Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Microsoft przystępuje do zdecydowanej ofensywy w Ameryce Północnej. W ciągu kilku ostatnich dni koncern zapowiedział szeroko zakrojone inicjatywy, które mają zwiększyć zainteresowanie m.in. systemem Windows 8 oraz tabletem Surface. Najpierw dowiedzieliśmy się, że koncern podpisał z siecią BestBuy umowę, na podstawie której w 600 sklepach tej sieci w USA i Kanadzie pojawią się sklepy koncernu z Redmond. Będą tam sprzedawane nie tylko jego własne produkty, ale również towary jego partnerów OEM. Sklepy te zastąpią obecne działy z komputerami BestBuy. Analitycy chwalą decyzję Microsoftu, zwracają jednak uwagę, że pownna ona zostac podjęta wiele lat temu. Wówczas byłoby to rzeczywiście znaczące wydarzenie. Teraz, gdy Samsung i Apple posiadają własne mini-sklepy w sieciach sklepów elektronicznych, zamiary Microsoftu nie wyglądają tak imponująco. Zapewne też dlatego koncern postanowił zrealizować swój plan z dużym rozmachem. Jego sklepy będą znacznie większe od podobnych rozwiązań konkurencji. Na sklepach jednak się nie skończy. Media doniosły właśnie, że koncern z Redmond rozda bezpłatne tablety Surface RT uczestnikom konferencji International Society for Technology in Education. Weźmie w niej udział 10 000 osób, a większość z nich to nauczyciele i osoby związane z edukacją. Microsoft przeprowadzi też szkolenia, w czasie których pokaże, w jaki sposób można wykorzystać tablety podczas lekcji. Koncern liczy na to, że z jednej strony zainteresuje uczniów swoim produktem, a z drugiej - że szkoły zamówią więcej urządzeń Surface.
  2. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) opisali mechanizm wyjaśniający tworzenie przerzutów. Badacze wiedzieli, że komórki nowotworowe rekrutują zdrowe komórki i wykorzystują je, by pokonywać duże dystanse. Dotąd nie umieli jednak wyjaśnić, jak do tego dochodzi. Podczas najnowszych eksperymentów Brytyjczycy posłużyli się komórkami grzebienia nerwowego (bazując na "inwazyjności", naukowcy porównali je do komórek nowotworowych) oraz plakod (in. płytek nerwowych, z których rozwijają się struktury receptorowe nerwów czaszkowych; w modelu były one odpowiednikami zdrowych komórek). Okazało się, że gdy komórki grzebienia umieszczano obok komórek plakod, te pierwsze zaczynały się uganiać za drugimi, a drugie uciekały przed pierwszymi. Gonitwa była możliwa, bo komórki płytek nerwowych wytwarzały niewielkie cząsteczki przyciągające komórki grzebienia. Akademicy uważają, że mechanizm przerzutowania przebiega na podobnej zasadzie. Zdrowe komórki próbują umknąć nowotworowym, ale nie dają rady, bo produkują atraktanty. By wyjaśnić to zjawisko, posłużyliśmy się motywem osła i marchewki: osioł podąża za marchewką, ale za każdym razem, gdy zwierzę się zbliży, kąsek ucieka. [W świecie mikro] komórki grzebienia uganiają się za komórkami płytek, ale gdy tylko dojdzie do fizycznego kontaktu, komórki plakod uciekają - wyjaśnia dr Roberto Mayor.
  3. W drugiej połowie bieżącego roku zadebiutuje intelowska platforma Haswell-E, a wraz z nią na rynek trafi pierwszy ośmiordzeniowy CPU Intela dla komputerów osobistych. Co więcej półprzewodnikowy koncern nie będzie w ramach nowej platformy oferował 4-rdzeniowej kości. Użytkownicy będą mieli wybór pomiędzy 6- a 8-rdzeniowymi układami z pamięcią L3 o pojemności do 20 megabajtów. Procesory zostaną wyposażone w technologię HyperThreading, co oznacza, że posiadacz fizycznego 8-rdzeniowca będzie miał do dyspozycji 16 rdzeni logicznych. Układy będą charakteryzowały się maksymalnym TDP (pobór mocy wyrażony emisją ciepła) na poziomie 130-140 watów i zostaną stworzone w 22-nanometrowym procesie produkcyjnym. Wraz z Haswell-E zadebiutuje nowa rodzina chipsetów o nazwie Wellsburg. Będą one obsługiwały tylko układy DDR4 taktowane zegarem do 2133 MHz, do 6 portów USB 3.0, do 8 portów USB 2.0 i do 10 portów SATA 6 Gbps. Na potrzeby platformy Haswell-E zaprojektowano nową podstawkę LGA 2011-3.
  4. Trąd to jedna z najważniejszych chorób w historii Europy. O średniowiecznej epidemii pamiętamy do dzisiaj. Dlaczego jednak epidemia wygasła? Na przełomie XV i XVI wieku liczba zachorowań zaczęła gwałtownie spadać i Europa uwolniła się od choroby. Na to pytanie postanowili odpowiedzieć Pushpendra Singh z politechniki w Lozannie oraz Johannes Kraus i jego zespół z Uniwersytetu w Tybindze. Naukowcy zrekonstruowali genom średniowiecznego szczepu trądu, by sprawdzić, jak zmieniał się on w czasie. Zadanie nie było łatwe, gdyż w obecnie dostępnym materiale - kościach ofiar choroby - znajduje się mniej niż 0,1% DNA bakterii. Naukowcy opracowali niezwykle czuły test DNA, który umożliwił im wykonać zadanie. Dzięki ich wysiłkowi wiemy, jak doszło do zakończenia epidemii. Analiza DNA wykazała, że średniowieczne szczepy Mycobacterium leprae były niemal identyczne ze szczepami współczesnymi. Ich sposób działania się nie zmienił. A skoro nie doszło do zmiany patogenu, to jedynym wytłumaczeniem jest zmiana gospodarza - człowieka. Wiele przemawia za tym, że zyskaliśmy odporność na trąd. Choroba była bardzo rozpowszechniona, a jej ofiary starano się izolować. W niektórych społecznościach wywierano na nie nacisk, by się nie rozmnażały. Ponadto inne badania wskazują na pewne przyczyny genetyczne, dzięki którym większość Europejczyków jest bardziej odpornych niż resza ludzkości - Stewart Cole z Lozanny. Co ciekawe, średniowieczny szczep Mycobacterium leprae ze Szwecji i Wielkiej Brytanii jest niemal identyczny ze szczepem obecnie występującym na Bliskim Wschodzie. Nie mamy danych, które pozwoliłyby nam określić kierunek rozprzestrzeniania się epidemii. Patogen mógł zostać przyniesiony do Palestyny w czasie krucjat. Ale mogło to też odbywać się w drugą stronę - dodaje Cole. Uczeni nie wykluczają, że uda się poznać jeszcze starszą historię trądu. Materiał genetyczny Mycobacterium leprae jest niezwykle odporny na działanie czasu. Prawdopodobnie ma to związek z grubymi ścianami komórkowymi patogenu. Co roku na trąd zapada na świecie ponad 200 000 osób.
  5. W Galaktyce Andromedy odkryto dużą liczbę czarnych dziur. Dzięki 150 obserwacjom wykonanym w ciągu 13 lat za pośrednictwem Chandra X-ray Observatory zidentyfikowano 26 prawdopodobnych czarnych dziur. To największa liczba takich struktur poza Drogą Mleczną. Sądzimy, że to wierzchołek góry lodowej. Większość czarnych dziur nie ma bliskich towarzyszy i jest dla nas niewidoczna - mówi Robin Barnard z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Odkryte obiekty to czarne dziury o masie gwiazdowej, powstałe wskutek kolapsu gwiazd o masie od 5 do 10 razy większej od masy Słońca. Można je zauważyć dzięki temu, że wysysają materiał z towarzyszącej im gwiazdy. Materiał ten jest podgrzewany i promieniuje, zanim wpadnie w czarną dziurę. Naukowcy, by odnaleźć i zidentyfikować wspomniane obiekty, musieli najpierw upewnić się, że mają do czynienia z czarnymi dziurami o masie gwiazdowej, a nie z supermasywnymi czarnymi dziurami znajdującymi się w centrach galaktyk. Udało im się to dzięki opracowaniu nowej techniki analizy jasności i zmienności promieniowania X. W systemach dziur o masie gwiazdowej dochodzi do znacznie szybszych zmian promieniowania niż w supermasywnych czarnych dziurach. Ponadto zaobserwowano, że emisja wokół dziur była jaśniejsza od pewnych poziomów promieniowania X oraz charakteryzowała się szczególnym kolorem tego promieniowania. To pozwoliło stwierdzić, że nie mamy do czynienia z gwiazdami neutronowymi, gdyż w ich przypadku obie charakterystyki promieniowania X nie wystepują jednocześnie. Już wcześniej w tym samym regionie znaleziono 9 czarnych dziur, zatem teraz ich liczba wzrosła do 35. Osiem z nich jest związanych z gromadami kulistymi. W Drodze Mlecznej nie znaleziono dotychczas żadnej czarnej dziury tego typu. Aż siedem nowo odkrytych czarnych dziur występuje w promieniu do 1000 lat świetlnych od centrum Galaktyki Andromedy. Ich zagęszczenie jest zatem większe niż w Drodze Mlecznej. To akurat nie jest zaskoczeniem, gdyż zgrubienie centralne Andromedy jest większe niż w naszej galaktyce, co pozwala na pojawienie się większej liczby czarnych dziur. Najnowsze odkrycie potwierdza wcześniejsze spostrzeżenia niemieckiego zespołu z Instytutu Astrofizyki im. Maksa Plancka. Niemcy stwierdzili, że w centrum Galaktyki Andromedy znajduje się niezwykle dużo źródeł promieniowania X i uznali, że wiele z nich to prawdopodobnie czarne dziury.
  6. Prof. Harminder Dua z Uniwersytetu w Nottingham odkrył nową warstwę rogówki (na jego cześć nazwano ją warstwą Duy). To przełomowe odkrycie doprowadzi do przeredagowania podręczników oftalmologicznych. Zidentyfikowawszy tę warstwę, będziemy mogli wykorzystać jej obecność, by uprościć operacje i zapewnić pacjentom większe bezpieczeństwo. [...] Istnieje wiele chorób tylnej części rogówki. Klinicyści z całego świata zaczynają je właśnie łączyć z obecnością, brakiem lub uszkodzeniem dopiero co opisanej warstwy. Wg autorów artykułu z pisma Ophthalmology, zniszczeniem warstwy Duy można wyjaśnić m.in. ostry obrzęk rogówki ze stożkiem rogówki. Dotąd sądzono, że rogówka składa się z 5 warstw: 1) nabłonka przedniego, 2) blaszki granicznej przedniej, 3) istoty właściwej, 4) blaszki granicznej tylnej oraz 5) nabłonka tylnego. Najnowsze badania wykazały jednak, że między istotą właściwą a blaszką graniczną tylną znajduje się jeszcze jedna warstwa. Mimo że ma zaledwie 15 mikrometrów grubości, jest naprawdę twarda i wytrzymała (niestraszne są jej ciśnienia rzędu 1,5-2 barów). Istnienie warstwy Duy potwierdzono podczas symulacji przeszczepu rogówki. Zabieg przeprowadzano na gałkach ocznych z banków z Bristolu i Manchesteru. By delikatnie oddzielić poszczególne warstwy, w rogówkę wstrzykiwano drobne bąble powietrza. Później oglądano je pod mikroskopem elektronowym. Gdyby podczas operacji chirurg zdołał wprowadzić bąbel w okolice warstwy Duy i okazałaby się ona (stosunkowo) wytrzymała, można by się spodziewać lepszych rezultatów i szybszego powrotu do zdrowia.
  7. Ministrowie krajów G8 przestrzegli przed dodawaniem tetracykliny do farb do malowania kadłubów statków. Praktyka ta miała pomagać w usuwaniu wąsonogów i glonów, ale w praktyce doprowadziła do pojawienia się lekoopornych bakterii. Problem jest palący, bo bakterie morskie mogą przekazać geny antybiotykooporności m.in. pałeczkom okrężnicy (Escherichia coli) czy przedstawicielom rodzaju Salmonella ze środowisk lądowych. Sądzę, że niektórzy przeżyli szok, słysząc o dodawaniu antybiotyków do farb zapobiegających obrastaniu [biofoulingowi] - twierdzi David Willetts, brytyjski minister nauki. Musimy podzielić się tą informacją, by ocenić, co się [właściwie] dzieje i jaka jest skala zagrożenia. Trzeba promować badania i prace nad rozwiązaniami. Mark Walport, główny doradca naukowy brytyjskiego rządu, dodaje, że na kwestię stosowania antybiotyków nie patrzy się holistycznie, dlatego specjaliści od obrastania nie pomyśleli o medycznych konsekwencjach swoich działań. Kończąc 3-dniowe spotkanie w Londynie, ministrowie nauki z krajów G8 zgodzili się, że obecnie należy się zająć przede wszystkim antybiotykoopornością i chorobami neurodegeneracyjnymi. Gary Goodyear, minister nauki i technologii z Kanady, podkreślił, że międzynarodowa współpraca doprowadzi do szybszego wypracowania rozwiązań. Geneviève Fioraso, francuska minister szkolnictwa wyższego i badań naukowych, przekonywała, że z pewnymi wyzwaniami społecznymi nie można sobie poradzić w pojedynkę.
  8. Naukowcy korzystający z Teleskopu Hubble'a odkryli planetę formującą się w rekordowo dużej odległości od swojej gwiazdy macierzystej. Wspomniana planeta powstaje w odległości ponad 12 miliardów kilometrów od czerwonego karła TW Hydrae. Odkrycie może podważyć współczesne teorie dotyczące formowania się planet. Dotychczas potwierdzono istnienie około 900 planet pozasłonecznych. Żadna z nich nie jest tak odległa od gwiazdy macierzystej jak nowo powstająca planeta. TW Hydrae znajduje się w odległości 176 lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Hydry. Hubble wykrył tajemniczą przerwę w otaczającym gwiazdę dysku protoplanetarnym. Przerwa ma szerokość 3 miliardów kilometrów. Szerokość całego dysku to 86 miliardów kilometrów. Przerwa świadczy prawdopodobnie o obecności formującej się planety. Obiekt jest prawdopodobnie dość mały, jego masa jest od 6 do 28 razy większa od masy Ziemi. Gdyby planeta taka znajdowała się w Układzie Słonecznym byłaby dwukrotnie bardziej oddalona od Słońca niż Pluton. Według jednej z teorii na temat formowania się układów planetarnych, planeta powstająca w tak olbrzymiej odległości od gwiazdy będzie formowała się 200-krotnie dłużej od Jowisza, gdyż jej rozciągnięta orbita oznacza, że wolniej krąży, a w dużej odległości dysk protoplanetarny jest rzadszy. Jowisz, którego od Słońca dzieli średnio 800 milionów kilomeetrów formował się około 10 milionów lat. Tymczasem TW Hydrae liczy sobie zaledwie 8 milionów lat, co wedle współczesnych teorii oznacza, że nie powinna posiadać planet. Dodatkowo TW Hydrae ma masę około 0,55 masy Słońca. Zaobserwowanie takiego systemu jest czymś niezwykłym. To najlżejsza gwiazda posiadająca tak daleko położoną przerwę w dysku - mówi John Debes ze Space Telescope Science Institute. Inna teoria mówi, że dysk protoplanetarny może stać się grawitacyjnie niestabilny i zapaść w sobie, dzięki czemu planeta może uformować się błyskawicznie, zaledwie w ciągu kilku tysięcy lat. Tajemnic jest jednak jeszcze więcej. Badania przeprowadzone za pomocą Atacama Large Millimeter Array wykazały, że w odległości większej niż 8,8 miliarda kilometrów od TW Hydrae w dysku protoplanetarnym nie występują ziarna pyłu o wielkości przekraczającej wielkość ziarna piasku. Zwykle do uformowania się planety potrzebne są kamyczki. Zatem jeśli tam jest planeta, a nie ma ziaren większych od ziarna piasku, to będziemy mieli olbrzymi problem, by wyjaśnić to zjawisko na gruncie współczesnych teorii formowania się planet - mówi Debes.
  9. Naukowcy rozszyfrowali tajemnicę, dzięki czemu ssakom morskim udaje się na tak długo wstrzymać oddech. Zespół skupił się na mioglobinie, białku biorącym udział w magazynowaniu tlenu. Prześledziwszy jego ewolucję u ponad 100 gatunków (także tych kopalnych) stwierdzono, że u waleni czy fok jest ono mniej "lepkie". Mioglobina odpowiada za czerwone zabarwienie mięsa. U najlepszych ssaczych nurków występuje jej tak dużo, że mięśnie wydają się prawie czarne. W większych stężeniach białka przywierają do siebie, co upośledza ich działanie, dotąd nie było więc wiadomo, jak duże stężenia mioglobiny miałyby pomagać np. fokom. Badaliśmy ładunek elektryczny na powierzchni mioglobiny i stwierdziliśmy, że u ssaków, które nurkują przez długi czas, jest on silniej dodatni [oceniano ładunek powierzchniowy netto]. Byliśmy zaskoczeni widząc tę samą sygnaturę nie tylko u waleni i fok, ale również u półwodnych bobrów czy piżmaków, a nawet rzęsorków. Nanosząc tę sygnaturę na drzewo filogenetyczne, mogliśmy zrekonstruować wydajność magazynów tlenu u wymarłych przodków dzisiejszych nurkujących ssaków - wyjaśnia dr Michael Berenbrink z Uniwersytetu w Liverpoolu. Dr Scott Mireceta dodaje, że gdy w mięśniach ssaka występuje dużo naładowanej dodatnio mioglobiny, cząsteczki się odpychają. To zjawisko powinno zapobiegać powstawaniu agregatów. [...] Jesteśmy podekscytowani odkryciem, bo pozwala ono zestawić przekształcenia anatomiczne zachodzące podczas zmiany trybu życia z lądowego na wodny z rzeczywistymi fizjologicznymi możliwościami w zakresie nurkowania.
  10. Udało się rozwiązać jeden z największych problemów trapiących pamięc FeRAM. Opracowano metodę, która pozwala na odczytanie zawartości tych pamięci bez jej niszczenia. FeRAM to nieulotne układy wykorzystujące materiał ferroelektryczny w roli kondensatora przechowującego dane. FeRAM posiadają zalety pamięci RAM i ROM. Zapewniają szybki dostęp do danych, dużą wytrzymałość, charakteryzują się niskim zapotrzebowaniem na energię elektryczną i przechowują dane po odłączeniu zasilania. Mogą stać się uniwersalnym rodzajem pamięci. Niestety, mają poważną wadę. Odczytywanie z nich danych łączy się z ich skasowaniem. A to oznacza, że natychamist po odczytaniu każdego bitu konieczne jest jego ponowne zapisanie, co znacząco spowalnia pracę pamięci i wpływa negatywnie na jej wytrzymałość. Ramamoorthy Ramesh z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Junling Wang z Uniwersytetu Technologicznego Nanyang w Singapurze rozwiązali ten problem za pomocą szybkiego i taniego systemu wykorzystującego światło widzialne. Uczeni wykorzystali prototypowy FeRAM bazujący na ferrycie bizmutu i wykazali, że za pomocą światła można z komórki pamięci odczytać różne wartości napięcia odpowiadające polaryzacji zapisanego bitu. Odczyt nie kasuje danych. Co więcej operacje odczytu i zapisu danych wymagają zaledwie 3 woltów i trwają około 10 nanosekund. Taki FeRAM pracuje zatem tysiące razy szybciej niż układy NAND i wymaga kilkukrotnie niższego napięcia. Nie ma jednak róży bez kolców. Prototyp Ramesha i Wanga liczy sobie aż 10 mikrometrów. Obaj uczeni mówią, że co prawda nie istnieją żadne fundamentalne przeszkody uniemożliwiające zminiaturyzowanie go i produkcję takich układów w technologii 22 nanometrów, to jednak do przebycia jest długa droga, na której roi się od przeszkód. Tradycyjne układy DRAM i NAND pozostaną z nami jeszcze przez jakiś czas.
  11. Samsung, obecny lider na rynku telefonów komórkowych, otworzy centrum badawczo-rozwojowe w pobliżu siedziby Nokii, niedawnej potęgi na tym rynku. To symboliczne podkreślenie przewagi koreańskiej firmy nad fińskim rywalem. Centrum znajdzie się w miejscowości Espoo, w której znajduje się główna siedziba Nokii. Wiele innych firm, w tym Intel i Huawei, ma podobne centra w Finlandii. Korzystają z faktu, że w tym kraju jest bardzo duży odsetek osób wykształconych na dobrych miejscowych uczelniach technicznych. Samsung z pewnością będzie mógł skorzystać też z usług byłych inżynierów Nokii, którzy zostali zwolnieni gdy fińska firma wdrożyła plan ratunkowy.
  12. W ujściu rzeki Beaulieu zacumowano pod koniec maja olbrzymie drewniane jajo. Przez okrągły rok będzie ono domem i obserwatorium Stephena Turnera. Żyjąc w zgodzie z naturą i jej cyklami, artysta zamierza przemyśleć kwestie odnawialności i przyszłego gospodarowania surowcami. Odmieniony klimat już teraz przebudowuje linie brzegowe i habitaty. Dawne słone bagna są niszczone przez podniesienie poziomu wód morskich i erozję lądu. Całe nadmorskie środowisko podlega ciągłym przekształceniom. [...] Moim zadaniem będzie zwiększenie świadomości przeszłości i tworzonej dopiero teraźniejszości tego specjalnego miejsca. Brytyjczyk chce żyć etycznie i ekologicznie. Potencjalne zużycie energii wyliczono w oparciu o jego przewidywane zajęcia (uwzględniono zależność aktywności od pór roku). Turner będzie mógł naładować różne urządzenia, np. laptopa, telefon czy aparat cyfrowy, dzięki zamontowanym na jaju panelom słonecznym. Jajo, przynajmniej częściowo, skonstruowano z desek cedrowych. Po skręceniu połówki ustawiono w odpowiedniej pozycji za pomocą wyciągu. Twórcy Exbury Egg (Turner, PAD Studio i The SPUD Group) podkreślają, że projekt nie ma antymodernistycznego charakteru. Chodzi raczej o połączenie najlepszych i wydajnych współczesnych technologii z wypróbowanymi rozwiązaniami z przeszłości. Do udziału w projekcie edukacyjnym zaproszono zarówno uczniów szkół podstawowych, jak i studentów. Jajo ma umożliwić kształcenie w zakresie nauk przyrodniczych, inżynieryjnych czy architektury. Pierwsze warsztaty zorganizowano jeszcze na etapie budowy. Ponieważ jajo przycumowano w cennej, a zarazem zagrożonej okolicy, wizyty na pokładzie będą rzadkie. Osobom w każdym wieku zaproponowano jednak rozbudowaną ofertę warsztatów i seminariów. Dzięki elektronicznym mediom Turner zachowa kontakt ze światem zewnętrznym i stałym lądem, a chętni zajrzą do jego pracowni. Pod koniec kwietnia 2014 r. jajo zostanie usunięte z rzeki, ale to nie oznacza zakończenia działalności edukacyjnej. Exbury Egg rozpocznie tournée - w środku wystawione zostaną dzieła Turnera, a na zewnątrz będzie można zobaczyć, jak konstrukcja zmieniła się po roku przebywania w wodzie.
  13. Sąd Najwyższy USA zablokował możliwość patentowania ludzkich genów. Sędziowie jednogłośnie orzekli, że genom homo sapiens nie może być opatentowany. Decyzja ta ma fundamentalne znacznie dla medycyny i farmacji. Orzeczenie ostatecznie rozstrzyga spór wokół firmy Myriad Genetics, która posiada patenty na geny związane z rozwojem raka piersi i jajnika. Sędzia Clarence Thomas, który w imieniu SN pisał uzasadnienie wyroku, stwierdził, że Myriad znalazł lokalizację BRCA1 i BRCA2, ale to odkrycie samo w sobie nie powoduje, że geny BRCA mogą być patentowane. Fakt, że firmie Myriad udało się opatentować geny niepokoił wielu naukowców i lekarzy, którzy zwracali uwagę, iż dopuszczenie do patentowania znacznie zwiększy ceny leków i terapii genowych, gdyż będzie wiązało się z koniecznością wnoszenia opłat licencyjnych. Przeciwnicy Myriad, w tym Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU) chcieli, by sąd uniemożliwił też patentowanie sztucznie wytworzonego materiału zawierającego ludzkie geny. ACLU wystąpiła do sądu chcąć obalić siedem patentow Myriad dotyczących genów BRCA1 i BRCA1. Sąd federalny orzekł, że patenty są nieważne, jednak sąd apelacyjny odrzucił taki wyrok. Sprawa trafiła zatem do Sądu Najwyższego, który wydał salomonowe rozstrzygnięcie. Sąd Najwyższy, ustami sędziego Thomasa stwierdził, że Sąd Apelacyjny nie miał racji, że DNA i cDNA można patentować. Ustawa Patent Act mówi, że można patentować nowe procesy i produkty, ale prawa natury, zjawiska naturalne oraz abstrakcyjne idee nie mogą być patentowane. Sądzia Thomas zaznaczył, że opatentowanie cDNA [to sztuczne DNA stworzone przez Myriad - red.] nie jest niemożliwe, w przeciwieństwie do naturalnie występującego DNA, gdyż technicy w laboratorium niewątpliwie stworzyli coś nowego. Akcje Myriad Genetics wzrosły po orzeczeniu sądu. Eksperci zauważają, że powyższe orzeczenie uniemożliwi dalsze patentowanie genów - a USPTO przyznało już patenty na 4000 genów - pozwoli jednak na patentowanie opartych nań produktów, takich jak sztuczne DNA..
  14. Ludzie potrafią wyczuć prawdziwy uśmiech, zanim w ogóle pojawi się on na twarzy. Nie umieją jednak przewidzieć uśmiechów grzecznościowych. Erin Heerey z Uniwersytetu w Bangor zastanawiała się, czy wewnętrzna wartość różnych wskazówek społecznych, np. uśmiechów, może wpływać na nasze reakcje na te bodźce. Uśmiech grzecznościowy pojawia się, gdy ludzie wiedzą, że z różnych względów dobrzy by było się uśmiechnąć. Śmiech naturalny oznacza przyjemność, występuje spontanicznie i angażuje specyficzne mięśnie wokół oczu. Brytyjka dywagowała, że gdyby spontaniczne uśmiechy były formą społecznej nagrody, powinniśmy lepiej sobie radzić z ich przewidywaniem. Chcąc sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, przeprowadziła m.in. studium obserwacyjne. Wykazało ono, że gdy obcy ludzie się poznawali, nie tylko wymieniali uśmiechy, ale i dopasowywali do siebie ich rodzaj. Ponieważ reakcja na uśmiech naturalny była szybsza niż na uśmiech zdawkowy, wydaje się, że umiemy wyczuć prawdziwe emocje jeszcze przed ich wyrażeniem. Podczas eksperymentu laboratoryjnego ochotnicy szybciej kojarzyli i zaczynali wciskać klawisze przypisane naturalnie uśmiechniętej fizjonomii. Elektrody przymocowane do twarzy wykazały, że przewidując wystąpienie u kogoś prawdziwego uśmiechu, badani sami uaktywniali odpowiednie mięśnie.
  15. Dotąd lingwiści uważali, że związek między strukturą języka a światem naturalnym ogranicza się do odzwierciedlenia wyglądu otoczenia w słownictwie. Teraz jednak wykazano, że wysokość nad poziomem morza wpływa na sposób, w jaki mówimy (fonetykę), co w pewien sposób tłumaczy, dlaczego określone języki powstały tam, a nie gdzie indziej. Prof. Caleb Everett z Uniwersytetu w Miami przeanalizował dane z 567 języków. Gdy podzielił je na 2 grupy - 1) ze spółgłoskami ejektywnymi (92) i 2) pozostałe (475) - okazało się, że w przypadku tych pierwszych aż 87% mówi się w promieniu 500 km od wysoko położonego terenu (↑ 1500 m n.p.m.). Naukowcy wzięli pod uwagę 6 takich rejonów: 1) Kordyliery (z Górami Skalistymi, Wyżyną Kolorado i Wyżyną Meksykańską), 2) Andy i Altiplano, 3) Wyżynę Południowoafrykańską, 4) Wyżynę Wschodnioafrykańską oraz Wyżynę Abisyńską, 5) Kaukaz i Płaskowyż Dżawachetyjski oraz 6) Wyżynę Tybetańską i przyległe wyżyny, głównie Wyżynę Irańską. Amerykanin twierdzi, że prawdopodobieństwo posługiwania się językiem ze spółgłoskami ejektywnymi rośnie z wysokością. To bardzo silny dowód na to, że geografia wywiera wpływ na fonetykę. Podczas analiz autor artykułu z PLoS ONE posługiwał się Światowym Atlasem Struktur Lingwistycznych (World Atlas of Linguistic Structures, WALS) - najbardziej rozbudowanym zestawieniem fonemów. Współrzędne geograficzne poszczególnych języków wprowadzono do Google Earth i ArcGIS (programu Systemu Informacji Geograficznej). Później rozpoczęła się analiza wzorców występowania. W przypadku 5 wymienionych wcześniej rejonów wyniki unaoczniły silną korelację między dużą wysokością a obecnością spółgłosek ejektywnych (języków ze spółgłoskami ejektywnymi nie było jedynie na Wyżynie Tybetańskiej i w jej pobliżu). Wg Everetta, nie da się tego wyjaśnić innymi czynnikami. Spółgłoski ejektywne artykułuje się przez utworzenie i ściśnięcie kieszeni powietrznej w jamie krtani [zazwyczaj przez uniesienie zamkniętej głośni]. Ponieważ ciśnienie spada z wysokością, w ściśnięcie rzadszego powietrza [...] wkłada się mniej wysiłku. Aby wydobyć z siebie taki dźwięk, nie wykorzystuje się strumienia powietrza wychodzącego z płuc, co pozwala ograniczyć utratę pary wodnej. Antropolog dywaguje, że Tybetańczycy nie dysponują spółgłoskami ejektywnymi, bo inaczej przystosowali się do warunków życia - wcześniejsze badania wykazały, że oddychają szybciej niż kontrolne populacje.
  16. Organizacja Linear Collider Collaboration zaprezentowała szczegółowy raport techniczny (Technical Desing Report) dotyczący projektu International Linear Collider, 31-kilometrowego liniowego zderzacza elektronów i pozytonów. Podczas ceremonii w Azji, Europie i Ameryce raport został przekazany rządom biorącym udział w projekcie. Pojawienie się tego dokumentu oznacza, że mogą rozpocząć się prace nad budową zderzacza. TDR to całościowa dokumentacja obejmująca zarówno szczegóły techniczne urządzenia, opis zjawisk fizycznych, jak i wyliczenie kosztów oraz propozycje zarządzania zderzaczem. W ILC elektrony i pozytony będą rozpędzane do prędkości bliskich prędkości światła i zderzane 14 000 razy na sekundę. Energia zderzeń będzie wynosiła 500 gigaelektronovoltów (GeV). ILC został zaprojektowany tak, by w przyszłości można było go rozbudować do długości 50 kilometrów, zwiększając energię zderzeń do 1 teraelektronowolta (TeV). To wielokrotnie mniej niż energia uzyskiwana w Wielkim Zderzaczu Hadronów (Large Hadron Collider - LHC). Po co zatem budować ILC? Odpowiedzią na to pytanie są różnice w kształcie akceleratorów. W LHC przyspieszane cząstki wędrują po okręgu. Dzięki temu mogą być przyspieszane do znacznie wyższych energii, te, które się nie zderzą, nadal krążą i można je wykorzystać podczas kolejnych zderzeń. Jednak cząstki poruszające się po zakrzywionych torach emitują promieniowanie elektromagnetyczne zwane promieniowaniem synchrotronowym. Tracą w ten sposób energię. Dlatego też w akceleratorach kołowych przyspiesza się ciężkie cząstki. Z kolei w akceleratorach liniowych te cząstki, które nie brały udziału w zderzeniu są tracone, przyspiesza się je na znacznie krótszych dystansach, dlatego też mają mniejszą energię. Z drugiej jednak strony w tego typu akceleratorach można wykorzystywać lekkie cząstki. A z ich zderzeń uzyskuje się znacznie bardziej szczegółowe informacje, które jest łatwiej analizować niż dane z akceleratorów kołowych. Dlatego też ILC może stanowić uzupełnienie LHC i mimo pracy z niższymi energiami, dostarczy danych, których nie uzyskamy z LHC. Ewentualne zbudowanie ILC przyniesie korzyści nie tylko fizykom. Już teraz można zakładać, że nowe technologie, które powstaną na potrzeby akceleratora udoskonalą np. obrazowanie medyczne, pozwalając na zminiaturyzowanie tomografów pozytonowych i przyczynią się do stworzenia nowych mniej szkodliwych technik radioterapii. Nowoczesne rozwiązania informatyczne konieczne do przekazywania danych z akceleratorów z czasem trafią też do sieci używanych w innych dziedzinach życia, nowe źródła promieniowania gamma pozwolą np. na szczegółowe badanie składu odpadów jądrowych, co z kolei może pozwolić na szybkie przetwarzanie ich w bezpieczne i stabilne. Organizacja Linear Collider Collaboration prowadzi jednocześnie prace nad projektem konkurencyjnym dla ILC. To Compact Linear Collider (CLIC), który również ma być zderzaczem przyszłej generacji, uzupełniającym LHC i wychodzącym poza to, co można osiągnąć dzięki Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów. W pracach nad oboma projektami biorą udział kraje z całego świata, najbardziej znane jednostki badawcze i uniwersytety. Nie zapadła jeszcze decyzja, który ze zderzaczy będzie budowany i gdzie. Duże szanse na ILC ma Japonia, która jest skłonna sfinansować 50% kosztów budowy. Prace konstrukcyjne mogłyby rozpocząć się już w 2015 lub 2016 roku. Zderzacz, jeśli powstanie, nie zostanie uruchomiony przed rokiem 2026.
  17. Gepardy to najszybsze zwierzęta lądowe. Trzymane w niewoli zwierzęta, zachęcone do pogoni za potencjalną ofiarą, pędzą po prostej z prędkością nawet 105 km/h. Jednak, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie tylko szybkość decyduje o ich sukcesach podczas polowania na antylopy. Naukowcy od dawna zastanawiali się, czy podobnie szybkie są gepardy na wolności. Dopiero teraz udało się to sprawdzić. Grupa na czele której stał Alan Wilson z londyńskiego Royal Veterinary College znalazła sposób na precyzyjne śledzenie gepardów podczas polowania. Eksperci postanowili wykorzystać zasilane energią słoneczną lekkie obroże z odbiornikami GPS. Najpierw jednak konieczne było sprawdzenie, na ile precyzyjne są to urządzenia. W tym celu założono obrożę psu, który swobodnie biegał po plaży. Później dane z GPS porównano ze śladami zwierzęcia odciśniętymi na piasku. Odchylenie od rzeczywistej pozycji psa wynosiło zaledwie 20 centymetrów, więc można było zacząć pomiary. Uczeni wybrali się do delty Okawango w Botswanie i założyli obroże pięciu dzikim kotom. Przez 17 miesięcy zbierali dane, a ich analiza dostarczyła zdumiewających informacji. Przede wszystkim okazało się, że na wolności gepardy nie biegają tak szybko, jak w niewoli. Najwyższa zanotowana prędkość nieco przekraczała 93 km/h. To jednak nie koniec niespodzianek. Średnia prędkość geparda podczas polowania wynosi "zaledwie" 53,6 km/h, zatem jest daleka od jego maksymalnych możliwości. Badania wykazały, że równie ważne co prędkość są inne cechy. Moc wytwarzana przez zwierzę podczas przyspieszenia wynosi imponujące 120 watów na kilogram. To ponadczterokrotnie więcej niż moc wytworzona przez Usaina Bolta podczas bicia rekordu świata na 100 metrów w 2009 roku. Ponadto gepardy potrafią gwałtownie hamować i zmieniać kierunek. Podczas takiego manewru ich ciała absorbują enegię trzykrotnie szybciej niż ciała nalepszych koni do polo - zwierząt selekcjonowanych właśnie pod kątem wykonywania gwałtownych zwrotów. Połączenie tak zdobytych informacji z danymi satelitarnymi, pozwoliło stwierdzić, że gepardy bardzo często odnoszą sukcesy wśród gęstej roślinności, gdzie polowanie wymaga gwałtownych zwrotów i nagłych zmian prędkości. Zawsze myśleliśmy o gepardach jako o sprinterach, ale wygląda na to, że sprint to tylko część historii - mówi Wilson. Naukowcy, którzy nie brali udziału w pracach grupy Wilsona, są równie zdumieni uzyskanymi wynikami. Specjaliści zastanawiają się teraz, czy tak samo polują gepardy żyjące na otwartych przestrzeniach oraz opracowują projekty wykorzystania podobnych obróż do badania ruchów innych gatunków.
  18. Stres przeżywany przez samce myszy przed i po osiągnięciu dorosłości doprowadza do zmian epigenetycznych w plemnikach. Wskutek tego u potomstwa dochodzi do zmian w osi podwzgórzowo-przysadkowo-nadnerczowej. Co ciekawe, zarówno u córek, jak i u synów wykształca się anormalnie niska reaktywność na stres. Nie ma znaczenia, czy [przyszli] ojcowie są stresowani podczas dojrzewania, czy później. Jako pierwsi wykazaliśmy, że stres może skutkować długoterminowymi zmianami w plemnikach, które reprogramują regulację osi podwzgórzowo-przysadkowo-nadnerczowej potomstwa. Odkrycia te wskazują na mechanizm, za pośrednictwem którego ojcowska ekspozycja na stres może się wiązać z zaburzeniami neuropsychiatrycznymi dzieci - wyjaśnia dr Tracy L. Bale z Uniwersytetu Pensylwanii. Wcześniejsze badania epidemiologiczne sugerowały, że komórki płciowe są bardziej wrażliwe na przeprogramowanie w okresie cechującej się wolnym wzrostem preadolescencji (ok. 10.-12. r.ż.). By stwierdzić, z jakim scenariuszem mamy tak naprawdę do czynienia, podczas ostatnich eksperymentów Amerykanie przez 6 tyg. stresowali samce myszy: zwierzęta nagle przenoszono do innej klatki, hałasowano, wprowadzano zapach drapieżnika, np. mocz lisa, lub umieszczano w terrarium nieznany obiekt. Zdarzenia te miały miejsce albo w okresie pokwitania, albo w dorosłości. Naukowcy wybrali właśnie samce myszy, bo nie uczestniczą one w wychowaniu potomstwa. Oznacza to wyeliminowanie wszystkich zewnętrznych wpływów poza przebiegiem procesu tworzenia plemników. Okazało się, że po ekspozycji na stres u potomstwa samców z obu grup występowały obniżone stężenia kortykosteronu. Badając neurologiczne podłoże zaobserwowanych zmian, zespół Bale przyjrzał się ekspresji genów w 2 regionach powiązanych z regulacją stresu: 1) jądrze przykomorowym (ang. paraventricular nucleus, PVN) oraz 2) jądrze łożyskowym prążka końcowego (ang. bed nucleus of stria terminalis, BNST). Stwierdzono zwiększoną ekspresję glukokortykoidowrażliwych genów w PVN. Próbując prześledzić epigenetyczne mechanizmy przekazywania różnych cech potomstwu, akademicy skupili się na mikroRNA z plemników, które oddziałują na ekspresję genów po zapłodnieniu. U obu grup stresowanych samców stwierdzono zwiększoną ekspresję 9 mikroRNA. Możliwe, że obierają one na cel matczyne mRNA z jaja i w ten sposób dane z plemników mogą wpływać na pewne aspekty wczesnego rozwoju potomstwa. To, czy ograniczona reaktywność stresowa okaże się ostatecznie korzystna, czy upośledzająca, zależy od rzeczywistego zagrożenia środowiskowego, a także od czynników genetycznych. W przyszłości Amerykanie zamierzają zbadać mechanizm oddziaływania mikroRNA plemników.
  19. Samochodowe zestawy głośnomówiące, coraz popularniejsze systemy pozwalające kierowcy np. dyktować SMS-a, są reklamowane jako rozwiązania zwiększające bezpieczeństwo na drogach. Prawda jest jednak inna. Badania przeprowadzone przez neurologa Davida Strayera z University of Utah, który od lat jest jednym z czołowych specjalistów w dziedzinie badania zachowań kierowców wskazują, że wszystkie te technologie czynią nasze drogi.. mniej bezpiecznymi. To o tyle niepokojące, że coraz więcej nowych samochodów jest wyposażonych w systemy rozpoznawania mowy, a to oznacza, że będzie można doń podłączać kolejne urządzenia do zdalnego komunikowania się. Strayer i jego zespół umieszczali kierowców zarówno w symulatorze jak i w samochodzie wyposażonym w liczne urządzenia mierzące aktywność mózgu, ruchy oczu oraz badające jak radzi on sobie na drodze. Uczeni sprawdzali, jak bardzo mózg kierowcy rozprasza się, gdy słucha audiobooka, radia, rozmawia z pasażerem, rozmawia przez telefon komórkowy, używa zestawu głośnomówiącego i wykorzystuje system zamieniający mowę w tekst. Testy wykazały, że czynnością, która w największym stopniu angażuje obszary mózgu potrzebne do utrzymywania samochodu na właściwym pasie, zauważenia obecności pieszych czy reagowania na światła stopu poprzedzającego nas pojazdu jest dyktowanie wiadomości tekstowej. Nawet rozmowa przez telefon komórkowy nie odciągała w tak dużym stopniu uwagi od drogi. Technologia zamiany mowy w tekst pozwala kierowcom na robienie najdziwniejszych rzeczy. Umożliwia ona wysyłanie e-maili, SMS-ów, tweetowanie, aktualizowanie statusów na Facebooku, dokonywanie rezerwacji w restauracji czy kinie. Założenie jest takie, że jeśli robimy to za pośrednictwem technologii rozpoznawania mowy, to jesteśmy bezpieczni. Ale to nieprawda - mówi Strayer.
  20. Już w przyszłym roku na rynek mogą trafić pierwsze smartfony zasilane ogniwami fotowoltaicznymi umieszczonymi na... wyświetlaczu. Takie rozwiązanie zwolniłoby użytkowników tych urządzeń z potrzeby częstego podłączania ich do prądu. Zwykle gdy np. siedzimy przy biurku, telefon leży w zasięgu ręki. Bardzo często jest on wystawiony na działanie promieni słonecznych. Podobnie podczas spotkań towarzyskich w prywatnych miejscach, np. na grillu, można zobaczyć telefony uczestników leżące z boku na jakimś stoliku ogrzewane promieniami słońca. Francuska firma SunPartner Group postanowiła to wykorzystać i wyposażyć telefony w ogniwa fotowoltaiczne. Oczywiście już wcześniej próbowano stosować tego typu rozwiązanie. Problem jednak w tym, że Samsung czy Sharp umieściły ogniwa z tyłu na obudowach swoich telefonów. A zwykle, gdy odkładamy gdzieś telefon dbamy, by był on skierowany wyświetlaczem do góry. Do tylnej części światło nie dociera. Kilka znanych uczelni pracuje nad technologiami, które mają umożliwić umieszczanie ogniw na wyświetlaczach. Firma założona przez pracownikow MIT-u stara się stworzyć ogniwa pracujące w podczerwieni i ultrafiolecie, a przezroczyste dla światła widzialnego. Nad podobnym pomysłem pracują uczeni z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA). Firma SunPartner opracowała mniej zaawansowane, a przez to łatwiejsze w zaimplementowniu rozwiązanie, które ma trafić na rynek znacznie wcześniej niż pomysły konkurencji. Francuzi pokrywają wyświetlacz smartfona nieprzezroczystymi paskami ogniw fotofoltaicznych. Są one ułożone w pewnej odległości od siebie, zatem na wyświetlaczu powstaje wzór zebry z przezroczystych i nieprzezroczystych elementów. Na to nakładana jest warstwa niewielkich soczewek, które z jednej strony rozpraszają obraz tak, że nieprzezroczyste paski stają się niewidoczne, więc wyświetlacz smartfona wygląda jak inne tego typu urządzenia, a z drugiej skupiają promienie słoneczne na ogniwach. Przedstawiciele SunPartners informują, że w obecnych prototypach przezroczystość wyświetlacza z ogniwami wynosi 82%, a przyszłe wersje powinny osiągnąć 90-procentową przezroczystość. Zapewniają też, że dzięki ich wynalazkowi standardowy czas pracy smartfonu na pojedynczym ładowaniu baterii wydłuży się o 20%, a urządzenie zawsze będzie dysponowało pewnym zapasem energii. Zastosowanie paneli słonecznych w smartfonie oznacza zwiększenie kosztów jego produkcji o 2,30 USD.
  21. W ciągu najbliższych kilku tygodni Nokia zaprzestanie sprzedaży smartfonów z systemem Symbian. Fińska firma skupi się całkowicie na urządzeniach na platformie Microsoftu. Przed kilkunastoma laty Symbian stał się pierwszym masowo sprzedawanym systemem operacyjnym Nokii i zapewnił firmie dominację na rynku telefonów komórkowych. Jednak od kilku lat pozycja fińskiego koncernu stopniowo się pogarsza, szybko traci on udziały rynkowe na rzecz Androida oraz iOS-a. Dlatego też jego władze zdecydowały się na podpisanie z Microsoftem umowy o partnerstwie. Nokia postanowiła porzucić przestarzałego Symbiana i zamiast rozwijać swój własny system, zdecydowała się na platformę z Redmond. Sprzedaż urządzeń z Symbianem gwałtownie spada. Jeszcze w ostatnim kwartale 2011 roku konsumenci kupili 18,6 milionów smartfonów z tym systemem. W pierwszym kwartale bieżącego roku nabywców znalazło zaledwie 500 000 urządzeń. Dość szybko rośnie za to sprzedaż smartfonów z linii Lumia, wyposażonych w system operacyjny Windows Phone. W IV kwartale 2011 Nokia sprzedała 1 milion takich urządzeń, a w pierwszym kwartale roku bieżącego - 5,6 miliona. Trzeba jednak podkreślić, że wzrost Lumii jest znacznie wolniejszy niż spadek Symbiana, Nokia nadal traci więc udziały w rynku. W związku z zakończeniem sprzedaży Symbiana należy się spodziewać, że część już wyprodukowanych urządzeń nie znajdzie nabywców, a to oznacza, że Nokia będzie musiała odpisać je od swojego wyniku finansowego i prawdopodobnie poinformuje o znacznych stratach w II kwartale bieżącego roku.
  22. Słodyszek rzepakowiec (Meligethes aeneus) wyrządza duże szkody na plantacjach rzepaku. Owad staje się coraz bardziej oporny na pestycydy, dlatego naukowcy z Rothamsted Research postanowili zbadać bardziej ekologiczną metodę - zmianę koloru kwiatów (początkowo za pomocą barwników spożywczych). Słodyszki wolą żółty rzepak. Entomolodzy podejrzewają, że chrząszcze dysponują receptorami ultrafioletu i reagują na wysoki współczynnik odbicia UV jasnych (żółtych i białych) kwiatów. Brytyjczycy hodowali siewki rzepaku w doniczkach (wybrali kultywar z białymi kwiatami), a później usuwali glebę i wsadzali rośliny do wiader z wodą zabarwioną na żółto, niebiesko i czerwono. Badania laboratoryjne i terenowe prowadzono przez 2 lata. Jak tłumaczy dr Sam Cook, krwistoczerwone i niebieskie kwiaty okazały się dla M. aeneus o wiele mniej pociągające niż kwiaty żółte i kontrolne białe (atrakcyjność oceniano, zliczając owady z poszczególnych aren). Badacze podkreślają, że gen antocyjanin (czerwonych, pomarańczowych i fioletowych barwników) występuje w rodzinie kapustowatych, dlatego zamiast spryskiwać rzepak środkami chemicznymi, można by było wyhodować odmianę o czerwonych łodygach, liściach i płatkach. Za pomocą olfaktometru zespół z Rothamsted Research wykazał, że za reakcją owadów stał kolor płatków, a nie zapach różnie wybarwionych kwiatów. Naukowcy zastanawiają się nad sprytnym sianiem rzepaku. Na obrzeżach pola znajdowałby się żółty rzepak, a na środku czerwony. To strategia odepchnij-zwab - właściwa roślina odpycha owady, a plon pułapkowy wabi je do rejonu, gdzie łatwiej kontrolować szkodniki.
  23. Ludzie już przed 8000 lat zanieczyszczali środowisko naturalne ołowiem. Naukowcy z University of Pittsburgh znaleźli najstarsze znane źródło antropogenicznego zanieczyszczenia tym metalem. Odkrycie sugeruje, że w Ameryce Północnej zanieczyszczenie metalami spowodowane działalnością wydobywczą i innymi rodzajami ludzkiej aktywności miało miejsce wcześniej niż w Europie czy Azji. Ludzkość wpływa na środowisko naturalne od tysięcy lat. Jeszcze od czasów społeczności łowiecko-zbierackich. Nasze badania wskazują, że dzięki badaniom osadów z jezior możliwe jest odkrycie tego wpływu dokonywanego przez pierwszych mieszkańców Ameryki Pólnocnej. Jest ono istotne dla archeologii i historii środowiska naturalnego północnych regionów Wielkich Jezior - mówi doktorant David Pompeani, główny autor badań. Uczeni prowadzili swoje badania na Półwyspie Keweenaw w stanie Michigan. Znajdują się tam największe na kontynencie czyste złoża miedzi rodzimej. Już w XIX wieku odkryto, że prehistoryczni ludzie wydobywali tę miedź. Naukowcy zbadali osady z jezior położonych w pobliżu prehistorycznych miejsc wydobycia. Sprawdzili koncentrację ołowiu, tytanu, magnezu, żelaza oraz materii organicznej i byli w stanie odtworzyć, w skali od dziesięcioleci do stuleci, wzrost stężeń poszczególnych pierwiastków. Uzyskane dane wskazują, że już 8000 lat temu społeczności przedrolnicze emitowały do środowiska mierzalne ilości ołowiu. Był to efekt uboczny wydobywania miedzi na Półwysie Keweenaw. Po raz pierwszy potwierdziliśmy, że w tym regionie doszło do prehistorycznego zanieczyszczenia - wyjaśnia Pompeani. Uczony dodaje, że w innych częściach świata najstarsze zidentyfikowane źródła zanieczyszczen ołowiem liczą sobie 3000 lat.
  24. U starszych ludzi krótkie 15-minutowe spacery po posiłku zmniejszają ryzyko cukrzycy typu 2. Zjawisko to można wytłumaczyć ograniczeniem wzrostu poziomu glukozy we krwi. Zespół dr Loretty DiPietro ze Szkoły Zdrowia Publicznego i Usług Zdrowotnych Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona monitorował poziom cukru we krwi u 10 zdrowych starszych dorosłych (średnia wieku wynosiła 70 lat). Do studium wybrano prowadzące siedzący tryb życia osoby z podwyższonym poziomem glukozy na czczo. W miesięcznych odstępach i losowej kolejności wszyscy ochotnicy wypróbowywali 3 plany ćwiczeń. W przypadku każdego programu należało przez 2 dni pozostać w pomieszczeniu przekształconym w kalorymetr. Naukowcy oceniali indywidualne wydatkowanie energii i zdolność wykorzystania różnych "paliw" (mierzono zużycie tlenu i produkcję dwutlenku węgla). Po dobie kontrolnej ochotnicy spacerowali 1) przez piętnaście minut po posiłku (ponieważ przewidziano 3 posiłki, w sumie badani chodzili przez 45 min), 2) przez 45 min rano (o 10.30) lub 3) przez 45 min po południu (o 16.30). Wolontariusze jadali ustandaryzowane posiłki. Glikemię monitorowano na przestrzeni 48 godzin. Spacery odbywały się na bieżni. Okazało się, że w perspektywie doby poposiłkowe spacery pomagały kontrolować poziom cukru we krwi tak samo skutecznie, jak dłuższe sesje ćwiczeń. Gdy jednak wzięto pod uwagę 3 godziny po kolacji, przechadzki pozwalały uzyskać lepsze rezultaty. Spacer po jedzeniu zbiega się w czasie z początkiem wzrostu glikemii. Aktywność mięśniowa [...] pomaga wyeliminować cukier z krwi. Autorzy artykułu z pisma Diabetes Care podkreślają, że początkowo wzrost glikemii po wieczornym, często najbardziej obfitym posiłku można było obserwować jeszcze we wczesnych godzinach porannych, lecz gdy tylko ochotnicy zaczęli chodzić po kolacji na bieżni, krzywa cukrowa uległa znacznemu spłaszczeniu. DiPietro wymienia 3 grupy, w przypadku których poposiłkowe spacery byłyby najbardziej wskazane: 1) otyłych ludzi w średnim wieku z objawami stanu przedcukrzycowego, 2) osoby starsze (w ich przypadku pojedyncza dłuższa sesja ćwiczeń byłaby zbyt dużym obciążeniem) oraz 3) kobiety z grupy ryzyka cukrzycy ciążowej (zwłaszcza na późniejszych etapach ciąży). Pani doktor zaznacza, że ze względu na niskie natężenie ruchu ćwiczenia muszą być wykonywane co najmniej 3 razy dziennie. Korzyści się nie pojawią, jeśli spacery będą pomijane. Amerykanka dodaje, że starsi ludzie przeważnie nie ruszają się po posiłkach. Ucinają sobie raczej drzemkę lub zasiadają przed telewizorem. Tymczasem po wstępnym strawieniu pokarmów warto byłoby się wybrać np. na spacer z psem. Krytycy uważają, że ze względu na wzmożoną aktywność przewodu pokarmowego po jedzeniu niektórzy pacjenci mogą nie podołać ćwiczeniom. Wg nich, starsze osoby bardziej skorzystają, pamiętając o regularnym ruchu i diecie. Niezniechęcona DiPietro zamierza powtórzyć badania na większej próbie.
  25. Dzięki naukowcom ze SLAC National Accelerator Laboratory będziemy mogli, po raz pierwszy od 200 lat, usłyszeć pełną wersję opery Médée Luigiego Cherubiniego. Żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku Cherubini wywarł duży wpływ na rozwój muzyki, szczególnie na operę komiczną. Jego dziełami zachwycali się Haydn i Beethoven, który uznał go za największego współczesnego mu kompozytora. Mimo to o dziełach Cherubiniego szybko zapomniano, a współcześnie wystawia się niewiele jego oper. Wśród tych wystawianych jest i Médée. Opera ta nie spotkała się z uznaniem współczesnych. Po jej pierwszym wystawieniu krytycy orzekli, że dzieło jest zbyt długie. Legenda głosi, że zdesperowany Cherubini osobiście zamazał węglem drzewnym półtorej strony z zapisem arii "Du trouble affreux qui me dévore", skracając w ten sposób dzieło. Przez ostatnich 200 lat Medee była wystawiana właśnie w skróconej postaci. Uczeni ze Stanforda wykorzystali źródło promieniowania X z synchrotronu, którym oświetlali zamazane fragmenty. Skanownie z prędkością 8 godzin na stronę dało spodziewane rezultaty. Promienie X spowodowały, że cząsteczki żelaza znajdujące się w atramencie, same zaczęły emitować promieniowanie, dzięki czemu możliwe było odróżnienie atramentu, którym zapisano nuty, od węgla, którym je zamazano. Promienie X pozwoliły tez na wykrycie cynku, który znajdował się w atramencie wykorzystanym do wydrukowania pięciolinii. To pozwoliło na precyzyjne odtworzenie ostatnich fragmentów arii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...