Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

MrVocabulary (WhizzKid)

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1373
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    25

Zawartość dodana przez MrVocabulary (WhizzKid)

  1. Dokładnie! A na ich miejsce wyhodował milion motyli, żeby ptaki miało co jeść, i przy okazji kwiatki pozapylają i będzie więcej miodu i ładnych zapachów na świecie! Słowem: Chcecie ludzie pachnącego świata? Pomoże Wam asfalt i dobra łopata!
  2. Jakby się uprzeć, to można ten jedwab tak przekształcić, że zaczną produkować jadalne ubrania
  3. Biblia to Święta Księga pisana przez ludzi. Nawet jeśli byli natchnieni, to nie opętani, dlatego też bardzo ważny jest kontekst kulturowy. Jak byłem w Afryce, to pamiętam, jak mnie dziwiło, czemu wszyscy faceci się tak do mnie i do siebie tulą. Chwilę czasu mi zajęło dowiedzenie się, że w ich kulturze ludzie po prostu trzymają mniejszy dystans podczas rozmowy. Za to u nas kontakt jest utrzymywany wzrokiem, co w krajach piaskowych jest uznawane za zaczepkę (dlatego każdy jeden Arab, na którego popatrzyłem, zaczynał ze mną rozmowę). Takich kontekstów jest od groma i czasem trza zaufać kulturoznawcom ;-)
  4. Nie pisałem, że Azazel to zło wcielone, ale jeden z jego przykładów. On nie był wzmacniany tymi ofiarami, tylko wyśmiewany, bo Żydzi już nie traktowali ofiar jako "karmienie" Bogów, tylko jako pewien symbol (są dowody na to). I w symbolu osłabiali Azazela. Co do interpretacji lingwistycznych: wszystko się zgadza z tym politeizmem itd., z tym, że te wnioski nt. działania kapłanów na własną rękę itd. to trochę daleko idące rozmyślania. To był raczej dowód na to, że ta religia się pod motorem pewnych zdarzeń zmieniła.
  5. To o pluralis majestatis było zajedwabiście ciekawe, nie wiedziałem ^^ Zastanawiam się, czy ta forma gramatyczna nie była użyta na zasadzie jedności wielu bytów (apokryfy) lub zalążków Trójcy Świętej? Takie daleko idące gdybanie, więc trudno mi to czymś poprzeć. A w kwestii asymilacji czy zapożyczeń - jest też możliwe, że te kultury były równoległe, o wspólnym źródle, lub przypadkowo zbieżnym. Zresztą "Bóg" to nazwa stosowana chyba we wszystkich religiach monoteistycznych, a "Jahwe" lub słowo podobne mogło po prostu egzystować (wszak to znaczy "Jestem, który jestem").
  6. Teraz czekamy tylko na miniaturyzację i będzie można kupić trikordery rodem ze Star Treka xD
  7. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałeś, oprócz jednego: krzyż w Sejmie nie łamie konstytucji. Gdyby tak było, to SLD by się tym zajęło. I UE by się przyczepiło. To jest zagwarantowane przez wolność wyznania, a świeckość państwa nie wpływa na ideologią ludzi, tylko na to, że do Sejmu kandydować może ktoś z dowolnym wyznaniem, że prawa mogą się różnić od przekonań danego wyznania itd. Ja po prostu nie widzę tutaj sprzeczności z konstytucją. Ale fakt, proponuję zawiesić tę część dysputy dopóki któryś z nas nie powoła się na lepsze źródła albo nie namierzy drugiego po IP ;-) Round draw.
  8. Widzisz, subtelna kwestia: mnie, jako wyborcy, przysługuje wolność religijna, i w ramach wolności chcę jej manifestacji w Sejmie. Jeśli chcesz Gwiazdę Dawidową, to przekonaj do tego innych - wolny kraj w końcu. Coś za coś zresztą. Skoro ja muszę sponsorować aborcję, z którą się nie zgadzam, i wolność religijna zapisana w konstytucji pozwala mi na niezgadzanie się z tym, i nie czynienie rzeczy niezgodnych z moją moralnością. To czemu muszę finansować aborcję? Konstytucja RP mówi, że każdy ma prawo do manifestowania swojej przynależności religijnej oraz do ochrony w tym polu ze strony państwa (tj. przestrzegania przez innych tej wolności). Więc ludzie to robią za pomocą systemu, który obecnie działa najlepiej, chociaż nadal kiepsko. To się nazywa demokracja pośrednia. Wybierasz reprezentację. Tutaj działa większość - większość reprezentuje swoje wartości przez krzyż w Sejmie i teoretycznie czynami. Zrozum: większość zawsze będzie miała lepiej. Ale nie myl tego, że większość mówi głośniej z tym, że większość zabrania Ci mówić. Dlatego możesz manifestować swój brak poparcia dla tego symbolu, całej religii czy całego Sejmu. Jakby to wytłumaczyć inaczej... nikt Ci tego akceptować nie każde, ale tolerować musisz, tak jak i reszta musi tolerować Twoje poglądy. Homoseksualizm obraża większość chrześcijan, ale się homoseksualistów na stosie nie pali. Oni dążą do uzyskania pewnych praw, a my do innych. Na szczęście jesteśmy w Schengen, dużo państw w UE. Do wyboru do koloru. Wierz mi, czuję się tak samo nieswojo z tymi aborcjami, jak Ty z tym krzyżem. Jakie proponujesz rozwiązanie, które albo nie będzie nas krzywdziło? Na razie jesteśmy chociaż pokrzywdzeni w miarę równym stopniu, ale jeśli masz w zamyśle jakiś model, który będzie czymś więcej niż tylko spełnieniem Twoich postulatów, to dawaj :-)
  9. Ale jest równe (na ile się da) wobec Kościoła i innych. Ja np. nie chcę płacić za aborcje czy in vitro. Nie narusza to niczyjej wolności ani nie faworyzuje. Gdyby była potrzeba wieszania znaków religijnych innych wyznań, czy ateistów, to by zapewne takie rzeczy tam wisiała. Polskie dziedzictwo kulturowe, z którego ja jestem dumny, to jednak m.in. chrześcijaństwo. Nie można wszystkich zadowolić, bo to fizycznie i logicznie niemożliwe. Ten krzyż jest symbolem reprezentacyjnym jak godło czy flaga w tym przypadku, ale Ciebie do niczego nie obliguje. Przykro mi, że jesteś w poszkodowanej mniejszości, ale ten krzyż to manifest ludzi, którzy mają do tego prawo, i ten manifest nie twierdzi, że jesteś gorszy, albo zabrania ateistom wchodzić do parlamentu. Nie jest winą danej partii, że są w większości i realizują swoją politykę. To ich cel. Jedni dążą do tego, by chrześcijańska ideologia się realizowała w Sejmie, inni wręcz przeciwnie. Nie możesz katolików winić za to, że wygrywają. W domu Ci krzyża nikt trzymać nie każe. Jednak lud przemówił. Lud, nie Kościół, w tym posłowie. To chyba do nich petycje w tej sprawie, nie? ;-) Jednak jak narzucą Ci posiadanie krzyża w domu, podawanie się za katolika w mediach zagranicznych albo zaczną Cię rozliczać z chodzenia do kościoła, to biorę pancerfausta i staję obok Ciebie. Państwo jest suwerenne, ale przedstawicieli wybieramy ze względu na ideologię. Reprezentują oni głównie katolików z katolickiego narodu. To pokazuje wolę narodu (tutaj rządzi większość, sorry). Ten krzyż nie przeszkadza aborcji, in vitro, czy środkom antykoncepcyjnym na otrzymywanie wsparcia w Sejmie. Przepraszam, to na jakiej podstawie mam wybierać posła, jeśli nie na podstawie tego, jak żyje? Na podstawie obietnic, partii, czy koloru butów?
  10. Oczytany w Biblii, heh - widać liczy się, jak się wypada na tle ;-) Miło mi, więc zaszczycon do dyskusji przyłączam ;] Pierwszoplanową postacią jest Jahwe. Jedyny prawdziwy Bóg (wg słów biblijnych). Inne byty? Cóż, trzeba pamiętać tutaj o dwóch tendencjach judaizmu. Po pierwsze religia ta bardzo chętnie asymilowała kultury przybrzeżne, i to często znacznie bardziej i chętniej, niż widać to w ST. Porównajcie apokryfy - jeden z nich (nie mam ich teraz ze sobą, ale niedługo postaram się to sprawdzić) opisuje proces powstawania świata w taki sposób, że Bóg zlecił jego budowę aniołom. Ale nie zwyczajnym - te się dzieliły na anioły żywiołów czy też bardziej konkretnych elementów środowiska. Ja tutaj widzę wyraźny wpływ kultury hinduskiej i greckiej. Księga ta, z wielu powodów, nie została jednak włączona do kanonu. Tak czy siak: sporo miejscowych tradycji zostało włączonych do religii z tego samego powodu, z którego UE nie narzuciła nam choćby j. angielskiego jako urzędowego w Polsce, tylko uznała nasze tradycje i język za oficjalne przykłady wspólnego dorobku. Różnica polega na tym, że motorem napędowym, epicentrum religii był Jahwe i jego nowej nauki, która była wielce innowacyjna jak na tamte czasy. Ci "magowie", o których mówisz, to jak przypuszczam albo demony, albo czarownicy (nie pamiętam tego aż tak dokładnie), którzy choć mieli moc, to ta ich moc była uznawana za nieczystą. Ich potęga była podkreślana na ogół tylko po to, aby pokazać, że Jahwe jest silniejszy i by wskazać, jak wielkie zło jest poza naukami Jahwe (co nie znaczy, że cały świat prócz siebie traktowali jako czcący zło - dowody tego były za króla Dawida bodajże, który budował świątynię dla Boga wraz z jakimś tam sąsiednim narodem). To się ciekawie wiąże z poniższym. Po drugie wiele ksiąg Starego Testamentu to był rodzaj mitu kompensacyjnego (czyli takiego, który miał podnosić na duchu, nawet za cenę przesady czy pewnej dozy fikcji) - bardzo zresztą podobne do "Potopu" Sienkiewicza. Nasze "zwycięstwa" to była raczej musztarda po obiedzie, a Polska się tak naprawdę po nim nigdy nie podniosła. Prawdziwym celem było tutaj poprawienie stanu psychicznego Polaków. Podobnie z Żydami - dostali baty nie raz i nie dwa, a nie wszystkie zwycięstwa ludu Izraela były takie miażdżące, jak to w Piśmie Św. (źródła historyczne po prostu się z niektórymi kłócą, no i są spece od tekstów, którzy pewnie by potwierdzili to na podstawie samego tekstu). Wracając do pytania (sorry za przydługi wstęp): Bóg jest jeden, ale są demony, czciciele zła i inne takie, które Bóg łomocze ze swym ludem. Nawet dzisiaj Kościół nie odmawia sił nadprzyrodzonych niektórym osobom, jednak zawsze są dwie opcje: jest to moc od Boga, albo od szatana. A to, że ten się pod różnymi imionami pojawia, to tylko jego spryt. Niektórzy też próbują dopatrzeć się pojedynczych upadłych aniołów i jakiejś wewnętrznej hierarchii (zapis z egzorcyzmów Anny Lisy wskazywałby na to, jak i szereg innych źródeł). Ciekawostka: wszystkie cuda znad Nilu są do wytłumaczenia nauką współczesną, tak jak ten trik z morzem - jest taki wiatr, który się pojawia bodajże co 20 lat na kilka godzin i przechodzi przez środek Morza Czerwonego kompletnie odsłaniając dno. Słowa przytoczę niedokładnie, i nie wiem skąd, więc jak kto zainteresowany - ściągać Biblię z internetu i Ctrl + F. Z Nowego Testamentu się dowiadujemy, że "proroctwo się wypełniło" jest to jednocześnie zapowiedź nadejścia Mesjasza jak i dopełnienie tego proroctwa. I tak należy Nowy Testament traktować: jest on ważniejszy od ST, ale bazuje na tej samej tradycji (jaka sztuka jest bardziej prawdziwa: grecka czy rzymska?). Sporo rzeczy zostało takimi, jakie było (Dekalog), cześć zaktualizowane (Boże miłosierdzie z warunkowego na bezwarunkowe), a część odrzucone (zemsta). To jest jedno Pismo Święte, które pokazuje, jak się pewne rzeczy zmieniały. Ale jest chyba jeszcze ważniejszy powód: zobacz, jak ST zmienił moralność - nadal krwawo, ale pewne zasady (można się odkupić, warunkowe przebaczanie wrogom, trochę lepsze traktowanie kobiet itd.). Wywołało to sporo wojen. Potem przyszedł Jezus. Też niezła zawierucha była, chociaż on był nieuzbrojony nawet. A teraz pomyśl, co by się stało, gdyby Jezus przyszedł 2000 lat wcześniej - myślisz, że byłby cień szansy na to, że by w ogóle ktoś go wysłuchał zamiast odrąbać głowę? Dobra, tutaj będzie nieco trudniej, bo temat znam nieco słabiej. Proponuję się odwołać do tych tekstów, bo są rzetelniejsze od mojej wiedzy: http://pl.wikipedia.org/wiki/Azazel http://www.kosciol.pl/content/article/20040427133903176.htm No to teraz parę słów od siebie. Jak już wspomniałem, judeochrześcijaństwo cechuje się wysokim stopniem asymilatywności innych kultur. Azazel był ogólnie czczonym bożkiem, który był hmm... poniżany? Wyśmiewany? Składanie mu ofiar było aktem nieczystym, pewnie chodziło o kontrast. Z drugiej strony, ułatwiło to stopniowe przejęcie sąsiedniej kultury. Ponadto kojarzy mi się z "Mistrzem i Małgorzatą" A teraz za pozwoleniem, skomentuję dwie wypowiedzi mikroosa: Wiesz, Kościół to "instytucja" która podlega prawu. Z tego wynikają różne ciekawe komplikacje, ale ogólnie rzecz biorąc - co w tym dziwnego, że Kościół korzysta z przywilejów, które zgodnie z prawem sobie wywalczył? Demokracja to wiele głosów, a nie jeden głoszący uśrednienie wszystkich głosów składowych. W Konstytucji jest zapisana wolność wyznania. To znaczy, że każdemu przysługuje przywilej manifestowania swoich przekonań w tym zakresie w sposób nie ograniczający wolności drugiego człowieka (nie mówię tutaj o presji kulturowej, bo ta jest znikoma - za bycie ateistą Cię ktoś pobił? Mam nadzieję, że nie ;-]). Skoro większość Polaków chciała, aby taki krzyż wisiał w sali obrad Sejmu, to jest to tylko i wyłącznie uhonorowanie tejże konstytucji. Krzyż to symbol, który oznacza jakąś przynależność. Co prawda dla (większości) chrześcijan i wielu innych symbole i tradycje mają moc sprawczą, ale skoro Ty w nią (o ile się nie mylę) nie wierzysz, to co Ci ten krzyż przeszkadza, skoro na Ciebie w ogóle nie oddziałuje? Określa to ogólną tożsamość narodu, ale prawa niezgodne z przekonaniami KK i tak w Polsce są, Ty jesteś dowodem na to, że wolność wyznania jest (lub jego braku). Poza Polską? Amerykanka, którą uczę j. polskiego, przyjechała z silnym przeświadczeniem, że Polska to bardzo katolicki kraj, przy czym wiedziała, że świecki z silnym rozgraniczeniem jednego od drugiego. Dlatego uważam, że to stwierdzenie nie jest uzasadnione brachu :-) Pozdro ziomki :-)
  11. Mnie zawsze bawił ten trend w USA do wymyślania czarnym różnych fajnych nazw (murzyni -> czarni -> kolorowi -> Afroamerykanie). Jest to beton, bo to tworzenie eufemizmów na miejsce nazwy rasy. A eufemizmy się na ogół stosuje wtedy, kiedy to, co się pod nimi kryje, jest wulgarne albo negatywne w inny sposób. Zamiast przestać myśleć o rasie czarnej jako o gorszej, wymyśla się nazwy, żeby nie nazywać ich po imieniu. Poronione, nieprawdaż? Ja lubię dowcipy o Żydach, Polakach i wszystkich innych, ale pod warunkiem, że nie są złośliwe i mają jakieś granice.
  12. Muszę się zgodzić, faktycznie takie zjawisko w Internecie występuje. Ja jednak widzę pewną poprawę w ciągu 5 lat - np. coraz więcej Niemców zwraca innym uwagę, gdy Ci cytują nazistów. Rzadziej też słyszę w grach online komentarze typu "Polak? Zaraz zacznie Ci lagować ten komputer na węgiel" itd. Co nie zmienia faktu, że problem pozostaje. Pytanie: skąd się bierze.
  13. Tak, to prawda. Tylko ja się nie opieram tutaj na opinii KK jako duchownych, tylko na rozkładaniu na czynniki pierwsze zwrotów przez lingwistów i etnologów, którzy pojęcie mają na ten temat większe. Fakt, że często są duchownymi, i Biblia może często zmienić przez to wydźwięk momentami, natomiast to wyjaśnienie na które się powołuję było mi udzielone w pełniejszej formie i najbardziej mnie przekonało. To jak z wierszami w liceum: nigdy mi nie udowodnisz, co chciał powiedzieć autor przez to i przez tamto, ale jak się brało pod uwagę sytuację, biografię, subtelności językowe - to ten bełkot nabierał sensu. Jeśli chcesz na takie tematy polemizować, to bardzo chętnie - ja już kilka sprzeczności wyłapałem, bo KK nie poszedł na łatwiznę zmieniając znaczenie. Przykład: czemu wszyscy mówią, że Adam zerwał jabłko, a nie owoc jak jest w Biblli? Bo w łacinie jest "malus", czyli jabłko, oraz "malum", czyli owoc. Natomiast w greckim bodajże "male" to grzech, stąd tłumacze Biblii przejęli pewne zbieżności lingwistyczne za praktyczne. Tak też powstało pojęcie "jabłko Adama" - jako ten narząd, z którego bierze się grzech, bo do grzechu doprowadziły słowa nieczyste itd. U luteran zawsze mi się podobało to, że u nich jest taka silna tradycja czytania Biblii i jej interpretacji na własną rękę. U katolików również się zachęca co czytania Pisma Św., jednak nie rozumiejąc kontekstu błędne wnioski się wyciąga, stąd to takie silne "nauczanie" przez księdza z ambony. Szkoda tylko, że nam wybili duchowieństwo i inteligencję, więc z tą jakością "ambony" bywa różnie, ale powoli robi się coraz lepiej :-) Edit: Przypomniała mi się ciekawa rzecz. Wszystkie przykazania w oryginale były w tzw. trybie życzącym, który w europejskich językach nie występuje osobno. Tak więc każde "przykazanie" to tak naprawdę powinno się po polsku zaczynać "byłoby dobrze, gdybyś...", czego się dowiedziałem w kościele. Ja bym powiedział, że choć wyjaśniony potem był cel takiego budowania świadomości w tej kwestii, to Kościół niejako zrobił sobie antyreklamę, chociaż nie musiał, a poprawił się w tym, co wcześniej było źle. Do tego dochodzi też tradycja i mentalność, bo tamtym Żydom taka wskazówka wystarczała, do naszej mentalności jednak bardziej trafiają upomnienia.
  14. To prawda, ale ten fragment Biblii służy czemuś innemu. On pokazuje, że człowiekowi została dana zdolność opisywania i przekształcania świata dookoła siebie, bo tego przecież żadne inne stworzenie robić nie umie w sposób choćby zbliżony. Zresztą pomysł stworzenie człowieka pojawił się po tym, gdy część aniołów się zbuntowało, więc myśląc po ludzku: pierwej idea człowieka powstała w umyśle Boga, a potem reszty (myśląc liniowo, co jest chyba błędem, niemniej pewnie tak to wtedy postrzegano). Z tego fragmentu też dowiadujemy się, że kobieta została stworzona po mężczyźnie i to z jego żebra. Miało to ówczesnym ludziom pokazać, że kobieta nie jest gorsza od mężczyzny (Św. Augustyn tego nie załapał niestety, ale cóż zrobić) i że jest mu podobna (tj. również jest w pełni człowiekiem z tej samej krwi i kości, jednak o innych zadaniach). Biblia to ciekawa lektura, jest jednak tak nacechowana metaforami zrozumiałymi często tylko dla ludów semickich, jak język polski synonimami słowa "pijany" ;-)
  15. W ramach dyskusji kto kim jest, zarzucę dowcipem ekumenicznym: Zdzisiu, katolik umarł i poszedł do nieba. Tam wita go Św. Piotr i oprowadza, aż Zdzisiu zadaje mu pytanie: - A słuchajno, Św. Piotrze, a gdzie tutaj katolicy? Żadnego jeszcze nie widziałem... - Nie ma tutaj katolików. Zdzisiu zdziwiony, ale myśli sobie: prawosławni czy adwentyści dnia siódmego są podobni w sumie, więc co mi szkodzi zapytać... - Nie ma tutaj prawosławnych i adwentystów. Zdzisiu sobie myśli dalej i próbuje dalej: - A protestanci? - Nie ma. - Żydzi? - Nie ma. - Muzułmanie, hinduiści, buddyści...? - Też nie ma. - To może ateiści? - Nie ma tutaj żadnego ateisty. Zdzisiu kmini przez chwilę, aż zrezygnowany pyta: - To kto tutaj jest? A Św. Piotr pokazuje na dużą grupę szczęśliwych ludzi: - Zbawieni :-)
  16. Zważywszy na to, że: • mój katecheta ze szkoły średniej przez 20 lat pracował naukowo na Uniwersytecie Jagiellońskim (astrofizyka) • Darwin był chrześcijaninem (nie pamiętam który odłam) • Kopernik był katolikiem • ks. Michał Heller, jeden z czołowych polskich fizyków • Jan Paweł II powiedział, że "Teoria Karola Darwina to coś więcej niż tylko teoria naukowa" (przy czym teoria naukowa to nie to samo co teoria w znaczeniu powszechnym -> papież praktycznie uznał jej prawdziwość) • sam jestem katolikiem i pracuję naukowo • mój wujek jest fizykiem praktykiem • w całym swoim życiu spotkałem sześciu katolików którzy by polemizowali z darwinizmem czy istnieniem DNA (poza tatrzańskimi hodowcami owiec) • 40% Polaków to praktykujący katolicy (w kręgach nauczycielskich: najniższy % jest w podstawówce i gimnazjum, wyższy w liceum, najwyższy wśród wykładowców akademickich -> katolicy też pracują naukowo) To z całą odpowiedzialnością śmiem twierdzić, że katolicy mają nie większe, nie mniejsze, a równe prawo się podpisywać pod tą wiedzą. Kreacjonizm jest wtedy, kiedy zakładasz dosłowną ingerencję Boga w stworzenie życia. Takich ludzi jest mało. Większość się raczej by skłaniała ku temu, że Bóg pozwolił naturze stworzyć takie a nie inne życie, ew. (jak ja), że zaingerował w stworzenie pierwszej formy życia. To jednak nie to samo co stworzenie całego ekosystemu na raz. Chyba nikt nie twierdził tutaj, że istnienie Boga Ci udowodni. Może Ci to być "udowodnione" jedynie przez wspomniane przeze mnie wcześniej doświadczenie. Jak już pisałem, zasadność tego argumentu jest kwestią dyskusyjną. Natomiast oczywistość... dla mnie oczywiste jest to, że jak coś rzucisz, to spadnie na dół. Jednak wszechświat na ogół nie ma dołu. Trudno też, żeby jakiś Żyd miał pojęcie 4-5 tysięcy lat temu, co to jest planeta i jak powstaje ekosystem. Porównaj z hinduizmem (słonie i żółwie jako sił elementarne) czy grecką mitologią (metalowe ery). Oczywiste to są fakty po ich odkryciu, a nie przed ;-) Jednak to, że Cię nie zachwyca ten argument, jest akurat w pełni zrozumiałe. Chciałem Cię jednak skłonić tutaj do refleksji analogicznej do tej: Zakładamy, że masz dobre stosunki z mamą (nie sugeruję, że jest inaczej). Innymi słowy możesz stwierdzić, że mama Cię kocha. Czy to wynika z faktów? Nie, bo nawet jeśli Ci pierze, gotuje, pomaga płacić czesne - może to robić, bo np. Twój ojciec jej każe, albo z poczucia winy, albo z obsesji czy tysiąca innych abstrakcyjnych powodów (znam takie przypadki z dużą dozą pewności). Czy to wynika z opinii? No ale przecież ja mogę mieć inną opinię, i lepiej Ci swoją uargumentuję. Czy zmieni to miłość Twojej matki do Ciebie? Jedno jest w takim modelu pewne: Ty tego doświadczasz. Nie masz jak tego przekazać przez opinię i fakty, bo to kanały ledwo zbliżone do tego zagadnienia. Stąd moje słowa, że religia daje pewne odpowiedzi z góry, które się nie przekładają do końca ani na fakty, ani na opinie. Jednak to doświadczenie część ludzi ze sobą dzieli i sprawdza się to już 2000 lat w przypadku chrześcijaństwa. Dlatego ja Cię nie przekonuję, że Bóg jest i to on stworzył świat itd., tylko jakby staram się wskazać, że tutaj nie ma zwycięstwa nauki nad Bogiem ni to na odwrót. Oraz że lekceważenie tego źródła wiedzy czy poglądów też nie jest takie złe. Daj znać jak zmierzysz miłość swojej mamy, taty, cioci, wujka, brata, siostry i dziewczyny :-) Pozdrawiam i dzięki za stymulującą dyskusję :-)
  17. Zauważcie, w księdze Rodzaju jest zbudowana systematyka powstawania stworzeń niemal identyczna z Darwinowską. Zasadność przekładania Biblii na fizykę to odrębna kwestia, ale spójrz na opis powstawania wszechświata: 1. Bóg oddziela światłość od ciemności -> materia zaczyna się skupiać tworząc pierwsze gwiazdy wodorowe, te dają początek innym i powstaje ciemna materia, ilość antymaterii maleje na rzecz materii, czego skutkiem jest powstanie niemal idealnej próżni między gwiazdami i galaktykami 2. Oddzielone jest niebo od ziemi -> obłok gazowy zamienia się powoli w twardą planetę 3. Bóg oddziela wody od lądu -> pierwotna zupa i skały nadal w postaci lotnej zaczynają się skraplać i zastygać, tlen łączy się z wodorem powstaje woda 4. Itd.... Nauka to cudowna rzecz, ale czy nie zastanawia fakt, że nauka na razie tylko dowodzi coraz lepiej poprawności słów biblijnych? Co innego słowa ludzi ("świat jest płaski"), ale nie jeden naukowiec ma za przodka jednego z tych ciemnogrodzian... Stąd moje dążenie do synkretyzmu ;-) Dobranoc, drodzy forumowicze :-)
  18. Przyjacielu, nadal nie końca się rozumiemy :-) Gdzie ja piszę o triumfie kreacjonizmu? Daleko mu do triumfu, podpisuję się pod tym obiema rękoma. Zresztą pisałem to wcześniej: Natomiast jeśli chodzi o to: To się nie zgadzam. Kościół Katolicki zawsze mówił, że świat stworzył Bóg, i z tego się nigdy nie wycofał. Natomiast stworzenie świata przez Boga było wtedy, gdy metody naukowe dopiero powstawały (swoją drogą, na de facto katolickich uniwersytetach), najlepszym wyjaśnieniem istnienia człowieka i innych zwierząt była właśnie idea kreacjonistyczna, a że nie było społeczeństw informacyjnych, to nośnikiem wiedzy były przekazy czy zapisy typu Biblia. Teraz są metody naukowe, które lepiej pozwalają pewne rzeczy odkryć, ale zrozum, że idea kreacjonistyczna była tylko łącznikiem między: a) założeniem, że Bóg stworzył człowieka wynikami badań, które mówią, jak człowiek powstał Zmierzam do tego, że starasz się pokazać triumf wiedzy na płaszczyźnie, która się nie przecina z religią bezpośrednio. Dlatego jest teologia, która jest nieścisłą dziedziną nauki. Popatrz: możesz mieć niesamowicie dużą wiedzę na temat budowy mózgu, czynników stresowych, ludzkiej psychiki itd., ale nie wmówisz mi za nic na tej podstawie, że Słowacki był lepszym poetą od Mickiewicza, bo nie zmierzysz tego testem psychologicznym - mimo, że i psychika i talent poetyczny biorą swoje miejsce w tym samym punkcie. To, że panowała długo teokracja, to inna sprawa - to, że byli ludzie, którzy próbowali forsować religię w sferze nauki robili coś dokładnie odwrotnego, jak Ty w sposób względnie umiarkowany (i wielu innych znacznie mocniej) robisz teraz. Teokracja była przez jakiś czas dobra, potem warunki się zmieniły i przestała się sprawdzać. Pamiętaj, że KK nie jest nawet w oczach katolików bytem ponadnaturalnym i go w takim samym stopniu dotyczą pewne procesy historyczne, społeczne, socjologiczne czy nawet ekonomiczne. I z tym się nikt nie kłóci. Tylko weź pod uwagę, że nie tylko KK takim przemianom podlegał - bo to chyba stąd taka koncentracja na KK jako domniemanym przeciwniku nauki. Dobrym przykładem jest tutaj Stary Testament. Cały czas się tłuką jak dzikusy, krew się leje, zemsta jakaś, zdrada, i w ogóle impreza na całego. Wniosek? Ludzie dużo tłukli przez Boga. Ale teraz bierzemy kontekst historyczny: wtedy ludzie tłukli się jak szaleni i rola bogów w większości plemion była znacznie mniejsza - gdzieś taka jak dzisiejsze horoskopy dla przeciętnej Mariolki. W porównaniu z tamtym obszarem i okresem wprowadzenie Dekalogu uczyniło Żydów niemal pacyfistami. Takie zmiany trudno wprowadzać, droga była wyboista. Spróbuj teraz np. zabronić aborcji w Holandii - gwarantuję, że życie będziesz miał ciężkie. Jednak mamy Nowy Testament - na podstawie starego mani poszli krok dalej: wszystkich trzeba kochać! Ale zadanie trudne, i ciężko wychodzi (także ateistom). Dla Ciebie etyka, którą zapewne dzielimy (nie zabijać, nie kraść) jest większą abstrakcją niż dla katolika - katolik wierzy w konkretne ucieleśnienie tych prawd. Ale to znaczy, że bardziej odpowiada za swoje czyny niż Ty? A najciekawsza rzecz. Popatrz, ile wiedzy praktycznej Biblia ze sobą niesie - choćby Gensis i cały Pięcioksiąg. Są tam fajne rzeczy nawet o pleśni (sic!), z którą chłopstwo u nas sobie nie radziło jeszcze do niedawna, a czasem nadal ma problemy. I teraz czemu niby KK ma być taki zły, bo 300-2000 czarownic na stosach umarło (poważnie - pisałem o tym pracę kiedyś) przez 300 lat, a Hitler i Stalin w ramach ateizmu i rządu człowieka najpierw wyrżnęli duchowieństwo, a potem jeszcze 50 milionów innych ludzi? Do czego zmierzam: chociaż wiedzę naukową z katolikiem dzielisz, to katolik ma jeszcze tą pozafizyczną. Ty wiesz, że najpierw było RNA, katolik wie, że było RNA. Ale katolik też wie, skąd się wzięło RNA w kontekście ludzkiej egzystencji. Za 10 lat odkryjemy, skąd się wzięło RNA. Nadal katolik będzie wiedział to samo co Ty. Ale zawsze też coś jeszcze. Różnica polega na tym, że wiedza naukowa się zmienia, ale ta metafizyczna już mniej. I popatrz, jak dobrze na tej wiedzy wyszli Żydzi, potem chrześcijanie, a potem Europa (to myśl teologiczna stworzyła uniwersytety). Trochę się za bardzo rozpisałem, jednak chciałem drogi mikroosie, żebyś spróbował dostrzec to, że triumf wiedzy to triumf i ateistów i wierzących. I Ty, i katolik, i buddysta, i ja - wszyscy tak samo będziemy w błędzie, jeśli ktoś obali geometrię Euklidesowską (w sumie już to zrobiła Riemannowska, a ostatnio obaliło ją zerowe zakrzywienie fal promieniowania tła kosmicznego czy coś w ten deseń, mało istotne). No i tak jak Ty nie możesz zmierzyć miłości mojej mamy do mnie, to ja na ten temat mam wiedzę przez doświadczenie. Podobnie jest z wiarą. Pozdrawiam :-)
  19. Nie rozumiemy się do końca. Ja nie uważam kreacjonizmu za wybitny, przynajmniej tego amerykańskiego. Chciałem tylko pokazać, że Ty odkopujesz nieco triumf sprzed lat, kiedy kreacjonizm wyginął. No i wierzenia wcale nie ulegają nauce tak, jakby się zdawało, zresztą wypieranie wierzeń przez naukę jest tak samo śmieszne jak nauki przez wierzenia. Ale jak to mówią - w zdrowym ciele zdrowy duch. Co wnioskowania, ja to zawsze dzielę na trzy sfery: fakty, opinie i doświadczenia. Faktom można zaprzeczyć, opiniom (wierzeniom) wytknąć niespójność, jednak czyjegoś doświadczenia (mam na myśli i bagaż przeświadczeń wziętych z praktyki jak i doznań) zaatakować praktycznie nie ma jak. A to jest imo ten złoty środek o którym niektórzy zapominają. To doświadczenie pozwala Ci robić użytek z faktów - Edisson nie był jedynym człowiekiem, który pioruny widział, ale miał z nimi doświadczenie przez całe życie. Fakty, które poznał, prowadząc badania, pozwoliły mu wysnuć jakąś teorię (opinię, wierzenie). Z wierzeniami jest natomiast na odwrót, ale w ten sam sposób. Doświadczasz wierzenia wtedy, kiedy prowadzi ono do jakichś faktów - niekoniecznie, a nawet niemal wcale imo, przez cuda, ale raczej przez stosowalność pewnych zachowań. Potem następuje sprzężenie zwrotne: człek interpretuje te fakty spowrotem przez doświadczenie do umocnienia lub osłabienia wiary. Ale to Ty mówiłeś o triumfie wiedzy. Ja nie mówiłem o triumfie wiary, tylko o tym, że ten Twój triumf jest mało triumfowaty ;-)
  20. Zabobon to z definicji coś głupiego, a zdaje mi się, że w tym samym kontekście. Co do wierzeń... też masz wierzenia, że atomy to materia, a światło to energia, jednak lada dzień nauka może pokazać, że to też głupie zabobony wynikające z Twojego i mojego przywiązania do naszych obserwacji. Ja bym się skłaniał, że wiedza nie triumfuje nad przekonaniami, ale je nieustannie uzupełnia. Inna sprawa, że kreacjoniści (bo rozumiem że to oni wg Ciebie wierzą w zabobony?) byli już dawno na wymarciu, teraz jest niejako renesans. Polecam się wczytać w teksty i wypowiedzi Jana Pawła II czy Michała Hellera a dojrzysz (zależnie od tego, co dokładnie uznasz za triumf) że ten triumf był już jakiś czas temu (i to nie raz), albo że wcale nie jest on taki wielki jakby się zdawało. Na deser dodam, że osobiście znam faceta, który się nawrócił dzięki fizyce (pracował w jakimś większym laboratorium astronomicznym) ;-)
  21. Pamiętam, że 2-3 lata temu oglądałem program nt. powstania życia na ziemi i podążali podobnym tropem, tj. powstania DNA. Najciekawsze było, że pokazywali znalezione pozostałości częściowo splecionego RNA, niemal przypominającego DNA. Mówili też o rozpoczęciu testów na odtworzenie tej pierwotnej zupy - ciekawym, czy to Ci sami ludzie za to odpowiadają. @mikroos Nie bajka, a koszmar, bo na razie nie masz szans obalić tego twierdzenia (a "koszmar" dlatego, że zdajesz się to uznawać z głupotę). Zresztą, kreacjoniści to tylko odsetek chrześcijan, jak nie mniej.
  22. Mam nadzieję, że trochę im się uda obniżyć temperaturę tej diody zanim wejdzie do użytku Swoją drogą, uwaga lingwistyczna - to zdanie się chyba nie trzyma kupy od strony fleksyjnej: "Odpowiednio przygotowany luminofor można zastosować w ultrafioletowej diodzie LED, otrzymujące pożądane światło." Pozdrawiam wszystkich oświeconych
  23. NASA to moloch, biurokratyczny, to fakt. Ale loty załogowe mają jedno bardzo ważne zadanie, które trudno przeliczyć na pieniądze: popularyzują loty w kosmos. Poparcie społeczne jest potrzebne. Plus zdobywają ludziska doświadczenie, a to też nieocenione. Ten nowy projekt sam w sobie ma być do oszczędzania pieniędzy, więc czemu obcinać finansowanie operacji, która ma wprowadzić tańsze w eksploatacji środki transportu?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...