Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Amerykańska administracja rządowa przegrała pierwsze starcie sądowe dotyczące programu PRISM. Departament Sprawiedliwości usiłował opóźnić rozpoczęcie rozprawy z powództwa Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU). Rządowi prawnicy chcieli przesunięcia terminu rozpoczęcia rozprawy, twierdząc, że agencje wywiadowcze przeglądają obecnie zgromadzony materiał i muszą zdecydować, które dane można ujawnić opinii publicznej. Część z ujawnionego materiału może być istotna dla sprawy, ale agencje potrzebują czasu, by to zidentyfikować - argumentowali prawnicy. Wstępne wysłuchanie stron trwało zaledwie 40 minut. Sędzia William Paulej z sądu okręgowego w Nowym Jorku odrzucił argumenty strony rządowej i zarządził, by do 26 sierpnia obie strony złożyły swoje wnioski. Wysłuchanie stron rozpocznie się 1 listopada. ACLU pozwała NSA do sądu już po pięciu dniach od ujawnienia przez Edwarda Snowdena istnienia programu PRISM. Uważamy, że żadne rozporządzenie nie dopuszcza istnienia takiego programu, a jeśli nawet takie rozporządzenie istnieje, to jest ono niezgodne z Konstytucją - mówi reprezentujący ACLU prawnik Jameel Jaffer. Administracja prezydenta Obamy, chcąc uspokoić opinię publiczną zapowiedziała, że przejrzy zebrane materiały i część z nich ujawni. Tara La Morte, reprezentująca przed sądem rząd, argumentowała, że w związku z tym nie ma potrzeby szybkiego rozpoczynania procesu. ACLU chce, by sąd zakazał firmie Verizon, której jest klientem, przekazywania NSA danych na temat połączeń telefonicznych. Dostarczanie tych danych do agencji wywiadowczej daje jej wiedzę na temat pracy ACLU i może zniechęcać do współpracy z organizacją osoby, które chcą pozostać anonimowe, argumentuje ACLU. DoJ ze swej strony twierdzi, że dzięki PRISM zapobieżono wielu potencjalnym zamachom terrorystycznym w USA i innych krajach.
  2. Po osiągnięciu wieku pomenopauzalnego wyższe kobiety są bardziej zagrożone różnymi nowotworami, w tym rakiem piersi, jelita grubego, błony śluzowej trzonu macicy, nerek, jajnika, nowotworami tarczycy, szpiczakiem mnogim oraz czerniakiem. Związek utrzymuje się nawet po wzięciu poprawki na czynniki ryzyka tych chorób, czyli wiek, wagę, wykształcenie, palenie, spożycie alkoholu i hormonoterapię. Naukowcy z College'u Medycznego Alberta Einsteina w Nowym Jorku analizowali przypadki 20.928 uczestniczek Women's Health Initiative (WHI), u których w ciągu 12 lat od zwerbowania zdiagnozowano przynajmniej jeden inwazyjny nowotwór. W tym zestawie danych więcej nowotworów było związanych ze wzrostem niż ze wskaźnikiem masy ciała. Ostatecznie nowotwór jest wynikiem procesów powiązanych ze wzrostem, wydaje się zatem sensowne, że hormony lub inne czynniki wzrostu, które oddziałują na wysokość, mogą także wpływać na ryzyko nowotworu - wyjaśnia dr Geoffrey Kabat. Akademicy wyliczyli, że każdemu zwiększeniu wysokości o 10 cm odpowiadał 13-proc. wzrost zagrożenia jakimkolwiek nowotworem. Gdy wzięło się pod uwagę konkretne choroby, oznaczało to 13-17-proc. wzrost ryzyka wystąpienia czerniaka i raków piersi, jajnika, endometrium oraz jelita grubego, a także 23-29-proc. wzrost prawdopodobieństwa zapadnięcia na raka nerek, nowotwory tarczycy i układu krwiotwórczego. W przypadku żadnego z 19 analizowanych nowotworów nie natrafiono na negatywny związek ze wzrostem. [...] Związek między wzrostem [niemodyfikowalnym czynnikiem ryzyka] a nowotworami licznych narządów sugeruje, że ekspozycje z wczesnych etapów życia, np. żywienie, mogą odgrywać pewną rolę w kształtowaniu osobniczego ryzyka zachorowania.
  3. Pomimo dużego zwiększenia wpływów, Amazon zanotował kwartalną stratę. W drugim kwartale bieżącego roku przychody Amazona wzrosły o 22% rok do roku i zamknęły się kwotą 15,7 miliarda dolarów. Koncer zanotował jednak stratę w wysokości 7 milionów USD. Amazon nigdy nie miał dużego marginesu zysku. W analogicznym kwartale ubiegłego roku koncern miał 12,7 miliarda przychodów i jedynie 7 milionów zysku. Teraz po raz kolejny przyniósł stratę. Jej przyczyną są duże inwestycje w nowe centra dystrybucji oraz zakupy praw majątkowych do cyfrowych treści. Po ogłoszeniu wyników cena akcji Amazona zmniejszyła się o 2%. Nie wiadomo, jak długo jeszcze inwestorzy będą chcieli czekać na większe zyski ze swoich akcji. Jeff Bezos, dyrektor wykonawczy Amazona, nie odniósł się do wyników finansowych firmy. Mówił za to, że w ostatnim kwartale naszymi 10 najlepiej sprzedającymi się towarami były produkty cyfrowe - Kindle, Kindle Fire, akcesoria i treści cyfrowe. Wkrótce Amazon wzbogaci swoją ofertę cyfrowych produktów o programy telewizyjne.
  4. Zwykle tygrysy uwielbiają wodę, lecz Jae Jae, tygrys sumatrzański z London Zoo, woli się trzymać na płyciźnie. By kot mógł się lepiej schłodzić podczas upałów i by poprawić jego kondycję fizyczną, opiekunowie postanowili zorganizować dla niego "lekcje" pływania. Na środku basenu umieszczono platformę, na której codziennie ląduje porcja koniny (to ulubiony przysmak kota). Tony Cholerton, specjalista od dużych kotów, wydaje się zadowolony z poczynionych postępów...
  5. Centaury, tajemnicze obiekty znajdujące się pomiędzy Jowiszem a Neptunem, od dawna stanowią zagadkę dla astronomów. Specjaliści zastanawiali się, czy są one asteroidami czy kometami. To właśnie z powodu dwoistości natury nazwano je imieniem mitologicznych stworzeń, pół-ludzi, pół-koni. Odpowiedź na pytanie o naturę centaurów dają badania przeprowadzone przez Wide-field Infrared Survey Explorer (WISE). Nasze dane wskazują, że większość centaurów pochodzi od komet, zatem przybyły z zewnętrznych obszarów Układu Słonecznego - mówi James Bauer z Jet Propulsion Laboratory. Określenie pochodzi od komet oznacza, że centaury są zbudowane z tego samego materiału co komety, mogły być w przeszłości aktywnymi kometami i mogą stać się takimi w przyszłości. W ramach najnowszych badań wykonano zdjęcia w podczerwieni 52 centaurów i obiektów dysku rozproszonego. Fotografie w podczerwieni pozwoliły na zbadanie albedo obiektów. Uczeni mogli sprawdzić, jak wygląda powierzchnia centaurów i w jakim stopniu odbija światło. Wcześniejsze obserwacje w paśmie widzialnym wykazały, że centaury mają barwę niebiesko-szarą lub czerwonawą. Obiekty niebiesko-szare mogą być asteroidami lub kometami, czerwonawe są prawdopodobnie asteroidami. Teraz WISE wykazał, że większość obiektów niebiesko-szarych jest ciemna, a to wskazuje na komety. Komety mają ciemną, podobną do sadzy powierzchnię, przez co są ciemniejsze niż większośc asteroid. Komety przypominają węgiel drzewny, a asteroidy świecą bardziej jak księżyc - mówi Tommy Grav, współautor badań. W badanej grupe obiekty o charakterystyce komet stanowiły niemal 66% całości.
  6. Sieć daje wolność, sieć wolność zabiera Internet zmienił świat. Przekształcił go w globalną wioskę, przyspieszając przepływ informacji na niespotykaną wcześniej skalę. Obywatelom dał moc obalania dyktatorów, wyborcom - siłę do demaskowania politycznych demagogów, a konsumentom - wiedzę niezbędną do śledzenia oszustów gospodarczych. Niestety, każdy kij ma dwa końce. W ciemnych zakamarkach globalnej sieci kryją się ludzie, rządy i korporacje, dla których informacje, jakie internet przechowuje o nas - zwykłych ludziach - stanowią potencjalną broń. Internet, najlepsze narzędzie służące wyzwoleniu, stał się najniebezpieczniejszym pomocnikiem totalitaryzmu, z jakim kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. Czy możemy się przed tym bronić? Ruch cypherpunk to aktywiści promujący masowe korzystanie z silnej kryptografii jako sposobu na zabezpieczenie podstawowej wolności przed tym zaciekłym atakiem. Julian Assange, wizjoner i redaktor naczelny WikiLeaks, od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku jest głównym przedstawicielem tego środowiska. Teraz, na potrzeby tej ważnej i pojawiającej się w kluczowym momencie książki, Assange zebrał grupę rewolucyjnych myślicieli i aktywistów z pierwszej linii frontu walki o cyberprzestrzeń, by wspólnie dyskutować o tym, czy internet ostatecznie nas wyzwoli, czy zniewoli.
  7. Holenderscy psycholodzy ustali, że psychopaci są nie tyle pozbawieni zdolności empatycznych, co mogą je dowolnie włączać. Autorzy raportu z pisma Brain podkreślają, że ustalenia te dałoby się wykorzystać w trakcie resocjalizacji. Po odpowiednim treningu przestępcy mogliby bowiem kontrolować aktywację przełącznika współodczuwania. Zespół Christiana Keysersa z Uniwersytetu w Groningen badał 18 psychopatycznych przestępców oraz 26 zdrowych mężczyzn. W czasie, gdy panowie przebywali w skanerze do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), wyświetlano im serię nagrań z dłońmi w rolach głównych. Jeden z bohaterów dotykał drugiego z miłością bądź neutralnie, zdarzało mu się też zadawać ból lub zachowywać odrzucająco. Przy pierwszym podejściu filmy oglądano ot tak, bez specjalnego przygotowania. Przy drugim proszono o wczuwanie się w sytuację odbiorcy działań. Okazało się, że rejony mózgu związane z odczuwaniem bólu rozświetlały się u więźniów tylko po zaleceniach psychologów. Bez odpowiedniej instrukcji reakcja była bardzo ograniczona (lokalizację obszarów bólowych wyznaczano, uderzając badanych linijką). Innymi słowy: u psychopatów występuje zmniejszona spontaniczna aktywność neuronów lustrzanych, które wyładowują się zarówno podczas samodzielnego wykonywania jakiejś czynności, jak i podczas obserwowania czyichś działań, jednak gdy w grę wchodzi celowa aktywacja zastępcza, grupy eksperymentalna i kontrolna właściwie się od siebie nie różnią. Keysers zaznacza, że dotąd psychopatów postrzegano jako nieczułych ludzi, którzy nie odczuwając emocji, nie umieją się postawić w czyjejś sytuacji. Nasze badania pokazują, że to nie takie proste. Nie chodzi o brak empatii, lecz o pstryczek do jej włączania i wyłączania. Domyślnie wydaje się on ustawiony w pozycji wyłączonej. Gdy teraz wykazaliśmy, że psychopaci przejawiają empatię - nawet jeśli tylko w określonych warunkach - możemy dać terapeutom coś, z czym da się pracować.
  8. NASA przeprowadziła udane testy wyprodukowanych na drukarce 3D części do silników rakietowych. Dotychczas nie było wiadomo, czy tak zbudowane elementy są w stanie wytrzymać warunki panujące w działającym silniku. Z technologią druku 3D przemysł kosmiczny wiąże olbrzymie nadzieje, gdyż pozwala ona na znacznie szybszą produkcję części oraz na obniżenie kosztów o ponad 60%. Inżynierowie z Marshall Space Flight Center nie tylko przeprowadzili testy takich części, ale również porównali ich wyniki z testami części stworzonych za pomocą tradycyjnych technik produkcyjnych. W niespełna miesiąc wydrukowano i przetestowano dwie strumienice, które będą wykorzystywane w rakiecie SLS (Space Launch System). Badane podzespoły były mniejsze niż będą w rzeczywistości. Podczas serii 11 testów strumienice były przez 46 sekund poddane warunkom panującym w silniku i musiały znieść temperaturę około 3300 stopni Celsjusza. Nie zauważyliśmy żadnej różnicy pomiędzy częściami wydrukowanymi a stworzonymi tradycyjnymi technikami. Obie, strumienice pięknie pracowały podczas testów - mówi Sandra Elam Greene, która nadzorowała próby i badała strumienice. Po testach stan strumienic był doskonały. Dlatego też jedna z nich pozostanie w Marshall Space Flight Center, a drugą wysłano do Stannis Space Center. Obie będą przechodziły kolejne testy. Silniki rakietowe są złożone, zawierają setki elementów, budowanych przez różnych dostawców, więc przy projektowaniu nowego silnika sprawdzanie poszczególnych komponentów pozwala nam stwierdzić, czy będą się one nadawały do wyznaczonych zadań - stwierdził Chris Singer, jeden z dyrektorów Marshall Center. Oszczędności uzyskane dzięki technice 3D są już widczone. Testowe strumienice budowane przy użyciu tradycyjnych technik powstają pół roku i kosztują ponad 10 000 dolarów każda. Te uzyskane techniką 3D, po wypolerowniu i przeskanowaniu w poszukiwaniu wad, trafiły do testów już w trzy tygodnie od rozpoczęcia produkcji. Wytworzenie każdej z nich kosztowało mniej niż 5000 USD. Samo stworzenie strumienicy trwało około 40 godzin. Przez kolejne tygodnie polerowaliśmy i sprawdzaliśmy części - mówi inżynier Ken Cooper, którego zespół produkował podzespoły. Zapraszamy do obejrzenia filmów z testów strumienicy oraz przyjrzenia się, w jaki sposób powstała.
  9. W ciągu minuty światło może przebyć około 18 milionów kilometrów. Tymczasem niemieckim naukowcom udało się je zmusić, by pozostało przez ten czas w miejscu. Minuta to bardzo, bardzo długo. To rzeczywiście wielki krok naprzód - powiedział Thomas Krauss z University of St. Andrews. Prace nad manipulowaniem prędkością światła trwają od dawna. W 1999 roku udało się je spowolnić do 17 metrów na sekundę, a dwa lata później dowiedzieliśmy się o pierwszym udanym eksperymencie, w czasie którego zatrzymano światło. Nie poruszało się ono przez ułamek sekundy. W bieżącym roku doniesiono o zatrzymaniu światła na 16 sekund. Teraz na Uniwersytecie Technicznym w Darmstadt światło zamarło na całą minutę. Naukowcy najpierw oświetlili nieprzezroczysty kryształ laserem kontrolnym. To wprowadziło atomy kryształu w superpozycję dwóch stanów, dzięki czemu stał się on przezroczysty w bardzo wąskim zakresie częstotliwości. Następnie uruchomiono drugi laser i wyłączono pierwszy, likwidując w ten sposób przezroczystość. Dzięki temu światło z drugiego lasera zostało uwięzione w krysztale na całą minutę. Czas przechowywania światła zależy od superpozycji. Pole magnetyczne wydłuża ten czas, ale komplikuje kontrolowanie światła. George Heinze i jego koledzy wykorzystali specjalny algorytm, który pozwolił na odpowiednie dobranie pola magnetycznego i właściwości lasera. Uczeni użyli też kryształu do zapisania i odczytania obrazka składającego się z trzech linii. Dowiedliśmy, że w promień światła można wdrukować złożony obraz - mówi Heinze. Prace Niemców będą miały olbrzymie znacznie dla rozwoju bezpiecznej kwantowej komunikacji. Do skonstruowania kwantowego regeneratora sygnału, który zatrzymywałby i emitował fotony, konieczne jest zatrzymanie światła na kilkadziesiąt sekund. Dopiero taki czas pozwoli na zachowanie stanów kwantowych fotonów na długich dystansach. Heinze mówi, że użycie innych kryształów mogłoby pozwolić na zatrzymanie światła na jeszcze dłuższy czas. Wykorzystany przezeń kryształ osiągnął niemal granicę swych fizycznych możliwości.
  10. Jak wyglądałby nasz świat, gdybyśmy mogli widzieć połączenia Wi-Fi? Tak postawione pytanie do tego stopnia frapowało Nickolaya Lamma, że nawiązał współpracę z astrobiolog dr M. Browning Vogel, która przez 5 lat pracowała dla NASA. Absolwent Uniwersytetu w Pittsburghu nałożył obraz transmisji Wi-Fi na kształty 3D z rządowej mapy Waszyngtonu. Szczególnie upodobał sobie teren National Mall. Kolory odpowiadają poszczególnym kanałom transmisji. Upewniłem się, że [Vogel] akceptuje grafiki. [...] Ona kierowała mną podczas procesu tworzenia ilustracji, by pod względem naukowym były tak dokładne, jak to tylko możliwe. Lamm specjalizuje się w zadawaniu nietypowych i często prowokacyjnych pytań. We wcześniejszych wpisach na swoim blogu dywagował np., jak wyglądałaby lalka Barbie, gdyby jej wymiary wzorować na przeciętnej kobiecie. Zastanawiał się też, ile kosztuje styl życia Wielkiego Gatsby'ego.
  11. Naukowcy z Birmingham City University zeskanowali biżuterię z tzw. Cheapside Hoard (artefakty z epoki elżbietańskiej i jakobiańskiej, które znaleziono w 1912 r. podczas prac budowlanych prowadzonych w londyńskiej piwnicy) i za pomocą drukarki 3D stworzyli kopie do złudzenia przypominające oryginały. Dzięki temu od października zwiedzający Museum of London będą się mogli zapoznać z budową precjozów. Uwagę większości przyciągnie zapewne zegarek Ferlite'a - nazywany przez specjalistów iPodem swoich czasów. Pięknie zdobiony czasomierz z kalendarzem i alarmem powstał ok. 1600 roku. By poznać jego tajemnice, naukowcy zamierzają stworzyć kilka replik. Ann-Marie Carey, jedna z autorek projektu, podkreśla, że choć za erę postępu technicznego skłonni jesteśmy uznawać przede wszystkim nasze czasy, to epoki elżbietańska i jakobiańska również zasługują na większą uwagę. Obawiamy się, że niektórych rozwiązań sprzed 400 lat nie uda nam się już uchwycić. Odcyfrowując budowę zegarka Ferlite'a, naukowcy usunęli z modelu 3D części odpowiadające resztkom lakieru z oryginału. W ten sposób można było sprawdzić, jak wyglądały "czyste" metalowe komponenty.
  12. Spożywanie kilku filiżanek kawy dziennie jest powiązane z około 50-procentowym spadkiem ryzyka samobójstwa. Tendencję taką zauważono u obu płci. O wynikach swoich badań poinformowali naukowcy z Harvard School of Public Health. W przeciwieństwie do wcześniejszych badań udało nam się ocenić skutki spożywania napojów zawierających kofeinę i ich nie zawierających oraz stwierdzić, że to właśnie obecnośc kofeiny w kawie jest najbardziej prawdopodobnym środkiem mającycm znaczenie ochronne - mówi Michael Lucas, główny autor badań. Zespół Lucasa przejrzał wyniki trzech szeroko zakrojonych badań i stwierdził, że ryzyko samobójstwa wśród osób pijących od 2 do 4 filiżanek kawy dziennie było o około 50% niższe, niż wśród osób, które piły kawę bezkofeinową, w ogóle nie piły kawy lub też piły jej bardzo mało. Kofeina pobudza centralny układ nerwowy, może działać też jak łagodny środek antydepresyjny, gdyż zwiększa produkcję niektórych neuroprzekaźników, jak serotonina, dopamina i noradrenalina. To może wyjaśniać niższe ryzyko depresji wśród pijących kawę. Podczas obecnego studium przeanalizowano wyniki Health Professionals Follow-Up Study (HPFS) z lat 1988-2008 w którym wzięło udział 43 599 mężczyzn, Nurses' Health Study (NHS, lata 1992-2008) w czasie których badano 73 820 kobiet oraz Nurses' Health Study II (NHSII, lata 1993-2007, prowadzone wśród 91 005 kobiet). Podczas wspomnianych badań co cztery lata pytano uczestników o spożywanie kofeiny, kawy i kawy bezkofeinowej. Spożycie kofeiny wyliczano z kawy i innych źródeł (m.in. herbata, napoje zawierające kofeinę, czekolada). Wyliczenia pokazały,że najważniejszym źródłem kofeiny była kawa. To z niej pochodziło 79% kofeiny spożywanej przez uczestników HPFS, 80% spożycia wśród uczestniczek NHS i 71% wśrod NHSII. Wśród uczestników wszystkich badań miało miejsce 277 przypadków samobójczej śmierci. Pomimo tego, że kofeina wydaje się zmniejszać ryzyko samobójstwa, Lucas i jego koledzy nie zalecają, by osoby z depresją zwiększały spożycie kawy. Zwykle bowiem większość osób spożywa optymalny dla siebie poziom kofeiny, a zwiększenie go może mieć nieprzyjemne następstwa. Ponadto badania wykazały też, że zwiększenie spożycia kofeiny ponad 400 mg dziennie ma niewielki wpływ na ryzyko popełnienia samobójstwa. Nie zaobserwowano, by osoby pijące ponad 4 filiżanki dziennie były mniej skłonne do targnięcia się na własne życie od osób pijących 2-3 filiżanki. Warto tutaj jednak przypomnieć, że autorzy wcześniej prowadzonych badań zauważyli, że najlepsze efekty daje spożywanie co najmniej 4 filiżanek dziennie, a z kolei Finowie informowali w przeszłości o zwiększonym ryzyku samobójstwa wśród osób pijących nie mniej niż 8 filiżanek dziennie. Autorzy obecnych badań nie mieli wystarczającej ilości danych, by sprawdzić wpływ tak dużego spożywania kawy na ryzyko śmierci samobójczej.
  13. By sprawdzić, gdzie dokładnie patrzą pawice indyjskie (Pavo cristatus) podczas pokazu samca z ogonem, amerykańscy naukowcy przymocowali do ich głów specjalne kamery. Oprzyrządowanie do śledzenia kierunku spoglądania ujawniło, że bardzo trudno utrzymać uwagę pawicy, co w pewien sposób wyjaśnia, czemu w toku ewolucji ogon, a właściwie tren utworzony z wydłużonych piór pokryw nadogonowych, stał się tak duży i ozdobny. Pawi ogon to bodaj najbardziej znany przykład doboru płciowego, gdzie o dostosowaniu (wykształceniu jakiejś cechy) decyduje atrakcyjność dla płci przeciwnej. Po prawdzie długi tren mógłby bardzo utrudnić ucieczkę przed drapieżnikiem - podkreśla dr Jessica Yorzinski. Podczas eksperymentów naukowcy przyzwyczaili 12 pawic do noszenia sprzętu do okulografii: jedna z kamer utrwalała, co dzieje się w polu widzenia, a druga zapisywała ruchy gałek ocznych. Jak wyjaśniają autorzy artykułu z Journal of Experimental Biology, pawice nie patrzyły wcale na górną część pióropusza i koncentrowały się na dolnej części trenu poniżej głowy konkurenta. Samice często wodziły oczami z boku na bok, co sugeruje, że oceniały wtedy szerokość [dołu] trenu. Akademicy podkreślają, że pawice ciągle przenosiły uwagę między otoczeniem a ogonem samca. To zapewne przystosowawcze zachowanie, bo gdyby [...] skupiły się wyłącznie na pokazie samca, mogłyby skończyć jako tygrysia kolacja. Skoro panie patrzą głównie na dół ogona, czemu jest on tak wysoko unoszony? Yorzinski podejrzewa, że w naturalnym habitacie w Indiach jedyna wystająca nad bujną roślinność część - czubek trenu - pełni funkcję długodystansowego sygnału dla samic.
  14. Za około 2 tygodnie DARPA oficjalnie ogłosi rozpoczęcie zbierania ofert na projekt podwodnego bezzałogowego okrętu-matki Hydra. Pojazd będzie bazą, z której mają startować drony oraz mniejsze bezzałogowe okręty podwodne. Latające i pływające drony mają ograniczony zasięg. Mogą operować tylko w wyznaczonym promieniu od tradycyjnych okrętów. Narażają je w ten sposób na niebezpieczeństwo gdyż, przynajmniej teoretycznie, śledząc drona można odnaleźć jednostkę, z której startuje. Ponadto wysyłanie do akcji tradycyjnych okrętów z załogą na pokładzie wiąże się z olbrzymimi kosztami i ryzykiem. Niedogodności te może wyeliminować właśnie Hydra. Ma to być pojazd zdolny do wielodniowych podróży, który będzie stanowił bazę dla latających i pływających dronów w sytuacji, gdy w okolicy nie będzie żadnego okrętu z załogą. DARPA poszukuje firmy, która wykona podzespoły i złoży je w działający prototyp. Hydra musi być w stanie nie tylko przenosić drony, ale również tankować je i odbierać od nich zdobyte dane. Zadaniem Hydry będzie też bieżąca komunikacja z dronami oraz ich wysyłanie w misję - oba zadania ma wykonać bez konieczności wynurzania się. Dodatkową zaletą pojazdu byłaby możliwość zabierania na pokład dronów, które zakónczyły misję. Część rozwiązań wymaganych przez DARPA już istnieje. Raytheon i AeroVironment stworzyły prototypowy system startu dronów powietrznych z okrętu podwodnego pozostającego w zanurzeniu. Samoloty opuszczają okręt w specjalnych kapsułach, te wynurzają się, a po dotarciu na powierzchnię dron rusza w podróż powietrzną. Utrzymanie komunikacji z takimi dronami i ich powrót na okręt podwodny będą jednak bardzo trudnymi zadaniami.
  15. Aflatoksyny, mykotoksyny wytwarzane przez pleśni pokrywające często magazynowaną kukurydzę, pszenicę, ryż i orzechy, mogą po cichu pogarszać epidemię AIDS. Naukowcy z Uniwersytetu Alabamy w Birmingham wyjaśniają, że w okolicach równika plony przechowywane w poukładanych na sobie workach są niejednokrotnie skażone kropidlakiem żółtym (Aspergillus flavus) i innym grzybem z rodzaju kropidlak - Aspergillus parasiticus. Szacuje się, że na całym świecie aż 4,5 mld ludzi styka się z niebezpiecznymi stężeniami aflatoksyn. Dotąd wiedziano, że chroniczna ekspozycja wiąże się z uszkodzeniem wątroby i pierwotnym rakiem tego narządu. Teraz okazało się, że aflatoksyna B1 odgrywa istotną rolę w rozprzestrzenianiu choroby zakaźnej - AIDS. Zespół dr Pauline Jolly zebrał grupę 314 HIV-pozytywnych osób z Kumasi w Ghanie. Chorzy nie zaczęli jeszcze terapii antyretrowirusowej. Biorąc pod uwagę nasilenie ekspozycji aflatoksynowej, ochotników podzielono na 4 grupy. Ustalono, że w porównaniu do nosicieli z pierwszego kwartyla, badani z najwyższym poziomem adduktu aflatoksyny B1 i albuminy (ang. aflatoxin B1 albumin adduct, AF-ALB) w osoczu 2,6 razy częściej mieli wysoki ładunek wirusowy. Wyższy ładunek wirusowy przekłada się na większy wskaźnik transmisji oraz możliwość wcześniejszej progresji zakażeń oportunistycznych AIDS. Akademicy przypuszczają, że mykotoksyna hamuje układ immunologiczny, ograniczając produkcję określonych komórek odpornościowych lub białek, które je aktywują. Toksyna może także nasilać ekspresję genów, doprowadzając w ten sposób do powstawania większej liczby kopii wirusa. By to potwierdzić, trzeba jednak przeprowadzić kolejne badania.
  16. U.S Fish and Wildlife Service (FWS) opublikowała szczegółowy plan eksperymentu, w ramach którego ma zamiar zabić kilka tysięcy osobników z jednego gatunku sowy, by ocalić zagrożony inny gatunek. Ofiarami myśliwych ma paść puszczyk kreskowany, a urzędnicy z FWS mają nadzieję, że pomoże to puszczykowi stokowemu (Strix occidentalis caurina), który od 50 lat traci terytorium. FWS pracuje nad planem kontroli puszczyka kreskowanego od 2009 roku. Przez kilka lat zbierano opinie specjalistów, konstultowano się z etykami, przeglądano badania naukowe. Jeśli nie zaczniemy zarządzać puszczykiem kreskowanym, to prawdopodobieństwo odrodzenia się populacji puszczyka stokowego znacznie się zmniejszy - twierdzi Paul Henson, szef FWS w stanie Oregon. Zgodnie z planem, który ma zostać ostatecznie zatwierdzony w najbliższych tygodniach, w Oregonie, Waszyngtonie i Północnej Kalifornii w ciągu najbliższych 4 lat mają zostać zabite 3603 ptaki. Z decyzji FWS nie są zadowoleni ani przedstawiciele przemysłu drzewnego, ani ekolodzy. Jak zauważa Tom Partin, prezes Amerykańskiej Rady Zasobów Leśnych, skupiającej firmy z przemysłu drzewnego, wystrzelanie ptaków w kilku izolowanych obszarach nie pomoże w lepszym zarządzaniu lasem, ani nie przyniesie korzyści puszczykowi stokowemu. Partin mówi, że największym zagrożeniem dla wspomnianego ptaka jest utrata habitatów wskutek pożarów lasów. Zabijanie puszczyka kreskowanego bez odniesienia się do podstawowych przyczyn zanikania puszczyka stokowego, jest nie do zaakceptowania - mówi Bob Sallinger, jeden z dyrektorów Audubon Society. Ekolodzy od dawna stoją na stanowisku, że należy przede wszystkim zachować habitat zagrożonego gaunku. Na tym tle dochodzi do ostrych sporów pomiędzy nimi a przemysłem drzewnym. Jednak Paul Henson uważa, że najwłaściwsze jest zabijanie puszczyka kreskowanego. Zwraca on uwagę, że w latach 90. przyjęto przepisy, które doprowadziły do zmniejszenia wycinki lasów państwowych aż o 90%. Mimo to populacja puszczyka stokowego nadal zanika. Jego zdaniem, jedynie kontrola puszczyka kreskowanego daje nadzieję. Puszczyk kreskowany jest większy, bardziej agresywny i mniej wybredny jeśli chodzi o pożywienia od puszczyka stokowego. Na początku ubiegłego wieku puszczyk kreskowany zaczął przedzierać się przez Wielkie Równiny do lasów na zachodzie. W 1959 roku trafił do Kolumbii Brytyjskiej. Obecnie jego zasięg pokrywa się z zasięgiem puszczyka stokowego, a na niektórych obszarach puszczyk kreskowany jest 5-krotnie liczniejszy od swojego mniejszego krewniaka.
  17. Przez suszę miasto Boulia w australijskim stanie Queensland stało się mekką kakadu różowych i białych. Ptaki siadają na liniach elektroenergetycznych, a gdy startują, przewody się stykają i w wyniku zwarcia dochodzi do zaniku zasilania. Burmistrz Rick Britton podkreśla, że kakadu mogą nie odlecieć aż do listopada, bo dopiero wtedy ma zacząć padać. Ponieważ mieszkamy na suchym terenie, próbujemy ozdobić nasze ulice trawnikami i drzewami. Z tego powodu ptaki myślą, że to ukryty raj [...]. Kakadu "nalatują" miasto od ogłoszenia suszy, czyli od 2 miesięcy. Niektórzy ludzie próbowali je straszyć, ale przez liczebność stada (ok. 2 tys.) takie działania są z góry skazane na niepowodzenie. Britton uważa, że sytuacja ma też swoje plusy, bo pozwala promować Boulię jako ptasią atrakcję turystyczną.
  18. Ocieplenie i związane z tym rozmrażanie się Arktyki wiązane jest z potencjalnymi korzyściami ekonomicznymi. Mówi się o dostępie do nowych łowisk, powstaniu nowych korytarzy dla transportu morskiego czy dostępie do bogactw naturalnych uwięzionych pod lodem. Teraz po raz pierwszy przeprowadzono szacunki ewentualnych strat, które może spowodować globalne ocieplenie w północnych regionach Ziemi. Straty te związane są z emisją olbrzymich ilości metanu uwięzionych w największym na Ziemi szelfie znajdującym się we wschodniej Syberii. Naukowcy szacują, że pod powierzchnią szelfu uwięzionych jest ponad bilion ton metanu. Ocieplenie oznacza, że olbrzymie ilości tego gazu mogą szybko wydostać się do atmosfery. Nie są to obawy bezpodstawne. W 2010 roku Natalia Shakahova i Igor Semiletov z University of Alaska zaobserwowali, że metan wydostaje się spod powierzchni morza. Niektóre miejsca jego wycieku miały kilometr średnicy. Wówczas uczeni wyliczyli, że w ciągu dekady do atmosfery może trafić dodatkowo 50 miliardów ton metanu. W ten sposób koncentracja metanu w atmosferze zwiększyłaby się 12-krotnie, a średnia temperatura na Ziemi wzrosłaby o 1,3 stopnia Celsjusza. Teraz ekonomista Chris Hope oraz badacz Oceanu Arktycznego, Peter Wadhams, obaj z University of Cambridge we współpracy z analitykiem Gailem Whitemanem z Uniwersytetu Erazma z Rotterdamu przeprowadzili symulacje, w których przyjęli, że w latach 2015-2025 dochodzi do takiej właśnie emisji metanu z szelfu Syberii. To ekonomiczna bomba zegarowa - mówi Whiteman. Zdaniem uczonych takie wydarzenie przyspieszy o 15-35 lat moment, w którym średnie temperatury będą o 2 stopnie wyższe niż przed epoką przemysłową. Spowodowane nim straty sięgnęłyby niemal rocznego światowego PKB i zamknęłyby się kwotą około 60 bilionów dolarów. Większość kosztów poniosłyby kraje najbiedniejsze. Zapłaciliby mieszkańcy Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Straty związane byłyby z suszami, utratą plonów, podniesieniem się poziomu oceanów oraz gwałtowniejszymi burzami tropikalnymi. Zdaniem Natalii Shakahovej gwałtowne uwolnienie się 50 miliardów ton metanu jest wysoce prawdopodobne w każdej chwili. Obecnie z szelfu do atmosfery przedostaje się około 10 milionów ton metanu rocznie. Nie wiadomo, czy jest to zjawisko nowe. Nie wiadomo nawet, czy odpowiada za nie działalność człowieka. Shakahova nie wyklucza, że zachodzi ono od końca ostatniej epoki lodowcowej.
  19. Angel Sanguino, technik elektronik z Caracas, stracił w zeszłym roku lewą rękę. Gdy jechał na motorze, został potrącony przez uczestnika nielegalnych wyścigów samochodowych. Przy pomocy wuja Brunela Rodrigueza, który jest ortopedą, mężczyzna skonstruował protezę kończyny. Ostatnio doceniono jego pomysłowość i zaradność - 33-latek otrzymał bowiem nagrodę przyznawaną za osiągnięcia w dziedzinie nauki, technologii oraz wynalazczości. Przed wypadkiem Wenezuelczyk pracował dla znanego producenta części komputerowych. Z ręką amputowaną na wysokości barku nie mógł już tego robić. Lekarz powiedział Angelowi, że powinien się pogodzić z sytuacją, lecz leżąc na oddziale intensywnej terapii, mężczyzna dowiedział się, że zostanie ojcem i to dało mu siłę do walki. Trzy miesiące po wypadku Sanguino zaprojektował protezę, która umożliwiała mu samodzielne naprawianie telefonów komórkowych. W protezie znajdują się przełączniki i czujniki reagujące na ruchy obojczyka. By lepiej się pracowało, poza chwytakiem w sztucznym ramieniu Angela znalazły się także źródło światła i szkło powiększające. Pierwsza proteza miała po prostu być funkcjonalna, przetarłszy szlaki, 33-latek pracuje jednak nad kolejną bardziej estetyczną wersją. Zwykły podłączony do akumulatora silnik ma zostać zastąpiony siłownikiem. Ponieważ z serwomotorem ramię reagowałoby szybciej i bardziej precyzyjnie, Wenezuelczyk liczy, że dzięki temu uda mu się zostać bardziej wydajnym pracownikiem. Nowoczesna proteza kosztuje w Wenezueli ok. 90 tys. boliwarów, tymczasem urządzenie z warsztatu Angela oznacza koszt rzędu 2000-5000 VEB.
  20. W porównaniu do starszych niediabetyków, seniorzy z cukrzycą są o 50-80% bardziej zagrożeni niepełnosprawnością fizyczną. Autorzy raportu z The Lancet Diabetes & Endocrinology nie wprowadzili rozróżnienia na cukrzycę typu 1. i 2., ale większość zebranych danych dotyczyła osób powyżej 65. roku życia, a w tej grupie wiekowej z większym prawdopodobieństwem występuje cukrzyca typu 2. Naukowcy podkreślają, że szukając studiów do metaanalizy, wykluczali badania subpopulacji ze specyficznymi chorobami oraz prowadzone w domach opieki. Zespół Anny Peeters i Evelyn Wong z Baker IDI Heart & Diabetes Institute odnotowywał cechy demograficzne grup, a także sposób zdiagnozowania cukrzycy (czy zrobił to lekarz, czy sam pacjent). Poza tym akademicy skupiali się na definicji (i domenie) niepełnosprawności. W sumie Australijczycy uwzględnili 26 studiów. Niepełnosprawność zdefiniowano jako zmniejszoną mobilność i niezdolność do wykonywania normalnych czynności: kąpania, jedzenia, robienia zakupów czy korzystania ze środków komunikacji. Naukowcy podkreślają, że nie wiadomo, co leży u podłoża zaobserwowanego zjawiska, ale sądzą, że pod wpływem wysokiego poziomu cukru rozwija się przewlekły stan zapalny mięśni. W przeszłości wykazano ponadto, że cukrzyca wiąże się z ich szybką i pogarszającą się atrofią. Na domiar złego powikłania cukrzycy (choroby serca, udar czy schorzenia nerek) także potencjalnie prowadzą do niepełnosprawności. Gdy dołączy się do tego wpływ czynników ryzyka cukrzycy, np. otyłości, rokowania nie są zbyt dobre. Specjaliści doceniają wyniki uzyskane przez Australijczyków, bo wcześniejsze raporty dawały sprzeczne rezultaty odnośnie do ryzyka niepełnosprawności w przebiegu cukrzycy; jedne sugerowały, że choroba nie ma to żadnego wpływu, podczas gdy inne wskazywały na podwojenie ryzyka.
  21. Trevor Keenan i jego koledzy z australijskiego Macquarie University informują, że wskutek zwiększonej koncentracji CO2 w powietrzu drzewa zużywają mniej wody niż 20 lat temu. To zaskakujące odkrycie oznacza, że konieczne będzie poprawienie modeli klimatycznych, a zjawiska spowodowane globalnym ociepleniem będą przebiegały nieco inaczej niż uczeni sądzili. W lasach USA od wielu lat umieszczane są urządzenia, które badają koncentrację wody i CO2 w powietrzu. Pomiary są porównywane z ilością węgla przechwytywanego przez drzewa. Sąd wiemy, że rośliny te odgrywają znaczącą rolę w usuwaniu węgla z atmosfery. Co więcej, okazało się, że przechowują one węgiel 6-krotnie bardziej efektywnie niż wynikałoby z samego wzrostu koncentracji dwutlenku węgla. Aby przetrwać rośliny muszą bardzo precyzyjnie regulować działanie swoich aparatów szparkowych. Otwierając je pobierają dwutlenek węgla z powietrza, ale jednocześnie tracą wodę. Naukowcy sądzili, że wraz ze wzrostem globalnych temperatur drzewa będą traciły coraz więcej wody, co znacząco utrudni im utrzymanie się przy życiu. Najnowsze badania pokazały jednak, że tak się nie dzieje. Drzewa zareagowały na zwiększoną koncentrację CO2 w powietrzu otwierając aparaty szparkowe w mniejszym stopniu. Tracą mniej wody, pobierają tyle CO2 ile potrzebują. Pojawiło się zjawisko zwane "nawożeniem CO2". Drzewa dysponują dodatkowym dwutlenkiem węgla, który mogą wykorzystać do produkcji większej ilości węglowodanów, a jednocześnie potrzebują mniej wody do wzrostu. Wydaje się zatem, że mamy do czynienia z pozytywnym zjawiskiem. Wniosek taki jest jednak przedwczesny. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę z faktu, że użycie wody przez lasy to niezwykle istotny składnik ekosystemu. Dzięki drzewom gigantyczna ilość wody trafia z gruntu do atmosfery. Woda ta opada później w postaci deszczu. Deszcze są niezbędne np. dla rolnictwa. Na razie zespół Keenana przeprowadził swoje badania na podstawie danych zebranych w ciągu ostatnich 20 lat z 21 obszarów leśnych na półkuli północnej. To mała próbka, jednak wnioski jakie wypływają z tych prac są na tyle niespodziewane i niepokojące, że z pewnością większa liczba specjalistów będzie chciała przeprowadzić własne badania. Z czasem powinniśmy dowiedzieć się, jak zmniejszone parowanie z lasów wpłynie na ekosystem. Najnowsze odkrycie przyczyni się też do poprawienia modeli klimatycznych. Uwzględnia się w nich parowanie wody z lasów. Jej zmniejszona ilość trafiająca do atmosfery z pewnością będzie miała wpływ na klimat. Wydaje się, że zwiększony pobór dwutlenku węgla przez lasy pomoże spowolnić globalne ocieplenie, jednak z drugiej strony zmniejszone parowanie może oznaczać kłopoty dla ekosystemów położonych poza obszarami leśnymi.
  22. Na Imperial College London powstał "inteligentny" skalpel, który na bieżąco informuje chirurga, czy tkanka, którą tnie, jest nowotworowa czy też nie. Podczas testów przeprowadzonych na 91 pacjentach skalpel na bieżąco identyfikował tkankę, a przekazywane przezeń dane sprawdzano po zabiegu tradycyjnymi metodami. Okazało się, że iKnife rozpoznaje tkanki ze 100-procentową dokładnością. Ma to duże znaczenie podczas zabiegów chirurgicznych, gdyż testy laboratoryjne określające rodzaj tkanki trwają nawet pół godziny. Tam, gdzie mamy do czynienia z guzami litymi, najlepszym rozwiązaniem jest zwykle operacja chirurgiczna. Guzy wycina się z marginesem, usuwając przy tym zdrową tkankę. Jednak nie zawsze chirurg widzi, która tkanka jest nowotworowa, a które zdrowa. Na przykład u 20% kobiet z usuniętym guzem piersi konieczna jest powtórna operacja, gdyż okazuje się, że nie cały guz został wycięty. Gdy lekarz nie jest pewien co do wyników zabiegu, tkanka jest wysyłana do laboratorium, a pacjent pozostaje na stole operacyjnym w oczekiwaniu na wyniki. Skalpel iKnife to nóż elektryczny. Tego typu urządzenia są obecnie powszechnie stosowane w chirurgii. Tną one tkankę odparowując ją, a dym jest usuwany przez system ssący. Doktor Zoltan Takats z Imperial College London uświadomił sobie, że taki dym może być bogatym źródłem informacji. Połączył więc iKnife ze spektrometrem masowym, który analizuje skład dymu. Jako, że różne rodzaje komórek tworzą różne metabolity w różnych stężeniach, profil chemiczny tkanki ujawnia informacje na temat ich stanu. Tak zdobyte informacje iKnife porównuje z biblioteką referencyjną i na tej podstawie w czasie krótszym niż 3 sekundy określa, z jaką tkanką mamy do czynienia. Podczas opisanych powyżej prób chirurg nie znał odczytów ze skalpela. Teraz twórcy urządzenia chcą przeprowadzić testy kliniczne, podczas których chirurg będzie na bieżąco informowany o wynikach odczytów. Testy mają wykazać, czy taka informacja ma wpływ na jakość przeprowadzonego zabiegu. Nowy skalpel przyda się nie tylko podczas zabiegów onkologicznych. Będzie można go użyć np. do błyskawicznego określenia, jakie bakterie znajdują się w tkance, na której przeprowadza się operację. Doktor Takats wykazał też, że potrafi on np. odróżnić mięso końskie od wołowiny.
  23. Globalizacja światowego rynku kaszmiru pogarsza sytuację zagrożonych panter śnieżnych (Panthera uncia). By zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na wełnę, w ciągu ostatnich 20 lat pogłowie kóz kaszmirskich w Azji Centralnej niemal potrojono. W samej tylko Mongolii liczba tych zwierząt wzrosła z ok. 5 mln w 1990 r. do niemal 14 mln w roku 2010. Hodowlą zajmują się także rolnicy z Indii oraz Wyżyny Tybetańskiej. Kozy wkraczają na tereny zajmowane wcześniej przez koty i ich ofiary. Konkurują też z tutejszymi roślinożercami, m.in. suhakiem (Saiga tatarica), antylopą tybetańską (Pantholops hodgsonii) i owcą niebieską (Pseudois nayaur). Gdy wzięto pod uwagę 7 stanowisk badawczych na terenie Wyżyny Tybetańskiej, Mongolii oraz Indii, okazało się, że biomasa rodzimych ssaków kopytnych była ponad 20-krotnie mniejsza od biomasy zwierząt hodowlanych. Ponieważ habitaty panter śnieżnych nakładają się na obszary wypasu kóz, spadek liczebności dzikich ofiar doprowadzi zapewne do coraz częstszego napadania na stada. W odwecie pasterze będą zabijać irbisy (trend ten przybiera na sile). Dr Charudutt Mishra z Snow Leopard Trust podkreśla, że w przypadku wielu społeczności z centralnej Azji handel kaszmirem oznacza poprawę sytuacji ekonomicznej, jednak de facto kwestia jest bardziej skomplikowana, bo krótkoterminowy zysk prowadzi do zniszczenia lokalnego ekosystemu. Poznawszy [...] relacje łączące [...] pasterzy, lokalną ekologię i globalne rynki, będziemy mogli wdrożyć strategie narodowe i światowe, które będą lepiej służyć tak ochronie bioróżnorodności, jak i poprawie warunków bytu autochtonicznych społeczności.
  24. Najnowsze badania dowodzą, że przed milionami lat doszło do częściowego roztopienia największej na Ziemi masy lodu, a poziom oceanów mógł się wówczas podnieść nawet o 20 metrów. Odkrycie pomoże zrozumieć, co może czekać naszą planetę w niedalekiej przyszłości. Naukowcy z Imperial College London przeznalizowali osady, by poznać historię Antarktydy Wschodniej. Znajduje się tam największa na świecie masa lodu, o powierzchni porównywalnej z powierzchnią Australii. Wiemy, że tamtejsza pokrywa lodowa uformowała się przed 34 milionami lat i wielokrotnie zmieniała swoje rozmiary. Dotychczas jednak sądzono, że ostatecznie ustabilizowała się około 14 milionów lat temu. Najnowsze badania wykazały jednak, że w pliocenie w okresie od 5 do 3 milionów lat temu wielokrotnie dochodziło do częściowego roztopienia się lodów Antarktydy Wschodniej. Samo to wydarzenie mogło podnieść poziom oceanów o 10 metrów. Uczeni ocenili obecnie, że w czasie, gdy jednocześnie roztapiały się Grenlandia i Antarktyda Wschodnia poziom wód oceanicznych mógł podnieść się nawet o 20 metrów. Badanie zjawisk zachodzących w pliocenie jest istotne ze względu na podobieństwa z dniem dzisiejszym. W pliocenie średnie temperatury były o 2-3 stopnie wyższe niż obecnie, a koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze - podobna do poziomu z dnia dzisiejszego. Nasze badania dowodzą, że takie warunki doprowadziły do wielkiej utraty lodu i znaczącego podniesienia się poziomu oceanów. Naukowcy przewidują, że do końca bieżącego wieku temperatury na Ziemi mogą osiągnąć podobny poziom, zatem jest bardzo ważne, byśmy rozumieli, jakie może to mieć konsekwencje - mówi doktor Tina Van De Flierdt. Brytyjscy uczeni prowadzili badania osadów pobranych z głębokości ponad 3 kilometrów poniżej poziomu morza. Osady te zawierały chemiczne sygnatury skał znajdujących się obecnie pod pokrywą lodową Antarktydy Wschodniej. Istnienie u wybrzeży tak dużej ilości osadów z takimi właśnie sygnaturami może być wytłumaczone jedynie wycofaniem się lodu i erozją odsłoniętych skał. Uczeni uważają, że częściowo za topnienie lodu odpowiada woda. Część lodu znajduje się bowiem poniżej poziomu morza, więc ogrzewający się ocean, a takie zjawisko miało miejsce w pliocenie, roztapiał lód. Teraz, gdy dowiedziono, że Antarktyda Wschodnia jest znacznie bardziej wrażliwa na zmiany klimatu niż dotychczas sądzono, uczeni chcą przeprowadzić badania, które mają dać odpowiedź na pytanie, jak szybko dochodziło do roztapiania się lodu.
  25. Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu zauważyli, że dorośli, którzy na minikursie "odśpiewywali" wyśpiewane węgierskie krótkie zdania, o wiele lepiej radzili sobie potem z ich odtwarzaniem. Katie Overy, Fernanda Ferreira i Karen Ludke zebrały grupę 60 dorosłych. Ochotnicy, którzy mieli dokładnie powtarzać zasłyszane zdania, trafiali do jednej z 3 grup: jednej odtwarzano normalnie artykułowane słowa, drugiej wyrazy wypowiadane rytmicznie, a trzeciej ich wersję śpiewaną. Po 15 min nauki badani wzięli udział w testach językowych. Okazało się, że członkowie 3. grupy wypadali znacząco lepiej w 2 testach wymagających przypomnienia i wypowiedzenia fraz. Autorki artykułu z pisma Memory and Cognition stwierdziły także, że te same osoby zdobywały więcej punktów w testach pamięci długotrwałej. Co istotne, podczas "egzaminów" ochotnicy nie wyśpiewywali przypominanych słów. Panie podkreślają, że różnic w wynikach nie da się wyjaśnić wiekiem, płcią, nastrojem, możliwościami w zakresie fonologicznej pamięci roboczej czy zdolnościami i treningiem muzycznym.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...