Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Samochody elektryczne mogą ułatwić przejście na odnawialne źródła energii

Rekomendowane odpowiedzi

Rosnąca popularność samochodów elektrycznych (EV) często postrzegana jako problem dla sieci elektroenergetycznych, które nie są dostosowane do nowego masowego źródła obciążenia. Naukowcy z Uniwersytetu w Lejdzie oraz amerykańskiego Narodowego Laboratorium Energii Odnawialnej podeszli do zagadnienia z innej strony. Z analizy wynika, że w ciągu najbliższych lat EV mogą stać się wielkim magazynem energii ze źródeł odnawialnych, stabilizując energetykę słoneczną i wiatrową.

Energia z wiatru i słońca to najszybciej rosnące źródła energii. So to jednak źródła niestabilne, nie dostarczają energii gdy wiatr nie wieje, a słońce nie świeci. Z analizy, opublikowanej na łamach Nature Communications, dowiadujemy się, że rolę stabilizatora mogą odegrać samochody elektryczne. Obecnie większość ich właścicieli ładuje samochody w nocy. Autorzy badań uważają, że właściciele takich pojazdów mogliby podpisywać odpowiednie umowy z dostawcami energii. Na jej podstawie dostawca energii sprawowałby kontrolę nad ładowaniem samochodu w taki sposób, by z jednej strony zapewnić w sieci odpowiednią ilość energii, a z drugiej – załadować akumulatory do pełna. Właściciel samochodu otrzymywałby pieniądze za wykorzystanie jego pojazdu w taki sposób, wyjaśnia główny autor badań, Chengjian Xu.

Co więcej, gdy pojemność akumulatorów zmniejsza się do 70–80 procent pojemności początkowej, zwykle nie nadają się one do zastosowań w transporcie. Jednak nadal przez wiele lat mogą posłużyć do stabilizowania sieci elektroenergetycznych. Dlatego też, jeśli kwestia taka zostanie uregulowana odpowiednimi przepisami, akumulatory takie mogłyby jeszcze długo służyć jako magazyny energii.

Z wyliczeń holendersko-amerykańskiego zespołu wynika, że do roku 2050 samochody elektryczne oraz zużyte akumulatory mogą stanowić wielki bank energii o pojemności od 32 do 62 TWh. Tymczasem światowe zapotrzebowanie na krótkoterminowe przechowywanie energii będzie wówczas wynosiło od 3,4 do 19,2 TWh. Przeprowadzone analizy wykazały, że wystarczy, by od 12 do 43 procent właścicieli samochodów elektrycznych podpisało odpowiednie umowy z dostawcami energii, a świat zyska wystarczające możliwości przechowywania energii. Jeśli zaś udałoby się wykorzystać w roli magazynu energii połowę zużytych akumulatorów, to wystarczy, by mniej niż 10% kierowców podpisało umowy z dostawcami energii.

Już w roku 2030 w wielu regionach świata EV i zużyte akumulatory mogą zaspokoić popyt na krótkoterminowe przechowywanie energii.

Oczywiście wiele tutaj zależy od uregulowań prawnych oraz od tempa popularyzacji samochodów elektrycznych w różnych regionach świata. Autorzy badań zauważają też, że wielką niewiadomą jest tempo degradacji akumulatorów przyszłości, które będzie zależało m.in. od postępu technologicznego, czy też tempo rozwoju systemów zarządzania energią. Nie wiadomo także, czy nie zajdą radykalne zmiany w samym systemie transportowym. Nie można wykluczyć np. zmiany przyzwyczajeń i rozpowszechnienia się komunikacji zbiorowej czy systemów wspólnego użytkowania pojazdów, na dostępność samochodów i akumulatorów może też wpłynąć rozpowszechnienie się pojazdów autonomicznych.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ludzie będą ładować samochody w dzień czy w nocy? :) 
A do wyprodukowania takiej ilości akumulatorów to nie trzeba zużyć dużo energii? I surowców - których nie ma w wystarczającej ilości?

Powolny rozwój w tym zakresie będzie następował. Ale niech następuje zgodnie z regułami rynku a nie przez dotowanie. Bo dotowanie oznacza że do czegoś ludzi trzeba zachęcić. Jeśli trzeba zachęcić to znaczy że jest jakiś problem. Inaczej ludzie by sami wybrali lepsze dla siebie. Nawet jeśli większość jest idiotami - to w przypadku wybierania tego co chcą - mają najwyższe możliwe preferencje.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, thikim napisał:

A ludzie będą ładować samochody w dzień czy w nocy? :)

I w nocy, i w dzień - stojąc na parkingu w pracy (cały czas mówimy o USA, a tam do pracy jeździ się samochodem, który przez pozostałe godziny stoi na parkingu w miejscu pracy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 23.01.2023 o 11:49, thikim napisał:

Ale niech następuje zgodnie z regułami rynku a nie przez dotowanie.

Słusznie. Tylko jeszcze powiedz, w jaki sposób chcesz zapewnić równe warunki konkurencji raczkującej technologii nowych źródeł energii w sytuacji, gdy tradycyjne źródła energii są do kilku dziesięcioleci dotowane kolosalnymi kwotami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, Mariusz Błoński napisał:

w jaki sposób chcesz zapewnić równe warunki konkurencji raczkującej technologii nowych źródeł energii w sytuacji, gdy tradycyjne źródła energii są do kilku dziesięcioleci dotowane kolosalnymi kwotami.

Tzn. ktoś dopłaca do otworów z ropą? Wystarczy poczytać trochę historii z ostatnich 150 lat aby zrozumieć, że nikt do niczego nie dopłacał - przemysł wydobywczy płaci ogromne podatki.
Problemem odnawialnych źródeł energii są koszty: gigantyczne wiatraki nie budują się same i nie działają wiecznie, tak samo baterie słoneczne, i nie tworzą infrastruktury na której można polegać. A w sytuacji gdy ich produkcja pożera ogromne ilości energii (trzeba liczyć wydatki energetyczne pośrednie), to trudno o uzyskanie pozytywnego efektu.
Tam gdzie odnawialna energia miała sens - w wypadku hydroelektrowni - postęp był ogromny i samoistny.

Do tego w tej wypowiedzi znika gdzieś istota działania wolnego rynku: to nie jest schemat w którym mamy dawać równe szanse jakimś abstrakcyjnym ideom, tylko system zapewniający efektywność gospodarki przez dopasowanie jej do potrzeb ludzi. Zresztą nawet jeśli byłaby to kwestia uprzednich dotacji (a nie jest) to te koszty już zostały poniesione i nie zmienimy tego.

Ekologia stała się nową, bardzo agresywną religią która zawłaszcza politykę, gospodarkę i postęp naukowy. Słowa Seneki pozostają aktualne też w tym przypadku:
"Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem, a dla władców jest po prostu użyteczna".
Relacja wobec tej nowej religii pozwala nam zidentyfikować kto jest ludem, kto mędrcem a którzy ludzie (to najciekawsze) są naszymi prawdziwymi władcami.

Edytowane przez peceed
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problemem kopalnych źródeł energii są koszty: gigantyczne niedoszacowanie kosztów środowiskowych.

16 hours ago, peceed said:

Tzn. ktoś dopłaca do otworów z ropą? Wystarczy poczytać trochę historii z ostatnich 150 lat aby zrozumieć, że nikt do niczego nie dopłacał - przemysł wydobywczy płaci ogromne podatki

To jest oczywista nieprawda. Firmy przemyslu naftowego (np. w UK) dostaja dotacje rzadowe oraz ulgi podatkowe.

Porównanie ekologii do religii jest niemerytoryczną dewaluacją natomiast wiara w wolny rynek to jest dopiero religia. ;)

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, peceed napisał:

Tzn. ktoś dopłaca do otworów z ropą?

 

Tak na szybko:

"The United States provides a number of tax subsidies to the fossil fuel industry as a means of encouraging domestic energy production. These include both direct subsidies to corporations, as well as other tax benefits to the fossil fuel industry. Conservative estimates put U.S. direct subsidies to the fossil fuel industry at roughly $20 billion per year; with 20 percent currently allocated to coal and 80 percent to natural gas and crude oil. European Union subsidies are estimated to total 55 billion euros annually."

https://www.eesi.org/papers/view/fact-sheet-fossil-fuel-subsidies-a-closer-look-at-tax-breaks-and-societal-costs

A mowa jest tu tylko o ostrożnych szacunkach subsydiów bezpośrednich.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ekodemagogia.
Tak na szybko: ropa wydobywana w USA jest warta $400 mld/rok, gaz drugie tyle,  węgiel $25 mld/rok, czyli te subsydia wynoszą 2.3% wartości rynku.

Nie chcę być złośliwy, ale przemysł który rozwija się wyłącznie poprzez subsydia ma czelność atakować takie niskie stawki u innych.

Za Forbs z "Why Is Solar Energy Getting 250 Times More In Federal Tax Credits Than Nuclear?":

Cytat

In 2018, as shown in the graphic, America’s nuclear sector received about $13.1 million in tax incentives per EJ while the solar sector soaked up $3.3 billion per EJ – or 253 times the amount given to nuclear. The wind sector got $2 billion per EJ, or about 158 times as much as nuclear.

Even the unloved and unfashionable hydrocarbon sector (who loves coal, oil, or natural gas these days?) got more than the nuclear crowd. According to the CRS data, in 2018, hydrocarbon producers got tax incentives of about $47 million per EJ, or about four times as much per EJ as the nuclear sector. 

 

16 godzin temu, Krzychoo napisał:

Porównanie ekologii do religii jest niemerytoryczną dewaluacją natomiast wiara w wolny rynek to jest dopiero religia. ;)

No cóż, religie przynajmniej nie udają, że nie są religiami. Mechanizmy są dokładnie identyczne, wiara w aksjomatyczne prawdy objawione bez większej refleksji nad rzeczywistością. I do tego ta niepohamowana chęć zbawiania świata. Oczywiście nie za darmo.
Wolny rynek jest z kolei zjawiskiem emergentnym wynikłym ze swobody zawierania transakcji. Jest on absolutnie skorelowany z naszą wolnością.

Wszystkie eksperymenty usunięcia wolnego rynku przez ostatnie 100 lat skończyły się tragicznie. Ostatnim przykładem jest Wenezuela.

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, peceed napisał:

Nie chcę być złośliwy, ale przemysł który rozwija się wyłącznie poprzez subsydia ma czelność atakować takie niskie stawki u innych.

Ja tu raczej widzę odwrotne zjawisko. Przemysł paliw kopalnych i jego zwolennicy nagle stają się zwolennikami wolnego rynku twierdząc, że konkurencja nie powinna otrzymywać żadnych subwencji, podczas gdy sami z radością od dziesiątków lat otrzymują czy to różnego rodzaju obniżki podatków, dopłaty bezpośrednie, przerzucają koszty swojej działalności gospodarczej na innych, czy też otrzymują dotacje w postaci chociażby przywilejów emerytalnych, działań politycznych, gospodarczy czy wojskowych mających na celu uprzyjemnić im prowadzenie biznesu.
Powoływanie się na wolny rynek w przypadku energetyki jest, delikatnie mówiąc, nietrafione. A domaganie się, by konkurencja działała całkowicie na zasadach wolnego rynku, podczas gdy samemu otrzymuje się od dziesiątków lat gigantyczne dotacje pośrednie i bezpośrednie, jest - delikatnie mówiąc - obłudne.

Wolny rynek to odpowiedzialność, a nie przerzucanie jej na innych. To ponoszenie kosztów własnej działalności, a nie przerzucanie ich na innych. Jeśli mam piekarnię, w której dojdzie do wypadku, to w warunkach wolnego rynku powinienem ponieść całość kosztów likwidacji skutków wypadku oraz ew. odszkodowań. Jeśli produkuję chleb, który podtruwa ludzi, ale z chleba tego nie można zrezygnować, to powinienem podtruwanym wypłacać odszkodowania, a nie przerzucać na wszystkich związane z tym koszty itp. itd.
Wolność jest związana z odpowiedzialnością i uczciwością. A nie z brakiem odpowiedzialności i nieuczciwym przerzucaniem kosztów.
Więc nie, nie ma mowy o wolnym rynku w energetyce.

 

EDIT: przesadziłem pisząc o dziesiątkach lat subsydiowania. Trzeba mówić o setkach lat:

 

U .S. government subsidies for energy are as old as the nation, says Nancy Pfund, a managing partner at DBL Investors, a venture capital firm, and an anthropologist. In a recent study for DBL Investors, Pfund and coauthor Ben Healey, a Yale University economics graduate student and former Massachusetts legislative committee director, trace U.S. government energy incentives back to 1789, when leaders of the new nation slapped a tariff on the sale of British coal slipped into U.S. ports as ship ballast.

  • Pozytyw (+1) 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 24.01.2023 o 13:58, Mariusz Błoński napisał:

Słusznie. Tylko jeszcze powiedz, w jaki sposób chcesz zapewnić równe warunki konkurencji raczkującej technologii nowych źródeł energii w sytuacji, gdy tradycyjne źródła energii są do kilku dziesięcioleci dotowane kolosalnymi kwotami.

Czy ja jestem baby sitter żeby chronić jakieś nowe pomysły?
Jakoś się rozwija ten przemysł samochodów elektrycznych i bez ochrony. Jak jest dobry to się przebije. Jak jest zły to upadnie.
Jak jest dotowany to najpewniej jest zły i by upadł bez dotacji. Do dobrego interesu naprawdę nie trzeba dopłacać.

21 godzin temu, Krzychoo napisał:

To jest oczywista nieprawda. Firmy przemyslu naftowego (np. w UK) dostaja dotacje rzadowe oraz ulgi podatkowe.

Państwa są na tyle skomplikowanymi tworami że w zasadzie niemal wszyscy jakieś tam dotacje dostają albo ulgi. Państwo potrafi jedną ręką dać milion na walkę z papierosami a drugą ręką dać milion na ulgi dla producentów papierosów. Oba miliony pochodzą i tak z kieszeni podatnika.
Natomiast kluczowe jest czy jakaś gałąź przemysłu rozwija się na bazie dotacji czy dotacje/ulgi są tylko nic nie znaczącym dodatkiem.
W normalnym państwie dotacje dotyczą najbardziej przemysłu obronnego - bo tu musi państwo być niezależne na ile jest w stanie od zagranicznych dostawców.
Elektryczne samochody mają pewne zalety i generalnie nie potrzebują dotacji. Ale też nie staną się w najbliższej przyszłości masowe - bez nacisków i dotacji ze strony państwa.
Bo ludziom się zwyczajnie elektryk nie opłaca. Dawanie dotacji oznacza przecież że trzeba tym ludziom najpierw te pieniądze zabrać. To dalej im się nie opłaca.
Przy czym obecnie w Polsce dotacje na zakup elektryka dostają głównie ci co je kupują czyli bogaci. Ponownie państwo zabiera biednym i daje bogatym :)
Oczywiście - odwrotnie też robi. Dlatego dotacje są złe - bo to odbieranie i biednym i bogatym i redystrybucja tego dobra żeby wygrać wybory. 
Wciąż elektryki mają jeden słaby punkt zwany bateriami. Baterie to nie jest technologia którą wczoraj odkryliśmy i mamy potencjał do zwiększenia efektywności wielokrotnie.
Od ponad 100 lat intensywnie badamy baterie i ich potencjał w dużej mierze już wykorzystaliśmy. Pierwsze elektryki powstały ponad 100 lat temu i zostały wyparte przez spalinowce właśnie z tego powodu.
Rozwój komputerów i smartfonów doprowadził do tego że mamy technologie które sprawiają że elektryki są dużo lepsze niż kiedyś. Ale dalej patrząc z punktu widzenia klienta masowego - nie są lepsze od spalinowców bo są drogie a ich baterie za szybko tracą swoje właściwości.
Na elektryka może sobie obecnie pozwolić jedynie bogata osoba. Nie tylko bogaci żyją w Polsce. I tych nie bogatych jest więcej.
Być może jakieś chińskie elektryki - będą dużo tańsze. Ale tam dotacji chyba nie ma :)

To co się dzieje obecnie - że prawem zakazało się dużej części populacji od 2035 roku nabywać samochody na jakie ich stać - jest jakimś religijnym amokiem jak w ZSRR w latach 20-stych ubiegłego wieku. Mniejmy nadzieję że nie będziemy w tym bolszewizmie trwać tyle co ZSRR tylko rozleci się to zanim wejdzie w życie.

Zawsze dotacje zaburzają wolny rynek i interes obywateli, dlatego są generalnie złym pomysłem. Ale są sytuacje szczególne, że dotacje powodują wzrost potencjału obronnego - co jest w interesie obywateli. Dla elektryków jakoś nie widzę tego wzrostu potencjału obronnego. Czołgi, samoloty, wojskowe samochody są generalnie na paliwa a nie na baterie. USA nieraz wspomagały rynek ropy - bo to było w interesie USA i ich obywateli.

W interesie Polaków jest żeby było cieplej w Polsce :) 

Cytat

Strefa!... Raz będąc w obserwatorium rzucił okiem na klimatyczną mapę Europy i zapamiętał, że średnia temperatura Paryża jest o pięć stopni wyższą aniżeli Warszawy. Znaczy, że ów Paryż ma rocznie więcej o dwa tysiące stopni ciepła aniżeli Warszawa. A że ciepło jest siłą, i to potężną, jeżeli nie jedyną siłą twórczą, więc... zagadka rozwiązana...
"Na północy jest chłodniej - myślał - świat roślinny i zwierzęcy jest mniej obfity, a więc o żywność dla człowieka trudniej. Nie dość na tym: ten sam człowiek musi jeszcze wkładać mnóstwo pracy w budowę ciepłych mieszkań i przygotowanie ciepłej odzieży. Francuz w porównaniu z mieszkańcem północy ma więcej wolnych sił i czasu, a nie potrzebując zużywać ich na zaspokojenie potrzeb materialnych obraca je na twórczość duchową. Jeżeli do ciężkich warunków klimatycznych dodać jeszcze arystokrację, która opanowała wszystkie oszczędności narodu i utopiła je w bezmyślnej rozpuście, to zaraz wyjaśni się, dlaczego ludzie niezwykle zdolni nie tylko nie mogą rozwijać się tam, ale wprost muszą ginąć." "No, już
ja nie zginę!..." - mruknął głęboko zniechęcony.

 

Edytowane przez thikim
  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
39 minut temu, thikim napisał:

Czy ja jestem baby sitter żeby chronić jakieś nowe pomysły?
Jakoś się rozwija ten przemysł samochodów elektrycznych i bez ochrony. Jak jest dobry to się przebije. Jak jest zły to upadnie.
Jak jest dotowany to najpewniej jest zły i by upadł bez dotacji. Do dobrego interesu naprawdę nie trzeba dopłacać.

Byłoby to prawdą, gdyby konkurował na równych zasadach. W momencie braku równych zasad nie będziesz wiedział, czy upadł, bo był zły, czy też upadł, bo konkurencja była chroniona przed upadkiem, a dzięki tej ochronie mogła zaoferować klientom lepsze warunki. Sam to zresztą potwierdzasz w ostatnim zdaniu. Skoro konkurencja jest dotowana, to jest zła i bez dotacji by upadła. Wówczas istniałaby luka na rynku, a wejście w nią byłoby łatwiejsze i mniej kosztowne, gdyż nie byłoby tej konkurencji, która się utrzymuje, gdyż jest dotowana, czyli zła ;)

44 minuty temu, thikim napisał:

 

W interesie Polaków jest żeby było cieplej w Polsce :)

Skąd taki wniosek? Kraje cieplejsze są krajami biedniejszymi :)
Cieplej oznacza susze, większą wilgotność, większą liczbę przejść przez punkt zamarzania, gwałtowne zjawiska pogodowe, więcej insektów i szkodników upraw, większe wydatki na chłodzenie itp. itd.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

2 godziny temu, Mariusz Błoński napisał:

Byłoby to prawdą, gdyby konkurował na równych zasadach

To prawda. Ale to taka sama prawda jak to że w świecie złodziei najlepszym człowiekiem jest najlepszy złodziei. Czy to oznacza że taki stan rzeczy należy utwierdzać?
Mimo tego - może jednak warto dążyć do świata bez złodziei.
Tak samo z dotacjami - w masie wszelkiego rodzaju powiązań i układów i dotacji - nie sposób wręcz dociec co od czego zależy i ile procent rozwoju jest z dotacji a ile z realnej potrzeby.
Światem lepszym byłby świat z mniejszą ilością dotacji. Tak samo jak świat złodziei byłby lepszy z mniejsza ilością kradzieży.
Dlatego możemy się kierować jedynie założeniami które powinny się spełnić statystycznie dla dużej liczby przypadków - czyli ograniczać dotacje.
 

 

2 godziny temu, Mariusz Błoński napisał:

Skąd taki wniosek? Kraje cieplejsze są krajami biedniejszymi :)
Cieplej oznacza susze, większą wilgotność, większą liczbę przejść przez punkt zamarzania, gwałtowne zjawiska pogodowe, więcej insektów i szkodników upraw, większe wydatki na chłodzenie itp. itd.

Tak, nie i nie do końca.
Wyjaśniam. Rzeczywiście jest zależność pomiędzy bogactwem, biedą a temperaturą. I zestawiajac się z Afryką rzeczywiście wygląda na to że cieplej znaczy gorzej. Ale nie tylko w Afryce są państwa.
Wygląda to tak:image.thumb.png.e3e9f3aa8ba0324eb78c09b05c2dcad0.png
Wydaje się dość oczywiste i są na to badania że dla człowieka jest pewne optimum temperaturowe. Z tego wykresu wynika że optimum temperaturowe dla GPD leży w okolicy 14 st. C.
Przy czym sytuacja w Afryce związana jest z tym, że wzrost >15 powoduje dużo szybszy spadek GPD niż spadek o tę samą wartość poniżej 15. I Afryka jest już mocno poza optimum. 

image.thumb.png.3d2b38260bdae7e4ceacf695d2be7635.png

To teraz patrzymy na Polskę.
Średnia z lat 1961-1990  to 7,5 st., średnia z lat 2011-2020 to 9,1 st. Średnia za rok 2021 to 8,7 st. 
Tak temperatura wzrasta. Tak - mamy ok. 5 st. do osiągnięcia optimum temperaturowego.

Stąd te wnioski: węgiel do pieca i jedziemy dalej :)
Nam globalne ocieplenie poprawiło już wiele ale wciąż jeszcze brakuje 5 stopni do optimum. 

Mam nadzieję że nie będziesz podważał tej oczywistości że optymalne jest około 14 st. a nie 0.
Dla innych państw to oczywiście wygląda inaczej. Co ciekawe w takiej Francji czy Niemczech też mają jeszcze pewien zapas - chociaż mniejszy niż Polska.
Ale w Hiszpanii to jest 19 st. A to już jest ostry spadek z każdym stopniem.
I owszem lepiej mieć temperaturę o 5 st. niższą niż o 5 wyższą od optimum bo spadek ze wzrostem jest szybszy niż spadek ze spadkiem (od 14 stopni licząc).
Ale my mamy wciąż ok. 5 stopni zapasu.
I jeśli temperatura wzrośnie o 5 st. to my trafiamy do optimum a Niemcy i Francja zaczynają spadać.

Źródła:
https://media.rff.org/documents/RFF20WP-18-17-rev.pdf
https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/zmiana-klimatu-w-polsce-na-mapkach-468/

Edytowane przez thikim
  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Mariusz Błoński napisał:

Przemysł paliw kopalnych i jego zwolennicy nagle stają się zwolennikami wolnego rynku twierdząc, że konkurencja nie powinna otrzymywać żadnych subwencji

Przemysł paliw kopalnych zawsze działał w ramach wolnego rynku.
To nie subwencje są problematyczne tylko zakazy.

5 godzin temu, Mariusz Błoński napisał:

Skoro konkurencja jest dotowana, to jest zła i bez dotacji by upadła.

To można powiedzieć o energetyce odnawialnej.  Jak wspomniałem, tam gdzie ma sens - w przypadku hydroelektrowni - działa znakomicie. Natomiast subwencje na
wiatraki i ogniwa słonecznych są szkodliwe. Jeśli się nie zwracają, to nie ma gwarancji że są w stanie wyprodukować więcej prądu niż zużyto ich wyprodukowanie - a do tego trzeba doliczyć bezpośrednią produkcję, surowców, kopalin, + całkowita energia zużyta przez pracowników na życie, również w postaci konsumowanych dóbr i jedzenia, i dalej pośrednio i rekurencyjnie. Ekoterroryści tego nie rozumieją, a potem przychodzi zdziwienie (czasami, częściej wyparcie) że elektryki są bardziej obciążające dla środowiska niż auta spalinowe.
Ekologia gwarantuje realne straty teraz w imię iluzorycznych zysków w przyszłości.

Wymiana na źródłą odnawialne przyszłaby sama gdy tylko staną się opłacalne. Można też patrzeć od drugiej strony - energetyka oparta na paliwach kopalnych stworzyła rynek, klientów i infrastrukturę do przesyłu prądu (i jeszcze B+R) , energetyka odnawialna przyszła na gotowe. Jeśli ktoś chce przyspieszyć moment transformacji, to powinien subwencjonować badania naukowe, zwrot z badań naukowych jest najwyższy. A tymczasem przepala się pieniądze na wdrażanie niedostatecznie efektywnej infrastruktury.

 

7 godzin temu, Mariusz Błoński napisał:

Jeśli produkuję chleb, który podtruwa ludzi, ale z chleba tego nie można zrezygnować, to powinienem podtruwanym wypłacać odszkodowania

Energetyka już od dawna nie podtruwa. A co do chleba, to od momentu kiedy już wiadomo że podtruwa odpowiedzialność spada na klienta. Wystarczy istnienie konkurencji i swoboda wyboru.

 

 

  • Pozytyw (+1) 1
  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, peceed napisał:

Jeśli ktoś chce przyspieszyć moment transformacji, to powinien subwencjonować badania naukowe, zwrot z badań naukowych jest najwyższy. A tymczasem przepala się pieniądze na wdrażanie niedostatecznie efektywnej infrastruktury.

Zgadza się.
Trochę zabawnie brzmi argument ekologów o tym że zły przemysł ropy naftowej nie pozwala się rozwijać elektrykom w chwili gdy państwa, organizacje narodowe - zakazują samochodów spalinowych i sypią kasę wszystkimi możliwymi strumieniami na elektryki w celu dokonania największej transformacji energetycznej w dziejach ludzkości.
No ale podobno złe lobby spalinowe nie pozwala się biednym elektrykom rozwijać.
Tu nawet Joe Biden - najważniejsza osoba na świecie - razem z najbogatszym państwem świata czyli USA - wspiera transformację energetyczną 
https://obserwatorgospodarczy.pl/2022/08/26/biden-podpisal-inflation-reduction-act-ogromne-inwestycje-w-transformacje-energetyczna/
sypiąc 370 mld $ na to.
No ale to pewnie podstęp bo to na pewno firmy przemysłu naftowego za tym stoją :) idelolo. 

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 hours ago, peceed said:

Przemysł paliw kopalnych zawsze działał w ramach wolnego rynku.

A ty nadal jak mantre powtarzasz bzdury;

Wiedząc o przykladowej wrecz przejrzystosci i uczciwosci firm olejowych te oficjalne dane to pewnie tylko czubek góry lodowej.

https://www.theguardian.com/oil-industry-fossil-fuels-air-pollution-documents

Dodatkowo ten "wolny rynek" wykreował globalne ocieplenie. Pewnie już ktoś policzył ile TO będzie kosztowało.

Nie jestem zwolennikiem aut elektrycznych, bo to będzie co najmniej taki sam koszt środowiskowy. Mało jest w mediach dyskusji o tym, że uratuje nas tylko transport zbiorowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Cytat

 Dotujemy setkami miliardów elektryki?

Biden daje 370 mld $. A ile Ty dasz? :D
Państwa dotują coraz więcej - bo przez to mają wpływ na rynek. I coraz mniej tego wolnego rynku jest - a coraz więcej jest zawłaszczane przez państwo. 
 

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
On 1/27/2023 at 3:48 PM, Maximus said:

Zmiany klimatu owszem zachodzą, ale człowiek ma w tym udział mikroskopijny.

Raporty IPCC czy ONZ powiedzą ci, jak bardzo się mylisz. To jest zbyt banalne, by się o to kłócić, więc to zignoruje.

On 1/27/2023 at 3:48 PM, Maximus said:

kraju chorego na socjalizm

Brytania nie jest w ogóle wyjątkowa pod tym względem, jeśli mam się zgodzić z twoim znaczeniem słowa socjalizm, czyli pomocy rządu dla ludzi biednych. Ma ona tą samą neoliberalną politykę cięcia wydatków i dochodów ludzi klasy pracujących. *Jak na przykład, po recesji w 2013 Welfare Benefits Uprailing Bill, który zmniejszył zasiłki dla ludzi pracujących, wpędzając setki tysięcy ludzi w biedę. Gdyby północ Anglii była osobnym krajem, to byłaby druga na liście do pomocy przez OECD.

Cały okres najnowszej historii można uznać za czas polityki protekcjonistycznej. Patrząc na ostatnie 40 lat, to miejsca, w których kraje zachodnie, Bank Światowy lub MFW miały pod kontrolą jak Ameryka Południowa czy Afryka stały się ekonomicznymi katastrofami.

Zachód zrozumiale się broni czy to subsydiami, czy obniżonymi taryfami lub takimi organizacjami jak GATT lub NAFTA gdzie amerykańskie firmy dominują i trzymają mocno własność intelektualną, by mieć pewność, że tylko ich firmy będą mogły korzystać z technologii i pomysłów na przyszłość. Za to kraje azjatyckie, które zaadoptowały politykę zachodu, utrzymując wysoki procent wydatków w stosunku do PKB, miały wielkie wzrosty w ostatnich latach właśnie dzięki temu protekcjonizmowi.

On 1/27/2023 at 3:48 PM, Maximus said:

Ten wolny rynek, jak to określasz, wykreował to, że siedzisz teraz wygodnie w ciepłym mieszkanku

Technologie, z których korzystamy, często były tworzone na uniwersytetach z publicznych pieniędzy. Za to domy, jeśli chodzi o UK to do lat 80-tych były budowane przez instytucje rządowe, tak samo w Polsce, w Austrii czy Niemczech (trudno byłoby znaleźć przykład budowy prywatnej w tej skali i o takiej dostępności, która nie skończyła się porażką).

On 1/27/2023 at 3:48 PM, Maximus said:

Taki postępacki nowoczesny kolektywizm.

To pokazuje większy problem kapitalizmu. Thatcherowska idea, że „nie ma społeczeństwa, tylko osoby”, ma jeden wielki problem: nie myśli o konsekwencjach zewnętrznych. Gdy ja ci sprzedaję auto, to nie z myślami o tym, jaki to będzie miało efekt na ludzi wokół lub na środowisko. Co znaczy transport dla reszty społeczeństwa itd... 

Tak naprawdę nawet w naszej zindywidualizowanej kulturze większość ekonomii czy życia opiera się na współpracy, czy też ‘kolektywizmie’. A jeśli wierzymy w demokracje, czyli że to ludzie powinni podejmować decyzje nad własnym życiem, gdy zauważamy, że nasz system transportu jest nie efektywny, nieodnawialny i zanieczyszczający to go zmieniamy. Interesy firm nie powinny być od tego ważniejsze. 

Tak samo z tą całą kwestią ropy i węgla...  Pieprzyć te wszystkie firmy. Jeśli tworzyli i nadal tworzą nam straszną przyszłość głodu, śmierci i biedy to albo sami przestaną (wątpliwe patrząc na ostatnie COPy) albo trzeba ich do tego zmusić. A my powinniśmy jak najprędzej i najwięcej inwestować w odnawialne technologie czy przez to rządy, czy przez niezależne demokratyczne organizacje kooperatywne.

I za nim ktoś powie „eee a kto za to zapłaci?” Mieliśmy dwie wojny światowe, byliśmy w o wiele gorszych warunkach. A dziś żyjemy w ogromnym bogactwie i produktywności, i jeśli byśmy chcieli, to przekształcilibyśmy nasz świat z 500 razy, I jeszcze by zostało.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Globalne ocieplenie to jest cały zestaw problemów.
1. Czy zachodzi globalne ocieplenie - TAK.
2. Czy gro globalnego ocieplenia ma antropocentryczny charakter - TAK.
3. Czy są kraje które skutek globalnego ocieplenia stracą bardzo dużo - prawdopodobnie TAK.
4. Czy Polska straci na skutek globalnego ocieplenia - prawdopodobnie NIE.
5. Czy działania jakie podejmują USA i UE w sprawie globalnego ocieplenia mają sens - NIE.

Część ludzi odpada już na 1, inni na 2, a jeszcze inni trochę wyżej - ale to nie znaczy że są mądrzejsi jakoś specjalnie.

Odnośnie przewidywania przyszłości to chciałbym zauważyć że przez dziesięciolecia byliśmy straszeni przeludnieniem.
A tu takie kwiatki:
https://oko.press/bedzie-nas-przybywalo-coraz-mniej-thomas-malthus
i już nam grozi wyludnienie :D

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
On 1/29/2023 at 11:13 PM, Maximus said:

Czy Ty, naprawdę, Krzychu, wierzysz, bo sam takiego używasz sformułowania...(!!) że biorąc udział w "głosowaniu" podejmujesz jakiekolwiek decyzje ważące dotyczące własnego życia?

Cieszę się, że z czymś się zgadzamy. Wiadomo, że obecny system polityczny, zwany "demokracją", nie uwzględnia potrzeb zwykłych ludzi. Badania potwierdzają, że to elity i grupy interesów kontrolują nasze społeczeństwa, a nie głos obywateli. Jednak, kiedy mówiłem o demokracji, miałem na myśli coś więcej niż tylko obecny system. Po pierwsze, większość zmian w naszym społeczeństwie, takich jak 8-godzinny dzień pracy czy prawa obywatelskie, które dziś uważamy za coś oczywistego, wynikały z działania zorganizowanych ruchów społecznych. To byli zwykli ludzie, którzy zdecydowali się stanąć w opozycji do władzy i elit biznesowych.


Oto mi chodziło, kiedy wspomniałem o większej demokracji. O idee francuskiej rewolucji, niemieckiej czy hiszpańskiej, a także o hasło farmerów i młynarzy z USA w XIX wieku: "ci, którzy pracują w młynach, powinni je kontrolować".


Żyjemy w świecie, gdzie każdego dnia udajemy się do pracy i stajemy się niejako niewolnikami systemu, w którym nie mamy wpływu na decyzje organizacyjne i polityczne. To trudny układ rzeczy, który jest źródłem wielu problemów naszego społeczeństwa. Praca jest ważną częścią naszego życia i stanowi fundament naszych miast i wsi. Potrzebujemy przejąć kontrolę nad naszymi społecznościami i powierzyć ją ludziom, którzy w nich żyją.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 27.01.2023 o 16:48, Maximus napisał:

Otóż to. Na naszym podwórku problem to my mamy z monopolem państwa. Wiadomo już powszechnie, że zawyżali ceny hurtowe całymi miesiącami pomimo spadków cen surowca na giełdzie oraz spadku cen dolara.

Nie da się zawyżać cen przy funkcjonującej konkurencji. Można je jedynie zaniżać. Ceny wzrosły wszędzie w Europie i na świecie. Z faktu że mamy określoną cenę wcale nie wynika, że benzyna która płynie z dystrybutora była za takową kontraktowana. Mamy transakcje futures, cykl transportu, rafinacji i dystrybucji paliwa  trochę trwa. Do tego dochodzą kwestie ryzyka. Notabene Orlen jest spółką akcyjną a nie państwową, państwo ma poniżej 50%. Rolą Orlenu jest sprzedawać jak najdrożej.
 

52 minuty temu, Krzychoo napisał:

Potrzebujemy przejąć kontrolę nad naszymi społecznościami i powierzyć ją ludziom, którzy w nich żyją.

Największym sukcesem odnośnie demokracji jest to, że jest ograniczona do wyboru wąskiej grupy ludzi na szczycie, i nikt nie próbuje demokratycznie zarządzać produkcja, rynkiem i mieniem. W sytuacji gdy ludzie na dole mogą sobie uchwalać zbyt wiele praw, dochodzi do patologii rodem z USA.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skarb Państwa posiada w Orlenie 49,90 % udziałów. Wedle strony Orlenu...
https://www.orlen.pl/pl/o-firmie/o-spolce/organy-i-struktura-spolki/struktura-akcjonariatu
Co przy rozproszeniu pozostałych udziałów oznacza jednowładztwo SP w Orlenie :)
Zresztą, część z tych rozproszonych udziałowców to są spółki zależne od SP.
Ale znajduje całą masę artykułów sprzed roku i więcej że SP miał tam tylko ok. 30 %. Aż tyle wykupili? Czy też napisali prawdę?
Niestety z tymi udziałami to nigdy nie dojdziesz bo z tych małych udziałowców to niejeden pewnie ma udziały SP.
Tak czy inaczej w Orlenie rządzi Skarb Państwa.

A z cenami paliwa Orlen bardzo nieładnie pokombinował. Orlen nie bierze bezpośrednio ceny zakupu ropy z futures. Orlen ma ceny ropy z jednej z giełd towarowych. Zapomniałem której.
Tam obniżki też już były jak Orlen brał. 
Dla mnie to było ordynarne oszustwo co zrobili.
 

W dniu 4.02.2023 o 22:03, peceed napisał:

Nie da się zawyżać cen przy funkcjonującej konkurencji.

Dokładnie, chociaż nie miałeś chyba na myśli tego co ja napiszę. Orlen w Polsce nie ma konkurencji. Inne stacje mają paliwo od Orlenu. W Polsce jest rządowy monopol na paliwo.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, thikim napisał:

Dla mnie to było ordynarne oszustwo co zrobili.

Zmień stację paliw. Tylko że najpierw dowiedz się skąd pochodzi benzyna na tych stacjach, możesz się nieźle zdziwić. Bo całkiem sporo wjeżdża z Niemiec.

18 godzin temu, thikim napisał:

W Polsce jest rządowy monopol na paliwo.

Nikt Ci nie broni kupić za granicą choćby cysterny. Kup sobie stację paliw i sprowadzaj benzynę, skoro Orlen tak bardzo łupi.

18 godzin temu, thikim napisał:

Ale znajduje całą masę artykułów sprzed roku i więcej że SP miał tam tylko ok. 30 %. Aż tyle wykupili? Czy też napisali prawdę?

Bezpośrednio jest chyba 30%, a reszta przez państwowe podmioty zależne.

18 godzin temu, thikim napisał:

A z cenami paliwa Orlen bardzo nieładnie pokombinował.

Orlen nie jest od tego aby robić Ci dobrze, to spółka która ma maksymalizować zyski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, peceed napisał:

Nikt Ci nie broni kupić za granicą choćby cysterny

Chyba nie znasz przepisów odnośnie handlu paliwami :)
Zakupić to może i bym mógł - ale szybko bym skończył w więzieniu :) bo żaden prokurator i sąd by nie przyjął wersji że to na własne potrzeby.

Nie musisz tak bronić Orlenu  :D
jeśli twierdzisz że Orlen ma za zadanie: maksymalizować zyski to w takim razie akcja obniżki cen paliw w końcówce grudnia - była złamaniem tej zasady. Tak samo i inne akcje obniżek cen paliwa w 2022 roku.
I skończ z tym pieprzeniem że to spółka która ma maksymalizować zyski bo nie po to sterują rynkiem cen paliw w Polsce oraz dużą częścia mediów żeby maksymalizować zyski - tylko po to żeby realizować cele polityczne rządu - od którego są w pełni zależni.

Sorry, ale Orlenu nie da się obronić za to co robili. Trzeba nieźle być za PiSem żeby mieć wyrozumiałość dla niezrozumiałych gierek Orlenu na rynku.
Swego czasu Obajtek był poważnym kandydatem na premiera - Orlen jest umoczony w politykę aż po uszy. W tyłku mają misje biznesową. Oni są tylko dla polityki.


 

3 godziny temu, peceed napisał:

Bezpośrednio jest chyba 30%, a reszta przez państwowe podmioty zależne.

Może być i tak. A pozostałe 50,1 % jest w rękach różnych podmiotów. Posłów zarówno PO jak i PiS też zapewne. Zatem spokojnie nieoficjalnie 50 % przekraczają i decydują o wszystkim.
Dlatego właśnie Orlen jest państwowy - bo o każdym jego działaniu decyduje państwo poprzez swoich ludzi - takich jak Obajtek.

https://businessinsider.com.pl/biznes/uokik-przyglada-sie-rynkowi-paliw-ekspert-orlen-moze-wplywac-na-ksztaltowanie-sie-cen/e88wgfl

 

Cytat

W przypadku produkcji ostatnie niezależne dane mamy z 2021 r. Wówczas, jak raportował Urząd Regulacji Energetyki, krajowa produkcja benzyny zaspokajała 92 proc. konsumpcji, a oleju napędowego 56 proc. W przypadku benzyn podobny odsetek utrzymał się w ostatnich pięciu analizowanych przez nas latach. W przypadku oleju napędowego spadł z ok. 70 proc. pomiędzy 2017 i 2020 r. W analizowanych latach krajowych producentów paliw na rynku było dwóch — Orlen i Lotos, z których każdy miał jedną rafinerię. Dziś obie są pod kontrolą Orlenu.

90 % rynku benzyny. 56 % rynku ON - tylko nie ma danych z ostatniego roku.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, thikim napisał:

jeśli twierdzisz że Orlen ma za zadanie: maksymalizować zyski to w takim razie akcja obniżki cen paliw w końcówce grudnia - była złamaniem tej zasady.

Zgadza się. I należy za to Orlen ganić, że rezygnuje z zysków w imię robienia dobrze rządowi.

2 godziny temu, thikim napisał:

I skończ z tym pieprzeniem że to spółka która ma maksymalizować zyski bo nie po to sterują rynkiem cen paliw w Polsce oraz dużą częścia mediów żeby maksymalizować zyski - tylko po to żeby realizować cele polityczne rządu - od którego są w pełni zależni.

No a jak wygląda porównanie zysków z tymi osiąganymi za poprzednich rządów?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Akumulatory w samochodach elektrycznych mogą działać o 1/3 dłużej, niż twierdzą ich producenci, informują naukowcy ze SLAC-Stanford Battery Center. Eksperci centrum badawczego, które zostało założone przez SLAC National Accelerator Laboratory i Precourt Institute for Energy na Uniwersytecie Stanforda, doszli do wniosku, że obecne procedury testowe nie oddają prawidłowo warunków, w jakich używane są akumulatory. To zaś oznacza, że w rzeczywistości właściciele samochodów elektrycznych mogą używać ich przez wiele lat dłużej, niż przypuszczają.
      Typowa procedura testowa, jakiej naukowcy i inżynierowie poddają rozwijane przez siebie akumulatory, polega na ich rozładowywaniu pod stałym obciążeniem i ładowaniu. Procedurę tę powtarza się wielokrotnie, by sprawdzić, w jakim tempie spada pojemność akumulatorów, a zatem jak długo będzie można ich używać.
      Jednak, jak czytamy w artykule opublikowanym właśnie na łamach Nature Energy, metoda taka nie oddaje rzeczywistych warunków użytkowania tych akumulatorów. W rzeczywistości mogą one działać znacznie dłużej, a to bardzo dobra wiadomość dla obecnych i przyszłych posiadaczy samochodów elektrycznych. Mimo bowiem olbrzymiego, sięgającego 90%, spadku cen akumulatorów w ciągu ostatnich 15 lat, wciąż stanowią one około 1/3 ceny samochodu elektrycznego.
      Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że prawdziwe warunki użytkowania samochodu elektrycznego, częste przyspieszanie, hamowanie, które nieco ładuje baterie, zaparkowanie na chwilę przy mijanym sklepie spożywczym, pozostawianie bezczynnego samochodu na wiele godzin w czasie pracy czy snu, powoduje, że akumulatory mogą działać dłużej, niż pokazują to standardowe testy laboratoryjne, mówi profesor Simona Onori z Uniwersytetu Stanforda.
      Autorzy badań wykorzystali cztery scenariusze testowania akumulatorów, od standardowych testów używanych obecnie w przemyśle, po testy, które – na podstawie danych zebranych ze standardowo używanych samochodów - oddawały prawdziwe warunki eksploatacji akumulatorów. Następnie wedle tych czterech scenariuszy przez dwa lata testowali 92 komercyjnie dostępne akumulatory litowo-jonowe. Okazało się, że im bardziej test był podobny do sposobu używania akumulatora w życiu codziennym, tym dłużej taki akumulator mógł pracować.
      Uzyskane dane zostały następnie przeanalizowane za pomocą algorytmu maszynowego uczenia się. Naukowcy chcieli wiedzieć, jakie czynniki wpływają na żywotność baterii. Analizy wykazały na przykład, że krótkotrwałe, szybkie zwiększanie prędkości samochodu elektrycznego powoduje, że akumulatory ulegają wolniejszej degradacji. To niezwykle zaskakujące, gdyż dotychczas sądzono, że przyspieszanie negatywnie wpływa na żywotność akumulatorów. Tymczasem okazuje się, że pomaga ono zwiększyć ich żywotność.
      Naukowcy sprawdzili różnice pomiędzy spadkiem pojemności akumulatorów powodowanym przez kolejne cykle ładowania-rozładowywania, a powodowanym samym upływem czasu. Tutaj wszystko zależy od sposobu używania akumulatorów. My, inżynierowie zajmujący się akumulatorami, zawsze uważaliśmy, że cykle ładowania-rozładowywania są znacznie ważniejsze niż upływ czasu. Jest to prawdziwe w odniesieniu do komercyjnie używanych pojazdów elektrycznych, jak autobusy czy ciężarówki, które albo jeżdżą, albo są ładowane. Natomiast w przypadku samochodów prywatnych, wykorzystywanych do pojechania do pracy, po dzieci, na zakupy, które przez większość dnia stoją bezczynnie i nawet nie są ładowane, upływ czasu jest ważniejszym czynnikiem wpływającym na degradację niż cykle ładowania-rozładowywania, stwierdza doktorant Alexis Geslin, jeden z głównych autorów badań. Dlatego też naukowcy postanowili określić optymalny sposób używania akumulatorów, by zrównoważyć wpływ obu czynników na te urządzenia. Okazało się, że przeciętny użytkownik prywatnego samochodu elektrycznego używa go w sposób optymalny dla akumulatorów. Jedyne, co należy zrobić – ale to już rola producentów samochodów – to dostosowanie oprogramowania zarządzającego akumulatorami do wniosków płynących z tych badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Symulacje przeprowadzone na Uniwersytecie w Toronto wskazują, że szybkie rozpowszechnienie samochodów elektrycznych może mieć olbrzymie znaczenie dla zdrowia całej populacji. Naukowcy z Department of Civil & Mineral Engineering i Saudi Aramco stwierdzili, że gwałtowny wzrost liczby samochodów elektrycznych w USA, w połączeniu ze znacznym zwiększeniem produkcji energii ze źródeł odnawialnych, przyniósłby korzyści w obszarze ochrony zdrowia, których wartość wyniosłaby od 84 do 188 miliardów dolarów do roku 2050. Nawet scenariusze z wolniejszym rozpowszechnianiem się samochodów elektrycznych i odnawialnych źródeł energii wykazały korzyści idące w dziesiątki miliardów USD.
      Gdy specjaliści badają wpływ samochodów elektrycznych, zwykle skupiają się na emisji dwutlenku węgla i jego wpływie na miany klimatu, mówi profesor Marianne Hazopoulou. Jednak CO2 nie jest jedyną substancją, emitowaną przez rury wydechowe. Silniki spalinowe wytwarzają wiele zanieczyszczeń powietrza, które mają duży wpływ na zdrowie ludzi. I wpływ ten można zmierzyć, dodaje uczona.
      W badaniach brali też udział doktor Jean Schmitt, profesorowie Daniel Posen i Heather Maclean, oraz badacz z największego na świecie koncernu naftowego, Amir F.N. Abdul-Manan z należącego do Saudi Aramco Strategic Transport Analysis Team.
      Wymienieni eksperci specjalizują się w badaniu cyklu życiowego produktów. Swoje doświadczenie wykorzystali już wcześniej do stworzenia modelu komputerowego oceniającego wpływ elektryfikacji transportu na rynek w USA. Wykazali wówczas, że samo przejście na transport elektryczny nie wystarczy, by spełnić cele porozumienia paryskiego. Teraz postanowili zająć się wpływem samochodów elektrycznych na ludzkie zdrowie.
      Uczeni wykorzystali swój model komputerowy do przeprowadzenia symulacji tego, co dzieje się z innymi niż CO2 produktami spalania. Modelowanie tych zanieczyszczeń jest bardzo różne od modelowania CO2, które pozostaje w atmosferze przez dziesięciolecia i jest w niej dobrze wymieszane. Te inne zanieczyszczenia oraz ich wpływ na zdrowie, oddziałują bardziej miejscowo. Ważne są tutaj zarówno poziom emisji, jak i jej miejsce, wyjaśnia profesor Posen.
      Co prawda samochody elektryczne nie emitują zanieczyszczeń, ale również mogą być odpowiedzialne za ich powstawanie, jeśli są zasilane energią produkowaną z paliw kopalnych. Jednocześnie przenoszą te zanieczyszczenia z dróg do elektrowni. Zatem narażone są na nie bardziej społeczności żyjące w pobliżu zakładów produkcji energii.
      Obecnie produkowane samochody spalinowe wytwarzają znacznie mniej zanieczyszczeń, niż samochody wyprodukowane 20 lat temu. Tych ostatnich wciąż wiele jeździ po drogach. Jeśli więc chcemy uczciwie porównać samochody elektryczne z samochodami spalinowymi, musimy wziąć pod uwagę, że emisja z samochodów spalinowych będzie jeszcze bardziej spadała w miarę, jak starsze pojazdy będą wycofywane z użytkowania. Musimy też brać pod uwagę strukturę produkcji energii, w tym fakt, że energia odnawialna ma coraz większy udział, wyjaśnia doktor Schmitt.
      Naukowcy wybrali dwa główne scenariusze, na podstawie których symulowali sytuację do roku 2050. Pierwszy z nich zakładał, że nie produkujemy już więcej żadnego samochodu elektrycznego, a jednocześnie starsze samochody spalinowe są zastępowane nowszymi, bardziej efektywnymi pojazdami. Według drugiego scenariusza, prowadzona jest szybka elektryfikacja transportu i po roku 2035 sprzedawane są wyłącznie samochody elektryczne. Ten drugi scenariusz badacze nazwali „agresywnym”, ale przypomnieli, że jest on zgodny z deklaracjami wielu krajów. Na przykład Norwegia planuje, że już w przyszłym roku w kraju tym sprzedawane będą wyłącznie samochody elektryczne, a Kanada deklaruje, że samochody spalinowe nie będą sprzedawane najpóźniej od roku 2035.
      Dla obu scenariuszy ustanowiono cały szereg warunków i symulowano poziom zanieczyszczeń powietrza w USA. Następnie naukowcy wykorzystali metodologię używaną przez epidemiologów, firmy ubezpieczeniowe i analityków rządowych do powiązania poziomów zanieczyszczeń z szacunkami takimi jak utracone lata życia oraz ich wartość gospodarcza.
      Nasza symulacja pokazuje, że szybkie rozpowszechnianie się samochodów elektrycznych pomiędzy dniem dzisiejszym a rokiem 2050, przyniesie skumulowane korzyści dla zdrowia publicznego liczone w setkach miliardów dolarów, mówi Posen. To bardzo znaczący wynik, ale trzeba tutaj podkreślić, że korzyści te można osiągnąć tylko wówczas, gdy systemy produkcji energii elektrycznej będą stawały się coraz bardziej ekologiczne. Już teraz odchodzimy od paliw kopalnych i trend ten prawdopodobnie będzie też obecny w przyszłości. Na potrzeby naszych symulacji rozważyliśmy też scenariusz, w którym miks energetyczny się nie zmienia i udział poszczególnych rodzajów energii jest taki sam jak obecnie. W takim przypadku lepiej byłoby zastąpić wszystkie stare samochody spalinowe nowymi. To również nie jest zbyt realistyczny scenariusz, wyjaśnia Posen.
      Warto więc zadać sobie kolejne pytanie. Czy ważniejsza jest dekarbonizacja transportu poprzez szerokie rozpowszechnienie samochodów elektrycznych czy też najpierw należy zdekarbonizować produkcję energii, bo to ona jest źródłem zanieczyszczeń generowanych przez samochody elektryczne.
      Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zdać sobie sprawę z tego, że kupowane dzisiaj samochody będą jeździły po drogach przez kolejne dekady. Jeśli będziemy sprzedawali więcej samochodów spalinowych to, niezależnie od ich efektywności, będą one przez lata zanieczyszczały środowisko i negatywnie wpływały na ludzkie zdrowie. Musimy dekarbonizować źródła produkcji energii, i to robimy, ale nie możemy czekać na zakończenie tego procesu, by rozpowszechniać samochody elektryczne, wyjaśnia Hatzopoulou.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Akumulatory wysyłane w przestrzeń kosmiczną muszą być bezpieczne, stabilne, wytrzymałe i nie mogą wymagać specjalnych zabiegów. Już wkrótce niklowo-wodorowe urządzenia, które pracują m.in. na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, mogą trafić do klientów na Ziemi. To najbardziej wytrzymałe akumulatory, jakie kiedykolwiek wynaleziono, zapewnia Jorg Heinemann, dyrektor produkującej je firmy EnerVenue.
      Akumulatory niklowo-wodorowe wytrzymują 30 000 cykli ładowania-rozładowywania, są odporne na samozapłon, ich wydajność energetyczna wynosi 90% i w porównaniu akumulatorami litowo-jonowymi mają wiele zalet w zastosowaniach wielkoskalowych systemów przechowywania energii. Chociażby taką, że o akumulatory niklowo-wodorowe nie trzeba się szczególnie troszczyć. Postały one bowiem z myślą o wieloletniej pracy w przestrzeni kosmicznej, gdzie nie ma możliwości ich wymiany czy przeglądów technicznych.
      Jeszcze niedawno w tego typu akumulatorach wykorzystywano platynowy katalizator, co skutecznie uniemożliwiało zaoferowanie ich szerszemu gronu odbiorców. Jednak pięć lat temu zespół profesora Yi Cui z Uniwersytetu Stanforda wykazał, że można w nich zastosować katalizator z niklu, molibdenu i kobaltu, który kosztuje 20 USD za kilogram. Cui stał się współzałożycielem firmy EnerVenue, która rozpoczęła prace nad komercjalizacją kosmicznych akumulatorów. Można było bowiem zrezygnować z platyny, a najdroższym materiałem, jaki jest używany w akumulatorach stał się nikiel. Koszty produkcji akumulatorów niklowo-wodorowych stały się więc porównywalne z kosztami akumulatorów litowo-jonowych.
      Na początku września EnerVue zaprezentowała swój najnowszy akumulator. To butla długości 1,8 metra i średnicy 15 centymetrów, w którym można przechowywać 3 kWh energii. Zachodzące w pojemniku reakcje są bardzo stabilne. Wodór powstaje podczas reakcji w butli, a maksymalne ciśnienie wewnątrz sięga zaledwie 5% ciśnienia, jakie powstaje w typowym ogniwie paliwowym. Reakcje zachodzące wewnątrz pojemnika mają taką naturę, że gdy ciśnienie rośnie poza maksimum, dochodzi do zamiany wodoru w wodę. Nie istnieje więc mechanizm, który – jak ma to miejsce w akumulatorach litowo-jonowych – mógłby doprowadzić do przegrzania i pożaru.
      Producent akumulatorów udowodnił to chociażby podczas tzw. testu barbecue. Polega on na umieszczeniu akumulatora w otwartym ogniu. Nie dochodzi wówczas do żadnej awarii. Ponadto akumulatory wyposażono w zawory, więc po przekroczeniu określonej temperatury i ciśnienia, uchodzi z nich para wodna. Dodatkową ich zaletą jest fakt, że mogą pracować w temperaturach od -40 do 60 stopni Celsjusza. To oznacza, że nie potrzebują systemów chłodzenia, ogrzewania czy wentylacji.
      Na razie akumulatory niklowo-wodorowe wciąż są nieco droższe od akumulatorów litowo-jonowych i charakteryzuje je mniejsza gęstość energetyczna. Jednak mniej skomplikowany proces produkcyjny może zachęcić potencjalnych producentów do spróbowania swoich sił na tym rynku. W tej chwili EnerVenue buduje fabrykę, która początkowo będzie produkowała w ciągu roku akumulatory zdolne do przechowania łącznie 5 GWh. Produkcja docelowa to 20 GWh.
      Akumulatory niklowo-wodorowe powstały w latach 70. i zastosowano je w przemyśle kosmicznym, gdyż nie było dla nich realnej alternatywy. Akumulatory takie składają się z serii elektrod zamkniętych w pojemniku ciśnieniowym. Katoda zbudowana jest z wodorotlenku niklu, a anodą jest wodór. Podczas ładowania dochodzi do reakcji, w wyniku której powstaje wodór. Podczas rozładowywania, wodór utlenia się i powstaje woda.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cement i sadza, dwa materiały używane przez ludzkość od tysiącleci, mogą tworzyć podstawę nowoczesnych technologii. Ich odpowiednie połączenie pozwala bowiem na stworzenie... taniego systemu przechowywania energii. Wyobraźmy sobie budynek, w którego fundamentach przechowywana jest energia z umieszczonych na dachu paneli słonecznych, mówią naukowcy z MIT. To właśnie oni stworzyli nowy materiał, który w przyszłości może np. bezprzewodowo ładować samochód elektryczny poruszający się po drodze.
      Franz-Josef Ulm, Admin Masic, Yang-Shao Horn oraz czworo innych uczonych z MIT i Wyss Institute for Biologically Inspired Engineering, stworzyli superkondensator z cementu i sadzy, który opisali na łamach PNAS.
      Kondensatory to proste urządzenia złożone z dwóch przewodzących płytek zanurzonych w elektrolicie i przedzielonych membraną. Gdy przyłożymy do kondensatora napięcie, dodatnio naładowane jony z elektrolitu zgromadzą się na ujemnie naładowanej płytce, a jony o ładunku ujemnym przylgną do płytki o ładunku dodatnim. Membrana pomiędzy płytkami uniemożliwia migrację jonów, powstaje pole elektryczne pomiędzy płytkami i kondensator jest naładowany. Urządzenie jest w stanie przechowywać energię przez długi czas i bardzo szybko ją uwolnić w razie potrzeby. Superkondensator to kondesator zdolny do przechowywania wyjątkowo dużej ilości ładunków.
      Pojemność kondensatora zależy od całkowitej powierzchni płytek. W przypadku połączenia cementu i sadzy kluczem do sukcesu było uzyskanie niezwykle dużej powierzchni materiału przewodzącego wewnątrz betonowego bloku. Naukowcy uzyskali to łącząc sadzę, która bardzo dobrze przewodzi prąd, z mieszanką cementową i wodą. Woda, reagując z cementem, w sposób naturalny tworzy sieć kanalików. Sadza migruje przez te kanaliki, tworząc sieć w zastygniętym betonowym bloku. Ma ona strukturę fraktalną. Z większy ramion sieci wyrastają mniejsze, a z nich jeszcze mniejsze i tak dalej. W ten sposób w niewielkiej objętości powstaje sieć materiału przewodzącego o bardzo dużej powierzchni.
      Wypełniliśmy tym materiałem plastikowe tuby i pozostawiliśmy go do zastygnięcia na co najmniej 28 dni. Później pocięliśmy beton na fragmenty wielkości elektrod, każdą z nich zanurzyliśmy w standardowym elektrolicie (chlorku potasu) i z dwóch elektrod oddzielonych membraną składaliśmy superkondensatory, mówi profesor Ulm.
      Z obliczeń wynika, że betonowy blok o objętości 45 m3 wykonany z takiego materiału może przechować około 10 kWh energii. To mniej więcej tyle, ile zużywa w ciągu dnia typowe gospodarstwo domowe. Innymi słowy, domek jednorodzinny posadowiony na fundamentach o objętości 45 m3 zyskiwałby system przechowywania energii na cały dzień. To w znacznym stopniu uniezależniłoby gospodarstwo wyposażone w panele słoneczne od zewnętrznych dostawców energii.
      Nowy materiał mógłby potencjalnie znaleźć też zastosowanie do budowy dróg czy parkingów. Przechowywana w nim energia mogłaby służyć do bezprzewodowego ładowania samochodów elektrycznych. To jednak jeszcze bardziej odległa wizja, niż przechowywanie energii w fundamentach budynków.
      Olbrzymią zaletą tego systemu jest jego niezwykła skalowalność. W ten sposób można tworzyć zarówno elektrody o grubości 1 mm, jak i 1 metra. Wszystko zależy od tego, jak dużo energii chcemy przechowywać. Co więcej, stosując różne mieszanki można odpowiednio dostosowywać właściwości naszego superkondensatora. W przypadku dróg czy parkingów ładujących samochody elektryczne konieczne byłoby bardzo szybkie ładowanie i rozładowywanie. W przypadku domów proces ładowania i rozładowywania fundamentów może przebiegać znacznie wolniej.
      W tej chwili naukowcy skupiają się na zbudowaniu betonowego bloku zdolnego do przechowania takiej samej ilości energii, co standardowe akumulatory samochodowe.
      Superkondensatory nie mają możliwości przechowywania tak dużej ilości energii, co standardowe akumulatory. Mają jednak wiele innych zalet. Można je bardzo szybko ładować i rozładowywać i wytrzymują miliony cykli pracy. Ponadto, w przeciwieństwie do akumulatorów, przechowują energię nie w postaci chemicznej, a w postaci pola elektrycznego.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...