Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2095
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Odpowiedzi dodane przez ex nihilo


  1. Hmm... najprostsze by chyba było, gdyby nauczyli żelaźniaka, żeby w każdym przypadku, kiedy upadek jest bardzo prawdopodobny, automatycznie obniżał pozycję. To jest najszybsze i na ogół bardzo skuteczne. W przypadku upadku do przodu, pomaga też skręt (jedno kolano zgina się szybciej).


  2.  

     

    Choć niefunkcjonalna, mięśniówka małżowiny uaktywnia się podczas standardowych testów uwagi (fakt ten mogą wykorzystać naukowcy badający ewolucję mózgu). Gdy ochotnikom prezentowano nowe albo istotne dla zadania dźwięki, odruchy kierowały w ich stronę oczy i próbowały "poruszyć" uszami. Odruchy były jednak za słabe, by naprawdę poruszyć uszami.

     

    Chyba to nie w każdym przypadku tak... Mam bardzo dobrze działające "atawistyczne" mięśnie (uszy, skóra na głowie, nos...), i one jak najbardziej działają wtedy, kiedy są potrzebne. Już dawno zauważyłem, że kiedy np. szybko popatrzę w górę, automatycznie "przekręcają" mi się też uszy (szczególnie lewe), ściąga do przodu skóra na głowie i rozszerza nos :) Podobnie przy szybkim skręcie głowy (reakcja na dźwięk, ruch) - ucho reaguje jak u psiura :D Czyli nie w każdym przypadku te odruchy są "za słabe", chociaż rzeczywista efektywność (lepsza lokalizacja itd.) jest prawdopodobnie zbliżona do zera.


  3. Jeśli odróżnia się muchomora czerwieniejącego (A. rubescens) od czerwonego (A. muscaria), takie numery można robić całkiem bezkarnie :) Czerwieniejący to jeden z najlepszych grzybów jadalnych, ale malo znany. Parę razy mi się zdarzyły fajne reakcje ludzi, którzy w  lesie do koszyka mi zajrzeli. Podobnie zresztą jak otwierałem słoik marynowanych, i nakrapiany łebek z niego wyskakiwał  :D


  4. Chodzi mi o muchomora czerwonego, a konkretnie o jego właściwości euforyzujące i wprowadzanie w trans bojowy. Takie zastosowanie u Słowian znane było od wczesnego średniowiecza. Jeszcze w czasie II wojny swiatowej dywizje syberyjskie wyzwalające Węgry zbierały dzień przed bojem te grzyby i rano spozywali niewielkie ilości rano na surowo- co zdumiewało Węgrów. Jaka jest dawka euforyczna, a jaka toksyczna?

     

    Zajrzyj na "hyperreal" :)


  5. Szyby są pokrywane TiO2, którego wpływ na środowisko nie jest dobrze znany

     

    TiO2 to "biel tytanowa" używana do produkcji lakierów, farb, papieru, jest w pascie do zębów i cholera wie gdzie jeszcze, bo jest to najpopularnieszy biały pigment. Ilości używane w fotowoltaice to ułamek promila całkowitego zużycia.


  6. Akurat. Za Stalina walczyli z teorią Wielkiego Wybuchu (można było za to dostać kulkę - https://en.wikipedia.org/wiki/Matvei_Petrovich_Bronstein - teoria przeczyła wiecznemu wszechświatowi Marksa). Więc moim skromnym zdaniem oni będą walczyli z tym, co akurat nie podoba się ich głównemu sponsorowi.

     

    Stalinizm (i podobne) niewiele miały wspólnego z ateizmem - była to zamiana jednej religii na inną, a bogiem stała się "klasa robotnicza". Zresztą raczej bogiem tymczasowym, bo po jakimś czasie pewnie by się pojawił bóg osobowy (trójca Marks/Lenin/Stalin), ale czasu trochę zabrakło, żeby nowa religia całkiem dojrzała, chociaż już było blisko :)

     

    Sponsor? Kto nim jest?

     

    A tak w ogóle... Jezus był prawicowcem czy lewicowcem (lewakiem?)? 


  7. No właśnie, stara Opera... Cały czas jeszcze na niej jadę (11.60, linuch) i dopóki większość stron będzie na niej dobrze działać, będę jej używał jako podstawowej. I z reklamami tak samo - po co blokować to, co nie przeszkadza. A jak strona fajna, to i kilka szybkich kliknięć w "adsy" nie zaszkodzi :D


  8. Katastrofy ekologiczne wieszczą nam od co najmniej 40 lat (czyżby zbieżność z powstaniem pewnego zielono-pokojowego ruchu, któremu ani nie chodzi o zieleń, ani o pokój?). Motylków może być mało, bo ogólnie roślinek mało (trochę przyschły w tym sezonie). A skoro brakuje robaczków w powietrzu, to i ptaszki nie bardzo mają po co latać. Mieszkam w mieście. Stada wróbli ciągle siedzą tu na krzakach. Pewnie dlatego, że wróble żyją przede wszystkim w miastach (vide artykuł na Kopalni o przyczynach zmniejszenia ich liczbności). A ostatnio widziałem jak sarenka zasuwała po osidelu w stronę pobliskiego lasku. Dziki i lisy zaczynają być zaliczane do miejskich szkodników (już nie mówiąc o kunach wyżerających kable w samochodach). Sodoma i Gomora po prostu...

     

    Motylki, ekoterrotyści, wróżbici z koziej duszy... czyli nie jest źle, nie trza psuć... Nie jestem ani z "tej" organizacji, ani z innej, w ogóle swołocz dzika jestem i przez cały swój żywot niezorganizowana. Opps, sorki, przez jakiś czas byłem (za przeproszeniem) członkiem Polskiego Towarzystwa Entomologicznego, i PZW kiedyś też, więcej grzechów nie pamiętam.

     

    A czterdzieści lat temu... Może nawet dokładnie 40, bo gdzieś w połowie lat 70., leciałem z Kołobrzegu do Katowic (Pyrzowice). W połowie drogi samolot robił skręt, widoczność była doskonała - zobaczyłem wtedy olbrzymią brązową kopułę, przykrywającą teren od mniej więcej Gliwic do Nowej Huty... Był to koniec lipca, okres urlopów, część fabryk pracowała na pół gwizdka, lato, nie było palenia w kotłowniach i piecach. Łatwo sobie wyograzić jak to musiało wyglądać w zimie. Często jeździłem pociągiem z Katowic do Gliwic - mogłem cały czas mieć oczy zamknięte, a i tak z dokładnością do kilometra wiedziałem, gdzie akurat jestem - po smrodzie, każdy kilometr śmierdział inaczej. Widziałeś wtedy zniszczone lasy w Sudetach? I Puszczę Jodłową, z której zostały gołe patyki? Kwaśne deszcze. Ja to widziałem, i fotki też robiłem, nie dla jakichś ekoterrorystów, a dla Istytutu Badawczego Leśnictwa. Widziałeś, niejawne wtedy, mapy zanieczyszczenia wód?... I tak dalej. Nie tylko u nas tak było, nie lepiej było w Zagłębiu Ruhry, czy innych ośrodkach przemysłowych (Lille itd.). To nie zniknęło. Przeniosło się do Azji, w skali x10, albo i 30.  I "to" ciągle robi się większe, chociaż stąd, od nas, tego nie widać, dostajemy takie czy inne g. ładnie opakowane w błyszczący plastik. Plastik? Miliony ton w Wielkiej Plamie na Pacyfiku i miliony wszędzie indziej, też w naszych lasach i nie tylko w lasach, wszędzie. Widziałeś te fotki ptaka z ponad 200 plastikowymi śmieciami w bebechach? Jeśli nie, to spróbuję znaleźć i tu wrzucę. To już nie tylko ośrodki przemysłowe, to jest wszędzie. I do tego 7 miliardów chomików sapiących, które chcą żyć tak, jak pół miliarda w USA, Zachodniej Europie czy w Emiratach. I to już, natychmiast, bo widzą to w internecie.

     

    Motylki. To był tylko taki przykład. Jak z tego co wyżej napisałem wynikać może, moje obserwacje tych motylków i innego robactwa też, nie są takie całkiem amatorskie - przez prawie 10 lat w czasach dawniejszych zajmowałem się tym zawodowo. Suszy, takiej prawdziwej, w moich okolicach nie ma, jest sucho. ale wilgoci i dla zielska, i dla robali i reszty wystarcza, tylko ślimaki mają problem. Tutaj, na wsi, mieszkam ponad dziewięć lat. I jest coraz gorzej. Jak tu przyjechałem jeszcze aż tak źle z robalami nie było. Dzisiaj wieczorem siedziałem na zewnątrz, o tej porze roku i przy takiej pogodzie pod lampą powinno się kłębić. A co było? Jedna mucha, dwa złotooki, trochę owocówek i kika sztuk innego drobiazgu. I to wszystko. Reszta wyniszczona. Wokół kilkaset kilometrów kwadratowych przemysłowych sadów, głównie jabłonie. Coraz więcej. W sezonie ok. 40 oprysków. Część to nawożenie dolistne i takie inne, ale 10-20, w zależności od warunków w danym roku, to trucizny. Do tego hektolitrami lany randap. I koszenie wszystkiego, co tylko na parę centymetrów od ziemi odrośnie. Podobnie przy domach - lotniska z betonowych kostek (zlewanych randapem) i trzycentymetrowej trawki + trochę iglaków i kwiatków, najczęściej egzotyka, niejadalna dla naszych robali. Od czasu, jak tu przyjechałem, wycięte zostało jakieś 70-80 % starych drzew. Na opał, albo po prostu "abo tak", bo stare drzewa niemodne, a piły spalinowe tanie. Gdzie indziej jest podobnie. Wszystkie uprawy są do oporu zlewane chemią, a każdy chwastek to wróg. Wokół domu ma być ślicznie i plastikowo. Zwierzęta? W mojej wsi (ponad 500 mieszkańców) są trzy krowy, średnio 2-3 świnie, jeden koń, trochę kur (niewiele), no i mój cap. + trochę psów i kotów. Ja i tak mam nieźle, bo za mną jest duży (ze 2 ha) "nieużytek", który cudem niemal (bo to własność KK), jako nieużytek się ostał. Trochę jest koszony i to wszystko. Ogromne stare lipy, sporo krzaczorów, zielsko jakie się chce, teren od suchego do bajorek. Ale te 2 ha to za mało, żeby robactwo tam żyć mogło. Pustynia, albo i gorzej (mam porównanie :)). Jak przyjechałem były tu nietoperze... Nie ma ich już od jakichś 3-4 lat. Nie miały co żreć.

    I tak dalej. I nie tylko tu. Czy to już katastrofa? Hmm...

     

    Dziki i sarny (i reszta oprócz kun) w mieście. Nie są tam z własnej woli, to wygnańcy, którym zniszczono środowisko. Wystarczy porównać zdjęcia lotnicze i satelitarne okolic miast (nie tylko tych największych) sprzed 20 lat i teraz, i będzie dokładnie widać o co chodzi. Te zwierzęta w mieście nie mają żadnych szans przetrwania, może kilka w większych parkach. Reszta tak czy inaczej zginie. 

     

    I tak dalej, i tak dalej, itp., itd. Może komuś taki świat się podoba, szczególnie, kiedy nie miał okazji poznać innego, bo za późno się urodził, i taki techno-plastikowy świat jest jego naturalnym środowiskiem. Mnie wkoorvia, i to na tyle, że od jakiegoś czasu straciłem chęć na jeżdżenie gdziekolwiek - u nas i nie tylko. A kiedyś dosłownie dnia na tyłku usiedzieć nie mogłem, i na szczęście siedzieć nie musiałem. Ale to inna sprawa, bo to nie katastrofa, przynajmniej w skali nie tylko mojej. Ale czy taki świat przetrwa? Czy w tym pędzie do rozwoju i postępu (a może raczej rozboju i podstępu) nie została już przekroczona granica, poza którą "funkcja świata" musi stać się skrajnie niestabilna? Na szczęście do wykitowania dużo mi nie zostało, to co licytowałem zostało już ugrane, teraz od dłuższego czasu jadę na nadróbkach. I, też na szczęście nie mam dzieci, nie chciałem ich mieć od czasu, kiedy poznałem wykresy demograficzne i zobaczyłem to, co widziałem 40 lat temu (chociaż to nie była jedyna przyczyna)... Teraz twierdzę, że się nie myliłem. A jak będzie dalej - okaże się. Mam nadzieję, że jednak byłem i jestem prorokiem z koziej doopy... ale to tylko nadzieja, bo to co obserwuję, i co narasta w postępie geometrycznym, tej nadziei potwierdzać ni cholery nie chce.

    • Pozytyw (+1) 1

  9. Nie stoimy - pełzniemy do przodu, coraz szybciej...

     

     

    Edycja:

    A może już nie pełzniemy... może już lecimy, w dół, na mordę...

    W tym roku widziałem tylko kilka motyli - jednego cytrynka i parę pokrzywników. Nie mieszkam w centrum WAWy, mieszkam na wsi.


  10. Z tą definicją nauki sprawa nie jest taka prosta... Wrzucę cytat z Wiki ("nauka"): 

    Koncepcja falsyfikowalności jako rozróżnienia nauki od nienauki napotyka na problemy w zakresie nauk humanistycznych, które nie bazują na metodologii, która może być uznana za łatwo wymierną matematycznie czy statystycznie, choć tradycyjna metoda naukowa przewiduje tutaj możliwość falsyfikacji w oparciu o zebrany materiał historyczny. Niemniej natura niektórych badań, np. w zakresie teorii poezji, powoduje, że nie mogą one być poddane jakiejkolwiek falsyfikacji. Podobne problemy występują też przy wielu teoriach psychologicznych i socjologicznych. Według jednych (np. pozytywistów logicznych) tego rodzaju wiedzy nie można zatem traktować jako nauki, tylko jako rodzaj próby w miarę systematycznego opisu zjawisk, które z natury nigdy nie poddadzą się pełnemu naukowemu opracowaniu. Inni jednak próbują uznawać tego rodzaju wiedzę za naukę ze względu na naturę jej tworzenia, która polega na badaniu, dyskutowaniu i publikowaniu otrzymanych wyników, jednak bez możliwości ich falsyfikacji, a co modniejsze ostatnio, także bez jakiejkolwiek weryfikacji merytorycznej (porównaj Sokal hoax).

    No i zajrzyj np. do hasła "teologia". A w odniesieniu do historii sprawa jeszcze się komplikuje, i to znacznie.

     

    Niezależnie od zabaw definicyjnych - biorąc pod uwagę naukę, jako ciągły proces poznawania i przekazywania wiedzy mniej czy bardziej naukowej, to nauka współczesna wywodzi się ze średniowiecznych europejskich (chrześcijańskich) uniwersytetów. Tylko w tym przypadku zachowana jest ciągłość tego procesu do tego, co współcześnie uznawane jest za naukę. *

     

    Tu nie ma o co się bić, po zastąpieniu logiki klasycznej logiką rozmytą (fuzzy logic) problem znika :) A z Ptolemeuszem? O to właśnie chodziło, że problem kto "to" zaczął jest sztuczny... w nauce ważne są wzorki, a nie takie czy inne pierdoły do nich dołączane. Chociaż fakt, że te pierdoły potrafią namieszać.

     

    Edycja:

    * - też zasady tej zabawy, którą współcześnie uznaje się za naukę, zostały sformułowane na uniwersytetach w chrześcijańskiej Europie.


  11. Co więc religia robi na Uniwersytecie? Służy wyłącznie do indoktrynacji, utrzymaniu wiary w to, że religia ma coś wspólnego z nauką oraz umacnianiu się sekty katolickiej w szeregach naukowców.

     

    Nie wiem dlaczego aż tak Cię to męczy i dręczy... bo mnie, jako bezbożnika z półwiecznym stażem, ani odrobinę :D Nikt przecież nie zmusza do naklejenia krzyżyka na klawiaturę, ani do paciorka przed wykładem. Co innego religia w podstawówce, ale na tym poziomie dowolna indoktrynacja (też np. ateistyczna) nie powinna raczej mieć znaczenia. Wzorki są dokładnie takie same dla Dawkinsa, ks. Hellera i mułły al-Quantuma... A interpretacje? To już powinien każdy dla siebie, niezależnie od tego, kto i co mu podpowiada. A poza tym, zawsze warto posłuchać myślących inaczej, oczywiście, kiedy mówią ciekawie. Jak wszyscy klepią to samo, to z nudów kitę odwalić można ;)


  12. Też nie jestem fizykiem, chociaż niewiele do tego brakowało... przeszkodziła seria zdarzeń - dosyć dziwnych i przypadkowych :D Ale dzięki temu mogę sobie pozwolić na luz w myśleniu i dowolne herezje, co też ma zalety ;)

     

    A co do zjawisk kwantowych - do nas też się odnoszą, a nawet wszechświata jako całości, tyle że są one na ogół daleko poza granicami błędu pomiaru.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...