To botnet, nie phishing?
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Technologia
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Gmail to najpopularniejsza poczta na świecie, która może pochwalić się prawie 2 miliardami aktywnych użytkowników. Oznacza to, że usłudze tej zaufała już niemal jedna czwarta ludzkości! Nie wszyscy jednak wiedzą, że oprócz standardowej poczty, przeznaczonej dla użytkowników prywatnych, dostępny jest też Gmail dla firm. Jakie są najważniejsze cechy niezawodnej skrzynki od Google w jej biznesowej odsłonie? I dlaczego warto wybrać ją do swojej firmy? Przekonajmy się!
Gmail dla firm, czyli adres pocztowy w domenie
Jedną z głównych różnic między prywatną pocztą od Google a Gmailem dla firm jest to, że w tym drugim przypadku możliwe jest utworzenie adresu pocztowego w domenie własnej firmy. W praktyce oznacza to, że zamiast adresu imię.nazwisko@gmail.com, użytkownik może ustalić adres imię.naziwsko@nazwafirmy.pl. Różnica teoretycznie nie jest znacząca, ale w praktyce jednak tak – profesjonalny adres zwiększa zaufanie do firmy zarówno wśród jej klientów, jak i kontrahentów.
Co więcej, dla każdego wykupionego konta można – bez ponoszenia dodatkowych kosztów – ustawić nawet 30 aliasów, czyli alternatywnych adresów pocztowych, takich jak np. biuro@nazwafirmy.pl, kontakt@nazwafirmy.pl czy inicjały@nazwafirmy.pl. Po takiej konfiguracji poczty, wszystkie wiadomości wysłane na każdy z tych adresów będą spływały do jednej, wskazanej przez użytkownika skrzynki.
Miejsce na dysku w chmurze
Gmail dla firm dostępny jest w ramach pakietu Google Workspace, który można wykupić w jednym z czterech planów subskrypcyjnych. Niezależnie od wyboru, do każdego konta przypisane będzie o wiele więcej miejsca na dysku w chmurze, niż w przypadku Gmaila dla użytkowników prywatnych. Już w najniższym pakiecie, Google Workspace Business Starter, każdy z użytkowników ma do dyspozycji 30 GB na Dysku Google (w porównaniu z 15 GB przypisanymi do prywatnego Gmaila). W pozostałych planach wartość ta wynosi od 2 do 5 TB. W najwyższym z dostępnych pakietów, Google Workspace Enterprise, można też wnioskować o nielimitowane miejsce na dysku w chmurze.
Dodatkowe aplikacje w pakiecie
To jedna z najważniejszych cech Gmaila dla firm, na jaką zwracają uwagę przedsiębiorcy. A mianowicie – decydując się na firmową pocztę od Google, nie muszą już wykupywać dodatkowych licencji na programy biurowe. W każdym pakiecie Google Workspace dostępne są bowiem takie aplikacje do tworzenia, zarządzania i komunikacji jak: Dokumenty, Arkusze, Prezentacje, Formularze, Witryny, Chat, Meet, Kalendarz, Keep i Jamboard.
Wszystkie wymienione programy są narzędziami chmurowymi, co oznacza, że pracownicy nie muszą instalować ich na lokalnych dyskach komputerów. Wszystko, czego potrzebują, aby zyskać dostęp do firmowych zasobów to urządzenia, za pośrednictwem których mogą zalogować się na swoim koncie Google (np. laptop, telefon czy tablet).
Zaawansowane zabezpieczenia przed spamem i phishingiem
Gmail słynie z doskonałych filtrów antyspamowych, jednak w biznesowej wersji aplikacji ochrona ta jest na jeszcze wyższym poziomie, niż w przypadku darmowej poczty. Administratorzy firmowych instancji Google Workspace mogą dodatkowo skonfigurować ustawienia aplikacji w taki sposób, aby mieć pewność, że dane przetwarzane przez pracowników przedsiębiorstwa są zupełnie bezpieczne. Zaawansowane ustawienia filtrów antyspamowych sprawią zaś, że zamiast przedzierać się przez dziesiątki niechcianych maili, pracownicy będą mogli skupić się na wykonywaniu swoich służbowych obowiązków.
Gmail dla firm – podsumowanie
Gmail dla firm dostępny jest w pakiecie z innymi programami biurowymi w ramach usługi Google Workspace. Biznesowa odsłona aplikacji pozwala tworzyć adresy we własnej domenie, wyposażona jest w zaawansowane filtry antyspamowe i odznacza się dostępem do dużej ilości miejsca na dysku w chmurze.
Jeśli chcesz w praktyce poznać możliwości firmowej poczty od Google, skontaktuj się z krajowym partnerem Google Cloud (takim jak na przykład firma FOTC), gdzie będziesz mógł za darmo testować tę usługę dwa razy dłużej, niż wykupując do niej dostęp bezpośrednio na stronie producenta.
Chcesz dowiedzieć się jeszcze więcej na temat Gmaila w wersji dla firm? Zajrzyj tutaj: https://fotc.com/pl/blog/gmail-dla-firm-wszystko-co-musisz-wiedziec/
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Microsoft zatrudnił byłego projektanta układów scalonych Apple'a, , który wcześniej pracował też w firmach Arm i Intel, trafił do grupy kierowanej przez Raniego Borkara, zajmującej się rozwojem chmury Azure. Zatrudnienie Filippo wskazuje, że Microsoft chce przyspieszyć prace nad własnymi układami scalonymi dla serwerów tworzących oferowaną przez firmę chmurę. Koncern idzie zatem w ślady swoich największych rywali – Google'a i Amazona.
Obecnie procesory do serwerów dla Azure są dostarczane przez Intela i AMD. Zatrudnienie Filippo już odbiło się na akcjach tych firm. Papiery Intela straciły 2% wartości, a AMD potaniały o 1,1%.
Filippo rozpoczął pracę w Apple'u w 2019 roku. Wcześniej przez 10 lat był głównym projektantem układów w firmie ARM. A jeszcze wcześniej przez 5 lat pracował dla Intela. To niezwykle doświadczony inżynier. Właśnie jemu przypisuje się wzmocnienie pozycji układów ARM na rynku telefonów i innych urządzeń.
Od niemal 2 lat wiadomo, że Microsoft pracuje nad własnymi procesorami dla serwerów i, być może, urządzeń Surface.
Giganci IT coraz częściej starają się projektować własne układy scalone dla swoich urządzeń, a związane z pandemią problemy z podzespołami tylko przyspieszyły ten trend.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Przed dwoma laty Microsoft rozpoczął interesujący eksperyment. Firma zatopiła u wybrzeża Orkadów centrum bazodanowe. Teraz wydobyto je z dna, a eksperci przystąpili do badań dotyczących jego wydajności i zużycia energii. Już pierwsze oceny przyniosły bardzo dobre wiadomości. W upakowanym serwerami stalowym cylindrze dochodzi do mniejszej liczby awarii niż w konwencjonalnym centrum bazodanowym.
Okazało się, że od maja 2018 roku zawiodło jedynie 8 a 855 serwerów znajdujących się w cylindrze. Liczba awarii w podwodnym centrum bazodanowym jest 8-krotnie mniejsza niż w standardowym centrum na lądzie, mówi Ben Cutler, który stał na czele eksperymentu nazwanego Project Natick. Eksperci spekulują, że znacznie mniejszy odsetek awarii wynika z faktu, że ludzie nie mieli bezpośredniego dostępu do serwerów, a w cylindrze znajdował się azot, a nie tlen, jak ma to miejsce w lądowych centrach bazodanowych. Myślimy, że chodzi tutaj o atmosferę z azotu, która zmniejsza korozję i jest chłodna oraz o to, że nie ma tam grzebiących w sprzęcie ludzi, mówi Cutler.
Celem Project Natic było z jednej strony sprawdzenie, czy komercyjnie uzasadnione byłoby tworzenie niewielkich podwodnych centrów bazodanowych, która miałyby pracować niezbyt długo. Z drugiej strony chciano sprawdzić kwestie efektywności energetycznej chmur obliczeniowych. Centra bazodanowe i chmury obliczeniowe stają się coraz większe i zużywają coraz więcej energii. Zużycie to jest kolosalne. Dość wspomnieć, że miliard odtworzeń klipu do utworu „Despacito” wiązało się ze zużyciem przez oglądających takiej ilości energii, jaką w ciągu roku zużywa 40 000 amerykańskich gospodarstw domowych. W skali całego świata sieci komputerowe i centra bazodanowe zużywają kolosalne ilości energii.
Na Orkadach energia elektryczna pochodzi z wiatru i energii słonecznej. Dlatego to właśnie je Microsoft wybrał jako miejsce eksperymentu. Mimo tego, podwodne centrum bazodanowe nie miało żadnych problemów z zasilaniem. Wszystko działało bardzo dobrze korzystając ze źródeł energii, które w przypadku centrów bazodanowych na lądzie uważane są za niestabilne, mówi jeden z techników Project Natick, Spencer Fowers. Mamy nadzieję, że gdy wszystko przeanalizujemy, okaże się, że nie potrzebujemy obudowywać centrów bazodanowych całą potężną infrastrukturą, której celem jest zapewnienie stabilnych dostaw energii.
Umieszczanie centrów bazodanowych pod wodą może mieć liczne zalety. Oprócz już wspomnianych, takie centra mogą być interesującą alternatywą dla firm, które narażone są na katastrofy naturalne czy ataki terrorystyczne. Możesz mieć centrum bazodanowe w bardziej bezpiecznym miejscu bez potrzeby inwestowania w całą infrastrukturę czy budynki. To rozwiązanie elastyczne i tanie, mówi konsultant projektu, David Ross. A Ben Cutler dodaje: Sądzimy, że wyszliśmy poza etap eksperymentu naukowego. Teraz pozostaje proste pytanie, czy budujemy pod wodą mniejsze czy większe centrum bazodanowe.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.