-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Utrata lodu na Antarktydzie to 18 metrów wody więcej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Francusko-japoński zespół uczonych poinformował, że dokonał obliczeń dotyczących podniesienia się poziomu oceanów spowodowanego całkowitą utratą pokrywy lodowej na Antarktydzie. Około 14 600 lat temu z bieguna południowego zniknął lód. Naukowcy od dawna chcieli się dowiedzieć, jak wielki był wówczas przyrost poziomu wód oceanów. To pozwoliłoby bowiem lepiej przewidywać skutki globalnego ocieplenia. Niektóre wcześniejsze dane sugerowały, że w ciągu około 500 lat poziom oceanów mógł wzrosnąć nawet o 20 metrów. Francuzi z Aix-Marseille University oraz ich japońscy koledzy z Uniwersytetu Tokijskiego ogłosili, że na podstawie badań koralowców na Tahiti udało im się określić ówczesny poziom oceanów i tempo przyboru wody. Nasze badania pokazują, że wzrost poziomu wód na Tahiti wyniósł 12-22 metrów. Najbardziej prawdopodobna wartość to 14-18 metrów - oświadczyli autorzy badań, których wyniki opublikowano w Nature. Ich zdaniem roczny wzrost poziomu wód wynosił ponad 40 milimetrów. Uczeni obliczają, że obecnie poziom oceanów rośnie w tempie 1,5 milimetra rocznie i proces ten najwyraźniej przyspiesza, gdyż od 1900 roku poziom oceanów wzrósł o około 18 centymetrów. Do roku 2100 ma przybyć 2 metry wody. Przybór wód oceanicznych to kolosalny problem dla całej ludzkości. Nad brzegami oceanów leżą miasta zamieszkane przez miliony ludzi, a rządy krajów takich jak np. Tuvalu już prowadzą negocjacje mające na celu przesiedlenie całej ludności w bezpieczniejsze rejony. Niewykluczone, że przed końcem obecnego wieku Tuvalu zniknie z mapy. -
Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) udostępniły online największą na świecie bazę danych na temat ludzkiego genomu. Baza 1000 Genomes Project jest przechowywana w chmurze Amazona, Amazon Web Services (AWS). W inicjatywie Big Data początkowo weźmie udział co najmniej sześć amerykańskich federalnych agend rządowych, w tym NIH, Narodowa Fundacja Nauki (NSF) oraz Departamenty Obrony i Energii. W sumie przeznaczą one 200 milionów dolarów na stworzenie technologii potrzebnych naukowcom do zarządzania olbrzymimi zestawami danych. 1000 Genomes Project był od 2008 roku stopniowo udostępniany uczonym. Teraz z 200 terabajtów danych może korzystać każdy. Udostępnienie tak olbrzymiej ilości informacji nie byłoby możliwe bez udziału Amazona. Nieliczni naukowcy dysponują sprzętem pozwalającym na efektywne wykorzystanie tak wielkiego zestawu danych. Amazon zaoferował bezpłatnie miejsce w swojej chmurze. Dostęp do nich jest możliwy za pośrednictwem usług Amazon Elastic Compute Cloud oraz Amazon Elastic MapReduce. Specjaliści, zainteresowani przetwarzaniem tych danych zapłacą tylko za dodatkowe moce obliczeniowe, jeśli będą potrzebowali ich do pogłębionej analizy. 1000 Genome Projects to międzynarodowy program publiczno-prywatny, nad którym prace rozpoczęto w 2008 roku. Jego celem jest stworzenie najbardziej szczegółowej mapy ludzkiego genomu. Obecnie znajdują się tam genomy ponad 1700 osób z 26 populacji na całym świecie. Jeszcze w bieżącym roku trafią tam informacje na temat genomów kolejnych 900 osób. Zsekwencjonowanie pierwszego ludzkiego genomu trwało 10 lat i kosztowało miliardy dolarów. Postęp naukowy w tej dziedzinie umożliwił tworzenie takich inicjatyw jak 1000 Genomes Project i zbieranie danych znacznie szybciej. To z kolei spowodowało, że pojawiła się potrzeba wykorzystania potężnej i łatwo dostępnej infrastruktury, pozwalającej na analizę danych. Jesteśmy zadowoleni, że możemy pomóc naukowcom w dostępie do tych ważnych informacji poprzez umożliwienie każdemu korzystania z nich przez internet. To oznacza, że naukowcy i instytucje naukowe, niezależnie od swojej wielkości i posiadanego budżetu, mają dostęp do kompletnej bazy danych 1000 Genomes Project i mogą natychmiast rozpocząć analizę tych danych bez konieczności inwestowania w sprzęt, infrastrukturę i personel, które normalnie byłyby do tego potrzebne. Naukowcy mogą skupić się na poszerzaniu naszej wiedzy, a nie na zdobywaniu zasobów potrzebnych do prowadzenia badań - powiedział Deepak Singh, menedżer Amazon Web Services. Wśród uczestników 1000 Genomes Project znajdziemy prywatne firmy i instytucje publiczne z USA, Chin, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Barbadosu, Peru, Bangladeszu, Gambii, Kolumbii, Danii, Szwajcarii, Hiszpanii, Pakistanu czy Wietnamu. Dane 1000 Genomes Project są dostępne zarówno bezpośrednio w chmurze, jak i za pośrednictwem witryny projektu oraz witryny NIH-u i Data Coordination Center.
-
Dwa niezależne badania dostarczyły najsilniejszych dotąd dowodów, że to pestycydy są odpowiedzialne za wymieranie pszczół. Naukowcy od wielu lat starają się dociec, dlaczego zmniejsza się liczba pszczelich rodzin. Wyginięcie pszczół doprowadziłoby do gwałtownego spadku produkcji żywności i zwiększeniu liczby ludzi, którym grozi głód. Jedno z badań przeprowadzili brytyjscy naukowcy, którzy zauważyli, że wzrost kolonii pszczół został spowolniony po wystawieniu na działanie jednego ze środków chemicznych obecnych w pestycydach. Z kolei Francuzi w swoim niezależnym studium spostrzegli, że pestycydy trzykrotnie zwiększają ryzyko śmierci pszczoły, gdy znajduje się ona poza gniazdem. Prawdopodobnie zaburzają one system nawigacyjny owadów. Wyniki obu badań sugerują, że insektycydy z grupy neonikonikotynoidów, co potwierdza wcześniejsze badania. Szef brytyjskiego zespołu badawczego, profesor Dave Goulson z University of Stirling mówi: Niektóre gatunki pszczół znacznie zmniejszyły swoją liczebność. Na przykład w Ameryce Północnej kilkanaście gatunków niemal zniknęło z całego kontynentu. W Wielkiej Brytanii wymarły trzy gatunki. Co prawda prawo nie dopuszcza stosowania pestycydów w dawkach, które są śmiertelne dla pszczół, jednak, jak się okazują, mogą mieć one uboczne, niebezpieczne skutki. Brytyjczycy najpierw poddali kolonie Bombus terrestris działaniu niewielkich dawek jednego z neonikotynoidów, a następnie umieścili je tak, by przez sześć tygodni mogły swobodnie zbierać pożywienie. Porównanie wagi gniazd sprzed i po zakończeniu eksperymentu wykazało, że gniazda, które były poddane działaniu pestycydu, ważyły 8-12 procent mniej niż te, które nie miały kontaktu ze szkodliwą substancją. Okazało się również, że w gniazdach takich wykluwa się o 85% mniej królowych, a to oznacza, że w kolejnym roku będzie o 85% mniej gniazd. Z kolei Francuzi najpierw przyczepili do pszczół nadajniki radiowe, które pozwalały je śledzić, a następnie potraktowali część owadów neonikotynoidem. Te badania pokazały, że 10 do 32 procent pszczół, które miały kontakt z pestycydem, nie było w stanie wrócić do gniazda, gdy wypuszczono je w odległości kilometra od niego. Oba te badania pokazują, że neonikotynoidy tak bardzo zaburzają życie pszczelich kolonii, iż mogą prowadzić do ich zagłady. Mickael Henry, naukowiec z francuskiego Narodowego Instytutu Badań Rolniczych powiedział: Nasze badania pokazują, jak ważne są odpowiednie regulacje dotyczące użycia pestycydów. Obecnie od ich producentów wymaga się tylko, by gwarantowali, że dawki znajdujące się na polach nie zabijają pszczół, ale ignoruje się wpływ dawek, które nie są śmiertelne, ale mogą powodować zaburzenia zachowania.
-
Tatuaż, który dotąd uchodził za formę zdobienia ciała, staje się w coraz większym stopniu narzędziem. Niedawno można było przeczytać o wibrujących tatuażach, zawiadamiających o nawiązaniu połączenia z telefonem komórkowym, teraz przyszła kolej na grafenowe tatuaże nazębne, wykrywające pojedyncze komórki bakteryjne w jamie ustnej. Grafenowe czujniki zostały skonstruowane przez Mike'a McAlpine'a z Princeton University. By zachorować, trzeba zaledwie kilku bakterii, nic więc zatem dziwnego, że chcielibyśmy wykrywać je tak szybko, jak to tylko możliwe, najlepiej już w bardzo małych stężeniach. W grafenie osadza się specjalnie zaprojektowane peptydy. Gdy "tatuaż" czy, jak kto woli, cieniutka naklejka wykryje bakterie, wysyła dane za pośrednictwem technologii RFID. McAlpine podkreśla, że czułe grafenowe czujniki będzie można wykorzystać w strefach działań wojennych. Dzięki temu szybko, w dodatku zdalnie, diagnozowano by zakażenia ran. Wystarczyłoby stwierdzić, co i w jakich ilościach znajduje się w jamie ustnej. Poza tym taki tatuaż da się nadrukować na workach na płyny infuzyjne, co pozwala wykryć obecność lekoopornych bakterii, np. metycylinoopornego gronkowca złocistego (MRSA). Czujnik niekoniecznie musi znaleźć się na zębie, Amerykanie udowodnili bowiem, że po ostemplowaniu piersi kurzej można w ten sposób monitorować zdatność mięsa do spożycia. Choć brzmi to dziwnie, McAlpine wysłał studentów na farmę po krowie zęby. Gdy w laboratorium jeden z nich chuchnął na wytatuowane trofeum, komputer wskazał, co wyodrębniono z wydychanego przez niego powietrza. W czasie testów po umieszczeniu siatki grafenowej na cienkiej warstwie przezroczystego jedwabiu czujnik przenoszono na szereg substratów, w tym szkliwo, tkanki miękkie czy wspomniane wcześniej worki na płyny dożylne. Gdy tatuaż znajdował się już na zębie, obszar opłukiwano wodą (jedwab się w niej rozpuszczał). Dzięki oddziaływaniom van der Waalsa grafen doskonale trzymał się powierzchni. W zastosowanych w czujnikach peptydach jeden z końców zawierał reszty aromatyczne, które wiązały się z grafenem. Drugi z końców utworzono z naturalnie występujących peptydów antydrobnoustrojowych (ang. antimicrobial peptides, AMP), wykazujących silne powinowactwo do 3 szczepów bakterii. Gdy AMP związały bakterie, naładowane regiony błony komórkowej patogenów wystawiały grafen na oddziaływanie słabego pola elektrycznego. Dzięki zewnętrznej antenie można było wychwycić zmiany przewodnictwa. McAlpine porównuje AMP do przeciwciał, podkreśla jednak, że te pierwsze są o wiele bardziej wytrzymałe. Na razie tatuaż jest zbyt duży, by dało się go zastosować na ludzkich zębach. W najbliższej przyszłości zespół musi więc popracować nad miniaturyzacją.
-
Witryna DigiTimes, powołując się na anonimowe źródła twierdzi, że Amazon ma zamiar rozpocząć w bieżącym roku sprzedaż 2-4 nowych modeli tabletów z rodziny Kindle Fire. Już w lipcu na rynek trafi podobno tablet o przekątnej 10,1 cala. Będzie on kosztował 249-299 dolarów, a dostawcą wyświetlacza dotykowego będzie HannsTouch. To trzeci, po Winteku i TPK Holding, producent tego typu urządzeń, który ma współpracować z Amazonem. Podobno koncern Bezosa przygotowuje też 7-calowy model wyceniony na około 199 dolarów, którego sprzedaż ma rozpocząć się pod koniec drugiego kwartału bieżącego roku. Krążą też pogłoski o przygotowywaniu tabletu o przekątnej 8,9 cala oraz o tanim, 7-calowym tablecie, który ma kosztować 169 dolarów. W roku 2011 Amazon sprzedał 5-6 milionów tabletów Kindle Fire. Jeśli zaprezentuje nowe modele z tej rodziny to, jak twierdzi źródło, na które powołuje się DigiTimes, tegoroczna sprzedaż może sięgnąć nawet 20 milionów sztuk.
-
Indianie z Ameryki Północnej usypywali kopce w kształcie zwierząt. W Ohio znajdują się np. wielki wąż (Great Serpent Mound) czy aligator (Alligator Effigy Mound). W Ameryce Południowej zidentyfikowano niewiele takich obiektów, póki do akcji nie wkroczył emerytowany profesor antropologii z University of Missouri Robert Benfer. Na przybrzeżnych równinach Peru wskazał on liczne podobizny zwierząt. "Kopce zoomorficzne będą pewnego dnia przyciągać turystów. Niektóre mają ponad 4 tys. lat. Struktury z Ameryki Północnej datuje się na 400-1200 r. n.e., tymczasem najstarsze kopce z Peru budowano w tym samym czasie, co piramidy egipskie". Benfer odkrył kopce o długości od 5 do 400 m. Znajdowały się one w każdej z 6 badanych dolin. Ponieważ powstawały w epoce preceramicznej, ziemię i skały musiano przenosić w koszach. Podobnie jak rysunki z Nazca, kopce zoomorficzne są najlepiej widoczne z wysokości. Zdjęcia z Google Earth ujawniły m.in. wielkiego kondora, orkę sprzed 5 tys. lat oraz kaczkę. Zidentyfikowanie kopców zoomorficznych w rejonie, gdzie wcześniej ich nie widywano, zmienia nasze spojrzenie na wczesną prehistorię Peru. Nowym odkryciem jest też to, że mogą one reprezentować andyjski zodiak. Kopce uprawdopodobniają kontrowersyjną interpretację, że niektóre rysunki z Nazca oddają znaki zodiaku. Benfer sugeruje, że dawni mieszkańcy wybrzeża Peru mogli budować wizerunki konstelacji, które widzieli nad sobą. W dodatku konstruowali je w zgodzie z układem samych konstelacji. Obserwowane z pobliskiej świątyni, oko kondora z doliny Chillón pokrywa się np. z Drogą Mleczną. Emerytowany antropolog przypuszcza, że kapłani obserwowali z kopców niebo i składali tam ofiary. Ponieważ zoomorficzne kopce spełniały rolę kalendarzy astronomicznych, prehistoryczni rolnicy i rybacy mogli się zawczasu przygotować do sezonu. Ważne było, by wiedzieć, że minął np. 21 grudnia. Jeśli nie wystąpiły oznaki El Niño, rybacy mogli zakładać, że czeka ich kolejny dobry rok, a rolnicy nie musieli się obawiać suszy ani powodzi. Wcześniej w Ameryce Południowej znano tylko kilka kopców zoomorficznych z Andów. Teraz w każdym sezonie badań znajduję kolejne duże struktury i więcej poletek z mniejszymi usypiskami. Zawsze mi się wydawało, że duży obiekt na północ od Limy przypomina ptaka, ale że w Ameryce Południowej nie było ponoć zoomorficznych kopców, zakładałem, że to tylko złudzenie. Kiedy jednak 2 lata temu Benfer oglądał zdjęcia satelitarne stanowisk archeologicznych, zauważył w okolicach Limy obiekty przypominające wyszczerbione zęby. Długo mylono je z kanałami irygacyjnymi, tymczasem badania w terenie wykazały, że kiedyś ktoś skonstruował w dolinie Chillón potwora stanowiącego skrzyżowanie kajmana i pumy. Wkrótce w pobliżu odkryto opisywanego wcześniej kondora.
-
Doktor Leonard Sax, znany amerykański psycholog, autor cenionych, ale i wzbudzających u niektórych kontrowersje, podręczników dla rodziców, uważa, że nastoletnie dziewczęta, które spędzają dużo czasu na Facebooku, narażają się na depresję. Jego zdaniem, liczba „przyjaciół“ na Facebooku również może zwiększać ryzyko zachorowania. Sax twierdzi, że dziewczęta są bardziej narażone niż chłopcy. Dziewczęta umieszczają na Facebooku optymistyczne rzeczy i kierują aparat na siebie, mówiąc ‚patrzcie co robię’. Potem oglądają profile innych dziewcząt, widzą, że są one zadowolone i myślą ‚moje życie jest do niczego, patrzcie na te dziewczyny, jakie są szczęśliwe' - powiedział Sax w wywiadzie dla australijskiego serwisu AdelaideNow. Zdaniem psychologa, nastoletnie dziewczęta mają problemy ze zrozumieniem, że ludzie celowo prezentują się w sieci tak, by wyglądać dobrze. Są zatem bardziej podatne na porównywanie swojego życia z tym, co widzą na ekranie. Problem pojawia się, gdy nastolatka spędza na Facebooku cały czas i nie nawiązuje prawdziwych, gdyż Facebook promuje znajomości. Obecnie wiele dziewcząt mówi, że nie mają 1-2 najlepszych przyjaciółek. Mają 12, 15 czy 20 najlepszych przyjaciółek. Tracą zdolność nawiązywania bliskiej przyjaźni - stwierdza Sax. Zdaniem psychologa, rodzice powinni ograniczyć córkom czas spędzany na Facebooku do 20-30 minut dziennie, a ponadto sami muszą też mieć dla swoich dzieci czas.
-
Windows 7 może zniknąć z niemieckiego rynku. Z ujawnionych dokumentów sądowych dowiadujemy się, że Motorola odrzuciła propozycję przyjęcia 300 milionów dolarów w obligacjach, w zamian za wstrzymanie się z wykonaniem wyroku sądowego. Motorola pozwała Microsoft do sądu o naruszenie praw patentowych do standardu wideo H.264 oraz 802.11 WiFi. Wyrok ma zapaść 17 kwietnia. Jeśli Microsoft przegra, jego produkty, takie jak np. Windows 7 mogą zostać usunięte z niemieckiego rynku. Koncern z Redmond, który toczy też z Motorolą spory przed amerykańskim sądem, zaproponował, by firma przyjęła 300 milionów USD w obligacjach w zamian za powstrzymanie się od wykonania wyroku niemieckiego sądu do czasu rozstrzygnięć sądów w USA. Wspomniana kwota miałaby wyrównywać Motoroli ewentualne straty związane z tymczasowym niewykonaniem wyroku. Jako, że Motorola odmówiła, Microsoft wystąpił do sądu w Waszyngtonie o wydanie firmie nakazu powstrzymania się od wykonania wyroku sądu w Mannheim do czasu, aż zapadną wyroki w sprawie toczonej w USA. Jak dowiadujemy się ze złożonych dokumentów, w 2010 roku Motorola skontaktowała się z Microsoftem, poinformowała go o naruszeniu patentów i zażądała opłat licencyjnych w wysokości 2,25% od ceny produktów dla użytkownika końcowego. Oznaczałoby to, że Microsoft musiałby rocznie płacić ponad 4 miliardy dolarów. To, jak twierdzi koncern z Redmond, więcej niż wartość wszystkich opłat licencyjnych, które dotychczas pobiera Motorola. Ponadto Motorola zażądała bezpłatnej licencji na wszystkie technologie Microsoftu związane ze wspomnianymi standardami. Koncern z Redmond nazwał te żądania „antytezą rozsądnych“ i wniósł sprawę do sądu. Microsoft twierdzi, że Motorola próbuje wywierać nieuzasadniony nacisk poprzez pozwanie firmy w Niemczech, by zmusić koncern Ballmera do zaakceptowania licencji, która nie jest uczciwa, rozsądna i niedyskryminująca. Prawnik reprezentujący Microsoft w Niemczech zauważył, że koncern nie może próbować unieważnić patentów Motoroli. Stracił do tego prawo, gdy wcześniej zaoferował tej firmie, iż kupi od niej licencje.
-
Google zarabia więcej na iPhone niż na Androidzie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Z dokumentów przedstawionych przez Google’a w sporze sądowym, który firma toczy z Oracle’em, wynika, że Google więcej zarabia na iPhone niż na Androidzie. W latach 2008-2011 reklamy wyświetlane na urządzeniach z Androidem oraz aplikacje na ten system przyniosły wyszukiwarkowemu gigantowi 550 milionów dolarów. Tymczasem iPhone, który korzysta z Google Maps oraz wyszukiwarki Google’a zarobił dla koncernu Page’a i Brina około 2 miliardów USD. Z obliczeń wynika, że średnio jedno urządzenie z Androidem generuje dla Google’a nieco ponad 10 dolarów rocznie. To niewielka kwota w porównaniu np. z pecetami. Jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę komputerów osobistych i wpływ Google’a to łatwo obliczymy, że na każdym pececie koncern zarabia około 30 USD rocznie. Kwota ta jest w rzeczywistości wyższa, gdyż nie wszystkie komputery są podłączone do internetu i nie wszystkie korzystają z Google’a. Spór pomiędzy Oracle’em a Google’em dotyczy rzekomego naruszenia przez Android patentów i praw autorskich Oracle’a dotyczących języka Java. Proces ma rozpocząć się 16 kwietnia. -
Nosorożce białe urodzone w niewoli mają problem z rozmnażaniem, w dodatku zwiększa się u nich zapadalność na choroby układu rozrodczego. Najnowsze badania sugerują, że przyczyn należy upatrywać w pokarmach podawanych w ogrodach zoologicznych. Zawierają one dość dużo fitoestrogenów, które mogą się przyczyniać do niepowodzenia rozrodu u samic (Endocrinology). Zrozumienie, czemu populacja trzymanych w niewoli nosorożców białych [a konkretnie podgatunku południowego Ceratotherium simum simum] kurczy się od dziesięcioleci, jest ważne dla zabezpieczenia przyszłości tych zwierząt. Nasze badania to pierwszy krok w kierunku stwierdzenia, czy fitoestrogeny mają z tym coś wspólnego i czy powinniśmy poddać dietę nosorożców ponownej ocenie - podkreśla Christopher Tubbs z Instytutu Badań nad Ochroną Gatunków zoo w San Diego. Wcześniej wysuwano inne teorie dot. zaburzeń rozrodu samic wychowanych w niewoli. Wspominano np. o problemach wynikających ze stałej obecności samców (normalnie do spotkań dochodzi w okresie rui) oraz spadku płodności w wyniku życia z wieloma samicami. Żadna z hipotez się jednak nie potwierdziła. W ramach najnowszego studium Amerykanie porównali zdrowe populacje nosorożców białych z populacjami z wywiadem obciążonym niepowodzeniami rozrodu. Okazało się, że najważniejszą różnicą była dieta. W podawanych nosorożcom lucernie siewnej czy soi występuje dużo fitoestrogenów. Naukowcy dowiedli, że silniej aktywują one receptory estrogenowe nosorożców białych niż większych nosorożców indyjskich. Możliwe, że nosorożce białe reagują na fitoestrogeny, bo są na nie uwarunkowane. Poziom fitoestrogenów w roślinach wzrasta, gdy są poddawane stresowi. Niewykluczone więc, że wyczulenie na tego typu wskazówki pozwala zwierzętom odroczyć rozmnażanie do czasu, kiedy okoliczności będą bardziej sprzyjające. Tubbs, Phillip Hartig, Mary Cardon, Nicole Varga i Matthew Milnes podkreślają, że populacja południowych nosorożców białych z zoo stanowi cenny rezerwuar genetyczny dla gatunku narażonego na wyginięcie. Choć sugerowano, że niepowodzenia rozrodu samic wiążą się z ciągłą aktywnością pęcherzykową jajników oraz przedłużoną ekspozycją na estrogen endogenny, zespół z ogrodu zoologicznego w San Diego skupił się na zewnętrznych źródłach substancji estrogenopodobnych. W modelu in vitro obserwowano wiązanie i aktywację rekombinowanych receptorów estrogenowych nosorożców białych. Porównywano to z wpływem fitoestrogenów na rekombinowane receptory estrogenowe nosorożców indyjskich. Wybrano nosorożce indyjskie, bo są podobnie karmione, a jednak dość dobrze się rozmnażają. Nie stwierdzono różnic w powinowactwie fitoestrogenów do receptorów estrogenowych nosorożców białych oraz indyjskich, ale wykryto różnice dotyczące aktywacji. Pod wpływem kumestrolu (uważanego za izoflawonoid o największym potencjale estrogennym) receptory estrogenowe alfa nosorożców białych osiągały wyższą aktywność maksymalną niż receptory nosorożców indyjskich. Receptory estrogenowe beta Ceratotherium simum simum także były wrażliwsze na stymulację. Silniej aktywowały je zarówno kumestrol, jak i daidzyna. Kumestrol jest kumestanem. Największe ilości kumestanów występują w kiełkach koniczyny, lucernie i nasionach soi. Daidzynę można znaleźć np. w nasionach soi. Problemy rozrodcze wywołane dietą obfitującą w fitoestrogeny odnotowano nie tylko u nosorożców białych. W 1995 r. okresową niepłodność na tym tle opisano u australijskich owiec jedzących koniczynę Trifolium subterraneum. Potem okazało się, że główną przyczyną niepłodności gepardów trzymanych w niewoli była właśnie dieta obfitująca w izoflawony (odpowiedni artykuł ukazał się w 1997 r. w piśmie Annual Review of Nutrition). Wspominano też o myszach, szczurach i bydle - u krów fitoestrogeny wywołują nieregularne cykle bądź ich brak.
-
Firma LG Display ogłosiła rozpoczęcie masowej produkcji Electronic Paper Display (EPD). Wykorzystuje on technologię e-ink oraz elastyczne podłoże plastikowe, dzięki któremu możliwe jest zginanie e-papieru pod kątem nawet 40 stopni. EPD jest cieńszy i lżejszy od konkurencyjnych technologii wykorzystujących szkło. Wyświetlacz o przekątnej 6 cali ma jedynie 0,7 mm grubości i waży 14 gramów. Taki wyświetlacz charakteryzuje się rozdzielczością 1024x768 i 213 pikseli na cal. LG Display opracowało technologię, która pozwala na produkcję wyświetlaczy za pomocą technik używanych podczas tworzenia TFT LCD. W procesie tym wykorzystuje się temperatury przekraczające 350 stopni Celsjusza, więc głównym sukcesem LG Display opracowanie tworzywa sztucznego wytrzymującego takie temperatury. EPD trafią w pierwszej kolejności do chińskich producentów ODM.
-
Sama obecność człowieka w pomieszczeniu może w ciągu godziny dodać do powietrza, którym oddychamy, aż 37 mln bakterii - wyliczyli inżynierowie z Uniwersytetu w Yale. W większości są to wzniecone z podłogi pozostałości po wcześniejszych gościach. Żyjemy w bakteryjnej zupie, której ważnym składnikiem są nasze własne mikroorganizmy. Ludzie głównie doprowadzają do ponownego zawieszenia w powietrzu tego, co zdążyło się już osadzić. Kurz z podłogi okazuje się podstawowym źródłem wdychanych bakterii - wyjaśnia prof. Jordan Peccia. Autorzy wielu wcześniejszych badań robili spisy bakterii obecnych w pomieszczeniach. Naukowcy z Yale jako pierwsi wyliczali, w jakim stopniu sama ludzka obecność wpływa na poziom biologicznych aerozoli. Peccia analizował stężenia cząstek biologicznych w pojedynczej sali wykładowej na parterze. Badania objęły 8 dni: 4, w czasie których okresowo pomieszczenie było wykorzystywane i 4, kiedy sala była stale wolna. Okna i drzwi były cały czas zamknięte. System grzewczo-klimatyzacyjny działał na normalnym poziomie. Naukowcy stwierdzili, że ludzka obecność wiązała się ze znacznym wzrostem w powietrzu stężenia bakterii i grzybów o różnej wielkości. Szczególnie duże skoki odnotowywano w przypadku większych cząstek grzybów oraz średniej wielkości cząstek z bakteriami. Wielkość przenoszących grzyby i bakterie cząstek ma znaczenie, bo wpływa na prawdopodobieństwo odfiltrowania oraz utrzymywania się w stanie zawieszenia i recyrkulacji. Amerykanie ustalili, że ludzie odpowiadali za ok. 18% emisji bakterii (świeżych i wcześniej osiadłych). Wśród 15 najpowszechniej występujących typów bakterii aż 4 można było bezpośrednio powiązać z człowiekiem, łącznie z najliczniejszymi przedstawicielami podrzędu Propionibacterineae. Peccia zauważa, że pomieszczenia z dywanami i wykładzinami przechowują szczególnie dużo mikroorganizmów. Nie oznacza to jednak wcale konieczności ich usuwania, bo mniej niż 0,1% bakterii w pomieszczeniach to organizmy chorobotwórcze.
-
Prawnk Megaupload oskarża amerykańską prokuraturę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Ira Rothken, prawnik serwisu MegaUpload, poinformował, że amerykańska prokuratura uniemożliwia mu skuteczną obronę klienta. Rothken chciałby skopiować z serwerów dane, potrzebne do obrony przed oskarżeniami. Jednak prokuratura zablokowała konta serwisu i nie chce przekazać pieniędzy potrzebnych na przeprowadzenie całej operacji. Początkowo Rothken chciał wynająć firmę KPMG, by ci zebrali i przeanalzowali dane przechowywane na serwerach hostingowych firmy Carpathia Hosting. Jednak taka usługa kosztowałaby ponad 7 milionów dolarów. Dlatego też wynegocjował z Carpathia, że odkupi od nich serwery za nieco ponad milion dolarów. Dodał przy tym, że maszyny są warte więcej niż milion, zatem po zakończeniu sprawy można je będzie sprzedać i odzyskać pieniądze. Prokuratury nie przekonały nawet zapewnienia, że tylko prawnicy MegaUpload będą mieli dostęp do serwerów. Urzędnicy odmówili przekazania odpowiedniej kwoty z zablokowanych kont serwisu. „Jak już wcześniej wspomnieliśmy, szczegółowo rozważamy każdą rozsądną propozycję prawnika MegaUpload, która dotyczy praktycznych i technicznych aspektów sprawy. Niech sąd zdecyduje, czy ich żądania są właściwe i czy fundusze powinny zostać zwolnione“ - stwierdził rzecznik prasowy prokuratury. Przesłuchanie sądowe w tej sprawie odbędzie się około połowy kwietnia. Tymczasem Carpathia skarży się, że przechowywanie danych MegaUpload kosztowało już firmę ponad 500 000 dolarów i chce, by sąd albo pozwolił na ich skasowanie, albo też by płacono za ich hosting. -
W regionie Afar w Etiopii odkryto szczątki stopy hominida sprzed 3,4 mln lat. Nie należały one do przedstawiciela gatunku Australopithecus afarensis. Oznacza to, że w okresie między 3 a 4 mln lat temu występowało co najmniej dwóch wczesnych przodków człowieka, którzy poruszali się w różny sposób. Część stopy znaleziono w lutym 2009 r. w rejonie nazywanym przez miejscowych Burtele. [...] Stopa z Burtele pokazuje, że 3,4 mln lat temu, gdy gatunek słynnej Lucy poruszał się w pozycji wyprostowanej na dwóch nogach, w tym samym rejonie Etiopii "kręcił się" też inny hominid. Gatunek Lucy koegzystował z bliskimi krewnymi, którzy, jak ardipiteki, sprawniej poruszali się po drzewach [...] - opowiada dr Yohannes Haile-Selassie, kurator działu antropologii fizycznej z The Cleveland Museum of Natural History. Paluch stopy A. afarensis był ułożony równolegle do pozostałych 4 palców, natomiast w stopie z Burtele był on przeciwstawny, jak u wcześniejszego Ardipithecus ramidus. Odkrycie było dość szokujące. Fosylia reprezentują kości, których nigdy nie widzieliśmy. Podczas gdy chwytny paluch mógł się poruszać na boki, nie było rozszerzenia w górnej części stawu, które umożliwiałoby zakres ruchów koniecznych do odpychania się od podłoża w czasie chodu dwunożnego. Na ziemi właściciel stopy z Burtele musiał się więc poruszać nieco niezdarnie - wyjaśnia dr Bruce Latimer z Case Western Reserve University. Ze względu na brak zębów czy elementów czaszki, stopy nie przypisano dotąd do żadnego gatunku. Stopę z Burtele znaleziono pod warstwą piaskowca. Datowanie za pomocą fuzji laserowej argon-argon ujawniło, że skamieniałość ma mniej niż 3,46 mln lat. Pobliskie skamieniałości ryb, krokodyli i żółwi, a także fizyczne i chemiczne cechy osadów pokazują, że środowisko miało charakter mozaiki: sieć kanałów rzecznych przylegała tu do terenów porośniętych drzewami i krzakami - wyjaśnia dr Beverly Saylor z Case Western Reserve University.
-
Eksperci odkryli i doprowadzili do zamknięcia kolejnego wariantu botnetu Kelihos. Twórcy Kelihos.B dokonali pewnych zmian w protokole komunikacyjnym botnetu. Potrafił on zarażać pamięć flash, został też wyposażony w funkcję kradzieży Bitcoinów. Botnet wykorzystywał zdecentralizowaną infrastrukturę P2P, a serwery kontrolne znajdowały się w Szwecji, Rosji i na Ukrainie. Obecnie wiemy o 110 000 komputerów zarażonych przez ten botnet. To 2,5-krotnie więcej niż zaraził oryginalny Kelihos - mówi Marco Preuss z Kaspersky Lab. Najwięcej zarażonych komputerów, około 25%, znajduje się w Polsce. Drugie pod względem liczby infekcji są Stany Zjednoczone. Oryginalny Kelihos został zamknięty we wrześniu ubiegłego roku przez Microsoft. Koncern oskarżył też programistę Andrieja Sabelinkowa, że jest twórcą botnetu. Mimo to, jak uważają specjaliści, Kelihos.B jest w większości dziełem tych samych ludzi, którzy stworzyli Kelihosa.
-
Stymulanty mogą zwiększać wydajność niezaangażowanych, okazuje się jednak, że istnieje też druga strona medalu: te same związki powodują, że jednostki ambitne i pracowite zwalniają, stając się obibokami. Kanadyjscy naukowcy prowadzili badania na szczurach i uważają, że udało im się wyjaśnić, czemu np. kofeina i amfetamina tak różnie wpływają na poszczególne osoby. Zespół z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej tłumaczy, że w świetle uzyskanych wyników wydaje się, że terapie bazujące na stymulantach, które stosuje się m.in. w leczeniu ADHD, należy w większym stopniu spersonalizować. Każdego dnia miliony ludzi, od kierowców ciężarówek, którzy jadą całą noc po studentów uczących się do egzaminów, zażywają stymulanty, by się pobudzić, zachować czujność i zwiększyć produktywność. Nasze rezultaty sugerują, że w przypadku osób naturalnie preferujących zapewniające większą nagrodę trudniejsze zadania sięgnięcie po stymulant da efekt odwrotny do zamierzonego - twierdzi autor studium doktorant Jay Hosking. Hosking i prof. Catharine Winstanley zauważyli, że tak jak ludzie, szczury różnią się pod względem chęci wkładania wysiłku psychicznego, by osiągnąć nagrodę w postaci pożywienia. Po podaniu stymulantu zwierzęta unikające zazwyczaj wyzwań pracowały znacznie intensywniej, podczas gdy u "pracusiów" pod wpływem kofeiny czy amfetaminy motywacja bardzo spadała. Choć należy dogłębniej zbadać mechanizmy mózgowe, które stoją za tym zjawiskiem, studium sugeruje, że uwaga poświęcana osiąganiu celów odgrywa ważną rolę w tym, jak stymulanty na kogoś wpływają.
-
Jeff Bezos, założyciel Amazona, poinformował, że udało mu się odnaleźć silniki F-1, które wyniosły Apollo 11 w przestrzeń kosmiczną. Silniki odkryto w Oceanie Atlantyckim na głębokości 4300 metrów. Bezos chce wydobyć co najmniej jeden z nich. Pojazd Apollo 11, który wystrzelono na pokładzie rakiety Saturn V, wyniósł ludzi na Księżyc. „Miałem pięć lat gdy oglądałem w telewizji start Apollo i było to bez wątpienia najbardziej znaczące wydarzenie dla rozwinięcia się u mnie pasji dla technologii, nauki i odkryć“ - napisał Bezos na witrynie Bezos Expeditions. „Nie wiemy jeszcze, w jakim stanie są silniki, Uderzyły z wielką prędkością w powierzchnię oceanu i przez ponad 40 lat znajdowały się w słonej wodzie. Z drugiej jednak strony są wykonane z wytrzymałych materiałów, więc zobaczymy“ - dodaje. Bezos chce poprosić NASA, która jest właścicielem silników, o zgodę na wystawienie jednego z nich w Muzeum Lotnictwa w Seattle.
-
Specjaliści pracujący nad pozyskiwaniem energii słonecznej skupiają się przede wszystkim na zwiększaniu wydajności ogniw fotowoltaicznych i zmniejszeniu kosztów ich produkcji. Rzadko jednak zajmują się samą ich konfiguracją. Zwykle ogniwa umieszczane są płasko na dużej powierzchni, czasem wyposaża się je w urządzenia automatycznie kierujące je ku Słońcu. Tymczasem naukowcy z MIT-u postanowili zbadać, jak będą sprawowały się trójwymiarowe konstrukcje z ogniw fotowoltaicznych i odkryli, że zajmując tę samą powierzchnię u podstawy, co płasko położone ogniwa, mogą zapewniać od 2 do 20 razy więcej energii. Największy przyrost uzyskuje się tam, gdzie o światło słoneczne najtrudniej - w okolicach bardziej oddalonych od równika. Specjaliści najpierw opracowali algorytm komputerowy, który pozwolił im symulować pracę różnych konfiguracji ogniw, umieszczonych na różnych szerokościach geograficznych i działających przy różnej pogodzie. Później, by przetestować wyniki uzyskane na komputerze, stworzyli trzy różne zestawy i przez kilka tygodni prowadzili badania polowe. Koszt stworzenia trójwymiarowych ogniw na jednostkę uzyskanej energii jest wyższy niż przy tradycyjnej konfiguracji, jednak koszty są częściowo bilansowane przez większą ilość pozyskiwanej energii oraz jej bardziej zrównoważoną produkcję zarówno w czasie dnia, roku jak i różnych warunków pogodowych. To z kolei pozwala na bardziej precyzyjne przewidywanie produkcji energii, co powinno ułatwić integrację ogniw 3D z sieciami energetycznymi. Marco Bernardi, student, który brał udział w badaniach mówi, że struktury 3D lepiej zbierają energię rankiem, wieczorem i w zimie, gdy słońce znajduje się nisko nad horyzontem. Ponadto, jak zauważa, cena samych ogniw spada i już stają się one tańsze niż cała towarzysząca im infrastruktura, a im większa będzie różnica w cenie pomiędzy ogniwem a resztą oprzyrządowania, tym bardziej opłacalny będzie system 3D w porównaniu do ogniwa leżącego płasko na dachu. Jeszcze 10 lat temu taki system były całkowicie nieopłacalny, gdyż ogniwa były bardzo drogie. Jednak teraz cena krzemowych ogniw to tylko ułamek ceny całości i nadal bedzie ona spadała - mówi profesor Jeffrey Grossman, jeden z głównych autorów badań. Obecnie nawet 65% ceny instalacji stanowią koszty osprzętu, pozwoleń i inne koszty niezwiązane bezpośrednio z samymi ogniwami.
-
Bieganie boso staje się coraz popularniejsze. Zanim jednak ktoś zdecyduje się zzuć buty, warto się zapoznać z najnowszymi badaniami naukowców z University of Colorado in Boulder. Przekonują oni, że bieganie bez butów jest mniej wydajne energetycznie (Medicine & Science in Sports & Exercise). Amerykanie analizowali sposób poruszania się 12 zwolenników biegania na bosaka. Ćwiczyli oni na bieżni w lekkich butach albo boso z przyklejoną do stóp ołowianą taśmą. Wyliczono, że po pozbyciu się adidasów ochotnicy zużywali o 4% więcej energii na krok. Wcześniejsze badania sugerowały, że bieganie boso jest łatwiejsze, bo zostaje wyeliminowane dodatkowe obciążenie. Jason Franz uważa jednak, że ich autorzy nie uwzględnili wszystkich zmiennych, m.in. amortyzacji zapewnianej przez obuwie. Istnieją pewne dowody, że na koszt metaboliczny [biegu] mogą wpływać inne cechy projektu butów niż masa. Z tego powodu wybraliśmy buty, które miały amortyzatory, ale próżno w nich było szukać innych elementów, takich jak np. medial post [jest to warstwa mocno sprężonej pianki po wewnętrznej stronie podeszwy; z założenia ma ona stabilizować ruchy kołyszące stopy]. W swoim artykule Franz i współautorzy Corbyn Wierzbinski oraz Rodger Kram podkreślili, że w eksperymencie wzięli udział doświadczeni "bosobiegacze". Poruszali się oni po bieżni z napędem z prędkością 7,5 mili na godzinę (ok. 12 km/h). Był to bieg ze śródstopia (mid-foot strike) albo na boso, albo w lekkich butach (ok. 150 g/but). W dodatkowych próbach do stóp lub butów przymocowywano niewielkie ołowiane paski (~150, ~300, ~450 g). W każdym scenariuszu wskaźnikami kosztu metabolicznego były tempo zużycia tlenu oraz wytwarzania dwutlenku węgla. Okazało się, że każdemu wzrostowi obciążenia o 100 g na stopę towarzyszyło powiększenie kosztów energetycznych o ok. 1% (bez względu na to, czy biegano w butach, czy na bosaka). Kiedy kontrolowano masę buta/stopy, stwierdzono, że bieganie w lekkich butach wymaga ~3-4% mniej energii niż bieganie boso. Na wykresie obrazującym zależność maksymalnego pułapu tlenowego (VO2 max) i wzrastającej masy stóp - bosych i obutych - widać, że intensywność wysiłku, czyli zużycie tlenu, jest stale większa bez butów. Naukowcy zaznaczają jednak, że różnica istotna statystycznie pojawiała się tylko przy porównywaniu stopy w butach ważących 150 g z bosą stopą z takim samym obciążeniem oraz gdy bosą stopę z 300-g paskiem zestawiano z butem z przymocowanym paskiem o wadze 150 g. Noszenie butów oznacza zatem, że w jakiś sposób biegamy bardziej wydajnie, niezależnie od dodanej wagi. Jak już wspomnieliśmy, przy takiej samej wadze but daje przewagę energetyczną rzędu 3-4%. Franz i inni podają dwa możliwe wyjaśnienia tego zjawiska. Jedno jest takie, że w adidasach biegacze spontanicznie robią nieco dłuższe kroki (średnio o 3,3%). Drugie odwołuje się do amortyzatorów. Bez nich mięśnie nóg sportowca musiałyby poświęcić energię metaboliczną, aby zaabsorbować uderzenie każdego kroku (Amerykanie nazwali to twierdzenie "hipotezą kosztu amortyzacji").
-
Miliardy planet nadają się do zamieszkania?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
W naszym najbliższym sąsiedztwie, w odległości zaledwie 30 lat świetlnych od Ziemi, może znajdować się około 100 planet zdolnych do podtrzymania życia. Z obliczeń dokonanych przez uczonych z European Southern Observatory wynika, że w naszej galaktyce mogą istnieć miliardy skalistych planet znajdujących się w strefie zamieszkania. Uczeni z La Silla Observatory użyli spektrografu HARPS do zbadania 102 czerwonych karłów. Odkryli w ich okolicach 9 skalistych planet o masie nie większej niż dziesięciokrotność masy Ziemi. Zmierzyli też ich odległość od gwiazd macierzystych. Z obliczeń wynika, że około 40% czerwonych karłów w Drodze Mlecznej powinno posiadać takie planety, znajdujące się w strefie zamieszkania. Czerwone karły są w naszej galaktyce bardzo rozpowszechnione, jest ich około 160 miliardów, co oznacza, że tylko w Drodze Mlecznej istnieją dziesiątki miliardów takich planet - powiedział Xavier Bonfils, główny autor badań. Orbity niektórych z tych planet prawdopodobnie przechodzą pomiędzy ich gwiazdą macierzystą, a Ziemią, co pozwoli na badanie składu ich atmosfery i poszukiwanie oznak życia - dodaje Xavier Delfosse, jeden z członków zespołu badawczego. -
Cardioglossa cyaneospila to żaba opisana w 1949 r. Potem przedstawicieli tego gatunku nie widywano przez 62 lata. Aż do grudnia 2011 r., gdy herpetolodzy z Kalifornijskiej Akademii Nauk oraz Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso ponownie natrafili na jednego osobnika podczas ekspedycji w Burundi. Przez lata naukowcy obawiali się, że C. cyaneospila wyginęły wskutek walk między Hutu i Tutsi. Wiedza nt. dzikiej przyrody Burundi pochodziła z badań przeprowadzonych w połowie XX w. jeszcze za rządów Belgów, trzeba ją więc było uaktualnić. David Blackburn (Kalifornijska Akademia Nauk) i Eli Greenbaum (Uniwersytet Teksański w El Paso) zorganizowali wyprawę, której celem było odnalezienie C. cyaneospila oraz innych płazów i gadów, które opisano po raz pierwszy 60 lat temu. Ku ich zaskoczeniu habitaty Rezerwatu Przyrody Bururi na południowym zachodzie kraju zachowały się w dość dobrym stanie i występowały tam populacje rzadkich ptaków leśnych oraz szympansów. Naukowcy nie dysponowali wieloma informacjami na temat poszukiwanego obiektu. Podejrzewano tylko, że żaba wydaje odgłosy przypominające zawołania krewniaków z Kamerunu. Wreszcie piątej nocy w lesie Blackburnowi udało się znaleźć jednego osobnika. Wydawało mi się, że słyszałem zawołanie, dlatego poszedłem w tym kierunku i zaczekałem. Szczęśliwym zrządzeniem losu przypadkowo odsunąłem na bok trawę i okazało się, że żaba siedzi na kłodzie. Później przez parę nocy słyszałem wiele głosów, co wskazuje na liczną, zdrową populację, ale udało mi się dojrzeć tylko jeden okaz. Samce C. cyaneospila mają w każdej stopie jeden dłuższy palec, który odpowiada ludzkiemu palcowi serdecznemu. Nie wiadomo, do czego służy. Najbliżsi krewni C. cyaneospila żyją w górach Kamerunu. Jedyny znaleziony osobnik trafił do kolekcji herpetologicznej Kalifornijskiej Akademii Nauk. Zostanie wykorzystany m.in. do badań DNA, które pomogą w określeniu, kiedy gatunki Cardioglossa z Burundi i Kamerunu zostały od siebie genetycznie odizolowane. Naukowcy mają nadzieję, że uzyskane wyniki rzucą nieco światła na historyczne warunki klimatyczne. Poza C. cyaneospila, Blackburn i Greenbaum udokumentowali dziesiątki innych płazów, z których wielu nie spotkano dotąd w Burundi. Niewykluczone, że odkryto także gatunki całkiem nowe dla nauki. Ostatecznie wykorzystamy dane zgromadzone w czasie ekspedycji do uaktualnienia statusów ochronnych płazów Burundi - podsumowuje Greenbaum.
-
Najbardziej kompleksowy przeszczep twarzy w historii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Na University of Maryland dokonano najbardziej kompleksowego przeszczepu twarzy w historii. Pacjent zyskał nową twarz, szczęki, zęby i język. Sama operacja trwała 36 godzin, a drugie tyle zajęły bezpośrednie przygotowania do niej. W zabieg zaangażowano ponad 150-osobowy zespół pielęgniarek i specjalistów oraz interdyscyplinarny zespół lekarzy. Na czele zespołu dokonującego transplantacji stał profesor Eduardo D. Rodriguez, specjalista chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej oraz chirurgii twarzowo-szczękowej. W zabieg zaangażowano grono specjalistów chirurgii czaszkowei i mikrochirurgii rekonstrukcyjnej. „Wykorzystaliśmy nowatorskie metody chirurgiczne i techniki komputerowe, by precyzyjnie przeszczepić twarz, szczękę, zęby i część języka. Transplantacja obejmowała wszystkie tkanki miękkie od góry czaszki po szyję, w tym mięśnie umożliwiające ekspresję twarzy oraz nerwy czuciowe i ruchowe. Naszym celem jest odzyskanie przez pacjenta funkcji twarzy i uzyskanie przy tym estetycznie zadowalającego wyniku“ - mówi Rodriquez. Pacjentem jest 37-letni Richard Lee Norris, który w 1997 roku wskutek wypadku z bronią palną odniósł poważną ranę. Od tamtego czasu przeszedł liczne zabiegi ratujące życie oraz operacje rekonstrukcyjne. Stracił policzki, nos, miał ograniczoną ruchomość ust. Po raz pierwszy pacjent pojawił się na University of Maryland w 2005 roku i omawiał z profesorem Rodriguezem ewentualną rekonstrukcję. Przeprowadzenie operacji było możliwe dzięki grantowi przekazanemu przez Office of Naval Research, które od dawna współpracuje z uczelnią. Grant pozwolił na prowadzenie badań klinicznych nad tak szeroko zakrojonymi przeszczepami twarzy. -
Życie plemienia Tsimané z Boliwii nie należy do łatwych. Wycinanie lasów pod uprawy, polowania czy poszukiwanie jedzenia w lesie oznaczają stały wysiłek fizyczny. Naukowcy spodziewali się, że w związku z tym poziom testosteronu u tamtejszych mężczyzn będzie wysoki. Okazało się jednak, że w rzeczywistości, w porównaniu do Amerykanów, bazowy poziom testosteronu Tsimané jest o 1/3 niższy. Poza tym nie spada z wiekiem. Podtrzymywanie wysokiego poziomu testosteronu upośledza układ odpornościowy, dlatego warto obniżyć stężenie hormonu w środowiskach, gdzie nie brakuje pasożytów i patogenów [a tam, gdzie żyją Tsimané, tak właśnie jest] - tłumaczy Ben Trumble, student antropologii z University of Washington. Niewielkie zagęszczenie pasożytów i patogenów w Ameryce oraz innych krajach rozwiniętych pozwala mężczyznom podtrzymywać wysokie stężenia androgenu bez ryzyka infekcji. Mimo braku spadku stężenia testosteronu z wiekiem, Tsimané mają coś wspólnego z Amerykanami - także u nich współzawodnictwo oznacza krótkotrwały skok w poziomie hormonu. Trumble i inni zorganizowali dla 8 drużyn Tsimané turniej piłki nożnej. Okazało się, że w porównaniu do zwykłych okoliczności, bezpośrednio po meczu poziom testosteronu był wyższy o 30%, a po godzinie od gry o 15%. Podobne wartości obserwuje się po rywalizacji sportowej u Amerykanów i innych przedstawicieli krajów rozwiniętych. Sugeruje to, że wyrzut testosteronu pod wpływem współzawodnictwa jest fundamentalną częścią ludzkiej biologii i występuje nawet wtedy, gdy zwiększa ryzyko infekcji. W ostatnich dziesięcioleciach Tsimané zaczęli się częściej kontaktować z innymi populacjami i stali się fanami piłki nożnej. Mężczyźni, którzy wzięli udział w turnieju, grają średnio 3 razy w tygodniu. Naukowcy mierzyli poziom testosteronu w próbkach śliny pobranych kwadrans przed meczem. Okazało się, że stanowi on ok. 70% stężenia u mężczyzn w podobnym wieku z USA. Dziesięć minut po rozgrywkach odnotowano 30-proc. wzrost. Podczas wcześniejszych badań nad Amerykanami wyliczono, że w takich samych okolicznościach stężenie testosteronu zwiększa się u nich o średnio 37%. "Zastrzyk" testosteronu pozwala jednym i drugim na szybszy wychwyt glukozy przez pracujące mięśnie, wskutek czego znacznie zwiększa się szybkość reakcji. Antropolodzy zauważyli, że u zawodników, którzy strzelili gole i najwyżej ocenili swoje osiągnięcia, następował największy skok poziomu testosteronu. Obecnie Trumble i inni próbują oddzielić wpływ wysiłku fizycznego i współzawodnictwa na stężenie hormonu. Badani są mężczyźni po ścinaniu drzew, polowaniu i rozgrywkach w piłkę nożną.
-
Komisja Handlu Międzynarodowego Parlamentu Europejskiego zdecydowała, że ACTA nie zostanie skierowana do rozpatrzenia przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Decyzja dotycząca ACTA to decyzja polityczna i parlament powinien mieć pełną kontrolę nad wprowadzaniem tych przepisów - stwierdzili niektórzy członkowie komisji. Przeciwko skierowaniu ACTA do Trybunału było 21 głosujących, za 5, dwie osoby były nieobecne. ACTA nie cieszy się zbyt dużym poparciem w Parlamencie Europejskim. Szanse na przyjęcie tych przepisów nie są duże. Przeciwnicy ACTA nie chcieli kierowania ustawy do Trybunału, gdyż ten najprawdopodobniej orzekłby, że jego zapisy są zgodne z obowiązującym w UE prawem, co mogłoby przekonać część posłów do jej poparcia. Kolejna debata nad ACTA odbędzie się w dniach 25-26 kwietnia, a 29-30 maja Komisja Handlu będzie głosowała nad tymi przepisami. Cały Parlament Europejski zdecyduje o losie ACTA w czerwcu.
-
Ziołowe preparaty z macierzanki tymianku mogą skuteczniej leczyć trądzik niż maści na receptę. Naukowcy z Leeds Metropolitan University badali wpływ nalewek z macierzanki tymianku, nagietka i balsamowca mirry na Gram-dodatnie bakterie Propionibacterium acnes. Brytyjczycy odkryli, że choć wszystkie nalewki były w stanie zabić bakterie po 5-minutowej ekspozycji, preparat z macierzanki tymianku był w tym najskuteczniejszy. Co więcej, okazało się, że miał silniejsze właściwości antybakteryjne niż standardowe stężenia nadtlenku benzoilu, substancji czynnej wielu maści przeciwtrądzikowych. Podczas przygotowywania nalewki materiał roślinny jest na kilka dni, a nawet tygodni zanurzany w alkoholu. Ten proces "wyciąga" aktywne składniki z rośliny. Choć macierzanka tymianek, nagietek i balsamowiec mirra są popularnymi ziołowymi alternatywami dla standardowych płynów antybakteryjnych do mycia, nasze studium jako pierwsze zademonstrowało, jak wpływają na bakterie odpowiedzialne za infekcję skóry i trądzik - podkreśla dr Margarita Gomez-Escalada. Naukowcy prowadzili badania na modelu in vitro. Wpływ nalewek porównywano z kontrolnym roztworem alkoholu. W ten sposób zespół z Leeds Metropolitan University wykazał, że nie chodzi o odkażające działanie samego alkoholu, na bazie którego przygotowano nalewki. W kolejnych etapach badań Brytyjczycy chcą zgłębić działanie nalewek na poziomie molekularnym. Jak zastrzega Gomez-Escalada, będą one prowadzone w warunkach bardziej przypominających środowisko skóry.