Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37638
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Po ponad 15 latach prac badawczo-rozwojowych firmach Nantero ogłosiła, że pamięci NRAM CNT (carbon nanotubes) są gotowe do produkcji i mogą być używane w układach typu system-on-a-chip (SoC). Prace nad tego typu pamięciami rozpoczęły się w 2001 roku, a celem Nantero było stworzenie nieulotnych układów NRAM wykorzystujących węglowe nanorurki. Amerykańska firma ogłosiła właśnie, że pierwszą licencję na jej technologię kupiła firma Fujitsu Semiconductor. Oba przedsiębiorstwa będą pracowały nad produkcją układów wykonanych w technologii 55 nanometrów. NRAM Nantero mają wiele zalet. Pozwalają na 1000-krotnie szybszy zapis danych niż pamięci flash i wytrzymują tysiące cykli zapisu/odczytu. Układy działają równie szybko co DRAM, ale są od nich gęstsze. Są nieulotne, w trybie spoczynku nie zużywają energii, a do zapisania pojedynczego bitu potrzebują 160 razy mniej energii niż pamięci flash. Pamięci zbudowane są z węglowych nanorurek, z których każda ma średnicę o 50 000 razy mniejszą od średnicy ludzkiego włosa. Architektura nowych układów pamięci pozwala na programowanie ich tak, by w komórkach zapisywały od 1 do 3 bitów. Pierwszy układ NRAM CNT ma mieć pojemność 32 megabajtów i będzie on kością wbudowaną. Takie produkty z logo Fujitsu Semiconductor trafią na rynek przed końcem 2018 roku. Po tej dacie Fujitsu będzie wytwarzało tez samodzielne kości NRAM. Później firma ma zamiar przejść do 40-nanometrowego procesu produkcyjnego. Nantero informuje, że jeden z partnerów firmy pracuje już nad zastosowaniem nowych układów w 28-nanometrowym procesie. « powrót do artykułu
  2. Międzynarodowy zespół naukowców zsekwencjonował szczep wirusa Zika (ZIKV), który przez Światową Organizację Zdrowia będzie traktowany jako szczep referencyjny, pozwalający na zidentyfikowanie zakażenia wirusem we krwi. Mimo że WHO zapozna się z materiałem referencyjnym dopiero w październiku, biorąc pod uwagę palącą potrzebę opracowania produktów do diagnostyki i leczenia Ziki, Organizacja już teraz dała wykorzystaniu szczepu "zielone światło". Zgoda WHO przed październikowym spotkaniem komitetu eksperckiego pokazuje, jak pilną sprawą jest, by naukowcy i firmy miały dostęp do materiału referencyjnego pozwalającego diagnozować zakażenie ZIKV. To ułatwi stworzenie wrażliwych, lepiej działających testów do wykrywania wirusa u pacjentów - podkreśla dr Sally Baylis z Instytutu Paula Ehrlicha. Sekwencję opublikowano w wydaniu Genome Announcements z 1 września. « powrót do artykułu
  3. W piśmie The Lancet ukazała się artykuł, którego autorzy donoszą, że po roku 2085 większość miast na Ziemi nie będzie mogła być gospodarzem letnich Igrzysk Olimpijskich. Wszystko z powodu ocieplającego się klimatu. Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley wykorzystali modele klimatyczne oraz dane dotyczące odpowiedzi ludzkiego ciała na wysokie temperatury. Za punkt wyjścia uznali ryzyko zorganizowania maratonu. Stwierdzili, że miasta, w których średnia temperatura w cieniu wyniesie 26 stopni Celsjusza nadają się do zorganizowania Igrzysk. Natomiast miasta, w których istnieje więcej niż 10% szans wystąpienia wyższych temperatur, nie nadają się do organizacji takiej imprezy. Temperatura 26 stopni Celsjusza tylko pozornie nie wydaje się wysoka. Warto wspomnieć, że w Rio de Janeiro, miejscu ostatnich Igrzysk, średnie dzienne temperatury lipca i sierpnia wynoszą, odpowiednio, 21,3 i 21,8 stopnia Celsjusza. Badacze przyjrzeli się miastom na półkuli północnej i temperaturom w lipcu i sierpniu. Wykluczyli miasta znajdujące się na wysokości powyżej 1600 metrów nad poziomem morza (wysokość stanowiła problem podczas Igrzysk w Meksyku w 1968 roku) oraz miasta zamieszkane przez mniej niż 600 000 osób. Okazało się, że przy takich założeniach Igrzyska Olimpijskie w 2088 roku będą mogły odbyć się w 25 miastach Europy Zachodniej, w większości położonych w Wielkiej Brytanii, oraz w 8 innych miastach półkuli północnej. Żadne z miast, które starały się o organizację Igrzysk w 2020 roku - Tokio, Madryd i Istambuł - nie mogłoby zorganizować ich w roku 2088. Miastami, które za 72 lata będą nadawały się do organizacji Igrzysk są: Calgary, Vancouver, San Francisco, Sztokholm, Oslo, Göteborg, Helsinki, Sankt Petersburg, Ryga, Malmö, Kopenhaga, Haga, Amsterdam, Rotterdam, Dublin, Belfast, Birmingham, Bristol, Coventry, Edynburg, Glasgow, Leeds, Leicester, Liverpool, Londyn, Manchester, Newcastle, Nottingham, Sheffield, Southampton, Biszkek, Krasnojarsk i Ułan Bator. « powrót do artykułu
  4. Zabieg implantacji polskiego prototypu stentgraftu naczyniowego – specjalnej protezy stosowanej w leczeniu tętniaków aorty - przeprowadzono z w Pracowni Doświadczalnej Centrum Badawczo-Rozwojowego American Heart of Poland (CBR AHP) w Kostkowicach (Śląskie). Informację o przeprowadzonym z sukcesem zabiegu przekazało biuro prasowe Polsko-Amerykańskich Klinik Serca - podkreślając, że procedura implantacji polskiego stentgraftu daje szansę na kilkukrotnie tańsze, nowoczesne leczenie pacjentów z tętniakami aorty, stanowiącymi bezpośrednie zagrożenie dla życia. Stentgraft to specjalna proteza wewnątrznaczyniowa przeznaczona do leczenia tętniaków aorty, czyli miejscowych poszerzeń jej ściany. Ten implantowany a Kostkowicach został wyprodukowany wspólnie przez polską firmę Balton oraz Centrum Materiałów Polimerów i Węglowych PAN (CMPW PAN), we współpracy z krajowymi ośrodkami działającymi w obszarze inżynierii i medycyny. Projekt koordynowany jest przez CBR AHP. Lekarze podkreślają, że nierozpoznane i nieleczone tętniaki aorty są bardzo niebezpieczne dla chorego - szczególnie, że w większości przypadków pozostają bezobjawowe. Z czasem powiększają się, osłabiając wytrzymałość ich ściany, a to w konsekwencji prowadzić może do ich pęknięcia, krwotoku i zagrożenia życia pacjenta. Szacuje się, że w Polsce na tętniaka zlokalizowanego w brzusznym odcinku aorty choruje ok. 200 tys. osób. Jeszcze 20 lat temu podstawowym sposobem leczenia tętniaków aorty była złożona operacja chirurgiczna, ryzykowna dla pacjentów. Od lat 90. z powodzeniem zaczęto stosować również w Polsce nowoczesne leczenie endowaskularne z wykorzystaniem stentgraftów aortalnów produkowanych w innych krajach - dostępnych, ale stosunkowo drogich. Dziś takie leczenie w zakresie tętniaków aorty piersiowej jest standardem. Jak wyjaśnił dyrektor generalny CBR AHP dr hab. Krzysztof Milewski, w trakcie zabiegu małoinwazyjnego w miejsce tętniaka lekarz wprowadza stentgraft, ale bez konieczności przeprowadzenia klasycznej operacji, tylko przez niewielkie nacięcie w tętnicy obwodowej, zmniejszając tym samym ryzyko wystąpienia powikłań okołozabiegowych. W takiej sytuacji pacjent już po kilku dniach może opuścić szpital. Zabieg ma szczególne znaczenie u chorych nieoperacyjnych lub u chorych, u których ze względu na współistniejące schorzenia operacja wiązałaby się ze zbyt dużym ryzykiem - powiedział Milewski. Do tej pory kardiochirurdzy, chirurdzy naczyniowi, kardiolodzy i radiolodzy nie mogli powszechnie stosować nowoczesnej metody małoinwazyjnego wszczepienia stentgraftów ze względu na ich wysoki koszt sięgający kilkudziesięciu tysięcy złotych. Projekt prac nad pierwszym polskim prototypem stentgraftu naczyniowego prowadzi konsorcjum badawcze CardValve, w skład którego oprócz CBR AHP, Balton i CMPW PAN weszły również: Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu, Politechnika Śląska, Innovations for Heart and Vessels Sp. z o.o oraz Zakład Doświadczalny Instytutu Zootechniki PIB Grodziec Śląski. Konsorcjum to zostało pierwotnie powołane, by zaprojektować i wdrożyć pierwszą polską zastawkę aortalną implantowaną małoinwazyjnie o nazwie "InFlow". Projekt ten z całkowitym budżetem 14,8 mln zł w ramach ogłoszonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju konkursu Strategmed uzyskał dofinansowanie w wysokości 11,6 mln zł. W toku prac prowadzonych nad "InFlow" zespół badawczy konsorcjum zwrócił uwagę na potencjał materiałów i technologii używanych podczas projektu oraz możliwość ich wykorzystania przy produkcji innych wyrobów medycznych, w szczególności stentgraftów. Powołano więc prowadzący równolegle badania zespół, który stworzył prototyp stentgraftu wykorzystującego podobne do zastawki materiały i technologie. Otrzymanie stentgraftu było możliwe poprzez zastosowanie elektroprzędzenia, nowej technologii przetwórstwa materiałów polimerowych, która umożliwiła uzyskanie nanowłókniny o unikalnych własnościach - wyjaśnił kierownik Pracowni Polimerowych Materiałów Biomedycznych CMPW-PAN w Zabrzu prof. Janusz Kasperczyk. Prowadzone przez nas prace mogą zaowocować wprowadzeniem stentgraftu do codziennej praktyki klinicznej. Wpłynie to na obniżenie kosztów leczenia w porównaniu do zagranicznej konkurencji oraz na zwiększenie dostępności tej skutecznej w leczeniu tętniaków technologii - wskazał prof. Paweł Buszman – prezes AHP i kierownik projektu "InFlow". Te wstępne wyniki doświadczalne to niewątpliwy sukces zespołu badawczo-klinicznego, ale także szczególna radość z możliwości, jakie niosą polskie firmy takie jak Balton, znana z wysokiej jakości sprzętu medycznego diagnostycznego i terapeutycznego – wskazał dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu prof. Marian Zembala. Zaznaczył, że konieczne są kolejne badania doświadczalne i kliniczne, zanim rozwiązanie będzie mogło być bezpiecznie stosowane u chorych. « powrót do artykułu
  5. Wiedząc, że istnieje korelacja między ruchliwością bakterii a infekcją, japońscy naukowcy sprawdzają, jak na rozwój choroby wpłynie zaburzenie tworzenia napędzającej patogeny wici. W przypadku infekcji bakteryjnej pierwszą linią obrony jest zażycie antybiotyków. Celem antybiotyków jest zabicie wszystkich bakterii. Ma to jednak skutki uboczne, bo nie wszystkie bakterie w organizmie są szkodliwe. Myślimy więc, jak w inny sposób zakłócić rozwój zakażenia. Jedną z metod jest zaburzenie ruchliwości bakterii, co oznacza zaburzenie funkcji wici - wyjaśnia prof. Fadel Samatey z Okinawa Institute of Science and Technology Graduate University (OIST). Za rozwój i działanie wici odpowiadają liczne białka. Wszystkie białka tworzące widzialną część wici powstają wewnątrz bakterii, a następnie są wydzielane przez kanał, który prowadzi przez błony i w środku samej wici. Dzięki temu wić rośnie od czubka, nie od postawy. Pracowaliśmy na białku kluczowym na wczesnym etapie tworzenia wici. Umożliwia ono wzrost wici na zewnątrz bakterii. Odkryliśmy, że białko to występuje w dwóch formach, w przypadku których podstawowa chemia jest taka sama, ale występują różnice w geometrycznym ustawieniu poszczególnych elementów [konformacji przestrzennej]. Gdy wymusza się węższą strukturę geometryczną, wić nie może wyrosnąć na zewnątrz bakterii, bo nie powstają kanały pozwalające na jej wydostanie. Wić zostaje uwięziona w bakterii - wyjaśnia Samatey. Japończycy już myślą o tabletkach z drobnocząsteczkowym związkiem, który mógłby modyfikować geometrię białka. Białka tworzące wić u różnych gatunków bakterii są bardzo podobne, ale nie identyczne. Dzięki temu będzie można obrać na cel tylko specyficzne bakterie. « powrót do artykułu
  6. Wybór smartfona dostarcza istotnych informacji o jego właścicielu - do takich wniosków doszła Heather Shaw ze Szkoły Psychologii z Uniwersytetu w Lincoln podczas badań do doktoratu. Zespół Shaw przeprowadził 2 badania dotyczące różnic osobowościowych między użytkownikami smartfonów z Androidem oraz iPhone'ów. W ramach pierwszego 240 osób proszono o wypełnienie kwestionariusza; dotyczył on cech kojarzonych z użytkownikami poszczególnych marek. W drugim stereotypy przeciwstawiano rzeczywistym cechom osobowościowym 530 użytkowników smartfonów z Androidem oraz iPhone'ów. Okazało się, że użytkowników Androida postrzegano jako cechujących się wyższymi poziomami szczerości, pokory, ugodowości i otwartości. Uznawano jednak, że są mniej ekstrawertywni niż użytkownicy iPhone'ów. Wyniki drugiego studium pokazały, że większość osobowościowych stereotypów mija się z prawdą, ponieważ tylko szczerość i pokora były rzeczywiście silniej wyrażone u użytkowników Androida. Brytyjczycy ustalili, że kobiety 2-krotnie częściej miały iPhone'a niż telefon z Androidem. Stwierdzili także, że użytkownicy aparatów z Androidem unikali podobieństwa (posiadania tych samych produktów, co inni) w większym stopniu niż właściciele iPhone'ów. Dla użytkowników iPhone'ów istotniejsze było jednak posiadanie telefonu kojarzonego z wysokim statusem. Wybór smartfona to najbardziej podstawowy poziom personalizacji telefonu. Nawet to może nam coś powiedzieć o użytkowniku - mówi Shaw, dodając, że różnice osobowościowe da się dalej badać, śledząc ściągane przez kogoś aplikacje. Staje się coraz bardziej oczywiste, że smartfony są cyfrowymi miniwersjami użytkownika. Niektórzy nie lubią, gdy inni korzystają z ich telefonów, bo można się w ten sposób za dużo o nich dowiedzieć. « powrót do artykułu
  7. David J. Martinez, badacz z Sandia National Laboratories, opracował nowatorski system chłodzenia wielkich centrów bazodanowych. Thermosyphon Cooler Hybrid System działa podobnie do lodówki, ale nie potrzebuje kompresora. Martinez ma nadzieję, że pozwoli on aosczędzić miliony litrów wody, które obecnie są zużywane przez centra superkomputerowe. Samo tylko centrum obliczeniowe Sandii potrzebuje rocznie 15-19 milionów litrów. Dziesięć lat temu wygłosiłem odczyt, podczas którego postulowałem bezpośrednie chłodzenie superkomputerów wodą. Na początku odczytu słuchało mnie 30 osób, do końca pozostało 10. Mówili mi 'Dave, nie ma mowy, by woda mogła chłodzić superkomputer. Potrzebne jest powietrze'. Obecnie większość centrów bazodanowych jest chłodzonych za pomocą wody, ale ja zawsze spoglądam w przyszłość - mówi Martinez. Jego pomysł zakłada wykorzystanie chłodziwa do odprowadzenia ciepła. Najpierw komputery miałyby być chłodzone wodą, która przepływałaby do zamkniętego systemu stykającego się z systemem zawierającym chłodziwo. Schłodzona w ten sposób woda ponownie byłaby wykorzystywana do chłodzenia komputerów. Ogrzane chłodziwo odparowywałoby w zamkniętym systemie, skraplając się i wymieniając ciepło z atmosferą. Ponownie skroplone chłodziwo znów byłoby wykorzystywane do chłodzenia wody. Nie mamy tutaj żadnych strat wody, która w obecnych systemach ucieka w formie pary wodnej do atmosfery. Nie musimy też wykorzystywać dodatkowych związków chemicznych, jak biocydy, co obniża koszty. Ten system nie korzysta z kompresora. Używamy tutaj wyłącznie zmiennofazowego chłodziwa, które wymaga jedynie odpowiednio chłodnego powietrza na zewnątrz. W położonym na południu USA stanie Nowy Meksyk odpowiednia temperatura powietrza występuje jesienią, zimą i wiosną. Tradycyjnych rozwiązań trzeba by używać jedynie latem. Istnieją jednak architektury komputerowe, które pozwalają na pracę w wyższych temperaturach, a to oznacza, że tradycyjne rozwiązania mogły by być jeszcze rzadziej używane. Jeśli nie musimy schładzać komputerów do 45 stopni Fahrenheita (7,2 stopnia Celsjusza), a wystarczy pomiędzy 65 (18,3 C) a 80 (26,6 C) to całą robotę może wykonać powietrze na zewnątrz nieco tylko chłodniejsze niż centrum bazodanowe - mówi Martinez. Jeszcze niedawno w centrum bazodanowym w Sandia starano się utrzymywać temperaturę 45 stopni Fahrenheita, teraz, dzięki nowocześniejszym podzespołom i lepszym systemom zarządzania przepływem powietrza centrum pracuje przy temperaturze 65-78 stopni. Prace wymagające wyjątkowo dużych mocy obliczeniowych, które nie muszą być wykonane natychmiast, są planowane na godziny nocne, gdy powietrze na zewnątrz jest chłodniejsze. Efektywniejsze chłodzenie oznacza olbrzymie oszczędności na energii potrzebnej do chłodzenia centrów obliczeniowych, a możliwość zaoszczędzenia milionów litrów wody oznacza dalsze oszczędności. Stąd zainteresowanie systemem Martineza. « powrót do artykułu
  8. Kawałek drewna wydobyty podczas wykopalisk w pobliżu Piramidy Cheopsa pokazał po raz pierwszy, że starożytni Egipcjanie wykorzystywali w swoich łodziach metal. Niektóre metalowe elementy miały kształt litery U, w innych w środku znajdował się okrągły otwór. Stanowiły one część drugiej słonecznej barki Cheopsa. Barki zakopane w dołach przy królewskich komorach grobowych mogły być wykorzystywane w procesji pogrzebowej faraona. Umieszczone gdzie indziej miały zapewne posłużyć do podróży po zaświatach. Fragment drewna ma 8 metrów długości, 40 cm szerokości i 4 cm grubości. Jak podkreśla Mohamed Mostafa Abdel-Megeed, urzędnik z Ministerstwa Starożytności i ekspert w zakresie szkutnictwa w starożytnym Egipcie, w konstrukcji żadnej z odkrytych wcześniej łodzi nie znaleziono metalu. Elementy w kształcie litery U były prawdopodobnie dulkami, zapobiegającymi tarciu drewna wioseł o drewno - wyjaśnia Sakuji Yoshimura, egiptolog z Japonii. « powrót do artykułu
  9. NASA przedłużyła o 2,5 roku misję Teleskopu Kosmicznego Spitzera. Faza badań nazwana "Beyond" rozpocznie się 1 października bieżącego roku. Spitzer działa znacznie dłużej, niż planowano w jego oryginalnej misji. Nigdy nie przewidywaliśmy, że będzie pracował jeszcze 13 lat po wystrzeleniu i nie wyobrażaliśmy sobie nawet, że za jego pomocą będzie można dokonywać odkryć, jakie miały miejsce - mówi Michael Werner, jeden z naukowców pracujących przy Spitzerze. W ramach fazy "Beyond" teleskop otrzyma wiele zadań z zakresu astronomii i kosmologii, będzie przyglądał się planetom w Układzie Słonecznym i poza nim. Ze względu na wiek Spitzera i jego orbitę, prowadzenie nowych badań będzie związane z nowymi wyzwaniami inżynieryjnymi. Spitzer podąża za Ziemią w jej podróży wokół Słońca, jednak porusza się wolniej niż nasza planeta, dlatego znajduje się w coraz większej odległości od niej. Im jest dalej, pod tym większym kątem musi być nachylony, by jego antena mogła komunikować się z Ziemią. To zaś oznacza, że jest coraz bardziej rozgrzewany przez Słońce. Jednocześnie jego panele słoneczne ustawione są coraz mniej korzystnie względem naszej gwiazdy, akumulatory otrzymują więc mniej energii. Dla teleskopu to coraz bardziej niebezpieczne. Ma on wbudowane systemy zabezpieczeń, które inżynierowie będą musieli teraz obejść, by możliwe było dalsze używane instrumentu. W ramach fazy "Beyond" Spitzer ma m.in. przyjrzeć się najdalszym galaktykom, badać egzoplanety czy czarną dziurę w centrum Drogi mlecznej. Nigdy nie projektowaliśmy Spitzera pod kątem badania egzoplanet. W czasie, gdy został wystrzelony, taki pomysł wydawał się niedorzeczny. Teraz zaś badanie egzoplanet to ważna część pracy teleskopu - mówi Sean Carey ze Spitzer Science Center w Caltechu. Teleskop Spitzera posiada jednak unikatowe właściwości, dzięki którym świetnie nadaje się do badania egzoplanet. Wyposażono go m.in. w niezwykle dokładny system skupiania się na konkretnych gwiazdach oraz systemy pozwalające na kontrolowanie niepożądanych zmian temperatury. Dzięki stabilności środowiska wewnątrz teleskopu w 2005 roku wykryto pierwsze światło odbite od egzoplanety. Spitzer potrafi wykorzystać też mikrosoczewkowanie, dzięki czemu wraz z polskim Optical Gravitational Lensing Experiment (OGLE) odkrył w 2015 roku jedne z najodleglejszych znanych nam egzoplanet. Tego typu badania są możliwe m.in. dlatego, że Spitzer coraz bardziej oddala się od Ziemi. Wcześniej o nich nie myślano, gdyż nie planowano tak długotrwałej misji. Z kolei dzięki znajdującej się na pokładzie teleskopu Infrared Array Camera (IRAC) odkryto galaktyki odległe od nas o 12 miliardów lat świetlnych, a połączenie możliwości Spitzera i Hubble'a pozwoliło na odkrycie najodleglejszej z galaktyk - GN-z11 znajduje się w odległości 13,4 miliardów lat świetlnych. Spitzer potrafi też przyjrzeć się bliskim nam obiektom. To dzięki niemu w 2009 roku odkryto największy pierścień Saturna. W maju 2009 roku teleskopowi skończył się płynny hel, który od sierpnia 2003 roku zapewniał odpowiednią temperaturę jego instrumentom. Przestały działać Infrared Spectograph i Multiband Imaging Photometer, ale przetrwały dwa z czterech aparatów IRAC. Dzięki współpracy zespołu IRAC oraz Spitzer Science Center nauczyliśmy się lepiej niż wcześniej wykorzystywać IRAC. Teleskop jest też bardzo stabilny i znajduje się na orbicie świetnie nadającej się do obserwacji dużej części nieboskłonu - stwierdził Giovanni Fazio z CfA (Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics), główny naukowiec odpowiedzialny za IRAC. Faza "Beyond" potrwa do czasu wystrzelenia Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba, który ma trafić w przestrzeń kosmiczną w październiku 2018 roku. Wśród zadań Spitzera znajduje się m.in. zidentyfikowanie interesujących obiektów badań dla Teleskopu Webba. « powrót do artykułu
  10. Amerykańska agencja antynarkotykowa DEA (Drug Enforcement Administration) ogłosiła, że ma zamiar czasowo zakazać rozpowszechniania związków chemicznych zawartych w kratomie. Kratom to popularny ziołowy suplement, który służy m.in. do zwalczania chronicznego bólu czy do terapii stresu pourazowego. O jego niezwykłych właściwościach i nadziejach z nim związanych pisaliśmy w tekście pt. "Kratom - niebezpieczny narkotyk czy zbawienny lek?". Kratom jest używany przez setki tysięcy Amerykanów, którym dokucza chroniczny ból. Jednak, jako że zawiera substancje psychoaktywne, niektóre instytucje próbują z nim walczyć. Administracja ds. żywności i leków (FDA) próbowała zakazać jego importu i konfiskowała transporty, jednak jako że kratom jest oficjalnie uznany za suplement ziołowy, FDA ma niewielkie możliwości wpływania na jego skład. Teraz do akcji wkracza DEA, która ogłosiła, że dwie substancje psychoaktywne kratomu - mitragyninę i 7-hydroksymitragyninę - zakwalifikuje do listy Schedule 1. Oznacza to, że trafią one do tej samej kategorii co heroina, LSD, marihuana czy ekstazy. Zakazując obu substancji aktywnych DEA zyska pewność, że nielegalny stanie się zarówno kratom naturalny jak i jego wersje syntetyczne. DEA ma prawo do tymczasowego umieszczenia danej substancji w Schedule 1 gdy uważa, iż zagraża ona zdrowiu publicznemu. W tym czasie agencja bada substancję. Jeśli badania wykażą, że rzeczywiście jest ona niebezpieczna, pozostaje na liście. W przeciwnym przypadku ponownie staje się legalna. To tragiczny dzień - mówi Susan Ash, założycielka i dyrektor organizacji American Kratom Association, która walczy o legalizację kratomu. Sama Ash korzysta z tej rośłiny, by nie musieć używać opioidów w związku z chronicznym bólem wywołanym boreliozą. Ona przywróciła mnie do życia. To roślina, która spowodowała, że ponownie stałam się produktywnym członkiem społeczeństwa. Boję się o swoją przyszłość. Boje się o wszystkich tych ludzi, który używają kratomu, by odstawić takie środki jak heroina. Moim zdaniem dojdzie do znacznego zwiększenia przypadków zgonów powodowanych używaniem opiatów. Ash i inni utrzymują, że kratom uzależnia nie bardziej niż kawa i tak długo, jak jest czysty, nie stanowi zagrożenia dla dorosłych. Twierdzą również, że kratomu nie można przedawkować, gdyż spożycie zbyt dużej ilości kończy się wymiotami. Ze szpitalnych izb przyjęć i od lekarzy rodzinnych dochodzą jednak wiadomości o niebezpiecznych skutkach łączenia kratomu z innymi lekami. W skrajych przypadkach dochodzi wówczas do drgawek. Oliver Grundman, farmakolog z University of Florida mówił już przed miesiącem, że sprzedaż niektórych produktów powinna być nadzorowana ze względu na bezpieczeństwo konsumentów. Jednak nie oznacza to, że wszystko związane z tą rośliną powinno trafić do Schedule 1. Byliśmy świadkami, jak umieszczenie na tej liście może zniszczyć obiecujący lek. To wyrok śmierci. Jeśli roślina i jej składniki trafią na Schedule 1 jest bardzo trudno prowadzić nad nimi badania i trudno jest cokolwiek zrobić, gdyż z umieszczeniem na tej liście wiąże się bardzo silne stygmatyzowanie. Nie wiadomo, kiedy DEA wpisze kratom na Schedule 1. Mówi się o końcu września. « powrót do artykułu
  11. Norweska Agencja Ochrony Środowiska opublikowała ostatnio zdjęcia co najmniej 323 martwych reniferów (70 to cielęta), które zginęły w czymś, co nazwano najbardziej śmiercionośnym uderzeniem pioruna w historii. Nie wiadomo, kiedy dokładnie doszło do katastrofy. Ciała zwierząt odkryła w piątek (26 sierpnia) na płaskowyżu Hardangervidda w środkowej Norwegii grupa fińskich myśliwych. Na płaskowyżu znajduje się największy park narodowy Norwegii (mieszka tu 10-11-tysięczna populacja dzikich reniferów). Specjaliści dywagują, że przy złej pogodzie zwierzęta te zbijają się w ciasne stada, co ułatwia przenikanie prądu przez wiele ciał. Choć porażenia wielu zwierząt naraz nie należą do rzadkości, rzadkością jest z pewnością skala norweskiego wypadku. Zdarzają się indywidualne zgony z powodu uderzenia piorunem. Znamy też przypadki uśmiercania grup - 10 lub nawet 20 - owiec, ale czegoś takiego nigdy nie widzieliśmy - podkreśla Kjartan Knutsen, rzecznik prasowy Norweskiej Agencji Ochrony Środowiska. National Geographic przypomina, że masowe śmiertelne porażenia zwierząt piorunem miały miejsce choćby w 1990 r., kiedy na farmie bydła w hrabstwie Orange w Wirginii burza zabiła 30 zwierząt. Z kolei w 2005 piorun uśmiercił 68 krów na farmie mlecznej koło Dorrigo w Nowej Południowej Walii. Równie duże straty (52 zwierzęta) odnotowano 3 lata później w Montevideo, gdy piorun trafił w drut ogradzający pastwisko. John Jensenius z Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA) wyjaśnia, że w przypadku ściśniętych grup większość osobników zabija prąd doziemny. Energia rozprzestrzenia się po powierzchni gruntu i jeśli jesteś gdziekolwiek w pobliżu pioruna, absorbujesz ją i zostajesz porażony. [...] Zwierzęta są bardziej narażone, bo ich kończyny są bardziej rozłożone (prąd doziemny łatwiej przemieszcza się przez ich ciała). Nie ma znaczenia, czy się dotykają lub w jakiej dokładnie odległości od siebie się znajdują. Liczy się tylko to, że wszystkie znajdują się w rejonie uderzenia pioruna. Olav Strand z Norwegian Institute for Nature Research udał się w niedzielę (28 sierpnia) na inspekcję obszaru zdarzenia. W wywiadzie udzielonym The New York Timesowi powiedział, że zmarłe zwierzęta wyglądały tak, jakby ktoś po prostu nacisnął [jakiś] wyłącznik. Padły dokładnie tam, gdzie stały. Renifery były ustawione jak zwykle podczas burzy. Wcześniej musiały się wspinać na wzniesienie. « powrót do artykułu
  12. Na Grenlandii znaleziono najstarsze znane skamieniałości świadczące o obecności organizmów żywych. Odpowiedź na pytanie, kiedy na Ziemi powstało życie nie jest łatwa. W cyrkonach znaleziono chemiczne sygnatury wskazujące, że pojawiło się ono około 4,1 miliarda lat temu. Jednak znalezienie dowodu w postaci skamieniałości biologicznej jest zadaniem znacznie trudniejszym. Teraz odkryto stromatolity, formacje złożone z cienkich warstw tworzonych przez bakteryjne biofilmy, których wiek oceniono na 3,7 miliarda lat. Są więc o niemal 300 milionów lat starsze niż jakiekolwiek inne skamieniałości organizmów żywych. Dotychczas najstarszymi znanymi skamieniałościami były stromatolity i komórki z Australii, które liczą sobie 3,4 miliarda lat. Najstarsze jednak znane skały na Ziemi występują na Grenlandii. Znajduje się tam grupa geologiczna Isua, a jej wiek to 3,7-3,8 miliarda lat. Specjaliści od dawna szukali tam śladów życia, ale znajdowali jedynie dowody pośrednie. Geolog Allen Nutman z australijskiego University of Wollongong postanowił wraz ze swoim zespołem znaleźć w tej grupie skały niezmienione lub jak najmniej zmienione przez metamorfizm. To jak poszukiwanie igły w stogu siana, ale wysiłek się opłacił. Do odkrycia przyczyniły się opady deszczu, które wystąpiły poza zwykłym sezonem i roztopiły śnieg pokrywający skały. Odsłoniły niezmieniony przez metamorfizm obszar Isui. Analizy skał wykazały, że są to stromatolity, a badanie rzadkich pierwiastków ujawniło, iż powstały one w płytkich wodach oceanicznych, zatem tam, gdzie i obecnie bakterie tworzą stromatolity. Z odkrycia cieszą się m.in. biolodzy z NASA. Dzięki niemu, mówią, możliwe będzie udoskonalenie technik wykrywania życia na innych planetach. « powrót do artykułu
  13. Niewykluczone, że błyskawiczna ewolucja ocali diabły tasmańskie przed zagładą ze strony zaraźliwego nowotworu. W ciągu ostatnich 20 lat populacja diabła tasmańskiego zmniejszyła się o 80%. Wszystko z powodu zaraźliwego nowotworu pyska (DFTD - devil facial tumour disease). Naukowcy postanowili sprawdzić, dlaczego wiele populacji, którym wieszczono zagładę, wciąż istnieje. Uczeni pobrali próbki DNA od setek diabłów z trzech miejsc w Tasmanii i porównali je z genomem zwierząt sprzed dziesięcioleci, kiedy to DFTD jeszcze nie występował. Okazało się, że diabły, które przeżyły rozprzestrzenianie się choroby wykazują zmiany w 7 genach. O 5 z tych genów wiadomo, że u innych ssaków - w tym u człowieka - są powiązane albo z nowotworami albo z układem odpornościowym. Autorzy badań nie wykluczają, że mamy tu do czynienia z błyskawiczną ewolucją, dzięki której układ odpornościowy zwierząt rozpoznaje i zwalcza DFTD. DFTD pojawił się u diabła tasmańskiego przed około 20 laty i jest w 100% śmiertelny. Kolejny ze znanych nam zaraźliwych nowotworów to przenoszony drogą płciową psi guz (CTVT). Ten z kolei jest obecny od co najmniej 11 000 lat i zwykle nie kończy się śmiercią u psów domowych. W ubiegłym roku odkryto kolejny zakaźny nowotwór. Choroba wywołuje białaczkę u małżów i prawdopodobnie doprowadziła do dużych spadków populacji. « powrót do artykułu
  14. Przyrost naturalny słoni afrykańskich leśnych (Loxodonta cyclotis) jest bardzo wolny, co sprawia, że kłusownictwo bardziej im zagraża. Naukowcy stwierdzili, że L. cyclotis zaczynają się rozmnażać w starszym wieku, a młode przychodzą na świat w większych odstępach czasowych niż u słoni afrykańskich (Loxodonta africana). Nie sądzę, by ktokolwiek z nas zdawał sobie sprawę, jak wrażliwy jest ten gatunek - podkreśla prof. George Wittemyer z Uniwersytetu Stanowego Kolorado. Podstawowa biologia słoni leśnych jest dopasowana do układu, gdzie rosną one wolno i wolno zwiększają swoją liczebność. Presja, jaką na nie wywieramy, by pozyskać kość słoniową, jest zbyt duża, by mogły sobie poradzić. Ostatnie badania pokazują, że między 2002 a 2013 r. populacja L. cyclotis zmniejszyła się aż o 65%. Ponieważ słonie leśne są jednymi z najwolniej rozmnażających się ssaków, wyrównanie skutków intensywnego kłusownictwa po 2002 r. zajęłoby im co najmniej 90 lat. W ramach pierwszych badań demograficznych tego gatunku naukowcy odkryli, że samice L. cyclotis zaczynają się rozmnażać dopiero po 20. r.ż. i rodzą co 5-6 lat. Zespół z Wildlife Conservation Society (WCS), Elephant Listening Project (z Laboratorium Ornitologii Uniwersytetu Cornella), Uniwersytetu Stanowego Kolorado i organizacji Save the Elephant analizował dane z ponad 2 dekad (1990-2013), zebrane w lesie Dzanga w Republice Środkowoafrykańskiej. Andrea Turkalo przyglądała się wizytom słoni w obfitującej w minerały przecince leśnej (bai). W ten sposób naukowcy mogli ustalić, w jakim wieku słonie mają pierwsze młode i jaki czas upływa między porodami. Słonice z lasu Dzanga rozmnażają się po raz pierwszy po 23. r.ż. [...] Dla odmiany słoń afrykański zaczyna się rozmnażać w wieku 12 lat. Dodatkowo samice L. cyclotis rodzą co 5-6 lat, a L. africana co 3-4 lata. Autorzy publikacji z Journal of Applied Ecology sądzą, że ma to związek z realiami życia w tropikalnym lesie, gdzie nowe przyrosty pojawiają się niemal wyłącznie w koronach drzew. Choć myślimy o lasach tropikalnych jak o bardzo produktywnych rejonach, większość produkcji roślinnej ma miejsce wysoko w koronach drzew, czyli tam, gdzie gatunki naziemne nie mogą się dostać. Poza tym roślinność w tropikalnych ekosystemach zawiera związki, które mają zapewniać ochronę przed roślinożercami, w tym słoniami - wyjaśnia Peter Wrege z Elephant Listening Project. Słonie leśne spełniają krytyczną rolę w swoich ekosystemach. Wiele gatunków drzew polega na nich przy roznoszeniu nasion. Niepowodzenia związane z ochroną L. cyclotis mogą także zaszkodzić lasom Afryki Środkowej, które odgrywają ważną rolę w pochłanianiu CO2. « powrót do artykułu
  15. Dzięki Chandra X-ray Observatory i innym teleskopom odkryto rekordowo odległą od Ziemi gromadę galaktyk. CL J1001+0220 znajduje się w odległości około 11,1 miliarda lat świetlnych od naszej planety. To zaś oznacza, że gromady galaktyk - największe struktury wszechświata utrzymywane razem przez grawitację - powstawały o 700 milionów lat wcześniej, niż dotychczas sądziliśmy. Ta gromada jest wyjątkowa nie tylko ze względu na swoją odległość. Charakteryzuje ją też niewidziane wcześniej tempo powstawania gwiazd - mówi Tao Wang z Francuskiej Komisji Energii Alternatywnych i Energii Atomowej (CEA), który stał na czele grupy badawczej. W centrum CL J1001 znajduje się 11 masywnych galaktyk, a w 9 z nich bardzo szybko powstają nowe gwiazdy. Tempo ich powstawania jest tak wielkie, jakby rocznie w centrum gromady pojawiało się 3000 gwiazd o masie Słońca. To olbrzymia liczba jak na gromadę galaktyk. Wydaje się, że zaobserwowaliśmy tę gromadę w krytycznym dla niej momencie, gdy dopiero co przeszła z grupy luźno powiązanych galaktyk, w młodą ale w pełni uformowaną gromadę - stwierdza David Elbaz z CEA. Dotychczas w takiej odległości co CL J1001 obserwowano właśnie luźne zbiory galaktyk zwane protogromadami. Wyniki badań sugerują, że galaktyki eliptyczne w gromadach mogą tworzyć gwiazdy znacznie szybciej niż galaktyki eliptyczne poza gromadami, a to z kolei może oznaczać, iż większość gwiazd w takich galaktykach powstaje po tym, jak znajdą się one w gromadzie. Naukowcy z CEA porównali też wyniki swoich badań z symulacjami komputerowymi gromad prowadzonymi przez inne zespoły naukowe i stwierdzili, że w CL J1001 masa gwiaz jest wyjątkowo duża w porównaniu z masą całej gromady. Zdaniem ekspertów albo oznacza to, że odległych gromadach gwiazdy powstają szybciej niż zakładają współczesne modele, albo też że gromady takie jak CL J1001 występują tak rzadko, iż modele ich nie uwzględniają. « powrót do artykułu
  16. Od 1999 roku, kiedy to gubernator George W. Bush podpisał ustawę deregulującą stanowy rynek produkcji energii, stan nafciarzy - Teksas - przeżywa szybki rozwój sektora energii odnawialnej. Przyczyniają się do tego zarówno subsydia federalne jak i spadający koszt instalacji słonecznych i wiatrowych. W podpisanej przed 17 lat ustawie znalazł się zapis, który przewidywał, że do roku 2009 produkcja energii odnawialnej w Teksasie osiągnie 2 GW. Taki poziom produkcji osiągnięto cztery lata wcześniej. Następca Busha, gubernator Rick Perry, założył, że do roku 2025 w Teksasie będzie powstawało 10 GW energii odnawialnej rocznie. Tymczasem w kwietniu bieżącego roku stanowa produkcja energii odnawialnej osiągnęła 19 GW. To wystarcza do zasilenia 4 milionów gospodarstw domowych i pokrywa 16% stanowego zapotrzebowania na energię. Zdecydowana większość produkcji, bo aż 18 GW, to energia wiatrowa. Teksas jest pod tym względem liderem w USA. Tak szybki rozwój sektora energii odnawialnej spowodował jednak, że wąskim gardłem stały się linie przesyłowe. Gwałtownie rośnie ilość energii produkowanej z wiatru, a jakby tego było mało, istniejące plany przewidują, że ilość energii pozyskiwanej ze Słońca wzrośnie z 1 do 6 GW. To oznacza, że problem przesyłu nie zostanie szybko rozwiązany. Drugim problemem jest fakt, że wiatr i Słońce nie zapewniają nieprzerwanej produkcji energii. Z tego też powodu producenci energii odnawialnej próbują łączyć duże systemy przechowywania energii z systemami inteligentnego zarządzania jej przepływem. Niewykluczone, że sektor energii odnawialnej zaprzęgnie do współpracy... opuszczone studnie, z których wcześniej wydobywano ropę i gaz. Jedna z firm testuje technologię, która polega na wpompowywaniu pod dużym ciśnieniem wody w takie studnie. Gdy potrzebna jest dodatkowa energia, woda jest uwalniana i napędza turbiny. « powrót do artykułu
  17. Badanie specjalistów z Uniwersytetu Minnesoty wykazało, że mikroflora jelitowa małp trzymanych w niewoli upodabnia się do ludzkiej. Wyniki sugerują, że przestawienie się na ubogą w błonnik zachodnią dietę wyplenia większość normalnych bakterii naczelnych, co przyczynia się do rozwoju mniej zróżnicowanego mikrobiomu. Ze względu na zbyt dużą liczbę zmiennych trudno prześledzić zmiany w ludzkim mikrobiomie, jakie zachodzą w miarę unowocześniania i westernizacji społeczeństw. By lepiej zrozumieć, jak zmiany w diecie czy stylu życia oddziałują na mikroflorę naczelnych, Amerykanie analizowali regiony 16S rRNA. Autorzy publikacji z pisma PNAS przyglądali się 2 gatunkom nieczłowiekowatych naczelnych: dukowi wspaniałemu (Pygathrix nemaeus) i wyjcowi płaszczowemu (Alouatta palliata). Mikrobiomy dzikich zwierząt porównywano z mikrobiomam małp żyjących w niewoli (pełnej i w rezerwatach), a także z mikroflorą ludzi z krajów rozwijających się i USA. Okazało się, że choć na wolności gatunki mają unikatowe sygnatury mikrobiomu, w niewoli tracą swoje naturalne mikrobiomy i zostają skolonizowane bakteriami Prevotella i Bacteroides, czyli 2 Gram-ujemnymi rodzajami dominującymi w mikrobiomie współczesnych ludzi. Amerykanie wykazali także, że u 8 innych nieczłowiekowatych naczelnych z różnych ogrodów zoologicznych z 3 kontynentów zaobserwowano te sam wzorzec konwergencji. Zwierzęta z rezerwatów reprezentowały stan pośredni między mikrobiomem zwierząt dzikich i trzymanych w pełnej niewoli. Nie wiemy na pewno, że nowe współczesne ludzkie mikroby są złe, ale z drugiej strony wiele badań pokazuje, że ewoluowaliśmy z naszymi bakteriami. Skoro tak, zamiana na zupełnie inny zestaw nie wydaje się raczej korzystna - dywaguje prof. Dan Knights. Głębokie sekwencjonowanie typu Shotgun, chemiczna analiza diety i określanie relatywnej częstości występowania chloroplastów wykazały, że z mikrobiomem niewoli wiążą się spadek zawartości błonnika i roślin. W odchodach zwierząt z rezerwatu, u których wykryto pośrednią wersję mikrobiomu, znajdowano o połowę mniej gatunków roślin niż u duków żyjących na wolności. Porównując zsekwencjonowane DNA z próbek kału z genomami roślin, naukowcy zauważyli, że o ile odchody dzikich naczelnych zawierały do 40% roślinnego DNA, o tyle u małp trzymanych w niewoli nie było go prawie w ogóle. Amerykanie podkreślają, że w ten sposób wykazali, że niewola wpływa na małpi mikrobiom jelit podobnie, jak westernizacja na ludzi. « powrót do artykułu
  18. Po kilku wypadkach, jakim uległy samochody Tesla jadące na Autopilocie, producent wprowadza nowe mechanizmy do systemu wspomagania prowadzenia samochodu. Jak pamiętamy, Autopilot Tesli to system pomagający utrzymać samochód na swoim pasie ruchu i utrzymujący odpowiednią odległość od innych samochodów. Producent zaleca, by używać go na dobrze oznakowanych drogach o fizycznie oddzielonych kierunkach ruchu, a podczas jego używania kierowca powinien trzymać ręce na kierownicy i zwracać uwagę na to, co dzieje się na drodze. Jeśli kierowca nie trzyma rąk nie kierownicy, jest ostrzegany, że powinien to zrobić. Jednak, na co wskazują m.in. ostatnie wypadki, kierowcy ignorują ostrzeżenia. Dlatego też Tesla wprowadza nowe zabezpieczenie. Jeśli kierowca zignoruje ostrzeżenia i nie położy dłoni na kierownicy, Autopilot wyłączy się i nie będzie można go włączyć dopóty, dopóki samochód nie zostanie zaparkowany. « powrót do artykułu
  19. Na prośbę telewizji ukraińskiej 1+1, w Katedrze i Zakładzie Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, zespół naukowców pod kierownictwem dr n. biol. Doroty Lorkiewicz-Muszyńskiej podjął się badań identyfikacyjnych szczątków kostnych osobnika płci żeńskiej z sarkofagu Jarosława Mądrego, który znajduje się w Soborze Sofijskim w Kijowie. Poddane badaniom szczątki z sarkofagu Jarosława Mądrego, wielkiego księcia Rusi Kijowskiej, należą prawdopodobnie do jego drugiej żony Ingegerdy Szwedzkiej. Badania te wykonane zostały w ramach projektu ukraińskiej telewizji 1+1 i dla potrzeb realizacji filmu "Україна. Повернення своєї історії", który swoją premierę miał 25 sierpnia 2016r. W filmie wśród wielu wątków historycznych, przedstawione zostały również zagadnienia dotyczące Ingegerdy Szwedzkiej i badań szczątków kostnych z sarkofagu Jarosława Mądrego. Zespól naukowców z Polski dysponował badaniami z tomografii komputerowej szczątków, które wykonane zostały w klinice Borys w Kijowie w 2009 roku, kiedy to po raz kolejny dokonano otwarcia sarkofagu. Wtedy też zespół ukraińskich naukowców przeprowadził badania antropologiczne i radiologiczne, a zespół rosyjski wykonał badania izotopowe. Wcześniej sarkofag otwierany był m.in. w 1936r, 1939r., a Michaił Gierasimow wykonał aproksymację twarzy w oparciu o cechy czaszki Jarosława Mądrego. Badania prowadzone przez polski zespół przebiegały w kilku etapach. Na podstawie badań z tomografii komputerowej (CT) zostały przeprowadzone badania radiologiczne i uzupełniające baniana antropologiczne. Zespół posiłkował się również opracowaniami innych zespołów naukowych, badających szczątki z sarkofagu Jarosława Mądrego. Konieczne było wykonanie modelu 3D czaszki, z wykorzystaniem plików DICOM z badania tomografii komputerowej szczątków, z uwzględnieniem anatomicznego ułożenia żuchwy. Kolejne etapy to modelowanie mięśni, nakładanie kolejnych warstw tkanek miękkich w ścisłym związku z wyznaczonymi w poszczególnych punktach ich grubościami. Aproksymację twarzy przeprowadzono z wykorzystaniem metody komputerowej 3D. Następnie w oparciu o otrzymane wyniki aproksymacji 3D wykona została artystyczna wizualizacji twarzy, która wykorzystana została do teksturyzacji twarzy (głowy) 3D. « powrót do artykułu
  20. Zgodnie z danymi zamieszczonymi na dowodzie osobistym, Mbah Gotho ze Sragen na Jawie przyszedł na świat 31 grudnia 1870 r. Urzędnicy z lokalnego Biura Archiwów, którzy widzieli opublikowaną w Sieci datę urodzin sędziwego pana Gotho, przejrzeli dokumenty i stwierdzili, że jest ona prawdziwa. By jednak mężczyzna został uznany za najdłużej żyjącego człowieka, fakty muszą zostać zweryfikowane przez niezależną instytucję. Aktualną rekordzistką, wpisaną do Księgi rekordów Guinnessa, jest Francuzka Jeanne Calment, która zmarła w wieku 122 lat i 164 dni. Gotho przeżył dziesięcioro rodzeństwa, cztery żony, a nawet swoje dzieci. Jego najbliższymi krewnymi są wnuki, prawnuki i praprawnuki. Jeden z wnuków matuzalema opowiada, że dziadek przygotowuje się na śmierć, odkąd skończył 122 lata. Wykupił nawet miejsce na cmentarzu obok grobów dzieci. Nagrobek wykonano w 1992 r., czyli 24 lata temu - wylicza. Rodzina staruszka opowiada, że większość czasu spędza, słuchając radia. Słaby wzrok nie pozwala mu na oglądanie telewizji. W ciągu ostatnich 3 miesięcy przez pogarszający się stan zdrowia musiał być kąpany i karmiony. Wg pana Gotho, przepisem na długowieczność jest... cierpliwość. « powrót do artykułu
  21. Fizycy ze Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologii opracowali skuteczną metodę tworzenia olbrzymich molekuł dwuatomowych, udowadniając w ten sposób niektóre teorie. Johannes Deiglmayr i Heiner Saßmannshausen sądzą, że takie molekuły mogą zostać w przyszłości wykorzystane w komputerach kwantowych. Fizycy od dawna interesują się makromolekułami. Sądzą bowiem, że badanie takich olbrzymów pozwoli na lepsze zrozumienie właściwości wszystkich molekuł. Już wcześniejsze badania sugerowały, że istnienie olbrzymich molekuł dwuatomowych jest możliwe pod warunkiem, iż będą się one znajdowały w stanie Rydberga, w którym jeden z elektronów znajduje się wyjątkowo daleko od jądra, dzięki czemu możliwe jest stworzenie molekuł tysiące razy większych niż standardowe molekuły dwuatomowe, takie jak np. H2. Szwajcarzy postanowili przetestować teorie nt. tworzenia makromolekuł. Najpierw pobudzili laserem parę schłodzonych atomów cezu, a następnie wykorzystali drugi laser, o mniejszej energii, do wprowadzenia ich w stan Rydberga. Naukowcy mówią, że dzięki swojemu eksperymentowi byli w stanie potwierdzić część teorii dotyczących zjawisk zachodzących w makromolekułach oraz obalić inne teorie. Stwierdzili również, że wykorzystanie takich molekuł w komputerach kwantowych mogłoby być o tyle uzasadnione, iż kubity można by kodować w atomach znajdujących się w stanie Rydberga. « powrót do artykułu
  22. Komisja Europejska nakazała, by Apple zapłaciło irlandzkiemu urzędowi skarbowemu 13 miliardów euro podatków. Zdaniem KE korzyści podatkowe osiągane w Irlandii przez amerykański koncern były nielegalne. Komisja stwierdziła, że władze Irlandii pozwoliły Apple'owi na płacenie znacznie niższych podatków niż płaciły inne przedsiębiorstwa. W efekcie firma z Cupertino płaciła podatek korporacyjny w wysokości nie większej niż 1%. Zarówno władze Irlandii jak i Apple nie zgadzają się z wyrokiem i zapowiadają wniesienie apelacji. Kraje członkowskie nie mogą przyznawać ulg podatkowych wybranym firmom. W Unii Europejskiej jest to uznawane za nielegalną pomoc. Śledztwo Komisji ujawniło, że Irlandia przyznała Apple'owi nielegalne ulgi podatkowe, dzięki czemu firma ta płaciła przez wiele lat znacząco niższe podatki niż inne przedsiębiorstwa - stwierdzili przedstawiciele KE. W Irlandii stawka podstawowa podatku korporacyjnego wynosi 12,5%. Tymczasem okazało się, że np. w 2003 roku Apple zapłaciło 1% od zysków osiągniętych w Europie, a w roku 2014 - zaledwie 0,005%. Komisja Europejska próbuje na nowo pisać historię Apple'a w Europie ignorując irlandzkie prawo podatkowe i wywracając do góry nogami międzynarodowy system podatkowy. Komisji chodzi nie o to, ile Apple płaci, ale któremu rządowi płaci. Będzie to miało szkodliwy wpływ na inwestycje i nowe miejsca pracy w Europie. Apple przestrzega prawa i płaci takie podatki, jak powinno bez względu na to, gdzie działa. Złożymy apelację i jesteśmy pewni, że wyrok zostanie unieważniony - oświadczył koncern. Głęboko nie zgadzam się z decyzją Komisji. Nie pozostaje mi nic innego, jak poprosić rząd o zgodę na złożenie apelacji. To działanie konieczne do obrony integralności naszego systemu podatkowego, zapewnienia stabilnych warunków działania dla biznesu oraz zapobieżeniu wtrącania się Unii Europejskiej w podatkowe kompetencje państwa - stwierdził irlandzki minister finansów Michael Noonan. Apple to nie jedyna firma, co do której KE wysuwa zastrzeżenia. W ubiegłym roku Komisja orzekła, że Holandia powinna pobrać dodatkowo 30 milionów euro od Starbucksa, a Luksemburg - podobną kwotę od Fiata. « powrót do artykułu
  23. W pewnych rejonach Grecji w związku z malarią zakazano oddawania krwi. W 2016 r. odnotowano tu 4 przypadki transmisji miejscowej. Reszta (61) to zakażenia dotyczące osób przyjeżdżających z terenów występowania malarii, a więc krajów Afryki i subkontynentu indyjskiego (są to tzw. przypadki importowane). Do połowy sierpnia 2016 r. stwierdzono więc już 65 przypadków, podczas gdy w całym 2015 r. było ich tylko o 20 więcej (85). Malaria zniknęła w Grecji w dużej mierze w połowie lat 70. XX w. Zaczęła powracać w 2009 r. Przyczyniły się do tego z pewnością cięcia budżetowe, przez które zaniechano gminnych oprysków, wymierzonych w zwalczanie chorób przenoszonych przez komary. Ostrzeżenia odnośnie do malarii wystosowały Helleńskie Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (KEELPNO) i Narodowe Centrum Krwiodawstwa. Zakazem oddawania krwi objęto: Farkadonę, Trikalę, Palamas, Tempe, Teby i Achaję (Grecja Środkowa); Ewrotas i Andrawidę-Kilini (Peloponez); Chalkidę (Eubea); Maraton (Attyka) Pileę-Chortiatis i Langadas (Jednostka regionalna Saloniki). « powrót do artykułu
  24. Jeśli zorganizowalibyśmy hakerskie igrzyska olimpijskie, to z naszych danych wynika, że złoty medal zdobyłyby Chiny, srebrny powędrowałby do Rosji, a medal brązowy przypadłby Polsce - mówi Ritika Trikha z HackerRank. HackerRank to firma, która specjalizuje się w organizowaniu zawodów programistycznych. Skupia ona wokół siebie społeczność ponad miliona programistów z całego świata. Analitycy HackerRank przyjrzeli się wynikom 1,4 miliona testów i na tej podstawie stworzyli ranking krajów z najlepszymi programistami. Według naszych danych Chiny i Rosja mają najbardziej utalentowanych programistów. Chińczycy są najlepsi w matematyce, programowaniu funkcjonalnym i strukturach danych, a Rosjanie dominują w algorytmach - stwierdza Trikha. Najwięcej testów wypełnili programiści z USA i Indii, ale pod względem uzyskanych wyników kraje te plasują się - odpowiednio - na 28. i 31. miejscu. Testy HackerRank pokrywają bardzo dużo obszarów programistycznych, od języków po algorytmy i od bezpieczeństwa po systemy rozproszone. Podczas przygotowywania raportu przyjrzano się średniej nocie osiąganej przez programistów z każdego z krajów. Pod uwagę wzięto 50 krajów z największą liczbą programistów biorących udział w testach. Pierwsza dziesiątka wygląda następująco: Chiny, Rosja, Polska, Szwajcaria, Węgry, Japonia, Tajwan, Francja, Czechy, Włochy. Chińscy programiści osiągnęli średnio 100 punków. Nie oznacza to jednak, że piszą idealne programy. Liczba oznacza, że są na pierwszym miejscu. O włos wygrali z Rosjanami, którzy otrzymali 99,9 punktu. Polacy i Szwajcarzy zdobyli po około 98 punktów. Na ostatnim, 50. miejscu znaleźli się Pakistańczycy, którzy otrzymali 57,4 punktu. Tyle co do klasyfikacji ogólnej. W klasyfikacjach szczegółowych widać wyraźnie, co cieszy się popularnością w danym kraju. Polacy byli najlepsi w testach Javy. Francuzi wygrali w C++, mieszkańcy Hongkongu dominowali w Pythonie, Japończycy w programowaniu sztucznej inteligencji, a Szwajcarzy w bazach danych. Ukraińcy byli najlepsi w bezpieczeństwie, a Finowie przewodzili stawce w Ruby. « powrót do artykułu
  25. Nowy rodzaj szkodliwego kodu bierze na cel bankomaty w Tajlandii. Cyberprzestępcy zdobyli dziękie niemu około 12 000 000 bahtów (ok. 347 000 USD). Firma FireEye podaje, że szkodliwy kod o nazwie RIPPER atakuje bankomaty z Windows trzech różnych producentów. Kod jest kontrolowany za pomocą specjalnych kart chipowych, które służą przestępcom do uwierzytelnienia szkodliwego oprogramowania i przejęcia kontroli nad bankomatem. Eksperci odkryli dotychczas komendy pozwalające na odłączenie danego bankomatu od sieci, by nie mógł on skontaktować się z bankiem, wyczyszczenie logów. odinstalowanie usług RIPPER, restart bankomatu oraz wysunięcie karty. W tej chwili nie jest jasne, w jaki sposób dochodzi do zainfekowania bankomatów. Daniel Relagado z FireEye mówi, że istnieją trzy główne metody zarażenia bankomatu szkodliwym kodem. Pierwsza to włamanie do sieci banku i zidentyfikowanie tam modułów obsługujących bankomaty, druga to przekupienie osoby mającej legalny dostęp do bankomatu, a trzecia to wykorzystanie uniwersalnego klucza do otwarcia serwisowej części bankomatu, a następnie użycie klipsu USB lub płyty CD do zainfekowania maszyny. Eksperci z FireEye stwierdzili, że RIPPER wydaje się podobny do wcześniejszych szkodliwych kodów atakujących bankomaty, takich jak Padpin czy Tyupkin, które w 2014 roku okradały bankomaty w Rosji. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...