Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36963
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Twitter poinformował o zanotowaniu pierwszego kwartalnego zysku od czasu giełdowego debiutu w 2013 roku. W ciągu trzech ostatnich miesięcy 2017 roku firma zarobiła 91 milionów dolarów. Jej przedstawiciele oznajmili, że spodziewają się, iż cały rok podatkowy 2018 również będzie zyskowny. Ostatnie lata były ciężkie dla Twittera. Od czasu, gdy w 2015 roku do firmy wrócił jej założyciel Jack Dorsey, który objął stanowisko dyrektora wykonawczego, w firmie doszło do licznych zwolnień. Zdecydowana działania jednak się opłaciły. W ostatnim kwartale ubiegłego roku udało się nie tylko zahamować spadek sprzedaży, ale zwiększyła się ona o 2% rok do roku, sięgając kwoty 732 milionów USD. Poprawiająca się sytuacja finansowa przyczyniła się do ostatniego 18-procentowego wzrostu cen akcji Twittera. Jednak firmę czekają spore wyzwania. Serwis miał w ostatnim kwartale 330 milionów aktywnych użytkowników i liczba ta się nie zwiększa. Dotychczasowe zabiegi kierownictwa nie przełożyły się na wzrost liczby użytkowników, który jest kluczowym elementem dla serwisu społecznościowego o ogólnoświatowych ambicjach. Jakby tego było mało z Twittera odchodzi Anthony Noto, drugi po Dorsey'u najważniejszy menedżer firmy. Przyjął on propozycję objęcia posady dyrektora startupu SoFi, który będzie zajmował się technologiami finansowymi. Gdy przed dwoma tygodniami ogłoszono odejście Noto, akcje Twittera spadły o 3%. « powrót do artykułu
  2. Po użądleniu przez osę szmaragdową (Ampulex compressa) karaluchy amerykańskie tracą kontrolę nad swoim zachowaniem i stają się inkubatorami dla jaj owada oraz pokarmem dla wylęgających się z nich larw. Naukowcy odkryli w jadzie A. compressa nową rodzinę peptydów, która odpowiada za przejęcie kontroli. Wg nich, może ona pomóc w opracowaniu nowych leków na parkinsona. Początkowe użądlenie paraliżuje pierwszą parę odnóży karaczana. Drugie użądlenie obiera na cel zwój mózgowy. Po nim karaluch zaczyna się mocno czyścić, a potem zapada w letarg. Stan unieruchomienia przypomina hipokinezję w przebiegu choroby Parkinsona; i jedno, i drugie można powiązać z dysfunkcją szlaku dopaminowego. Zespołowi Michaela E. Adamsa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside zależało, by zidentyfikować składnik jadu, który odpowiada za takie zachowanie. W tym celu jad zbadano za pomocą chromatografii cieczowej z tandemową spektrometrią mas. Autorzy publikacji z pisma Biochemistry odkryli nową rodzinę alfa-helikalnych peptydów i nazwali je ampuleksynami. By zbadać ich działanie, karaluchom wstrzyknięto białko występujące w największych ilościach (ampuleksynę-1). By po iniekcji karaczany zaczęły się ruszać, naukowcy musieli porazić ich odnóże prądem o prądem o napięciu średnio 13 woltów (przed zastrzykiem wystarczyło 9 woltów). W ramach przyszłych badań naukowcy chcą wskazać komórkowe cele ampuleksyn. « powrót do artykułu
  3. W 2020 roku wejdą w życie nowe regulacje dotyczące jakości paliwa używanego w transporcie morskim. Zgodnie z nimi paliwo to będzie musiało zawierać 80-86 procent mniej siarki niż obecnie. To największa od 100 lat zmiana dotycząca jakości paliwa używanego przez statki i okręty. Zdaniem naukowców przyniesie ona kolosalne korzyści zdrowotne, a skorzystają na tym przede wszystkim dzieci. James Corbett z University of Delaware i jego koledzy z Fińskiego Instytutu Meteorologicznego, Rochester Institute of Technology oraz Energy and Environmental Research Associates opublikowali na łamach Nature Communications badania, z których wynika, że zmiana paliwa w transporcie morskim przyczyni się do 3,6-procentowego zmniejszenia liczby przypadków astmy wśród dzieci. Naukowcy badali wpływ siarki emitowanej przez paliwa używane przez statki i okręty. Wysyłane do atmosfery cząstki siarki są na tyle małe, że trafiają głęboko do płuc. Tymczasem morskie szlaki komunikacyjne przebiegają często w pobliżu bardzo gęsto zaludnionych terenów. Szczególnie narażona na tego typu zanieczyszczenia jest ludność Chin, Singapuru, Panamy, Brazylii oraz ludzie żyjący wzdłuż wybrzeży Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Specjaliści szacują, że transport morski, który w 2016 roku zużył niemal 200 milionów ton paliwa, przyczynia się do wystąpienia 14 milionów przypadków astmy u dzieci rocznie. Czystsze paliwo spowoduje, że zachorowań będzie o połowę mniej. Ponadto zanieczyszczenia emitowane na morzach i oceanach przyczyniają się do 400 000 przedwczesnych zgonów spowodowanych nowotworami płuc i chorobami układu krążenia. To 7-8 procent wszystkich zgonów spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza. Po roku 2020 liczba tych zgonów powinna być o 1/3 mniejsza. Naukowcy na potrzeby swoich badań wykorzystali najnowsze, bazujące na danych satelitarnych, modele ruchu statków i powodowanych przez nie zanieczyszczeń. Za pomocą kolejnych modeli badali, jak spaliny ze statków mieszają się w atmosferze, jak są w niej transportowane i w jakim stopni przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza na terenach zamieszkanych przez ludzi. Wykorzystali też dane dotyczące zdrowia populacji pozyskane od WHO i Global Asthma Network. Nowe przepisy dotyczące paliwa przewidują, że dopuszczalny poziom zanieczyszczeń siarką zostaje zmniejszony z 3,5 do 0,5 procenta, co przekłada się na redukcję z 35 000 części na milion do 5000 ppm. Przemysł wydobywczy musi zainwestować w nowe technologie produkcji paliwa okrętowego, a właściciele jednostek pływających muszą odpowiednio przystosować silniki. Naukowcy ocenili też wpływ nowych regulacji na klimat. Użycie czystszego paliwa okrętowego spowoduje przyspieszenia ocieplania się klimatu o około 3%. To oznacza, że we wszystkich sektorach gospodarki musimy przywiązać większą uwagę do redukcji emisji gazów cieplarnianych, mówi Mikhail Sofiev, który stał na czele grupy badające skutki używania czystszego paliwa dla środowiska naturalnego. Niekorzystny wpływ na ocieplenie bierze się stąd, że związki siarki odbijają promienie słoneczne i pomagają w tworzeniu się chmur. Wraz ze zmniejszaniem emisji siarki, więcej promieniowania słonecznego dociera do powierzchni Ziemi. Specjaliści przewidują też wzrost intensywności transportu morskiego, a co za tym idzie, wzrost ilości emitowanych przezeń gazów cieplarnianych. Dlatego też, pomimo wprowadzenia czystszego paliwa, szacuje się, że transport morski wciąż będzie przyczyniał się do 250 000 zgonów i 6,4 milionów przypadków astmy wśród dzieci. « powrót do artykułu
  4. Odtwarzając poziom ubichinonu (in. koenzymu Q10), który odpowiada za przenoszenie elektronów w łańcuchu oddechowym, można przezwyciężyć insulinooporność (stan przedcukrzycowy). Naukowcy odkryli, że stężenia Q10 są niższe w insulinoopornej tkance tłuszczowej i mięśniowej. Gdy jego poziom przywracano do normy, insulinooporność znikała. Koenzym Q10 występuje w mitochondriach, centrach energetycznych naszych komórek, gdzie odpowiada za przepływ prądu do silnika produkującego energię. Wytwarzanie energii może prowadzić do powstawania szkodliwych produktów ubocznych: reaktywnych cząstek chemicznych, zwanych też reaktywnymi formami tlenu bądź utleniaczami. Wcześniejsze badania wykazały, że utleniacze te mogą powodować insulinooporność. Nasze studium zademonstrowało [z kolei], że niższy poziom koenzymu Q10 sprzyja powstawaniu utleniaczy w mitochondriach. Odtwarzając prawidłowy poziom ubichinonu [...], byliśmy [zaś] w stanie [...] wyeliminować insulinooporność - opowiada dr Daniel Fazakerley z Uniwersytetu w Sydney. Prof. Roland Stocker z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii dodaje, że uzupełnianie poziomu koenzymu może być nieocenionym sposobem zapobiegania chorobom powiązanym z insulinoopornością, m.in. cukrzycy typu 2., chorobom sercowo-naczyniowym, nowotworom czy demencji. Australijczyk wyjaśnia, że przez niskie wchłanianie doustne suplementy mogą nie pomóc w odtworzeniu prawidłowego poziomu ubichiononu w mitochondriach. Ostatnie eksperymenty dały nam napęd do poszukiwania alternatywnych sposobów zwiększania poziomu koenzymu Q10 w mitochondriach [...]. Jeśli nie da się tego zrobić za pomocą egzogennego suplementu, to może by stymulować organizm do jego samodzielnego wytworzenia albo w pierwszym rzędzie zapobiegać spadkowi stężenia tego związku. « powrót do artykułu
  5. Ograniczenie w diecie myszy zawartości aminokwasu asparaginy w bardzo dużym stopniu ogranicza zdolność trójujemnego raka sutka do tworzenia przerzutów. Trójujemne raki sutka to komórki nowotworowe, charakteryzujące się brakiem ekspresji zarówno receptorów steroidowych (ER/PR; estrogenowych i progesteronowych), jak i receptora HER2. Brak białek receptorowych oznacza, że leki przeciwnowotworowe nie mogą ich namierzyć i podczas leczenia trzeba się uciekać do bardzo agresywnych i toksycznych metod terapii. Do pokarmów bogatych w asparaginę należą nabiał, serwatka, wołowina, drób, jaja, ryby, owoce morza, szparagi, ziemniaki, orzechy, soja czy pełne ziarna. Niewielkie ilości tego aminokwasu występują w większości warzyw i owoców. Nasze badanie jako kolejne pokazuje, że dieta może wpływać na przebieg choroby - podkreśla dr Simon Knott z Centrum Medycznego Cedars-Sinai. Jeśli wyniki zostaną potwierdzone na ludzkich komórkach, ograniczenie ilości asparaginy spożywanej przez pacjentów onkologicznych mogłoby się stać strategią wspomagania istniejących terapii. Naukowcy z kilkunastu instytucji skupili się na trójujemnych komórkach raka piersi, bo rosną i rozprzestrzeniają się one szybciej od innych typów komórek nowotworowych. Akademicy podkreślają, że choć większość komórek nowotworowych pozostaje w pierwotnym ognisku, to pewien ich podzbiór dostaje się do krążenia i kolonizuje płuca, mózg i wątrobę. Autorzy publikacji z pisma Nature chcieli ustalić, co je wyróżnia. Okazało się, że obecność syntetazy asparaginy - enzymu wykorzystywanego przez komórki do produkcji asparaginy - w guzie pierwotnym silnie korelowała z późniejszym rozprzestrzenianiem się guza. Zespół zauważył, że przerzutowanie można było znacznie ograniczyć, obniżając poziom syntetazy asparaginy, podając chemoterapeutyk L-asparaginazę lub wprowadzając dietę eliminacyjną. Kiedy myszom podawano pokarm obfitujący w asparaginę, komórki rakowe rozprzestrzeniały się szybciej. Nasze wyniki dobitnie sugerują, że zmiany w diecie mogą wpływać zarówno na odpowiedź na pierwotna terapię, jak i na ryzyko, że choroba będzie się kiedyś rozprzestrzeniać - podkreśla prof. Gregory J. Hannon z Uniwersytetu w Cambridge. Obecnie naukowcy planują wstępne testy kliniczne z udziałem zdrowych osób, które wdrażałyby dietę ubogą w asparaginę. Gdyby dzięki temu dochodziło do spadków asparaginy, kolejnym etapem byłyby badania z udziałem pacjentów onkologicznych. To studium może mieć znaczenie nie tylko dla raka piersi, ale i dla innych przerzutujących nowotworów - podsumowuje dr Ravi Thadhani z Cedars-Sinai. « powrót do artykułu
  6. Kąpiel w mieszaninie chemikaliów i ściskanie w wysokiej temperaturze zmieniają drewno w materiał bardziej wytrzymały od stali. W ten sposób może powstać ekologiczna alternatywa dla tworzyw sztucznych i metali używanych w przemyśle motoryzacyjnym i budownictwie. Specjaliści od dawna próbują wzmocnić drewno. Wiele pomysłów polega na pozyskaniu z niego włókien celulozy i syntetyzowanie z nich nowego materiału. Li Teng i jego zespół z University of Maryland postanowili pójść inną drogą. Wpadli na pomysł zmodyfikowania porowatej struktury drewna. Najpierw różne rodzaje drzewa gotowali przez siedem godzin w roztworze wodorotlenku sodu i siarczynu sodu. W ten sposób celuloza pozostała niemal nietknięta, ale w strukturze drzewa pojawiło się więcej wolnej przestrzeni dzięki usunięciu materiału otaczającego celulozowe włókna, w tym ligniny. Następnie całość sprasowano w temperaturze 100 stopni Celsjusza I pozostawiono w prasie na 24 godziny. Uzyskano w ten sposób drewnianą płytę o grubości 1/5 wyjściowego materiału, trzykrotnie bardziej gęstą i 11,5-krotnie bardziej wytrzymałą niż naturalne drewno. Dotychczas udawało się zwiększyć wytrzymałość drewna nie więcej niż 4-krotnie. Badania za pomocą skaningowego mikroskopu elektronowego wykazały, że podczas prasowania celulozowe włókna, mające normalnie postać tuby, zostały zmiażdżone tak, że zamknęły się puste przestrzenie wewnątrz nich. Wszystkie nanowłókna są ustawione w kierunku wzrostu drzewa, mówi Hu Liangbing, jeden z członków zespołu badawczego. Materiał poddano balistycznym testom wytrzymałości. Pięć połączonych warstw tak przygotowanego drewna, o grubości zaledwie 3 milimetrów, było w stanie zatrzymać 46-gramowy stalowy pocisk poruszający się z prędkością 30 metrów na sekundę. To co prawda znacznie wolniej niż zwykle podróżują pociski z broni palnej, ale prędkość taka odpowiada prędkości samochodu przed zderzeniem. Nowy materiał mógłby więc przydać się w przemyśle samochodowym. Zdaniem naukowców, kluczem do zwiększenia wytrzymałości drewna jest usunięcie odpowiedniej ilości ligniny. Gdy usunie się jej zbyt dużo, powstaje mało gęste, kruche drewno, co sugeruje, że lignina pomaga łączyć się włóknom celulozy poddanym wysokiemu ciśnieniu. Drewno jest najmocniejsze, gdy usunie się zeń 45% ligniny. « powrót do artykułu
  7. Szampon z pszennym glutenem odtwarza mostki dwusiarczkowe, które łączą poszczególne łańcuchy keratyny, zapewniając trwałą konstrukcję włosa. Zdrowe włosy są miękkie właśnie dzięki nierozerwanym mostkom dwusiarczkowym. Niestety, szampony, które mają usunąć wydzielinę gruczołów łojowych i brud, często uszkadzają te wiązania. Przez to włosy stają się łamliwe, a końcówki zaczynają się rozdwajać. Naukowcy wiedzą od jakiegoś czasu, że łamliwe włosy można wzmocnić za pomocą białka, które zastąpiłoby uszkodzone mostki. Kłopot jednak w tym, że by białko się związało, musi mieć to samo pH, co włos. By poradzić sobie z tym problemem, zespół z Uniwersytetu Nebraski i Jiangnan University skupił się na pszennym glutenie (dostępnym w dużych ilościach tanim składniku). Nie ma on właściwego pH, więc metodą prób i błędów szukano odpowiedniej technologii. Wreszcie okazało się, że należy potraktować gluten enzymem rozkładającym go do peptydów (hydroliza zachodziła pod wpływem alkalazy). Później chińsko-amerykańska ekipa dodawała chlorek epoksypropylododecylodimetyloamonu (ang. epoxypropyldodecyldimethylammonium chloride, EDDAC), który podwyższał punkt izoelektryczny peptydów, tak by pasował on do pI włosów (pI miało wzrosnąć z 7 do 10, żeby hydrolizat łatwiej przywierał do powierzchni włosa przy typowym dla kosmetyków do włosów pH 5-6). Później wystarczyło wmieszać otrzymany produkt do szamponu i przetestować go na włosach. Włosy poddane działaniu preparatu przeczesywano grzebieniem. Miarą stopnia uszkodzenia było tarcie. Autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science stwierdzili, że w przypadku suchych włosów szampon z glutenem zmniejszał tarcie o 21%, a w przypadku włosów mokrych o 50%. Pod mikroskopem widać też było nowo utworzone wiązania. « powrót do artykułu
  8. W atmosferze naszej planety krąży zaskakująco dużo wirusów. Naukowcy z Kanady, Hiszpanii i USA po raz pierwszy oszacowali liczbę wirusów, które są unoszone z powierzchni naszej planety, unoszą się w troposferze i ponownie opadają na Ziemię, często po przebyciu tysięcy kilometrów. Codziennie na każdy metr kwadratowy powierzchni powyżej planetarnej warstwy granicznej jest unoszonych ponad 800 milionów wirusów, mówi Curtis Suttle, wirusolog z University of British Columbia. Przed zaledwie 20 laty zaczęliśmy na całej planecie, w bardzo różnych środowiskach, odkrywać genetycznie podobne wirusy. Pojawiło się więc przypuszczenie, że wirusy te są przenoszone przez atmosferę. Wyjaśnienie, że wirus może być uniesiony z jednego kontynentu i opaść na innym jest całkiem przekonujące, stwierdza Suttle. Naukowcy postanowili zbadać, jak wiele wirusów i bakterii jest unoszonych powyżej planetarnej warstwy granicznej, czyli na wysokość większą niż 2500-3000 metrów. Cząstki uniesione na tę wysokość są transportowane bowiem na duże odległości. Uczeni wykorzystali specjalne platformy ustawione wysoko w hiszpańskich Sierra Nevada i badali, jak dużo wirusów i bakterii na nie opada. Okazało się, że każdego dnia na metr kwadratowy takiej platformy opadały miliardy wirusów i dziesiątki milionów bakterii. Liczba wirusów była od 9 do 461 razy większa niż liczba bakterii. Bakterie i wirusy zwykle opadają na Ziemię wskutek oddziaływania deszczu oraz pyłu saharyjskiego. Jednak deszcz mniej efektywnie usuwa wirusy z atmosfery, mówi Isabel Reche z Uniwersytetu w Granadzie. Naukowcy odkryli też, że większość wirusów pochodzi z oceanów. Podróżują one na mniejszych, lżejszych organicznych cząstkach, które mogą przebywać w atmosferze dłużej. « powrót do artykułu
  9. SpaceX przeprowadziła udany start testowy najpotężniejszej obecnie rakiety kosmicznej. Falcon Heavy zabrał w przestrzeń kosmiczną samochód Tesla Roadster należący do Elona Muska. Cała misja przebiegła niemal idealnie. Po udanym starcie od rakiety odłączyły się dwa stopnie pomocnicze, które niemel jednocześnie wylądowały na naziemnych stanowiskach Landing Zone 1 i Landing Zone 2. Doszło też do udanego odłączenia się głównego stopnia rakiety, jednak w jego przypadku lądowanie na autonomicznej platformie oceanicznej zakończyło się wypadkiem, podczas którego uległy uszkodzeniu dwa silniki platformy. Po oddzieleniu się, górny człon rakiety – ten w którym znajduje się samochód – dwukrotnie odpalił silniki. Pomiędzy ich uruchomieniem minęło jednak sześć godzin. Tak długi czas był potrzebny, by SpaceX mogła przeprowadzić specjalne manewry na orbicie, udowadniając swoją przydatność dla misji realizowanych na zlecenie Sił Powietrznych USA. W tym czasie człon wraz z samochodem przeszedł przez pasy Van Allena, obszar intensywnego promieniowania wokół Ziemi. Obszar ten zagrażał powodzeniu misji. Jak ostrzegał Elon Musk paliwo może zastygnąć, może dojść do odparowania tlenu, a to z kolei mogłoby uniemożliwić wykonanie trzeciego odpalenia silników, które jest niezbędne do przeprowadzenia misji na Marsa. Falcon Heavy jest najpotężniejszą z wykorzystywanych rakiet. Korzysta ona z 27 silników Merlin i jest zdolna do osiągnięcia ciągu rzędu 22 819 kN. Może wynieść na niską orbitę okołoziemską (LEO) ładunek o masie 63,8 ton, na orbitę geostacjonarną (GEO) ładunek o macie 26,7 ton, a na Marsa – 16,8 ton. Dotychczas najpotężniejszą wykorzystywaną rakietą była Delta IV Heavy, zdolna do wyniesienia na LEO ładunku o masie 28,8 ton. Natomiast miano najpotężniejszej w historii należy do Saturna V, który zawiózł ludzi na Księżyc. Rakieta ta wynosiła na LEO ładunki o masie 140 ton. W ciągu najbliższego dziesięciolecia czeka nas prawdziwy wyścig w przemyśle rakietowym. Falcon Heavy ma już po roku stracić miano najpotężniejszej używanej rakiety, gdyż w 2019 roku ma zadebiutować budowany przez NASA i Boeinga Space Launch System (SLS) zdolny do wyniesienia na LEO masy 70 ton. W roku 2022 SLS ma zostać wzmocniony tak, by móc wynieść na LEO masę 105 ton. Na ten sam rok SpaceX zapowiada system BFR zdolny do wyniesienia na LEO masy rzędu 150 ton. Jeśli SpaceX zrealizuje i te zapowiedzi, to na godnego konkurenta firma będzie musiała poczekać wiele lat. Równie potężne systemy są planowane bowiem dopiero na lata 2028-2029. Zapowiadają je Chiny (Long March 9, 140 ton na LEO), Rosja (Energia-5V, do 150 ton na LEO) oraz USA (SLS Block 2, 130 ton na LEO). Udany start Falcona Heavy jest jednocześnie najbardziej oczekiwanym startem dekady. SpaceX zapowiedziało stworzenie tej rakiety w 2011 roku, a jej pierwszy lot miał odbyć się w roku 2013 lub 2014. SpaceX ma już plany dotyczące wykorzystania Falcona Heavy. Jeszcze w pierwszej połowie bieżącego roku na zlecenie Arabii Saudyjskiej rakieta wyniesie wielkiego satelitę telekomunikacyjnego Arabsat 6A. Następnie, nie wcześniej niż w czerwcu, dojdzie do wyniesienia testowego ładunku na zlecenie US Air Force. To będzie ostateczna próba przed uzyskaniem certyfikatu pozwalającego na wykorzystanie Falcona Heavy na potrzeby misji związanych z bezpieczeństwem narodowym. Podpisano też dwie umowy na wykorzystanie Falcona Heavy do wyniesienia satelitów firm Inmarsat i Viasat. « powrót do artykułu
  10. Niewielkie glony, które występują na spodniej stronie arktycznego lodu morskiego, żyją i rosną przy poziomie oświetlenia stanowiącym zaledwie 0,02% oświetlenia z powierzchni w słoneczny dzień. Naukowcy z Uniwersytetu w Aarhus podkreślają, że glony są podstawowym elementem arktycznej sieci troficznej. Ich rola jest najważniejsza wczesną wiosną, gdy fitoplanton morski nie jest jeszcze aktywny. Zimy są w Arktyce długie, ciemne i mroźne. Nawet gdy pojawia się wreszcie słońce, zbity śnieg i lód nie przepuszczają do morza zbyt dużej ilości światła. Warunki te zupełnie nie przeszkadzają jednak drobnym glonom, wśród których znajdują się m.in. okrzemki. Rezydują one w kanalikach solankowych w lodzie i na samym lodzie. Duńczycy podkreślają, że panują tu ekstremalnie trudne warunki: temperatury są niższe od punktu zamarzania, zasolenie wyższe niż w wodzie morskiej, a przenikanie światła przez większość roku pozostaje minimalne. Glony potrzebują światła, by przeżyć, od dawna zachodzono więc w głowę, jak im się to udaje w okolicach, gdzie światła przez większą część roku nie ma. By to ustalić, Duńczycy udali się do Stacji Badawczej Villum na Grenlandii. Pracowaliśmy w kwietniu-maju, gdy lód morski miał grubość metra, a na nim znajdowała się jeszcze metrowa warstwa śniegu. By zebrać próbki lodu i zbadać glony występujące na spodniej jego części, odwiercaliśmy rdzenie - opowiada Lars Chresten Lund-Hansen. Nasze pomiary wykazały, że glony te zaczynają rosnąć przy natężeniu oświetlenia rzędu 0,17 μmol fotonów na m-2 s-1. To odpowiada 0,02% ilości światła docierającego do powierzchni śniegu w słoneczny dzień - wylicza Kasper Hancke, który obecnie pracuje w Norweskim Instytucie Badań nad Wodą w Oslo. To najniższe natężenie światła, przy jakim obserwowano aktywną fotosyntezę i wzrost glonów lodowych. Dotąd zakładano, że glony lodowe nie uzyskują ilości światła wystarczającej do wzrostu, jeśli grubość pokrywy lodowej i śniegu przekracza 30-50 cm. Nowe pomiary zmieniają ten pogląd. Autorzy publikacji z Journal of Geophysical Research wyjaśniają, że choć w maju grubość pokrywy śniegowej za bardzo się jeszcze nie zmienia (spada ze 110 do 91 cm), to śnieg staje się cieplejszy i zmieniają się jego właściwości optyczne. Dzięki temu przepuszcza on więcej światła, co sprzyja wzrostowi glonów ze spodniej strony lodu. Temperatury w Arktyce rosną. Kiedy śnieg zalegający na lodzie staje się cieplejszy, glony rezydujące na spodzie lodu dostają więcej światła. Zjawisko to może mieć znaczący wpływ na wzrost glonów i zakres wiosennego rozkwitu. Informacje te należy uwzględnić podczas rozważania reakcji Arktyki na ocieplenie klimatu - podsumowuje Lund-Hansen. « powrót do artykułu
  11. Na Półwyspie Malajskim odkryto nieznany dotychczas język. Jedek, bo tak został nazwany przez badaczy z Uniwersytetu w Lund, jest używany przez społeczność, w której występują mniejsze nierówności między płciami niż w społeczeństwach Zachodu, niemal nie występuje tam przemoc, rodzice zachęcają dzieci, by ze sobą nie konkurowały i nie ma tam żadnych zasad dotyczących sądzenia członków społeczności. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, jedek nie jest używany przez nieznaną społeczność z dżungli, ale przez mieszkańców wsi, która była już badana przez antropologów. My, jako lingwiści, zadaliśmy mieszkańcom inne pytania i odkryliśmy coś, co umknęło antropologom, mówi profesor Niclas Burenhult. Jedek należy do języków aslijskich wchodzących w skład języków austroazjatyckich. Posługuje się nim 280 łowców-zbieraczy prowadzących osiadły tryb życia w północnej części Półwyspu Malajskiego. Nowy język odkryto podczas dokumentowania języków aslijskich w ramach projektu „Języki Semangów”. Naukowcy badali występujący w okolicy język jahai, gdy nagle zdaliśmy sobie sprawę, że duża część wioski mówi innym językiem. Wykorzystywali słowa, fonemy i struktury gramatyczne, które nie występują w jahai. Niektóre z tych słów brzmiały podobnie do innych języków aslijskich mówionych w odległych częściach Półwyspu Malajskiego, stwierdza Joanne Yager. Jedek odzwierciedla strukturę społeczną swoich użytkowników. Jako, że nie występuje wśród nich żadna specjalizacja zawodowa, nie ma w tym języku rodzimych słów na określenie takich specjalizacji. Brak też wyrazów na oznaczenie sądów. Badacze nie zauważyli żadnych wyrazów związanych z posiadaniem, takich jak „pożyczyć”, „ukraść”, „kupić” czy „sprzedać”, jest za to bardzo rozbudowany korpus językowy oznaczający wymianę i dzielenie się. Specjaliści szacują, że obecnie na świecie mówi się 6000 języków. Połowa z nich może wyginąć w ciągu 100 lat. Na poniższym wideo może posłuchać języka jedek. « powrót do artykułu
  12. Choć prawie wszyscy słyszeli o mięsożernych muchołówkach amerykańskich (Dionaea muscipula), nadal nie wiemy wielu rzeczy o ich biologii. Okazuje się, że dopiero teraz naukowcy odkryli, jakie owady je zapylają. Przy okazji stwierdzono, że nie padają one ofiarą myśliwych wyposażonych w specjalne liście pułapkowe. Udało nam się znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące podstawowych kwestii z zakresu ekologii muchołówek. To istotne, by wiedzieć, jak chronić byliny, które występują w tak małym, w dodatku zagrożonym ekosystemie [w naturze D. muscipula rosną wyłącznie w Karolinie Północnej i Południowej] - podkreśla Elsa Youngsteadt z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny. By dojść do tego, kto zapyla muchołówki, Amerykanie łapali na paru stanowiskach owady występujące na ich kwiatach (kwitnienie trwa 5 tygodni). Naukowcy identyfikowali owady i sprawdzali, czy znajduje się na nich pyłek, a jeśli tak, to ile. Okazało się, że wśród ok. 100 rodzajów owadów tylko 3 można było uznać za powszechne i mające na sobie dużo pyłku. Były to Augochlorella gratiosa, barciel Trichodes apivorus i Typocerus sinuatus. Autorzy publikacji z pisma The American Naturalist wydobyli też ofiary z ponad 200 muchołówek z badanych stanowisk. Trzech najważniejszych zapylaczy nie było wśród nich. Powodem może być sama architektura roślin. Kwiaty muchołówek są bowiem umieszczone na łodyżkach wysoko nad liśćmi pułapkowymi. [Oprócz tego] ustaliliśmy, że 87% ze schwytanych przez nas na kwiatach owadów potrafi latać. Dotyczy to także 3 gatunków zapylaczy. Wśród ofiar umiejętność latania występuje zaś tylko u 20%. Oznacza to, że przemieszczając się od kwiatka do kwiatka, zapylacze przebywają po prostu powyżej strefy zagrożenia. Ryzyko bycia zjedzonym jest więc w ich przypadku mniejsze - tłumaczy Youngsteadt. Zespół wspomina też o innej potencjalnej przyczynie. Pułapki mają inny kolor niż kwiaty i prawdopodobnie przyciągają inne gatunki. Nie wiemy jeszcze, czy wydzielają inne zapachy lub inne sygnały chemiczne, co sprawia, że dla zapylaczy i ofiar atrakcyjne są inne części rośliny. To kolejne zagadnienie, jakim zamierzamy się zająć - dodaje Clyde Sorenson. Biolodzy chcą zbadać muchołówki z innych stanowisk, by sprawdzić, czy tam także bazują one na pomocy tych samych gatunków zapylaczy. Rebecca Irwin wyjaśnia, że poza tym należy się dowiedzieć, jak dużo jakiego pyłku muchołówki produkują oraz ile go trzeba do skutecznego rozmnażania. « powrót do artykułu
  13. NASA informuje, że jej kolejna marsjańska misja, InSight, z powodzeniem przeszła kluczowy test paneli słonecznych. InSight wyląduje na Marsie w listopadzie bieżącego roku. Test przeprowadzono w Lockheed Martin Space, gdzie InSight został zbudowany i przechodzi kolejne testy. To ostatni test w pełnej konfiguracji. Jest jeszcze sporo do zrobienia przed rozpoczęciem misji, ale to był najważniejszy test przed dostarczeniem pojazdu do Bazy Sił Powietrznych Vandenberg w Kalifornii, mówi Scott Daniels, menedżer odpowiedzialny za budowę, testy i wystrzelenie InSight. Panele słoneczne InSight zostały specjalnie zaprojektowane na warunki marsjańskie, z ich słabą dostępnością energii słonecznej i zapyloną atmosferą. Mają one zapewnić misji energię przez co najmniej jeden rok marsjański (dwa ziemskie lata). Przewidziany na ten okres pierwszy etap misji przewiduje zbadanie wnętrza Marsa. O zadaniach InSight świadczy sama pełna nazwa misji, która brzmi: Interior Exploration using Seismic Investigations, Geodesy and Heat Transport. Misja InSight pozwoli na przeprowadzenie przekrojowych badań Czerwonej Planety. Jednym z instrumentów badawczych będzie specjalny próbnik umieszczony na głębokości 3-5 metrów, którego zadaniem będzie badanie przepływu ciepła we wnętrzu planety. Próbnik ten to kluczowy element Heat Flow and Physical Properties Package (HP3) dostarczonego przez Niemieckie Centrum Kosmiczne. Kolejny ważny instrument zostanie umieszczony na powierzchni. To Seismic Experiment for Interior Structure (SEIS) zbudowany przez Francuską Agencję Kosmiczną. Z kolei hiszpańskie Centrum Astrobiologii zbudowało urządzenia do monitorowania pogody i zaburzeń pola magnetycznego. InSight wykorzysta też instrument, który – analizując przepływ fal radiowych pomiędzy łazikiem a znajdującymi się na Ziemi antenami Deep Space Network – ma zbadać odchylenia w ruchu obrotowym Czerwonej Planety, co pozwoli na stwierdzenie, czy jądro Marsa jest płynne czy stałe. Początkowo start InSight zaplanowano na rok 2016, jednak doszło do awarii jednego z podstawowych urządzeń. Instrument, który zawiódł, to Seismic Experiment for Interior Structure (SEIS) dostarczony przez francuskie Narodowe Centrum Badań Kosmicznych (CNES). Urządzenie, które ma mierzyć przesunięcia gruntu nawet tak niewielkie jak średnica atomu korzysta z trzech czujników, które są zaplombowane w komorze próżniowej. Tylko w ten sposób są one w stanie przetrwać na Marsie. Już wcześniej okazało się, że komora nie jest szczelna. Dokonano jej naprawa i rozpoczęto testy. Niestety, przy temperaturze -45 stopni Celsjusza komora znowu zawiodła. Eksperci z NASA uznali, że pozostało zbyt mało czasu, by rozwiązać kolejny problem, przeprowadzić niezbędne testy i umieścić urządzenie w łaziku. Okienko startowe dla misji otworzy się w maju bieżącego roku i wtedy to ma wystartować InSight. Lądowanie na Marsie przewidziano zaś na listopad. « powrót do artykułu
  14. Ok. 1200 ochroniarzy XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu zatrzymano w pokojach na czas testów pod kątem obecności norowirusa. Wyniki mają być znane już wkrótce. Komitet organizacyjny poinformował w poniedziałek (5 lutego), że sprawę zaczęto badać, gdy okazało się, że u 41 osób w niedzielę nagle wystąpiły wymioty i biegunka. Wszystkie trafiły do szpitala, ale ich stan opisuje się jako stabilny. Badane jest jedzenie i źródła wody w miejscu, gdzie stacjonują ochroniarze. Podobna inspekcja trwa w 18 innych ośrodkach, które korzystają z wody gruntowej. Zatrzymanych w pokojach ochroniarzy zastąpiło 900 żołnierzy. Organizatorzy podkreślają, że zlecono dezynfekcję wszystkich olimpijskich kwater i autobusów. By zapobiec rozprzestrzenianiu choroby, którą nazywa się czasem zimową chorobą żołądka, rozprowadzono też płyn odkażający do rąk. Jak poinformowało koreańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (KCDC), wszyscy chorzy ochroniarze mieszkali w tym samym budynku w Pjongczangu. KCDC natychmiast wysłała tam zespół, który ma zbadać innych ludzi pod kątem symptomów, ustalić źródło ekspozycji i podjąć środki zaradcze. Opanowanie wirusa ma kluczowe znaczenie, bo otwarcie Igrzysk nastąpi już w piątek (9 lutego). « powrót do artykułu
  15. Spędzanie zbyt długiego czasu w słabo oświetlonych pomieszczeniach może zmieniać strukturę mózgu, upośledzając zdolność do uczenia i zapamiętywania. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Michigan prowadzili eksperymenty na kusu nilowych (Arvicanthis niloticus), ssakach z rodziny myszowatych, które tak jak ludzie prowadzą dzienny tryb życia i śpią w nocy. Najpierw przez miesiąc wystawiano je na oddziaływanie jaskrawego i przyćmionego światła w schemacie 12:12 h (w warunkach jaskrawego oświetlenia brLD jego natężenie ustalono na 1000 luksów, a w warunkach lekkiego zaciemnienia dimLD na 50 luksów), a potem badano ich mózgi. Okazało się, że zwierzęta poddawane ekspozycji na przyćmione światło gorzej wypadały w labiryncie wodnym Morrisa, gdzie w dużym okrągłym basenie pod powierzchnią wody ukryta jest platforma. Ich wyniki się poprawiały, gdy po miesięcznej przerwie na 4 tygodnie przenoszono je do warunków brLD. Oprócz zmian w zachowaniu u kusu z grupy dimLD zaobserwowano zmniejszoną ekspresję neurotroficznego czynnika pochodzenia mózgowego (ang. brain-derived neurotrophic factor, BDNF) w hipokampie, a zwłaszcza w obszarze CA1. Autorzy publikacji z pisma Hippocampus zaobserwowali także, że w dendrytach wierzchołkowych CA1 spadła gęstość kolców dendrytycznych. W największym stopniu dotyczyło to kolców grzybkowatych (ang. mushroom spine), które charakteryzują się dużą głową i stosunkowo krótką i szeroką szyjką oraz krótkich i grubych kolców pozbawionych szyjki (ang. stubby spine). Po 4 tygodniach w warunkach jasnego oświetlenia poziom BDNF i gęstość kolców dendrytycznych znacząco wzrastały. Wyniki pokazują, że natężenie światła wpływa nie tylko na wyniki poznawcze, ale i na plastyczność strukturalną hipokampa. Kiedy naśladując pochmurne zimowe dni [...], wystawialiśmy kusu na oddziaływanie przyćmionego światła, zwierzęta miały problemy z uczeniem przestrzennym. Przypomina to sytuację, gdy spędziwszy parę godzin w galerii handlowej lub w kinie, ludzie nie potrafią znaleźć swojego samochodu na parkingu - opowiada Antonio "Tony" Nunez. Prof. Lily Yan wyjaśnia, że światło nie wpływa bezpośrednio na hipokamp, w grę musi więc wchodzić pośrednictwo innego obszaru. Amerykanie wspominają o grupie neuronów w podwzgórzu, w których wytwarzana jest oreksyna (peptyd ten wpływa na wiele funkcji mózgu). Zespół chce rozstrzygnąć, czy podanie zwierzętom, na które oddziałuje się światłem o niskim natężeniu, oreksyny zregeneruje mózg bez przeniesienia ich na jakiś czas do jaskrawego światła. Projekt ma wielkie znaczenie dla seniorów z jaskrą, degeneracją siatkówki czy zaburzeniami poznawczymi. Czy w przypadku osób z chorobami okulistycznymi [...] można by bezpośrednio manipulować tą grupą neuronów z ominięciem oczu i zapewniać im te same korzyści, co za pomocą ekspozycji na jaskrawe światło? - pyta Yan i dodaje, że zastanawia ją też, czy jest to jakiś sposób na odtworzenie lub zapobieganie zaburzeniom poznawczym starzejącej się populacji czy pacjentów z chorobami neurologicznymi. « powrót do artykułu
  16. Warstwa ozonowa, chroniąca nas przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym, odbudowuje się na biegunach, jednak – jak się właśnie okazało – nie odradza się na niższych, zamieszkanych przez człowieka szerokościach geograficznych. Warstwa ozonowa została zniszczona przez produkowane przez człowieka związki chemiczne. Od kilku lat naukowcy donoszą o jej odradzaniu się. Teraz okazuje się, że o ile dziura ozonowa nad Antarktyką zmniejsza się i zdobyto bezpośredni dowód, że ma to związek z zakazem stosowania szkodliwych chemikaliów, to – z nieznanych przyczyn – warstwa ozonowa nie odradza się na mniejszych szerokościach. Ozon powstaje w stratosferze na szerokościach tropikalnych i rozprzestrzenia się wokół naszej planety. Znaczna część warstwy ozonowej znajduje się w niższych warstwach stratosfery. Teraz zaobserwowano, że pomiędzy 60. stopniem szerokości geograficznej północnej, a 60. stopniem szerokości geograficznej południowej, warstwa ozonowa nie odradza się, gdyż dochodzi do niespodziewanych ubytków ozonu w niższych warstwach stratosfery. W latach 80. na całym świecie znacząco spadała ilość ozonu, jednak od czasu wydania zakazu stosowania CFC warstwa ozonowa odradza się na biegunach. Jednak to zjawisko nie zachodzi na niższych szerokościach, mówi współautor badań profesor Joanna Haigh z Imperial College London. Ubytek warstwy ozonowej na niższych szerokościach może być groźniejszy niż na biegunach. Spadki ilości ozonu są co prawda mniejsze niż przed wejściem w życie Protokołu Montrealskiego, ale promieniowanie ultrafioletowe jest na niższych szerokościach bardziej intensywne i żyje tam więcej ludzi, dodaje uczona. Odkrycie, że na niższych szerokościach warstwa ozonowa się zmniejsza, jest zaskakujące. Modele, których obecnie używamy, nie przewidują takiego zjawiska. Bardzo krótko żyjące substancje mogą być czynnikiem, których modele nie uwzględniają, dodaje doktor William Ball z Politechniki Federalnej w Zurychu. Dotychczas sądzono, że bardzo krótko żyjące substancje rozpadają się na tyle szybko, iż nie docierają do warstwy ozonowej. Teraz okazuje się, że kwestia ta powinna być dokładnie zbadana. Już wcześniej pojedyncze dane sugerowały ubytek warstwy ozonowej na niższych szerokościach, jednak problem widać dopiero teraz, po przeprowadzeniu analiz obejmujących dane z długiego okresu. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego zachodzi takie zjawisko. Jedna z hipotez mówi, że zmiany klimatyczne powodują zmiany cyrkulacji powietrza, które przenosi więcej ozonu na wyższe szerokości geograficzne. Zaproponowano też wyjaśnienie mówiące, że to bardzo krótko żyjące substancje, zawierające chlor i brom, mogą niszczyć warstwę ozonową w niższej stratosferze. Te substancje to m.in. rozpuszczalniki, substancje do usuwania farb, substancje odtłuszczające, a nawet jedna z substancji, która jest używana do produkcji bezpiecznych dla ozonu zastępników CFC. « powrót do artykułu
  17. Niewielkie ilości alkoholu zmniejszają stan zapalny i pomagają oczyścić mózg z toksyn, także z tych związanych z chorobą Alzheimera (ChA). Przewlekłe spożycie nadmiernych ilości etanolu szkodzi ośrodkowemu układowi nerwowemu. Podczas ostatnich badań wykazaliśmy jednak po raz pierwszy, że niskie dawki alkoholu mogą być [...] korzystne dla zdrowia mózgu, poprawiając jego zdolność do usuwania zbędnych substancji - wyjaśnia dr Maiken Nedergaard z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Rochester. Badania Nedergaard koncentrują się na układzie glimfatycznym. Został on odkryty w 2012 r. właśnie przez ekipę z Rochester. Nazwano go glimfatycznym, ponieważ działa w dużej mierze jak układ limfatyczny, ale jest zarządzany przez komórki gleju. Dyfundujący płyn mózgowo-rdzeniowy odpowiada za oczyszczanie tkanki mózgu (także z beta-amyloidu i białka tau) i transport składników odżywczych. Dalsze badania wykazały, że układ glimfatyczny jest bardziej aktywny w czasie snu, może zostać uszkodzony w wyniku urazu i udaru i że da się usprawnić jego działanie ćwiczeniami. W ramach nowego badania na myszach zespół z Rochester analizował wpływ ostrej i przewlekłej ekspozycji na alkohol. Gdy obserwowano mózgi zwierząt wystawionych na oddziaływanie wysokich dawek alkoholu przez długi czas, widać było duże stężenia molekularnego markera stanu zapalnego (dotyczyło to zwłaszcza astrocytów, które są kluczowymi regulatorami układu glimfatycznego). Upośledzeniu ulegały też funkcje poznawcze i zdolności motoryczne gryzoni. Dla odmiany u zwierząt wystawianych na oddziaływanie niskich dawek alkoholu (odpowiednika 2,5 drinka dziennie) występował lżejszy stan zapalny mózgu, a układ glimfatyczny lepiej sobie radził z doprowadzaniem płynu mózgowo-rdzeniowego i usuwaniem zbędnych substancji. Porównań dokonywano do grupy kontrolnej, która nie piła alkoholu. Co ważne, nie zaobserwowano różnic w funkcjach poznawczych i ruchowych obu grup. Dane dotyczące wpływu alkoholu na układ glimfatyczny pasują do krzywej o kształcie litery J, która obrazuje związki dawki etanolu ze zdrowiem ogólnym i śmiertelnością (o ile niskie dawki są tu korzystne, o tyle duże spożycie jest już szkodliwe). [Warto przypomnieć, że] badania pokazały, że niskie-umiarkowane spożycie alkoholu wiąże się z niższym ryzykiem demencji, podczas gdy nadmierne picie przez wiele lat oznacza podwyższone ryzyko pogorszenia funkcji poznawczych. Nowe wyniki mogą wyjaśniać, czemu się tak dzieje. « powrót do artykułu
  18. Ludzie są bardziej skłonni zjeść potrawy, które uznają za odrażające, jeśli zaprezentuje się je w języku obcym. Restauratorzy lepiej więc zrobią, wymieniając w menu "escargot", a nie ślimaki. Psycholodzy mają nadzieję, że w ten sposób uda się zwiększyć akceptację dla przyjaznych środowisku produktów, których ludzie zazwyczaj nie chcą spróbować. Autorzy publikacji z Nature Sustainability podkreślają, że generalnie Amerykanie i Europejczycy odczuwają awersję np. do owadów i sztucznego mięsa. Na podobnej zasadzie mało kto chce sięgnąć po wodę uzyskiwaną po oczyszczeniu ścieków. Nie ma znaczenia, jak dobra jest technologia, jaką się posługujemy, to i tak ludzi nie przekona. By zaawansować zrównoważone spożycie, musimy się więc posłużyć psychologią. Jednym ze sposobów może zaś być prezentowanie ekologicznych, lecz obrzydliwych produktów w języku obcym - podkreśla dr Janet Geipel z Uniwersytetu w Chicago. Geipel i jej europejskich współpracowników zainspirowało badanie, które wykazało, że gdy wzbudzające emocje kwestie prezentuje się w języku obcym, reakcja emocjonalna na nie jest słabsza. Psycholodzy przeprowadzili serię 3 eksperymentów. Testowano reakcję na poddane uzdatnianiu ścieki, ciastka z mączników i sztuczne mięso. Uczestnikami byli ludzie, których ojczystym językiem był niemiecki, włoski i holenderski i którzy jako drugiego języka uczyli się niemieckiego bądź angielskiego. Badani czytali o produktach albo w języku ojczystym, albo w opanowanym w dalszej kolejności. Później wypytywano, czy mieliby ochotę zjeść/wypić przedstawiany produkt. Okazało się, że wśród osób, którym potencjalnie obrzydliwy produkt przedstawiono w języku ojczystym, tylko 18% wyraziło chęć skosztowania ciastek lub sztucznego mięsa. Czterdzieści procent całkowicie wykluczyło możliwość spróbowania mięsa, a niemal 55% nie chciało w ogóle ciastek. Po zaprezentowaniu produktów w drugim języku tylko 25,8% próby zareagowało w ten sposób na sztuczne mięso, a 35,5% na ciastka z mączników. Przy zaprezentowaniu w języku obcym chęć na spożycie wody ze ścieków rosła o 12%. Podczas eksperymentu z wodą ze ścieków badano też rzeczywiste spożycie. Obie grupy ochotników zapytano, kiedy ostatnio piły i zaproponowano szklankę wody rzekomo pochodzącej z uzdatniania ścieków (w rzeczywistości była to woda z kranu). W tym przypadku wpływ języka okazał się jednak marginalny i był modulowany przez pragnienie. Geipel planuje dalsze eksperymenty, w których na awersyjnych produktach zamiast całych opisów umieszczono by proste etykiety w języku obcym. Język ojczysty ma silniejszą wymowę emocjonalną, bo jest używany częściej i w bardziej emocjonalnym kontekście. Posługując się językiem obcym, można [by zaś] wyeliminować część emocjonalności związanej z owadami i w ten sposób przezwyciężyć barierę zapobiegającą spożyciu pokarmów bazujących na owadach. « powrót do artykułu
  19. Jak wynika z badań opublikowanych w Journal of Mammology, w ciągu ostatnich 20 lat opisano średnio 1000 nowych gatunków ssaków na dekadę. To pokazuje, że – wbrew powszechnemu przekonaniu – ssaki wcale nie są dobrze rozpoznaną gromadą. Tempo odkrywania nowych gatunków ssaków jest równie szybkie, co w przypadku płazów, a zawdzięczamy je postępom w metodach analizy DNA oraz bardziej intensywnym niż dotychczas badaniom polowym. Spis wszystkich istniejących gatunków ssaków znajdziemy w publicznie dostępnej Mammal Diversity Database, prowadzonej przez American Society of Mammalogists i National Science Foundation. Jeszcze w 1993 roku nauka znała 4631 gatunków ssaków. Do 2005 liczba ta wzrosła do 5416 gatunków, a obecnie wiemy o 6495 gatunkach. We wspomnianej bazie znajdziemy je wszystkie, w tym 96 gatunków, które wyginęły w czasie ostatnich 500 lat. Z najnowszych badań dowiadujemy się, że zaktualizowana baza zawiera szczegóły dotyczące 1251 nowych gatunków i wiele zmian, takich jak np. 88 nowych rodzajów i 14 nowych rodzin. Badania dokumentują długoterminowe zmiany liczebności 25 nowych gatunków rocznie oraz identyfikują regiony o największym zagęszczeniu gatunków, którymi są Ameryka Środkowa, Karaiby i Ameryka Południowa. Dotychczas naukowcy nie dysponowali całościową, aktualizowaną na bieżącą bazą danych o ssakach. Sporadycznie ukazywało się Mammal Species of the World, które po raz ostatni wydano w 2005 roku. Specjaliści nie byli więc w stanie na bieżąco śledzić zmian w szacowanej liczbie gatunków, ani nowych propozycji dotyczących czy to połączenia w jeden gatunków uznawanych wcześniej za odrębne, czy też tworzenia nowych rodzin lub rodzajów. Z kolei długi czas, jaki upływał pomiędzy syntezą obecnego stanu wiedzy i publikacją na ten temat powodował, że trudniej było opracowywać strategie ochrony zwierząt. Jednym z naszych głównych celów jest scentralizowanie informacji o znanych gatunkach ssaków i ułatwienie dostępu do niej, mówi Nathan Upham z Yale University. Naukowcy na potrzeby swoich badań przeanalizowali ponad 1200 specjalistycznych publikacji, które ukazały się od 2003 roku. Szczegółowe dane publikowano w pismach specjalistycznych, monografiach czy książkach, a do wielu z nich dostęp był utrudniony. Stąd potrzeby usystematyzowania wiedzy i upublicznienia dostępu. Co interesujące, jedną z osób, które wymieniono wśród głównych autorów jest 18-letni student Boise State University Connor Burgin. Connor w wieku 16 lat zaczął tworzyć spis wszystkich znanych gatunków ssaków, stwierdził Upham, którego z Burginem poznał kurator w Smithsonian Natural History Museum, Don Wilson. To właśnie od listy Burgina, którą Upham porównał z bazą DNA gatunków ssaków, zaczęto tworzyć Mammal Diversity Database. Obecnie twórcy bazy pracują nad połączeniem nazw gatunków z ich lokalizacjami oraz z oryginalnymi opisami, dzięki czemu można będzie łatwo prześledzić zmiany taksonomiczne dotyczące każdego z nich. Twórcy bazy mają nadzieję, że będzie ona z czasem równie użyteczna co istniejące już i aktualizowane na bieżąco bazy taksonomiczne gadów, płazów, ptaków i ryb. Dotychczas taksonomiczne opisy ssaków wyraźnie odstawały od innych gromad, co może dziwić, biorąc pod uwagę ich przydatność zarówno podczas badań nad pochodzeniem człowieka, jak i rolę, jaką odgrywają w medycynie. Ignorowanie taksonomii jest bardzo wygodne, wiele osób tak robi. Taksonomia jest jednak podstawowym językiem, za pomocą którego biolodzy komunikują się ze sobą na przestrzeni dziejów, dodaje Upham. « powrót do artykułu
  20. Respiro del Diavolo (Oddech Diabła) to bez wątpienia najostrzejsze lody na świecie. Mają bowiem ponad 1,5 mln jednostek w skali Scoville'a (1.569.300 SHU). Martin Bandoni, właściciel Aldwych Cafe oraz Ice Cream Parlour w Glasgow, opowiada, że receptura oryginalnych pikantnych lodów jest od dawna pilnie strzeżona przez włoskich producentów gelato, a ich jedzenie stanowi test odwagi na spotkaniach mistrzów cechu. Po tegorocznej podróży Bandoni stwierdził jednak, że równie dobrze superpikantne lody mogą się stać przebojem komercyjnym i z myślą o walentynkach umieścił je w menu swoich lokali. Jak się okazuje, pomysł był naprawdę dobry, bo ludzie z całej Wielkiej Brytanii zatrzymują się tu, by spróbować swych sił w zetknięciu z deserem. Ze względu na ostrość Respiro del Diavolo klienci muszą mieć co najmniej 18 lat i podpisać dokument, w którym stwierdza się, że zjedzenie lodów niesie za sobą ryzyko urazu, choroby, a nawet utraty życia. Nakładając gałki, obsługa lokalu nosi rękawiczki. Jeśli lubisz chilli, to coś dla ciebie. [...] Podczas jedzenia pojawiają się dziwne [sprzeczne] doznania, bo choć lody są zimne, skrajnie palą usta i przełyk - opowiada Bandoni. Na razie lody znajdują się w fazie konsumenckich testów, ale jeśli odbiór nadal będzie pozytywny, po walentynkach wejdą do menu na stałe. Szkoci podkreślają, że gałka Respiro del Diavolo kosztuje tyle samo, co inne smaki (za porcję w rożku trzeba zapłacić 1,90 GBP). « powrót do artykułu
  21. Dwadzieścia kilometrów na południe od Kairu (na zachodnim cmentarzu w Gizie) odkryto grobowiec kapłanki bogini Hathor o imieniu Hetpet. Budowla z cegły mułowej ma ok. 4400 lat. Wiemy, że Hetpet była kimś ważnym i miała silne powiązania z pałacem - powiedział na niedzielnej konferencji prasowej egipski minister starożytności Khaled al-Anani. Wg archeologów, styl architektoniczny i elementy zdobnicze grobowca są typowe dla V dynastii. Wejście prowadzi do kapliczki w kształcie litery L. Imię Hetpet i jej tytuły wyryto na basenie do oczyszczania. Na ścianach zachowały się malowidła, na których widnieje Hetpet przyglądająca się scenom polowań i łowienia ryb. Na innych przedstawiono małpę zbierającą owoce i tańczącą przed orkiestrą, a także ludzi wytwarzających galanterię skórzaną czy zajmujących się metalurgią. Takie sceny to rzadkość. Wcześniej odkryto je tylko w grobowcu Ka-Iber [z Sakkary] z czasów Starego Państwa. Tam jednak małpa tańczyła przed gitarzystą, a nie orkiestrą - wyjaśnia Mostafa al-Waziri, sekretarz generalny Służby Starożytności, który przewodzi misji rozpoczętej w październiku ubiegłego roku. Anani ma nadzieję, że to nie koniec odkryć na stanowisku, zwłaszcza że w jego okolicach od XIX w. ciągle znajduje się coś nowego. To bardzo obiecujący rejon. Nim odkryliśmy grobowiec Hetpet, usunęliśmy ok. 250-300 metrów sześciennych ziemi - dodaje al-Waziri, który uważa, że Hetpet może mieć na zachodnim cmentarzu jeszcze jeden grobowiec. O istnieniu Hetpet wiadomo od ponad stu lat. Jest znana z artefaktów, które znaleziono na stanowisku i odesłano do muzeum w Berlinie już w 1909 r. Nadal jednak brakuje jej mumii. « powrót do artykułu
  22. Po odkryciu tego niesamowitego systemu planetarnego nasz zespół koniecznie chciał dowiedzieć się więcej o TRAPPIST-1. Po roku badań możemy ogłosić wyniki. Dzięki naszej pracy TRAPPIST-1 jest najlepiej zbadanym pozasłonecznym układem planetarnym – stwierdził doktor Amaury Triaud z University of Birmingham. Uczony brał udział w czterech międzynarodowych projektach badających TRAPPIST-1. Niezwykły system planetarny wzbudził sensację przed rokiem, gdy okazało się, że składa się on z siedmiu planet wielkości Ziemi, a trzy z nich znajdują się w ekosferze swojej gwiazdy. Co więcej, ciekła woda może występować nawet na powierzchni tych planet, które są poza ekosferą gwiazdy, wszystko zależy zaś od właściwości atmosfer tych planet. Podczas badań, w których uczestniczył Triaud, naukowcy dokładniej określili właściwości gwiazdy i poprawili pomiary orbit planet Trzecie badanie pozwoliło na lepsze określenie mas planet, a podczas czwartego dokonano obserwacji ich atmosfery. Przeprowadzone badania wykazały, że wszystkie siedem planet TRAPPIST-1 to planety skaliste, a woda stanowi nawet 5% ich masy. To bardzo dużo. Ziemskie oceany to zaledwie 0,02% masy naszej planety. W przypadku pięciu planet naukowcy podejrzewają, że w ich atmosferach nie ma wodoru i helu. Jeśli zaś idzie o formę, w jakiej występuje na nich woda, to dużo zależy od ilości energii, jaką otrzymują od swojej gwiazdy. Trzeba pamiętać, że jej masa to zaledwie 9% masy Słońca. Jednak z drugiej strony wszystkie siedem planet okrążają swoją gwiazdę w odległości mniejszej niż Merkury okrąża Słońce. Najprawdopodobniej panują na nich umiarkowane temperatury, a to oznacza, że przy odpowiednim ukształtowaniu geologicznym i składzie atmosfery na wszystkich może istnieć woda w stanie ciekłym. Spośród wszystkich planet wchodzących w skład TRAPPIST-1 najbardziej podobna do Ziemi jest czwarta, oznaczona literą „e”. Wciąż jednak niewiele o niej wiadomo. Przede wszystkim nie wiemy, czy ma atmosferę i jakie warunki panują na jej powierzchni. Jeśli weźmiemy pod uwagę nasze pomiary masy i orbit oraz to, co wiemy o gwieździe, otrzymujemy dokładne informacje o gęstości każdej z tych planet i o ich składzie. Wszystkie siedem planet w wysokim stopniu przypomina Merkurego, Wenus, Ziemię, Księżyc i Marsa, mówi doktor Triaud. Naukowcy wykorzystali też Teleskop Hubble'a do badania atmosfery planet. W przypadku planet TRAPPIST-1d, e oraz f nie znaleziono żadnych dowodów na obecność atmosfery zdominowanej przez wodór. Podobne wyniki uzyskano w ubiegłym roku dla planet b oraz c. W przypadku planety g nie można wykluczyć przewagi wodoru w atmosferze. Obecnie dostępne dane nie pozwalają na stwierdzenie, czy atmosfery planet są bardziej podobne do atmosfery Wenus czy Ziemi. Za pomocą Hubble'a dokonaliśmy wstępnego rozpoznania. Naukowcy korzystający z Teleskopu Webba będą mieli więc punkt wyjścia. Wyeliminowanie jednego z możliwych scenariuszy dotyczących składu atmosfery pozwoli astronomom używającym Webba na takie zaplanowanie badań, by można było sprawdzić inne możliwe składy atmosfer, mówi współautor badań, Nikole Lewis ze Space Telescope Science Institute. Na podstawie obecnie dostępnych danych naukowcy uważają, że TRAPPIST-1b, planeta najbliższa gwieździe, ma skaliste jądro i jest otoczona atmosferą gęstszą niż atmosfera Ziemi. TRAPPIST-1c prawdopodobnie również ma skaliste wnętrze, ale atmosferę rzadszą od planety b. Masa najlżejszej z planet, TRAPPIST-1d to 0,3 masy Ziemi. Naukowcy nie są pewni, czy posiada ona dużą atmosferę, ocean czy warstwy lodu. Wszystkie trzy scenariusze pasują do tego typu planety. Z kolei TRAPPIST-1e jest jedyną planetą w systemie, która jest nieco gęstsza od Ziemi. Może mieć żelazne jądro bardziej gęste od jądra naszej planety. Podobnie jak planeta c niekoniecznie posiada gęstą atmosferę, ocean lub lód, przez co obie te planety są wyraźnie różne od pozostałych z systemu TRAPPIST. Planeta e jest też znacznie bardziej skalista niż inne. Biorąc pod uwagę jej rozmiary, gęstość oraz ilość energii otrzymywanej z gwiazdy planeta ta jest najbardziej podobna do Ziemi. Planety TRAPPIST-1f, g oraz h są na tyle daleko od swojej gwiazdy, że całe ich powierzchnie mogą być zamarznięte. Jeśli mają cienkie atmosfery to najprawdopodobniej nie zawierają one cięższych molekuł, takich jak dwutlenek węgla. Następnym ważnym krokiem w badaniu systemu TRAPPIST-1 będzie jego eksploracja za pomocą Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba (JWST). Pozwoli on jednoznacznie określić, czy planety w tym systemie mają atmosfery, a jeśli tak, to jaki jest ich skład oraz czy takie atmosfery pozwalają na istnienie wody w stanie ciekłym na powierzchni planet. Teleskop Webba zostanie wystrzelony w przestrzeń kosmiczną w przyszłym roku. « powrót do artykułu
  23. Szczury pomagają sobie jak ludzie. Naukowcy zaobserwowali m.in., że szczury wędrowne (Rattus norvegicus) chętniej iskają osobniki, od których dostały wcześniej jedzenie. Dr Manon Schweinfurth z University of St Andrews i prof. Michael Taborsky z Uniwersytetu w Bernie podawali w kark szczurów, który jest dla gryzoni trudno dostępnym miejscem, wodę morską (tworzyli w ten sposób sytuację, gdy zwierzęta potrzebowały czyjejś pomocy). Generalnie szczury mogły się rewanżować, iskając osobnika, od którego dostały jedzenie albo dając jedzenie gryzoniowi, który je iskał. Okazało się, że szczury częściej drapały osobniki dostarczające jedzenie niż zwierzęta, które nie wyświadczały przysługi. Oprócz tego dawały więcej jedzenia współpracującym "iskaczom". Odkryliśmy, że szczury handlowały tymi usługami zgodnie z regułami kierującymi zwrotnością: pomagam ci, bo ty pomogłeś mnie - opowiada Schweinfurth. Wyniki wskazują, że handel zwrotny wśród nieczłowiekowatych może być bardziej rozpowszechniony, niż się dotąd wydawało. [bynajmniej] nie jest on ograniczony do gatunków z dużymi mózgami i zaawansowanymi zdolnościami poznawczymi. Autorzy publikacji z pisma Current Biology przypominają, że wcześniej często uznawano, że zwrotna współpraca jest na tyle wymagająca poznawczo, zwłaszcza jeśli wymienia się różne dobra, że zmniejsza to prawdopodobieństwo jej wystąpienia u nieczłowiekowatych. Badania obserwacyjne dzikich zwierząt temu przeczyły, ale aż do teraz brakowało danych z badań eksperymentalnych. « powrót do artykułu
  24. Astronomowie z University of Oklahoma są pierwszymi, którym udało się odkryć planety znajdujące się poza naszą galaktyką. Dzięki mikrosoczewkowaniu grawitacyjnemu zauważono obiekty o masach pomiędzy Księżycem a Jowiszem. Odkrycia dokonali profesor Xinyu Dai i doktor Eduardo Guerras, którzy podczas swojej pracy wykorzystali teleskop Chandra X-ray. Jesteśmy niezwykle podekscytowani. Po raz pierwszy udało się zauważyć planety poza naszą galaktyką. Na podstawie analizy sygnatur promieniowania w wysokiej częstotliwości i modelowania uzyskanych danych określiliśmy masy tych obiektów, stwierdził profesor Dai. Pozasłoneczne planety w Drodze Mlecznej są często odkrywane dzięki metodzie mikrosoczewkowania grawitacyjnego. Dotychczas jednak nie dysponowaliśmy żadnym dowodem na istnienie planet poza Drogą Mleczną. To przykład tego, jak potężnym narzędziem może być analiza międzygalaktycznego mikrosoczewkowania grawitacyjnego. Galaktyka, w której znaleźliśmy planety, jest oddalona od nas o 3,8 miliarda lat i nie mamy najmniejszych szans, by bezpośrednio zaobserwować te planety. Nawet, gdybyśmy dysponowali najlepszymi teleskopami jakimi mogą wyobrazić sobie autorzy książek science-fiction. Jesteśmy jednak w stanie badać te planety, odkryć ich obecność, a nawet obliczać ich masę, mówi Guerras. Szczegóły odkrycia zostały opublikowane na łamach Astrophysical Journal Letters w artykule „Probing Planets in Extragalactic Galaxies Using Quasar Microlensing”. « powrót do artykułu
  25. W masowym grobie odkrytym w 2. połowie ubiegłego wieku przy kościele w Repton w Anglii pochowano najprawdopodobniej poległych podczas walk wielkiej armii wikingów. Najnowsze badania wskazują, że wszystkie kości pochodzą z końca IX w. Warto też przypomnieć, że z zapisów historycznych wynika, że wielka armia wikingów zimowała w 873 r. w Repton i doprowadziła do wygnania władcy Mercji. Podczas wykopalisk prowadzonych przez Martina Biddle'a i Birthe Kjølbye-Biddle w latach 70. i 80. XX w. w Repton odkryto kilka grobów wikińskich, a także pozostałości karneru ze szczątkami niemal 300 osób. Na te ostatnie natrafiono pod niewielkim wzniesieniem w ogrodzie plebanii. Naukowcy tłumaczą, że w karner przekształcono częściowo zrujnowany budynek anglosaski, prawdopodobnie mauzoleum. W jednej z komór znajdowały się przemieszane szczątki co najmniej 264 osób (ok. 20% stanowiły kobiety). Wśród kości znaleziono wikińską broń i artefakty, w tym topory, kilka noży oraz 5 srebrnych monet z 872-875 r. n.e. Większość mężczyzn zmarła w wieku 18-45 lat. Niektóre męskie kości nosiły ślady ciężkich urazów. Choć wszystko wskazywało na związki pochówku z wielką armią wikingów, datowanie radiowęglowe zasugerowało coś innego. Wydawało się więc, że archeolodzy mają do czynienia z mieszaniną kości z różnych okresów. Najnowsze badania potwierdziły jednak pierwotne przypuszczenia, bo okazało się, że wszystkie kości pochodzą z końca IX w. To zaś oznacza, że można je przypisać wielkiej armii. Wg Cat Jarman z Uniwersytetu Bristolskiego, błąd ma związek z tzw. efektu rezerwuarowym. Polega on na tym, że duże spożycie organizmów wodnych, w tym ryb, może powodować zmiany w akumulacji węgla 14C w organizmie i prowadzić do postarzenia dat radiowęglowych. Specjalistka dodaje, że należy wprowadzać korekty, oszacowując ilość spożywanych przez daną osobę ryb/organizmów morskich. Autorzy publikacji z pisma Antiquity zbadali też wiek pochówku 2 mężczyzn. Okazało się, że on także pochodził z 873-886 r. n.e. Starszy z mężczyzn był pochowany z wisiorem z młotem Thora i wikińskim mieczem. Zadano mu kilka śmiertelnych ciosów, w tym potężne cięcie lewej kości udowej. Ponieważ pomiędzy nogami zmarłego umieszczono szablę dzika, archeolodzy spekulują, że mężczyzna doznał urazu jąder i penisa. Kieł ma uzupełnić to, co stracił, przygotowując go do życia po życiu. Zespół z Uniwersytetu Bristolskiego dodaje, że 4 młode osoby w wieku 8-18 lat pochowano razem z owczą żuchwą umieszczoną w nogach. Pochówek znajdował się w pobliżu wejścia do masowego grobu. Ponieważ u co najmniej 2 osób wykryto urazy, archeolodzy przypuszczają, że mógł to być pochówek rytualny. Najnowsze badanie radiowęglowe wskazuje, że pochodzi on z 872-885 r. Choć nowe wyniki nie udowadniają, że mamy do czynienia z członkami wikińskiej armii, wydaje się to bardzo prawdopodobne - podsumowuje Jarman. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...