Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'media' .
Znaleziono 7 wyników
-
Przez lata uważano, że jedynie silnie zaangażowani politycznie, a jednocześnie mniej wykształceni odbiorcy informacji medialnych, przedkładają potwierdzenie własnych poglądów nad prawdę. Innymi słowy, że wierzą w informacje potwierdzające ich poglądy, niezależnie od tego, czy są prawdziwe. W ostatnich latach zaczęły się ukazywać badania, które wykazały, że konsumenci informacji – bez względu nad wykształcenie – przedkładają poglądy nad prawdę. W 2021 roku jedno z badań wykazało nawet, że wiarygodność informacji była oceniana czterokrotnie wyżej wówczas, gdy informacja potwierdzała poglądy odbiorcy. Nowe badania przynoszą więcej szczegółów na ten temat i pokazują, w jakim stopniu ludzie są skłonni poświęcić prawdę dla ideologii. W czasie naszych badań obserwowaliśmy, że większą odgrywa polityczne samookreślenie niż prawda. Widzieliśmy to po obu stronach sporu politycznego, nawet u ludzi, którzy dobrze wypadali w testach racjonalnego rozumowania. Zdziwiło nas, jak szeroko rozpowszechnione to zjawisko. Ludzie bardzo mocno angażują się, by nie poznać niewygodnej prawdy, mówi główny autor badań, doktor Michael Schwalbe z Wydziału Psychologii w School of Humanities and Sciences na Uniwersytecie Stanforda. Co interesujące, zjawisko to jest bardziej widoczne w przypadku prawdziwych informacji niż fałszywych, co oznacza, że ludzie z większym prawdopodobieństwem odrzucą prawdziwe informacje jeśli przeczą ich poglądom, niż zaakceptują fałszywe informacje, potwierdzające ich poglądy. Wszyscy uważają, że to problem, który ich nie dotyczy. Twierdzą, że w ich przypadku jest inaczej. Jednak jak wykazują kolejne badania, to zjawisko stale występujące w całym spektrum poglądów politycznych i niezależny od wykształcenia. Problemem nie jest tutaj sama dezinformacja, a filtry, które zbudowaliśmy w naszym mózgu, mówi profesor Geoffrey L. Cohen. Autorzy badań mówią, że ich wyniki różnią się od badań wcześniejszych, ze względu na inną metodologię. Na przykład wcześniejsze badania korzystały z prawdziwych nagłówków prasowych, a Cohen i Schwalbe stworzyli własne nagłówki. Ponadto podczas wcześniejszych badań osoby biorące w nich udział miały wgląd w to, z jakich mediów pochodziły prezentowane im nagłówki i informowano ich, jaki jest cel badań. Uczeni ze Stanforda nie zdradzili, co naprawdę badają. Poinformowali badanych, że chodzi o kwestie związane z pamięcią i komunikacją, wykorzystali też pytania dotyczące tych właśnie zagadnień, by badani nie domyślili się prawdziwego celu eksperymentu. Cohen i Schwalbe prowadzili swoje badania w 2020 roku, podczas wcześniejszych wyborów, które Donald Trump przegrał z Joe Bidenem. Zespół naukowy przedstawił badanym fałszywe nagłówki prasowe, na przykład Trump pokonał arcymistrza szachowego czy Trump, przebrany za papieża, wziął udział prywatnej orgii z okazji Halloween. Okazało się, że obie strony sporu politycznego bardziej wierzyły w fałszywe informacje potwierdzające ich poglądy, niż w prawdziwe informacje przeczące ich poglądom. Naukowcy zauważyli, że jednym z głównych powodów odrzucania prawdy na rzecz własnej ideologii, jest coraz silniejsze skupienie się na mediach przedstawiających jeden punkt widzenia oraz przekonanie o obiektywizmie i braku tendencyjności po własnej stronie sporu politycznego w porównaniu ze stroną przeciwną. Innymi słowy, im kto więcej konsumował informacji z mediów prezentujących jego punkt widzenia i im bardziej był przekonany, że jego strona sporu politycznego jest obiektywna, tym bardziej odrzucał niewygodną prawdę na rzecz potwierdzenia swoich poglądów. Sytuację pogarsza zamykanie się we własnych bańkach informacyjnych w mediach społecznościowych. Schwalbe i Cohen mówią, że problemu tego nie rozwiąże walka z fałszywymi informacjami, gdyż ludzie odrzucają prawdziwe informacje, które nie potwierdzają ich poglądów. Zdaniem uczonych, ważną rolę mogłoby odegrać nauczenie ludzi nieco intelektualnej skromności. Uświadomienie konsumentom informacji, że rozum może ich zwodzić i nauczenie ich kwestionowania swojego punktu widzenia, gdyż nie jest on jedynym słusznym i prawdziwym. « powrót do artykułu
-
Najnowsze badania Pew Research Center pokazują, że media technologiczne najwięcej uwagi poświęcają firmie Apple. Autorzy studium przeanalizowali 437 informacji związanych z technologiami, które zostały uznane za najważniejsze przez dziennikarzy z 52 różnych mediów, w tym z 11 gazet, trzech telewizji kablowych, trzech serwisów informacyjnych należących do sieci telewizyjnych, 12 witryn WWW i 10 stacji radiowych. Z danych wynika, że aż 15,1% informacji, które ukazały się pomiędzy 1 czerwca 2009 a 30 czerwca 2010, dotyczyło firmy Apple. Google'a wspomniano w 11,4% informacjach, a Microsoft w zaledwie 3%. Większość treści dotyczących Apple'a przedstawiało tę firmę w pozytywnym świetle. Aż 42% opisywało ją jako innowacyjną i lepszą od innych, a dodatkowe 27% podkreślało pozytywne znaczenie miłośników marki Apple'a. Google określany był tylko jako innowacyjny, a i to zaledwie w 20% przypadków, gdy wspominano o tej firmie. O Microsofcie pisano niewiele i, co gorsza dla koncernu, praktycznie nie wspominano go w kontekście rywalizacji na rynku urządzeń mobilnych. Informacje na ten temat były zdominowane przez doniesienia na temat Apple'a i Google'a. Pomijając kwestie konkretnych firm, w informacjach dotyczących technologii dominują dwa przekazy. Pierwszy można opisać jako "technologia czyni życie bardziej produktywnym" (23%), a drugi "internet nie jest bezpieczny" (18%).
-
Microsoft, pod naciskiem krytyki, zmienił swoje podejście do pewnych szczególnych przypadków piractwa. Koncern był ganiony za to, że w Rosji i innych krajach pomaga rządzącym uciszać opozycję. Władze w Moskwie wielokrotnie nasyłały milicję oraz służby specjalne na opozycyjne organizacje czy wydawnictwa i zajmowały należący do nich sprzęt komputerowy, tłumacząc, że zawiera on nielegalne oprogramowanie. Dzięki temu wspomniane organizacje nie były w stanie prowadzić swojej działalności. Władze mogły przy tym liczyć na pomoc prawników lokalnego oddziału Microsoftu, który tłumaczył, że jest ofiarą piractwa. Koncern był z tego powodu ostro krytykowany gdyż, niezależnie od tego, czy rzeczywiście podejrzani używali nielegalnego oprogramowania, de facto pomagał rządzącym w uciszaniu opozycji. Teraz ma się to zmienić. Na firmowy blogu wiceprezes i jednocześnie główny prawnik Microsoftu Brad Smith oświadczył, że intencją firmy nigdy nie była pomoc w uciszaniu głosów opozycji. Niektórzy nasi prawnicy pracujący w różnych krajach już wcześniej zauważyli ten problem i zwracali się z prośbą o poradę do obrońców praw człowieka - czytamy we wpisie Smitha. Nasz pierwszy krok jest jasny. Musimy prowadzić odpowiedzialną politykę zwalczania piractwa, z uwzględnieniem wszystkich plusów i minusów. Niektóre fakty są mniej oczywiste niż byśmy chcieli. Zatrudnimy międzynarodową firmę prawniczą, która dotychczas nie zajmowała się prawem antypirackiem i poprosimy ją o przeprowadzenie niezależnego śledztwa, przedstawienie wniosków i przygotowanie zaleceń, którymi powinniśmy się kierować - stwierdza Smith. Jednocześnie informuje, że jego firma nie będzie czekała z podjęciem działań na zakończenie pracy przez prawników. Aby chronić organizacje pozarządowe przed działaniami władz podejmowanymi pod przykrywką walki z piractwem, Microsoft stworzy nową licencję na oprogramowanie dla takich organizacji. Dzięki niej NGOs będą miały dostęp do bezpłatnych, legalnych kopii naszych produktów - stwierdził Smith. Przypomniał przy tym, że koncern od wielu lat bezpłatnie rozdaje swoje programy organizacjom pozarządowym. W ubiegłym roku do 42 000 takich organizacji na całym świecie trafiły programy o rynkowej wartości ponad 390 milionów USD. Jednocześnie przyznał, że wiele organizacji nie wie o możliwości otrzymania bezpłatnych programów. Rozwiążemy ten problem tworząc nową licencję, która obejmie też programy już zainstalowane na komputerach organizacji pozarządowych - pisze Smith. Licencja będzie obejmowała swoim działaniem również niewielkie organizacje dziennikarskie i niezależne media. Będzie ona działała automatycznie, a zatem użytkownik oprogramowania na takiej licencji nie będzie musiał podejmować żadnych dodatkowych kroków, by korzystać z jej zapisów. Dodatkowo w Rosji zostanie uruchomiony NGO Legal Assistance Program, w ramach którego prawnicy Microsoftu będą pomagali organizacjom pozarządowym w udokumentowaniu przed sądem legalności posiadanego oprogramowania. Podjęte zostaną też kroki w celu uniemożliwienia wyłudzania pieniędzy pod pozorem działania w imieniu Microsoftu. Koncern stworzy i udostępni listę firm oraz organizacji, które mają prawo go reprezentować, dzięki czemu nikt nieupoważniony nie będzie mógł np. domagać się odszkodowania, powołując się przy tym na rzekome uprawnienia do badania legalności oprogramowania koncernu z Redmond. Na koniec Smith podkreślił, że Microsoft nadal będzie zwalczał piractwo, jednak będzie prowadził działania tak, by nie mogły stać się one pretekstem do zwalczania organizacji pozarządowych, mediów czy innych uczestników społeczeństwa obywatelskiego.
- 2 odpowiedzi
-
- władza
- organizacje pozarządowe
- (i 4 więcej)
-
Światowa Organizacja Handlu orzekła, że Chiny wprowadzając przepisy na podstawie których import treści musi przechodzić przez państwowe przedsiębiorstwa, naruszają prawo międzynarodowe. Skargę do WTO założył amerykański rząd na wniosek firm, które uznały, iż chińskie przepisy ograniczają ich możliwości biznesowe. Wśród skarżących znalazły się takie firmy jak EMI, Sony Music Entertainment, McGraw Hill, Simon & Schuster czy Disney. Ograniczenia sprawiające że zagraniczne książki, filmy czy płyty mogą być sprzedawane tylko za pośrednictwem państwowych firm są przyczyną, dla której nie ma chińskiej odmiany iTunes, pomimo wielkiej popularności iPodów w Państwie Środka. Chińczycy radzili sobie w ten sposób, że kupowali w amerykańskim iTunes korzystając z kart wydawanych przez amerykańskie banki. Jednak w ubiegłym roku w serwisie znalazł się album z protybetańskimi utworami i Pekin zablokował iTunes. Sklep został odblokowany dopiero wtedy, gdy Apple uniemożliwiło Chińczykom zakup albumu. Chiny mają teraz rok na dostosowanie się do wyroku WTO. Niewykluczone, że najnowszy wyrok pozwoli też na skuteczną walkę z Wielkim Firewallem. Co prawda nie dotyczy on Sieci, ale może zostać wykorzystany jako precedens i pozwoli argumentować, że blokowanie Wikipedii, Twittera czy blogów również ogranicza możliwości biznesowe i jest niezgodne z prawem międzynarodowym.
- 9 odpowiedzi
-
Google ugiął się pod naciskiem właścicieli treści, którym przewodzi Rupert Murdoch. Josh Cohen, starszy menedżer ds. produktów biznesowych Google'a poinformował, że jego firma wprowadza program First Click Free. Zgodnie z nazwą, pierwsze kliknięcie na odnośnik znaleziony w Google'u będzie bezpłatne. Później jednak, gdy użytkownik będzie klikał dodatkowe linki, wyświetli mu się informacja o możliwości wykupienia subskrypcji lub zapłacenia z konkretny tekst. Dotychczas wszystkie treści, które znalazł Google, były dostępne dla użytkowników wyszukiwarki. Rodziło to sprzeciwy ich właścicieli, którzy oskarżali agregatory treści o żerowanie na ich pracy. Dzięki First Click Free właściciel treści będzie mógł ustalić ile wejść na jego witryny może być bezpłatnych. Maksymalna liczba bezpłatnych wejść została ustalona na pięć, chociaż właściciel treści będzie mógł ją zmniejszyć. Dla użytkowników oznacza to, że gdy będzie chciał korzystać za pośrednictwem Google'a z treści wydawcy, który przystąpił do programu, to maksymalnie po pięciu wejściach ujrzy informację o możliwości zapłacenia za dostęp.
- 10 odpowiedzi
-
- Rupert Murdoch
- treści
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy telewizja, a konkretnie kolor obrazu ma wpływ na barwy marzeń sennych? Wydawałoby się, że tak, ponieważ do lat 50. okazywało się, że sny są raczej czarno-białe, a od lat 60., że w większości barwne. Przypomnijmy, że w tym czasie na Zachodzie dokonało się przejście do technikoloru (Consciousness and Cognition). Badacze podskórnie wyczuwali, że istnieje jakiś związek między tymi zjawiskami, ze względu na różnice metodologiczne nie mogli jednak niczego stwierdzić na pewno. O ile bowiem wcześniej (między rokiem 1915 a latami 50.) proszono ludzi o wypełnienie kwestionariusza w połowie dnia, a barwy snu można do tej pory spokojnie zapomnieć, o tyle późniejsze opierały się na dziennikach, które uzupełniano tuż po przebudzeniu. By ostatecznie rozstrzygnąć, czy telewizja wpływa na barwy snów, a więc czy zachodzi priming, Eva Murzyn z Uniwersytetu w Dundee wykorzystała obie metody gromadzenia danych. Zebrała grupę 60 ochotników – połowę stanowiły osoby poniżej 25. roku życia, a połowę ludzie, którzy skończyli 55 lat. Na początku wszyscy wypełniali kwestionariusz dotyczący barw marzeń sennych i kontaktu, jaki mieli w dzieciństwie z filmami oraz telewizją. Potem proszono ich, by każdego ranka spisywali sny. Pani Murzyn nie stwierdziła znaczących różnic między wynikami kwestionariuszy a rezultatami analiz dzienników. Sugeruje to, że badania przeprowadzane za pomocą tych metod można porównywać. Brytyjka nie przestawała się jednak zastanawiać, czy oglądanie w dzieciństwie czarno-białej telewizji może nadal po 40 latach wpływać na kolor czyichś marzeń sennych. Wgłębiając się w dane uzyskane podczas swojego eksperymentu, zauważyła, że tylko 4,4% młodych osób miało czarno-białe sny. W przypadku ludzi starszych, którzy w dzieciństwie mieli dostęp do kolorowego odbiornika TV, odsetek szaroburych snów był nieco wyższy, ale nadal niski – 7,3%. Sytuacja zmieniała się w przypadku 55-latków, którzy w dzieciństwie stykali się wyłącznie z czarno-białymi mediami. Twierdzili oni, że ich sny mają takie właśnie barwy w 25% przypadków. Na dzieciństwo może przypadać pewien krytyczny okres, kiedy oglądanie filmów wywiera wielki wpływ na proces formowania się snów. Wolontariusze nie musieli spędzać przed odbiornikami wielu godzin, wystarczyło ich zaangażowanie emocjonalne i uwaga. Murzyn nie wie jednak na pewno, czy sny rzeczywiście są czarno-białe, czy ekspozycja na oddziaływanie czarno-białego telewizora sprzed lat w jakiś sposób zmienia przypominanie sobie treści marzeń po przebudzeniu.
- 5 odpowiedzi
-
- Eva Murzyn
- media
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Google chce pomóc swoim użytkownikom w zamawianiu reklam w 50 amerykańskich gazetach. Koncern ma zamiar w ten sposób sprawdzić, czy uda mu się wejść na rynek tradycyjnych mediów. Firma poinformowała, że do przyłączenia się do trzymiesięcznego testu zaproszono 100 reklamodawców, którzy mieliby wziąć udział w programie Print Ads. Dzięki niemu możliwe jest umieszczenie reklam nawet w tak znanych tytułach jak New York Times czy Washington Post. Jeśli program okaże się sukcesem, zostanie rozszerzony na setki tysięcy innych potencjalnych użytkowników, a papierowe wydawnictwa zyskają nowy kanał dystrybucji swojej powierzchni reklamowej. Google przed rokiem rozpoczął pierwsze testy usługi, w ramach której można było za pośrednictwem tej firmy zamawiać reklamy w gazetach. Wówczas pomysł taki nie spotkał się z wystarczająco dużym zainteresowaniem. Tym razem przedstawiciele Google’a podkreślają: Nowy program to nie aukcja. Nie kupujemy i nie odsprzedajemy powierzchni reklamowej. Obecnie chętni do umieszczenie reklamy w tradycyjnym wydawnictwie muszą zalogować się do systemu Google AdWords i wybrać interesującą ich gazetę oraz wielkość reklamy, a następnie przesłać odpowiednio przygotowany plik z reklamą. Wydawca gazety ma kontrolę nad całym procesem i może odmówić umieszczenia danej treści reklamowej.