Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36799
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed laty pisarze domagali się stworzenia systemu opłat czy rekompensat związanych z niezwykłą łatwością kopiowania i rozpowszechniania ich utworów w świecie cyfrowym. Wiele osób korzystało bowiem z ich pracy nie płacąc twórcom dzieł. Teraz twórcy znowu protestują, a jednym z powodów jest... sztuczna inteligencja. Gildia Pisarzy Ameryki (Writers Guild of America – WGA), związek zawodowy skupiający głównie osoby pracujące w przemyśle filmowym i telewizyjnym, rozpoczęła strajk po tym, jak nie doszła do porozumienia z reprezentującą amerykański przemysł rozrywkowy organizacją Alliance of Motion Picture and Television Producers. Jednym z elementów sporu jest istnienie narzędzi takich jak ChatGPT. WGA chce zakazu wykorzystywania tego typu algorytmów do tworzenia historii i scenariuszy do filmów i programów. Członkowie WGA obawiają się, że przemysł zacznie wykorzystywać algorytmy sztucznej inteligencji do tworzenia scenariuszy, które następnie będą jedynie „wygładzane” przez ludzi. A do tego potrzeba będzie znacznie mniej twórców niż obecnie, co negatywnie wpłynie na zatrudnienie i zarobki w tym dziale gospodarki. WGA proponuje również, by żaden skrypt filmowy czy telewizyjny, który jest objęty grupową umową związkowa, nie był być wykorzystywany do trenowania algorytmów SI. To zresztą echo szerszego sporu dotyczącego tego, czy koncerny stojące za takimi narzędziami jak ChatGPT mają prawo bez zgody właściciela praw autorskich wykorzystywać tekst do trenowania swoich algorytmów. W ten sposób bowiem nie płacą za cudzą pracę, a czerpią z niej zyski. Wielkie studia filmowe i telewizyjne oraz serwisy internetowe nie chcą przystać na powyższe żądania. Są przeciwne stawianiu twardych granic dotyczących wykorzystywania przez nie systemów sztucznej inteligencji. WGA to nie jedyny reprezentant pracowników przemysłu filmowego, który wyraża obawy związane z rozwojem SI. Także związki zawodowe reprezentujące aktorów obawiają się, że systemy SI mogą być w coraz większym stopniu wykorzystywane w rozrywce. I nie są to obawy pozbawione podstaw. WGA stawia tutaj bardzo ważne pytanie. Kto zyska, a kto straci na rozwoju takich systemów, mówi Sarah Myers West z AI Now Institute w Nowym Jorku. Coraz więcej grup zawodowych czuje się zagrożonych przez rozwój systemów sztucznej inteligencji. Maszyny w najbliższych latach będą mogły zastąpić ludzi w wykonywaniu coraz większej liczby czynności. Niedawno IBM poinformował, że z czasem przestanie rekrutować ludzi na stanowiska, na których mogą być zastąpieni przez sztuczną inteligencję. Jako, że rozwoju SI nie można powstrzymać, kluczową staje się odpowiedź na pytanie, kto będzie ten rozwój kontrolował i jak będzie on przebiegał. « powrót do artykułu
  2. Muzeum Vincenta van Gogha w Amsterdamie zmieniło tytuł jednego z obrazów z „Czerwone kapusty i cebule” na „Czerwone kapusty i czosnek”. A wszystko za sprawą czujności jednego ze zwiedzających - kucharza i twórcy sztuk wizualnych Ernsta de Witte. De Witte bywał już wcześniej w Muzeum van Gogha, ale dopiero niedawno podpis pod martwą naturą z 1887 r. przykuł jego uwagę. Coś się nie zgadzało... Ernst ma 20 lat doświadczenia w branży kulinarnej. Obecnie jest szefem kuchni w Restaurant Feu w Utrechcie. Maluje od 4 lat. Jego pasja rozwinęła się w czasie pandemii. Mając pewność co do poprawności swojej identyfikacji, de Witte skontaktował się z muzeum. Przedstawiciele instytucji poprosili o dowody. Kucharz przygotował więc z żoną prezentację, w której pokazał, jak van Gogh malował czosnek i zestawił to z obrazem ze zbiorów Kröller-Müller Museum przedstawiającym cebulę (Stilleven rond een bord met uien). Wśród dostarczonych materiałów znalazł się oprócz tego filmik porównujący różne odmiany czosnku i cebuli. Na główki czosnku w [analizowanym] obrazie van Gogha nałożyłem [też] własny rysunek, by pokazać, że wykonane przez niego linie przedstawiają [właśnie] ząbki czosnku - napisał de Witte w mailu przesłanym serwisowi Artnet News. Wspomagany przez biologa zespół badawczy z Muzeum van Gogha potwierdził, że de Witte ma rację: jeden z obiektów z obrazu był nieprawidłowo identyfikowany od publicznego debiutu dzieła w berlińskiej galerii Paula Cassirera w 1928 r. Rzecznik Muzeum van Gogha przyznał, że instytucja stale monitoruje swoje zbiory i zdarzało się już, że zmieniano tytuł dzieła, ponieważ okazywało się, że przedstawia ono coś innego niż pierwotnie sądzono. Wydarzenia te zainspirowały Ernsta zarówno jako kucharza, jak i malarza. Jako szef kuchni w Restaurant Feu przygotował wyjątkowe danie z czerwonej kapusty i czosnku. Jako artysta posługujący się pędzlem stworzył obraz pt. „Vincent's dinner” (in. „Red Cabbage and Garlic”). Na danie składają się gotowana czerwona kapusta, krem z wędzonego czosnku, coulis z czerwonej kapusty, puder z czerwonej kapusty oraz winegret z absyntem, melisą i estragonem. Jest ono serwowane z piwem warzonym z absyntem. Gdy winegret zetknie się z czerwoną kapustą, kolor zaczyna blednąć, tak jak czerwone/niebieskie barwniki w obrazach van Gogha - tłumaczy de Witte. A z opisu obrazu „Czerwone kapusty i czosnek” na stronie muzeum dowiadujemy się, na przykład, że obrus, który teraz wydaje się szaroniebieski, był niegdyś fioletowy... « powrót do artykułu
  3. Naukowcy z Instytutu Biologii Ssaków (IBS) PAN w Białowieży pochwalili się, że dotarło do nich niezwykłe zwierzę – albinotyczna ryjówka aksamitna. To pierwszy taki znany okaz w Polsce i zaledwie drugi lub trzeci na świecie. Znaleźli go Państwo Wioletta i Jerzy Rybiałek z Dolnego Śląska. Niezwykłe ubarwienie zwierzęcia zaintrygowało ich do tego stopnia, że skontaktowali się z Instytutem. Przy okazji świetnie trafili, gdyż ryjówka widnieje w logo Instytutu. Profesor Jan Wójcik, który od kilkudziesięciu lat bada ryjówki, mówi, że informacja od znalazców zelektryzowała naukowców. Albinizm zdarza się u ryjówek bardzo rzadko. Zorganizowaliśmy transport zamrożonego okazu do Białowieży, aby poddać go bardziej szczegółowym badaniom i określić gatunek znalezionego zwierzęcia, mówi uczony. Naukowcy stwierdzili, że mają do czynienia z ryjówką aksamitną o pełnym albinizmie pokrywy włosowej. W IBS już wcześniej opisano kilka okazów różnych gatunków ryjówek z białym przebarwieniami na futrze, ale w kolekcji zoologicznej instytutu – która jest jedną z największych kolekcji ssaków na świecie – nie ma całkowicie albinotycznego osobnika. Wiemy natomiast, że albinotyczną ryjówkę znaleziono w latach 60. XX wieku w ZSRR. Drugi okaz został znaleziony w latach 80. w Holandii, chociaż prawdopodobnie nie był on całkowicie biały. Albinizm, zwany też bielactwem, pojawia się w wyniku wady genetycznej i polega na zaburzeniach w syntezie melaniny. Albinotyczne osobniki żyją zwykle krócej, gdyż zwracają uwagę swoim ubarwieniem, często cierpią też na problemy ze wzrokiem. Po wstępnych badaniach wyjątkowa ryjówka trafiła z powrotem do zamrażarki, a naukowcy zastanawiają się, jak ją zabezpieczyć i zachować. Chcieliby bowiem mieć możliwość zarówno prowadzenia dalszych badań, jak i wyeksponowania niezwykłego zwierzęcia w swojej kolekcji. Ryjówka trafiła do logo IBS, gdyż właśnie od tego zwierzęcia rozpoczęła się historia instytutu. Jego początki sięgają lat 50. i badań profesora Augusta Dehnela, założyciela i pierwszego dyrektora placówki, który odkrył, że ryjówki zmniejszają rozmiary ciała – w tym mózgu – podczas hibernacji. Od tamtej pory podobne zjawisko zaobserwowano też u innych niewielkich ssaków, a ostatnio udowodniono jego występowanie u kretów. « powrót do artykułu
  4. Głowomłot tropikalny, gatunek ryby z rodziny młotowatych, wstrzymuje oddech by utrzymać temperaturę ciała podczas nurkowania na większe głębokości, gdzie poluje na kałamarnice. To było całkowite zaskoczenie. Nie spodziewaliśmy się, że rekiny wstrzymują oddech podczas nurkowania jak morskie ssaki. To niezwykłe zachowanie wspaniałego zwierzęcia, mówi główny autor badań Mark Royer z Shark Research Group na University of Hawai'i. Skrzela są naturalnymi radiatorami, które szybko doprowadziłyby do wychłodzenia krwi, mięśni i organów, gdyby głowomłoty nie wstrzymywały oddechu. Głowomłot tropikalny życie w ciepłych wodach, ale zanurza się na głębokości, gdzie temperatura wody spada do 5 stopni Celsjusza. By efektywnie polować, jego ciało musi utrzymać ciepło. Oczywistym jest, że oddychające powietrzem atmosferycznym ssaki wstrzymują oddech podczas nurkowania. Ale nie spodziewaliśmy się zaobserwować takiego zachowania u rekinów. To zachowanie wskazuje, że strategie polowania głowomłotów tropikalnych są podobne do strategii ssaków morskich, jak grindwal. Oba gatunki wyewoluowały do polowania na głęboko pływającą zdobycz i oba robią to wstrzymując na krótko oddech w tych fizycznie wymagających środowiskach. Naukowcy z Hawajów dokonali niezwykłego odkrycia po przyczepieniu głowomłotom tropikalnym urządzeń, które mierzyły temperaturę mięśni, głębokość nurkowania, orientację ciała i poziom aktywności. Zauważyli, że mięśnie ryby utrzymywały temperaturę podczas nurkowania na duże głębokości, ale pod koniec każdego nurkowania, gdy rekin zbliżał się do powierzchni, gwałtownie się chłodziły. Model komputerowy zasugerował, że głowomłot musi przestawać oddychać, by zapobiec utraty temperatury przez skrzela. Dodatkowym dowodem był materiał wideo, pokazujący rekina z zamkniętymi skrzelami na głębokości 1044 metrów, podczas gdy przy powierzchni skrzela są szeroko otwarte. Nagłe ochłodzenie mięśni pod koniec nurkowania wskazuje, że rekiny zaczynają oddychać gdy wciąż znajdują się w dość zimnych wodach. Wstrzymanie oddechu zapobiega utracie ciepła, ale odcina dopływ tlenu. Chociaż rekiny te wstrzymują oddech na 17 minut, to na największych głębokościach spędzają tylko 4 minuty, a następnie szybko wracają do cieplejszych dobrze napowietrzonych wód powierzchniowych. Odkrycie to pozwala nam zrozumieć, jak głowomot tropikalny jest w stanie nurkować na znaczne głębokości i zdobywać tam pożywienie. Pokazuje ono również, że ryba musi utrzymać delikatną równowagę fizjologiczną, mówi Royer. « powrót do artykułu
  5. Pierścienie Saturna są bardzo młode, znacznie młodsze niż sama planeta. Fizyk Sascha Kempf z University of Colorado w Boulder dostarczył najsilniejszych dowodów wskazujących, że pierścienie gazowego olbrzyma liczą nie więcej niż 400 milionów lat. Są więc o ponad 4 miliardy lat młodsze niż planeta, którą otaczają. Pierścienie zatem to króciutki epizod w historii planety. Tym bardziej, że z danych przekazanych przez sondę Cassini wynika, iż Saturn szybko niszczy swoje pierścienie. Pierścienie jako pierwszy zauważył Galileusz w 1610 roku. Nie wiedział jednak, czym są. Na jego rysunkach wyglądają nieco podobnie jak uszy dzbana. Dopiero w XIX wieku James Scott Maxwell stwierdził, że pierścienie nie są strukturą stałą, a zbudowaną z wielu indywidualnych części. Obecnie wiemy, że Saturn posiada 7 pierścieni zbudowanych z kawałków lody, a większość z nich jest mniejsza niż głazy na Ziemi. W sumie jednak lód ten ma taką masę jak połowa masy księżyca Mimas. Przez większość XX wieku astronomowie sądzili, że pierścienie powstały jednocześnie z planetą. Nie potrafili jednak wyjaśnić, dlaczego są one tak „czyste”. Obserwacje wskazywały bowiem, że w 98% zbudowane są z lodu. Było niemal niemożliwe, by materiał skalny stanowił tak niewielki odsetek pierścieni istniejących przez miliardy lat. Misja sondy Cassini, która przybyła w okolice Saturna w 2004 roku, stała się niepowtarzalną okazją do wyjaśnienia zagadki pierścieni. Sonda miała na pokładzie urządzenie o nazwie Cosmic Dust Analyzer, w który łapała kawałki międzyplanetarnego pyłu. W ciągu 13 lat złapała zaledwie 163 ziarna pyłu znajdującego się w sąsiedztwie Saturna. To jednak wystarczyło Kempfowi i jego kolegom. Na podstawie danych zebranych przez Cassini obliczyli oni, że każdego roku na lodowe pierścienie opada znacznie mniej niż 1 gram pyłu na stopę kwadratową powierzchni. To bardzo mało, ale gromadzi się on latami, więc stanowi coraz większy odsetek materiału pierścieni. Biorąc zaś pod uwagę wielkość pierścieni, stosunek pyłu do lodu oraz tempo opadania pyłu na pierścienie, naukowcy mogli wyliczyć maksymalny wiek pierścieni. Już wcześniej uważano, że pierścienie są bardzo młode, jednak nikt dotychczas nie dostarczył równie przekonujących dowodów. W najbliższych latach powinniśmy poznać kolejne tajemnice pierścieni Saturna. W przyszłym roku ma bowiem wystartować misja Europa Clipper, na pokładzie której znajdzie się znacznie bardziej zaawansowany analizator pyłu. « powrót do artykułu
  6. Niedawna decyzja prezydenta Nigerii wywołała burzę w niemieckim parlamencie oraz krytykę ze strony opozycji, która nazwała naiwnym bezwarunkowy zwrot zrabowanych zabytków. To, co dzieje się w Niemczech i Nigerii jest uważnie obserwowane przez muzea na całym świecie i może zaważyć na losie wielu słynnych zabytków, które trafiły do Europy w epoce kolonialnej. W ostatnich latach doszło do wyraźnego zintensyfikowania debaty nad zwrotem dzieł sztuki byłym europejskim koloniom. Najsłynniejszym przykładem takich dzieł są słynne brązy z Beninu. To zbiór tysięcy wspaniałych rzeźb i plakietek o wysokiej wartości artystycznej, które powstawały przez setki lat i zdobiły pałac władcy Królestwa Beninu. To wyjątkowe zabytki, a ich historia jest na tyle dobrze znana, że nie ma wątpliwości, w jaki sposób trafiły poza Benin. Zostały zrabowane z pałacu królewskiego w czasie brytyjskiej ekspedycji karnej w 1897 roku. Obecnie dwa największe zbiory brązów z Beninu znajdują się w Berlinie i Londynie. Nigeria, na której terenie leży dawne Królestwo Beninu, od kilkudziesięciu lat stara się o zwrot brązów. Niedawno rząd Niemiec oficjalnie uznał, że ponad 1100 zabytków z pięciu muzeów, należy do Nigerii. Tym samym Niemcy stały się pierwszym krajem, który jasno zobowiązał się do zwrotu brązów z Beninu. W ubiegłym roku 22 brązy trafiły bez żadnych warunków wstępnych do Nigerii. A przed kilkoma tygodniami prezydent tego kraju wydał dekret, zgodnie z którym zabytki te są własnością oby (króla) Beninu, Ewuare II. Co więcej, w dekrecie odchodzącego prezydenta czytamy, że także i zwrócone w przyszłości brązy staną się własnością króla. Ewuare II będzie decydował, gdzie zabytki się znajdują. To zaś wzbudziło obawy, że brązy trafią do prywatnej kolekcji i będą niedostępne dla osób postronnych. Tym bardziej, że decyzja prezydenta wyraźnie pomija Narodową Komisję Muzeów i Zabytków, która prowadzi negocjacje w sprawie zwrotu zabytków. Komisja nie zajęła oficjalnego stanowiska w tej sprawie, podobno jednak chce wprowadzenia poprawek do prezydenckiego rozporządzenia. Działania prezydenta mogą też wskazywać, że wszelkie zwracane Nigerii zabytki mogą stać się prywatną własnością spadkobierców tradycyjnych władców czy plemion. Niemieccy urzędnicy przyznają nieoficjalnie, że są zaskoczeni. Negocjowaliśmy z rządem Nigerii przekazanie brązów Narodowej Komisji Muzeów i Zabytków, podpisaliśmy umowy z Komisją. Komu tak naprawdę je oddajemy?, pytają. Niejasności wokół dalszych losów brązów z Beninu już mają swoje konsekwencje. Muzeum Archeologii i Antropologii Cambridge University odwołało zaplanowane na jutro przekazanie 116 brązów nigeryjskiej delegacji. A opozycyjni posłowie w Bundestagu krytykują rząd za podjęcie „naiwnej” decyzji. Strona rządowa, broniąc się przed oskarżeniami, mówi, że stawianie warunków dotyczących zwracanych zabytków byłoby ze strony Niemiec przejawem neokolonializmu. Postępowanie rządu Nigerii oraz oby Beninu będzie z pewnością szczegółowo śledzone przez rządy oraz instytucje kultury z Europy i niewątpliwie wpłynie na dalsze kwestie związane ze zwrotem zabytków byłym koloniom. « powrót do artykułu
  7. Amerykańska ustawa CHIPS and Science Act, która wywołała spory między USA a Unią Europejską, przynosi pierwsze efekty. Jej celem jest m.in. zachęcenie do budowy w USA nowych fabryk półprzewodników. Firmy mogą liczyć na ulgi podatkowe czy dopłaty. Przeznaczono na ten cel 39 miliardów USD i najwyraźniej zachęciło to gigantów. Micron zapowiedział, że zainwestuje do 100 miliardów dolarów w nową fabrykę w stanie Nowy Jork, TMSC – który buduje wartą 12 miliardów USD fabrykę w Arizonie – wybuduje drugi zakład, zwiększając wartość inwestycji do 40 miliardów, Samsung chce za 17 miliardów wybudować fabrykę w Teksasie, a Intel rozpoczął wartą 20 miliardów USD inwestycję w dwie fabryki w Ohio. Każda z tych fabryk będzie potrzebowała setek inżynierów i techników. Tymczasem obecnie USA wytwarzają 12% światowych półprzewodników, podczas gdy w roku 1990 było to 37%. Nic więc dziwnego, że w ostatnich dekadach zapotrzebowanie na odpowiednio wykształconą kadrę zmniejszało się, co spowodowało stagnację na rynku edukacyjnym. Wraz z CHIPS Act zaczęło się to zmieniać. Za zainteresowaniem przemysłu idzie oferta edukacji. Bo zapotrzebowanie będzie olbrzymie. Pod koniec ubiegłego roku amerykański przemysł półprzewodnikowy poszukiwał około 20 000 pracowników. Profesor Peter Bermel z Purdue University szacuje, że nawet jeśli skutkiem CHIPS Act będzie umiarkowany wzrost na amerykańskim rynku półprzewodników, to w ciągu najbliższych 5 lat potrzebnych będzie co najmniej 50 000 dodatkowych pracowników. Dlatego też koledże i uczelnie wyższe zwiększają swoją ofertę dla studentów, a przemył półprzewodnikowy próbuje im w tym pomóc. Intel, który chce w Ohio stworzyć „Silicon Heartland” przeznaczył 50 milionów dolarów dla 80 szkół wyższych w tym stanie. Za te pieniądze szkoły chcą doposażyć swoje pracownie, wynająć specjalistów i poszerzyć ofertę dla studentów. Intel zaś wspomoże je swoimi radami, doświadczeniem, stypendiami oraz dostępem do własnych centrów badawczych. Będzie to o tyle łatwiejsze, że już w 2011 roku władze stanowe przyjęły inicjatywę, w ramach której wspomagają uczelnie w zwiększeniu liczby studentów kierunków inżynieryjnych, technologicznych i medycznych. Dzięki niej na przykład, od 2021 roku studenci Ohio State University mogą uczyć się procesów wytwarzania układów scalonych w uniwersyteckim laboratorium, bez potrzeby korzystania z bardzo drogiego specjalistycznego clean-roomu. Uczelnia pracuje też nad narzędziami rzeczywistości wirtualnej i rzeczywistości rozszerzonej, dzięki którym studenci poczują się tak, jakby pracowali w prawdziwej fabryce półprzewodników. Kilkaset kilometrów dalej firma SkyWater Technology buduje wartą 1,8 miliarda dolarów fabrykę, a sąsiadujący z niż Purdu University uruchomił interdyscyplinarny Semiconductor Degrees Program, dzięki któremu studenci różnych wydziałów mogą nabyć umiejętności potrzebnych podczas pracy w przemyśle półprzewodnikowym. Uniwersytet rozpoczął też program edukacji pracowników na potrzeby SkyWater. Nie wszystkie stanowiska w przemyśle półprzewodnikowym wymagają ukończenia wyspecjalizowanych studiów. Zdaniem Intela, kluczem do sukcesu są pracownicy po lokalnych szkołach średnich. Intel rozbudowuje swoje fabryki w Arizonie, Nowym Meksyku i Oregonie. Będzie potrzebował dodatkowych 7000 pracowników. Około 40% tych stanowisk czeka na ludzi po dwuletnich szkołach, a tylko na 20% stanowisk wymagany jest tytuł licencjata, magistra lub doktora. Inne firmy również inwestują w swoich przyszłych pracowników. Samsung i Silicon Labs wspomagają lokalne koledże i szkoły techniczne oferując szkolenia, stypendia czy letnie staże. Samsung na przykład dołączył do lokalnej inicjatywy Austin Community College, w ramach której uczniowie, którzy chcą dodatkowo zdobyć zawód technika przemysłu półprzewodnikowego, szkolą się przez 2 dni w tygodniu. Piątkowym uczniom firma pokrywa całość kosztów nauki. Problemy z kadrą techniczną są widoczne na całym świecie. W dużej mierze są one spowodowane popularnością studiów informatycznych. Bardzo wiele osób o zainteresowaniach technicznych wybiera karierę programisty. Jednak, jako że programiści również są potrzebni, przemysł półprzewodnikowy nie próbuje zachęcać ich do zmiany zawodu, a stara się, by więcej osób decydowało się na pracę na rynku nowoczesnych technologii. CHIPS and Science Act został podpisany przez prezydenta Bidena w sierpniu 2022 roku. Spotkał się z ostrą krytyką ze strony Unii Europejskiej, która oskarżyła USA o protekcjonizm. Ustawa przewiduje dofinansowanie rozwoju amerykańskiego przemysłu półprzewodnikowego łączną kwotą w wysokości 280 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  8. Co to jest cytomegalowirus (CMV)? Cytomegalowirus wywołuje chorobę zwaną cytomegalią. Jej objawy podobne są do mononukleozy, a należą do nich: przedłużająca się gorączka, trombocytopenia, leukopenia i łagodne zapalenie wątroby. Wirus ten jest nieszkodliwy dla większości ludzi, jednak u niektórych może powodować ciężkie choroby. CMV należy do grupy wirusów opryszczki, która pozostaje w naszym organizmie przez całe życie i może reaktywować się w dowolnym momencie. Na problemy wywołane cytomegalią narażone są 3 grupy osób: Noworodki urodzone przez matki zakażone CMV (wrodzona infekcja CMV). Statystycznie u jednego na pięć dzieci z wrodzonym CVM rozwinie się niepełnosprawność, w tym upośledzenie umysłowe, mały rozmiar głowy, żółtaczka, infekcja oczu, głuchota, opóźnienie rozwoju. Pacjenci w trakcie chemioterapii lub po przeszczepie narządów. W przypadku zarażenia osoby te mogą zachorować na poważniejszą chorobę. Ludzie o osłabionej odporności, którzy nie mogą zwalczyć infekcji (chorzy na HIV lub AIDS), u nich CMV również może rozwinąć poważną infekcję [1]. Objawy zakażenia Cytomegalowirusem U zdrowych osób wirus cytomegalii często nie powoduje żadnych objawów. Niewielka liczba pacjentów doświadczy bólu gardła, zmęczenia, bólu mięśni i migdałków. Objawy te mogą trwać od dwóch do trzech tygodni.  Chorzy z osłabionym układem odpornościowym mogą natomiast rozwinąć cięższe przypadłości, obejmujące infekcję krwi, ośrodkowego układu nerwowego, jelit, wątroby, nerek, płuc lub oczu. Transmisja zakażenia Jedynym źródłem CMV są ludzie, jednak ryzyko zarażenie przez przypadkowy kontakt jest niewielkie. Wirus przenosi się z zakażonych osób na inne osoby poprzez bezpośredni kontakt z płynami ustrojowymi, przenoszącymi wirusa takimi jak mocz, ślina, wydzielina z pochwy, nasienie i mleko matki. Cytomegalowirus może być wydalany ze śliną i moczem z przerwami przez wiele miesięcy, a nawet lat. Dorośli zarażają zwykle krócej niż dzieci. Osoby z osłabionym układem odpornościowym mogą doświadczyć nawrotu CMV lub mogą zakazić się nowym szczepem wirusa. Transmisja cytomegalowirusa polega na kontakcie zakażonych płynów ustrojowych z błonami śluzowymi zdrowej osoby, takimi jak usta, nos lub oczy. Do zarażenia może dojść również podczas kontaktu seksualnego, a także po przeszczepie narządu lub szpiku kostnego, lub po transfuzji zakażonej krwi. Szczególnie niebezpieczne jest, gdy do zarażenia wirusem dojdzie u kobiety w ciąży (zwłaszcza w pierwszej połowie ciąży), która nieświadomie zarazi nienarodzone dziecko. Niebezpieczeństwo transmisji CMV występuje również podczas porodu, a po nim można zarazić się przez mleko zakażonej matki karmiącej piersią [2].   Wrodzona infekcja wirusem CMV Wrodzona infekcja cytomegalowirusem ma szerokie spektrum objawów klinicznych niewidocznych przy urodzeniu u większości noworodków. U pozostałych dzieci z wrodzoną CVM (ok 10%) tuż po porodzie występują objawy takie jak żółtaczka związana z hiperbilirubinemią bezpośrednią, wybroczyny będące skutkiem małopłytkowości, plamica, powiększenie wątroby i śledziony, małogłowie, śródmózgowe zwapnienia, utrata słuchu i zapalenie siatkówki oka. Wśród noworodków dotkniętych tą infekcją powszechne są opóźnienia rozwojowe w okresie niemowlęcym i we wczesnym dzieciństwie. Szacuje się, że śmierć spowodowana wrodzonym zakażeniem CMV występuje u 3 – 10% niemowląt z objawami choroby lub od 0,3 – 1% wszystkich niemowląt z wrodzonym zakażeniem CMV. Dzieci zarażone cytomegalowirusem przed urodzeniem narażone są w dużym stopniu na niedosłuch czuciowo – nerwowy (SNHL). W USA 20% wszystkich ubytków słuchu przy urodzeniu i 25% wszystkich ubytków słuchu u dzieci w wieku do 4 lat można przypisać właśnie temu zakażeniu.   U niemowląt urodzonych w terminie zakażenie nabyte w okresie śródporodowym z wydzieliny szyjki macicy matki lub w okresie poporodowym z mlekiem kobiecym zwykle nie ma związku z klinicznymi objawami chorobowymi. Zagrożenie pojawia się u wcześniaków, u których infekcja poporodowa spowodowana mlekiem matki lub transfuzją od dawców CMV – dodatnich może przyczynić się do zapalenia wątroby, śródmiąższowego zapalenia płuc, nieprawidłowości hematologicznych tj. trombocytopenia (mała liczba płytek krwi) i leukopenia (mała liczba leukocytów) oraz zespółu posocznicy wirusowej [1]. Testy diagnostyczne wykrywające wirusa CMV Rozpoznanie cytomegalii nie jest łatwe ze względu na wszechobecność wirusa CMV, wysoki wskaźnik bezobjawowych zarażeń, częstość reaktywowanych infekcji, reinfekcje różnymi szczepami CMV i równoczesne zakażenia innymi patogenami. Na rynku dostępne są różnego rodzaju testy serologiczne, w tym testy immunofluorescencyjne, testy aglutynacji lateksowej i testy immunoenzymatyczne służące do wykrywania swoistych przeciwciał CMV zarówno w klasie IgG, jak i IgM. Testy na obecność przeciwciał IgG w pojedynczych próbkach surowicy są przydatne w diagnostyce badań pod kątem przebytej infekcji u osób zagrożonych reaktywacją wirusa lub w badaniach wykluczających potencjalnych dawców i biorców przeszczepów. Aby wykluczyć niedawną infekcję przydatne może okazać się oznaczenie CMV IgG w dwóch surowicach pobranych w odstępie co najmniej 2 tygodni oraz oznaczenie IgM w pojedynczej próbce surowicy. U kobiet w ciąży obecność przeciwciał w klasie IgM oraz CVM IgG o niskiej awidności może sugerować świeżą infekcję [1]. Badania przesiewowe w pierwszym trymestrze ciąży w kierunku zakażenia CMV ocenia się w ramach zespołu TORCH, czyli wraz testami na różyczkę, toksoplazmozę, opryszczkę pospolitą i inne zakażenia, a noworodek jest oceniany po urodzeniu pod kątem anomalii specyficznych dla CMV [3]. Potwierdzenie wrodzonej infekcji wirusem cytomegalii wymaga wykrycia CMV metodą PCR w moczu, ślinie, wydzielinie z dróg oddechowych, krwi lub płynie mózgowo-rdzeniowym noworodka pobranym w ciągu 3 tygodni od urodzenia [1].     Leczenie Leczenie zakażeń cytomegalowirusem u osób z prawidłową odpornością zazwyczaj nie jest wymagane. U pacjentów chorych na AIDS lub zarażonych HIV postępowanie zależy od ich stanu immunologicznego i towarzyszących objawów. Protokoły leczenia umiarkowanych i ciężkich postaci choroby obejmują leki przeciwwirusowe. U osób zdrowych leki stosuje się jedynie w celu złagodzenia objawów klinicznych, ponieważ infekcja ma dobre rokowania. Pacjenci z obniżoną odpornością oraz ciężko chorzy, u których występuje zajęcie wielu narządów mają wysokie ryzyko zachorowalności i śmiertelności. W tych przypadkach reaktywacja zakażenia CMV jest bardzo częsta. W populacji ogólnej nie należy się obawiać zakażenia wirusem CMV, mimo że często występuje on wśród dzieci i dorosłych. Zagrożenie pojawia się jedynie u pacjentów z obniżoną odpornością oraz u kobiet w okresie ciąży i połogu, u których infekcja w dużej mierze zależy od czasu i związana jest z wiekiem ciążowym. Największe anomalie zdrowotne u płodu pojawiają się, gdy zakażenie nastąpi na wczesnym etapie ciąży lub w okresie 3 miesięcy przed zajściem w ciążę. Wrodzona CMV jest odpowiedzialna za zniekształcenia czaszkowe i zewnątrzczaszkowe u noworodka i jest najczęstszą niegenetyczną przyczyną niedosłuchu czuciowo – nerwowego płodu. Badania przesiewowe i środki higieny są najlepszymi metodami zapobiegania wrodzonej cytomegalii i związanym z nią powikłaniom [3]. [1] American Academy of Pediatrics. “Cytomegalovirus Infection” - Kimberlin D.W., Brady M.T., Jackson M.A., Long S.S., eds. Red Book: 2018 Report of the Committee on Infectious Diseases. 31ed. Itasca, IL: American Academy of Pediatrics; 2018: [strony 310-317] [2] Cytomegalovirus (CMV). http://conditions.health.qld.gov.au/HealthCondition/condition/14/217/35/cytomegalovirus-cmv,  wersja 5, 2023 [3] “An Overview of Cytomegalovirus Infection in Pregnancy” – Plotogea M., Isam A.J., Frincu F., Zgura A., I inni. Diagnostics 2022, 12(10),2429; https://doi.org/10.3390/diagnostics12102429 « powrót do artykułu
  9. Homocysteina to aminokwas, powstający w wyniku metabolizmu metioniny, będącej aminokwasem pozyskiwanym z codziennej diety. Prawidłowe funkcjonowanie organizmu jest uwarunkowane obecnością homocysteiny, gdyż ogrywa ona ważną rolę w wielu procesach. Między innymi uczestniczy w przemianach lipidów [1], a także pośrednio bierze udział w dwóch kluczowych szlakach metabolicznych: cyklu zapewniającym jednostki jednowęglowe, niezbędne do biosyntezy nukleotydów i aminokwasów oraz metabolizmie aminokwasów zawierających siarkę, które regenerują metioninę i dostarczają cysteinę [2]. W metabolizmie homocysteiny biorą udział witamina B6 i B12 oraz kwas foliowy. Pomimo bardzo istotnej roli w przebiegu szeregu reakcji biochemicznych zachodzących w organizmie, istnieją sytuacje, w których homocysteina stanowi zagrożenie dla zdrowia. Mutacja w genie enzymu reduktazy metylenotetrahydrofolianowej jest powiązana z podwyższoną ekspresją całkowitej homocysteiny, szczególnie u kobiet z niską podażą kwasu foliowego.  Stężenie homocysteiny powyżej 15 µmol/L uznaje się za zbyt wysokie w organizmie. Taki stan nazywany jest hiperhomocysteinemią i może być wynikiem działania różnych czynników. Wśród najczęstszych należy wymienić: wady genetyczne niedobór witaminy B6 i B12 brak kwasu foliowego leki niedoczynność tarczycy dysfunkcje nerek starzenie się. Hiperhomocysteinemia jest stanem niebezpiecznym dla organizmu człowieka [1]. Może prowadzić do takich mechanizmów patofizjologicznych, jak: zwiększenie stresu oksydacyjnego, upośledzenie funkcji śródbłonka naczyniowego, stymulowanie proliferacji komórek mięśni gładkich naczyń krwionośnych, indukowane zapalenie naczyń krwionośnych oraz aktywacja czynników krzepnięcia [3]. Wiąże się to z wysokim ryzykiem rozwinięcia się chorób sercowo-naczyniowych, zmian miażdżycowych, chorób zatorowych oraz dysfunkcji tętnic wieńcowych [1]. Jeśli bardzo wysoki poziom homocysteiny zostanie pozostawiony bez kontroli, istnieje duże ryzyko zgonu pacjenta z powodu udaru [4]. Zauważono wyższy poziom homocysteiny w organizmie kobiet będących w prawidłowo rozwijającej się ciąży niż w organizmie kobiet nieciężarnych. Jej poziom u kobiet w ciąży może się także różnić w zależności od położenia geograficznego, kultury czy charakterystyki społecznej. W najnowszych badaniach wykazano związek pomiędzy hiperhomocysteinemią, a licznymi powikłaniami w trakcie ciąży, nawracającymi poronieniami, przedwczesnymi porodami, stanem przedrzucawkowym, cukrzycą ciążową, odklejaniem się łożyska, a także ograniczeniem wzrostu płodu. Dodatkowo odkryto powiązanie pomiędzy zbyt wysokim stężeniem homocysteiny w organizmie matki i niską masą urodzeniową noworodka. Wykazano także, że obniżenie poziomu homocysteiny poprzez suplementację kwasu foliowego może okazać się pomocne w przypadku kobiet, u których pojawiły się powikłania ciąży w wyniku hiperhomocysteinemii [1]. Stężenie homocysteiny powyżej górnej granicy wartości referencyjnych ma także związek z rozwojem i progresją choroby Parkinsona. Osoby dotknięte tym schorzeniem wykazują znacznie wyższe wartości stężenia homocysteiny w osoczu niż osoby zdrowe. Powiązanie napędzonego rozwoju i progresji choroby Parkinsona z hiperhomocysteinemią wynika między innymi z nasilenia mechanizmu apoptozy komórek nerwowych, stresu oksydacyjnego oraz uszkodzeń DNA, czyli mechanizmów, w których homocysteina uczestniczy [5]. Zbyt wysokie stężenie homocysteiny w organizmie zauważono także u osób dotkniętych cukrzycą, chorobą Alzheimera, demencją, zespołem Downa, niedokrwistością megaloblastyczną, a także wadami cewy nerwowej. Hiperhomocysteinemia występuje również u osób cierpiących na niektóre rodzaje choroby nowotworowej, jednak obserwuje się ją najczęściej w zaawansowanym stadium choroby i częściej u osób w podeszłym wieku niż u osób młodych. We wczesnych etapach nowotworu zazwyczaj poziom homocysteiny mieści się w granicach wartości referencyjnych. Może mieć to związek z wykorzystaniem kwasu foliowego do proliferacji komórek w procesie rozwoju nowotworu, a jego stężenie w organizmie jest odwrotnie proporcjonalne do stężenia homocysteiny [6]. 1. Chuce Dai, Yiming Fei, Jianming Li,Yang Shi, Xiuhua Yang.  A Novel Review of Homocysteine and Pregnancy Complications. Biomed Res Int. 2021 May 6;2021:6652231. doi: 10.1155/2021/6652231. 2. H. Jakubowski. Homocysteine Modification in Protein Structure/Function and Human Disease. Physiol Rev. 2019 Jan 1;99(1):555-604. doi: 10.1152/physrev.00003.2018. 3. Shuai Yuan, Amy M Mason, Paul Carter, Stephen Burgess, Susanna C Larsson. Homocysteine, B vitamins, and cardiovascular disease: a Mendelian randomization study. BMC Med. 2021 Apr 23;19(1):97. doi: 10.1186/s12916-021-01977-8. 4. Tauheed Hasan, Reetika Arora, Aniket Kumar Bansal, Reshmee Bhattacharya, Gurumayum Suraj Sharma, Laishram Rajendrakumar Singh. Disturbed homocysteine metabolism is associated with cancer. Exp Mol Med. 2019 Feb 21;51(2):1-13. doi: 10.1038/s12276-019-0216-4. 5. Xiaoyan Fan, Lixia Zhang, Haijun, Guang Chen, Gangqiao, Xueqiang Ma, Yuelei Jin. Role of homocysteine in the development and progression of Parkinson's disease. Ann Clin Transl Neurol . 2020 Nov;7(11):2332-2338. doi: 10.1002/acn3.51227. 6. Tauheed Hasan, Reetika Arora, Aniket Kumar Bansal, Reshmee Bhattacharya, Gurumayum Suraj Sharma, Laishram Rajendrakumar Singh. Disturbed homocysteine metabolism is associated with cancer. Exp Mol Med. 2019 Feb 21;51(2):1-13. doi: 10.1038/s12276-019-0216-4 « powrót do artykułu
  10. Macie co jeść, nie brakuje wam dachu nad głową, nie marzniecie, więc jeśli chodzi o hierarchię potrzeb, radzicie sobie nieźle. Mimo to z jakiegoś powodu nie czujecie się do końca szczęśliwi. Mikroagresje, trudne relacje rodzinne, toksyczna pozytywność i gaslighting to tylko niektóre przykłady tego, co nazywamy małymi traumami. To one często prowadzą do pojawienia się zaburzeń lękowych, perfekcjonizmu, zajadania chandry czy kłopotów ze snem. Wmówiono nam, że małe traumy nie istnieją. Świat zawsze wydaje się pełny wielkich, trudnych do rozwiązania problemów, więc często nie zwracamy uwagi na niewielkie, codzienne urazy. Trollowanie w internecie jest formą dręczenia Badania wskazują, że ludzie angażujący się w tego rodzaju zachowania najczęściej posiadają cechy charakteru z obszaru ciemnej triady, czyli kombinacji psychopatii, makiawelizmu i narcyzmu. Wszystkie te cechy łączą brak empatii i bezwzględność. Narcyzm dodaje megalomanię, natomiast makiawelizm jest związany z manipulacją interpersonalną, wymuszaniem i wykorzystywaniem ludzi. Wreszcie psychopatia ma silny związek z zachowaniem antyspołecznym. Widzimy więc, jak destrukcyjna potrafi być ta triada. Chociaż trolle internetowe zazwyczaj atakują osoby o wysokim statusie społecznym, jak celebrytów czy influencerów, mogą również niszczyć swoich przyjaciół i całkiem obce im osoby. Małe traumy mogą pojawiać się w wielu aspektach życia i działać jak ogień, powoli wypalający nasze zdrowie emocjonalne. Jeżeli jednak zrozumiemy, w jaki sposób te psychiczne rany i otarcia na nas wpływają, i kiedy poznamy siłę kumulującego się oddziaływania nierozwiązanych małych traum, możemy wykorzystać te doświadczenia do zbudowania zdrowego psychicznego układu odpornościowego. Ten rodzaj emocjonalnego treningu tworzy odporność i elastyczność, która pomaga nam radzić sobie z poważniejszymi problemami, takimi jak przełomowe wydarzenia, które spotykają każdego z nas w którymś momencie życia.
  11. Większość osób przypuszcza, że szczyt samobójstw przypada na miesiące zimowe. Jednak w rzeczywistości najwięcej zamachów na własne życie ma miejsce na przełomie wiosny i lata, gdy nastroje ludzi powinny się poprawiać, a nie pogarszać. Od dawna zjawisko to intrygowało specjalistów. Teraz naukowcy zidentyfikowali miesiąc, w którym ludzie mają najwięcej myśli samobójczych oraz godzinę, kiedy takie myśli ich nachodzą. Naukowcy z University of Nottingham, Harvard University i Uniwersytetu w Amsterdamie przez sześć lat gromadzili kwestionariusze od ponad 10 000 osób w USA, Wielkiej Brytanii i Kanady. Osoby te były pytane o nastrój, myśli oraz kwestie związane z samobójstwem i czynieniem sobie krzywdy. Uczeni dowiedzieli się, że szczyt myśli samobójczych przypada na grudzień, a największe niebezpieczeństwo odebrania sobie życia ma miejsce w godzinach pomiędzy 4 a 6. Naukowcy opracowali też model wyjaśniający, dlaczego mija kilka miesięcy pomiędzy szczytem myśli samobójczych, a próbą ich zrealizowania. Zauważyli tez, że w ciągu 6 lat badań doszło do wzmocnienia negatywnego obrazu siebie u badanych. Dobrze wiemy, że zimą u ludzi z problemami psychicznymi dochodzi do pogorszenia się nastroju. Zaskoczeniem jest więc fakt, że to wiosną, gdy należałoby spodziewać się poprawy nastroju, mamy do czynienia z największym ryzykiem odebrania sobie życia. Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone, ale nasze badania pokazują, myśli i nastroje samobójcze są najsilniejsze w grudniu, a najsłabsze w czerwcu. Pomiędzy tymi miesiącami istnieje największe ryzyko zachowań samobójczych. Sądzimy, że przyczyną jest fakt, iż stopniowe poprawianie się nastroju i zyskiwanie energii przez ludzi z problemami może pozwolić im na zaplanowanie i zrealizowanie samobójstwa. Dodatkowym czynnikiem może być dokonywanie porównania pomiędzy własnym nastrojem, a nastrojem innych, który poprawia się szybciej, mówi główny autor badań, doktor Brian O'Shea z University of Nottingham. Osoby biorące udział w online'owym badaniu wypełniały zadania, za pomocą których specjaliści oceniali ich nastrój. Odpowiadali też na pytania kwestionariuszowe. Badani należeli do jednej z trzech grup. Były to osoby, które w przeszłości próbowały popełnić samobójstwo, osoby, które myślały o samobójstwie lub zadawały sobie obrażenia oraz osoby, które ani same się nie raniły, ani nie myślały o samobójstwie. Badania, z wynikami których można zapoznać się na lamach Translational Psychiatry, mogą wskazywać ten okres, w którym interwencja specjalisty może najbardziej pomóc osobom narażonym na próby samobójcze. « powrót do artykułu
  12. Po czterech latach (ostatni stacjonarny finał był w 2019) spowodowanych pandemią tegoroczny Finał XVIII edycji konkursu Fizyczne Ścieżki powrócił do formuły stacjonarnej i odbył się w Narodowym Centrum Badań Jądrowych w Otwocku 20-21 kwietnia 2023 roku. W trakcie dwudniowego finału Konkursu, organizowanego przez Narodowe Centrum Badań Jądrowych i Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk, zakwalifikowani do niego uczniowie zaprezentowali swoje prace w jednej z trzech kategorii: Pokaz Zjawiska Fizycznego, Praca Naukowa lub Esej. Podobnie jak na prawdziwym seminarium naukowym podczas Finału po prezentacji pracy jej autorzy odpowiadali na pytania Jury oraz osób zasiadających na widowni. Po obejrzeniu efektownych Pokazów Zjawisk Fizycznych, wysłuchaniu prezentacji Prac Naukowych oraz odczytu Esejów, jurorzy udali się na obrady, w wyniku których wyłonili laureatów Konkursu. Zwieńczeniem seminarium finałowego było uroczyste wręczenie uczniom i nauczycielom pamiątkowych dyplomów i nagród. Żaden konkurs nie budziłby emocji, gdyby nie możliwość zdobycia atrakcyjnych nagród. W przypadku Fizycznych Ścieżek za jedną z najważniejszych można uznać bezwarunkowy wstęp na wydziały fizyki wybranych uniwersytetów oraz wszystkie kierunki wybranych uczelni technicznych (więcej informacji można znaleźć na stronie Konkursu fizycznesciezki.pl lub stronach współpracujących uczelni). Wysiłek uczniów włożony w przygotowanie i zaprezentowanie pracy został doceniony przez pana Marszałka Adama Struzika, który dla laureatów ufundował nagrody finansowe. Symboliczne czeki w imieniu pana Marszałka wręczył jego reprezentant pan prezes Dariusz Grajda. Konkurs został również wsparty przez Starostę Otwockiego i Prezydenta Otwocka, którzy ufundowali nagrody w postaci książek dla uczniów i nauczycieli. Ponadto uczniowie oraz opiekunowie prac naukowych otrzymali nagrody rzeczowe zakupione dzięki darowiźnie Fundacji PGE. Podczas Gali Finałowej oprócz nagród konkursowych wręczono Nagrodę im. Prof. Ludwika Dobrzyńskiego – inicjatora i spiritus movens konkursu Fizyczne Ścieżki. Nagroda ta jest formą wyróżnienia dla nauczycieli i opiekunów naukowych, którzy wykazali się wyjątkowym zaangażowaniem w przygotowanie uczestników do Konkursu. W tym roku przyznano ją nauczycielom ze Słupska - pani Grażynie i Jarosławowi Linderom. Państwo Linder mogą się pochwalić licznymi finalistami i laureatami Konkursu. Wśród nich wielu zdecydowało się kontynuować swoje młodzieńcze zainteresowania, podejmując naukę na uczelniach wyższych na kierunkach nauk ścisłych lub inżynieryjnych. Poniżej pełna lista zwycięzców XVIII edycji konkursu Fizyczne Ścieżki: Kategoria: Pokaz Zjawiska Fizycznego I miejsce zajął: Paweł Wakuluk „Generator Marxa czyli wytwarzanie sztucznych błyskawic” II miejsce ex aequo zajęli: Łukasz Rogalski „Pokaz zjawisk fizycznych w tunelu aerodynamicznym” III LO im. Juliusza Słowackiego w Piotrkowie Trybunalskim oraz Joanna Tokarz, Anna Tokarz „Ze świecą w poszukiwaniu zjawisk fizycznych” I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Smolenia w Bytomiu III miejsce ex aequo zajęli: Mateusz Bieniek, Norbert Majewski, Tomasz Cholewiński „Model akumulatora gazowego” Zespół Szkół Edukacji Technicznej w Łodzi oraz Aleksandra Solecka, Milena Bonk, Paweł Klamut „Gdzie pierogi nauczyły się pływać?” I Liceum Ogólnokształcące im. Komisji Edukacji Narodowej w Sanoku Kategoria: Praca Naukowa I miejsce zajął: Michał Mielnicki „Wpływ ciągłej wymiany dielektryka na pojemność kondensatora” V LO im. Augusta Witkowskiego w Krakowie II miejsce zajęli: Anita Godyń, Daniel Kmiecik „Jaśniej czy ciemniej? – niech rozstrzygną to pomiary fotometryczne” Zespół Szkół Ekonomiczno-Chemicznych w Trzebini W kategorii Esej: II miejsce ex aequo otrzymały: Aleksandra Badora „Dlaczego to fizyk może rozwiązać wielką zagadkę matematyczną?” Publiczne LO nr II z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Marii Konopnickiej w Opolu oraz Magdalena Listek „Laboratorium o rozsuwanych ścianach” V LO im. Augusta Witkowskiego w Krakowie III miejsce otrzymała: Olga Ociepa „Postzubrinowskie wojny grawitacyjne” Waldorfskie Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida w Bielsku-Białej « powrót do artykułu
  13. Tuż przed Dniem Dziecka Narodowy Instytut Fryderyka Chopina (NIFC) przygotował niespodziankę  - kolejne dwie książeczki z serii „Mały Chopin”: „Frycek i jego pierwszy koncert” oraz „Frycek i karmelkowa tajemnica”. Jak podkreślono na stronie NIFC, seria „Mały Chopin” to krótkie historyjki powstałe z inspiracji barwną biografią Fryderyka Chopina. Opowieści te – chociaż umiejscowione w przeszłości – są wciąż aktualne, a Frycek sprawdza się w roli kolegi każdego dziecka! Autorką tekstów oraz ilustracji do wszystkich czterech książeczek jest Aga Pietrzykowska (AgaPE), która prowadzi STUDIO PE. Warto podkreślić, że seria wydawnicza zdobyła Nagrodę Główną w kategorii Książki dla dzieci w wieku 0-7 lat w XXI Edycji Konkursu „Świat Przyjazny Dziecku” (jest on organizowany przez Komitet Ochrony Praw Dziecka). „Frycek i jego pierwszy koncert” został wydany w 3 językach: polskim, angielskim i  japońskim. Książeczka w miękkiej okładce ma 28 stron (tak samo zresztą, jak inne pozycje serii). Książka „Frycek i karmelkowa tajemnica” jest dostępna w 2 językach: polskim i angielskim. Aga Pietrzykowska jest malarką, ilustratorką, autorką książek i kuratorką sztuki. Studiowała na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie. Ukończyła także kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Jak napisano w jej biogramie, publikuje ilustracje w magazynach, maluje murale, projektuje okładki książek, wydaje autorskie książki kreatywne, plakaty oraz plansze edukacyjne. Wszystkie książeczki z serii „Mały Chopin” można kupić m.in. TUTAJ. « powrót do artykułu
  14. Astronomowie z University of Southampton donoszą o zaobserwowaniu najpotężniejszej znanej kosmicznej eksplozji. Jest ona 10-krotnie jaśniejsza niż jakakolwiek znana supernowa i 3-krotnie jaśniejsza niż najpotężniejsze rozerwanie gwiazdy przez siły pływowe czarnej dziury. Eksplozję AT2021lwx naukowcy obserwują od trzech lat. To bardzo długo, w porównaniu np. z supernowymi, które są widoczne przez kilka miesięcy. Do AT2021lwx doszło przed 8 miliardami lat, gdy wszechświat liczył sobie około 6 miliardów lat. Specjaliści sądzą, że to, co obserwują to proces niszczenia olbrzymiej chmury gazu – tysiące razy większej od Słońca – przez czarną dziurę. Części chmury wpadły do czarnej dziury, a powstałe w wyniku tego fale uderzeniowe przemiszczają się przez resztę chmury, która otoczyła czarną dziurę, tworząc kształt obwarzanka. AT2021lwx została wykryta w 2020 roku przez Zwicky Transient Facility i potwierdzona przez Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System. Te instalacje przeglądają nocne niebo w poszukiwaniu obiektów gwałtownie zmieniających jasność. Takie zmiany mogą wskazywać na obecność supernowej czy przelatujące komety lub asteroidy. Jednak w momencie wykrycia skala eksplozji nie była znana. Pojawienie się na niebie jasnego obiektu zostało zauważone przez algorytm poszukujący supernowych. Jednak supernowe nigdy nie trwają tak długo. Naukowcy przeprowadzili więc szereg badań za pomocą różnych teleskopów. Przeanalizowali spektrum światła, zmierzyli linie absorpcji i emisji, co pozwoliło im na określenie odległości do obiektu. Gdy już znamy odległość i wiemy, jak jasny się nam obiekt wydaje, możemy obliczyć jasność obiektu u źródła. Gdy to zrobiliśmy, zdaliśmy sobie sprawę, że jest on ekstremalnie jasny, mówi profesor Sebastian Hönig. Jedynymi obiektami, które dorównują AT2021lwx jasnością są kwazary, supermasywne czarne dziury, do których ciągle wpada gaz pędzący z olbrzymią prędkością. W przypadku kwazarów dochodzi do zmian jasności. Raz są jaśniejsze, raz ciemniejsze. Przyjrzeliśmy się danym archiwalnym, z dekady sprzed odkrycia AT2021lwx. Niczego tam nie było i nagle pojawia się najjaśniejszy obiekt we wszechświecie, dodaje profesor Mark Sullivan. Zjawisko można interpretować na wiele różnych sposobów, jednak najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest niszczenie przez czarną dziurę gigantycznej chmury gazu, głównie wodoru. Naukowcy mają nadzieję, że w najbliższych latach dzięki nowym urządzeniom, jak Vera Rubin Observatory, znajdą więcej obiektów podobnych do AT2021lwx i będą mogli lepiej je zbadać. « powrót do artykułu
  15. Inwazyjna bezskrzydła muchówka Eretmoptera murphyi, która skolonizowała antarktyczną wyspę Signy na Orkadach Południowych, wywołuje znaczące zmiany składu gruntu na wyspie, donoszą naukowcy z British Antarctic Survey i University of Birmingham. Zmiany, które mogą przygotować grunt pod migrację i przetrwanie na wyspie innych inwazyjnych gatunków. Muchówka żywi się martwą materią organiczną, gwałtownie przyspieszając jej rozkład. Z badań wynika, że na tych obszarach, gdzie E. murphyi występuje, poziom azotanów jest 3-5-krotnie wyższy niż tam, gdzie występują wyłącznie rodzime bezkręgowce. Gleba w Antarktyce jest bardzo uboga w składniki odżywcze, gdyż procesy rozkładu zachodzą tam bardzo powoli. Te składniki są w glebie, ale dopiero inwazyjna Eretmoptera murphyi je uwolniła. Ten gatunek działa tutaj jak inżynier gleby, podobnie do dżdżownic w klimacie umiarkowanym, mówi doktor Jesamine Barlett, główna autorka badań. Eretmoptera murphyi to gatunek rodzimy dla Georgii Południowej. Został on wprowadzony na Signy przypadkiem podczas eksperymentu botanicznego w latach 60. XX wieku. O tym, że gatunek zadomowił się na wyspie naukowcy dowiedzieli się 20 lat później. Wcześniej jedynymi żyznymi miejscami na Signy były te, w których na brzeg wychodziły gatunki wodno-lądowe, jak pingwiny czy mirungi. Teraz okazuje się, że poziom azotanów w miejscach skolonizowanych przez inwazyjne muchówki jest taki sam, jak tam, gdzie przebywają kolonie mirung. Populacja larw muchówek przekracza w niektórych miejscach 20 000 osobników na metr kwadratowy. Inwazyjny owad jest rozprzestrzeniany na butach turystów i naukowców. Stopniowo kolonizuje coraz większe obszary wyspy. Co więcej, przez jakiś czas może przetrwać w wodzie, co budzi obawy, że skolonizuje inne wyspy. Szczególną cechą Antarktyki jest fakt, że dotarło tu bardzo mało gatunków inwazyjnych. Priorytetem jest ochrona i zachowanie oryginalnego ekosystemu tego obszaru. Jednak to badanie pokazuje, że największe ze zwierząt mogą mieć gigantyczny wpływ na środowisko, mówi profesor ekologii Peter Convey z BAS. Antarktyka broniła się dotychczas przed inwazyjnymi gatunkami dzięki niskim temperaturom, niskiej wilgotności i ubóstwem składników odżywczych. Teraz, w obliczu ocieplającego się klimatu oraz inwazyjnej muchówki, która uwalnia do gleby składniki odżywcze, Antarktyka może być narażona na inwazje kolejnych obcych gatunków. Więcej na temat kolonizowania Signy przez Eretmoptera murphyi można przeczytać na łamach Soil Biology and Biochemistry. « powrót do artykułu
  16. Dwa lata temu, prowadząc systematyczne prace na terenach zlokalizowanych na północ od dawnego cmentarza, Grupa Eksploracyjno-Poszukiwawcza Parsęta natrafiła w Budzistowie (gm. Kołobrzeg) na cenny zabytek. Przekazany do oczyszczenia i konserwacji obiekt okazał się bullą z okresu panowania papieża Bonifacego IX. Na początku tygodnia w Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu odbyła się poświęcona jej konferencja prasowa. Oczyszczeniem i konserwacją zajmowała się pracownia z Krakowa. Analiza składu metalu wskazuje, że jest to niemal czysty ołów. Pozyskano go z galenitu. Jego złoża znajdowały się na terenie Cypru, Sardynii, Grecji i Hiszpanii. Sama bulla jest zabytkiem wyjątkowym - podkreślono w komunikacie Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Na awersie bulli budzistowskiej znajdują się podobizny świętych Piotra i Pawła. Najważniejszy dla nas jest [jednak] rewers, ponieważ znajduje się tam informacja o aktualnym pontyfikacie papieża, który dany dokument wydał. Dzięki temu wiemy, że jest to [...] Bonifacy IX [który urodził się ok. 1350 r. i zm. w 1404 r., a papieżem był od 1389 r.] - wyjaśnił cytowany przez serwis Nauka w Polsce (PAP) dr Robert Dziemba, kustosz i kierownik Działu Historii Kołobrzegu. Pieczęć przywieszano na jedwabnych sznurkach do pergaminu z papieskimi decyzjami, przywilejami albo odpustami. W jaki sposób bulla znalazła się w Budzistowie? Podczas analizy historycznej dr Dziemba odwołał się do monumentalnej pracy nt. historii dawnego Kołobrzegu autorstwa pastora Johanna Friedricha Wachsena (jej część poświęcona jest dziejom Klasztoru Staromiejskiego). Duchowny wskazuje, że w 1397 roku papież Bonifacy wydał list odpustowy dla benedyktynek ze Starego Kołobrzegu (dziś Budzistowo), gwarantując odpust zupełny tym, którzy nawiedzą tutejszy kościół [...]. Gdyby okazało się, że rzeczywiście istnieje związek między wzmianką źródłową a bullą znalezioną w 2021 r., wg specjalistów, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą historyczną rewelacją, nie zachował się [bowiem] ani jeden zabytek powiązany z klasztorem w Budzistowie. Jan Orliński z Grupy Eksploracyjno-Poszukiwawczej Parsęta przyznaje, że bulla jest najcenniejszym znaleziskiem, jakiego grupa dokonała w ramach 6-letniej działalności przy Muzeum Oręża Polskiego. Z łac. bulla oznacza „bąbel” czy „coś wypukłego”. Jest to zarówno okrągła pieczęć metalowa wyciskana obustronnie, którą przytwierdzano do dokumentu jako znak uwierzytelnienia, jak i dokument o doniosłym znaczeniu wystawiany przez papieża bądź panującego. « powrót do artykułu
  17. Rząd Niemiec zapowiedział, że przeznaczy 3 miliardy euro na zbudowanie do roku 2026 uniwersalnego komputera kwantowego. To część nowej strategii, w ramach której Niemcy chcą na polu informatyki kwantowej dorównać światowej czołówce – USA i Chinom – oraz stać się na tym polu liderem wśród krajów Unii Europejskiej. To kluczowe dla niemieckiej suwerenności technologicznej, stwierdziła Bettina Sark-Watzinger, minister ds. edukacji i badań. Ze wspomnianej kwoty 2,2 miliarda trafi do różnych ministerstw, które będą zajmowały się promocją i znalezieniem zastosowań dla komputerów kwantowych. Największa pulę, bo 1,37 miliarda otrzyma ministerstwo ds. edukacji i badań. Pozostałe 800 milionów euro otrzymają duże państwowe instytuty badawcze. Rząd w Berlinie zakłada, że kwota ta pozwoli na zbudowanie do roku 2026 komputera kwantowego o pojemności co najmniej 100 kubitów, którego możliwości w niedługim czasie zostaną p powiększone do 500 kubitów. Tutaj warto przypomnieć, że w ubiegłym roku IBM zaprezentował 433-kubitowy komputer kwantowy. W Unii Europejskiej nie powstały tak gigantyczne firmy IT jak Google czy IBM, które same są w stanie wydatkować miliardy dolarów na prace nad komputerami kwantowymi. Dlatego też przeznaczone nań będą pieniądze rządowe. Frank Wilhelm-Mauch, koordynator europejskiego projektu komputera kwantowego OpenSuperQPlus mówi, że i w USA finansowanie prac nad maszynami kwantowymi nie jest transparentne, bo wiele się dzieje w instytucjach wojskowych, a z Chin w ogóle brak jakichkolwiek wiarygodnych danych. Komputery kwantowe wciąż jeszcze nie są gotowe do większości praktycznych zastosowań, jednak związane z nimi nadzieje są olbrzymie. Mogą one zrewolucjonizować wiele dziedzin życia. Mają przeprowadzać w ciągu sekund obliczenia, które komputerom klasycznym zajmują lata. A to oznacza, że możliwe będzie przeprowadzanie obliczeń, których teraz się w ogóle nie wykonuje, gdyż nie można ich skończyć w rozsądnym czasie. Maszyny kwantowe mogą przynieść rewolucję na tak różnych polach jak opracowywanie nowych leków czy logistyka. Wiele niemieckich przedsiębiorstw działa już aktywnie na polu informatyki kwantowe. Na przykład firm Bosch, dostawca podzespołów dla przemysłu motoryzacyjnego, we współpracy z IBM-em wykorzystuje symulacje na komputerach kwantowych do zbadania czym można zastąpić metale ziem rzadkich w silnikach elektrycznych. Z kolei producent laserów Trumpf pracuje nad kwantowymi chipami i czujnikami, a działający na rynku półprzewodników Infineon rozwija układy scalone korzystające z szyfrowania kwantowego. Niemiecka Agencja Kosmiczna wystrzeliła zaś pierwsze satelity testujące systemy dystrybucji kwantowych kluczy szyfrujących. Bettina Stark-Watzinger chce, by do roku 2026 w Niemczech z komputerów kwantowych korzystało co najmniej 60 podmiotów. « powrót do artykułu
  18. Proponujemy niepopularny pogląd, że politycy najlepiej służą współczesnemu społeczeństwu, gdy główne siły polityczne dzielą się władzą lub się nią wymieniają, mówi profesor psychologii Roy Baumeister z University of Queensland. Im szybciej społeczeństwa to przyznają, tym dla nich lepiej, dodaje. Baumeister wraz z profesorem komunikacji Bradem Bushmanem z The Ohio State University są twórcami teorii wyjaśniającej przyczyny narastającego konfliktu pomiędzy dwiema najważniejszymi stronami sporu politycznego. Obaj uczeni – opisując sytuację polityczną w Ameryce – twierdzą, że konserwatyści skupiają się na kwestii gromadzenia zasobów, a liberałowie na kwestii ich dystrybucji. Oba zadania są niezbędne dla społeczeństwa, mówi Bushman. Jednak problemem jest fakt, że każda ze stron sporu politycznego próbuje coraz bardziej deprecjonować to, co za najważniejsze uznają przeciwnicy. Te dwie postawy są w amerykańskim społeczeństwie coraz bardziej rozbieżne, prowadząc do niechęci i braku szacunku pomiędzy konserwatystami a liberałami, stwierdzają uczeni. Nowa teoria bazuje na opublikowanej w 2005 roku książce Baumeistera The Cultural Animal: Human Nature, Meaning, and Social Life. Uczony pisze w niej, że w przypadku człowieka ewolucja faworyzowała te cechy, które pozwalały korzystać z wymiany kulturowej, gdyż umożliwiało to gromadzenie zasobów. Faworyzowane więc były takie działania jak wspólne polowania, wymiana informacji oraz rozwój narzędzi. Jednocześnie jednak te zasoby musiały być szeroko dystrybuowane, by cała społeczność dobrze żyła. Jednak we współczesnych rozwiniętych społeczeństwach mamy często do czynienia z rosnącym rozdźwiękiem pomiędzy tymi postawami. A przykładem, zdaniem obu uczonych, może być rozkład osób głosujących na obie główne partie polityczne. Na republikanów głosują głównie farmerzy, ranczerzy, biznesmeni i inne osoby, które wytwarzają różne zasoby. Z kolei na demokratów głosują ci, którzy są zainteresowani głównie dystrybucją dóbr, jak np. członkowie związków zawodowych. Obie strony sporu politycznego kładą nacisk na działania, które są ważne dla powodzenia człowieka jak gatunku. Nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy, gdybyśmy nie potrafili gromadzić zasobów i ich dystrybuować, mówi Bushman. Oczywiście naukowcy podkreślają, że ich teoria nie wyjaśnia wszystkich złożoności i procesów głównego sporu politycznego. Niektóre tematy, jakie się w nim pojawiają – jak kara śmierci, prawo do aborcji czy małżeństw jednopłciowych – nie są bezpośrednio powiązane z zasobami. Uważamy jedynie, że nasza teoria częściej jest prawdziwa, niż nieprawdziwa i sporo może wyjaśniać, stwierdzają. Powstaje jednak pytanie, skoro kwestia gromadzenia i dystrybucji zasobów nie jest nowa, dlaczego wrogość pomiędzy głównymi siłami politycznymi tak bardzo ostatnio rośnie. Otóż, jak stwierdzają naukowcy, niemal wszystkie współczesne gospodarki odniosły sukces dzięki różnego rodzaju zachętom (jak np. ulgi podatkowe). Ludzie są nagradzani za gromadzenie większej ilości zasobów, ale to prowadzi do nierówności. Zachęty pomagają gromadzić zasoby, co jest po myśli prawicy, ale lewicę martwi, że wraz z tym idą zwieszające się nierówności. Tym bardziej, że ludzie, którzy zgromadzili zasoby, przekazują je własnym dzieciom. Każde z pokoleń przekazuje pokoleniu swoich dzieci nieco z przewagi, jaką udało mu się zdobyć. Po wielu pokoleniach przewaga ta się kumuluje i niektóre z dzieci są bardzo uprzywilejowane, stwierdza Baumaister. W USA staje się to coraz większym problemem, gdyż coraz większa część zasobów jest zatrzymywana przez niewielką część społeczeństwa, a wiele osób posiada olbrzymie zasoby, których nie zgromadziły, a odziedziczyły. Zdaniem naukowców, najlepszym rozwiązaniem jest albo podział władzy pomiędzy główne siły polityczne, albo wymienianie się przez nie władzą. Uczeni ostrzegają jednocześnie przed systemem jednopartyjnym. Przykłady takich państw jak ZSRR, Zair, Kuba czy Wenezuela pokazują, że to niewłaściwa droga. Gdyby jedna partia miała właściwe odpowiedzi na wszystko, to ciągle wygrywałaby wybory ku zadowoleniu niemal wszystkich. Tak jednak się nie dzieje w systemach demokratycznych, stwierdzają. Jednocześnie podkreślają, że nie ma nic dobrego w tym, że główne siły polityczne postrzegają się nawzajem jako śmiertelni wrogowie i uważają, że przeciwnik nie ma nic dobrego do zaoferowania. Rozwiązaniem tego sporu byłoby przyznanie, że ważne jest zarówno gromadzenie, jak i dystrybucja zasobów. Potrzebujemy więcej wzajemnego szacunku i mniej nienawiści oraz demonizowania przeciwnika, mówią naukowcy. « powrót do artykułu
  19. Każdy z nas pewnie zna ten nieprzyjemny, męczący i nierzadko bolesny stan, który pojawia się po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu. Mowa tu oczywiście o kacu ‒ powszechnym zjawisku, z którym zmagają się miliony ludzi na całym świecie. Niektórzy próbują przeczekać ten okres, inni z kolei sięgają po różne domowe sposoby na złagodzenie objawów, ale co zrobić, gdy kac jest tak silny, że uniemożliwia normalne funkcjonowanie? Odpowiedź na to pytanie jest zaskakująco prosta ‒ wystarczy skorzystać z odtruwania alkoholowego! W poniższym artykule tłumaczymy na czym dokładnie polega ta metoda oraz dlaczego jest tak skuteczna. Dla osób poszukujących szybkiej pomocy mamy także ważną informację, jak skorzystać z odtruwania alkoholowego w domu, biurze, a nawet w pokoju hotelowym! Czym właściwie jest zabieg odtruwania alkoholowego? Zabieg odtruwania alkoholowego jest prostszy niż mogłoby się wydawać. To nic innego, jak podaż wyselekcjonowanych substancji odżywczych i doraźnych leków w formie kroplówki dożylnej. Dlaczego tak prosta metoda jest jednocześnie tak skuteczna w leczeniu kaca? Tajemnica działania odtruwania alkoholowego tkwi zarówno w sposobie podania odżywczego koktajlu, jak i w jego starannie dobranym składzie. Składniki odtruwania alkoholowego, dzięki podaniu ich bezpośrednio do naczynia krwionośnego, trafiają wprost do krwiobiegu, omijając ograniczenia wynikające z budowy i funkcjonowanie układu pokarmowego. Wraz z krwią cenne związki docierają w ciągu kilku minut do wszystkich komórek, tkanek i narządów organizmu, wywierając dobroczynne działanie. Jakie dokładnie związki używane są w odtruwaniu alkoholowym? Są to przede wszystkim elektrolity, czyli jony sodu, potasu, wapnia i magnezu, ale również witaminy, antyoksydanty, a także doraźne leki przeciwbólowe, przeciwwymiotne, uspokajające czy nasenne. Tak bogaty skład pozwala wyeliminować wszystkie przyczyny rozwoju kaca, dzięki czemu jego objawy znikają jeszcze w trakcie wykonywania wlewu dożylnego. Odtruwanie alkoholowe w domu ‒ szybko, komfortowo, ale przede wszystkim bezpiecznie! Obudziłeś się po imprezie z kacem-gigantem? Doskonale wiemy, że w takiej sytuacji ogromnym wyzwaniem może być nawet wyjście do pobliskiego sklepu, a co dopiero dłuższa wycieczka do specjalistycznego gabinetu czy kliniki. Właśnie dlatego ogromną popularnością cieszy się obecnie usługa odtruwania alkoholowego w domu. Jest to wygodna alternatywa dla wszystkich, którzy zmagają się z intensywnym, męczącym kacem. Warto jednak zastanowić się, czy odtruwanie alkoholowe w domu jest w pełni bezpieczne. Odpowiedź może być zaskakująca ‒ to zależy. Bezpieczeństwo tego zabiegu zależy głównie od osoby, która go przeprowadza. Odtruwanie alkoholowe w domu, przeprowadzane przez doświadczonego lekarza lub ratownika medycznego, jest na szczęście całkowicie bezpieczne dla zdrowia pacjentów. Od pacjenta wymagane jest jedynie udostępnienie czystego, zamkniętego pomieszczenia. KacDoktor ‒ odtruwanie alkoholowe w domu, gdy tylko tego potrzebujesz Nie masz czasu na samodzielną walkę z kacem i szukasz dobrego specjalisty, który pomoże Ci szybko stanąć na nogi? Znajdziesz go w KacDoktorze! To warszawska firma specjalizująca się w leczeniu kaca. W jej szeregach pracują jedynie najlepsi lekarze i ratownicy medyczni, którzy posiadają ogromną wiedzę i doświadczenie w przeprowadzaniu zabiegów odtruwania alkoholowego. Jak skorzystać z odtruwania alkoholowego w domu? To banalnie proste! Wystarczy zadzwonić do KacDoktora lub wypełnić formularz internetowy, a specjalista przyjedzie pod wskazany adres na terenie Warszawy i okolicznych miejscowości. Usługa ta dostępna jest całodobowo, więc możesz zadzwonić, gdy tylko odczujesz pierwsze objawy kaca. Martwisz się o zaciekawione spojrzenia sąsiadów lub złośliwe plotki? Niepotrzebnie! Pracownicy KacDoktora zadbają o pełną dyskrecję! Nie trać cennego czasu na walkę z kacem! Skorzystaj z odtruwania alkoholowego w domu i ciesz się dobrym samopoczuciem! « powrót do artykułu
  20. W 2018 roku w Sali Sesyjnej Urzędu Miasta Poznania odkryto XVIII-wieczne freski. Przeprowadzono wówczas prace konserwatorskie i odsłonięto około 20% malunków. Teraz ukazano i odrestaurowano pozostałą część malowideł, które przez 250 lat znajdowały się pod warstwą farby. Freski przedstawiają sceny biblijne, świętych z zakonu jezuitów oraz Jana Kazimierza Wazę w stroju kardynalskim. Przyszły król Polski odbywał przez dwa lata nowicjat w zakonie jezuitów, a w 1646 roku papież Innoceny X wyniósł go do godności kardynalskiej. Rok później z niej zrezygnował, a w 1648 roku został wybrany królem Polski. Freski powstały prawdopodobnie w 1732 roku, po ukończeniu budowy kolegium jezuickiego, w którym dzisiejsza Sala Sesyjna służyła jako refektarz. Historycy uważają, że autorem malowideł był ojciec Adam Swach, jednak nigdzie nie znaleziono jego sygnatury. Nie wiadomo, kiedy freski zamalowano. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że stało się to wkrótce po kasacie zakonu jezuitów w 1773 roku i przeznaczeniu budynku na cele świeckie. W centralnym miejscu sklepienia widzimy trzy sceny. Największa z nich przedstawia rotundę wspartą na siedmiu kolumnach. To świątynia mądrości. W jej wnętrzu malarz uwiecznił kobietę przy stole z chlebem i winem. U dołu zaś znajduje się grupa lamentujących ludzi. Całość otaczają łacińskie cytaty z Księgi Przysłów i Lamentacji Jeremiasza. Po stronie północnej i południowej widzimy dwie sceny w kształcie czwórliści. Na jednej Samson walczy z lwem. Na drugiej zaś ojciec Swach przedstawił ucztę mądrości. Personifikacją mądrości jest siedząca za zastawionym stołem kobieca postać z czerwonymi skrzydłami. Po jednej jej stronie zasiedli święci Piotr i Paweł, po drugiej dwaj jezuici. Chrystus podaje chleb, a anioł nalewa wino. Freski otaczają podpisane wizerunki jezuickich świętych, m.in. Ignacego Loyoli, Stanisława Kostki, Andrzeja Boboli i Jana de Goto. Sklepienie zostało ozdobione też medalionami z wizerunkami jezuickich kardynałów. Niestety, trzy z dziesięciu z nich zostały w przeszłości zniszczone. Na honorowym miejscu przedstawiono zaś Jana Kazimierza w stroju kardynalskim. Po jego bokach widzimy orła i lwa, które przynoszą mu berło i koronę. Konserwatorzy zajmą się teraz ścianami pomieszczenia. « powrót do artykułu
  21. Pojawienie się ludzi w obu Amerykach – ostatnich kontynentach zasiedlonych przez H. sapiens – jest przedmiotem intensywnych badań, a ostatnio naukowcy mogą korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi genetycznych. Nie od dzisiaj wiemy, że Amerykę zasiedlili mieszkańcy wschodniej Syberii, jednak zdobywamy coraz więcej danych wskazujących, że migrowali tam ludzie z różnych części Eurazji. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk przedstawili właśnie dowody, na migrację z dzisiejszych północnych wybrzeży Chin do Ameryki oraz na Wyspy Japońskie. Naukowcy skupili się na dziedziczonym w linii żeńskiej mitochondrialnym DNA. Typ D4h3a (typowa dla mieszkańców Ameryki) oraz D4h3b (zidentyfikowany dotychczas tylko we Wschodnich Chinach i Tajlandii) sugerują, że źródło genomu wczesnych mieszkańców Ameryk było bardziej zróżnicowane. Przeanalizowaliśmy 216 współczesnych i 39 prehistorycznych D4h. Nasze badania ujawniły, że doszło dwóch epizodów migracji D4h z północnych wybrzeży Chin. Jeden miał miejsce podczas maksimum ostatniego zlodowacenia, a drugi podczas wycofywania się lodowca, co ułatwiło rozprzestrzenianie się ludzi na różne obszary, w tym do Ameryk i na Wyspy Japońskie. Dystrybucja wzdłuż wybrzeży amerykańskiego typu D4h3a i japońskich D4h1a oraz D4h2, w połączeniu z archeologicznymi podobieństwami pomiędzy północnymi Chinami, Amerykami i Japonią, wspiera hipotezę o takim rozprzestrzenianiu się ludzi, czytamy na łamach Cell Reports. Historia zasiedlania Ameryk jest więc bardziej złożona, niż się wydaje. Do poprzednio opisywanych przodków z Syberii, Australomelanezji i Azji Południowo-Wschodniej należy dodać też pulę genetyczną z północnych wybrzeży Chin, mówi główny autor badań, antropolog molekularny Yu-Chun Li. Chińscy naukowcy poszukiwali śladów genetycznych, które mogły połączyć paleolitycznych mieszkańców Azji Wschodniej z mieszkańcami Chile, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku i Kalifornii. Przyjrzeli się ponad 100 000 współczesnych i 15 000 starych próbek DNA i znaleźli w nich próbki pochodzące od 216 współczesnych i 39 prehistorycznych przedstawicieli wspomnianego typu genetycznego. Zidentyfikowali dwa epizody migracji z północnych wybrzeży Chin do Ameryki. W obu przypadkach migracja odbyła się drogą prowadzącą wybrzeżem Pacyfiku, a nie śródlądowym korytarzem wolnym od lodu. Do pierwszej migracji doszło pomiędzy 26 000 a 19 500 lat temu, podczas maksimum zlodowacenia. Druga migracja miała zaś miejsce między 19 000 a 11 500 lat temu. W tym czasie populacja człowieka szybko się zwiększała, co sprzyjało pojawianiu się impulsów migracyjnych. Prawdopodobnie na wzrost populacji wpływ miał koniec zlodowacenia i polepszające się warunki klimatyczne. Niespodzianką było zaś odkrycie związku genetycznego pomiędzy mieszkańcami Ameryki i Japonii. Wszystko wskazuje na to, że podczas drugiego epizodu migracji część ludzi przeszła do Ameryki, a część na Wyspy Japońskie. « powrót do artykułu
  22. Przed miesiącem pisaliśmy, że astronomowie z Yale University donieśli o odkryciu czarnej dziury, która ciągnie za sobą gigantyczny ogon gwiazd i materii gwiazdotwórczej. Informacja odbiła się szerokim echem, gdyż takie zjawisko wymagałoby spełnienia całego szeregu wyjątkowych warunków. Liczne zespoły naukowe zaczęły poszukiwać alternatywnego wyjaśnienia zaobserwowanej przez Hubble'a struktury. Naukowcy z Instituto de Astrofísica de Canarias przedstawili na łamach Astronomy and Astrophysics Letters własną interpretację obserwowanego zjawiska. Ich zdaniem niezwykła struktura zarejestrowana przez Hubble'a może być płaską galaktyką, którą widzimy od strony krawędzi. Galaktyki takie nie posiadają centralnego zgrubienia i są dość powszechne. Ruch, rozmiary i liczba gwiazd pasują do tego, co widzimy w płaskich galaktykach w lokalnym wszechświecie, mówi główny autor najnowszych badań, Jorge Sanchez Almeida. Proponowany przez nas scenariusz jest znacznie prostszy. Chociaż z drugiej strony szkoda, że to może być wyjaśnieniem, gdyż teorie przewidują, że wyrzucenie czarnej dziury z galaktyki jest możliwe, tutaj więc mielibyśmy pierwszą obserwację takiego zjawiska, dodaje. Almeida i jego zespół porównali strukturę zaobserwowaną przez Hubble'a z dobrze znaną nieodległą galaktyką IC5249, która nie posiada centralnego zgrubienia, i znaleźli zaskakująco wiele podobieństw. Gdy przeanalizowaliśmy prędkości w tej odległej strukturze gwiazd okazało się, że odpowiadają one prędkościom obrotowym galaktyk, więc postanowiliśmy porównać tę strukturę ze znacznie nam bliższą galaktyką i okazało się, że są one wyjątkowo podobne, dodaje współautorka artykułu Mireia Montes. Naukowcy przyjrzeli się też stosunkowi masy do maksymalnej prędkości obrotowej i odkryli, że to galaktyka, która zachowuje się jak galaktyka, stwierdza Ignacio Trujillo. Jeśli uczeni z Wysp Kanaryjskich mają rację, to Hubble odkrył interesujący obiekt. Dużą galaktykę położoną w odległych od Ziemi regionach, gdzie większość galaktyk jest mniejsza. « powrót do artykułu
  23. Tworzywa sztuczne to jedno z największych zagrożeń dla środowiska naturalnego. Tymczasem recykling plastiku to wielka porażka. Ludzkość poddaje recyklingowi jedynie 9% wytwarzanego przez siebie plastiku. Jakby tego było mało, autorzy najnowszych badań informują, że techniki wykorzystywane w przetwórstwie tworzyw sztucznych... zwiększają zanieczyszczenie środowiska mikroplastikiem. Do takich wniosków doszli naukowcy z University of Strathclyde w Szkocji i Dalhousie University w Kanadzie, którzy badali wodę wykorzystywaną do czyszczenia plastiku w zakładach przetwórstwa. Globalna produkcja plastiku szybko rośnie. Tylko w latach 2018–2020 zwiększyła się ona z 359 do 367 milionów ton rocznie. Miliony ludzi na całym świecie segregują plastik we własnych domach. W znacznej części i tak trafia on jednak na wysypisko. A teraz dowiadujemy się, że ta niewielka część, która poddawana jest recyklingowi, sprawia jeszcze większe problemy. Wynikają one z tego, że plastik przed recyklingiem należy wymyć. Później tworzywo jest mielone i przetapiane na pelet. Szkocko-kanadyjski zespół naukowy przyjrzał się procesowi recyklingu plastiku w supernowoczesnym zakładzie przetwórstwa w Wielkiej Brytanii, który co roku przyjmuje 22 680 ton zmieszanych odpadów z tworzyw sztucznych. Plastikowe odpady są myte w zakładzie czterokrotnie. Uczeni przyjrzeli się więc wodzie po każdym z tych cykli mycia, badając, ile pozostaje w niej mikroplastiku. Okazało się, że mikroplastik obecny był w wodzie po każdym cyklu mycia. W badanym zakładzie, przez pewien czas po rozpoczęciu pracy, nie było systemu filtrowania wody spuszczanej do kanalizacji ściekowej. Dlatego też naukowcy mogli zbadać efektywność systemu filtrującego oraz dać nam wyobrażenie, jak bardzo zanieczyszczają środowisko zakłady wyposażone w w filtry oraz ich nie posiadające. Okazało się, że filtry o około 50% zmniejszały zawartość mikroplastiku w wodzie. Mimo to z szacunków wynika, że nawet po pełnym cyklu filtrowania do środowiska może trafiać tylko z tego badanego zakładu od 4 do 1366 ton mikroplastiku rocznie, a zatem do 5% przetwarzanej masy. Co gorsza, filtry dość skutecznie wyłapują większe kawałki mikroplastiku, słabo zaś radzą sobie z tymi najmniejszymi. A to one z największą łatwością przenikają w głąb organizmów żywych. Mikroplastik wykryto już w ludzkich jelitach, krwi, naczyniach krwionośnych, płucach, łożysku i mleku matki. Znaleziono go w każdej tkance ludzkiego organizmu, w jakiej go poszukiwano. Nie znamy zagrożeń, jakie dla człowieka niesie zanieczyszczenie organizmu plastikiem. Nie jest on jednak obojętny. Ostatnio naukowcy opisali nową jednostkę chorobową u ptaków – plastikozę. Nie ma więc gwarancji, że i u ludzi mikroplastik nie wywołuje chorób. « powrót do artykułu
  24. Mamy pierwsze bezpośrednie dowody świadczące o stabilizowaniu się Wiru Morza Beauforta, największego rezerwuaru słodkiej wody na Oceanie Arktycznym. Wir to system prądów morskich, które tworzą na powierzchni oceanu gigantyczny bąbel słodkiej wody z topniejącej pokrywy lodowej i syberyjskich rzek. Poziom morza w rejonie wiru jest o 15 centymetrów wyższy, niż otaczających go wód. Przed 12 lat szacowano, że objętość bąbla wynosi ok. 8000 km3. Stabilizacja wiru może zapowiadać rozlanie się tej wody po Oceanie Arktycznym i Atlantyckim, co może znacząco zakłócić Atlantycką Południkową Cyrkulację Wymienną (AMOC), która zapewnia Europie łagodny klimat. Mogą czekać nas mroźne zimy i upalne lata. Dotychczasowe dane, zawierające informacje do roku 2014, wskazywały, że Wir Morza Beauforta wzmacnia się i od lat 70. zawartość słodkiej wody wzrosła w nim o 40%. Najnowsze dane satelitarne z lat 2011–2019, uzupełnione o dane hydrograficzne z lat 2003–2019 wskazują na stabilizowanie się Wiru. Wir Morza Beauforta przeszedł do fazy kwazi-stabilnej, w której wzrost wysokości wód wiru spowolnił, a jego objętość nie zwiększa się. Dodatkowo zima warstwa halokliny [to warstwa przejściowa wód pomiędzy wodą mniej słoną nad nią i bardziej słoną pod nią – red.], która izoluje wody Atlantyku, stała się znacząco cieńsza w związku z mniejszym wpływaniem zimnych słonych wód z Pacyfiku i szelfu Morza Czukczów, jednocześnie zaś ze wschodniego Morza Beauforta wpływa więcej lżejszych wód. Ostatnie zmiany Wiru Morza Beauforta są związane z jego przesunięciem się na południowy-wschód w wyniku zmian w rozkładzie wiatrów, stwierdzają naukowcy. Ich zdaniem, jeśli haloklina nadal będzie stawała się coraz cieńsza, słodka woda z Wiru rozleje się po Północnym Atlantyku, wpływając na AMOC. Ludzie powinni zdawać sobie sprawę, że zmiany w cyrkulacji na Oceanie Arktycznym mogą zaburzyć klimat. Problemem nie są tylko topniejące lody czy utrata habitatów przez zwierzęta, mówi główny autor badań, Peigen Lin z Wydziału Oceanografii Uniwersytetu Shanghai Jiao Tong, który swoje badania prowadził na Woods Hole Oceanographic Institution. Naukowcy zwracają uwagę, że obecna sytuacja nie jest podobna do tej z 2003 roku, gdy Wir zmniejszył powierzchnię i częściowo przesunął się na południowy-wschód. Wtedy objętość wiru rosła. Obecnie przestała rosnąć, a haloklina staje się coraz cieńsza. Wskazuje to, że w 2. dekadzie bieżącego wieku doszło do stabilizacji Wiru. « powrót do artykułu
  25. Sześćdziesiąt lat kończy właśnie najstarszy czynny polski EZT (elektryczny zespół trakcyjny), nazywany przez kolejarzy „Babcią”. Jak podkreślono w komunikacie Kolei Mazowieckich, sześć dekad temu, [...] 9 maja 1963 r., wyjechała [ona] z fabryki PaFaWag we Wrocławiu. EN57-038 ma się świetnie i wcale nie wybiera się na kolejową emeryturę. Pierwszą bazą „Babci” była Lokomotywownia Główna Kraków Prokocim. Później pokonywała południowe regiony Polski. Swoje służby pełniła, między innymi, w Lokomotywowni Pozaklasowej Tarnów, w Zakładzie Taboru w Nowym Sączu czy też PKP „Przewozy Regionalne”. W zeszłym roku EN57-038 przeszedł metamorfozę. Podczas naprawy przywrócono mu oryginalne żółto-granatowe barwy. Koleje Mazowieckie (KM) zaznaczają, że mimo wieku pojazd znajduje się w dobrym stanie technicznym. Na co dzień można go spotkać na trasie Tłuszcz-Ostrołęka.   Najstarszy czynny ETZ doczekał się grupy wiernych fanów. Z sentymentem wypowiadają się o nim także kolejarze. Z okazji 60-lecia „nestorki” KM zaplanowały szereg atrakcji. Będą one zapowiadane w mediach społecznościowych. Już teraz wiadomo, że 13 maja podczas Kolejowej Nocy Muzeów 2023 „Babcia” zostanie zaprezentowana na stacji Warszawa Główna (peron II, tor 2.). « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...