Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37211
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    235

Ostatnia wygrana KopalniaWiedzy.pl w dniu 17 stycznia

Użytkownicy przyznają KopalniaWiedzy.pl punkty reputacji!

Reputacja

362 Wyśmienita

6 obserwujących

O KopalniaWiedzy.pl

  • Tytuł
    Duch Kopalni
  • Urodziny 01.05.2006

Informacje szczegółowe

  • Płeć
    Nie powiem

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

  1. Jedną z metod służących poznaniu naszej historii jest badanie zanieczyszczeń powodowanych przez człowieka. W przeszłości informowaliśmy, że historia starożytnego Rzymu została zapisana w zanieczyszczeniach na Grenlandii, a później informowaliśmy, że Rzymianie zanieczyszczali atmosferę bardziej, niż sądziliśmy. Teraz zaś geolodzy z Uniwersytetu w Heidelbergu znaleźli najstarsze dowody na zanieczyszczenie przez człowieka środowiska ołowiem. Rdzenie z osadów z dna morskiego oraz okolic wybrzeży Morza Egejskiego dostarczyły dowodów, że ludzie zanieczyścili okolicę ołowiem już 5200 lat temu. Odkrycie to, w połączeniu z analizą pyłków roślin zawartych w osadach, daje lepszy wgląd w zmiany społeczno-ekonomiczne regionu Morza Egejskiego. Widać w nich też wydarzenia polityczne, jak na przykład podbój Grecji przez Rzym. W badanym regionie powstały jedne z najstarszych europejskich centrów kulturowych. Wpływ społeczności rolniczo-pasterskich na środowisko widać w wylesianiu oraz zmianie składu pyłków roślin, znajdujących się w osadach. Widzimy, że około 5200 lat temu na południu Europy dochodzi do intensyfikacji takich zmian. Wciąż jednak społeczności te miały jedynie lokalny wpływ na środowisko. Na Półwyspie Bałkańskim metale wytapiano około 7000 lat temu, natomiast technologię kupelacji rud ołowiu w celu pozyskania srebra stosowano w regionie Morza Egejskiego i Bliskiego Wschodu być może już około 6000 lat temu. Technologie te pozostawiły po sobie trwały ślad w środowisku. Dotychczas najstarsze dowody na antropogeniczne zanieczyszczenie ołowiem pochodziły sprzed około 4000 lat. Uczeni z Heidelbergu znaleźli w rdzeniu pobranym z torfowiska w pobliżu Filippii (Tenaghi Philippon) ślady antropogenicznego zanieczyszczenia ołowiem sprzed 5200 lat. Wciąż jednak były to zmiany regionalne. Pierwsze ponadregionalne zanieczyszczenie ołowiem miało miejsce na przełomie III i II wieku naszej ery. Ślady rzymskich zanieczyszczeń znaleziono w lodach Grenlandii. Pochodzą one mniej więcej z czasu podboju Grecji przez Rzym. Kolejny skok zanieczyszczeń miał miejsce około 200 lat później, gdy Imperium Romanum przeżywało okres największego rozkwitu. Wysoki poziom antropogenicznych zanieczyszczeń ołowiem utrzymywał się przez około 1000 lat. Poza wspomnianym skokiem w I wieku, do zwiększenia zanieczyszczeń doszło też około 1700 i 1200 lat temu. Widoczne są też wyraźne spadki, które przypadają na okres władzy dynastii Antoninów (165–180) oraz cesarza bizantyńskiego Justyniana (541–549). W obu tych okresach doszło do dużych epidemii. « powrót do artykułu
  2. Dystrofia mięśniowa Duchenne'a (DMD) to choroba genetyczna o niezwykle poważnych konsekwencjach, jak nieodwracalny zanik mięśni. Powodowana jest mutacją w najdłuższym ludzkim genie, kodującym dystrofinę. W wyniku mutacji tworzone są jedynie fragmenty mRNA zamiast całych mRNA. Uczeni z Instytutu Badań nad Sercem i Płucami im. Maxa Plancka wykazali, te fragmenty mRNA – za pośrednictwem procesu zwanego adaptacją transkrypcyjną  – mogą zostać wykorzystane do wytwarzania dużych ilości utrofiny, kompensując brak dystrofiny. Utrofina jest białkiem o podobnej strukturze co dystrofina, jest syntetyzowana w wieku płodowym, a po porodzie zastępowana przez dystrofinę. Później wykrywana jest tylko w regenerujących się mięśniach. Od dłuższego czasu podejrzewano, że może będzie ją wykorzystać w leczeniu dystrofii mięśniowej. Dystrofia mięśniowa Duchenne'a występuje niemal wyłącznie u chłopców. Pojawia się w około 1 na 5000 urodzeń. Jest chorobą postępującą, jej pierwsze objawy występują w wieku 2-8 lat. Początkowo zanikają mięśnie szkieletowe, z czasem też mięsień sercowy. Chorzy mają coraz większe problemy z poruszaniem się. W wieku około 12 lat większość nie jest w stanie samodzielnie chodzić. Obecnie, dzięki postępom medycyny, średnia długość życia chorych wynosi około 30 lat. Dotychczas leczenie dystrofii Duchenne'a polegało na utrzymaniu sprawności mięśni jak najdłużej to możliwe. Pojawiają się też pierwsze terapie genowe, których celem jest zwiększenie produkcji dystrofiny w komórkach mięśni. Teraz zespół Didiera Stainiera z Instytutu im. Maxa Plancka dokonał ważnego odkrycia. Naukowcy skupili się nie tylko na dystrofinie, ale też na utrofinie. Wiadomo, że zwiększone wytwarzanie utrofiny częściowo rekompensuje brak dystrofiny. Jako pierwsi wykazaliśmy, że ludzkie komórki mięśniowe są w stanie, za pomocą procesu zwanego adaptacją transkrypcyjną, zwiększyć produkcję utrofiny, mówi główna autorka badań, Lara Falcucci. Dotychczas adaptację transkrypcyjną obserwowano jedynie u nicienia C. elegans, danio pręgowanego i myszy. Żeby zrozumieć ten mechanizm, trzeba wiedzieć, że w dystrofii mięśniowej Duchenne'a różne mutacje w genie kodującym dystrofinę uniemożliwiają powstanie funkcjonalnego produktu, czyli białka. Ponadto niektóre mutacje powodują, że mRNA się rozpada na kawałki. Okazało się, ze te kawałki mogą odgrywać nowe role w regulacji innych genów, wyjaśnia Christopher Dooley. Naukowcy z Maxa Plancka wykazali na hodowlach komórek pobranych od pacjentów z DMD, że wspomniane fragmenty mRNA zwiększają produkcję utrofiny w komórkach. Dzieje się tak dzięki mechanizmowy adaptacji transkrypcyjnej. Regulując mechanizm rozpadu mRNA dystrofiny można kontrolować produkcję utrofiny w komórkach. To punkt wyjścia do opracowania terapii, dodaje Falcucci. « powrót do artykułu
  3. Jednym z aspektów ludzkiej kultury jest rozwinięta sztuka kulinarna. Wkładamy wiele wysiłku w przygotowanie i doprawienie żywności. Teraz naukowcy z Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej w Wiedniu zaobserwowali, że kakadu białookie manipulują pożywieniem, by nadać mu dodatkowy smak i teksturę. Zaczęło się od trzech ptaków – Pipina, Mukiego i Kiwi – które mieszkają w dużej wolierze. Uczeni zauważyli, że ptaki, przed zjedzeniem sucharów, maczały je w wodzie. Zauważyliśmy to zachowanie i zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego kakadu tak się zachowują. Innowacje dotyczące pożywienia są uważane za przejaw inteligencji, więc chcieliśmy sprawdzić, czy odnosi się to do naszych ptaków, mówi doktorant Jeroen Zewald, który kierował badaniami. Naukowcy wysunęli kilka hipotez. Uznali, że ptaki mogą albo myć pożywienie, albo nasączać je wodą, albo zmieniać jego smak, albo używać go jako gąbki, by dostarczać wodę pisklętom. Dzięki szczegółowym obserwacjom przekonali się, że kakadu wsadzają suchary do wody na 20 sekund, czasem obracając je przed zjedzeniem. Postępowały tak tylko z suchym pożywieniem. Woda była czysta, nie nadawała smaku, a ptaki nie miały wówczas młodych. Naukowcy doszli więc do wniosku, że ptakom chodzi o zmianę tekstury pożywienia. Podobnie postępują ludzie, którzy na przykład zanurzają biszkopty w porannej herbacie czy cantucci w winie. To jednak nie koniec niespodzianek. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zauważyliśmy, że kakadu zanurzają makaron w sojowym jogurcie jagodowym. Prawdopodobnie po to, by go doprawić. Całkiem jak ludzie zanurzający frytki w keczupie, stwierdza Zewald. Naukowcy dostarczyli więc ptakom sojowy jogurt pozbawiony smaku. I okazało się, że ptaki bardzo rzadko maczają w nim makaron. Wszystko wskazuje więc na to, że chodzi o dodatkowy smak. Naukowcy podkreślają, że ich kakadu mają dostęp do jogurtu sojowego, który mogą spożywać. Jogurt z mleka jest dla ptaków szkodliwy. Dotychczas przyprawianie żywności zauważono jedynie w latach 60. XX wieku u makaków japońskich, które zanurzały ziemniaki w słonej wodzie. Nie weryfikowano jednak eksperymentalnie tego zachowania. Nie wszystkie ptaki w grupie zanurzały makaron w jogurcie. To prawdopodobnie oznacza, że jest to nowy wynalazek, a nie część ich naturalnego zachowania, mówi uczony. Co interesujące, zauważono też różnice pomiędzy maczaniem suchego pokarmu w wodzie, a zanurzaniem makaronu w jogurcie. O ile suchy pokarm był ostrożnie wkładany do wody, to makaron był bardzo energicznie przeciągany i obtaczany w jogurcie. Co więcej ptaki zjadały fragment makaronu unurzany w jogurcie i ponownie zanurzały ten fragment, na którym jogurtu nie było. O tym, że to zachowanie nowe, może świadczyć fakt, że nie zaobserwowano go dotychczas ich środowisku naturalnym, w Indonezji. Te kakadu znane są z innowacyjnego podejścia do używania narzędzi w naturze. Potrafią na przykład zaostrzyć patyk, by dostać się do owoców o twardej skorupce. Używanie narzędzi i przyprawianie pożywienia pokazuje, jak są elastyczne, inteligentne i ciekawskie, dodaje profesor Alice Auersperg. Mam nadzieję, że ludzie zaczną brać pod uwagę ich inteligencję, zamiast trzymać je w domu i traktować jak domowe zwierzęta. To energiczne ptaki, które potrzebują wielu godzin aktywności fizycznej i bogatego otoczenia, dodaje uczona. Kakadu białookie znacząco zwiększają naszą wiedzę o inteligencji zwierząt. Uczeni z Austrii zwykle stawiają przed nimi problem i obserwują, jak ptaki dochodzą do jego rozwiązania. Tym razem kakadu rozwiązały problem, którego ludzie przed nimi nie stawiali. Najwyraźniej pożywienie nie bardzo im smakowało i postanowiły temu zaradzić. To pokazuje, że ludzie nie są jedynymi zwierzętami, które mają własne preferencje kulinarne, stwierdza Zewald. « powrót do artykułu
  4. Mikro- i nanoplastik zawarty w glebie i ziemi może znacząco zwiększać ilość toksyn absorbowanych przez rośliny, ludzi i zwierzęta. Naukowcy z Rutgers University informują na łamach NanoImpact, że w sałacie narażonej na działanie nanoplastiku oraz innych obecnych w środowisku zanieczyszczeń – takich jak np. arsen – ilość toksycznych substancji była znacznie większa, niż w sałacie, która miała do czynienia tylko z tradycyjnymi zanieczyszczeniami. Podobne zjawisko zaobserwowano w ludzkich tkankach. Wprowadziliśmy do środowiska już około 7 miliardów ton plastiku, który ciągle się rozpada. Zanieczyszcza on wszystko, co nas otacza – wodę, którą pijemy, pożywienie i powietrze, którym oddychamy, mówi Philip Demokritou, dyrektor Centrum Nanonauki i Zaawansowanych Materiałów na Rutgers University, który był jednym z głównych autorów obu badań. Uczeni wykorzystali model komórkowy ludzkiego jelita cienkiego połączony z aparatem symulującym układ trawienny. Badania wykazały, że obecność mikroplastiku aż sześciokrotnie zwiększyła wchłanianie samego tylko arsenu. Takie samo zjawisko zaobserwowano w przypadku boskalidu, szeroko stosowanego pestycydu, który również w większej ilości akumulował się w ludzkich tkankach w obecności nanoplastiku. Co gorsze, zależność była dwustronna. Nie tylko plastik zwiększa wchłanianie zanieczyszczeń, ale i zanieczyszczenia zwiększają, i to niemal dwukrotnie, wchłanianie plastiku. Wiemy, że materiały w skali nano mogą przekraczać bariery biologiczne. Im są mniejsze, tym łatwiej przedostają się przez warstwy, które chronią nasz organizm, mówi Demokritou. Podczas badań nad sałatą, naukowcy użyli polistyrenu o dwóch rozmiarach, 20 i 1000 nanometrów, oraz arsenu i boskalidu. Odkryli, że mniejsze cząstki miały większy wpływ. Doprowadziły one do 3-krotnego zwiększenia arsenu przez sałatę. Zjawisko takie zaobserwowano zarówno w uprawach hydroponicznych, jak i w przypadku sałaty uprawianej w ziemi. Dzięki zaawansowanym technikom obrazowania naukowcy wykazali, że im mniejsze cząstki, tym łatwiej przedostają się one z korzeni do pozostałych części rośliny. Ludzie wprowadzili do środowiska olbrzymie ilości plastiku. Nie ulega on rozkładowi, tylko rozpada się na coraz mniejsze fragmenty, które z wodą, pożywieniem i powietrzem trafiają do naszych organizmów. Niedawno opisywaliśmy badania, których autorzy zauważyli związek pomiędzy obecnością plastiku w organizmie a problemami zdrowotnymi. Teraz widzimy, że plastik zwiększa ilość toksyn, które wchłaniamy. Dlatego też Demokritou mówi, że przede wszystkim powinniśmy zmniejszać ilość używanego plastiku. Jest to niezwykle ważne w rolnictwie, które używa olbrzymich ilości plastiku np. w postaci agrowłóknin. W ten sposób gleba i woda w miejscu produkcji żywności są dodatkowo zanieczyszczane mikro- i nanoplastikiem, który trafia do żywności, a w końcu do naszych organizmów. Dlatego przynajmniej w rolnictwie powinny być używane w pełni biodegradowalne tworzywa sztuczne. « powrót do artykułu
  5. Eksperci z CSIRO (Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation) agendy naukowej rządu Australii, stworzyli algorytm sztucznej inteligencji, który lepiej niż ludzcy specjaliści rozpoznaje płeć na podstawie wyglądu czaszki. Przyda się ono wszędzie tam, gdzie potrzebna jest dokładna szybka identyfikacja płci, na przykład podczas śledztw kryminalnych czy prac prowadzonych w związku z katastrofami naturalnymi. Nowe narzędzie, stworzone przy pomocy naukowców z University of Western Australia, potrafi określić płeć na podstawie samej tylko czaszki z 97-procentową dokładnością. To znacznie lepszy wynik, niż 82-procentowa dokładność uzyskiwana przez ekspertów medycyny sądowej posługujących się tradycyjnymi metodami. Algorytm sztucznej inteligencji sprawdzono na próbce 200 skanów z tomografu komputerowego, a uzyskane wyniki porównano z wynikami ludzi. "Nasze narzędzie określa płeć około 5-krotnie szybciej niż ludzie. To oznacza, że rodziny czekające na informacje o bliskich szybciej mogą otrzymać informacje. Narzędzie to może być dużą pomocą podczas badań antropologicznych, bardziej precyzyjnie określając płeć i pozwalając uniknąć błędów robionych przez ludzi", mówi doktor Hollie Min, jedna z autorek algorytmu. Twórcy nowego narzędzia mają zamiar nadal je trenować, uwzględniając różne ludzkie populacje, co powinno nie tylko poprawić efektywność algorytmu, ale i spowodować, że będzie bardziej uniwersalny. « powrót do artykułu
  6. Decyzja o wyborze kostki brukowej to jedno z najważniejszych pytań, które zadaje sobie każdy inwestor planujący budowę lub remont. Niezależnie od tego, czy chodzi o drogę dojazdową, taras, alejkę ogrodową czy plac zabaw - odpowiedni producent kostki brukowej jest kluczem do sukcesu. Ale jak go wybrać? Na co zwracać uwagę i jakie kryteria powinny być brane pod uwagę? Na rynku dostępnych jest wiele firm oferujących różnego rodzaju kostkę brukową. Każda z nich ma swoje mocne i słabe strony, a wybór jednej z nich może okazać się nie lada wyzwaniem. Przy podejmowaniu decyzji warto jednak pamiętać o kilku aspektach. Po pierwsze - jakość produktów. Dobry producent kostki brukowej oferuje produkty wykonane z wysokiej jakości materiałów, które są odporne na warunki atmosferyczne i zużycie mechaniczne. Po drugie - oferta. Im szersza gama produktów, tym większa szansa na znalezienie idealnej kostki dla siebie.   Zaufany producent kostki brukowej - gwarancja satysfakcji Jednym z najważniejszych kryteriów przy wyborze producenta kostki brukowej powinny być opinie innych klientów. Warto poszukać informacji na temat firmy w internecie, przeczytać opinie na forach i stronach z recenzjami. Czy klienci są zadowoleni z jakości produktów? Jak oceniają obsługę i terminowość dostaw? Na te pytania warto znaleźć odpowiedź przed podjęciem decyzji o wyborze konkretnego producenta. Ważnym aspektem jest również gwarancja oferowana przez producenta kostki brukowej. Dobry producent powinien oferować co najmniej kilkuletnią gwarancję na swoje produkty, co jest dowodem na ich wysoką jakość i trwałość. Warto też sprawdzić, czy firma posiada certyfikaty potwierdzające jakość oferowanych produktów - takie jak np. certyfikat ISO 9001. Wybór odpowiedniego producenta kostki brukowej to nie lada wyzwanie, ale dzięki uwzględnieniu powyższych kryteriów proces ten może stać się znacznie prostszy i przyjemniejszy. Pamiętajmy jednak, że każda inwestycja wymaga indywidualnego podejścia i nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi na pytanie "którego producenta wybrać". Najważniejsze jest, aby dokonać świadomego wyboru, który przyniesie satysfakcję i spełni oczekiwania. Jeśli szukasz sprawdzonego producenta kostki brukowej, warto zainteresować się ofertą firmy Jadar. Firma ta od lat specjalizuje się w produkcji wysokiej jakości kostki brukowej, ciesząc się zaufaniem wielu klientów. Możesz być pewien, że wybierając Jadar, otrzymasz produkt najwyższej jakości, który spełni Twoje oczekiwania.   Producent kostki brukowej a jakość produktu Wybierając producenta kostki brukowej, nie można zapomnieć o jednym z najważniejszych czynników - jakości produktu. Czy można sobie wyobrazić, że pięknie ułożona ścieżka czy podjazd po kilku latach zaczyna pękać, kruszyć się lub tracić swój pierwotny kolor? To koszmar każdego inwestora i dowód na to, że producent kostki brukowej nie spełnił swojej roli. Dlatego warto poświęcić trochę czasu na sprawdzenie opinii innych klientów, analizę oferowanych przez producenta gwarancji oraz badanie samej kostki. Czy jest ona wykonana z dobrej jakości surowców? Czy ma odpowiednią grubość i wytrzymałość? Jakie są jej parametry techniczne? Nie bez znaczenia jest również kontakt z samym producentem kostki brukowej. Czy jest otwarty na pytania klientów? Czy chętnie dzieli się wiedzą i doświadczeniem? Czy potrafi doradzić w kwestii doboru odpowiedniej kostki do konkretnego projektu? Z pewnością wybór odpowiedniego producenta kostki brukowej to zadanie wymagające czasu i zaangażowania. Ale czyż nie warto poświęcić tego wysiłku, aby cieszyć się pięknym i trwałym efektem końcowym na wiele lat? Wybierając producenta kostki brukowej, pamiętajmy więc o tym, że to nie tylko kwestia ceny. To przede wszystkim inwestycja w jakość, trwałość i estetykę naszego otoczenia. Bo czyż nie o to chodzi? « powrót do artykułu
  7. Nowo odkryty rodzaj tkanki szkieletowej może zostać potencjalnie użyty w medycynie regeneracyjnej oraz inżynierii tkankowej, donoszą naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine, który stali na czele międzynarodowego zespołu badawczego. Zespołu, który zauważył, że w nosach, uszach i gardłach ssaków występuje nieznana dotychczas tkanka, którą nazwali „lipochrząstką” („lipocartilage”) czy może „tkanką tłuszczowo-chrzęstną". Tkanka chrzęstna jest w dużej mierze pozbawiona komórek, składa się z matrycy pozakomórkowej, która zapewnia jej wytrzymałość. „Tkanka tłuszczowo-chrzęstna” składa się z wypełnionych tłuszczem komórek nazwanych przed odkrywców „lipochondrocytami”, które stabilizują tkankę, dzięki czemu pozostaje miękka i sprężysta, na podobieństwo folii bąbelkowej. Odkrywcy nowej tkanki opisali na łamach Science, jak jaki sposób jej komórki tworzą i utrzymują własne zapasy lipidów. Zauważają też, że – w przeciwieństwie do adipocytów (komórek tłuszczowych) – lipochondrocyty nigdy nie zmieniają swoich rozmiarów, nie kurczą się ani nie powiększają, w odpowiedzi na dostępność pożywienia. Odporność i stabilność lipochrząstki zapewnia elastyczność idealnie dopasowaną do elastycznych części ciała, jak płatki uszu czy czubek nosa. Jej odkrycie otwiera ekscytujące możliwości w dziedzinie medycyny regeneracyjnej i inżynierii tkankowej, szczególnie w odniesieniu do deformacji czy ran twarzy, mówi profesor Maksim Plikus. Obecnie odtworzenie tkanki chrzęstnej wymaga pobrania jej z żebra pacjenta. To bolesna i inwazyjna procedura. W przyszłości będzie można uzyskiwać lipochondrocyty z komórek macierzystych. Dzięki technologii druku 3D tak przygotowane tkanki będą miały precyzyjnie dopasowany kształt, dzięki któremu można będzie naprawić wady wrodzone, skutki urazów czy różnych chorób dotykające tkanki chrzęstnej, dodaje uczony. Autorzy najnowszych badań nie są pierwszymi, którzy zauważyli istnienie lipochondrocytów. Odkrył je Franz Leydig w... 1854 roku, który donosił o obecności kropli tłuszczu w chrząstce uszu szczurów. Jedna nauka zapomniała o tym odkryciu. Teraz, dzięki nowoczesnym metodom badań biochemicznych i zaawansowanym technikom obrazowania, naukowcy mogli dokładnie opisać biologię, metabolizm i strukturę nowej tkanki. Zbadali też procesy genetyczne, które tłumią aktywność enzymów rozkładających tłuszcze i absorbujących nowe ich molekuły, dzięki czemu zapasy tłuszczu w lipochondrocytach pozostają niezmienione. Badacze dowiedli też, że pozbawione lipidów lipochondrocyty stają się sztywne i kruche, co dowodzi, jak ważną rolę odgrywa tłuszcz w ich budowie. Naukowcy zauważyli również, że u niektórych ssaków lipochondrocyty układają się w niezwykłe kształty. Ma to miejsce na przykład w uszach nietoperzy. Niewykluczone, że to dzięki temu lepiej słyszą. « powrót do artykułu
  8. Badacze z Instytutu Rozwoju Człowieka im. Maxa Plancka przeprowadzili metaanalizę, której celem było określenie, jakie osoby są najbardziej podatne na nieprawdziwe informacje i dlaczego. Naukowcy wzięli pod uwagę między innymi takie czynniki jak wiek, wykształcenie, poglądy polityczne czy zdolność do analitycznego myślenia. Z ich analizy wynika, że osoby lepiej wykształcone równie łatwo jak mniej wykształcone ulegają fake newsom, a osoby starsze lepiej niż młodsze odróżniają informacje nieprawdziwe od prawdziwych. Około 5 miliardów ludzi korzysta obecnie z mediów społecznościowych, a rozpowszechniane w nich nieprawdziwe informacje – szczególnie w czasie wyborów – stanowią coraz większy problem. Zjawisko ulegania takim fałszywym informacjom jest przedmiotem intensywnych badań naukowych. Doktorant Mubashir Sultan wraz z kolegami przeprowadzili metaanalizę badań dotyczących mieszkańców USA i ich podatności na nieprawdziwe informacje. Uczeni chcieli sprawdzić, jaki wpływ na ocenę wiarygodności informacji mają takie czynniki jak poziom edukacji, płeć, wiek, poglądy polityczne, identyfikacja polityczna, zdolność do analitycznego myślenia czy rozumowanie umotywowane. Badacze nie zauważyli, by poziom edukacji wpływał na zdolność do odróżniania informacji fałszywych od prawdziwych. Jest to sprzeczne z rozpowszechnionym mniemaniem, jakoby osoby lepiej wyedukowane były mniej podatne na manipulacje. Równie nieprawdziwe, a może nawet bardziej, okazało się przekonanie dotyczące wieku. Starsze osoby są często uważane za bardziej podatne na fake newsy. Tymczasem analiza wykazała, że jest wręcz przeciwnie. Lepiej niż osoby młodsze potrafią odróżnić fałszywe nagłówki od prawdziwych. Pewną rolę odgrywała identyfikacja polityczna. Zwolennicy partii Republikańskiej łatwiej ulegali dezinformacji i częściej niż zwolennicy Demokratów uważali fałszywe nagłówki za prawdziwe. Generalnie jednak ludzie mają tendencję do uważania za prawdziwe tych informacji, które potwierdzają ich własne poglądy i odrzucania informacji przeciwnych. Szczególnie podatne na taką dezinformację są zaś osoby o... lepszych zdolnościach analitycznych. O ile bowiem osoby takie lepiej radzą sobie z dezinformacją w ogóle, łatwiej niż inni odróżniają fałszywe nagłówki prasowe od prawdziwych, to tam, gdzie dotyczy to kwestii politycznych, ich poglądów, radzą sobie gorzej. Dzieje się tak, gdyż uruchamiają wówczas mechanizm rozumowania umotywowanego, które ma chronić ich poglądy, wartości i tożsamość polityczną. Jednak najsilniejszy wpływ na ocenę czy informacja jest prawdziwa, czy fałszywa, miała jej powtarzalność. Jeśli badani widzieli już wcześniej jakiś nagłówek prasowy, to częściej uznawali go za prawdziwy niż w przypadku nagłówków, których nie widzieli. To pokazuje, jak niebezpieczne jest powtarzalne wystawienie na dezinformację, szczególnie w mediach społecznościowych. Metaanaliza została wykonana na podstawie surowych danych z 31 eksperymentów naukowych przeprowadzonych w USA w latach 2006–2023. W badaniach tych wzięło udział łącznie 11 561 osób w wieku od 18 do 88 lat. Analiza to część szerzej zakrojonego programu badawczego nad dynamiką środowisk internetowych. Celem programu jest zrozumienie, w jaki sposób cyberprzestrzeń wpływa na postawy i zachowania ludzi. « powrót do artykułu
  9. W próbkach pobranych z dna Pacyfiku występuje niespodziewanie dużo berylu-10, informują naukowcy z Niemiec i Australii. Ten rzadki izotop powstaje w atmosferze pod wpływem promieniowania kosmicznego i dostarcza cennych informacji na temat geologicznej historii Ziemi. Jego większa od spodziewanej akumulacja na dnie oceanu może mieć związek ze zmianami prądów lub zjawiskami astrofizycznymi, które miały miejsce około 10 milionów lat temu. Nadmiarowy beryl może być znacznikiem, dzięki któremu będziemy mogli bardziej precyzyjnie opisać historię geologiczną naszej planety. Izotopy promieniotwórcze, jak beryl-10, są wykorzystywane do datowania. Najbardziej znanym z nich jest węgiel-14. Jednak metoda radiowęglowa może być wykorzystywana do datowania próbek nie starszych niż około 50 tysięcy lat. Aby datować starsze próbki potrzebujmy innych izotopów, takich jakich beryl-10. Powstaje on w górnych partiach atmosfery, gdy promienie kosmiczne wchodzą w interakcje z tlenem i azotem. Później wraz z deszczem 10Be opada na powierzchnię planety i może akumulować się na dnie oceanów. Czas jego połowicznego rozpadu wynosi 1,4 miliona lat, co pozwala na datowanie próbek starszych niż 10 milionów lat. Niedawno naukowcy z Helmholtz-Zentrum Dresden-Rossendorf (HZDR), Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie i Austalijskiego Uniwersytetu Narodowego prowadzili szczegółowe analizy próbek z dna Pacyfiku. Wykorzystali akceleratorową spektrometrię mas do oceny zawartości berylu-10. A gdy sprawdzili uzyskane wyniki, czekała ich niespodzianka. W próbce sprzed około 10 milionów lat znaleźliśmy niemal dwukrotnie więcej 10Be niż się spodziewaliśmy. To nieznana dotychczas anomalia, mówi doktor Dominik Koll z HZDR. Uczeni, by upewnić się, że nie doszło do zanieczyszczenia, poddali podobne analizie inne próbki i uzyskali takie same wyniki. Anomalia taka wymaga wyjaśnienia. Doktor Koll ma dwie hipotezy. Jedna z nich związana jest z cyrkulacją oceaniczną wokół Antarktyki. Przypuszcza się, że 10–12 milionów lat temu doszło tam do znacznych zmian rozkładu prądów morskich. To mogło spowodować, że przez pewien czas dystrybucja 10Be była nierównomierna i spowodowało to szczególnie dużą koncentrację tego pierwiastka na Pacyfiku. Druga z hipotez mówi, że przed 10 milionami lat promieniowanie kosmiczne stało się bardziej intensywne, na przykład w wyniku wybuchu pobliskiej supernowej. Ewentualnie Układ Słoneczny mógł przejściowo utracić swoją warstwę ochronną – heliosferę – na przykład w wyniku kolizji z gęstą chmurą międzygwiezdną. Jedynie dodatkowe pomiary berylu pokażą, czy anomalia spowodowana jest zmianą rozkładu prądów oceanicznych czy wydarzeniem astrofizycznym, mówi Koll. Dlatego chcemy w przyszłości przeanalizować więcej próbek i mamy nadzieję, że inne zespoły naukowe zrobią to samo, dodaje. Jeśli do podobnej anomalii doszło na całej planecie, będzie to oznaczało, że jest ona skutkiem tego, co stało się w przestrzeni kosmicznej. Jeśli występuje tylko lokalnie, prawdopodobnie winna jest zmiana prądów oceanicznych. Zauważony właśnie nadmiar berylu może być niezwykle przydatny w datowaniu geologicznym. Gdy bowiem porównuje się różne zestawy danych głównym problemem konieczność istnienia uniwersalnych znaczników czasowych, które pozwolą zsynchronizować dane. Dla okresów liczonych w milionach lat takie kosmogeniczne znaczniki jeszcze nie istnieją. Ta anomalia może być pierwszym z nich, wyjaśnia Koll. « powrót do artykułu
  10. W regionie Brdy w Czechach już w 1925 roku stał się obszarem wojskowym, nie rozwinięto tam intensywnej infrastruktury. Obszar jest w niewielkim stopniu zdewastowany przez człowieka. W 2018 roku w tamtejszym parku narodowym rozpoczęto projekt rewitalizacji, który miał polegać na wybudowaniu tam i odtworzeniu niezwykle potrzebnych mokradeł. Przeznaczono nań 30 milionów koron (1,2 mln USD). Rozpoczęło się planowanie, uzgodnienia, negocjacje i załatwianie dokumentacji. Po 7 latach okazało, że wszystko na nic. Rodzina bobrów w 2 dni wybudowała tamy. W idealnym miejscu i całkowicie za darmo. Jak zauważa doktor biologii środowiskowej Andrzej Czech, który specjalizuje się w badaniu wpływu bobrów na środowisko nie ma, że zwierzęta pracują od 8 do 15.00, później pakują się do busa i jadą do domu. Działają 24/7/365. Bez urlopów, chorobowych i tacierzyńskich. Muszą sobie radzić z wilkami, psami i pracownikami utrzymania wód. Lisami i mrozem. Kłusownikami i myśliwymi. Powodziami i suszami. Brakiem jedzenia i nieprzewidywalnością. I tak gromadzą ponad 200 milionów metrów sześciennych wody w Polsce w najbardziej istotnych miejscach. Stabilizują i wzbogacają. Chronią i żywią. Bobry z Brdy wybudowały tamy w najlepszym możliwym miejscu, zatrzymując wodę, która uciekała z terenu przez rów odwadniający wybudowany w przeszłości przez wojsko. Wojskowy Zarząd Leśny i Basen Rzeki Wełtawa prowadziły negocjacje dotyczące projektu i rozwiązania problemów związanych z własnością terenu. Bobry były szybsze. Dzięki nim zaoszczędziliśmy 30 milionów koron. Wybudowały tamy bez dokumentacji projektowej i za darmo, mówi Bohumil Fišer z zarządu Obszaru Krajobrazu Chronionego Brdy. Eksperci, którzy wybrali się w teren, by obejrzeć dzieło bobrów i stworzone w ten sposób rozlewisko, stwierdzili, że powstały tam idealne warunki dla rzadkiego raka strumieniowego, żab i wielu innych gatunków zwierząt. Bobry zawsze wiedzą najlepiej. Miejsca, które wybierają na swoje tamy są zawsze idealne. Lepsze niż my projektujemy, dodaje Jaroslav Obermajer z Czeskiej Agencji Ochrony Środowiska i Krajobrazu. Bobry są niezwykle pożytecznymi zwierzętami, które nie tylko pomagają zapobiegać i łagodzić skutki suszy, poprawiają stan środowiska naturalnego – przez co wpływają pozytywnie chociażby na ludzkie zdrowie – ale zmniejszają też ryzyko powodzi i poprawiają jakość wody. Niedawno zaś naukowcy z Wielkiej Brytanii poinformowali, że para bobrów reintrodukowana w pobliżu Plymouth chroni miasto przed powodziami i podtopieniami. « powrót do artykułu
  11. Znalezione na stanowiskach archeologicznych koraliki są dobrymi wyznacznikami poziomu rozwoju technologicznego, organizacji społecznej, szlaków wymiany, a czasem nawet wierzeń. Nic dziwnego, że często są przedmiotem osobnych badań. Takich, jakim poddano największe w historii znalezisko składające się koralików. W latach 2010–2011 archeolodzy prowadzili wykopaliska w tolosie Montelirio w południowo-zachodniej Hiszpanii. Trafili w nim na liczne pochówki – głównie kobiet – oraz olbrzymią liczbę koralików. Zakończone właśnie 5-letnie badania nad koralikami ujawniły, że to największy ich zbiór na świecie. Montelirio stanowi część kompleksu archeologicznego Valencina z epoki miedzi, położonego na obszarze około 450 hektarów. Tolos został odkryty już w około połowy XIX wieku, jednak szybko o nim zapomniano. Wykopaliska podjęto tam w latach 80. XX wieku. W 2008 roku dokonano niezwykłego odkrycia. Znaleziono indywidualny pochówek – już sam ten fakt był niezwykły, gdyż wówczas urządzano głównie pochówki zbiorowe – a w nim osobę o niezwykle wysokim statusie społecznym. Towarzyszyły jej liczne przedmioty z kości słoniowej, a wyróżniał się wśród nich sztylet o ostrzu wykonanym z kryształu górskiego i rękojeści z kości słoniowej ozdobionej 90 koralikami z masy perłowej. Zmarła osoba miała w chwili śmierci 17–25 lat i na podstawie wyposażenia grobu uznano, że mogła być to najpotężniejsza osoba, jaka żyła na terenie Półwyspu Iberyjskiego w okresie przed pojawieniem się kultury pucharów dzwonowatych. W tym czasie najprawdopodobniej nie dziedziczono statusu społecznego czy bogactwa, zatem zmarła osoba – którą nazwano „Ivory Man” – musiała samodzielnie zapracować na swój status. Minęło kilkanaście lat i po specjalistycznych badaniach przeprowadzonych w 2023 roku trzeba było zmienić nazwę znaleziska. Okazało się bowiem, że mamy do czynienia z „Ivory Lady”. To zaś oznaczało, że 3000 lat przed naszą erą, na Półwyspie Iberyjskim, kobiety mogły posiadać najwyższy status społeczny, co rodziło pytania o rolę kobiet w ówczesnym społeczeństwie. Tolos Montelirio znajduje się zaledwie 100 metrów na południe od grobu „Ivory Lady”, jest od niego młodszy. Zatem po śmierci „Ivory Lady” przez 2–3 pokolenia w pobliżu jej grobu urządzano zbiorowe pochówki innych osób o wysokim statusie społecznym. Wewnątrz tolosu znaleziono 25 pochówków, w większości kobiet. Trzy pochowano w korytarzu, dwie w Małej Komorze, a 20 w Wielkiej Komorze. Aż 15 wśród tych 20 osób to kobiety lub prawdopodobnie kobiety, a płci 5 nie udało się ustalić. Zmarłym towarzyszyły przedmioty z kości słoniowej, kryształu górskiego, złota, bursztynu, mylonitu i krzemienia. Jednak tym, co przede wszystkim zwracało uwagę były stroje niektórych kobiet, wykonane z tysięcy koralików. Oraz olbrzymia liczba koralików w ogóle. Naukowcy przez pięć lat zajmowali się ich badaniem. Najpierw 7 osób przez trzy tygodnie zajmowało się czyszczeniem koralików. Same koraliki, jak i ziemię pozostałą po oczyszczeniu, poddano badaniom. W sumie w całym tolosie znaleziono 270 769 koralików. To największy tego typu zbiór na świecie. Naukowcy szacują, że ich wykonanie zajęłoby 10 osobom 7 miesięcy i musiałyby one pracować po 8 godzin dziennie. Do wytworzenia takiej liczby koralików potrzeba było około tony muszli, które przecież trzeba zebrać, przetransportować i zgromadzić. Społeczność, która wykonała koraliki, włożyła w prace nad nimi dużo wysiłku. Specjalistyczne badania wykazały, że koraliki wykonano mniej więcej w czasie śmierci kobiet, przy których je znaleziono, co wskazuje, że były one dobrami grobowymi, a nie przedmiotami codziennego użytku. Co więcej, uzyskane wyniki datowania radiowęglowego nie wykluczają, że wszystkie pochowane kobiety zmarły w podobnym czasie. Jeśli tak było, wysiłek włożony przez społeczność był jeszcze większy. Niezależnie jednak od tego, czy zmarłe pochowano w mniej więcej tym samym czasie, czy też w ciągu dziesięcioleci, tolos Montelirio pokazuje, że w rejonie dzisiejszej Sewilli w stosunkowo krótkim czasie doszło do gwałtownego pojawienia się złożonego społeczeństwa i zaczęły wyłaniać się elity. Prawdopodobnie obserwujemy tutaj szczytowy okres wykorzystywania stroju z koralików jako wyznacznika statusu, a być może także płci i wieku. Podobnie jak w przypadku „Ivory Lady”, tak i w kościach większości kobiet z Wielkiej Komory, znaleziono olbrzymie ilości rtęci. Może to wskazywać, że za życia miały do czynienia z dużą ilością cynobru. Być może były to kapłanki, które w ramach obrzędów pokrywały ciała barwnikiem uzyskiwanym z cynobru. Niektóre z kobiet ubrane były w stroje z koralików. Stroje takie, zakładane zapewne przy specjalnych okazjach, musiały niezwykle opalizować w promieniach słonecznych, tym bardziej podkreślając znaczenie i potęgę noszących je kobiet. « powrót do artykułu
  12. Archeolodzy z francuskiego Narodowego instytutu ratunkowych badań archeologicznych (Inrap) odkryli w Dijon nietypowe celtyckie pochówki. Znajdowały się one na terenie byłego ogrodu klasztoru Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Pochówków jeszcze indywidualnie nie datowano, ale wiadomo, że należą do przedstawicieli kultury lateńskiej, datowanej mniej więcej na lata 450 p.n.e. do początku naszej ery. Groby znajdują się mniej niż 100 metrów od miejsca, w którym w latach 90. znaleziono ślady osadnictwa galo-rzymskiego. Niezwykłą cechą pochówków jest fakt, że zmarłych pochowano w pozycji siedzącej. Podczas tych samych wykopalisk znaleziono też nekropolię dzieci, z których każde – jak się wydaje – zmarło przed osiągnięciem 1. roku życia. Groby dzieci pochodzą z I wieku naszej ery. W najstarszej warstwie archeologicznej galijskiego cmentarza jest 13 indywidualnych pochówków. Zmarłych pochowano w okrągłych jamach o średnicy około 1 metra każda, które tworzą rząd długości 25 metrów zorientowany na linii północ-południe. Ciała ułożono w pozycji siedzącej, opierając ich o wschodnią ścianę wykopu, z twarzami zwróconymi na zachód. Ramiona ułożono wzdłuż ciała, dłonie złożono w pobliżu miednicy lub kości udowych. Ich nogi są bardzo mocno zgięte, często asymetrycznie. W grobach nie było żadnych przedmiotów z wyjątkiem pojedynczej bransolety z czarnego kamienia. Styl artystyczny pozwolił na datowanie jej na lata 300–200 p.n.e. Ten zakres dat wyraźnie łączy pochówki z osadnictwem galijskim. Obecnie znamy zaledwie kilkanaście miejsc siedzących pochówków, z czego 9 z Francji i 3 ze Szwajcarii. Wszystkie one były powiązane z siedzibami arystokratycznymi lub miejscami kultu. Żadne nie ma związku z tradycyjną nekropolią. Mamy więc tutaj do czynienia z powtarzającym się wzorcem. Takie struktury grzebalne są umiejscowione poza strefą zamieszkaną, groby zawierają ciała dorosłych mężczyzn, a ich pozycja przypomina metalowe i kamienne figurki znane z końca epoki lateńskiej. Najprawdopodobniej więc są to miejsca pochówku wybranych osób. Nie wiadomo, kim byli zmarli. Członkami najważniejszych rodów, wojownikami, istotnymi przodkami, osobami mającymi duże wpływy polityczne czy religijne? W latach 90. podczas wspomnianych wyżej wykopalisk, znaleziono 2 pochówki siedzące. Ich bliskość sugeruje, że może być to część tego samego kompleksu. Wtedy też odkryto liczne szczątki zwierząt, w tym całe szkielety psów, owiec i świń, co sugeruje odbywanie tutaj praktyk religijnych. Poza pochówkami dorosłych w pozycji siedzącej zidentyfikowano też cmentarz zawierający zwłoki 22 dzieci, zmarłych przed 1. rokiem życia. Brak starszych osób wskazuje, że był to cmentarz dla najmłodszych. Dzieci pochowano w typowych dla epoki pozycjach. Leżały na placach lub na boku. Kamienie, którymi wyłożono pochówki, oraz gwoździe wskazują, że dzieci pochowano w drewnianych trumnach. Niektórym z pochówków towarzyszom dobra grobowe, jak monety czy ceramika. « powrót do artykułu
  13. Naukowcy z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Oksfordzkiego wykonali ważny krok w kierunku praktycznego wykorzystania komputerów kwantowych. Jako pierwsi zaprezentowali kwantowe przetwarzanie rozproszone. Wykorzystali przy tym fotoniczny interfejs, za pomocą którego połączyli dwa procesory kwantowe w jeden w pełni działający komputer. Swoje osiągnięcie opisali na łamach Nature. W ten sposób zapoczątkowali rozwiązanie problemu skalowalności maszyn kwantowych. Dzięki temu można, przynajmniej teoretycznie, połączyć olbrzymią liczbę niewielkich urządzeń kwantowych, które działałyby jak jeden procesor operujący na milionach kubitów. Zaproponowana na Oksfordzie architektura składa się z niewielkich węzłów, z których każdy zawiera małą liczbę kubitów, na które składają się jony uwięzione w pułapkach. Połączone za pomocą światłowodów węzły można ze sobą splątać, co pozwala na przeprowadzanie obliczeń kwantowych, podczas których wykorzystuje się kwantową teleportację. Oczywiście już wcześniej różne zespoły naukowe potrafiły dokonać kwantowej teleportacji stanów. Wyjątkowym osiągnięciem uczonych z Oksfordu jest teleportacja bramek logicznych. Zdaniem badaczy, kładzie to podwaliny pod „kwantowy internet” przyszłości, w którym odległe procesory utworzą bezpieczną sieć komunikacyjną i obliczeniową. Autorzy dotychczasowych badań nad kwantową teleportacją skupiali się na teleportacji stanów kwantowych pomiędzy fizycznie oddalonymi systemami. My użyliśmy kwantowej teleportacji do przeprowadzenia interakcji pomiędzy takimi systemami. Precyzyjnie dostrajając takie interakcje możemy przeprowadzać operacje na bramkach logicznych pomiędzy kubitami znajdującymi się w oddalonych od siebie miejscach. To pozwala na połączenie różnych procesorów kwantowych w jeden komputer, mówi główny autor badań Dougal Main. Wykorzystana koncepcja jest podobna do architektury superkomputerów, w których poszczególne węzły obliczeniowe – de facto osobne komputery – są połączone tak, że działają jak jedna wielka maszyna. W ten sposób naukowcy ominęli problem upakowania coraz większej liczby kubitów w jednym komputerze, zachowując jednocześnie podatne na zakłócenia stany kwantowe, niezbędne do przeprowadzania operacji obliczeniowych. Taka architektura jest też elastyczna. Pozwala na podłączania i odłączanie poszczególnych elementów, bez zaburzania całości. Badacze przetestowali swój komputer za pomocą algorytmu Grovera. To kwantowy algorytm pozwalający na przeszukiwanie wielkich nieuporządkowanych zbiorów danych znacznie szybciej niż za pomocą klasycznych komputerów. Nasz eksperyment pokazuje, że obecna technologia pozwala na kwantowe przetwarzanie rozproszone. Skalowanie komputerów kwantowych to poważne wyzwanie technologiczne, które prawdopodobnie będzie wymagało nowych badań w dziedzinie fizyki i będzie wiązało się poważnymi pracami inżynieryjnymi w nadchodzących latach, dodaje profesor David Lucas z UK Quantum Computing and Simulation Lab. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z University of Toronto bezpośrednio powiązali spadek populacji niedźwiedzi polarnych żyjących w zachodniej części Zatoki Hudsona ze zmniejszającą się wskutek globalnego ocieplenia powierzchnią lodu morskiego. Opracowany model wykazał, że liczba niedźwiedzi się zmniejsza, gdyż zwierzęta nie są w stanie zapewnić sobie wystarczającej ilości energii, gdyż krócej mogą polować na foki. Utrata lodu morskiego oznacza, że niedźwiedzie coraz mniej czasu w roku spędzają na polowaniach, a coraz więcej poszczą na lądzie, mówi główna autorka badań, Louise Archer. Skrócenie sezonu polowań negatywnie wpływa na równowagę energetyczną zwierząt, co prowadzi do zmniejszenia reprodukcji, spadku przeżywalności młodych i spadku liczebności całej populacji. Wykorzystany model badał ilość energii, jaką niedźwiedzie pozyskują obecnie polując na foki i ilość energii, jaką potrzebują, by rosnąć i się rozmnażać. Unikatową cechą tego modelu jest jego zdolność do śledzenia pełnego cyklu życiowego poszczególnych zwierząt. Wyniki uzyskane z modelu porównano z danymi dotyczącymi niedźwiedzi z zachodnich regionów Zatoki Hudsona, zgromadzonymi w latach 1979–2021. W ciągu tych 42 lat populacja niedźwiedzi spadła o niemal 50%. Zmniejszyła się też masa poszczególnych osobników. W ciągu 37 lat waga przeciętnej dorosłej samicy zmniejszyła się o 39 kilogramów, a przeciętnego 1-rocznego zwierzęcia o 26 kg. Okazało się, że model trafnie opisał, że takie procesy miały miejsce, co oznacza, że będzie też dobrze przewidywał to, co stanie się w przyszłości. Co więcej jednak, wykazał, że istnienie związek pomiędzy zmniejszaniem się zasięgu lodu morskiego, a spadkiem populacji niedźwiedzi. Im krócej niedźwiedzie mogą polować, tym mniej mleka wytwarza samica, co jest niebezpieczne dla młodych. Małe niedźwiadki zginą, jeśli przed pierwszym w życiu sezonem postu nie osiągną odpowiedniej masy ciała. Samice mają też mniej młodych – tutaj zauważono spadek o 11% w czasie 40 lat – a potomstwo pozostaje z nimi na dłużej, gdyż później zyskuje zdolność do samodzielnego przeżycia. To bardzo proste. Przeżywalność młodych ma bezpośrednie przełożenie na przeżycie populacji, dodaje Archer. Zachodnia część Zatoki Hudsona od dawna uważana jest za region, w którym wcześnie pojawiają się zjawiska dotykające całej światowej populacji niedźwiedzi polarnych. Arktyka ociepla się 4-krotnie szybciej niż reszta globu, więc podobne problemy czekają inne populacje niedźwiedzi. To jedna z najbardziej na południe wysuniętych populacji i jest monitorowana od dawna, więc mamy bardzo dobre dane na jej temat, stwierdza profesor Péter Molnár, który specjalizuje się w badaniu wpływu globalnego ocieplenia na duże ssaki. Mamy bardzo solidne podstawy, by wierzyć, że to, co dzieje się z niedźwiedziami polarnymi tutaj, będzie działo się z tym gatunkiem w innych regionach. Tan model opisuje przyszłość niedźwiedzi, dodaje uczony. « powrót do artykułu
  15. Długość, szerokość i głębokość dwóch kanionów znajdujących się po niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca są podobne do rozmiarów Wielkiego Kanionu Kolorado, informują naukowcy z Lunar and Planetary Institute (LPI). O ile jednak Wielki Kanion powstawał przez miliony lat, kaniony na Księżycu pojawiły się w czasie krótszym niż... 10 minut. Niemal cztery miliardy lat temu asteroida lub kometa przeleciała nad biegunem południowym Księżyca, otarła się o szczyty Malapert i Mouton i uderzyła w powierzchnię. Zderzenie wyrzuciło strumienie skał, które wyrzeźbiły kaniony o rozmiarach ziemskiego Wielkiego Kanionu, mówi główny autor badań, David Kring z Universities Space Research Association do którego należy LPI. Obiekt, który utworzył oba kaniony, w chwili uderzenia pędził z prędkością 55 000 kilometrów na godzinę. W wyniku upadku powstał 320-kilometrowy krater uderzeniowy Schrödinger. Przyciągnął on uwagę grupy naukowców, stając się okazją do zbadania wczesnych etapów rozwoju Układu Słonecznego. Dzięki danym dostarczonym przez Lunar Reconnaissance Orbiter naukowcy poznali rozmiary kanionów. Vallis Schrödinger ma ok. 270 km długości, ok. 20 km szerokości i 2,7 km głębokości, a Vallis Planck – 280 km długości, 27 szerokości i 3,5 km głębokości, a na długości 860 km rozciągają się kratery uderzeniowe powstałe w wyniku upadku materiału, który go wyrzeźbił. Badania pokazały, że kratery powstały w wyniku uderzeń szczątków z upadku asteroidy lub komety. Wyrzucone w wyniku pierwotnego uderzenia skały leciały z prędkością 3600 km/h wywołując kolejne uderzenia, która wyrzeźbiły kaniony. Energia potrzebna do ich powstania była 130-krotnie większa niż energia całej broni atomowej będącej w posiadaniu ludzkości. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...