Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Przechwytywanie aerodynamiczne - krótsza misja załogowa na Marsa i większe satelity naukowe?

Rekomendowane odpowiedzi

Przechwytywanie aerodynamiczne (aerocapture) to wciąż opracowywana metoda umieszczania pojazdów na orbicie innych planet i księżyców. Technika ta pozwoliłaby umieszczać na orbitach znacznie większe ładunki niż obecnie. To zaś oznacza olbrzymie oszczędności, gdyż zamiast dwóch lub trzech misji naukowych badających np. Jowisza, można by zorganizować jedną. Ten jeden pojazd mógłby bowiem zabrać na pokład znacznie więcej instrumentów naukowych niż obecnie.

Umieszczenie satelity na orbicie innej planety to niełatwe zadanie. Pędzący z olbrzymią prędkością pojazd trzeba bowiem wyhamować do odpowiedniej prędkości i umieścić go na orbicie. Najlepiej kołowej. Manewry takie wymagają zużycia olbrzymich ilości paliwa. A im pojazd cięższy, tym więcej paliwa potrzebuje. To poważny czynnik ograniczający masę sond, które obecnie wysyłamy, by badały Układ Słoneczny.

Przechwytywanie aerodynamiczne to pomysł, który polega na chwilowym wejściu pojazdu w atmosferę planety. W wyniku oddziaływania z atmosferą pojazd zwalnia, a gdy osiągnie odpowiednią prędkość, opuszcza atmosferę i trafia na orbitę planety. Tego typu manewr wymagałby znacznie mniej paliwa niż obecnie używane techniki spowalniania sond kosmicznych.

Już wcześniejsze wyliczenia dla ośmiu potencjalnych misji planetarnych, w których dokonano bezpośredniego porównania pomiędzy przechwytywaniem aerodynamicznym a innymi zaawansowanymi technikami, takimi jak hamowanie atmosferyczne, wykorzystanie energii chemicznej lub słonecznej elektrycznej do spowolnienia pojazdu, wykazały jak olbrzymie korzyści niesie ze sobą nowa technika.

Porównanie wykazało, że przechwytywanie atmosferyczne umożliwia umieszczenie pojazdu na orbicie eliptycznej wokół Neptuna i na orbitach kołowych Jowisza i Saturna. Ponadto w przypadku pięciu innych misji pozwala na umieszczenie na orbicie ładunku o znacznie większej masie bez zwiększania kosztów misji. I tak pojazd na orbicie kołowej wokół Wenus mógłby mieć o 79% większą masę, niż gdy do wyhamowania użyje się innych technik. Jeśli byśmy chcieli umieścić ten pojazd na orbicie eliptycznej, to jego masa mogłaby być o 43% większa. Dla orbity kołowej Marsa możemy zwiększyć masę pojazdu o 15%, dla orbity kołowej wokół Tytana jego masa może być większa o 280%, a jeśli chcielibyśmy wysłać sondę na orbitę eliptyczną Urana, to może on mieć masę o 218% większa, niż w przypadku innych technik.

Dotychczasowe badania wykazały też, że na przykład wykorzystanie przechwytywania atmosferycznego dla misji na Neptuna wymaga budowy pojazdu o doskonałości aerodynamicznej między 0,6 a 0,8. Obecnie stosowane nosy pojazdów wchodzących w atmosferę innych planet mają doskonałość aerodynamiczną rzędu około 0,25. Badania sprzed kilkunastu lat dowiodły, że w takim przypadku wykorzystanie przechwytywania atmosferycznego wymagałoby stosowania olbrzymich osłon termicznych na niemal całym pojeździe, a i tak pojazd uległby zniszczeniu. Najnowsze osłony termiczne również nie zdałyby egzaminu.

Zespół Roberta Mosesa z Langley Research Center informuje, że właśnie rozwiązał zarówno problem doskonałości aerodynamicznej jak i osłon termicznych. Naukowcy proponują umieszczenie w pojeździe magnesów. Pole magnetyczne tych, znajdujących się blisko czubka nosa pojazdu znacząco odsunie miejsce powstawania fali uderzeniowej, znacząco zmniejszając przepływ ciepła, dzięki czemu nie trzeba będzie stosować olbrzymich osłon termicznych. Z kolei magnesy umieszczone na bokach nosa zwiększą siłę nośną, a przez to i doskonałość aerodynamiczną.

Moses twierdzi, że taki system można wykorzystać nie tylko do umieszczania pojazdów na orbicie, ale również i w pojazdach, które mają lądować. Dzięki temu zaś misja załogowa mogłaby dotrzeć do Marsa w ciągu 39 dni, a nie – jak się obecnie prognozuje – w ciągu 100 lub więcej dni.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...ale oni mam nadzieję wiedzą, że pojazd lecący węższym czubkiem do przodu się odwróci jeśli nie zbierze się tam gros masy? Przećwiczone na rosyjskich i amerykanskich lądownikach.

Ktoś mnie naprowadzi na rolę magnesów w odsuwaniu czoła fali atmosferycznej? Jakiś link do teorii chociaż.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

ale oni mam nadzieję wiedzą, że pojazd lecący węższym czubkiem do przodu się odwróci jeśli nie zbierze się tam gros masy? Przećwiczone na rosyjskich i amerykanskich lądownikach.

A na samolotach i każdej rakiecie ,statku itd. przećwiczone jest że nie jest to warunek koniecznym. Wystarczy jakieś skromne, a przy kosmicznych prędkościach bardzo skromne stałe usterzenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minutes ago, tempik said:

A na samolotach i każdej rakiecie ,statku itd. przećwiczone jest że nie jest to warunek koniecznym. Wystarczy jakieś skromne, a przy kosmicznych prędkościach bardzo skromne stałe usterzenie

Niby logiczne. Ale jak wytłumaczysz wypadki amerykańskich kapsuł, które odwracały się nieosłoniętym termicznie końcem?  NASA nie wiedziała, że wystarczy dołożyć lotki do kapsuły, by nie fiknęła? Najwyraźniej nie wiedziała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, Jarosław Bakalarz said:

Ktoś mnie naprowadzi na rolę magnesów w odsuwaniu czoła fali atmosferycznej?

Podbijam. Czytałem kiedyś coś na temat użycia magnesów, w celu zwiększenia osiągów samolotów, teraz to, ale na jakiej zasadzie miałoby to działać? Jak silne musiałoby być pole magnetyczne, żeby wpłynąć na cząsteczki gazów w wystarczająco znaczący sposób, żeby odepchnąć je od dziobu pojazdu?Może chodzi o coś podobnego do kontroli przepływu plazmy, jak w reaktorach fuzyjnych, ale jakoś nie trafiłem na artykuł, który wyjaśniałby jak by to miało działać w praktyce, czy z wynikami eksperymentów potwierdzających teorię użycia magnesów w ten sposób. Gdyby ktoś mógł podzielić się swoimi znaleziskami na ten temat, byłbym wniebowzięty (mogą być po angielsku).

 

30 minutes ago, Daniel O'Really said:

jakoś nie trafiłem na artykuł, który wyjaśniałby jak by to miało działać w praktyce, czy z wynikami eksperymentów potwierdzających teorię użycia magnesów w ten sposób

I dosłownie 30 minut po napisaniu tego komentarza natrafiłem na to ciekawe opracowanie: https://apps.dtic.mil/dtic/tr/fulltext/u2/a432574.pdf

A tu artykuł tłumaczący całe zagadnienie: https://arc.aiaa.org/doi/10.2514/6.2008-2606

p.s.

Wy też tak macie, że zaraz jak tylko się poskarżycie, że czegoś nie możecie znaleźć to znajdujecie tonę materiałów na ten temat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, Daniel O'Really said:

I dosłownie 30 minut po napisaniu tego komentarza natrafiłem na to ciekawe opracowanie

Dziękuję za linki.   

Więc powoli idziemy w kierunku ...latających talerzy i osłon jonowych.  Postulaty ufologów o świeceniu pojazdów w wyniku tworzenia bańki  plazmowej nabierają realnego naukowego języka.  Jeszcze tylko troche popracować nad monopolem lub maskowaniem grawitacji wirem magnetycznym lub nadprzewodnictwem i wysiłki Elona pójdą na śmietnik.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minutes ago, Jarosław Bakalarz said:

Postulaty ufologów o świeceniu pojazdów

Postulaty ufologów to dorabianie teorii do z góry przyjętych założeń, na podstawie nie do końca rozumianych publikacji naukowych. Gdyby UFO było "nie z tego świata", jego twórcy musieliby dysponować technologią do tego stopnia inną niż nasza, że takie teoretyzowanie przypominałoby rozważanie jaskiniowca, z czego musiałoby być ścięgno, które nadaje tak dużą prędkość kuli z karabinu, albo jak mały jest kamyczek wystrzeliwany z pilota, żeby nacisnąć ukryty guzik telewizora.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
56 minutes ago, Daniel O'Really said:

Postulaty ufologów to dorabianie teorii do z góry przyjętych założeń, na podstawie nie do końca rozumianych publikacji naukowych. Gdyby UFO było "nie z tego świata", jego twórcy musieliby dysponować technologią do tego stopnia inną niż nasza, że takie teoretyzowanie przypominałoby rozważanie jaskiniowca, z czego musiałoby być ścięgno, które nadaje tak dużą prędkość kuli z karabinu, albo jak mały jest kamyczek wystrzeliwany z pilota, żeby nacisnąć ukryty guzik telewizora.

Prawie bym się zgodził, lecz niektórzy z tych  ufologow mają tytuły naukowe z fizyki i pracują/pracowiali dla NASA. Vide Alan Hynek i paru innych. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą :-)

A tak czysto dla rozrywki: pamiętajmy, że wiele kultur mówiło, iz "bogowie" wyszli z pod ziemi, a nie że przylecieli z nietego świata :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 minutes ago, Jarosław Bakalarz said:

lecz niektórzy z tych  ufologow mają tytuły naukowe z fizyki i pracują/pracowiali dla NASA

Niektórzy nobliści też mają za sobą historię popierania dziwnych teorii (np. Luc Montagnier - teleportacja DNA, Linus Pauling - leczenie raka witaminą C, Louis J. Ignarro - arganina jako wszechmocne lekarstwo na choroby serca). I nie chodzi tu bynajmniej o to, że ich teorie były przełomowe, po prostu nikomu nie udało się powtórzyć proponowanych przez nich eksperymentów z wynikami potwierdzającymi te teorie.

Nawet najtęższe umysły należą do ludzi i bywają zawodne. Oczywiście można też pójść drogą teorii spiskowych i uwierzyć, że cały świat nauki spiskuje przeciwko tym geniuszom za pieniądze Big Farmy, skorumpowanych rządów i korporacji, ale to śliska ścieżka. Przypomina nurkowanie w szambie. Machając rękoma możesz natrafić na coś drogocennego, wrzuconego do ścieku, ale najczęściej będzie to klocek ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, Daniel O'Really napisał:

Linus Pauling - leczenie raka witaminą C,

Ale to akurat działa, tylko że jest bardzo ciężkie do prawidłowego przeprowadzenia. W pewnym sensie chemioterapia jak każda inna: staramy się uzyskać dawkę substancji niemalże trującą dla organizmu i okazuje się ona wystarczająco trująca dla pewnych typów komórek rakowych.

16 minut temu, Daniel O'Really napisał:

nikomu nie udało się powtórzyć proponowanych przez nich eksperymentów z wynikami potwierdzającymi te teorie

W przypadku witaminy C były przeprowadzane tak, jakby w ogóle nie rozumiano mechanizmu działania. To nie jest tak, ze jeśli dawka x skutkuje, to dawka x/2 skutkuje na 50%.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 minutes ago, peceed said:

W przypadku witaminy C

Chętnie zapoznałbym się z badaniami, o których wspominasz, bo jeśli masz rację to udałoby się uniknąć ponad 100 tysięcy śmierci rocznie z powodu nowotworów w samej tylko Polsce, za przysłowiową złotówkę. Ja z góry założyłem, że inni naukowcy potrafią we wiarygodny sposób odtworzyć proponowane doświadczenie, ale jeśli okaże się, że się mylę, będę bardziej niż szczęśliwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, Daniel O'Really napisał:

to udałoby się uniknąć ponad 100 tysięcy śmierci rocznie z powodu nowotworów w samej tylko Polsce, za przysłowiową złotówkę

Skąd ten pomysł? To bardzo ciężka do przeprowadzenia procedura, technicznie znacznie bardziej wymagająca niż podanie chemioterapii i wcale nie obiecująca przełomowej skuteczności.
Kilkanaście lat temu przeanalizowałem sobie wszystko co wiadomo na ten temat i dowody przeciw były błędne, teoria jest rozsądna, dowody za są ok. Przyjmując medyczne standardy pewności można przyjąć że procedura może działać ze znacznie większym prawdopodobieństwem niż to że nie działa. Potrzebne są dalsze rzetelne badania. Umieszczanie jej jako przykładu pseudonauki jest niepoważne, fakt że stała się memem nie stanowi naukowego dowodu przeciwko jej skuteczności. Sam mechanizm działania opiera się na utrzymywaniu wysokiego stężenia wit. C przez długi czas z minimalnym oknem skuteczności, to wystarczająco nietypowe podejście aby i próby kliniczne i typowe leczenie miało trudności w jego właściwym zastosowaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
54 minutes ago, Daniel O'Really said:

Nawet najtęższe umysły należą do ludzi i bywają zawodne.

Z tym należy się zgodzić. Nie wiemy jednak (jeśli nie ma dowodu, a jedynie teoria) czy racja stoi po stronnie masy, czy jednostki. Z powtarzalnością eksperymentu dużo racji ma @peceed - czasem trzeba rozumieć to, co chce się powtórzyć.  Trzeba też uwzględnić postulat Plancka: jeśli zamierzamy udowodnić, że coś nie działa, to udowodnimy :-)

To jak z pacjentem, który ma żyć: jeśli ma żyć, to najlepszy lekarz jest bezsilny  :-)

29 minutes ago, Daniel O'Really said:

Chętnie zapoznałbym się z badaniami, o których wspominasz, 

Tu może @peceed Cię poratuje, bo ja nie mam pod rękami.  Ja mogę jedynie zasugerować przyjrzenie sie pierwszym  badaniom wpływu jodu na tarczycę. Tym, w ktorych jeden patafian podał szczurom 500 krotną dawkę śmiertelną a potem kuriozalnie zawnioskował, że szczurom wysiadła tarczyca. Na tych badaniach do dziś jedzie medycyna.

 

13 minutes ago, peceed said:

Sam mechanizm działania opiera się na utrzymywaniu wysokiego stężenia wit. C przez długi czas z minimalnym oknem skuteczności, to wystarczająco nietypowe podejście aby i próby kliniczne i typowe leczenie miało trudności w jego właściwym zastosowaniu.

Bor! nie zapomnij o borze (nie może być metaliczny), bo kości polecą.

PS Podobny problem, jak opisałeś,  występuje przy badaniu nieklinicznej tężyczki wapniowo-magnezowej.  Spory procent dzieciaków słyszy że mają aspergera, a to nie asperger.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, Daniel O'Really napisał:

Liczyłem na jakieś potwierdzenie w postaci linków do badań, ale rozumiem, że nie każdy ma czas. Poszukam sobie sam w wolnej chwili.

To naprawdę było dawno, ale polecam oryginalne.

36 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Z powtarzalnością eksperymentu dużo racji ma @peceed - czasem trzeba rozumieć to, co chce się powtórzyć.  Trzeba też uwzględnić postulat Plancka: jeśli zamierzamy udowodnić, że coś nie działa, to udowodnimy :-)

Niestety tu się to sprawdza - żeby potwierdzić skrajnie trudny eksperyment trzeba chcieć go potwierdzić. Inaczej przypomina to kiepski dowcip:

-Mamy dziesięciu świadków którzy widzieli jak napadł pan na bank.
- A ja mam dwudziestu, którzy tego nie widzieli.

34 minuty temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Na tych badaniach do dziś jedzie medycyna.

 

Jeżeli jakieś gówno medyczne przedostaje się do publikacji, to już, jako prawda objawiona, zostanie na wieki wieków amen.
 

40 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Tym, w ktorych jeden patafian podał szczurom 500 krotną dawkę śmiertelną a potem kuriozalnie zawnioskował, że szczurom wysiadła tarczyca.

Znacznie bardziej pouczające są perypetie fluoru jako środka przeciwko próchnicy zębów. Zwłaszcza początek kariery. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@peceed i @Jarosław Bakalarz  No i okazuje się, że kwas askorbinowy, choć nie jest cudownym lekiem, rzeczywiście ma klinicznie istotne zastosowanie w prewencji i leczeniu nowotworów, co potwierdzają całkiem aktualne badania: https://www.cell.com/cancer-cell/fulltext/S1535-6108(18)30320-9#secsectitle0055

Gdyby można było edytować stare komentarze, usunąłbym Paulinga z listy noblistów świrów. Dzięki za skierowanie mnie na tory, które doprowadziły mnie do uaktualnienia wiedzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 hours ago, Daniel O'Really said:

gdyby można było edytować stare komentarze, usunąłbym Paulinga z listy noblistów świrów. Dzięki za skierowanie mnie na tory, które doprowadziły mnie do uaktualnienia wiedzy.

Dzięki za link. Paulingiem się nie przejmuj, przeżył wszelkie możliwe ataki, ale to Twoja klasa, że umiesz go docenić.

Przypomniałem sobie, gdzie możesz szukać tego, co chcesz. Zajrzyj do ich biblioteki. To największe i prawie jedyne repozytorium badań o witaminach i mikroelementach podawanych w makrodawkach. Byli wyklęci przez lata, mimo że publikują solidne badania. Niewygodni są.

http://orthomolecular.org

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W miarę jak zwiększa się liczba pojazdów w przestrzeni kosmicznej, im bardziej skomplikowane są misje kosmiczne i w im większej odległości się odbywają, tym większą rolę odgrywa automatyzacja zadań. Dużą liczbą satelitów nie da się ręcznie zarządzać, dlatego większość z nich korzysta z systemów automatycznych, a ludzka interwencja potrzebna jest w sytuacjach awaryjnych, w przypadku aktualizacji oprogramowania czy zmiany orbity. Z kolei w przypadku misji w dalszych częściach Układu Słonecznego ręczne sterowanie pojazdami jest wręcz niemożliwe z powodu dużych odległości i opóźnień sygnału.
      Coraz większa automatyzacja jest więc niezbędna, gdyż wysyłamy poza Ziemię coraz więcej pojazdów i chcemy eksplorować coraz dalsze zakątki przestrzeni kosmicznej. W ostatnich latach na MIT uruchomiono Kerbal Space Program Differential Game Challenge. To rodzaj zawodów, opartych o grę Kerbal Space Program, których celem jest zachęcenie specjalistów do rozwijania autonomicznych systemów dla programów kosmicznych. Gra Kerbal Space Program powstała w 2015 roku i jest to pseudorealistyczny symulator lotów kosmicznych, uwzględniających prawdziwe manewry orbitalne, jak na przykład dokowanie w przestrzeni kosmicznej czy manewr transferowy Hohmanna. Zawody na MIT uwzględniają różne scenariusze, na przykład zadaniem uczestników jest podążanie za satelitą i jego przechwycenie.
      Alejandro Carrasco, Victor Rodriguez-Fernandez i Richard Linares postanowili sprawdzić, jak w zawodach poradzą sobie komercyjne wielkie modele językowe, jak ChatGPT czy Llama. Zdecydowali się oni użyć LLM, gdyż tradycyjne metody tworzenia systemów autonomicznych wymagają wielokrotnych sesji treningowych i poprawkowych. Ciągłe udoskonalanie modelu jest niepraktyczne, gdyż każda z misji w Kerbal trwa jedynie kilka godzin. Tymczasem wielkie modele językowe są już wytrenowane na olbrzymiej liczbie tekstów i wymają jedynie niewielkiego doszlifowania pod kątem inżynieryjnym. Badacze najpierw musieli opracować metodę, która przekładała stan pojazdu kosmicznego i zadania na tekst. Był on następnie wysyłany do wielkich modeli językowych z prośbą o rekomendacje, co do odpowiednich działań. Zalecenia LLM były następnie przekładane na kod, który sterował pojazdem.
      Po krótkiej nauce ChatGPT poradził sobie doskonale. Uplasował się na 2. miejscu w zawodach. Pierwsze miejsce zajął inny, wyspecjalizowany kod. Co więcej, badania – których wyniki mają zostać wkrótce opublikowane na łamach Journal of Advances in Space Research – zostały przeprowadzone jeszcze zanim dostępna była wersja ChatGPT 4. Co prawda LLM nie jest jeszcze gotowy do sterowania misją kosmiczną. Szczególnie poważny problem stanowią podawane przezeń czasem nonsensowne przypadkowe rozwiązania, które zakończyłyby się katastrofą w przypadku prawdziwej misji. Jednak przeprowadzone badania pokazują, że nawet standardowy komercyjny LLM może być wykorzystany do pracy w sposób, którego jego twórcy z pewnością nie przewidzieli.
      Źródło: Large Language Models as Autonomous Spacecraft Operators in Kerbal Space Program, https://arxiv.org/abs/2505.19896

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Teleskop Webba najprawdopodobniej odkrył planetę o masie Saturna, krążącą wokół pobliskiej młodej gwiazdy TWA 7. Jeśli odkrycie się potwierdzi, będzie to pierwsza egzoplaneta odkryta przez JWST metodą obrazowania bezpośredniego oraz najlżejsza planeta odkryta kiedykolwiek tą techniką. Odkrycia dokonano za pomocą urządzenia MIRI (Mid-Infrared Instrument), które zarejestrowało źródło słabego promieniowania podczerwonego w dysku otaczającym gwiazdę. Źródło znajduje się w odległości około 50 jednostek astronomicznych od TWA 7. Odpowiada to spodziewanej pozycji planety i wyjaśnia kluczowe cechy dysku.
      Badacze z Francji, USA, Irlandii i Niemiec wykorzystali koronograf do przesłonięcia blasku gwiazdy, chcąc w ten sposób zauważyć słabiej świecące obiekty w jej pobliżu. Dzięki zaawansowanym algorytmom przetwarzającym obraz zauważyli w pobliżu słabe źródło promieniowania. Naukowcy wykluczyli, że może być to obiekt z Układu Słonecznego znajdujący się w tej samej części nieboskłonu. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że źródłem promieniowania jest galaktyka w tle, jednak zdobyte dowody wskazują na planetę.
      Zaobserwowany obiekt znajduje się w przerwie jednego z trzech pierścieni pyłu otaczających TWA 7. Jasność obiektu, jego barwa, odległość od gwiazdy i pozycja w pierścieniu są zgodne z teoretycznymi przewidywaniami dotyczącymi młodych chłodnych planet o masie Saturna, które oczyszczają dysk protoplanetarny ze szczątków.
      Dotychczasowe analizy wskazują, mamy do czynienia z młodą planetą, której masa wynosi 0,3 masy Jowisza, czyli jest 100-krotnie większa od Ziemi i odpowiada masie Saturna. Jej temperatura to 47 stopni Celsjusza.
      TWA 7, znana jako CE Antilae, to młody (ok. 6,4 miliona lat) czerwony karzeł oddalony od nas o około 34 parseki (ok. 110 lat świetlnych). Znajduje się w asocjacji TW Hydrae. Otaczający ją dysk protoplanetarny jest niemal całkowicie zwrócony w naszą stronę, co czyni go idealnym obiektem badań dla Webba.
      Źródło: Evidence for a sub-Jovian planet in the young TWA 7 disk, https://www.nature.com/articles/s41586-025-09150-4

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawno astronomowie usłyszeli głos z kosmicznych zaświatów. Potężny krótkotrwały impuls na chwilę przyćmił wszystkie źródła sygnałów radiowych. Clancy James z australijskiego Curtin University i jego zespół skanowali nieboskłon za pomocą Australian Square Kilometre Array Pathfinder (ASKAP) – zestawu 36 radioteleskopów znajdujących się w Zachodniej Australii – odebrali krótki, bardzo silny sygnał. 
      Niezwykle podekscytowani stwierdzili, być może odkryli nowy pulsar lub inny obiekt, a że źródło sygnału  wydawało się pochodzić z naszej galaktyki, stwierdzili, że nowy obiekt powinien być widoczny za pomocą teleskopów optycznych. Jednak gdy bardziej szczegółowo przeanalizowali sygnał okazało się, że jego źródło było tak blisko, iż ASKAP nie skupić na nim jednocześnie wszystkich swoich anten. A to oznaczało, że źródło sygnału musi znajdować się mniej niż 20 tysięcy kilometrów od Ziemi. Impuls trwał zaledwie 30 nanosekund i przez tę chwilę silniejszy, niż wszystko inne rejestrowane za pomocą radioteleskopów.
      Gdy Australijczycy przeanalizowali pozycję źródła sygnału i porównali ją z pozycjami wszystkich znanych satelitów okazało się, że jedynym możliwym źródłem sygnału jest Relay 2. To jeden z pierwszych satelitów w historii. Został wystrzelony w 1964 roku i służył NASA jako eksperymentalne urządzenie komunikacyjne. Agencja przestała używać Relay 2 już w 1965 roku, natomiast pokładowa elektronika satelity działała do roku 1967. Wówczas Relay 2 zamilkł i od tej pory krąży wokół Ziemi jako bezwładny kawałek metalu.
      Teraz, po niemal 60 latach satelita znowu wysłał sygnał. Jednak jego urządzenie nie działają, więc źródłem sygnału musiały być czynniki zewnętrzne. Clancy i jego koledzy sądzą, że albo na powierzchni satelity zebrały się ładunki elektrostatyczne i doszło do wyładowania, albo uderzył w niego mikrometeoryt, który wywołał pojawienie się chmury plazmy. Sygnały z obu tych wydarzeń wyglądają podobnie, więc trudno byłoby je odróżnić. Przede wszystkim ktoś musiałby chcieć przeprowadzić takie badania. Tylko po co?
      Źródło: A nanosecond-duration radio pulse originating from the defunct Relay 2 satellite, https://arxiv.org/abs/2506.11462

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie lotniczy i kosmiczni z MIT odkryli, że sposób, w jaki emisja gazów cieplarnianych wpływa na atmosferę, zmniejszy liczbę satelitów, które można będzie umieścić na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO). Na łamach Nature Sustainability stwierdzają, że rosnąca emisja gazów cieplarnianych zmniejsza zdolność atmosfery do usuwania odpadków krążących wokół Ziemi.
      Badacze zauważyli, że dwutlenek węgla i inne gazy cieplarniane powodują, iż górne warstwy atmosfery się kurczą. Głównie interesuje ich termosfera, w której krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna i większość satelitów. Gdy termosfera się kurczy, jej zmniejszająca się gęstość prowadzi do zmniejszenia oporów, a to właśnie opór aerodynamiczny jest tym czynnikiem, który powoduje, że kosmiczne śmieci – chociażby pozostałości po nieczynnych satelitach – opadają w kierunku Ziemi i płoną w atmosferze. Mniejszy opór oznacza, że odpady takie będą dłużej znajdowały się na orbicie, zatem ich liczba będzie rosła, a to zwiększa ryzyko kolizji z działającymi satelitami i innymi urządzeniami znajdującymi się w tych samych rejonach.
      Naukowcy przeprowadzili symulacje, których celem było sprawdzenie, jak emisja dwutlenku węgla wpłynie na górne partie atmosfery i astrodynamikę. Wynika z nich, że do roku 2100 pojemność najpopularniejszych regionów orbity zmniejszy się o 50–66 procent właśnie z powodu gazów cieplarnianych.
      Nasze zachowanie na Ziemi w ciągu ostatnich 100 lat wpływa na to, w jaki sposób będziemy używali satelitów przez kolejnych 100 lat, mówi profesor Richard Linares z Wydziału Aeronautyki i Astronautyki MIT. Emisja gazów cieplarnianych niszczy delikatną równowagę górnych warstw atmosfery. Jednocześnie gwałtownie rośnie liczba wystrzeliwanych satelitów, szczególnie telekomunikacyjnych, zapewniających dostęp do internetu. Jeśli nie będziemy mądrze zarządzali satelitami i nie ograniczymy emisji, orbita stanie się zbyt zatłoczona, co będzie prowadziło do większej liczby kolizji i większej liczby krążących na niej szczątków, dodaje główny autor badań, William Parker.
      Termosfera kurczy się i rozszerza w 11-letnich cyklach, związanych z cyklami aktywności słonecznej. Gdy aktywność naszej gwiazdy jest niska, do Ziemi dociera mniej promieniowania, najbardziej zewnętrzne warstwy atmosfery tymczasowo się ochładzają i kurczą. W okresie zwiększonej aktywności słonecznej są one cieplejsze i rozszerzają się.
      Już w latach 90. naukowcy stworzyli modele, z których wynikało, że w miarę ocieplania się klimatu na Ziemi, górne warstwy atmosfery będą się schładzały, co doprowadzi do kurczenia się termosfery i zmniejszania jej gęstości.
      W ciągu ostatniej dekady nauka zyskała możliwość precyzyjnych pomiarów oporu aerodynamicznego działającego na satelity. Pomiary te pokazały, że termosfera kurczy się w odpowiedzi na zjawisko wykraczające poza naturalny 11-letni cykl. Niebo dosłownie spada, w tempie liczonych w dziesięcioleciach. A widzimy to na podstawie zmian oporów doświadczanych przez satelity, wyjaśnia Parker.
      Naukowcy z MIT postanowili sprawdzić, w jaki sposób to zmierzone zjawisko wpłynie na liczbę satelitów, które można bezpiecznie umieścić na niskiej orbicie okołoziemskiej. Ma ona wysokość do 2000 kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Obecnie na orbicie tej znajduje się ponad 10 000 satelitów. Ich liczba jest już tak duża, że operatorzy satelitów standardowo muszą wykonywać manewry unikania kolizji. Każda taka kolizja oznacza nie tylko zniszczenie satelity, ale też pojawienie się olbrzymiej liczby szczątków, które będą krążyły na orbicie przez kolejne dekady i stulecia, zwiększając ryzyko kolejnych kolizji.
      W ciągu ostatnich 5 lat ludzkość umieściła na LEO więcej satelitów, niż przez wcześniejszych 60 lat. Jednym z głównych celów badań było sprawdzenie, czy sposób, w jaki obecnie prowadzimy działania na niskiej orbicie okołoziemskiej można będzie utrzymać w przyszłości. Naukowcy symulowali różne scenariusze emisji gazów cieplarnianych i sprawdzali, jak wpływa to na gęstość atmosfery i opór aerodynamiczny. Następnie dla każdego z tych scenariuszy sprawdzali jego wpływ na astrodynamikę i ryzyko kolizji w zależności od liczby obiektów znajdujących się na orbicie. W ten sposób obliczali „zdolność ładunkową” orbity. Podobnie jak sprawdza się, ile osobników danego gatunku może utrzymać się w danym ekosystemie.
      Z obliczeń wynika, że jeśli emisja gazów cieplarnianych nadal będzie rosła, to liczba satelitów, jakie można umieścić na wysokości od 200 do 1000 kilometrów nad Ziemią będzie o 50–66 procent mniejsza niż w scenariuszu utrzymania poziomu emisji z roku 2000. Jeśli „zdolność ładunkowa” orbity zostanie przekroczona, nawet lokalnie, dojdzie do całej serii kolizji, przez co pojawi się tyle szczątków, że orbita stanie się bezużyteczna.
      Autorzy badań ostrzegają, że niektóre regiony orbity już zbliżają się do granicy ich „zdolności ładunkowej”. Dzieje się tak głównie przez nowy trend, budowanie megakonstelacji olbrzymiej liczby małych satelitów, takich jak Starlink SpaceX.
      Polegamy na atmosferze, która oczyszcza orbitę z pozostawionych przez nas odpadów. Jeśli atmosfera się zmienia, zmienia się też środowisko, w którym znajdują się odpady. Pokazujemy, że długoterminowe możliwości usuwania odpadów z orbity są uzależnione od zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, podsumowuje Richard Linares.
      Specjaliści szacują, że obecnie na orbicie znajduje się 40 500 odpadków o rozmiarach większych niż 10 cm, 1 milion 100 tysięcy odpadków wielkości od 1 do 10 cm oraz 130 milionów śmieci wielkości od 1 mm do 1 cm. Nawet te najmniejsze odpady stanowią duże zagrożenie. Średnia prędkość kolizji, do jakich między nimi dochodzi, to 11 km/s czyli około 40 000 km/h.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z załogową misją na Marsa wiążą się nie tylko duże koszty i problemy techniczne. Jedne i drugie można w końcu przezwyciężyć. Znacznie trudniejsze do pokonania będą ograniczenia ludzkiego organizmu. Wyewoluowaliśmy na Ziemi i jesteśmy przyzwyczajeni do ziemskiej grawitacji oraz zapewnianej przez atmosferę ochrony przed promieniowaniem kosmicznym. Niejednokrotnie informowaliśmy o problemach zdrowotnych astronautów. Pobyt w kosmosie może uszkadzać mózg, nerki, prowadzić do anemii. Od lat pojawiają się też doniesienia o negatywnym wpływie na wzrok.
      Oftalmolog Santiago Costantino z Uniwersytetu w Montrealu poinformował, że co najmniej 70% osób, które przebywały na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej cierpi na związany z lotem w kosmos zespół neurookulistyczny (SANS, spaceflight-associated neuro-ocular syndrome). Uczony wraz z zespołem chcieli przyjrzeć się zmianom biomechanicznym, które prowadzą do pojawienia się SANS. W tym celu przeanalizowali dane dotyczące 13 astronautów, którzy przebywali na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej od 157 do 186 dni. Średnia wieku astronautów wynosiła 48 lat. Pochodzili oni z różnych krajów, ośmioro z nich w chwili badań miało za sobą jedną misję, były wśród nich 4 kobiety.
      Naukowcy porównali trzy parametry, które mierzyli przed i po misji: sztywność gałki ocznej, ciśnienie wewnątrzgałkowe oraz amplitudę pulsu oka. Pierwszy z parametrów badano za pomocą koherencyjnej tomografii optycznej, dwa pozostałe – metodą tonometrii.
      Naukowcy zauważyli, że w czasie misji doszło do znaczących zmian właściwości biomechanicznych gałek ocznych. Ich sztywność zmniejszyła się o 33%, ciśnienie węwnątrzgałkowe spadło o 11%, a amplituda pulsu był niższa o 25%. Tym zmianom fizycznym towarzyszyły objawy takie jak zmniejszenie rozmiarów gałki ocznej, zmiana obszaru, w którym oko widzi ostry obraz oraz – w części przypadków – obrzęk nerwu wzrokowego oraz fałdowanie siatkówki. Okazało się też, że u pięciu astronautów naczyniówka ma grubość większą niż 400 mikrometrów i nie było to skorelowane z wiekiem, płcią ani wcześniejszym pobytem w przestrzeni kosmicznej. "Brak powszechnego ciążenia zmienia dystrybucję krwi w organizmie, zwiększając przepływ krwi w głowie i spowalniając krążenie żylne w oczach. Prawdopodobnie dlatego dochodzi do zwiększenia grubości naczyniówki, gęstej sieci naczyń krwionośnych, odpowiedzialnej za odżywianie siatkówki.
      Zdaniem naukowców powiększenie się naczyniówki w wyniku braku grawitacji może rozciągać włókna kolagenowe w twardówce, prowadząc do długotrwałych zmian właściwości mechanicznych gałki ocznej. Badacze sądzą też, że pulsowanie krwi w warunkach mikrograwitacji może prowadzić do pojawienia się zjawiska uderzeń hydraulicznych, w wyniku których nagłe zmiany ciśnienia przepływu krwi wywołują w oku wstrząsy mechaniczne prowadzące do znacznego przemodelowania tkanek oka.
      Autorzy badań uważają, że zmiany te nie powinny stanowić problemu w przypadku misji trwających 6 do 12 miesięcy. Po powrocie na Ziemię oczy astronautów powróciły do normy, a problemy ze wzrokiem można było korygować za pomocą okularów. Problemem mogą być jednak dłuższe misje, takie jak załogowa wyprawa na Marsa, która może trwać nawet ponad 30 miesięcy. Obecnie nie znamy ani skutków tak długotrwałego pobytu w warunkach mikrograwitacji, ani nie potrafimy im zapobiegać.
      Zaobserwowane przez nas zmiany właściwości mechanicznych oka mogą być biomarkerami SANS. Pomoże to zidentyfikować tych astronautów, którzy są szczególnie narażeni na ryzyko, zanim jeszcze pojawią się u nich problemy spowodowane długotrwałym pobytem w przestrzeni kosmicznej, mówi Costantino.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...