Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Apokalipsa owadów, entomolodzy-amatorzy biją na alarm

Rekomendowane odpowiedzi

10 minut temu, mankomaniak napisał:

Zamiast bredzić o GMO, idź poczytaj dane.

Jak sądzę Szedar postuluje, że cała nasza wiedza naukowa o GMO jest zbyt skąpa by deklarować cokolwiek kategorycznego. Żeby potem nie było, ojej ojej ojej, no skąd mieliśmy wiedzieć, że [freon, azotox, talidomid, gmo] coś tam, coś tam, przepraszamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 minut temu, Jajcenty napisał:

że [freon, azotox, talidomid, gmo] coś tam, coś tam, przepraszamy.

że in vitro...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
15 minut temu, mankomaniak napisał:

że in vitro...

i szczepionki, zapomniałeś o szczepionkach. GMO zwykle jest kojarzone z roundapem i tu najpewniej nie ma zagrożenia. Niestety to nie jedyne manipulacje jakich się dopuszczamy z boleśnie złymi skutkami. Australia funduje sobie plagę za plagą, u nas barszcz poluje na ludzi, rdesty uciekają z ogrodu i dokonują inwazji na rodzime gatunki -  z taką inteligencją jesteśmy dla siebie niebezpieczni.  Za chwilę ktoś wypuści mięsożernego Tryfida i będziemy mieli się z pyszna. GMO nie jest rozwiązaniem. To plaster, odroczenie wyroku.

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
56 minut temu, Jajcenty napisał:

Australia funduje sobie plagę za plagą, u nas barszcz poluje na ludzi, rdesty uciekają z ogrodu i dokonują inwazji na rodzime gatunki

No ja się ciągle dziwię, że przez to in vitro nie chodzi jeszcze po Ziemi 10 mln mutantów... ale poczekajmy zobaczymy, może gen mutanta objawi się w którymś pokoleniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, mankomaniak napisał:

No ja się ciągle dziwię, że przez to in vitro nie chodzi jeszcze po Ziemi 10 mln mutantów

Ciekawe..., źródła cudzych zadziwień ciągle mnie zadziwiają... In vitro to w sumie jak in vivo tylko więcej osób bierze w tym udział. 

Godzinę temu, Szedar napisał:

Jajcenty, jednak in vivo...

No ja akurat dałem radę, jak ojcowie i dziadowie przede mną. Nie zmienia to problemu: jak daleko nasze technologiczne przystosowanie zasłoni naturę. Biorąc pod uwagę obciążenie ciążą, nie zdziwie się jeśli kiedyś cały proces zostanie wyniesiony na zewnątrz. Już teraz lekarze mają problem ze zbytnią łatwością i liczbą przeprowadzanych cesarek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
39 minut temu, Jajcenty napisał:

In vitro to w sumie jak in vivo tylko więcej osób bierze w tym udział

A... no to ja mogę tak samo powiedzieć: GMO to to samo co naturalne, tylko bardziej innowacyjne.... po mózgach wielu osób widać, że natura nie jest doskonała, więc ludzie powinni ją ulepszać.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1774310,1,eksperyment-he-jiankui-co-wiemy-a-czego-nie-wiemy-o-modyfikacji-genomu-pierwszych-dzieci-gmo.read

To jak? Nie powinny przychodzić na świat, bo ryzyko? Czekamy aż przekształcą się w mutanty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
W dniu 4.07.2019 o 16:09, Jajcenty napisał:

GMO zwykle jest kojarzone z roundapem i tu najpewniej nie ma zagrożenia.

Roundup to jedno z najgorszych ***** jakie kiedykolwiek zostały wyprodukowane. I nie o raka chodzi czy inne takie, ale o niszczenie środowiska.
GMO + roundup to pustynia, tyle że zielona.

Edytowane przez wilk
Przekleństwo zmodyfikowane, to dalej przekleństwo. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
22 godziny temu, Szedar napisał:

Oooo. Chętnie poczytam o Twoich osiągnięciach. Dawaj. :)

 

22 godziny temu, Szedar napisał:

Przepraszam, ale się znam; bywa. :/

Kolejny festiwal żenady z Twojej strony... Nie masz zielonego pojęcia jakie mam wykształcenie i na czym się znam a na czym nie. Z tym, ze ja w przeciwieństwie do ciebie ani się tytułami nie chwale ani nie podkreślam swojej znajomości nauk ścisłych (choć te twoje podkreślenia świadczą o tym, że Twoje pojęcie o statystyce i metodologii nauk jest dość ograniczone). 

22 godziny temu, Szedar napisał:

1) Nie tylko zmiany klimatu, zakonotuj;
2) Jeśli wierzysz w szczęście, wysyłaj więcej kuponów w lotto, ale nie próbuj, by tak robiła NAUKA;
3) Minimalizacja strat nie oznacza ZYSKU;
4) już mi się nie chce, serio :/.

O czym jest ten bełkot? Co mam zakonotować niby? I o jakim zysku piszesz, czy ja coś takiego napisałem w poprzednim poście? Czy ja proponuje żeby nauka się kierowała szczęściem? O czym ty bredzisz?! Chyba faktycznie jesteś zmęczony. Także rozumiem i wybaczam. 

18 godzin temu, Szedar napisał:

Przy okazji proszę, nie podsyłaj broszurek propagandowych jak Warai.

Tą broszurkę wyszukałem specjalnie dla Ciebie żeby ci oszczędzić trudnego fachowego jezyka ale jeśli czujesz się na siłach to w tej broszurce jest bibliografia. Ale nie wiem czy ci się przyda bo ty juz sobei wyrobiłeś zdanie na podstawie swoich "przemyśleń".  Chyba, ze masz jakieś prace na poparcie swoich tez? Ja mam i wysłałem Tobie, a ty? 

19 godzin temu, Jajcenty napisał:

Jak sądzę Szedar postuluje, że cała nasza wiedza naukowa o GMO jest zbyt skąpa by deklarować cokolwiek kategorycznego. Żeby potem nie było, ojej ojej ojej, no skąd mieliśmy wiedzieć, że [freon, azotox, talidomid, gmo] coś tam, coś tam, przepraszamy.

Badań i obszernych raportów na temat szkodliwości GMO jest dość sporo i nie wynika z nich że mamy się czego obawiać, wręcz przeciwnie wszystko przemawia raczej na korzyść GMO, chociażby złoty ryż (https://pl.wikipedia.org/wiki/Złoty_ryż). Na czym niby Szedar opiera swoje postulaty? Po prostu nagina fakty (ale z drugiej strony dobrze się zna na statystyce i metodologii więc nie może naginać, więc wniosek z tego że nie nagina ;P Przypomina mi się Sheldon z BigBang Theory: "Jestem mądry, więc proawdopodobnie się nie myle" xD). Dla tych co nie mają czasu wertować badań na temat GMO a chcą się co nieco dowiedzieć polecam te filmy : 

cała seria UNFOLD: 

 

W tym drugim jest tresć w opisie na dole z przypisami. Zacytuje fragment: 

"Produkcja GMO może rozwiązać problemy z wyżywieniem na świecie, poprawić walory smakowe, wizualne i zdrowotne (nutraceutyki) warzyw i owoców, zwiększyć ich odporność na szkodniki , stres abiotyczny oraz przydatność do spożycia. Najczęściej osoby protestujące przeciwko GMO nie posiadają wykształcenia obejmującego nauki medyczne lub biologiczne i w związku z tym są podatne na nieprawdziwe sugestie i wpływ różnych środowisk. Wiele z tych osób nie ma nawet podstawowej wiedzy o sposobie produkcji GMO, tym bardziej trudno oczekiwać, że potrafią one obiektywnie wypowiedzieć się na temat jej szkodliwości.

Za brakiem szkodliwości GMO opowiadają się organizacje, takie jak WHO, Narodowa Akademia Nauk, Polska Askademia Nauk, Urząd do spraw Bezpieczeństwa Żywności, Międzynarodowa Rada Nauki, Amerykańska Organizacja Mikrobiologów, Biologów Komórkowych oraz Fitopatologów, zrzeszające naukowców oraz noblistów z całego świata. Niektóre z tych organizacji, takie jak Narodowa Akademia Nauk, działają pro publica bono i są wolne od wpływów innych korporacji."

Edytowane przez Warai Otoko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
1 godzinę temu, Warai Otoko napisał:

Produkcja GMO może rozwiązać problemy z wyżywieniem na świecie

No właśnie chyba już nie mamy tego problemu. Mamy za to epidemie (l.m.) otyłości, oraz jest nas tak dużo, że plastikowe klipsy w spodniach stanowią problem środowiskowy. To już autentycznie przerażające. 

Dojdziemy do progu kiedy ludzie zaczną zużywać więcej tlenu niż jest produkowane i problem się sam rozwiąże. Drodze do wiecznej szczęśliwości dla jak największej liczby ludzi wprowadźmy weganizm jako prawnie obowiązujący paradygmat żywienia i dokonajmy modyfikacji genetycznych by ludzie byli dwukrotnie mniejsi. W końcu 60 kg samiec i 40 kg samica ma znacznie mniejszy BMR  - więcej nas tu się zmieści. 

9 godzin temu, ex nihilo napisał:

ale o niszczenie środowiska.
GMO + roundup to pustynia, tyle że zielona.

No wiem, ale jeść trzeba. Każdy pryska. Działkowiec swoje pomidorki też. Odkąd pojawiły się hektary monokultur problem tylko narasta. Jakieś 2 razy za mojego życia.

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, Szedar napisał:

To, że nie tylko zmiany klimatyczne i zanieczyszczenia; jako ludzkość podcinamy sobie dużo więcej gałęzi.

Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie wiem o jakich "gałęziach" ty myślisz. Nie mam zdolności takiego wglądu ;P 

3 godziny temu, Szedar napisał:

Weź oddech, przeczytaj spokojnie to co napisałem wcześniej i rozważ moją zwykłą ludzką niepewność. Jeśli trzeba dużych literek, to spróbuję spokojnie, a co mi tam? :)
Nie twierdzę i nigdzie nie twierdziłem, że GMO same w sobie są dla nas szkodliwe (bezpośrednio). Tak, nauka potrafi się mylić (w kontekście zwykle niedostrzegania pewnych zależności). Dlatego wzięliśmy na tapetę przykład z lekami. Jeśli lek stosuje jakiś odsetek ludzi i coś nie pyknie po latach, to będzie grubo, ale świat się nie zawali. Jeśli zasiejesz kukurydzą modyfikowaną pół Ziemi, nie dając alternatywy i coś nie pyknie, to zwyczajnie ugotowani jesteśmy WSZYSCY. Rozumiesz? Chcesz, jedz tylko GMO; naprawdę mi to nie wadzi. Chciałbym tylko mieć wybór. ROZUMIESZ? Dlatego wybacz, ale nie zapiszę się do Twojego fanklubu.

Ja to wszystko już dawno rozumiałem, ja to jedynie krytykuje :)Bo Twoje obawy nie opierają się na żadnych naukowych podstawach (chyba, że po prostu specjalnie ich nie cytujesz), więc gdyby zastosować Twoją metodyke do innych rzeczy to np. nie powinniśmy, nie wiem - oczyszczać wody, tak jak to teraz robimy bo być może za 50 lat się okaże że takie sposób oczyszczania znacząco zwiększa zachorowalność na raka. 

Poza tym wyjaśnij mi proszę to zdanie: "Jeśli zasiejesz kukurydzą modyfikowaną pół Ziemi, nie dając alternatywy i coś nie pyknie, to zwyczajnie ugotowani jesteśmy WSZYSCY. Rozumiesz?" co ma nie "pyknąć" niby? GMO pod względem wpływu na środowisko jest w niektórych przypadkach nawet lepsze od tradycyjnego rolnictwa, a na pewno nie gorsze (czytałeś chociaż podsumowanie tej "broszurki" którą Ci wysłałem? Czy po prostu jesteś Szurem i bezpodstawnie odrzucasz wnioski z badań naukowych?).  

3 godziny temu, Szedar napisał:

Drogi, pleno titulo Warai. Chętnie poznam wszelkie Twoje pozytywne przymioty, ale powiedz mi proszę, do czego zmierzasz całym tym akapitem? Jeśli chcesz, to w ciemno mogę Cię obdarzyć tytułem Najpiękniejszego i Najmądrzejszego. Nic mnie to nie kosztuje.

Ja tylko piętnuje arogancje, narcyzm i pseudointelektualizm który często pojawia się w Twoich postach, nic ponadto :)

1 godzinę temu, Jajcenty napisał:

No właśnie chyba już nie mamy tego problemu. Mamy za to epidemie (l.m.) otyłości, oraz jest nas tak dużo, że plastikowe klipsy w spodniach stanowią problem środowiskowy. To już autentycznie przerażające. 

Teraz nie (w świecie zachodu), ale przez zmiany klimatu może być poważny problem z pożywieniem i wodą. Także przyda się dużo taniego prądu (fuzja) do odsalania i oczyszczania wody oraz GMO do wyżywienia ludzi. Chyba, ze też jesteś w 100% pewny że takie technologie NA PEWNO nie są w stanie nam pomóc tylko inne (ciekawe jakie ;P).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ mój ban minął (nie wiem za co, o religie to ja nie pytałem), chcę tylko zauważyć, że stwierdzenie:

W dniu 5.07.2019 o 12:59, Jajcenty napisał:

oraz jest nas tak dużo

jest bardzo dobrym stwierdzeniem. Jest nas tak dużo, bo żyjemy dłużej (w końcu gdyby tak nie było, to rząd nie wprowadzałby przymusowego rozpładzania społeczeństwa). A skoro żyjemy dłużej, to znaczy, że sprawy idą w dobrym kierunku. Wniosek: chemia jest dobra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, Szedar napisał:

Sądzę, że ban był jednak zbyt krótki, bo: (...) jest nas za dużo, bo Ziemia jednak jest (z grubsza) kulista i ma ograniczone zasoby.

Muszę więcej brać tej chemii, bo czytam to i nie rozumiem. Albo uprawiasz bełkot, albo niezwykle skomplikowaną logikę, widząc związek między moim banem a kulistością Ziemi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Teksasie na dorocznej aukcji sprzedawano przedmioty wyrzucone przez ocean na plażę. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na rehabilitację żółwi morskich i ptaków. Wydarzenie zorganizowane przez Mission-Aransas National Estuarine Research Reserve odbyło się w zeszły weekend w parku w Port Aransas.
      Wśród przeznaczonych na sprzedaż przedmiotów znalazły się, na przykład, pokaźnych rozmiarów syrenka z włókna szklanego, potłuczone kule do kręgli czy pokryte wąsonogami lalki. Sporo z nich znalazło nowych właścicieli. Zebrane fundusze zasilą kasę Amos Rehabilitation Keep (ARK).
      Badacze z Mission-Aransas i wolontariusze zbierali dziwne przedmioty przez rok, patrolując regularnie plaże wysp barierowych. Podczas pieszych wędrówek zespół monitoruje żółwie morskie i ptaki, a przy okazji napotyka też na liczne śmiecie i przedmioty, które dotarły tu za sprawą Prądu Jukatańskiego (LCN - Loop Current). Jace Tunnell, dyrektor Mission-Aransas Reserve, dokumentuje znaleziska na zdjęciach. Przedstawia je także na vlogu Beach Combing.
      Tunnell ujawnia, że przeważnie wystawione przedmioty sprzedają się za 5-50 dol. Te, które wydają się cenniejsze, można wylicytować w aukcji na żywo. W zeszłym roku podczas wydarzenia zebrano ok. 3 tys. dol. Choć na razie nie wiadomo, jaki będzie tegoroczny wynik, na Facebooku Mission-Aransas Reserve podano, ile kosztowała wzbudzająca spore zainteresowanie syrenka. Szczęśliwy nabywca zapłacił za nią 300 USD.
      Rocznie ARK rehabilituje ok. 1500 zwierząt. Ponieważ ośrodek działa przede wszystkim dzięki darowiznom, liczy się każdy cent. Podtrzymujemy tradycję dorocznej aukcji, by zbierać pieniądze na leki, bandaże, jedzenie [...] - podkreślił Tunnell w wypowiedzi dla Houston Chronicle.
      Aukcję „Tony’s Trash to Treasure” nazwano na cześć założyciela ARK, nieżyjącego już Tony'ego Amosa. W 1982 r. Amos utworzył ARK jako część Instytutu Nauk Morskich Uniwersytetu Teksańskiego.
      Mission-Aransas National Estuarine Research Reserve powstał w 2006 roku. Chroni on obszar o powierzchni 753 km2, na którym znajdują się watty, trawy morskie, lasy namorzynowe i kolonie ostryg. Na terenie tym zimuje zagrożony żuraw krzykliwy. Rezerwatem zarządza Uniwersytet Teksański.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytet w Tel Awiwie szukają przyczyny masowego wymierania jeżowców w Morzu Śródziemnym i Zatoce Akaba. W ciągu kilku miesięcy wymarła cała populacja gatunku Diadema setosum zamieszkująca Zatokę Akaba. Badania wykazały, że podobne zjawisko zachodzi również w całym regionie, w tym u wybrzeży Turcji, Grecji, Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Jordanii. Tymczasem jeżowce, a szczególnie Diadema setosum, są kluczowym gatunkiem niezbędnym do prawidłowego funkcjonowania raf koralowych.
      Uczeni sądzą, że wśród jeżowców panuje epidemia wywołana przez orzęski, które przedostały się Morza Śródziemnego na Morze Czerwone. Wszczęto alarm i specjaliści zastanawiają się, jak uratować izraelskie rafy koralowe.
      Najpierw zaobserwowano, że w ciągu kilku tygodni wyginęły wszystkie Diadema setosum w jednym z północnych regionów Zatoki. Początkowo sądziliśmy, że to jakieś zanieczyszczenie, zatrucie, może gdzieś doszło do wycieku, z jakiegoś zakładu przemysłowego czy hotelu na północy Zatoki Akaba. Gdy jednak sprawdziliśmy inne miejsca, okazało się, że to nie jest lokalny incydent. Wszystko wskazywało na szybko rozprzestrzeniającą się epidemię. Koledzy z Arabii Saudyjskiej poinformowali nas o podobnych przypadkach. Padły nawet jeżowce, które hodujemy dla celów badawczych w akwariach w naszym Instytucie Międzyuniwersyteckim i jeżowce z Underwater Observatory Marine Park. Patogen prawdopodobnie przedostał się przez system pompujący wodę. To szybka, brutalna śmierć. W ciągu dwóch dni ze zdrowego jeżowca pozostaje szkielet ze znaczącymi ubytkami tkanki. Umierające jeżowce nie są w stanie się bronić przed rybami, te się na nich żywią, co może przyspieszyć rozprzestrzenianie się epidemii, mówi główny autor badań, doktor Omri Bronstein z Wydziału Zoologii Uniwersytetu w Tel Awiwie.
      Doktor Bronstein od lat bada rafy koralowe pod kątem występowania na nich gatunków inwazyjnych. Jednym z gatunków, na których się skupiał jest właśnie D. setosum, czarny jeżowiec o wyjątkowo długich kolcach. To gatunek rodzimy Indo-Pacyfiku, który dzieli się na dwa klady. Jeden występujący na zachodzie Pacyfiku i u wschodnich wybrzeży Afryki i drugi zamieszkujący Morze Czerwone oraz Zatokę Perską. Wybudowanie Kanału Sueskiego otworzyło tropikalnym gatunkom z Indo-Pacyfiku drogę na Morze Śródziemne. D. setosum został zaobserwowany w tym akwenie po raz pierwszy w 2006 roku u wybrzeży Turcji. Od tamtej pory gatunek zwiększył swój zasięg na cały Lewant oraz Morza Jońskie i Egejskie. Globalne ocieplenie dodatkowo zaś przyspiesza inwazję gatunków tropikalnych na wschodnie regiony Morza Śródziemnego.
      Jeżowce, a w szczególności Diadem setosum, to kluczowe gatunki zapewniające zdrowie rafom koralowym. Są one ogrodnikami raf. Żywią się glonami, zapobiegając zaduszeniu przez nie koralowców, z którymi konkurują o dostęp do światła. Niestety jeżowce te nie występują już w Zatoce Akaba, a zasięg ich wymierania szybko rozszerza się na południe, dodaje Bronstein.
      Izraelczycy, po otrzymaniu pierwszych informacji o pojawieniu się na Morzu Śródziemnym inwazyjnego D. setosum, przystąpili do badań nad intruzem. W 2016 roku po raz pierwszy zauważyli ten gatunek u śródziemnomorskich wybrzeży Izraela. Od 2018 odnotowują gwałtowny rozrost jego populacji. Ledwo jednak rozpoczęliśmy badania podsumowujące inwazję jeżowców na Morze Śródziemne, a zaczęliśmy otrzymywać informacje o ich nagłym wymieraniu. Można stwierdzić, że wymieranie inwazyjnego gatunku nie jest niczym niekorzystnym, ale musimy brać pod uwagę dwa zagrożenia. Po pierwsze, nie wiemy jeszcze, jak to wymieranie wpłynie na gatunki rodzime dla Morza Śródziemnego. Po drugie, i najważniejsze, bliskość Morza Śródziemnego i Czerwonego zrodziła obawy o przeniesienie się patogenu na na rodzimą populację jeżowców na Morzu Czerwonym. I tak się właśnie stało, wyjaśnia Bronstein.
      To, co dzieje się obecnie na Morzu Śródziemnym i Czerwonym przypomina zjawiska znane z Karaibów. W 1983 roku nagle wymarły tam jeżowce, a rafy koralowe zostały zniszczone przez glony. W ubiegłym roku sytuacja się powtórzyła. A dzięki nowym technologiom i badaniom przeprowadzonym przez naukowców z Cornell University wiemy, że przyczyną zagłady jeżowców na Karaibach były pasożytnicze orzęski. Stąd też podejrzenie, że to one są przyczyną wymierania jeżowców u zbiegu Europy, Afryki i Azji.
      Diadema setosum to jeden z najbardziej rozpowszechnionych na świecie gatunków jeżowców. Sytuacja jest naprawdę poważna. W Morzu Czerwonym wymieranie przebiega błyskawicznie i już objęło większy obszar, niż w Morzu Śródziemnym. Wciąż nie wiemy, co dokładnie zabija jeżowce. Czy to orzęski, jak na Karaibach, czy też jakiś inny czynnik? Tak czy inaczej jest on z pewnością przenoszony przez wodę, dlatego też obawiamy się, że wkrótce wyginą wszystkie jeżowce w Morzu Śródziemnym i Czerwonym, martwi się Bronstein.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Illinois Natural History Survey postanowili sprawdzić, jak w latach 1970–2019 globalne ocieplenie wpłynęło na 201 populacji 104 gatunków ptaków. Przekonali się, że w badanym okresie liczba przychodzących na świat piskląt generalnie spadła, jednak widoczne są duże różnice pomiędzy gatunkami. Globalne ocieplenie wydaje się zagrażać przede wszystkim ptakom migrującym oraz większym ptakom. Wśród gatunków o największym spadku liczby piskląt znajduje się bocian biały.
      Uczeni przyjrzeli się ptakom ze wszystkich kontynentów i stwierdzili, że rosnące temperatury w sezonie lęgowym najbardziej zagroziły bocianowi białemu i błotniakowi łąkowemu, ptakom dużym i migrującym. Wyraźny spadek widać też u orłosępów, które nie migrują, ale są dużymi ptakami. Znacznie mniej piskląt mają też średniej wielkości migrujące rybitwy różowe, małe migrujące oknówki zwyczajne oraz australijski endemit chwoska jasnowąsa, która jest mała i nie migruje.
      Są też gatunki, którym zmiana klimatu najwyraźniej nie przeszkadza i mają więcej piskląt niż wcześniej. To na przykład średniej wielkości migrujący tajfunnik cienkodzioby, krogulec zwyczajny, krętogłów zwyczajny, muchołówka białoszyja czy bursztynka. U innych gatunków, jak u dymówki, liczba młodych rośnie w jednych lokalizacjach, a spada w innych. To pokazuje, że lokalne różnice temperaturowe mogą odgrywać olbrzymią rolę i mieć znaczenie dla przetrwania gatunku.
      Wydaje się jednak, że najbardziej narażone na ryzyko związane z globalnym ociepleniem są duże ptaki migrujące. To wśród nich widać w ciągu ostatnich 5 dekad największe spadki liczby potomstwa. Ponadto rosnące temperatury wywierają niekorzystny wpływ na gatunki osiadłe ważące powyżej 1 kilograma oraz gatunki migrujące o masie ponad 50 gramów. Fakt, że problem dotyka głównie gatunków migrujących sugeruje pojawianie się rozdźwięku pomiędzy terminami migracji a dostępnością pożywienia w krytycznym momencie, gdy ptaki karmią młode. Niekorzystnie mogą też wpływać na nie zmieniające się warunki w miejscach zimowania.
      Przykładem gatunku, który radzi sobie w obliczu zmian klimatu jest zaś bursztynka. Naukowcy przyglądali się populacji z południa Illinois. Bursztynki to małe migrujące ptaki, które gniazdują na bagnach i terenach podmokłych. W badanej przez nas populacji liczba młodych na samicę rośnie gdy rosną lokalne temperatury. Liczba potomstwa w latach cieplejszych zwiększa się, gdyż samice wcześniej składają jaja, co zwiększa szanse na dwa lęgi w sezonie. Bursztynki żywią się owadami, zamieszkują środowiska pełne owadów. Wydaje się, że – przynajmniej dotychczas – zwiększenie lokalnych temperatur nie spowodowało rozdźwięku pomiędzy szczytem dostępności owadów, a szczytem zapotrzebowania na nie wśród bursztynek, mówi współautor badań, Jeff Hoover. Uczony dodaje, że o ile niektóre gatunki mogą bezpośrednio doświadczać skutków zmian klimatu, to zwykle znacznie ma cały szereg czynników i interakcji pomiędzy nimi.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach PNAS. Environmental Sciences.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jemioła, którą często można zobaczyć na drzewach, jest przysmakiem różnych ptaków, np. jemiołuszek czy paszkotów. Oprócz tego jest przez nie wykorzystywana jako schronienie; kryją się tu ptaki zaczynające wcześnie lęgi, a nawet ptaki drapieżne. O wielu obliczach jemioły opowiada prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP).
      Jemiołuszka, której nazwa wprost nawiązuje do jemioły, na terenach lęgowych w Fennoskandii i na Syberii żywi się komarami i meszkami, jednak przylatując do nas na zimę, radykalnie zmienia dietę na wegetariańską i najłatwiej stadka tych ptaków można spotkać na jarzębinie i właśnie na jemiołach - tłumaczy ornitolog.
      Profesor dodaje, że w kulach jemioły można też dostrzec innego ptaka - paszkota. Jego łacińska nazwa Turdus viscivorus oznacza „drozd jemiołojad”. Coraz liczniejsze paszkoty często zostają na zimę. Bronią terytoriów wokół drzew z jemiołami.
      Lep na ptaki
      Łacińska nazwa jemioły - Viscum - oznacza lep. W starożytnym Rzymie z jej owoców przygotowywano specjalny klej do sporządzania pułapek na drobne ptaki. Podobnie postępowano również w późniejszych czasach.
      Tak o tej praktyce pisał Pliniusz Starszy w XVI tomie „Historii naturalnej”: Lep robią z niedojrzałych jagód (jemioły), które zbierają podczas żniw; albowiem gdyby deszcze nastąpiły, jagody stałyby się wprawdzie większemi, aleby znikła ich lipkość. Suszą się potem i tłuką ususzone, dalej kładą się w wodę, w której przez dwanaście prawie dni gniją. Jestto jedyny z wszystkich produktów, który przez zgnicie lepszym się staje. Potem kładą się znowu w świeżą wodę i tłuką młotem, dopóki nie utracą łupiny i dopóki wewnętrzne mięso nie będzie lipkiem. Jestto lep, który za dotknięciem się skrzydła ptaków krępuje; chcąc go istotnie do łowienia ptaków użyć, należy go oliwą zaprawić (Kaja Pliniusza Starszego Historyi Naturalnej Księga szesnasta, przekł. J. Łukaszewicz, 1845).
      W sensie przenośnym jemioła nadal jest takim lepem na ptaki. Hiszpańskie badania pokazały, że jej owoce są zjadane nie tylko przez wymienianego wcześniej paszkota, ale i inne gatunki drozdów: kosa, drozda śpiewaka, droździka, drozda obrożnego, ale także przez rudziki, sikory, sójkę, a nawet raniuszka - przypomina prof. Tryjanowski.
      Ponieważ amatorów jej owoców nie brakuje, jemioła z powodzeniem się rozprzestrzenia. Nasiona kiełkują bowiem po przejściu przez przewód pokarmowy, a wspomniana wcześniej kleista substancja pozwala im na szybkie przytwierdzanie się do drzew, gdy wraz z odchodami opuszczą ptasie ciało - dodaje specjalista.
      Doskonała kryjówka
      Jemioła jest zielona także zimą i wczesną wiosną. Jej struktura świetnie ukrywa, co dzieje się wewnątrz. Prof. Tryjanowski wyjaśnia, że bardzo się to przydaje ptakom wcześnie rozpoczynającym lęgi, np. srokoszom (Lanius excubitor). Zresztą z takiej osłony korzystają same ptaki drapieżne, a bardzo ładnie to udokumentowano dla trzmielojadów gniazdujących w Białowieży.
      Jemioła w ulach
      Dr hab. Karol Giejdasz z Pracowni Pszczelnictwa UPP wskazuje na dawne doniesienia etnograficzne, w których wspominano, że w okresie Bożego Narodzenia do ula wkładano liście jemioły z woskiem (np. po wcześniejszym obiciu obuchem). Praktykowano też ich palenie i odymianie uli. Miało to pomóc w pozbyciu się chorób i zapewnieniu sobie obfitości miodu. Stare książki wręcz sugerują, iż z pewnością wierzono, że odpędza to złe duchy i demony podobnie jak wieszana przez nas jemioła w domu - podkreślono.
      Co do funkcji prozdrowotnej w przypadku ptaków czy pszczół, brakuje solidnych badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Służba Geologiczna Stanów Zjednoczonych poinformowała, że Wielkie Jezioro Słone osiągnęło w lipcu najmniejszą powierzchnię w udokumentowanej historii tego akwenu. A w ubiegłym tygodniu w południowej części jeziora poziom zasolenia sięgnął 18%. Taka sytuacja zagraża milionom ptaków wędrownych, gdyż południowa część jeziora ich kluczowym habitatem.
      Naukowcy ostrzegają, że bardzo ważnemu regionowi, w którym żerują ptaki, grozi całkowite załamanie. To zupełnie nieznana nam rzeczywistość. W ciągu tygodnia ptaki zniknęły z miejsc, gdzie zwykle były. Tydzień później wzdłuż brzegów leżały martwe muchówki. Z każdym tygodniem musieliśmy iść dalej, by dotrzeć do wody, mówi biochemik Bonnie Baxter z Westminster College, która dokumentuje zmiany w jeziorze.
      Wielkie Jezioro Słone zostało w 1959 roku przecięte na pół przez linię kolejową. Znacznie ograniczyła ona mieszanie się wody w jeziorze, przez co jego północna część, do której dopływa mniej źródeł słodkiej wody, stała się znacznie bardziej słona. Jej zasolenie sięga nawet 32%, mogą tam żyć tylko mikroorganizmy. Różnicę w zasoleniu widać nawet na zdjęciach satelitarnych. Obie części wyraźnie różnią się kolorem. W części południowej, zasilanej przez trzy rzeki, zasolenie wynosiło około 14%. Wynosiło, gdyż obecnie – w wyniku suszy – podniosło się do 18%.
      W części południowej żyją artemie (skorupiaki) oraz pewien rodzaj muchówek. Zwierzęta te żywią się cyjanobakteriami i innymi mikroorganizmami. Do tej części jeziora masowo przybywają ptaki, by zakładać gniazda i odpoczywać w czasie migracji.
      Naukowcy obawiają się teraz o los tych ptaków. Już w lipcu wycofujące się wody jeziora odsłoniły wiele mikrobialitów. To struktury tworzone przez społeczności mikroorganizmów chwytających i wiążących osady. Muchówki składają jaja na powierzchni wody, a larwy płyną do mikrobialitów i tam się przekształcają. Utrata mikrobialitów zagraża populacji muchówek, którymi żywią się ptaki.
      Teraz dodatkowym problemem jest wysokie zasolenie wód. Badania laboratoryjne wykazały, że gdy stężenie soli przekroczy 17% cyjanobakterie zaczynają wymierać. To zaś zagraża tym cyjanobakteriom, które wciąż są zanurzone. Zagłada grozi zatem podstawom łańcucha pokarmowego. Naukowcy obawiają się, że zaczną masowo ginąć artemie.
      Wysychające jezioro stanowi też zagrożenie dla ludzi. Część jego osadów zawiera dość duże stężenie metali ciężkich. Wiatr może roznosić te zanieczyszczenia po okolicy, w której żyje około miliona osób.
      W latach 80. Wielkie Jezioro Słone osiągnęło rekordową powierzchnię 8500 km2. W lipcu bieżącego roku była ona rekordowo mała – 2460 km2.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...