Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'nadwaga' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 64 wyników

  1. Obecna epidemia otyłości jest głównie związana ze spożywaniem nadmiernej liczby kalorii, a nie z brakiem ruchu, mówi doktor Esra Tasali, dyrektor Centrum Snu na Wydziale Medycyny University of Chicago. Przez wiele lat my i inne grupy naukowe wielokrotnie wykazywaliśmy, że ograniczenie długości snu wpływa na apetyt, co powoduje, że jemy więcej, a to z kolei wiąże się z ryzykiem przybrania na wadze, dodaje. Podczas randomizowanych badań klinicznych naukowcy z Chicago wykazali, że wystarczy poprawić higienę snu, by zmniejszyć ilość spożywanych kalorii o 270 kcal dziennie. W testach klinicznych udział wzięło 80 dorosłych osób. U młodych dorosłych z nadwagą, którzy średnio spali mniej niż 6,5 godziny na dobę, naukowcy – poprawiając higienę snu – byli w stanie wydłużyć ten czas o średnio 1,2 godziny. Docelowo chcieli, by osoby te spały 8,5 godziny na dobę. Okazało się jednak, że już samo poprawienie higieny snu i dłuższy sen spowodowały, że badani mniej jedli. Co ważne, naukowcy w żaden sposób nie wpływali na zwyczaje żywieniowe badanych. Cały eksperyment odbywał się w naturalnych warunkach. Biorące w nim udział osoby spały we własnych domach i zachowywały się tak, jak dawniej. Jedną różnicą było poprawienie higieny ich snu, przez co uległ on wydłużeniu. To wystarczyło, by średnio spożywali o 270 kcal dziennie mniej. To zaś powinno przełożyć się na utratę 12 kilogramów w ciągu 3 lat. Większość badań tego typu to badania krótkotrwałe, prowadzone w laboratoriach, a spożywane kalorie pochodzą z diety oferowanej badanym przez naukowców. W naszym badaniu wpływaliśmy jedynie na sen. Badani jedli to co chcieli i ile chcieli. W żaden sposób nie mieliśmy na to wpływu, stwierdza Tasali. Naukowcy, by obiektywnie badać ilość kalorii spożywanych przez badanych, wykorzystali metodę „podwójnie oznaczonej wody”. To test z moczu wykonywany u osób pijących wodę, w której atomy wodoru i tlenu zostały zastąpione innymi, naturalnymi łatwymi do śledzenia izotopami. To złoty standard obiektywnego pomiaru wydatkowania energii w warunkach pozalaboratoryjnych. Jego zastosowanie zmieniło sposób prowadzenia badań nad otyłością u ludzi, mówi profesor Dale A. Schoeller. Warto podkreślić, że uczestnicy wzięli udział w zaledwie jednej sesji dotyczącej higieny snu. To wystarczyło, by wydłużyli sen o ponad godzinę na dobę. To wystarczyło, by większość zaczęła jeść zdecydowanie mniej. U niektórych spadek wyniósł aż 500 kcal dziennie. Eksperyment trwał w sumie miesiąc. Przez pierwsze dwa tygodnie naukowcy zbierali informacje o śnie i diecie badanych, a przez kolejne dwa, po sesji nt. higieny snu, monitorowali skutki dłuższego spania. To nie było badanie nad utratą wagi. Ale nawet po tych dwóch tygodniach zauważyliśmy, że badani zaczęli spalać więcej kalorii niż przyjmowali. Jeśli utrzymaliby higienę snu przez dłuższy czas, doszłoby u nich do klinicznie znaczącej utraty wagi. Wiele osób bardzo się stara, by zmniejszyć ilość spożywanych kalorii i schudną. Można to osiągnąć po prostu śpiąc dłużej, stwierdza Tsali. « powrót do artykułu
  2. Autorzy artykułu opublikowanego w Americal Journal of Clinical Nutrition podważają powszechnie panujące przekonanie, że to nadmierna ilość spożywanego jedzenia prowadzi do otyłości. Ich zdaniem model bilansu energetycznego, zgodnie z którym nadwaga i otyłość pojawiają się, gdy pobieramy więcej energii niż wydatkujemy, zawiera liczne błędy. Proponują stosowanie modelu węglowodanowo-insulinowego, zgodnie z którym nadwagę i otyłość powoduje to, co jemy, a nie ile jemy. Zgodnie ze stosowanym obecnie modelem bilansu energetycznego zachęca się do spożywania mniejszych ilości pokarmów i większej aktywności fizycznej. Jednak działania takie nie przynoszą skutku, a osób z nadwagą i otyłych jest coraz więcej. Jak mówią autorzy wspomnianego artykułu, model bilansu energetycznego bierze pod uwagę podstawy fizyki, bez uwzględniania biologicznych mechanizmów prowadzących do przybierania na wadze. Dlatego też zaproponowali model węglowodanowo-insulinowy, zgodnie z którym ważniejsze jest to co jemy, a nie ile jemy. Ich zdaniem bowiem epidemia otyłości spowodowana jest częściowo przez hormonalną reakcję na zmianę jakości pożywienia, a w szczególności na obecność w dużych ilości cukru i wysoki indeks glikemiczny pokarmów, co prowadzi do zmian w metabolizmie. Wszędzie otacza nas wysoko przetworzona, smaczna żywność, która jest do tego intensywnie reklamowana. W tej sytuacji łatwo przyjmować więcej kalorii niż się potrzebuje, a na nierównowagę energetyczną wpływ ma też siedzący tryb życia. Zgodnie z tą filozofią przyjmowanie zbyt dużych ilości pożywienia w połączeniu z brakiem aktywności fizycznej prowadzi do nadwagi. Problem jednak w tym, że pomimo kampanii informacyjnych zachęcających do jedzenia mniej i ćwiczenia więcej, epidemia otyłości zatacza coraz szersze kręgi. Główny autor artykułu The Carbohydrate-Insulin Model: A Physiological Perspective on the Obesity Pandemic doktor David Ludwig z Boston Children's Hospital i Harvard Medical School mówi, że model bilansu energetycznego nie uwzględnia biologicznych przyczyn przybierania na wadze. Weźmy na przykład pod uwagę okres szybkiego wzrostu nastolatków. W tym czasie młodzi ludzie mogą zwiększyć spożywaną liczbę kalorii o 1000 dziennie. Ale czy to ta zwiększona ilość kalorii powoduje, że rosną czy też nagły wzrost powoduje, że są głodni i się przejadają?, zwraca uwagę Ludwig. Model węglowodanowo-insulinowy zakłada, że przyczyną nadwagi jest to co jemy, a nie ile jemy. Zgodnie z nim przyczyną współczesnej epidemii otyłości są współczesne nawyki żywieniowe, które powodują, że jemy bardzo dużo pokarmów o wysokim indeksie glikemicznym, szczególnie zaś wysoko przetworzonych, łatwych do strawienia węglowodanów. Taka żywność prowadzi do zmian w naszym metabolizmie, których wynikiem jest odkładanie się tłuszczu i przybieranie na wadze. Gdy spożywamy wysoko przetworzone węglowodany nasz organizm zwiększa wydzielanie insuliny, a zmniejsza wydzielanie glukagonu. To zaś powoduje, że komórki tłuszczowe dostają polecenie przechowywania większej ilości kalorii. A skoro więcej energii jest odkładane, to mięśnie i inne aktywne tkanki otrzymują mniej kalorii. Mózg zauważa więc, że ciało nie dostaje wystarczającej ilości energii i generuje sygnały, przez które czujemy się głodni. Jakby jeszcze tego było mało, gdy organizm próbuje przechowywać energię, metabolizm może zwalniać. W ten sposób możemy czuć się głodni, mimo że w naszym organizmie ciągle odkłada się tłuszcz. Dlatego też powinniśmy brać pod uwagę nie tylko to, ile jemy, ale również co jemy oraz jak żywność wpływa na hormony i metabolizm. Zdaniem Ludwiga, poważny błąd modelu bilansu energetycznego polega na tym, że traktuje on wszystkie kalorie tak samo, niezależnie od źródła, z jakiego je przyjmujemy. Model węglowodanowo-insulinowy jest znany nauce od 100 lat. Artykuł opublikowany na łamach The American Journal of Clinical Nutrition jest jego najbardziej wszechstronną analizą. W jej opracowaniu wzięło udział 17 ekspertów z USA, Danii oraz Kanady. Podsumowali oni dziesiątków prac naukowych wspierających model węglowodanowo-insulinowy. Na tej podstawie uważają, że w ramach polityki prozdrowotnej należy zwracać uwagę przede wszystkim na to, co jemy. Zmniejszenie ilości łatwych do strawienia węglowodanów, które zalały sieci spożywcze w obecnej epoce mody na dietę niskotłuszczową, pozytywnie wpłynie na biologiczne mechanizmy gromadzenia się tłuszczu w organizmie. Dzięki temu ludzie mogą tracić na wadze czując się przy tym mniej głodni, a chudnięcie będzie dla nich łatwiejsze, stwierdza Ludwig. « powrót do artykułu
  3. To, czy u pacjenta zostanie zdiagnozowana nadwaga czy otyłość, zależy nie tylko od jego wskaźnika masy ciała (BMI), ale także od BMI lekarza. Podczas studium naukowców ze Szkoły Zdrowia Publicznego Bloomberga Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa okazało się, że w porównaniu do lekarzy z BMI wskazującym na nadmierna wagę ciała, lekarze z BMI w granicach normy częściej (18% vs. 30%) wdają się z otyłymi osobami w dyskusje na temat chudnięcia i jeśli stwierdzają, że BMI pacjenta jest równe/wyższe od ich własnego, częściej (7% vs. 93%) diagnozują u nich nadwagę/otyłość. Nasze wyniki wskazują, że lekarze z prawidłowym BMI częściej niż ich koledzy po fachu z nadwagą lub otyłością rozmawiają z chorymi na temat utraty wagi. Lekarze z prawidłowym wskaźnikiem masy ciała czują się też pewniej w zakresie poradnictwa dietetycznego lub dotyczącego aktywności fizycznej i postrzegają swoje rady jako wiarygodne. Z drugiej strony otyli lekarze częściej przepisują pacjentom leki na odchudzanie i pomagając pacjentom schudnąć, z większym prawdopodobieństwem odnoszą sukcesy - opowiada dr Sara Bleich. Amerykanie posłużyli się wywiadami przeprowadzonymi z 500 lekarzami pierwszego kontaktu. Analizowano wpływ BMI lekarza na opiekę nad otyłymi pacjentami, ocenę samoskuteczności, postrzeganie siebie w roli modelu do naśladowania i wiarygodności własnych porad odnośnie do odchudzania. Lekarzy z BMI poniżej 25 przypisywano do kategorii "prawidłowa waga", a medyków z BMI powyżej 25 do kategorii "nadwaga" lub "otyłość". Choć zarządzenie, by prowadzić konsultacje dla pacjentów z nadmierną wagą, weszło w życie już jakiś czas temu, wcześniejsze badania wykazały, że postawiono diagnozę lub przedyskutowano tok postępowania tylko z ok. 33%. Bleich uważa, że skuteczność lekarza w walce z otyłością można zwiększyć (bez względu na wskaźnik masy ciała), koncentrując się na jego dobrostanie i zwiększając jakość kształcenia odnośnie do otyłości w szkołach medycznych czy podczas rezydentury.
  4. Kilka porcji ziemniaków dziennie skutecznie obniży ciśnienie krwi. Co ważne, podczas badań na grupie osób z nadwagą bądź otyłością i nadciśnieniem zastosowano jednak nie frytki, ale ziemniaki gotowane w mikrofalówce bez dodatku tłuszczu. Dr Jo Vinson z University of Scranton w Pensylwanii, który zaprezentował wyniki swojego studium na 242. konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Chemicznego, podawał ochotnikom fioletowe ziemniaki, uważa jednak, że te białe działałyby podobnie. Powiedz "ziemniak", a ludzie myślą: tuczący, zawiera dużo węglowodanów i pustych kalorii. W rzeczywistości, kiedy przygotuje się go, nie smażąc i poda bez masła, margaryny czy kwaśnej śmietany, jeden ziemniak to tylko 110 kalorii i dziesiątki zdrowych związków, w tym witamin. Mamy nadzieję, że nasze badania pomogą zmienić popularny wizerunek żywnościowy kartofla. W ramach eksperymentu 18 pacjentów przez miesiąc jadło 6-8 niewielkich fioletowych ziemniaków ze skórką dwa razy dziennie. Akademicy kontrolowali ciśnienie krwi: zarówno skurczowe, jak i rozkurczowe. Średnie ciśnienie rozkurczowe spadło o 4,3%, a skurczowe o 3,5%. Większość badanych brała leki na nadciśnienie, a mimo to ziemniaki wywoływały u nich dalszy spadek ciśnienia. Żaden z ochotników nie przytył. Vinson powołuje się na wcześniejsze badania, których autorzy zidentyfikowali w ziemniakach związki działające tak samo jak inhibitory konwertazy angiotensyny, czyli grupa leków stosowanych m.in. w terapii nadciśnienia tętniczego. Amerykanin podkreśla, że zdrowe substancje są niszczone przez wysokie temperatury. Gdy przygotowujemy więc frytki, pozostaje w nich właściwie tylko skrobia, tłuszcze i sole mineralne.
  5. Im większa masa mięśniowa, tym mniejsze ryzyko insulinooporności – twierdzi dr Preethi Srikanthan z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Wcześniejsze studia wykazały, że bardzo niska masa mięśniowa stanowi czynnik ryzyka insulinooporności, ale dotąd nie prowadzono badań dotyczących odwrotnego scenariusza, czyli czy zwiększenie masy mięśniowej do przeciętnej i powyżej średniej (niezależnie od stopnia otyłości) poprawia zdolność organizmu do regulowania poziomu glukozy. Srikanthan podkreśla, że badania jej zespołu abstrahują od zagadnienia odchudzania się w celu poprawienia profilu metabolicznego. Zamiast tego nasze studium wskazuje na rolę podtrzymywania sprawności fizycznej i budowania masy mięśniowej. To zachęcająca wiadomość dla pacjentów z nadwagą, którzy mają problem ze zrzuceniem zbędnych kilogramów, ponieważ okazuje się, że sam wysiłek wkładany w ruch i utrzymywanie sprawności […] przyczynia się do zmian metabolicznych. Amerykanie przyglądali się związkowi między masą mięśni szkieletowych a insulinoopornością i zaburzeniami metabolizmu glukozy w próbie 13.644 osób. Badani mieli ponad 20 lat, nie byli w ciąży i ważyli więcej niż 35 kg. Okazało się, że im większa masa mięśniowa, w porównaniu do rozmiarów ciała, tym lepsza insulinooporność i mniejsze ryzyko stanu przedcukrzycowego oraz cukrzycy. Srikanthan postuluje więc, by lekarze rodzinny i diabetolodzy monitorowali nie tylko wskaźnik masy ciała i obwód talii, ale także masę mięśniową.
  6. Bazując na Pięcioczynnikowym Modelu Osobowości zwanym Wielką Piątką, psycholodzy określili, jak różne cechy wpływają na wagę. Okazało się np., że ludzie wysoce neurotyczni i mało sumienni mają tendencję do przechodzenia w ciągu życia przez cykle tycia i tracenia na wadze. Analizując dane z 50 lat, które zebrano w ramach Baltimore Longitudinal Study of Aging, zespół doktor Angeliny R. Sutin z Narodowego Instytutu Starzenia (National Institute on Aging, NIA) stwierdził, że impulsywność stanowi najsilniejszy prognostyk nadwagi. Ludzie, którzy znaleźli się w górnych 10% najbardziej impulsywnych badanych, ważyli średnio o 10 kg więcej od osób z dolnych 10% rozkładu cechy. Jednostki z taką konstelacją cech mają skłonność do ulegania pokusom i brakuje im samodyscypliny, żeby zostać na właściwej ścieżce, gdy pojawiają się trudności i frustracja. By utrzymać zdrową wagę, trzeba przeważnie przestrzegać zdrowej diety i stale realizować program aktywności fizycznej, a jedno i drugie wymaga zaangażowania oraz opanowania. Taka kontrola może być trudna dla wysoce impulsywnych osób. Amerykanie analizowali dane z badania podłużnego, które objęło 1988 ludzi. W Journal of Personality and Social Psychology ukazał się właśnie ich artykuł nt. związków między cechami osobowości a wskaźnikiem masy ciała (BMI). Badani objęci Baltimore Longitudinal Study of Aging byli ogólnie zdrowi i dobrze wykształceni – średnio uczyli się przez 16,53 roku. Siedemdziesiąt jeden procent próby stanowili przedstawiciele rasy białej, a 22% czarnej. Połowa grupy to kobiety, połowa mężczyźni. Wszyscy wypełniali kwestionariusz osobowości. Każdy z 5 czynników (neurotyczność, ekstrawersja, otwartość na doświadczenie, ugodowość i sumienność) składa się z 6 cech, w sumie ochotnicy odpowiadali więc na pytania w ramach 30 skal. Naukowcy systematycznie ważyli badanych. W ciągu półwiecza zgromadzili kilkanaście tysięcy pomiarów. A oto uzyskane wyniki. Waga zwiększała się z wiekiem, ale osoby impulsywne, lubiące ryzyko i antagonistyczne (zwłaszcza cyniczne, współzawodniczące i agresywne) ważyły więcej od pozostałych. Sutin wyjaśnia, że wcześniejsze studia ujawniły, że impulsywni ludzie mają tendencję do objadania się i wypijania dużych ilości alkoholu, co w dużej mierze tłumaczyłoby ich przybieranie na wadze. Sumienni badani byli szczupli, a waga nie wpływała na zmiany osobowościowe w okresie dorosłości. Zespół z NIA uważa, że wpływ cech osobowościowych nie jest wyłącznie behawioralny i poza zachowaniem w grę wchodzi zapewne jakiś mechanizm fizjologiczny.
  7. Nadwaga lub otyłość w średnim wieku zwiększają ryzyko pewnych rodzajów demencji. Do takich wniosków doszli naukowcy z Karolinska Institutet, analizując dane z szwedzkiego rejestru bliźniąt. Obecnie nadwaga lub otyłość występują u ponad 50% dorosłych w USA i Europie. Badania dr Weili Xu, których wyniki opublikowano w piśmie Neurology, potwierdzają, że kontrola wagi lub odchudzanie w średnim wieku to dobre sposoby na zmniejszenie ryzyka demencji. Korzystając z rejestru, akademicy przeanalizowali przypadki 8534 bliźniąt w wieku 65 lat i starszych. W tej grupie demencję zdiagnozowano u 350 osób, a u 114 istniało podejrzenie demencji. Informacje na temat wzrostu i wagi zebrano 30 lat wcześniej. Badanych podzielono na podstawie wskaźnika masy ciała (BMI) na kategorie. Dwa tysiące pięciuset czterdziestu jeden uczestników studium (blisko 30%) miało nadwagę lub było otyłych w średnim wieku. Szwedzi wykazali, że w porównaniu do bliźniąt z prawidłową masą ciała, u osób z nadmierną wagą w średnim wieku ryzyko demencji (w tym otępień naczyniopochodnych) i choroby Alzheimera wzrosło aż o 80%. Wyniki pozostawały takie same nawet po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak wykształcenie, cukrzyca czy choroby naczyniowe. Nadwagę miało 26% grupy bez demencji, w porównaniu do 36% ludzi z podejrzeniem otępienia i 39% badanych ze zdiagnozowaną demencją. Otyłość występowała u 3% grupy bez demencji, 5% grupy z podejrzeniem demencji i 7% grupy ze zdiagnozowanym otępieniem. Naukowcy przeanalizowali też dane w parach, gdzie jedno z bliźniąt miało demencję, a drugie nie. Stwierdzili brak istotnego statystycznie związku między nadwagą/otyłością a demencją. To sugeruje, że związek między nadwagą i otępieniem kształtują czynniki środowiskowe z wczesnych etapów życia oraz czynniki genetyczne – podsumowuje Weili Xu.
  8. Ludzie jedzą więcej, gdy zobaczą kogoś z nadwagą lub otyłością. Nie dzieje się tak tylko wtedy, gdy świadomie skupią się na swoich prozdrowotnych celach (Journal of Consumer Research). Margaret C. Campbell z Leeds School of Business i Gina S. Mohr z University of Colorado zastanawiały się, czemu po przyjęciu w gronie przyjaciół często orientujemy się, że zjedliśmy o wiele więcej, niż zamierzaliśmy. Panie psycholog uważają, że jeśli któryś ze znajomych ma kilka nadmiarowych kilogramów, sama jego obecność wystarczy, by uaktywnić krzywdzący negatywny stereotyp. Badania wykazały, że zobaczenie kogoś, kto silnie kojarzy się z niepożądanym zachowaniem, zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia i nasilenie tego zachowania. Oglądanie osoby z nadwagą prowadzi do czasowego spadku zaangażowania we własne cele związane ze zdrowiem. W ramach jednego z eksperymentów zaczepiano ludzi przechodzących przez hol i pytano, czy wezmą udział w szybkim wywiadzie. W trakcie pokazywano im fotografię osoby z nadwagą, prawidłową wagą lub lampy. Po zakończeniu sondażu respondentów częstowano cukierkami. Ludzie, którzy wzięli udział w badaniu z wykorzystaniem zdjęcia kogoś z nadwagą, brali przeważnie więcej cukierków niż osoby oglądające któreś z dwóch pozostałych zdjęć. W innych badaniach ustalono, że ochotnicy biorący udział w teście smakowym ciastek zjadali 2-krotnie więcej słodyczy, jeśli zobaczyli kogoś z nadwagą. Działo się tak również w przypadku osób, które postanowiły utrzymywać zdrową wagę i które uważają, że ciastka i cukierki mogą prowadzić do tycia. Chcąc zapobiec przejadaniu pod wpływem obrazów ludzi z nadmierną wagą, należy myśleć o swoich prozdrowotnych celach lub przypomnieć sobie o efektach, czyli związku między przejadaniem a nadwagą.
  9. Negatywna ocena ludzi z nadwagą i otyłością staje się międzynarodową normą. Dzieje się tak nawet w rejonach świata i społecznościach, gdzie większe gabaryty były kiedyś, zgodnie z tradycją, cenione. Do takich wniosków doszli naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Arizony po przeprowadzeniu wywiadów z Meksykanami, Argentyńczykami, Paragwajczykami, Amerykanami, Brytyjczykami, a także obywatelami Portoryko, Samoa Amerykańskiego i Tanzanii (Current Anthropology). Wszędzie antropolodzy odkryli negatywne nastawienie do ciała z większą ilością tkanki tłuszczowej. Akademicy mówią o szybkiej globalizacji piętna tłuszczu. Ludzie z nadwagą są coraz częściej postrzegani jako brzydcy, leniwi czy pozbawieni samokontroli. Wcześniej sporo badań etnograficznych pokazywało, że wiele społeczności preferuje większe, pełniejsze ciała. Obfite kształty reprezentowały sukces, hojność, płodność, bogactwo i piękno – opowiada dr Alexandra Brewis. Obecnie tego typu interpretacja odchodzi w zapomnienie, ustępując pola zachodniemu interpretowaniu otyłości w kategoriach osobistej porażki. Za kultury z tradycyjnie pozytywnym stosunkiem do otłuszczenia ciała uchodziły uwzględnione przez naukowców Samoa, Portoryko i Tanzania. Część stwierdzeń, do których należało się ustosunkować podczas eksperymentu, była negatywna (np. "Otyli ludzie są leniwi"), a część pozytywna (np. "Duża kobieta jest piękna"). Po podsumowaniu wyników okazało się, że odpowiedzi przedstawicieli wszystkich badanych kultur były w dużej mierze spójne z zachodnimi postawami wobec nadwagi i otyłości. Zjawisko piętnowania otłuszczenia było najsilniej zaznaczone w Meksyku, Paragwaju i Samoa Amerykańskim. Zmiany w postawach Samoańczyków dokonały się błyskawicznie. Brewis opowiada, że gdy prowadziła wśród nich badania w latach 90. ubiegłego wieku, ideały szczupłego ciała zaczynały się właśnie przyjmować, ale nie obserwowano jeszcze dyskredytowania obfitszych kształtów. Druga autorka raportu Amber Wutich, podkreśla, że obywatele społeczności, które zaadaptowały negatywne postawy w stosunku do nadwagi i otyłości, zachowują się jak typowi neofici. Ich osądy są dużo ostrzejsze niż w krajach, gdzie szczupłość jest ceniona o wielu lat. Antropolodzy nie badali mechanizmów stojących za tak szybką zmianą postaw, ale przypuszczają, że odpowiadają za nią nowe formy mediów edukacyjnych, w tym ogólnoświatowe kampanie dotyczące zdrowia publicznego.
  10. Jednym ze sposobów systemowej walki z powszechną otyłością ma być obowiązkowe opisywanie produktów spożywczych pod względem składu i wartości kalorycznej. Czy jednak takie oznaczenia wpływają na zachowania konsumentów? Badania Duke University wskazują, że nie bardzo. Naukowcy z Duke University Medical Center postanowili przeprowadzić badania na temat skuteczności kalorycznego oznaczania produktów, korzystając z okazji wprowadzenia stosownych przepisów w Hrabstwie King (w stanie Washington). Władze okręgowe wprowadziły tam nakaz opisywania wartości kalorycznej produktów podawanych w dużych (powyżej 14 punktów) sieciach restauracji i barów. Od wejścia w życie przepisów w styczniu 2009 roku, przez 13 miesięcy uniwersyteccy uczeni wraz z Wydziałem Zdrowia Seattle i Hrabstwa King obserwowali zachowanie klientów sieci Taco Time i porównywali je z zachowaniem przed wprowadzeniem nakazu. Główny autor studium, Eric Finkelstein, opierając się o wyniki wcześniejszych, podobnych badań, spodziewał się, że zmiana zachowań będzie niewielka, ale znacząca. Niestety, zawiódł się, ponieważ podawanie kalorii w restauracyjnym menu nie wpłynęło ani na liczbę sprzedawanych produktów, ani na średnią kaloryczność zamawianych posiłków. Taki rezultat wskazuje - powiedział Finkelstein - że obligatoryjne opisywanie menu nie jest wystarczającym bodźcem do zmiany zachowań konsumentów, jeśli nie jest połączone z innymi metodami. Współautor studium, Kiersten Strombotne, uważa, że podawanie wartości kalorycznej nie ma sensu w warunkach, kiedy normalnie dostępne są dietetyczne wersje produktów. Jeśli sklep oferuje colę zwykłą i dietetyczną, to czy podawanie liczby kalorii daje jakąkolwiek wartościową informację? - mówi. - Osoby chcące kupić napój niskokaloryczny i tak wiedzą, że należy kupić colę dietetyczną. Przyczyną „fiaska" programu w tej akurat sieci może być fakt, że restauracje Taco Time już wcześniej, z własnej woli, oznaczały zdrowe i niskokaloryczne produkty odpowiednimi znakami w menu. Oznaczałoby to, że proste i czytelne oznaczenie graficzne jest lepszym nośnikiem informacji dla konsumenta, który rozważa dobór diery, zaś dodatkowe, liczbowe informacje nie mają większego znaczenia. Badania są istotne dla planów rządu Stanów Zjednoczonych, który w ramach reformy zdrowia chce wprowadzić podobne przepisy w całym kraju. Wyniki powinny jednak zainteresować również rządy innych krajów, jako że podobne tendencje ustawodawcze są silne we wszystkich krajach rozwiniętych.
  11. Po zakazie palenia na okrętach podwodnych amerykańskiej marynarki przyszła pora na kolejne prozdrowotne akcje wśród żołnierzy - rekruci przechodzący podstawowy trening przeszli na dietę, która ma im zapewnić odpowiednią wagę i kondycję. Oczywiście mają na stołówce wybór, ale spośród oferowanych dań kompletnie znikło tradycyjne, amerykańskie „śmieciowe jedzenie". Nie ma frytek, hot-dogów, hamburgerów. Nie ma także coli ani innych słodzonych napojów, zamiast nich są napoje energetyczne. Zamiast tego bary w wojskowych stołówkach przeszły rewolucję i każdy produkt jest oznaczony kolorem, który oznajmia o jego wartości odżywczej. Owoce - zielona nalepka. Smażone jajka - lekko ostrzegawcza żółta, podobnie bekon, mimo że jest z indyka. Ser - czerwona nalepka. Ciasta, ciastka, pączki - tego wcale ty nie ma. Widok żołnierzy wracających prosto z ćwiczeń, jeszcze z karabinem na plecach, nakładających sobie owoce, musli i jogurt może nieco dziwić. Ale jak przekonuje dowództwo, było to konieczne. Jak podają statystyki, 75 procent kandydatów do wojska nie kwalifikuje się z powodu braków w edukacji, przeszłości kryminalnej albo problemów psychicznych. Aż 25 procent nie kwalifikuje się z powodów kondycyjnych, głównie otyłości. Spośród już przyjętych aż jedna piąta musi zrzucić sporo kilogramów, żeby regulaminowo założyć mundur. Nierzadko do zrzucenia jest nawet 30-40 kilogramów. Na tak słabą żołnierską kondycję złożyło się - poza ciągłym od dziesięcioleci przyrostem osób otyłych - kilka innych rzeczy. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku amerykańskie szkoły podstawowe i gimnazjalne zrezygnowały z obowiązkowych zajęć fizycznych. Na to nałożyła się „eksplozja" popularności gier wideo, konsol, komputerów i internetu, powodując istotną zmianę trybu życia na siedzący. To bardzo odbiło się na kondycji tego pokolenia. W tej chwili program zmiany nawyków żywieniowych obowiązuje jedynie w bazach z podstawowym szkoleniem, ale już zdaje egzamin. Inicjatywa spotkała się z poparciem pani prezydentowej Michelle Obamy, która angażuje się w promowanie zdrowego trybu życia i walkę z epidemią otyłości. Jak na zmiany reagują żołnierze? Zajadają zdrową żywność z apetytem, ale temu trudno się dziwić, przechodzą przecież podstawowy, ciężki trening. Media cytują rekruta z Teksasu, który chwali nową dietę i dziarsko oznajmia, że dzięki niej czuje się pełen energii. Jak reszta - nie wiadomo.
  12. Uczeni z Oxford University's BHF Health Promotion Research Group przeanalizowali związek pomiędzy dostępnością jedzenia a średnią wagą przeciętnego obywatela. Porównywane dane dotyczyły roku 1986 oraz 2000 - w tym czasie ilość zjadanego pożywienia „na głowę" znacznie wzrosła, przekładając się, według teoretycznych wyliczeń, na dodatkowe 4,7 kilograma wagi. Niestety, przybór wagi statystycznego Brytyjczyka przez te 15 lat był znacznie większy i wynosił aż 7,7 kilograma. Za dodatkowe kilogramy naukowcy obarczają winą bardziej siedzący tryb życia. Wiąże się to nie tylko ze zmianą nawyków, ale też ze zjawiskami społecznymi: coraz większą część pracy wykonuje się siedząc, praca fizyczna jest eliminowana przez postęp technologiczny. Od roku 2000, dla którego analizowano dane, upłynęło już sporo czasu i jest raczej pewne, że ten trend się utrzymuje: w latach 1986-1987 do otyłych zaliczano 7 procent Brytyjczyków, dziś odsetek ten przekroczył 25 procent. Doktor Peter Scarborough, autor badania, alarmuje, że choroby związane z otyłością i siedzącym trybem życia to tykająca bomba zegarowa rozwiniętych społeczeństw. Polska szybkim krokiem podąża za zachodnimi społeczeństwami, więc najwyższy czas zacząć się martwić. Studium finansowane przez British Heart Foundation zostało opublikowane w British Journal of Nutrition.
  13. W reakcji na narastający problem otyłości i nadwagi wśród młodzieży w krajach rozwiniętych, pojawiło się wiele inicjatyw, w wielu państwach szkoły nałożyły restrykcje na niezdrową, zbyt tuczącą żywność. Badania pokazują, że przynosi to pierwsze efekty w postaci redukcji wagi uczniów. Sprawdzeniem, jak zmiana szkolnej polityku żywnościowej wpływa na zdrowie uczniów zajęli się naukowcy z University of Nebraska-Lincoln: Patricia Kennedy i Mary McGarvey oraz Bree Dority, z University of Nebraska w Kearney. Do badania wytypowano osiem szkół z terenów środokowo-zachodnich stanów USA w których jakiś czas temu zmieniono zasady żywieniowe. Przy pomocy ankiet odpytano uczniów w wieku około 13 i 18 lat, a także ich rodziców oraz administrację szkoły. Okazało się, że jedna tylko zmiana - wyeliminowanie tuczących i śmieciowych potraw z serwowanych na szkolnej stołówce posiłków - powoduje spadek otyłości i nadwagi o 18%. W skali 30 milionów uczniów jadających co dzień szkolne obiady i prawie 10 milionów spożywających tam również śniadania, to potencjalnie olbrzymia rzesza nastolatków uchronionych przed kłopotami zdrowotnymi. Autorki studium podkreślają, że zmiana polityki, wymuszona dekretem amerykańskiego Departamentu Rolnictwa nie obejmuje jedzenia sprzedawanego w szkolnych kioskach, automatach, czy okolicznych sklepach. Ograniczenie również tego źródła coli, czipsów, ciastek i batonów z pewnością dałoby znacznie lepsze wyniki. Obecnie sprzedawcy z rozmysłem przyzwyczajają młodzież do śmieciowego jedzenia, daje im to bowiem gigantyczne zyski.
  14. Ludzie z nadmierną wagą ciała silniej reagują na wskazówki związane z pokarmami, ale niekoniecznie zjadają więcej, gdy już znajdą się przy stole. Danielle Ferriday i dr Jeffrey Brunstrom z Uniwersytetu Bristolskiego sprawdzali, czy osoby szczupłe i z nadwagą inaczej reagują na jedzenie, a jeśli tak, to czy przekłada się to na niejednakowe pragnienie spożycia danego produktu. W eksperymencie wzięły udział 52 kobiety z prawidłową masą ciała i 52 panie z nadwagą. Wszystkim pokazywano pizzę (na ochotniczki działał więc zarówno widok, jak i zapach). Naukowcy mierzyli ilość wydzielanej śliny oraz reakcje psychologiczne. Okazało się, że o ile szczupłe panie nie śliniły się o wiele silniej niż zwykle, gdy w polu ich widzenia pojawiała się pizza, o tyle u kobiet z nadwagą produkcja śliny wzrastała o ok. 1/3. Standardowa skala wykazała też, że te ostatnie miały większą chęć na zjedzenie włoskiego specjału niż szczupłe koleżanki. Co ciekawe, osoby z nadwaga wcale nie pochłaniały ostatecznie większych porcji, choć bristolczycy powiedzieli im, że obowiązuje całkowita dowolność. Naukowcy sądzą zatem, że ludzie z nadmierną wagą nie jedzą za jednym posiedzeniem więcej od szczupłych, lecz ze względu na zwiększoną wrażliwość na wskazówki pokarmowe, częściej zaglądają do lodówki czy sięgają po przekąski. Nadwrażliwość prowadzi do pojadania i innych złych nawyków żywieniowych, związanych z przyjmowaniem większej liczby kalorii, nadwagą i tyciem. Nie wiadomo, skąd bierze się opisywane uwrażliwienie na jedzenie: czy trzeba się z tym urodzić, czy też uczymy się pewnych reakcji. Ferriday podkreśla, że choć badania prowadzono tylko na kobietach, wyniki odnoszą się też zapewne do mężczyzn.
  15. Układ nagrody w mózgach osób z nadwagą staje się mniej wrażliwy, gdy zwiększa się masa ich ciała. Skłania to do pochłaniania większych porcji jedzenia i dalszego spadku reakcji na niegdyś bardziej atrakcyjny bodziec. W ten sposób błędne koło się zamyka (Journal of Neuroscience). Eric Stice z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin i jego zespół wykorzystali funkcjonalny rezonans magnetyczny do śledzenia aktywności mózgu 26 osób z nadwagą i otyłych, gdy piły smakowity koktajl lub przypominającą ślinę pozbawioną smaku ciecz. Psycholodzy przyglądali się reakcji grzbietowego prążkowia na oba rodzaje napoju. Po pół roku ponownie przeprowadzili test. Okazało się, że u kobiet, które przytyły w tym czasie, zmniejszyła się odpowiedź na smakowity napój, natomiast nie zauważono żadnych zmian u badanych, którym udało się utrzymać wagę lub nawet schudnąć. Naukowcy uważają, że uzyskane wyniki pozwalają przypuszczać, że jedzenie działa na podobnej zasadzie jak narkotyk – trzeba sięgać po coraz większe porcje (dawki). By doświadczyć haju [przyjemności], ludzie muszą jeść coraz więcej i więcej – podkreśla Stice. Stice, Sonja Yokum, Kenneth Blum i Cara Bohon prowadzili swój eksperyment, bazując na 2 ustaleniach. Znaleziono m.in. dowody potwierdzające teorię, że jednostki ze zbyt słabo funkcjonującym układem nagrody przejadają się, by kompensować sobie ten deficyt. Stwierdzono, że u szczupłych ludzi w prążkowiu występowało więcej dopaminowych receptorów D2 niż ludzi otyłych, w dodatku reakcja na smakołyki była u tych pierwszych silniejsza niż u reszty. W studiach na zwierzętach wykazano zaś, że konsumpcja smacznych pokarmów zmniejsza wrażliwość receptorów D2, a w konsekwencji niekorzystnie oddziałuje na wrażliwość na nagrodę. Oznacza to, że przejadanie przyczynia się w pewnym stopniu do obniżonej odpowiedzi prążkowia na atrakcyjne bodźce.
  16. Wyciąg z kory sosny nie obniża ciśnienia krwi ani nie powoduje spadku zagrożenia ze strony innych czynników ryzyka chorób serca. Dr Randall Stafford ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda podkreśla, że wyniki 12-tygodniowego studium dołączają do coraz większej puli dowodów, że suplementy w postaci przeciwutleniaczy nie poprawiają funkcji serca (Archives of Internal Medicine). Mimo że istnieją dobre przesłanki biologiczne, by zakładać, że antyoksydanty będą korzystnie wpływać na zdrowie serca, nasze studium jako kolejne wskazuje na to, że tak jednak nie działają. Mamy tu również do czynienia z ogólniejszym przekazem: że wiele suplementów diety nie ma zaplecza w postaci dowodów potwierdzających ich skuteczność. Amerykańskie studium jest największym jak dotąd randomizowanym studium kontrolowanym (z zastosowaniem losowego doboru ochotników i uwzględnieniem zażywającej placebo grupy kontrolnej), w którym badano wpływ wyciągu z kory sosny na ciśnienie krwi. Choć niektóre z wcześniejszych badań sugerowały, że ekstrakt zwalczający wolne rodniki obniża ciśnienie, Stafford wskazuje na błędy metodologiczne. W większości z nich badani wiedzieli bowiem, że przyjmują wyciąg, nie pomyślano też o grupie placebo. Co więcej, w części eksperymentów ochotnicy zażywali oprócz ekstraktu z kory sosny także inne leki, co utrudniało lub wręcz uniemożliwiało rozstrzygnięcie, który ze związków odpowiadał za zaobserwowany efekt. Akademicy z Uniwersytetu Stanforda zebrali grupę 130 osób z nadwagą, u których stwierdzano przekroczenie norm dot. ciśnienia krwi (nikt nie zażywał leków na nadciśnienie). Stafford podkreśla, że członkowie zespołu przypuszczali, że taki będzie profil pacjentów skłaniających się ku suplementom jako alternatywnej metodzie terapii. Członkowie grupy eksperymentalnej zażywali wyprodukowany w Japonii ekstrakt z kory sosny, a pozostali placebo. Tym pierwszym podawano 200 mg preparatu dziennie (to średnia dawka z zakresu uwzględnianego we wcześniejszych studiach). Przed rozpoczęciem badania oraz po 6 oraz 12 tygodniach pobierano próbki krwi i mierzono ciśnienie. Poza tym ochotników stale monitorowano, by mieć pewność, że w trakcie eksperymentu nie zmieniła się ich dieta, zażywane leki i waga. Amerykanie stwierdzili, że nie uległo zmianie ani ciśnienie, ani inne czynniki kształtujące ryzyko chorób serca, tj. poziom cholesterolu czy glukozy, a także masa ciała i stężenie białka C-reaktywnego. Przez cały okres badania w obu grupach pozostawały one mniej więcej takie same. Przeprowadziliśmy dodatkowe analizy, żeby zobaczyć, czy istniały podgrupy pacjentów, którzy mogli czerpać korzyści z suplementacji. Niestety, nikogo takiego nie było. Stafford zaznacza, że wyciąg z kory jest bezpieczny, choć nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Inne suplementy nie przeszły jednak często rygorystycznych testów i nie wiadomo, czy zamiast pomagać, nie szkodzą.
  17. Najnowsze badania australijskie wykazały, że zdarza się, iż już miesięcznym dzieciom rodzice podają biszkopty, lody i napoje gazowane. Ich dieta zawiera obfitujące w tłuszcz, sól i cukier pokarmy, choć Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by przez pierwsze 6 miesięcy życia karmić niemowlęta wyłącznie piersią (Nutrition & Dietetics). Zespół Jane Scott przez rok śledził poczynania 587 kobiet, które urodziły w dwóch szpitalach położniczych w Perth. Przeprowadzano z nimi regularne wywiady telefoniczne, by ustalić, jak odżywiają swoje dzieci. Niemal 1 na 4 matki do 6. miesiąca życia wprowadzała do diety malucha soki owocowe, biszkopty i ciastka. To problem, gdyż nawyki żywieniowe ukształtowane na wczesnych etapach są zazwyczaj podtrzymywane przez całe życie, a dziecko z nadwagą z większym prawdopodobieństwem staje się dorosłym z nadwagą – opowiada prof. Scott z Wydziału Żywienia i Dietetyki na Flinders University. Autorzy studium zademonstrowali, że dzieci, które wcześnie zaczęły spożywać pokarmy stałe i te z dwojgiem lub więcej rodzeństwa częściej jadały pokarmy obfitujące w tłuszcz, sól i cukier przed swoimi pierwszymi urodzinami. Po ostatnim ogólnonarodowym sondażu okazało się, że 20% australijskich dzieci w wieku 2-3 lat ma nadwagę lub cierpi na otyłość. To dorośli, a zwłaszcza rodzice decydują o tym, co jedzą niemowlęta i małe dzieci. Specjaliści, np. rzeczniczka Australijskiego Stowarzyszenia Dietetycznego prof. Clare Collins, uważają, że mieszkańcy antypodów potrzebują opartych na dowodach rekomendacji, jakie pokarmy i napoje nadają się dla noworodków i niemowląt w pierwszych miesiącach życia. Istnieje już analogiczny poradnik dla dzieci po 5. roku życia.
  18. Nastolatki prowadzące niezdrowy tryb życia (z nadwagą, palące i unikające aktywności fizycznej) 3,4 razy częściej cierpią na nawracające bóle głowy i migreny niż rówieśnicy przywiązujący większą wagę do utrzymywania formy. W ramach studium zdrowotnego prowadzonego w norweskim okręgu Nord-Trøndelag pielęgniarki wypytywały o bóle głowy 5847 uczniów w wieku od 13 do 18 lat. Wszystkich zważono, ustalono też wzrost i poproszono o wypełnienie kwestionariusza dotyczącego aktywności fizycznej i palenia. W grupie młodych palaczy, którzy niewiele ćwiczyli i mieli nadwagę lub byli otyli, aż 55% respondentów zmagało się z częstymi bólami głowy (w porównaniu do zaledwie 25% grupy ze zdrowszymi zachowaniami). Gdy dana osoba spełniała 2 z 3 wymienionych wyżej kryteriów, ryzyko wystąpienia częstych migren było 1,8 razy wyższe. Otyła młodzież o 40% częściej wspominała o migrenach niż koledzy i koleżanki bez negatywnych czynników związanych ze stylem życia. W przypadku uczniów palących prawdopodobieństwo bólów głowy wzrastało aż o 50%. Grupa gimnastykująca się rzadziej niż dwa razy w tygodniu uskarżała się na przykrą dolegliwość 20% częściej od równolatków ćwiczących co najmniej dwa razy na tydzień i wolnych od pozostałych negatywnych czynników. W badanej przez zespół doktora Johna-Ankera Zwarta z Uniwersytetu w Oslo grupie 36% dziewcząt i 21% chłopców wspominało o powtarzających się w ciągu ubiegłego roku bólach głowy. Szesnaście procent uczniów miało nadwagę, 19% paliło, a 31% ćwiczyło rzadziej niż dwa razy na tydzień. Szczegółowe wyniki studium opublikowano na łamach pisma Neurology.
  19. Dietetycy z Uniwersytetu w Newcastle zauważyli, że otyłe dzieci szybciej zużywają przeciwutleniacze z warzyw i owoców (Obesity). Zespół doktor Tracy Burrows skoncentrował się na jednym z ich rodzajów, a mianowicie na karotenoidach. Naukowcy określali stężenie tego typu związków we krwi ok. 100 dzieci. Ponieważ owoce i warzywa są jedynym źródłem karotenoidów w ludzkiej diecie, zmierzenie ich poziomu w krwioobiegu pozwala wyznaczyć ilość zjadanej zieleniny. Maluchy poddano badaniom laboratoryjnym, a rodzice wypełniali kwestionariusz, w którym określali, jak często w ciągu ostatnich 6 miesięcy ich pociechy konsumowały określone warzywa i owoce. Jak można się było spodziewać, im więcej dziecko jadło surowizny, tym wyższe wykrywane stężenia karotenoidów. Gdy jednak dzieci podzielono na trzy grupy na podstawie wagi ciała, dietetycy zaobserwowali charakterystyczne zjawisko. Przeciętnie brzdące z nadwagą miały we krwi mniej przeciwutleniaczy od dzieci z prawidłową wagą ciała, a wskazania te spadały jeszcze bardziej w przypadku maluchów otyłych. Oznacza to, że najprawdopodobniej dzieci z nadwagą i otyłością mają zwiększone zapotrzebowanie na karotenoidy (antyutleniacze w ogóle), ponieważ szybciej je zużywają. W ten sposób ich organizm stara się wyeliminować stan zapalny w tkankach. W ramach wcześniejszych badań z udziałem dorosłych stwierdzono, że skok w masie ciała wiąże się z nasileniem procesów zapalnych. Czy rzeczywiście u naszych dzieci naukowcy zetknęli się z tym właśnie zjawiskiem? Na razie nie wiadomo. Skoro jednak prędzej wyczerpują zapasy, może warto by się zastanowić nad zwiększeniem porcji warzyw i owoców.
  20. Jak najlepiej walczyć z plagą nadwagi? Podczas gdy jedni naukowcy pracują nad sposobami medycznego likwidowania tej przypadłości, inni uważają, że walką z problemem otyłości najskuteczniej mogą się zająć... politycy. Fakty na temat narastającej plagi otyłości w społeczeństwach krajów rozwiniętych są na tyle powszechnie znane, że aż głupio je powtarzać. Niemal każdy orientuje się, jak szybko postępuje „otłuszczenie społeczeństwa" i niemal każdy w teorii wie, jak zapobiegać przybieraniu na wadze. Tym niemniej Uniwersytet Edynburski wydał drukiem książkę, będącą zbiorem informacji i zaleceń na temat problemu. „Geografia otyłości", będąca zbiorem naukowych badań, jednoznacznie wskazuje na źródło problemu: zmianę stylu życia, upowszechnienie się samochodów, brak naturalnych terenów rekreacyjnych i brak ćwiczeń, nadmiar taniego, wysokokalorycznego jedzenia. Głównym zadaniem wydawnictwa są jednak zalecenia do walki z tym problemem. Dr Jamie Pearce z edynburskiej uczelni, jeden z autorów książki, uważa że konieczne i jedynie skuteczne będą jedynie rozwiązania systemowe, a te mogą wprowadzić jedynie będący u władzy politycy. Sugerowane przez edynburskie wydawnictwo posunięcia to promowanie zdrowszych nawyków żywieniowych, poprzez dofinansowywanie owoców i warzyw oraz nakładanie podatków od wysokokalorycznej żywności. Władze lokalne powinny zachęcać ludzi do aktywności fizycznej poprzez odpowiednie kreowanie przestrzeni miejskiej. Potrzeba tworzenia większej ilości parków, warunków dla ruchu pieszego i rowerowego, dostępu do sklepów ze zdrową żywnością. Ludzie wiedzą, że powinni zdrowiej jeść i więcej ćwiczyć - mówi dr Pearce - ale w praktyce jest z tym ciężko, fast foody są dostępne zbyt łatwo, a sklepy ze zdrową żywnością są zbyt daleko, zbyt łatwo wszędzie dostać się samochodem. Być może trudno odmówić racji spostrzeżeniom naukowców, ale czy naprawdę politycy powinni zastępować ludzi w myśleniu i braniu odpowiedzialności za swoje życie? I czy nie ma innego sposobu niż system zakazów i nakazów?
  21. Obawę przed przytyciem widać na skanach kobiecego mózgu – donoszą badacze z Brigham Young University (Personality and Individual Differences). Kiedy na podstawie odpowiedzi w kwestionariuszu gromadzono grupę kobiet do badań, u żadnej nie stwierdzono historii zaburzeń odżywiania, wszystkie zdawały się też nie przejmować obrazem ciała. Gdy jednak wśród innych fotografii nieznajomych pokazano im zdjęcie obcej kobiety z nadwagą, na obrazach uzyskanych dzięki rezonansowi magnetycznemu widać było, że doszło do uaktywnienia obszarów związanych z tożsamością i samorefleksją. U mężczyzn w podobnej sytuacji nie wystąpiło analogiczne zjawisko. Okazuje się zatem, że gdzieś pod powierzchnią czai się u pań lęk przed przybraniem na wadze, a obraz ciała zdaje się centralny dla ja – wyjaśnia Mark Allen, który zrealizował studium ze studentem Tylerem Owensem i prof. Diane Spangler. Spangler i Allen pracowali wspólnie nad projektem usprawnienia leczenia zaburzeń odżywiania dzięki śledzeniu postępów za pomocą obrazowania mózgu. Kiedy anorektyczki bądź bulimiczki widziały kogoś z nadwagą, rozświetlał się ośrodek samorefleksji – przyśrodkowa kora przedczołowa. Sugerowało to maksymalne nieszczęście i, w niektórych przypadkach, odrazę do siebie. W ramach najnowszego studium zespół chciał zbadać zjawisko w grupie kontrolnej kobiet bez zaburzeń odżywiania, które w testach uzyskały wyniki z zakresu normy. Ku zaskoczeniu wszystkich nawet one przejawiały coś, co Allen nazywa podklinicznymi zaburzeniami obrazu ciała. To skłoniło Amerykanów do powtórzenia eksperymentu z udziałem mężczyzn. Choć aktywność mózgu kobiet [z grupy kontrolnej] nie wyglądała jak w pełni rozwinięte zaburzenia odżywiania, przypominała je jednak bardziej niż w przypadku mężczyzn – podkreśla Allen. Spangler uważa, że kobiety są zewsząd bombardowane informacjami na temat idealnego wyglądu. To zaś wpływa na ich postrzeganie siebie. [...] Nauka fałszywego spojrzenia na własną osobę zwiększa jednostkowe ryzyko zaburzeń odżywiania i nastroju.
  22. Lekkie ćwiczenia fizyczne w czasie ciąży korzystnie wpływają na przyszły stan zdrowia dzieci, ponieważ jest to sposób na kontrolowanie wagi już w łonie matki (Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism). Nie od dziś wiadomo, że kobiety z nadwagą i otyłe częściej rodzą większe dzieci. Warunki panujące w macicy oddziałują na metabolizm malucha w kolejnych latach życia, a jeśli jest on duży w stosunku do długości ciała, rośnie ryzyko nieprawidłowej wagi w dzieciństwie i dorosłości. Naukowcy z Uniwersytetu w Auckland i Uniwersytetu Północnej Arizony, których pracami kierował dr Paul Hofman, badali 84 pierworódki. Połowie zalecono pięć 40-minutowych sesji na rowerku treningowym w tygodniu. W projekcie należało uczestniczyć do co najmniej 36. tygodnia ciąży. Okazało się, że ćwiczące kobiety miały dzieci tej samej długości co koleżanki, ale średnio ważyły one o 143 g mniej. Jak widać, aktywność fizyczna nie ograniczała wzrostu płodów, ale ograniczała ilość odkładającego się u nich tłuszczu. Co więcej, ćwiczenia nie oddziaływały na naturalne zmiany w reakcji matki na insulinę, czyli na mechanizm ciążowy zapewniający rozwijającemu się maluchowi właściwe odżywienie.
  23. W przypadku małych dzieci, którymi regularnie zajmują się dziadkowie, znacznie wzrasta ryzyko nadwagi. Naukowcy zauważyli, że dotąd przeprowadzono niewiele badań dotyczących wpływu rodzaju opieki na masę dzieci. Tymczasem oddziałuje on nie tylko na dietę, ale i tryb życia, np. poziom aktywności, maluchów. Analiza naukowców z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) objęła 12 tys. trzylatków. Wykorzystano dane zgromadzone w ramach Millennium Cohort Study. Autorzy tego studium śledzili zdrowie dzieci urodzonych w Wielkiej Brytanii w latach 2000-2001. Przyglądali się ich kondycji od 9. miesiąca do 3. roku życia. Okazało się, że w porównaniu do dzieci wychowywanych wyłącznie przez rodziców, prawdopodobieństwo nadwagi wzrastało aż o 34%, gdy babcia bądź dziadek zajmowali się brzdącami na cały etat, a o 15%, kiedy dziadkowie pracowali w niepełnym wymiarze godzin. Gdy uwzględniono zaplecze socjoekonomiczne dzieci, podwyższone ryzyko obserwowano wyłącznie wśród maluchów z najbardziej uprzywilejowanych grup: których matki były zatrudnione na stanowisku menedżerskim, mieszkały z partnerem lub miały dyplom ukończenia studiów. Zwiększone ryzyko nadwagi stwierdzono także w przypadku opieki sprawowanej przez innych krewnych bądź przyjaciół, ale tylko wtedy, gdy miała ona charakter pełnoetatowy. Liderka projektu, profesor Catherine Law, podkreśla, że nie sprawdzano, czemu opieka dziadków łączy się z nadwagą, ale przypuszcza, że w grę wchodzą pobłażliwość i brak ruchu. Uważa ona, że dobrym wyjściem byłoby organizowanie spotkań z małymi grupkami dziadków i rozmowa o wyzwaniach, z jakimi się spotykają. Poza tym pomocne mogłoby się okazać ogólne edukowanie społeczeństwa odnośnie do zdrowego trybu życia, ale także zwracanie szczególnej uwagi na to, że warto uczynić z unikania jedzenia nagrodę czy wbudować aktywność w codzienne życie.
  24. Panowie politycy z nadwagą cieszą się wśród wyborców większą popularnością. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o paniach polityk, które by trafić do Sejmu czy móc piastować ważne stanowisko w państwie, zdecydowanie muszą zadbać o szczupłą sylwetkę. Zważywszy na to, że rok 2010 jest w Polsce rokiem wyborczym, wyniki opublikowane w piśmie Obesity mogą się przydać specjalistom kierującym kampaniami. Z badań przeprowadzonych przez dr Elizabeth Miller z University of Missouri wynika, że wg opinii publicznej, kandydaci z kilkoma dodatkowymi kilogramami są bardziej wiarygodni, uczciwi, niezawodni oraz inspirujący niż ich chudsi konkurenci. Ludzie biorący w studium wierzyli także, że polityk z nadwagą skuteczniej poradzi sobie ze stresem i naciskami. W przypadku kobiet polityków z wagą powyżej normy było dokładnie na odwrót, odmawiano im wszystkich cech charakterystycznych dla zaokrąglonego kolegi. Autorzy badania zaznaczają, że choć przeprowadzono je w USA, rezultaty odnoszą się do wszystkich zachodnich społeczeństw z podobnymi normami dotyczącymi wyglądu, zdrowia itp. Eksperyment z Missouri objął 120 osób, w tym 75 kobiet. Ochotników podzielono na 2 grupy. Każdej przedstawiono innego kandydata: fikcyjną kobietę lub mężczyznę. W rzeczywistości opis był identyczny. Zamieszczono w nim dane na temat powiązań politycznych, poglądów oraz pochodzenia. Na tym etapie dwie wyodrębnione na początku grupy podzielono jeszcze na kolejne dwie, potem członkom jednej dawano oryginalne zdjęcie kandydata/kandydatki, a pozostałym fotografię przekształconą cyfrowo w taki sposób, by widniejąca na niej osoba wyglądała na otyłą. W zależności od stopnia, do jakiego potencjalnym wyborcom udało się ich polubić, polityków należało ocenić na skali od 0 do 100. W podobny sposób badani musieli się odnieść do szeregu ich cech, m.in. skuteczności czy wiarygodności. Za każdym razem zdjęcie otyłego mężczyzny zwiększało liczbę zdobywanych przez niego punktów, a fotografia pulchnej kobiety pogarszała jej wyniki. Ogólnie polityk z nadmiarem kilogramów był o 10% bardziej lubiany od swojego szczupłego kontrkandydata. Badacze podsumowują, że wyniki pasują do oczekiwań społecznych związanych z kobiecymi i męskimi sylwetkami. Panie powinny być drobne, a wśród mężczyzn istnieje presja na budowanie masy mięśniowej.
  25. Młodzi dorośli, którzy uważają, że mają problemy z wagą, częściej otrzymują, otwierają i odpowiadają na spam reklamujący produkty odchudzające (Southern Medical Journal). Dr Joshua Fogel z Brooklyn College oraz Sam Shlivko, absolwent uczelni, który obecnie uczęszcza do New York Law School, stwierdzili, że aż ok. 42% studentów z nieprawidłową wagą otwiera i czyta śmieciowe e-maile, a 18,5% kupuje zachwalane w nich produkty odchudzające. Analizy przeprowadzone po uwzględnieniu dodatkowych zmiennych ujawniły, że w porównaniu do osób mieszczących się w granicach normy, ludzie z nadwagą/otyłością nie tylko 3-krotnie częściej czytają spam, ale i 3-krotnie częściej decydują się na cudowne rozwiązania opisane w liście. Można też było zauważyć, że zwiększonemu stresowi towarzyszy nasilenie zakupów. Amerykanie przyjrzeli się danym z sondażu na 200 studentach. Pytano ich, czy mieli problemy z wagą i czy w przeszłości dostawali, otwierali/czytali lub kupowali produkty z maili dotyczących odchudzania. Psychologiczny stres oceniano za pomocą Skali Postrzeganego Stresu (ang. Perceived Stress Scale, PSS). Do nadmiernej wagi przyznała się 1/3 ankietowanych. Spam związany z odchudzaniem docierał do 88% przedstawicieli tej grupy i do 73% szczupłych rówieśników. Po otwarciu maila z "superofertą" opcję kup wybierało ok. 19% martwiących się swoją wagą i tylko 5% zadowolonych ze swojego wyglądu. Wydaje się, że wielu młodych dorosłych zwraca się ku spamowym e-mailom, by rozwiązać swoje problemy z wagą. To poważna sprawa, ponieważ korespondencja ta nie jest objęta kontrolą jakości. Niektóre maile zachwalają i pozwalają na zakup leków na receptę bez konieczności pokazania ważnej recepty – martwi się dr Fogel. Fogel i Shlivko zajęli się opisywanym zagadnieniem, wychodząc z założenia, że 1/3 niechcianej poczty dotyczy tematów farmaceutycznych, a młodzi ludzie często przejmują się wagą. Panowie chcieli sprawdzić, jak postrzeganie swoich gabarytów wpłynie na reakcje na spam. Psycholodzy stwierdzili, że osoby sądzące, iż mają problemy z wagą, cechowała niższa samoocena i silniejszy postrzegany stres, ale tylko ten ostatni bezpośrednio oddziaływał na zachowania związane z reklamowanymi w mailach produktami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...