Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Opracowano tani proces technologiczny, który 10-krotnie zwiększa wytrzymałość metali i czyni je znacznie bardziej odpornymi na korozję. Jeśli nowy proces przejdzie testy praktyczne, doczekamy się bardziej wytrzymałych konstrukcji oraz lżejszych, a więc i energooszczędnych, samochodów. Nowy proces powstał w firmie Modumetal z Seattle, która współpracuje obecnie z Chevronem, Conoco-Philipsem i Hessem nad jego komercjalizacją. Metalowe moduły stworzone w nowej technologii są obecnie testowane w przemyśle wydobywczym. Niektóre substancje, z którymi się tam stykają – jak np. siarkowodór – łatwo wywołują korozję, zatem przemysł ten to dobry poligon doświadczalny dla nowych materiałów. Już od pewnego czasu wiadomo, że kontrolowanie powstawania metali w nanoskali pozwala na uzyskanie materiałów o nowych właściwościach. Jednak procesy kontroli były dotychczas kosztowne i mało skuteczne w odniesieniu do dużych fragmentów metali. Firma Modumetal opracowała tani proces, który pozwala na precyzyjne kontrolowania nanostruktury fragmentów metalu o długości liczonej w metrach. Christina Lomasney, dyrektor Modumetal, zapewnia, że koszt nowego procesu jest taki sam jak tradycyjnych procesów wykorzystywanych obecnie, np. galwanizacji. Obecnie Modumetal przystosowuje swoją fabrykę do zwiększenia produkcji. Zanim jednak nowe metale trafią do powszechnego użytku, firma będzie musiała udowodnić, że produkcję da się skalować do ilości przemysłowych, że jest ona opłacalna, a nowe metale muszą zostać zatwierdzone przez odpowiednie urzędy. « powrót do artykułu
  2. Pingwiny wyczuwają jedynie kwaśny i słony smak. Zespół, którego pracami kierował dr Huabin Zhao z Uniwersytetu w Wuhanie, zaczął badania od przyjrzenia się świeżo opisanym genomom pingwinów Adeli, pingwinów cesarskich i 14 innych ptaków. Okazało się, że choć wiele ptaków, np. kury, zięby czy papugi zielone, nie wyczuwa słodyczy, to w odróżnieniu od pingwinów, nadal dysponuje receptorami goryczy i umami. Nasze wyniki silnie sugerują, że zdolność wyczuwania umami i goryczy została utracona u wspólnego przodka wszystkich pingwinów, zaś słodyczy [jakiś czas] wcześniej - opowiada dr Jianzhi Zhang z Uniwersytetu Michigan, dodając, że naukowców zaskoczyły co najmniej 2 rzeczy. Po pierwsze, pingwiny jedzą ryby, dlatego można by przypuszczać, że potrzebują genów receptorów umami [...]. Po drugie, generalnie smak kwaśny pozwala wykryć zepsutą żywność, a gorycz produkty toksyczne i choć przypuszczalnie pingwiny nie mogą wykorzystać smaku, by wykryć toksyny, nie wiemy, czy mają na to inne sposoby. Naukowcy wysnuli pewną hipotezę nt. utraty smaku u pingwinów. Nieloty te ewoluowały w chłodnej Antarktyce, a skądinąd wiadomo, że receptory słodyczy, umami i goryczy, ale nie smaków słonego i kwaśnego, są nieaktywne w niższych temperaturach. Można więc zakładać, że skoro i tak nie działały, ich utrata w trakcie ewolucji miała minimalny wpływ. Od tego czasu wiele pingwinów rozproszyło się po cieplejszych klimatach, ale skoro przodkowie utracili geny receptorów 3 smaków jeszcze w Antarktyce, genów i smaków nie dało się odzyskać nawet po migracji. Dodatkowo badania anatomii języków pingwinów wykazały, że nie ma na nich receptorów smaku, nawet słonego i kwaśnego. Zamiast tego pokrywa je szczecina, która pomaga przytrzymać śliską zdobycz. Ponieważ ptaki połykają ją w całości, nie ma zbyt dużego znaczenia, jak smakuje. Zhang dodaje, że nie jest pewien, czy pingwiny naprawdę nie mają kubków smakowych, bo mogą się one znajdować gdzieś indziej w jamie ustnej, np. na podniebieniu, albo w krtani. Powołując się na przykład kolibrów, u których nastąpiła co prawda utrata genów kodujących receptory słodyczy, lecz ich funkcje przejęły podobnie zbudowane receptory umami, naukowiec wyjaśnia, że u pingwinów nie nastąpiło analogiczne "przebranżowienie". Jako że receptory smaków kwaśnego i słonego są strukturalnie zupełnie inne od receptorów słodyczy i umami, nie mogłyby posłużyć do wykrywania tych ostatnich. « powrót do artykułu
  3. Przed 6 laty grupa znanych naukowców otrzymała pocztą płyty CD z materiałami z konferencji naukowej w Houston, w której wczesniej uczestniczyli. Na płytach, o czym naukowcy nie wiedzieli, znajdował się szkodliwy kod. Wgrali go członkowie zespołu Equation Group, którzy przechwycili płyty w czasie, gdy były one przewożone przez pocztę. Sześć lub siedem lat wcześniej ta sama grupa w podobny sposób zainfekowała płyty z oprogramowaniem bazodanowym Oracle'a. Firma Kaspersky, która opublikowała raport o organizacji nazwanej przez siebie Equation Group, udokumentowała około 500 infekcji dokonanych przez tę grupę na całym świecie. Equation Group, która działa od co najmniej 2001 roku najwięcej ofiar zaraziła w Iranie, Rosji, Pakistanie, Afganistanie, Indiach, Chinach, Syrii i Mali. Dokonała też ataków w Wielkiej Brytanii, Jemenie, Libanie, Algierii, Libii, Katarze czy Meksyku. Jako, że w szkodliwy kod wbudowywała mechanizm samoniszczący, liczba jej ofiar jest wielokrotnie większa od tej, którą udało się wykryć. Equation Group atakowała cele rządowe, wojskowe, firmy telekomunikacyjne, uczelnie wyższe, sektor finansowy, placówki dyplomatyczne, sektor energetyczny czy islamskich radykałów. O Equation Group wiadomo, że wykorzystuje niezwykle zaawansowane techniki. Zdaniem Kaspersky Lab prowadzi ona najbardziej zaawansowane ataki, jakie kiedykolwiek udało się wykryć. Wiadomo, że wykorzystuje wirtualne systemy plików, takie, jakie znaleziono w oprogramowaniu Regin. Z danych dostarczonych przez Edwarda Snowdena wiemy, iż Regin zostało użyte przez NSA do ataku na belgijską firmę Belgacom. Szkodliwe oprogramowanie Equation Group ukrywa się w formie zaszyfrowanych plików w różnych miejscach rejestru Windows, przez co jest niemożliwe do wykrycia przez oprogramowanie antywirusowe. Hakerzy z Equation przekierowywali użytkowników iPhone'ów na wybrane przez siebie maszyny, infekowali ich komputery, co pozwalało im na zarażanie urządzeń korzystających z systemów iOS oraz OS X, korzystali z oprogramowania na klipsach USB, dzięki któremu monitorowali superbezpieczne sieci odizolowane od internetu, udało im się też znaleźć i wykorzystać dziurę w najnowszych wersjach Windows, dzięki czemu spowodowali – pomimo braku odpowiednich kluczy cyfrowych – że ich szkodliwe oprogramowanie było wykonywane na poziomie jądra. Moim zdaniem Equation Group ma najbardziej zaawansowane narzędzia hakerskie na świecie. Udostępnili je twórcom Stuxneta i Flame'a, ale to ich narzędzia. Equation Group to mistrzowie, innym udostępniają jedynie okruchy tego, czym dysponują. Od czasu do czasu pozwalają na zintegrowanie niektórych swoich narzędzi z takim kodem jak Stuxnet i Flame - mówi Costin Raiu, dyrektor ds. badań i analiz w Kaspersky Lab. Po tym, co przeczytaliśmy, możemy dojść do podobnych wniosków, że Equation Group działa w ramach NSA lub innej amerykańskiej agencji, chociaż przedstawiciele Kaspersky nie wskazują na żadną z nich. Dowodami, przemawiającymi za takim scenariuszem są, m.in., możliwość przechwytywania wysyłanych pocztą urządzeń (np. routerów) i instalowania tam szkodliwego firmware'u, wykorzystywanie wysoce zaawansowanego keyloggera, którego ukryta w kodzie źródłowym nazwa „Grok” jest identyczna z nazwą keyloggera, który pojawia się w dokumentach Snowdena. Po trzecie, w kodzie źródłowym Equations Group znaleziono odniesienia do nazw „STRAITACID” i „STRAITSHOOTER”, które przypominają „STRAITBIZARRE”, czyli nazwę jednej z najbardziej zaawansowanych platform wykorzystywanych przez jednostkę Tailored Access Operations. Wiadomo też, że w 2008 roku grupa wykorzystała cztery błędy typu zero-day. Dwa z nich zostały później użyte przez robaka Stuxnet. Te i inne ślady wskazują, że Equation Group ma do swojej dyspozycji olbrzymie zasoby. Dość wspomnieć, że jedna z platform tej grupy potrafi po zainfekowaniu komputera zmodyfikować firmware twardego dysku. Atak działa m.in. na dyski Western Digital, IBM-a, Maxtora, Samsunga, Microna, Toshiby i Seagete'a. Zmodyfikowany firmware tworzy na zainfekowanych dyskach ukrytą partycję, której nie można zlikwidować nawet używając wykorzystywanych przez wojsko technik czyszczenia i reformatowania dysku twardego. Oznacza to, że dane przechowywane na takiej partycji pozostają nietknięte nawet po przeprowadzeniu nowego podziału na partycje i przeinstalowaniu systemu operacyjnego. Wspomniane firmware wyposażono też w interfejsy programistyczne dające dostęp do dysku innym platformom Equation Group. Ci ludzie wykonali niezwykle skomplikowane zadanie i to w odniesieniu do dysków twardych różnych producentów. To niezwykle niebezpieczne, gdyż jeśli ten kod zainfekuje twardy dysk, to nie jest możliwe skanowanie firmware'u urządzenia oprogramowaniem antywirusowym. Po prostu nie można tego zrobić - mówi Raiu. Po publikacji raportu Kaspersky'ego Reuters doniósł, że jeden z byłych pracowników NSA potwierdził, iż agencja ma możliwość modyfikowania firmware'u dysków twardych. Jedną z cech szkodliwego oprogramowania opracowanego przez Equation Group jest jego niezwykła precyzja, dzięki której infekowane są tylko konkretne cele. W jednym ze skryptów PHP odkryto na przykład polecenie, by infekować tylko cele podpisane konkretnymi sumami kontrolnymi oraz nie infekować celów łączących się z Jordanii, Turcji i Egiptu. Mimo, że z zainfekowaną witryną łączyły się komputery, które nie spełniały tego wymogu, nie były one infekowane, co wskazuje, że dodatkowe mechanizmy filtrowania użyte przez Equation Group poszukiwały konkretnych komputerów. W zapisanych w szkodliwym oprogramowaniu adresach często pojawiają się sumy kontrolne wskazujące, że do infekcji ma dojść dopiero wówczas, gdy do konkretnej witryny będzie logował się użytkownik posługujący się konkretnym hasłem. Specjalistom z Kaspersky Lab udało się zidentyfikować co najmniej sześć różnych rodzin programów używanych przez Equation Group. Są to EquationLaser (z lat 2001-2004), trojan DoubleFantasy, EquationDrug/Equestre czyli platforma składająca się z 35 modułów i 18 sterowników, jedna z dwóch platform zdolnych do modyfikacji firmware'u HDD, tworzenia wirtualnych systemów plików i ukrytych partycji. Do infekcji EquationDrug dochodziło po wcześniejszej infekcji DoubleFantasy i potwierdzeniu, że mamy do czynienia z wyznaczonym celem. W 2013 roku platforma EquationDrug została zamknięta na rzecz bardziej zaawansowanej GrayFish. Ta z kolei to najbardziej zaawansowana z platform Equation Group. Szkodliwy kod jest przechowywany w rejestrze i działa na zasadzie bootkita. GrayFish potrafi modyfikować firmware dysków 12 producentów i omijać podpisy cyfrowe, by działać na poziomie jądra Windows. Platforma jest tak zaawansowana, że dotychczas badacze Kaspersky Lab rozumieją jedynie jej niewielką część. Przypuszczają, że zasadniczą częścią platformy jest wspomniany bootkit, który pozwala precyzyjnie kontrolować start systemu Windows na każdym jego etapie. Po zarażeniu komputer tak naprawdę nie kontroluje już sam siebie. Jest całkowicie kontrolowany przez GrayFish, która na bieżąco wprowadza w nim wszelkie potrzebne zmiany - czytamy w raporcie Kaspersky'ego. Kolejna platforma to Fanny, wyspecjalizowana w śledzeniu sieci odizolowanych od sieci zewnętrznych. Na szczęście dla badaczy, w Equation Group pracują ludzie, a ci popełniają błędy. Mimo, że niewątpliwie stanowią hakerską elitę, to właśnie te błędy pozwoliły firme Kaspersky na przeanalizowanie pracy grupy na przestrzeni ostatnich 14 lat. Kaspersky wpadła na trop Equation Group w marcu ubiegłego roku, analizując kod, który zainfekował Belgacom i kilka innych fim. Dzięki tej analizie natrafiono na znajdujący się na Bliskim Wschodzie serwer nazwany „Magnet of Threats”, który zawierał pięć wysoko zaawansowanych szkodliwych programów. Eksperci nigdy wcześniej nie widzieli tych programów, nic zatem dziwnego, że bliżej się nimi zainteresowali. Trwające wiele miesięcy śledztwo pokazało m.in. że nawet wysokiej klasy specjaliści popełniają banalne błędy. Najwięcej o działaniach Equation Group dowiedziano się dzięki temu, że jej członkowie nie odnowili dzierżawy około 20 z około 300 domen internetowych używanych podczas ataków. Przedstawiciele Kaspersky'ego szybko zarejestrowali te domeny i użyli ich do analizy sposobu pracy Equation Group i jej oprogramowania. Co ciekawe, wśród takich opuszczonych domen jest jedna, którą Equation Group przestała wykorzystywać około 2003 roku. Domena ta była używana do zbierania danych od ofiar ataku EquationLasera. Jednak w 2003 roku oprogramowanie antywirusowe zaczęło blokować wykrywanie tego złośliwego kodu, zatem EquationLaser przestał być wykorzystywany. Equation Group przez całe lata wykorzystywała jednak wspomnianą domenę, aż pewnego dnia nie została ona zarejestrowana. Gdy eksperci Kaspersky szybko ją zarejestrowali, okazało się, że domena wciąż otrzymuje dane z kompuerów, które zostały zainfekowane EquationLaserem 11 lat wcześniej. « powrót do artykułu
  4. By dostać się do środka lizaka, potrzeba ok. 1000 liźnięć. Model matematyczny naukowców z New York University (NYU) opiera się na świeżo zdobytej wiedzy dotyczącej rozpuszczania ciał stałych przez płynącą ciecz. Podczas eksperymentów Amerykanie posługiwali się wykonanymi samodzielnie kulistymi i cylindrycznymi cukierkami. Choć wydaje się, że proces rozpuszczania w takich warunkach jest prosty, to tylko pozory. Jak wyjaśnia Leif Ristroph, fizyk z NYU, najpierw obecność ciała stałego zaburza przepływ, zmuszając ciecz do zmiany kierunku. Później jednak ruch cieczy zaczyna rozpuszczać przeszkodę i zaczyna się złożona gra dwustronnych oddziaływań. Zaskoczeni autorzy raportu z Journal of Fluid Mechanics zaobserwowali, że po krótkim czasie przebywania w strumieniu oba cukierki przybierały kształt półkuli. Ristroph i Jinzi Mac Huang z NYU oraz Nicholas Moore z Uniwersytetu Stanowego Florydy interesowali się rozpuszczaniem nie tylko ze względu na cukierki. Z problemem stykamy się bowiem, rozważając np. kształtowanie krajobrazu przez rzeki czy zagadnienia przemysłowo-farmaceutyczne (w tym zachowanie tabletek w przewodzie pokarmowym). Ponieważ kupne lizaki zawierają dużo pęcherzyków, które mogą źle wpłynąć na przebieg eksperymentu, akademicy musieli sami wyprodukować idealne cukierki. Dla dobra nauki nauczyli się sami robić słodycze, a następnie umieszczali je w strumieniu wody płynącej z prędkością ok. 10-100 cm na minutę. By udokumentować rozpuszczanie na przestrzeni kilku godzin, panowie posłużyli się fotografią poklatkową. Okazało się, że przed ostatecznym zniknięciem cukierki obu kształtów rozpuszczały się do półkuli. Strona stykająca się z przepływem była idealnie wypolerowana, zaś część przeciwna spłaszczona i poznaczona kieszeniami. Wg Ristropha, nierówności to skutek prędkości i niestabilności strumienia po pokonaniu tylnego fragmentu lizaka. Na podstawie uzyskanych wyników stworzono równania przedstawiające szybkość rozpuszczania różnych materiałów. Naukowcy wyliczyli, że liżąc lizaka o promieniu 1 cm w tempie odpowiadającym przepływowi rzędu 1 cm na sekundę, amator słodyczy dotrze do jego środka po ok. 1000 liźnięć. « powrót do artykułu
  5. W Ogden Point w Victorii w Kolumbii Brytyjskiej sfotografowano zapasy foki pospolitej (Phoca vitulina) i dorosłej ośmiornicy olbrzymiej (Enteroctopus dofleini). Walka przyciągnęła rzesze gapiów, szczególnie że rozgrywała się zaledwie 1-2 m od brzegu. Jak wspomina autor zdjęć Bob Ianson, wyglądało to tak, jakby foka wyciągała ośmiornicę na powierzchnię, by pochwalić się zdobyczą. Choć ośmiornica nadal otaczała ramionami głowę ssaka, wydawało się, że przegrała starcie. W ciągu ostatnich kilku lat w okolicy widywano foki polujące na ośmiornice, zwłaszcza młode. Jak wyjaśnia Chad Nordstrom z Vancouver Aquarium, ośmiornice są częścią zwykłej diety fok, a niezwykłe jest [samo] uwiecznienie wszystkiego aparatem czy kamerą. Prawie 3 lata temu podobne zdarzenie z Ogden Point uwieczniono z kolei na . « powrót do artykułu
  6. Znany zoolog z Laboratorium Parazytologii im. Harolda W. Mantera na Univeristy of Nebraska-Lincoln mówi, że jednym ze skutków globalnego ocieplenia będzie pojawianie się chorób zakaźnych w nowych miejscach i u nowych nosicieli. Na łamach Philosophical Transactions of the Royal Society B Daniel Brooks ostrzega, że w przyszłości powinniśmy spodziewać się większej liczby lokalnych epidemii. Wraz ze zmieniającym się klimatem ludzie, zwierzęta i rośliny będą wystawieni na kontakt z patogenami, z którymi wcześniej się nie zetknęli. To nie będzie „szczep Andromedy”, który zabije wszystkich na plancie. Będziemy mieli do czynienia z wieloma lokalnym epidemiami, które będą zabijały tysiące osób - pisze Brooks. Współautorem artykułu jest Eric Hoberg, zoolog z U.S. National Parasite Collection. Brooks specjalizuje się w badaniu pasożytów regionów ropikalnych, a Hoberg specjalizuje się w pasożytach Arktyki. Obaj zaobserwowali, że w regionach, którymi się zajmują, zaczęły pojawiać się nowe pasożyty, a zniknęły z nich niektóre z dotychczasowych. W ciągu ostatnich 30 lat obszary, w których pracujemy, zostały dotknięte skutkami zmian klimatycznych. Mimo tego, że ja pracuję w tropikach, a on w Arktyce, zauważyliśmy, że coś się dzieje - mówił Brooks w wywiadzie. Uczony podaje dwa znamienne przykłady. Po tym, jak w niektórych regionach Kostaryki ludzie całkowicie wytępili kapucynki i małpy z rodzaju Ateles, pasożyty żerujące na tych gatunkach zaatakowały wyjce. Z kolei w Arktyce zaobserwowano przesuwanie się ku północy pasożytów płuc, które zaczęły przenosić się z karibu na piżmowoły. Jeszcze do niedawna nauka uznawała, że pasożyty rzadko zmieniają gospodarza, gdyż pasożyt i jego gospodarz wspólnie ewoluują, zatem zmianę gospodarza warunkuje ewolucja. Tymczasem okazuje się, że zmiana może nastąpić szybciej, niż przypuszczano. Nawet jeśli pasożyt jest dostosowany do konkretnego gospodarza, to gdy wystąpią odpowiednie warunki może szybko przenieść się na inny gatunek. Problem w tym, że nowy gospodarz nie dostosowuje się równie szybko i nowy pasożyt jest dla niego znacznie bardziej niebezpieczny niż dla dotychczasowego gospodarza. Co prawda oporność na nowe patogeny może rozwijać się dość szybko, ale w tym przypadku zmienia to jedynie tyle, że nowy gospodarz cierpi nie na ostre schorzenie, ale na chorobę chroniczną. Dobrym przykładem jest tutaj Wirus Zachodniego Nilu. U ludzi i zwierząt w Ameryce Północnej nie powoduje on już ostrych chorób, jednak pozostanie on na nowym kontynencie - stwierdza Brooks. Jeśli chcemy chronić ludzi przed nowymi chorobami, musimy wiedzieć, które gatunki są ich nosicielami i jaki jest rozkład geograficzny patogenów. Musimy przyznać, że nie wygrywamy wojny z nowymi chorobami. Niedostatecznie je badamy. Nie przywiązujemy wystarczającej uwagi do podstawowych zasad biologicznych, które nimi rządzą, nie przyglądamy się temu, skąd przybywają i jak mogą się rozprzestrzeniać - mówi Brooks. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy mają nadzieję, że wykopaliska cmentarza przy kościele w Badìa Pozzéveri w Toskanii pozwolą zrekonstruować ewolucję przecinkowca cholery (Vibrio cholerae). Na cmentarzu wydzielono teren, na którym chowano ofiary epidemii cholery z lat 50. XIX w. Zgodnie z naszą wiedzą, to najlepiej zachowane szczątki ofiar cholery z tego okresu [...]. Jesteśmy podekscytowani tym, co możemy z nich wyczytać - podkreśla prof. Spencer Larsen z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Ciała zmarłych na cholerę naprędce zakopywano i pokrywano wapnem gaszonym, które twardniało jak beton. Choć mieszkańcy mieli nadzieję opanować w ten sposób epidemię, wg naukowców, to również doskonała metoda na zakonserwowanie kości. Co istotne, zachowała się także ziemia wokół nich, która zawiera DNA bakterii oraz innych organizmów. Jeden z przyjaciół Larsena, prof. Hendrik Poinar z MacMaster University, jest ekspertem od starożytnego DNA (ang. ancient DNA, aDNA) i obecnie zajmuje się skanowaniem próbek gleby pod kątem materiału genetycznego V. cholerae. Na razie go nie znaleźliśmy, ale odkryliśmy inne powiązane z ludźmi DNA, dlatego kontynuujemy prace. Gdyby się to udało, moglibyśmy porównać przecinkowce do współczesnych bakterii i zobaczyć, jak ewoluowały. To pierwszy krok do ewentualnego opracowania lekarstwa. Stanowisko może dostarczyć informacji nie tylko o epidemii cholery. W 1056 r. na brzegu wyschniętego dziś jeziora Bientino założono klasztor kamedułów. Ponieważ był on usytuowany przy Via Francigena (Drodze Frankijskiej), w XII-XIII w. świetnie prosperował. Klasztor zaczął upadać w XIV w., a w XV go rozwiązano, lecz kościół pod wezwaniem św. Piotra pozostał centrum osady. Jak tłumaczą archeolodzy, ruiny otaczają cmentarze z różnych czasów, m.in. datowany na XIV w. i epidemię czarnej śmierci. Dysponujemy więc tysiącletnim oknem na stan zdrowia tutejszej wsi. To mikrokosmos tego, co działo się wtedy we Włoszech i w całej Europie. Projekt rozpoczął się w 2010 r., gdy lokalna społeczność, Uniwersytet Stanowy Ohio i Uniwersytet w Pizie założyły The Field School in Medieval Archaeology and Bioarchaeology. « powrót do artykułu
  8. Mozilla pracuje nad projektem „Shumway”, który ma na celu umożliwienie odtwarzania plików flash bez konieczności instalowania wtyczki flash w przeglądarce. Wtyczka ta bardzo obciąża komputer i powoduje wiele problemów. Mozilla ma nadzieję, że dzięki „Shumway” Firefox będzie bez problemu odtwarzał flasha. Na razie Shumway współpracuje jedynie z kanałami wideo na Amazonie, jedynie w systemach Windows i Mac OSX oraz jedynie w wersji Nightly Firefoksa. Wkrótce jednak lista witryn kompatybilnych z Shumway ma się znacząco zwiększyć. Warto jednak zauważyć, że Shumway wymaga do pracy kodeków H.264, zatem nowa technologia może być niedostępna dla przynajmniej niektórych użytkowników Windows XP i Linuksa. « powrót do artykułu
  9. Ludzkie nerwowe komórki macierzyste wydają się obiecującym sposobem na odwrócenie deficytów w zakresie uczenia i pamięci, które występują po chemioterapii. W przedklinicznych badaniach na gryzoniach naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine (UCI) zauważyli, że komórki macierzyste przeszczepione tydzień po zakończeniu serii chemioterapii poprawiły szereg funkcji poznawczych. Sprawdzano to miesiąc później za pomocą testów behawioralnych. Dla odmiany u zwierząt, którym nie podano komórek macierzystych, występowało znaczące upośledzenie uczenia i pamięci. Nasze badania zapewniają pierwsze mocne dowody, że przeszczep ludzkich nerwowych komórek macierzystych może odwrócić szkody wywołane przez chemioterapeutyki w zdrowej tkance mózgu - podkreśla prof. Charles Limoli. Autorzy publikacji z pisma Cancer Research przypominają, że tzw. mózg po chemii (chemobrain) może występować na długo po zakończeniu terapii u ok. 75% pacjentów. Opisując zachodzące wtedy zjawiska, Limoli wspomina o stanie zapalnym w hipokampie, a także o uszkodzeniach dendrytów i aksonów oraz zaburzeniach integralności synaps. W wielu przypadkach ludzie doświadczają poważnego i postępującego osłabienia funkcji poznawczych. Skutki mogą być szczególnie opłakane u pacjentów pediatrycznych, u których dochodzi do spadku ilorazu inteligencji, aspołecznego zachowania, a także obniżenia jakości życia. W ramach studium po chemioterapii zespół z UCI przeszczepiał do mózgów szczurów dorosłe nerwowe komórki macierzyste. Okazało się, że migrowały one do hipokampa, gdzie przekształcały się w różne rodzaje komórek nerwowych. Co więcej, wyzwalały wydzielanie neurotropowych czynników wzrostu, które pomagały w odbudowie uszkodzonych neuronów. Amerykanie zauważyli, że przeszczepione komórki chroniły komórki gospodarza, nie dopuszczając do ich utraty lub sprzyjając naprawie (dotyczyło to także ich delikatnych elementów, np. kolców dendrytycznych). Wspominając o przyszłych zastosowaniach klinicznych, Limoli podkreśla, że choć pozostało jeszcze dużo pracy, testy kliniczne dotyczące bezpieczeństwa opisanego podejścia będą możliwe w ciągu kilku lat. « powrót do artykułu
  10. Należące do Alcatela-Lucenta Motive Security Labs informuje, że pod koniec 2014 roku około 16 milionów urządzeń z Androidem było zarażonych szkodliwym oprogramowaniem. Cyberprzestępcy wykorzystują to oprogramowanie do kradzieży informacji osobistej i firmowej, kradzieży danych dotyczących kont bankowych czy do wyświetlania niechcianych reklam. Eksperci z Motive zauważają, że w latach 2012-2013 liczba infekcji urządzeń mobilnych zwiększyła się o 20%, a w latach 2013-2014 wzrosła już o 25%. Urządzenia z Androidem zrównały się w liczbie infekcji z laptopami z Windows i stanowią wraz z nimi konie pociągowe cyberprzestępczości. Trzy czynniki powodują, że Android staje się coraz powszechniej atakowanym systemem. Po pierwsze jest bardzo rozpowszechniony, po drugie jest to platforma otwarta, po trzecie w końcu, użytkownicy Androida mogą pobierać aplikacje ze sklepów firm trzecich, gdzie programy nie są ściśle monitorowane i kontrolowane. « powrót do artykułu
  11. Amerykańska Federalna Administracja Lotnicza oraz Departament Transportu zaproponowały takie zmiany w prawie, które usuną wiele barier utrudniających firmom wykorzystywanie dronów. Co ciekawe, zmiany pozwalałyby na wykorzystywanie dronów do fotografowania czy wykonywania map, jednak nie umożliwiałyby użycie ich jako środków transportu do dostarczania paczek, co planuje np. Amazon. Proponowane rozwiązania pozwalałyby firmom na wykorzystywanie dronów w dzień, urządzenia mogłyby latać na wysokości do 150 metrów z prędkością do 160 km/h. Dronem mógłby sterować licencjonowany pilot dronów, który musiałby bez przerwy mieć urządzenie w zasięgu wzroku. Drony nie mogłyby latać nad ludźmi innymi niż ludzie zaangażowani w lot, a ich trasy nie mogłyby krzyżować się z innym ruchem powietrznym. Proponowane regulacje, chociaż wydają się niezwykle surowe, są znacznie łagodniejsze niż obecne. Teraz firmowym dronem można sterować tylko za specjalnym zezwoleniem FAA, a operator urządzenia musi mieć licencję pilota. Hobbiści mogą zaś bawić się dronami na podobnych zasadach, na jakich wykorzystują modele pojazdów latających. Nowe regulacje ułatwią wykorzystywanie dronów do powierznej fotografii, tworzenia map, dokonywania inspekcji anten czy wież telefonicznych, monitorowania dzikiej przyrody czy pilnowania porządku. Przedstawiciele FAA podkreślają, że co prawda nowe zasady nie pozwolą na wykorzystani dronów tak, jakby chciał tego np. Amazon, jednak stanowią one pierwszy krok w kierunku coraz powszechniejszego wykorzystywania dronów. Ponadto, zauważają, już teraz Amazon może wystąpić z wnioskiem o udzielenie specjalnej zgody na wykorzystywanie przez siebie dronów w inny sposób niż przewidziany w przepisach. W wyjątkowych przypadkach FAA może takij zgody udzielić. Teraz przez najbliższe 2 miesiące FAA czeka na uwagi i komentarze do zaproponowanych przez siebie zmian w przepisach. « powrót do artykułu
  12. Podczas Innovative Advanced Concepts (NIAC) Symposium NASA zaprezentowała koncepcję pojazdu, który miałby pływać w składających się z metau i etanu oceanach Tytana, księżyca Saturna. Agencja pokazała też film wideo stworzony przez Glenn's COMPASS Team we współpracy z naukowcami z Applied Research Lab. Łódź, nazwana Titan Submarine Phase I Conceptual Design, przypomina pierwsze łodzie podwodne stworzone przez człowieka. Pojazd ma być niemal w pełni autonomiczny i radzić sobie w wyjątkowo nieprzyjaznym środowisku. Łódź, jeśli powstanie, najprawdopodobniej trafi do Morza Krakena, największego na Tytanie jeziora znajdującego się w okolicach podbiegunowych. Morze to ma prawdopodobnie około 400 000 kilometrów kwadratowych powierzchni, a jego głębokość sięga 160 metrów. W jedziorze występują pływy i prądy Specjaliści przewidują, że pojazd przez 16 godzin w ciągu doby pływałby po powierzchni i przesyłał sygnały na Ziemię. Zostałby wyposażony w radioizotopowy generator Stirlinga, który zapewni mu napęd. Ze względu na bardzo niskie temperatury panujące na Tytanie konieczne będzie też opracowanie specjalnych tłoków, które nie zamarzną w czasie pracy. Łódź miałaby poszukiwać w jeziorze śladów życia. Być może pomogłaby w odpowiedzi na pytanie, skąd wzięło się życie na Ziemi. Eksperci z NASA przewidują, że taka misja na Tytana mogłaby odbyć się przed rokiem 2040. Byłaby to pierwsza misja na obcą planetę, podczas której ziemski pojazd poruszałby się poza lądem. Łódź miałaby zostać dostarczona na Tytana za pomocą pojazdu wyposażonego w skrzydła, który wylądowałby na powierzchni jeziora i zatonął, pozostawiając tam łódź. « powrót do artykułu
  13. Pracujący w SLAC National Accelerator Laboratory naukowcy jako pierwsi na świecie wykonali zdjęcia rtg. żywej bakterii. Zespół przekonuje, że jego technika pomoże w badaniu infekcji bakteryjnych, podziału komórek czy fotosyntezy. Podczas eksperymentu wykorzystano rentgenowski laser na swobodnych elektronach Linac Coherent Light Source (LCLS). Opracowaliśmy unikatowy sposób szybkiego eksplorowania, sortowania i analizowania próbek z możliwością osiągania większych rozdzielczości niż przy innych metodach - podkreśla Janos Hajdu, prof. biofizyki z Uniwersytetu w Uppsali. Naukowcy wyjaśniają, że choć mikroskopy optyczne i tomografia rentgenowska również dają obrazy 3D o wysokiej rozdzielczości, LCLS może ostatecznie zapewnić lepszą rozdzielczość rzędu ułamków nanometra, pozwalając rozróżnić poszczególne cząsteczki, a nawet atomy. Wysiłki akademików skoncentrowały się na sinicach. Bakterie rozpylano za pomocą urządzenia przypominającego pistolet na wodę (powstawał aerozol), a strumień prześwietlano za pomocą pulsów LCLS. Wzorzec dyfrakcji był utrwalany przez czujniki; na tej podstawie odtwarzano szczegóły budowy sinic, które kompilowano w zdjęcia 2D. Naukowcy przekonują, że uzyskanie zdjęć 3D pewnych próbek również powinno być możliwe. Technika bazuje na żywych bakteriach i nie wymaga specjalnego przygotowania próbek przed obrazowaniem. Warto przypomnieć, że przy innych metodach konieczne jest zastosowanie specjalnych barwników (zabieg ten zapewnia lepszy kontrast), bywa też, że działają one tylko na martwych bądź zamrożonych próbkach. Za pomocą opisywanej metody da się uzyskać ok. 100 zdjęć na sekundę, co zapewnia wiele milionów zdjęć rtg. o wysokiej rozdzielczości dziennie. Jak można się domyślić, przyspiesza to analizę wewnętrznej budowy i aktywności cząstek biologicznych, pozwalając wyodrębnić poszczególne etapy różnych zjawisk. Można badać całe cykle procesów komórkowych, z każdym pulsem lasera zyskując klatkę/ujęcie interesującego nas procesu - podkreśla Tomas Ekeberg z Uniwersytetu w Uppsali. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z University of Leicester zidentyfikowali ślady po ciosie, który zabił Ryszarda III – drugiego i ostatniego króla Anglii, który zginął w bitwie. Profesor Guy Rutty znalazł na czaszce władcy dwie rany u podstawy i jedną wewnątrz mózgoczaszki. Wskazuje to na wbicie miecza lub ostrego końca halabardy. Napastnik musiał znajdować się z tyłu władcy, możliwe, że król klęczał, gdy zadano cios. Potwierdza do historyczne relacja mówiące, że w pewnym momencie Ryszard walczył pieszo. Ryszard III zginął w 1485 roku podczas bitwy pod Bosworth. Była to ostatnia ważna bitwa Wojny Dwóch Róż. Szczegółowo na temat życia, śmierci oraz poszukiwań ciała władcy pisaliśmy we wcześniejszych doniesieniach. « powrót do artykułu
  15. Chociaż bobry nie myją zębów i nie piją fluorowanej wody i tak są dobrze chronione przed próchnicą. Zawdzięczają to wbudowanemu w szkliwo żelazu. Szkliwo z żelazem jest twardsze i bardziej oporne na działanie kwasów niż zwykłe szkliwo, nawet to z zębów poddawanych fluoryzacji. Najważniejszą strukturą szkliwa są dobrze uporządkowane warstwy nanowłókien hydroksyapatytu, jednak zespół prof. Derka Joestra z Northwestern University odkrył, że właściwości mechaniczne i oporność na kwasy kontroluje otaczający je materiał, zawierający niewielkie ilości amorficznych minerałów bogatych w żelazo i magnez. Naukowcy podkreślają, że szkliwo ma bardzo złożoną strukturę, przez co trudno je badać. Ekipa Joestra jako pierwsza bez cienia wątpliwości wykazała, że faza amorficzna istnieje, jako pierwsza opisała też jej skład i budowę. Zrobiliśmy wielki krok naprzód w kierunku zrozumienia składu i struktury szkliwa [...] w skali nano. Nieustrukturowany materiał, który stanowi zaledwie małą jego część, prawdopodobnie odgrywa [ważną] rolę w próchnicy. Odkryliśmy, że w ochronie liczą się jony pozostające w mniejszości [...]. W zwykłym szkliwie kluczowy jest magnez, a w zabarwionym szkliwie bobra i innych gryzoni żelazo. W serii eksperymentów ze szkliwem królików, myszy, szczurów i bobrów zespół Joestra obrazował niewidzianą nigdy wcześniej amorficzną strukturę otaczającą nanowłókna. Do mapowania atom po atomie Amerykanie zastosowali m.in. tomografię sondy atomowej (ang. atom-probe tomography, APT). Naukowcy działali na zęby kwasem, a przed i po ekspozycji robili zdjęcia. Okazało się, że rozpuszczeniu ulegały obrzeża (materiał amorficzny), ale nie same nanowłókna. W dalszym etapie studium zidentyfikowano amorficzne biomateriały i ustalono, w jaki sposób przyczyniają się do twardości i oporności szkliwa na kwasy. Joester szczególnie interesował się brązowawym szkliwem bobra. Badania zademonstrowały, że szkliwo z żelazem lepiej opiera się działaniu kwasów niż szkliwo potraktowane fluorem. Zęby bobra różnią się od naszych zębów chemicznie, ale nie strukturalnie. Natura pokazała więc, jak poprawić nasze własne szkliwo. Nadzieje rodzi strategia nazywana przez nas inżynierią granicy ziarnistej. « powrót do artykułu
  16. Chiny mają najbardziej zaawansowany system cenzury internetu, zwany Wielkim Firewallem. Urzędem, odpowiedzialnym za cenzurę w internecie jest Chińska Administracja Cyberprzestrzni. Pracownicy tej instytucji nagrali piosenkę wychwalającą internet. Utwór pod tytułem „Duch cyberprzestrzeni” mówi o ich pracy, o tym jak „czuwają i tworzą jasny, czysty internet” Utwór został napisany z okazji chińskiego Nowego Roku. Poniżej można zapoznać się z utworem oraz jego tłumaczeniem na język angielski. « powrót do artykułu
  17. Badacze z University of British Columbia (UBC) twierdzą, że wprowadzenie zakazu rybołówstwa na morzu otwartym zwiększy połowy na wodach terytorialnych i przyczyni się do bardziej równego podziału dochodów. Obecnie konwencja o prawie morza zapewnia wolność rybołówstwa na morzu otwartym, czyli na tych wodach, które nie stanowią własności żadnego państwa. Powinniśmy uczynić z morza otwartego światowy bank ryb. Ograniczenie rybołówstwa do wód przybrzeżnych ma sens z ekonomicznego i ekologicznego punktu widzenia. Szczególnie obecnie, gdy rybołówstwo stoi w obliczu kryzysu spowodowanego nadmiernym odłowem - mówi U. Rashid Sumaila, dyrektor Fisheries Economics Research Unit na UBC. Ograniczenie połowów do wód przybrzeżnych nie tylko pozwoliłoby chronić przyrodę, ale doprowadziłoby też do bardziej równego podziału dochodów z rybołówstwa. Obecnie aż 71% dochodów z rybołówstwa trafia do 10 krajów świata. Kanadyjscy naukowcy rozważali różne scenariusze. Według każdego z nich najwięcej na ograniczeniu rybołówstwa zyskają kraje UE, G8 oraz kraje najmniej rozwinięte. Najwięcej stracą zaś Korea Południowa, Tajwan i Japonia. Mimo, że morza otwarte uznaje się obecnie za własność wszystkich, to znaczące korzyści odnosi tylko kilka państw. « powrót do artykułu
  18. Psy potrafią odróżniać emocje malujące się na ludzkiej twarzy. Autorzy artykułu z pisma Current Biology twierdzą, że zdobyli pierwsze twarde dowody na to, że poza człowiekiem jakieś zwierzęta potrafią rozpoznać wyraz emocji innego gatunku (wcześniejsze badania nie pozwoliły w pełni rozstrzygnąć tej kwestii). Sądzimy, że psy biorące udział w eksperymencie mogły rozwiązać zadanie tylko w jeden sposób: odnosząc swoją wiedzę na temat emocjonalnej mimiki ludzi do zaprezentowanych im nieznanych zdjęć - twierdzi Corsin Müller z Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej w Wiedniu. W ramach najnowszego studium Austriacy uczyli 20 psów odróżniania zdjęć tej samej osoby z miną wyrażającą złość lub radość. Za każdym razem psu pokazywano tylko górną albo tylko dolną część twarzy. Po treningu z 15 parami fotografii umiejętności zwierząt przetestowano w 4 rodzajach prób: 1) z tymi samymi połowami twarzy, co w czasie treningu, lecz z wykorzystaniem nowych fizjonomii, 2) z pozostałymi połowami twarzy z treningu, 3) z przeciwnymi do trenowanych połowami nowych twarzy oraz 4) z lewą połową twarzy z treningu. Okazało się, że psy umiały wybrać złą lub szczęśliwą twarz częściej, niż wynikałoby to z działania metodą prób i błędów. Studium zademonstrowało więc, że psy nie tylko są w stanie nauczyć się identyfikować wyrazy twarzy, ale i transferują wiedzę na nowe bodźce, które dzielą z zestawem treningowym tylko jedną cechę - wyraz emocji. Nasze studium demonstruje, że psy potrafią rozróżniać u ludzi wyrazy złości i zadowolenia. Wiedzą, że miny te mają różne znaczenia i dotyczy to nie tylko dobrze znanych osób, ale i twarzy widzianych po raz pierwszy - podkreśla Ludwig Huber. Jakie znaczenia nadają tym dwóm minom, dokładnie nie wiadomo, ale wydaje się nam prawdopodobne, że czworonogi kojarzą uśmiechniętą twarz z czymś pozytywnym, a wykrzywioną gniewem z czymś negatywnym. Pośrednim dowodem na to może być fakt, że psy, które nagradzano za dotknięcie nosem szczęśliwych twarzy, uczyły się rozróżniania szybciej niż psy nagradzane za rozpoznanie gniewnej fizjonomii. Wg naukowców, zjawisko to dałoby się wytłumaczyć, gdyby psy traktowały rozzłoszczoną twarz jako bodziec awersyjny (zapamiętaną z przeszłości wskazówkę, że lepiej trzymać się z daleka od ludzi wyglądających na złych). Naukowcy zamierzają badać rolę doświadczenia w rozpoznawaniu przez psa ludzkich emocji, a także wpływ emocji właściciela i innych ludzi na emocje wyrażane przez psa. « powrót do artykułu
  19. Tworzywa sztuczne stanowią znaczą część odpadów, które produkujemy. Znaczna ich część trafia do światowych oceanów. Tam są one szczególnie niebezpieczne. W większe odpadki zaplątują się i giną w nich chronione gatunki. Po jakimś czasie plastik rozpada się na mniejsze kawałki, może zostać połknięty przez zwierzęta, które giną, gdyż plastik zatyka im przewód pokarmowy. Naukowcom udało się właśnie oszacować, ile plastiku trafia z lądów do oceanów. Na potrzeby swoich badań uczeni wzięli pod uwagę trzy czynniki: ilość opadów generowaną przez przeciętnego człowieka, odsetek, jaki w odpadach stanowią tworzywa sztuczne oraz odsetek tworzyw, jaki może potencjalnie trafić do oceanów. Naukowcy ocenili, że w 2010 roku w 192 krajach, które mają dostęp do mórz i oceanów wytworzono 2,5 miliarda ton odpadów stałych. Plastik stanowi około 11% (275 milionów ton). Z szacunków wynika, że od 4,8 do 12,7 miliona ton plastiku trafia do oceanów. Szacunki te są o co najmniej rząd wielkości wyższe niż wszelkie dotychczasowe oceany. Prawdopodobnie i ta wartość jest zaniżona, gdyż pod uwagę brano tylko szacunkową ilość odpadów unoszących się na powierzchni wody. Tymczasem ocenia się, że na powierzchni pływa tylko około połowy plastików trafiających do mórz i oceanów. « powrót do artykułu
  20. Aplikacje Microsoftu trafią do smartfonów Samsunga. Pojawiły się pogłoski, jakoby w Galaxy S6 miały zostać preinstalowane androidowe wersje aplikacji takich jak OneNote, OneDrive, Skype i Office Mobile. Amerykański koncern stara się poszerzyć bazę urządzeń, korzystających z jego oprogramowania. Mimo, że w ostatnim kwartale telefony Lumia sprzedały się w rekordowej liczbie 10,5 miliona sztuk, to ich udział w rynku wciąż jest znikomy. Nic zatem dziwnego, że Microsoft próbuje zaistnieć w konkurencyjnych ekosystemach. « powrót do artykułu
  21. Redaktorzy witryny SuperSite for Windows informują o znalezieniu w Windows 10 Technical Preview specjalnego trybu dającego łatwy dostęp do 262 narzędzi i funkcji. GodMode – bo tak, na wzór gier komputerowych, nazwali ten tryb – można banalnie łatwo uruchomić. Użytkownik, którzy chciałby z niego skorzystać powinien utworzyć nowy folder (najlepiej na Pulpicie) i nazwać go GodMode.{ED7BA470-8E54-465E-825C-99712043E01C}. Przed kropką w nazwie może być dowolny wyraz. I to wystarczy. Okazuje się, że podobny tryb istnieje też w innych wersjach Windows. W Windows 8.1 w ten sam sposób możemy zyskać łatwiejszy dostęp do 270 nowych funkcji. « powrót do artykułu
  22. Microsoft przejął firmę Sunrise Atelier, producenta mobilnego kalendarza. To już druga firma specjalizująca się w oprogramowaniu dla systemów Android i iOS, kupiona przez Microsoft w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Nie wiadomo, ile koncern z Redmond zapłacił za Sunrise Atelier. Plotka głosi, że było to około 100 milionów dolarów. W grudniu Microsoft kupił za 200 milionów USD firmę Acompli, producenta klienta e-mail dla Androida oraz iOS-a. Oprogramowanie Acompli zostało włączone do mobilnego Outlooka. Nie wiadomo, czy to samo stanie się z programem Sunrise. Niektórzy uważają przejęcie obu firm za oznakę słabości Microsoftu. Jednak z opinią taką nie zgadza się Jan Dawson, analityk z Jackdaw Research. To sygnał, że Microsoft jest otwarty na nowe podejście do rozwoju oprogramowania. Firma tworzy własne dobre programy, jednak obecnie większość innowacyjnego oprogramowania powstaje w start-upach i Microsoft mądrze robi wkraczając na to terytorium - stwierdza Dawson. « powrót do artykułu
  23. Najstarszy Australijczyk, 109-letni obecnie Alfred Date, wziął udział w akcji robienia na drutach miniswetrów dla pingwinów małych poszkodowanych przez wycieki ropy. Mężczyzna, który ma w dziedzinie dziewiarstwa ponad 80-letnie doświadczenie, zareagował na apel Phillip Island Penguin Foundation z marca 2014 r., a właściwie na prośbę pielęgniarek z domu opieki. Na stronie fundacji można przeczytać, że sweterki są wykorzystywane do rehabilitacji, a te niepasujące na ptaki czy wykonane z nieodpowiedniej włóczki przeznacza się do akcji edukacyjnych oraz zbierania pieniędzy, np. podczas sprzedaży maskotek. Organizacja dziękuje wolontariuszom z całego świata, zapewniając, że na razie pingwiny z Phillip Island nie potrzebują już więcej odzieży. Program Knit for Nature jest zawieszony od maja zeszłego roku, a zamiast tego ludzi zachęca się do adoptowania pingwinów i przekazywania datków. Australijczycy podkreślają, że sweterki nie mają nic wspólnego z modą. Wyjaśniają, że plama wielkości paznokcia kciuka wystarczy, by zabić małego pingwina. Ropa rozdziela pióra, przez które przenika woda. Ptak jest zziębnięty, ciężki i trudniej mu polować. Po przyjęciu do kliniki w Parku Narodowym Phillip Island pingwinom wkłada się sweterki, dzięki czemu przed umyciem przez zespół nie mogą same czyścić piór (w ten sposób zwierzęta nie połykają toksycznych chemikaliów). Przedstawiciele fundacji tłumaczą, że dodatkowo wełna wchłania część ropy. Ubranka nie są ponownie wykorzystywane, by nie przenosić ropy i ewentualnych patogenów między poszczególnymi osobnikami. W ciągu ostatnich 30 lat w Parku Narodowym Phillip Island wypracowano protokoły obchodzenia się z pingwinami poszkodowanymi w wyciekach ropy. Obecnie aż 96% ptaków wypuszcza się z powrotem na wolność. Sweterki wypróbowano po raz pierwszy w 1998 r. Od tej pory "doszlifowano" wzór ubrania. Chodziło głównie o to, by wełna nie uszkadzała piór i by nie klinowały się skrzydła ani dziób. By zwierzętom było ciepło, a jednocześnie nie dochodziło do przegrzania, swetry wykonuje się ze 100% "oddychającej" wełny. Również z myślą o zapobieganiu hipo- i hipertermii ptaki trzyma się w pomieszczeniach z kontrolowaną temperaturą. A oto wywiad z Date'em, którego wiek zaskoczył przedstawicieli Phillip Island Penguin Foundation: « powrót do artykułu
  24. Czterdziestosześcioletni Christophe Courteau fotografował stado goryli w Parku Narodowym Wulkanów w północnej Rwandzie, gdy upojony alkoholem ze sfermentowanych pędów bambusa samiec alfa Akarevuro uderzył go pięścią w twarz. Fotografowi udało się uwiecznić goryla zaciskającego pięść tuż przed szarżą. Szef grupy Kwitonda poczuł się zagrożony obecnością innego samca, zaczął więc bronić swojego terytorium. Razem z całą grupą klientów robiłem zdjęcia na zboczach gór [Wirunga]. Wszyscy skupialiśmy się głównie na przywódcy. Cała rodzina była tego dnia dość pobudzona, prawdopodobnie po sfermentowaniu zjedzonych pędów bambusa. Nagle Akarevuro, który znajdował się blisko nas, zaczął na mnie biec, a ja nie mogłem uciekać, bo fotografowałem na klęczkach. W mniej niż sekundę był już na mnie i uderzył mocno jak gracz rugby. Wraz z uderzeniem poczułem jego siłę i ciężar. Goryl taki jak on waży ok. 250 kg, więc wyobraźcie sobie, że prosto na was biegnie sportowiec tej wagi. Francuz podkreśla, że normalnie goryle unikają turystów i się nie zbliżają, ale Akarevuro był zwyczajnie zbyt pobudzony i upojony. Fotograf opowiada, że samiec odepchnął go lewą ręką i przedzierał się przez roślinność, by odgonić innego samca, który zza grupy ludzi z zainteresowaniem przyglądał się samicom z jego haremu. Choć opis brzmi groźnie, fotografowi nic się nie stało i po zdarzeniu pozostała mu jedynie pamiątka w postaci małej blizny na czole. Jak sam jednak podkreśla, zapamięta spotkanie do końca życia. Będzie też miał na uwadze, że gdy w porze deszczowej goryle migrują na zbocza gór Wirunga, dominujące samce zjadają często bardzo dużo pędów bambusa... « powrót do artykułu
  25. Ziemia posiada nie jedno, a dwa jądra wewnętrzne. Tak twierdzą eksperci z University of Ilinois i Uniwersytetu w Nankinie, którzy odkryli, że jądro ziemi ma we wnętrzu kolejne jądro. Pomimo tego, że to wewnętrzne jądro jest małe, mniejsze od Księżyca, to ma interesujące właściwości - mówi profesor Xiaodong Song. Może nam ono sporo powiedzieć o historii naszej planety i o tym, jak się formowała - dodaje. Dotychczas sądzono, że we wnętrzu Ziemi znajduje się pojedyncze jądro, w którym wyróżniano dwa obszary: płynny zewnętrzny oraz stały wewnętrzny. Teraz okazuje się, że we wnętrzu jądra wewnętrznego znajduje się kolejne jądro. Jego średnica jest około dwukrotnie mniejsza niż średnica jądra wewnętrznego. O ile w jądrze wewnętrznym kryształy żelaza są zorientowane w kierunku północ-południe, w wewnętrznym jądrze jądra wewnętrznego kryształy zorientowane są na linii wschód-zachód. Zachowanie obu jąder jest różne, co sugeruje, że mogą być zbudowane z kryształów innego typu. Mamy tam dwa obszary o na tyle istotnych różnicach, że możemy się z nich dowiedzieć interesujących rzeczy na temat ewolucji jądra. Na przykład jądro wewnętrzne mogło przechodzić dramatyczne zmiany. Może być ono kluczem do ewolucji planety. Dopiero teraz zajrzeliśmy do centrum Ziemi - mówi Song. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...