Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

mikroos

Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    9800
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    31

Zawartość dodana przez mikroos

  1. mikroos

    Alkohol jak papieros

    Ach, szkoda tylko, że sam mechanizm onkogennego działania alkoholu jest wciąż nie do końca jasny ???
  2. Bardzo ciekawy pomysł. Mam tylko pewne wątpliwości, czy się przyjmie i czy tak naprawdę będzie rzeczywiście ułatwiał pracę, czy tylko stanie się gadżetem. Nie bez podstaw to piszę, bo miałem okazję oglądać pracę kilku laboratoriów tomografii (zarówno tomografii rentgenowskiej, jak i NMR) i zdecydowana większość zarówno radiologów, jak i np. chirurgów korzystała wyłącznie z obrazów 2D, choć od dawna mogą stosować obrazy trójwymiarowe. Nie zdziwię się, jeśli wielu klinicystów będzie też wolało tradycyjną kartotekę medyczną, co najwyżej podzieloną na "działy tematyczne" jak np. "układ pokarmowy", "układ nerwowy" itd. Swoją drogą nawet przygotowując się bezpośrednio do operacji większość lekarzy woli mieć kilka zdjęć 2D z kilku perspektyw, niż jedną projekcję 3D. No, ale na pewno projekt jest ciekawy i jeśli pomoże chociaż jednemu lekarzowi lepiej pomagać, to jest tego wart
  3. Jeszcze raz, żeby sprecyzować: Ja od początku to mówiłem, że samotność powoduje zmiany w ekspresji genów, a przez to słabszą odporność i mniejsze szanse na znalezienie partnera. To Ty, a nie ja, wysnułeś hipotezę, że mniej korzystne warianty genów u danego osobnika powodują pogorszenie odporności i w konsekwencji samotność. Więc z łaski swojej zdecyduj się wreszcie. I nie zapominaj proszę o odpowiedzi na pytanie o Twoje wykształcenie w tej dziedzinie.
  4. Bardzo ciekawy proces i wg mnie słuszny wyrok
  5. wogóle nie masz pojęcia o genetyce. ROTFL, zdarza Ci się pisać głupoty, ale teraz przechodzisz sam siebie. Ale w sumie co ja tam będę mówił, przecież nie mam pojęcia o genetyce po paru miesiącach pracy w laboratoriach genetycznych. Nic a nic. Jeśli się uprzeć, to można by i tak zdefiniować śmierć, że jest to całkowite ustanie ekspresji genów A ja zapytam tymczasem od innej strony: czym w takim razie wytłumaczysz "śmierć z żalu"? Słucham Twojej hipotezy, co takiego się dzieje? Bo mnie jednak wydaje się, że wszystko opiera się o ekspresję genów: smutek -> hormony -> zmiana ekspresji genów -> pogorszenie kondycji -> śmierć. Ty naprawdę chyba sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo "elastycznym" są tworem i jak ogromną dają pulę możliwości. No, ale słucham Twojej hipotezy. A teraz, to już kompletnie nie rozumiem: Z kolei wcześniej napisałem do Ciebie, co Ty potwierdziłeś: Zdecyduj się wreszcie :] Bo jeszcze niedawno pisałeś, że to "mniej korzystne" geny powodują pogorszenie odporności i samotność, a teraz starasz się wmówić mi, że żal powoduje "zmiany w genach". A na koniec najważniejsze. Nie prowadziłeś tych badań, przeczytałeś jedynie szczątkowy materiał, a starasz się wyrażać w roli eksperta i podważać opinię człowieka, który zapewne poświęcił co najmniej parę miesięcy na potwierdzenie swojej tezy. Na dodatek ten człowiek jest profesorem. To zwykła buta i arogancja. Wrócę do mojego pytania, zadanego niedawno: jakie masz wykształcenie w tym kierunku, ze tak się wywyższasz ponad innych swoją rzekomą wiedzą z genetyki? Bo ciągle na to pytanie nie odpowiedziałeś, a mnie niemiłosiernie interesuje, jakie masz w tym kierunku wykształcenie i źródła wiedzy z tej dziedziny.
  6. A gdzie tam, wystarczy pohodować troszkę w korzystnych warunkach ziemskich - bakterie wtedy stopniowo tracą zjadliwość, bo synteza czynników oporności jest wtedy nieopłacalna Właściwie tylko kilka gatunków utrzymuje wysoką zjadliwość mimo hodowli na pożywkach.
  7. Odpowiedź zależna od przeciwciał jest w przypadku nowotworu mało istotna i tak naprawdę często nawet nie jest w stanie nowotworowi realnie zaszkodzić (pomijam terapię przeciwciałami monoklonalnymi, bo to inna bajka). Dużo, dużo istotniejsza jest odpowiedź cytotoksyczna. Czy byłbyś w stanie gdzieś znaleźć dla mnie ten artykuł o makrofagach? Brzmi to bardzo ciekawie, choć - z całym szacunkiem - mało konkretnie i nie do końca rozumiem, na czym miałoby polegać to "zmuszanie makrofagów do współpracy". Jakbyś wykopał mi gdzieś linka, byłbym bardzo zobowiązany. Pozdrawiam!
  8. Albo nie, jeszcze coś, ale do Sebaci Zaciekawiony Twoim postem postanowiłem pogrzebać nieco na temat tych leków przeciwzapalnych. Okazuje się, że obaj mieliśmy po trochę racji. Otóż rzeczywiście jest lek przeciwzapalny (kolchicyna), który powstrzymuje rozwój nowotworu - tyle tylko, że chodzi o kompletnie inny mechanizm. Otóż nowotwór jako taki rzeczywiście jest powstrzymywany, ale tak naprawdę to nie "przeciwzapalność" kolchicyny jest tutaj istotna, tylko fakt, że blokuje ona bardzo skutecznie podziały komórek na drodze zupełnie niezależnej od tej, która wywołuje zniesienie stanu zapalnego. Czyli rzeczywiście lek przeciwzapalny powstrzymuje rozwój nowotworu, ale nie dzięki powstrzymaniu zapalenia, a dzięki bezpośredniemu blokowaniu podziałów komórkowych (dokładnie mówiąc: dzięki blokowaniu polimeryzacji tubuliny, która tworzy struktury niezbędne dla zajścia podziału). Tylko tak na marginesie warto dodać, że ze względu na wysoką toksyczność kolchicyna jest bardzo rzadko stosowana jako lek przeciwzapalny, przeważnie szuka się innych środków. No, ale fajnie, że wspomniałeś, zawsze jest to jakaś dodatkowa wiedza :] I jeszcze jeden artykuł: http://www.bio.com/newsfeatures/newsfeatures_research.jhtml?cid=4800021 - z niego z kolei wynika, że stan zapalny rzeczywiście może przyspieszyć rozwój nowotworu, ale znowu: raczej to nie nowotwór indukuje stan zapalny, tylko raczej wykorzystuje zapalenie, które już powstało. Podejrzewam, że wiąże się to z intensywnym przepływem krwi, który może zwiększać ukrwienie guza oraz ułatwiać przerzutowanie, ale to tylko moja hipoteza. Jest też wspomniane o NF-kappa-B, tylko że opisanie go w artykule jako białka prozapalnego to baaaardzo duże uproszczenie, ledwie wymienienie jednej z bardzo wielu funkcji. Przede wszystkim NF-?B silnie zwiększa ekspresję wielu genów sprzyjających rozwojowi nowotworu. Ale przyznaję, miałeś rzeczywiście sporo racji! Swoją drogą, rewelacyjny temat na projekt badawczy pozdrawiam
  9. Faktycznie. Na temat wykrywania chorób rzuciłeś puste hasło o badaniu linii papilarnych i cebulek włosa, którego do tej pory nie sprostowałeś na tyle jasno, żeby zdanie to było prawdziwe, bo podobnie jak w temacie o "konspirujących genach" założyłeś chyba, że materiał genetyczny człowieka jest stały, a organizm człowieka zawsze przewidywalny. Natomiast wątek o leczeniu podjął Sebaci swoim zdaniem o "archaicznym wycinaniu płatów płuc" i moim zdaniem dyskusja na tym zyskała, więc odpowiadałem dalej na tamte posty. Skoro się przyłączyłeś do tej dyskusji, to nie miej mi teraz za złe, że wspólnie ją ciągnęliśmy i to w momencie, gdy zaczynasz tracić argumenty dla obrony swoich supertabletek. Natomiast porównania extasy do leków ciągle nie rozumiem i chyba nawet nie będę więcej próbował. Mogłeś użyć znacznie lepszego przykładu... Zresztą, mniejsza o to. pzdr.
  10. Wiesz co, to jest chyba kwestia pożywienia. Sam miałem taką rybkę jak lobeo - co prawda nie była przezroczysta, ale miała fantastyczne, głębokie barwy. Kupiona prosto od zawodowego hodowcy, który rybki rozpieszczał, a sprzedawał po naprawdę ludzkich cenach jak dla amatorów I rzeczywiście, w amatorskim akwarium po jakimś czasie traciły kolory i stawały się niemal zupełnie zwykłe, nie wyróżniały się już tak pięknie. Także niestety, chyba trzeba by było zainwestować w dość drogie pokarmy, żeby utrzymać takie rybki w "odpowiednim" stanie.Tylko ciekawe, jak to zrobić, jak w jednym akwarium ma się różne gatunki z różnymi wymaganiami w odnośnie do pożywienia ;P
  11. Nie do końca, sporej części zdarza się jeść mięcho, a niektóre robią to nawet regularnie. Wegetarianie dadzą sobie radę, z weganami gorzej. Nie jest to co prawda niemożliwe, ale ciężko jest skomponować naprawdę pełnowartościową dietę wegańską. A już na pewno taka dieta wymaga znacznego przestrzegania pewnego reżimu, w przeciwieństwie do diety uwzględniającej mięso, która jest znacznie łatwiejsza.
  12. Tytułem wstępu: wygadujesz kompletne głupoty, ale z racji Twojej nieznajomości tematu nie mam Ci tego za złe. Dlaczego leki tyle kosztują? Owszem, jest w tym ogromny i podły biznes - ale właśnie ten fakt jest jednym z powodów, dla których osobiście preferuję chirurgię tam, gdzie można ją zastosować bez szkody dla pacjenta. Ot, po prostu można nieco utrzeć nos tej nienasyconej hydrze. Ale wracając do meritum: po pierwsze, przykład ecstasy jest zwyczajnie idiotyczny, a dokładniej: porównywanie go z lekami. W przypadku narkotyków nie ma żadnych norm produkcji: ani badania czystości, ani reżimu mikrobiologicznego, ani optymalizacji dystrybucji leku w organizmie itp. Po drugie, koszty legalizacji leku (czyli od momentu odkrycia substancji poprzez testy in vitro, in vivo na myszach, a potem in vivo na ludziach) to około 10 lat pracy i pół miliarda (500 milionów) dolarów. Nic dziwnego, że przy takich nakładach lek musi kosztować nawet, jeśli później produkcja pojedynczej dawki leku nie jest aż tak droga. Owszem, tak jak mówię jest w tym ogromny i strasznie śmierdzący biznes, ale porównywanie tutaj nowoczesnych leków produkowanych w hiperkontrolowanych warunkach z ecstasy to zwykła pomyłka. Poza tym pamiętaj, że leki takie jak np. przeciwciała monoklonalne (coraz częściej stosowane w praktyce klinicznej) kosztują w produkcji masowej około 1000 USD za gram (mam na myśli rzeczywisty koszt produkcji, a nie cenę produktu!), czyli też nie tak znowu mało. Do tego dolicz sobie koszty, które trzeba było ponieść żeby odkryć ten lek, zakupić linie produkcyjne, załatwić procedury patentowe - i w efekcie masz nienajgorszą sumkę. A insynuacje, że bronię biznesu farmaceutycznego schowaj sobie głęboko do kieszeni, bo nigdy niczego takiego nie napisałem, nie pomyślałem i nigdy tak nie uważałem - zwyczajnie mnie obrażasz pomawiając mnie o coś takiego. Poza tym nie rozumiem, skąd w ogóle masz ten pomysł: przecież ja od samego początku piszę o tym, żeby nie faszerować ludzi niepotrzebnie lekami, gdy można tego uniknąć, a Ty mi nagle wyskakujesz z zarzutem, że staram się ludziom wciskać drogie leki. Zastanów się, o czym Ty w ogóle piszesz! Z kolei przeciwstawianie chirurgii i farmakoterapii jest w tym wypadku bardzo sensowne, bo póki co to Ty cały czas coś piszesz o cudownych tabletkach, które mają pomagać. Ja z kolei cały czas konsekwentnie piszę o tym, że obecnie resekcja fragmentu płuca jest obowiązującym i bardzo skutecznym standardem i że nie ma potrzeby udziwniać tego schematu leczenia. Bo po co obciążać pacjenta lekami, gdy operacja jest znacznie prostsza i efektywniejsza od najlepszych stosowanych obecnie leków? Jeśli natomiast mówimy o poszukiwaniu nowych metod: jasne, że trzeba ich szukać. Tyle tylko, że potrafię Ci od ręki wymienić kilkadziesiąt chorób, na które medycyna jest kompletnie bezradna lub co najmniej powinna poczynić duży postęp i to jak najszybciej. I zapewniam Cię, że zlokalizowany (czytaj: niedający przerzutów i dający się wyciąć) nowotwór płuc absolutnie do nich nie należy. Znacznie istotniejsze jest to, żeby zająć się tymi chorobami, na które obecnie nie ma rozwiązań, a potem - w drugiej kolejności - można się zajmować udoskonalaniem tego, co już jest dobre. Szkoda pieniędzy, szkoda głów naukowców, szkoda wysiłków i szkoda potencjału na badania nad stosunkowo prostymi do wyleczenia chorobami, gdy medycyna ciągle rozkłada ręce nad AIDS, stwardnieniem rozsianym, chorobą Huntingtona itd. itd. itd. Jak zajmiemy się tym, to na stosunkowo proste przypadki raków też pewnie przyjdzie czas. Ale jeszcze nie teraz.
  13. Ależ ja to doskonale rozumiem. Tylko ponawiam mój apel: podaj mi przykład dokładnie stuprocentowego prawdopodobieństwa w genetyce. Bo mnie uczyli choćby takiego detalu, że są jszcze mutacje, które są ściśle przypadkowe i nie można ich przewidzieć - a więc wprowadzają pewną dozę niepewności do tych Twoich 100%. Poza tym jeszcze niedawno mówiłeś o stuprocentowej pewności, a teraz opowiadasz co najwyżej o *obliczeniu* 100% prawdopodobieństwa - istnieje KOLOSALNA różnica pomiędzy obliczeniem hipotetycznym, a praktyką. A Ty wrzucasz to w jeden worek, jakby człowieka się dało rozpisać na kartce i policzyć. Po raz kolejny widzę po Tobie, że traktujesz medycynę i biologię jak liczby, które zawsze są idealne jak figury u Euklidesa. A życie jest niestety bardziej skomplikowane, niż Ty byś chciał to widzieć. Powtarzam też moje pytanie: jakie masz źródła wiedzy, że wyrażasz tak radykalne poglądy z tak ogromną pewnością?
  14. Ależ wręcz przeciwnie, to jest bardzo istotne. Starasz się (i upierasz się przy tym, żeby) szukać skomplikowanych alternatyw dla prostych i bardzo skutecznych metod. A "szczęście polega na tym, żeby z rzeczy prostych nie tworzyć umysłowych labiryntów", czy jakoś tak to było w piosence Jak już chcesz uratować świat, to naprawdę są pilniejsze rzeczy niż zastępowanie chirurgii, która doskonale daje sobie radę. Problem jest w tym, że po operacji budzisz się i po paru dniach jesteś w stanie iść do domu, a braku płuca nawet nie odczujesz (utrata nawet całego płuca w ogóle nie ogranicza sprawności człowieka). Natomiast przy lekach zawsze masz efekty uboczne (nie ma ani jednego leku, który nie daje efektów ubocznych) tak długotrwałe, jak sama terapia, albo i dłuższe. Tylko do Ciebie to chyba nie dociera, a dumanie o tym, że kiedyś będą takie leki, po których nie będzie efektów ubocznych, możesz włożyć między bajki na tak długo, aż odkryje się chociaż jeden taki lek. Póki co bajdurzysz o niczym, na dodatek nie mając ku temu przesłanek. Wizjonerstwo jest fajne, ale wtedy, gdy ma się kompetencje, by mieć wizję i konkretne pomysły, jak to zrobić. a Ty rzucasz ciągle puste hasła, w ogóle nie opierając ich na faktach. Jeśli chodzi o możliwości nauki, to jakoś ciągle ich nie widzę na takim poziomie, na jakim Ty byś chciał. Jest parę leków, ale żaden z nich póki co nie jest bardziej skuteczny od prostej operacji. Poza tym mówiąc o medycynie MUSISZ mówić o praktyce, bo medycyna to działąnie przy pacjencie, a nie w laboratorium!!! Powtarzam apel: zejdź na ziemię i jako hipotetyczny badacz zajmij się tym, co jest prawdziwym wyzwaniem, a nie udziwnianiem rzeczy prostych, bo na takie rzeczy nawet grantu nie dostaniesz. To nie fizyka teoretyczna;, to bardzo konkretni pacjenci, którym trzeba pomagać. Na dodatek jeśli sądzisz, że nie jest istotne pytanie, "co jest bardziej skuteczne", to idź i powiedz to pacjentom albo daj im aspirynę zamiast chemioterapii. Albo łyknij sobie szklankę wody w celu wyleczenia bólu zęba - wtedy może dotrze do CIebie, że skuteczność jest bardzo istotna. Nie rozumiem, jak można nie pojąć tak oczywistej rzeczy. Na dobrą sprawę ciągle dumasz o niczym zamiast pomyśleć o tym, że te efekciarskie terapie mają przynieść pomoc człowiekowi, ułatwić mu przeżycie i poprawić jakość życia - takim ludziom gadanie, że za 20 lat lepsza terapia będzie chlebem powszednim humoru nie poprawi >
  15. No jasne - ale wzrost ilości mutacji przy stałym ryzyku, że dana mutacja jest szkodliwa, i tak zwiększa ryzyko mutacji zmieniającej przyszłą sekwencję aminokwasową, prawda? Poza tym policz sobie z rachunku prawdopodobieństwa (choćby w przybliżeniu), jak niska jest szansa, że spośród wszystkich możliwych zmian określona będzie właśnie nieszkodliwa - niestety zdecydowana większość z mutacji ma wpływ na sekwencję aminokwasów w białku. Jasne, ja nie mówię, że te badania są bez sensu i nie wiadomo co jeszcze. Tyle tylko, że twierdzenie już teraz, że są skuteczne, to lekkie nadużycie. Równie dobrze można by stwierdzić, że "co prawda aspiryna nie leczy AIDS, ale kto wie - jak się udoskonali terapię..." Chyba rozumiesz, co mam na myśli Po prostu chyba troszkę za wcześnie na takie spekulacje, na pewno środki przeciwzapalne na chwilę obecną są mniej zachęcające niż immunoterapia.
  16. Nie, nie zaprzeczam sobie, gdybyś wykazał odrobinę dobrej woli zrozumiałbyś, co mam do napisania. Chodzi mi o to, że łopatka to taki gadżet: jest średnio skuteczna, są znacznie lepsze metody, ale łopatka jest nowa i kolorowa, więc koniecznie trzeba ją wykorzystać. Tylko zasadnicze pytanie brzmi: PO CO? Masz rewelacyjnie skuteczną "koparkę", czyli skalpel, który może jest mniej efektowny, ale za to fantastycznie spełnia swoje zadanie. a Ty upierasz się przy tabletkach, które są znacznie mniej skuteczne i efektywne, ale za to są nowe, kolorowe, dobrze zareklamowane i pogrążasz się w takim gadżeciarskim Sci-Fi, zamiast po prostu "działać" i "leczyć".
  17. to właśnie więcej takich jak ty i mamy człowieka biegającego z dzidą. a poza tym zaprzeczasz sam sobie: najpierw mówisz że piszę sci-fiction a potem mówisz że latam z prymitywną łopatką. Jeszcze więcej takich jak Ty i wejdziemy w erę efektownych, ale nieefektywnych terapii. Zrozum, medycyna to nie gadżety, tylko działanie: skuteczne, "cost-effective" (nie ma w Polsce tłumaczenia tego słowa, więc używam oryginału) i bezpieczne. Niestety farmakoterapie są w przypadku wczesnych nowotworów droższe, znacznie mniej skuteczne i średnio bezpieczne - czyli oferują znacznie niższy stosunek efektów do kosztów i nakładów. A do tego dają efekty uboczne znacznie bardziej intensywne i długotwałe, niż w przypadku chirurgii. Skoro już mamy rozwijać leki, to znacznie lepiej jest rozwijać je tam, gdzie nie ma innych alternatyw. Tam, gdzie chirurgia daje sobie w 100% radę, dajmy sobie póki co spokój i zajmijmy się tym, z czym póki co kompletnie nie dajemy sobie rady. Nie ma ciągle wystarczająco skutecznego leku np. na raka nerki, a Ty upierasz się, żeby udoskonalać chirurgię w przypadku zlokalizowanych zmian w płucu, na które istnieje rewelacyjnie skuteczna metoda.
  18. Ale tak jak Tobie pisałem wcześniej: to wszystko jest prawdą in vitro. In vivo tak wesoło nie jest. Ehhh, pierwszy i podstawowy błąd laika (z całym szacunkiem): nie rozróżniasz informacji genetycznej i kodu genetycznego. Kod genetyczny to sposób zapisu informacji w postaci sekwencji, jest uniwersalny dla całego świata ożywionego (z bardzo nielicznymi wyjątkami) i jest taki sam w nowotworze, jak w zdrowej tkance. Kod genetyczny to coś takiego, jak system plików na dysku: informuje, jak odczytywać dane, ale sam w sobie nie jest ich nośnikiem. Ale wracając do meritum: musimy odróżnić jeszcze dwie rzeczy, czyli uszkodzenie DNA i mutację. Jeśli nastąpi uszkodzenie (czyli np. zmiana sekwencji DNA, pęknięcie nici itp.), to aktywują się mechanizmy naprawy DNA i istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że uda się przywrócić prawidłową strukturę DNA. Jest co najmniej kika mechanizmów naprawczych, więc szansa utrwalenai się uszkodzenia jest bardzo niska. Jeśli zaś uszodzenie nie zostanie naprawione i zostanie utrwalone (a potem może zostać "odziedziczone" przez kom. potomne), to mamy mutację. I teraz odpowiedź bezpośrednio na Twoje pytanie: test genetyczny w takim wypadku pozwala określić, na ile wydajne są mechanizmy naprawy DNA. Są liczne geny (CHEK2, BRCA1, BRCA2, NOD2, MSH6, MSH2, MLH1 etc., etc., etc.), które kodują właśnie białka odpowiedzialne za naprawę - jeśli są wadliwe, to istnieje dużo większe ryzyko, że uszkodzenie DNA zostanie utrwalone jako mutacja. A kumulacja nienaprawionych uszkodzeń, czyli mutacji, może spowodować nowotwór. Czyli rzecywiście nie możesz przewidzieć, kiedy nastąpi uszkodzenie, ale możesz z pewnym przybliżeniem przewidzieć, jak wiele uszkodzeń zostanie nienaprawionych. Zdecydowanie staram się, żeby to byla dyskusja, a nie kłótnia
  19. Wręcz przeciwnie - dumaniem niezgodnym z rzeczywistością jest wiara, że na wszystko znadjzie się pigułka i w to, że jeszcze ileś tam lat i chirurgia będzie przeżytkiem.
  20. chyba nie chcesz mi wmówić że "geny konspirują przeciwko samotnym". Nie, bo nie uważam genów za twory zdolne do świadomej konspiracji. No to poproszę o konkretny przykład. Co można obliczyć ze 100% pewnością na podstawie genów? Bo chyba mamy różne pojęcie "stu procent", skoro organizm zawsze może np. przedwcześnie umrzeć i lipa wyjdzie z tych Twoich stu procent. Pomiając już taką ewentualność, bardzo nieliczne zespoły nowotworowe dają bliskie 100% ryzyka zachorowania (np. rodzinna polipowatość jelita grubego). Podkreślam, bardzo nieliczne. No to w końcu 100%, czy nie? Bo jak 100%, to po co się w ogóle siłować, skoro i tak, i tak się zachoruje? No to skąd bierzesz swoją wysoce specjalistyczną wiedzę o onkologii i genetyce człowieka? Bo chętnie poznam te Twoje superaktualne źródła, zgodnie z którymi którykolwiek genetyk twierdzi, że potrafi coś przewidzieć z prawdopodobieństwem 100%.
  21. Widać, że nigdy nie byłeś na oddziale onkologii. Zapewniam, że to abrdzo ciekawe doświadczenie, które zostaje na całe życie w głowie. I jednocześnie zapewniam, że zdecydowanie każdy rozsądny człowiek wolałby żyć bez jednego organu, niż łykając leki przeciwnowotworowe. Naprawdę radzę zejść na ziemię i oderwać się wreszcie od Sci-Fi. Bo to, o czym Ty mówisz, to jest właśnie Sci-Fi, tego typu terapie nie są i nie będą tak tanie, jak Ty sobie o tym raczysz marzyć. I jeszcze jedno: w przypadku mało zaawansowanego nowotworu zabieg chirurgiczny jest zwyczajnie skutczniejszy od jakiejkolwiek farmakoterapii. Mam wrażenie, że zachowujesz się jak dziecko (choć broń Boże nie uważam Ciebie za człowieka dziecinnego), któremu dawno zabawkową łopatkę: musisz się nią pobawić, nieważne, że koparka zrobiłaby to samo i szybciej, i skuteczniej - ale przecież łopatka jest taka urocza i fajna i kolorowa, nie?
  22. No to właśnie powiem, że Ty się strasznie mylisz, bo układ odpornościowy próbuje zlikwidować komórki nowotworu - czyli tłumiąc działanie układu odpornościowego tłumisz odpowiedź organizmu na nowotwór. Owszem, pewne leki przeciwzapalne próbowano stosować w testach in vitro, lecz in vivo poniosły sromotną klęskę, bo co najwyżej blokowały efekty uboczne istnienia nowotworu, ale absolutnie nie zabijały komórek Natomiast co do immunoterapii nowotworów, czyli indukowania odpowiedzi immunologicznej na nowotwór (czyli "szczepionki przeciwnowotworowej", która indukuje! zapalenie i odpowiedź) odsyłam do prac prof. Andrzeja Mackiewicza Natomiast leki niszczące naczynia to tzw. inhibitory angiogenezy, spośród których co najmniej kilka jest już zarejestrowanych do leczenia. Choć to fakt, badania ciągle trwają (stąd być może masz "najnowsze doniesienia"), bo ta właśnie grupa leków wydaje się być ekstremalnie obiecująca na przyszłość, razem z immunoterapią właśnie. I na całe szczęście pozwalają już teraz leczyć więcej nowotworów, na czele z rakiem jelita grubego (Avastin / bevacizumab), choć tak jak mówię, testy w leczeiu przeróżnych nowotworów trwają. Pozdrawiam.
  23. I tu się bardzo mylisz. Geny to nie sztywny program rozwoju organizmu, tylko pula możliwości. W zależności od stylu życia włącza się lub wyłącza ten lub inny gen i dopiero to połączenie czynników genetycznych z środowiskowymi buduje rzeczywisty rozwój organizmu. A zupełnie na marginesie sympatycznie by było, gdybyś nie kwestionował wiedzy osoby z tytułem profesora mając osobiście jedynie wiedzę z czasopism popularnonaukowych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...