Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'globalne ocieplenie' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 54 wyników

  1. Powodowana przez człowieka emisja gazów cieplarnianych wpłynęła na prawdopodobieństwo wystąpienia powodzi w Walii i Angli. Prawdopodobieństwo wystąpienia takich powodzi, jakie miały tam miejsce jesienią 2000 roku jest obecnie co najmniej dwukrotnie większe - mówi fizyk Pardeep Pall ze Szwajcarskiego Federalnego Instututu Technologii w Zurychu (ETH Zurich). Pall był szefem zespołu badawczego, który w Nature opublikował artykuł nt. wpływu sztucznej emisji gazów cieplarnianych na pojawienie się powodzi. Nie ma wątpliwości, że liczba przypadków powodzi jest większa. Donoszą o tym statystyki prowadzone przez Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc, a wielka firma ubezpieczeniowa Munich Re informuje, że od roku 1980 liczba katastrofalnych powodzi zwiększyła się trzykrotnie. Przyczyną może być rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze. Cieplejsze powietrze jest w stanie przyjąć więcej pary wodnej, która sama jest gazem cieplarnianym, co tylko pogarsza sytuację. A wilgoć zawarta w powietrzu musi w końcu trafić na ziemię. Na każdy 1 stopień Celsjusza przypada zwiększenie o 7% ilości pary wodnej w dolnych warstwach atmosfery. Nasze badania wykazały, że liczba najbardziej intensywnych opadów deszczu [definiowanych jako opad 100 mm w ciągu 24 godzin - red.] wzrosła o rząd wielkości. To oznacza, że rzadkie niegdyś katastrofalne opady są obecnie mniej rzadkie - mówi Francis Zwiers z University of Victoria w Kolumbii Brytyjskiej. Naukowcy przeanalizowali dane z ponad 6000 stacji pogodowych na półkuli północnej. Badali informacje pod kątem poziomu opadów w latach 1951-1999. Informacje te porównali z modelami klimatycznymi i odkryli, że zmian nie można wyjaśnić przyczynami naturalnymi, co sugeruje, że stoi za nimi działalność człowieka. Istnieją charakterystyczne wzorce zmian opadów w odpowiedzi na zjawiska naturalne, takie jak np. El Nino. Ale tutaj widzimy inne zmiany - mówi Zwiers. Co gorsza, są one większe, niż przewidziane modelami klimatycznymi. Naukowcy nie próbują jednak nawet odpowiadać na pytanie, za które konkretnie opady odpowiada człowiek. Stwierdzenie czy np. ubiegłoroczne powodzie w Polsce były spowodowane sztuczną emisją gazów cieplarnianych wymagałoby bowiem przeprowadzenia wielu tysięcy symulacji komputerowych i dopiero to pozwoliłoby na wskazanie ewentualnej winy człowieka.
  2. Globalne ocieplenie zniszczyło 300 mln lat temu tropikalne lasy deszczowe. Naukowcy z Royal Holloway, University of London i Uniwersytetu Bristolskiego sądzą, że utorowało to drogę eksplozji ewolucyjnej gadów i przypadkowo umożliwiło pojawienie się 100 mln lat później dinozaurów. Opisywane zdarzenia miały miejsce w karbonie. W tym czasie Europa i Ameryka Północna leżały na równiku i pokrywały je lasy deszczowe. Gdy klimat Ziemi stał się gorętszy i bardziej suchy, lasy zniknęły, ułatwiając ewolucję gadów. Zmiana klimatu spowodowała, że lasy deszczowe uległy pofragmentowaniu na małe wysepki zieleni. Izolowane populacje gadów [...] ewoluowały w odrębnych kierunkach, prowadząc do wzrostu różnorodności – tłumaczy dr Howard Falcon-Lang z Wydziału Nauk o Ziemi na Royal Holloway. To klasyczna ekologiczna reakcja na rozdrobnienie habitatu. Dziś widzimy te same procesy, ilekroć jakaś grupa zwierząt zostanie oddzielona od macierzystej populacji. Badano je na wysepkach drogowych między głównymi systemami drogowymi, Karol Darwin obserwował je też na Galapagos [...] – dodaje prof. Mike Benton z Uniwersytetu Bristolskiego. Jego koleżanka z uczelni, Sarda Sahney, podkreśla, że to fascynujące, że nawet w obliczu pustoszącego upadku ekosystemu zwierzęta mogą się nadal różnicować, tworząc endemiczne populacje. Wg niej, scenariusz niekoniecznie będzie tak optymistyczny w przypadku zniknięcia lasów deszczowych Amazonii. W ramach badań Brytyjczycy analizowali zapis kopalny gadów przed i po zniszczeniu tropikalnych lasów. Wykazali, że przystosowując się do szybko zmieniającego się klimatu i środowiska, gady stały się bardziej zróżnicowane i zmieniły swoją dietę. Ze szczegółowymi wynikami studiów zespołu można się zapoznać na łamach pisma Geology.
  3. Pomimo dość jeszcze powszechnego sceptycyzmu naukowcy przytaczają na wiele niezaprzeczalnych faktów, wskazujących, że definitywnie coś się dzieje. Na konferencji, jaka miała miejsce w środę, Michael Mann mówił, czego możemy się spodziewać w pogodzie w najbliższych latach. Nie jest to wizja optymistyczna, bo choć nie będzie to nic, czego byśmy już nie znali, będzie coraz więcej nieprzyjemnych zjawisk i anomalii pogodowych. Bezpośrednim impulsem do zwołania konferencji i rozmów z prasą była wizyta Manna, jednego z czołowych amerykańskich naukowców, w kanadyjskiej miejscowości Churchill (w stanie Manitoba), znanej powszechnie jako miejsce wędrówek niedźwiedzi polarnych. O tej porze roku zaczynają one zawsze łowy na foki. W tym roku nie mogły jeszcze zacząć polowania, ponieważ nie utworzył się jeszcze konieczny do tego lód. Niedźwiedzie wędrują wśród tundry, bezskutecznie czekając na pojawienie się lodu. Arktyka pod wieloma względami jest zwiastunem tego, co czeka całą naszą planetę - mówi naukowiec. Na konferencji zademonstrowana wyniki badań Jerry'ego Meehla z amerykańskiego National Center for Atmospheric Research (NCAR). Wynika z nich, że anomalie temperaturowe, występujące zawsze, zdecydowanie przesuwają się w jedną stronę. Ilość wahnięć w kierunku niskich i wysokich temperatur przestała być równa, w tej chwili gorące anomalie są dwa razy częstsze niż zimne. Daje to wgląd w dalsze skutki zmian klimatu: liczba anomalii pogodowych rośnie i będzie rosnąć jeszcze bardziej. Wydarzenia takie, jak fala upałów z 2003 roku, która zabiła w Europie 35 tysięcy ludzi, czy tegoroczne wielomiesięczne upały i susze w Rosji, dawniej byłyby w najwyższym stopniu nieprawdopodobne, obecnie pojawiają się co najmniej raz na kilka lat. Paradoksalnie, ponieważ cieplejsza atmosfera może magazynować większe ilości wody, długotrwałym suszom będą towarzyszyć bardzo gwałtowne burze i deszcze, powodujące wyjątkowo silne powodzie, których Europa (nie tylko Polska) doświadczyła również w tym roku. A trzeba doliczyć jeszcze katastrofalne na skalę nie do pomyślenia na naszym kontynencie, powodzie w Chinach, czy szerzej - Azji, jakie również miały miejsce w tym roku. Ekspert i znawca huraganów, Greg Holland, wskazuje na rosnącą częstotliwość pojawiania się tych najsilniejszych. Licząc tylko huragany powstające na Atlantyku, w ciągu ostatnich dziesięciu lat pojawiło się trzy razy więcej huraganów kategorii 4 i 5, niż pojawiało się w poprzednich dziesięcioleciach. Holland prognozuje dalszy wzrost ich liczby: dwu- a nawet trzykrotny. Przytaczano też dość powszechnie już znane informacje na temat kurczenia się arktycznej pokrywy lodowej i możliwych tego skutków dla stabilności klimatycznej.
  4. Większość naukowców uważa, że wzrost poziomu dwutlenku węgla oraz średnich temperatur zaszkodzi bioróżnorodności lasów deszczowych. Jednak ostatnio ogłoszone wyniki wieloletnich badań sugerują, że może stać się inaczej. Carlos Jamarillo wraz ze swoimi kolegami ze Smithsonian Tropical Research Institute z Panamy chcieli dowiedzieć się, jaki wpływ na różnorodność lasu deszczowego może mieć globalne ocieplenie. Aby to sprawdzić, postanowili przyjrzeć się podobnym okresom, które miały miejsce w historii. Jedno z nich to paleoceńsko-eoceńskie maksimum termiczne (PETM), które miało miejsce 56,3 miliona lat temu. Wówczas, w ciągu 10-20 tysięcy lat średnie temperatury na Ziemi zwiększyły się o 3-5 stopni Celsjusza, a poziom dwutlenku węgla był dwuipółkrotnie wyższy niż obecnie. Jaramillo i jego zespół przez siedem lat szukali w lasach tropikalnych Kolumbii i Wenezueli odpowiednich miejsc z których można było pobrać próbki skamielin i badali nasiona oraz pyłki pochodzące ze wspomnianego okresu. Badania wykazały, że chociaż w czasie maksimum termalnego część gatunków roślin wyginęło, pojawiło się wiele innych, wśród nich całe rodziny. To pokazuje, że rosnące temperatury przyczyniły się do wzrostu bioróżnorodności. W tym właśnie czasie na Ziemi pojawiły się mitrowate czy męczennicowate. Należy jednak pamiętać, że obecny wzrost temperatur wcale nie musi przynieść tak pozytywnych efektów. To kwestia tempa, jak szybko będzie się ogrzewało, to najważniejsza sprawa - mówi Guy Harrington, paleobiolog z University of Birmigham. Jeśli bowiem zmiany będą zbyt szybkie, rośliny nie zdążą się przystosować do nowych warunków. Ponadto, jak zauważa uczony, niezwykle ważny będzie też dostęp do wody. Podczas PETM w tropikach jej nie zabrakło. Obecnie nie wiadomo, jaki wpływ na poziom opadów w okolicach równikowych będzie miało ocieplenie. Harrington mówi też, że pozytywny wpływ PETM mógł ograniczać się tylko do lasów deszczowych. Z jego własnych badań, prowadzonych w Ameryce Północnej, wynika, że w tym czasie wyginęło tam wiele gatunków zwierząt. Sam Jaramillo uważa, że obecnie największym zagrożeniem dla różnorodności lasów deszczowych nie jest ocieplanie się klimatu, a wycinanie drzew.
  5. Ocieplanie się klimatu niesie ze sobą nie tylko trudne do przewidzenia zmiany pogody. Podczas dorocznego spotkania północnoamerykańskiego oddziału Towarzystwa Chemii i Toksykologii Środowiskowej naukowcy ostrzegli, że rosnące temperatury mogą spowodować, iż związki chemiczne będą bardziej toksyczne niż obecnie, a środowisko - bardziej podatne na ich działanie. Zdaniem chemików obecne w środowisku naturalnym pestycydy, metale ciężkie i chemia domowa mogą stać się bardziej groźne dla zwierząt, roślin i w efekcie dla ludzi. Doktorantka Erin Mann z University of Toronto ostrzega, że topniejące lody Arktyki uwolnią wodę do oceanu, co spowoduje zwiększenie parowania i wzmożone uwalnianie do atmosfery toksyn z wody. Z kolei Theodore Valenti, toksykolog z US National Research Council obawia się zmian w ruchu, jakości i dystrybucji wody, co może wpłynąć na kwasowość rzek i strumieni. To z kolei grozi zmianą toksyczności środków chemicznych, takich jak np. lekarstwa, które trafiają do wód. Lekarstwa są projektowane tak, by małe zmiany w kwasowości otoczenia zmieniały ich właściwości, co pozwala im na dotarcie do konkretnych tkanek. Jednak w środowisku naturalnym zachodzą te same zjawiska i gdy lekarstwa, po pozbyciu się ich przez organizm, trafiają do wody, następują tam gwałtowne zmiany. Valenti mówi, że obserwował nawet 20-krotne zwiększenie się toksyczności leków, gdy środowisko w jakim się znajdowały zmieniało kwasowość z pH 6 do pH 9. Majorie Brooks, toksykolog z Southern Illinois University mówiła o zmianach w toksyczności metali ciężkich. Na przykład w przypadku miedzi wskaźnik LD50, określający dawkę substancji toksycznej potrzebnej do uśmiercenia połowy badanej populacji, spada wraz ze wzrostem temperatury. Innymi słowy, im jest cieplej, tym miedź jest bardziej toksyczna. Brooks ostrzega, że toksyczność zwiększa się błyskawicznie. Badała ona wpływ miedzi na strzeble grubogłową (Pimephales promelas) i stwierdziła, że jeśli ocieplenie klimatu będzie postępowało tak szybko, jak obecnie, to w roku 2060 wskaźnik LC50 miedzi będzie dla tego gatunku o połowę niższy niż obecnie. Jednak walka ze zmianami klimatycznymi również może być niebezpieczna. Nicholas Gard, ekolog i konsultant firmy inżynieryjnej Exponent ostrzega, że próby sekwestracji czyli zagrzebywania dwutlenku węgla pod ziemią, mogą spowodować wzrost kwasowości skał, co spowoduje, że będą one szybciej uwalniały metale ciężkie, które trafią do rzek i strumieni. Toksyczność ołowiu, którą interesuje się również wojsko badające ryzyko związane ze strzelnicami i zużywanymi tam pociskami, sprawdzała Jennifer Goss. Okazało się, że badane przez nią rozwielitki są bardziej wrażliwe na ołów w wyższych temperaturach. To z kolei unaoczniło jeszcze jeden problem. Otóż badania nad rozwielitkami prowadzone są zwykle w temperaturze 24 stopni Celsjusza. Musimy dokonać fundamentalnych zmian w sposobach oceny wpływu związków chemicznych na środowisko. Warunki, w jakich przeprowadzamy badania nie były zmieniane od 30 lat - stwierdził toksykolog Ralph Stahl z firmy Dupont.
  6. Bjorn Lomborg, jeden z najbardziej znanych krytyków polityki walki z globalnym ociepleniem, dokonał niespodziewanej wolty. Naukowiec, który dotychczas próbował obalać argumenty osób mówiących o globalnym ociepleniu i sprzeciwiał się wydawaniu pieniędzy na walkę z nim, w swojej najnowszej książce wzywa do przeznaczenia ponad 100 miliardów dolarów rocznie na walkę z ociepleniem. Bjorn Lomborg zyskał sławę w 1998 roku gdy opublikował książkę "Sceptyczny środowiskowiec". Podawał w niej argumenty, które miały świadczyć przeciwko niektórym skutkom ocieplenia, takim jak np. utrata gatunków czy zmniejszanie się zasobów dostępnej wody pitnej. Lomborg sprzeciwiał się też takim porozumieniom jak Protokół z Kioto, mówiąc, ze "zabijają one ludzi". Duńczyk nigdy nie zaprzeczał zjawisku globalnego ocieplenia, ale jego zdaniem, ludzie powinni się do niego dostosować zamiast ograniczać emisję zanieczyszczeń i wydawać pieniądze na walkę z nim. Argumentował, że aktywna walka z ociepleniem nie powinna być priorytetem w rządowych wydatkach. Przeciwnicy globalnego ocieplenia i walki z tym zjawiskiem często powoływali się na Lomborga. W swojej najnowszej książce, która ukaże się w ciągu najbliższych tygodni, Lomborg dokonał rewizji swoich poglądów. Jego zdaniem globalne opłaty za emisję węgla do atmosfery powinny w skali roku wynieść 250 miliardów dolarów. Z tego 100 miliardów należy przeznaczyć na badania i rozwój nad czystymi technologiami pozyskiwania energii, 50 miliardów na dostosowanie się do zmian klimatycznych, a miliard na rozwiązania z zakresu geoinżynierii. Pozostałe pieniądze Lomborg proponuje wydać na poprawę opieki zdrowotnej w biednych krajach oraz dostarczanie tam czystej wody. Dokonana przez Lomborga wolta z pewnością odbije się szerokim echem wśród przeciwników walki z globalnym ociepleniem.
  7. Jiping Liu z Georgia Tech (Georgia Institute of Technology) uważa, że znalazł wyjaśnienie, dlaczego powierzchnia lodów Antarktyki zwiększa się, mimo iż lody Arktyki topnieją wskutek globalnego ocieplenia. Zdaniem Liu ogrzewanie się powierzchni oceanów prowadzi do parowania większych ilości wody, jej skraplania się w górnych warstwach atmosfery i opadów, w postaci śniegu, na Antarktydzie. Śnieg spadający na powierzchnię oceanu powoduje, że górna warstwa wody staje się mniej słona, a zatem mniej gęsta. Przez to jest bardziej stabilna. Rozrzedzona woda zapobiega docieraniu ciepłych gęstych prądów morskich z głębin na powierzchnie, przez co nie ogrzewają one i nie roztapiają lodu. Niestety, zdaniem Liu jeszcze w bieżącym wieku lód na Antarktyce przestanie przyrastać, a jego powierzchnia zacznie się kurczyć. Wszystko przez ocieplenie, które powoduje, że skraplająca się nad Antarktyką woda zacznie przybierać formę deszczu, a ten szybciej rozpuszcza zarówno śnieg jak i lód. Gdy powierzchnia tego drugiego zacznie się kurczyć, promienie słoneczne zyskają dostęp do ciemnych wód oceanicznych, podgrzewając je i przyspieszając w ten sposób topnienie lodu. Zmiana powierzchni lodów i ocieplenie się wód Antarktyki to nie tylko problem lokalny. Może ona doprowadzić do zmiany układu prądów morskich na całym globie. A to właśnie prądy zapewniają dostawy pożywienia dla około 75% stworzeń żyjących w oceanach.
  8. Naukowcy z Instytutu Maksa Plancka postanowili obliczyć, ile jeszcze człowiek może wypuścić do atmosfery dwutlenku węgla, by wzrost globalnej średniej temperatury nie przekroczył 2 stopni Celsjusza. Erich Roeckner wraz z zespołem dodali do stworzonego przez siebie modelu informacje o historycznym cyklu obiegu węgla, który pozwala stwierdzić, jak dużo mogą przyjąć lasy i oceany. Powstał w ten sposób model o niskiej rozdzielczości, który opisuje punkty odległe od siebie o 400 kilometrów. Pokrywa on wszystkie rodzaje powierzchni Ziemi - lądy, oceany, lód - bierze też pod uwagę atmosferyczny,ziemski i morski cykl obiegu węgla. Uczeni obliczyli, że od początku Rewolucji Przemysłowej poziom węgla pochodzącego z paliw kopalnych zwiększył się w atmosferze o 35%. Naukowcy odpowiedzieli też na zasadnicze pytanie - o ile możemy zwiększać emisję. Odpowiedź nie napawa optymizmem. Zdaniem uczonych, jeśli chcemy doprowadzić do długoterminowej stabilizacji poziomu węgla w atmosferze i zapobiec zmianom klimatycznym powinniśmy do roku 2050 zmniejszyć emisję o 56%, a do końca wieku praktycznie zrezygnować z emisji węgla do atmosfery. Roeckner poinformował, że ustabilizowanie się globalnego klimatu zajmie całe wieki. Teraz wyniki uzyskane przez Niemców są weryfikowane przez inne ośrodki naukowe w Europie.
  9. Poziom wody w oceanach mierzony jest odkąd tylko pojawiły się możliwości techniczne takich badań. Dziś zgromadzone dane okazują się przydatne w wielu projektach naukowych, zwłaszcza dotyczących klimatu i wpływu człowieka. Pomiary prowadzone od lat sześćdziesiątych wskazują, że poziom niektórych obszarów Oceanu Indyjskiego się podnosi i jak uważa profesor Weiqing Han, powodem jest działalność człowieka i globalne ocieplanie się klimatu. Co ciekawe, w innych rejonach świata poziom oceanu się obniża. Ten trzeci na świecie ocean, zajmujący 20% całego wszechoceanu, rozciąga się od zachodnich wybrzeży Afryki po Australie i Malaje. Głównym rolę w procesie podnoszenia się poziomu wody jest tzw. ciepły basen indo-pacyficzny, akwen o kształcie wanny zaczynający się od Afryki i ciągnący aż do umownej linii zmiany daty na Oceanie Spokojnym. Przez ostatnie 50 lat jego temperatura podniosła się o pół stopnia Celsjusza. Weiqing Han, naukowiec z Uniwersytetu Kolorado w Boulder uważa, że przyczyną jest działalność człowieka, a konkretnie emisja gazów cieplarnianych. Jego zdaniem procesy cywilizacyjne wkrótce zdominują naturalną zmienność temperatury i poziomu oceanu. W tym rejonie świata dotknie to zwłaszcza Archipelag Maskarenów, wybrzeża Indonezji, Sumatrę i cały północny skraj Oceanu Indyjskiego. Jednak podczas gdy na jednych obszarach poziom oceanu się podnosi, w innych opada. Szczególnie duże obniżenie się poziomu wody można obserwować na Seszelach czy na wybrzeżu Tanzanii. Poziom oceanu nie daje się więc określić jedną liczbą, ani uporządkować jednym schematem. Głównym motorem zmian i nierówności w poziomie wody jest klimat, w szczególności cyrkulacja powietrza. Główną rolę odgrywają tu komórka Walkera - związana z różnicą temperatur wzdłuż równika oraz komórka Hadleya - związana z wymianą powietrze między strefą równikową a resztą globy. Elementem obu tych komórek są pasaty. Międzynarodowy zespół badawczy wykorzystał najnowsze modele klimatyczne do analizy tego zjawiska. Jak się okazuje, nie występują znaczące różnice w poziomie morza wokół Malediwów, jeśli porównuje się dane z różnych pór roku. Natomiast analiza zmian poziomu morza według danych mierzonych jedynie zimą wykazuje długofalowy wzrost poziomu oceanu. Malediwy, najmniejszy kraj Azji, składający się z ponad tysiąca wysepek, jest najczęstszym przykładem zagrożeń klimatycznych. Średni poziom lądu tam to bowiem zaledwie pięć stóp ponad poziomem morza, każdy więc, nawet niewielki wzrost jego poziomu oznacza zalanie dużych obszarów i zagrożenie dla 300 tysięcy mieszkańców tego państwa.
  10. Opublikowano dane z dwóch najnowszych i najszerzej zakrojonych badań globalnego oceanu. Oszacowanie dokładnej ilości wody oraz zmian temperatury potwierdza przewidywania klimatologów. Oceany są mniejsze niż sądzono, stają się też coraz cieplejsze. Badanie przeprowadzone przez Woods Hole Oceanographic Institution (Instytut Oceanograficzny Woodsa Hole'a) w Massachusetts, prywatną organizację badawczą non-profit, miało na celu oszacowanie całkowitej ilości wody zawartej w światowych oceanach. Wykonane przy użyciu danych satelitarnych badanie jest najdokładniejszym z dotąd przeprowadzonych, dało ono wynik 1,3 miliarda kilometrów sześciennych wody, nieco mniej niż dotychczasowe szacunki. Badanie drugie, przeprowadzone przez National Oceanic and Atmospheric Administration - dział amerykańskiego Departamentu Handlu - miało ocenić zmiany temperatury wód oceanicznych. Trwające szesnaście lat (w latach 1993-2008) pomiary wykonywano przy współpracy jednostek badawczych z Japonii, Niemiec i USA, z zastosowaniem różnych metod badawczych. Różnice w zastosowanych metodach - a także różny stopień ich dokładności i metodologia gromadzenia danych - sprawiły, że poszczególne wyniki różniły się między sobą. Zarówno jednak ostateczne szacunki, jak i wyniki cząstkowe jednoznacznie wskazują na ocieplanie się oceanów w ciągu ostatnich dwóch dekad. Trend jest wyraźny i stanowi dobry wskaźnik globalnego ocieplania się. Według szacunków 90% energii zatrzymywanej przez gazy cieplarniane pochłaniane jest przez oceany. Wyniki, sprawdzone przez naukowców niezaangażowanych w te badania, potwierdzają ogólne przewidywania klimatologów co do zmian klimatu. Śledzenie zmian temperatury oceanów jest bardzo istotne w tym kontekście. Ich temperatura, a w szczególności prądy oceaniczne mają wyjątkowy wpływ na praktyczny klimat i pogodę na świecie. To, co się dzieje z pochłanianym przez oceany ciepłem nie pozostanie bez wpływu na światowy klimat, a w rezultacie gospodarkę.
  11. W Peru doszło do niezwykłego zjawiska - pojawienia się tsunami na... jeziorze. Do jeziora oznaczonego jako 513 w peruwiańskich Andach spadł z lodowca Halcan blok lodu o wymiarach 500x200 metrów. Wywołał on falę o wysokości 23 metrów, które uderzyło w pobliskie miasteczko. Zniszczeniu uległo 50 domów oraz lokalny zakład produkcji wody, z którego usług korzystało 60 000 osób. Liczba ofiar nie jest znana, jednak prawdopodobnie nie przekracza ona 5. Lokalny gubernator Cesar Alvarez twierdzi uważa, że oderwanie się lodowego bloku zostało spowodowane globalnym ociepleniem. Władze obawiają się kolejnych podobnych wypadków. W Peru znajduje się aż 70% wszystkich tropikalnych lodowców na świecie.
  12. Brytyjskie Biuro Komisarza ds. Informacji stwierdziło, że na University of East Anglia, który stał się centrum skandalu związanego z kradzieżą e-maili dotyczących globalnego ocieplenia, doszło do złamania ustawy o wolności informacji. Ukradzione listy dowodzą, że niezgodnie z prawem zignorowano co najmniej jedną prośbę o udostępnienie informacji. Urząd przyznał, że w roku 2007 i 2008 otrzymał skargi od emerytowanego inżyniera Davida Hollanda, jednak dopiero kradzież e-maili udowodniła, że "prośba pana Hollanda, złożona zgodnie z Freedom of Information Act, nie została rozpatrzona tak, jak powinna". Biuro Komisarza ds. Informacji oświadczyło, że przeciwko osobom, które dopuściły się złamania zapisów ustawy nie zostaną wyciągnięte konsekwencje prawne, gdyż przepisy wymagają podjęcia takich działań w ciągu sześciu miesięcy od wykroczenia.
  13. Uczestnicy zakończonego niedawno szczytu klimatycznego ONZ w Kopenhadze jednoznacznie wskazali ditlenek wegla (CO2) jako głównego winowajcę globalnego ocieplenia. Zdaniem prof. Qinga-Bina Lu z University of Waterloo był to jednak błąd, zaś najważniejszą przyczyną wzrostu temperatur w latach 1950-2000 były w rzeczywistości freony - związki znane dotychczas głównie jako przyczyna dziury ozonowej. Swoje obserwacje prof. Lu opiera na danych uzyskanych dzięki satelitom, balonom oraz stacjom naziemnym. Początkowo badacza interesował przede wszystkim wpływ freonów na stan atmosfery w okolicach biegunów Ziemi, lecz po pewnym czasie zaobserwował on, że analizowane przez niego informacje mogą okazać sie rozwiązaniem jednej z zagadek klimatologii. Większość naukowców jest zgodna, że przyczyną trwającego od nieco ponad 150 lat ocieplenia powierzchni Ziemi jest wzrastający poziom CO2 w atmosferze. Paradoksalnie jednak, zawartość tego gazu rośnie w ostatnich latach w rekordowym tempie, lecz od 2002 roku średnie temperatury powierzchni Ziemi spadają. Co więcej, dane z lat 1950-2000 nie potwierdzają jednoznacznie wpływu CO2 na ocieplenie klimatu. Wielu klimatologów przedstawia to zjawisko jako zwyczajną fluktuację i chwilowe odstępstwo od trendu, lecz zdaniem prof. Lu może ono być bezpośednią konsekwencją zmian stężenia freonów (znanych także jako CFC) w atmosferze. Substancje z tej grupy są co prawda uznawane za gazy cieplarniane, lecz ich wpływ na klimat Ziemi był dotychczas uznawany za niewielki. Dopiero teraz okazuje się, że podejście takie mogło być błędne. Według badacza prawdziwą przyczyną wzrostu temperatur w drugiej połowie XX wieku było niszczenie przez freony warstwy ozonowej Ziemi, przez co przenikanie do Ziemi wysokoenergetycznego promieniowania kosmicznego stało się łatwiejsze. Przede wszystkim, łączna zawartość CFC, niszczących ozon cząsteczek dobrze znanych jako gazy cieplarniane, spadła począwszy od 2000 roku. W tym samym czasie temperatura powierzchni [Ziemi] także spadła. Dla odróżnienia, poziom CO2 wzrastał od 1850 r. i jest aktualnie w fazie najwyższego wzrostu - opisuje badacz i dodaje: to bardzo silne fakty, ale wygląda na to, że w przeszłości były one w większości ignorowane.
  14. Kevin Trenberth z U.S. National Center for Atmospheric Research, stwierdził, że nieprzypadkowo do włamania na serwery Climatic Research Unit University of East Anglia i kradzieży listów oraz dokumentów pisanych przez specjalistów badających klimat doszło przed planowanym szczytem klimatycznym. Trenberth, znany ekspert zajmujący się badaniami nad klimatem informuje, że włamywacze celowo nie udostępnili wszystkich ukradzionych przez siebie listów. Jego zdaniem, wybór opublikowanych dokumentów nie jest przypadkowy. Zostały one dobrane tak, by sugerowały, że naukowcy dopuścili się oszustwa. Jeden z maili samego Trenbertha stał się przyczynkiem do rozważań o spisku naukowców. Uczony przytaczał w nim bowiem pytanie, z którym często się spotyka: "Gdzie podziało się globalne ocieplenie?" i odpowiada, streszczając wnioski ze swojego wcześniejszego artykułu. List ten został zinterpretowany jednak jako dowód na to, że sami naukowcy nie mają dowodów na istnienie ocieplenia. Trenberth przyznaje jednocześnie, że język, którym posługiwali się uczeni, szczególnie gdy mówili o osobach twierdzących, że globalne ocieplenie nie istnieje, jest mało parlamentarny. Wśród internetowych komentarzy pojawiły się również spostrzeżenia, iż włamania dokonali hakerzy z Rosji, kraju, którego gospodarka jest uzależniona od handlu paliwami kopalnymi.
  15. Stan Kalifornia to jedna z największych potęg gospodarczych świata. Gdyby była niepodległym państwem, znajdowałaby się w pierwszej 10 najbogatszych. Jednak i jego nie ominą skutki globalnego ocieplenia. Stanowy Climate Action Team opublikował raport, w którym próbuje oszacować koszty ocieplania się klimatu. Wynika z niego, że w ciągu najbliższych lat straty mogą sięgać dziesiątków miliardów dolarów rocznie. Będzie to związane z częstszym włączaniem urządzeń kilmatyzacyjnych, podnoszeniem się poziomu oceanu i koniecznością dokonywania przez miasta dodatkowych zakupów wody. Najprawdopodobniej jedynymi terenami w Kalifornii, które zyskają na ocieplaniu się klimatu będą położone wysoko w górach tereny leśne. W raporcie zaznaczono, że bardzo dużo zależy od działań na rzecz spowolnienia ogrzewania się planety. Jeśli świat dojdzie do porozumienia w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych, straty będą mniejsze. Jednak jeden z autorów raportu, ekonomista Michael Hanemann, dyrektor California Climate Change Center na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, osobiście uważa, że sytuacja będzie raczej gorsza niż lepsza. Jednym z najpoważniejszych zagrożeń jest rosnący poziom wód oceanicznych i związane z tym ryzyko zalania San Francisco i okolic. W tym przypadku koszty takiej katastrofy naturalnej mogą sięgnąć 100 miliardów dolarów. Co prawda wyższa temperatura mogłaby zwiększyć plony niektórych zbóż, ale czynnikiem je ograniczającym może stać się dostęp do wody. W raporcie czytamy, że wpływ zmian klimatycznych na dostęp do słodkiej wody będzie umiarkowany, jednak trzeba zauważyć, że autorzy raportu przyjęli bardzo optymistyczne założenie, iż miasta bez problemu będą mogły kupować wodę na prowincji. Taki scenariusz, jak sami przyznają, jest mało prawdopodobny.
  16. Orbiting Carbon Observatory (OCO), pierwszy satelita NASA, który został skonstruowany z myślą o badaniu dwutlenku węgla w atmosferze, spadł do oceanu w trzy minuty po starcie. Warte 273 miliony dolarów urządzenie miało dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie czy CO2 powoduje globalne ocieplenie. OCO miał badać różne źródła CO2 oraz sprawdzać, w jakim stopniu jest on absorbowany przez wodę czy rośliny. Satelitę wystrzelono z bazy lotniczej Vandenberg w Kalifornii. Niedługo potem zauważono, że z nieznanej jeszcze przyczyny, satelita po wejściu w przestrzeń okołoziemską nie był w stanie odłączyć się od rakiety nośnej i wraz z nią spadł do oceanu niedaleko Antarktydy. Budowa OCO trwała osiem lat.
  17. Zmiana miejsca zimowania przez ptaki może mieć wiele różnych przyczyn - od ekspansji miast, poprzez wycinanie lasów po pojawienie się nowych źródeł pożywienia. Gdy jednak zmiany takie zachodzą masowo, wskazują, że mamy do czynienia z jakimś szeroko oddziałującym zjawiskiem. Audubon Society opublikowało badania, w których informuje, że niemal 60% z 305 gatunków północnoamerykańskich ptaków zimuje dalej na północ niż zwykle. To, zdaniem przedstawicieli towarzystwa, dowód na globalne ocieplenie. Średnio ptaki zimują obecnie o 56 kilometrów bliżej bieguna północnego niż przed 40 laty. Rekordzistą jest dziwonia purpurowa, której stada pojawiły się niemal 650 kilometrów dalej niż zwykle. Obserwacje dotyczące migracji ptaków znajdują potwierdzenie w danych klimatologicznych. W ciągu ostatnich 40 lat średnie temperatury stycznia na terenie USA zwiększyły się o około 2,7 stopnia Celsjusza. Zmiany temperatury i migracji ptaków są szczególnie widoczne w północnych stanach USA. Obserwuje się w nich zwierzęta, które dotychczas pojawiały się tylko w stanach południowych, a z kolei niektóre gatunki zimujące na północy USA poleciały do Kanady. Zdaniem Grega Butchera, głównego naukowca i dyrektora badań Audubon Society, to dowód na zwiększanie się temperatur na Ziemi. Tego [zmiany miejsca zimowania - red.] nie zrobiły pojedyncze ptaki. To ruchy wielu gatunków, które sugerują, że dzieje się coś z temperaturą, a nie warunkami ekologicznymi - mówi Butcher. Ornitolodzy od wielu lat są zgodni, że na wzrost temperatury ptaki odpowiadają przesuwaniem zimowisk na północ. Badania przeprowadzone przez Audubon Society potwierdzają wcześniejsze obserwacje ptaków na wschodzie USA i w Wielkiej Brytanii. Towarzystwo przeprowadziło jednak obserwacje na znacznie większą skalę i objęło nimi więcej gatunków. Terry Root, biolog z Uniwersytetu Stanforda mówi, że od pewnego czasu można zaobserwować olbrzymią ilość zimujących gatunków, które przenoszą się na północ. Zmiany zachodzą na tak dużą skalę, że nie może być mowy o pomyłce lub lokalnym czynniku. Migracje ptaków mają też wymiar symboliczny. Strzyżyk karoliński (Thryothorus ludovicianus), który jest symbolem Południowej Karoliny, masowo pojawia się w Nowej Anglii (stany Maine, New Hampshire, Vermont, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut). Pamiętam jak 20 lat temu ludzie przez kilka godzin potrafili podróżować samochodem, by zobaczyć w naszym stanie jednego strzyżyka. Teraz co roku w mojej okolicy zauważam dwa lub trzy osobniki. Bez wątpienia zaszły zmiany - mówi Jeff Wells, ornitolog z Maine. Audubon Society zauważa, że nie wszystkie zmiany w migracji można uznać za efekt ocieplania się klimatu. Niektóre gatunki rozszerzyły obszar swojego występowania w wyniku wysiłków podejmowanych na rzecz ich ochrony. Jednym z nich jest dziki indyk, który niemal dorównuje dziwonii purpurowej pod względem zmiany występowania. Inny, to żuraw kanadyjski. W stanie Tennessee doszło do tak dużej eksplozji populacji tych ptaków, iż władze zastanawiają się nad wydaniem zezwoleń na polowania na nie. Jednak te pojedyncze przypadki nie zmieniają całego obrazu sytuacji.
  18. W Internecie i tradycyjnych mediach wciąż trwają spory o globalne ocieplenie i ewentualny wpływ nań działalności człowieka. Nic dziwnego, gdyż sami naukowcy nie są w 100 procentach zgodni nawet co do samego występowania ocieplenia. Uczeni z University of Illinois w Chicago, profesor Peter Doran oraz Maggie Kendall Zimmerman, postanowili zbadać, jakie jest zdanie specjalistów na ten temat. Podobne badania prowadzono już przed kilkoma laty. W 2004 roku Naomi Oreskes opublikowała w Science artykuł, w którym, opierając się na abstraktach 928 prac naukowych z lat 1993-2003 stwierdziła, że 75% z nich wyrażało opinię o wpływie człowieka na zmiany klimatu. Metodologia taka została skrytykowana za opieranie się na abstraktach, a nie na pełnym spektrum opinii naukowców. Akademicy z Illinois postanowili zatem zapytać bezpośrednio specjalistów zajmujących się tematyką. Przygotowali online'owe badanie, do udziału w którym zaproszono 10 257 naukowców z uniwersytetów, federalnych ośrodków badawczych, agend rządowych (np. US Geological Survey, NASA, NOAA), laboratoriów Departamentu Energii itp. itd. Aby zwiększyć szanse, że zaproszeni wezmą udział w badaniu, przygotowano je tak, by odpowiedź na ankietę nie zajęła więcej niż 2 minuty. Wśród dziewięciu pytań dwa dotyczyły poruszonej na początku kwestii: 1.Czy, w porównaniu z okresem przed rokiem 1800, średnia globalna temperatura spadła, wzrosła czy utrzymała się na tym samym poziomie? 2.Czy aktywność człowieka jest znaczącym czynnikiem wpływającym na wartość średniej globalnej temperatury? Na ankietę odpowiedziało 3146 osób. Spośród nich 90% pochodziło z USA, 6% z Kanady, a 4% z 21 innych krajów. Ponad 90% miało tytuł doktorski, a około 7% było magistrami. Wśród respondentów największą grupę stanowili geochemicy (15,5%), geofizycy (12%) oraz oceanografowie (10,5%). Z kolei geologów, hydrologów, hydrogeologów i paleontologów było po 5-7%. Około 5% respondentów to klimatolodzy. Dla 8,5% biorących udział, badania nad zmianami klimatu stanowiły główne zajęcie, co można wnioskować z faktu, iż ponad 50% ich publikacji z ostatnich 5 lat dotyczyło właśnie tej tematyki. Spośród wszystkich opisanych osób 90% stwierdziło, że po roku 1800 zauważalny jest wzrost średniej globalnej temperatury. Na pytanie 2. padło aż 82% odpowiedzi twierdzących, co oznacza, że tylu specjalistów uważa, iż człowiek znacząco przyczynił się do wzrostu temperatury. Można również zauważyć, że im bardziej dana osoba specjalizowała się w badaniach nad klimatem, tym większą miała pewność zarówno co do wzrostu średniej temperatury, jak i do roli odgrywanej przez człowieka. Na przykład wśród klimatologów, którzy w ciągu ostatnich 5 lat opublikowali ponad 50% prac na temat zmian klimatycznych (takich osób było 79), aż 96,2% odpowiedziało "wzrosły" na pytanie pierwsze, a 97,4% uznało, że człowiek do zmian się przyczynił. Z kolei najbardziej sceptyczni byli geolodzy specjalizujący się w badaniu złóż paliw kopalnych oraz meteorolodzy. W udział człowieka w zmiany klimatu wierzy, odpowiedznio, 47% i 64% z nich. Opinia specjalistów rozmija się tutaj znacznie z opinią przeciętnego człowieka. Z badań Gallupa wynika bowiem, że tylko 58% ogółu obywateli uważa, że człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych.
  19. Z powodu globalnego ocieplenia do roku 2100 połowa ludności Ziemi może mieć problemy z zaopatrzeniem w żywność. Będzie to dotyczyło szczególnie ludności zamieszkującej obszary pomiędzy zwrotnikami. Rosamond Naylor, dyrektor Program of Food Security and the Environment z Uniwersytetu Stanforda mówi, że jeśli chcemy zapobiec klęsce głodu, to już w tej chwili musimy rozpocząć badania nad nowymi gatunkami roślin jadalnych. Minie bowiem kilkadziesiąt lat, zanim powstaną takie, które będą w stanie rozwijać się w podwyższonej temperaturze tropików. Współautor badań, profesor David Battisti z University of Washington mówi: Z samego tylko powodu wzrostu temperatury czekają nas olbrzymie problemy z globalną produkcją żywności, a trzeba przecież jeszcze pamiętać o problemach z niedoborem wody w warunkach podwyższonej temperatury. Naylor i Battisti posłużyli się danymi z 23 różnych modeli klimatycznych i na ich podstawie doszli do wniosku, że istnieje ponad 90-procentowe prawdopodobieństwo, że do roku 2100 w obszarach tropikalnych i subtropikalnych w okresach wegetacji roślin uprawnych temperatury wzrosną do tego stopnia, że najniższe z nich będą wyższe od najwyższych obecnie notowanych. Naukowcy zauważają, że w najnowszej historii zdarzały się fale upałów, które niszczyły zbiory. Na przykład w 2003 roku, kiedy to letnie upały zabiły w Europie Zachodniej około 52 000 osób, produkcja żywności we Francji i Włoszech spadła o 30%. Za 90 lat takie temperatury mogą być normą w Europie. W tropikach spowodują one spadek plonów od 20 do 40%, a biorąc pod uwagę związany z nim możliwe zmniejszenie liczby opadów, spadek plonów może być jeszcze większy. Oczywiście, jak już wcześniej informowaliśmy, średni wzrost temperatury na wyższych szerokościach geograficznych będzie większy, niż w tropikach. Jednak, jako że tropiki już teraz są cieplejsze, wzrost temperatury w nich będzie miał większy wpływ na rośliny uprawne. Musimy całościowo przemyśleć system światowego rolnictwa. Nie myśleć tylko o nowych gatunkach roślin, ale zbadać, jak zmniejszy się odsetek ludności pracującej w rolnictwie i jak będą kształtowały się migracje - mówi Naylor. Obecnie w strefach tropikalnej i subtropikalnej mieszka 3 miliardy ludzi. W przyszłości liczba ta ulegnie podwojeniu.
  20. Naukowcy z Cornell University przeprowadzili największe jak dotąd badania sadzy w gruncie i na ich podstawie stwierdzili, że większość modeli klimatycznych dotyczących globalnego ocieplenia daje fałszywy obraz. Ich zdaniem, groźba ocieplenia klimatu jest mniejsza, niż sądzimy. Zespół pod kierunkiem biogeochemika profesora Johannesa Lehmanna zbadał poziom sadzy w gruncie w 452 obszarach dwóch australijskich sawann. Obecnie uważa się, że wskutek ocieplania klimatu i związanego z tym ocieplania się gruntu, dochodzi do uwolnienia coraz większych ilości dwutlenku węgla z gruntu, co z kolei przyspiesza ocieplanie klimatu. W stosowanych modelach klimatycznych uwzględnia się węgiel uwalniany z gruntu, ale uzyskiwane wyniki znacznie się różnią, w zależności od tego, czy uwzględnimy w nich sadzę czy tez nie. W gruncie znajduje się wiele różnych postaci węgla. Mamy węgiel organiczny, powstały wskutek rozkładu roślin oraz sadzę, która tworzy się przy spalaniu materii organicznej. O ile węgiel organiczny jest uwalniany do atmosfery w ciągu kilku lat, to sadza potrzebuje od 1000 do 2000 lat by zostać zamieniona w dwutlenek węgla. Amerykanie zbadali rzeczywiste poziomy sadzy w australijskim gruncie, a następnie dane te wprowadzili do modeli klimatycznych. Okazało się wówczas, że rzeczywisty poziom emisji dwutlenku węgla z gruntu jest na przestrzeni 100 lat o około 20% niższy, niż dotychczas przypuszczano. Wyliczenia te są niezmiernie ważne, gdyż emisja dwutlenku z gruntu to największe źródło węgla w atmosferze. Jest ona 10-krotnie wyższa, niż cała emisja powodowana przez człowieka. W przeprowadzonych badań wiemy, że zmiany klimatyczne są bardziej gwałtowne, niż wcześniej przypuszczano. Jednak ten jeden czynnik, stabilność sadzy w glebie, jeśli zostanie uwzględniony w modelach klimatycznych, nieco łagodzi dramatyczne przewidywania - mówi profesor Lehmann.
  21. Niedawno informowaliśmy o zniknięciu plam na Słońcu i rekordowo niskiej aktywności magnetycznej naszej gwiazdy. Ostatnie dane z amerykańskiego National Snow and Ice Data Centerd (NSIDC) pokazały, że, wbrew obawom naukowców, pokryta lodem powierzchnia w Arktyce nie uległa zmniejszeniu. Co więcej, lód pokrywa obecnie o 700 000 kilometrów kwadratowych więcej, niż w ubiegłym roku. Jest on jednak cieńszy. Z drugiej strony globu mamy Antarktykę, a tam, jak donieśli naukowcy, średnia temperatura spada. Fragmentaryczne badania mogą uspokajać, jednak w większej skali temperatury niewątpliwie rosną. Naukowcy z Earth System Science Center przy Penn State University przeprowadzili jedne z najbardziej kompleksowych badań dotyczących historycznych temperatur na półkuli północnej. Wynika z nich, że ostatnia dekada była najcieplejszą od 1300 lat. Okres ten można wydłużyć nawet do 1700 lat jeśli weźmie się pod uwagę dane z pierścieni drzew. Jednak uczeni z Penn State, zdając sobie sprawę z tego, iż metoda taka jest przez niektórych krytykowana, wykorzystali inne informacje. Pochodziły one z osadów mórz i jezior, z badania rdzeni lodowych, koralowców i właśnie drzew. Skorzystaliśmy ze znacznie większej liczby danych, a użyte przez nas metody badań są bardziej zaawansowane niż poprzednio - mówi Michael Mann, profesor meteorologii i nauk o ziemi. Naukowcy zauważają, że wyników ich badań nie można bezpośrednio odnieść do półkuli południowej i temperatur na całym globie. W skład zespołu naukowego wchodzili akademicy z University of Massachusetts, University of Arizona, Penn State i Roger Williams University. Wyniki ich badań są jednoznaczne: bez uwzględniania danych z pierścieni wzrostowych drzew możemy stwierdzić, że ostatnia dekada była najcieplejszym okresem nie od 1000 lat, jak wcześniej sądzono, a od 1300 lat. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę dane z drzew, okres ten możemy wydłużyć o kolejne 400 lat. Badania były finansowane przez National Science Foundation, amerykański Departament Energii oraz National Oceanic and Atmospheric Administration.
  22. Igrzyska Olimpijskie w Pekinie stały się okazją do przeprowadzenia badań nad klimatem. Zwykle nad Pekinem wisi smog, który pięciokrotnie przekracza normy Światowej Organizacji Zdrowia. Na czas igrzysk chińskie władze zredukowały szkodliwą emisję o 60%, zamykając liczne zakłady przemysłowe i zmniejszając liczbę samochodów poruszających się po ulicach stolicy. Redukując zanieczyszczenie nad Pekinem, Chińczycy stworzyli wielkie naturalne laboratorium, które pomoże nam zrozumieć, w jaki sposób zanieczyszczenia wpływają na klimat - mówi Veerabhadran Ramanathan, klimatolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Naukowiec wraz ze swoim zespołem będą prowadzili przez sześć najbliższych tygodni badania, podczas których zmierzą poziom zanieczyszczeń nad Pekinem. We współpracy ze specjalistami z Narodowego Uniwersytetu w Seulu wyposażyli niewielki bezzałogowy samolot w specjalistyczną aparaturę. Maszyna będzie latała nad położoną o 500 kilometrów na południe od Pekinu południowokoreańską wyspą Cheju, na której znajduje się stacja badawcza. Samolot zbierze dane o zanieczyszczeniach pochodzących z Pekinu oraz z innych regionów Chin. Jednocześnie podobne loty będą odbywały się nad Kalifornią. Pozwolą one poznać odpowiedź na pytanie, jak daleko wiatr niesie zanieczyszczenia. Chcemy sprawdzić, jaki wpływ na światowy klimat ma jedno miasto - mówi Ramanathan. Uczonego szczególnie interesuje wpływ zanieczyszczeń na globalne ocieplenie. Jego wcześniejsze badania sugerują bowiem, że cząsteczki zanieczyszczeń odbijają promienie słoneczne, przyczyniając się do zmniejszenia skutków ocieplenia. Obecnie prowadzone badania zostaną porównane z danymi z NASA i pozwolą stwierdzić, czy wskutek zmniejszenia się zanieczyszczeń, więcej promieni słonecznych dociera do powierzchni Ziemi.
  23. Dywany mogą mieć różne kształty i wzory, coraz częściej zaczynają być też wykorzystywane jako narzędzie komunikacji czy powierzchnia reklamowa. Mając to na uwadze, zespół meksykańskich projektantów NEL stworzył dywan nawiązujący do problemu globalnego ocieplenia. Global Warming powstał w tkalniach hiszpańskiej firmy Nanimarquina. Będzie go można podziwiać na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Mebli w Walencji między 23 a 27 września. Na dużej niebieskiej przestrzeni widać niewielką białą plamę ze stojącym na niej niedźwiedziem polarnym. Już teraz dywan wzbudza mieszane uczucia. Jedni uznają go za świetną inicjatywę, inni za satyrę. Reszta wskazuje na nietrafność pomysłu, podkreślając, że niedźwiedzie polarne umieją pływać.
  24. Naukowcy od dawna wierzą, że walka z pożarami lasów jest jednocześnie walką z globalnym ociepleniem. Ocalone drzewa mogą nadal rosnąć, absorbując z powietrza węgiel. Nowe badania sugerują jednak, że zapobieganie najmniejszym nawet pożarom może... przyczyniać się do ocieplenia klimatu. Pożary powstające z przyczyn naturalnych (np. z powodu uderzenia pioruna) niszczą niższe drzewa i krzewy, umożliwiając nieskrępowany wzrost wysokim roślinom. Od mniej więcej roku 1910 w USA prowadzona jest polityka gaszenia każdego pożaru lasu. Spowodowała ona, że w amerykańskich lasach rośnie więcej niż zwykle krzaków i małych drzew. Naukowcy obliczyli, że lasy USA absorbują każdego roku 50 milionów ton dwutlenku węgla. To 14% całej emisji z terenu Stanów Zjednoczonych. Ekolog Michael Goulden z Uniwersytetu Kalifornijskiego z Irvine, wraz z jednym ze swoich studentów, porównali, zebrane w latach 30. ubiegłego wieku, dane dotyczące 269 obszarów lasów Kalifornii z informacjami o 260 mniej więcej tych samych miejscach, które zgromadzono 60 lat później. Okazało się, że liczba drzew uległa zwiększeniu o 4%. Uczeni uważają, że przyczyniła się do tego walka z pożarami. Jednocześnie, ich zdaniem, ilość absorbowanego przez drzewa węgla zmniejszyła się o 34 procent. Goulden stwierdził, że polityka gaszenia każdego pożaru spowodowała, iż wielkie drzewa muszą konkurować z drzewami mniejszymi oraz z krzewami. Przez to są słabsze, bardziej podatne na działanie wiatru, suszy i na ataki insektów. Wielkie drzewa szybciej usychają i nie absorbują węgla tak skutecznie. Zarówno sam Goulden jak i inni naukowcy są zaskoczeni wynikami badań. Trzeba bowiem przyznać, że przeczą one zdrowemu rozsądkowi. Wydawałoby się, że bujniejsza roślinność będzie absorbowała więcej węgla, niż mniej bujna. Peter Teensma z Departamentu Spraw Wewnętrznych przyznaje, że badania Gouldena mogą wpłynąć na politykę przeciwpożarową. Mówi on, że być może rozwiązaniem problemu byłoby celowe wywoływanie niewielkich kontrolowanych pożarów, które likwidowałyby konkurencję dla wielkich drzew. Badania Gouldena zbiegły się w czasie z pracami urzędników nad nowa polityką przeciwpożarową, która ma zostać przedstawiona w przyszłym roku.
  25. Globalne ocieplenie przynosi coraz bardziej mierzalne straty dla gospodarki i stawia przed państwami kolejne wyzwania. Najnowsze badania wykazują, że wzrost temperatury będzie miał większy, niż dotychczas sądzono, wpływ na topnienie śniegu na zachodzie USA. Związane jest z tym ryzyko częstszych pożarów lasów, może pojawić się też problem z zaopatrzeniem w wodę rolnictwa i miast. Amerykańscy naukowcy, wśród nich profesor Noah Diffenbaugh z Purdue University, odkryli, iż wzrost temperatury ma dwukrotnie większy wpływ niż wykazywały poprzednie badania. Dzięki zaawansowanym technologiom możliwe było prześledzenie wpływu pokrywy śniegu na klimat. Profesor Diffenbaugh mówi, że zwiększenie się tempa topnienia śniegu ma w skali lokalnej bardziej zgubne skutki, niż sama emisja gazów cieplarnianych. Gazy cieplarniane przyczyniają się do zwiększenia temperatury, jednak na powierzchni znacznie większy wpływ ma ocieplanie spowodowane szybkim znikaniem śniegu - stwierdził uczony. Śnieg mocniej odbija promienie słoneczne, niż roślinność czy ziemia. Im więc dłużej w ciągu roku on leży, tym mniej ogrzewa się powierzchnia. Gdy jednak topnieje wcześniej niż zwykle, ziemia absorbuje zwiększone porcje energii cieplnej, co z kolei powoduje, że kolejny śnieg utrzyma się krócej, a to prowadzi do kolejnego zwiększonego nagrzewania powierzchni. Dla zachodnich rejonów USA pokrywa śnieżna i tempo jej topnienia ma zasadnicze znaczenie przy zaopatrywaniu w wodę rolnictwa i ludności. Jest też niezwykle ważne dla samej przyrody. Diffenbaugh ostrzega, że zwiększone tempo topnienia śniegów spowoduje, iż w miesiącach letnich pojawią się poważne problemy z zaopatrzeniem w wodę. Obecny system zaopatrzenia zależy od rezerw wody zawartych w śniegu, który utrzymuje się górach. Jego wczesne topnienie oznacza, że wiosną w zbiornikach będzie zbyt dużo wody, a latem będzie jej za mało - dodaje profesor. Gregg M. Garfin, zastępca dyrektora w wydziale Studiów nad Ziemią na University of Arizona mówi: Wczesne topnienie śniegu i zwiększona temperatura gruntu mogą skutkować zwiększonym wymieraniem lasów i ryzykiem pożarów. Jeśli te przewidywania się sprawdzą, ekosystem północnych i środkowych regionów Gór Skalistych czekają dramatyczne zmiany, takie jak utrata habitatów zwierząt, pożary, zwiększona erozja gleby i zmniejszające się wpływy z turystyki. Sezon turystyczny może kończyć się nawet dwa miesiące wcześniej niż obecnie. W ciągu ostatnich 50 lat sezon turystyczny skrócił się o 10-15 dni. Gdy prognozujemy przyszłość widzimy, że zmiany te będą zachodziły szybciej. Przed 50 laty emisja gazów cieplarnianych była stosunkowo mała w porównaniu z tym, co czeka nas przez kolejne kilkadziesiątlat, jeśli nie zmienimy sposobu pozyskiwania energii - stwierdza Diffenbaugh. Uczeni porównali stworzony przez siebie model klimatyczny z danymi historycznymi i okazało się, że uzyskali wysoką zgodność.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...