Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2131
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    106

Ostatnia wygrana ex nihilo w dniu 11 grudnia

Użytkownicy przyznają ex nihilo punkty reputacji!

Reputacja

225 Wyśmienita

1 obserwujący

O ex nihilo

  • Tytuł
    Kierownik robót

Ostatnie wizyty

19325 wyświetleń profilu
  1. Nnno tak... tratata trąbka gra i tak dalej. Kompletnie nietrafione. Za Prawdziwego Polaka raczej trudno by mnie uznać, bo kundel mieszany od pokoleń (m.in. prapradziadek Czech, praprababka Niemka, Żyda kawałek niemal pewny, a inne składniki mocno prawdopodobne), no i do tego katolik taki mniej więcej, jak betonowy słup. Przypadkowo urodziłem się w Polsce, co nie było dobrym losowaniem, bo zima francowata to dla mnie pół roku wyjęte z życiorysu. Sahara byłaby znacznie lepsza. Do tego instynkt stadny zbliżony do zera. Ale jak ruscy jacyś tu wlezą, to ich będę napierdalał, no bo tak. A w nauce ważne dla mnie jest "co", a nie "kto" i "skąd", chociaż + byś miał za te 10 lat sporów Co do pomysłu, całkiem serio. Potrzebne 2 000 010 dolców. 10 na młotek, 1 000 000 na ekipę, która tym młotkiem przypierdoli w łeb tym, którzy będą mieli "lustrzane" pomysły, 500 000 na papugę w razie draki i 500 000 na koszty ogólne. Czas gotowości operacyjnej - miesiąc. To nie jest żart. Bardzo Ważne Agencje obserwują różne takie pomysły i w taki właśnie sposób działają, kiedy zagrożenie staje się realne. Były już takie przypadki. Na pewno nie będą czekać na jakieś pomysły z ekstremalnego SF, zwłaszcza kiedy są one równie groźne, jak lustrzaki, a może i bardziej. Ani w ogóle na Twoje pomysły, moje, czy kogokolwiek z nas tutaj. Wiedzą co robić i jak. Prosto i skutecznie. Taki jest świat realny. I to tyle na teraz, bo spać mi się już trochę chce.
  2. Pomodlić się. Bozię każdy wybiera jaką chce, to i tak bez znaczenia. Skuteczność taka sama jak Twojego pomysłu, a zaleta, że putlery & co na pewno nie przechwycą. Napisałeś że bakteria będzie zrobiona pdp w ciągu 10-20 lat. A ile trzeba na Twoją maszynę czasu? W mojej ocenie jakieś 10100, może w tym czasie prawa natury wystarczająco się zmienią. Tak przy okazji długość mojej fali dB to ok. 10-36 m, ale formalnie ona jest, czyli sam z sobą mogę interferować. Będę musiał spróbować - przez jedną szczelinę może przelezę, bo chudy jestem, a przez dwie? Jak ćwiartkę+ wypiję, to... hmm...
  3. Jest zasadnicza różnica między akceptacją (w zakresie stosowalności), a nadawaniem magicznych, nadprzyrodzonych mocy i powtarzaniem zaklęć. Z całą sympatią, ale coraz bardziej zaczynam podejrzewać istnienie jakiejś (jednoosobowej?) CPT sekty albo czegoś w tym rodzaju. Kiedyś dBB w takim kierunku szło, później struny.
  4. A Twoją magiczną pałeczkę może dopaść jakiś Putler, Kim Chui On albo inny qurw. I co wtedy? Poza tym co "dobre", a co "złe", często okazuje się dopiero po wielu latach. I tak dalej... O Wzorze Przenajświętszy, Fizyki Fundamencie, spraw w swej łaskawości wielkiej, żeby ta mantra śnić mi się nie zaczęła zamiast bab gołych fajnych
  5. Hmm... odpaliłem link, bo z przerażeniem stwierdziłem, że chyba Towarzysz Lenin Wiecznie Żywy z pudła wylazł i w fizyce teraz rozrabiać zaczyna (chociaż już wcześniej z elektronami w kulki sobie pogrywał)... ale na szczęście tym razem to nie on próbuje ludzkość do krainy wiecznej szczęśliwości, no tego, znaczy się - wp i erdolić
  6. W skrócie największym: możliwość grzebania w przeszłości byłaby w praktyce nieskończenie bardziej niebezpieczna niż jakakolwiek lustrzana bakteria lub dowolne inne takie cholerstwo. No i tyle.
  7. Pm II rodz. w warunkach idealnych - wyizolowane z otoczenia, brak tarcia itd. - niczego nie łamie, a nawet Pm I rodz. może zadziałać w granicach nieoznaczoności t/E. Podobnie z tym wymuszeniem stanu - jeśli zdążysz zanim gilotyna ostatecznie łeb odetnie, to może się uda . No i nie masz możliwości całkowitego odizolowania swoich stanów i trajektorii między nimi od otoczenia. Czyli może się da to zrobić w interwale przestrzenno-czasowym całkiem bardzo cholernie bliskim 0. Tak, bo trzeba znaleźć trajektorie, których stany początkowe i końcowe będą spełniały te same prawa zachowania, ale to nie oznacza, że w realnym doświadczeniu startując ze stanu końcowego dostaniesz stan początkowy z takim samym pdp - no chyba że w świecie blokowym (chociaż i tu może istnieć zakaz) albo przy użyciu ~nieskończonej energii. Teoretyczna możliwość, którą daje np. unitarna symetria, nie jest równoznaczna z praktyczną wykonalnością. No ale jestem tylko kibicem (chociaż czasem kibolem ).
  8. Kiedy to, w różnych wariantach, od lat już >10 czytam, jakoś tak - nie wiem czy słusznie - przypomina mi się historia mojego prawujka, który cały majątek stracił na konstrukcję perpetuum mobile. Ale że coś tam podobno "po drodze" wynalazł, to... i tak lepiej na tym wyszedł, niż gdyby wszystko w karty przegrał. PS Jaki czas dajesz - jakieś attosekundy, czy może godzinę albo tydzień?
  9. Zależy to od definicji, a definicja, szczególnie w tym przypadku, od kontekstu. Ten kontekst sam zaproponowałeś: I w takim kontekście musimy zdefiniować znaczenie "work" i "life" w odniesieniu do "tych dawnych czasów", kiedy nie było Amazonów i Biedron i Urzędów d/s Pierdołologii, obowiązkowych dupogodzin i innych takich.. Można to zrobić np. tak: "work": wszystko, co musimy zrobić, żeby przeżyć na przeciętnym poziomie, a czego bez tego przymusu byśmy nie robili; "life": cała reszta, czyli wszystko co byśmy robili, gdyby przymusu nie było. Dlatego dałem przykład kota, który zamiast wygrzewać się na piecu, gdzieś tam w zimnym kącie siedzi w zasadzce, chociaż nie musi, bo michę ma cały czas pełną. Poluje, bo dla niego to "life", a nie "work". To nie jest dla niego praca, bo polował będzie niezależnie od tego, czy jest głodny, czy nie, tyle że w pierwszym przypadku motywacja i nagroda będą większe. To jego natura i jego życie. Polowanie jest częścią natury hs, teraz też, tyle że w większości przypadków polowanie na zające, jelenie i mamuty zastąpione zostało przez polowanie na okazje w sklepach i takie inne sprawy. Zresztą, jak przypuszczam, jesteś archeo... Ile w tym jest "work", a ile "life"? Hmm? Wysiłek i ryzyko nie są właściwymi kryteriami - świadczą o tym np. kolejki na Mt Everest. I wysiłek, i ryzyko, są podobne dla włażących tam turystów i dla Szerpów, ale dla pierwszych jest to "życie", a dla drugich "praca" (przykład dosyć ekstremalny). Czyli podział jest sprawą w dużym stopniu indywidualną, chociaż poddającą się statystyce, bo np. raczej trudno byłoby znaleźć kogoś, kto po magazynie Amazona będzie ganiał, jeśli konieczność go do tego nie zmusi. Itd., itp. Sporu by nie było, gdyby te 19 i 40 h dotyczyło np. "czasu na wykonanie wszystkich czynności koniecznych do (itd.)", bez wprowadzenia kryterium work-life balance (zresztą nie raz tu o tym pisałem). No i to by było historycznie neutralne, bo czas, w przeciwieństwie do "pracy", jest pojęciem i kryterium historycznie niezmiennym i bardziej obiektywnym, chociaż też są sytuacje, kiedy trudno odróżnić czas "netto" (konieczny) od "brutto" (faktycznego).
  10. Eee tam... Jako chłop (bezrolny) twierdzę stanowczo, że symetria CPT jest całkowicie zgodna z chłopskim rozumem (nawet takim bezrolnym) - oznacza ona tyle, i w zasadzie tylko tyle, że świat z odwróconym CPT będzie fizycznie nieodróżnialny od naszego, chociaż wyglądać może inaczej, bo będzie miał własną historię, ewolucję (inny wynik "losowań") itd. Ale CPT to nie jest magiczna pałeczka do odwracania czasu w naszym świecie.. Na mój chłopski rozum Twój pomysł wygląda mniej więcej tak, jakbyś chciał jechać pod prąd po ruchliwej autostradzie. Jest niezerowe pdp że jakiś kawałek może Ci się udać przejechać (to część mojej herezji), z tym, że nie będzie to miało związku z CPT czy informacją z przyszłości (itp). Ale próbuj. Potwierdzenie Twojej wersji byłoby znacznie ciekawsze niż siedemset czterdzieste czwarte tego, co "wszyscy wiedzą". No i na marginesie - deekscytacja jest całkiem intuicyjna i ma analogi w świecie makro, też pozornie w ujemnym czasie.
  11. ??? Najbardziej zużywająca energie i najbardziej niebezpieczna część działalność łowcy-zbieracza nie była pracą? Popełniasz błąd ahistoryzmu. Chyba trochę się nie zrozumieliśmy. Nie każdy wysiłek, nawet połączony z ryzykiem, jest "pracą" we współczesnym sensie - fabryczna taśma, Amazon, korporacja, kasa w Robalu itp. - a z tym przecież porównujemy. Mój kicior, zamiast grzać się na piecu, od kilku godzin siedzi w najzimniejszej części chałupy, żeby upolować szczura, który mi się przypętał. Czy on "pracuje"? No raczej nie. Czy "pracowałem", kiedy np. pętałem się po jakichś błotach, pokrzywach po uszy, obgryzany przez stada biebrzańskich czy kampinoskich (skur... wyjątkowe!) komarów, żeby fotki napstrykać? No ni cholery. To samo bym robił, gdyby mi za te fotki nie płacili. Zresztą z reguły nie wiedziałem czy zapłacą, bo unikałem zleceń, zwykle pstrykałem co mi się zachciało, a później szukałem chętnych. "Pracą" byłoby dla mnie robienie mordek do dowodów czy jakieś śluby i inne takie, bo to mnie zupełnie nie bawiło. Jak odczuwał swoja pracę ("pracę") pierwotny myśliwy? Jak ten mój kot albo ja w pokrzywach? Czy jak poganiany sekundowymi normami zapierdalacz w Amazonie albo korpoludek, który już w niedzielę dostaje skrętu kiszek, bo jutro znowu poniedziałek... Odpowiedź jest raczej oczywista, i to jest ta różnica. Nie jedyna, bo jest jeszcze alienacja pracy (Marx, ale sensowne), natychmiastowa nagroda i inne takie. Ta różnica nie ma związku ani ze zużyciem energii, ani z ryzykiem, a jedynie z wewnętrznym odczuciem. Ile, stosując takie kryteria, w tych statystycznych 19 godzinach było "Amazona", a i ile "kota"? A jakie proporcje są teraz w statystycznych czterdziestu? Ta godzina to "Amazon". "Kota" było (i jest) dużo, ale tego nie liczę, bo do tego mógłbym dopłacać nawet. Od kiedy pamiętam nie miałem czasu (i teraz też nie mam), żeby porządnie się ponudzić
  12. Raczej nawet nie 19, bo tylko część z tego można uznać za mniej więcej równoważne z współcześnie rozumianą "pracą". Czy polowanie było "pracą"? Raczej nie. Tak jak i zbieranie czegoś tam na zasadzie połowa do paszczy, połowa do koszyka. "Pracą" nie było raczej też przygotowywanie sprzętu do polowania i inne takie zajęcia, które, co jest bardzo ważne, połączone były z natychmiastową nagrodą. Jak i praktycznie wszystkie pozostałe zresztą. Przyznam bez bicia, że życie udało mi się przeżyć "paleolitycznie" - gdyby równo rozsmarować czas mojej "pracy", to wątpię, czy chociaż godzina dziennie by się uzbierała
  13. No i fajnie... tylko, że to wszystko raczej niewiele zmieni, bo potrzebne chyba by były gruuube rzędy wielkości, a ile na tym wszystkim można zaoszczędzić? 2-3? Zakładam oczywiście, że pierwotne obliczenia są poprawne.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...