glaude
Użytkownicy-
Liczba zawartości
738 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
26
Zawartość dodana przez glaude
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 6 z 7
-
Bastard. To, przynajmniej dla mnie, nie ma tak istotnego znaczenia. Dla wazniejsze jest jak ewolucyjnie rozwinął sie system kodowania populacyjnego. A on jest juz na poziomie węchomózgowia ryb. Neocortex jest tak naprawdę jedynie nowszą wersją (wydajniejszą) tego systemu. Tzn kolumny korowe są pojemniejsze pamięciowo, bardziej odporne na wszystko (nawet przy ubytkach neuronów działają sprawnie) i mają niesamowite mozliwości tworzenia nowych połączeń i przetearzania sygnałów. To super chipy scalone w naszych mózgach. Przetwarzanie w blaszkach równoległyych paleo- i archecortex tego nie daje. Ma jednak inne zalety nie do zastąpienia, a pamięć przestrzenna wręcz się na tym opiera. Ciekawi mnie tez jak powstało pierwsze zwierzę z grzbietowym ukł nerwowym. Bezkręgowce, od których pochodzą strunowce mają przeciez brzuszny łańcuch nerwowy. Popiszę później, bo znów mam tłum. Po robocie bedzie spokijniej.
-
Generalnie masz rację. Jesli chodzi o mowę, to tylko dodam, ze szympansy mówią równowaźnikami zdań w czasie trraźniejszym i w trzeciej osobie . Nawet o sobie mówią w trzeciej osobie. A chocby pidgyn rozróżnia czasy. Co do narzędzi. Tylko ludzie wutwarzają narzędzia do obróbki narzędzi. Zwierzęta wytearzają narzędzia lub uzywają jako narzędzi przedmiotów bezpośrednio do zdobycia pokarmu, wody, odstraszenia przeciwnika. Wcześni homo uzywali: skrobaków, pięściaków, tłuczaków itp do wytearzania dzid, narzędzi tnących itd. Z czerwienią wargową masz jednak 100% racji. Być moze to tak, ze samice szympansów mają wszystko na zewnątrz, natomiast kobiety wręcz wessane do środka. Tylko wąskie wargi sromowe widać. Moze jako ekwiwalent atrakcyjności i gotowości do stałej dyspozycji dla partnera wyewoluowały wywinięte półśluzówki czerwieni wargowej? To nednak wyłącznie moje domniemanie i to dość mocno naciągane
-
Jak najbardziej. To przecież dotyczy różnych gatunków- a człowieka i szympansa taksonomicznie łączy to, że są w jednym kladzie. Przynajmniej oficjalnie. To skrót myślowy. Już piszę o co mi chodziło. Po pierwsze o funkcję rozpoznawania twarzy "do góry nogami". Ludzie słabo to robią, bo tylko co najwyżej rozpoznają osoby bardzo znane, lub najbliższe sobie. Natomiast odróżnianie twarzy nieznanych jest fatalne lub żadne. Jeszcze gorzej jest z czytaniem emocji twarzy. I jeśli twarz w normalnym ustawieniu jest czytana właściwie, to odwrócona już w ogóle. A szympansy robią to bezbłędnie w obie strony. Oczywiście ewolucyjnie da się to łatwo wyjaśnić. Małpy jakąś część aktywnego życia spędzają wisząc głową do dołu- czyli w pozycji, która nie jest komfortowa przy ewentualnym konflikcie ze współbratymcą. Muszą więc "widzieć" dobrze emocje w jego twarzy i zanim on doskoczy z wrogimi zamiarami muszą już uciekać. Kolejna rzecz to sama gałka oczna. Oko szympansa nie ma widocznej białkówki, jak oko człowieka- to daje gorszą komunikację niewerbalną, bo ruchy takich oczu są gorzej rejestrowane. Nie. Ludzie mają ok. 70% genów neandertalskich. Jako pula, przy czym w każdym z nas jest tych genów od 1-2%. tak samo z jeśli chodzi o deniosowskie geny. Tylko te od neandertala są u wszystkich pozaafrykańskich, a denisowskie w Azji, nowej gwinei i australii. Cała subsaharyjska afryka nie ma tych genów!!!
-
Z tą czerwienią wargową to na powaznie pojechałeś, czy prowokujesz? Bo ja od ręki mogę podać kilka różnic od komunikacji poczynając, poprzez przetwarzanie wzrokowe idąc a na seksie kończąc. Na dziś dobranoc, rano znów do roboty.
-
To nie tak. Nie znam się na metabolizmie- kołaczą mi w głowie jakieś ogólne komunały ze studiów i tyle. Znam się na mózgu i antropogenezie/prymatologii (zainteresowanie) i o tym mogę szerzej pogadać, chociaż autorytetem nie jestem. Mam jednak zdrowy rozsądek i wiedzę z wielu dziedzin neuronauk, nie tylko z jednej wąskiej działki. A o metabolizmie chętnie poczytam, bo to też zahacza o antropogenezę. Uważam książkę R. Wranghama "Walka o ogień. Jak gotowanie stworzyło człowieka" za istotną w tym temacie- i do tego prawdziwą. Coraz bardziej doceniam twoje poczucie humoru Napiszę więc inaczej. Miałem na myśli "proto-szympansy" i "proto-bonobo". Jeśli to brzmi i wygląda lepiej- niech będzie. Do rzeczy. Problem jest szerszy i dotyczy gatunku jako definicji. Ja ukułem na ten użytek swoją. Możesz się z nią nie zgadzać, ale na czymś musiałem się oprzeć. Def.: Gatunek- osobnicy posiadający wspólną pulę genową, ulokowaną w takiej samej liczbie podobnych chromosomów. Podobnych- tzn wchodzących parami w crosing over mejozy w każdym pokoleniu. Czyli część mułów spokojnie się łapie. Od dawna interesowało mnie, skąd taka różnorodność liczby chromosomów u różnych gatunków? To, że geny są różne, jest jasne dla każdego. Mutacje, zmienne warunki środowiskowe utrwalające je itp. Skąd jednak taki dobrobyt w chromosomach- bo każdy gatunek ma inną ich liczbę? I tu oficjalna nauka w zasadzie milczy. Milczy, bo tak jest najłatwiej. Ja założyłem tak- jest gatunek wyjściowy. Odnosi sukces środowiskowy i zwiększa habitat. Zasiedla już tak różne środowiska, ze siłą rzeczy dzięki mutacjom się róznicuje. Jednak liczba chromosomów pozostaje taka sama. Następuje jakieś zdarzenie np geologiczne, lub kosmiczne (meteor?) i dwie skrajnie odległe od siebie populacje tego gatunku spotykają sie na jednym terenie. Dochodzi do walki o nowy habitat i do krzyżowania. Chromosomów w genomie mają tyle samo, ale już nie są one takie same. Z jakiś względów jedne chromosomy łączą się ze sobą inne łączą i oddzielają w innych miejscach, a jeszcze inne rozdzielają się. Większość hybryd może i umiera szybko, nawet na etapie życia płodowego lub zarodkowego. Jednak część przeżywa i są to osobniki zupełnie nowego gatunku z prawie identycznymi genami i zupełnie inną liczbą chromosomów. Nie mogą się krzyżować z osobnikami z pokolenia wcześniejszego (ale mogą kopulować) tylko ze swojego. Mamy nowy gatunek. Po iluś milionach lat sytuacja się powtarza i powtarza, i powtarza. Konkrety. Bodaj od lat 60-ych, lub 70-ych. biolodzy wiedzieli, że ludzki chromosom nr 2 wygląda identycznie jak dwa chromosomy szympansie złożone do kupy. Przypadek?- nie sądzę. Myślałem o tym często i zastanawiałem się jak do tego doszło. Wpadłem właśnie na pomysł zaprezentowany powyżej. Szukałem jakiś dowodów, ale poza poszlakami nie znalazłem nic. Poza tym, ja nie mam nic: ani dość wiedzy, ani możliwości jej wymiany, ani środków i sprzętu, materiału do badań etc. Mam tylko pasję, którą mogę przedstawić albo o niej podyskutować. Po tym pomyśle przekonałem się do hipotezy małpy wodnej, bo tylko Danakil pasował do scenariusza izolacji obu proto-małp i przebywaniu w izolowanym środowisku wyspiarsko- morskim. Potem Danakil przestał być wyspą, a nasi przodkowie rozeszli się po Afryce z nowymi możliwościami swoich ciał i jak wiele gatunków nowozasiedlających osiągnęli sukces. Tu wizualizacja porównawcza chromosomów ludzkich i szympansich, jeśli ktoś jeszcze tego nie oglądał: http://www.sciencemuseum.org.uk/on-line/genes/67.asp P.S. Wiem że idę z tym pomysłem kompletnie pod prąd, bo nauka mainsteamowa uważa, że był wspólny przodek człowieka i szympansa- a dopiero szympans po pojawieniu się rzeki Kongo i oddzieleniu proto(proto)-szympansów, podzieliły sie na proto-bonobo i proto-szympansa. Ja natomiast podaję, że proto(proto)-szympans podzielił się na proto-bonobo i proto-szympansa, a ci stworzyli pierwszego hominina (Habilis?).
-
Nie zrozumiałeś mojej koncepcji, ale nie mam zalu. Chodziło mi o przodków szympansów i bonobo. Załozylem, ze osobniki potomne mogą krzyzować się tylko ze sobą. W domu napiszę Ci dlaczego i w ogóle rozwinę temat. A w ogóle to miał byc temat o twojej diecie, a nie o antropogenezie
-
"Oni" Ci się udali. Dobre. Napisze Ci, bo widze, ze Cie skręca. Uznałem, ze albo nasza historia jest krótsza niz zakładajł uczeni w piśmie- albo datowane są artefakty brane za co innego. I dlatego najbidniej wychodzi im 5 mln lat. Zasymulowałem sobie myślowo, bo nie ma eksperymentów myślowych- tylko symulacjś: co by się stało, gdyby skrzyzować samca szympansa i samicę bonobo? Dlaczego nie w innej konfiguracji? Ano mezczyzn uznałem do podobnych szympansom, a kobiety bonobosom, nie odwrotnie. Oczywiscie nie mam na to zadnych dowodów, tylko przesłanki i nie upoeram się przy swoim. Pomysł kest taki: jakiś czas temu (1,5-2 mln lat temu?) przodkowie jednych i drugich zostali zamknięci na jednym obszarze. Samce bonobo zostali wybici szybko co do jednego, a samice szhmpansa w dłuzszej perspektywie przegrały wyścig o dostęp do samców. Hybryda był poerwszym homininem. Tyle.
-
Mi się nic nie składa. Jestem za małpą wodną, ale to nie znaczy ze całkowicie. Nie kupuję w tej hipotezie roli gruczołów łzowych, ani roli włosówna głowie (bzdura kompletna). Kupuję natomiast całkowicie Danakil (jako wyspę i płytkie morze danakilskie) oraz mozliwość uwięzienia tam nawet na milion lat naszych przodków. Ja mam swój poglód równoez na antropogenezę, ale on przewraca do góry nogami wszystko co znamy, więc nie pisnę pary. A subskrybcja u Wojtka Pastuszki jest juz od kilku lat. To rzetelny blog, chociaz popularnonaukowy. Kitów w nim jednak nie ma. Wszystko moze nazbyt skrótowo, ale źródła są zlinkowane i mozna się zagłębię. Mam dziś duzo roboty, to o Denisowianach podrzucę coś ewentualnie po południu.
-
@Krzycho Masz rację, zapomniałem o tym. Wielkie dzięki za przypomnienie, bo to najprawdopodobniej przystosowanie do zbierania/wyławiania małży. @Bastard Tak na szybko mam materiały z Archeowieści (Wojtek Pastoszko), to wiarygodne źródło, są tam informacje z czasopism z górnej półki- linki z ZPNAS i Science. Teraz na początek to: http://archeowiesci.pl/2015/02/17/dlaczego-azjaci-maja-w-sobie-wiecej-neandertalczyka-subskrypcja/ http://archeowiesci.pl/2014/04/09/genetycy-potwierdzili-ze-nasi-przodkowie-wspolzyli-z-neandertalczykami-subskrypcja/
-
Ja tez sądzę, ze gr potowe to efekt gorącej sawanny. Dziwi mnie tylko, ze są ekrynowe. Cała ssacza fauna ma inne i to nie przypadek. Sam nie mam koncepcji na ten stan rzeczy. Co do homocysteiny i jodu masz mnie Nie znam się na cyklach metabolicznych, więc pasuję. Chociaż coś za duzo rzeczy tłumaczysz złą dietą lub bilansowaniem cykli. A ten Stefansson mógł być pijaczyną i pierwszy raz w zyciu zaczął dobrze sie odżywiać No i moze to były ssaki morskie? Co do rozjsśnienia skóry i krzyżówek z Neandertalem i Denisowianinem jutro jak będę miał czas, to zlinkuję. Łzy poerwotnie według mnie opłukiwały szczypiące oczy z wody morskiej. Ich rola w emocjonalnym płaczu jest według mnie wtórna. Tak jak uczucie obrzydzenia, do wymiotów włącznie, przy niesmacznym/zepsutym jedzeniu i "onrzydliwym" zachowaniu innego człowieka. W obu sytuacjach może działać 'trzewna' część wyspy.
-
Chodziło mi ogólnie o niedobór jodu- kropka, nie wiem nic o rolnikach/nie-rolnikach. Oczywiście wrodzone matołectwo (kretynizm) w niedoborze. I oczywiście też np to - slajd. 86/87: www.bip.men.gov.pl/men_bip/.../rozporzadzenie_20081223_zal_4.pdf Bastard, mi ani razu nie chodziło o tłuszcz. Nawet nie pojawił się taki wyraz w moim poście. Nieporozumienie jest moją winą, bo pisałem skrótowo. Mi chodziło konkretnie o homocysteinę, ale w pracy nie miałem czasu o tym pisać. O tę rolę w miażdżycy czerwonego mięsa mi chodziło. Tu jestem zaskoczony, bo tego po prostu nie wiedziałem. Tylko kwestia podstawowa- co to są za gruczoły? Bo jeśli apokrynowe, to jest tak samo, jak u kopytnych- a całkowicie inaczej niż u ludzi. U nas na całym ciele są ekrynowe. I to jest ewenement w świecie zwierząt. Nasze gr ekrynowe są najwydajniejsze. Produkują olbrzymie ilości potu, podczas gdy apokrynowe kopytnych ledwo zwilżają skórę. Ma to oczywiście efekt chłodzący, ale nie taki jak nasz. My w upale nigdy w spoczynku nie dyszymy- a zwierzęta często. nawet goryle i szympansy. Podejrzewam, że psy bezwłose również, przez co wnioskuję, że są to gr apokrynowe. To dlatego nikt nie wyjaśnił tego fenomenalnego przydatku ludzkiej skóry, bo nikt nie ma na to pomysłu. Lepiej przemilczeć. No właśnie nie. Zwiodły Cię proporcje palców. ZObacz co mamy my między kciukiem a wskazicielem (fałd skórny): http://pl.wikipedia.org/wiki/Tabakierka_anatomiczna#/media/File:Linke_Hand_mit_Tabatiere.jpg A teraz porównaj: http://www.ekonomik.opole.pl/projekty/ewolucja/01/materialy/budowa%20reki.gif U małp nic się już nie rozciągnie, żaden fałd skórny zawieszony na krótkim kciuku. Prześledźcie jak pod wodą układa się dłoń w kraulu. To jest realna powierzchnia zagarniająca wodę i dająca napęd. I w zasadzie jest obecnie używana w dalszym ciągu do tego, a nie do uderzania w krtań. To zastosowanie z kolei mnie nie przekonuje. Nos mamy tylko my i nosacze (pływające małpy): https://jadwigasz.wordpress.com/tag/malpy-dlugonose/ Reszta małp ma otwory nosowe: http://kopalniawiedzy.pl/szympans-orangutan-Cooper-Suryia-plywac-Renato-Bender-Nicole-Bender,18648 Brak tylko filmu, na którym szympans zakrywał sobie nozdrza (dziury nosowe) palcami, żeby mu się woda nie wlała przy nurkowaniu na linie. Nie, przecież kopulacje sapiensów i neandertali miały miejsce 50-70 tysięcy lat temu na bliskim wschodzie. Potem byli już tylko wrogami. A skóra, włosy i oczy pojaśniały 7-10 tysięcy lat temu. Dla mnie to kwestia hodowli bydła i TBC. Coraz więcej ludzi, krów i coraz częstsze zachorowania (zakaźność). Do ery tuberkulostatyków leczono ludzi odmą (XIXw), i opalaniem się, bo zauważono, że w miesiącach ciepłych stan gruźlików poprawiał się, dolegliwości zmniejszały się i wracały siły. Witamina D działała dość skutecznie nawet przy zakrytej większej powierzchni ciała. Tak więc przy większym odsłonięciu musiał być jeszcze lepszy efekt. A tak się złożyło, że rozpowszechnienie hodowli bydła i blednięcie skóry Europejczyków koreluje czasowo. Ot cały pomysł.
-
Ja o tym pamietam, ale jedna mutacja nie zawsze pociąga za te "sznurki", równiez za inne, więc wypadkowa korzystna musi byc efektem kilku mutacji przewaznie. Ad1. Pisałem o tym jakiś czas temu. Poza tym nosorozec kest wyjątkiem (zwierzę błotne), reszta to tzw ssaki wodne. Psów golych nie liczę, bo to hodowla a nie natura- nie wytrzymałyby 1 pokolenia w prawdziwym zyciu. Ad2. Chodzi o nos. Ad3. O błonę pławną dłoni ludzkiej. Ad4. Niekoniecznie- u mamutów tez była duza mimo sierści i olbrzymiego garba z tkanki tliszczowej brunatnej. Moze hibernowaly? Ad5. Z naczelnych tylko ludzie płaczą i mają bardzo wydajne gruczoły łzowe. Ad6. Ja akurat nie o tym, a o wstrzymywaniu oddechu, niemoznosci pocia i oddychania równoczweśnie (poza noworodkami). Ad7. No nie wiem, mięso: bezkręgowców, ryb i ssaków morskich nie napędza miazdzycy w przeciwieęstwie do stworzeń lądowych. Ad8. Teraz mamy sól jodowaną, więc matołków nie ma, ale jeszcze w latach 50-ych XX wieku niedoczynność tarczycy na świecie była częsta, poza obszarami przymorskimi. Ad9. Nie mają te zwierzęta tak wydajnych gruczołów potowych jak nasze. Poza tym psy nie mają ich na całym ciele. Ad10. Tak, na zimną wodę owszem, ale to tylko jedna składowa. A czy reagują na głębokość (ciśnienie)? Ja nke wiem, a to zalezy od ukł sercowo-naczyniowego i oddechowego. P.S. Krety pływają i to świetnie- sam widziałem na Wiśle podczas powodzi. Biali stali się nasi przodkowie jakieś 10-8 tysięcy lat temu i mam na to tez swoją hipotezę.
-
Bastard, to potraktuj. Obowiązujące dogmaty nie są w stanie wytłumaczyć pewnych cech naszej anatomii i fizjologii, więc je przemilczają udając , że nie ma sprawy. Konkretnie chodzi o: 1. Golizne 2. Bodowę twarzy 3. Budowę dłoni 4. Tkankę podskórną 5. Gruczoły łzowe (płacz) 6. Budowę krtani 7. Diete "morską" 8. Jod 9. Gruczoły skórne 10. Odruch nurkowy- miałem go nie pisać
-
Bastard, dla mnie bilans energetyczny to motor napędowy ewolucji! Co do utraty/zmikronizowania owłosienia, to ja jestem dość daleko od obowiązujących dogmatów. Dla mnie hipoteza małpy wodnej to święty Graal antropogenezy. I nie ma to kompletnie związku z nurkowaniem bezdechowym. Nawet zdolność mowy według mnie wyewoluowała dzięki nurkowaniu. A przynajmniej zdolność do wstrzymywania powietrza i powolnego wypuszczania była prekursorem artykulacji. Poza tym sama budowa krtani u ludzi dorosłych jest typowa dla zwierząt nurkujących. Niemowlęta mają typowo małpią krtań wysoką. P.S. Buszmeni do dziś zaganiają kopytne na śmierć. W Ameryce Płd Indianie tez tak polowali zatruchtując ofiary do wyczerpania termoregulacyjnego. Być moze Aborygeni tez (jakie zwierzę?), ale nigdy o tym nie czytałem.
-
Neotenia to bezsporny fakt, więc nie będę o nią kruszył kopii. Jednak ja pojmuję ją inaczej. Dla mnie to nie przyczyna, tylko skutek. Tzn jakiś dajmy na to gen (mutacja) zaczyna działać wcześniej niż inny zaprogramowany u przodków i zakłoca przez to (albo wręcz hamuje) działanie tego klasycznego. Dlatego nie dochodzi do ekspresji starego genu a nowy wytwarza zupełnie inne mozliwości, przy których pozostanie przy fenotypie młodzieńczym wpływa na przezywalnosć i reprodukcję. Koszty energetyczne zamiany ekspresji genów się równoważą, a zyski w nowym środowisku są bezsporne. Twarze noworodków szympansich wyglądają jak ludzkie po 70-ce. My po prostu mamy więcej tkanki tłuszczowej podskórnej i dlatego wyglądamy gładko bez zmarszczek. Mamy tez słabsze mięsnie niz szympans zwyczajny- tez jakaś mutacja oszczędzająca metabolizm. Nasze neurony w korze nowej mają o (bodaj) 2 podziały komórkowe więcej niz u szmpansa, ale tu musiałbym sprawdzić źródlo, bo piszę z głowy. Dlatego mamy większy mózg. Wreszcie nasze gruczoły potowe potrafią schładzać temperaturę jak u żadnego innego zwierzęcia. Dlatego nie grozi nam przy wysiłku udar cieplny. Prymitywni łowcy do tej pory wykorzystują taką metodę polowania, gdzie zatruchtują ofiarę na śmierć. Gonią w samo południe np. Gnu nie pozwalając mu na dłouźsze przerwy w celu termoregulacji przez hiperwentylację (HV). Zwierzę po kilku gonitwach w upale pada dobijane przez myśliwych. To się nazywa polowanie uporczywe. I dzięki miemu nie tylko nasz mózg jest dobrze schładzany ale i ma energię w postaci świeżego mięsa. Bieg nie jest dla nas naturalnym wysiłkiem- jest nim chód i trucht. Dobranoc.
-
Pisałem posta i mi wcięło @#$%&* Co bariery czytałem wiele różnych rzeczy na jej temat, i żadna nie była 100% wiarygodna. Co do twoich pytań. Temat jest szeroki i odpowiem w domu wieczorem, jak wrócę z roboty. Nie wiem. Samą postawę może i nie, ale sprawne poruszanie się już tak. Przecież ludzie nie tylko stoją, czy chodzą ale i biegają- a nawet tańczą i to w różnym tempie ( w tym skaczą przez przeszkody). Stać pionowo potrafią i duże prymaty, bonobo nawet nieźle chodzi (ok. 1/4 swojej aktywności) i to mając zajęte obie ręce (np niosąc gałęzie). Chodzi także dość chętnie orangutan, a i goryl czy szympans potrafią pocwałować kilkanaście metrów dwunożnie. I na tym koniec, bo ich lokomocja jest totalnie niewydajna energetycznie. Sęk w tym, że my mamy i szkielet do chodzenia i "oprogramowanie" do chodzenia. I jak dla mnie to w oprogramowaniu najważniejszą częścią jest, zaniedbywany prawie przez wszystkich badaczy, móżdżek. Neuronauka zajęła się obsesyjnie wręcz korą i ukł limbicznym, nawet pniem- ale móżdżek ma, że się tak wyrażę ... z tyłu. Drugą sprawą jest problem warunków środowiskowych, które utrwaliły pionizację i ją najpierw wykreowały. Brachiacja jest z pewnością "matką chrzestną", ale to tylko preludium, z którego reszta bezogoniastych dużych naczelnych nie wyszła. Korzyścią jest też posiadanie 2 wolnych i sprawnych manipulacyjnie kończyn. Jednak kluczowy jest według mnie zysk, jaki dało w gorącym, słonecznym, sawannowym klimacie utrzymanie ciała jak najmniej nasłonecznionego nawet w samo południe. Oszczędność wody, elektrolitów i energii jest kolosalna w porównaniu z czworonogiem, na którego dużą część ciała pada żar z nieba i ogrzewa jego ciało. To co piszę to jednak nic nowego, pewnie to wszystko doskonale znasz. Prawdopodobnie, ale gdyby nie było, to mechanizm taki i tak by wyewoluował. Nie można długo i sprawnie chodzić dwunożnie (a zwłaszcza biegać) inochodem. Gdzieś miałem artykuł o mutacji, która u jakiejś rasy koni jest odpowiedzialna za inochód. Utrwaliła się tylko w hodowli, więc naturalnie osobniki takie by w naturze nie przetrwały. A te, które istnieją, albo nie mają wrogów w swoim środowisku (wielbłąd), albo są na tyle duże, że rzadko padają ich ofiarą (żyrafa,, która jest tak czujna, że śpi maksymalnie do kilkunastu minut na dobę!). Ty mnie zagiołeś, bo nie mam pojęcia. Na 100% ludzki noworodek jest za słaby na jakąkolwiek aktywność poza: oddychaniem, połykaniem, defekacją i płaczem. Nie potrafi nawet utrzymać główki- jest całkowicie zależne od matki. Rodzimy się łysi (goli), słabi i grubi w porównaniu z prymatami. Do tego, gdy już zaczynamy raczkować- to nie przypomina to niczego znanego z natury. Ręce (dłonie) mamy ułożone typowo na podłożu, ale zasuwamy już na kolanach- a to ekstrawagancja. Wiem, że nasze proporcje ciała nie pozwalają na nic innego. Dodatkowo duże naczelne chodzą na knykciach, a nie dłoniach- w przeciwieństwie do wszystkich swoich niższych krewnych. To też zagadka, skąd ten typ lokomocji? Czy z dwunożności i wtórnej czworonożności, czy klasycznej czworonożności na dłoniach? Na knykciach chodzą jeszcze tylko mrówkojady, ale one mają wymówkę w postaci nieziemsko długich i zagiętych pazurów. A goryle, szympansy, bonobo i orangutany? Natomiast to, że niektóre dzieci nie raczkują (vide moja starsza córka) może świadczyć o tym, że aparat mięśniowy i mózgowy (a dla mnie konkretnie- móżdżkowy) nie u wszystkich dzieci nadąża za ciekawością poznawczą maluchów. Moja starsza córka w wieku 8/9 mies wstawała i zaczynała chodzić bez raczkowania, młodsza długo zaś raczkowała. Za to z mową było dokładnie odwrotnie. Niby są ponoć jakieś odwrotne korelacje w rozwoju tych dwóch funkcji, ale statystyk nie znam. Reasumując, jak dla mnie raczkowanie nie jest potrzebne, jest złem "koniecznym" przy móżdżku, który nie dotrzymuje tempa rozwoju korze i/lub mięśniom. Zaznaczam jednak, że to ostatnie jest moim prywatnym zdaniem.
-
@Bastard To ze nuerony nie chodzą na glukozie to jasne. Ale ze astrocyty nie, to dla mnie zaskoczenie. Czym więc palą w piecu astrocyty?
-
Jakoś mam przeczucie, ze @Bastard ma niezły ubaw z wątku zywieniowego. Ja tam w głebokim przekonaniu mam wszystkie diety i zalecenia. Jem 2 x dziennje, do syta i tłusto. Duzo tez mącznych rzeczy i jaj. Zero owoców, za to duzo sałat i cebuli. Lubię piwa dojrzewające (refermentacja) ale nie zawsze mam czas i mozliwości pić. Kawa (sypana- tzw błoto) raz dziennie- tak jak herbata czarna, ze 2 zielone herbaty i duzo wody. Słodycze mi nie odpowiadają. Nie słodzę napojów. Nie lubię przekąsek, najadam się duzo na raz az nie mogę więcej i jakoś nie tyję. Mam mały bębenek, ale to nie otyłość brzuszna. Duzo chodzę- samochodu uzywam gdy naprawdę muszę, no i pływam. RR w normie. A i najwazniejsze, staram sie codziennie spać ok. 7-7,5 godzin, no a 6 h to minimum i wyjątkowo.
-
W całej tej dyskusji padło kilka razy pojęcie pola, które zapełnia nawet "puste" przestrzenie między cząstkami elementarnymi. Moje pytanie brzmi: czym jest/są to pole/pola? Przecieź to na logikę musi być coś materialnego. Jeszcze mniejsze cząstki?
-
Widze, ze troche mnie ominelo przez 2 dni. Po pierwsze, to chyba nikt nie rozumie pojecia wolnej woli w sposob wlaściwy, tak jak jest to dyskutowane w kognitywistyce i filozofii umyslu. Mam wrazenie, ze stad te animozje i niezrozumienie. I moze dlatego lepiej temat zamknąć. Mam 2 pytania: 1. czy nieprzewidzwalnosc ruchu elektronu tzn. jego miejsce w danej jednostce czasu może wynikać z niedokładności naszych urządzeń pomiarowych? Chodzi mi o to, czy ich pomiarowa zdolność rozdzielcza wielkości i czasu jest adekwatna do cech badanego obiektu? Bo być moze stąd bierze się nieokreśloność- oczywiście w moim prymitywnym rozumowaniu. Przecież stałe Plancka są chyba "końcem" najmniejszych jednostek? 2. Czy też aparatura pomiarowa jako obiekt zewnętrzny, oddziałuje (chcąc / nie chcąc) na badany obiekt zmieniając jego stan? Do tego, czy uda się odizolować dokładnie np. badany elektron tak, zeby nic na niego oddziaływało?
-
Cyt. "Dzisiaj paskudna pogoda... zrobiłem 10% tego, co miałem zamiar zrobić... i tak wygląda dzisiaj moja "wolna wola" " A no właśnie. Na ile środowisko zewnętrzne wpływa na badany model? Czy jesteśmy w stanie odizolować badany układ od wpływów zewnętrznych jednocześnie kontrolując cały czas zmiennośc stanów wewnątrz układu tak- żeby całkowicie przewidzieć wynik pomiaru? Mam wątpliwości, bo sam pomiar jakąkolwiek aparaturą już jest ingerencją w badany układ i doprowadza do zmian w jego obrębie. Nawet jeśli bada się pojedynczą cząstkę w mikroskopijnej przestrzeni, to można według mnie ustalić tylko warunki początkowe i (założony) stan końcowy. Pomiar w trakcie badania już naruszy układ i zmieni wynik (stan końcowy) cząstki. Nie wiem, czy dobrze myślę, ale jakikolwiek pomiar jest skazany zawsze na niedokładność i "zaokrąglenie" a'la atraktor, bo czas nie stoi w miejscu- a cząstki się poruszają i reagują ze środowiskiem wewnętrznym. Co do kwantologii. Nie pamiętam, czego to dotyczyło, ale czytałem o pewnym układzie (chyba to był nadprzewodnik), który miał niespotykaną pojemność. Tzn. ile by do niego nie wprowadzić (bodajże) elektronów przyjmował wielokrotności stanu początkowego nie powiększając objętości!!! Pytanie, jak to możliwe??? To tak nieintuicyjne, że nie jestem w stanie tego przetworzyć i zrozumieć. Macie na to jakieś obrazowe wytłumaczenie?
-
Ja nie jestem matematykiem, więc do pięt Wam nie dorastam w naukach ścisłych. Mam o nich małe pojęcie, a opieram się na tym co wyczytałem lub usłyszałem od neuroinformatyków. To co napisałeś to zagadnienia pamięci. Tak naprawdę czy myślimy o przeszłości, teraźniejszości, czy przyszłości- poruszamy się w pamięci trwałej (semantycznej) i operujemy na jej zasobach. Kwestią osobną jest, czy dodajemy do tego pierwiastek emocjonalny (pamięć epizodyczna)- i wtedy myślenie dotyczy już tylko przeszłości, czy też pracujemy na samych suchych danych- plany na przyszłość. Dlatego od razu widać, że teraźniejszość tak naprawdę nie istnieje, jest sztucznym konstruktem językowym- bo czasu nie da się zatrzymać. A przeszłość od przyszłości jest rozpoznawalna na zasadzie przyjętych zasad i logiki (rok 1998 był przed 2004) lub osobistych przeżyć (emocji z nimi związanych - pamięć epizodyczna). Są ludzie, u których mechanizmy regulacyjne wysiadają i nie rozróżniają przeszłości od przyszłości, a nawet tacy, którzy nie rozróżniają przyszłości- bo nie są w stanie tworzyć nowych śladów pamięciowych. A wracając do tematu, żeby obliczyć przyszłość jakiegoś małego układu elementów, na który zadziała jakaś z góry wiadoma siła, w wiadomym momencie i wiadomym okresie (czasie), trzeba mieć według mnie system obliczeniowy rozmiarami i skomplikowaniem przewyższający wielokrotnie układ elementów, który chcemy badać. To z czysto "ekonomicznego" punktu widzenia nieopłacalne. Dlatego uważam, że natura nie "traciłaby" na takie rozwiązania czasu (demon Laplace'a vel Bóg). O ile bardziej system "przewidujący" miałby być skomplikowany trudno powiedzieć. Żeby był jak najszybszy w obliczeniach i najekonomiczniejszy, musiałby się opierać na trikach (algorytmach), a te wymagają pewnych założeń i uogólnień- co samo przez się wyklucza dokładność i jest zaokrągleniem. Tak właśnie działa nasz mózg i widać od dawna ilu iluzjom ulega i jak jest niedokładny. P.S. Nie ja postawiłem to pytanie i nie ja pewnie znajdę na nie odpowiedź. Dla mnie ludzie to biomaszyny, dość skomplikowane, ale jednak. Działają w kilku trybach: spoczynkowych (korowych i podkorowych) i czynnościowych (korowych i podkorowych). A dodatkowo struktury zarządzające tymi trybami są w dynamicznej równowadze i od wielu czynników (impulsów) zależy, który system weźmie w danej chwili górę i jak wpłynie to na resztę systemów. A teraz napiszcie mi coś o fizyce kwantowej, bo mimo, że tego nie "chwytam" dostrzegam piękno tej magii
-
Nie obrażam się. Konkretnie to chodziło mi o kwestie modeli obliczeniowych potencjałów w neuronach. Żeby drzewo dendrytyczne osiągnęło odpowiedni stan przekraczający potencjał wzgórka aksonkwego elementy presynaptyczne muszą się zgrać co do miejsca i czasu. A ponieważ jest ich dużo i zmiany następują niezwykle szybko, pamiętam ze jakiś informatyk tlumaczył mi to na schemacie atraktora grupując pojedyncze neurony w zespoły, a następnie w kolumny i szlaki. Zrozumiałem to po"swojemu", jako rachunek prawdopodobieństwa- czyli taki uśredniony wynik. Wynikało z tego w każdym razie, ze pracy mózgu nie da się przewidzieć ze 100% pewnością. Jest w niej za dużo zmiennych w małej jednostce czasu. A jeśli tak jest w małym przestrzennie mózgu, to we wszechświecie wszystko, na tym etapie naszych mozliwości, nie da się za wiele przewidzieć. Temat jest dla mnie interesujący z punktu widzenia rozważań odnośnie pojęcia wolnej woli. Jeśli sam umysł nie do końca steruje swoim zapleczem i ma na niego ograniczony wpływ, jak mozemy twierdzić, ze jesteśmy panami własnego losu? Skąd przeświadczenie, ze świadomość jest siłą sprawczą- a nie wtórnym rejestratorem percepcyjnym o dużej złożoności? A stąd już tylko krok do filozoficznych dyskusji o dualizmie i monizmie.
-
Takie tematy są jak słone paluszki lub chipsy. Jesz, jesz i jesz a i tak jesteś dalej głodny i wciąż masz ochotę na więcej. To dziedzina, gdzie fizyka i filozofia splatają się w węzeł gordyjski, a mnogość wątków, które mozna poruszyć jest olbrzymia. Demon Leplace'a (vel Bóg) to osobny problem i chyba nie ma sensu go specjalnie omawiać. Natomiast apropo's poruszonej wyżej "balistyki" chętnie dowiem się od fizyków na temat ataktorów, bo o mechanice kwantowej pojęcie mam marne.
-
Sytuacje, jak te opisane powyżej są, troszkę przeinaczeniem faktów neurobiologicznych. Prawdą jest, że to mózg podejmuje decyzje, ale my (czyli rozum i emocje) też jesteśmy (mniejszą) częścią tego mózgu. Generalnie chodzi o tak zwane "uświadamianie". Decyzje są podejmowane niejawnie wcześniej, przez inne ośrodki mózgowe, a dopiero po kilkuset milisekundach (ok. 0,5 s) trafiają do tych struktur mózgowych, które kojarzone są ze świadomością i dopiero wtedy odczuwamy je świadomie. A ponieważ dla naszego "JA" ta różnica czasowa jest niezauważalna, odbieramy nasze decyzje jako świadome i przemyślane, co de facto nie ma miejsca. Pierwszy dowiódł to Benjamin Libet w swoim słynnym już eksperymencie, gdzie na podstawie potencjałów gotowości był w stanie przewidzieć wcześniej zachowanie człowieka badanego, zanim on tego doświadczył. I jest to prawda. Nie ma to jednak, według mnie, nic wspólnego z odpowiedzialnością prawną osób, które złamały prawo. To zupełnie inne kwestie. Przecież nawet "Nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności"!!! jak więc mogłaby to zrobić mylnie interpretowany fakt neurobiologiczny?
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 6 z 7
