją) odpowiednik zasady nieoznaczoności :)

    Co do czasu: w "glutku" czas byłby niejednoznaczny, niemożliwy do pomiaru. Kierunek i zwrot nadawała by mu (statystycznie) "bezwładność" istniejącej rzeczywistości.

     

    Edycja:

    @ Astroboy

    Do jednego z Twoich wcześniejszych wpisów: tak, to byłoby w pewnym sensie ciągłe "stawanie się", z tym, że teraz już z ograniczeniami wynikającymi z wyniku pierwszego rzutu kostką. W sumie to wszysto jest trochę podobne do ewolucji biologicznej - żadna mutacja nie przerobi ludzia na T. rexa :D No i selekcja środowiska, zajęte nisze ekologiczne itd. Najbardziej podstawowe zasady wszystkich ukladów swobodnie (bez świadomej ingerencji) ewoluujących są dosyć podobne. Gra losu i możliwości.


  15. No właśnie konieczność rozpadu Nica w naszym układzie odniesienia budzi moją niepewność. ;) Ciekawy przy okazji problem. Czy rozpad Nica (statystycznie całkowicie inną fizyką) musi być niezauważalny? Cholera wie, co przy tych skalach (rzędu L) się dzieje. Ja stawiam na czystą radość. ;)

     

    Powinna go rozwalić zasada nieoznaczoności (E=0, t=0), ale to nie jest jedyny powód. Dla zabawy zacząłem teraz skladać do kupki całą nicologię w wersji 1.0, ale muszę jeszcze dać szamkę Capiorowi (to takie bydlę rogate), coby ze złości wszystkiego nie porozpieprzał, i się przespać, dlatego teraz nie uda mi się skończyć.

    A co do niezauważalności: zakładając niemal nieskończoną lub nawet nieskończoną ilość możliwych wariantów geometrii i fizyk, a to jedno z podstawowych założeń, prawdopodobieństwo, że efekty rozpadu nica "wpasują się" w naszą geometrię i fizykę w sposób zauważalny są minimalne. Być może pętają się po naszym wszechświecie jakieś "odłamki", które nie do końca odpięly się od naszego, ale nawet gdyby centralnie walnęły w jakiś detektor, pewnie by uznane zostały za błąd aparatury.

    Co się "tam" dzieje? To chyba jedyny powód, dla którego żałuję, że nie jestem nieśmiertelny... bo cała reszta tego coraz bardziej plastikowego świata równie coraz bardziej mnie wkurza. Nawet dziewczyny coraz częściej plastikiem ponadziewane... A za 20 lat... brrr.


  16. Szanse na poprawność pewnie niewielkie (nawet nie mam jak sprawdzić), ale pomysł mnie bawi :D

    Nic by raczej w czarnej nie siedział, to złe miejsce dla niego, szczególnie przy założeniu wzrostu determinizmu za horyzontem, a poza tym "siedzieć" nie może, bo ma obowiązek rozpaść się in statu nascendi, przynajmniej w naszym układzie odniesienia. Za to czarna byłaby bardzo fajnym miejscem dla tworu "rurkopodobnego", z deterministycznymi trajektoriami itd.

     

    Z przestrzennym zbliżaniem się do Nica ogólnie byłby problem jak wyżej - raczej w ogromnej większości przypadków byłby dla nas całkowicie niezauważalny, bo efekty rozpadu natychmiast zniknęłyby z naszego Wszechświata, tworząc własny (lub własne). Efektem dla nas odczuwalnym byłoby to, że naszego wszechświata by się zrobiło odrobinę mniej (raczej supermikroodrobinę) - efekt wyzerowania w danym "punkcie".

     

    Od dziesiątków lat jestem przyzwyczajony do spania i niespania w dowolych warunkach oświetlenia, nawet ze Słońcem dającym prosto w paszczę :) Zwykle zresztą w zimie śpię w dzień, żeby tego białego świństwa i reszty zimowych "atrakcji" nie widzieć. :D Jak z melatoniną? Nie wiem, chyba nie jest mi potrzebna - jak przełączę program na "spać", zasypiam najczęściej po kilkudziesięciu sekundach. Gorzej jest z wybudzaniem się. Kiedy nie trafię na odpowiednią fazę albo nie ma szybkiej dawki adrenaliny, trwa bardzo długo, zanim wejdę na normalne obroty.

     

    Edycja:

    Co do wykresu: i wtedy i teraz użyłem tego wyłącznie ilustracyjnie, z inną niż oryginalnie interpretacją, zresztą różną w obu przypadkach. A tak w ogóle... to moja ulubiona krzywa   :)


  17. Zdechł kot, niech żyje kot!  :)

     

    :D

     

    Łazi mi pod czaszką sprawa determinizmu w dziurskach czarnych. Pamiętasz może ten obrazek ewolucji równania Schroedingera, który tu jako ilustrację zmian determinizmu w zależości od skali wrzuciłem? W dziurach,  w okolicach osobliwości (czymkolwiek ona jest) szpikulec krzywej mógłby wyciągać się w nieskończoność, a wszelkie nieoznaczoności i inne takie zwijać do zera, włącznie z określeniem stanu kiciora. Wujek Albert nie musiał by się już zastanawiać nad wynikiem rzutu kostką, bo kostka by była obliczalna na milion rzutów do przodu :) Deterministyczny koniec kwantologii, zostałaby tylko OTW (do którego momentu?). Na jednym końcu czasu rządziłaby kwantologia, albo i coś "gorszego", a na drugim OTW, albo i coś "gorszego" :)

     

    Kończy mi się "dzień nocny", idę się trochę przespać ;) A przy okazji - jak się okazuje, całkiem nieźle się żyje w rozkładzie czasu +/- 9-3-9-3.


  18.  

    Dlaczego zakładacie, że tych "niców" miało by być więcej niż jeden? nie może być jeden wielki nic, który już nikogo nie spotka?

     

    Jeden to cud, mnóstwo to prawo :D Mogłoby być tak, że jeden by wyżarł wszystkie możliwe stany rzeczywistości, ale raczej na to nie wygląda, poza tym w tych "wszystkich możliwych" powinno się mieścić też "nic", czyli... :)

     

    @ Astroboy

     

    Nic raczej nie wyjdzie z kombinacji rurkowo-nicowej. To była inżynieria wsteczna: żeby uniknąć osobliwości wsadzili trajektorie Bohma, a one nie mogą przejść wstecznie przez stan "nic", zresztą to nie jedyny problem. :)

    Co do samego wiecznego "zarodka" - 1,4*1010, to absurdalnie mało w stosunku do 10inf. Na jaki cud czekał przez wieczność całą, żeby w końcu mu się zachciało? No to zróbmy mnóstwo zarodków (żeby częstotliwość zwiększyć), dodajmy im dodatkowy wymiar, żeby gdzieś się pomieściły, brany różne i inne takie... Pulsacja? Wchodzimy w determinizm. Itd., itp. W sumie wszelkie takie kombinacje, to tylko przesuwanie śmiecia kawałek dalej ;)

     

    To powinien być jakiś proces, naturalny i powtarzalny, sprawdzający (losowo) różne możliwe kombinacje stanów (właściwości). Coś wykituje, coś wyżyje... Tu łupnie, tam walnie... i tak faktycznie przez wieczność całą można, po różnych liniach czasu czy "czasu", a raczej w metaprzestrzeni niezależnych od siebie wymiarów czasopodobnych, gdzie pytanie "co było pierwsze" straci sens.

     

    A "nic"? Bo matematycznie najprostsze: zero jest sumą wszystkich możliwych liczb ->(?) "nic" może być sumą wszystkich możliwych stanów rzeczywistości. :D


  19. :D :D :D No i przerobiłeś chłopakom ich rurkę na tasiemca jakiegoś segmentowanego, "prawienic-cosiowego", w dodatku praktycznie całkowicie deterministycznego (fujjj!). Obawiam się, że taki tasiemiec długo by nie pożył, szczególnie gdyby spotkał jakiegoś sobie podobnego, z którym chociażby tylko minimalna wymiana oddziaływań by mogła zajść. Czyli albo nic z wieczności, albo weterynarz byłby potrzebny, żeby paskudę naprawić  ;)


  20. Co do Wszechmogącego, ciekaw jestem, jak Go zmieścisz w "rurce".  ;) Pozwolę sobie zauważyć, że "rurka" mogłaby "pulsować" rodząc się czasem wszechświatem (tym razem celowo małą literą), czyli coś, co pewnie podobne jest do kosmologii wedyjskiej. ;)

     

    Bez problemu zmieszczę - wejdzie na mocy definicji wszechmocy :D

    A pulsowanie (lub coś innego takiego) to następny warunek... im ich więcej, tym gorzej, bo całość nie chce działać "sama z siebie".

     

    Wracając do wcześniejszego Twojego wpisu - "in nihilum"? Jak najbardziej. Lokalnie,w mikroskali, na poziomie "podstawowym", to wcale nie powinno być rzadkie. Im większa skala, tym trudniej o "nica", ale to bez znaczenia, bo  "nice" są nieodróżnialne, z samej definicji. Efektem byłby natychmiastowy rozpad "nic" na dowolne "coś", nawet cały pakiet "cosiów", których byśmy nie zauważyli, bo prawdopodobieństwo, że takie "coś" wpasuje się w naszą fizykę w sposób zauważalny jest skrajnie małe, zakładając, że ilość możliwych wariantów jest praktycznie nieograniczona.

     

    Przekonanie o niemożliwości istnienia bytu "nic" jest dla mnie tym samym co przekonanie, że musiał być "ktoś", kto petardę odpalił, "no bo samo się przecież nie zrobiło".

    "Nic" to po prostu idealna próżnia, wyzerowanie wszystkich właściwości - pól, ładunków, samej przestrzeni (zakładam, jak wiesz, że przestrzeń jest realnym graczem, a nie tylko rozkładem materii czy zdarzeń).

     

    W fizyce nie brakuje bytów w pewnym sensie podobnych do "nic", równie nietrwałych, czy nieuchwytnych za ucho - cząstki wirtualne, skrajnie nietrwałe, kwarki, i inne takie. Przyzwyczaiłem się do "nic" i nie jest to dla mnie już jakiś szczególny dziwoląg. Nie widzę powodu, żeby odmawiać mu prawa istnienia, chociażby wirtualnego, jako stanu przejściowego. Które "nic" było pierwsze? Nie istnieje odpowiedź - nie ma wspólnej linii czasu  :D


  21. Wiem, tym gorzej dla "rurki".  ;)

     

     

    Ano... tym gorzej :D Bo stany początkowe (t=0) raczej powinny być maksymalnie niejednoznaczne, dające maksimum możliwych dróg ewolucji. Inaczej cud Wszechmocnego tylko (no prawie tylko, bo 10-178367829876489!) by mógł sprawić, cobyśmy my sobie tu w klawiatury klepali, albo takich zarodków wiecznych, z różnym nadzieniem, pęta się po n-wymiarach (gorzej, jak same sobie te wymiary muszą tworzyć, a jeśli nie, to skąd one) skolko ugodno. 

     

    Co do osobliwości w "czarnej" - coraz bardziej mi się w tamtych okolicach determinizm podoba. Zakładając, że czarna dziura oprócz parowania nic ciekawego nie robi (wewnątrz też), to trajektorie wszystkiego (też stany itp.) mogą, a nawet chyba powinny, być przy zbliżaniu się do osobliwości (czymkolwiek ona jest) coraz bardziej deterministyczne, bo "swoboda wyboru" przestaje istnieć.

     

    Z nieskończonością ok, ale skąd ta skończona granica?

     

    A sama praca? Jasne, że warto się w takie zabawy bawić, bo nigdy nie wiadomo, co ciekawego... itd. :)


  22. Nie pytajcie tylko, co się działo w tej "rurce".  ;)

     

    No właśnie... czyli znowu mamy osobliwość, i to chyba bardziej osobliwą niż ta klasyczna. :D

    Do łba mi przyszło, że trajektorie Bohma (albo coś w tym rodzaju) do czarnej dziury bardziej by pasowały, niż jako "bita śmietana"w pierwotnej t=inf rurce - zarodku tego bajzlu, w którym żyjemy. :)


  23.  

     

     

     Ciekaw jestem opinii Ex nihilo odnośnie takiego scenariusza. ;)

     

     

    Adsum ;)

    No i sprowokowałeś mnie cobym tam:

    http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0370269314009381

    polazł i spróbował coś z tego rozkminić...

     

    Na rurkę mi to wygląda, nieskończenie długą w czasie, której w pewnym momencie odbiło i w lejek zachciało się zamienić. I tu problem pierwszy: trajektorie Bohma to paskudy deterministyczne, czyli nie ma "zachciało się", a jakaś by musiała być przyczyna... jaka? Problem następny: co z entropią w tej rurce. W lejku wiemy (załóżmy, że wiemy), a w rurce? Jeśli też rosła, to teraz powinna być nieskończona, czyli rozπerducha na maxa, a na to nie wygląda. No i podstawowy - czy świat deterministyczny mógłby istnieć bez "zegarmistrza"?

    + parę innych, ale teraz muszę się przespać, bo "dzienny dzień" już mi się kończy :)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...