Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Eksperymenty na żabach dowiodły, że teoretycznie możliwe jest wykorzystanie płynnego metalu do ułatwienia organizmowi odbudowy uszkodzonych nerwów. Płynny metal można wstrzyknąć w ciało, a gdy nerwy zostaną naprawione, odessać go za pomocą strzykawki. Obwodowy układ nerwowy łączy mózg z resztą organizmu. Jako, że nie jest chroniony przez kręgosłup czy czaszkę, nerwy znacznie częściej ulegają w nim uszkodzeniom niż w centralnym układzie nerwowym. Jeśli nerwy zostaną przerwane, można je połączyć i odzyskać dawne funkcje. Jednak połączenie należy przeprowadzić szybko, a nerwy odrastają w tempie zaledwie 1 milimetra dziennie. Ponadto już po połączeniu należy najczęściej usunąć narzędzia używane do łączenia, co wymaga dodatkowych zabiegów chirurgicznych. Istnieje też ryzyko, że mięśnie, do których nie docierają sygnały nerwowe, obumrą zanim jeszcze nerwy podejmą normalne funkcje. Dlatego też Jing Liu i jego zespół z pekińskiego Tsinghua University postanowili zbadać możliwości przywrócenia działania nerwów w czasie ich regeneracji. Uczeni zaczęli zastanawiać się, czy płynny metal mógłby przekazywać sygnały nerwowe z uszkodzonych nerwów dopóki nie zakończą one procesu regeneracji. Wykorzystali w tym celu związek galu, indu i selenu. To bardzo dobry przewodnik, a jako, że pozostaje płynny w temperaturze pokojowej, można go usunąć z organizmu za pomocą strzykawki. Uczeni przetestowali swój pomysł na nerwie kulszowym 10 żab. Najpierw usunęli część nerwu, a następnie zmierzyli siłę sygnału elektrycznego na obu końcach pozostałego nerwu. Później połączyli odcięte końce za pomocą tub zawierających płynny metal lub roztwór Ringera. Badania wykazały, że nerwy połączone za pomocą ciekłego metalu przekazywały sygnały elektryczne niemal tak dobrze, jak zdrowe nerwy czyli o wiele rzędów wielkości lepiej niż nerwy połączone za pomocą roztworu Ringera. W ramach eksperymentów wstrzyknięto też płynny metal w nogę żaby, zobrazowano go, a następnie odessano za pomocą strzykawki. Naukowcy nie wykluczają, że w przyszłości możliwe będzie tymczasowe łączenie nerwów za pomocą tub wypełnionych płynnym metalem. Oczywiście chińskie eksperymenty to dopiero początek drogi. Specjaliści zwracają też uwagę na kwestie bezpieczeństwa związane z wstrzykiwaniem metalu w organizm. « powrót do artykułu
  2. Ludzki mózg jest bezpośrednią przyczyną okrucieństwa w historii społeczeństw. Simon Baron-Cohen, autor fascynującej Teorii zła, która 5 maja ukazała się na rynku nakładem wydawnictwa Smak Słowa, nie ma co do tego wątpliwości. Na kartach kontrowersyjnej książki odnajdziemy poparte psychologicznie rozważania nad genezą wojennych okrucieństw oraz dowody, jak zaburzenia empatii doprowadziły do aktów terroryzmu. Teoria zła. O empatii i genezie okrucieństwa to owoc trzydziestoletnich badań naukowych, których motorem była fascynacja tematem empatii, a także rozważania o tym, co sprawia, że człowiek staje się zły i jak wiele ma z tym wspólnego mózg. Profesor Simon Baron-Cohen, wybitny psycholog z Uniwersytetu Cambridge (a prywatnie kuzyn słynnego Borata, czyli aktora Sachy Barona-Cohena), to badacz, którego nazwać można "kolekcjonerem emocji". Zarejestrował i opisał ponad 400 różnych emocji, co posłużyło mu m.in. do badań dzieci dotkniętych autyzmem. Okrucieństwo dla samego okrucieństwa jest ewidentnym przejawem zaburzeń emocjonalnych. W Teorii zła autor zastanawia się w kontekście obecnej wiedzy o empatii, jak doszło do narodzin nazizmu i jak rozwijał się antysemityzm. Przytacza sceny z obozów koncentracyjnych, analizując liczne zachowania strażników i więźniów. Próbuje zrozumieć obojętność ówczesnych społeczeństw na los Żydów wysyłanych do Auschwitz. Autor przygląda się również historii najnowszej i współczesnemu okrucieństwu. Powołując się na nagrania z egzekucji zamieszczane na stronie internetowej Al Kaidy, Simon Baron-Cohen próbuje zrozumieć psychologiczne motywacje terrorystów – jednostek uznanych przez zachodnią opinię publiczną za przykład "zła" w czystej postaci. Czy z psychologicznego punktu widzenia można uznać najbliższych współpracowników Osamy bin Ladena za psychopatów? A może empatia przestaje mieć znaczenie w walce o cele polityczne? Wybitny psycholog przedstawia egzekucje w okupowanym Iraku jako akty zemsty za tortury stosowane przez Amerykanów. Historia XX wieku w kontekście najnowszej wiedzy psychologicznej okazuje się wyjątkowo kontrowersyjna. Potworne zbrodnie zwykle obezwładniają umysł, pozostawiając tylko pragnienie wymierzenia kary. Simon Baron-Cohen pozwala nam pokonać te ograniczenia ludzkiego umysłu. W swojej książce proponuje nowy sposób myślenia o złych ludziach i empatii, kładąc naukowe podwaliny pod przyszłe, bardziej optymistyczne rozumienie mrocznej strony człowieczeństwa – tak o Teorii zła pisał Michael Gazzaniga, profesor psychologii z Uniwersytetu Kalifornijskiego, autor książek Kto tu rządzi? Ja czy mój mózg? oraz Istota człowieczeństwa. Baron-Cohen "szpera" w ludzkim mózgu i odnajduje odpowiedź na pytanie, co się dzieje, gdy człowiek traci pragnienie rozumienia uczuć innych i troszczenia się o nie. Ale też budzi kontrowersje, nawołując do zmiany sposobu, w jaki wyjaśniamy przyczyny okrucieństwa oraz traktujemy ludzi, którzy się go dopuszczają. Simon Baron-Cohen – profesor psychopatologii rozwojowej na Wydziałach Psychologii Eksperymentalnej i Psychiatrii Uniwersytetu Cambridge. Dyrektor uniwersyteckiego Centrum Badań Autyzmu oraz wykładowca Trinity College i British Academy. Laureat prestiżowych nagród, takich jak Medal Spearmana, Nagroda im. May Davison za wybitne osiągnięcia w dziedzinie psychologii klinicznej oraz Nagroda Prezesa Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne uhonorowało go Nagrodą im. McAndlessa. Autor książek The Essential Difference i Mindblindness. Mieszka w Cambridge w Anglii.
  3. Po przeanalizowaniu setek guzów jajników naukowcy z kilku uczelni zauważyli kilka istotnych różnic pomiędzy guzami dającymi przerzuty, a tymi, które się nie rozprzestrzeniały. Na tej podstawie stworzyli test, pozwalający stwierdzić, czy badany guz da przerzuty. Zasugerowali również możliwość opracowania terapii dostosowanych do profilu metabolicznego konkretnego guza. W badaniach brali uczeni z Rice University, University of Texas MD Anderson Cancer Center oraz Baylor College of Medicine. Zauważyliśmy uderzającą różnicę pomiędzy profilami metabolicznymi mało agresywnych, a bardzo agresywnych komórek nowotworu jajnika. Różnice te były szczególnie duże w odniesieniu do produkcji i wykorzystania glutaminy - mówi Deepak Nagrath z Rice University, który stał na czele grupy badawczej. Stwierdziliśmy na przykład, że wysoce agresywne komórki raka jajnika są zależne od glutaminy i podczas badań laboratoryjnych wykazaliśmy, że pozbawienie ich zewnętrznych źródeł glutaminy – a pewne eksperymentalne leki potrafią tego dokonać – zabija komórki nowotworowe na późnych etapach rozwoju choroby - dodaje. W przypadku mało agresywnych komórek sytuacja wygląda inaczej. Takie komórki wykorzystują własne wewnętrzne procesy metaboliczne do produkowania dużych ilości glutaminy, którą zużywają. Tak więc w ich przypadku należy zastosować inne leczenie, takie nakierowane na wewnętrzne źródła glutaminy- wyjaśnia uczony. Od niemal 100 lat wiadomo, że metabolizm komórek nowotworowych różni się od metabolizmu zdrowych komórek. Coraz więcej zespołów naukowych próbuje wykorzystać te różnice i opracować metody leczenia nowotworów. Wydaje się, że każdy z nowotworów ma własną sygnaturę metaboliczną. Na przykład komórki nowotworu nerek nie korzystają z glutaminy, a z kolei nowotwór piersi, chociaż używa glutaminy, to przede wszystkim polega na glikolizie. Glutamina jest natomiast najprawdopodobniej głównym źródłem energii dla glejaka czy nowotworu trzustki. Badacze opracowali też test, który może posłużyć patomorfologom podczas badania guzów jajników. Test mierzy m.in. ilość glutaminy, którą komórki nowotworowe pobierają z zewnątrz i porównuje ją z ich własną wewnętrzną produkcją. Dzięki temu można zbadać stopień agresywności nowotworu i dopasować leczenie do konkretnego przypadku. W czasie trwających trzy lata badań uczeni przeanalizowali profile genetyczne guzów jajników około 700 osób. Glutaminaza to enzym, który pozwala komórce na pobieranie glutaminy z zewnątrz. Dlatego też to właśnie glutaminaza znalazła się na celowników specjalistów opracowujących nowe leki. Jednak my wykazaliśmy, że skupiając się tylko na glutaminazie pomija się mniej agresywne komórki, gdyż znajdują się one w fazie, w której nie są uzależnione od zewnętrznych źródeł glutaminy - mówi profesor Nagrath. Uczony wraz ze swoim zespołem przygotował eksperymentalny lek, który zaburzył pracę mechanizmów komórkowych odpowiedzialnych za produkcję glutaminy oraz odciął komórki od jej zewnętrznych źródeł. Doprowadziło to do znacznego ograniczenia rozprzestrzeniania się komórek nowotworowych. « powrót do artykułu
  4. U kobiet z wysokim przedciążowym poziomem gamma-glutamylotranspeptydazy (ang. gamma-glutamyl transferase, GGT) ryzyko cukrzycy ciążowej jest 2-krotnie wyższe niż u pań z najniższym stężeniem enzymu. GGT to marker funkcji wątroby. Powiązano go z insulinoopornością, która może być prekursorem zarówno cukrzycy ciążowej, jak i typu 2. Kilka przeprowadzonych przez nas studiów wykazało, że kobiety, u których rozwija się cukrzyca ciążowa, wykazują nieprawidłowości metaboliczne jeszcze przed ciążą. W przyszłości potencjalnie będziemy mogli próbować zapobiegać cukrzycy ciążowej, interweniując, nim dojdzie do poczęcia - przekonuje dr Monique M. Hedderson z Wydziału Badawczego Kaiser Permanente w Oakland. Częstość występowania cukrzycy ciążowej bardzo wzrosła w ostatnich dziesięcioleciach. Dzieci takich matek bywają większe niż przeciętnie (zjawisko to nazywa się makrosomią), co prowadzi do komplikacji porodowych. Ostatnie badania wykazały, że na późniejszych etapach życia panie z cukrzycą ciążową 7-krotnie częściej zapadają na cukrzycę typu 2., a ich potomstwo jest bardziej zagrożone otyłością oraz cukrzycą. Amerykanie analizowali dokumentację medyczną 256 kobiet, u których wystąpiła cukrzyca ciążowa. Porównali je z 497 paniami bez tego zaburzenia. Między 1985 a 1996 r. badanym pobrano próbki krwi. Biorąc poprawkę na szereg potencjalnie istotnych czynników, w tym na wskaźnik masy ciała czy spożycie alkoholu, naukowcy stwierdzili, że w przypadku kobiet z najwyższego kwartyla poziomu GGT ryzyko cukrzycy ciążowej było niemal 2-krotnie wyższe niż u przedstawicielek 1. kwartyla. W przypadku aminotransferaz alaninowej i asparginowej nie natrafiono na podobne związki. W ramach kilku studiów przyglądano sie stężeniom enzymów wątrobowych w czasie ciąży i ryzyku cukrzycy ciążowej, ale zgodnie z naszą wiedzą, po raz pierwszy analizowano ich poziom przed ciążą - podkreśla Sneha Sridhar. « powrót do artykułu
  5. W kwietniu br. co najmniej 9 płetwali błękitnych (Balaenoptera musculus) zostało uwięzionych w lodzie u południowo-zachodnich wybrzeży Nowej Fundlandii. Walenie zmarły, a szczątki dwóch zostały wymyte na plaże Rocky Harbour i Trout River. Mieszkańcy obawiali się, że pęczniejące od gazów gnilnych zwłoki wybuchną, a lokalnym władzom brakowało funduszy na ich usunięcie. Na szczęście problem udało się rozwiązać. Gail Shea, minister rybołówstwa i oceanów, i reprezentująca Królewskie Muzeum Ontario dyrektor wykonawcza Janet Carding doszły do porozumienia, dzięki czemu szkielety płetwali zostaną przekazane do celów badawczych. Zespół pod kierownictwem dr. Marka D. Engstroma uda się do Nowej Fundlandii, by zakonserwować szkielety i pobrać próbki tkanek. Będą one udostępnianie międzynarodowej społeczności naukowej. Kanadyjczycy podkreślają, że w północno-zachodniej populacji atlantyckiej występuje mniej niż 250 dorosłych B. musculus. Choć strata była, oczywiście, dotkliwa, stworzyła niepowtarzalną okazję do badania tych rzadkich i zagrożonych wyginięciem ssaków. « powrót do artykułu
  6. Jednemu z najbardziej znanych dzieł sztuki, rzeźbie Dawida autorstwa Michała Anioła, grozi katastrofa. Badania przeprowadzone przez naukowców z włoskiej Narodowej Rady Badawczej ujawniły kolejne pęknięcia na kostkach rzeźby, które mogą w przyszłości doprowadzić do jej zawalenia się. Słynna rzeźba została odsłonięta w 1504 roku. Michał Anioł otrzymał zlecenie wykonania posągu w 1501 roku, po tym, jak inni artyści, w tym Leonardo Da Vinci, zbadali marmur, z którego miał zostać wyrzeźbiony, i odmówili podjęcia się zadania. W 1991 roku wandal uszkodził jedną ze stóp Dawida. Naukowcy, którzy badali odłamki, stwierdzili, że marmur, z którego została wykonana rzeźba, pochodzi z regionu Carrara w Toskanii. To zła wiadomość, gdyż tamtejszy kamień zawiera mikroskopijne pory, które czynią go bardziej podatnym na niszczące działanie czasu. Ujawnione niedawno pęknięcie na kostkach to zły omen. Tym bardziej, że szczeliny pojawiają się pomimo działań konserwatorskich i bez wpływu czynników zewnętrznych, takich jak trzęsienia ziemi. Dlatego też część specjalistów uważa, że przeniesienie Dawida do pomieszczenia odpornego na wstrząsy nie uratuje rzeźby. Szczegółowe badania w centryfugach wykazały, że osłabianie się posągu to wynik działania człowieka i sił natury. W latach 1504-1873 posąg stał pod kątem 5 stopni. Doprowadziło to do pojawienia się poważnych pęknięć. Zostały one zauważone w połowie XIX wieku i w 1873 roku podjęto decyzję o przeniesieniu posągu pod dach i ustawieniu go pionowo. Prawdopodobnie uratowało to Dawida przed zawaleniem się. Posąg jednak jest wciąż zagrożony. Dawid, wzorowany na klasycznym greckim stylu, został ustawiony przez Michała Anioła w kontrapoście. W pozycji tej Dawid wspiera się niemal całkowicie na prawej nodze, która jest wyprostowana. Naukowcy przejrzeli dane historyczne i dowiedzieli się, że posąg przetrwał 127 trzęsień ziemi. Żadne z nich nie było silniejsze niż 5 stopni w skali Richtera. Jednak obecnie pęknięcia są tak poważne, że nawet stosunkowo słabe wstrząsy mogą doprowadzić do zawalenia się Dawida. Na razie nie opracowano żadnej metody jego ochrony. Przeniesienie do przeciwwstrząsowego pomieszczenia zapewni mu jednak tymczasowe bezpieczeństwo. « powrót do artykułu
  7. W przypadku osób, które przeżyły zawał serca, jedzenie dużej ilości błonnika zwiększa długoterminowe szanse na przeżycie. Naukowcy z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego analizowali dane z 2 dużych badań (Nurses' Health Study i Health Professional Follow-Up Study), które objęły ponad 4 tys. kobiet i mężczyzn (4098) po pierwszym zawale serca. Zwyczaje żywieniowe określano za pomocą kwestionariuszy. Losy ochotników śledzono średnio przez 9 lat od zdarzenia sercowo-naczyniowego. W tym czasie zmarły 682 kobiety i 451 mężczyzn. Jak zauważył zespół, każdemu wzrostowi spożycia włókien o 10 g na dobę towarzyszył 15-proc. spadek ryzyka zgonu w czasie 9 lat studium. U ludzi, którzy jedli najwięcej błonnika, ryzyko zgonu z jakiegokolwiek powodu było o 25% niższe niż u osób spożywających najmniej włókien; ryzyko śmiertelnego zawału okazało się zaś niższe o 13%. Analizując kwestionariusze badanych, akademicy przyglądali się 3 typom włókien: ziarnom, owocom i warzywom. Stwierdzono, że ziarna (w formie brązowego ryżu czy pełnoziarnistego chleba/makaronu) jako jedyne silnie wiązały się ze zwiększonym prawdopodobieństwem długoterminowego przeżycia. Jak przekonuje szefowa zespołu Shanshan Li, dostosowując się do zalecanych norm spożycia błonnika, pacjenci kardiologiczni mogą sobie sporo pomóc. Co więcej, nigdy nie jest za późno na zmianę stylu życia. Autorzy artykułu z British Medical Journal uważają, że mechanizm zmniejszający śmiertelność u osób, które przeżyły zawał, przypomina mechanizm chroniący zdrową populację przed zawałem. « powrót do artykułu
  8. Dr Peter Jäger z Instytutu Badawczego Senckenberga we Frakfurcie nad Menem opisał pająka Cebrennus rechenbergi, który przemieszczając się, wykonuje figury do złudzenia przypominające gwiazdy. Artykuł nt. nowego nocnego gatunku z pustyni Irk asz-Szabbi w południowo-wschodnim Maroku ukazał się na łamach periodyku Zootaxa. W odróżnieniu od krewnego z Nambii, C. rechenbergi nie stacza się biernie z wydm, ale robi użytek ze swoich odnóży. Dzięki temu, wykonując serię przewrotów połączonych z podskokami, może się dodatkowo przemieszczać zarówno po płaskich powierzchniach, jak i pod górę. Pająki dają pokaz swoich możliwości, gdy zostaną sprowokowane przez przedstawiciela swojego gatunku, solifugi, skorpiona czy człowieka. Robiąc gwiazdy, poruszają się 2-krotnie szybciej, niż chodząc (ok. 2 m/s). Dr Jäger nazwał pająka na cześć profesora Inga Rechenberga z Berlina. Ekspert od bioniki znalazł zwierzę na pustyni w Maroku i przekazał je Jägerowi do opisu taksonomicznego. Ponieważ zafascynowały go możliwości stawonoga, skonstruował robota o nazwie Tabbot (od berberyjskiego słowa Tabacha, czyli pająk). Maszyna może być wykorzystywana w rolnictwie, nad dnie oceanu, a nawet na Marsie - przekonuje wynalazca. Na podstawie niewielkich różnic w obrębie narządów płciowych Jäger stwierdził, że C. rechenbergi i Cebrennus villosus z Tunezji są dwoma gatunkami. Unikatowy sposób poruszania się również służy jako kryterium rozróżniania gatunków. Posługując się m.in. wyspecjalizowanymi wydłużonymi włoskami, C. rechenbergi buduje przypominające tuby domki, które zapewniają ochronę przed słońcem i drapieżnikami. « powrót do artykułu
  9. Bill Gates nie jest już największym udziałowcem Microsoftu. To pierwsza w historii firmy zmiana na liście posiadacza największej liczby akcji. Pomiędzy 29 a 30 kwietnia bieżącego roku Gates sprzedał 7,85 miliona akcji koncernu, który założył w 1975 roku. W jego rękach pozostało około 330,1 miliona akcji. Największym udziałowcem firmy stał się Steve Ballmer, do którego należy około 333,3 miliona akcji Microsoftu. Za sprzedane akcje Gates otrzymał 317,5 milionów dolarów. Od tej kwoty musi jeszcze zapłacić podatek. Założyciel Microsoftu od wielu lat pozbywa się akcji swojej firmy. Każdego roku sprzedaje ich około 80 milionów, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznacza na działalność Fundacji Billa i Melindy Gatesów. Miliarder założył największą fundację na świecie i ma zamiar rozdysponować za jej pośrednictwem znaczną część swojego majątku. Jest też współtwórcą inicjatywy „Giving Pledge”, w ramach której inni bogacze zobowiązują się do przeznaczenia co najmniej połowy swoich majątków na działalność charytatywną. Prawdopodobnie do końca czerwca bieżącego roku Gates sprzeda jeszcze ponad 12 milionów akcji swojej firmy. Wyprzedając je w tym tempie pozbędzie się udziałów w Microsofcie do września 2018 roku. Majątek Gatesa jest obecnie szacowany na 77,2 miliarda USD, co czyni go najbogatszym człowiekiem na świecie. Sprzedaż akcji, w wyniku której Gates przestał być głównym udziałowcem Microsoftu, to już druga w bieżącym roku znacząca zmiana stosunków pomiędzy firmą a jej założycielem. Na początku lutego, wraz z objęciem przez Satyę Nadellę stanowiska dyrektora wykonawczego, Gates zrezygnował z przewodniczenia Radzie Nadzorczej Microsoftu i został doradcą Nadelli ds. technologicznych i produktowych. « powrót do artykułu
  10. Niemieccy naukowcy z GSI Helmholtzzentrum für Schwerionenforschung (Instytut Badań Ciężkich Jonów) potwierdzili istnienie najcięższego znanego pierwiastka - ununseptium - o liczbie atomowej 117. Pierwiastek nie występuje w naturze, został sztucznie wytworzony w akceleratorze w Darmstadt. Uzyskano go dzięki bombardowaniu izotopów Bk-249 atomami wapnia. Co jakiś czas dochodziło do połączenia jąder atomów, wskutek czego powstawał m.in. ununseptium. Sto siedemnasty pierwiastek tablicy okresowej rozpada się w ciągu mikrosekund, podobnie jak wszystkie inne pierwiastki cięższe od uranu. Naukowcy przewidują jednak, że gdzieś wśród superciężkich pierwiastków pojawi się wyspa stabilności, pierwiastek, który nie rozpadnie się w ułamku sekundy. Jeśli takie przypuszczenie się sprawdzi, taki stabilny pierwiastek może posłużyć do produkcji nowych egzotycznych materiałów i wyjątkowych właściwościach. Teraz, gdy potwierdzono istnienie ununseptium, nowemu pierwiastkowi zostanie nadana oficjalna nazwa. Jej wyborem zajmie się Unions of Pure and Applied Physics and Chemistry.
  11. Dziwogon żałobny, ptak powszechnie występujący w całej Afryce na południe od Sahary, zdobywa żywność dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom wokalnym. Potrafi naśladować sygnały alarmowe wielu różnych gatunków, skłaniając w ten sposób inne zwierzęta do porzucenia żywności i ucieczki. Naukowcy już wcześniej wiedzieli, że dziwogony używają krzyku alarmowego własnego gatunku, by okradać krewniaków. Dziwili się jednak, dlaczego zwierzęta wciąż dają się nabierać na tę samą sztuczkę. Tom Fowler z południowoafrykańskiego University of Cape Town przez 847 godzin śledził 64 dziwogony żałobne. Odkrył, że ptaki potrafią naśladować okrzyki alarmowe 51 gatunków ptaków i ssaków. Udają m.in. mangusty i szakale. Dzięki temu żaden z oszukiwanych gatunków nie przyzwyczaja się do sztuczek dziwogonów, tym bardziej, że ptaki dostosowują się do sytuacji. Gdy gatunek, który chcą okraść, nie reaguje już na ich okrzyki, zaczynają wydawać dźwięki alarmowe dla innego gatunku. Jako, że zwierzęta często wiedzą, jak brzmią okrzyki alarmowe innych gatunków, reagują też i na takie sygnały. W czasie badań prowadzonych w Kuruman River Reserve na pustyni Kalahari Flower i jego koledzy zaobserwowali 688 prób kradzieży dokonanych przez dziwogony. Taktyka ptaków sprawdzała się w około 25% przypadków. « powrót do artykułu
  12. Microsoft opublikował poprawki dla niedawno znalezionej krytycznej dziury w Internet Explorerze. Luka była na tyle poważna, że software'owy gigant zdecydował się nie tylko na udostępnienie poprawki poza zwyczajowym comiesięcznym cyklem publikacji łat, ale również na przygotowanie jej dla systemu Windows XP. Wsparcie dla tego OS-u zakończyło się 8 kwietnia bieżącego roku i po tej dacie jego użytkownicy nie powinni liczyć na żadne poprawki. Gdy dostaliśmy pierwsze raporty na temat tej luki, to zdecydowaliśmy, że musimy ją załatać jak najszybciej i udostępnić łatę wszystkim użytkownikom - poinformowała Adrienne Hall, odpowiedzialna w Microsofcie za projekt trustworthy computing. « powrót do artykułu
  13. Od czasu odkrycia grafenu naukowcy poszukują dwuwymiarowych materiałów o podobnych mu właściwościach. Interesują ich przede wszystkim materiały, w których elektrony poruszają się równie szybko co w grafenie, a które, w przeciwieństwie do grafenu, mają pasmo wzbronione. Właśnie brak pasma wzbronionego to jedna z przyczyn, dla których dotychczas nie wykorzystano grafenu w praktyce. Grafenowych urządzeń elektronicznych nie da się bowiem wyłączyć bez obecności pasma wzbronionego. Z Journal of the American Chemical Society dowiadujemy się, że profesor Mircea Dincã z MIT-u i jego współpracownicy z MIT-u oraz Uniwersytetu Harvarda opracowali nowy dwuwymiarowy materiał będący połączeniem niklu i związku organicznego o nazwie HITP. Materiał ten ma właściwości podobne do grafenu, posiada naturalne użyteczne pasmo wzbronione, a ponadto samodzielnie organizuje się w przydatne struktury, co może ułatwić produkcję poprzez manipulowanie sposobem samoorganizacji za pomocą odpowiedniego dodawania składników materiału. Nowy materiał – Ni3(HITP)2 – ma identyczną jak grafen perfekcyjną strukturę plastra miodu. Co więcej, jeśli wytwarzamy wiele warstw tego materiału, to warstwy te samodzielnie układają się idealnie na sobie, a wszystkie otwory w sześciokątnej strukturze mają dokładnie tę samą średnicę, wynoszącą około 2 nanometrów. Uczeni, którzy wynaleźli wspomniany materiał, badali jego wielowarstwową formę. Uzyskane wyniki były imponujące. A to oznacza, że właściwości struktury 2D powinny być jeszcze lepsze. Mamy wszelkie podstawy by przypuszczać, że właściwości badanej przez nas struktury są gorsze od dwuwymiarowej płachty, a mimo to są imponujące - mówi profesor Dincã. Ten oraz podobne materiały stworzone z materii organicznej i nieorganicznej mogą w przyszłości posłużyć nie tylko do budowy podzespołów elektronicznych, ale również do produkcji wysoko wydajnych ogniw fotowoltaicznych. Przydadzą się też fizykom w czasie badań podstawowych nad właściwościami magnetycznych izolatorów topologicznych czy materiałów, w których zachodzi kwantowy efekt Halla.
  14. Aż 40% potencjalnie ornej ziemi jest zanieczyszczona glinem tak bardzo, że w znacznym stopniu uniemożliwia to uprawę zbóż. Glin jest bowiem toksyczny dla ich korzeni. Naukowcy z Cornell University poinformowali właśnie o znalezieniu rozwiązania tego problemu. Odkryli oni w ryżu gen, który wraz z proteiną za której ekspresję jest odpowiedzialny, decyduje o tolerancji na glin. To właśnie ryż najlepiej ze wszystkich zbóż znosi obecność glinu. W glebach zakwaszonych występuje jon Al3+, który jest wysoce toksyczny dla korzeni roślin i znacząco zmniejsza uprawy. Uczeni z Cornell opisali w PNAS, w jaki sposób gen NRAT1 dokonuje ekspresji białka, które odpowiada za transport glinu ze ścian komórkowych korzeni do samych komórek, gdzie trafia do wakuoli i nie czyni roślinie krzywdy. Badania te otwierają drogę do wykorzystania NRAT1 w celu poprawienia tolerancji glinu przez ryż i inne zboża - mówi profesor Leon Kochian. Naukowcy przeprowadzili sekwencjonowanie NRAT1 pozyskanego z 24 różnych genetycznie linii ryżu. Niektóre gatunki były wrażliwe na glin, inne dobrze go tolerowały. Dzięki temu możliwe było zidentyfikowanie takich wersji NRAT1, które zwiększały tolerancję na toksyczny pierwiastek. Dzięki porównaniu różnych rodzajów NRAT1 udało się zidentyfikować niewielką kluczową zmianę w sekwencji zasad purynowych, która decydowała o stopniu tolerancji glinu. Następnie uczeni wprowadzili do genomu rzodkiewnika obie formy NRAT1. Zarówno tę, zwiększającą tolerancję na glin, jak i tę, która w niewielkim stopniu pomagała roślinie zmagać się z tym pierwiastkiem. Okazało się, że w obu przypadkach rzodkiewnik zyskał tolerancję na glin w glebie, jednak tam, gdzie wprowadzono bardziej aktywną formę NRAT1, zysk na tolerancji był znacznie większy. Potencjalnie możemy w ten sposób znacząco zwiększyć tolerancję roślin na zakwaszenie gleby. Niewykluczone, że niektóre rośliny uprawne posiadają odpowiednie geny NRAT1, jednak geny te nie wykazują zbyt dużej aktywności. Być może znajdziemy sposób, by „włączyć” te geny lub też wykorzystamy biotechnologię, do wprowadzenia genu NRAT1 z ryżu do innych gatunków roślin - mówi Kochian.
  15. Dieta matki w momencie poczęcia wpływa na DNA dziecka i w związku z tym może mieć wpływ na jego rozwój. Do takich wniosków doszli naukowcy, którzy badali kobiety zamieszkujące wsie w Gambii. Kobiety takie muszą w ciągu roku znacząco zmieniać dietę, dostosowując ją do pory deszczowej i suchej. Pora deszczowa jest tam często określana jako 'czas głodu', a pora sucha to 'czas żniw'. W czasie pory deszczowej jest dużo pracy w polu i ludzie stopniowo zużywają zapasy, które zgromadzili w czasie pory suchej - mówi główny autor badań, Robert Waterland z Baylor College of Medicine. Dieta kobiet w ciągu całego roku składa się z ryżu, orzechów, manioku i kaszy jaglanej. W porze deszczowej dochodzą do tego spore ilości warzywa podobnego do szpinaku, które zawiera duże ilości kwasu foliowego, składnika ważnego dla rozwijającego się dziecka Amerykanie przebadali koncentrację składników odżywczych w krwi 84 ciężarnych, które poczęły w środku pory deszczowej i 83 ciężarnych, które poczęły w środku pory suchej. Później przeanalizowali DNA sześciu genów u dzieci tych kobiet, gdy były one w wieku 2-8 miesięcy. Okazało się, że wszystkie sześć genów u dzieci poczętych w sezonie deszczowym wykazywały znacząco wyższy stopień metylacji. Stopień metylacji zależy od obecności składników odżywczych, takich jak kwas foliowe, cholina, metionina oraz witaminy z grupy B. Uczeni wykazali, że poziom metylacji u dzieci był powiązany z poziomami składników odżywczych w krwi matek. To pierwsze tego typu badania na ludziach. Dotychczas eksperymentalnie udało się dowieść, że dieta myszy w czasie ciąży ma wpływ na jej potomstwo. Oczywiście wcześniej niejednokrotnie widziano, że diety ciężarnej wpływa na potomstwo, jednak teraz mamy dowód, że zmienia ona DNA dziecka. Trzeba też zauważyć, że dieta nie była jedynym czynnikiem, który ulegał zmianie. W czasie pory deszczowej kobiety więcej pracują, co powoduje, że tracą na wadze, a w czasie pory suchej przybierają na wadze. Takie zmiany wpływają też na to, jakie składniki odżywcze krążą w ich krwi - mówi Waterland. Na razie naukowcy nie wiedzą, jakie są długoterminowe konsekwencje różnic genetycznych u dzieci matek odżywiających się w różny sposób. Chcemy stworzyć katalog wszystkich regionów ludzkiego genomu, które zostają zmienione za pomocą diety. To pomoże nam stwierdzić, jaką rolę zmiany te mogą odgrywać w rozwoju chorób, szczególnie tych, mających podłoże epigenetyczne - dodaje uczony. Celem takich badań jest opracowanie optymalnej diety dla przyszłych matek. « powrót do artykułu
  16. Roztocze z gatunku Paratarsotomus macropalpis jest najszybszym znanym zwierzęciem lądowym. Jest ono w stanie w ciągu sekundy przebyć odległość wynoszącą 322 długości jego ciała. Uczeni używają takiej miary prędkości, by porównywać szybkość poruszania się różnych zwierząt niezależnie od ich wielkości. Dotychczas najszybszym zwierzęciem był australijski żuk z rodziny trzeszczowatych, który w ciągu sekundy przebywa odległość równą 171 długością jego ciała. Takie względne prędkości są nieosiągalne dla innych zwierząt lądowych. Gepard jest w stanie przebiec w ciągu sekundy około 16 długości swojego ciała. Człowiek, by dorównać względnej prędkości Paratarsotomus macropalpis, musiałby pędzić z prędkością ponad 2000 km/h. Niezwykłe właściwości roztocza odkrył student z Kalifornii, Samuel Rubin. Tego typu badania są interesujące przede wszystkim ze względu na informacje dotyczące fizjologii ruchu oraz fizycznych ograniczeń struktur biologicznych. Mentor Rubina, doktor Jonathan Wright, zainteresował się roztoczami, gdy zauważył, jak szybko poruszają one odnóżami. Nie zajął się jednak szczegółowym zbadaniem tego zjawiska do czasu, aż zadania tego podjęła się grupa jego studentów. Prędkość względna i częstotliwość stawiania kroków wzrasta wraz z malejącymi rozmiarami zwierzęcia. Szukamy górnego limitu względnej prędkości i częstotliwości kroczenia. Jeśli porównamy osiągi roztocza z innymi zwierzętami, to widzimy, że jeśli istnieje taka górna granica, to jeszcze jej nie znaleźliśmy - mówi Wright. Naukowcy odkryli przy okazji dodatkową niezwykłą zdolność roztoczy. Były one w stanie biegać po betonie w temparturze 60 stopni Celsjusza. W takim upale większość zwierząt szybko ginie, nie mówiąc już o możliwości biegania. « powrót do artykułu
  17. W dniach 7-8 czerwca 2014 roku odbędzie się w Krakowie interdyscyplinarna konferencja "Sztuka leczenia. Dialog medycyny z humanistyką". Jej celem jest zgromadzenie studentów badających pogranicza pozornie odległych gałęzi nauki. Płaszczyzną je łączącą jest człowiek, tutaj występujący w roli pacjenta, na którego uczestnicy konferencji postarają się spojrzeć z różnych perspektyw. Organizatorzy konferencji chcą zastanowić się nad koniecznością współpracy i czerpania ze wzajemnego dorobku medycyny i humanistyki.Dlatego też zorganizowali sympozja, wykłady i warsztaty. Zaproszenie na konferencję kierowane jest do studentów wszystkich stopni (w tym doktorantów) z takich dziedzin jak medycyna humanistyczna, antropologia medyczna (w tym etnomedycyna), psychologia zdrowia i choroby, historia medycyny, zdrowie publiczne, socjologia medycyny, bioetyka, pielęgniarstwo i medycyna kulturowa oraz innych wpisujących się w temat konferencji. Zgłoszenia: Do 7 maja 2014 roku prowadzony jest nabór abstraktów (do ok. 500 słów). Chętni powinni załączyć krótką notę afiliacyjną (do 100 słów), a w tytule należy podać dziedzinę, której abstrakt dotyczy. Dokumenty należy wysłać na adres sztuka.leczenia2014@gmail.com Zasady uczestnictwa: Zaproszeni są studenci wszystkich stopni. Przewidywany czas wystąpienia 15-20 minut. Udział w konferencji jest bezpłatny. Organizatorzy nie zapewniają noclegów, jednak mogą pomóc w ich znalezieniu. Organizatorzy: Sekcja Angroplogii Medycznej Koła Naukowego Studentów Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ Międzywydziałowe Koło Naukowe Kontaktu z Pacjentem przy Katedrze Chorób Wewnętrznych i Gerontologii UJCM Fundacja Zdrowy Kontakt Koło Naukowe Historyków Studentów UJ Więcej informacji: https://www.facebook.com/sztukaleczenia « powrót do artykułu
  18. Naukowcy z FOM (Fundamental Research on Matter) Foundation i Uniwersytetu w Amsterdamie wykazali, że starożytni Egipcjanie prawdopodobnie moczyli piasek, po którym ciągnęli bloki skalne na budowę piramid. Dzięki użyciu odpowiedniej ilości wody można znakomicie zmniejszyć ilość pracy potrzebnej do przetransportowania ciężkiego ładunku. Malunek ścienny w grobowcu nomarchy Djehutihotepa przedstawia olbrzymi posąg ciągnięty przez pustynię na saniach. Na ich przedzie stoi człowiek, który wylega na piasek wodę. Uczeni przeprowadzili eksperyment, podczas którego symulowali ładunek ciągnięty na egipskich saniach po piasku suchym i mokrym. Badali przy tym sztywność piasku oraz siłę potrzebną do przeciągnięcia ładunku. Okazało się, że wymagana siła spadała proporcjonalnie do sztywności piasku. Ziarna mokrego piasku są utrzymywane razem przez miniaturowe krople wody, które się do nich przyczepiają. Wylewając na piasek odpowiednią ilość wody można dwukrotnie zwiększyć jego sztywność. Po takim piasku łatwiej jest ciągnąć obciążone sanie, gdyż przed saniami nie gromadzi się przesuwany wraz z nimi piasek. Zjawisko takie zachodzi, gdy piasek jest suchy. Powyższe badania mają znaczenie nie tylko dla poznania historii starożytnego Egiptu. Również i obecnie nie do końca rozumiemy zachowanie granulatów takich jak piasek, beton czy asfalt. Eksperyment pozwoli też udoskonalić metody transportu i przetwarzania granulatów. Obecnie działania takie pochłaniają 10% światowej konsumpcji energii. « powrót do artykułu
  19. Zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa stworzył biodegradowalne nanocząstki, które są w stanie przetransportować DNA do komórek guzów mózgu myszy. Eksperymenty dowodzą, że załadowane "genami śmierci" cząstki mogłyby być w przyszłości podawane w czasie operacji pacjentom z nowotworami mózgu, tak by wybiórczo uśmiercić pozostałe komórki guza. [...] Nasze nanocząstki dostarczały gen testowy do komórek nowotworu mózgu myszy. Tam następowało jego uaktywnienie. Teraz mamy dowód, że te drobne konie trojańskie są w stanie przetransportować geny, które wywołają wybiórcze obumieranie komórek nowotworu, pozostawiając zdrowe komórki nietknięte - podkreśla dr Jordan Green. Amerykański zespół skupił się na glejakach, najbardziej śmiertelnych i najbardziej agresywnych nowotworach mózgu. Przy standardowym leczeniu (operacji, chemio- i radioterapii) mediana przeżycia wynosi zaledwie 14,6 miesiąca. Poprawę wyników można uzyskać tylko w jeden sposób - zabijając komórki oporne na dotychczasowe metody leczenia. Ze względu na istnienie bariery krew-mózg naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa zdecydowali się aplikować cząstki podczas operacji. W początkowych eksperymentach wykorzystano komórki usunięte przez Alfreda Quiñonesa-Hinojosę, które hodowano w laboratorium do momentu, aż powstały niewielkie sfery - prawdopodobnie są one najbardziej oporne na chemio- i radioterapię, wykazują też zdolność tworzenia nowych guzów. Quiñones-Hinojosa i Green szukali platformy, która przetransportowałaby geny do wywołania śmierci onkosfer. Laboratorium Greena specjalizuje się w produkowaniu kulistych cząstek z biodegradowalnych polimerów. Co istotne, da się je przystosowywać do wykonywania konkretnych zadań medycznych. Zmieniając atomy polimeru, naukowcy mogą manipulować nie tylko wielkością czy stabilnością cząstek, ale i ich powinowactwem do wody bądź tłuszczu. Na potrzeby studium stworzono dziesiątki wariantów, później oceniano ich zdolność przenoszenia do onkosfer testowej sekwencji DNA - genu białka czerwonej bądź zielonej fluorescencji. Oceniając przeżywalność komórek, które wchłonęły nanocząstki i mierząc natężenie emitowanego światła, akademicy określali, jaki wariant budowy koni trojańskich jest najlepszy. Później testowano go na myszach z ludzkim glejakiem. Nanocząstki wstrzykiwano do mózgu myszy z eksperymentalnym ludzkim nowotworem i zdrowych gryzoni z grupy kontrolnej. Co ciekawe, choć do zdrowych i nowotworowych komórek dostała się podobna liczba cząstek, te pierwsze rzadko wytwarzały fluorescencyjne białka. Swoistość nowotworowa to dokładnie to, co chciałoby się zobaczyć. Nadal jednak badamy mechanizm, który za to odpowiada - zaznacza Green. Quiñones-Hinojosa dodaje, że nowa metoda jest bezpieczniejsza dla pacjentów niż tradycyjna terapia genowa bazująca na zmodyfikowanych wirusach. Wyjaśnia też, że bez straty dla skuteczności nanocząstki można liofilizować i przechowywać co najmniej przez 2 lata. Dr Stephany Tzeng podkreśla, że nanocząstki tak długo zachowujące stabilność pozwalają przygotowywać zawczasu duże ilości produktu. [...] Później wystarczy dodać wodę i prowadzić eksperymenty bądź operacje. W powiązanym studium zespół Greena zademonstrował, że inne nanocząstki potrafią przetransportować do komórek nowotworu mózgu siRNA (ang. small interfering RNA). Podsumowując wyniki opublikowane w piśmie ACS Nano, Green stwierdza, że siRNA czy DNA do terapii genetycznej bazującej na nanocząstkach trzeba dobierać z rozwagą, by po niezamierzonym czy pobocznym dostaniu się do zdrowych komórek i tak szkodziły tylko tym zmienionym chorobowo. « powrót do artykułu
  20. FDA (Agencja ds. Żywności i Leków) zatwierdziła pierwszy lek przeciwko zaawansowanemu nowotworowi żołądka. Cyramza należy do klasy inhibitorów angiogenezy, środków z którymi w przeszłości wiązano olbrzymie nadzieje. W 1998 roku Judah Folkman jako pierwszy wykazał, że możliwe jest zagłodzenie guzów nowotworowych poprzez powstrzymanie angiogenezy, czyli powstawania odżywiających guzy naczyń krwionośnych. Wielu naukowców miało wówczas nadzieję, że inhibitory angiogenezy okażą się złotym środkiem w terapii przeciwnowotworowej. Niestety związki te nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań, chociaż pozostają pewną nadzieją dla pacjentów, w przypadku których zawiodły inne metody leczenia. Obecnie badane są inhibitory angiogenezy, które mają przedłużać życie pacjentów chorujących m.in. na nowotwory nerek. Cyramza to pierwszy lek służący do walki z zaawansowanym nowotworem żołądka Nowotwór żołądka to piąty najczęściej występujący nowotwór na świecie. Rocznie notuje się około miliona nowych przypadków. Obecnie w USA na chorobę tę zapada rocznie około 20 000 osób. Co prawda liczba przypadków spada od lat 30. ubiegłego wieku, co ma prawdopodobnie związek ze zmianą diety. Problem jednak w tym, że nowotwór żołądka jest zwykle diagnozowany w późniejszych stadiach, gdy już nie nadaje się do leczenia operacyjnego czy chemioterapii. Zdecydowana większość chorych z zaawansowanym nowotworem żołądka umiera w ciągu pięciu lat od postawienia diagnozy. Naprawdę potrzebujemy nowej celowanej terapii, która została opracowana ze zrozumieniem biologii nowotworu żołądka. Nie posunę się do stwierdzenia, że nasze osiągnięcie wystarczy, by poradzić sobie z tą chorobą, ale jest to ważny pierwszy krok w opracowaniu metod walki z trudnymi w leczeniu nowotworami - mówi Charles Fuchs z Harvard Medical School, główny naukowiec pracujący nad Cyramzą. Testy kliniczne leku prowadzono na 355 pacjentach z 29 krajów. Dwie trzecie z nich otrzymywało tylko Cyramzę, reszcie podawano placebo. Lek był wprowadzany dożylnie raz na dwa tygodnie. Przedłużał on życie pacjentów średnio o 1,5 miesiąca, czyli o 37%. Spowalniał też rozwój guza. David Cheresh, biolog nowotworów z University of California w San Diego, który nie brał udziału w pracach nad Cyramzą, zauważa, że mimo iż lek w nieznacznym stopniu wydłużał życie pacjentów, to jednak pokazuje on, że badania nad inhibitorami angiogenezy należy kontynuować. Niestety, nie ma róży bez kolców. FDA ostrzega, że Cyramza zwiększa ryzyko wystąpienia krwotoków, nawet śmiertelnych. Może też powodować wzrost ciśnienia krwi, bóle głowy, rozwolnienie i ataki serca. « powrót do artykułu
  21. Dziewiątego kwietnia w Bioparku Fuengirola koło Malagi przyszedł na świat kanczyl malajski (Tragulus javanicus). Po narodzeniu młode ważyło ok. 100 g. Nie nadano mu jeszcze imienia, bo przez miniaturowe rozmiary nie da się na razie określić płci. Młode to 8. T. javanicus, który urodził się w Fuengiroli od 2006 r. Pracownicy Bioparku biorą udział w europejskim programie EEP (Early Entrance Program), utworzonym, by chronić ssaka poza jego habitatem. W Europie żyje zaledwie 43 przedstawicieli tego bardzo rzadkiego gatunku. Matka kanczylka urodziła się w 2007 r. w Fuengiroli, a ojciec przyjechał tu w zeszłym roku z zoo w Lille. Rodzina zamieszkuje Ukryty Las, który wygląda jak ruiny świątyni w azjatyckiej dżungli. Zwierzę, które po osiągnięciu dorosłości nie będzie większe od królika, rośnie ponoć bardzo szybko. Przyszłość gatunku nie wygląda, niestety, dobrze przez masywne wycinanie lasów na południowym wschodzie Azji. « powrót do artykułu
  22. W próbkach koralowca pobranych u północnych wybrzeży Australii naukowcy odkryli knidaryny, nową klasę białek, która blokuje penetrowanie limfocytów T przez wirus HIV. Amerykanie mają nadzieję, że uda się ją wykorzystać w żelach nawilżających dla kobiet. Znalezienie nowego białka, którego nikt wcześniej jeszcze nie widział, zawsze budzi spore emocje. A fakt, że te konkretne wydają się blokować zakażenie HIV, w dodatku w nowy sposób, ekscytuje jeszcze bardziej - podkreśla dr Barry O'Keefe z amerykańskiego Narodowego Instytutu Nowotworów. [...] Nawet jeśli wirus stanie się oporny na te białka [knidaryny], powinien nadal zostać wrażliwy na wszystkie inne dostępne opcje - dodaje dr Koreen Ramessar. Zespół zidentyfikował i oczyścił białka, a następnie przetestował ich aktywność przeciw laboratoryjnym szczepom HIV. Okazało się, że knidaryny działały już przy stężeniach rzędu miliardowych grama, nie dopuszczając do wnikania wirusów do limfocytów T. Odkryliśmy, że knidaryny wiążą się z HIV i nie dopuszczają do ich zlania z błoną limfocytów T. Bardzo różni się to od tego, co widzieliśmy w przypadku innych protein, dlatego sądzimy, że mają unikatowy mechanizm działania - wyjaśnia Ramessar. Kolejnym krokiem ma być dopracowanie metod pozyskiwania kniadryn w większych ilościach, tak by można było je zbadać pod kątem ewentualnych skutków ubocznych oraz aktywności w stosunku do innych wirusów. Wytworzenie większych ich ilości jest kluczowe. Nie możemy, próbując zbierać białka, wyniszczyć koralowca, dlatego skupiamy się na znalezieniu metod zwiększenia produkcji, by móc zająć się testami przedklinicznymi - podsumowuje O'Keefe. « powrót do artykułu
  23. W jednym z grobów w Dolinie Królów znaleziono niemal 60 mumii królewskich z XVIII dynastii. Wśród mumii znaleziono też drewniany sarkofag i maski pośmiertne. Na części glinianych naczyń złożonych w grobowcu wyryto pismem hieratycznym imiona pochowanych. Są wśród nich również imiona nieznanych wcześniej członków rodziny królewskiej – Ta-Im-Wag-Is oraz Neferonebo. Archeolodzy chcą zidentyfikować wszystkich pochowanych oraz dowiedzieć się, kto był właścicielem grobu i odnaleźć jego ciało. Prace wykopaliskowe to wspólny projekt Egipcjan i Szwajcarów. Na czele szwajcarskiej misji stoi Helena Ballin, która poinformowała, że znaleziono m.in. mumię małego dziecka i wiele przedmiotów związanych z obrzędami pogrzebowymi. Znaleziono również dowody wskazujące, że grobowiec był wielokrotnie okradany. « powrót do artykułu
  24. Emerytowany wiceprezes Intela, Avram Miller, poinformował na swoim blogu, że Apple prowadzi ściśle tajny projekt o nazwie Found. Miller twierdzi, że Steve Jobs miał obsesję na punkcie tego projektu i wymógł na swoim następcy, Timie Cooku, obietnicę, iż projekt będzie rozwijany także po jego śmierci. Found ma zadebiutować w 2015 roku, a podczas debiutu ujrzymy... Steve'a Jobsa, który przed śmiercią nagrał wystąpienie wprowadzające Found. Miller informuje, że Found powstał jako odpowiedź na przejęcie Androida przez Google'a. Android był bezpośrednim konkurentem iOS-a. Steve Jobs odebrał działanie Google'a bardzo osobiście. W tym czasie dyrektor wykonawczy Google'a Eric Schmidt zasiadał w radzie nadzorczej Apple'a, więc Jobs uznał za zdradę wejście Google'a na terytorium Apple'a. Nie wiadomo dokładnie, czym jest Found. Prawdopodobnie jest to połączenie sztucznej inteligencji oraz wyszukiwarki. « powrót do artykułu
  25. Manuel Alves dos Santos, rybak z gminy Salinópolis, znalazł unoszący się na rzece fragment stożka kadłuba rakiety nośnej największego europejskiego satelity telekomunikacyjnego, wystrzelonego 25 lipca zeszłego roku z Gujańskiego Centrum Kosmicznego. Widnieją na nim logo UK Space Agency oraz Arianespace, międzynarodowej spółki astronautycznej. Rzeczniczka UK Space Agency Julia Short twierdzi, że pozostałości po wyniesieniu satelity Alphasat spadły do Atlantyku, a później zostały zniesione aż tutaj, do amazońskiego cieku wodnego. Brazylijskie władze mają się ponoć skontaktować z narodową agencją kosmiczną Wielkiej Brytanii, by zabrała obiekt. Wyciągnięciem fragmentu wielkości samochodu musiało się zająć ponad 10 osób. Lokalni mieszkańcy mają donosić o jakichkolwiek objawach choroby, ale mało prawdopodobne, by odłamek był radioaktywny. Siedemdziesięciotrzylatek wyłowił stożek w sobotę w nocy, ale początkowo władze nie dawały wiary doniesieniom i nie reagowały na wezwania. Ekipy wydobywcze zjawiły się dopiero po relacjach mediów. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...