Jako element mocno aspołeczny bardzo lubię prywatność, ale:
1. już teraz skuteczna ochrona prywatności jest praktycznie niewykonalna
2. za kilka lat będzie jeszcze gorzej i żadne RODO i SRODO tego nie zmienią
3. przez prawie trzy lata mieszkałem w mieszkaniu, w którym podsłuchów było nie mniej niż karaluchów. Po pierwszym dniu przestałem się przejmować i jednymi i drugimi. No może nie całkiem, bo jedne i drugie podkarmiałem - karaluchy okruchami ciastek, a podsłuchy najróżniejszymi pierdołami...
4. w tym czasie miałem też "opiekę" na zewnątrz, nie przez cały czas, ale średnio kilka godzin dziennie. Dwie opiekunki (przyznały się już na początku) były bardzo ładne i sympatyczne, dlatego roboty im nie utrudniałem, raczej przeciwnie
5. m.in. to doświadczenie, a i niektóre wcześniejsze, nauczyło mnie kontrolować prywatność kiedy jest mi to potrzebne (a tak było wtedy i niedawno przez jakiś czas też) - mogę tak zamulić kanały informacyjne, że osoby zainteresowane będą miały niewielkie szanse zorientować się co jest prawdą, a co nie. Prawdą będzie 99%, ale nie będzie wiadomo gdzie jest ten 1% nieprawdy, i to wystarczy
6. internet, kamery wszędzie - na ulicach, w sklepach, samochodach, nawet w lasach... każdy może w dowolnej chwili włączyć dyktafon lub kamerę, albo wrzucić mi pluskwę do chałupy... Nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie. Ważne dla mnie jest to, że o tym wiem i w razie potrzeby będę mógł to wykorzystać
7. całkowita jawność, na tyle, na ile może być osiągalna bez np. wszczepów do mózgu i innych takich, w zasadzie nie jest zagrożeniem dla jednostek, m.in. dlatego, że stworzy ogromny szum informacyjny i zmieni "próg zainteresowania". Pierwszy "Big Brother" to była sensacja, oglądały i komentowały miliony. Nie wiem kiedy był ostatni, bo to już tylko niewielu interesowało.
8. co do skali społecznej - Hitler, Stalin czy Kimy nie potrzebowali kamer na ulicach i internetowego robactwa, żeby kontrolować społeczeństwo.