Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Podczas pierwszego od 1981 roku spotkania przedstawicieli państw graniczących z Arktyką (Rosja, Norwegia, Kanada, USA i Dania), norweski minister ochrony środowiska poinformował, że największym zagrożeniem dla niedźwiedzi polarnych nie są już polowania urządzane przez człowieka. Zwierzętom najbardziej zagraża globalne ocieplenie.

Musimy bronić ekosystemu, którego częścią jest niedźwiedź. Jeśli chcemy odnieść sukces, musimy powstrzymać globalne ocieplenie - mówił Erik Solheim.

Wymienione państwa już w 1973 roku doszły do porozumienia w sprawie ochrony niedźwiedzi polarnych. Teraz jednak topniejący lód powoduje, że cały gatunek, liczący od 20 do 25 tysięcy osobników, znalazł się w niebezpieczeństwie. Los niedźwiedzi zależy od pokrywy lodowej, gdyż to z lodu właśnie polują na foki.

Norweski minister ostrzegł też, że ocieplanie klimatu może doprowadzić do uwolnienia olbrzymich ilości metanu uwięzionych w glebie Arktyki, co spowoduje przyspieszenie ocieplania klimatu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moich nerek nie trzeba ratować za pieniądze które można by np. wydać na autostrady w Polsce,albo na rozwój Afryki.a co ludziom daje istnienie polarnych misiów gdzieśtam u góry globusu/globusa(niepotrzebne skreślić) ???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ale zaraz, UE musi wykładać pieniądze na nasze państwo. Sugerujesz przez to, że ma moralne prawo przeznaczyć Ciebie do odstrzału, a nasz kraj do zniszczenia drogą wybuchu jądrowego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie jestem tym tak bardzo przerażony. Sądzę, że niedźwiedzie sobie poradzą. A dlaczego tak sądzę? Dlatego, że ewolucja nie działa w tak krótkim czasie, w jakim niedźwiedzie funkcjonują. One dawały sobie radę przez dziesiątki tysięcy lat. W tym czasie człowiek nawet nie umiał ognia rozpalać, żeby nie mówić o piecach hutniczych. A te niedźwiedzie sobie grasowały. W tym też czasie przemijały kolejne zlodowacenia i ocieplenia pomiędzy nimi. Ja oczywiście się domyślam, że zwolennicy antropogenicznego ocieplenia klimatu dowodnie wykażą, że już wtedy człowiek jeździł autami, palił w piecach hutniczych lub do wypału cementu, tudzież lubił budować elektrownie lub elektrociepłownie węglowe. No przecież to jasne jest dla każdego zwolennika antropogenicznego ocieplania się klimatu.

Ale wystarczy podać tylko jedno dla zrozumienian istoty sprawy: ocieplenie, czy oci.nie? [niecenzuralne]

Głównym składnikiem atmosfery pochłaniającym promieniowanie długofalowe (efekt cieplarniany) jest woda, a nie żadne CO2. I zawsze tak było. Poszukiwać zatem należy przyczyny zmian klimatu w okresach wcześniejszych - wcale niedalekich, jakieś do 1,5 mln lat wstecz (czwartorzęd). Ostatnio byłem na wykładzie pewnego paleozoologa. On zapodał naukowemu towarzystwu, że jego wyniki badań oraz wyniki wielu innych badaczy wskazują na niezmiernie szybkie zmiany klimatu w momentach przełomowych dla biosfery. Chodzi w tym przypadku nie o tysiące lub setki lat, ale o wręcz POJEDYNCZE LATA - najwyżej do kilkudziesięciu w uśrednieniu.

Zmartwiłem się wielce i zacząłem się rozglądać. No i trafiła mi się informacja o badaniach rdzenia lodowego z odwiertu na lodowcu grenlandzkim. A tam wyszło jak dzwon - że na przełomie plejstocen/holocen zmiany klimatu osiągnęły kilkanaście stopni w okresie od kilkunastu do CO NAJWYŻEJ kilkudziesięciu lat! To co panowie? Niedźwiedzie i mamuty wydzielały z siebie gazy cieplarniane?

Spróbujcie do tego przyłożyć prostą logikę interpretacyjną!

Mam pytanie do modera. Czy nie da się coś zrobić, aby można było dołączać do postów grafikę? Bo ja bym tu dołączył grafikę zmian termicznych w czwartorzędzie, zarejestrowanych zmian termiki atmosfery w holocenie oraz zarejestrowane zmiany aktywności Słońca w okresie obserwacyjnym (gdzieś od 17 wieku). Tak tylko prezentacyjnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat GO był tu już długo wałkowany. Po co się znowu rozpisywać... Polar się skrzyżuje z grizzly i tyle. Po co tyle krzyku. Jedne gatunki znikają, drugie się pojawiają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat GO był tu już długo wałkowany. Po co się znowu rozpisywać... Polar się skrzyżuje z grizzly i tyle. Po co tyle krzyku. Jedne gatunki znikają, drugie się pojawiają...

 

W sumie też tak uważam. Ale należy sobie najpierw zdać sprawę z tego ile to kosztuje. Filozoficznie biorąc wszelka ocena rzeczywistości jest dziełem człowieka i uwzględnia idee, które na danym etapie człowiek wyznaje. Dlatego uznawanie jakichkolwiek wniosków dokonanych przez człowieka jako wniosków dotyczących całej przyrody jest z gruntu mylne.

Posłużę się tu przykładem. Gdyby aktualnie żyły na Ziemi dinozaury, to bylibyśmy wstrząśnięci ich wymieraniem. Zapewne też stosując aktualne normy etyczne wydalibyśmy biliony bilionów dolców na ich ratowanie. Być może nawet sami bylibyśmy skłonni skapieć w intencji przetrwania dinozaurów. A to już może kosztować nas o wniosek dotyczący zasad działania ewolucji - w rozumieniu doboru i wymierania gatunków.

Człowiek działa w przyrodzie niezmiernie fikuśnie. Koło Wrocławia był pewien obiekt chroniony - łąka z zespołem cennych gatunków roślin. Ale zjawił się na tej łące pewien ochroniarz przyrody i niezmiernie naładowany samymi tylko ideami (bynajmniej nie wiedzą) wysmarował protest. Ujrzał bowiem krowy pasące się na tej chronionej łące. Skutkiem jego protestu zakazano wypasu tych krów. Dalszym zaś skutkiem tej decyzji było zupełne wymarcie roślin chronionych na tej łące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"no ale zaraz, UE musi wykładać pieniądze na nasze państwo. Sugerujesz przez to, że ma moralne prawo przeznaczyć Ciebie do odstrzału, a nasz kraj do zniszczenia drogą wybuchu jądrowego?"

yyy czy ja uzasadniam moralne prawo ludzi do strzelania do niedźwiedzi polarnych albo do zagłady ich na drodze nuklearnej?NIE!po prostu olejmy je ciepłym moczem,niech luddzie którzy chcą se do nich strzelają,a państwo się nie wtrąca,bo może flora arktyczna wiele nie ucierpi na wyginięciu misiów-nie będzie miał kto zjadać fok-nieco mniej ryb;ale nie wydaje mi się to jakieś drastyczne,paru rybaków straci pracę,paru łowców fok zyska i tyle-to tylko margines ludzkości.W ogóle jakaś dziwna twoja interpretacja-wykładanie kasy miałoby dawać prawo do zabijania tego na co się daje?i to wynika z tego że napisałem że nie ma sensu marnować kasy na niepotrzebne miśki? jeśli wynika to dyskusja nie ma sensu bo wnioskowanie jest zbyt dowolne

 

j50-grafikę łatwo umieszczać,chyba starczy [img....]....http://adres strony z grafiką,ja używam image shack[/img....] kropki zbędne,dałem by coś wyświetliło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może wytnijmy wszystkie lasy będzie więcej desek i tyle... nie będzie zwierząt ale za to zapałki stanieją.

 

a teraz już poważnie... oczywiście że niedźwiedzie sobie poradzą ze zmianą klimatu, albo i nie - jeśli ewolucja w taki sposób zadziała. Mimo wszystko ludzie powinni się starać minimalizować efekty swojej grabieżczej działalności na Ziemii. Nie mówię to o działaniach ekoterrorystycznych tylko o zdrowym rozsądku. Im więcej zmian w ekosystemie dokonamy tym bardziej się to na nas odbije w przyszłości - mam tu na myśli wszelkie zmiany także te które mają zapobiec np ociepleniu klimatu. Przyroda sobie doskonale radzi bez nas, im mniej w nią ingerujemy tym lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Antyszwed: to nie jest aż tak proste. Bo jeśli nawet uznamy popularne wśród części młodzieży pseudoliberalne (zaraz wyjaśnię nazwę) podejście do przyrody, to jest ono sprzeczne samo w sobie. Całkiem jak komunizm.

Dlaczego pseudoliberalne? Dlatego, że, moim zdaniem, liberalizm polega na daniu człowiekowi maksimum wolności i odpowiadaniu za swoje czyny. Oznacza to np. że mam prawo palić papierosy, ale nie mam prawa zatruwać nimi kogoś innego. A jeśli go zatruwam, to powinienem zapłacić mu odszkodowanie.

Jednak ten pseudoliberalizm zakłada brak odpowiedzialności za swoje czyny. W podejściu do przyrody niczym nie różni się od komunizmu. Ten również uznawał człowieka za koronę stworzenia, w związku z czym uzasadniona była całkowita demolka przyrody, bez zwracania uwagi na koszty.

Jak proponujesz wyrównać straty osobom, które ucierpią na zagładzie niedźwiedzi polarnych?

 

Nadmierny odłów rekinów spowodował drastyczny spadek populacji skorupiaków w okolicach Nowego Jorku. Jeszcze parę dekad temu poławiano tam dziesiątki ton skorupiaków rocznie. Teraz połowy to kilkaset kilogramów. Konkretni ludzie stracili konkretne pieniądze. Nie mówiąc już o stratach przyrodniczych.

Obecnie b. mało wiemy o powiązaniach pomiędzy przyrodą. Podejście pseudoliberalne grozi katastrofą, za którą zapłaci ktoś inny, niż jej sprawca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ja nie jestem tym tak bardzo przerażony. Sądzę, że niedźwiedzie sobie poradzą. A dlaczego tak sądzę? Dlatego, że ewolucja nie działa w tak krótkim czasie, w jakim niedźwiedzie funkcjonują. One dawały sobie radę przez dziesiątki tysięcy lat. W tym czasie człowiek nawet nie umiał ognia rozpalać, żeby nie mówić o piecach hutniczych. A te niedźwiedzie sobie grasowały. W tym też czasie przemijały kolejne zlodowacenia i ocieplenia pomiędzy nimi.

 

Nawet gdyby to było prawdą (a wcale nie jest pewne, że arktyczna populacja niedźwiedzi polarnych istniała już w czasie interglacjału eemskiego), to ocieplenie XXI-wieczne znacznie przekroczy poziomy spotykane w ciągu ostatniego miliona lat.

 

Ja oczywiście się domyślam, że zwolennicy antropogenicznego ocieplenia klimatu dowodnie wykażą, że już wtedy człowiek jeździł autami, palił w piecach hutniczych lub do wypału cementu, tudzież lubił budować elektrownie lub elektrociepłownie węglowe. No przecież to jasne jest dla każdego zwolennika antropogenicznego ocieplania się klimatu.

 

Zapoznaj się z opinią klimatologów na temat przeszłych i obecnych zmian klimatu, a potem pisz o tym, co jest dla nich "jasne", a co nie.

 

Zacznij tutaj:

 

http://ipcc-wg1.ucar.edu/wg1/FAQ/wg1_faq-6.1.html

 

Głównym składnikiem atmosfery pochłaniającym promieniowanie długofalowe (efekt cieplarniany) jest woda, a nie żadne CO2.

 

A CO2 jest składnikiem drugim co do ważności, przy czym jego ilość kumuluje się w atmosferze. W przeciwieństwie do pary wodnej.

 

I zawsze tak było. Poszukiwać zatem należy przyczyny zmian klimatu w okresach wcześniejszych - wcale niedalekich, jakieś do 1,5 mln lat wstecz (czwartorzęd).

 

...i przyczyny te są już całkiem nieźle poznane.

 

Zmartwiłem się wielce i zacząłem się rozglądać. No i trafiła mi się informacja o badaniach rdzenia lodowego z odwiertu na lodowcu grenlandzkim. A tam wyszło jak dzwon - że na przełomie plejstocen/holocen zmiany klimatu osiągnęły kilkanaście stopni w okresie od kilkunastu do CO NAJWYŻEJ kilkudziesięciu lat!

 

...kilkanaście stopni W GRENLANDII.

 

To co panowie? Niedźwiedzie i mamuty wydzielały z siebie gazy cieplarniane?

Spróbujcie do tego przyłożyć prostą logikę interpretacyjną!

 

Klimatologia to rzecz trochę bardziej skomplikowana niż "prosta logika interpretacyjna", a poza gazami cieplarnianymi istnieją inne czynniki które mają wpływ na klimat. Więcej możesz o tym poczytać np. tutaj:

 

http://www.ncdc.noaa.gov/paleo/abrupt/index.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość simian raticus

najgorzej jak spaslony "mysliwiak" na kalorycznej wodce i bigosie poluje na niewinnego zwierzaka. Moze ja bym na  jniego zapolowal pukawka? Szanse nierowne, a i walka bez celu majaca na wybiciu czy eliminowania slabszych gatunkow, ktore trzeba i chronic. Mozna chodowac brojlery na grzedzie czy karmazyny pstrokate, albo piskorze dzikie z piskorzami siarczystymi . . . koniec swiata idzie.

Mozna pic mineralke z rozpuszczonych lodowcow, a atkze saczyc wode z rzeki po wojskowych spuszczanych fekaliach.

System sam sie wyczerpie i bedzie zaglada (jasnowidzem, prorokiem czy innym szarlatenaem nie mnie dane bylo byc).

Sam wchodzilem na komin z "pampersem szatanskim" i mnie zdjelo dwoch kominiarzy pasjonatow ;(

Lancuch pokarmowy trzeba kultywowac i dbac o niego, bo jak sier sypnie to bedziemy jescv trec i rope rozcvienczana herbata z arszenikiem.

Jem wieprzowine to codzien klaniam sie knurowi, wieprzu, maciorze. losze i prosiakom. Jak zjadam warzywa to kultywuje kalarepe, salate, kapuste z bobem i fasola.

Sam robilem dreny by podkarmic glodnego niedzwienia sowitym osoczem.

Widzilem z amlodu kanibalistyczne kijani i kanibalistyczne "kciuki" atakujace cierniki w obcym srodowisku. Podkarmialem pajaki "latwym pokarmem".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ależ ja uważam że zniszczenie lasów na deski byłoby błędem-płuca planety by zniknęły,a deski zbutwiały,bo aż takich potrzeb mieszkaniowych nie dałoby się zaspokoić efektywnie.

wybicie rekinów było błędem skoro przyniosło szkody ludziom,ale czy z wyginięcia misiów będą jakieś duże szkody?może paru rybaków ucierpi,ale szkody spowodowane przez przeznaczenie kasy na coś co da mały efekt(paru rybaków będzie się miało lepiej),spowoduje szkodę że nie przeznaczy się jej na coś lepszego.na takiej zasadzie kasa nie idzie równo na jakieś pipidówy na syberii i wielomilionowe metropolie.chodzi mi tylko o rozsądne racjonalne wyważenie kosztów i skutków,nie o jakieś dogmatyczne olanie i niszczenie przyrody(która jednak ma spełniać rolę służebną).ratowanie za grubą kasę paru miśków na obrzerzach cywilizacji bezsensu jest,za małą kasę może i ma sens.to trochę jak z dawaniem kasy na muzeum czy teatr do którego nikt nie chodzi-gdyby naprawdę były potrzebne to ludzie by tam chodzili a te instytucje same by się utrzymały;za to ludzie "kulturalni" wysysają kasę od reszty społeczeństwa i gardzą popularnym gustem(ja też gardzę masową kulturą,ale nie zmuszałbym ludzi to płacenia na coś czego nikt prócz twórcy i grupy zapaleńców nie lubi)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@neratin

Mam stały kontakt z pracownikami naukowymi UWr z dziedziny klimatologii. Wielokrotnie dyskutowalismy sprawę GO. Badacze ci podchodzą do sprawy w sposób wstrzemięźliwy. Spowodowane to jest wiedzą o tym, że zmiany klimatu mogą mieć rozliczne źródła oraz tym, że mamy wiedzę o drastycznych i globalnych zmianach klimatu w przeszłości. Jednocześnie współpracuję z paleozoologami. Ich badania wskazują także na drastyczne zmiany klimatu oraz warunków środowiskowych w przeszłości. W odniesieniu do zjawisk dotyczących tych białych misiów podnoszą oni sprawę tzw. refugiów. Refugium jest przez wielu widziane jako główny czynnik wpływajacy na zmiany w rozprzestrzenieniu gatunków, ich ewolucji, a następnie ponownej ekspansji terytorialnej. Niezbyt dobrze nadają się do tego wielkie ssaki, lepiej wychodzi to na drobniejszych - np. gryzoniach, co jest związane z wielkością populacji oraz dynamiką zmian ewolucyjnych. Dla misia arktycznego refugium stanowić mogą przede wszystkim archipelagi wysp arktycznych (np. Spitsbergen). Niedźwiedź polarny nie żywi się tylko fokami. W ogólności niedźwiedź jest zwierzęciem wszystkożernym. W kupce niedźwiedzia polarnego (wiele takich widziałem) przeważa pokarm roślinny. Przypomina ona bardziej kupkę końską, aniżeli np. psią. Sądzę, że jest to niedźwiedzi sposób na przetrwanie zmian klimatycznych i dotyczy także niedźwiedzia brunatnego. W ogólności dynamika zmian krótkookresowych klimatu w strefie arktycznej jest o niebo większa, aniżeli w klimacie umiarkowanym. Arktyczna fauna musi zatem byc w szczególny sposób przystosowana do tego. No i oczywiście jest!

Badania obszarów arktycznych nie powinny dotyczyć tylko populacji niedźwiedzia białego. Populacja ta bowiem jest zbyt mała i dotyczy obiektu znajdującego się na końcu łańcucha żywieniowego (troficznego). Stanowią go przede wszystkim drapieżniki. Rzecz jednak w tym, że i drapieżniki dają poważne zróżnicowanie. Mniejsze drapieżniki mają większą populację. Dlatego np. pieśców jest na Spitsbergenie chyba setki razy więcej niż niedźwiedzi polarnych. Jednak śmiertelność pieśców (lisów polarnych) podczas zimy polarnej też jest setki razy większa niż białych niedźwiedzi. Oba gatunki (lis polarny oraz niedźwiedź polarny) funkcjonują jednak w sposób zupełnie odmienny w tym środowisku.

Co do sprawy GO - nie jest to do tej pory jasne. Rzecz jest dlatego trudna, bo nie potrafimy na razie objąć badaniami całego łańcucha uwarunkowań klimatycznych. Jesteśmy coraz bliżej tego, ale na razie musimy pokornie pasować odnośnie wniosków. Ja osobiście uważam, że sprawę CO2 należy traktować poważnie i dążyć do poprawy sytuacji. Każde bowiem zanieczyszczanie ziemskiej atmosfery może się nam odbić czkawką. Problem jednak lokuję inaczej - co jest prawdą, a co jest tylko hipotezą. Ja uważam na razie, że GO jest faktem, ale interpretacje są wyłącznie hipotetyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ależ ja uważam że zniszczenie lasów na deski byłoby błędem-płuca planety by zniknęły,a deski zbutwiały,bo aż takich potrzeb mieszkaniowych nie dałoby się zaspokoić efektywnie.

wybicie rekinów było błędem skoro przyniosło szkody ludziom,ale czy z wyginięcia misiów będą jakieś duże szkody?może paru rybaków ucierpi,ale szkody spowodowane przez przeznaczenie kasy na coś co da mały efekt(paru rybaków będzie się miało lepiej),spowoduje szkodę że nie przeznaczy się jej na coś lepszego.na takiej zasadzie kasa nie idzie równo na jakieś pipidówy na syberii i wielomilionowe metropolie.chodzi mi tylko o rozsądne racjonalne wyważenie kosztów i skutków,nie o jakieś dogmatyczne olanie i niszczenie przyrody(która jednak ma spełniać rolę służebną).ratowanie za grubą kasę paru miśków na obrzerzach cywilizacji bezsensu jest,za małą kasę może i ma sens.to trochę jak z dawaniem kasy na muzeum czy teatr do którego nikt nie chodzi-gdyby naprawdę były potrzebne to ludzie by tam chodzili a te instytucje same by się utrzymały;za to ludzie "kulturalni" wysysają kasę od reszty społeczeństwa i gardzą popularnym gustem(ja też gardzę masową kulturą,ale nie zmuszałbym ludzi to płacenia na coś czego nikt prócz twórcy i grupy zapaleńców nie lubi)

 

Informuję, że płucami naszej planety są przede wszystkim oceany (ok. 70% produkcji tlenu). Sprawie niszczenia środowiska oceanów powinniśmy zatem poświęcić więcej uwagi. Tak się jednak składa, że właśnie o oceanach wiemy znacznie mniej, aniżeli o środowisku lądowym. Lasy amazońskie nie są płucami Ziemi. Płucami Ziemi są oceany. Ale to oczywiście nie oznacza, że mamy się nie przejmować sprawą dewastacji lasów deszczowych. Tylko chodzi o to, że z zupełnie innych powodów. Nauka ma byc transparentna i pozbawiona nawiedzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moich nerek nie trzeba ratować za pieniądze które można by np. wydać na autostrady w Polsce,albo na rozwój Afryki.a co ludziom daje istnienie polarnych misiów gdzieśtam u góry globusu/globusa(niepotrzebne skreślić) ???

 

Rozwija się ostatnio w publikacjach naukowych sprawa ekonomii ochrony środowiska. Wszystkim to polecam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@j50

Po pierwsze, nie sugeruj, plz, że przeszłe zmiany klimatu są nieodgadnioną zagadką, a sam fakt ich istnienia w czasach, gdy nie było samochodów i przemysłu, obala teorię antropogeniczności obecnej zmiany klimatu. Jeśli masz stały kontakt z pracownikami naukowymi UWr, to sądzę że nie powinno być problemem zdobycie przynajmniej kilku publikacji na ten temat (kluczowe nazwiska: Broecker, Imbrie, Shackleton, Ruddiman). Po drugie, spytaj się znajomych paleozologów o ewolucję niedźwiedzia polarnego i porównaj ją z chronologią zlodowaceń. Po trzecie, przy okazji porównaj także zmiany temperatur z ostatniego miliona lat z prognozami na koniec XXI wieku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wybicie rekinów było błędem skoro przyniosło szkody ludziom,ale czy z wyginięcia misiów będą jakieś duże szkody?

 

Pamiętaj, że niemal niczego nie wiemy o zależnościach w przyrodzie. Dopiero jak coś się sypie, to się dowiadujemy. Jak zagłada rekinów i niedźwiedzi polarnych wpłynie na rybołówstwo? Fokom i pingwinom ubędzie wrogów, więc może czekać nas zagłada wielu gatunków ryb? A później, gdy już to nastąpi i nadmiernie rozrośnięte populacje fok i pingwinów zaczną masowo zdychać, jak to wpłynie na stan wód, rozwój w nich różnych mikroorganizmów, poziom tlenu?

 

Jakiś czas temu oglądałem ciekawy program o aligatorach-zombie z Jez. Griffina. To bodajże największe na swiecie skupisko aligatorów. W pewnym momencie zauważono, że sporo z nich pada. Początkowo podejrzewano kłusowników, śruby łodzi motorowych... okazało się jednak, że zwierzęta nie miały żadnych ran. Zauważono, że przed śmiercią aligatory były "zombie". Wyglądały jak martwe, ale żyły. Trwały przez jakiś czas w takim stanie, a później tonęły.

Całe miesiące trwały badania. Wszystko wskazywało na to, że masowo giną zdrowe zwierzęta i nie wiadomo było dlaczego. Zrobiono badania wody, w której zauważono dużo sinic, a te produkują neurotoksyny. Ale nie znaleziono w mózgach krokodyli żadnych neurotoksyn. Podejrzewano pestycydy z pól. Badania wykazały, że większość z nich pozostaje w glebie, a ilość przenikająca do jeziora nie jest w stanie zaszkodzić aligatorom.

Po dwóch latach bezowocnych badań, jeden z naukowców był na jakiejś konferencji. Tam rozmawiał z innym uczonym. Okazało się, że jego rozmówca zetknął się z podobnym przypadkiem wśród łososi w Wielkich Jeziorach. Tam też padały zdrowe ryby. Rozmówca powiedział naszemu naukowcowi, że u łososi zauważono niedobór witaminy B. Poprosił o przesłanie do badań tkanki mózgowej aligatorów. Okazało się, że rzeczywiście aligatory cierpią na niedobór witaminy B, która jest konieczna do prawidłowego funkcjonowania mózgu.

Tylko, że taki wynik badań był sprzeczny z wiedzą. Jak dziko żyjące zwierzę może mieć niedobory czegoś, co jest konieczne do przeżycia?

Rozpoczęto badania diety aligatorów i po jakimś czasie okazało się, że jedzą one przede wszystkim pewien gatunek ryb. Dalsze badania wykazały, że w organizmach tych ryb jest enzym rozkładający witaminę B.

Aligatory zawsze jadły te ryby, ale jadły też dużo innych ryb, co uzupełniało im witaminę B. Okazało się jednak, że pestycydy przedostające się do jeziora, poważnie szkodzą innym gatunkom, ale na gatunek szkodliwy dla aligatorów nie mają wpływu. Dlatego tez gatunek ten wyparł inne gatunki i w efekcie aligatory zaczęły masowo ginąć. Amerykanie podjęli dość radykalną decyzję i odłowili ryby ze szkodliwego gatunku.

 

Teraz zobacz... jezioro znajdowało się na prostej drodze do zagłady - liczebność większości gatunków ryb znacząco spadła, spadała liczebność aligatorów, zaczynał w nim dominować jeden gatunek, który po jakimś czasie sam by się pewnie zadusił w jeziorze. Gdyby proces postępował jezioro mogłoby zamienić się w bagno. Straciliby rybacy, okoliczni mieszkańcy, turystyka itp. itd.

A przecież wedle wiedzy sprzed masowego padania aligatorów wszystko było ok. Nikt nie miał pojęcia o tym, że może wystąpić tego typu mechanizm zagłady jeziora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Neratin

Każden z moich kolegów klimatologów i paleozoologów w rozmowach prywatnych stwierdzał, że antropogenicznie spowodowany efekt GO nie jest udowodniony, a inne hipotezy powinny być rozpatrywane jako równoprawne. I o to w tym właśnie chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Latem 2022 z powodu upałów zmarły w Europie 68 593 osoby. Badacze z Barcelońskiego Instytutu Zdrowia Globalnego poinformowali, że gdyby nie globalne ocieplenie, nie doszłoby do śmierci 38 154 z tych osób. Uczeni zauważyli też, że liczba zgonów z powodu globalnego ocieplenia była szczególnie duża wśród kobiet oraz osób w wieku 80 lat i starszych.
      Punktem wyjścia do obecnych badań, była wcześniejsza praca, w ramach której – wykorzystując dane o zgonach i temperaturze w 35 krajach Europy – eksperci stworzyli model epidemiologiczny pozwalający na określenie liczby zgonów spowodowanych wysokimi temperaturami.
      Teraz wykorzystali dane na temat średnich anomalii temperaturowych w latach 1880–2022 i oszacowali dla każdego badanego regionu wzrost temperatury spowodowany ociepleniem. Na tej podstawie określili, jakie temperatury panowałyby na badanych obszarach, gdybyśmy nie mieli do czynienia z ociepleniem klimatu. W końcu uruchomili swój model epidemiologiczny, by sprawdzić, do jakiej liczby zgonów by doszło w scenariuszu, w którym ocieplenie nie występuje.
      Badania wykazały, że – w przeliczeniu na milion mieszkańców – liczba zgonów z powodu upałów, które można przypisać ociepleniu, jest dwukrotnie wyższa na południu kontynentu niż w pozostałej części Europy. Z modelu wynika, że stres cieplny spowodowany globalnym ociepleniem w szkodzi głównie kobietom – z powodu globalnego ocieplenia zmarło ich 22 501 z 37 983 wszystkich zgonów kobiet spowodowanych upałami – osobom w wieku 80 lat i więcej (23 881 zgonów z ogólnej liczby 38 978).
      Wzrost temperatur spowodowany przez ocieplenie klimatu w mniejszym stopniu dotyka mężczyzn (14 426 z 25 385 zgonów) oraz osób w wieku 64 lat i mniej (2702 z 5565 zgonów).
      Nasze badania pokazują, do jakiego stopnia globalne ocieplenie wpływa na zdrowie publiczne. Niemal we wszystkich krajach obserwujemy wzrost liczby zgonów spowodowanych upałami. Nie wszyscy są jednak narażeni w takim samym stopniu, mówi Thessa Beck.
      Latem 2022 roku z powodu upałów najwięcej osób – 18 758 – zmarło we Włoszech. Globalne ocieplenie spowodowało śmierć 13 318 z nich, co stanowi 71% wszystkich zgonów. W Hiszpanii zmarło 11 797 osób, z czego z powodu ocieplenia 7 582 (64%). Na kolejnym miejscu znajdziemy Niemcy (9675 zgonów, 5746 (59%) z powodu ocieplenia). Następne na liście są Francja, Grecja, Wielka Brytania i Rumunia. Polska uplasowała się na 8. miejscu tabeli. W naszym kraju upały zabiły 1808 osób, z czego 1218 zgonów badacze przypisali globalnemu ociepleniu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jest już zbyt późno, by ochronić letnią morską pokrywę lodową Arktyki i jej funkcję jako habitatu oraz elementu krajobrazu, uważa profesor Dirk Notz z Uniwersytetu w Hamburgu. Będzie ona pierwszym ważnym składnikiem systemu klimatycznego Ziemi, która zniknie w wyniku emisji gazów cieplarnianych, dodaje. Notz wraz z naukowcami z Uniwersytetu Nauki i Technologii w Pohang w Korei Południowej oraz Kanadyjskiego Centrum Analiz i Modelowania Klimatu opublikował wyniki badań, z których wynika, że już w latach 30. XXI wieku może dojść do sytuacji, w której we wrześniu arktyczne wody będą wolne od lodu. I to bez względu na to, czy i jak bardzo ludzkość obniży emisje gazów cieplarnianych.
      Trzeba tutaj dodać, że pojęcie Arktyki wolnej od lodu morskiego dotyczy sytuacji, w której pokrywa lodowa ma mniejszą powierzchnię niż 1 milion kilometrów kwadratowych. Wrzesień jest miesiącem, na który przypada minimum lodu morskiego w Arktyce. Miesiącem maksimum jest marzec.
      Zmniejszanie się morskiej pokrywy lodowej Arktyki ma poważny wpływ na pogodę, ekosystemy i ludzi na całym świecie. Pokrywający wodę lód odbija około 90% energii słonecznej, która na niego pada. Jednak pozbawione lodu, a więc ciemniejsze, wody pochłoną to promieniowanie, zatem dodatkowo się ogrzeją. To może przyspieszyć ocieplanie klimatu, przez co przyspieszy rozmarzanie wiecznej zmarzliny, w której uwięzione są olbrzymie ilości gazów cieplarnianych, co dodatkowo przyspieszy ocieplanie klimatu. To zaś może spowodować szybszy wzrostu poziomu morza i przyspieszone topnienie lądolodu Grenlandii.
      Dotychczas uważano, że pierwszy w Arktyce wolny od pływającego lodu wrzesień, nadejdzie w latach 40. XXI wieku. Wspomniane wyżej badania przesuwają ten moment o całą dekadę. Ich autorzy szacują, że działalność człowieka jest w 90% odpowiedzialna za kurczenie się pokrywy lodowej w Arktyce. Za pozostałą część odpowiadają czynniki naturalne.
      Pod koniec lutego bieżącego roku powierzchnia lodu morskiego w Arktyce wynosiła 1,79 miliona kilometrów kwadratowych. To najmniej w historii pomiarów, o 136 000 km2 mniej od poprzedniego rekordu z lutego 2022 i o 1 milion km2 mniej niż średnia dla tego miesiąca z lat 1981–2020.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W pierwszej połowie XIX wieku Duńczycy szczególnie polubili piwo, co wiązało się z gwałtownym rozwojem przemysłu piwowarskiego. To rosnące zamiłowanie do złocistego napoju zbiegło się z trwającym mniej więcej w latach 1800–1850 złotym wiekiem duńskiego malarstwa. Jak się okazuje, oba te zjawiska miały więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać. Przeprowadzone właśnie badania potwierdziły, że duńscy mistrzowie malarstwa używali pozostałości po warzeniu piwa do przygotowania płótna pod swoje dzieła.
      Aby uzyskać oczekiwane przez siebie efekty, malarze musieli najpierw użyć substancji, które pomogą farbom utrzymać się na płótnie. Duńczycy wytwarzali i wypijali w tym czasie olbrzymie ilości piwa, a że woda w rzekach nie była zbyt czysta, przemysł piwowarski wytwarzał dużą ilość odpadów. Historyczne teksty sugerują, że odpady te mogły być wykorzystywane do zagruntowania płótna. Dlatego tez naukowcy postanowili sprawdzić, czy to prawda.
      Uczeni przeanalizowali skład chemiczny 10 obrazów autorstwa Christoffera Wilhelma Eckersberga, zwanego ojcem duńskiego malarstwa, oraz jego ucznia Christena Schiellerupa Købke. Wykorzystali przy tym próbki pobrane jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku. Teraz, korzystając ze spektrometrii mas, mogli zidentyfikować proteiny wchodzące w skład podkładu. Znaleźli w próbkach duże ilości białek typowych dla procesu warzenia piwa, a pochodzących z jęczmienia, pszenicy, gryki i żyta. Potwierdzono więc zapiski czynione przez samych malarzy, a wiedza ta będzie miała znaczenie jak najbardziej praktyczne. Eksperci będą mogli ją wykorzystać podczas prac konserwatorskich.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Glony Malosira arctica, które żyją pod lodem Arktyki, zawierają 10-krotnie więcej mikroplastiku niż otaczające je wody. Koncentracja plastiku na początku łańcucha pokarmowego to bardzo zła informacja. Może on zagrażać stworzeniom, które żyją się glonami i wędrować w górę łańcucha pokarmowego. Ponadto gromady martwych glonów bardzo szybko transportują plastik na dno morskie, co może wyjaśniać wysoką koncentrację mikroplastiku w osadach.
      Wiosną i latem Melosira arctica bardzo szybko się rozrasta, tworząc metrowej długości łańcuchy. Gdy giną, a lód nad nimi się roztapia, glony w ciągu zaledwie jednego dnia opadają na dno położone tysiące metrów poniżej. Są niezwykle ważnym źródłem pożywienia dla mieszkających tam zwierząt i bakterii. Jednak, jak się okazuje, niosą ze sobą duże ilości plastiku.
      W końcu znaleźliśmy prawdopodobne wyjaśnienie dlaczego największa koncentracja mikroplastiku na tym obszarze występuje na krawędziach pól lodowych, nawet w osadach dennych, mówi doktor Melanie Bargmann z Instytutu Badań Morskich i Polarnych im Alfreda Wegenera (AWI). Z wcześniejszych badań naukowcy wiedzieli jedynie, że mikroplastik gromadzi się w lodzie, z którego jest uwalniany, gdy ten topnieje. Tempo, z jakim glony opadają na dno, wskazuje, że wędrują niemal po linii prostej. Tworzący lód śnieg opada wolniej, jest przemieszczany przez prądy, więc pochodzący zeń plastik opada na dno dalej. Teraz, wiedząc, że mikroplastik przemieszcza się na dno wraz z martwymi Malosira, wiemy, dlaczego pod lodem koncentracja plastiku jest większa, dodaje uczona.
      Naukowców z AWI, Ocean Frontier Institute, Dalhousie University i University of Canterbury zaskoczyła olbrzymia ilość mikroplastiku w glonach. Okazało się, że zawierają one średnio 31 000 ± 19 000 fragmentów mikroplastiku na każdy metr sześcienny. To dziesięciokrotnie więcej niż otaczające je wody. Nagromadzenia glonów mają śluzowatą, kleistą powierzchnię. Prawdopodobnie to przez nią gromadzą mikroplastik z powietrza, wody, lodu i innych źródeł. Gdy już glony przechwycą mikroplastik, albo przetransportują go na dno, albo zostanie on wraz z nimi zjedzony jeszcze na powierzchni, dodaje Deonie Allen z University of Canterbury.
      Z glonów mikroplastik trafia do żywiącego się nimi zooplanktonu, stamtąd zaś do organizmów ryb, następnie ludzi czy niedźwiedzi polarnych. Szczegółowe analizy wykazały, że w arktycznych glonach znajduje się polietylen, polistyren, nylon, akryl i inne rodzaje plastików. Zawierają one barwniki, plastyfikatory, środki opóźniające palenie się oraz olbrzymią ilość innych substancji chemicznych, a ich łączny wpływ na środowisko i organizmy żywe trudno jest ocenić. Mikroplastik wykryto już w ludzkich jelitach, krwi, naczyniach krwionośnych, płucach, łożysku i mleku matki. Wiemy, że może wywoływać reakcje zapalne, ale jego całkowity wpływ na zdrowie nie został jeszcze dobrze poznany, dodaje Bergmann. A Steve Allen z Dalhousie University przypomina, że mikroplastik znaleziono w każdym fragmencie ludzkiego ciała, w którym go poszukiwano. U zanieczyszczonych nim organizmów obserwowano zmiany zachowania, zaburzenia wzrostu, płodności i zwiększenie śmiertelności.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeże to jedne z najbardziej lubianych zwierząt. Mimo tego, że cieszą się sympatią ludzi, ich populacja spada właśnie z powodu działalności człowieka. Giną po spożyciu zatrutych przez człowieka ślimaków, są zabijane na drogach, giną w zimie gdy z hibernacji wybudzą je noworoczne fajerwerki, ich populacja spada, gdy w wysprzątanych i krótko wykoszonych działkach i ogrodach nie mogą znaleźć schronienia.
      Ekolodzy i naukowcy, chcąc lepiej chronić jeże, rozpoczęli wiele projektów monitorowania tych zwierząt. Jednym z nich jest „The Danish Hedgehog Project” zainicjowany przez doktor Sophię Lund Rasmussen z Uniwersytetu Oksfordzkiego. W projekcie biorą udział naukowcy-amatorzy z Danii. W 2016 roku poproszono ich, by dostarczyli naukowcom martwe jeże znalezione w Danii. Naukowcy chcieli w ten sposób zbadać, jak długo żyje przeciętny duński jeż. Ponad 400 ochotników zebrało 697 nieżywych zwierząt.
      Wiek jeża można określić licząc linie wzrostu na kościach szczęk. To metoda podobna do liczenia pierścieni drzew. Linie te powstają u jeży w wyniku spowolnienia metabolizmu wapnia podczas zimowej hibernacji. Każda taka linia odpowiada pojedynczej hibernacji, zatem 1 rokowi życia.
      U jednego z dostarczonych jeży doktor Rasmussen naliczyła aż 16 linii wzrostu. Oznacza to, że był to najdłużej żyjący jeż europejski o jakim nam wiadomo. Żył on aż o 7 lat dłużej niż wcześniejszy posiadacz rekordu. Co więcej, dwa inne jeże również żyły wyjątkowo długo – 13 i 11 lat.
      Mimo zidentyfikowania tych matuzalemów średnia długość życia jeża na wolności jest wynosi zaledwie około 2 lat, a około 30% jeży zmarło przed ukończeniem 1. roku życia. Tak krótkie życie nie jest niczym naturalnym w przypadku jeży. Aż 56% dostarczonych jeży zginęło na drogach, a 22% zmarło w centrach rehabilitacji, gdzie zostało dostarczone np. po atakach przez psy. Jedynie 22% zwierząt straciło życie z przyczyn naturalnych.
      Mimo, że bardzo duży odsetek zwierząt umiera przed 1. rokiem życia, nasze badania pokazują, że jeśli jeż przetrwa ten krytyczny okres życia, może żyć nawet 16 lat, przez wiele lat wydając potomstwo. Prawdopodobnie z wiekiem nabywają doświadczenia. Gdy przekroczą 2. rok życia, prawdopodobnie uczą się unikania takich niebezpieczeństw jak samochody czy drapieżniki, mówi Rasmussen.
      Badania wykazały też, że samce żyją średnio dłużej (2,1 roku) niż samice (1,6 roku), co jest rzadko spotykanym zjawiskiem wśród ssaków. Ponadto samce częściej są zabijane przez samochody, szczególnie na obszarach wiejskich i w lipcu, kiedy to w Danii przypada sezon rozrodczy jeży.
      Przyczyną, dla której samce żyją dłużej, jest prawdopodobnie fakt, że po prostu łatwiej być samcem wśród jeży. Jeże nie są zwierzętami terytorialnymi, więc samce rzadko między sobą walczą. A samice samotnie wychowują młode. Niestety, wiele jeży ginie pod kołami samochodów, szczególnie w sezonie rozrodczym, gdy pokonują duże odległości w poszukiwaniu partnera, dodaje uczona.
      Wcześniejsze badania wykazały, że zróżnicowanie genetyczne duńskich jeży jest niewielkie. Dlatego też Rasmussen przeprowadziła badania by sprawdzić, czy chów wsobny wpływa na długość życia tych zwierząt. Ku jej zdumieniu okazało się, że nie ma on wpływu na to, jak długo jeż przeżyje. Niestety liczebność wielu gatunków dzikich zwierząt spada, co często prowadzi do chowu wsobnego, gdyż spadek liczebności populacji zmniejsza szanse znalezienia odpowiedniego partnera. Nasze badania pokazały, że jeśli jeż dożyje dorosłości, to pomimo wysokiego odsetka chowu wsobnego, który może powodować pojawienie się potencjalnie śmiertelnych chorób genetycznych, chów wsobny nie zmniejsza długości życia tych zwierząt. To potencjalnie przełomowe odkrycie i bardzo dobra wiadomość z punktu widzenia ochrony przyrody, cieszy się uczona.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...