Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Znamy przyczynę awarii Teleskopu Hubble'a. NASA przełącza go na komputer zapasowy

Rekomendowane odpowiedzi

NASA określiła przyczynę awarii Teleskopu Hubble'a. Doszło do niej 13 czerwca, a błąd wystąpił w tzw. payload computer, który kontroluje, koordynuje i monitoruje instrumenty naukowe teleskopu. W wyniku awarii komputera instrumenty naukowe zostały automatycznie wprowadzone w tryb bezpieczny. Inżynierowie NASA przez ostatni miesiąc szukali przyczyny błędu i zastanawiali się nad rozwiązaniem problemu.

Wielodniowe serie testów wykazały, że problem leży w podsystemie Power Control Unit (PCU), odpowiedzialnym za podawania stałego napięcia do payload computer. PCU zawiera regulator, który ma dostarczać prąd o napięciu 5V. Dodatkowy obwód bezpieczeństwa bez przerwy monitoruje napięcie wychodzące z PCU i jeśli jest ono zbyt niskie lub zbyt wysokie, przesyła do payload computer polecenie wyłączenia się.

Przeprowadzone analizy wykazały, że albo regulator napięcia zawiódł, podał nieprawidłowe napięcie, przez co obwód bezpieczeństwa wyłączył payload computer, albo też doszło do degradacji obwodu bezpieczeństwa, który „zaciął się” w stanie, w którym ciągle nakazuje wyłączanie się payload computera.

Jako, że nie udało się zresetować PCU, inżynierowie NASA podjęli decyzję o przełączeniu Teleskopu Hubble'a na zapasowy payload computer. Jest to wielodniowy proces. Jeśli się powiedzie, następnym etapem będzie włączanie i testowanie kolejnych instrumentów naukowych.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja wiem, że daleko, orbita "nie taka" itd, ale robotyka i algorytmy posunęły się do takiego poziomu, że przy obecnej cenie wystrzelenia "paru" kg przez Spacex nie można by tam wysłać jakiegoś małego pojazdu robotycznego, który by to naprawił? Albo dostarczył kolejny zapasowy PCU czy koło zamachowe czy cokolwiek jeszcze innego? To byłoby chyba tańsze jak tygodnie poświęcone przez sztab ludzi na rozkminianiu co poszło nie tak i jak to naprawić. Tak sobie gdybam.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Budowa Ingenuity kosztowała 80 milionów USD. Wysłanie nieistniejącego obecnie robota serwisowego HST, o ile to jest w ogóle możliwe, na za 5 lat to jest kwota lekko licząc 500+ milionów USD :) Nie wiem jakie mają spotkania w NASA, ale nawet jak podają im truffle z szafranem jako przekąski w przerwach, to są wydatki jak na waciki :)

Co do misji załogowej, nie ma chyba teraz sprzętu atestowanego do misji tego typu na orbicie HST, z wysięgnikiem, itd. Inna sprawa, że optyka adaptatywna w ciągu ostatnich 3 dekad mocno poszła do przodu i mamy na ziemi bardzo dobre instrumenty, które przewyższają możliwościami HST.

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 17.07.2021 o 00:36, cyjanobakteria napisał:

Budowa Ingenuity kosztowała 80 milionów USD

Trochę drogo jak na takie coś ;) Ale pewnie testy w komorach niskociśnieniowych etc. to trochę kosztowało, aczkolwiek to już lekka przesada.

Co do 500+ :) Pamiętajmy jednak, że technologia byłaby do wykorzystania do serwisowania również innych satelitów i, o ile wiem, są już firmy chcące się czymś takim zajmować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy taki zestaw naprawczy ma sens w najbliższej przyszłości. W teorii na pewno, ale w praktyce taniej pewnie jest wystrzelić nowego satelitę. Teraz są popularne zestawy, które się zaczepiają o dyszę silnika satelity, któremu skończyło się paliwo do manewrów orbitalnych. To jest defacto nowy silnik główny i zestaw silników korekcyjnych ze zbiornikiem paliwa. To jest proste do wykonanie i nieskomplikowane. Każda dysza jest prawie taka sama. Autonomiczne grzebanie jakie jest potrzebne w HST chyba jeszcze jest poza zasięgiem. JWST też jest zaprojektowany modułowo z myślą o przyszłych autonomicznych misjach serwisowych, ale raczej w celu tankowania cieczy kriogenicznych oraz paliwa.

Też myślę, że koszt helikoptera na Marsie jest spory. Ale nie pamiętam czy podany koszt uwzględnia wystrzelenie. Jak tak, to cena nie jest aż tak wysoka. Nie wiem ile osób nad tym pracowało, ale kilkadziesiąt wykwalifikowanych inżynierów i programistów, plus narzut biurowy i management to jest już kilkadziesiąt milionów. Nie licząc kosztów komory próżniowej oraz integracji z łazikiem, którego bezpieczeństwo było priorytetem.

Indie wysyłają tańsze ale i znacznie prostsze pojazdy. Niecałe 10 lat temu wystrzeliły najtańszy orbiter na Marsa za kwotę mniejszą niż Hollywood wydało na film "The Martian" :)

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 19.07.2021 o 13:32, cyjanobakteria napisał:

wystrzeliły najtańszy orbiter na Marsa za kwotę mniejszą niż Hollywood wydało na film "The Martian"

No właśnie ;)

W dniu 19.07.2021 o 13:32, cyjanobakteria napisał:

Autonomiczne grzebanie jakie jest potrzebne w HST chyba jeszcze jest poza zasięgiem.

Ale dlaczego od razu autonomiczne? Zdalne, powolne, ale jednak pod pełną kontrolą człowieka. No to chyba nie jest aż takie poza zasięgiem. Jedyny problem jaki ja tu widzę, a pewnie i to ma spore znaczenie to samo przystosowanie HST do rozbiórki/wymiany podzespołów.

W dniu 19.07.2021 o 13:32, cyjanobakteria napisał:

ale w praktyce taniej pewnie jest wystrzelić nowego satelitę.

No i nie zgadzam się głównie z powodu opisanego powyżej:

W dniu 18.07.2021 o 17:57, radar napisał:

technologia byłaby do wykorzystania do serwisowania również innych satelitów

Technologia, albo i ten sam satelita naprawczy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pominąłeś fragment, zapewne nieumyślnie, gdzie napisałem, że ich misje są znacznie prostsze, ale doprecyzuje :) Indyjski orbiter to był demonstrator technologii wielkości dużej lodówki z niewielkim payloadem złożonym z relatywnie prostych instrumentów jak kamera kolorowa, kamera IR, fotometr i dwa inne, z których jeden nie działał, jak się później okazało.

NASA wysyła większe zabawki jak MRO z HiRISE (na zdjęciu tylko główna kamera):

hirise-top.jpg

 

Co nie umniejsza osiągnięć indyjskim inżynierom. Chciałbym, żeby Polska mogła się pochwalić podobnymi, a nie tylko 3.1415-erdoleniem o gruntowaniu dziewcząt i cnotach niewieścich.

HST był zaprojektowany do serwisowania i był serwisowany kilkukrotnie. Modułowe satelity będą na pewno droższe. W teorii na papierze to wygląda dobrze, ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Kiedyś był na Kickstarterze modułowy smarphone i projekt upadł, bo był droższy, cięższy, bardziej skomplikowany i mniej niezawodny, mniej wydajny, podatny na wilgotność, itd.

Główna misja TESS miała budżet 200 mln USD + 87 mln na wystrzelenie. Załóżmy, że za tą kwotę można zrealizować misję serwisową HST na za 5 lat. Opłaca się? HST jest dla mnie jak Arecibo, ikoną astronomii, ale nie da się ukryć, że ten sprzęt ma 30 lat :)

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O misje naprawcze apeluje John Grunsfeld, astronauta, któy brał udział w 3 z 5 misji serisowych Hubble'a. Uważa on, że da się podtrzymać pracę teleskopu jeszcze  przez kilkadziesiąt lat. Obecne żyroskopy wytrzymają prawdopodbnie  do połowy lat 20-tych.  Podczas ostatniej misji serwisowej na teleskopie zamontowano odpowiedni port dokujący, a statkiem naprawczym mógłby być odpowiednio dostoswany Orion lub Crew Dragon:

3965b.jpg

Produkt SpaceX byłyby nawet lepszy, po pierwsze z powodu znacznie niższych kosztów wyniesienia, a po drugie z powodu próżniowego bagażnika gdzie zmieściłyby się zapasowe części, np. żyroskopy. Na spotkaniu STA, specjaliści, w tym sam Grunsfeld, uznali, że spora część misji serwisowych jest zbyt skomplikowana i przerasta jeszcze możliwości współczesnej robotyki., także w gre wchodzą głównie załogowe misje.

Tutaj więcej:

https://www.thespacereview.com/article/3965/1

i tutaj: https://spacenews.com/op-ed-a-not-so-final-servicing-mission/

Jednak w czasach gdy z trudem udało się obronić projekt Roman Space Tescope (WFIRST), Sofię, chmury zbierały się nad Webbem, ciężko sobie wyobrazić sytuację, w której NASA wydaje kolejne setki milinów dolarów (bo na tyle szacowane są  koszty  pojedyńczej  misji serwisowaej) bardzo zasłużonego, ale już ponad 30 letniego teleskopu.

Mnie bardziej jednak interesuje co się stanie gdy setki tysięcy kilometrów od Ziemi nie rozłoży się np.  lustro JWST? Co wtedy? Miliardy dolarów, lata ludzkiej pracy, nadzieje, jak krew w piach?

Jest Orion i STS, ale mimo to  kompletny brak możliwości serwisowych tak drogiego teleskopu to jakaś farsa.

Ponadto uważam, że cała para w gwizdek powinna iść teraz  na takie  projekty jak  ATLAST. Lustro o aperturze 16,8 m umieszczone 1,5 mln km od Ziemi dzięki któremu będzie można dostrzec biosygnatury w atmosferach egzoplanet czy  np. ewentualne zmiany sezonowe szaty roślinnej na egozplanetach odległych nawet o 45 parseków. To byłaby  rewolucja.

https://pl.wikipedia.org/wiki/ATLAST

  • Dzięki! (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

zapewne nieumyślnie

Umyślnie, bo to rozumie się samo przez się, ale ciekawy jestem czy NASA potrafiłaby wysłać ten demonstrator technologii w kwocie 70mln USD (z wystrzeleniem) czy jednak byłoby to mimo wszystko 270? :)

Cytat

“But the kinds of things that we’ve done with the power system, replacing the power control unit, or rewiring the telescope for various power issues, pulling boards and that kind of stuff, is well beyond what we could do robotically in space,” he said. That level of complexity, he concluded, would require people.

Ciekawe jak to tam w nieważkości i próżni, ale "pulling boards" czy "rewiring" to roboty przemyslowe już robią w miarę dobrze. Wiem, że to nie takie proste, ale jednak nie każdy research na temat technologii jest kompletny, nie wszyscy wiedzą wszystko czy są w stanie dotrzeć do odpowiednich informacji więc to, że dla niego to "well beyond" nie oznacza, że to prawda. Ja tam jestem optymistą ;)

Edytowane przez radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 hours ago, venator said:

Jest Orion i STS, ale mimo to  kompletny brak możliwości serwisowych tak drogiego teleskopu to jakaś farsa.

Żaden z pojazdów nie jest przystosowany ani certyfikowany do serwisowania satelitów. Co oczywiście można by osiągnąć odpowiednim nakładem środków w ciągu kilku lat, gdyby była taka konieczność. JWST jest zaprojektowany z myślą o ewentualnych, przyszłych, autonomicznych misjach serwisowych tak, jak napisałem na początku wątku. Głównie chodzi jednak o tankowanie cieczy kriogenicznych i paliwa do silników manewrowych. Z resztą nie będzie to tanie, bo nikt nie zezwoli przypadkowym satelitom zbliżyć się do pojazdu kosmicznego o wartości kilku miliardów USD :)
 

12 hours ago, venator said:

Mnie bardziej jednak interesuje co się stanie gdy setki tysięcy kilometrów od Ziemi nie rozłoży się np.  lustro JWST? Co wtedy? Miliardy dolarów, lata ludzkiej pracy, nadzieje, jak krew w piach?

1.5 miliona km :) Po to tyle testują, żeby się rozłożyło :) Kiedyś to wyjaśniłem w innym wątku. Ewentualna misja serwisowa trwałaby miesiąc, a prawdopodobnie znacznie dłużej, bo L2 jest 4x dalej niż Księżyc. Nie ma obecnie ciśnienia politycznego na takie misje załogowe. Nawet HST jest na prawie 2x wyższej orbicie niż stacja kosmiczna.

l2.2.jpg

 

Jeszcze zerknąłem dokładnie, bo moje optymistyczne szacunki oparłem na czasie przelotu na Księżyc, gdzie jest łatwiej wejść na orbitę. JWST wejdzie na orbitę L2 po prawie 110 dniach!

main-qimg-cba665ca5704c9a12bb5e7139bf366

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 21.07.2021 o 12:01, cyjanobakteria napisał:

Żaden z pojazdów nie jest przystosowany ani certyfikowany do serwisowania satelitów.

Teraz tak, ale Hubbla regularnie serwisowały promy kosmiczne.

 

W dniu 21.07.2021 o 12:01, cyjanobakteria napisał:

JWST jest zaprojektowany z myślą o ewentualnych, przyszłych, autonomicznych misjach serwisowych tak, jak napisałem na początku wątku.

Czy aby na pewno? Taka możliwość była rozpatrywana na początku projektu. Na oficjanej stronie NASA stoi jednak  jak byk, że doszli do wniosku, że potencjalne  korzyści z serwisu  nie równoważą kosztów misji serwisowych, czy to załogowych czy robotycznych. Nic o tym jak teleskop stanie się przez awarie, krótko po uruchomieniu, całkowcie niezdatny do użytku. Bo  te 10 mld $ wydanych na teleskop  to są państwowe czyli "niczyje" pieniądze. Więc jak się zepsuje....to trudno.

Amerykańskim i nie tylko, systemowym problemem jest początkowe skrajne niedoszcowanie kosztów. Tak było z JWST, z F-22, z F-35 etc. Poprostu poszczególne jednostki budżetowe muszą tak postępować bo inaczej nie dostaną forsy. Stąd redukcja kosztów - mamy tylko 1,6 mld więc  o serwisowaniu nie ma mowy. W międzyczasie (tzn w ciągu ponad 10 lat) koszty rosną ponad-pięciokrotnie, ale początkowe założenia pozostają.

 

W dniu 21.07.2021 o 12:01, cyjanobakteria napisał:

1.5 miliona km :) Po to tyle testują, żeby się rozłożyło :)

Wystarczy, że po rozłożeniu jedno z luster ulegnie mikrouszkodzeniu, albo padnie żyroskop (złośliwośc rzeczy martwych) i d**a blada. Z tymi żyroskopami jest tak w Webbie, że nie maja one części mechaniczych, praktycznie nie będą ulegać fizycznemu zużciu ale jest jeszcze elektornika do nich. Tak czy siak w tak złożonym projekcie zawsze sie może coś popsuć.

 

W dniu 21.07.2021 o 12:01, cyjanobakteria napisał:

Jeszcze zerknąłem dokładnie, bo moje optymistyczne szacunki oparłem na czasie przelotu na Księżyc, gdzie jest łatwiej wejść na orbitę. JWST wejdzie na orbitę L2 po prawie 110 dniach!

Przecież chcemy lecieć na Marsa? Taka załogowa podróż serwisowa to   byłaby  dobra, doświadczalna ścieżką prowadzącą na Marsa, prawdziwy deep space. 

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, venator said:

Teraz tak, ale Hubbla regularnie serwisowały promy kosmiczne.

Tak było, ale już nie latają :) Przez kilka lat NASA nie miała nawet jak wynosić biomasy na ISS. Inna sprawa, że pierwsza misja serwisowa na HST wymieniła kamerę na taką, która skompensowała błędy na powierzchni lustra głównego. Inaczej zdjęcia byłyby nieostre. To była koszmarna wtopa!

 

1 hour ago, venator said:

Czy aby na pewno? Taka możliwość była rozpatrywana na początku projektu.

Tak mi się wydaje. W sensie, z grubsza teleskop kosmiczny jest tak zaprojektowany, aby tankowanie na orbicie było możliwe do wykonania w przyszłości przez pojazdy autonomiczne. Nie pamiętam szczegółów, ale widziałem prezentację z NASA ze 2-3 lata temu. Chodzi z grubsza o układ komponentów na pojeździe kosmicznym.

 

1 hour ago, venator said:

Amerykańskim i nie tylko, systemowym problemem jest początkowe skrajne niedoszcowanie kosztów. Tak było z JWST, z F-22, z F-35 etc.

Tak jest, ale z drugiej strony to jest bleeding edge, więc czego oczekujesz? Przykładowo SR-71, pierwszy lot to grudzień 1964, a U-2 1955. Izrael wykonał przelot na stolicą (Bejrut) wrogiego im kraju w F-35. USAF planuje wycofać F-22 z użycia do 2030 albo 2035 roku, a Rosja do tej pory nie dorobiła się jeszcze odpowiednika wbrew temu co nawijają ich trolle w internecie, ale wczoraj pokazali nową zabawkę, więc kto wie.

 

1 hour ago, venator said:

W międzyczasie (tzn w ciągu ponad 10 lat) koszty rosną ponad-pięciokrotnie, ale początkowe założenia pozostają.

Bo zmiana założeń w połowie projektu, który jest spóźniony o 10 lat spowoduje, że będzie spóźniony o 25 lat, a budżet przekroczy nie x10 a x30 razy :) Poczytaj o kosztach naprawy błędów w projektach IT, gdzie jest to ładnie opisane (agile vs waterfall).

 

1 hour ago, venator said:

Wystarczy, że po rozłożeniu jedno z luster ulegnie mikrouszkodzeniu, albo padnie żyroskop (złośliwośc rzeczy martwych) i d**a blada. Z tymi żyroskopami jest tak w Webbie, że nie maja one części mechaniczych, praktycznie nie będą ulegać fizycznemu zużciu ale jest jeszcze elektornika do nich. Tak czy siak w tak złożonym projekcie zawsze sie może coś popsuć.

Wszystko na JWST jest co najmniej zdublowane z wyjątkiem lustra. Masz praktycznie dwa teleskopy w jednym! Jak się jeden segment lustra nie rozwinie albo uszkodzi, to urządzenie będzie zbierało mniej światła. Wszystkie procedury można wykonać na wiele rożnych sposobów na wypadek różnych awarii. W NASA nie pracują idioci :) Ja nabrałem do ich osiągnięć dużego szacunku, tzn. zawsze ich szanowałem, ale teraz szczególnie po tym, jak zaczęli wywijać łazikami na Marsie. Dwa udane lądowania ze sky crane to wyższa szkoła jazdy. Nikt tam nie lata z zaciśniętymi kciukami licząc na szczęście :)

 

1 hour ago, venator said:

Przecież chcemy lecieć na Marsa? Taka załogowa podróż serwisowa to   byłaby  dobra, doświadczalna ścieżką prowadzącą na Marsa, prawdziwy deep space. 

No, ale nie lecimy tam w październiku :) Moim zdaniem na Marsa jest najtaniej i najszybciej jest po prostu polecieć. A będzie potrzebne kilkadziesiąt autonomicznych lotów głównie ze sprzętem, bo trzeba najpierw stworzyć warunki do przeżycia dla biomasy. Ale niewykluczone, że zrobią serwisowanie JWST jeżeli będzie możliwość i potrzeba. Ceny być może spadną, a automatyka będzie bardziej niezawodna.

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

Tak było, ale już nie latają :)

O właśnie. Dużo by o tym pisać...

Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

Tak mi się wydaje. W sensie, z grubsza teleskop kosmiczny jest tak zaprojektowany, aby tankowanie na orbicie było możliwe do wykonania w przyszłości przez pojazdy autonomiczne. Nie pamiętam szczegółów, ale widziałem prezentację z NASA ze 2-3 lata temu. Chodzi z grubsza o układ komponentów na pojeździe kosmicznym.

 Czy na pewno teleskop jest dostosowany do serwisowania? :

Why is Webb not serviceable like Hubble?

Hubble is in low-Earth orbit, located approximately 375 miles (600 km) away from the Earth, and is therefore readily accessible for servicing. Webb will be operated at the second Sun-Earth Lagrange point, located approximately 1 million miles (1.5 million km) away from the Earth, and will therefore be beyond the reach of any crewed vehicle currently being planned for the next decade. In the early days of the Webb project, studies were conducted to evaluate the benefits, practicality and cost of servicing Webb either by human space flight, by robotic missions, or by some combination such as retrieval to low-Earth orbit. Those studies concluded that the potential benefits of servicing do not offset the increases in mission complexity, mass and cost that would be required to make Webb serviceable, or to conduct the servicing mission itself.

https://jwst.nasa.gov/content/about/faqs/faq.html#serviceable

Może znasz bardziej szczegółowe źrodła? Chętnie dowiem się czegoś więcej.

 

Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

Tak jest, ale z drugiej strony to jest bleeding edge, więc czego oczekujesz?

Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

Bo zmiana założeń w połowie projektu, który jest spóźniony o 10 lat spowoduje, że będzie spóźniony o 25 lat, a budżet przekroczy nie x10 a x30 razy :) Poczytaj o kosztach naprawy błędów w projektach IT, gdzie jest to ładnie opisane (agile vs waterfall).

 

Dlatego ok. 2011 r. pojawiały sie opinie aby program skasować.

Ja się na IT nie znam, ale np  w  przypadku tak wielkich wyzwań technologicznych jak progamy Apollo, Artemis  da się w ogóle określić  to wg. agile vs waterfall ?

To są szalenie złożone programy  w które dodatkowo wkracza jeszcze polityka ze swymi nie do końca racjonalnymi posunięciami..

Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

W NASA nie pracują idioci :) Ja nabrałem do ich osiągnięć dużego szacunku, tzn. zawsze ich szanowałem, ale teraz szczególnie po tym, jak zaczęli wywijać łazikami na Marsie. Dwa udane lądowania ze sky crane to wyższa szkoła jazdy :)

Oczywiście, że nie pracują idioci. Z oficjalnej strony JWST   to wszystko wygląda pięknie.

Mimo wszystko głosy ludzi zorientowanych w tematyce są takie, że NASA w znacznej mierze jednak straciła potencjał, min. warstwie intelektualnej np. na rzecz SpaceX.

To nie NASA zasysa teraz najbardziej tęgie umysły. 

Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

Moim zdaniem na Marsa jest najtaniej i najszybciej jest po prostu polecieć

Ja absolutnie nie uważam, żeby misje serwisowe do JWST byłyby niezbędnym etapem do lotu na Marsa. Ale czemu przy okazji  nie zbierać doświadczeń?

Do lotu na Marsa brakuje nam efektywnego napędu (coś na szczęśćie ruszyło w kwesti napędu nuklearnego) ale pojawiały się opinie, że szwankują podstawy czyli np. układy podtrzymywania życia. Takie 1,5 mln km to sporo dalej niż Księżyc ale jednak dużo bliżej niż Mars. 

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 hours ago, venator said:

Czy na pewno teleskop jest dostosowany do serwisowania?

Chodziło mi o tankowanie. Na spodzie teleskopu jest pierścień mocujący, do którego można dokować zestaw z silnikami i paliwem do manewrów orbitalnych, którego zużycie ogranicza czas życia instrumentu. Może się trochę zagalopowałem z tym "zaprojektowany do serwisowania", ale inżynierowie przewidzieli przedłużenie misji :) Teleskop musi od czasu do czasu wyhamować koła reakcyjne w oparciu o silniki rakietowe oraz w przypadku nieprawidłowego wystrzelenia skorygować orbitę, co zmniejszy zapas paliwa. W tym artykule jest pokazany teleskop od spodu. To jedyne, jakie udało mi się znaleźć. Wszystkie inne pokazują błyszczące lustro albo sylwetkę rodem z Gwiezdnych Wojen :)

https://www.theguardian.com/science/2020/oct/15/nasas-james-webb-space-telescope-passes-launch-simulation-tests

8258.jpg?width=1200&height=1200&quality=
 

7 hours ago, venator said:

To nie NASA zasysa teraz najbardziej tęgie umysły. 

SpaceX jest ciekawym przykładem, bo oni budują rakiety w stylu agile. W ciągu kilu miesięcy wystrzelili (na testowy pułap) więcej SN (oraz przeprowadzili udane lądowanie) niż NASA przeprowadziła testów od początku programu STS. Faktem jest, że flagowych projektów nie da się w ten sposób przeprowadzić. SpaceX nie jest konkurencją dla NASA. Jakbym był biegłym inżynierem od silników rakietowych, to też bym wolał pracować w SpaceX, ale jeżeli bym był specjalistą od łazików to w NASA :) SpaceX ma aktualnie najbardziej zaawansowane silnik Raptor (full flow staged combustion). Są to jedyne silniki tej klasy w użyciu. Dwa pozostałe to RD-270 (USSR) oraz demonstrator NASA, które jednak nigdy nie zostały wystrzelone.

Przypomniało mi się teraz, że HST też miał opóźnienie, chyba 10 lat o ile mnie pamięć nie myli. Na co wpłynęły te same problemy, czy projekt bleeding edge, nowe technologie, "known unknowns", "unknown unknowns" oraz katastrofa Challengera.

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 23.07.2021 o 09:15, cyjanobakteria napisał:

 SpaceX nie jest konkurencją dla NASA. Jakbym był biegłym inżynierem od silników rakietowych, to też bym wolał pracować w SpaceX, ale jeżeli bym był specjalistą od łazików to w NASA

Jeśli łaziki to Jet Propulsion Laboratory. Robią kawał dobrej roboty. Ale to tylko jeden z licznych ośrodków NASA. Zauważ, że gros pieniędzy pochłania projekt SLS, ktory jest bardzo dużym obciążeniem tak finansowym jak i organizacyjnym. A SLS to cóż...nie można powiedzieć, że to krok w tył, ale w przód także nie. 

Formalnie SpaceX nie jest konkurencją, bo raczej  nie może być nim podwykonawca. Jeśli chodzi o zasysanie talentów, to niestety tak, przede wszystkim  w kwestii napędów. Ośrodków naukowych w NASA, które tym się zajmują, nadal jest dużo. Tutaj podział powinien być klarowny - prywaciarze niech obsługują na zlecenie ośrodków rządowych LEO, a NASA i inni powinno skupić się na badaniach podstawowych oraz eksploracji deep space. Dopiero w tym roku w budżecie pojawiły się większe pieniądze na rozwój napędów jądrowych. Dopiero teraz, po tylu dekadach. Tym nie mniej do tych projektów nowych napędów potrzeba inżynierów, naukowców...

A bez rewolucji lub przyynajmniej szybkiej ewolucji w napędach, to możemy zapomnieć o sensownej eksploracji US. 

W dniu 23.07.2021 o 09:15, cyjanobakteria napisał:

Faktem jest, że flagowych projektów nie da się w ten sposób przeprowadzić.

A czy Starship nie jest flagowym projektem? Przecież jak się uda to będzie rewolucja, przynajmniej w lotach w pobliżu Ziemi.

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, venator said:

A czy Starship nie jest flagowym projektem? Przecież jak się uda to będzie rewolucja, przynajmniej w lotach w pobliżu Ziemi.

Chodziło mi o flagowe misje w deep space. SpaceX robi całkiem rozsądne postępy, ale rozwalili już pół tuzina SN :) Z drugiej strony, jak się porówna ich osiągnięcia z DC-X sprzed ponad 20 lat, to nie wyglądają już tak różowo.

 

1 hour ago, venator said:

A bez rewolucji lub przyynajmniej szybkiej ewolucji w napędach, to możemy zapomnieć o sensownej eksploracji US.

Jeszcze długo będzie tak, jak jest teraz i moim zdaniem to jest sensowna eksploracja. Nakłady mogły by być większe, jak i większa ilości misji, ale z technicznego punktu widzenia nie potrzebujemy więcej do maszynowej, półautomatycznej eksploracji Układu Słonecznego. Będziemy oczywiście ograniczeni ilością payloadu, jaki możemy wysłać, szczególnie w deep space. Na przykład New Horizons zrobił tylko szybki fly-by Plutona, bo nie było możliwości wyhamowania, inaczej pojazd musiałby poruszać się znacznie wolniej i misja trwałą by znacznie dłużej niż 10 lat.

Są działające i częściowo przetestowane projekty silników opartych na energii atomowej, na przykład "nuclear lightbulb" w cyklu zamkniętym, a w przestrzeni kosmicznej również w cyklu otwartym, z których można wycisnąć więcej niż chemicznych, ale ryzyko skażenia przewyższa aktualnie zalety.

Oczywiście wysyłka biomasy na inne planety będzie wymagała znacznie wyższych nakładów energetycznych i tu rakiety na paliwo chemiczne narzucają poważne ograniczenia. SN zdaje się będzie wymagał tankowania na orbicie, czyli start i wejście z payloadem na LEO pierwszego SN, następnie start drugiego SN z paliwem dla tego pierwszego, randevu i tankowanie na orbicie, a potem dopiero tranzyt na Marsa...

Ostatnio widziałem ten film na YT o kilku interesujących projektach teleskopów kosmicznych. Warto jeszcze dodać LISA (Laser Interferometer Space Antenna), którego nie ma w filmie.

 

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 26.07.2021 o 23:50, cyjanobakteria napisał:

Jeszcze długo będzie tak, jak jest teraz i moim zdaniem to jest sensowna eksploracja.

Zapomniałem dodać - sensowna eksploracja załogowa US. W zasadzie chodzi o   główny cel - załogowe lądowanie na Marsie. Ale i do ambitnych, flagowych misji do planet zewnętrznych taki napęd byłby ciekawą alternatywą. Przynajmniej nie trzeba było czekać całych dekad na wyniki, a ponadto nie byłoby tak rygorystycznych ograniczeń w całościowym budżecie energetycznym misji - można by było zapakowć więcej aparatury naukowej, mocniejsze anteny to lepszy przesył danych etc. 

W dniu 26.07.2021 o 23:50, cyjanobakteria napisał:

Są działające i częściowo przetestowane projekty silników opartych na energii atomowej, na przykład "nuclear lightbulb" w cyklu zamkniętym, a w przestrzeni kosmicznej również w cyklu otwartym, z których można wycisnąć więcej niż chemicznych, ale ryzyko skażenia przewyższa aktualnie zalety.

Skażenia czego? Test Kiwi-TNT z 1965 r. podczas któego  zrealizowano eksperymentalnie najgorszy scenariusz dotyczący awarii napędu w ziemskiej atmosferze, dowiódł jak bezpieczna była to technologia. Test był bardzo rygorystyczny, a ówcześnie stosowane technologie, bardziej prymitywne niż dziś. Każdy obecny  projekt przewiduje odpalenie  silnika nuklearnego dopiero w przestrzeni kosmicznej.  Napromieniowanie samego statku jest problemem, ale projekty przewidują  zastosowanie tarczy osłaniającej część statku zawierający min. habitat mieszkalny  od jego części napędowej. Osłaniana część znajdowałaby się w otulinie, poza którą nie mogłyby wystawać żadne elementy statku, odbywać się spacery kosmiczne etc. Dokowanie innego statku musiałoby się odbywać od strony przeciwnej do napędu. W przyszłości może powstaną lekkie osłony reaktora, które przynajmniej neutrony wyłapią. Dobrym materiałem powstrzymującym neutrony jest wodorek litu. Na promieniowanie gamma zapewne zbiorniki z wodorem. Tak jak i Ty i ja wierze w kompetencje inżynierów z NASA oraz ośrodków naukowych i firm współpracująch. O chronie przed promieniowaniem wiemy już dużo, więc aż tak bym się tą kwestią ni przejmował. Stacja Gatway na orbicie Księżyca ma powstać między innymi po to aby  badać te kwestie. 

Deorbitacja zużytego silnika nie wchodziłaby w grę. Zapewne byłby wystrzeliwany w takim kierunku i z taką predkością, aby ewentulany powrót w rejon Ziemi nastąpił po takim okresie, że promieniowanie nie byłoby groźne. Lub zupełnie na kurs bekolizyjny z Ziemią. Wobec ogromu kosmosu, argumenty o zaśmiecaniu  przestrzeni kosmicznej to straszna bzdura. 

Tak więc zalety znacznie przeważają nad zagrożeniami. 

Wydaje się, że nadchodzi powoli renesans tego typu programów. National Academies na zlecenie NASA przygotowało raport, w którym wzywa NASA do bardziej "agresywnego" inwestownia w napęd nuklearny:

https://spacenews.com/report-recommends-nasa-accelerate-space-nuclear-propulsion-development/

Rekomendowany jest napęd NTP. Jako jedeno  z głównych przeszkód wymieniany jest brak naziemnych stanowisk testowych.

I w tej kwestii przypomina mi się enigmatyczna wypowiedź Elona Muska, zapytanego czy nie byłby zainteresowany napędem nuklearnym? Odpowiedział, że i owszem ale jak rząd zbuduje stanowisko testowe. :)

 

Ps. Dyskutujemy o programach naukowych czy eksploracyjnych a impuls może przyjść z innej strony. DARPa realizuje program "Draco", czyli wykorzystania NTP  na orbicie Ziemi. W związku z postępującą militaryzacją kosmosu i ekspansją Chin, amerykańska armia jest coraz bardzie zaiteresowana pojazdami kosmicznymi zdolnymi do szybkich zmian orbit, w ogóle do szybkiego przemieszczania się w przestrzeni cis-lunarnej.

Ciekawym przykładem może być program X-37B. Nie ma on oczywiście napędu nuklearnego ale pomimo swoje tajności, nie uchronił się od przecieków. A te mówiły, że jest to pojazd potrafiący wyjątkowo szybko zmieniać orbity, włącznie z chwilowym wejście w atmosfere (oczywiście na dużych wysokościach). Praktycznego zastosowania takich zdolności można się jedynie domyślać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Got it. Sensowna eksploracja nie jest załogowa, stąd moja pomyłka :) Nie ma najmniejszych zalet dla eksploracji biomasą w najbliższej przyszłości, ale rozumiem, że ktoś musi zrobić tak zwany land grab i wetknąć flagę ku uciesze tłumów i do celów politycznych :) Nawet najlepsze silniki, teoretycznie dostępne przy obecnej technologi, jak te nuklearne nie zastąpią zminiaturyzowanych sond kosmicznych, bo podróże będą trwać lata, szczególnie do dalszych obiektów Układu Słonecznego. nic tego nie zmieni dopóki nie powstaną technologie umożliwiające podróże z prędkościami relatywistycznymi, ale nawet wtedy to znacznie poniesie koszty projektów. Obecnie można zamówić kuriera z drugiego krańca świata z dostawą w 24h, ale to kosztuje kilkaset USD, a można też wysłać drogą morską za grosze z dostawą na za miesiąc.

Nie wiem czy to jest test reprezentatywny, bo wysadzili silnik na Ziemi, a nie w atmosferze. Ale faktem jest, że w RTG stosują raczej grube kawałki plutonu (np. w Curiosity), żeby w przypadku dezintegracji w atmosferze było relatywnie mało dużych kawałków, zamiast radioaktywnego śrutu. Z resztą sam start silnika nuklearnego w otwartym cyklu w atmosferze ziemskiej to zbrodnia przeciwko ludzkości :)

Pamiętam, że dwa rosyjskie satelity wojskowe (Kosmos 954 i 1402) z reaktorami atomowymi miały awarię i jeden deorbitował nad Kanadą, a drugi został wyposażony w system awaryjnego wystrzelenia reaktora na bezpieczną orbitę, co zapobiegło skażeniu na Ziemi.

Śmiecenie w kosmosie nie jest problemem dopóki nie zacznie być problemem, patrz Kessler syndrome :) Wszystkie odłamki mają bardzo duże prędkości, więc jakiekolwiek kolizje są niebezpieczne. Obecnie odkrywamy pozostawione boostery, jak ten poniżej zidentyfikowany początkowo jako asteroida klasy NEO, która okazała się porzuconym boosterem rakiety Centaur z lat 60-tych.

New Data Confirm 2020 SO to be the Upper Centaur Rocket Booster from the 1960’s
https://www.nasa.gov/feature/new-data-confirm-2020-so-to-be-the-upper-centaur-rocket-booster-from-the-1960-s/

Obecny kierunek to miniaturyzacja, więc i wymagania odnośnie payloadu będą mniejsze, przynajmniej w misjach automatycznych. Porównaj sobie rozmiary sond Cassini i New Horizons. Cassini była rozmiarów małej ciężarówki, ale New Horizons już tylko małego samochodu osobowego. Niedawno testowano dwa cube saty wysłane w okolice Marsa i się sprawdziły z tego, co pamiętam, aczkolwiek nie weszły na orbitę. To był tylko fly-by i demonstrator technologii komunikacji. Szybki rozwój AI też raczej wskazuje na to, że nie będzie eksploracji kosmosu biomasą, aczkolwiek prawdopodobnie zawsze będą jacyś ludzie w kosmosie. W obecnych czasach nadal są czynności, które mogą zostać wykonane efektywnie tylko przez ludzi, jak serwis HST.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

Nie ma najmniejszych zalet dla eksploracji biomasą w najbliższej przyszłości,

To miał być najgłębszy w dziejach odwiert poza Ziemią. Historyczną próbę podjął mechaniczny Kret, który powstał przy udziale polskich naukowców i inżynierów. Niestety, nie udało się. Utknął ledwie 40 cm pod powierzchnią.

https://wyborcza.pl/7,75400,26701053,porazka-na-marsie-polski-kret-nie-dal-rady-nasa-przerywa-akcje.html

https://www.nasa.gov/feature/jpl/nasa-insight-s-mole-ends-its-journey-on-mars

Wybacz, nie podzielam Twojego obecnego optymizmu co do automatyzacji lub krytycyzmu co do załogowej eksploracji US. Ta powyższa próba wkopania się w marsjański grunt, pokazuje w jak dziecięcym wieku  jest jeszcze robotyka...

 

W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

nic tego nie zmieni dopóki nie powstaną technologie umożliwiające podróże z prędkościami relatywistycznymi

 Prędkości relatywistyczne w obrębie US?. Nie bardzo wyobrażam sobie zasiedlenie innego obiektu niż Mars, a do tego te prędkości relatywistyczne  nie są potrzebne. To tak apropos załogowej eksploracji. Natomiast niektóre z zalet użycia napędu nuklearnego w misjach bezzałogowych wymieniłem wyżej.

Zresztą jak osiągnąć prędkości relatywistyczne  nie dysponując silnikami na antymaterie? Nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość.

 

W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

Nie wiem czy to jest test reprezentatywny, bo wysadzili silnik na Ziemi, a nie w atmosferze.

Na ziemi czyli w atmosferze. Generalnie seria testów miała odpowieidzieć na pytnie co się stanie gdy taki nuklearny silnik upadnie na powierzchnie ziemi po deorbitacji lub przejdzie w stan nadkrytyczny.Testy był wymagające i generalnie odpowiedź była taka, że jest to pod tym względem bezpieczna technologia. Nikt nie zrobił do tej pory lepszych testów.

 

W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

Z resztą sam start silnika nuklearnego w otwartym cyklu w atmosferze ziemskiej to zbrodnia przeciwko ludzkości

Nikt tego nie planuje, co też pokreśliłem w poprzednim poście. Ale  przy projekcie Orion coś  grzebano w tej kwestii:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Program_Orion

Ze względu na zanieczyszczenie radiologiczne wywoływane przez serię eksplozji jądrowych, starty odbywałyby się z istniejących poligonów jądrowych. Jako że większość odpadów radioaktywnych związane jest z zasysaniem i napromieniowaniem pyłu z powierzchni ziemi przez kulę ognistą wybuchu jądrowego start odbywałby się z wysokich na kilkadziesiąt metrów wież. Podczas startu pojazd napędzałyby odpalane co sekundę bomby o mocy 0,1 kilotony. Wraz ze wzrostem prędkości i wysokości zastąpiłyby je odpalane znacznie rzadziej ładunki o mocy 20 kiloton. Innymi rozwiązaniami tego problemu byłby start z wyłożonej stalą i grafitem niecki (minimalizacja cyrkulacji powietrza) lub oceanicznej platformy startowej. Dalszą redukcję zanieczyszczenia atmosfery można by osiągnąć stosując start z okolic polarnych (naładowane radioaktywne cząstki uciekłyby w przestrzeń kosmiczną przez dziurę w magnetosferze) lub stosowanie w trakcie wznoszenia czystych ładunków atomowych (np. o typie bomby neutronowej – ok. tysiąckrotna redukcja zanieczyszczeń). Jak podkreślają zwolennicy tego typu napędu byłoby to znacznie mniej niż napromieniowanie atmosfery przez emisję radioaktywnych popiołów z elektrowni opalanych węglem – do produkcji paliwa dla jednego startu wahadłowca.

 

Zwracam uwagę na ostatnie zdanie. W ostatecznym bilansie...no ale demony...W tym projekcie urzeka prostota i pewna elegancja. Na pomysł  pulsacyjnego napędu jądrowego wpadł nasz rodak Stanisław Ulam i Cornelius Everett. Prawdopodobnie stało się to po eksplozji nuklearnej na wyspie Eniwetok (Enewetak) na Wyspach Marshalla. Stalowe kule pokryte warstwą grafitu były zawieszone ledwie 30 stóp od epicentrum wybuchu. Pozostały nienaruszone, tylko grafit odparował. Genialny w swej "prostocie" napęd. Przeprowadzone eksperymenty potwierdziły możliwości. Niestety weszła polityka. Z Orionem została tylko ARPA (poprzedniczka DARP-y). Wojsko uznało,że Orion nie ma potencjału bojowego, choć w perspektywie były loty załogowe nawet  do Saturna (planowane na1970 r.). NASA od 1959 r. miała być nienuklearna. Mimo wszystko w program rakiety Saturn upakowano pulsacyjny napęd jądrowy w drugim stopniu rakiety. Właściwości jak na ten rodzaj napędu były rozczarowujące w tym projekcie,  ale i tak to było 2500 isp! 100 tonowy ładunek  na Marsie mógłby się znaleźć w 125 dni. Tylko!

Von Braun był zachwycony, bo jego dziecko, chemiczna rakieta byłaby zespolona z napędem, ktory rozświetlał zupełnie nowe pespektywy. No ale polityka i 1963 r i zakaz prób jądrowych. 

Ostateznie Orion zdechł około 1965 r. częściowo z powodu utajnienia prac - mało kto w środowisku naukowo-inżynierskim wiedział o rewelcyjnych osiągnięciach. 

 

 

W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

Śmiecenie w kosmosie nie jest problemem dopóki nie zacznie być problemem, patrz Kessler syndrome :) Wszystkie odłamki mają bardzo duże prędkości, więc jakiekolwiek kolizje są niebezpieczne.

To tylko kwestia budżetu enegetycznego i nadania wrakowi takiego nuklearngo pojazdu takiej orbity aby nikt się z nim nie zetknał. Przestrzeni jest w .....uj

 

W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

Obecny kierunek to miniaturyzacja, więc i wymagania odnośnie payloadu będą mniejsze, przynajmniej w misjach automatycznych.

Oczywiście. I dlatego w sondzie dysponującej wydajnym i silnym napędem można upakować wiecej miniaturowej elektroniki ;)

 

W dniu 28.07.2021 o 10:42, cyjanobakteria napisał:

W obecnych czasach nadal są czynności, które mogą zostać wykonane efektywnie tylko przez ludzi, jak serwis HST.

O widzisz, czyli jednak się zgadzamy w podstawowej kwestii. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile misja kreta kosztowała? Cała misja Insight kosztowała 800 milionów, pomijając inne instrumenty, realnie pewnie 20%, bo to jest przede wszystkim stacja meteorologiczna. Ile by kosztowała misja załogowa? Pi razy drzwi, 100 miliardów? To jest misja na trzy lata. Można porównać program Apollo, chociaż to porównanie z czapy z wielu powodów. Jedno lądowanie kosztowało średnio 42 miliardy USD po uwzględnieniu inflacji. Jakbyśmy wysłali kilkadziesiąt kretów jeden po drugim, to któryś by wykonał odwiert albo by zmodyfikowano narzędzie.

Po za tym nie wspomniałeś ile odwiertów wykonały łaziki Curiosity i Perseverance. Curiosity wykonało kilkadziesiąt udanych odwiertów do tej pory. Osiris Rex pobrał kilkaset gramów próbek z asteroidy w zeszłym roku. Jeden nieudany odwiert obnażył robotykę, a co obnażyły katastrofy wahadłowców w których zginęło 14 osób? Lądowniki Apollo lądowały na Księżycu z 30s zapasem paliwa, więc margines błędu był niewielki.

0.1c to nie jest nic nadzwyczajnego. To znaczy, to jest bardzo szybko i po za naszym zasięgiem, ale w zasięgu silników nuklearnych oraz fuzji. Żagle słoneczne mogą się rozpędzić do znacznie większych prędkości, praktycznie bez ograniczeń w ramach <0.8c, aczkolwiek to też jest skomplikowane z innych powodów.

Po dezintegracji pojazdu Kosmos 954 nad Kanadą przeszukano 124 tysiące km2 (około 350x350 km) i odzyskano tylko 1% paliwa nuklearnego. Reszta odparowała albo nie została odnaleziona. Oczywiście nijak się to ma do testów jądrowych, których same USA przeprowadziły chyba tysiąc. Dałoby się żyć.

Ale jakie postępy dokonano w AI w ciągu ostatnich 10 lat, nie wspominając o 20 latach? Za 50 lat nie będzie w ogóle o czym rozmawiać. Nie dość, że komputery będą szybsze, bezpieczniejsze, tańsze, mądrzejsze - niż statystyczny Kowalski to na pewno - oraz lepsze w większości czynności niż ludzie. HST też można by serwisować półautomatycznie, sterując zdalnie z ziemi w oparciu o VR, ale nie ma ciśnienia na wydanie odpowiedniej kwoty na projekt.

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Ile misja kreta kosztowała? Cała misja Insight kosztowała 800 milionów, pomijając inne instrumenty, realnie pewnie 20%, bo to jest przede wszystkim stacja meteorologiczna. Ile by kosztowała misja załogowa? Pi razy drzwi, 100 miliardów?

Jeśli nie będziemy rozwijali technologii lotów załogowych to te sumy zawsze będą zawrotne. Dawałeś przykład SpaceX to zobacz jaką oni idą drogą.

3 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

 To jest misja na trzy lata. Można porównać program Apollo, chociaż to porównanie z czapy z wielu powodów. Jedno lądowanie kosztowało średnio 42 miliardy USD po uwzględnieniu inflacji.

Trzy lata? Jeśli będziemy cały czas tkwili mentalnie i technologicznie  w  czasach Apollo to i owszem. 

Jeszcze raz - Apollo to był skok na głęboką wodę, wynikający przede wszystkim z przyczyn politycznych, a więc amerykańskiej racji stanu. Stąd i nie liczenie się z kosztami, poza tym większość rzeczy opracowywano na nowo. Tak więc nie wiem czy jest sens podawania tego przykładu.

 

3 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Jeden nieudany odwiert obnażył robotykę, a co obnażyły katastrofy wahadłowców w których zginęło 14 osób? Lądowniki Apollo lądowały na Księżycu z 30s zapasem paliwa, więc margines błędu był niewielki

Twoje uwagi odnoszą się do technologii sprzed 50-60 lat (STS i Apollo). Nad Linią Karmana zginęło tylko 3 ludzi, 50 lat temu na pokładzie Soyuz 11. W kosmosie zginęły tylko trzy osoby!

Jeśli podzielimy to na osobogodziny jakie spędzili ludzie z różnych krajów na LEO oraz w lotach Apollo to statystycznie te ryzyko śmierci  jest bardzo małe - choć ogólnie to kosmos to miejsce niezbyt bezpieczn i przyjazne.

Podczas powrotów (i startu w przypadku Challengera) z kosmosu, już w atmosferze,  zginęło 16 osób, w tym 14 w wahadłowcach, jeden w kapsule (Komarow w Soyuz 1) i pilot X-15 Michael Adams (przekroczyl 80 km).

Katastrofy wahadłowców obnażyły jedynie to, że idea samolotu kosmicznego jest jednak ślepą uliczką. Pod tym kątem szkoda mi projektu Skylon. Choć jego wartością dodana są te niesamowite silniki - Sabre. Może znajdą zastosowanie w hipersonicznych lotach stratosferycznych. 

Same lądowniki księżycowe miały zawansowany jak na owe czasy komputer pokładowy, więc to paradoksalnie maszyna miałą najwięcej do powiedzenia i ryzyko rozbicia nie było aż tak dramatycznie wielkie jak to przedstawiasz. 

Dziś dominuje natomiast całkowicie odmienna filozofia,  do tego stopnia, że  NASA jest często krytykowana za zbytnie asekuranctwo. 

4 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Po za tym nie wspomniałeś ile odwiertów wykonały łaziki Curiosity i Perseverance. Curiosity wykonało kilkadziesiąt udanych odwiertów do tej pory.

Nie deprecjonuje tych osiagnięć i także uważam, że główną gałęzią eksploracji US powinny być misje bezzałogowe. 

4 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

0.1c to nie jest nic nadzwyczajnego. To znaczy, to jest bardzo szybko i po za naszym zasięgiem, ale w zasięgu silników nuklearnych oraz fuzji.

0.1 c to słabo;). Obliczenia matematyczne dla programu Orion (autostwa Stanisława Ulama) zakładaly 0.2 c. Na US wystarczy. Ta technologia jest w zasięgiu ludzkich możliwości.

 

4 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Po dezintegracji pojazdu Kosmos 954 nad Kanadą przeszukano 124 tysiące km2 (około 350x350 km) i odzyskano tylko 1% paliwa nuklearnego. Reszta odparowała albo nie została odnaleziona. Oczywiście nijak się to ma do testów jądrowych, których same USA przeprowadziły chyba tysiąc. Dałoby się żyć.

Rozumiem, że jest to argument za atomem w kosmosie. Też jestem za.:) Jest wielu przeciwników tej technoligii. Mało zapewne który z nich zdaje sobie sprawę, że rokrocznie elektrownie węglowe wywalają do atmosfery ponad 37 tyś ton uranu i toru. Ale kosmiczne silniki nuklearne wzbudzają już obawy...

4 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

le jakie postępy dokonano w AI w ciągu ostatnich 10 lat, nie wspominając o 20 latach? Za 50 lat nie będzie w ogóle o czym rozmawiać. Nie dość, że komputery będą szybsze, bezpieczniejsze, tańsze, mądrzejsze - niż statystyczny Kowalski to na pewno - oraz lepsze w większości czynności niż ludzie. HST też można by serwisować półautomatycznie, sterując zdalnie z ziemi w oparciu o VR, ale nie ma ciśnienia na wydanie odpowiedniej kwoty na projekt.

Zapewne tak będzie. Całkowite odcięcie się od eksploracji załogowej niesie jednak pewne ryzyka.

Już w latach 50-tych von Braun nie widział dla człowieka miejsca w pojeździe kosmicznym, w sumie dla człowieka-pilota. W amerykańskim programie ścierały się dwie frakcje: pilotów-oblatywaczy skupionych w Towarzystwie Pilotow Oblatywaczy i inżynierów zwiazanych z programem rakietowym. Ci drudzy uważali, że człowiek nie jest potrzebny w kosmosie. Z technicznego punktu widzenia mieli racje. Ale tylko z tego punktu widzenia.

Ponieważ załogowa eksploracja to przede wszystkim inspiracja. Jesteśmy gatunkiem ekspansywnym, mamy to w genach. Lądowanie Apollo-11 oglądało 15% populacji świata i to w czasach gdy telewizja była znacznie mniej dostępna. W programie Apollo brało udzial pół miliona ludzi. Świetnie wykształconych. A ten program był inspiracją dla ilu ludzi do podjęcia studiów technicznych czy też z dziedzin fizykii i innych nauk przyrodniczych? Niemal każdy astronauta, czy inżynier związany z astronautyką przyznaje, że zainspirował go człowiek w kosmosie.

Czy taki efekt uzyskamy  wysyłając roboty?

Druga sprawa na koniec: a co jeśli wskutek jakiś znaczących zmian na Ziemi, trzeba będzie ewakuować choć część ludzi? Opracujemy technologie umożliwiające przeżycie w kosmosie z dnia na dzień? Największą wartością dodaną programu załogowego w ciągu ostatnich 60 lat jest znacząca poprawa komfortu życia w przestrzeni kosmicznej i niwelowanie negatywnych skutków oddzialywania braku grawitacji etc..a na takie badania potrzeba czasu i jeszcze raz czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Długi okres trwania misji wynika też z okien startowych. Zdaje się, że korzystny układ planet wypada co 26 miesięcy. Pojazd kosmiczny podczas tranzytu wchodzi na orbitę okołosłoneczną i chodzi o to, aby podróż była jak najkrótsza, wiec planeta docelowa musi być w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Dla misji w dwie strony to 9 miesięcy w jedną stronę, pobyt na planecie około kilka miesięcy i powrót w 9 miesięcy.

Założyłem 0.1c konserwatywnie. Być może da się wycisnąć więcej, ale jeżeli to jest maksymalne teoretyczne wyliczenie, to trzeba brać na to poprawkę. Po za tym to jest równanie rakietowe, więc może 0.2c jest możliwe, ale kosztem payloadu (16x mniej). Zastrzegam sobie prawo do błędu, bo nie chce mi się teraz liczyć, a nie jestem inżynierem SpaceX :)

Koszty wyliczyłem pi razy drzwi, ale w międzyczasie przypomniało mi się, że na ISS pobyt jednego astronauty kosztuje chyba 10 mln USD na dobę. Więc wysłanie 4 osób na Marsa na 2 lata przy porównywalnym koszcie to będzie 30 miliardów USD :)

Szacunkowy koszt działania HST do 2010 roku włącznie to około 10 miliardów, to jest po dwóch dekadach działania, ale od tego czasu nie było misji serwisowych. Więc za kwotę misji załogowej na Marsa można mieć kilka takich instrumentów w kosmosie przez kilka dekad :)

 

W dniu 30.07.2021 o 14:26, venator napisał:

Druga sprawa na koniec: a co jeśli wskutek jakiś znaczących zmian na Ziemi, trzeba będzie ewakuować choć część ludzi?

Nie ma takiej możliwości :) Każda rodzina musiałby otrzymać własną rakietę i miejsce na orbicie, gdzie wszystko jest milion razy trudniejsze :) Będą żreć piach albo leżeć w dole z wapnem w wyniku konfliktu zbrojnego. Podobno w Afryce północnej rozwiązuje się problem emigrantów przez zabieranie ich na wycieczkę w jedną stronę na Saharę i tam się zostawia. Tak jest najtaniej. Nie wiem czy to prawda, ale przeczytałem o tym w wiarygodnym źródle na defence24.pl

 

Chwilę podumałem, poszperałem w necie i znalazłem ten artykuł:
https://theconversation.com/are-astronauts-worth-tens-of-billions-of-dollars-in-extra-costs-to-go-to-mars-111348

Podają szacunkowy koszt od 100 do 500 miliardów na misję. Zabawne jest to, że napisałem 500 miliardów "pi razy drzwi" na początku, ale potem sam się przestraszyłem tej kwoty i zmniejszyłem do 100 miliardów :) Ciężko rozumem to ogarnąć!

Mars One z kolei, to ta fundacja, co zrobiła ludzi w bambuko 10 temu, której nikt zdroworozsądkowy nie dawał wiary, podawała szacunkowy koszt 4 miliardy na pierwszą misję, ale to jest suma kompletnie z czapy, nierealistyczna, bo wysłanie i obsługa łazika jak Perseverance czy Curiosity kosztuje prawie 3 miliardy, a to jest robot z biletem w jedną stronę!

 

Jeszcze korekta:

W dniu 30.07.2021 o 17:02, cyjanobakteria napisał:

Dla misji w dwie strony to 9 miesięcy w jedną stronę, pobyt na planecie około kilka miesięcy i powrót w 9 miesięcy.

Powinno być kilkanaście miesięcy na planecie, bo to jest 9 miesięcy na tranzyt, 17 miesięcy spędzonych na planecie i powrót po 26 miesiącach, który trwa 9 miesięcy, czyli łącznie trzy lata poza Ziemią.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
56 minut temu, cyjanobakteria napisał:

ale to jest suma kompletnie z czapy, nierealistyczna, bo wysłanie i obsługa łazika jak Perseverance czy Curiosity kosztuje prawie 3 miliardy, a to jest robot z biletem w jedną stronę!

Bo Perserverence czy Curiosity muszą się udać, a wysłanie systemu powrotnego obciąża budżet kolejnej, opcjonalnej misji :P
Nie da się też ukryć, że cena tych sond zawiera również koszt amerykańskiego stylu życia ludzi którzy nad nimi pracowali.

Gdyby wszystko oprzeć na wolontariacie fanatyków, to być może dałoby się ten koszt mocno przypiłować.
Na razie jednak nie jesteśmy nawet w stanie wylądować na powierzchni  Marsa załogowym lądownikiem o masie takiej, aby móc wystartować z powrotem.
Chyba że byłby to jednoosobowy kosmiczny skuter.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
58 minut temu, peceed napisał:

Gdyby wszystko oprzeć na wolontariacie fanatyków, to być może dałoby się ten koszt mocno przypiłować.

Jakoś nie chce mi się wierzyć - koszty materiałów, testów itp. Pewnie na ludziach dałoby się zaoszczędzić mniej niż 50 %, czyli rząd wielkości pozostałby ten sam. To trochę tak jakby wierzyć, że w dużych projektach IT większość kosztów stanowią koszty pracy programistów (tak mi się kojarzy).

 

58 minut temu, peceed napisał:

Na razie jednak nie jesteśmy nawet w stanie wylądować na powierzchni  Marsa załogowym lądownikiem o masie takiej, aby móc wystartować z powrotem.

Zapewne z połowę masy tego lądownika (czy też raczej przeznaczonej do powrotu jego części) stanowiłoby paliwo. Lądowniki Apollo wracające z Księżyca być może nie potrzebowały dużo paliwa (nie orientuję się ile, ale mała grawitacja, brak atmosfery), z drugiej strony w przypadku statków kosmicznych startujących z Ziemi większość masy stanowi paliwo (chyba coś koło 90 %). Mars jest z grubsza gdzieś w połowie pomiędzy tymi przypadkami (grawitacja ok. 1/3 ziemskiej, podczas gdy na Księżycu 1/6, a atmosfera o wiele rzadsza, ale chyba jednak nie do pominięcia).

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 30.07.2021 o 14:26, venator napisał:

Jeśli podzielimy to na osobogodziny jakie spędzili ludzie z różnych krajów na LEO oraz w lotach Apollo to statystycznie te ryzyko śmierci  jest bardzo małe - choć ogólnie to kosmos to miejsce niezbyt bezpieczn i przyjazne.

Podczas powrotów (i startu w przypadku Challengera) z kosmosu, już w atmosferze,  zginęło 16 osób, w tym 14 w wahadłowcach, jeden w kapsule (Komarow w Soyuz 1) i pilot X-15 Michael Adams (przekroczyl 80 km).

Nikt nie wątpi, że straceńcy dolecą do Marsa, jak już wystartują z Ziemi. Prawdziwa zabawa to 2 starty i 2 lądowania.

W dniu 23.07.2021 o 01:52, venator napisał:

To nie NASA zasysa teraz najbardziej tęgie umysły. 

I bardzo dobrze, bo to było marnowanie potencjału ludzkiego.

W dniu 20.07.2021 o 20:56, cyjanobakteria napisał:

Kiedyś był na Kickstarterze modułowy smarphone i projekt upadł, bo był droższy, cięższy, bardziej skomplikowany i mniej niezawodny, mniej wydajny, podatny na wilgotność, itd.

Nexpaq był źle pomyślany - modułowość kosztuje objętość, a tej nie ma w przypadku smartfonów. W kosmosie objętość jest praktycznie za darmo.
W przypadku smartfonów potrzeba obowiązku stosowania wymiennej baterii od zewnętrznego producenta albo cena urządzenia jest obłożona podatkiem.

BTW Jakieś 25 lat temu czytałem opowiadanie S-F w którym występował smartfon wielkości żyletki. Uznałem, że jest on możliwy do zbudowania przy pomocy znanych nam technologii, ostatecznie elementy elektroniczne mają grubość mikrometrów, diody świecące również da się z zasady zminiaturyzować. Jedyne co psuło "immersję naukową" to absolutny brak możliwości zapewnienia zasilania, nie ma takich baterii i nie będzie. Można się ratować jedynie transmisją bezprzewodową :) Moja predykcja odnośnie smartfonów przewidywała "elektroniczną żyletkę" naklejoną na baterii. O kamerach i głośnikach jakoś nie pomyślałem, zresztą o możliwości rozmowy też :)

W dniu 28.07.2021 o 02:13, venator napisał:

W przyszłości może powstaną lekkie osłony reaktora, które przynajmniej neutrony wyłapią.

Zbiornik z wodą wystarczy. Ciekły wodór jest równie dobry.

W dniu 22.07.2021 o 23:12, venator napisał:

Bo  te 10 mld $ wydanych na teleskop  to są państwowe czyli "niczyje" pieniądze. Więc jak się zepsuje....to trudno.

Potrzeba aby takie programy dostarczały produktów półseryjnych. Przecież większość kosztów to R&D. Dołożenie drugiego egzemplaża teleskopu nie powinno kosztować więcej jak kolejny miliard. Przy 3-4 wyniesionych teleskopach raz że spada ryzyko porażki, a dwa - można sobie pozwolić na brak możliwości serwisowania, albo wysokie ryzyko przy serwisowaniu. Mało tego, przy 4 teleskopach można pozbyć się paranoi która każe podnosić niezawodność misji ponad 95%, co dodatkowo obniży koszty i pozwoli na zbudowanie kolejnych. Niezawodność powinno się zacząć budować przez nadmiarowość, rónież w przypadku drogich projektów.

W czasach kiedy wyniesienie czegokolwiek było zabójczo drogie podejście śrubowania jednostkowych parametrów i niezawodności może miało jakiś sens, ale teraz, dzięki SpaceX, koszty transportu spadły kilkukrotnie. Wynosząc teleskopy w ostępie kilku miesięcy można by się uczyć na błędach.

 

W dniu 30.07.2021 o 14:26, venator napisał:

Katastrofy wahadłowców obnażyły jedynie to, że idea samolotu kosmicznego jest jednak ślepą uliczką. Pod tym kątem szkoda mi projektu Skylon. Choć jego wartością dodana są te niesamowite silniki - Sabre. Może znajdą zastosowanie w hipersonicznych lotach stratosferycznych. 

Chyba o tym już kiedyś pisałem, samoloty kosmiczne to przykład czegoś co nazwałem "cult cargo engineering" w nawiązaniu do "cult cargo science". Skoro loty kosmiczne są ryzkowne i drogie, a samoloty bezpieczne i tanie, to wystarczy zrobić pojazd kosmiczny jak najbardziej przypominający samolot i problemy będą rozwiązane :P

W rzeczywistości konieczność lądowania jak samolot zwiększa rozmiar statku o co najmniej 40%, uniemożliwia zastosowanie rakietowego systemu ratunkowego ratującego załogę przy starcie, ogromnie ogranicza możliwe miejsca lądowania i warunki pogodowe, co zwiększa ryzyko niepowodzenia, oraz nie ma żadnego wpływu 

O tym, że będzie drożej wiedziano od początku - na przełomie lat 60 i 70 powstałą obniżajaca koszty koncepcja big dumb booster, prostych technologicznie i tanich rakiet nie przejmujących się zbytnio swoim rozmiarem, które od razu oferowały zmniejszenie kosztów jednostkowych lotów orbitalnych 10 razy.

Wahadłowce to była finansowa "ucieczka do przodu" która miała zapewniać podobne koszty jednostkowe ale przy zagwarantowaniu zwiększenia łącznych środków wydawanych na ten biznes.

Co do Skylona to jego słabością jest konieczność stosowania ciekłego wodoru jako paliwa. Na razie jest masa czasu do ugrania dla zwykłych samolotów ponaddźwiękowych. Ekologia raczej wymusi ograniczenie ilości energii przeznaczonej na lot, natomiast osoby wybitnie bogate oszczędzą więcej czasu za pomocą szybkich pionowzlotów odrzutowo - elektrycznych i potem może naddźwiękowych. Lądujący przed domem Learjet bije Skylona na głowę pod względem oszczędzonego czasu.
Internet bezprzewodowy i systemy audiowizualne pozwoliły na produktywne spędzanie czasu podczas lotu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA zaprezentowała pierwsze zdjęcia pełnowymiarowego prototypu sześciu teleskopów, które w przyszłej dekadzie rozpoczną pracę w kosmicznym wykrywaczu fal grawitacyjnych. Budowane przez ekspertów z NASA teleskopy to niezwykle ważne elementy misji LISA (Laser Interferometer Space Antenna), przygotowywanej przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA).
      W skład misji LISA będą wchodziły trzy pojazdy kosmiczne, a na pokładzie każdego z nich znajdą się po dwa teleskopy NASA. W 2015 roku ESA wystrzeliła misję LISA Pathfinder, która przetestowała technologie potrzebne do stworzenia misji LISA. Kosmiczny wykrywacz fal grawitacyjnych ma rozpocząć pracę w 2035 roku.
      LISA będzie składała się z trzech satelitów, tworzących w przestrzeni kosmicznej trójkąt równoboczny. Każdy z jego boków będzie miał długość 2,5 miliona kilometrów. Na pokładzie każdego z pojazdów znajdą się po dwa identyczne teleskopy, przez które do sąsiednich satelitów wysyłany będzie impuls z lasera pracującego w podczerwieni. Promień będzie trafiał w swobodnie unoszące się na pokładzie każdego satelity pokryte złotem kostki ze złota i platyny o boku 46 mm. Teleskopy będą odbierały światło odbite od kostek i w ten sposób, z dokładnością do pikometrów – bilionowych części metra – określą odległość pomiędzy trzema satelitami. Pojazdy będą umieszczone w takim miejscu przestrzeni kosmicznej, że na kostki nie będzie mogło wpływać nic oprócz fal grawitacyjnych. Zatem wszelkie zmiany odległości będą świadczyły o tym, że przez pojazdy przeszła fala grawitacyjna. Każdy z pojazdów będzie miał na pokładzie dwa teleskopy, dwa lasery i dwie kostki.
      Formacja trzech pojazdów kosmicznych zostanie umieszczona na podobnej do ziemskiej orbicie wokół Słońca. Będzie podążała za naszą planetą w średniej odległości 50 milionów kilometrów. Zasada działania LISA bazuje na interferometrii laserowej, jest więc podobna do tego, jak działają ziemskie obserwatoria fal grawitacyjnych, takie jak np. opisywane przez nas LIGO. Po co więc budowanie wykrywaczy w kosmosie, skoro odpowiednie urządzenia istnieją na Ziemi?
      Im dłuższe ramiona wykrywacza, tym jest on bardziej czuły na fale grawitacyjne o długim okresie. Maksymalna czułość LIGO, którego ramiona mają długość 4 km, przypada na zakres 500 Hz. Tymczasem w przypadku LISY będzie to zakres 0,12 Hz. Kosmiczny interferometr będzie więc uzupełnienie urządzeń, które posiadamy na Ziemi, pozwoli rejestrować fale grawitacyjne, których ziemskie urządzenia nie zauważą.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Za nieco ponad tydzień wystartuje misja Psyche, która ma za zadanie zbadanie pochodzenia jąder planetarnych. Celem misji jest asteroida 16 Psyche, najbardziej masywna asteroida typu M, która w przeszłości – jak sądzą naukowcy – była jądrem protoplanety. Jej badanie to główny cel misji, jednak przy okazji NASA chce przetestować technologię, z którą eksperci nie potrafią poradzić sobie od dziesięcioleci – przesyłanie w przestrzeni kosmicznej danych za pomocą lasera.
      Ludzkość planuje wysłanie w dalsze części przestrzeni kosmicznej więcej misji niż kiedykolwiek. Misje te powinny zebrać olbrzymią ilość danych, w tym obrazy i materiały wideo o wysokiej rozdzielczości. Jak jednak przesłać te dane na Ziemię? Obecnie wykorzystuje się transmisję radiową. Fale radiowe mają częstotliwość od 3 Hz do 3 THz. Tymczasem częstotliwość lasera podczerwonego sięga 300 THz, zatem transmisja z jego użyciem byłaby nawet 100-krotnie szybsza. Dlatego też naukowcy od dawna próbują wykorzystać lasery do łączności z pojazdami znajdującymi się poza Ziemią.
      Olbrzymią zaletą komunikacji laserowej, obok olbrzymiej pojemności, jest fakt, że wszystkie potrzebne elementy są niewielkie i ulegają ciągłej miniaturyzacji. A ma to olbrzymie znaczenie zarówno przy projektowaniu pojazdów wysyłanych w przestrzeń kosmiczną, jak i stacji nadawczo-odbiorczych na Ziemi. Znacznie łatwiej jest umieścić w pojeździe kosmicznym niewielkie elementy do komunikacji laserowej, niż podzespoły do komunikacji radiowej, w tym olbrzymie anteny.
      Gdyby jednak było to tak proste, to od dawna posługiwalibyśmy się laserami odbierając i wysyłając dane do pojazdów poza Ziemią. Tymczasem inżynierowie od dziesięcioleci próbują stworzyć system skutecznej komunikacji laserowej i wciąż im się to nie udało. Już w 1965 roku astronauci z misji Gemini VII próbowali wysłać z orbity sygnał za pomocą ręcznego 3-kilogramowego lasera. Próbę podjęto na długo zanim w ogóle istniały skuteczne systemy komunikacji laserowej. Późniejsze próby były bardziej udane. W 2013 roku przesłano dane pomiędzy satelitą LADEE, znajdującym się na orbicie Księżyca, a Ziemią. Przeprowadzono udane próby pomiędzy Ziemią a pojazdami na orbicie geosynchronicznej, a w bieżącym roku planowany jest test z wykorzystanim Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Psyche będzie pierwszą misją, w przypadku której komunikacja laserowa będzie testowana za pomocą pojazdu znajdującego się w dalszych partiach przestrzeni kosmicznej.
      Psyche będzie korzystała ze standardowego systemu komunikacji radiowej. Na pokładzie ma cztery anteny, w tym 2-metrową antenę kierunkową. Na potrzeby eksperymentu pojazd wyposażono w zestaw DSOC (Deep Space Optical Communications). W jego skład wchodzi laser podczerwony, spełniający rolę nadajnika, oraz zliczająca fotony kamera podłączona do 22-centymetrowego teleskopu optycznego, działająca jak odbiornik. Całość zawiera matrycę detektora składającą się z nadprzewodzących kabli działających w temperaturach kriogenicznych. Dzięki nim możliwe jest niezwykle precyzyjne zliczanie fotonów i określanie czasu ich odbioru z dokładnością większa niż nanosekunda. To właśnie w fotonach, a konkretnie w czasie ich przybycia do odbiornika, zakodowana będzie informacja. Taki system, mimo iż skomplikowany, jest mniejszy i lżejszy niż odbiornik radiowy. A to oznacza chociażby mniejsze koszty wystrzelenia pojazdu. Również mniejsze może być instalacja naziemna. Obecnie do komunikacji z misjami kosmicznymi NASA korzysta z Deep Space Network, zestawu 70-metrowych anten, które są drogie w budowie i utrzymaniu.
      Komunikacja laserowa ma wiele zalet, ale nie jest pozbawiona wad. Promieniowanie podczerwone jest łatwo blokowane przez chmury i czy dym. Mimo tych trudności, NASA nie rezygnuje z prób. System do nadawania i odbierania laserowych sygnałów ma znaleźć się na pokładzie misji Artemis II, która zabierze ludzi poza orbitę Księżyca. Jeśli się sprawdzi, będziemy mogli na żywo obserwować to wydarzenie w kolorze i rozdzielczości 4K.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed miesiącem pisaliśmy, że astronomowie z Yale University donieśli o odkryciu czarnej dziury, która ciągnie za sobą gigantyczny ogon gwiazd i materii gwiazdotwórczej. Informacja odbiła się szerokim echem, gdyż takie zjawisko wymagałoby spełnienia całego szeregu wyjątkowych warunków. Liczne zespoły naukowe zaczęły poszukiwać alternatywnego wyjaśnienia zaobserwowanej przez Hubble'a struktury. Naukowcy z Instituto de Astrofísica de Canarias przedstawili na łamach Astronomy and Astrophysics Letters własną interpretację obserwowanego zjawiska.
      Ich zdaniem niezwykła struktura zarejestrowana przez Hubble'a może być płaską galaktyką, którą widzimy od strony krawędzi. Galaktyki takie nie posiadają centralnego zgrubienia i są dość powszechne. Ruch, rozmiary i liczba gwiazd pasują do tego, co widzimy w płaskich galaktykach w lokalnym wszechświecie, mówi główny autor najnowszych badań, Jorge Sanchez Almeida. Proponowany przez nas scenariusz jest znacznie prostszy. Chociaż z drugiej strony szkoda, że to może być wyjaśnieniem, gdyż teorie przewidują, że wyrzucenie czarnej dziury z galaktyki jest możliwe, tutaj więc mielibyśmy pierwszą obserwację takiego zjawiska, dodaje.
      Almeida i jego zespół porównali strukturę zaobserwowaną przez Hubble'a z dobrze znaną nieodległą galaktyką IC5249, która nie posiada centralnego zgrubienia, i znaleźli zaskakująco wiele podobieństw. Gdy przeanalizowaliśmy prędkości w tej odległej strukturze gwiazd okazało się, że odpowiadają one prędkościom obrotowym galaktyk, więc postanowiliśmy porównać tę strukturę ze znacznie nam bliższą galaktyką i okazało się, że są one wyjątkowo podobne, dodaje współautorka artykułu Mireia Montes.
      Naukowcy przyjrzeli się też stosunkowi masy do maksymalnej prędkości obrotowej i odkryli, że to galaktyka, która zachowuje się jak galaktyka, stwierdza Ignacio Trujillo. Jeśli uczeni z Wysp Kanaryjskich mają rację, to Hubble odkrył interesujący obiekt. Dużą galaktykę położoną w odległych od Ziemi regionach, gdzie większość galaktyk jest mniejsza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Centrum Badań Kosmicznych PAN zakończyła się budowa modelu inżynierskiego instrumentu GLOWS (GLObal solar Wind Structure). GLOWS to fotometr, który będzie liczył fotony odpowiadające długości fali promieniowania Lyman-α (121,56 nm). Zostanie on zainstalowany na pokładzie sondy kosmicznej IMAP (The Interstellar Mapping and Acceleration Probe), która rozpocznie swoją misję w 2025 roku.
      Sonda IMAP zostanie umieszczona w punkcie libracyjnym L1 i stamtąd będzie badała przyspieszenie cząstek pochodzących z heliosfery oraz interakcję wiatru słonecznego z lokalnym medium. Dane będą przesyłane na Ziemię w czasie rzeczywistym i posłużą do prognozowania pogody kosmicznej.
      Polski GLOWS będzie jednym z 10 instrumentów naukowych znajdujących się na pokładzie IMAP. Jego oś optyczna będzie odchylona o 75 stopni od osi obrotu satelity. Wraz z obrotem IMAP GLOWS będzie skanował okrąg, który codziennie będzie się przesuwał wraz ze zmianą orientacji całego IMAP. W ramach przygotowania eksperymentu zaprojektowaliśmy cały przyrząd: układ optyczny, elektronikę, system zasilania elektrycznego, oprogramowanie do zbierania danych na pokładzie i ich transmisji na Ziemię oraz koncepcję systemu przetwarzania danych na Ziemi, informuje profesor Maciej Bzowski, szef zespołu GLOWS.
      Zbudowaliśmy komputerowy model poświaty heliosferycznej, zbadaliśmy tło pozaheliosferyczne oczekiwane w eksperymencie, zidentyfikowaliśmy i wprowadziliśmy do modelu znane źródła astrofizyczne promieniowania Lyman-alfa, zbudowaliśmy listę gwiazd, które posłużą do kalibracji przyrządu. Zbudowaliśmy też prototyp GLOWS i uruchomiliśmy go w warunkach laboratoryjnych. Wreszcie sprawdziliśmy, że przyrząd widzi promieniowanie Lyman-alfa, które ma obserwować w kosmosie. Oznacza to, że zarejestrowaliśmy pierwsze światło, dodaje uczony.
      GLOS to pierwszy całkowicie polski instrument i eksperyment przygotowany na misję NASA. Otrzymaliśmy możliwość zarówno zaplanowania eksperymentu, zbudowania absolutnie własnego przyrządu i śledzenia rejestrowanych przez niego danych. Sądzę też, że jako pierwsi będziemy mogli przedstawić własne wyniki tych unikatowych pomiarów. Jesteśmy przekonani, że wkrótce po tym przedstawimy na forum międzynarodowym potwierdzenie naszych teorii które, były inspiracją tego kluczowego eksperymentu, podkreśliła profesor Iwona Stanisławska, dyrektor CBK PAN.
      Przed trzema miesiącami dokonano Critical Design Review instrumentu. Obok Polaków wzięli w nim udział m.in. eksperci z NASA, Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i Southwest Research Institute. Przegląd wypadł pomyślnie, co oznacza, że wydano zgodę na rozpoczęcie budowy właściwego urządzenia, które poleci w kosmos.
      Prace przy GLOWS pozwalają naszym naukowcom zdobyć cenne doświadczenie i umiejętności. Mogą one skutkować otwarciem w Polsce nowych perspektyw badawczych. Obserwacje satelitarne w zakresie UV to wciąż nowatorska i przyszłościowa dziedzina badań kosmosu. Unikatowe doświadczenia i bardzo specjalistyczna infrastruktura techniczna, w obu przypadkach zdobyte w trakcie realizacji GLOWS, stanowią doskonałą podstawę do realizacji w Polsce przyszłych misji satelitarnych. Tym bardziej, że obserwacje w zakresie UV proponuje szereg ważnych ośrodków naukowych, również polskich, wyjaśnia doktor habilitowany Piotr Orleański, zastępca dyrektora CBK PAN ds. rozwoju technologii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA wyznaczyła datę kolejnej próby startu misji Artemis I. Będzie ona miała miejsce 14 listopada, a 69-minutowe okienko startowe otworzy się o godzinie 6:07 czasu polskiego. Dotychczas podjęto dwie próby startu, a po drugiej z nich nie było pewne, czy we wrześniu uda się przeprowadzić trzecią próbę. Mimo, że usterki, które uniemożliwiły obie próby, udało się usunąć, do Florydy zaczął zbliżać się huragan Ian, w związku z czym podjęto decyzję o przetransportowaniu rakiety do hangaru.
      Przeprowadzone po przejściu huraganu inspekcje i analizy wykazały, że przygotowanie rakiety i stanowiska startowego nie wymaga zbyt dużo pracy. Zdecydowano więc o podjęciu drobnych napraw w systemie ochrony termicznej, ponownym załadowaniu lub wymianie akumulatorów, przeprowadzeniu niewielkich zmian w systemie awaryjnego przerwania lotu. Rakieta wyjedzie z hangaru w kierunku stanowiska startowego 4 listopada.
      NASA zarezerwowała sobie dwa rezerwowe okna startowe, na 16 i 19 listopada. Wystrzelenie misji podczas którejś z trzech wymienionych dat – 14, 16 lub 19 listopada – będzie oznaczało, że misja Artemis I potrwa około 26 dni.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...