Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. HP informuje, że do atakowania systemu Windows cyberprzestępcy wykorzystują przede wszystkim stare luki, których nie załatali właściciele zaatakowanych maszyn. Z najnowszego raportu dowiadujemy się, że w ubiegłym roku w aż 33% ataków udało się zainfekować maszynę poprzez dziurę w Windows, którą Microsoft załatał w 2010 roku. To luka oznaczona jako CVE-2010-2568. Drugą najbardziej popularną wśród atakujących luką była dziura CVE-2010-0188 występująca w Adobe Readerze i Adobe Acrobacie. Wykorzystano ją w 11% udanych ataków. W pierwszej dziesiątce najczęściej atakowanych dziur jest aż 6 błędów w Javie. W sumie zostały one użyte w 28% udanych ataków. Kolejne 2 najbardziej popularne dziury znaleziono w MS Office, Przestępcy wykorzystali je w 6% ataków. Powyższe zestawienie pokazuje, że wystarczy na bieżąco instalować łaty dla systemu operacyjnego, MS Office'a oraz kilku internetowych aplikacji firm zewnętrznych, w tym w przeglądarkach, by uchronić się przed zdecydowaną większością ataków. Badacze z HP zwracają uwagę na jeszcze jeden, najbardziej chyba niepokojący fakt. „Odkryte fragmenty szkodliwego kodu wskazują, że znaczący odsetek użytkowników Windows wciąż nie stosuje na bieżąco poprawek bezpieczeństwa. Może być to związane z końcem okresu wsparcia technicznego dla Windows XP” - stwierdzili eksperci. « powrót do artykułu
  2. Biopsje skóry można wykorzystać do wykrywania podwyższonego poziomu nieprawidłowych białek, związanych z chorobami Alzheimera i Parkinsona. Dotąd potwierdzenia zmian patologicznych nie dało się uzyskać bez biopsji mózgu, dlatego alzheimeryzm i parkinsonizm pozostawały nierozpoznane do momentu, aż choroba osiągała bardziej zaawansowane stadium - podkreśla dr Ildefonso Rodriguez-Leyva z Universidad Autónoma de San Luis Potosí. Meksykanie przekonują, że skóra i układ nerwowy rozwijają się z tego samego listka zarodkowego (ektodermy), dlatego ze stanu tej pierwszej można wnioskować o tym, co dzieje się w mózgu, przynajmniej na poziomie molekularnym. Nowy test proponuje potencjalny biomarker, który może pomóc lekarzom we wcześniejszym postawieniu diagnozy. Wiedząc, że w pośmiertnych badaniach osób z parkinsonem wykazano, że nieprawidłowe białka, które widuje się w mózgach chorych, występują też w skórze, Rodriguez-Leyva i inni postanowili sprawdzić, czy podobnie jest u ludzi żywych. W ramach studium Meksykanie pobierali próbki skóry zza ucha 20 osób z alzheimerem, 16 z parkinsonem i 17 z demencją wywołaną inną chorobą. Biopsje zestawiano z wycinkami pobranymi od 12 zdrowych ludzi z tej samej grupy wiekowej. Okazało się, że w porównaniu do osób zdrowych i z demencjami innego pochodzenia, u parkinsoników i pacjentów z chorobą Alzheimera stwierdzano 7-krotnie wyższy poziom białka tau. U parkinsoników występowało też 8 razy wyższe stężenie alfa-synukleiny niż w zdrowej grupie kontrolnej. Potrzeba więcej badań, by potwierdzić te wyniki, ale odkrycia są naprawdę ekscytujące, bo potencjalnie możemy zacząć wykorzystywać biopsje skóry od żywych pacjentów [...]. Naukowcy podkreślają, że procedurę można by wykorzystać do badania nie tylko alzheimera i parkinsona, ale i innych chorób neurodegeneracyjnych. « powrót do artykułu
  3. Opublikowany niedawno doroczny list Fundacji Billa i Melindy Gatesów wywołał spore poruszenie. Największa organizacja dobroczynna świata uważa, że w ciągu najbliższych 15 lat rewolucja w rolnictwie zmieni życie niemal miliarda najuboższych mieszkańców świata. A ważną częścią tej rewolucji będą genetycznie modyfikowane organizmy (GMO). Rośliny GMO będą bardziej wydajne, bardziej odporne na susze czy zasolenie, a jeśli ostatecznie dowiedzie się, że są bezpieczne, najwięcej zyskają na nich kraje Afryki - powiedział Bill Gates w wywiadzie dla The Verge. Założyciel Microsoftu uważa, że dzięki lepszym nawozom i roślinom GMO afrykańscy rolnicy mogą nawet 2-krotnie zwiększyć produktywność. Obecnie produktywność ziemi rolnej w Afryce jest średnio 5-krotnie niższa niż w USA. Fundacja Gatesów tak mocno wierzy w to, że rozwój rolnictwa pomoże w walce z głodem w Afryce, iż w 2013 roku przeznaczyła na ten cel niemal 400 milionów dolarów. Postawa Fundacji i jej założyciela spotkała się z krytyką, tym bardziej, że w przeszłości Fundacja posiadała akcje firmy Monsanto, znanego producenta GMO. Od kilku lat nie posiada tych akcji, jednak niektórzy dopatrują się teorii spiskowych w działaniach Fundacji. Gates nie przejmuje się jednak tymi głosami i przypomina historię upraw bananów w Ugandzie. W 2001 roku w tym kraju pojawiła się bakteria Xantohomonas campestris, która zaatakowała plantacje bananów. Żadne pestycydy, środki chemiczne czy palenie całych plantacji nie przynosiły pożądanych rezultatów. W latach 2001-2004 ugandyjskie plony bananów zmniejszyły się o 50%. W centrum kraju zarażeniu uległo 80% roślin. Naukowcy z ugandyjskiegj Narodowej Organizacji Badań Rolniczych (NARO), która jest finansowana m.in. przez Fundację Gatesów – stworzyli genetycznie zmodyfikowane banany, do których genomów wprowadzono gen zielonej papryki. Wydaje się, że nowy gen uruchamia proces, który zabija zainfekowane komórki i chroni roślinę. NARO chciałaby bezpłatnie rozdawać zmodyfikowane nasiona, jednak w Ugandzie nie ma przepisów dotyczących GMO, a kraj podpisał protokół z Cartageny. Rząd Ugandy musi dopiero uchwalić odpowiednie przepisy zezwalające na uprawy GMO w tym kraju. Istnieje jednak obawa, że przepisy te zostaną wykorzystane przez wielkie korporacje. Zwiększenie produktywności lokalnych rolników jest dla Afryki niezwykle ważnym zadaniem. Kraje afrykańskie wydają co roku 35-40 miliardów USD na importowaną żywność. Zachód dotuje swoich rolników kolosalnymi kwotami, dlatego też mogą oni oferować swoją żywność taniej niż rolnicy z Afryki. Ta nieuczciwa konkurencja powoduje, że lokalni afrykańscy rolnicy nie mogą sprzedać swoich produktów, nie mają więc pieniędzy na własne utrzymanie, nie mówiąc już o inwestycjach i unowocześnianiu swojej produkcji. Rozwiązaniem może być upowszechnienie upraw GMO, które, jako bardziej odporne na warunki środowiskowe i dające wyższe plony, będą wymagały mniejszych nakładów pracy i kapitału, więc można będzie sprzedawać je taniej. Największym problemem jest jednak przekonanie opinii publicznej do roślin GMO. Mimo iż np. znakomita większość soi i kukurydzy to uprawy modyfikowane genetycznie, to najnowsze badania pokazują, że w USA tylko 37% dorosłych obywateli uważa, że jedzenie GMO jest bezpieczne. W bezpieczeństwo GMO wierzy natomiast 88% naukowców skupionych w American Association for the Advancement of Science. « powrót do artykułu
  4. Ciężarne lemurzyce oczekujące synów pachną inaczej od samic spodziewających się córek. Prof. Christine Drea z Duke University podkreśla, że to pierwszy przypadek, kiedy udało się wykazać, że u jakiegoś gatunku zapach przyszłej matki zależy od płci jej dziecka. Drea i Jeremy Chase Crawford z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley pobierali wymazy wydzielin z okolic genitaliów 12 samic lemura katta. Robili to 2-krotnie: przed i w czasie ciąży. Piżmowy zapach lemurów tworzy złożony koktajl feromonów i innych związków. Wcześniejsze badania wykazały, że inne osobniki mogą z niego "wyczytać" informacje nt. płci, płodności itp. Gdy Amerykanie przeprowadzili chromatografię gazową ze spektrometrią mas, zauważyli, że ciąża wpływa na poziom kilkuset substancji. Ciężarne lemurzyce wydzielają prostszy zapach (spada liczba związków zapachowych wydzieliny), a zmiany są silniej zaznaczone u samic spodziewających się synów. Co istotne, wzorzec zmian koreluje z poziomami hormonów we krwi. Różnica w profilu hormonalnym samic oczekujących synów i córek jest olbrzymia. Na razie naukowcy nie wiedzą, czemu zapach ciężarnych ulega uproszczeniu i czemu zjawisko to jest silniejsze, gdy płód jest płci męskiej, ale mają na ten temat pewną hipotezę. Możliwe, że w ciąży zasoby potrzebne do wytworzenia związków [zapachowych] są kierowane gdzie indziej, zwłaszcza jeśli ciąża z samcem jest dla lemurzycy bardziej kosztowna energetycznie - opowiada Drea. « powrót do artykułu
  5. Idealna długość rzęs odpowiada jednej trzeciej szerokości oka - twierdzi zespół dr. Davida Hu z Georgia Institute of Technology. Wtedy tworzą one ochronną strefę nieruchomego powietrza. Jeśli są dłuższe, ułatwiają dopływ powietrza nad gałkę oczną, wysuszając ją i narażając na kontakt z zanieczyszczeniami. Hu zaczął się zastanawiać nad rolą rzęs pod wpływem obserwacji swojej nowo narodzonej córki. Przez długi czas istniało niewiele hipotez co do funkcji rzęs. Niektóre sugerowały, że chodzi o osłanianie przed słońcem, inne wspominały o wyłapywaniu spadającego z góry kurzu. Niestety, brakowało studium, które skrupulatnie by je wszystkie przetestowało. Chcąc uzupełnić lukę w wiedzy, Amerykanie zmierzyli rzęsy 22 ssaków, w tym kangura rudego, jeża, wielbłąda, słonia afrykańskiego, żyrafy, zebry czy szympansa. Poszliśmy do Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku, gdzie w piwnicy magazynuje się setki zwierzęcych skór, i dokładnie mierzyliśmy długość rzęs. [Dość szybko] zauważyliśmy ścisłą zależność: [bez względu na gatunek] rzęsy miały długość ok. 1/3 szerokości oka. Później autorzy publikacji z Journal of the Royal Society Interface stworzyli w laboratorium model oka. Umieścili go w tunelu aerodynamicznym i posługując się różnymi długościami rzęs, mierzyli zmiany w parowaniu z powierzchni oka. Zaskakującą rzeczą było to, że istniała optymalna długość rzęs [...], równa wspomnianej na początku 1/3 szerokości gałki ocznej. Jak podkreślają naukowcy, minimalizowanie napływu powietrza nad gałkę oczną nie tylko zmniejsza parowanie, ale i redukuje ilość kurzu, na jaką jest ona narażona. Przy dłuższych rzęsach, które wychwytywały i kierowały strumień powietrza wprost na gałkę, do modelu oka docierało więcej cząstek, zaobserwowano też silniejsze wysychanie. Jeden z członków zespołu Guillermo Amador wyjaśnia, że bardzo łatwo sprawdzić, czy podobne zjawisko zachodzi u kobiet korzystających z doklejanych rzęs. Jeśli tak, zauważy się zwiększoną częstość mrugania. Dla odmiany za krótkie rzęsy są dla powietrza jedynie progami zwalniającymi. W tym przypadku ochrona gałki ocznej również jest niedostateczna. Choć istnieją odchylenia od "reguły jednej trzeciej", wg Hu, można to wyjaśnić kształtem twarzy. Prowadzono badania, jak twarz oddziałuje na napływ powietrza do oka. W tunelach aerodynamicznych umieszczano manekiny i oceniano ciśnienie wywierane na gałkę oczną. Warto też przypomnieć, że studia zademonstrowały, że zwierzęta zamieszkujące pustynie, np. żyrafy czy wielbłądy, mają grubsze rzęsy, a u dzieci z alergiami są one dłuższe. « powrót do artykułu
  6. Fizyka kwantowa, w przeciwieństwie do fizyki klasycznej, której zasady intuicyjnie rozumiemy, jest dla nas czymś dziwacznym. Na przykład fizyka klasyczna zakłada, że rzeczywistość jest obiektywna, deterministyczna i istnieje niezależnie od pomiaru. Tymczasem w fizyce kwantowej pomiar może zmienić rzeczywistość. Na łamach Physical Review Letters ukazały się badania przeprowadzone przez Radu Ioniciou i jego kolegów, z których wynika, że trzy podstawowe założenia fizyki klasycznej – obiektywizm, determinizm i niezależność – są niekompatybilne z jakąkolwiek teorią. Uczeni wykazali, że o ile każde z tych dwóch założeń są zgodne z obowiązującymi teoriami, to wszystkie trzy nie są zgodne z żadną z nich. Czasami zasady fizyki klasycznej wydają się nam 'naturalne' i 'logiczne', ale dzieje się tak tylko dlatego, że nie przetestowaliśmy ich porządnie. Mechanika kwantowa może wydawać się dziwna, jednak nasze klasyczne złudzenia również mogą być dziwne lub też niemożliwe do udowodnienia, niezależnie od tego, jak naprawdę działa świat - mówi współautor badań Daniel Terno z australijskiego Macquarie University. Jeśli zespół Ioniciou ma rację, to okaże się nie tylko, że źle rozumiemy i badamy fizykę kwantową – bo badamy ją w odniesieniu do naszego świata fizyki klasycznej – ale również, że nie rozumiemy, jak działa fizyka klasyczna. Nasz pogląd – uwaga: to pogląd a nie hipoteza – jest taki, że fizyka klasyczna może być równie dziwna co fizyka kwantowa, a skoro tak, to całe nasze badania mające na celu wyjaśnienie mechaniki kwantowej nie mają sensu. Nie ma bowiem powodu, by zamieniać jedno dziwactwo na drugie, albo przyjmować tylko część, a odrzucać resztę - wyjaśnia Terno. Ioniciou i jego koledzy wpadli na swój zaskakujący pomysł zastanawiając się nad dualizmem falowo-korpuskularnym. Uczeni analizowali eksperyment opóźnionego wyboru Wheelera, podczas którego wykorzystywany jest interferometr. Gdy interferometr jest otwarty foton zachowuje się jak cząstka, a gdy jest zamknięty – zachowuje się jak fala. Pokazuje to, że w żadnym momencie fotonu nie można uznać za cząstkę czy za falę, należy przyjąć, że ma obie właściwości. Jednak Terno i jego współpracownicy zakwestionowali takie podejście. Jeśli weźmiemy pod uwagę obiektywizm, to foton może być definiowany albo jako cząstka, albo jako fala, nigdy jak oba byty. Determinizm oznacza zaś, że wynik eksperymentu (stwierdzenie czy foton jest cząstką czy falą) może zostać odczytany jedynie wówczas, gdy znane są wszystkie informacje. Z kolei niezależność oznacza, że wynik nie jest zależny od założeń eksperymentu. Jak wyjaśniają uczeni, jako, że foton, w zależności od konfiguracji urządzenia wykazuje różne właściwości, to wszystkie trzy założenia fizyki klasycznej nie mogą być jednocześnie spełnione, a to znaczy, że nie można uzyskać żadnych wyników z eksperymentu. Dopóki w wyniku różnych konfiguracji tego samego eksperymentu będziemy otrzymywali różne wyniki, trzy intuicyjne założenia nie będą spełnione, niezależnie od teorii, jaką testujemy. Jeśli wyobrazimy sobie teorię zmiennych ukrytych, która opisuje rozważane przez nas eksperymentu, to musimy pamiętać, że ma ona tylko siedem stopni swobody (siedem parametrów). Gdy nałożymy nań matematyczne wyrażenia naszych intuicyjnych założeń, to nic z tej swobody nie zostanie - wyjaśniają naukowcy. Proponują oni, by odrzucić założenie obiektywizmu, pozostawić jedynie determinizm i niezależność. « powrót do artykułu
  7. Aby utrzymać dobrą kondycję mózg, tak samo jak mięśnie potrzebuje systematycznych ćwiczeń. Zapraszamy na intensywną gimnastykę mózgu już od 3 marca w nowym sezonie „Pułapek umysłu” na National Geographic Channel. Chcecie się dowiedzieć, jak zarabiać więcej? A może jak lepiej sypiać? Albo jak w zaledwie minutę poprawić swoją pamięć? W najnowszym sezonie „Pułapek umysłu” pokażemy, jak poprawić kondycję mózgu, koncentrację i pamięć. Tym razem prowadzący program Jason Silva przez obiektywy ukrytych kamer pokaże zadziwiające eksperymenty, które ukażą prawdę o tym, jak prosto możemy oszukać nasze zmysły i mózg. Premiera czwartego sezonu programu nominowanego do Nagrody Emmy® „Pułapki umysłu” już we wtorek, 3 marca, o godzinie 22:00. Wprawne oko naszej ukrytej kamery wychwyci wszystkie zabawne i zaskakujące wyniki interaktywnych eksperymentów, a my podamy realne wskazówki do wykorzystania w codziennym życiu. Ten sezon „Pułapek umysłu” może sprawić, że więcej zarobicie, zaczniecie lepiej sypiać i lepiej zapamiętywać, a nawet poprawicie swoje IQ. Ludzki mózg jest fascynujący, a to, do czego jest zdolny zadziwia nas tym bardziej, im więcej o nim wiemy. W programie spróbujemy odpowiedzieć na pytanie co kieruje nami podczas podejmowania codziennych decyzji. Zobaczycie między innymi, jak mózg postrzega pieniądze, jak usprawiedliwia zakup drogiego produktu. Sprawdzimy, czy na pewno drogi posiłek smakuje lepiej niż tani i dlaczego wielu z nas o czymś zapomina, przechodząc z pokoju do pokoju. Odkryjemy prawdziwe pułapki czekające na nasze mózgi, udowadniając jednocześnie jak złudne mogą być zmysły. Gospodarzem cyklu ponownie będzie Jason Silva. Ten pasjonat zawiłości i złożoności ludzkiego umysłu przeprowadzi widzów przez meandry mózgu za pomocą serii nietypowych eksperymentów. Jason, poza pracą na planie „Pułapek umysłu”, sam zajmuje się reżyserią. Tworzy m.in. cykl ”Shots of Awe” – niekomercyjne mikrodokumenty pokazujące współzależną ewolucję człowieka i technologii. Jego ostatnia produkcja „Existential Bummer” stała się internetowym hitem. Do dziś obejrzały ją ponad 2 miliony osób. Wśród premierowych odcinków Pułapek umysłu znajdą się: Odc. 1. „Zdrowy rozsądek”, 3 marca, godz. 22:00 Wiemy, kiedy należy przejść przez ulicę, co założyć do pracy, jak uniknąć oparzeń. Nasz mózg niemal bez przerwy ocenia każdą sytuację, która z pozoru wydaje się oczywista. Ta podstawowa umiejętność postrzegania świata w racjonalny sposób jest często przypisywana czemuś, co zwykliśmy nazywać zdrowym rozsądkiem. Iluzjonista Eric Leclerc pokaże, jak zwodnicze mogą okazać się rutyna i stereotypy. W dalszej części programu przetestujemy działanie siły ciężkości i naszego jej postrzegania - wystrzeliwując na wysokość czwartego piętra arbuza i jajko. Odwołamy się do tzw. „mądrości tłumu”, prosząc 20 obserwatorów, by spróbowali oszacować, ile gumowych piłek znajduje się w gigantycznym słoju. Na koniec aktor komediowy Ben Bailey przeprowadzi uliczny quiz, by dowiedzieć się, jak rzeczywiście wśród przechodniów działa zdrowy rozsądek. Odc. 2. „W prawo czy w lewo”, 10 marca, godz. 22:00 W tym odcinku dokładnie zbadamy obie półkule mózgu, by odkryć, jak funkcjonują, co tak naprawdę kontrolują i czy rzeczywiście jedna z nich jest dominująca. Widzowie wezmą udział w serii gier i eksperymentów, by stwierdzić czy za teorią, że stoją naukowe fakty. Najpierw zajmiemy się iluzją krzywej wieży w Pizie, następnie rozwiążemy prosty quiz, dzięki któremu sprawdzimy, czy mimo sprawności jednej z rąk jesteśmy bardziej prawo czy też leworęczni. Zaprezentujemy domową zabawę, która przetestuje nasze logiczne myślenie i kreatywność i umiejętność rymowania. Prowadzący program Jason Silva, przy akompaniamencie muzyki na żywo, pokaże nam, jak prawa i lewa półkula potrafią krzyżować swoje działanie, zmuszając nas do przyjęcia dość nienaturalnych pozycji. Następnie wspólnie z ochotnikami spróbujemy wkomponować nielogiczne, jednosylabowe wyrazy do prostego zdania, a na koniec zademonstrujemy, jak trudno jest podać nazwy 20 zwierząt, gdy słowa przeczą widzianym obrazom. Odc. 3. „Moralność”, 17 marca, godz. 22:00 Każdego dnia nasz mózg przetwarza ogromne ilości danych, podejmując niezliczone decyzje. Stopień skomplikowania tego organu zadziwia. Zastanawialiście się, skąd w ogóle bierze się poczucie moralności? Dzięki serii stymulujących umysł gier i łamigłówek będziemy testować wytrzymałość naszego moralnego kręgosłupa i sprawdzimy jak zewnętrzne bodźce wpływają na nasz mózg. Weźmy pierwszą z nich, nazwaną „Wagonowym dylematem”. Wyobraźmy sobie, że w stronę czworga ludzi zmierza rozpędzony pociąg. Można ich ocalić, pociągając za dźwignię i przekierowując lokomotywę na inny tor. Jest tylko jeden problem: na tym drugim, zapasowym torze również ktoś stoi. Czy pozwolimy, by pociąg uderzył w czworo ludzi, czy też pociągniemy dźwignię i poświęcimy tylko jedną? Moralność nie zawsze jest czarno-biała. Przetestujemy tę teorię w cyklu interaktywnych eksperymentów. « powrót do artykułu
  8. Hormon miłości i przywiązania, oksytocyna, nie dopuszcza, by szczury odurzyły się alkoholem. Naukowcy mają nadzieję, że ich odkrycie będzie można wykorzystać do opracowywania nowych metod leczenia alkoholizmu u ludzi. Jak opowiada dr Michael Bowen z Uniwersytetu w Sydney, najnowsze studium zainspirowały wcześniejsze badania nad rolą oksytocyny w blokowaniu wywołanego alkoholem uwalniania dopaminy. Podczas eksperymentu trzeźwe szczury chodziły sobie po klatce, a te, którym podano alkohol, siedziały wyciszone z nosem wciśniętym w róg pomieszczenia. Co ciekawe, trzecia grupa, której przed spożyciem alkoholu podano oksytocynę, zachowywała się jak trzeźwe zwierzęta. Nikt wcześniej nie wspominał o takim zjawisku - podkreśla Bowen. Zespół Bowena powtórzył testy i przeprowadził kolejne próby, w tym pozwalające ocenić, jak długo szczury mogą wisieć głową w dół na metalowej siatce (oksytocynę wstrzykiwano bezpośrednio do mózgu). Trzeźwe gryzonie utrzymywały się ok. 10-15 s, a szczury po alkoholu wytrzymywały tylko ok. 2 s. Zwierzęta pod wpływem oksytocyny były w stanie wytrzymać ok. 10 s. Hormon niemal zupełnie odwracał [więc] wpływ alkoholu. Ustalenia autorów publikacji z PNAS sugerują, że oksytocyna w jakiś sposób zapobiega odurzającemu działaniu alkoholu, w tym nadmiernemu rozluźnieniu mięśni. Kiedy Australijczycy przyjrzeli się w badaniach in vitro podjednostkom delta receptorów GABA-A, okazało się, że alkohol wywoływał ich silną reakcję. Dało się ją jednak zablokować za pomocą oksytocyny. Naukowcy podkreślają, że choć oksytocyna zapobiegała odurzeniu dawką alkoholu stanowiącą odpowiednik 1,5 butelki wina u ludzi, przy ekwiwalencie butelki wódki hormon przestawał spełniać swoją funkcję. Wg Bowena i innych, działo się tak, bo alkohol zaczął się wiązać z receptorami GABA w synapsach, a hormon nie mógł już tam dotrzeć. Niedawne badania zademonstrowały, że oksytocyna może zmniejszyć spożycie i ochotę na alkohol, zablokować rozwój tolerancji, a także złagodzić zespół abstynencyjny. Obecne studium pokazuje nieidentyfikowany wcześniej mechanizm, który może odpowiadać za część tych zjawisk. Ekipa planuje wkrótce zbadać wykorzystanie oksytocyny u ludzi, ale ponieważ to duża cząsteczka, może wystąpić problem z dostarczeniem odpowiednich stężeń substancji przez barierę krew-mózg. Bowen ma jednak nadzieję, że dzięki ustaleniu, którą częścią oksytocyna wiąże się z receptorami GABA, uda się zaprojektować mniejsze cząsteczki spełniające tę samą rolę. « powrót do artykułu
  9. Z kanału burzowego w Satellite Beach w pobliżu przylądka Canaveral uratowano 19 manatów karaibskich (Trichechus manatus). Ssaki wpłynęły tam prawdopodobnie, by się ogrzać. Zwierzęta przetransportowano na brezentowych noszach do Systemu Lagun Rzeki Indian. Akcja ratunkowa rozpoczęła się w poniedziałek po południu, gdy Ann Spellman, biolog z Florida Fish and Wildlife Conservation Commission, wszczęła alarm. Wszystkie zwierzęta były żywe, a ich wypuszczanie zostało przyjęte przez tłum z prawdziwym entuzjazmem. « powrót do artykułu
  10. Zespół prof. Nilsa Christiana Stensetha z Uniwersytetu w Oslo uważa, że za średniowieczną czarną śmiercią i nawrotami epidemii na przestrzeni 400 lat stały nie szczury śniade, ale myszoskoczki. Jak wyjaśniają autorzy publikacji z PNAS, powszechnie sądzi się, że po początkowym zawleczeniu z Azji choroba zachowała się w Europie dzięki szczurzym rezerwuarom. Przeczą temu jednak dane klimatyczne. Naukowcy przyjrzeli się słojom drzewnym z Europy z czasów 7711 wybuchów epidemii. Sprawdzali, czy warunki pogodowe były optymalne dla epidemii napędzanej przez szczury. Do tego potrzeba ciepłego lata z niezbyt dużą ilością opadów. Suchego, ale nie za bardzo suchego. Analizowaliśmy dużą liczbę wskaźników klimatycznych i nie było związku między pojawieniem się dżumy a pogodą. Zamiast tego okazało się, że warunki pogodowe w Azji mogły sprzyjać innym gryzoniom - myszoskoczkom, co prowadziło do późniejszych epidemii w Europie. Pokazaliśmy, że gdziekolwiek w środkowej Azji wystąpiły dobre warunki dla myszoskoczków i pcheł, kilka lat później bakteria [pałeczka dżumy, Yersinia pestis] pokazywała się w europejskich miastach portowych i rozprzestrzeniała się po kontynencie. Jak wyjaśnia Stenseth, wzrostowi liczby myszoskoczków sprzyja mokra wiosna, po której następuje ciepłe lato. Takie warunki są również dobre dla pcheł, które następnie przechodzą na zwierzęta domowe lub ludzi. Ponieważ był to czas rozkwitu handlu między Wschodem a Zachodem, dżuma dotarła do Europy via Jedwabny Szlak. Zespół wspomina o badaniu DNA bakterii wyizolowanych m.in. ze szkieletów z Europy, w tym Norwegii. Jeśli zróżnicowanie będzie spore, potwierdzi to przypuszczenia naukowców (fale epidemii z Azji zapewnią większe zróżnicowanie niż szczep pochodzący ze szczurzego rezerwuaru). Barbara Bramati z Centrum Syntezy Ekologicznej i Ewolucyjnej (CEES) Uniwersytetu w Oslo wyjaśnia, że skoro u wielu ofiar pałeczki dżumy dostały się do krwiobiegu, dotarły też do miazgi zęba. Jeśli jakość uzyskanego materiału genetycznego będzie wystarczająco dobra, badaczka porówna go z referencyjnym genomem Y. pestis. Skupiając się na zdolności myszkoskoczków do rozprzestrzeniania dżumy, akademicy zaznaczają, że choć istnieją duże różnice indywidualne, wiele osobników może przenosić absurdalnie dużo bakterii. Czasem mysz zabija pojedyncza bakteria. Szczur wędrowny może tolerować iniekcję 10 tys. pałeczek. Myszoskoczek toleruje zaś 100 mld bakterii [...] - opowiada Pernille Nilsson. Testy przeprowadzono w laboratorium dżumy w pobliżu Yumenu, w którym latem zeszłego roku wybuchła epidemia. Naukowcy wstrzyknęli gryzoniom tyle bakterii, że niemal połowa z nich zdechła, co było wstępem do porównywania genomów zwierząt, które zmarły i które przeżyły. Na razie nie udało się wskazać regionów odróżniających zwierzęta przeżywające i umierające, nie wiadomo więc, co stoi za ich opornością na Y. pestis. Mimo to biolodzy podejrzewają, że ma to związek z dziedziczeniem i wrodzonym układem odpornościowym. « powrót do artykułu
  11. Japońscy naukowcy informują o zbudowaniu pary najdokładniejszych zegarów w historii. Jak twierdzą uczeni z Uniwersytetu Tokijskiego ich „kriogeniczne zegary z macierzą optyczną” mogą pomylić się o sekundę raz na 16 miliardów lat. Profesor Hidetoshi Katori, który kierował pracami zespołu naukowego, podkreśla, że opracowana przez jego współpracowników technologia jest doskonalsza od technik wykorzystywanych w zegarach atomowych, które obecnie definiują sekundę. Nowe zegary wykorzystują specjalne lasery, dzięki którym w pułapce przetrzymywane są atomy strontu tworzące strukturę podobną do kratownicy. Pomiar czasu jest prowadzony na podstawie częstotliwości drgań atomów. Całość pracuje w temperaturze około -180 stopni Celsjusza. Japończycy przez miesiąc badali pracę dwóch połączonych ze sobą zegarów i obliczyli, że potrzeba 16 miliardów lat, by różnica czasu pomiędzy nimi wyniosła 1 sekundę. To znacznie lepszy wynik niż w przypadku atomowych zegarów cezowych wykorzystywanych obecnie do definiowania sekundy. W zegarach cezowych różnica sekundy może pojawić się już po 30 milionach lat. « powrót do artykułu
  12. By nie stać się łupem drapieżników, pisklęta pokutnika perlistego (Laniocera hypopyrra) upodobniają się do toksycznych gąsienic ciem z rodzajów Podalia lub Megalopyge. Jesienią 2012 r. Gustavo A. Londoño, Duván Garcia i Manuel Sánchez Martínez natknęli się w Pantiacolla Lodge w południowo-wschodnim Peru na gniazdo pokutnika perlistego (to drugi z opisanych dotąd przypadków). Naukowcy zauważyli, że pisklęta mają puchate pióra z pomarańczowymi promieniami i białymi czubkami. Choć uwagę zwracał już sam nietypowy wygląd piór, dopiero zachowanie piskląt doprowadziło do wyjaśnienia zagadki. Gdy ok. 6 dni od wyklucia akademicy mierzyli ptaszki, zaczęły one powoli poruszać głową na boki w sposób typowy dla gąsienic. Pracując w okolicy, zespół natknął się na podobnie ubarwioną toksyczną gąsienicę tej samej wielkości, stąd wniosek, że to przypadek mimikry batesjańskiej: pisklę próbuje przekonać drapieżniki, że jest kolczastą, trującą gąsienicą, a nie smacznym ptaszkiem. Autorzy publikacji z pisma The American Naturalist podkreślają, że w stosunku do wielkości L. hypopyrra mają długi okres lęgowy (ok. 20 dni), który jest prawdopodobnie związany z tempem dostarczania pokarmu (circa jednym karmieniem na godzinę). Powolny wzrost i wysoki wskaźnik drapieżnictwa gniazdowego sprzyjają ewolucji takich cech morfologicznych i behawioralnych jak u piskląt pokutnika perlistego. « powrót do artykułu
  13. Do Houston w Teksasie przybył The Space Telescope Transporter for Air Road and Sea (STTARS), czyli olbrzymi biały kontener zawierający niezwykle ważny ładunek – dokładną kopię centralnej części Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. Element ten, zwany Pathfinder Backplane, będzie przechodził testy w Chamber A, wielkiej kriogenicznej komorze próżniowej, w której testowano też pojazd Apollo. Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba to największy w historii teleskop kosmiczny, jest wyjątkowym przedsięwzięciem, zatem wszelkie prace z nim związane również wymagają wyjątkowego podejścia. Pathfinder Backplane powstał w stanie Maryland, a testy będą prowadzone w Teksasie. Sam jego transport był wyjątkowym wydarzeniem. O skali trudności może świadczyć już fakt, że sam kontener STTARS waży niemal 75 ton. „Przemieszczania go wymaga niezwykle długiego i starannego planowania” - mówi Adam Carpenter, jeden z inżynierów z zespołu odpowiedzialnego za STTARS. Na początku podróży STTARS wjechał na poduszkach powietrznych do clean roomu w Goddard Space Center. Następnie za pomocą dźwigu w jego wnętrzu umieszczono ważący 1400 kilogramów Pathfinder Backplane. Później kontener czekała 7-godzinna podróż lądowa do bazy lotniczej Andrews. Kontener z ładunkiem jechał na ciężarówce, a wzdłuż niej szli inżynierowie odpowiedzialni za bezpieczny transport i na bieżąco wprowadzali poprawki. W bazie Andrews STTARS został załadowany na pokład C-5 Charlie, największego samolotu jakim dysponują Stany Zjednoczone. To pierwsza część Teleskopu Webba, która opuściła Goddard. Dzięki temu, czego się teraz nauczymy, będziemy mogli powtórzyć tę operację z Integrated Science Instrument Module, pozostałymi czterema instrumentami oraz 18 lustrami. W tym projekcie wszystko jest ogromne i wszystko robimy po raz pierwszy - wyjaśnia Carpenter. STTARS pomyślnie wylądował w Houson i został przetransportowany do miejsca swojego przeznaczenia. W ciągu najbliższych tygodni Pathfinder Backplane zostanie przygotowany do rozpoczęcia testów. To kluczowy element kolejnej fazy testów. Na jego przykładzie będziemy mogli sprawdzić w bardzo niskich temperaturach pełnowymiarową strukturę wyposażoną w podzespoły optyczne. Później będziemy powtarzali te testy na urządzeniach potrzebnych do wysłania teleskopu w przestrzeń kosmiczną - mówi Bethany Selna odpowiedzialna za złożenie i testy poszczególnych elementów Jamesa Webba. « powrót do artykułu
  14. Bez względu na to, ile ważą, ludzie z niskim poziomem witaminy D z większym prawdopodobieństwem mają cukrzycę. Wg oświadczenia opublikowanego przez amerykańskie Towarzystwo Endokrynologiczne, osoby z niskim poziomem witaminy D są częściej otyłe. W porównaniu do ludzi z normalnym stężeniem witaminy D, częściej mają też cukrzycę typu 2., stan przedcukrzycowy i zespół metaboliczny. Uzyskane wyniki pozwalają sprecyzować związki łączące witaminę D, otyłość i cukrzycę. Podstawowym plusem tego studium jest porównywanie poziomu witaminy D u ludzi z całego zakresu wagi (od szczupłych po obciążonych otyłością olbrzymią) przy jednoczesnym uwzględnieniu cukrzycy - podkreśla Mercedes Clemente-Postigo z Uniwersytetu w Maladze. W ramach badania przekrojowego porównywano biomarkery witaminy D u 148 pacjentów z dwóch hiszpańskich szpitali uniwersyteckich. Wszystkich kategoryzowano w oparciu o wskaźnik masy ciała (BMI), a także o występowanie bądź nie zaburzeń glikemii, np. cukrzycy i stanu przedcukrzycowego. Naukowcy mierzyli poziom witaminy D we krwi oraz określali ekspresję genów receptorów witaminy D w tkance tłuszczowej. Okazało się, że ludzie, u których nie występowały zaburzenia metabolizmu glukozy, mieli wyższy poziom witaminy D niż diabetycy. Także szczupłe osoby z cukrzycą lub innym zaburzeniem metabolizmu glukozy z większym prawdopodobieństwem miały niższe stężenie witaminy D. Generalnie poziom witaminy D był bezpośrednio związany z poziomem glukozy, lecz nie z BMI. Nasze badania wskazują, że stężenie witaminy D jest ściślej powiązane z metabolizmem glukozy niż otyłością. Studium sugeruje, że niedobór witaminy D i otyłość synergicznie podwyższają ryzyko cukrzycy i innych zaburzeń metabolicznych. Przeciętna osoba mogłaby je zmniejszyć, dbając o zdrową dietę i odpowiedni czas przebywania na dworze - podsumowuje dr Manuel Macías-González z Uniwersytetu w Maladze. « powrót do artykułu
  15. Wkrótce na rynek mają trafić pierwsze 10-terabajtowe dyski twarde wypełnione helem. Będą one sprzedawane przez HGST w ramach rodziny UltraStar HelioSeal. HGST, które należy obecnie do Western Digital, już od pewnego czasu wysyła swoim klientom próbki nowych dysków. Jednak specyfikacja urządzeń trzymana jest w tajemnicy. Wiadomo jedynie, że dyski korzystają z talerzy o pojemności 1,4 TB, zostały wyposażone w interfejs SATA 3, 128 megabajtów cache'u, są objęte 5-letnią gwarancją, a ich średni czas pracy przed wystąpieniem awarii (MTBF) wynosi 2 miliony godzin. Pojawiły się też pogłoski, że HGST pracuje nad dyskami o podobnej pojemności, ale wykorzystującymi talerze, na których można zapisać 1,66 TB danych. Niewykluczone, że w ciągu najbliższych dwóch lat HGST będzie oferowało wyłącznie HDD wypełnione helem. « powrót do artykułu
  16. Okazuje się, że bakterie mogą się wymieniać składnikami odżywczymi i metabolitami nie tylko na zasadzie uwalniania ich do otoczenia, ale i na drodze tworzenia nanorurek między poszczególnymi komórkami. Próbując rozwiązać problem dotyczący sposobów wymieniania się składnikami odżywczymi, naukowcy z Instytutu Ekologii Chemicznej Maxa Plancka oraz z Uniwersytetów w Jenie, Heidelbergu i Kaiserslautern skupili się na bakteriach glebowych Acinetobacter baylyi i pałeczkach okrężnicy Escherichia coli. Usuwając pewne geny, Niemcy tworzyli zmutowane organizmy, które nie były w stanie produkować jednych aminokwasów, ale za to wytwarzały zwiększone ilości innych. W kohodowli bakterie wymieniały się aminokwasami, kompensując sobie wytworzone eksperymentalnie niedobory. Kiedy jednak szczepy bakterii oddzielono filtrem, który przepuszczał aminokwasy, ale nie zezwalał na bezpośredni kontakt komórek, wzrost obu grup został zniesiony. Obserwacja hodowli pod mikroskopem elektronowym ujawniła struktury przypominające nanorurki. Co ciekawe, były one dziełem wyłącznie pałeczek okrężnicy, które łączyły się w ten sposób z A. baylyi oraz innymi E. coli. Główna różnica między oboma gatunkami polega na tym, że E. coli potrafią się aktywnie przemieszczać w ciekłym medium, a A. baylyi są niezdolne do ruchu. Wg Christiana Kosta, niewykluczone więc, że by znaleźć odpowiednich partnerów, konieczne jest pływanie. Delecja genu biorącego udział w produkcji określonego aminokwasu powodowała podłączanie bakterii do innych bakterii i wyrównywanie niedoborów. Nanorurki nie tworzyły się jednak, kiedy potrzebny aminokwas podawano do pożywki. To wskazuje, że tworzenie struktur zależy od natężenia 'głodu' komórki. W ramach kolejnych badań naukowcy rozstrzygną, czy nanorurki służą do wymieniania się składnikami odżywczymi itp., czy też niektóre gatunki bakterii pasożytują na innych. Kolejnym pytaniem jest, czy bakterie mogą aktywnie wybierać, do kogo się podłączą. Poza tym nie wolno zapominać, że potencjalnie rurki stanowią zagrożenie, bo partner może także dostarczyć szkodliwe związki. Dla mnie najbardziej ekscytującym pytaniem bez odpowiedzi jest to, czy bakterie są jednokomórkowymi i stosunkowo prosto zbudowanymi organizmami, czy też raczej mamy do czynienia z innym typem wielokomórkowości, gdzie bakterie zwiększają swoją złożoność, podczepiając się i łącząc jednostkowe zdolności biochemiczne - podsumowuje Kost. « powrót do artykułu
  17. W skamieniałej muszli z południowego Maryland odkryto cienką warstwę białka sprzed 15 mln lat. John Nance, John Armstrong, George Cody, Marilyn Fogel i Robert Hazen z Carnegie Institution zbierali próbki z Calvert Cliffs wzdłuż wybrzeża zatoki Chesapeake. Zespół odkrył skamieniałe muszle mięczaka Ecphora. Fakt, że mimo upływu tylu lat muszle Ecphora nadal pozostały rude, zasugerował naukowcom, że związane z pigmentami w kompleks białka muszli również mogły się zachować. Byliśmy zaskoczeni, że po rozpuszczeniu rozcieńczonym kwasem muszle uwalniały arkusze białek o szerokości ponad 1 cm - podkreśla John Nance. Analizy chemiczne, w tym spektroskopia i mikroskopia elektronowa, ujawniły, że to naprawdę białka muszli sprzed 15 mln lat. To jedne z najstarszych i najlepiej zachowanych przykładów białek ze skamieniałej muszli - dodaje Hazen. Co ważne, odkryte białka są podobne do białek muszli współczesnych mięczaków. Po rozpuszczeniu w kwasie w obu przypadkach uzyskuje się cienkie, giętkie arkusze, które mają ten sam kolor, co muszla. Wśród 11 znalezionych w prehistorycznych próbkach aminokwasów popularne są kwasy asparaginowy i glutaminowy (taki skład jest również typowy dla muszli współczesnych mięczaków). Jak wyjaśniają naukowcy, dane zdobyte m.in. podczas sekwencjonowania będzie można wykorzystać np. do badania ekologii zatoki Chesapeake w czasach Ecphora czy analizy filogenetycznej ewolucji ślimaków. « powrót do artykułu
  18. Przedstawiciele Intela uważają, że Prawo Moore'a będzie obowiązywało jeszcze przez kilka kolejnych lat. Podczas zbliżającej się International Solid-State Circuits Conference zaprezentują oni kilka odczytów dotyczących przyszłego rozwoju półprzewodników. Już teraz zdradzili, że ich zdaniem technologia 7 nm (która ma zadebiutować w 2018 roku), nie będzie wymagała wykorzystania dalekiego ultrafioletu. Od kilku lat mówi się, że przemysłowi półprzewodnikowemu grozi stagnacja, gdyż szybko zbliżamy się do granicy możliwości współczesnych technologii. Jeśli chcemy utrzymać obecne tempo rozwoju, konieczne jest opracowanie nowych, ekonomicznie uzasadnionych, technologii produkcyjnych. Takich technologii wciąż nie wdrożono, dopiero trwają prace nad nimi. Jeśli więc Intel ma rację, to eksperci mają dodatkowych kilka lat na dopracowanie odpowiednich technologii. Kłopoty związane z produkcją najnowocześniejszych układów scalonych już się pojawiły. Intel był zmuszony do opóźnienia debiutu 14-nanometrowego układu „Broadwell”. Źle oszacowaliśmy czas potrzebny na nauczenie się nowej technologii, która wymagała użycia tak wielu masek jak technologia 14 nm. Dłużej zajęło nam prowadzenie eksperymentów i przeanalizowanie uzyskanych informacji. To spowolniło nasze prace bardziej, niż oczekiwaliśmy, więc dłużej zajęło nam poprawianie wszystkich błędów. Obecnie pracujemy już pełną parą i w bieżącym roku będziemy w stanie zaprezentować więcej niż jeden układ - powiedział Mark Bohr z Intela. Dodał jednocześnie, że prace nad wdrożeniem linii produkcyjnej dla technologii 10 nanometrów przebiegają o 50% szybciej niż prace nad linią 14 nanometrów, dlatego też Intel ma nadzieję, że kolejny etap procesu technologicznego zostanie wdrożony bez opóźnień. « powrót do artykułu
  19. W laboratoriach firmy Lycotec powstała czekolada Esthechoc, która podwyższając poziom przeciwutleniaczy i poprawiając krążenie, zapobiega zmarszczkom i sprzyja młodemu wyglądowi skóry. Batonik o wadze 7,5 g zawiera tyle przeciwutleniającej astaksantyny, co filet z alaskańskiego łososia i tyle zwalczających wolne rodniki polifenoli kakao, co 100 g gorzkiej czekolady. Producenci twierdzą, że po 4 tygodniach codziennego jedzenia batoników u wolontariuszy spadł poziom markerów stanu zapalnego we krwi, wzrosło też zaopatrzenie skóry we krew. Wykorzystujemy przeciwutleniacz, który odpowiada za złoty kolor karasi chińskich czy róż flamingów. W [testach klinicznych] wzięli udział ludzie po pięćdziesiątce i sześćdziesiątce. Na poziomie biomarkerów cofnęliśmy ich skórę do wieku 20 czy 30 lat. Poprawiliśmy więc fizjologię skóry. [sami] badani [także] zauważali zmianę [na lepsze] - podkreśla dr Ivan Petyaev, były pracownik Uniwersytetu w Cambridge, założyciel firmy Lycotec. Esthechoc (zwana również Cambridge Beauty Chocolate) to zaledwie 38 kilokalorii. Od przyszłego miesiąca będzie ją można kupić w pudełkach zawierających 3-tygodniowy zapas batoników. Grupą docelową produktu mają być mieszkanki miast po trzydziestce oraz biznesmeni, którym zależy na zachowaniu młodego wyglądu w stresujących okolicznościach i podczas podróży służbowych. Komentatorzy huraoptymistycznych doniesień Lycotecu podkreślają, że konieczne są ściśle kontrolowane testy kliniczne. Przypominają też, że wcześniejsze badania pokazały, że astaksantyna lepiej działa, gdy aplikuje się ją bezpośrednio na skórę, a nie dojelitowo. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy zademonstrowali, że można przezwyciężyć mechanizm oszczędzania energii, ułatwiając ludziom rozpoczęcie odchudzania. Autorzy publikacji z pisma Molecular Therapy tłumaczą, że nasz organizm nie odróżnia bycia na diecie od głodzenia, dlatego każdorazowo na ograniczenie spożycia kalorii reaguje wzrostem wydajności energetycznej. Jak można się domyślić, hamuje to utratę wagi. Zespołowi z Uniwersytetu Iowy (UI) i Iowa City VA Medical Center udało się jednak obejść ten mechanizm, umożliwiając mięśniom spalanie większej ilości energii nawet przy niewielkiej lub umiarkowanej dawce ruchu. Amerykanie mają nadzieję, że ich ustalenia przydadzą się jako podstawa terapii. Nasze ciała są nastawione na wydajność energetyczną i często, gdy próbujemy kontrolować lub zmniejszyć wagę, obraca się to przeciwko nam. Studium po raz pierwszy pokazuje, że wydajnością energetyczną można manipulować w sposób dobrze rokujący klinicznie. Choć takie podejście nie może zastąpić konieczności zdrowego odżywiania i aktywności fizycznej, to przezwyciężając początkowe trudności stwarzane przez energooszczędną fizjologię, pozwala rozpocząć chudnięcie - podkreśla prof. Denice Hodgson-Zingman. Opisywanie badanie bazuje na wcześniejszym, które wykazało, że kanały potasowe wrażliwe na ATP (KATP) są ważnymi modulatorami wydajności energetycznej mięśni szkieletowych (nawet podczas ruchu o niskiej intensywności). Zespół z UI zademonstrował, że zmiana aktywności KATP sprawia, że mięśnie szkieletowe stają się mniej wydajne i spalają więcej kalorii. Aby móc wykorzystać tę wiedzę do stworzenia terapii, naukowcy potrzebowali jednak podejścia, które zaburzałoby aktywność kanałów w bardzo izolowany i kontrolowany sposób. Terapia genowa zastosowana wcześniej w studiach na modelu mysim nie nadaje się bowiem dla ludzi, a lek hamujący kanał działałby nie tylko na kanały w mięśniach, ale i w sercu. W najnowszym studium Amerykanie zaproponowali stosunkowo proste rozwiązanie - związek zwany vivo-morfolino, który hamuje produkcję KATP. Wstrzyknięcie go do mięśnia uda myszy prowadziło do miejscowego zatrzymania produkcji KATP i nie wpływało na inne narządy ani nawet na pobliskie mięśnie szkieletowe. Okazało się, że ostrzykiwane mięśnie spalały więcej kalorii niż mięśnie niepoddawane żadnym zabiegom. Nie miało to znaczącego wpływu na ich zdolność do tolerowania wysiłku. Mniej wydajne energetycznie mięśnie spalają więcej kalorii nawet podczas wykonywania codziennych czynności - podsumowuje dr Leonid Zingman. « powrót do artykułu
  21. Amerykańska DARPA (Agencja Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych) prowadzi program ALSA (Airborne Launch Assist Space Access), którego celem jest opracowanie technologii wystrzeliwania satelitów z pokładu samolotów. Na ALSA składa się dwustopniowa rakieta zdolna do startu spod kadłuba myśliwca. Projekt ma na celu znaczne zmniejszenie kosztów i przyspieszenie wystrzeliwania satelitów. Dość powiedzieć, że zgodnie z założeniami ALSA ma pozwolić na umieszczenie na niskiej orbicie Ziemi (LEO) 45-kilogramowego satelity w ciągu 24 godzin od momentu zaplanowania startu. Koszt takiej operacji miałby wynieść mniej niż 1 milion USD. Obecnie koszt wystrzelenia satelity wynosi – w zależności od jego wagi i miejsca, w które ma trafić – od 50 milionów do miliarda USD. Rynek niewielkich satelitów, na który przeznaczony jest ALSA, rozwija się bardzo dynamicznie. To najszybciej rosnący segment przemysłu kosmicznego. Obecnie prowadzona jest pierwsza faza projektu. W jej ramach specjaliści skupiają się przede wszystkim na rozwoju oprogramowania zarządzającego startami oraz programu do automatycznego przerwania lotu. Program taki ma mieć możliwość analizowania w czasie rzeczywistym wszystkich warunków lotu i podejmowania decyzji, co do jego przebiegu. Pierwsza próba systemu ALSA w powietrzu ma odbyć się pod koniec bieżącego roku, a w pierwszej połowie roku przyszłego ma dojść do próbnego umieszczenia satelity na orbicie. Jeśli ALSA zda egzamin, to cały przemysł kosmiczny odniesie olbrzymie korzyści. Na świecie istnieje niewiele miejsc, z których są wystrzeliwane satelity, więc rezerwowanie lotów odbywa się często z wieloletnim wyprzedzeniem. Nawet Pentagon i amerykańskie agendy rządowe muszą latami czekać na możliwość umieszczenia własnych satelitów na orbicie. Łatwo więc zrozumieć, jak wiele pożytku może przynieść używanie myśliwców i standardowych lotnisk. « powrót do artykułu
  22. Microsoft z jednej strony współpracuje z Dropboksem w celu lepszej integracji usług pomiędzy obiema firmami, a z drugiej prowadzi agresywną kampanię w celu przejęcia jego klientów. Koncern z Redmond zaoferował właśnie aż 100 gigabajtów bezpłatnej przestrzeni dyskowej w swojej chmurze OneDrive. Z promocji mogą skorzystać wszyscy obecnie i nowi użytkownicy Dropboksa. OneDrive jest mocno zintegrowana z wieloma aplikacjami Windows 10, zatem oferta Microsoftu ma zapewne na celu zwiększenie zainteresowania tym systemem. Osoby, które zdecydują się na skorzystanie z propozycji koncernu Gatesa powinni pamiętać, że oferta jest ważna jedynie przez rok. « powrót do artykułu
  23. Edward Snowden ujawnił, że NSA i brytyjska GCHQ dokonały ataku hakerskiego na firmę Gemalto, największego na świecie producenta kart SIM. Holenderska firma produkuje 2 miliardy kart rocznie, dostarczając je ponad 450 firmom telekomunikacyjnym w 85 krajach świata. Dzięki atakowi NSA zdobyła klucze kryptograficzne do kart, co pozwala jej na podsłuchiwanie rozmów telefonicznych i odczytywanie przesyłanych danych. Amerykanie i Brytyjczycy nie potrzebują zatem ani zgody ani współpracy ze strony operatorów sieci komórkowych, by móc podsłuchiwać ich klientów. Chris Soghoian z American Civil Liberties Union, komentując powyższe doniesienia stwierdził, że nikt nie powinien obecnie wierzyć, że jego rozmowy nie mogą być podsłuchane. Okazuje się, że nie tylko mogą, ale i nie ma co liczyć na to, że w najbliższym czasie problem zostanie naprawiony. « powrót do artykułu
  24. O tym, że nie należy wybierać się z pustym brzuchem na zakupy, wiadomo nie od dzisiaj. Okazuje się jednak, że jeśli jesteśmy głodni i chodzimy po sklepie to ryzykujemy nie tylko kupnem nadmiernej ilości produktów spożywczych. Głód zwiększa też prawdopodobieństwo zakupu rzeczy innych niż spożywcze. Głód powoduje,że szukamy, kupujemy i spożywamy żywność. Jednak myśli związane z zakupem rozprzestrzeniają się na inne dziedziny i kupujemy wówczas i takie towary, które nie mogą zaspokoić naszego głodu - mówi profesor marketingu Alison Jing Xu z University of Minnesota. Zespół naukowców przeprowadził szereg eksperymentów dotyczących ludzkiego zachowania na zakupach. Podczas jednego z nich poproszono uczestników, by nie jedli przez co najmniej cztery godziny. Następnie podzielono ich na dwie grupy. Jedna z nich wzięła udział w ślepym teście ciastek, więc członkowie tej grupy zaspokoili głód. Druga grupa nadal nic nie jadła. Następnie obie grupy wysłano na zakupy do sklepu z artykułami biurowymi. Uczestnicy badań mieli w nim kupić spinacze biurowe. Okazało się, że osoby głodne kupiły średnio o 70% spinaczy więcej, niż sooby najedzone. Następnie postanowiono zbadać zależność pomiędzy poziomem odczuwanego głodu a wydatkami w sklepie. Badani chodzili po galerii handlowej i kupowali różne przedmioty. Biorąc pod uwagę czas spędzony na zakupach i czas jaki minął od ostatniego posiłku, naukowcy zauważyli, że osoby bardziej głodne wydały średnio o 64% więcej pieniędzy od osób mniej głodnych. Jeśli idziesz na zakupy z pustym brzuchem, możesz kupić więcej rzeczy i wydać więcej pieniędzy, niż gdybyś był najedzony. Warto zatem coś zjeść przed wypadem do sklepu. Jeśli zaś jesteśmy w sklepie głodni, dwa razy się zastanówmy, zanim coś kupimy - mówi profesor Xu. « powrót do artykułu
  25. W zlokalizowanej na stoku wzgórza fortecy w Gegharot w Armenii odkryto 3 świątynie sprzed ok. 3300 lat, w których zajmowano się wróżeniem. Każda z kapliczek składała się z pojedynczego pomieszczenia, na środku którego znajdował się wypełniony popiołem i ceramicznymi naczyniami basen. Prof. Adam Smith i Jeffrey Leon z Uniwersytetu Cornella znaleźli m.in. szereg glinianych idoli z rogami, kadzielnice, zwierzęce kości oraz pieczęci. Wygląda na to, że władca i wróż palili różne substancje i pili w czasie rytuału wino, osiągając w ten sposób zmienione stany świadomości. Forteca z Gegharot to jedna z kilku tego typu budowli, jakie wtedy postawiono. Dowody sugerują, że skoordynowany proces budowy fortec był częścią wyłaniania jednorodnego społeczeństwa, które zasiedlało wiele stanowisk regionu. Smith uważa, że Gegharot spełniało funkcje centrum okultystycznego dla władców. Amerykanie wpadli tu na trop 3 rodzajów praktyk wróżbiarskich: osteomancji, litomancji i aleuromancji. Kości palców krów, kóz i owiec były spalone oraz pokryte różnymi znakami i wg archeologów, mogły być wykorzystywane w rytuałach jako kości do gry. [...] W zależności od tego, czy na górze ukazywała się osmalona bądź naznaczona ścianka, dawało to inną interpretację. Smith i Leon podejrzewają, że w Gegharot uprawiano także litomancję, czyli przepowiadanie przyszłości z kamieni i żwiru. W jednej z kapliczek w baseniku znaleziono bowiem 18 otoczaków. Wydaje się, że kamienie te wybrano ze względu na ich gładkość, zaokrąglony kształt i paletę kolorów, które zmieniają się od czerni i ciemnej szarości po biel, zieleń i czerwień. W jednej z kapliczek znaleziono żarna. Smith i Leon sądzą, że mąkę, ewentualnie ciasto, wykorzystywano do aleuromancji. Panowie podkreślają, że do myślenia daje fakt, że pobliżu nie ma pieca do wypieku chleba. Za pomocą odkrytych tu pieczęci można było odciskać w cieście różne wzory, a później z niego wróżyć. Kapliczki wykorzystywano mniej więcej przez wiek, do momentu aż podczas konfliktu zbrojnego zniszczono wszystkie okoliczne twierdze. Wykopaliska kapliczek to część projektu ArAGATS (American-Armenian Project for the Archaeology and Geography of Ancient Transcaucasian Societies). « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...