Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36793
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Amerykańska ustawa CHIPS and Science Act, która wywołała spory między USA a Unią Europejską, przynosi pierwsze efekty. Jej celem jest m.in. zachęcenie do budowy w USA nowych fabryk półprzewodników. Firmy mogą liczyć na ulgi podatkowe czy dopłaty. Przeznaczono na ten cel 39 miliardów USD i najwyraźniej zachęciło to gigantów. Micron zapowiedział, że zainwestuje do 100 miliardów dolarów w nową fabrykę w stanie Nowy Jork, TMSC – który buduje wartą 12 miliardów USD fabrykę w Arizonie – wybuduje drugi zakład, zwiększając wartość inwestycji do 40 miliardów, Samsung chce za 17 miliardów wybudować fabrykę w Teksasie, a Intel rozpoczął wartą 20 miliardów USD inwestycję w dwie fabryki w Ohio. Każda z tych fabryk będzie potrzebowała setek inżynierów i techników. Tymczasem obecnie USA wytwarzają 12% światowych półprzewodników, podczas gdy w roku 1990 było to 37%. Nic więc dziwnego, że w ostatnich dekadach zapotrzebowanie na odpowiednio wykształconą kadrę zmniejszało się, co spowodowało stagnację na rynku edukacyjnym. Wraz z CHIPS Act zaczęło się to zmieniać. Za zainteresowaniem przemysłu idzie oferta edukacji. Bo zapotrzebowanie będzie olbrzymie. Pod koniec ubiegłego roku amerykański przemysł półprzewodnikowy poszukiwał około 20 000 pracowników. Profesor Peter Bermel z Purdue University szacuje, że nawet jeśli skutkiem CHIPS Act będzie umiarkowany wzrost na amerykańskim rynku półprzewodników, to w ciągu najbliższych 5 lat potrzebnych będzie co najmniej 50 000 dodatkowych pracowników. Dlatego też koledże i uczelnie wyższe zwiększają swoją ofertę dla studentów, a przemył półprzewodnikowy próbuje im w tym pomóc. Intel, który chce w Ohio stworzyć „Silicon Heartland” przeznaczył 50 milionów dolarów dla 80 szkół wyższych w tym stanie. Za te pieniądze szkoły chcą doposażyć swoje pracownie, wynająć specjalistów i poszerzyć ofertę dla studentów. Intel zaś wspomoże je swoimi radami, doświadczeniem, stypendiami oraz dostępem do własnych centrów badawczych. Będzie to o tyle łatwiejsze, że już w 2011 roku władze stanowe przyjęły inicjatywę, w ramach której wspomagają uczelnie w zwiększeniu liczby studentów kierunków inżynieryjnych, technologicznych i medycznych. Dzięki niej na przykład, od 2021 roku studenci Ohio State University mogą uczyć się procesów wytwarzania układów scalonych w uniwersyteckim laboratorium, bez potrzeby korzystania z bardzo drogiego specjalistycznego clean-roomu. Uczelnia pracuje też nad narzędziami rzeczywistości wirtualnej i rzeczywistości rozszerzonej, dzięki którym studenci poczują się tak, jakby pracowali w prawdziwej fabryce półprzewodników. Kilkaset kilometrów dalej firma SkyWater Technology buduje wartą 1,8 miliarda dolarów fabrykę, a sąsiadujący z niż Purdu University uruchomił interdyscyplinarny Semiconductor Degrees Program, dzięki któremu studenci różnych wydziałów mogą nabyć umiejętności potrzebnych podczas pracy w przemyśle półprzewodnikowym. Uniwersytet rozpoczął też program edukacji pracowników na potrzeby SkyWater. Nie wszystkie stanowiska w przemyśle półprzewodnikowym wymagają ukończenia wyspecjalizowanych studiów. Zdaniem Intela, kluczem do sukcesu są pracownicy po lokalnych szkołach średnich. Intel rozbudowuje swoje fabryki w Arizonie, Nowym Meksyku i Oregonie. Będzie potrzebował dodatkowych 7000 pracowników. Około 40% tych stanowisk czeka na ludzi po dwuletnich szkołach, a tylko na 20% stanowisk wymagany jest tytuł licencjata, magistra lub doktora. Inne firmy również inwestują w swoich przyszłych pracowników. Samsung i Silicon Labs wspomagają lokalne koledże i szkoły techniczne oferując szkolenia, stypendia czy letnie staże. Samsung na przykład dołączył do lokalnej inicjatywy Austin Community College, w ramach której uczniowie, którzy chcą dodatkowo zdobyć zawód technika przemysłu półprzewodnikowego, szkolą się przez 2 dni w tygodniu. Piątkowym uczniom firma pokrywa całość kosztów nauki. Problemy z kadrą techniczną są widoczne na całym świecie. W dużej mierze są one spowodowane popularnością studiów informatycznych. Bardzo wiele osób o zainteresowaniach technicznych wybiera karierę programisty. Jednak, jako że programiści również są potrzebni, przemysł półprzewodnikowy nie próbuje zachęcać ich do zmiany zawodu, a stara się, by więcej osób decydowało się na pracę na rynku nowoczesnych technologii. CHIPS and Science Act został podpisany przez prezydenta Bidena w sierpniu 2022 roku. Spotkał się z ostrą krytyką ze strony Unii Europejskiej, która oskarżyła USA o protekcjonizm. Ustawa przewiduje dofinansowanie rozwoju amerykańskiego przemysłu półprzewodnikowego łączną kwotą w wysokości 280 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  2. Co to jest cytomegalowirus (CMV)? Cytomegalowirus wywołuje chorobę zwaną cytomegalią. Jej objawy podobne są do mononukleozy, a należą do nich: przedłużająca się gorączka, trombocytopenia, leukopenia i łagodne zapalenie wątroby. Wirus ten jest nieszkodliwy dla większości ludzi, jednak u niektórych może powodować ciężkie choroby. CMV należy do grupy wirusów opryszczki, która pozostaje w naszym organizmie przez całe życie i może reaktywować się w dowolnym momencie. Na problemy wywołane cytomegalią narażone są 3 grupy osób: Noworodki urodzone przez matki zakażone CMV (wrodzona infekcja CMV). Statystycznie u jednego na pięć dzieci z wrodzonym CVM rozwinie się niepełnosprawność, w tym upośledzenie umysłowe, mały rozmiar głowy, żółtaczka, infekcja oczu, głuchota, opóźnienie rozwoju. Pacjenci w trakcie chemioterapii lub po przeszczepie narządów. W przypadku zarażenia osoby te mogą zachorować na poważniejszą chorobę. Ludzie o osłabionej odporności, którzy nie mogą zwalczyć infekcji (chorzy na HIV lub AIDS), u nich CMV również może rozwinąć poważną infekcję [1]. Objawy zakażenia Cytomegalowirusem U zdrowych osób wirus cytomegalii często nie powoduje żadnych objawów. Niewielka liczba pacjentów doświadczy bólu gardła, zmęczenia, bólu mięśni i migdałków. Objawy te mogą trwać od dwóch do trzech tygodni.  Chorzy z osłabionym układem odpornościowym mogą natomiast rozwinąć cięższe przypadłości, obejmujące infekcję krwi, ośrodkowego układu nerwowego, jelit, wątroby, nerek, płuc lub oczu. Transmisja zakażenia Jedynym źródłem CMV są ludzie, jednak ryzyko zarażenie przez przypadkowy kontakt jest niewielkie. Wirus przenosi się z zakażonych osób na inne osoby poprzez bezpośredni kontakt z płynami ustrojowymi, przenoszącymi wirusa takimi jak mocz, ślina, wydzielina z pochwy, nasienie i mleko matki. Cytomegalowirus może być wydalany ze śliną i moczem z przerwami przez wiele miesięcy, a nawet lat. Dorośli zarażają zwykle krócej niż dzieci. Osoby z osłabionym układem odpornościowym mogą doświadczyć nawrotu CMV lub mogą zakazić się nowym szczepem wirusa. Transmisja cytomegalowirusa polega na kontakcie zakażonych płynów ustrojowych z błonami śluzowymi zdrowej osoby, takimi jak usta, nos lub oczy. Do zarażenia może dojść również podczas kontaktu seksualnego, a także po przeszczepie narządu lub szpiku kostnego, lub po transfuzji zakażonej krwi. Szczególnie niebezpieczne jest, gdy do zarażenia wirusem dojdzie u kobiety w ciąży (zwłaszcza w pierwszej połowie ciąży), która nieświadomie zarazi nienarodzone dziecko. Niebezpieczeństwo transmisji CMV występuje również podczas porodu, a po nim można zarazić się przez mleko zakażonej matki karmiącej piersią [2].   Wrodzona infekcja wirusem CMV Wrodzona infekcja cytomegalowirusem ma szerokie spektrum objawów klinicznych niewidocznych przy urodzeniu u większości noworodków. U pozostałych dzieci z wrodzoną CVM (ok 10%) tuż po porodzie występują objawy takie jak żółtaczka związana z hiperbilirubinemią bezpośrednią, wybroczyny będące skutkiem małopłytkowości, plamica, powiększenie wątroby i śledziony, małogłowie, śródmózgowe zwapnienia, utrata słuchu i zapalenie siatkówki oka. Wśród noworodków dotkniętych tą infekcją powszechne są opóźnienia rozwojowe w okresie niemowlęcym i we wczesnym dzieciństwie. Szacuje się, że śmierć spowodowana wrodzonym zakażeniem CMV występuje u 3 – 10% niemowląt z objawami choroby lub od 0,3 – 1% wszystkich niemowląt z wrodzonym zakażeniem CMV. Dzieci zarażone cytomegalowirusem przed urodzeniem narażone są w dużym stopniu na niedosłuch czuciowo – nerwowy (SNHL). W USA 20% wszystkich ubytków słuchu przy urodzeniu i 25% wszystkich ubytków słuchu u dzieci w wieku do 4 lat można przypisać właśnie temu zakażeniu.   U niemowląt urodzonych w terminie zakażenie nabyte w okresie śródporodowym z wydzieliny szyjki macicy matki lub w okresie poporodowym z mlekiem kobiecym zwykle nie ma związku z klinicznymi objawami chorobowymi. Zagrożenie pojawia się u wcześniaków, u których infekcja poporodowa spowodowana mlekiem matki lub transfuzją od dawców CMV – dodatnich może przyczynić się do zapalenia wątroby, śródmiąższowego zapalenia płuc, nieprawidłowości hematologicznych tj. trombocytopenia (mała liczba płytek krwi) i leukopenia (mała liczba leukocytów) oraz zespółu posocznicy wirusowej [1]. Testy diagnostyczne wykrywające wirusa CMV Rozpoznanie cytomegalii nie jest łatwe ze względu na wszechobecność wirusa CMV, wysoki wskaźnik bezobjawowych zarażeń, częstość reaktywowanych infekcji, reinfekcje różnymi szczepami CMV i równoczesne zakażenia innymi patogenami. Na rynku dostępne są różnego rodzaju testy serologiczne, w tym testy immunofluorescencyjne, testy aglutynacji lateksowej i testy immunoenzymatyczne służące do wykrywania swoistych przeciwciał CMV zarówno w klasie IgG, jak i IgM. Testy na obecność przeciwciał IgG w pojedynczych próbkach surowicy są przydatne w diagnostyce badań pod kątem przebytej infekcji u osób zagrożonych reaktywacją wirusa lub w badaniach wykluczających potencjalnych dawców i biorców przeszczepów. Aby wykluczyć niedawną infekcję przydatne może okazać się oznaczenie CMV IgG w dwóch surowicach pobranych w odstępie co najmniej 2 tygodni oraz oznaczenie IgM w pojedynczej próbce surowicy. U kobiet w ciąży obecność przeciwciał w klasie IgM oraz CVM IgG o niskiej awidności może sugerować świeżą infekcję [1]. Badania przesiewowe w pierwszym trymestrze ciąży w kierunku zakażenia CMV ocenia się w ramach zespołu TORCH, czyli wraz testami na różyczkę, toksoplazmozę, opryszczkę pospolitą i inne zakażenia, a noworodek jest oceniany po urodzeniu pod kątem anomalii specyficznych dla CMV [3]. Potwierdzenie wrodzonej infekcji wirusem cytomegalii wymaga wykrycia CMV metodą PCR w moczu, ślinie, wydzielinie z dróg oddechowych, krwi lub płynie mózgowo-rdzeniowym noworodka pobranym w ciągu 3 tygodni od urodzenia [1].     Leczenie Leczenie zakażeń cytomegalowirusem u osób z prawidłową odpornością zazwyczaj nie jest wymagane. U pacjentów chorych na AIDS lub zarażonych HIV postępowanie zależy od ich stanu immunologicznego i towarzyszących objawów. Protokoły leczenia umiarkowanych i ciężkich postaci choroby obejmują leki przeciwwirusowe. U osób zdrowych leki stosuje się jedynie w celu złagodzenia objawów klinicznych, ponieważ infekcja ma dobre rokowania. Pacjenci z obniżoną odpornością oraz ciężko chorzy, u których występuje zajęcie wielu narządów mają wysokie ryzyko zachorowalności i śmiertelności. W tych przypadkach reaktywacja zakażenia CMV jest bardzo częsta. W populacji ogólnej nie należy się obawiać zakażenia wirusem CMV, mimo że często występuje on wśród dzieci i dorosłych. Zagrożenie pojawia się jedynie u pacjentów z obniżoną odpornością oraz u kobiet w okresie ciąży i połogu, u których infekcja w dużej mierze zależy od czasu i związana jest z wiekiem ciążowym. Największe anomalie zdrowotne u płodu pojawiają się, gdy zakażenie nastąpi na wczesnym etapie ciąży lub w okresie 3 miesięcy przed zajściem w ciążę. Wrodzona CMV jest odpowiedzialna za zniekształcenia czaszkowe i zewnątrzczaszkowe u noworodka i jest najczęstszą niegenetyczną przyczyną niedosłuchu czuciowo – nerwowego płodu. Badania przesiewowe i środki higieny są najlepszymi metodami zapobiegania wrodzonej cytomegalii i związanym z nią powikłaniom [3]. [1] American Academy of Pediatrics. “Cytomegalovirus Infection” - Kimberlin D.W., Brady M.T., Jackson M.A., Long S.S., eds. Red Book: 2018 Report of the Committee on Infectious Diseases. 31ed. Itasca, IL: American Academy of Pediatrics; 2018: [strony 310-317] [2] Cytomegalovirus (CMV). http://conditions.health.qld.gov.au/HealthCondition/condition/14/217/35/cytomegalovirus-cmv,  wersja 5, 2023 [3] “An Overview of Cytomegalovirus Infection in Pregnancy” – Plotogea M., Isam A.J., Frincu F., Zgura A., I inni. Diagnostics 2022, 12(10),2429; https://doi.org/10.3390/diagnostics12102429 « powrót do artykułu
  3. Homocysteina to aminokwas, powstający w wyniku metabolizmu metioniny, będącej aminokwasem pozyskiwanym z codziennej diety. Prawidłowe funkcjonowanie organizmu jest uwarunkowane obecnością homocysteiny, gdyż ogrywa ona ważną rolę w wielu procesach. Między innymi uczestniczy w przemianach lipidów [1], a także pośrednio bierze udział w dwóch kluczowych szlakach metabolicznych: cyklu zapewniającym jednostki jednowęglowe, niezbędne do biosyntezy nukleotydów i aminokwasów oraz metabolizmie aminokwasów zawierających siarkę, które regenerują metioninę i dostarczają cysteinę [2]. W metabolizmie homocysteiny biorą udział witamina B6 i B12 oraz kwas foliowy. Pomimo bardzo istotnej roli w przebiegu szeregu reakcji biochemicznych zachodzących w organizmie, istnieją sytuacje, w których homocysteina stanowi zagrożenie dla zdrowia. Mutacja w genie enzymu reduktazy metylenotetrahydrofolianowej jest powiązana z podwyższoną ekspresją całkowitej homocysteiny, szczególnie u kobiet z niską podażą kwasu foliowego.  Stężenie homocysteiny powyżej 15 µmol/L uznaje się za zbyt wysokie w organizmie. Taki stan nazywany jest hiperhomocysteinemią i może być wynikiem działania różnych czynników. Wśród najczęstszych należy wymienić: wady genetyczne niedobór witaminy B6 i B12 brak kwasu foliowego leki niedoczynność tarczycy dysfunkcje nerek starzenie się. Hiperhomocysteinemia jest stanem niebezpiecznym dla organizmu człowieka [1]. Może prowadzić do takich mechanizmów patofizjologicznych, jak: zwiększenie stresu oksydacyjnego, upośledzenie funkcji śródbłonka naczyniowego, stymulowanie proliferacji komórek mięśni gładkich naczyń krwionośnych, indukowane zapalenie naczyń krwionośnych oraz aktywacja czynników krzepnięcia [3]. Wiąże się to z wysokim ryzykiem rozwinięcia się chorób sercowo-naczyniowych, zmian miażdżycowych, chorób zatorowych oraz dysfunkcji tętnic wieńcowych [1]. Jeśli bardzo wysoki poziom homocysteiny zostanie pozostawiony bez kontroli, istnieje duże ryzyko zgonu pacjenta z powodu udaru [4]. Zauważono wyższy poziom homocysteiny w organizmie kobiet będących w prawidłowo rozwijającej się ciąży niż w organizmie kobiet nieciężarnych. Jej poziom u kobiet w ciąży może się także różnić w zależności od położenia geograficznego, kultury czy charakterystyki społecznej. W najnowszych badaniach wykazano związek pomiędzy hiperhomocysteinemią, a licznymi powikłaniami w trakcie ciąży, nawracającymi poronieniami, przedwczesnymi porodami, stanem przedrzucawkowym, cukrzycą ciążową, odklejaniem się łożyska, a także ograniczeniem wzrostu płodu. Dodatkowo odkryto powiązanie pomiędzy zbyt wysokim stężeniem homocysteiny w organizmie matki i niską masą urodzeniową noworodka. Wykazano także, że obniżenie poziomu homocysteiny poprzez suplementację kwasu foliowego może okazać się pomocne w przypadku kobiet, u których pojawiły się powikłania ciąży w wyniku hiperhomocysteinemii [1]. Stężenie homocysteiny powyżej górnej granicy wartości referencyjnych ma także związek z rozwojem i progresją choroby Parkinsona. Osoby dotknięte tym schorzeniem wykazują znacznie wyższe wartości stężenia homocysteiny w osoczu niż osoby zdrowe. Powiązanie napędzonego rozwoju i progresji choroby Parkinsona z hiperhomocysteinemią wynika między innymi z nasilenia mechanizmu apoptozy komórek nerwowych, stresu oksydacyjnego oraz uszkodzeń DNA, czyli mechanizmów, w których homocysteina uczestniczy [5]. Zbyt wysokie stężenie homocysteiny w organizmie zauważono także u osób dotkniętych cukrzycą, chorobą Alzheimera, demencją, zespołem Downa, niedokrwistością megaloblastyczną, a także wadami cewy nerwowej. Hiperhomocysteinemia występuje również u osób cierpiących na niektóre rodzaje choroby nowotworowej, jednak obserwuje się ją najczęściej w zaawansowanym stadium choroby i częściej u osób w podeszłym wieku niż u osób młodych. We wczesnych etapach nowotworu zazwyczaj poziom homocysteiny mieści się w granicach wartości referencyjnych. Może mieć to związek z wykorzystaniem kwasu foliowego do proliferacji komórek w procesie rozwoju nowotworu, a jego stężenie w organizmie jest odwrotnie proporcjonalne do stężenia homocysteiny [6]. 1. Chuce Dai, Yiming Fei, Jianming Li,Yang Shi, Xiuhua Yang.  A Novel Review of Homocysteine and Pregnancy Complications. Biomed Res Int. 2021 May 6;2021:6652231. doi: 10.1155/2021/6652231. 2. H. Jakubowski. Homocysteine Modification in Protein Structure/Function and Human Disease. Physiol Rev. 2019 Jan 1;99(1):555-604. doi: 10.1152/physrev.00003.2018. 3. Shuai Yuan, Amy M Mason, Paul Carter, Stephen Burgess, Susanna C Larsson. Homocysteine, B vitamins, and cardiovascular disease: a Mendelian randomization study. BMC Med. 2021 Apr 23;19(1):97. doi: 10.1186/s12916-021-01977-8. 4. Tauheed Hasan, Reetika Arora, Aniket Kumar Bansal, Reshmee Bhattacharya, Gurumayum Suraj Sharma, Laishram Rajendrakumar Singh. Disturbed homocysteine metabolism is associated with cancer. Exp Mol Med. 2019 Feb 21;51(2):1-13. doi: 10.1038/s12276-019-0216-4. 5. Xiaoyan Fan, Lixia Zhang, Haijun, Guang Chen, Gangqiao, Xueqiang Ma, Yuelei Jin. Role of homocysteine in the development and progression of Parkinson's disease. Ann Clin Transl Neurol . 2020 Nov;7(11):2332-2338. doi: 10.1002/acn3.51227. 6. Tauheed Hasan, Reetika Arora, Aniket Kumar Bansal, Reshmee Bhattacharya, Gurumayum Suraj Sharma, Laishram Rajendrakumar Singh. Disturbed homocysteine metabolism is associated with cancer. Exp Mol Med. 2019 Feb 21;51(2):1-13. doi: 10.1038/s12276-019-0216-4 « powrót do artykułu
  4. Macie co jeść, nie brakuje wam dachu nad głową, nie marzniecie, więc jeśli chodzi o hierarchię potrzeb, radzicie sobie nieźle. Mimo to z jakiegoś powodu nie czujecie się do końca szczęśliwi. Mikroagresje, trudne relacje rodzinne, toksyczna pozytywność i gaslighting to tylko niektóre przykłady tego, co nazywamy małymi traumami. To one często prowadzą do pojawienia się zaburzeń lękowych, perfekcjonizmu, zajadania chandry czy kłopotów ze snem. Wmówiono nam, że małe traumy nie istnieją. Świat zawsze wydaje się pełny wielkich, trudnych do rozwiązania problemów, więc często nie zwracamy uwagi na niewielkie, codzienne urazy. Trollowanie w internecie jest formą dręczenia Badania wskazują, że ludzie angażujący się w tego rodzaju zachowania najczęściej posiadają cechy charakteru z obszaru ciemnej triady, czyli kombinacji psychopatii, makiawelizmu i narcyzmu. Wszystkie te cechy łączą brak empatii i bezwzględność. Narcyzm dodaje megalomanię, natomiast makiawelizm jest związany z manipulacją interpersonalną, wymuszaniem i wykorzystywaniem ludzi. Wreszcie psychopatia ma silny związek z zachowaniem antyspołecznym. Widzimy więc, jak destrukcyjna potrafi być ta triada. Chociaż trolle internetowe zazwyczaj atakują osoby o wysokim statusie społecznym, jak celebrytów czy influencerów, mogą również niszczyć swoich przyjaciół i całkiem obce im osoby. Małe traumy mogą pojawiać się w wielu aspektach życia i działać jak ogień, powoli wypalający nasze zdrowie emocjonalne. Jeżeli jednak zrozumiemy, w jaki sposób te psychiczne rany i otarcia na nas wpływają, i kiedy poznamy siłę kumulującego się oddziaływania nierozwiązanych małych traum, możemy wykorzystać te doświadczenia do zbudowania zdrowego psychicznego układu odpornościowego. Ten rodzaj emocjonalnego treningu tworzy odporność i elastyczność, która pomaga nam radzić sobie z poważniejszymi problemami, takimi jak przełomowe wydarzenia, które spotykają każdego z nas w którymś momencie życia.
  5. Większość osób przypuszcza, że szczyt samobójstw przypada na miesiące zimowe. Jednak w rzeczywistości najwięcej zamachów na własne życie ma miejsce na przełomie wiosny i lata, gdy nastroje ludzi powinny się poprawiać, a nie pogarszać. Od dawna zjawisko to intrygowało specjalistów. Teraz naukowcy zidentyfikowali miesiąc, w którym ludzie mają najwięcej myśli samobójczych oraz godzinę, kiedy takie myśli ich nachodzą. Naukowcy z University of Nottingham, Harvard University i Uniwersytetu w Amsterdamie przez sześć lat gromadzili kwestionariusze od ponad 10 000 osób w USA, Wielkiej Brytanii i Kanady. Osoby te były pytane o nastrój, myśli oraz kwestie związane z samobójstwem i czynieniem sobie krzywdy. Uczeni dowiedzieli się, że szczyt myśli samobójczych przypada na grudzień, a największe niebezpieczeństwo odebrania sobie życia ma miejsce w godzinach pomiędzy 4 a 6. Naukowcy opracowali też model wyjaśniający, dlaczego mija kilka miesięcy pomiędzy szczytem myśli samobójczych, a próbą ich zrealizowania. Zauważyli tez, że w ciągu 6 lat badań doszło do wzmocnienia negatywnego obrazu siebie u badanych. Dobrze wiemy, że zimą u ludzi z problemami psychicznymi dochodzi do pogorszenia się nastroju. Zaskoczeniem jest więc fakt, że to wiosną, gdy należałoby spodziewać się poprawy nastroju, mamy do czynienia z największym ryzykiem odebrania sobie życia. Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone, ale nasze badania pokazują, myśli i nastroje samobójcze są najsilniejsze w grudniu, a najsłabsze w czerwcu. Pomiędzy tymi miesiącami istnieje największe ryzyko zachowań samobójczych. Sądzimy, że przyczyną jest fakt, iż stopniowe poprawianie się nastroju i zyskiwanie energii przez ludzi z problemami może pozwolić im na zaplanowanie i zrealizowanie samobójstwa. Dodatkowym czynnikiem może być dokonywanie porównania pomiędzy własnym nastrojem, a nastrojem innych, który poprawia się szybciej, mówi główny autor badań, doktor Brian O'Shea z University of Nottingham. Osoby biorące udział w online'owym badaniu wypełniały zadania, za pomocą których specjaliści oceniali ich nastrój. Odpowiadali też na pytania kwestionariuszowe. Badani należeli do jednej z trzech grup. Były to osoby, które w przeszłości próbowały popełnić samobójstwo, osoby, które myślały o samobójstwie lub zadawały sobie obrażenia oraz osoby, które ani same się nie raniły, ani nie myślały o samobójstwie. Badania, z wynikami których można zapoznać się na lamach Translational Psychiatry, mogą wskazywać ten okres, w którym interwencja specjalisty może najbardziej pomóc osobom narażonym na próby samobójcze. « powrót do artykułu
  6. Po czterech latach (ostatni stacjonarny finał był w 2019) spowodowanych pandemią tegoroczny Finał XVIII edycji konkursu Fizyczne Ścieżki powrócił do formuły stacjonarnej i odbył się w Narodowym Centrum Badań Jądrowych w Otwocku 20-21 kwietnia 2023 roku. W trakcie dwudniowego finału Konkursu, organizowanego przez Narodowe Centrum Badań Jądrowych i Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk, zakwalifikowani do niego uczniowie zaprezentowali swoje prace w jednej z trzech kategorii: Pokaz Zjawiska Fizycznego, Praca Naukowa lub Esej. Podobnie jak na prawdziwym seminarium naukowym podczas Finału po prezentacji pracy jej autorzy odpowiadali na pytania Jury oraz osób zasiadających na widowni. Po obejrzeniu efektownych Pokazów Zjawisk Fizycznych, wysłuchaniu prezentacji Prac Naukowych oraz odczytu Esejów, jurorzy udali się na obrady, w wyniku których wyłonili laureatów Konkursu. Zwieńczeniem seminarium finałowego było uroczyste wręczenie uczniom i nauczycielom pamiątkowych dyplomów i nagród. Żaden konkurs nie budziłby emocji, gdyby nie możliwość zdobycia atrakcyjnych nagród. W przypadku Fizycznych Ścieżek za jedną z najważniejszych można uznać bezwarunkowy wstęp na wydziały fizyki wybranych uniwersytetów oraz wszystkie kierunki wybranych uczelni technicznych (więcej informacji można znaleźć na stronie Konkursu fizycznesciezki.pl lub stronach współpracujących uczelni). Wysiłek uczniów włożony w przygotowanie i zaprezentowanie pracy został doceniony przez pana Marszałka Adama Struzika, który dla laureatów ufundował nagrody finansowe. Symboliczne czeki w imieniu pana Marszałka wręczył jego reprezentant pan prezes Dariusz Grajda. Konkurs został również wsparty przez Starostę Otwockiego i Prezydenta Otwocka, którzy ufundowali nagrody w postaci książek dla uczniów i nauczycieli. Ponadto uczniowie oraz opiekunowie prac naukowych otrzymali nagrody rzeczowe zakupione dzięki darowiźnie Fundacji PGE. Podczas Gali Finałowej oprócz nagród konkursowych wręczono Nagrodę im. Prof. Ludwika Dobrzyńskiego – inicjatora i spiritus movens konkursu Fizyczne Ścieżki. Nagroda ta jest formą wyróżnienia dla nauczycieli i opiekunów naukowych, którzy wykazali się wyjątkowym zaangażowaniem w przygotowanie uczestników do Konkursu. W tym roku przyznano ją nauczycielom ze Słupska - pani Grażynie i Jarosławowi Linderom. Państwo Linder mogą się pochwalić licznymi finalistami i laureatami Konkursu. Wśród nich wielu zdecydowało się kontynuować swoje młodzieńcze zainteresowania, podejmując naukę na uczelniach wyższych na kierunkach nauk ścisłych lub inżynieryjnych. Poniżej pełna lista zwycięzców XVIII edycji konkursu Fizyczne Ścieżki: Kategoria: Pokaz Zjawiska Fizycznego I miejsce zajął: Paweł Wakuluk „Generator Marxa czyli wytwarzanie sztucznych błyskawic” II miejsce ex aequo zajęli: Łukasz Rogalski „Pokaz zjawisk fizycznych w tunelu aerodynamicznym” III LO im. Juliusza Słowackiego w Piotrkowie Trybunalskim oraz Joanna Tokarz, Anna Tokarz „Ze świecą w poszukiwaniu zjawisk fizycznych” I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Smolenia w Bytomiu III miejsce ex aequo zajęli: Mateusz Bieniek, Norbert Majewski, Tomasz Cholewiński „Model akumulatora gazowego” Zespół Szkół Edukacji Technicznej w Łodzi oraz Aleksandra Solecka, Milena Bonk, Paweł Klamut „Gdzie pierogi nauczyły się pływać?” I Liceum Ogólnokształcące im. Komisji Edukacji Narodowej w Sanoku Kategoria: Praca Naukowa I miejsce zajął: Michał Mielnicki „Wpływ ciągłej wymiany dielektryka na pojemność kondensatora” V LO im. Augusta Witkowskiego w Krakowie II miejsce zajęli: Anita Godyń, Daniel Kmiecik „Jaśniej czy ciemniej? – niech rozstrzygną to pomiary fotometryczne” Zespół Szkół Ekonomiczno-Chemicznych w Trzebini W kategorii Esej: II miejsce ex aequo otrzymały: Aleksandra Badora „Dlaczego to fizyk może rozwiązać wielką zagadkę matematyczną?” Publiczne LO nr II z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Marii Konopnickiej w Opolu oraz Magdalena Listek „Laboratorium o rozsuwanych ścianach” V LO im. Augusta Witkowskiego w Krakowie III miejsce otrzymała: Olga Ociepa „Postzubrinowskie wojny grawitacyjne” Waldorfskie Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida w Bielsku-Białej « powrót do artykułu
  7. Tuż przed Dniem Dziecka Narodowy Instytut Fryderyka Chopina (NIFC) przygotował niespodziankę  - kolejne dwie książeczki z serii „Mały Chopin”: „Frycek i jego pierwszy koncert” oraz „Frycek i karmelkowa tajemnica”. Jak podkreślono na stronie NIFC, seria „Mały Chopin” to krótkie historyjki powstałe z inspiracji barwną biografią Fryderyka Chopina. Opowieści te – chociaż umiejscowione w przeszłości – są wciąż aktualne, a Frycek sprawdza się w roli kolegi każdego dziecka! Autorką tekstów oraz ilustracji do wszystkich czterech książeczek jest Aga Pietrzykowska (AgaPE), która prowadzi STUDIO PE. Warto podkreślić, że seria wydawnicza zdobyła Nagrodę Główną w kategorii Książki dla dzieci w wieku 0-7 lat w XXI Edycji Konkursu „Świat Przyjazny Dziecku” (jest on organizowany przez Komitet Ochrony Praw Dziecka). „Frycek i jego pierwszy koncert” został wydany w 3 językach: polskim, angielskim i  japońskim. Książeczka w miękkiej okładce ma 28 stron (tak samo zresztą, jak inne pozycje serii). Książka „Frycek i karmelkowa tajemnica” jest dostępna w 2 językach: polskim i angielskim. Aga Pietrzykowska jest malarką, ilustratorką, autorką książek i kuratorką sztuki. Studiowała na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie. Ukończyła także kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Jak napisano w jej biogramie, publikuje ilustracje w magazynach, maluje murale, projektuje okładki książek, wydaje autorskie książki kreatywne, plakaty oraz plansze edukacyjne. Wszystkie książeczki z serii „Mały Chopin” można kupić m.in. TUTAJ. « powrót do artykułu
  8. Astronomowie z University of Southampton donoszą o zaobserwowaniu najpotężniejszej znanej kosmicznej eksplozji. Jest ona 10-krotnie jaśniejsza niż jakakolwiek znana supernowa i 3-krotnie jaśniejsza niż najpotężniejsze rozerwanie gwiazdy przez siły pływowe czarnej dziury. Eksplozję AT2021lwx naukowcy obserwują od trzech lat. To bardzo długo, w porównaniu np. z supernowymi, które są widoczne przez kilka miesięcy. Do AT2021lwx doszło przed 8 miliardami lat, gdy wszechświat liczył sobie około 6 miliardów lat. Specjaliści sądzą, że to, co obserwują to proces niszczenia olbrzymiej chmury gazu – tysiące razy większej od Słońca – przez czarną dziurę. Części chmury wpadły do czarnej dziury, a powstałe w wyniku tego fale uderzeniowe przemiszczają się przez resztę chmury, która otoczyła czarną dziurę, tworząc kształt obwarzanka. AT2021lwx została wykryta w 2020 roku przez Zwicky Transient Facility i potwierdzona przez Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System. Te instalacje przeglądają nocne niebo w poszukiwaniu obiektów gwałtownie zmieniających jasność. Takie zmiany mogą wskazywać na obecność supernowej czy przelatujące komety lub asteroidy. Jednak w momencie wykrycia skala eksplozji nie była znana. Pojawienie się na niebie jasnego obiektu zostało zauważone przez algorytm poszukujący supernowych. Jednak supernowe nigdy nie trwają tak długo. Naukowcy przeprowadzili więc szereg badań za pomocą różnych teleskopów. Przeanalizowali spektrum światła, zmierzyli linie absorpcji i emisji, co pozwoliło im na określenie odległości do obiektu. Gdy już znamy odległość i wiemy, jak jasny się nam obiekt wydaje, możemy obliczyć jasność obiektu u źródła. Gdy to zrobiliśmy, zdaliśmy sobie sprawę, że jest on ekstremalnie jasny, mówi profesor Sebastian Hönig. Jedynymi obiektami, które dorównują AT2021lwx jasnością są kwazary, supermasywne czarne dziury, do których ciągle wpada gaz pędzący z olbrzymią prędkością. W przypadku kwazarów dochodzi do zmian jasności. Raz są jaśniejsze, raz ciemniejsze. Przyjrzeliśmy się danym archiwalnym, z dekady sprzed odkrycia AT2021lwx. Niczego tam nie było i nagle pojawia się najjaśniejszy obiekt we wszechświecie, dodaje profesor Mark Sullivan. Zjawisko można interpretować na wiele różnych sposobów, jednak najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest niszczenie przez czarną dziurę gigantycznej chmury gazu, głównie wodoru. Naukowcy mają nadzieję, że w najbliższych latach dzięki nowym urządzeniom, jak Vera Rubin Observatory, znajdą więcej obiektów podobnych do AT2021lwx i będą mogli lepiej je zbadać. « powrót do artykułu
  9. Inwazyjna bezskrzydła muchówka Eretmoptera murphyi, która skolonizowała antarktyczną wyspę Signy na Orkadach Południowych, wywołuje znaczące zmiany składu gruntu na wyspie, donoszą naukowcy z British Antarctic Survey i University of Birmingham. Zmiany, które mogą przygotować grunt pod migrację i przetrwanie na wyspie innych inwazyjnych gatunków. Muchówka żywi się martwą materią organiczną, gwałtownie przyspieszając jej rozkład. Z badań wynika, że na tych obszarach, gdzie E. murphyi występuje, poziom azotanów jest 3-5-krotnie wyższy niż tam, gdzie występują wyłącznie rodzime bezkręgowce. Gleba w Antarktyce jest bardzo uboga w składniki odżywcze, gdyż procesy rozkładu zachodzą tam bardzo powoli. Te składniki są w glebie, ale dopiero inwazyjna Eretmoptera murphyi je uwolniła. Ten gatunek działa tutaj jak inżynier gleby, podobnie do dżdżownic w klimacie umiarkowanym, mówi doktor Jesamine Barlett, główna autorka badań. Eretmoptera murphyi to gatunek rodzimy dla Georgii Południowej. Został on wprowadzony na Signy przypadkiem podczas eksperymentu botanicznego w latach 60. XX wieku. O tym, że gatunek zadomowił się na wyspie naukowcy dowiedzieli się 20 lat później. Wcześniej jedynymi żyznymi miejscami na Signy były te, w których na brzeg wychodziły gatunki wodno-lądowe, jak pingwiny czy mirungi. Teraz okazuje się, że poziom azotanów w miejscach skolonizowanych przez inwazyjne muchówki jest taki sam, jak tam, gdzie przebywają kolonie mirung. Populacja larw muchówek przekracza w niektórych miejscach 20 000 osobników na metr kwadratowy. Inwazyjny owad jest rozprzestrzeniany na butach turystów i naukowców. Stopniowo kolonizuje coraz większe obszary wyspy. Co więcej, przez jakiś czas może przetrwać w wodzie, co budzi obawy, że skolonizuje inne wyspy. Szczególną cechą Antarktyki jest fakt, że dotarło tu bardzo mało gatunków inwazyjnych. Priorytetem jest ochrona i zachowanie oryginalnego ekosystemu tego obszaru. Jednak to badanie pokazuje, że największe ze zwierząt mogą mieć gigantyczny wpływ na środowisko, mówi profesor ekologii Peter Convey z BAS. Antarktyka broniła się dotychczas przed inwazyjnymi gatunkami dzięki niskim temperaturom, niskiej wilgotności i ubóstwem składników odżywczych. Teraz, w obliczu ocieplającego się klimatu oraz inwazyjnej muchówki, która uwalnia do gleby składniki odżywcze, Antarktyka może być narażona na inwazje kolejnych obcych gatunków. Więcej na temat kolonizowania Signy przez Eretmoptera murphyi można przeczytać na łamach Soil Biology and Biochemistry. « powrót do artykułu
  10. Dwa lata temu, prowadząc systematyczne prace na terenach zlokalizowanych na północ od dawnego cmentarza, Grupa Eksploracyjno-Poszukiwawcza Parsęta natrafiła w Budzistowie (gm. Kołobrzeg) na cenny zabytek. Przekazany do oczyszczenia i konserwacji obiekt okazał się bullą z okresu panowania papieża Bonifacego IX. Na początku tygodnia w Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu odbyła się poświęcona jej konferencja prasowa. Oczyszczeniem i konserwacją zajmowała się pracownia z Krakowa. Analiza składu metalu wskazuje, że jest to niemal czysty ołów. Pozyskano go z galenitu. Jego złoża znajdowały się na terenie Cypru, Sardynii, Grecji i Hiszpanii. Sama bulla jest zabytkiem wyjątkowym - podkreślono w komunikacie Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Na awersie bulli budzistowskiej znajdują się podobizny świętych Piotra i Pawła. Najważniejszy dla nas jest [jednak] rewers, ponieważ znajduje się tam informacja o aktualnym pontyfikacie papieża, który dany dokument wydał. Dzięki temu wiemy, że jest to [...] Bonifacy IX [który urodził się ok. 1350 r. i zm. w 1404 r., a papieżem był od 1389 r.] - wyjaśnił cytowany przez serwis Nauka w Polsce (PAP) dr Robert Dziemba, kustosz i kierownik Działu Historii Kołobrzegu. Pieczęć przywieszano na jedwabnych sznurkach do pergaminu z papieskimi decyzjami, przywilejami albo odpustami. W jaki sposób bulla znalazła się w Budzistowie? Podczas analizy historycznej dr Dziemba odwołał się do monumentalnej pracy nt. historii dawnego Kołobrzegu autorstwa pastora Johanna Friedricha Wachsena (jej część poświęcona jest dziejom Klasztoru Staromiejskiego). Duchowny wskazuje, że w 1397 roku papież Bonifacy wydał list odpustowy dla benedyktynek ze Starego Kołobrzegu (dziś Budzistowo), gwarantując odpust zupełny tym, którzy nawiedzą tutejszy kościół [...]. Gdyby okazało się, że rzeczywiście istnieje związek między wzmianką źródłową a bullą znalezioną w 2021 r., wg specjalistów, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą historyczną rewelacją, nie zachował się [bowiem] ani jeden zabytek powiązany z klasztorem w Budzistowie. Jan Orliński z Grupy Eksploracyjno-Poszukiwawczej Parsęta przyznaje, że bulla jest najcenniejszym znaleziskiem, jakiego grupa dokonała w ramach 6-letniej działalności przy Muzeum Oręża Polskiego. Z łac. bulla oznacza „bąbel” czy „coś wypukłego”. Jest to zarówno okrągła pieczęć metalowa wyciskana obustronnie, którą przytwierdzano do dokumentu jako znak uwierzytelnienia, jak i dokument o doniosłym znaczeniu wystawiany przez papieża bądź panującego. « powrót do artykułu
  11. Rząd Niemiec zapowiedział, że przeznaczy 3 miliardy euro na zbudowanie do roku 2026 uniwersalnego komputera kwantowego. To część nowej strategii, w ramach której Niemcy chcą na polu informatyki kwantowej dorównać światowej czołówce – USA i Chinom – oraz stać się na tym polu liderem wśród krajów Unii Europejskiej. To kluczowe dla niemieckiej suwerenności technologicznej, stwierdziła Bettina Sark-Watzinger, minister ds. edukacji i badań. Ze wspomnianej kwoty 2,2 miliarda trafi do różnych ministerstw, które będą zajmowały się promocją i znalezieniem zastosowań dla komputerów kwantowych. Największa pulę, bo 1,37 miliarda otrzyma ministerstwo ds. edukacji i badań. Pozostałe 800 milionów euro otrzymają duże państwowe instytuty badawcze. Rząd w Berlinie zakłada, że kwota ta pozwoli na zbudowanie do roku 2026 komputera kwantowego o pojemności co najmniej 100 kubitów, którego możliwości w niedługim czasie zostaną p powiększone do 500 kubitów. Tutaj warto przypomnieć, że w ubiegłym roku IBM zaprezentował 433-kubitowy komputer kwantowy. W Unii Europejskiej nie powstały tak gigantyczne firmy IT jak Google czy IBM, które same są w stanie wydatkować miliardy dolarów na prace nad komputerami kwantowymi. Dlatego też przeznaczone nań będą pieniądze rządowe. Frank Wilhelm-Mauch, koordynator europejskiego projektu komputera kwantowego OpenSuperQPlus mówi, że i w USA finansowanie prac nad maszynami kwantowymi nie jest transparentne, bo wiele się dzieje w instytucjach wojskowych, a z Chin w ogóle brak jakichkolwiek wiarygodnych danych. Komputery kwantowe wciąż jeszcze nie są gotowe do większości praktycznych zastosowań, jednak związane z nimi nadzieje są olbrzymie. Mogą one zrewolucjonizować wiele dziedzin życia. Mają przeprowadzać w ciągu sekund obliczenia, które komputerom klasycznym zajmują lata. A to oznacza, że możliwe będzie przeprowadzanie obliczeń, których teraz się w ogóle nie wykonuje, gdyż nie można ich skończyć w rozsądnym czasie. Maszyny kwantowe mogą przynieść rewolucję na tak różnych polach jak opracowywanie nowych leków czy logistyka. Wiele niemieckich przedsiębiorstw działa już aktywnie na polu informatyki kwantowe. Na przykład firm Bosch, dostawca podzespołów dla przemysłu motoryzacyjnego, we współpracy z IBM-em wykorzystuje symulacje na komputerach kwantowych do zbadania czym można zastąpić metale ziem rzadkich w silnikach elektrycznych. Z kolei producent laserów Trumpf pracuje nad kwantowymi chipami i czujnikami, a działający na rynku półprzewodników Infineon rozwija układy scalone korzystające z szyfrowania kwantowego. Niemiecka Agencja Kosmiczna wystrzeliła zaś pierwsze satelity testujące systemy dystrybucji kwantowych kluczy szyfrujących. Bettina Stark-Watzinger chce, by do roku 2026 w Niemczech z komputerów kwantowych korzystało co najmniej 60 podmiotów. « powrót do artykułu
  12. Proponujemy niepopularny pogląd, że politycy najlepiej służą współczesnemu społeczeństwu, gdy główne siły polityczne dzielą się władzą lub się nią wymieniają, mówi profesor psychologii Roy Baumeister z University of Queensland. Im szybciej społeczeństwa to przyznają, tym dla nich lepiej, dodaje. Baumeister wraz z profesorem komunikacji Bradem Bushmanem z The Ohio State University są twórcami teorii wyjaśniającej przyczyny narastającego konfliktu pomiędzy dwiema najważniejszymi stronami sporu politycznego. Obaj uczeni – opisując sytuację polityczną w Ameryce – twierdzą, że konserwatyści skupiają się na kwestii gromadzenia zasobów, a liberałowie na kwestii ich dystrybucji. Oba zadania są niezbędne dla społeczeństwa, mówi Bushman. Jednak problemem jest fakt, że każda ze stron sporu politycznego próbuje coraz bardziej deprecjonować to, co za najważniejsze uznają przeciwnicy. Te dwie postawy są w amerykańskim społeczeństwie coraz bardziej rozbieżne, prowadząc do niechęci i braku szacunku pomiędzy konserwatystami a liberałami, stwierdzają uczeni. Nowa teoria bazuje na opublikowanej w 2005 roku książce Baumeistera The Cultural Animal: Human Nature, Meaning, and Social Life. Uczony pisze w niej, że w przypadku człowieka ewolucja faworyzowała te cechy, które pozwalały korzystać z wymiany kulturowej, gdyż umożliwiało to gromadzenie zasobów. Faworyzowane więc były takie działania jak wspólne polowania, wymiana informacji oraz rozwój narzędzi. Jednocześnie jednak te zasoby musiały być szeroko dystrybuowane, by cała społeczność dobrze żyła. Jednak we współczesnych rozwiniętych społeczeństwach mamy często do czynienia z rosnącym rozdźwiękiem pomiędzy tymi postawami. A przykładem, zdaniem obu uczonych, może być rozkład osób głosujących na obie główne partie polityczne. Na republikanów głosują głównie farmerzy, ranczerzy, biznesmeni i inne osoby, które wytwarzają różne zasoby. Z kolei na demokratów głosują ci, którzy są zainteresowani głównie dystrybucją dóbr, jak np. członkowie związków zawodowych. Obie strony sporu politycznego kładą nacisk na działania, które są ważne dla powodzenia człowieka jak gatunku. Nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy, gdybyśmy nie potrafili gromadzić zasobów i ich dystrybuować, mówi Bushman. Oczywiście naukowcy podkreślają, że ich teoria nie wyjaśnia wszystkich złożoności i procesów głównego sporu politycznego. Niektóre tematy, jakie się w nim pojawiają – jak kara śmierci, prawo do aborcji czy małżeństw jednopłciowych – nie są bezpośrednio powiązane z zasobami. Uważamy jedynie, że nasza teoria częściej jest prawdziwa, niż nieprawdziwa i sporo może wyjaśniać, stwierdzają. Powstaje jednak pytanie, skoro kwestia gromadzenia i dystrybucji zasobów nie jest nowa, dlaczego wrogość pomiędzy głównymi siłami politycznymi tak bardzo ostatnio rośnie. Otóż, jak stwierdzają naukowcy, niemal wszystkie współczesne gospodarki odniosły sukces dzięki różnego rodzaju zachętom (jak np. ulgi podatkowe). Ludzie są nagradzani za gromadzenie większej ilości zasobów, ale to prowadzi do nierówności. Zachęty pomagają gromadzić zasoby, co jest po myśli prawicy, ale lewicę martwi, że wraz z tym idą zwieszające się nierówności. Tym bardziej, że ludzie, którzy zgromadzili zasoby, przekazują je własnym dzieciom. Każde z pokoleń przekazuje pokoleniu swoich dzieci nieco z przewagi, jaką udało mu się zdobyć. Po wielu pokoleniach przewaga ta się kumuluje i niektóre z dzieci są bardzo uprzywilejowane, stwierdza Baumaister. W USA staje się to coraz większym problemem, gdyż coraz większa część zasobów jest zatrzymywana przez niewielką część społeczeństwa, a wiele osób posiada olbrzymie zasoby, których nie zgromadziły, a odziedziczyły. Zdaniem naukowców, najlepszym rozwiązaniem jest albo podział władzy pomiędzy główne siły polityczne, albo wymienianie się przez nie władzą. Uczeni ostrzegają jednocześnie przed systemem jednopartyjnym. Przykłady takich państw jak ZSRR, Zair, Kuba czy Wenezuela pokazują, że to niewłaściwa droga. Gdyby jedna partia miała właściwe odpowiedzi na wszystko, to ciągle wygrywałaby wybory ku zadowoleniu niemal wszystkich. Tak jednak się nie dzieje w systemach demokratycznych, stwierdzają. Jednocześnie podkreślają, że nie ma nic dobrego w tym, że główne siły polityczne postrzegają się nawzajem jako śmiertelni wrogowie i uważają, że przeciwnik nie ma nic dobrego do zaoferowania. Rozwiązaniem tego sporu byłoby przyznanie, że ważne jest zarówno gromadzenie, jak i dystrybucja zasobów. Potrzebujemy więcej wzajemnego szacunku i mniej nienawiści oraz demonizowania przeciwnika, mówią naukowcy. « powrót do artykułu
  13. Każdy z nas pewnie zna ten nieprzyjemny, męczący i nierzadko bolesny stan, który pojawia się po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu. Mowa tu oczywiście o kacu ‒ powszechnym zjawisku, z którym zmagają się miliony ludzi na całym świecie. Niektórzy próbują przeczekać ten okres, inni z kolei sięgają po różne domowe sposoby na złagodzenie objawów, ale co zrobić, gdy kac jest tak silny, że uniemożliwia normalne funkcjonowanie? Odpowiedź na to pytanie jest zaskakująco prosta ‒ wystarczy skorzystać z odtruwania alkoholowego! W poniższym artykule tłumaczymy na czym dokładnie polega ta metoda oraz dlaczego jest tak skuteczna. Dla osób poszukujących szybkiej pomocy mamy także ważną informację, jak skorzystać z odtruwania alkoholowego w domu, biurze, a nawet w pokoju hotelowym! Czym właściwie jest zabieg odtruwania alkoholowego? Zabieg odtruwania alkoholowego jest prostszy niż mogłoby się wydawać. To nic innego, jak podaż wyselekcjonowanych substancji odżywczych i doraźnych leków w formie kroplówki dożylnej. Dlaczego tak prosta metoda jest jednocześnie tak skuteczna w leczeniu kaca? Tajemnica działania odtruwania alkoholowego tkwi zarówno w sposobie podania odżywczego koktajlu, jak i w jego starannie dobranym składzie. Składniki odtruwania alkoholowego, dzięki podaniu ich bezpośrednio do naczynia krwionośnego, trafiają wprost do krwiobiegu, omijając ograniczenia wynikające z budowy i funkcjonowanie układu pokarmowego. Wraz z krwią cenne związki docierają w ciągu kilku minut do wszystkich komórek, tkanek i narządów organizmu, wywierając dobroczynne działanie. Jakie dokładnie związki używane są w odtruwaniu alkoholowym? Są to przede wszystkim elektrolity, czyli jony sodu, potasu, wapnia i magnezu, ale również witaminy, antyoksydanty, a także doraźne leki przeciwbólowe, przeciwwymiotne, uspokajające czy nasenne. Tak bogaty skład pozwala wyeliminować wszystkie przyczyny rozwoju kaca, dzięki czemu jego objawy znikają jeszcze w trakcie wykonywania wlewu dożylnego. Odtruwanie alkoholowe w domu ‒ szybko, komfortowo, ale przede wszystkim bezpiecznie! Obudziłeś się po imprezie z kacem-gigantem? Doskonale wiemy, że w takiej sytuacji ogromnym wyzwaniem może być nawet wyjście do pobliskiego sklepu, a co dopiero dłuższa wycieczka do specjalistycznego gabinetu czy kliniki. Właśnie dlatego ogromną popularnością cieszy się obecnie usługa odtruwania alkoholowego w domu. Jest to wygodna alternatywa dla wszystkich, którzy zmagają się z intensywnym, męczącym kacem. Warto jednak zastanowić się, czy odtruwanie alkoholowe w domu jest w pełni bezpieczne. Odpowiedź może być zaskakująca ‒ to zależy. Bezpieczeństwo tego zabiegu zależy głównie od osoby, która go przeprowadza. Odtruwanie alkoholowe w domu, przeprowadzane przez doświadczonego lekarza lub ratownika medycznego, jest na szczęście całkowicie bezpieczne dla zdrowia pacjentów. Od pacjenta wymagane jest jedynie udostępnienie czystego, zamkniętego pomieszczenia. KacDoktor ‒ odtruwanie alkoholowe w domu, gdy tylko tego potrzebujesz Nie masz czasu na samodzielną walkę z kacem i szukasz dobrego specjalisty, który pomoże Ci szybko stanąć na nogi? Znajdziesz go w KacDoktorze! To warszawska firma specjalizująca się w leczeniu kaca. W jej szeregach pracują jedynie najlepsi lekarze i ratownicy medyczni, którzy posiadają ogromną wiedzę i doświadczenie w przeprowadzaniu zabiegów odtruwania alkoholowego. Jak skorzystać z odtruwania alkoholowego w domu? To banalnie proste! Wystarczy zadzwonić do KacDoktora lub wypełnić formularz internetowy, a specjalista przyjedzie pod wskazany adres na terenie Warszawy i okolicznych miejscowości. Usługa ta dostępna jest całodobowo, więc możesz zadzwonić, gdy tylko odczujesz pierwsze objawy kaca. Martwisz się o zaciekawione spojrzenia sąsiadów lub złośliwe plotki? Niepotrzebnie! Pracownicy KacDoktora zadbają o pełną dyskrecję! Nie trać cennego czasu na walkę z kacem! Skorzystaj z odtruwania alkoholowego w domu i ciesz się dobrym samopoczuciem! « powrót do artykułu
  14. W 2018 roku w Sali Sesyjnej Urzędu Miasta Poznania odkryto XVIII-wieczne freski. Przeprowadzono wówczas prace konserwatorskie i odsłonięto około 20% malunków. Teraz ukazano i odrestaurowano pozostałą część malowideł, które przez 250 lat znajdowały się pod warstwą farby. Freski przedstawiają sceny biblijne, świętych z zakonu jezuitów oraz Jana Kazimierza Wazę w stroju kardynalskim. Przyszły król Polski odbywał przez dwa lata nowicjat w zakonie jezuitów, a w 1646 roku papież Innoceny X wyniósł go do godności kardynalskiej. Rok później z niej zrezygnował, a w 1648 roku został wybrany królem Polski. Freski powstały prawdopodobnie w 1732 roku, po ukończeniu budowy kolegium jezuickiego, w którym dzisiejsza Sala Sesyjna służyła jako refektarz. Historycy uważają, że autorem malowideł był ojciec Adam Swach, jednak nigdzie nie znaleziono jego sygnatury. Nie wiadomo, kiedy freski zamalowano. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że stało się to wkrótce po kasacie zakonu jezuitów w 1773 roku i przeznaczeniu budynku na cele świeckie. W centralnym miejscu sklepienia widzimy trzy sceny. Największa z nich przedstawia rotundę wspartą na siedmiu kolumnach. To świątynia mądrości. W jej wnętrzu malarz uwiecznił kobietę przy stole z chlebem i winem. U dołu zaś znajduje się grupa lamentujących ludzi. Całość otaczają łacińskie cytaty z Księgi Przysłów i Lamentacji Jeremiasza. Po stronie północnej i południowej widzimy dwie sceny w kształcie czwórliści. Na jednej Samson walczy z lwem. Na drugiej zaś ojciec Swach przedstawił ucztę mądrości. Personifikacją mądrości jest siedząca za zastawionym stołem kobieca postać z czerwonymi skrzydłami. Po jednej jej stronie zasiedli święci Piotr i Paweł, po drugiej dwaj jezuici. Chrystus podaje chleb, a anioł nalewa wino. Freski otaczają podpisane wizerunki jezuickich świętych, m.in. Ignacego Loyoli, Stanisława Kostki, Andrzeja Boboli i Jana de Goto. Sklepienie zostało ozdobione też medalionami z wizerunkami jezuickich kardynałów. Niestety, trzy z dziesięciu z nich zostały w przeszłości zniszczone. Na honorowym miejscu przedstawiono zaś Jana Kazimierza w stroju kardynalskim. Po jego bokach widzimy orła i lwa, które przynoszą mu berło i koronę. Konserwatorzy zajmą się teraz ścianami pomieszczenia. « powrót do artykułu
  15. Pojawienie się ludzi w obu Amerykach – ostatnich kontynentach zasiedlonych przez H. sapiens – jest przedmiotem intensywnych badań, a ostatnio naukowcy mogą korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi genetycznych. Nie od dzisiaj wiemy, że Amerykę zasiedlili mieszkańcy wschodniej Syberii, jednak zdobywamy coraz więcej danych wskazujących, że migrowali tam ludzie z różnych części Eurazji. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk przedstawili właśnie dowody, na migrację z dzisiejszych północnych wybrzeży Chin do Ameryki oraz na Wyspy Japońskie. Naukowcy skupili się na dziedziczonym w linii żeńskiej mitochondrialnym DNA. Typ D4h3a (typowa dla mieszkańców Ameryki) oraz D4h3b (zidentyfikowany dotychczas tylko we Wschodnich Chinach i Tajlandii) sugerują, że źródło genomu wczesnych mieszkańców Ameryk było bardziej zróżnicowane. Przeanalizowaliśmy 216 współczesnych i 39 prehistorycznych D4h. Nasze badania ujawniły, że doszło dwóch epizodów migracji D4h z północnych wybrzeży Chin. Jeden miał miejsce podczas maksimum ostatniego zlodowacenia, a drugi podczas wycofywania się lodowca, co ułatwiło rozprzestrzenianie się ludzi na różne obszary, w tym do Ameryk i na Wyspy Japońskie. Dystrybucja wzdłuż wybrzeży amerykańskiego typu D4h3a i japońskich D4h1a oraz D4h2, w połączeniu z archeologicznymi podobieństwami pomiędzy północnymi Chinami, Amerykami i Japonią, wspiera hipotezę o takim rozprzestrzenianiu się ludzi, czytamy na łamach Cell Reports. Historia zasiedlania Ameryk jest więc bardziej złożona, niż się wydaje. Do poprzednio opisywanych przodków z Syberii, Australomelanezji i Azji Południowo-Wschodniej należy dodać też pulę genetyczną z północnych wybrzeży Chin, mówi główny autor badań, antropolog molekularny Yu-Chun Li. Chińscy naukowcy poszukiwali śladów genetycznych, które mogły połączyć paleolitycznych mieszkańców Azji Wschodniej z mieszkańcami Chile, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku i Kalifornii. Przyjrzeli się ponad 100 000 współczesnych i 15 000 starych próbek DNA i znaleźli w nich próbki pochodzące od 216 współczesnych i 39 prehistorycznych przedstawicieli wspomnianego typu genetycznego. Zidentyfikowali dwa epizody migracji z północnych wybrzeży Chin do Ameryki. W obu przypadkach migracja odbyła się drogą prowadzącą wybrzeżem Pacyfiku, a nie śródlądowym korytarzem wolnym od lodu. Do pierwszej migracji doszło pomiędzy 26 000 a 19 500 lat temu, podczas maksimum zlodowacenia. Druga migracja miała zaś miejsce między 19 000 a 11 500 lat temu. W tym czasie populacja człowieka szybko się zwiększała, co sprzyjało pojawianiu się impulsów migracyjnych. Prawdopodobnie na wzrost populacji wpływ miał koniec zlodowacenia i polepszające się warunki klimatyczne. Niespodzianką było zaś odkrycie związku genetycznego pomiędzy mieszkańcami Ameryki i Japonii. Wszystko wskazuje na to, że podczas drugiego epizodu migracji część ludzi przeszła do Ameryki, a część na Wyspy Japońskie. « powrót do artykułu
  16. Przed miesiącem pisaliśmy, że astronomowie z Yale University donieśli o odkryciu czarnej dziury, która ciągnie za sobą gigantyczny ogon gwiazd i materii gwiazdotwórczej. Informacja odbiła się szerokim echem, gdyż takie zjawisko wymagałoby spełnienia całego szeregu wyjątkowych warunków. Liczne zespoły naukowe zaczęły poszukiwać alternatywnego wyjaśnienia zaobserwowanej przez Hubble'a struktury. Naukowcy z Instituto de Astrofísica de Canarias przedstawili na łamach Astronomy and Astrophysics Letters własną interpretację obserwowanego zjawiska. Ich zdaniem niezwykła struktura zarejestrowana przez Hubble'a może być płaską galaktyką, którą widzimy od strony krawędzi. Galaktyki takie nie posiadają centralnego zgrubienia i są dość powszechne. Ruch, rozmiary i liczba gwiazd pasują do tego, co widzimy w płaskich galaktykach w lokalnym wszechświecie, mówi główny autor najnowszych badań, Jorge Sanchez Almeida. Proponowany przez nas scenariusz jest znacznie prostszy. Chociaż z drugiej strony szkoda, że to może być wyjaśnieniem, gdyż teorie przewidują, że wyrzucenie czarnej dziury z galaktyki jest możliwe, tutaj więc mielibyśmy pierwszą obserwację takiego zjawiska, dodaje. Almeida i jego zespół porównali strukturę zaobserwowaną przez Hubble'a z dobrze znaną nieodległą galaktyką IC5249, która nie posiada centralnego zgrubienia, i znaleźli zaskakująco wiele podobieństw. Gdy przeanalizowaliśmy prędkości w tej odległej strukturze gwiazd okazało się, że odpowiadają one prędkościom obrotowym galaktyk, więc postanowiliśmy porównać tę strukturę ze znacznie nam bliższą galaktyką i okazało się, że są one wyjątkowo podobne, dodaje współautorka artykułu Mireia Montes. Naukowcy przyjrzeli się też stosunkowi masy do maksymalnej prędkości obrotowej i odkryli, że to galaktyka, która zachowuje się jak galaktyka, stwierdza Ignacio Trujillo. Jeśli uczeni z Wysp Kanaryjskich mają rację, to Hubble odkrył interesujący obiekt. Dużą galaktykę położoną w odległych od Ziemi regionach, gdzie większość galaktyk jest mniejsza. « powrót do artykułu
  17. Tworzywa sztuczne to jedno z największych zagrożeń dla środowiska naturalnego. Tymczasem recykling plastiku to wielka porażka. Ludzkość poddaje recyklingowi jedynie 9% wytwarzanego przez siebie plastiku. Jakby tego było mało, autorzy najnowszych badań informują, że techniki wykorzystywane w przetwórstwie tworzyw sztucznych... zwiększają zanieczyszczenie środowiska mikroplastikiem. Do takich wniosków doszli naukowcy z University of Strathclyde w Szkocji i Dalhousie University w Kanadzie, którzy badali wodę wykorzystywaną do czyszczenia plastiku w zakładach przetwórstwa. Globalna produkcja plastiku szybko rośnie. Tylko w latach 2018–2020 zwiększyła się ona z 359 do 367 milionów ton rocznie. Miliony ludzi na całym świecie segregują plastik we własnych domach. W znacznej części i tak trafia on jednak na wysypisko. A teraz dowiadujemy się, że ta niewielka część, która poddawana jest recyklingowi, sprawia jeszcze większe problemy. Wynikają one z tego, że plastik przed recyklingiem należy wymyć. Później tworzywo jest mielone i przetapiane na pelet. Szkocko-kanadyjski zespół naukowy przyjrzał się procesowi recyklingu plastiku w supernowoczesnym zakładzie przetwórstwa w Wielkiej Brytanii, który co roku przyjmuje 22 680 ton zmieszanych odpadów z tworzyw sztucznych. Plastikowe odpady są myte w zakładzie czterokrotnie. Uczeni przyjrzeli się więc wodzie po każdym z tych cykli mycia, badając, ile pozostaje w niej mikroplastiku. Okazało się, że mikroplastik obecny był w wodzie po każdym cyklu mycia. W badanym zakładzie, przez pewien czas po rozpoczęciu pracy, nie było systemu filtrowania wody spuszczanej do kanalizacji ściekowej. Dlatego też naukowcy mogli zbadać efektywność systemu filtrującego oraz dać nam wyobrażenie, jak bardzo zanieczyszczają środowisko zakłady wyposażone w w filtry oraz ich nie posiadające. Okazało się, że filtry o około 50% zmniejszały zawartość mikroplastiku w wodzie. Mimo to z szacunków wynika, że nawet po pełnym cyklu filtrowania do środowiska może trafiać tylko z tego badanego zakładu od 4 do 1366 ton mikroplastiku rocznie, a zatem do 5% przetwarzanej masy. Co gorsza, filtry dość skutecznie wyłapują większe kawałki mikroplastiku, słabo zaś radzą sobie z tymi najmniejszymi. A to one z największą łatwością przenikają w głąb organizmów żywych. Mikroplastik wykryto już w ludzkich jelitach, krwi, naczyniach krwionośnych, płucach, łożysku i mleku matki. Znaleziono go w każdej tkance ludzkiego organizmu, w jakiej go poszukiwano. Nie znamy zagrożeń, jakie dla człowieka niesie zanieczyszczenie organizmu plastikiem. Nie jest on jednak obojętny. Ostatnio naukowcy opisali nową jednostkę chorobową u ptaków – plastikozę. Nie ma więc gwarancji, że i u ludzi mikroplastik nie wywołuje chorób. « powrót do artykułu
  18. Mamy pierwsze bezpośrednie dowody świadczące o stabilizowaniu się Wiru Morza Beauforta, największego rezerwuaru słodkiej wody na Oceanie Arktycznym. Wir to system prądów morskich, które tworzą na powierzchni oceanu gigantyczny bąbel słodkiej wody z topniejącej pokrywy lodowej i syberyjskich rzek. Poziom morza w rejonie wiru jest o 15 centymetrów wyższy, niż otaczających go wód. Przed 12 lat szacowano, że objętość bąbla wynosi ok. 8000 km3. Stabilizacja wiru może zapowiadać rozlanie się tej wody po Oceanie Arktycznym i Atlantyckim, co może znacząco zakłócić Atlantycką Południkową Cyrkulację Wymienną (AMOC), która zapewnia Europie łagodny klimat. Mogą czekać nas mroźne zimy i upalne lata. Dotychczasowe dane, zawierające informacje do roku 2014, wskazywały, że Wir Morza Beauforta wzmacnia się i od lat 70. zawartość słodkiej wody wzrosła w nim o 40%. Najnowsze dane satelitarne z lat 2011–2019, uzupełnione o dane hydrograficzne z lat 2003–2019 wskazują na stabilizowanie się Wiru. Wir Morza Beauforta przeszedł do fazy kwazi-stabilnej, w której wzrost wysokości wód wiru spowolnił, a jego objętość nie zwiększa się. Dodatkowo zima warstwa halokliny [to warstwa przejściowa wód pomiędzy wodą mniej słoną nad nią i bardziej słoną pod nią – red.], która izoluje wody Atlantyku, stała się znacząco cieńsza w związku z mniejszym wpływaniem zimnych słonych wód z Pacyfiku i szelfu Morza Czukczów, jednocześnie zaś ze wschodniego Morza Beauforta wpływa więcej lżejszych wód. Ostatnie zmiany Wiru Morza Beauforta są związane z jego przesunięciem się na południowy-wschód w wyniku zmian w rozkładzie wiatrów, stwierdzają naukowcy. Ich zdaniem, jeśli haloklina nadal będzie stawała się coraz cieńsza, słodka woda z Wiru rozleje się po Północnym Atlantyku, wpływając na AMOC. Ludzie powinni zdawać sobie sprawę, że zmiany w cyrkulacji na Oceanie Arktycznym mogą zaburzyć klimat. Problemem nie są tylko topniejące lody czy utrata habitatów przez zwierzęta, mówi główny autor badań, Peigen Lin z Wydziału Oceanografii Uniwersytetu Shanghai Jiao Tong, który swoje badania prowadził na Woods Hole Oceanographic Institution. Naukowcy zwracają uwagę, że obecna sytuacja nie jest podobna do tej z 2003 roku, gdy Wir zmniejszył powierzchnię i częściowo przesunął się na południowy-wschód. Wtedy objętość wiru rosła. Obecnie przestała rosnąć, a haloklina staje się coraz cieńsza. Wskazuje to, że w 2. dekadzie bieżącego wieku doszło do stabilizacji Wiru. « powrót do artykułu
  19. Sześćdziesiąt lat kończy właśnie najstarszy czynny polski EZT (elektryczny zespół trakcyjny), nazywany przez kolejarzy „Babcią”. Jak podkreślono w komunikacie Kolei Mazowieckich, sześć dekad temu, [...] 9 maja 1963 r., wyjechała [ona] z fabryki PaFaWag we Wrocławiu. EN57-038 ma się świetnie i wcale nie wybiera się na kolejową emeryturę. Pierwszą bazą „Babci” była Lokomotywownia Główna Kraków Prokocim. Później pokonywała południowe regiony Polski. Swoje służby pełniła, między innymi, w Lokomotywowni Pozaklasowej Tarnów, w Zakładzie Taboru w Nowym Sączu czy też PKP „Przewozy Regionalne”. W zeszłym roku EN57-038 przeszedł metamorfozę. Podczas naprawy przywrócono mu oryginalne żółto-granatowe barwy. Koleje Mazowieckie (KM) zaznaczają, że mimo wieku pojazd znajduje się w dobrym stanie technicznym. Na co dzień można go spotkać na trasie Tłuszcz-Ostrołęka.   Najstarszy czynny ETZ doczekał się grupy wiernych fanów. Z sentymentem wypowiadają się o nim także kolejarze. Z okazji 60-lecia „nestorki” KM zaplanowały szereg atrakcji. Będą one zapowiadane w mediach społecznościowych. Już teraz wiadomo, że 13 maja podczas Kolejowej Nocy Muzeów 2023 „Babcia” zostanie zaprezentowana na stacji Warszawa Główna (peron II, tor 2.). « powrót do artykułu
  20. Fomalhaut od lat przyciąga uwagę astronomów. Ta młoda gorąca gwiazda położona jest 25 lat świetlnych od Ziemi i widać ją jako najjaśniejszą gwiazdę konstelacji Ryba Południowa, którą w Polsce można zobaczyć jesienią nisko nad południowym horyzontem. Gwiazdę otacza wielki dysk pyłowy, ale dopiero Teleskop Webba pozwolił poznać szczegóły jego budowy i zobaczyć niezwykły wewnętrzny pierścień asteroid oraz przekonać się, jak jest olbrzymi. Dysk otaczający Fomalhaut rozciąga się na odległość około 150 jednostek astronomicznych. Dzięki obserwacjom przeprowadzonym za pomocą Webba, naukowcy z University of Arizona dowiedzieli się, że składa się on z trzech pierścieni. Najbardziej zewnętrzny z nich jest dwukrotnie większy o Pasa Kupiera z Układu Słonecznego. I ten dysk mogliśmy obserwować ze szczegółami już wcześniej dzięki Teleskopowi Hubble'a, Herschel Space Observatory czy ALMA. Astronomowie co prawda przewidywali istnienie dysków lub dysku wewnętrznego, ale nigdy go nie widzieli. Dopiero Webb pokazał dwa wewnętrzne dyski. I oba się niezwykłe. Najbliżej gwiazdy znajduje się pas asteroid. Sądziliśmy, że Fomalhaut będzie miał pas asteroid podobny do tego z Układu Słonecznego, ale okazało się, że jest on całkowicie inny, mówi András Gáspár. O ile nasz pas asteroid ma około 1,5 j.a. szerokości, to ten wewnętrzny otaczający Fomalhaut rozpoczyna się w odległości 7 j.a. od gwiazdy, a kończy około 80 j.a. Jest gigantyczny, około 10-krotnie większy, niż się spodziewano. To jednak nie koniec niespodzianek. Pomiędzy gigantem, a zewnętrznym dyskiem znajduje się jeszcze jeden dysk asteroid, który jest nachylony pod kątem około 23 stopni do płaszczyzny obu otaczających go dysków. Istnienie tego dysku ostatecznie rozwiązuje zagadkę zarówno pochodzenia pyłu tym regionie oraz „zniknięcia” planety Fomalhaut b. To, o co niegdyś uważano za planetę, po prawdopodobnie pozostałość po zderzeniu dwóch protoplanet. Jakby tego było mało, w zewnętrznym dysku znaleziono olbrzymią chmurę szczątków, około 10-krotnie większa od Fomalhaut b. Odkrywcy nazwali ją Wielką Chmurą Pyłu i uważają, że może być to pozostałość po jeszcze innym zderzeniu protoplanet. Wokół gwiazdy mamy wyraźne trzy pierścienie materiału, z przerwami pomiędzy nimi. Dlatego też naukowcy sądzą, że przerwy te zostały „wyrzeźbione” przez co najmniej trzy planety – prawdopodobnie wielkości Urana lub Neptuna – krążące wokół Fomalhaut. Teraz Gáspár i jego zespół analizują obrazy z Webba, poszukując w nich planet. « powrót do artykułu
  21. Konto bankowe to podstawa, jeśli chcemy zarządzać sprawnie naszymi finansami. Bez niego nie możemy odebrać wynagrodzenia, płacić rachunków czy dokonywać zakupów online. Dlatego tak ważne jest, aby wybrać konto, które spełni wszystkie nasze wymagania. Po przeczytaniu tego artykułu dowiesz się, na co warto zwrócić uwagę, gdy szukasz idealnego konta bankowego. Czym charakteryzuje się dobre konto bankowe? Konto bankowe to nie tylko miejsce, gdzie przechowujemy pieniądze, ale także narzędzie, które umożliwia nam dostęp do wielu innowacyjnych rozwiązań finansowych i transakcyjnych. Dobry rachunek osobisty spełnia nasze potrzeby i oczekiwania, a jednocześnie nie wiąże się z dodatkowymi opłatami. Istotne jest, aby specyfika konta osobistego odpowiadała stylowi życia właściciela, ponieważ każdy z nas ma nieco inne preferencje, obowiązki i priorytety. Odpowiadając na pytanie zawarte w nagłówku, należy rozpocząć od tego, że założenie dobrego jakościowo konta osobistego, powinno być darmowe. Oznacza to, że klient, podpisując umowę z bankiem, nie ponosi żadnych opłat związanych z założeniem i utrzymaniem rachunku. Oczywiście, niektóre banki oferują konta płatne, ale obecnie złotym standardem jest nieobciążanie klienta tego typu kosztami. Dobre konto bankowe powinno oferować również dostęp do różnych form bankowości. Rachunkiem musimy móc zarządzać w łatwy sposób, a więc mile widziana jest bankowość elektroniczna oraz dostęp do autoryzowanej aplikacji mobilnej. Dzięki temu możemy mieć stały wgląd w stan naszego konta, wykonywać przelewy, czy dokonywać płatności w dowolnym miejscu i czasie. Odpowiednie konto osobiste powinno być też elastyczne i dostosowane do naszych potrzeb. Dobrze, gdy bank umożliwia nam darmowe wypłaty i wpłaty w bankomatach na całym świecie. Warto również zwrócić uwagę na opcję przewalutowania na atrakcyjnych warunkach, jeśli często podróżujemy lub okresowo zmieniamy miejsce zamieszkania. Podsumowując, dobre konto bankowe to takie, które jest dostępne dla nas w każdej chwili, pozwala na łatwe zarządzanie środkami oraz oferuje różne dodatkowe usługi bez ukrytych opłat. Warto więc dokładnie przeanalizować oferty różnych banków, aby znaleźć konto, które najlepiej odpowiada naszym potrzebom i oczekiwaniom. Jak znaleźć instytucję, której warto zaufać? Listę kont osobistych o atrakcyjnych parametrach znajdziesz pod tym linkiem: https://comparer.pl/konta-osobiste. Poniżej wskazujemy także kluczowe kwestie, na które musisz zwrócić uwagę dokonując ostatecznego wyboru. Gdzie znaleźć najlepsze konto bankowe? Szukając najlepszego konta bankowego musimy dokładnie wiedzieć, na czym nam zależy, a jakie parametry nie są dla nas kluczowe. W ten sposób dokonamy szybkiej selekcji i wybierzemy ofertę skrojoną pod nasze potrzeby. Na które parametry warto zwracać uwagę wybierając odpowiedni bank? Przede wszystkim, instytucja, w której chcemy założyć konto, powinna być otwarta na potrzeby klienta i dostosowywać swoje usługi do zmian technologicznych. Warto więc na wstępie zwrócić uwagę na dostępność bankowości internetowej i mobilnej, a kolejno skontrolować, jak często bank aktualizuje autoryzowane platformy i aplikacje, a także czy zabezpiecza je w odpowiedni sposób. To ważne, ponieważ współcześnie bardzo popularne są wyłudzenia i oszustwa finansowe w sieci. Na dodatkowe punkty zasługują także banki, które oferują premie i bonusy dla nowych klientów. Warto korzystać z takich opcji, ponieważ możemy zyskać kilkaset złotych na start za wykonanie bardzo prostych czynności tj. np. uiszczenie płatności z pomocą technologii BLIK lub przelew internetowy. Wybierając najlepsze konto bankowe dla siebie, warto więc zwrócić uwagę na opłaty, dostępność bankowości internetowej i mobilnej, a także opcję przewalutowania na korzystnych warunkach. Ponadto warto wybrać bank, który jest otwarty na potrzeby klienta i oferuje premie lub inne, niefinansowe bonusy na start. Przy wyborze konkretnej oferty miej jednak na uwadze przede wszystkim swoje potrzeby i preferencje, ponieważ to Ty będziesz użytkownikiem nowo założonego rachunku i to Twoja satysfakcja jest kluczowa. Powodzenia! « powrót do artykułu
  22. Naukowcy nazwali nową grupę motyli, nawiązując do Saurona, władcy Mordoru z mitologii Śródziemia J.R.R. Tolkiena. Choć na razie znamy tylko 2 przedstawicieli rodzaju Saurona (Saurona triangula i Saurona aurigera), lepidopterolodzy uważają, że jest ich znacznie więcej. Oko Saurona to dobrze znany symbol, nic więc dziwnego, że gdy podczas prac nad uściśleniem/uporządkowaniem systematyki podplemienia Euptychiina natrafiono na motyle z pomarańczowymi końcówkami skrzydeł, na których widniały czarne „oczy”, badaczom od razu przyszedł do głowy bohater Tolkiena. Saurona to jeden z kilku (9) nowych rodzajów opisanych przez autorów artykułu z pisma Systematic Entomology i jeden z dwóch nazwanych przez dr Blankę Huertas, starszą kuratorkę działu motyli w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie (drugiemu nadała ze współpracownikiem nazwę Argentaria, ma to związek ze srebrnymi łuskami na skrzydłach). Nadanie tym motylom nietypowej [nawiązującej do popkultury] nazwy przyciąga uwagę do tej niedocenianej grupy. Pokazuje, że nawet wśród bardzo podobnie wyglądających gatunków można znaleźć coś wyjątkowego - podkreśla specjalistka. Choć motyle jako takie są jedną z najlepiej poznanych grup owadów, przeważnie badacze skupiają się na tych najbardziej charakterystycznych i barwnych. Wśród Euptychiina wyodrębnienie poszczególnych taksonów pozostawało jednak wyzwaniem. Wykorzystywane zwykle do tego celu cechy fizyczne, takie jak barwa i wzór na skrzydłach, były bowiem u wielu gatunków zbliżone. Te motyle są rozpowszechnione na tropikalnych nizinach Ameryk, a mimo to [dotąd] nie zostały dobrze zbadane - tłumaczy dr Huertas. Naukowcom przyszły w sukurs postępy w zakresie sekwencjonowania DNA. Wspominany wcześniej artykuł to ukoronowanie 10 lat pracy licznego zespołu specjalistów z całego świata, w tym z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie (NHM), Uniwersytetu Harvarda, Florydzkiego Muzeum Historii Naturalnej, Instytutu Zoologii i Badań Biomedycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Zoologisches Forschungsmuseum Alexander Koenig. Naukowcy przyjrzeli się 449 gatunkom motyli; składająca się z przeszło 5,5 mln okazów kolekcja motyli NHM okazała się tu nieoceniona. « powrót do artykułu
  23. Nasze badania rzucają wyzwanie przekonaniu, że nasz wiek biologiczny może tylko rosnąć i sugerują, że możliwe jest znalezienie sposobów na spowolnienie biologicznego starzenia się lub nawet częściowe obniżenie wieku biologicznego, mówi doktor Vadim Gladyshev z Wydziału Genetyki Brigham and Women’s Hospital. Tamtejsi naukowy zauważyli, że pod wpływem stresu u ludzi i u myszy dochodzi do przyspieszenia biologicznego starzenia się, jednak gdy stres ustępuje, markery wieku często wracają do poprzedniego poziomu. Wydaje się więc, że nasz wiek biologiczny jest elastyczny, w przeciwieństwie do wieku chronologicznego, którego zmienić nie możemy. Wiek biologiczny to stan naszych komórek i tkanek, na który wpływają choroby, styl życia, środowisko naturalne i wiele innych czynników. Tradycyjnie uważa się, że wiek biologiczny może tylko rosnąć, ale my wysunęliśmy hipotezę, że jest on bardziej elastyczny. Poważny stres powoduje, że nasz wiek biologiczny rośnie szybciej, jednak gdy stres jest krótkotrwały, można odwrócić skutki biologicznego starzenia się, stwierdza główny autor badań, doktor Jesse Poganik z Brigham and Women’s Hospital. Naukowcy pobrali próbki od pacjentów, którzy znajdowali się w sytuacjach poważnego stresu. W jednym z eksperymentów udział wzięły starsze osoby, które czekała pilna operacja. Poganik i jego zespół pobrali próbki krwi bezpośrednio przed operacją, kilka dni po niej oraz podczas wypisu ze szpitala. Podobne próbki pobrano od ciężarnych myszy i ludzi na wczesnym oraz późnym etapie ciąży i po urodzeniu. W trzeciej z analiz pod uwagę brano próbki krwi osób, które z powodu ciężkiego przebiegu COVID-19 zostały przyjęte na oddział intensywnej opieki medycznej. W ich przypadku próbki pobierano przy przyjęciu i przez cały pobyt w szpitalu. W pobranej krwi naukowcy oznaczali poziom metylacji DNA. To molekularne zmiany wskazujące na ryzyko chorób i zgonu. Metoda taka jest powszechnie przyjęta podczas badań nad starzeniem się. We wszystkich opisanych przypadkach wiek biologiczny wzrósł w sytuacji stresowej, ale przestawał rosnąć, gdy stres ustąpił. U pacjentów, których czekała pilna operacja z powodu złamania szyjki kości udowej, wiek biologiczny powrócił do normy w ciągu 4–7 dni po operacji. Co interesujące, wzorca takiego nie zauważono u osób, które były operowane z innych powodów niż traumatyczne uszkodzenia ciała. W przypadku ciężarnych ludzi i myszy zauważono ten sam wzorzec – wiek biologiczny rósł w czasie ciąży, osiągał punkt szczytowy około porodu, a następnie powracał do normy. Z kolei u osób, które trafiły na OIOM z powodu COVID-19 zaobserwowane inny wzorzec. U kobiet opuszczających OIOM wiek biologiczny częściowo wracał do normy, ale u mężczyzn nie dochodziło do takiej zmiany. Naukowcy zauważyli też, że – po ustąpieniu sytuacji stresowej – nie wszyscy badani powracali do poprzedniego wieku biologicznego w takim samym tempie czy w takim samym stopniu. To zaś otwiera olbrzymie pole do badań w przyszłości. Możemy się z nich dowiedzieć jak i dlaczego wiek biologiczny rośnie w sytuacjach stresowych oraz w jaki sposób można ten trend odwrócić. « powrót do artykułu
  24. Humbaki każdego roku odbywają migrację długości nawet 16 000 kilometrów, przemieszczając się z regionów polarnych w tropiki, gdzie się rozmnażają i wychowują młode. W wędrówkach mogą im jednak przeszkadzać wąsonogi, skorupiaki, które zasiedlają ich skórę. Jeśli będzie ich zbyt dużo, wywołają dodatkowy opór podczas pływania, przez co humbak niepotrzebnie traci energię. Naukowcy z Griffith University zaobserwowali, że humbaki korzystają z „podwodnego spa”, którym pozbywają się wąsonogów, martwego naskórka i nadmiaru bakterii. Doktor Jan-Olaf Meyncke i jego zespół z Whales and Climate Research Program and Coastal i Marine Research Centre przyczepili do humbaków specjalne urządzenia, zawierające m.in. kamerę wideo, hydrofon, czujniki ciśnienia, temperatury czy GPS. Uczeni śledzili migrujące zwierzęta pomiędzy sierpniem 2021 a październikiem 2022. Gdy odzyskali nagrania i je przeanalizowali zauważyli, że walenie tarzały się po dnie morskim położonym na głębokości do 49 metrów i pokrytym piaskiem i kamieniami. Za każdym razem zwierzę najpierw powoli przesuwało się po piasku naprzód, a następnie obracało na jeden bok lub wykonywało pełen obrót, mówi Mynecke. Zachowanie takie miało miejsce zawsze w kontekście społecznym. Dochodziło do niego po zalotach, konkurowaniu ze sobą lub po innej formie interakcji społecznej, dodaje uczony. Dlatego też specjaliści przypuszczają, że korzystanie z „odnowy biologicznej” miało na celu przede wszystkim oczyszczenie tych miejsc, które były wykorzystywane w kontaktach społecznych. Dzięki ocieraniu się o piasek i kamienie humbaki pozbywają się wąsonogów oraz martwego na skórka, w którym żyją bakterie. Ich zbytnie nagromadzenie może być niebezpieczne, gdyby zwierzę odniosło ranę, zatem regularne usuwanie naskórka wraz z bakteriami pozwala na utrzymanie zdrowego mikrobiomu skóry. Naukowcy zaobserwowali też, że opadający naskórek waleni był łakomym kąskiem dla wielu gatunków ryb, w tym dla młodego karanksa nowozelandzkiego. Wielorybnicy już w połowie XIX wieku donosili o walach grenlandzkich ocierających się głowami o skały, w ostatnich latach zachowanie takie zostało naukowo udokumentowane u tego gatunku. W przypadku humbaków zauważono nie tylko, że pozbywanie się naskórka i wąsonogów jest powiązane z zachowaniami społecznymi, ale że zwierzęta wracają w to samo miejsce, by się tarzać na dnie. Naukowcy przypuszczają, że przyczyną powrotów jest idealny skład dna, na którym leży mieszanina piasku i kamieni. « powrót do artykułu
  25. Dokonany w ostatniej dekadzie postęp w dziedzinie rekonstrukcji i sekwencjonowania starego DNA daje nam wgląd w niedostępne wcześniej aspekty przeszłości. Ostatnim niezwykłym osiągnięciem w tej dziedzinie jest badanie mikrobiomu jamy ustnej prehistorycznych ludzi. Mikrobiomu, który wskutek radykalnej zmiany diety i stosowania antybiotyków jest u współczesnych ludzi zupełnie inny od tego, z którym ewoluowaliśmy przez dziesiątki i setki tysięcy lat. Opisanie prehistorycznego mikrobiomu pozwoli nam nie tylko lepiej poznać warunki, w jakich żyli nasi przodkowie ale może też przyczynić się do opracowania nowych metod leczenia. Dzięki rekonstrukcji dawnego mikrobiomu możemy dowiedzieć się, jakie funkcje odgrywał on w przeszłości i co w międzyczasie straciliśmy. Naukowcy z Niemiec, USA, Hiszpanii i Meksyku zbadali kamień nazębny 12 neandertalczyków i 52 ludzi współczesnych, którzy żyli w okresie od 100 000 lat temu do czasów obecnych. Dzięki słabej higienie jamy ustnej w odkładającym się kamieniu nazębnym zachował się interesujący naukowców materiał. Jego zbadanie nie było łatwe. Współautorka badań, Christina Warinner i jej zespół przez niemal 3 lata dostosowywali dostępne narzędzia do sekwencjonowania DNA oraz programy komputerowe do pracy z fragmentami, jakie udaje się pozyskać z prehistorycznego materiału. Ich praca przypominała układanie wymieszanego stosu puzzli, na który składały się puzzle z różnych zestawów, a część z nich całkowicie zniknęła. Naukowcom zależało na sukcesie, gdyż wiedzieli, że w tym stosie znajdą nieznane dotychczas informacje. Jesteśmy ograniczeni do badań obecnie istniejących bakterii. Całkowicie ignorujemy DNA z organizmów nieznanych lub takich, które prawdopodobnie wyginęły, mówi Warinner. W końcu udało się pozyskać fragmenty kodu genetyczne ze szczątków 46 badanych ludzi. Kamień nazębny to idealne miejsce do poszukiwania dawnych mikroorganizmów. Bez regularnego mycia zębów zostają w nim bowiem uwięzione resztki pożywienia i innej materii organicznej. Zostają one zamknięte w kamieniu i są w ten sposób chronione przed zanieczyszczeniem, gdy ciało się rozkłada. To idealne miejsce do poszukiwania niezanieczyszczonych próbek. Badacze znaleźli w ustach badanych osób bakterie z rodzaju Chlorobium. Ich współcześni kuzyni korzystają z fotosyntezy i żyją w stojącej wodzie w warunkach beztlenowych. Nie spotyka się ich w ludzkich ustach. Wydaje się, że zniknęły stamtąd przed 10 000 lat. Naukowcy przypuszczają, że Chlorobium albo trafiło do mikrobiomu ust paleolitycznych ludzi wraz z pitą przez nich wodą z jaskiń lub też było stałym elementem mikrobiomu przynajmniej niektórych z nich. Jednak sama rekonstrukcja materiału genetycznego bakterii to nie wszystko. Na podstawie DNA możemy odgadywać, z jakich białek zbudowana była bakteria, ale już niekoniecznie to, jakie molekuły były przez te białka wytwarzane. Dlatego też naukowcy wyposażyli Pseudomonas protegens w parę prehistorycznych genów z kamienia nazębnego. Okazało się, że geny te doprowadziły do wytwarzania furanów przez P. protegens. Współczesne bakterie wykorzystują furany do przesyłania sygnałów, a badania sugerują, że podobnie robiły bakterie prehistoryczne. Mimo że naukowcom udało się nakłonić współczesne bakterie do ekspresji genów bakterii prehistorycznych, to nie ma tutaj mowy o ożywianiu bakterii sprzed tysiącleci. Nie ożywiliśmy tych mikroorganizmów, zidentyfikowaliśmy za to kluczowe geny, które służyły im do wytwarzania interesujących nas molekuł, wyjaśnia Warinner. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...