Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Większość potraw spożywanych ok. 500 lat temu na krzyżackim zamku w Przezmarku (woj. pomorskie) gotowano. Składały się z mięsa i warzyw, a zaskakująco mało było dań rybnych, mimo blisko położonego jeziora – wynika z analiz tłuszczów znajdujących się na fragmentach naczyń ceramicznych.

Zamek w Przezmarku wznieśli Krzyżacy w pierwszej połowie XIV w. Kilkukrotnie był zajmowany przez wojska polskie – na przykład po bitwie pod Grunwaldem, ale ostatecznie wracał w ręce krzyżackie.

W czasie badań wykopaliskowych w ostatnich latach na terenie twierdzy archeolodzy natknęli się na setki zniszczonych fragmentów naczyń ceramicznych. Część z nich przeanalizowali pod kątem obecności na nich śladów tłuszczów.

Jako jedno z najciekawszych ustaleń Zdeb wskazuje bardzo niewielką liczbę fragmentów naczyń ceramicznych (zaledwie dwa naczynia) ze śladami kwasów tłuszczowych pochodzących z ryb. Oznacza to, że mimo bezpośredniej bliskości jeziora stosunkowo rzadko korzystano z możliwości korzystania z jego zasobów – dodaje. Badaczka zastrzega, że na taki wynik może mieć wpływ kwestia doboru fragmentów naczyń, ale i tak zaskakująca jest mała liczba fragmentów z wykrytymi na ich powierzchni śladami rybiego tłuszczu.

Analizy chemiczne, które  przeprowadził Maciej Sierakowski, zostały wykonane w Laboratorium Przyrodniczym Instytutu Ekologii i Bioetyki UKSW. 

Z reguły w czasie badań w Polsce naukowcy bardzo rzadko analizują zachowane na nich tłuszcze, bo wymaga to wykorzystania specjalistycznej aparatury. W tym przypadku zastosowali chromatografię gazową sprężoną ze spektrometrią mas.

Poszukiwanie śladów tłuszczów na naczyniach ma sens tylko w przypadku naczyń służących do przygotowywania potraw w wysokiej temperaturze, dlatego do badań wybrano tylko takie naczynia. Tłuszcze wnikają w porowate ściany naczyń na skutek wysokiej temperatury, czyli przyjmuje się, że musi nastąpić podgrzanie naczynia z potrawami – opowiada Zdeb.

Przebadane fragmenty naczyń ceramicznych pochodzą głównie z wnętrza... latryn zamkowych umiejscowionych w centralnej części twierdzy, czyli w tzw. zamku wysokim. Te wykonano w okresie, w którym zamek był używany w najbardziej intensywny sposób. Archeolodzy pozyskali fragmenty naczyń ceramicznych w czasie wykopalisk prowadzonych wewnątrz w 2017 i w 2018 r. Ich kierownikiem jest dr Magdalena Żurek z Instytutu Archeologii UKSW. Badania związane były z modernizacją zamku dla ruchu turystycznego. Archeolodzy chcieli dokonać inwentaryzacji murów otaczających zamek wysoki i poszukiwali pozostałości po jednej z wież. Wtedy też natknęli się na pozostałości latryny w postaci ceglanego zbiornika po zewnętrznej stronie północno-wschodniego narożnika zamku wysokiego.

Badaczka zwraca uwagę na to, że mimo iż badane naczynia znajdowały się kilkaset lat w dość toksycznym środowisku, to tłuszcze spożywcze nadal się na nich zachowały. Okazało się, że teoretycznie inwazyjne środowisko nie niszczy wszystkich kwasów tłuszczowych w ścianach naczyń. Ale nadal nie wiemy, czy i jak duży ma wpływ ma na ich przetrwanie i czy np. nie usuwa części kwasów i dlatego nie jesteśmy ich w stanie dziś wykryć – dodaje Zdeb.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 hours ago, KopalniaWiedzy.pl said:

sprężoną

Raczej sprzężoną.

Tochę wątpliwe, żeby mało ryb jedli -> postów było dużo więcej niż teraz, w sumie ok. pół roku.
Podejrzewam, że raczej ryb nie gotowali. Zupy rybne robi się z reguły z malych rybek i łbów, płetw itd większych. Dużych ryb im prawdopodobnie nie brakowało, czyli małych wcinać nie musieli. A duże można solić, wędzić, piec na rożnach czy smażyć i zwykle lepsze są takie niż gotowane. W przypadku smażenia pewnie używali smalcu lub masła i patelnie mogły być tym tłuszczem tak zaimpregonowane, że ślady rybiego się nie zachowały. Patelnie mogły być też metalowe (żelazo, miedź), wygodniejsze od glinianych.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Okazało się, że teoretycznie inwazyjne środowisko nie niszczy wszystkich kwasów tłuszczowych w ścianach naczyń. Ale nadal nie wiemy, czy i jak duży ma wpływ ma na ich przetrwanie i czy np. nie usuwa części kwasów i dlatego nie jesteśmy ich w stanie dziś wykryć – dodaje Zdeb.

czyli nie znaleźli tłuszczy rybich, ale zastrzegają że nie mają pojęcia czy rybie tłuszcze czasami szybciej się nie rozpadają w środowisku od zwierzęcych i dlatego ich nie znaleźli.

Czyli nic nie udowodnili. Mogło  i tak być jak mówią. Takie zamki pewnie były odklejone od rzeczywistości poza murami. Może wcinali same prosiaki bo je woleli, a na ryby już nie mieli miejsca w brzuchach. Chociaż nawet w zamkach aż tak chyba się nie przelewało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Mój pierwszy post.

W zasadzie to nie powinno dziwić. Badania Andrzeja Wyczańskiego wskazują, że nawet w XVI wieku, gdy  w skutek budowy nowych stawów hodowlanych wzrosło spożycie ryb, to było ono zaskakująco małe. Wyczański podaje tutaj liczby: w Rzeczpospolitej  dla przeciętnego dworu średniozamożnej szlachty to było jakieś 5-6% dziennego spożycia kalorii, dla dworu królewskiego 15%. Może w tamtych czasach  po prostu nie doceniano tego rodzaju pożywienia?  W zasadzie nie jadano najwartościowszych tłustych ryb morskich. W zwyczajach kulinarnych Krzyżacy zanadto się raczej nie różnili od mieszkańców Korony czy Litwy.

Sięgnę jeszcze w wolnym czasie po opracowania Kuchowicza, tam może być więcej na ten temat.

Były oczywiście wyjątki. Królowa Jadwiga prawie nie jadła mięsa, za to chętnie spożywała ryby. Sprowadzano je nawet z zagranicy. Podobnie jak dla króla Zygmunta Augusta, który jadał mało popularne śledzie.

A tak w drugiej połowie XVII .wieku o "popularności" ryb pisał J.Ch. Pasek, który miał oswojona wydrę Robaka:

 W drodze wielka była z nią wygoda, kiedy w post. Bo jak to u nas, osobliwie w tym kraju, przyjedziesz do miasteczka, spytasz: "Dostanie tu ryb kupić?" To się jeszcze dziwuje: "A skądci by się tu wzięły! I nie znamy ich". To jadąc gdziekolwiek mimo rzekę, staw, a wydra była, sieci nie trzeba. Zsiadszy trochę z woza: "Robak, hul! hul!" - to Robak poszedł, wyniósł, jakie ryby ta woda miała, jedne po drugiej, aż było dosyć. Jużem tam nie przebierał jako w domowym stawie; ale co przyniosła, to bierz, oprócz jednej żaby, bo i te często nosiła, gdyż - jakom już napisał - że ona tam nie brakowała osobami, ale co napadła, to wzięła.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, ex nihilo napisał:

Tochę wątpliwe, żeby mało ryb jedli

zakładając:

1 godzinę temu, venator napisał:

dla przeciętnego dworu średniozamożnej szlachty to było jakieś 5-6% dziennego spożycia kalorii, dla dworu królewskiego 15%.

i biorąc pod uwagę średnie spożycie ryb (np.w Polsce 13kg/gardło/rok) to jedli o wiele więcej niż my teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 hours ago, venator said:

w Rzeczpospolitej  dla przeciętnego dworu średniozamożnej szlachty to było jakieś 5-6% dziennego spożycia kalorii, dla dworu królewskiego 15%. Może w tamtych czasach  po prostu nie doceniano tego rodzaju pożywienia

Te dane wskazują, że raczej odwrotnie było - ryby były cenione, tylko z dostępnością był problem. Gdyby nie były doceniane, to proporcja byłaby odwrotna, bo trudno uznać, że na królewskim dworze papu było gorsze niż u przeciętnego szlachcica.

Kiedy się popatrzy na mapy z okresu 14.- 18. w., widać, że polskich terenach niewiele było większych jezior i rzek, czyli miejsc, gdzie mogło istnieć profesjonalne (towarowe) rybactwo. A dostępu do morza praktycznie nie było. Trzeba przy tym przyjąć, że maksymalna odległość transportu - z wyjątkiem np. solonych śledzi - to ok. 30 km (dzień drogi), w praktyce raczej mniej. Profesjonalne stawy były przede wszystkim przy klasztorach (to nie jest przypadek). W stawach przydworskich pewnie w większości tylko trochę karasków pluskało i niewiele więcej. Od późnego średniowiecza zaczęły się rozposzechniać młyny i tartaki wodne, czyli były młynówki, ale ich rybią zawartość pewnie w większości zjadali właściciele. Czyli przeciętny szlachecki dwór miał niewiele więcej niż to, co po rzeczkach i strumykach chłopi nałapali i do dworu przynieśli, chyba że kłusowali i sami zjedli.  Podobnie w większości miast i miasteczek, które były dalej niż dzień drogi od dużych rzek. Kto coś w okolicy złapał, ten miał, a reszta mogła liczyć tylko na jakieś nieregularne dostawy. W zimie ryb praktycznie nie było, bo przez większość zimy wody były dokładnie pozamarzane.

I jeszcze jedno - liczenie w kaloriach jest trochę mylące. Przeciętne ryby są znacznie mniej kaloryczne niż mięso, szczególnie takie, jakie wtedy było najbardziej cenione - bardzo tłuste. Czyli objętościowo lub wagowo wyjdzie min. 10 i 30, a to już mało na pewno nie jest biorąc pod uwagę możliwości zaopatrzenia.

Wróćmy do Kryżaków - mieli jezioro pod nosem, kilka innych w okolicy, do Zalewu w linii prostej niecałe 50 km, co przy ich logistyce nie było odległością dużą. Czyli ryb im na pewno nie brakowało, postów też (zakonnicy mieli więcej niż świeccy) - bardzo wątpliwe jest, żeby ryb mało jedli. Raczej tylko śladów po rybich obżarstwach brakuje, a to już inna sprawa.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 godzin temu, ex nihilo napisał:
Cytat

Te dane wskazują, że raczej odwrotnie było - ryby były cenione, tylko z dostępnością był problem. Gdyby nie były doceniane, to proporcja byłaby odwrotna, bo trudno uznać, że na królewskim dworze papu było gorsze niż u przeciętnego szlachcica.

Cytat

i biorąc pod uwagę średnie spożycie ryb (np.w Polsce 13kg/gardło/rok) to jedli o wiele więcej niż my teraz.

Wg. GUS przeciętne roczne spożycie ryb  w Polsce na głowę mieszkańca  w 2016 r. to było 3840 g. rocznie, 80 g na tydzień. Trochę ponad 11 g. na dzień. Licząc dla śledzia w oleju i dla przeciętnego mężczyzny o wadzę 70 kg, prowadzącego umiarkowany wysiłek fizyczny,  wychodzi, że ryba stanowi nieco ponad 1% w dziennym bilansie kal. przeciętnego Polaka. Dla kobiet będzie to ciut więcej. Rzeczywiście mało ale.. dotyczy to przeciętnego mieszkańca naszego kraju, a   moje dane dotyczyły średniozamożnej szlachty a to było raptem 0,7-1,5% ogółu społeczeństwa. Maksymalnie nieco ponad 100 tyś osób, w okresie największej liczebności kraju. 

Ogromną większość stanowili jednak  chłopi i plebs. Źródła praktycznie nie wymieniają ryb w chłopskim jadłospisie. Chyba, że dysponujecie nowymi opracowaniami, które przedstawiają inny obraz. Wyjątkiem potwierdzającym regułę był plebs gdański, który spożywał głównie suszone dorsze i razowy chleb, zagryzał "śledziem i szprotką". Czyli żywił się najtańszym i najłatwiej w tamtych warunkach dostępnym pokarmem. Sam dwór królewski ani dwory magnackie nie były w żaden sposób reprezentatywne dla ogółu społeczeństwa.

Ryb szerzej nie znano. Nie bez kozery zacytowałem tutaj Paska.

 

Cytat

Kiedy się popatrzy na mapy z okresu 14.- 18. w., widać, że polskich terenach niewiele było większych jezior i rzek, czyli miejsc, gdzie mogło istnieć profesjonalne (towarowe) rybactwo. A dostępu do morza praktycznie nie było. Trzeba przy tym przyjąć, że maksymalna odległość transportu - z wyjątkiem np. solonych śledzi - to ok. 30 km (dzień drogi), w praktyce raczej mniej. Profesjonalne stawy były przede wszystkim przy klasztorach (to nie jest przypadek). W stawach przydworskich pewnie w większości tylko trochę karasków pluskało i niewiele więcej. Od późnego średniowiecza zaczęły się rozposzechniać młyny i tartaki wodne, czyli były młynówki, ale ich rybią zawartość pewnie w większości zjadali właściciele. Czyli przeciętny szlachecki dwór miał niewiele więcej niż to, co po rzeczkach i strumykach chłopi nałapali i do dworu przynieśli, chyba że kłusowali i sami zjedli

 

Poprawa gospodarki rybnej nastąpiła w XVI wieku ale uległa załamaniu w okresie wielkich wojen 1648-67, zwłaszcza po Potopie. Mnóstwo stawów zostało rozbitych co skutkowało min. lokalnymi zabagnieniami. Spowodowało to lokalnym pojawieniem się nieznanych wcześniej chorób takich  jak malaria. Szlachta, średniozamożna oraz bogatsze warstwy oczywiście ryby jedli i je cenili. i nie były to tylko karaski. Jedzono karpie, szczupaki, pstrągi, łososi, liny, płocie, sumy i jesiotry.  O dziwo nie jedzono  śledzi.

 

Cytat

I jeszcze jedno - liczenie w kaloriach jest trochę mylące. Przeciętne ryby są znacznie mniej kaloryczne niż mięso, szczególnie takie, jakie wtedy było najbardziej cenione - bardzo tłuste. Czyli objętościowo lub wagowo wyjdzie min. 10 i 30, a to już mało na pewno nie jest biorąc pod uwagę możliwości zaopatrzenia.

Masa a tym bardziej objętość pożywienia ma niewielkie znaczenie, chyba, że chcesz zapchać żołądek. W prawidłowej diecie podstawą jest bilans  kaloryczny.

Ten w okresie prosperity gospodarczej Korony w XVI w. a więc także i w czasach istnienia Krzyżaków był bardzo przyzwoity. Przeciętny chłop, mężczyzna, spożywał ok 3500 kcal dziennie. Obecna norma dla ciężko pracującego mężczyzny to ok. 4000 kcal ale biorąc pod uwagę znacznie mniejsze wymiary ciała XVI wiecznego chłopa to pewnie wyjdzie podobnie. Piramida żywieniowa była nieco zaburzona, występowała pewna nadpodaż węglowodanów pochodzenia roślinnego (głównie zboża), z niedoborem białek i tłuszczów odzwierzęcych.  Z czasem wraz z regresem gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej, uległo to znacznemu pogorszeniu. Tak czy siak podstawowym dostawcą kalorii było zboże. Uległo to zmianie dopiero w 2.poł XVIII w. wraz z upowszechnianiem się ziemniaków.

Mięso tłuste owszem. Ulubiona potrawą był kapłon, wykastrowany, utuczony, młody kogut. Ale ceniono też dziczyznę - nie ma zdrowszego, czerwonego mięsa.

Ale znów mowa o zamożniejszej szlachcie. 

Przeciętny chłop jadał tak: "(chłopi -przyp.venator) ...prawie tylko nabiałami a polem żyją, sztuki mięsa rzadko widzi albo nigdy" (Jakub Haur)

 

Cytat

Wróćmy do Kryżaków - mieli jezioro pod nosem, kilka innych w okolicy, do Zalewu w linii prostej niecałe 50 km, co przy ich logistyce nie było odległością dużą. Czyli ryb im na pewno nie brakowało, postów też (zakonnicy mieli więcej niż świeccy) - bardzo wątpliwe jest, żeby ryb mało jedli. Raczej tylko śladów po rybich obżarstwach brakuje, a to już inna sprawa.

 

 W świetle powyższego co napisałem, to jeśli zainteresowanie  Krzyżaków rybami było takie jak pozostałej części stanu rycerskiego czyli dużo mniejsze niż spożycie mięsa czerwonego, drobiu to może tak po po prostu było - ryb jedli bardzo mało. Tak jak to wyszło w badaniach.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
40 minut temu, venator napisał:

Wg. GUS przeciętne roczne spożycie ryb  w Polsce na głowę mieszkańca  w 2016 r. to było 3840 g. rocznie,

To wymaga uzgodnienia, ponieważ mój GUS podaje ciut więcej: http://www.portalspozywczy.pl/mieso/wiadomosci/ierigz-w-2017-roku-spadlo-spozycie-ryb-w-polsce,156698_1.html

"Przeciętne spożycie ryb i owoców morza liczone na mieszkańca wyniosło 12,48 kg (13,11 kg rok wcześniej). "

Fakt, że do ryb załapały się owoce morza (ach ta Unia :)), ale 9kg ośmiorniczek to chyba tylko u Sowy.;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szlachta jako 0,7-1,5% ogółu  - tak było w Europie - w Polsce dochodziła później nawet do 10% - w sensie teoretycznym. Natomiast 1-% był rodzin bardzo bogatych. Zazwyczaj w badaniach pomija się całą grupę szlachty pracującą u innych - czyli nie posiadającej ziemi.
Generalnie poziom życia zwykłych ludzi od czasów Średniowiecza malał a nie rósł - od całkiem dobrego do skrajnej biedy pod koniec zaborów..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 hours ago, venator said:

W świetle powyższego co napisałem, to jeśli zainteresowanie  Krzyżaków rybami było takie jak pozostałej części stanu rycerskiego czyli dużo mniejsze niż spożycie mięsa czerwonego, drobiu to może tak po po prostu było - ryb jedli bardzo mało. Tak jak to wyszło w badaniach.

Próbowałem dogrzebać się do publikacji badań w Przezmarku, ale chyba jeszcze jej nie ma, jest tylko zajawka PAP - to, co tutaj.

Jeśli chodzi o średniowiecze, przede wszystkim kulturę materialną (historia mordobić mało mnie interesuje), to mam tego ze 4-5 metrów na półkach, w tym sporo dobrej starej niemczyzny, ale niestety jest to w słabo ogrzewanej części chałupy (żyję troche średniowiecznie, co daje mi wolność, o której podobno pojęcia nie mam ;), podobnie zresztą jak i o historii, jak twierdzi ten sam Wszechwiedzący), no i paluchy marzną, kiedy się w tym papierze grzebie. Ale... wyjąłem drugi tom Historii Kultury Materialnej Polski,13-15 w. (Ossolineum, 1978) i po ogrzaniu go do sensownej temperatury coś tam z niego wyczytałem, co w naszej dyskusji przydać się może (Pożywienie, napoje, A. Rutkowska-Płachcińska, str. 247-280):
- postnych dni było 192 w roku, w tym beznabiałowych 51, czyli "mięsnych" tylko 173 (str. 258);
- cytat: "Nie znamy również gatunku ryb suszonych zwanych strekfusy, były to prawdopodobnie ryby morskie, gdyż notują je w dużych ilościach rachunki krzyżackie obok sztokfiszy (suszonych gatunków dorszy) oraz śledzia (100 g - 160 kcal)." (str. 255);
- cytat: "Najczęściej występują jednak tańsze od tamtych szczupaki, oczywiście chodzi o szczupaki duże, gdyż inne miały małą wartość pieniężną. W postnym pożyweniu mnichów w początku XV w. uważano je za najcenniejszy składnik posiłków". (str. 263);
- cytat: "Z drugiej strony źródła pisane, w dużej mierze pochodzące co prawda z końca średniowiecza, notują dość znaczną liczbę naczyń metalowych: wśród nich obok zastawy stołowej znajdowały się również naczynia służące do gotowania potraw. Były to przede wszystkim różnych rozmiarów kociołki oraz patelnie;" (str. 274-275);
- itd,, bo więcej ciekawych informacji można tam znaleźć.
Wnioski z tego są chyba dosyć oczywiste:
1. co najmniej dziwne byłoby, gdyby akurat Krzyżacy w Przezmarku przez większość roku wcinali tylko chleb, kasze i zielsko zagryzane serem i jajami, a ryb zjadać nie chcieli, tym bardziej, że mogli mieć je w praktycznie nieograniczonej ilości i jakości;
2. wniosek autorów jest co najmniej przedwczesny biorąc pod uwagę zarówno wiedzę ogólną, jak i wyniki wykopalisk. Można przyjąć na granicy pewności, że podobnie jak teraz ryby rzadko były gotowane, w przeciwieństwie do mięsa. Zjadali ryby -wędzone, suszone, solone*, pieczone i smażone, Do pieczenia były używane rożny i ruszty. Bardzo wątpliwe jest, żeby smażyli na patelniach glinianych - były one niewielkie, nadawały się raczej do użytku domowego czy do robienia jakichś sosów itp., a nie do smażenia ryb dla kilkudziesięciu żarłocznych facetów. Do tego musieli mieć duże patelnie metalowe, a te się nie zachowały, bo żelazo czy miedź były przetapiane wielokrotnie.
* - fajny cytat dotyczący solonych śledzi przy okazji (jw. str. 255): "Niska cena oraz walory smakowe przyczyniły się do rozpowszechnienia jego spożycia; ceniona była przede wszystkim słoność uchodząca wówczas za zaletę, a nie jak dziasiaj z wadę, pozwalała bowiem oszczędzać soli w potrawach. Stąd ceny ich różniły się między sobą: 100 śledzi moczonych kosztowało w końcu XIV w. 10 gr, niemoczonych - 12 gr. Za umartwianie w jedzeniu uchodziło m.in. moczenie śledzi tak długo, aż znikł z nich cały smak soli;"

U Niemców jest sporo stron zwiazanych z krzyżactwem. Pewnie tam mozna znaleźć dokładniejsze informacje, ale już trochę dosyć mam ekranu... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@3grosze

Takie dane znalazłem na stronie powstałej z inicjatywy  Instytutu Żywienia i Żywności:

https://ncez.pl/abc-zywienia-/zasady-zdrowego-zywienia/ryby-----zdrowe-czy-skazone--

Polska jest krajem o wciąż małym spożyciu ryb, wśród których nie dominują najbardziej zanieczyszczone gatunki dużych drapieżnych osobników. Z danych GUS-u wynika, że przeciętne miesięczne spożycie ryb i owoców morza na 1 osobę w Polsce w 2016 roku wynosiło 320 g miesięcznie, czyli ok. 80 g na tydzień.

 

@Ergo sum

 

Cytat

 

Szlachta jako 0,7-1,5% ogółu  - tak było w Europie - w Polsce dochodziła później nawet do 10% - w sensie teoretycznym. Natomiast 1-% był rodzin bardzo bogatych. Zazwyczaj w badaniach pomija się całą grupę szlachty pracującą u innych - czyli nie posiadającej ziemi.
Generalnie poziom życia zwykłych ludzi od czasów Średniowiecza malał a nie rósł - od całkiem dobrego do skrajnej biedy pod koniec zaborów..

 


 

 
Nie popełniłem błędu gdyż napisałem wyraźnie o szlachcie średniozamożnej, która stanowiła nie więcej jak 16% ogółu szlachty czyli z tych 10%.  Te 8-10% było mocno zaś zawyżane przez Mazowsze gdzie szlachta łącznie z zagrodową stanowiła aż 23% ogółu społeczeństwa a na Podlasiu 20%. Jednak w Małopolsce czy Wielkopolsce bliższe było standardom europejskim i stanowiła nie więcej niż 4% a na Litwie tylko 1%. 
Szlachty bardzo bogatej ale nie magnackiej  było chyba mniej nawet  niż te 1%. W bogatym województwie kaliskim właścicieli ponad 20 wsi, a więc osób uchodzących za bardzo bogatych, było ledwie 25 (pod koniec XVI w.) Z tym, że zróżnicowanie regionalne było bardzo duże a wraz z upływem czasu następowała koncentracja własności szlacheckiej.
Natomiast następne zdanie to zbyt daleko idące uogólnienie. Przypominam, że pod koniec zaborów wysokotowarowe rolnictwo z zaboru pruskiego należało do najbardziej wydajnych w Europie, a poziom życia nieporównanie wyższy niż jeszcze 100 lat  wcześniej. W Rzeczpospolitej ten spadek poziomu życia rzeczywiście  postępował ale został on wyhamowany po 1730 r. Był on jednak paradoksalnie  związany ze wzrostem liczby ludności co stanowi dobry dowód na to, że ludność wówczas tkwiła w pułapce maltuzjańskiej. Zresztą nie tylko w Polsce.
 
@ex nihilo
Dzięki za wartościowe cytaty. Choć użyte w cytacie sformułowania "duże ilości' są mocno nieprecyzyjne. Szkoda, że nie ma procentowego określenia udziału ryb w diecie codziennej.
Tak czy inaczej trzeba poczekać na publikacje badań bo w świetle tego co napisałeś wnioski są co najmniej dziwne.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GUS Rocznik Statystyczny Rolnictwa 2016:

w 2015r.

  • podaż na rynek krajowy: 12.5kg
  • spożycie 0.33kg ale "Bez marynat, przetworów ze zwierząt morskich i słodkowodnych, wyrobów garmażeryjnych i panierowanych oraz od 2013 r. bez konserw rybnych."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od niemal 100 lat kolejne badania laboratoryjne pokazują, że zwierzęta, które jedzą mniej lub jedzą rzadziej, żyją dłużej. Naukowcy próbują zrozumieć zarówno mechanizm tego zjawiska, jak i opracować metody najlepszego zaimplementowania go u ludzi. Na łamach Nature opublikowano właśnie wyniki ważnych badań, jakie naukowcy z The Jackson Laboratory i ich współpracownicy, przeprowadzili na niemal 1000 myszach, które były karmione różnymi dietami. Myszy dobrano tak, by były genetycznie różnorodne, co miało oddawać zróżnicowanie genetyczne ludzkiej  populacji.
      Badania pokazały, że spożywanie mniejszej liczby kalorii ma większy wpływ na długość życia niż okresowe głodówki. Naukowcy stwierdzili, że spożywanie niewielkiej ilości kalorii wydłużało życie myszy niezależnie od ich poziomu glukozy i odsetka tłuszczu w organizmie. Co zaskakujące, najdłużej żyły te zwierzęta, które na restrykcyjnej diecie straciły najmniej na wadze. Myszy, które najbardziej schudły, miały mniej energii, osłabione układy rozrodczy oraz odpornościowy i żyły krócej niż te, które schudły najmniej.
      Nasze badania pokazują, jak ważna jest odporność. Najbardziej odporne zwierzęta utrzymały wagę nawet w obliczu ograniczenia liczby kalorii i one żyły najdłużej. Uzyskane przez nas wyniki sugerują, że umiarkowane ograniczenie kalorii może być dobrym sposobem na uzyskanie równowagi pomiędzy zachowaniem zdrowia i wydłużeniem życia, mówi główny autor badań, profesor Gary Churchill.
      Uczony i jego zespół podzielili badane przez siebie samice myszy do pięciu grup. W pierwszej z nich zwierzęta mogły jeść ile chciały i kiedy chciały, druga z grup otrzymywała 60%, a trzecia 80% dawki kalorii typowej dla myszy. Kolejnym dwóm grupom nie podawano w ogóle jedzenia przez jeden lub dwa następujące po sobie dni w tygodniu, a w pozostałe dni mogły jeść ile chciały.
      Okazało się, że zwierzęta, które mogły jeść ile chciały żyły średnio 25 miesięcy. Te, którym urządzano głodówkę żyły średnio 28 miesięcy. W grupie, która spożywała 80% kalorii średnia długość życia wyniosła 30 miesięcy, a w grupie spożywającej 60% kalorii było to 34 miesiące. W każdej z grup zaobserwowano też bardzo duży rozrzut długości życia. Na przykład w tej, gdzie zwierzęta spożywały najmniej kalorii myszy żyły od kilku miesięcy po 4,5 roku.
      Gdy naukowcy sprawdzili, skąd tak wielki różnica, okazało się, że czynniki genetyczne mają większy wpływ na długość życia niż dieta. Te wciąż niezidentyfikowane czynniki odgrywały też decydującą rolę we wpływie diety na długość życia. Te myszy, które były najbardziej odporne, które pomimo stresu i zmniejszonej liczby przyjmowanych kalorii utrzymały wagę, odsetek tkanki tłuszczowej i zdrowy układ odpornościowy oraz te, które na starość nie straciły tkanki tłuszczowej, żyły najdłużej. Jeśli chcesz żyć długo, możesz kontrolować pewne elementy, takie jak dieta. Jednak tym, co naprawdę zapewnia długie życie są geny po bardzo starej babci, mówi Churchill.
      Wyniki badań podają w wątpliwość tradycyjne poglądy na to, dlaczego niektóre diety wydłużają życie. Okazuje się bowiem, że takie czynniki jak masa ciała, odsetek tkanki tłuszczowej, poziom glukozy we krwi i temperatura nie wyjaśniają związku pomiędzy ograniczeniem liczby kalorii a długością życia. Z badań wynika, że z dłuższym życiem są w większym stopniu powiązane zdrowie układu odpornościowego oraz cechy charakterystyczne czerwonych krwinek. To zaś sugeruje, że badania nad długością ludzkiego życia – podczas których często stosuje się pomiary wskaźników metabolicznych – mogą pomijać ważne aspekty zdrowego starzenia się.
      O ile ograniczenie kalorii wydłuża życie, to nasze badania wskazują, że utrata wagi w wyniku ograniczenia kalorii jest niekorzystna dla długości życia. Okazuje się zatem, że jeśli prowadzimy badania nad lekami wydłużającymi życie i widzimy, że przyjmujący je ludzie tracą wagę oraz mają lepszy profil metaboliczny, może to nie być dobrym prognostykiem dotyczącym ich przyszłej długości życia, wyjaśnia Churchill.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W średniowieczu religia odgrywała dużą rolę w różnych aspektach życia. Większość informacji na ten temat pochodzi z dokumentów, które w znacznej mierze opisują życie elit ówczesnych społeczeństw. Na szczęście współczesne metody badawcze pozwalają zarówno na zweryfikowanie tego co wiemy i wnioskujemy z dokumentów oraz zdobycie nowych informacji. Jedną z takich metod jest badanie izotopów w szkieletach zmarłych osób, co pozwala na przykład określić ich dietę.
      Grupa francuskich naukowców postanowiła porównać dietę osób o różnym statusie społecznym: pochowanych na cmentarzu dla elity w Saint-Jean de Todon oraz osób z niższych klas społecznych, które spoczęły w Saint-Victor-la-Coste. Oba cmentarze były używane pomiędzy IX a XIII wiekiem.
      W IX/X wieku zachodni monastycyzm przeżywał poważny kryzys. Klasztory były zależne od lokalnych możnych, którzy wykorzystywali swoją pozycję, traktując zarówno klasztory jak i kościoły jako majątki rodzinne, obsadzając tam swoich krewnych, którzy żyli na podobieństwo stanu rycerskiego. Duchowieństwo bardziej zajmowało się gromadzeniem majątku, polityką i wojnami niż sprawami Kościoła. Na porządku dziennym było posiadanie przez księży rodzin, kupno urzędów kościelnych, prowadzenie praktycznie świeckiego trybu życia. Sytuację postanowił zmienić papież Sylwester II. Wsparli go benedyktyni z założonego w 910 roku klasztoru w Cluny. Z czasem ruch kluniacki stał się jedną z największych sił religijnych Europy, a reforma kluniacka doprowadziła do skupienia się klasztorów na pracy, modlitwie i opiece nad ubogimi.
      W ramach reformy zmieniono wiele aspektów życia klasztornego, w tym dietę, a zmiany te dotyczyły również – z odpowiednimi zmianami – także innych duchownych oraz osób świeckich. Zakonnikom zabroniono spożycia mięsa z wyjątkiem mięsa ryb, ograniczono ilość chleba, wina i warzyw, jakie mogły jeść kościelne elity. Ograniczenia narzucono też świeckim. Mogli oni jeść mięso z wyjątkiem dni postnych, chociaż nie dotyczyło to osób starych, chorych i dzieci.
      Autorzy badań – opierając się na danych historycznych – wysunęli hipotezę, że osoby z elity miały bardziej zróżnicowaną dietę, bogatą w białko zwierzęce, dieta mnichów była głównie wegetariańska z regularnym dostępem do ryb, natomiast dieta przeciętnego człowieka opierała się głównie na warzywach, z okazjonalnym spożywaniem ryb lub mięsa innych zwierząt.
      Analizy stabilnych izotopów wykazały, że członkowie elity z Saint-Jean de Todon jedli głównie owies, jęczmień, żyto, pszenicę, ale mieli też regularny dostęp do białka zwierzęcego. Badacze zauważyli tez, że kobiety spożywały zwykle mniej białka zwierzęcego, niż mężczyźni, co jest zgodne z założeniami reformy kluniackiej, która dzieliła dietę w zależności od płci, wieku i statusu społecznego. Okazało się również, że niezależnie od tego, czy zmarła osoba została pochowana w grobie oznaczonym czy nieoznaczonym – co może wskazywać na różny status społeczny – dieta badanych z Saint-Jean de Todon była podobna.
      Nieco inne wyniki dała analiza szczątków osób z Saint-Victor-la-Costa. Tam wszyscy, niezależnie od płci czy innych czynników, spożywali podobną dietę, opartą głównie na zbożach i warzywach.
      Bardzo interesujące zjawisko zauważono natomiast w przypadku dzieci. Okazało się, że dzieci pochowane na cmentarzu Saint-Jean de Tondon były karmione piersią lub odstawiane od piersi w wieku 2-4 lat. Natomiast dzieci z cmentarza Saint-Victor-la-Coste były odstawiane od piersi już w wieku 1-2 lat.
      Uzyskane przez nas dane można porównać z zapiskami historycznymi i sprawdzić, czy i w jakim stopniu reguły określone przez Kościół były przestrzegana w różnych regionach, parafiach czy klasach społecznych, stwierdzają autorzy badań. Obecnie prowadzą oni podobne analizy na innych pobliskich cmentarzach, by lepiej zrozumieć związek pomiędzy statusem społecznym a zasadami religijnymi. Planują też przetestować kolejne osoby z obu wspomnianych cmentarzy, by sprawdzić, jak dieta okolicznej ludności zmieniała się w czasie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pająki są uznawane za klasyczne drapieżniki owadożerne, tymczasem okazuje się, że ich dieta jest o wiele bardziej złożona i od czasu do czasu decydują się one nawet na posiłek wegetariański.
      Naukowcy już od jakiegoś czasu zdawali sobie sprawę, że niektóre pająki starają się wzbogacać menu rybami, żabami, a nawet nietoperzami. Teraz zespół z Uniwersytetu w Bazylei, Brandeis University oraz Uniwersytetu w Cardiff wykazał, że stawonogi te jadają również rośliny. Biolodzy przejrzeli pod tym kątem literaturę przedmiotu. Dzięki ich systematycznemu przeglądowi udowodniono, że różnego rodzaju rośliny (np. storczyki, drzewa, trawy czy paprocie) wchodzą w skład diety aż 10 rodzin pająków. Zjadane są różne ich elementy: nektar, pyłek, nasiona, tkanka liści, spadź i sok mleczny.
      Najważniejszą grupą pająków o wegetariańskich zwyczajach są skakunowate (Salticidae). To im przypisano aż 60% przypadków roślinożerności udokumentowanych w studium. Takim zwyczajom wydaje się sprzyjać kilka czynników: życie wśród roślin, mobilność, a także świetna zdolność wykrywania odpowiedniego pożywienia roślinnego.
      Pająki żywiące się roślinami występują na wszystkich kontynentach poza Antarktydą. Opisywane zachowanie jest jednak częściej dokumentowane w cieplejszych strefach. Autorzy publikacji z Journal of Arachnology dywagują, że może się tak dziać, bo spora liczba doniesień o wegetariańskiej diecie dotyczy nektaru, a rośliny produkujące duże jego ilości są tam bardziej rozpowszechnione.
      Zdolność pająków do pozyskiwania składników odżywczych z roślin poszerza ich bazę pokarmową. Może to być mechanizm, który pozwala przetrwać okresy niedoboru owadów. Ponadto dywersyfikacja jest korzystna z żywieniowego punktu widzenia, bo optymalizuje podaż dietetyczną - podsumowuje Martin Nyffeler z Uniwersytetu w Bazylei.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W etruskiej nekropolii Casale dell’Osteria w Vulci na pograniczu Lacjum i Toskanii odkryto doskonale zachowany grobowiec sprzed ok. 2,5 tys. lat. Był on bogato wyposażony - archeolodzy znaleźli nie tylko ceramikę, ale i umieszczony na piecyku ostatni posiłek.
      Podczas wykopalisk archeolodzy z Fondazione Vulci natrafili na dwie płyty o szerokości ok. 60 cm i wadze 40 kg. Znajdowały się one z przodu, przy wejściu do grobowca. By je przesunąć, zespół wykorzystał dźwig.
      We wnętrzu grobowca komorowego specjaliści ujrzeli wykutą w kamieniu platformę i ok. 30 naczyń w świetnym stanie; były to głównie ceramika bucchero nero, szklane unguentaria oraz amfory. Po prawej stronie, w pobliżu wejścia, stał brązowy piecyk, w którym nadal znajdował się węgiel i rożen z mięsem na ostatni posiłek.
      Archeolodzy nie znaleźli broni, natrafili za to na przęślik, uważają więc, że w grobowcu pochowano majętną kobietę. Spopielone szczątki zmarłej, nazywanej Etruską Damą (Signora Etrusca), złożono w urnie (olla) i umieszczono na wykutej w kamieniu platformie.
      ,/>
      Przed paroma dniami na profilu Parco Archeologico Naturalistico di Vulci na Facebooku ujawniono, że rozpoczęły się badania dóbr grobowych; prof. Antonio Brunetti, chemik z Uniwersytetu w Sassari, zajął się analizą metalograficzną 7 niewielkich fibul z brązu i srebra, odkrytych w pobliżu urny.
      Vulci było jednym z najważniejszych etruskich miast. Wyrosło w VIII wieku ze wsi kultury Vullanowa. Dzięki rozwiniętemu handlowi, wydobyciu minerałów z pobliskiej Monta Amiata oraz produkcji przedmiotów z brązu, miejscowość szybko się rozwinęła. Największy rozkwit miasto przeżywało pomiędzy VI a IV wiekiem, jako centrum dużego miasta-państwa. Z czzasem jednak zaczęło tracić terytorium i znaczenie na rzecz Rzymu. W końcu w 280 roku p.n.e. Vulci zostało podbite przez Rzym.
      Ze wspaniałego etruskiego miasta zachowały się przede wszystkim rozległe nekropolie z tysiącami grobów. Często były one niezwykle bogato wyposażone, nic więc dziwnego, że przez wieki przyciągały rabusiów. Zdecydowana większość grobów padła ofiarą łupieżców. Tym cenniejsze jest odnalezienie kompletnego, niesplądrowanego miejsca pochówku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podawanie szczeniętom i młodym psom suchej karmy znacząco zwiększa ryzyko rozwinięcia się u nich w późniejszym życiu chronicznych enteropatii, czyli przewlekłych chorób jelit, ostrzegają naukowcy z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu w Helsinkach. Równie zgubny wpływ na jelita mają przekąski czy gryzaki z wysuszonych skór zwierzęcych.
      Dieta odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu równowagi mikrośrodowiska przewodu pokarmowego, co z kolei wpływa na mikrobiom jelit, ich fizjologię czy odporność organizmu. Grupa uczonych z Helsinek postanowiła sprawdzić, jaki związek ma dieta szczeniąt w wieku 2–6 miesięcy i młodych psów (6–18 miesięcy) z rozwinięciem się u nich w przyszłości chronicznych enteropatii.
      Odkryliśmy, że podawanie szczeniakom i młodym psom diety opartej o nieprzetworzone składniki – w tym resztek ludzkiego pożywienia – chroniło je przed rozwinięciem się chronicznych enteropatii. Szczególnie dobry wpływ miał kości i chrząstki podawane w wieku szczenięcym i młodzieńczym oraz owoców jagodowych w wieku szczenięcym.  Z kolei karmienie zwierząt wysokoprzetworzoną dietą węglowodanową, innymi słowy suchą karmą, w wieku szczenięcym i młodzieńczym oraz skórami zwierzęcymi w wieku szczenięcym znacząco zwiększało ryzyko chronicznych enteropatii w późniejszym życiu, czytamy w artykule opublikowanym na łamach Scientific Reports.
      Współautorka badań, Anna Hielm-Björkman, przypomina, że komercyjne karmy dla psów są przedstawiane jako pożywienie dostarczające kompletnej zbilansowanej diety. Tworzy się wrażenie, że właściciel miałby kłopoty z przygotowaniem psu pożywienia, które byłoby dla niego równie odpowiednie. Ale nasze badania pokazały, jak bardzo ważna jest różnorodność. Nikt nie daje 12-latkowi takiego samego pożywienia jak małemu dziecku. Dlaczego z psami miałoby być inaczej?.
      Chroniczne enteropatie u psów zdarzają się często. Czasami okazuje się, że pomóc może zmiana diety. Dlatego też naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy dieta z okresu szczenięcego czy młodzieńczego może mieć jakiś związek z chorobą występującą w starszym wieku. Przeanalizowali więc pod tym kątem wyniki ankiety dotyczącej diety i zdrowia psów. Dane od ponad 7000 właścicieli czworonogów zebrano w latach 2009–2019.
      Z analizy wynika, że psy, które w wieku szczenięcym jadły nieprzetworzoną dietę opartą na mięsie – w tym surowe czerwone mięso, organy wewnętrzne, ryby, jajka, warzywa, owoce jagodowe, kości czy chrząstki – były narażone na o 22% mniejsze ryzyko chronicznej enteropatii niż psy, które jako szczenięta jadły głównie suchą karmę. Z kolei szczenięta, którym dawano również resztki z ludzkiego stołu, były o 23% mniej narażone na rozwój enteropatii.
      Naukowcy przyjrzeli się też konkretnym pokarmom. Podawanie szczeniętom do żucia skór zwiększało ryzyko wystąpienia problemów jelitowych w późniejszym życiu aż o 117%. Z kolei szczenięta, które dostawały owoce jagodowe, były narażone na o 29% niższe ryzyko problemów jelitowych. U tych, które dostawały kości i chrząstki ryzyko było o 33% mniejsze.
      Autorzy badań podkreślają, że zaobserwowali jedynie korelację. Nie wiedzą, dlaczego sucha karma może powodować problemy jelitowe w późniejszym życiu. Być może problemem jest tutaj wysoka zawartość węglowodanów. To może być podobny efekt, w przypadku spożywania białego cukru przez ludzi - dochodzi do stanu zapalnego o małej intensywności, mówi Hielm-Björkman.
      Podkreślają też, by ewentualną decyzję o radykalnej zmianie diety skonsultować z weterynarzem i przypominają, że współczesne rasy psów są bardziej podatne na choroby bakteryjne, zatem podawanie im surowego mięsa – szczególnie szczeniętom – może narazić je na ryzyko. Na podstawie tych i wcześniejszych badań Hielm-Björkman mówi, że dobrym rozwiązaniem może być karmienie psów dietą składającą się w 20% z pożywienia nieprzetworzonego i w 80% z suchej karmy. Wszelkie zmiany diety należy wprowadzać stopniowo.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...