Bo nie ogarnąłeś, że badanie porównuje chorych hospitalizowanych, a nie ogół chorych na obie choroby. Słowem- statystyki dotyczą śmiertelności tylko wśród najcięższych postaci klinicznych choroby, a nie śmiertelności w chorobie ogółem.
Owszem, dla porównania śmiertelności wewnątrzszpitalnej.
To co robisz- to jest najgorsze świństwo jakie można- czyli dostosowujesz dane i manipulujesz je tak, by pasowały pod twoją tezę, to jest absolutnie antynaukowe i coraz głębiej wierzę w to, że twój nick nie jest przypadkowy.
1- ponieważ jak ustaliliśmy- ChRLD nie ma co wierzyć- zamiast badań z Chin linkuję badania ze Stanów Zjednoczonych na grupie 2,449 osób: https://www.statista.com/statistics/1105402/covid-hospitalization-rates-us-by-age-group/
2- dane stąd: https://www.cdc.gov/flu/about/burden/index.html
Żeby wysnuwane wnioski były miarodajne musisz uwzględnić więc, że szpitalna śmiertelność 6% na grypę dotyczy 1% chorych na nią ogółem, a śmiertelność 17% na COVID-19 dotyczy 20% chorych na nią ogółem. Oczywiście nie zrobiłeś tego, bo jak na dłoni widać byłoby twoje krętactwo przy statystykach.
nie, wynika z innego patomechanizmu choroby i jej innego przebiegu klinicznego. Śmiertelność to wskaźnik który uwzględnia liczbę zachorowań, to bardzo prosta zależność: liczba zgonów/ liczba zachorowań * 100%. Dlatego stwierdzenie, że mniejsza śmiertelność wynika z większej liczby zachorowań to gremialna bzdura. Jasne, można powiedzieć, że wskaźnik śmiertelności może być niemiarodajny w populacjach liczących 100, 200, 1000, ba- 10 000 osób i że może ulegać zmianie przy objęciu badaniem szerszą populację, ale na miłość boską, na COVID na świecie zapadło 96 milionów ludzi o bardzo zróżnicowanej strukturze społecznej, wiekowej, oraz zdrowotnej, to zapewnia miarodajność w stopniu wielokrotnie przewyższającym minimalną granicę, nieważnie jak wysoko byś ją arbitralnie postawił.
Badanie nie uwzględniło stopnia przestrzegania wprowadzonych obostrzeń (bo trudno coś takiego uwzględnić), dlatego odnosi się raczej do skuteczności wprowadzonych obostrzeń, a nie realnie stosowanych obostrzeń. To co powiem nie jest w żadnej mierze badaniem, ale z moich obserwacji tylko około połowy spotykanych przeze mnie w przestrzeni publicznej ludzi prawidłowo praktykuje dystansowanie społeczne i noszenie maseczek ochronnych zgodnie z ich przeznaczeniem.