Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W środę (20 kwietnia) w Muzeum Archeologicznym Południowego Tyrolu w Bolzano zaprezentowano rzeczywistych rozmiarów replikę Człowieka Lodu z Tyrolu - Ötzi. Do uzyskania "surowego" wydruku 3D z żywicy posłużyły zdjęcia tomograficzne z przeprowadzonych wcześniej badań. Dalszą obróbką (m.in. rzeźbieniem) i malowaniem zajął się paleoartysta Gary Staab. Amerykanin pracował z zespołem przez wiele miesięcy. Latem zeszłego roku przyjechał do Bolzano zobaczyć oryginalną mumię. Wydruk wykonano w siedzibie firmy Materialise w Leuven, a dalsze etapy prac w Kearney w Missouri. Wyzwaniem były dłonie, których nie dało się uchwycić za pomocą TK - napisano w komunikacie prasowym muzeum. W sumie stworzono 3 repliki. Jedna będzie częścią ekspozycji objazdowej po Ameryce Północnej (rozpocznie się ona w październiku przyszłego roku od Muzeum Historii Naturalnej Karoliny Północnej). Pozostałe posłużą celom edukacyjnym - trafią do Cold Spring Harbor DNA Learning Center. « powrót do artykułu
  2. Tak jak ludzie produkujący perfumy, lemury katta (Lemur catta) tworzą własne mieszaniny zapachów, które mają bogatszą woń i dłużej się utrzymują. Samce lemurów mieszają wydzieliny gruczołów nadgarstkowych i ramiennych. Wsmarowują je później w ogon. By stwierdzić, czemu zwierzęta te łączą zapachy, naukowcy prezentowali czyste i zmieszane wonne wydzieliny nieznanych samców 12 lemurom katta z Duke Lemur Center w Durham. Wydzieliny pobierano za pomocą bawełnianych pałeczek, a następnie wcierano w 3 drewniane kołki; jeden pokrywano wyłącznie wydzieliną gruczołów nadgarstkowych, drugi tylko wydzieliną gruczołów ramiennych, a trzeci ich mieszaniną. Każdy z badanych lemurów brał udział w 2 seriach testów: w 1. wykorzystywano świeże wonie, w 2. takie, którym najpierw przez 12 godzin pozwolono pooddychać i odparować. Amerykanie zauważyli, że lemury spędzały więcej czasu na wąchaniu kołków pokrytych wydzielinami obu rodzajów gruczołów. Ku zaskoczeniu biologów, zwierzęta silniej preferowały "zleżałe" mieszaniny. Gdy mieszanina była świeża, po prostu ją wąchały, a gdy prezentowano im odparowany, wysuszony wymaz, celowo go lizały. Autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science uważają, że mieszanie służy dwóm celom. Po pierwsze, może zwiększać ilość informacji przekazywanych przy pojedynczej aplikacji. Wcześniejsze badania wykazały bowiem, że wydzieliny nadgarstkowe i ramienne samców lemurów katta różnią się nieco składem. Po drugie, biorąc pod uwagę fakt, że maź z gruczołów ramiennych zawiera skwalen, oleisty związek wytwarzany przez wiele roślin i zwierząt, który stosuje się jako konserwant w perfumach i kosmetykach, np. kremach, naukowcy przypuszczają, że mieszanie "przytrzymuje" bardziej ulotne aromaty. « powrót do artykułu
  3. Microsoft ostrzega przed e-mailami, które zawierają załączniki JavaScript ukryte w plikach .rar lub .zip. Otwarcie załącznika może skończyć się zainfekowaniem komputera oprogramowaniem Locky. To szkodliwy kod typu ransomware. Eksperci Microsoftu mówią, że do ataków używane są też formaty plików MS Office, jednak coraz popularniejsze staje się korzystanie z JavaScriptu, gdyż jest to szybszy i prostszy sposób na przeprowadzenie ataku. Wykorzystanie formatu plików MS Office wymaga zwykle, by użytkownik kliknął dwa lub trzy razy by uruchomić szkodliwy załącznik. Jedno kliknięcie jest potrzebne do otwarcia dokument, kolejne, by umożliwić wykonanie szkodliwych makr. W przypadku wykorzystania JavaScriptu zwykle wystarcza jedno kliknięcie. Jako, że pliki JavaScript rzadko zawierają użyteczne dla użytkownika informacje, Microsoft zaleca, by nie uruchamiać tego typu załączników. Koncern radzi również, by domyślnie wyłączyć wykonywanie makr w oprogramowaniu MS Office. « powrót do artykułu
  4. U myszy wysłanych w podróż pozaziemską na pokładzie wahadłowca Atlantis zauważono wczesne objawy uszkodzenia wątroby. Przed tym badaniem nie mieliśmy właściwie informacji dotyczących wpływu lotów kosmicznych na wątrobę. Wiedzieliśmy, że astronauci często wracają z objawami przypominającymi cukrzycę. Te jednak zazwyczaj szybko ustępują - podkreśla dr Karen Jonscher z Uniwersytetu Kolorado w Anschutz. Możliwość uszkodzenia wątroby rodzi kolejne problemy i zastrzeżenia. Gryzonie spędziły na pokładzie promu 13,5 dnia (wzięły udział w jego ostatniej misji w lipcu 2011 r.). Po ich powrocie na Ziemię naukowcy mogli pobrać próbki różnych narządów. Okazało się, że w wątrobie aktywacji uległy wyspecjalizowane komórki (komórki Ito), które mogą prowadzić do bliznowacenia. Spadła także beztłuszczowa masa mięśniowa. To samo zjawisko obserwujemy u ludzi leżących w łóżku - zachodzi atrofia mięśni i rozpad białek na aminokwasy. Pojawia się [zatem] pytanie, jak to wpływa na wątrobę? Naukowcy od lat badają wpływ lotów kosmicznych na ludzką fizjologię, ale większość studiów skupiała się na mięśniach, kościach, mózgu i funkcjach sercowo-naczyniowych. Wyniki sugerujące, że u astronautów pojawiają się symptomy przypominające cukrzycę, łączą jednak mikrograwitację z metabolizmem i wskazują na wątrobę, główny narząd metaboliczny. Dotąd nie było wiadomo, czy wątroba jest podatna na uszkodzenia, ale badania Jonscher nieco tę kwestę rozjaśniły. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE zauważyli, że w porównaniu do grupy kontrolnej z Ziemi, lot w kosmos nasilił magazynowanie trójglicerydów w hepatocytach. Zmianie ekspresji genów odpowiedzialnych za metabolizm tłuszczów towarzyszyła utrata retinolu (witaminy A). W rezultacie zwierzęta wykazywały objawy niealkoholowej stłuszczeniowej choroby wątroby (ang. nonalcoholic fatty liver disease, NAFLD) oraz zmiany w stężeniu markerów przebudowy macierzy zewnątrzkomórkowej. Nawet na niezdrowej diecie wywołanie włóknienia u myszy zajmuje bardzo długi czas (miesiące, a nawet lata). Skoro bez zmiany diety myszy wykazują początki włóknienia po nieco ponad 13 dniach, co stanie się u ludzi? Odnosząc się do tego, że NASA planuje dłuższe loty, np. na Marsa, Jonscher podkreśla, że na razie nie wiadomo, czy wiąże się to z jakimiś problemami, czy nie. Musimy się przyjrzeć myszom podczas dłuższych misji, by zobaczyć, czy istnieją mechanizmy kompensacyjne, które mogą chronić przed poważnymi uszkodzeniami. Amerykanka dodaje, że pewną rolę w uszkodzeniu wątroby może także odgrywać stres związany z lotem kosmicznym i powrotem na Ziemię. Potrzeba dalszych badań w tej dziedzinie. Analiza tkanek pozyskanych od myszy przebywających na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej kilka miesięcy może pomóc w ustaleniu, czy długoterminowe loty prowadzą do bardziej zaawansowanych uszkodzeń wątroby, czy też urazom można zapobiec. « powrót do artykułu
  5. Wielki Zderzacz Hadronów może posłużyć nie tylko fizykom, ale też... hydrologom. Doktor Rolf Hut z Uniwersytetu Technologicznego w Delft (Holandia) wpadł na pomysł, by wykorzystać LHC w roli największego na świecie urządzenia do pomiaru opadów. Naukowcy badają niewielkie zmiany długo 27-kilometrowego pierścienia Zderzacza. Do zmian takich dochodzi zarówno każdego dnia, jak i pomiędzy poszczególnymi porami roku. O ile krótki, codzienny cykl zmian można łatwo wytłumaczyć działaniem sił pływowych, to przyczyna zmian pomiędzy zimą a latem nie jest już taka oczywista. Naukowcy wysunęli hipotezę, że przyczyną są opady śniegu i deszczu, które mają wpływ grawitacyjny na pierścień. Uważam, że zimą w gruncie jest więcej wody, a rolę może odgrywać też śnieg na powierzchni. Masa tej wody i śniegu jest na tyle duża, że rozciąga ona pierścień. Gdy latem woda odparowuje, jej masa się zmniejsza, a pierścień kurczy - mówi Hut. Jeśli uczony ma rację, to LHC można by wykorzystać do badana poziomu opadów oraz innych aspektów związanych z hydrologią. Mielibyśmy darmowy deszczomierz - stwierdza Hut> O zmianach długości pierścienia LHC wiemy z zachowania się cząstek krążących w Zderzaczu. Długość drogi, jaką przebywają cząstki jest ściśle określona i kontrolowana, podobnie jak jej pozycja w centrum komory próżniowej pierścienia. Zmiany długości samego pierścienia powodują, że zmienia się pozycja cząstek względem centrum komory. Zmiany te można bardzo precyzyjnie mierzyć i dzięki temu obserwować zmiany długości samego tunelu. Gdy po raz pierwszy zauważono zmiany długości, szybko wyjaśniono wahania dzienne. Ich dobrym wytłumaczeniem jest wpływ Księżyca na otaczające LHC skały. Jednak wyjaśnienie zmian pomiędzy porami roku nie jest już tak proste. Jedna z hipotez mówi, że przyczyną są zmiany temperatury pomiędzy zimą a latem. Mają one powodować kurczenie się i rozszerzanie skał. Hipoteza ta ma jednak tę słabość, że na głębokości 175 metrów temperatura powinna być stabilna. Dlatego też bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza doktora Huta, który wysunął ją na podstawie danych z niemiecko-amerykańskiego satelity Grace. W ramach tej misji para satelitów bada zmiany w polu grawitacyjnym Ziemi. Satelity są szczególnie wyczulone na zmiany masy wody. Okazało się, że istnieje bardzo duża korelacja pomiędzy zawartością wody w gruncie a natężeniem pola grawitacyjnego. Naukowcy z Delf chcieliby umieścić w LHC tanie grawimetry i zbadać dzięki nim swoją hipotezę. Jeśli rzeczywiście okaże się, że ilość wody wpływa na tunele LHC, będziemy mieli unikatowy w skali światowej 27-kilometrowy przyrząd badawczy pracujący na użytek nauk o Ziemi. Obecnie dysponujemy narzędziami pozwalającymi przeprowadzać pomiary w skali centymetrów, metrów, dziesiątków metrów lub też satelity robiące pomiary w skali kilometrów. Teraz zyskalibyśmy naziemne urządzenie przeprowadzające pomiary w wielkiej skali, które moglibyśmy wykorzystać do skalibrowania Grace czy przyszłych satelitów, czyniąc je w ten sposób bardziej precyzyjnymi - stwierdza Hut. Uczeni znajdują coraz to nowe zastosowania dla Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jak mówi współpracujący z Hutem doktor Jorg Wenninger z CERN-u, LHC to świetny wykrywacz trzęsień ziemi. Zarejestrował wstrząsy w Ekwadorze około 20 minut po tym, gdy one nastąpiły. « powrót do artykułu
  6. Microsoft zakończył produkcję konsoli Xbox 360. Urządzenie powstało przed 11 laty i dotychczas sprzedano ponad 80 milionów sztuk tej wersji Xboksa. Koncern z Redmond ogłosił, że będzie sprzedawał jedynie te urządzenia, które ma obecnie w magazynach. Zapewni też wsparcie użytkownikom Xboksa 360, a posiadacze konsoli nadal będą mogli korzystać z sieci Xbox Live. Pomimo świetnych wyników sprzedaży produkcja urządzenia liczącego sobie ponad dekadę zaczyna się na nas niekorzystnie odbijać - mówi Phil Spencer, odpowiedzialny w Microsofcie za wydział konsoli. Następcą Xboksa 360 został w 2013 roku Xbox One. « powrót do artykułu
  7. Dwie brazylijskie agencje marketingowe - Posterscope i NBS - zaprojektowały billboard, który wabi i uśmierca roznoszące wirus Zika komary egipskie (Aedes aegypti). Mosquito Killer Board rozpyla w powietrzu roztwór zawierający kwas mlekowy i dwutlenek węgla, a więc składniki ludzkiego potu i wydychanego powietrza. Twórcy twierdzą, że wykorzystana mieszanina przyciąga komary nawet z odległości 2,5 km. Pociąg do "pocącej się" reklamy mają dodatkowo wzmagać fluorescencyjne światła. Jeden z ekspertów słusznie jednak zauważa, że takie billboardy mogą wabić A. aegypti w miejsca z dużymi skupiskami ludzi. Ponieważ komary egipskie latają średnio na wysokości 1,2 m, pułapkę zamontowano na dole panelu. Schwytane owady umierają w środku billboardu z powodu odwodnienia. Na swojej witrynie Brazylijczycy zachęcają do kopiowania rozwiązania w swoim mieście. Udostępnili nawet projekt, który można za darmo ściągnąć. Jak dotąd 2 egzemplarze Mosquito Killer Board zainstalowano w Rio de Janeiro. Otto Frossard z Posterscope dodaje, że wykonanie billboardu z napisem wyjaśniającym jego przeznaczenie kosztuje kilka tysięcy reali (1000 reali brazylijskich to ok. 192 dol.). « powrót do artykułu
  8. Potwierdziły się plotki o masowych zwolnieniach w Intelu. Dyrektor firmy, Brian Krzanich, wysłał list do pracowników, w których stwierdził, że obecnie dla koncernu najważniejsze są sprzęt do centrów bazodanowych oraz urządzenia z sektora Internet of Things, a także pamięci oraz FPGA. To działy odpowiedzialne za produkcję tego sprzętu dostarczyły w ubiegłym roku 2,2 miliarda dolarów w całkowitym wzroście finansów Intela, to one przyniosły 40% całkowitych zysków oraz stanowiły większość zysku operacyjnego. W związku ze zmianą akcentów na strategiczne cele firmy, koncern - który dotychczas skupiał się w znacznej mierze na rynku pecetów - postanowił rozstać się z nawet 12 000 swoich pracowników, czyli z 11% załogi. Część z nich odejdzie dobrowolnie, część zostanie zwolniona. Większość osób, które stracą pracę, dowiedzą się o tym w ciągu najbliższych 2 miesięcy, jednak niektórzy odejdą dopiero w przyszłym roku. Intel Corporation ogłasza dzisiaj plan restrukturyzacyjny, który ma przyspieszyć ewolucję firmy z przedsiębiorstwa zorientowanego na rynek PC w firmę, która dostarcza rozwiązania dla chmur oraz miliardów inteligentnych połączonych ze sobą urządzeń. [...] Rynek centrów bazodanowych i Internet of Things są najważniejszymi czynnikami wzrostu Intela, wspomaganymi przez rozwój na polach układów pamięci oraz FPGA - czytamy w firmowym oświadczeniu. Koncern ocenia, że jeszcze w bieżącym roku dzięki zwolnieniom zaoszczędzi 750 milionów USD, a do połowy przyszłego roku oszczędności sięgną 1,4 miliarda USD. Program zwolnień będzie jednorazowo kosztował firmę 1,2 miliarda USD. Kwota ta zostanie zaksięgowana w bieżącym kwartale. « powrót do artykułu
  9. Dinozaury były w ewolucyjnym regresie dziesiątki milionów lat przed uderzeniem meteorytu - twierdzą naukowcy z Uniwersytetów w Reading i Bristolu. Dotąd paleontolodzy sądzili, że dinozaury przeżywały złoty wiek, gdy zostały wytępione przez uderzenie meteorytu 66 mln lat temu. Analizy statystyczne i dane z badania zapisu kopalnego pokazały jednak, że gatunki wymierały w szybszym tempie, niż pojawiały się nowe, już od bardzo dawna. Działo się to bowiem już 50 milionów lat przed katastrofą. Okazało się, że choć utrata liczby gatunków dotyczyła wszystkich grup dinozaurów, to roślinożerne zauropody wymierały najszybciej, a regres w grupie obejmującej tyranozaura (Tyrannosaurus rex) zachodził bardziej stopniowo. Nie spodziewaliśmy się takich rezultatów. Uderzenie meteorytu nadal jest postrzegane jako główny czynnik odpowiedzialny za ostatecznie zniknięcie dinozaurów, ale stało się już jasne, że [gdy do tego doszło] w sensie ewolucyjnym czasy olbrzymich gadów już minęły - podkreśla dr Manabu Sakamoto. Choć nagła apokalipsa była przysłowiowym gwoździem do trumny, coś innego nie dopuszczało do tworzenia nowych gatunków dinozaurów w takim tempie, które dorównywałoby wymieraniu starych. Prof. Mike Benton dodaje, że dinozaury, które dominowały w środowiskach lądowych przez 150 mln lat, z jakiegoś powodu straciły zdolność dostatecznie szybkiej specjacji (tworzenia gatunków). Prawdopodobnie to zjawisko przyczyniło się do niezdolności pokonania kryzysu środowiskowego spowodowanego przez uderzenie meteorytu. Wśród czynników, które mogły niekorzystnie wpłynąć na dinozaury, naukowcy wymieniają różne czynniki ekologiczne, w tym rozpad mas kontynentalnych i stałą aktywność wulkaniczną. Dr Sakamoto uważa, że uzyskane wyniki stanowią wskazówkę odnośnie do przyszłej utraty bioróżnorodności. Nasze studium silnie sugeruje, że jeśli jakaś grupa zwierząt doświadcza szybkiego wymierania, któremu nie jest w stanie zapobiec, w momencie wystąpienia katastrofy jest [bardziej] podatna na zagładę. « powrót do artykułu
  10. Miasta mają swoje unikatowe społeczności bakteryjne. Nie różnią się one jednak za bardzo między biurami zlokalizowanymi w tym samym mieście. Autorzy publikacji z pisma mSystems zbierali próbki mikroogranizmów z 9 biur z 3 północnoamerykańskich miast: San Diego, Toronto i Flagstaff. Badaniami kierowali naukowcy z Uniwersytetu Północnej Arizony. Specjaliści stwierdzili m.in., że na podłogach biur znajduje się więcej bakterii niż gdzie indziej (prawdopodobnie z powodu odkładania gleby i innych materiałów z butów pracowników). Podejrzewamy, że przy braku skrajnych zjawisk, np. powodzi, mikroorganizmy biernie akumulują się na powierzchniach środowisk zbudowanych, a nie podlegają jakimś aktywnym procesom - opowiada dr J. Gregory Caporaso. Akademicy przez rok monitorowali po 3 biura z danego miasta. W każdym z biur umieszczano 3 płytki testowe: jedną na podłodze, drugą na suficie i trzecią na ścianie. Znajdowały się na nich umieszczane w rzędach 3 rodzaje okrągłych próbników (z pomalowanej płyty gipsowo-kartonowej, kasetonu sufitowego i dywanu), a także czujniki, które mierzyły m.in. równowagową wilgotność względną (ang. equilibrium relative humidity, ERH), dostępność światła czy temperaturę na powierzchni użytych materiałów. By uwzględnić wszystkie pory roku, próbki pobierano czterokrotnie w 6-tygodniowych okresach. Następnie zebrane próbki poddano sekwencjonowaniu fragmentu genu 16S rRNA, a także sekwencjonowaniu regionu 1. wewnętrznych przerywników transkrybowanych (ITS) w rRNA; w ten sposób można było zidentyfikować gatunki bakterii i grzybów. Okazało się, że bez względu na wykorzystany materiał, próbki z podłogi zawierały więcej mikroorganizmów niż próbki ze ściany czy sufitu. Częste próbkowanie materiałów z płytek testowych tylko nieznacznie zaburzyło społeczności mikroorganizmów. Poszczególne miasta miały własne unikatowe sygnatury. Było to szczególnie interesujące, zważywszy, że nawet w obrębie jednego miasta wybrane przez nas biura różniły się wielkością, sposobem wykorzystania, a także rozwiązaniami wentylacyjnymi. Sugeruje to, że w badanym zakresie geografia jest najważniejszym czynnikiem wpływającym na skład mikroflory biura. Mikrospołeczności z biur Flagstaff były bogatsze i jednocześnie bardziej do siebie podobne niż społeczności z biur w San Diego czy Toronto. Caporaso podkreśla, że nie wiadomo dokładnie czemu. We wszystkich 9 biurach najistotniejszym ludzkim źródłem bakterii była skóra; co najmniej 25-30% mikrobiomu biurowego pochodziło właśnie stąd. Mikrobiom ludzkiego nosa okazał się mniejszym, ale stale wykrywanym źródłem organizmów. Akademicy przypominają, że najwięcej bakterii można jednak przypisać pozaludzkim źródłom, w tym środowisku (np. glebie). Nie wykryto istotnych statystycznie związków między mikroflorą a warunkami panującymi w biurze, np. temperaturą czy wilgotnością. « powrót do artykułu
  11. W pierwszej połowie przyszłego roku TSMC rozpocznie testową produkcję układów scalonych w technologii 7 nanometrów. Informację taką przekazano podczas spotkania inwestorów. Dyrektor wykonawczy TSMC, Mark Liu, poinformował, że obecnie w prace nad wspomnianą technologią zaangażowanych jest ponad 20 klientów TSMC. Koncern spodziewa się, że w ostatnim etapie prac w przyszłym roku będzie brało udział 15 klientów. Liu poinformował, że produkcja testowa potrwa przez rok, a w pierwsze połowie 2018 roku firma wyjdzie poza fazę testów i rozpocznie dostarczanie większej liczby układów. Na razie prace nad technologią 7 nanometrów przebiegają bez większych przeszkód, takżę dlatego, że aż 95% wykorzystywanego sprzętu to ten, z którym pracuje się przy technologii 10 nanometrów. N7 to rozszerzenie technologii N10. Zapewnia ona o 60% większą gęstość układów logicznych oraz oszczędność energii rzędu 30-40 procent - mówil Liuz. Układy produkwane w technologii 7 nm będą przeznaczone zarówno na rynek mobilny jak i rynek HPC (high performance computing). Produkowane przez TSMC układy 10-nanometrowe powstają głównie z myślą o rynku mobilnym. « powrót do artykułu
  12. Gdy w satelita zepsuje się lub skończy mu się paliwo, staje się on kolejnym kosmicznym śmieciem krążącym wokół naszej planety. NASA ma zamiar to zmienić. Benjamin Reed, zastępca dyrektora Satellite Servicing Capabilities Office, stanął na czele zespołu, którego zadaniem jest opracowanie systemu pozwalającego na tankowanie i naprawianie satelitów w przestrzeni okołoziemskiej. Mediana kosztów współczesnego satelity to około 250 milionów dolarów. Do tego należy doliczyć około 120 milionów na jego wystrzelenie. Przy tak olbrzymich kosztach nie może dziwić, że każdy satelita jest bardzo starannie projektowany i budowany, w nadziei, że będzie pracował jak najdłużej. Prace nad tego typu urządzeniami trwają całe lata. Każdy satelita już w momencie wystrzelenia jest urządzeniem przestarzałym. Sposób, w jaki budujemy satelity jest determinowany przez sposób, w jaki podróżujemy w kosmos - mówi Reed. Dotychczas jedynym satelitą, który został zbudowany z myślą o jego serwisowaniu w przestrzeni kosmicznej jest Teleskop Hubble'a. Dzięki temu już trzy lata po jego wystrzeleniu astronauci mogli dokonać napraw lustra i zainstalować nowe przyrządy. To właśnie sukces misji Hubble'a skłonił NASA do powołaniu zespołu Reeda, którego zadaniem jest opracowanie robotów zdolnych do serwisowania innych satelitów. Reed i jego ludzie pracują obecnie nad technologią pozwalającą na przedłużenie życia satelitów, ich rozbudowę i składanie w przestrzeni kosmicznej. Efektem prac zespołu Reeda jest planowana na 2019 rok Restore-L, automatyczna misja serwisowa. W jej ramach powstaje pojazd zdolny do tankowania i serwisowania satelitów, nawet tych, których nie budowano z myślą o tego typu działaniach. Pojazd Restore-L ma przechwycić, zatankować i zmienić pozycję satelity. Zostanie wyposażony też w dwa ramiona, za pomocą których możliwe będzie wykonanie czynności serwisowych. Oczywiście będzie serwisował satelity należące do rządu USA. Doświadczenia zdobyte podczas Restore-L posłużą do udoskonalenia programu i zwiększenia jego możliwości. NASA zapowiada też, że przekaże sektorowi prywatnemu technologie wykorzystane w Restore-L, by w ten sposób umożliwić powstanie prywatnego przemysłu obsługi satelitów. Celem misji Restore-L będzie satelita Landsat 7. Landsatowi 7 kończy się paliwo i może nie doczekać do czasu wystrzelenia Landsata 9, dlatego też zdecydowaliśmy, że to ten satelita będzie celem pierwszej misji serwisowej - mówi Reed. « powrót do artykułu
  13. Wstępne wyniki badań tekstyliów datowanych na pomiędzy 400 a 650 rok naszej ery, które znaleziono na terenie wchodzącego w skład Nepallu Królestwa Lo (Królestwo Mustang), sugerują, że Szlak Jedwabny rozciągał się znacznie bardziej na południe niż sądzono. W tekstyliach zidentyfikowano włókna jedwabiu, barwnik z rośliny Rubia cordifolia oraz barwniki z Indii sugerują, że tkanina powstąła z połączenia lokalnych produktów z eksportowanymi z Indii i Chin. Nie mamy dowodów na lokalną produkcję jedwabiu, a to wskazuje, że Samdzong znajdował się w rozbudowanej sieci handlowej Szlaku Jedwabnego - mówi doktor Margarita Gleba z University of Cambridge. Dane te wspierają hipotezę, że Królestwo Mustang nie było izolowane. Było raczej małą, ale ważną częścią bardziej rozległej sieci łączącej ludzi i miejsca. Badane przez nas tekstylia pozwolą nam lepiej zrozumieć lokalne materiały i techniki oraz sposoby, za pomocą których lokalne społeczności rozwijały i adaptowały nowe technologie do swoich potrzeb kulturowych i ekonomicznych - dodaje uczona. Znalezisko jest tym ważniejsze, że nie znamy zbyt wielu wyrobów tekstylnych z Nepalu. Jednak wysokie położenie i suchy klimat zespołu grobowego Samdzong stworzyły dobre warunki do zachowania się materii organicznej. Jedno ze znalezisk to ubranie z dołączonymi doń paciorkami z miedzi, szkła i materiału. Znaleziono je w pobliżu trumny dorosłej osoby w towarzystwie wspaniałej srebrno-złotej maski pośmiertnej. Na krawędziach maski zauważono niewielkie dziurki, co sugeruje, że była ona przyszyta do materiału, a całość stanowiła ozdobę głowy zmarłej osoby. Samdzong 5 to jeden z 10 grobowców szybowych, nad kórymi prace prowadzi Mark Aldenderfer z University of California w Merced. Grobowce zauważono w 2009 roku po trzęsieniu ziemi, które je odsłoniło. « powrót do artykułu
  14. Zespół z Uniwersytetu w Glasgow i Hongkońskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii (HKUST) odkrył, że w mysim modelu choroby Alzheimera (ChA) pewne białko - interleukina 33 (IL-33) - odwraca zmiany patologiczne oraz deteriorację poznawczą. Pracami naukowców kierowali profesorowie Eddy Liew z Uniwersytetu w Glasgow oraz Nancy Ip z HKUST. IL-33 to białko wytwarzane w organizmie przez różne rodzajów komórek. Jest szczególnie rozpowszechnione w ośrodkowym układzie nerwowym (mózgu i rdzeniu kręgowym). Prowadziliśmy eksperymenty na szczepie myszy (APP/PS1), u którego podczas starzenia rozwija się choroba przypominająca alzheimera. Odkryliśmy, że wstrzyknięcie IL-33 starym myszom APP/PS1 szybko poprawiło ich pamięć i funkcjonowanie poznawcze, tak że w ciągu tygodnia dorównały one normalnym myszom w swoim wieku. Wydaje się, że IL-33 mobilizuje mikroglej do otaczania i fagocytowania blaszek beta-amyloidu. Ich liczba oraz wielkość ulegają zmniejszeniu również dzięki indukowaniu przez interleukinę neprylizyny - enzymu rozkładającego rozpuszczalny amyloid. Oprócz tego autorzy publikacji z pisma PNAS zaobserwowali, że iniekcja z IL-33 hamowała stan zapalny w tkance mózgu (wiadomo zaś, że stan zapalny sprzyja powstawaniu zarówno blaszek starczych, jak i splątków neurofibrylarnych). Wszystko wskazuje więc na to, że białko nie tylko pomaga usuwać już istniejące złogi beta-amyloidu, ale i zapobiega tworzeniu nowych zmian. Liew podkreśla, że na razie nie wiadomo, jak wyniki uzyskane na myszach mają się do ludzi. Dysponujemy jednak paroma zachęcającymi wskazówkami. Wcześniejsze badania genetyczne pokazały np., że istnieje związek między mutacją IL-33 a chorobą Alzheimera w populacjach europejskich i chińskich. Ponadto mózg chorych z alzheimerem zawiera mniej IL-33 niż mózg pacjentów wolnych od ChA. Przestrzegając przed huaroptymizmem i fałszywymi przełomami, Liew przypomina, że niedługo zacznie się pierwsza faza testów klinicznych. Oceniana ma być toksyczność zastosowanych dawek IL-33. Tak czy siak - to dobry start. « powrót do artykułu
  15. W czasie wykopalisk prowadzonych w dystrykcie Domaniç (prowincja Kütahya) w Turcji odkryto komorę grobową z czasów rzymskich. Dyrektor Kütahya Museum Metin Türktüzün powiedział, że archeolodzy zostali poinformowani, że w pobliżu miasta Hisar znajduje się jakaś historyczna struktura. Wstępne badania ujawniły, że jest to komora grobowa sprzed ok. 2 tysięcy lat. Obecnie trwają prace nad usuwaniem z pomieszczenia ziemi oraz skał. Archeolodzy chcą odsłonić wejście do komory. Ponieważ znaleziono tam szkielety, możemy mieć do czynienia z grobowcem rodzinnym z czasów rzymskich. Türktüzün nie wyklucza, że po zakończeniu prac teren zostanie przekształcony w park archeologiczny. « powrót do artykułu
  16. Pierwsza w Polsce i jedna z pierwszych w Europie testowa baza księżycowa ma powstać w małopolskim Rzepienniku Biskupim. W sierpniu zamieszkają w niej astronauci-amatorzy, których czekają prawdziwe naukowe zadania. Na razie jednak twórcy bazy zbierają fundusze na jej budowę. Projekt budowy bazy realizuje Europejska Fundacja Kosmiczna, która uruchomiła właśnie projekt społecznościowego zbierania funduszy na portalu Polak Potrafi. Księżycowa baza, zwana habitatem, stanie w małopolskim Rzepienniku Biskupim. Według planów w sierpniu – na nieco ponad dwa tygodnie - zamieszkają w niej astronauci-amatorzy. Księżyc jest strategicznym kierunkiem rozwoju nie tylko europejskiej eksploracji kosmosu. Chcemy w tej globalnej misji uczestniczyć właśnie poprzez budowę testowej bazy księżycowej, która posłuży do realizacji projektów badawczo-naukowych, wykorzystywanych w przyszłości w prawdziwych misjach księżycowych ESA czy też NASA - mówi koordynatorka projektu dr Agata Kołodziejczyk, która na co dzień pracuje w Europejskiej Agencji Kosmicznej w Holandii. Baza wraz z terenem badawczym powstanie na obszarze blisko 2 hektarów w pobliżu Obserwatorium Astronomicznego Królowej Jadwigi w Rzepienniku Biskupim. Prace budowlane mają ruszyć w czerwcu po udanym zakończeniu społecznościowej zbiórki funduszy na jej realizację. Z własnych środków zostanie sfinansowany zakup wyposażenia bazy, m.in. maszyny do symulacji mikrograwitacji, czy też specjalnych bioreaktorów z glonami. W samym habitacie - przykrytym cienką warstwą gleby - na około 60 metrach kwadratowych znajdzie się część do codziennego życia astronautów i część naukowa, w której znajdą się eksperymenty. Umieszczone będą w nim też śluzy powietrzne, które prawdziwym astronautom pozwalają bezpiecznie wychodzić w "przestrzeń kosmiczną". Już w drugiej połowie sierpnia w habitacie zamieszka sześcioro astronautów-amatorów. Selekcja pierwszych „astronautów” już się rozpoczęła. Uczestnicy misji będą realizowali zgłoszone przez siebie projekty badawcze, wśród nich m.in. analizy spektometryczne pobranych przez łaziki próbek skał czy dostosowywanie symulantów regolitu księżycowego na potrzeby uprawy roślin - wyjaśnia dr Jakub Mielczarek, wiceprezes Europejskiej Fundacji Kosmicznej. Z punktu widzenia naukowego nas najbardziej będzie interesowało, jak nasi wybrańcy poradzą sobie z zadaniami. My wyobrażamy sobie np., że dana czynność powinna zająć im dwa dni, a może się okazać, że w warunkach misji będą to cztery dni - wyjaśniał PAP jeden z twórców projektu Szymon Gryś. Poza tym astronauci będą musieli komunikować się z "Ziemią", a wcześniej nauczyć odpowiednich protokołów umożliwiających tę komunikację. Przed rozpoczęciem misji przejdą małe szkolenie astronautyczne, aby móc sprawnie i bezpiecznie poruszać się w nowym, nieznanym środowisku. Na miejscu będą obowiązywały ich takie same procedury bezpieczeństwa, które obowiązują astronautów. Na zewnątrz habitatu zawsze będą wychodzili w parach, będą musieli obserwować, czy podczas takiego wyjścia drugiemu astronaucie nic złego się nie dzieje, oddalać się tylko na taką odległość, aby w razie awarii łazika móc wrócić na pieszo. W kosmosie każde jednorazowe wyjście astronauty z habitatu wiąże się z długim, żmudnym zakładaniem stroju kosmicznego. Za każdym razem, gdy nasi astronauci będą wychodzili, też będą musieli go zakładać - opisał rozmówca PAP. Naukowcy będą bacznie obserwowali zachowania astronautów-amatorów: to, jak ze sobą współpracują i jak sprawnie wykonują zlecone im eksperymenty. Na podstawie wyników obserwacji powstaną publikacje naukowe, tym cenniejsze, że na razie nie ma zbyt wielu prac na ten temat. "W ten sposób chcielibyśmy przyczynić się do rozwoju nowej gałęzi nauki" - przyznał Gryś. Analogowe misje planetarne to jedyna na razie forma zdobywania wiedzy i doświadczenia na temat operacyjno-technicznych wyzwań, jakie stoją przez astronautami w trakcie misji załogowych. Najbardziej znaną misją tego typu był "Mars 500", w ramach którego przez 520 dni w izolacji przebywało sześciu mężczyzn. W trakcie "Mars 500" sprawdzano m.in. autonomiczność załogi, zdolność do współpracy z kontrolą misji, zdolność do rozwiązywania problemów, identyfikację konfliktów oraz wyniki przeprowadzanych testów i prac. Więcej na temat projektu budowy bazy księżycowej oraz prowadzonej akcji społecznościowej zbiórki funduszy można przeczytać na stronie: https://polakpotrafi.pl/projekt/baza-ksiezycowa-pod-krakowem « powrót do artykułu
  17. Drukowane w 3D urządzenie NovaCast ma zastąpić gips. Zapobiega zakażeniom, owrzodzeniu, a nawet amputacji kończyn. Waży 10-krotnie mniej od swojego tradycyjnego odpowiednika i zapewnia dobrą wentylację. Przy opatrunkach gipsowych nie można zajrzeć do środka, gromadzi się pod nimi pot, nie ma też mowy o właściwej cyrkulacji powietrza. Nic więc dziwnego, że dochodzi do rozwoju zakażeń czy owrzodzenia. Chcąc wyeliminować te problemy, grupa absolwentów Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego założyła start-up Mediprint. Materiałem, z którego wykonane są tradycyjne opatrunki unieruchamiające, jest wysoce higroskopijny gips. Oznacza to, że wchłania on pot i sprawia, że w warunkach braku wentylacji namnażają się bakterie - wyjaśnia Zaid Musa Badwan Peralta. Najważniejszym produktem firmy Mediprint jest właśnie NovaCast (Meksykanie zdążyli go już opatentować). Można go spersonalizować, a nawet się w nim kąpać. Bodźcem do rozpoczęcia projektu był wypadek, jakiemu uległa matka Peralty. Kobieta złamała lewą rękę i lekarze założyli jej zły opatrunek. By skorygować błąd, później kończynę trzeba było chirurgicznie złamać. Niestety, gips ponownie okazał się nieprawidłowy, przez co [ostatecznie] zdiagnozowano 50% niepełnosprawność ręki. Co ważne, młodzi inżynierowie stworzyli oprogramowanie, które pozwala zdefiniować precyzyjne wymiary urządzenia (bez potrzeby skanowania 3D). "Lekarz musi tylko wprowadzić dane i automatycznie generowana jest idealna geometria wydruku". Uzyskanie NovaCast trwa średnio 3,5 godziny (dokładny czas zależy od gabarytów chorego). Prowadzimy badania i udoskonalenia, by skrócić czas wydruku do godziny. Następnym etapem jest wdrożenie technologii w szpitalach i zwiększenie liczby drukarek 3D [...]. NovaCast zostało nagrodzone w paru konkursach, m.in. StartUP Expo EmprendeTown. « powrót do artykułu
  18. Około 2600 lat temu na południu królestwa Judy istniał fort wojskowy, a jeden z przebywających tam żołnierzy - imieniem Eliaszib - regularnie wysyłał i otrzymywał wiadomości pisane atramentem na fragmentach ceramiki. Sama treść wiadomości nie jest zbyt ciekawa, dotyczą one głównie zaopatrzenia, ale sam fakt, że Eliaszib potrafił pisać wskazuje, że w czasach powstawania tekstów starotestamentowych umiejętność pisania i czytania była bardziej rozpowszechniona, niż się wydaje. Korespondencja Eliasziba powstała w okresie upadku Królestwa Judy, któremu kres położyła w 586 roku przed naszą erą inwazja Babilończyków prowadzonych przez Nabuchodonozora II. Data końca Królestwa Judy jest ważna ze względu na chronologię biblijną. Do dzisiaj trwa bowiem między ekspertami spór o to, czy pierwsze teksty biblijne powstały przed zdobyciem Jerozolimy przez Babilończyków czy już po. Jednym z argumentów padających w debacie jest ten o poziomie edukacji ówczesnego społeczeństwa. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki odsetek mieszkańców Judy potrafił czytać pod koniec okresu Pierwszej Świątyni. I jaki był odsetek czytających później, pod władzą perską - mówi profesor Eliezer Piasetzky z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Uczeni z Tel Awiwu przeanalizowali 16 inskrypcji znalezionych na miejscu fortu, w którym stacjonował Eliaszib i stwierdzili, że musiały zostać one spisane przez co najmniej 6 osób. Wszystkie dotyczyły kwestii ruchu wojsk oraz zaopatrzenia i wskazują, że umiejętność pisania istniała w całym łańcuchu dowodzenia, od najwyższych rang po zastępcę kwatermistrza odległego fortu. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z niewielkim posterunkiem wojskowym, a dokumenty powstały w krótkim czasie, możemy domyślić się, że umiejętność pisania i czytania była powszechna wśród administracji Królestwa Judy. To z kolei stanowi mocny argument na wsparcie hipotezy o wcześniejszym spisaniu tekstów biblijnych. Mamy niebezpośredni dowód na istnienie infrastruktury edukacyjnej, która mogła umożliwić powstanie tekstów biblijnych. Umiejętność czytania i pisania była rozpowszechniona wśród administracji, wojskowych oraz duchownych Judy. Nie była ograniczona do wąskiej elity - mówi profesor Piasetzky. Teraz naukowcy chcą ekstrapolować swoje dane z okręgu Arad na większy obszar geograficzny. Gdy do naszej wiedzy o fortach i siedzibach administracyjnych Królestwa Judy dodamy to, co teraz wiemy o okręgu Arad, będziemy mogli oszacować, jak wiele osób potrafiło czytać i pisać pod koniec okresu Pierwszej Świątyni. Szacujemy, że królestwo liczyło około 100 000 mieszkańców, co najmniej kilkuset z nich umiało czytać i pisać - mówi profesor Israel Finkelstein. Po upadku Judy gwałtownie zmniejszyła się liczba hebrajskich inskrypcji i stan tak trwał do II wieku przed Chrystusem, kiedy to mamy dowody na kolejny etap szeroko rozpowszechnionej umiejętności czytania i pisania. To zmniejsza prawdopodobieństwo, by pomiędzy rokiem 586 a 200 przed Chrystusem doszło do skompilowania jakichś znaczących ilości literatury biblijnej - dodaje Finkelstein. « powrót do artykułu
  19. Analiza podłużnych danych demograficznych 140.600 dorosłych osób z Utah Population Database wykazała, że jedną z przyczyn, dla których obecnie kobiety przeżywają mężczyzn, jest zmniejszony wskaźnik urodzin. Fińsko-brytyjsko-amerykański zespół ustalił, że mężczyźni, którzy urodzili się między początkiem a połową XIX w., średnio żyli 2 lata dłużej niż kobiety. Z czasem się to odwróciło i kobiety urodzone na początku XX w. przeżywały mężczyzn o 4 lata. W tym okresie dzietność w populacji spadła z średnio 8,5 na początku XIX w. do średnio 4,2 dziecka na kobietę na początku wieku XX. Długość życia kobiet wzrosła, a mężczyzn pozostała w dużej mierze stabilna, co stanowi poparcie dla teorii, że na zmianę wzorców długości życia płci wpływają różne koszty reprodukcyjne. Dane pokazują, że tylko kobiety ponosiły koszty reprodukcji (krócej żyły po zakończeniu okresu reprodukcyjnego). Panie, które urodziły 15 lub więcej dzieci, żyły średnio 6 lat krócej od kobiet mających tylko jedno dziecko. Nie zaobserwowano związku między liczbą dzieci a długością życia mężczyzn. Teoria dotycząca historii życiowych (ang. life history theory) głosi, że każda jednostka dysponuje ograniczonymi zasobami, które można zainwestować albo w reprodukcję, albo w regenerację organizmu. To sugeruje, że ograniczone rozmnażanie powinno sprzyjać wydłużeniu życia mocniej obciążonych kobiet. To pokazuje, że wyjaśniając zmiany wzorców śmiertelności w ludzkich populacjach, trzeba brać pod wagę czynniki biologiczne. Nasze wyniki mają znaczenie dla prognoz demograficznych, bo wzorce dzietności i oczekiwane długości życia stale się na świecie zmieniają. Rezultaty sugerują np., że skoro coraz więcej krajów przechodzi na kolejne fazy rozwoju demograficznego [liczba zgonów i urodzeń spada], ogólne różnice długości życia płci mogą się powiększać - podsumowuje dr Elisabeth Bolund z Uniwersytetu w Uppsali. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z australijskiego RMIT University, włoskiego Instytutu Fotoniki i Nanotechnologii oraz chińskiego Południowego Instytutu Nauki i Technologii zaprezentowali pierwszy kwantowy procesor zdolny do przesyłania danych. Urządzenie przesłało w nienaruszonym stanie splątane kubity z różnych lokalizacji. Perfekcyjny transfer stanu to obiecująca technika, która daje nadzieję na masową informatykę kwantową. Przez ostatnie 10 lat opracowano wiele teoretycznych rozwiązań problemu rutowania informacji kwantowej, jednak dotychczas żadne z nich nie zostało zrealizowane eksperymentalnie. Nasze urządzenie wykorzystuje wysoce zoptymalizowanie tunelowanie kwantowe do przesyłania kubitów pomiędzy różnymi miejscami - stwierdził doktor Albert Peruzzo, dyrektor Laboratorium Fotoniki Kwantowej RMIT University. Komputery kwantowe mogą rozwiązać problemy, z którymi nie radzą sobie dzisiejsze komputery. Pomogą opracować nowe leki, stworzyć bezpieczny kwantowy internet czy udoskonalić techniki rozpoznawania twarzy - dodaje uczony. Współczesne komputery wykorzystują magistrale danych do przesyłania informacji. Jednak przesłanie kubitów jest bardzo trudne, gdyż stany kwantowe są niezwykle delikatne. Opisywane prace to ważny krok naprzód w kierunku stworzenia kwantowej magistrali komunikacyjnej. W ciągu ostatniej dekady poczyniono olbrzymi postęp, zwiększono moc i stopień skomplikowania kwantowych procesorów - stwierdza Peruzzo. Z kolei Robert Chapman, doktorant na RMIT podkreśla: przenieśliśmy kubity, zakodowane w pojedynczych cząstkach światła, do innych lokalizacji. Zachowaliśmy przy tym zarówno ich stan kwantowy jak i splątanie, co jest podstawowym warunkiem informatyki kwantowej. « powrót do artykułu
  21. US CERT zaleca odinstalowanie oprogramowania QuickTime z komputerów z systemem Windows. Poradę taką wydano po tym, jak firma Trend Micro poinformowała, że Apple nie będzie już łatał dziury w odtwarzaczu, gdy tymczasem istnieją w nim dwie luki. Wykorzystanie dziur obecnych w Quick Time dla Windows pozwala napastnikom na zdalne przejęcie kontroli nad systemem. Jedynym sposobem na uniknięcie niebezpieczeństwa jest odinstalowanie QuickTime'a - czytamy w dokumencie opublikowanym przez US CERT. Powyższe uwagi nie dotyczą wersji QuickTime'a dla systemów Apple'a. Trend Micro podkreśla, że dotychczas nie odnotowano żadnych ataków na wymienione wyżej luki, jednak najlepszym rozwiązaniem jest dostosowanie się do zaleceń samego Apple'a i rezygnacja z QuickTime na maszynach z Windows. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy z Glasgow Caledonian University ustalili, że 6-etapowa metoda odkażania rąk zalecana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) jest lepsza od 3-etapowej metody rekomendowanej przez amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC). Szkoci obserwowali 42 lekarzy i 78 pielęgniarek z oddziału ratunkowego szpitala klinicznego, którzy po przyjęciu pacjenta używali środka odkażającego do rąk na bazie alkoholu. Akademicy oznaczali liczbę jednostek tworzących kolonie w mililitrze (jtk/ml). Okazało się, że metoda WHO powodowała spadek z 3,28 do 2,58 jtk/ml, a metoda CDC z 3,08 do 2,88 jtk/ml. Sześcioetapowa metoda zajmowała jednak o 25% więcej czasu (42,5 vs. 35 s). Higiena dłoni jest postrzegana jako najważniejszy krok ku ograniczeniu zakażeń związanych ze służbą zdrowia, ale dysponujemy ograniczoną liczbą dowodów dotyczących skuteczności poszczególnych metod. Nasze studium zapewnia bazę do wdrożenia najlepszych rozwiązań [...] - podkreśla dr Jacqui Reilly. Jednym z ciekawszych przypadkowych odkryć było stwierdzenie, że ludzie często nie przestrzegali 6-etapowej metody. Tylko 65% osób przechodziło wszystkie kroki, mimo że schemat odkażania wisiał przed nimi cały czas i ktoś obserwował ich technikę. Zjawisko to wymaga dalszego zbadania, tak by można było poprawić wskaźnik przestrzegania zaleceń. Wyniki badania ukazały się w piśmie Infection Control & Hospital Epidemiology. W metodzie WHO po nabraniu pełnej garści preparatu (ma on pokrywać całą wewnętrzną powierzchnię dłoni) pociera się o siebie wewnętrzne strony dłoni. Później prawą dłoń kładzie się na grzbiecie lewej, przeplatając palce obu dłoni, a następnie zamienia się ręce. Trzeci etap polega na złożeniu dłoni razem i przepleceniu palców, a czwarty na schowaniu grzbietu palców w drugiej dłoni i spleceniu palców. Przedostatni krok to pocieranie obrotowe lewego kciuka zaciśniętego w prawej dłoni i powtórzenie procedury z prawym palcem. W 6. etapie należy pocierać obrotowo lewą dłoń do przodu i do tyłu za pomocą zaciśniętych palców prawej dłoni, a następnie powtórzyć to z drugą dłonią. « powrót do artykułu
  23. Grupa kierowana przez badaczy z Uniwersytetu Yorku odtworzyła za pomocą tradycyjnych technik i narzędzi (wypalania, tłuków czy wiórów krzemiennych) repliki rytualnych nakryć głowy szamanów z północno-zachodniej Europy sprzed ok. 11 tys. lat. Dwadzieścia cztery artefakty, na których bazowali archeolodzy, odkryto na wczesnomezolitycznym stanowisku w Star Carr. W publikacji z pisma PLoS ONE opisano najstarsze znane elementy stroju szamana: nakrycia głowy ze zmodyfikowanych czaszek jelenia szlachetnego. Studium stanowi część 5-letniego projektu, wspieranego przez Europejski Komitet Badań Naukowych, Historic England i Vale of Pickering Research Trust. Sugeruje ono, że korzystając z okazji, myśliwi-zbieracze umieszczali obłożoną mokrą gliną czaszkę na gasnącym żarze na czas do 4 godzin. Ułatwiało to zdjęcie skóry i obróbkę kości. Naukowcy wyjaśniają, że nakrycia robiono z górnej części czaszki byków (poroże pozostawało na miejscu, żuchwę i twarzoczaszkę usuwano, a kość czołową perforowano). Większość znaleziono jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku, a kolejne 3 podczas wykopalisk z 2013 r. Najbardziej kompletną wykonano z czaszki dorosłego osobnika (był on o ok. 50% większy od współczesnych jeleni). Zastosowanie takich technik jak skanowanie laserem 3D pozwoliło naukowcom zaobserwować liczbę nacięć odchodzących od otworów po obu stronach czaszki. Brytyjczycy i ich koledzy po fachu z Uniwersytetów w Groningen i Lejdzie podejrzewają, że myśliwi-zbieracze obcinali łeb i po wstępnej obróbce zaczynali prace nad nakryciem głowy. Pierwszy etap mógł polegać na usunięciu znacznej części poroża (w ten sposób bardzo zmniejszano wagę i ułatwiano realizację reszty zadania). Ścinki dało się wykorzystać np. przy produkcji grotów broni do polowania i łowienia ryb. Niewykluczone jednak, że usuwanie fragmentów poroża miało miejsce o wiele później, po zakończeniu użytkowania nakrycia głowy (gdy było ono "wycofywane" z obiegu, a rogi poddawane recyklingowi). Archeolodzy twierdzą, że biorąc pod uwagę ilość obrobionego poroża, w tym ponad 200 grotów, jest to prawdopodobna teoria. Takie nakrycia głowy są w zapisie archeologicznym skrajnie rzadkie. To jedyne stanowisko w Brytanii, gdzie się je znajduje. [Poza tym] istnieje tylko kilka artefaktów z Niemiec. Prace dotyczące możliwych metod ich wytwarzania dały nam pewien wgląd w życie 11 tys. lat temu - podkreśla prof. Nicky Milner. « powrót do artykułu
  24. Jeden z największych naukowych autorytetów w dziedzinie pand, doktor Sarah Bexell, stwierdziła, że międzynarodowy program ochrony pandy wielkiej poniósł klęskę. Pani Bexell jest dyrektorem ds. edukacji w Bazie Naukowej w Chengdu. Instytucja ta powstała w 1987 roku, by uratować sześć dzikich pand wielkich. Od tamtej pory w ośrodku przebywało około 400 zwierząt. Na wolność wypuszczono dotychczas jedynie 5 z nich, z czego tylko 3 przeżyły. Wiele się nauczyliśmy, powstały artykuły naukowe i książki, ale nie poczyniliśmy żadnych znaczących postępów na drodze do zachowania gatunku. Myślę, że jest odpowiedni czas, by powiedzieć sobie, że to nieudany program i pomimo tego, że wiele prowadzonych projektów było w krótkim terminie uznawanych za sukces, to utraciliśmy z oczu główny cel. Czy powinniśmy kontynuować ten program? Obecnie uważam, że nie, gdyż wysyłamy ludzkości nieprawdziwą wiadomość. Dajemy ludzkości fałszywą nadzieję - stwierdziła doktor Bexell. Uczona ma duże zasługi w ochronie przyrody. To ona stała za programem reintrodukcji tchórza czarnołapego na amerykańskim Zachodzie oraz marmozety lwiej w Brazylii. Bexell uważa jednak, że ogrody zoologiczne wprowadzają ludzi w błąd twierdząc, że dzięki nim można w niewoli zachować zagrożone gatunki, które w przyszłości uda się odrodzić na wolności. Brexell uważa, że to rosnąca liczba ludności i konsumpcjonizm wypierają pandę ze środowiska. Musimy szczerze i brutalnie powiedzieć, że nauka nie posprząta po nas tego bałaganu. My wszyscy musimy się o to postarać, wszyscy jesteśmy częścią rozwiązania - mówi uczona. « powrót do artykułu
  25. Zasady fizyki kwantowej wydają się całkowicie sprzeczne z ludzką intuicją. Gra stworzona przez grupę naukowców dowodzi jednak, że nawet ludzie bez odpowiedniego wykształcenia mogą je intuicyjnie coraz lepiej rozumieć. Przy okazji dowiedziono, że crowdsourcing - wykorzystywany wcześniej w innych dziedzinach nauki - może zostać z powodzeniem użyty na polu fizyki kwantowej. Analiza wyników wspomnianej gry wykazała bowiem, że ludzie mają większą niż sądzono zdolność do intuicyjnego pojmowania tej dziedziny nauki. Gra, o której mowa, nosi tytuł Quantum Moves. Jej zadaniem jest rozwiązanie prawdziwego problemu z dziedziny informatyki kwantowej, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak szybko laser może przesuwać atom przez strukturę podobną do wytłoczki na jajka, bez zmiany poziomu energii samego atomu. Głównym problemem jest tutaj znalezienie maksymalnej prędkości - by transport był jak najbardziej efektywny - bez zmiany stanu kwantowego atomu. Istnieje nieskończona liczba możliwych kombinacji prędkości i czasu, a uczeni stworzyli wiele algorytmów, które mają rozwiązać ten problem. W Quantum Moves atom reprezentowany jest przez płyn w studni, który oddaje falową naturę cząstki. Użytkownik przesuwa drugą studnię, do której przelewa wspomniany płyn i transportuje go do bazy. Płyn zachowuje się zgodnie z zasadami mechaniki kwantowej, zatem na początku trzeba się przyzwyczaić do tego, co dzieje się na ekranie. Naukowcy z Uniwersytetu w Aarhus, którzy stworzyli grę, znaleźli około 300 ochotników, którzy w sumie grali 12 000 razy. Uzyskane przez ludzi wyniki były następnie udoskonalane przez komputer. Analiza danych wykazała, że w ponad połowie przypadków taka współpraca człowiek-komputer dała lepsze wyniki niż wówczas, gdy nad rozwiązaniem problemu pracował sam komputer. Okazało się również, że w dwóch przypadkach takiej współpracy atom został przesunięty bez zmiany stanu energetycznego szybciej, niż kiedykolwiek udało się to najlepszym algorytmom komputerowym. "Byłem zaszokowany" - przyznaje Jacob Sherson, szef grupy badawczej. Na razie nie wiadomo, które ludzkie zdolności dały tak dobre wyniki. Wydaje się, że istnieje korelacja pomiędzy zainteresowaniem fizyką a wynikami odnoszonymi w grze, jednocześnie jednak nie zauważono korelacji pomiędzy wynikami a poziomem znajomości fizyki kwantowej. Zdaniem Shersona gra pokazała, że fizycy kwantowi powinni bardziej polegać na swojej intuicji. Wydaje się bowiem, że ludzie posiadają zdolność intuicyjnego rozumienia fizyki kwantowej, mimo że jest to świat tak bardzo odległy. Obecnie naukowcy pracują nad taką wersją gru, która pozwoli różnym zespołom naukowym na dostosowywanie jej do problemów, nad którymi pracują. Quantum Moves została udostępniona w internecie. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...