Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2095
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Odpowiedzi dodane przez ex nihilo


  1. W KW jest jak w oryginale:

    "But in principle, says physicist Angelo Bassi at the University of Trieste in Italy, each of the photon's personas could hit a rod cell, and that superposition could persist up to the brain. If so, there could even be “something like a superposition of two different perceptions, even if just for an instant”."


  2.  

     

    Za około 50 dni, będę musiał wykorzystać maks mojego potencjału mózgowego..

     

    Sam najlepiej siebie znasz :) Przekombinuj przeszłość itd.

     

    U mnie w zasadzie przychodzi to samo - zadanie->adrenalina->efekt. Bardzo rzadko się do czegoś przygotowuję, wolę być całkiem świeży, najlepiej zaskoczony sytuacją, żeby wycisnąć spod czachy wszystkie rezerwy, szczególnie te odbiegające od myślenia standardowego, rutynowego. Trochę problemem byłaby dla mnie (u Ciebie też to jest) godzina - 6. rano, to dla mnie środek nocy. W takiej sytuacji zwykle nie śpię, tylko dwudziestopięciominutówka ok. (w tym przypadku) 3. w nocy. No i bez jedzenia, przynajmniej od pólnocy, coś przegryźć ok., ale żeby żołądek był pusty. Najlepiej doprowadza mnie wtedy do pełnej formy fajny seks, a jeśli nie ma takiej możliwości, to odpalenie silnika - senność, jeśli była, natychmiast przechodzi. W zasadzie tyle Ci mogę podpowiedzieć z moich doświadczeń, ale każdy jest inny, czyli... :)

     

    Co do ćwiczeń, o które wcześniej pytałeś: może wór trenigowy, bokserski, największy jaki się znajdzie, żeby można było walić w niego rękami, nogami, z czachy, barkami i dupskiem też (bywa to bardzo przydatne w razie draki :)). Przymocowany raczej nie pod sufitem, jak normalnie, ale ok. pół metra od ściany, dosyć sztywno. Wór ma m.in. tą zaletę, że wciąga - przechodzi się obok, raz od niechcenia walnie, zachciewa się następny raz, i jeszcze... a po pięciu minutach ostrej nap... jęzor do podłogi zwisa :) Poza tym, jeśli łatwo go zdjąć, przydaje się jako podkładka przy innych ćwiczeniach - grzbietu, brzucha itd. Wykorzystanie wora raczej w stylu karate (gołe ręce, różne uderzenia), niż bokserskim. Zanim zacznie się katować wór, koniecznie trzeba przygotować ręce. Jeśli będziesz chciał, będzie szczegółowa instrukcja. Do tego elementy jogi - chodzi m.in. o rozciągnięcie, poczucie wszystkich mięśni itd. Poza tym to bardzo wciąga, łatwo zobaczyć postępy ("tego na pewno nie zrobię", "hmm... coś tam...", "a jednak!"). Brzuch: najpierw warto przygotować grzbiet, bo ostrzejsze ćwiczenia na brzuch bardzo obciążają dolną część kręgosłupa. Jednym z lepszych ćwiczeń na grzbiet i brzuch jest "poziomka" (joga, ale nie pamiętam, jak się to tam nazywa): podpierasz się rękami na podłodze, łokcie pod biodra, i reszta do poziomu. Od tego można przejść do "skorpiona" - czołem na podłogę, a nogi wyprężasz w górę, ile grzbiet wytrzyma... później są jeszcze inne bajery, ale to nie na teraz. Opanowanie każdej pozycji czy ćwiczenia, to jak lizak dla dzieciaka, chce się następnego :D No i podstawa: opanowanie oddechu, w każdej sytuacji, joga w tym pomaga, ale oddech to osobny duży temat. Do tego można dołożyć zabawy izometryczne - można to ćwiczyć zawsze (no prawie) i wszędzie (też prawie). Taniec, taki całkowicie spontaniczny, w pustym pokoju, najlepiej z elementami walki z duchami - równowaga, timing, koordynacja ruchów itp. No i to tyle na razie.


  3.  

     

    Symetria czarnej dziury jest "doskonała", czyli jest właściwie symetrią punktu.

     

    Z tą punktową symetrią, to niekoniecznie... Moment pędu powinien zostać, czyli raczej jakiś twór toroidalny, no chyba że w pobliżu tego, co nazywa się "osobliwość", składowe momentu pędu włażą pod nieoznaczoność. Poza tym... chyba już spać :D

     

     

     

    Czy jest możliwe, że znane nam prawa fizyczne się zmieniają?

     

     

    W skali kosmicznej nawet pewne, zakładając  istnienie Wielkiego Wybuchu i ewolucję Wszechświata. A "tu i teraz"? Być może, ale raczej w stopniu niewykrywalnym w dostępnych nam zakresach czasu i przestrzeni. No i te "znane nam" to pewnie tylko niezbyt dokładne przybliżenie. Itd.


  4. :D :D :D

    Śryste Panie! Bastard - to ja już nie żyję!

    Mliko żłopię od dzieciaka w strasznych ilościach - jakie się trafi, najchętniej z krowiego cycka, ale jak nie mam dostawy, to z flachy, kartoników i dowolnych innych pojemników, byle niegotowane, słodkie i w dowolnych stadiach kwaśnięcia. Dawniej litrami piłem herbatę (słodką jak cholera, dwie kopiaste na szklankę, inaczej do gęby nie wchodzi), teraz od paru lat rozpuszczalną kawę w takich samych ilościach, rozpuszczaną w niegotowanej wodzie (własna studnia, 12 m przepływowa, dolomit) słabą, ale tak samo słodką. Wodę tylko ze strumyka albo kałuży w lesie, jak surowych grzybów się nażrę i popić trzeba (żyjątka i liście odcedzam między zębami). Zeżeram wszystko co tłuste i słodkie, "czystego" mięsa nie lubię, polędwica czy (tfu!) kurze piersi, tylko jak muszę, np. u kogoś jestem, a z wlasnego wyboru wszelkie boczki (żrę jak tort), golonki, ochłapy i wnętrzności... szpik to największy przysmak, no może na równi z wędzoną słoniną. Jajka (robaczkowe, bo mam kilka swoich idiotek) w dużych ilościach. Zielsko i korzony, jak mi się zachce, zwykle surowe, bo gotowane gorzej wchodzi. Owoce różnie, ale węgierki (najlepiej już lekko przemrożone) i dzikie gruszki w ilościach hurtowych. Morwy działają na mnie jak narkotyk - odpadam od drzewa dopiero jak już ustać nie mogę... a kiedy tylko trochę się w żołądku uklepie i trochę wysika, apiat' pod drzewo. Dżemopodobne wynalazki - kilkadziesiąt słoików rocznie, tylko własna produkcja (owoce + cukier), te sklepowe to zwykle sama galareta, w dodatku za mało słodka (dawniej bywały ok.) Ciasta wszelkie i inne słodkości, suszone owoce, orzechy - ile się zmieści. I tak dalej... wszystko, co najbardziej niezdrowe (z papierochami włącznie, tylko alkohol w niewielkich ilościach). Żrę kiedy mi się zachce (śniadanie zwykle po 5-10 godzinach "życia"), raz na dobę, dwa razy, albo pięć czy siedem. A mogę i dwa, trzy dni nie żreć... głodu, takiego "skręcania żołądka", praktycznie nie odczuwam, to jest raczej informacja, że coś by się przydało na ruszt wrzucić, ale emocjonalnie neutralna, bez przykrości moge ją zignorować, po paru godzinach będzie następny sygnał, i tak do skutku. Po ok. dwóch dobach przychodzi "strzał" energii i mogłym chyba już nie jeść aż do zdechnięcia (nie sprawdzałem, max. pięć czy sześć dni, kiedy się odchudzałem przed komisją poborową) :)

    Dzisiejsze żarło: micha racuchów z kwiatami czarnego bzu (głęboki olej) mocno posypanych cukrem, ok. 0,5 kg truskawek (niemytych, bo mi się nie chciało) taplanych w cukrze, jajecznica z pięciu, na smalcu (dużo), tak +/- ćwiartka (ok. 150 g) wynalazku, który "chleb bałkański" się nazywa (niezły), pół litra płynu mlekopodobnego 3,2 z kartonu, 2 litry sików rozpuszczalnokawowych z dużą ilością cukru... Może jakoś po tym wszystkim dożyję do jutra (a właściwie to do dzisiaj, bo niedługo pobudka) :) A propos "dzisiaj": super będzie - trzydziestkę zapowiadają, a może i więcej pociągnie.

    Do tego całkowicie rozregulowany rytm dobowy, a właściwie jego brak. Śpię w najróżniejszych porach, krócej lub dłużej, a bywa, że wcale (max. było 60 h., myślałem że po tym będę spał min. 12, ale obudziłem się po godzinie, całkowicie wyspany). W zimie często np. 3+3, albo np. 4+2x25', albo jak pies - nie mam nic lepszego do roboty, to parę minut kimki. Ale potrafię i 12, a niekiedy i więcej jednym ciurkiem. W lecie różnie, zależy od pogody - od 0 do 8, w różnych kombinacjach.

    + życie na adrenalinie, jak jej zbyt długo nie ma, to dostaję k..wicy. I trochę innych takich spraw (np. dziwne treningi, sprawdzanie granic możliwości organizmu, itd., itp). W sumie maksymalnie niezdrowy sposób życia, przynajmniej wg wszelkich norm.  

    I ciągle jeszcze (chyba) żyję.

    Mam 61 (licytowałem 40, czyli 21 to już nadróbki). Dolegliwości praktycznie tylko te wrodzone (niedokrwienie rąk i nóg, nietolerancja zimna, zaczynam marznąć już ok. +15 bez Słońca - jak świeci, to ok. 7-10, ale za to +40 w cieniu to pełny napęd; do tego ciśnienie często na poziomie minimum; trafia się częstoskurcz). No i chudość od urodzenia. Od ponad 40 lat 54+/-2 na wadze (wzrost 180). Wyniki badań ok., cukier i inne takie zawsze w normie, goi się wszystko błyskawicznie, chociaż jedyne odkażania i opatrunki to porządne wyssanie krwi (jeśli miejsce na to pozwala, a jeśli nie, to tylko wyrzucenie paprochów i wyciśnięcie krwi ile się da). Sraczki i inne takie przyjemności... a co to jest? Nawet w dziwnych krajach i miejscach, gdzie wszyscy s... dalej niż ich wzrok sięgał. No może raz na 2-3 lata złapie na parę godzin, jak coś do flaka się przyklei (np. skórka od pomidora).

    Martwy ciąg - 120 bezproblemowo, więcej nie sprawdzałem (ten wynik wyszedł przypadkowo, na betonowym słupku), jak na takiego chudzielca po 60. to chyba nienajgorzej.

    ... ... ... bo jeszcze parę ciekawostek by się znalazło  ;)

    Hmm... czyli gdybym żył zdrowo, to do tych 150 Afordancji bym dociągnął?  :) A może już dawno nie żyję... zombie podobno na innych zasadach działają niż żywi :D


  5. To nie tylko czysto formalne czepienie się było :) Bardziej o sam mechanizm mi chodziło - po tych miliardach lat ewolucji ogólna pula genetycznie utrwalonych i przekazywanych możliwości przystosowawczych na pewno jest bardzo duża, do tego mogą dojść jakieś nowe, jednak np. gatunek (bez sporów o definicję) może wykorzystać tylko niewielką ich część. Co z tego, że w talii będzie (nawet) komplet kart, jeśli w rozdaniu mamy tylko pięć, które w danej rozgrywce mogą okazać się całkiem nieprzydatne.

     

    Z tymi pszczołami? Może tak, może nie... przewidzenie skutku jest równie trudne, jak prognoza pogody na 03.01.2016 na południowo-wschodniej szkieletczyźnie, chociaż można przyjąć, że bardziej prawdopodobny będzie niezły zapiździel, jak to w kieleckim bywa, niż +30 i lekki wiatr z południa :)


  6. Aż tak paskudnie tego nie widzę, szczególnie w tym, co mnie interesuje. Zresztą mało mnie te wszystkie ogólnoludzkie (też w nauce) sprawy obchodzą, interesują mnie wyniki.

    A wracając do "wydaje się": patrząc z mojego, ściślackiego głównie, punktu obserwacyjnego - im więcej u autora pewności, tym zwykle u mnie więcej wątpliwości.  :)


  7. Bywa gorzej, kiedy do rozpoznania czlowieka potrzebny jest zwykle albo bardzo długi czas znajomości, albo silne skojarzenie z miejscem, przedmiotem itp. Jedna z wielu moich "przygód": bawię się m.in. numizmatyką. Jak mieszkałem jeszcze w WAW często w niedzielę bywałem na jednym z bazarków, gdzie swoją budkę ze strociami miał X. Przeglądałem co ma, zwykle trochę pogadaliśmy o blaszkach i papierkach, parę rzeczy od niego kupiłem. W jeden z dni tygodnia chodziłem do klubu kolekcjonerskiego, gdzie siadałem przy stoliku najczęściej z Y i Z. Dwie godziny gadania, grzebania w klaserkach itd. Byliśmy oczywiście na "ty", często podwoziłem Y do domu, bo mieszkał niedaleko mnie. Po mniej więcej roku mojego bywania w tym klubie, zobaczyłem u Y klaserek z monetami, które widziałem u X na bazarku. "Kupiłeś całość?"... no i możecie sobie wyobrazić reakcję Y, kiedy okazało się, że przez cały rok nie wiedziałem, że X i Y to ten sam ludź!  :D Natomiast monety "obu" poznawałem bezbłędnie, zresztą wiele z nich i teraz, po ok. 20 latach był poznał :) Wtedy okazało się, że XY przez pomyłkę wziął do klubu klaserek "bazarowy" - gdyby nie to cholera wie jak długo jeszcze dla mnie X i Y to by były dwa ludzie  :D Nie jest to przy tym klasyczna prozopagnozja - każda twarz jest dla mnie inna, ale brakuje identyfikacji "a to ten" (rzadziej "ta", jeśli "ta" jest fajna, chociaż i w tym przypadku bywają zabawne sytuacje). Ogólnie pamięć mam dobrą, do rozmów często dosłownie magnetofonową; przedmioty, nawet takie, które przez chwilę widziałem potrafię nierzadko rozpoznać po latach; sytuacje często mogę odtworzyć jak na filmie; w miejca, w których kiedyś byłem, i to przez chwilę, trafiam nierzadko po 10 czy 20 latach bez map, nawigacji i innych takich... Ale twarze, nazwiska, też niepowiązane ciagi cyfr, liczb, liter (np. numery telefonów, numery rejestracyjne)... Czasem wiem, że kogoś już widziałem, ale kompletnie nie kojarzę kto i gdzie. Jeśli dostanę informację "gdzie", to zwykle jakby ktoś film mi puścił, już wiem kto i co, ale nazwiska nadal sobie nie przypomnę  :) W sumie mnie to raczej bawi niż wkurza, chociaż powoduje różne dosyć dziwne sytuacje i przygody. 

     

    Uff... ale klawiaturę wymęczyłem :D


  8. Tak pracują np. spece od pogody i niewiele są w stanie przewidzieć- a mają mniej zmiennych niz w mózgu człowieka.

     

    W tym przypadku (np. pogoda) nie tyle ilość zmiennych ma znaczenie, co funkcja w której te zmienne siedzą. Dokładniej liniowość/nieliniowość tej (tych) funkcji. Najogólniej: funkcja liniowa reaguje na wyjściu (wynik) proporcjonalnie do zmiany wartości zmiennej na wejściu, czyli załóżmy, że wprowadzając na wejściu wartość 1,43242 dostaniesz wynik 2,86484, a w przypadku 1,43243 wynik 2,86486 (itd.), natomiast funkcja nieliniowa może być np. taka, że dla 1,43242 wynik będzie też 2,86484, ale już dla 1,43243 będziesz miał wynik np. -7,69350  :) (i bez "itd.", bo dla 1,43244 wynik może być 63984,45). Niektóre funkcje nieliniowe, m.in. te używane do symulacji zmian pogody, bywają bardzo czułe na minimalne nawet różnice zmiennych na wejściu.

     

    Co do mózgu, jego struktury itd. - to całkiem nie moja działka, natomiast obserwując działanie i własnego układu poddeklowego, i innych osobników, widzę w tym często silną nieliniowość: minimalna zmiana bodźca może spowodować całkowitą zmianę reakcji. Przypomina to często równowagę długopisu postawionego na baczność na kulce :)


  9. No nieźle się by musiała rozpędzać aby przeskoczyć na arbitę sąsiedniej gwiazdy.

     

     

    Niekoniecznie... te gwiazdy też mają swoje orbity i planeta może być przechwytywana. Taki układ prawdopodobnie by był niestabilny, ale jakiś czas to by mogło działać.


  10. Hmm... wyrzucasz jakieś 80% współczesnej fizyki, astrofizyki i kosmologii, 90+% humanistyki i innych takich, a ile biologii i okolic, policz sam, bo to Twoja działka :D

    Też bym chciał: "teza -> twardy dowód -> sprawa zamknięta", ale rzeczywistość (i to przede wszystkim nie ta wewnątrznaukowa) na taki luksus tylko niekiedy pozwala, raczej rzadko. A poza tym, "wydaje się" można sprawdzać - jak tego "wydaje się" nie ma, to i nie ma czego sprawdzać :)


  11.  

     

    Widać popierniczenie z poplątaniem w całej nauce, "wydaje się mieć znaczenie", "prawdopodobnie nie wpływa", "dalsze badania są konieczne"...

     

    Albo taka właśnie jest natura rzeczy. Liniowość procesów (nawet pojedynczych) jest zwykle ograniczona do niewielkiego zakresu wartości zmiennych, a później robi się ciekawie :) Szczególnie, kiedy kilka procesów nakłada się na siebie.


  12. Podejrzewam, że rozkładów like delta Diraca chyba w naturze się nie spotyka (Nihilo, dla Ciebie: ).

     

    Hmm...zakładając normalny rozkład wszystkich rozkładów normalnych, to i delta Diraca wśród nich trafić się może :D Podejrzewam, że gdyby dobrze poszukać, to w naturze (tej "żywej" - dlaczego "-", to później) coś by się znalazło, przynajmniej like. W nieżywej naturze trochę tego jest (ładunki itd.)

     

     

     

    A matka? Spotkałeś kiedyś w lesie lochę z warchlakami?

     

     

    :) Spotkałem... nawet kilka razy. Najciekawiej było, kiedy w Białowieskiej fociłem grzybstwo fajne między dwoma zwalonymi pniami. Usłyszałem trzaski, chrumkania i ciamkania... wystawiłem łeb, a z drugiej strony pnia, czyli ok. metr ode mnie, pokazał się ryj... Stara z kilkoma młodymi, które zdążyły już okrążyć pnie i mnie w środku. Popatrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, i zgodnie, z pełnym spokojem, zabraliśmy się do swojej roboty - ja do focenia, ona do żarcia. :D To był jeden z ogonków krzywej. Środek jest taki, że widzi się najwyżej (jeśli w ogóle) chowające się w krzakach tyłki. Atak to też ogonek krzywej, ten drugi.

     

     

     

    Jeśli skrajności spadną poniżej wartości dla krzywej dzwonowej, to samice zaczynają się nimi interesować bardziej, dzięki temu, w następnych pokoleniach liczba agresywnych i spolegliwych wzrośnie, a preferencja samic w populacji zmieni kurs na bardziej wszechstronną stabilność charakteru samców.

     

    Trochę to chyba bardziej skomplikowane. Trzebaby wziąć pod uwagę nie tylko krzywą dla samców, ale i dla samic. Wyjaśnienie może być wtedy czysto matematyczne.

     

     

     

    Jakoś optowałbym za trzema linami. Przy dwóch spokojnie może jebn*ć…

     

     

    I czwarta by się przydała, od góry, bo bez niej może jebn*ć jak maszt w Gąbinie ;)

     

    "Życie"?

     

     

     

    A może taki przepis na definicję ŻYCIA byłby skuteczny:

    1. porzućcie logikę klasyczną

    2. przejdźcie do rozmytej

    3. dodajcie zbiorom ze 2-3 wymiary i...

    4. może w miarę sensowną definicję dałoby się zmontować :)


  13. Tutaj bez dubli:

     

    Naukowcy z MIT-u połączyli właściwości dwóch dwuwymiarowych materiałów, co pozwoliło im na niezwykle precyzyjne kontrolowanie fali światła. Ich prace mogą znaleźć zastosowanie w nowych systemach wykrywania za pomocą światła, zarządzania energią oraz w urządzeniach do obrazowania o wysokiej rozdzielności.

    Amerykańscy uczeni wykorzystali dwuwymiarową warstwę grafenu umieszczoną na dwuwymiarowej warstwie heksagonalnego azotku boru (hBN). Prace były prowadzone przez profesora Nicholasa Fanga i jego studenta Anshumana Kumara we współpracy ze specjalistami z IBM-a, politechniki w Hongkongu oraz University of Minnesota.

    Oba wspomniane materiały są podobne, gdyż atomy tworzą w nich heksagonalne wzory, oba są strukturami o grubości jednego atomu. Jednak oba w inny sposób oddziałują na światło. Okazało się jednak, że oddziaływania te się uzupełniają, pozwalając na kontrolowanie światła.

    Gdy do warstwy grafenu w takim hybrydowym materiale przyłożymy odpowiednie napięcie, światło jest blokowane. Jednak po przyłożeniu innego napięcia ma miejsce szczególny rodzaj rozprzestrzeniania się światła zwany hiperbolicznością. Wcześniej tego zjawiska nie udawało się uzyskać w systemach optycznych. A jedną z jego konsekwencji jest silna interakcja pomiędzy cienkim materiałem a światłem, co daje wysoki stopień kontroli nad światłem. To pozwala na wysyłanie i odbieranie sygnałów świetlnych na bardzo ograniczonej przestrzeni i może prowadzić do opracowania unikatowych materiałów optycznych służących do optycznej komunikacji - mówi profesor Fang.

    Gdy światło wchodzi w interakcję z grafenem pojawiają się plazmony, podczas interakcji z hBN mamy do czynienia z fononami. Gdy oba materiały odpowiednio połączymy plazmony i fonony tworzą pary i silnie ze sobą rezonują. Grafen umożliwia precyzyjne kontrolowanie światła, a hBN pozwala na umieszczenie go na bardzo małej przestrzeni i kierowanie nim. Wskutek połączenia tych dwóch materiałów powstaje unikatowy system, który pozwala na manipulowanie procesami optycznymi - wyjaśnia Phaedon Avouris z IBM-a. Dzięki temu systemowi można np. zdecydować, jakiej długości fale i w jakich kierunkach mogą się rozprzestrzeniać. Możemy selektywnie wybierać częstotliwości i je przepuszczać, a inne blokować - mówi Kumar.

    Profesor Fang uważa, że dzięki nowemu materiałowi możliwe będzie stworzenie falowodów o średnicy zaledwie 20 nanometrów. A to z kolei pozwoli na połączenie w jednym układzie scalonym komponentów optycznych i elektronicznych. Obecnie komponenty takie są umieszczane oddzielnie i trzeba jeszcze zapewnić łączność pomiędzy nimi.

    Fang mówi też, że bardzo ciekawą właściwością nowego materiału jest możliwość przełączania światła na jego powierzchni. Dzieje się tak, gdyż materiał w sposób naturalny pracuje przy długości fali w zakresie bliskiej podczerwieni. To z kolei pozwoli na udoskonalenie spektrometrów podczerwonych i – potencjalnie – umożliwi obrazowanie pojedynczych molekuł.


  14. A ło co Wy sie tak źrycie? Hmm? ;)

     

    To przecież statystyka z 20 000 przypadków. Spokojenie można przyjąć, że połowa krowę czy kury zeżarła... itd., a np. 200 wyszło na 100%+, 2000 30%+... co już tak źle nie wygląda :)


  15.  

    P.S.

    U ludzi opisany jest jeden przypadek, co prawda trochę inny, ale skutek pokojowego społeczeństwa jest identyczny. I też dotyczy braku dorosłych samców (czyli mężczyzn). To historia awanturników ze statku "Bounty", na którym wybuchł słynny bunt. Pozbyto się kapitana, porwano (bodaj) Tahitanki i osiedlono się na Wyspie Pitcairn. Po jakimś czasie agresywni marynarze w walce o kobiety powybijali się nawzajem. Zostały tylko kobiety i dzieci obojga płci. Gdy po latach izolacji gdy dopłynał pierwszy statek, załogę "uderzył' dziwny ład społeczny na wyspie. Rządziły kobiety, a mężczyźni zachowywali się jak dorośli mali chłopcy podlegli miejscowym paniom. Byli jedynie zapładniaczami i siłą roboczą. Do tego przez kobiety traktowani byli właśnie jak dzieci i za całkowitym swoim przyzwoleniem- nie było prób kwestionowania tego porządku społecznego.

    Dlatego ja za kluczowe w tej kwestii uważam nagły brak dorosłych samców.

     

    Hmm... np. tutaj: http://swiat.newsweek.pl/utopia--gwalty--depresja---w-najmniejszym-panstwie-swiata--wywiad-,103555,1,1.html jest trochę inny opis rzeczywistości na Pitcairn.


  16.  

     

    Wściekła się, odwróciła i ... nasrała na niego rozbryzgiem. Do tego momentu nie podejrzewałem zwierząt (poza prymatami) o tak 'ludzkie' reakcje

     

     

    O ile pamięć mnie nie myli, to u hipopotamów właśnie w g. siedzą feromony i inne takie, dlatego rozpryskują je w wodzie ogonem. 

×
×
  • Dodaj nową pozycję...