Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36815
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    213

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dobre wiadomości dla posiadaczy Bitcoina – najsłynniejsza na świecie kryptowaluta przekroczyła cenową granicę 30 tysięcy dolarów za sztukę. Tak drogi BTC nie był od czerwca zeszłego roku. To efekt m.in. globalnego kryzysu bankowego i postrzegania kryptowalut jako interesującej alternatywy dla tradycyjnych pieniędzy. Entuzjazm fanów krypto powinien być jednak umiarkowany. Bitcoin rośnie w siłę, ale jego przyszłość cały czas jest niepewna, gdyż na rynku walut kryptograficznych wciąż gromadzą się ciemne chmury związane z problemami poszczególnych giełd. Bitcoinowi daleko oczywiście jeszcze do swojego rekordowego poziomu z listopada 2021 roku, kiedy to za sztukę trzeba było zapłacić ponad 60 tysięcy dolarów. Jednak od stycznia zauważalna jest wyraźna tendencja wzrostowa kursu słynnej kryptowaluty. Po bardzo słabej drugiej połowie roku 2022 przyszło długo wyczekiwane przez posiadaczy BTC odbicie, którego zresztą kilka miesięcy temu spodziewała się niemała część ekspertów. Aktualnie Bitcoin kosztuje około 30 tysięcy dolarów. Na podobnym poziomie był ostatni raz w czerwcu, w trakcie już trwającego trendu spadkowego. Skąd ostatnie wzrosty cen? Bitcoin rośnie w siłę przede wszystkim za sprawą kryzysu bankowego. W marcu załamał się chociażby Sillicon Valley Bank, dysponujący w chwili swojego upadku ponad 200 miliardami aktywów. Doprowadziło to do poważnego tąpnięcia w sektorze. Zawirowania były na tyle spore, że nie obronił się przed nimi nawet słynny Credit Suisse, który przejęło UBS wspierane przez szwajcarski rząd. Wydarzenia te w połączeniu z dość intensywną promocją kryptowalut jako ciekawych alternatyw dla klasycznej bankowości doprowadziło do wzmożonego zainteresowania się m.in. Bitcoinem. Problemy na rynku bankowym doprowadziły zresztą do wzrostu cen cennych kruszców – złota i srebra. One, wspólnie z walutami kryptograficznymi, ponownie zaczęły być postrzegane jako tzw. bezpieczne przystanie, za pomocą których inwestorzy są w stanie uchronić, a nawet pomnożyć, posiadany kapitał. Co więcej – wzrost kursu to też po części efekt spadku płynności BTC. Branża krypto też ma swoje problemy Nie jest tajemnicą, że rynek kryptowalut siedzi na tykającej bombie. Branża ma swoje poważne kłopoty, głównie za sprawą poważnych oskarżeń kierowanych do dużych giełd oferujących obrót tego rodzaju aktywami. Od początku roku sporo mówi się o marce Binance, która rzekomo miała służyć do prowadzenia nielegalnej działalności przestępców w tzw. darknecie. Oficjalny pozew przeciw giełdzie złożyła nawet Amerykańska Komisja ds. kontraktów terminowych i handlu towarami. Ostatnio o Binance zrobiło się ponownie głośno, gdy kancelarie prawnicze Moscowitz Law Firm i Boies Schiller Flexner złożyły pozew zbiorowy dyrektorowi generalnemu giełdy - Changpengowi Zhao - oraz trzem influcencerom - gwieździe koszykówki Jimmy'emu Butlerowi, Grahamowi Stephanowi i Benowi Armstrongowi. Binance miał zdaniem prawników oferować niezarejestrowane papiery wartościowe i opłacać influencerów do promowania usługi. Strona pozywająca żąda zapłaty kary w wysokości 1 mld dolarów. Aby zobaczyć, że giełdy krypto są ostatnio na cenzurowanym, nie trzeba od razu przenosić się do Stanów Zjednoczonych. Również w Polsce takie platformy mierzą się z dużymi kłopotami. Dość wspomnieć, że w styczniu prezes UOKiK wszczął postępowanie przeciwko Good Solution Investments Limited - operatorowi giełdy kryptowalut Kanga Exchange. Zarzuty dotyczą takich praktyk jak rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o posiadaniu aprobaty KNF i polskim pochodzeniu serwisu. Czekają nas spadki? Niewykluczone, że ostatnie wzrosty kursowe BTC są tak naprawdę dobrym początkiem złego. Jeśli poszczególnym giełdom udowodnione zostaną zarzucane im czyny, niewykluczone, że czeka nas prawdziwie kryptowalutowe trzęsienie ziemi. Realnym scenariuszem jest np. ogólna panika wśród inwestorów, którzy gwałtownie zaczną pozbywać się swoich cyfrowych oszczędności. To natomiast napędzi ewentualne spadki cenowe. Nie wolno zapominać, że znacząco obniży to wiarygodność kryptowalut, aktualnie przedstawianych jako swoiste rozwiązanie wszelkich kłopotów tradycyjnych środków płatniczych. Jak to jednak zwykle bywa – trudno jednoznacznie stwierdzić, jaki los czeka w najbliższym czasie BTC i pozostałe podobne mu aktywa.   Ogromne znaczenie na kurs Bitcoina i innych kryptowalut będą mieć dane o inflacji w USA, które mają zostać przekazane do informacji publicznej 12 kwietnia. « powrót do artykułu
  2. Coraz więcej osób stawia na regularne uprawianie sportu, które niesie szereg korzyści. Chętnie wybieramy bieganie, uprawiane zarówno na siłowni, jak i na świeżym powietrzu. W każdym przypadku można liczyć na zdrową i smukłą sylwetkę, zwłaszcza gdy sport będzie regularny i wykonany w odpowiedni sposób. Sprawdźmy zatem, jak rozpocząć swoją przygodę z bieganiem i jakie efekty może dać ten rodzaj aktywności. Co warto wiedzieć? Efekty regularnego biegania Jakie efekty daje bieganie? To pytanie zadaje sobie każdy, kto chce rozpocząć uprawianie sportu. Najczęściej rezultaty zauważymy po pierwszym miesiącu aktywności. Jogging z pewnością daje możliwość wymodelowania figury i spalenia nadmiaru tkanki tłuszczowej. Dzięki temu brzuch staje się bardziej płaski, pośladki jędrniejsze, a nogi smuklejsze. Kobiety doceniają fakt, że bieganie pozwala także zniwelować cellulit. Co jeszcze jest istotne? Bieganie na świeżym powietrzu jest sposobem na lepsze samopoczucie i zmniejszenie stresu. Wysiłek fizyczny wydziela endorfiny, czyli hormony szczęścia. Sportowcy wskazują, że po 30 minutach biegania zauważają tzw. euforię biegacza, która wiąże się z nagłym wyrzutem wspomnianego hormonu. Poza tym bieganie dotlenia całe ciało. Dochodzi nie tylko do poprawy ogólnej kondycji, lecz także wyglądu i jędrności skóry. Nie zapominajmy o tym, że jogging podwyższa jakość snu, co z kolei przekłada się na nastrój i samopoczucie. Korzyści dla zdrowia Regularne uprawianie sportu wpływa na liczne korzyści dla zdrowia. Treningi wzmacniają serce i kości oraz pozwalają obniżyć poziom cholesterolu. Spore znaczenie ma też to, że bieganie poprawia odporność organizmu. Jeśli połączymy bieganie ze zdrowym odżywianiem, uzyskamy jeszcze lepsze i szybsze efekty. W tej sytuacji stracimy nadmierne kilogramy i będziemy dobrze czuć się w swojej skórze. Jak zadbać o zbilansowaną dietę? Z pomocą przychodzi catering dietetyczny, który znajdziemy na stronie https://medidieta.pl. Pyszne i zdrowe dania są dostarczane pod nasze drzwi każdego dnia, dzięki czemu nie martwimy się gotowaniem i liczeniem kalorii. To zadanie wykonują za nas doświadczeni kucharze oraz dietetycy. Nic więc dziwnego, że dieta pudełkowa z roku na rok ma coraz większe grono zwolenników. Jak zacząć biegać? Najważniejsze jest to, aby nie zniechęcać się pomimo trudności. Początki nie są łatwe, dlatego przyda nam się samodyscyplina i silna wola. Jak zacząć biegać wtedy, gdy nigdy wcześniej nie uprawialiśmy sportu? Nie wystarczy jedynie założyć butów do biegania i wyjść na długi bieg. Każdy etap powinien odbywać się stopniowo. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest rozpoczęcie swojej przygody od marszobiegu. Jak sama nazwa wskazuje, jest to bieg przeplatany z marszem. Pozwala on zbudować kondycję i poprawić wydolność, dzięki czemu przygotujemy organizm do cięższego wysiłku. Najczęściej zaczynamy od biegu i biegniemy tak długo, aż poczujemy, że już nie dajemy rady. Wtedy przechodzimy do marszu, dopóki nie poczujemy się lepiej. Zalecane jest stosowanie marszobiegu z zachowaniem proporcji, czyli np.: 3 minuty biegniemy 3 minuty idziemy i tak dalej. Pierwsze wyjście trwać powinno chociaż 15-20 minut. Nie musimy biegać codziennie, tak aby nie zniechęcić się zbyt szybko. Nawet 2 razy w tygodniu może wystarczyć do tego, aby zbudować solidną podstawę do uzyskiwania coraz lepszych wyników biegowych. Jeśli nadal nie do końca wiemy, jak się za to zabrać, możemy skorzystać z pomocy trenera personalnego. Specjaliści często zajmują się także treningami biegowymi, na których pokazują, jak w odpowiedni sposób zacząć biegać. Wsparciem może być także wspólny bieg z inną osobą. « powrót do artykułu
  3. Teleskop Webba pokazuje rzeczy, jakich nigdy nie widzieliśmy, w tym okres formowania się galaktyk. Webb pozwolił właśnie na szczegółowe obserwacje protogromady siedmiu galaktyk, o przesunięciu ku czerwieni z=7,9, co oznacza, że obserwujemy ją tak, jak wyglądała 650 milionów lat po Wielkim Wybuchu. Astronomowie określili jej prawdopodobną późniejszą ewolucję i doszli do wniosku, że z czasem utworzyła znaną obecnie Gromadę Warkocza Bereniki (Abell 1656), najgęstszą z gromad galaktyk. To szczególne, unikatowe miejsce przyspieszonej ewolucji galaktyk, a Webb daje nam bezprecedensową możliwość dokonania pomiarów prędkości tych siedmiu galaktyk, dzięki czemu możemy upewnić się, że tworzą one protogromadę, mówi główny autor badań, Takahiro Morishita z IPAC-California Institute of Technology. Dzięki precyzyjnym pomiarom dokonanym przez instrument NIRSpec naukowcy mogli potwierdzić odległość galaktyk oraz prędkość ich przemieszczania się przez halo ciemnej materii, która wynosi około 1000 km/s. Dane spektrograficzne zaś pozwoliły na modelowanie i mapowanie przyszłej ewolucji gromady. Po analizie naukowcy uznali, że najprawdopodobniej utworzyła ona Abell 1656. Obserwujemy te odległe galaktyki jak krople wody w różnych rzekach i możemy stwierdzić, że z czasem staną się one częścią jednego olbrzymiego nurtu, dodaje Benedetta Vulcani z Narodowego Instytutu Astrofizyki we Włoszech. Webb dostrzegł protogromadę dzięki wykorzystaniu zjawiska soczewkowania grawitacyjnego zapewnionego przez Gromadę Pandora (Abell 2744). Obserwowanie początków powstawania wielkich gromad galaktyk jak Pandora czy Warkocz Bereniki jest bardzo trudne, gdyż wszechświat się rozszerza, a to oznacza, że docierające do nas z coraz większej odległości fale świetlne są coraz bardziej rozciągnięte, przesuwając się ku podczerwieni. Przed Webbem nie dysponowaliśmy instrumentem, który rejestrowałby podczerwień w wystarczająco dużej rozdzielczości. Teleskop Webba powstał właśnie po to, by wypełnić tę lukę w astronomii. I, jak widać, świetnie się sprawdza. Sprawdzają się też przewidywania mówiące, że największą korzyść osiągniemy ze współpracy Webba z Hubble'em.Te siedem galaktyk w protogromadzie zostało wytypowanych właśnie przez Teleskop Hubble'a jako potencjalnie interesujący cel badawczy. Hubble nie ma jednak możliwości obserwowania światła o długości fali większej niż bliska podczerwień, dlatego też nie był w stanie dostarczyć nam zbyt wielu danych. Uzyskaliśmy je dzięki Webbowi. Co więcej, autorzy badań nad protogromadą przypuszczają, że współpraca Webba z Roman Grace Telescope, który ma zostać wystrzelony w 2027 roku, a który bazuje na jednym z teleskopów przekazanych NASA przez agencję wywiadowczą, może dostarczyć nam jeszcze więcej informacji o początkach gromad galaktyk. « powrót do artykułu
  4. Gdy tylko zobaczyłam tę statuetkę, pomyślałam, że ona nie powinna istnieć, mówi Margaret Maitland, kuratorka starożytnych zbiorów śródziemnomorskich w National Museums Scotland. Zabytek, który zaskoczył Maitland, a który od 150 lat stanowi zagadkę dla egiptologów, przedstawia mężczyznę trzymającego na kolanach dziecko-faraona. Rzeźba pochodzi z czasów XIX Dynastii (1295–1186 p.n.e.). Według konwencji obowiązujących w starożytnym Egipcie zwykły człowiek nie mógł nigdy, pod żadnym pozorem, dotknąć boga – panującego faraona. Nie mówiąc już o tak bliskim kontakcie jak tutaj. Takie przedstawienie powinno zostać uznane za herezję. Rzeźba nie powinna więc istnieć. Statuetka bez wątpienia przedstawia władcę, ale przeciętny śmiertelnik nigdy nie mógłby zostać przedstawiony w trzech wymiarach w obecności władcy. Przez wieki nie wolno było nawet takich zestawień tworzyć na dwuwymiarowych malunkach w grobach, wyjaśnia uczona. Maitland postanowiła jednak odszyfrować znaczenie rzeźby. Udało się jej nie tylko określić, kim jest mężczyzna trzymający na kolanach faraona, ale również identyfikować całą grupę podobnych rzeźb, które znajdują się w zbiorach innych muzeów i nigdy nie były razem klasyfikowane. Wszystkie zidentyfikowane przez kuratorkę rzeźby pochodzą z Deir el-Medina. To starożytna wioska, w której mieszkali robotnicy pracujący przy grobach w Dolinie Królów. Budowali oni i dekorowali grobowce władców, wchodząc w ten sposób w bardzo intymny kontakt z nimi. Mieszkańcy Deir el-Mediny byli szanowanymi, dobrze opłacanymi specjalistami. Byli też wykształceni. Znajomość pisma była tam tak powszechna, że znaleziono tam tysiące rysunków, listów, informacji, żartów czy skarg. Odkryto też służącą robotnikom świątynię Hathor oraz ich groby. Pani kurator skupiła się na życiu Deir el-Mediny i doszła do wniosku, że rzeźba nie przedstawia żyjącego faraona, ale statuetkę faraona. Z kolei sposób przedstawienia mężczyzny trzymającego statuetkę na kolanach, jest typowy dla rzeźb, na których widzimy składanie ofiary. Po przeanalizowaniu tej i innych podobnych rzeźb oraz ich fragmentów, uczona stwierdziła, że najbardziej doświadczeni i cenieni robotnicy z Deir el-Medina mieli przywilej ofiarowania świątyni Hathor rzeźb przedstawiających ich samych w bliskim kontakcie z boskim władcą, z trzymanym przez siebie wizerunkiem faraona. Takie rzeźby nie mogłyby pojawić się bez wiedzy i zgody dworu, który kontrolował wszelkie aspekty życia w Deir el-Medina. Takie statuetki wzmacniały związek pomiędzy dworem a robotnikami. Bardzo interesującym aspektem rzeźby jest przedstawienie mężczyzny z girlandami kwiatów na głowie. W sztuce Egiptu przedstawiano tak kobiety, ale bardzo rzadko mężczyzn. Wyjątkiem był okres rządów faraonów imieniem Ramzes. Jeden z nich, Ramzes II Wielki był najdłużej panującym władcą Egiptu. Najwyższym rangą urzędnikiem w Deir el-Medina był wezyr. Jednak mężczyzna z posągu nie jest ubrany w typowy dla niego strój. Drugim pod względem rangi urzędnikiem był skryba odpowiedzialny za tworzenie najważniejszych inskrypcji w grobowcu władcy. Jeśli więc Maitland ma rację i statuetka powstała za czasów Ramzesa II, to może ona przedstawiać skrybę imieniem Ramose. Znamy go z odnalezionego grobowca. Maitland ma nadzieję, że z czasem uda się jej zyskać kolejne argumenty na wsparcie swojej interpretacji. Być może uda się kiedyś odnaleźć zaginioną inskrypcję z posągu, a może nawet jego brakującą twarz. « powrót do artykułu
  5. Ludzie od tysiącleci obserwowali owady gromadzące się wokół ognisk czy lamp. Zjawisko to próbowano tłumaczyć na różne sposoby, od przyciągania owadów przez światło po mylenie lampy z Księżycem, który ma pomagać owadom w nawigacji. Naukowcom udało się w końcu stworzyć prawdopodobne wyjaśnienie fenomenu. Sztuczne światło jest pułapką dla owadów przelatujących w pobliżu, a nie przyciąga owadów z dalszej odległości, mówi Samuel Fabian z Imperial College London. Fabian i jego koledzy filmowali owady w laboratorium za pomocą szybkiej kamery oraz wykorzystali techniki stereowideografii, by odtworzyć tor lotu owadów w warunkach naturalnych. Dzięki temu zauważyli, że gdy owad przelatuje nad źródłem sztucznego światła, często odwraca się i próbuje lecieć do góry nogami, co powoduje, że spada. Kiedy jednak leci poniżej źródła światła, zaczyna wykonywać beczkę, znaną nam za akrobacji lotniczych. W pewnym momencie jego lot do góry odbywa się pod zbyt dużym kątem, owad zatrzymuje się i zaczyna opadać. W końcu zaś zaobserwowano, że gdy owad zbliża się do źródła światła od boku, może zacząć je okrążać. Z nagrań wynika, że owady podlatują do źródła światła pod pewnym kątem, nie lecą na wprost niego. Tym, co łączy te trzy sposoby przybliżania się do światła – z góry, z dołu i z boku – jest obecny u wielu owadów mechanizm reakcji na światło od strony grzbietu. Dzięki niemu zwierzę orientuje się, gdzie jest góra i może utrzymać ciało w odpowiedniej pozycji. Nawet bowiem w nocy niebo jest jaśniejsze niż gleba, a dzięki wspomnianemu mechanizmowi owad może skierować grzbiet ku górze. To właśnie z tego względu owady przelatujące w pobliżu źródła sztucznego światła reagują na nie różnie, w zależności od własnej pozycji względem źródła. Co więcej, u różnych gatunków różna jest siła oddziaływania tego mechanizmu. Część gatunków korzysta z różnych metod orientowania się, gdzie jest góra, a gdzie dół i reakcja grzbietowa wcale nie musi być metodą dominującą. Są też gatunki – jak muszka owocówka czy zmrocznik oleandrowiec – które nie odwracają się do góry nogami ani nie zaczynają krążyć wokół sztucznego światła. Jednak u licznych gatunków grzbietowa reakcja jest dominująca i to właśnie one krążą wokół sztucznego światła. Odkrycie może pomóc w opracowaniu metod ochrony owadów przed światłem, co jest o tyle istotne, że ich światowa populacja gwałtownie się kurczy. A to oznacza zarówno spadek liczby zapylaczy, jak i zmniejszenie ilości pożywienia dla innych zwierząt, jak ptaki czy ryby. Ze szczegółami badań można zapoznać się w serwisie bioRxiv. « powrót do artykułu
  6. Kury to jedne z najbardziej rozpowszechnionych zwierząt domowych. Ludzie hodują je głównie dla jaj i mięsa. Obecnie światowa populacja kur szacowana jest na ponad 33 miliardy osobników. Naukowcy sądzą, że ludzie udomowili kury około 3500 lat temu na terenie dzisiejszej Tajlandii i zrobili to nie po to, by je zjadać. Nie wiadomo natomiast, kiedy udomowiony drób trafił do Japonii. Dotychczas brak bowiem było jednoznacznych dowodów archeologicznych czy pisemnych. Profesor Masaki Eda z jego zespół z Muzeum Uniwersytetu Hokkaido znaleźli najstarsze szczątki udomowionych kur w Japonii. Zostały odkryte na stanowisku archeologicznym Karako-Kagi, pozostałościach po osadzie z okresu Yayoi. Yayoi do drugi, następujący po Jomon, okres w dziejach Wysp Japońskich. Jej pojawienie się jest związane prawdopodobnie z migracją ludzi, którzy przynieśli rolnictwo i nowy rodzaj ceramiki. W tym czasie mieszkańcy Wysp stopniowo porzucają łowiecko-zbieracki tryb życia na rzecz uprawy ziemi. Najczęściej przyjmuje się, że Yayoi trwa od ok. 300 r. p.n.e. do ok. 300 r. n.e., chociaż niektórzy historycy uważają, że mógł rozpocząć się wcześniej. Kury i ich dzicy krewniacy należą do rodziny kurowatych, która obejmuje m.in. bażanty, indyki czy przepiórki. Dotychczas na stanowiskach archeologicznych nie znaleziono szczątków, które jednoznacznie można by uznać za należące do kurcząt czy młodych zwierząt. A ich odnalezienie jest ważne, gdyż wskazywałoby to na istnienie hodowli, mówi profesor Eda. Stanowisko Karako-Kagi, położone w Tawaramoto w prefekturze Nara, uważane jest za najważniejszy ośrodek w regionie Kinki w okresie Yayoi. Zespół Edy znalazł tam właśnie dziesięć kości kurowatych, z czego cztery należą do młodych ptaków. Za pomocą techniki ZooMS (Zooarcheology by Mass Spectrometry) naukowcy zbadali kolagen w kościach i potwierdzili, że należały one do kurcząt. Kolagen jednej z kości udało się datować na lata 381–204 p.n.e. Dziesięć z 11 znalezionych wcześniej kości dorosłych ptaków z tego okresu należało do samców. Na tej podstawie stwierdzono, że zwierzęta nie były hodowane. Dzięki odnalezieniu kości kurcząt wiemy, że w tym czasie hodowano kurowate. I są to najstarsze kości tych zwierząt znalezione w Japonii. Karako-Kagi jest uważane również za ważną osadę handlową okresu Yayoi, co tym bardziej uprawdopodabnia tezę o hodowaniu tutaj kur, dodaje Eda. Naukowcy trafili też na dowody wskazujące, że związki pomiędzy ludźmi a kurami w okresie Yayoi na Wyspach Japońskich były inne, niż między ludźmi a kurami w Chinach czy Europie. Mają nadzieję, że dalsze badania pozwolą na zrozumienie tych różnic. « powrót do artykułu
  7. Xiqian Yu i Hong Li z Instytutu Fizyki Chińskiej Akademii Nauk poinformowali na łamach Chinese Physics Letters o osiągnięciu rekordowo dużej gęstości energii w akumulatorze litowo-jonowym. Chińczycy stworzyli urządzenie zdolne do przechowania ponad 700 watogodzin na kilogram masy. Ich akumulator składa się z bogatej w lit katody manganowej oraz litowej anody. Dalsze postępy tej technologii mogą doprowadzić do powstania akumulatorów o gęstości energii pozwalającej na zastosowanie ich w lotnictwie. Akumulatory litowo-jonowe zostały skomercjalizowane przez Sony w roku 1991 roku. Wówczas ich gęstość energii wynosiła około 80 Wh/kg. Obecnie komercyjne akumulatory są w stanie przechowywać nawet 300 Wh/kg. Jednak potrzebujemy znacznie doskonalszych akumulatorów. Eksperci zwracają na przykład uwagę, że samochody elektryczne potrzebują jak najlżejszych akumulatorów zdolnych do przechowywania jak największej ilości energii. Potrzebne są akumulatory o gęstości energii powyżej 400 Wh/kg. Problem jednak w tym, że coraz trudniej jest zwiększać gęstość energii obecnie produkowanych akumulatorów, gdyż zbliżamy się do kresu możliwości stosowanych w nich elektrod. Chińscy naukowcy wykorzystali więc nowe materiały (Li1.2Ni0.13Co0.13Mn0.54O2) do stworzenia katody, a standardowo stosowaną grafitową anodę zastąpili anodą litową. W ten sposób zbudowali urządzenie, o grawimetrycznej gęstości energii sięgającej 711,3 Wh/kg i wolumetrycznej gęstości energii rzędu 1653,65 Wh/L. Obie wartości są rekordowo wysokimi na rynku akumulatorów litowo-jonowych. Naukowcy wyjaśniają, że sporym problemem jest znalezienie złotego środka pomiędzy gęstością energii, bezpieczeństwem i wytrzymałością akumulatorów. Gęstość energii należy zwiększać stopniowo, zapewniając przy tym bezpieczeństwo. Naszym celem jest poprawienie bezpieczeństwa za pomocą akumulatora ze stałym elektrolitem, mówi Li. Chińscy fizycy przyznają, że pod względem wytrzymałości ich akumulator ustępuje rozwiązaniom komercyjnym. Ich zdaniem minie sporo czasu, zanim akumulatory o tak dużej gęstości energii będą gotowe do rynkowego debiutu. Zapewniają jednak, że już rozpoczęli prace nad rozwiązaniem obu problemów – bezpieczeństwa i wytrzymałości swojego rekordowego akumulatora. « powrót do artykułu
  8. Kultura Tartessos pojawiła się w VIII wieku p.n.e. w dolinie Gwadalkiwiru na południowym-zachodzie Półwyspu Iberyjskiego. Jej główny ośrodek, dotychczas nieodnaleziony, jest utożsamiany z biblijnym Tarszisz. Informacje o Tartessos pojawiają się w źródłach bliskowschodnich i greckich, wspomina o nim m.in. Herodot (Dzieje, I 163, IV 152), który lokalizuje je za Słupami Herkulesa. Kultura Tartessos upadła z nieznanych nam przyczyn w IV wieku p.n.e. Hiszpańska Najwyższa Rada ds. Badań Naukowych poinformowała właśnie o znalezieniu pierwszych wizerunków przedstawiających ludzi kultury Tartessos. Na stanowisku archeologicznym Casas del Turuñuelo w Badajoz archeolodzy odkryli pięć figurek z V wieku p.n.e. przedstawiających ludzkiego głowy. Znaleziono je w patio budynku, w którym Tartesyjczycy masowo składali ofiary ze zwierząt, przede wszystkim z koni. Dwie spośród figurek są niemal kompletne. To rzeźbione głowy kobiet, w których uszach widzimy kolczyki typowe dla Tartessos. Dotychczas tego typu złote kolczyki znaliśmy wyłącznie z kilku stanowisk archeologicznych. Na podstawie jakości wykonania figurek i przedstawionych szczegółów naukowcy przypuszczają, że przedstawiają one żeńskie bóstwa. Oprócz nich znaleziono fragmenty co najmniej trzech innych figurek. Jedna z nich prawdopodobnie przedstawiała wojownika, gdyż na jej głowie widać zachowany fragment hełmu. Odkrycie może zmienić poglądy specjalistów na kulturę Tartessos. Dotychczas uważano, że nie przedstawiała ona wizerunków ludzi, a bóstwa były reprezentowane za pośrednictwem motywów zwierzęcych, roślinnych lub poprzez święte kamienie. Wiemy, że kultura Tartessos pojawiła się w VIII wieku, jej korzenie są silnie związane zarówno z miejscowymi ludami, jak i z Fenicjanami. Przedstawiciele tej kultury posługiwali się wymarłym językiem tartesyjskim, z którego zachowało się około 100 inskrypcji. Język ten nie został jednak dotychczas sklasyfikowany, nie wiemy więc, do jakiej rodziny językowej należał. Lud Tartessos prawdopodobnie wyznawał kult Astarte i Baala, a jego tożsamość kulturowa w znacznej mierze została ukształtowana przez kontakty z Fenicjanami, z którymi handlowali metalami. Tartesyjczycy sami byli też zręcznymi metalurgami, tworzyli bogato dekorowane przedmioty z brązu, a ich charakterystycznymi wyborami były dzbany w kształcie gruszki, płaskie przypominające talerze piecyki z okrągłymi uszami, kadzielnice z motywami kwiatowymi, fibule i sprzączki do pasów. « powrót do artykułu
  9. Rosnące na Grenlandii drzewa niezbyt nadają się do wznoszenia budynków czy budowy statków. Dlatego też wikingowie, którzy w latach 985–1450 zamieszkiwali Grenlandię, musieli polegać na drewnie, które przyniosło morze i które importowali. Dzięki szczegółowym badaniom, przeprowadzonym właśnie na 5 stanowiskach archeologicznych, dowiedzieliśmy się, że o ile domy przeciętnych kolonistów wzniesiono głównie z drewna miejscowego oraz przyniesionego przez morze, to farmy elity zbudowano z drewna importowanego z Europy i Ameryki Północnej. Archeolodzy z Uniwersytetu Islandzkiego przebadali drewno pochodzące z nordyckich farm wybudowanych pomiędzy XI a XIV wiekiem. Chcieli sprawdzić, ile budulca pochodziło z importu, a ile stanowiło drewno miejscowe. Udało im się stwierdzić, że 0,27% drewna to niewątpliwy import, a zza morza przywieziono m.in. dąb, buk, choina i sosna Banksa. Kolejne 27% budulca to stanowił albo import, albo drewno przyniesione przez wody morskie. Tutaj zidentyfikowano takie gatunki jak modrzew, świerk, sosnę i jodłę. Naukowcy od dawna przypuszczali, że osadnicy na Grenlandii musieli importować żelazo i drewno. Najnowsze badania nie tylko to potwierdzają, ale dowodzą, że drewno przywożono z większej odległości niż dotychczas przypuszczaliśmy. Co więcej, niektóre gatunki to import z Ameryki Północnej. Na przykład choina i sosna Banksa nie występowały wówczas w Europie, zatem jedynym możliwym kierunkiem importu była Ameryka Północna. Tym samym potwierdzono też doniesienia z islandzkich sag, które wspominają, że Leif Erikson (Leifur heppni), Thorfinn Karlsefni Thórdarson (Þorleifur karlsefni) czy Freydís Eiríksdóttir (Freydís) przywieźli drewno z Winlandii. Przeprowadzone przez islandzkich uczonych badania uzupełniają naszą wiedzę o średniowiecznym handlu na Północnym Atlantyku oraz dowodzą, że grenlandzcy osadnicy mieli odpowiednią wiedzę, środki oraz łodzie, które aż do XIV wieku pozwalały im pływać do Ameryki Północnej. « powrót do artykułu
  10. Glony Malosira arctica, które żyją pod lodem Arktyki, zawierają 10-krotnie więcej mikroplastiku niż otaczające je wody. Koncentracja plastiku na początku łańcucha pokarmowego to bardzo zła informacja. Może on zagrażać stworzeniom, które żyją się glonami i wędrować w górę łańcucha pokarmowego. Ponadto gromady martwych glonów bardzo szybko transportują plastik na dno morskie, co może wyjaśniać wysoką koncentrację mikroplastiku w osadach. Wiosną i latem Melosira arctica bardzo szybko się rozrasta, tworząc metrowej długości łańcuchy. Gdy giną, a lód nad nimi się roztapia, glony w ciągu zaledwie jednego dnia opadają na dno położone tysiące metrów poniżej. Są niezwykle ważnym źródłem pożywienia dla mieszkających tam zwierząt i bakterii. Jednak, jak się okazuje, niosą ze sobą duże ilości plastiku. W końcu znaleźliśmy prawdopodobne wyjaśnienie dlaczego największa koncentracja mikroplastiku na tym obszarze występuje na krawędziach pól lodowych, nawet w osadach dennych, mówi doktor Melanie Bargmann z Instytutu Badań Morskich i Polarnych im Alfreda Wegenera (AWI). Z wcześniejszych badań naukowcy wiedzieli jedynie, że mikroplastik gromadzi się w lodzie, z którego jest uwalniany, gdy ten topnieje. Tempo, z jakim glony opadają na dno, wskazuje, że wędrują niemal po linii prostej. Tworzący lód śnieg opada wolniej, jest przemieszczany przez prądy, więc pochodzący zeń plastik opada na dno dalej. Teraz, wiedząc, że mikroplastik przemieszcza się na dno wraz z martwymi Malosira, wiemy, dlaczego pod lodem koncentracja plastiku jest większa, dodaje uczona. Naukowców z AWI, Ocean Frontier Institute, Dalhousie University i University of Canterbury zaskoczyła olbrzymia ilość mikroplastiku w glonach. Okazało się, że zawierają one średnio 31 000 ± 19 000 fragmentów mikroplastiku na każdy metr sześcienny. To dziesięciokrotnie więcej niż otaczające je wody. Nagromadzenia glonów mają śluzowatą, kleistą powierzchnię. Prawdopodobnie to przez nią gromadzą mikroplastik z powietrza, wody, lodu i innych źródeł. Gdy już glony przechwycą mikroplastik, albo przetransportują go na dno, albo zostanie on wraz z nimi zjedzony jeszcze na powierzchni, dodaje Deonie Allen z University of Canterbury. Z glonów mikroplastik trafia do żywiącego się nimi zooplanktonu, stamtąd zaś do organizmów ryb, następnie ludzi czy niedźwiedzi polarnych. Szczegółowe analizy wykazały, że w arktycznych glonach znajduje się polietylen, polistyren, nylon, akryl i inne rodzaje plastików. Zawierają one barwniki, plastyfikatory, środki opóźniające palenie się oraz olbrzymią ilość innych substancji chemicznych, a ich łączny wpływ na środowisko i organizmy żywe trudno jest ocenić. Mikroplastik wykryto już w ludzkich jelitach, krwi, naczyniach krwionośnych, płucach, łożysku i mleku matki. Wiemy, że może wywoływać reakcje zapalne, ale jego całkowity wpływ na zdrowie nie został jeszcze dobrze poznany, dodaje Bergmann. A Steve Allen z Dalhousie University przypomina, że mikroplastik znaleziono w każdym fragmencie ludzkiego ciała, w którym go poszukiwano. U zanieczyszczonych nim organizmów obserwowano zmiany zachowania, zaburzenia wzrostu, płodności i zwiększenie śmiertelności. « powrót do artykułu
  11. CERN podjął pierwsze praktyczne działania, których celem jest zbudowania następcy Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC). Future Circular Collider (FCC) ma mieć 91 kilometrów długości, a plany zakładają, że jego tunel będzie miał 5 metrów średnicy. Urządzenie będzie więc ponaddtrzykrotnie dłuższe od LHC. Akcelerator, który ma powstać w granicach Francji i Szwajcarii, będzie tak olbrzymi, by osiągnąć energię zderzeń sięgającą 100 TeV (teraelektronowoltów). Energia zderzeń w LHC wynosi 14 TeV. Specjaliści z CERN przeprowadzili już analizy teoretyczne, a obecnie rozpoczynają etap działań polowych. Miejsca, w których mają przebiegać FCC zostaną teraz poddane ocenie środowiskowej, a następnie przeprowadzone zostaną szczegółowe badania sejsmiczne i geotechniczne. Trzeba w nich będzie uwzględnić również osiem naziemnych ośrodków naukowych i technicznych obsługujących olbrzymią instalację. Po ukończeniu wspomnianych badań, a mogą one zająć kilka lat, 23 kraje członkowskie CERN podejmą ostateczną decyzję dotyczącą ewentualnej budowy FCC. Poznamy ją prawdopodobnie za 5–6 lat. W FCC mają być początkowo zderzane elektrony i pozytony, a następnie również hadrony. Zadaniem FCC ma być m.in. znalezienie dowodu na istnienie ciemnej materii, szukanie odpowiedzi na pytanie o przyczyny przewagi ilości materii nad antymaterią czy określenie masy neutrino. Fizycy przewidują, że możliwości badawcze Wielkiego Zderzacza Hadronów wyczerpią się około połowy lat 40. Problem z akceleratorami polega na tym, że niezależnie od tego, jak wiele danych dzięki nim zgromadzisz, natrafiasz na ciągle powtarzające się błędy. W latach 2040–2045 osiągniemy w LHC maksymalną możliwą precyzję. To będzie czas sięgnięcia po potężniejsze i jaśniejsze źródło, które lepiej pokaże nam kształt fizyki, jaką chcemy zbadać, mówi Patrick Janot z CERN. W 2019 roku szacowano, że koszt budowy FCC przekroczy 21 miliardów euro. Inwestycja w tak kosztowne urządzenie spotkała się z krytyką licznych specjalistów, którzy argumentują, że przez to może zabraknąć funduszy na inne, bardziej praktyczne, badania z dziedziny fizyki. Jednak zwolennicy FCC bronią projektu zauważając, iż wiele teoretycznych badań przekłada się na życie codzienne. Gdy stworzono działo elektronowe, powstało ono na potrzeby akceleratorów. Nikt nie przypuszczał, że dzięki temu powstanie telewizja. A gdy tworzona była ogólna teoria względności, nikomu nie przyszło do głowy, że będzie ona wykorzystywana w systemie GPS, zauważa Janot. Wśród innych korzyści zwolennicy budowy FCC wymieniają fakt, że zachęci on do trwającej dziesięciolecia współpracy naukowej. Zresztą już obecnie z urządzeń CERN korzysta ponad 600 instytucji naukowych i uczelni z całego świata. « powrót do artykułu
  12. Rolety zewnętrzne to coraz częściej spotykane rozwiązanie nie tylko w nowoczesnych budynkach, ale także w tych starszych. Stanowią one doskonałe uzupełnienie okien, zapewniając nie tylko estetykę, ale również komfort i funkcjonalność. W poniższym artykule przyjrzymy się temu, czym charakteryzują się rolety zewnętrzne, jakie są ich rodzaje, jakie pełnią funkcje oraz jak przebiega ich montaż. Czym charakteryzują się rolety zewnętrzne? Rodzaje rolet zewnętrznych Funkcje rolet zewnętrznych Montaż rolet zewnętrznych. Czym charakteryzują się rolety zewnętrzne? Rolety zewnętrzne, jak sama nazwa wskazuje, są montowane na zewnątrz budynków. Ich głównym zadaniem jest ochrona przed słońcem, ciepłem, zimnem, hałasem oraz niepożądanymi spojrzeniami. Rolety zewnętrzne są zwykle wykonane z wysokiej jakości materiałów, takich jak aluminium lub PCV, co gwarantuje ich trwałość i odporność na działanie czynników atmosferycznych. Warto również dodać, że rolety zewnętrzne są dostępne w różnych wariantach kolorystycznych, co pozwala na idealne dopasowanie do elewacji budynku. W przeciwieństwie do rolet wewnętrznych te zewnętrzne są często wyposażone w systemy napędowe, takie jak silniki elektryczne, które umożliwiają wygodne ich użytkowanie. Rodzaje rolet zewnętrznych Rolety zewnętrzne występują w kilku podstawowych rodzajach, różniących się przede wszystkim sposobem montażu i konstrukcją. Do najpopularniejszych z całą pewnością można zaliczyć rolety podtynkowe. Te są montowane w specjalnych skrzynkach, które są osadzone w ścianie, tuż nad oknem. Dzięki temu rolety te są niewidoczne, gdy są podniesione, a ich skrzynki tworzą jednolitą powierzchnię z elewacją. Montaż tego rodzaju rolet wymaga jednak większej ingerencji w konstrukcję budynku. Na szczególną uwagę zasługują również rolety nadstawne. Propozycja wyposażenia montowana jest bezpośrednio na fasadzie budynku, nad oknem. Ich zaletą jest prostota montażu, gdyż nie ma potrzeby ingerencji w konstrukcję ściany. Wadą natomiast jest to, że nie tworzą one jednolitej powierzchni z elewacją. Wśród licznych propozycji można znaleźć również rolety zintegrowane z oknem, które są montowane razem z oknem, co sprawia, że stanowią jednolitą całość. Dzięki temu nie wpływają na wygląd elewacji i są bardzo estetyczne. Montaż tego rodzaju rolet jest bardziej skomplikowany, gdyż wymaga koordynacji z etapem instalacji okien. Funkcje rolet zewnętrznych Poszczególne rolety zewnętrzne elektryczne pełnią wiele funkcji, które wpływają na komfort użytkowania pomieszczeń. Pierwszym, jaki można wymienić, jest właściwa ochrona przed słońcem i ciepłem. Rolety zewnętrzne skutecznie zatrzymują promienie słoneczne, dzięki czemu pomieszczenia nie nagrzewają się nadmiernie. To istotne zwłaszcza w sezonie letnim, gdy wysokie temperatury mogą być uciążliwe. Ze względu an funkcję izolacyjną rolety zewnętrzne stanowią dodatkowe zabezpieczenie przed utratą ciepła, co pozwala na obniżenie kosztów ogrzewania budynków w okresie jesienno zimowym. Rolety zewnętrzne mogą stanowić doskonałe wygłuszenie akustyczne pomieszczeń. Zamknięte rolety zewnętrzne skutecznie tłumią hałas z zewnątrz, co jest szczególnie ważne w przypadku domów położonych przy ruchliwych ulicach. Co więcej, uniemożliwiają wgląd do wnętrza pomieszczeń, zapewniając ochronę przed niepożądanymi spojrzeniami. Warto pamiętać również o najważniejszym, czyli zabezpieczeniu antywłamaniowemu. Montaż rolet zewnętrznych Montaż rolet zewnętrznych zależy od rodzaju rolety oraz indywidualnych cech budynku. W przypadku rolet nadstawnych i przesuwnych montaż jest stosunkowo prosty i nie wymaga ingerencji w konstrukcję budynku. Rolety podtynkowe i zintegrowane z oknem wymagają natomiast większych prac budowlanych. Niezależnie od rodzaju rolet, montaż powinien być przeprowadzany przez doświadczonego fachowca, który zapewni prawidłowe osadzenie rolet i ich prawidłowe działanie. Warto również zwrócić uwagę na jakość użytych materiałów oraz wybrać rolety z atestami i certyfikatami, co gwarantuje ich trwałość oraz bezpieczeństwo użytkowania. Przed montażem rolet zewnętrznych konieczne jest dokładne wymierzenie okien oraz ustalenie, czy istnieją jakiekolwiek przeszkody, które mogą utrudnić montaż (np. rynny, wystające elementy budynku). W przypadku rolet zintegrowanych z oknem należy również skonsultować się z producentem okien, aby uniknąć ewentualnych problemów z kompatybilnością. Ważnym aspektem montażu rolet zewnętrznych jest również wybór odpowiedniego systemu napędowego. Rolety mogą być obsługiwane ręcznie, za pomocą taśmy, sznurka lub korby, lub za pomocą silnika elektrycznego, który umożliwia sterowanie za pomocą pilota, aplikacji na smartfona, czy też integracji z systemem automatyki domowej. Wybór odpowiedniego systemu zależy od indywidualnych preferencji oraz budżetu. Doboru rolet zewnętrznych warto poświęcić odpowiednią ilość czasu, aby dopasować je zarówno pod względem estetyki, jak i funkcjonalności. Przed podjęciem decyzji warto porównać różne rodzaje rolet, sprawdzić ich parametry techniczne, a także zasięgnąć opinii fachowców. Pamiętajmy również, że prawidłowy montaż rolet zewnętrznych jest kluczowy dla ich długotrwałego i bezproblemowego działania. « powrót do artykułu
  13. Hybrydowa pompa ciepła stanowi połączenie dwóch urządzeń grzewczych. Składa się z kotła kondensacyjnego zasilanego gazem oraz pompy typu powietrze-woda, która wykorzystuje energię odnawialną. Takie urządzenie zapewnia ogrzewanie pomieszczeń oraz podgrzewanie wody. Tego rodzaju pompa ciepła jest uznawana za rozwiązanie ekologiczne, a jednocześnie niezawodne. Jakie są zalety tego urządzenia? Czy hybrydowa pompa ciepła wywiera wpływ na środowisko? Ile kosztuje to rozwiązanie grzewcze? Sprawdź w poniższym artykule. Hybrydowa pompa ciepła - jak działa? Dzięki temu, że pompa hybrydowa składa się z dwóch różnych urządzeń, może działać w jednym z trzech dostępnych trybów. W pierwszym wykorzystywany jest tylko kocioł gazowy, w drugim tylko pompa ciepła. Trzeci tryb polega na tym, że pompa wstępnie podgrzewa wodę do określonego poziomu, a następnie kocioł doprowadza ciecz do wymaganej temperatury. Zasada działania tego urządzenia grzewczego opiera się na cyklu termodynamicznym. Hybrydowa pompa ciepła kolejno: Doprowadza do parowania czynnik chłodniczy; Skrapla go; Spręża czynnik; Ponownie skrapla; Rozpręża czynnik chłodniczy. Wszystkie te procesy przebiegają w zamkniętym obiegu. Jego elementami są: sprężarka, wymiennik ciepła, parownik i zawór rozprężny. Budowa pompy pozwala na wymianę ciepła pomiędzy powietrzem a czynnikiem chłodniczym. W ten sposób urządzenie pobiera ciepło z otoczenia i przekazuje je do instalacji grzewczej. Ekologiczne źródła energii – dlaczego warto wybrać hybrydową pompę ciepła? Hybrydowe pompy ciepła oferowane przez Immergas są ekologicznymi urządzeniami grzewczymi. Pobierają ciepło z powietrza zewnętrznego, a więc korzystają z odnawialnego źródła energii. Co więcej, taka pompa emituje znacznie mniej dwutlenku węgla niż tradycyjny kocioł gazowy. W dodatku połączenie dwóch urządzeń w jednym pozwala osiągnąć szeroki zakres modulacji mocy grzewczej i temperatury wody. Od tradycyjnego kotła hybrydową pompę ciepła odróżnia także długa żywotność oraz niezależność od paliw kopalnych. Urządzenie to może wydajnie i niezawodnie pracować nawet przez kilkadziesiąt lat. Warto wspomnieć również o przewadze tego rozwiązania nad zwykłą pompą ciepła. Chodzi tu przede wszystkim o możliwość dogrzania wody przez kocioł gazowy, gdy na zewnątrz panuje niska temperatura. Pompa ciepła przyjazna środowisku i portfelowi Cechy hybrydowej pompy ciepła, dzięki którym można ją zaliczyć do ekologicznych źródeł energii, decydują jednocześnie o jej opłacalności. To rozwiązanie grzewcze wyróżniają niskie koszty eksploatacji. Po pierwsze, pozwala ono uniezależnić się od cen paliw kopalnych czy ich braków na rynku. Po drugie, stosunek ilości wytworzonego ciepła do tego, ile energii zużywa pompa ciepła, jest wyjątkowo korzystny, szczególnie w połączeniu z instalacją fotowoltaiczną. Urządzenie to jest niezależne od warunków pogodowych, ponieważ inteligentny sterownik automatycznie dobiera najbardziej efektywne w danej chwili źródło ciepła. Montaż tego rozwiązania jest opłacalny nawet pomimo wysokich kosztów zakupu. Dzięki programom takim jak Czyste Powietrze oraz Moje Ciepło gospodarstwo domowe może otrzymać dotację do instalacji. « powrót do artykułu
  14. W Bergen powstał tunel pieszo-rowerowy o długości 3 km. Wydrążono go przez górę Løvstakken. Fyllingsdalstunnelen jest opisywany jako najdłuższa celowo wybudowana droga tego typu. By urozmaicić podróż przez zamkniętą przestrzeń, zadbano o atrakcje - instalacje - a także o barwne murale czy oświetlenie, które pozwalają ustalić, w którym miejscu znajduje się użytkownik. Budowa zajęła 4 lata. Otwarcie miało miejsce w połowie kwietnia. Przedsięwzięcie kosztowało w przeliczeniu niemal 119 mln złotych. Władze mają nadzieję, że uda się w ten sposób zmniejszyć ruch samochodowy. Przejechanie tunelu rowerem zajmuje poniżej 10 minut. Pieszo można go zaś pokonać w ok. 36 min. Centralnym punktem Fyllingsdalstunnelen jest zegar „słoneczny”; znajduje się on w połowie trasy, dzieląc optycznie idealnie prostą drogę (lekkie zakręty towarzyszą użytkownikowi jedynie przy wjeździe i wyjeździe). W Fyllingsdalstunnelen wydzielono szeroką na 3,5 m ścieżkę rowerową i 2,25-m drogę dla pieszych oraz biegaczy. W tej ostatniej wykorzystano specjalne podłoże, dzięki czemu przypomina ona bieżnię lekkoatletyczną. Fyllingsdalstunnelen powstał przy okazji budowy linii tramwajowej. Ponieważ konieczne było utworzenie biegnącej równolegle drogi ewakuacyjnej, podjęto decyzję, by tunel pełnił także inne funkcje. W ogrzewanym tunelu, który jest nieczynny w nocy (między 23.30 a 5.30), zapewniono zasięg sieci komórkowej. Po drodze można odpocząć na „ławeczkach” wykonanych ze skały, w której drążono tunel. Fyllingsdalstunnelen jest nazywany najdłuższym tunelem na świecie, wybudowanym specjalnie dla rowerzystów i pieszych. Snoqualmie Tunnel, który znajduje się w Hyak w stanie Waszyngton, jest co prawda nieco dłuższy - mierzy 3,625 km - ale nie powstał z myślą o ruchu pieszo-rowerowym. To były tunel kolejowy, który stanowi część Palouse to Cascades State Park Trail. « powrót do artykułu
  15. Regularne spożywanie orzechów włoskich korzystnie wpływa na rozwój poznawczy oraz dojrzewanie psychiczne młodzieży, informują naukowcy z Instituto de Salud Global (ISGlobal) w Barcelonie. Takie wnioski płyną z pionierskich badań prowadzonych przez Institut d’Investigació Sanitària Pere Virgili (IISPV), Hospital del Mar Medical Research Institute (IMIM) oraz ISGlobal. Badań, których celem było sprawdzenie wpływu orzechów włoskich na zdrowie ludzkie w tak kluczowym momencie, jakim jest okres dojrzewania. Orzechy są bogate w kwas alfa-linolenowy (ALA), który jest jednym z kluczowych elementów potrzebnych do prawidłowego rozwoju mózgu. Nie jest on syntetyzowany w organizmie, dlatego musimy dostarczać go z dietą. Okres dojrzewania do czas wielkich zmian biologicznych. Dochodzi do zmian hormonalnych, które stymulują rozwój synaps w płacie czołowym. To ten obszar mózgu, który umożliwia nam osiągnięcie dojrzałości neuropsychologicznej, zatem rozwój pełnych zdolności emocjonalnych i poznawczych. Neurony, dobrze odżywione dzięki ALA i podobnym kwasom tłuszczowym, mogą rozwijać się i tworzyć nowe silne synapsy, mówi główny autor badań, Jordi Julvez. W badaniach, których wyniki opublikowano na łamach eClinicalMedicine, wzięło udział 700 ochotników w wieku 11–16 lat. Podzielono ich na grupę kontrolną, w przypadku której nie zastosowano żadnych specjalnych zaleceń dietetycznych, oraz grupę badaną, której członkowie codziennie przez 6 miesięcy mieli jeść po 30 gramów orzechów włoskich. Okazało się, że osoby z grupy badanej, które w ciągu tych 6 miesięcy jadły orzechy przez co najmniej 100 dni (niekoniecznie po sobie następujących), wykazywały zwiększoną zdolność do koncentracji uwagi. Co więcej zaobserwowano, że u tych osób, które przed rozpoczęciem eksperymentu obserwowano objawy ADHD, doszło do poprawy zachowania, były w stanie bardziej się skupić i doszło do zmniejszenia u nich poziomu nadmiernej aktywności. Jakby tego było mało, w grupie badanej doszło do zwiększenia poziomu inteligencji płynnej. Inteligencja płynna utożsamiana jest z inteligencją wrodzoną, determinowana jest przez czynniki biologiczne, a nie proces nauczania. Generalnie rzecz biorąc, nie zauważyliśmy znaczących średnich różnic pomiędzy grupą badaną, a grupą kontrolną. Jednak gdy uwzględniliśmy czynnik wytrwałości w spełnianiu założeń eksperymentu, stwierdziliśmy, że ci z młodych ludzi, którzy najlepiej przestrzegali zasad dotyczących ilości spożywanych orzechów oraz liczby dni, przez które je spożywali, wykazali widoczną poprawę funkcjonowania neuropsychologicznego, dodaje Julvez. Autorzy badań zachęcają więc nastolatków, by co najmniej 3 razy w tygodniu zjedli garść orzechów. Przyczyni się to bowiem do lepszego rozwoju poznawczego. « powrót do artykułu
  16. Chińscy astronomowie znaleźli najcięższy pierwiastek kiedykolwiek zauważony na egzoplanecie. Wei Wang i jego koledzy z Narodowego Obserwatorium Astronomicznego Chin poinformowali o zaobserwowaniu samaru w atmosferze planety MASCARA-4b. Pierwiastki o tak dużej masie są dość rzadkie i trudne do zaobserwowania, jednak mogą nam wiele powiedzieć o tworzeniu się i ewolucji planet. MASCARA-4b znajduje się w odległości około 550 lat świetlnych od Ziemi. To gorący jowisz, gazowy olbrzym, o średnicy 1,5 raza większej od średnicy Jowisza. Masa planety jest ponad 3 razy większa od masy Jowisza, a temperatura na jej powierzchni wynosi około 1900 stopni Celsjusza. Planeta obiega swoją gwiazdę macierzystą w ciągu niecałych 3 ziemskich dni. Gwiazda, MASCARA-4, ma średnicę niemal 2-krotnie większą od Słońca, a jej temperatura sięga 7730 stopni Celsjusza. Chińczycy badali MASCARĘ-4b za pomocą Very Large Telescope w Chile, analizując spektrum światła jej gwiazdy przefiltrowanego przez atmosferę planety. W ten sposób znaleźli wiele masywnych pierwiastków jak na przykład bar. Dotychczas dzierżył on miano najcięższego pierwiastka znalezionego na egzoplanecie. Zaobserwowano jednak też samar, który zawiera o sześć protonów więcej niż bar, a jego liczba atomowa to 62. Wang zauważa, że każda gwiazda i planeta powinny posiadać te pierwiastki. Jednak zagadką pozostaje, dlaczego można je zauważyć. Ze względu na swoją masę pierwiastki te powinny znajdować się niżej, w regionach o wyższym ciśnieniu i nie powinniśmy być w stanie tak łatwo ich obserwować. Znalezienie samaru może wskazywać po pierwsze na to, że bardzo gorące jowisze mogą zawierać mniej lekkich pierwiastków niż atmosfery innych egzoplanet, po drugie zaś, że zawierają one bardzo mało pary wodnej i tlenu, z którymi samar reaguje. « powrót do artykułu
  17. Specjaliści ze świdnickiego Szpitala „Latawiec” usunęli 38-letniej pacjentce ważący ok. 20 kg guz jajnika. Operacja odbyła się na początku kwietnia, ale placówka dopiero teraz zamieściła informację na ten temat w swoich mediach społecznościowych. Kobieta została do nas skierowana z Oddziału Wewnętrznego szpitala im. dra A. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Jak wynika z wywiadu lekarskiego, olbrzymi guz rósł w ciele pacjentki przez okres blisko 1 roku - napisano na profilu „Latawca” na Facebooku. Podczas operacji dr n. med. Filip Kubiaczyk i lek. med. Piotr Ostrowski usunęli guz lewego jajnika, narząd rodny, sieć większą, a także wyrostek robaczkowy. W stanie ogólnym bardzo dobrym kobieta została już wypisana do domu. W wypowiedzi dla TVN24.pl prof. dr hab. n. med. Grzegorz Jakiel, specjalista położnictwa i ginekologii z dużym doświadczeniem, zauważył, że guz najprawdopodobniej rósł sporo dłużej niż rok. Od roku pacjentka mogła po prostu obserwować skutki jego powiększania. Podając informację o rozległym zabiegu, szpital zaapelował do kobiet o regularne wykonywanie badań ginekologicznych i samoobserwację. « powrót do artykułu
  18. Nieodpowiednia dieta była przyczyną 14,1 milionów zachorowań na cukrzycę typu 2. w 2018 roku, informują naukowcy z Tufts University. Na podstawie stworzonego przez siebie modelu dotyczącego zwyczajów dietetycznych mieszkańców 184 krajów, uczeni uznali, że złe odżywianie się odpowiada za 70% nowych przypadków cukrzycy typu 2. Badania, w których uwzględniono dane z lat 1990–2018 zostały opublikowane na łamach Nature Medicine. Autorom badań udało się określić te zwyczaje żywieniowe, które w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju cukrzycy. Uwzględnili w swoich badaniach 11 czynników powiązanych z dietą i stwierdzili, że 3 z nich odgrywają nieproporcjonalnie dużą rolę w rozwoju cukrzycy. Są nimi niedostateczne spożycie pełnego ziarna, zbyt duże spożycie oczyszczonego ryżu i pszenicy oraz zbyt duże spożycie przetworzonego mięsa. Mniejszy wpływ na rozwój choroby miało spożywanie zbyt dużych ilości soków owocowych, zbyt małych ilości warzyw zawierających niewiele skrobi oraz orzechów i nasion. Nasze badania sugerują, że zła jakość węglowodanów w diecie to główna przyczyna rozwoju cukrzycy typu 2., mówi profesor Dariush Mozaffarian, jeden z głównych autorów badań. Naukowcy zauważyli, że we wszystkich 184 badanych krajach doszło w latach 1990–2018 do wzrostu zachorowań na cukrzycę typu 2. Ma to niekorzystny wpływ na całe społeczeństwo, od osób chorych, poprzez ich rodziny, po systemy opieki zdrowotnej. Analiza wykazała też, że zła dieta jest częściej przyczyną zachorowań na cukrzycę wśród mężczyzn niż kobiet, wśród osób młodszych niż starszych i wśród mieszkańców miast niż wsi. Największy wzrost zachorowań notuje się w Europie Środkowej i Wschodniej oraz Azji Centralnej. Niechlubne rekordy dzierżą tutaj Polska i Rosja, gdzie dieta pełna jest czerwonego mięsa, mięsa przetworzonego oraz ziemniaków. To właśnie w tych krajach zanotowano największy odsetek przypadków cukrzycy typu 2. powiązanych z nieprawidłową dietą. Drugim obszarem częstych zachorowań jest Ameryka Łacińska i Karaiby, szczególnie Kolumbia i Meksyk. Tam za zachorowania odpowiadają głównie słodzone napoje, przetworzone mięso oraz niskie spożycie pełnych ziaren. Regionami, w których dieta ma mały wpływ na cukrzycę typu 2. są kraje Azji Południowej i Afryki Subsaharyjskiej, a z 30 najbardziej zaludnionych krajów świata najmniej przypadków cukrzycy powiązanej z dietą występuje w Indiach, Nigerii i Etiopii. Z innych ostatnio publikowanych analiz podobnego typu dowiadujemy się, że zła dieta odpowiada za 40% przypadków cukrzycy typu 2. Autorzy nowych badań mówią, że różnica wynika z faktu, iż w swojej analizie jako pierwsi uwzględnili rafinowane ziarna, a ponadto wykorzystali nowsze dane pochodzące m.in. z badań zwyczajów dietetycznych poszczególnych osób, a nie tylko z danych na temat produkcji rolnej w różnych krajach. « powrót do artykułu
  19. Podczas wykopalisk w Trewirze w Nadrenii-Palatynacie natrafiono na mitreum - świątynię poświęconą Mitrze - oraz duży relief przedstawiający Kautesa. To drugie sanktuarium Mitry, jakie kiedykolwiek odkryto w leżącym nad Mozelą mieście. Przy Südallee ma stanąć nowa główna miejska remiza strażacka, wcześniej znajdował się tu budynek należący do policji. Generaldirektion Kulturelles Erbe (GDKE) prowadzi wykopaliska od lutego br. Relief ma wysokość 1,2 m. Wykonano go z piaskowca. Ze stanowiska trafił do warsztatu konserwatorskiego w Rheinische Landesmuseum Trier. Na podstawie znalezionych monet ustalono, że mitreum zostało zniszczone pod koniec IV w. n.e. Oprócz reliefu zachowały się nawa i ceglane ławy. Prace wykopaliskowe GDKE zaplanowano na 18 miesięcy. Archeologów wspierają m.in. władze miasta i strażacy. Kult Mitry, boga słońca, sprawiedliwości, umów i wojny, pojawił się na terenie dzisiejszego Iranu w czasach przed Zoroastrem. Mitra był najważniejszym bóstwem politeistycznego panteonu. Był przede wszystkim bogiem umów, a wspominają o nim tabliczki klinowe z XV wieku p.n.e., zawierające zapis traktatu pomiędzy Hetytami a państwem Mitanni. Grecy i Rzymianie postrzegali Mitrę głównie jako boga słońca. Ze świata rzymskiego mamy niewiele doniesień o tym perskim bogu. Sytuacja uległa nagłej zmianie w II wieku. Od roku 136 nagle na terenie Imperium Romanum pojawiają się setki inskrypcji dedykowanych Mitrze, rozpowszechnia się jego kult, powstają podziemne świątynie, mitrea. To wynalazek rzymskiego mitraizmu. Na terenie Iranu nie znaleziono takich sztucznych podziemnych jaskiń dedykowanych Mitrze. Przyczyny popularności nowej religii nie są znane. Jedna z interpretacji mówi, że ok. 100 roku pojawił się ktoś, kto wymyślił rzymski mitraizm, nadając perskiemu bóstwu platońską interpretację. Rzymski mitraizm, podobnie jak ten irański, był kultem wierności władcy. Nic więc dziwnego, że podtrzymywali go kolejni cesarze, a praktykowali głównie legioniści. Kautes, którego relief znaleziono, to jeden z dwóch – obok Kautopatesa – towarzyszy Mitry. Występują oni już w oryginalnej ikonografii z terenu Iranu. Zwykle przedstawiani są po obu stronach Mitry, z pochodniami w dłoniach. Postaci te doczekały się różnych interpretacji. Uważa się je za symbole wschodu i zachodu Słońca, Gwiazdozbiorów Byka i Skorpiona, gwiazd Aldebaran i Antaresa. Prawdopodobnie odgrywały wiele ról w mitraistycznych misteriach. Kautesa i Kautopatesa należy postrzegać jako bliskich towarzyszy Mitry, którzy czasem są z nim identyfikowani, a czasem stanowią osobne byty. « powrót do artykułu
  20. W czerwcu ubiegłego roku pracownicy Muzeum Zamkowego w Malborku, przebywający na targach sztuki TEFAF w Maastricht, zauważyli ofertę sprzedaży pięknego zabytku – XVII-wiecznego bursztynowego ołtarzyka. Niedawno, dzięki dofinansowaniu z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bardzo dobrze zachowany zabytek wraz z futerałem z epoki trafił do zbiorów w Malborku. Ołtarzyk w formie krucyfiksu powstał ok. 1670 roku w jednym z gdańskich warsztatów. Wyróżnia się klasą wykonania i świetnym stanem zachowania. Kupiony do Malborka zabytek to rzadkość. Podobnych rozmiarów obiekty – ołtarzyk z Malborka mierzy ok. 60 cm – znajdują się jeszcze na zamku Weißenfels w prywatnych zbiorach hrabiego Schönborn oraz w kolekcji Medyceuszy w Museo degli Argenti we Florencji. Zabytek kupiony do Malborka jest tym bardziej wyjątkowy, że zachował się jego oryginalny futerał. O ile wiadomo, w kolekcjach publicznych znajduje się tylko jeden ołtarz z futerałem i można go oglądać w Kunsthalle Würth w Schwäbisch Hall. Malborski zabytek dekorowany jest plakietkami z kości słoniowej przedstawiającymi Mękę Pańską, święte męczennice (Barbarę i Katarzynę) oraz rzeźbami św. Piotra i Pawła, aniołków i Chrystusa na krzyżu. Wewnątrz mensy znajduje się wykonana z bursztynu figura Chrystusa w typie Ecce homo. Twórcy ołtarzyka użyli w partiach rzeźbiarskich wysokiej jakości przejrzysty czerwony bursztyn, który skontrastowali z matową bursztynową okładziną. Zastosowali też typową dla epoki formę konstrukcji o drewnianym szkielecie oraz drewniane etui w formie szafki powtarzającej kształt krucyfiksu. Z zewnątrz obłożono ją garbowaną skórą, wewnątrz bordowym aksamitem. Muzeum zamkowe w Malborku powstało w 1961 roku i nie posiadało żadnych przedwojennych kolekcji. Zbiory tworzono od podstaw, a ich rozpoznawalnym elementem stały się przedmioty z bursztynu. Obecnie zamkowa kolekcja bursztynu liczy około 2000 przedmiotów i jest zaliczana do najcenniejszych na świecie. Pod tym względem może równać się z takimi instytucjami jak Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie, Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, Zamek Rosenborg w Kopenhadze, Palazzo Pitti we Florencji czy Victoria & Albert Museum w Londynie. Kolekcja z Malborka szczyci się ukazaniem ciągłości obróbki bursztynu od neolitu po czasy współczesne. Znajdziemy w niej paciorki, pionki, figurki, puzderka, ołtarzyki, relikwiarze i biżuterię. Możemy podziwiać gdańskich mistrzów – Christopha Mauchera i Michaela Redlina. Teraz do wspaniałych malborskich zbiorów trafił kolejny niezwykły zabytek. « powrót do artykułu
  21. Fale grawitacyjne zdradzają niektóre właściwości czarnych dziur, przez które zostały wygenerowane, takie jak ich masa czy odległość od Ziemi. Jednak para brytyjskich fizyków twierdzi, że dzięki nim można dowiedzieć się znacznie więcej o czarnych dziurach. Zdaniem Louisa Hamaide i Theo Torresa z King's College London, fale grawitacyjne mogą zdradzić nam informacje o materii wchłoniętej przez czarne dziury. Jak wiemy, wszystko, co przekroczy horyzont czarnej dziury, zostaje przez niż wchłonięte. Z dziur nie wydobywa się nawet światło, dlatego tak trudno je badać. Jednak w 1974 roku Stephen Hawking zaproponował istnienie promieniowania wydobywającego się z czarnej dziury. Jedną nielosową cechą tego tzw. promieniowania Hawkinga, jest energia emitowanych fotonów, która zależna jest od masy dziury. Istnienie promieniowania Hawkinga prowadzi do paradoksu. Polega ona na bezpowrotnej utracie informacji o obiektach, które kiedyś zostały wchłonięte przez czarną dziurę. To sprzeczne z zasadami mechaniki kwantowej, które mówią, że informacja nie może ulec zniszczeniu i całkowicie zniknąć z wszechświata. Hamaide i Torres przeprowadzili obliczenia dla czarnej dziury Schwarzschilda, czyli statycznej czarnej dziury. Obiekt taki nie posiada ładunku ani pędu, a promień jej horyzontu zdarzeń jest wprost proporcjonalny do jej masy. Naukowcy wykorzystali przy tym teorię perturbacji, za pomocą której badali zmiany właściwości czarnej dziury w wyniku wchłonięcia przez nią obiektu. Z obliczeń wynika, że sygnatura pozostawiona przez obiekt wpadający do czarnej dziury jest niezwykle prosta. Z częstotliwości fal grawitacyjnych możemy poznać masę czarnej dziury, a ich amplituda zawiera informacje o masach obiektów, które do niej wpadły. Czas wpadnięcia do czarnej dziury jest zaś zapisany w fazie amplitudy, a informacje o kącie, pod jakim cząstki wpadły zawarte są w kątach fazowych sygnału fali grawitacyjnej, stwierdzają badacze na łamach Classical and Quantum Gravity. Wielu specjalistów sceptycznie podchodzi do twierdzeń naukowców z King's College. Zwracają oni uwagę, że czarna dziura jest układem kwantowym, tymczasem Hamaide i Torres wykonali analizy klasyczne. Autorzy pracy przyznają, że sygnatury są klasyczne, a opis całego obiektu powinien być kwantowy, na podstawie funkcji falowej. Z ich obliczeń wynika, że klasyczna informacja będzie stanowiła ponad 99,9% całości, jednak nigdy nie osiągnie 100%, dlatego też w ten sposób nie uda się uzyskać pełnych informacji o czarnej dziurze. Sceptycy zwracają też uwagę, że nie w każdym przypadku można będzie dokonać pomiaru klasycznej informacji i pytają, czy w ogóle takie pomiary są możliwe. Do ich przeprowadzenia bowiem konieczne byłoby uzyskanie danych z wielu niezwykle czułych detektorów otaczających czarną dziurę. Samo więc praktyczne zastosowanie obliczeń stoi pod olbrzymim znakiem zapytania, tym bardziej, że współczesne wykrywacze fal grawitacyjnych i tak mają problemy z precyzyjnym określeniem masy i spinu czarnych dziur. I w przyszłości się to nie zmieni. Autorzy badań zgadzają się z takim stanowiskiem. Dodają jednak, że ich praca pokazuje, iż w miarę jak przyszłe detektory fal grawitacyjnych będą coraz bardziej czułe, to uzyskanie z nich konkretnych informacji na temat właściwości czarnej dziury będzie łatwiejsze, a nie – jak się często uważa – trudniejsze. « powrót do artykułu
  22. Liberate Picasso! to największy na świecie portret wielkiego malarza. Jego autorem jest Dario Gambarin, który specjalizuje się w tworzeniu obrazów za pomocą maszyn rolniczych. Portret zmarłego przed 50 laty – 8 kwietnia 1973 roku – Hiszpana inspirowany jest jego autoportretem z 1907 roku. Gambarin stworzył portret artysty w gminie Castagnaro w prowincji Werona na działce o powierzchni 25 000 metrów kwadratowych. Wykorzystał przy tym ciągnik, pług i bronę wirową. Jak sam podkreśla, przed rozpoczęciem pracy na polu nie było żadnych linii prowadzących czy szkicu. Chciałem zadedykować ten olbrzymi obraz Pablowi Picasso, gdyż jest to jeden z tych mistrzów, od których nigdy nie przestajemy się uczyć. Picasso powiedział kiedyś „głównym wrogiem kreatywności jest zdrowy rozsądek”. Ja również robię to, co jest niewykonalne, by nauczyć się to robić. A więc uwolnijmy Picassa, uwolnijmy kreatywność!, stwierdził Gambarin. Artysta ciągnika już wcześniej zdobył sobie rozgłos, tworząc wielkie portrety Dantego, Leonarda da Vinci, Obamy, Grety Thunberg czy realizując prace związane z ważnymi kwestiami społecznymi, takimi jak pandemia czy 26. Konferencja Klimatyczna ONZ. « powrót do artykułu
  23. Uczeni z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu w Utrechcie jako pierwsi zaobserwowali tzw. efekt orzecha brazylijskiego w mieszaninie naładowanych cząstek koloidalnych. Wyniki badań, które zostały opublikowane na łamach PNAS, mogą mieć duże znaczenie w wielu dziedzinach nauki, od geologii po fizykę miękkiej materii. Zdobyta wiedza może też zostać wykorzystana w zastosowaniach przemysłowych, np. do stabilizacji farb czy atramentów. Efekt orzecha brazylijskiego – czyli mówiąc fachowym językiem, konwekcja granularna – polega na wydobywaniu się dużych przedmiotów na powierzchnię mieszaniny. Możemy go zaobserwować np. potrząsając torebką z różnymi orzechami. Wówczas największe z nich, orzechy brazylijskie, trafią na wierzch. To powszechnie występujące w przyrodzie zjawisko przeczy intuicji. Oczekujemy bowiem, że większe przedmioty opadną na dno mieszaniny. Dotychczas sądzono, że do pojawienia się efektu orzecha brazylijskiego konieczne jest dostarczenie energii z zewnątrz. Tak się na przykład dzieje gdy potrząsamy torebką. Jednak modele teoretyczne sugerowały, że zjawisko to powinno zachodzić również samoczynnie, bez energii spoza układu. Polscy i holenderscy naukowcy są pierwszymi, którzy doświadczalnie potwierdzili przewidywania teoretyczne. Naukowcy wykorzystali naładowane cząstki polimetakrylanu metylu o różnych średnicach. Środkiem rozpraszającym był tutaj bromek cykloheksylu. Pokazaliśmy, że efekt orzecha brazylijskiego może zajść w mieszaninie naładowanych cząstek koloidalnych, napędzanych wyłącznie przez ruchy Browna i odpychanie się ładunków elektrycznych, mówi dr Jeffrey Everts z Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowcy zauważają, że we wspomnianej torebce orzechów oraz w ich eksperymencie dochodzi do tego samego zjawiska, ale pojawia się ono w różny sposób. Gdy potrząsamy torebką, dostarczamy energię z zewnątrz, a w wyniku tego mniejsze orzechy wypełniają luki, opadają na dno i wypychają orzechy większe na wierzch. Natomiast w zawiesinie koloidalnej naładowane cząstki wykonują ruchy Browna pod wpływem zderzeń z cząstkami rozpuszczalnika. Każda z cząstek naładowana jest dodatnio. Cięższe, ale zarazem większe cząstki mają większy ładunek, więc odpychają się mocniej, co sprawia, że poruszają się w górę łatwiej, niż mniejsze, a zarazem lżejsze cząstki, wyjaśnia Everts. « powrót do artykułu
  24. Celowana terapia radionuklidowa (TRT – targeted radionuclide therapy) polega na podawaniu do krwi radiofarmaceutyków, które wędrują do komórek nowotworowych, a gdy znajdą się w guzie emitują cząstki alfa i beta, niszcząc tkankę nowotworową. Obecnie stosowane metody TRT zależą od obecności unikatowych receptorów na powierzchni komórek nowotworowych. Radiofarmaceutyki wiążą się z tymi właśnie receptorami. To z jednej strony zaleta, gdyż leki biorą na cel wyłącznie komórki nowotworowe, oszczędzając te zdrowe. Z drugiej strony wysoka heterogeniczność guza i zdolność komórek nowotworowych do szybkich mutacji powodują, że może dojść do zmiany receptorów, przez co TRT będzie nieskuteczna. Naukowcy z University of Cincinnati mają pomysł na rozwiązanie tego problemu i precyzyjne dostarczenie radionuklidów niezależnie od fenotypu receptorów komórek nowotworowych. Uczeni zmodyfikowali niepatogenną probiotyczną bakterię Escherichia coli Nissle (EcN) tak, by dochodziło na jej powierzchni do nadmiernej ekspresji receptora metali. Bakteria, które może zostać dostarczona bezpośrednio do guza, przyciąga następnie specyficzny dla siebie radiofarmaceutyk zawierający specjalny kompleks organiczny z terapeutycznym radioizotopem 67Cu. Tak długo, jak te zmodyfikowane bakterie pozostają w guzie, trafi do niego też radioaktywny metal. Niezależnie od tego, czy na powierzchni komórek nowotworowych znajdzie się receptor czy też nie, mówi główny autor badań, Nalinikanth Kotagiri. Co więcej, możliwe jest zastąpienie izotopu 67Cu przez 64Cu, dzięki czemu można dokładnie obrazować położenie bakterii wewnątrz guza metodą pozytonowej tomografii emisyjnej. Możemy bez problemu przełączać się między 64Cu a 67Cu by obrazować guza i gdy już to zrobimy, możemy wprowadzić kolejną molekułę w celu przeprowadzenia leczenia, zapewnia Kotagiri. Szczegóły badań zostały opisane na łamach Advanced Healthcare Materials. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Niemieckiego Centrum Badań nad Bioróżnorodnością i Uniwersytetu Fridricha Schillera w Jenie informują, że ocieplanie klimatu może w szczególnie trudnej sytuacji postawić duże zwierzęta. Przyczyną jest ograniczona prędkość, z jaką mogą się poruszać. Niezależnie bowiem od tego, czy zwierzę chodzi, lata czy pływa, jego tempo poruszania się jest ograniczone efektywnością pozbywania się nadmiaru ciepła generowanego przez mięśnie. Zdolność zwierząt do zmiany miejscu pobytu jest kluczowa dla przetrwania gatunku. To ona określa jak szybko i daleko zwierzę może przemieścić się w poszukiwaniu pożywienia, partnera, jaka jest jego zdolność do zajęcia nowych terenów. Staje się ona szczególnie ważna w obliczu coraz bardziej pofragmentowanych przez człowieka habitatów czy kurczących się zasobów pożywienia i wody. Alexander Dyer i jego zespół przyjrzeli się 532 gatunkom zwierząt i na podstawie swoich badań stworzyli model opisujący związek pomiędzy wielkością gatunku, a jego tempem przemieszczania się. Wydawałoby się, że większe zwierzęta, dzięki większym nogom, skrzydłom czy płetwom, powinny przemieszczać się szybciej. Jednak model pokazał, że w rzeczywistości najszybciej przemieszczają się zwierzęta średniej wielkości. Naukowcy uważają, że większe zwierzęta poruszają się stosunkowo wolniej, gdyż potrzebują więcej czasu na pozbycie się ciepła generowanego przez mięśnie. Muszą więc bardziej uważać, by nie przegrzać organizmu. Badania te pozwalają nam lepiej zrozumieć zdolność poszczególnych gatunków do przemieszczania się i określić ich prędkość w zależności od rozmiarów ciała. Możemy na tej podstawie określić, czy dany gatunek będzie w stanie przemieścić się pomiędzy dwoma, oddzielonymi przez człowieka, habitatami nawet nie znając szczegółów biologii tego gatunku. Na tej podstawie przypuszczamy, że większe gatunki są bardziej narażone na niebezpieczeństwa związane z fragmentacją habitatu i globalnym ociepleniem. Są zatem bardziej narażone na wyginięcie. Jednak kwestia ta wymaga dalszych badań, dodaje Dyer. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...