Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Kupiona na wyprzedaży garażowej miseczka okazała się niezwykle cennym i rzadkim zabytkiem

Rekomendowane odpowiedzi

Pewien miłośnik antyków zauważył na wyprzedaży garażowej w stanie Connecticut porcelanową miseczkę, która przykuła jego uwagę. Wydał 35 dolarów na jej zakup i, chcąc zweryfikować swoje podejrzenia co do przedmiotu, skontaktował się z ekspertami z domu aukcyjnego Sotheby's. Najpierw przesłał im zdjęcia, a gdy ci wyrazili chęć bliższego zbadani miseczki, zawiózł ją do zbadania. Okazało się, że to zaledwie jedna z 7 takich miseczek z czasów dynastii Ming, które przetrwały do naszych czasów.

Od razu stało się dla nas jasne, że patrzymy na coś naprawdę bardzo, bardzo wyjątkowego, mówi Angela McAteer, ekspert od chińskiej ceramiki. Styl malowania, kształt miseczki i kolor są charakterystyczne dla chińskiej porcelany z początku XV wieku, wyjaśnia.

Eksperci stwierdzili, że miseczka o średnicy 16 centymetrów powstała na zamówienie dworu cesarza Yongle, trzeciego władcy z dynastii Ming, który rządził w latach 1402–1424. Ostatnio taka miseczka pojawiła się na rynku w 2007 roku. To zaś oznacza, że gdy ten egzemplarz trafi 17 marca na aukcję można liczyć na olbrzymie zainteresowanie ze strony kolekcjonerów i muzeów. W muzeach zresztą znajduje się 5 takich miseczek: dwie na Tajwanie, dwie w Londynie i jedna w Teheranie.

Eksperci z Sotheby's szacują, że miseczka zostanie sprzedana za 300 do 500 tysięcy dolarów.

Tajemnicą pozostaje, w jaki sposób tak cenny zabytek trafił na wyprzedaż garażową. Można tylko podejrzewać, że był przekazywany w tej samej rodzinie z pokolenia na pokolenie. W XIX wieku na Zachodzie panowała moda na Chiny i wiele przedmiotów z Państwa Środka trafiło wówczas do USA.

To niesamowite, że takie rzeczy wciąż się zdarzają, że odkrywa się takie skarby. Dla nas, ekspertów, to zawsze ekscytujące wydarzenie, gdy nagle znikąd pojawia się tak cenny przedmiot, o istnieniu którego nie mieliśmy pojęcia, dodaje McAteer.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem że komuś się uda zarobić 500.000 dolarów "bo miał wiedzę". I niby wszystko w porządku - ja jednak uważam, że coś tu nie gra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację. Ja w takiej sytuacji po sprzedaży oddałbym połowę zysku poprzedniemu właścicielowi. Spałbym spokojnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety, najczęściej jest na odwrót. 

Ostatnio mój kolega otrzymał do ekspertyzy szable ludwikówkę, który pewien biznesmen kupił jako "oryginał" za grube pieniądze. Okazała się dosyć ordynarną podróbką. 

Rynek takich fałszywek (nie tylko broni białej rzecz jasna)  jest naprawdę rozbudowany.  Np. oryginalna szabla ludwikówka, ceniona przedwojenna szabla kawaleryjska, potrafi chodzić nawet za 20 tyś zł, więc jest motywacja do fałszerstw. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
4 godziny temu, Ergo Sum napisał:

Rozumiem że komuś się uda zarobić 500.000 dolarów "bo miał wiedzę". I niby wszystko w porządku - ja jednak uważam, że coś tu nie gra.

 

3 godziny temu, Sławko napisał:

Masz rację. Ja w takiej sytuacji po sprzedaży oddałbym połowę zysku poprzedniemu właścicielowi. Spałbym spokojnie.

Nie takie to proste.
1. sprzedający mógł zdobyć wiedzę o tym co sprzedaje, wystarczyło zainwestować odpowiednią ilość czasu i pieniędzy,
2. kupujący raczej nie był tej klasy ekspertem, żeby mieć wystarczającą wiedzę, a w takich przypadkach zwykle nie tylko wiedza jest potrzebna, ale też laboratorium, możliwość porównania itd.
3. podobnej chińszczyzny, której wartość kolekcjonerska jest zerowa, jest masa, wystarczy przejść się na dowolną giełdę staroci. Gdyby ktoś próbował inwestować skupując podobne miski po 35 USD z nadzieją na taki strzał, pewnie by wydał parę milionów baksów bez szans odzyskania. Miałby trochę mniejszych trafień, coś by mu się zwróciło, ale bez ryzyka pomyłki można przyjąć, że taka inwestycja byłaby całkiem nieopłacalna. Specjalista od chińskiej porcelany miałby trochę lepszy wynik, ale i tak skupowanie fantów na sprzedażach garażowych czy pchlich targach byłoby dla niego całkiem nieopłacalne, więcej by zarobił na ekspertyzach, pośrednictwie w sprzedaży itp.
4. gość nie zarobi 500 000, nawet gdyby taka była cena przybicia. Nie chce mi się sprawdzać warunków Sotheby's, ale pewnie coś z tego będzie musiał im zostawić, chyba że 'młotkowe' i ew. inne koszty w całości płaci nabywca.
5. delikwent będzie musiał się z dochodu wyspowiadać w skarbówce, która odpowiednią pokutę mu nakaże, i to raczej niemałą.
6. gdyby chciał się resztą podzielić z poprzednim właścicielem, będzie to zakwalifikowane jako darowizna dla obcej osoby. Zwykle w takich przypadkach stawki podatkowe są dosyć paskudne.
No i tyle.

Edytowane przez ex nihilo
  • Pozytyw (+1) 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

To jest chyba normalne, że wiedzę się wykorzystuje dla swoich korzyści. Nie rozumiem kontrowersji.

Bardzo dobra analiza EX. Też podejrzewam, że kupujący nie był pewny, bo jak często przydarza się takie znalezisko i z jakim prawdopodobieństwem można na oko na bazarze ocenić oryginalność? Ekstra punkt się należy za podatki :)

Swoją drogą chciałbym zobaczyć jak Sławko dobrowolnie oddaje 100k USD w gotówce w ręce nieznajomego :) Jak kogoś gryzie sumienie, to może solidnie wesprzeć fundację, jedną z wielu, które zajmują się ochroną tygrysów w Azji. Sam bym pewnie tak zrobił, nie więcej niż 10% i chyba jeszcze można odliczyć podatki. Samych kotów jest około 3000 z populacji liczącej ponad 120k na początku zeszłego wieku(!) Do czego przyczynia się degradacja habitatów, rywalizacja o zasoby z ludźmi, kłusownictwo oraz tradycyjna medycyna chińska i ich magiczne specyfiki ze sproszkowanych kości.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i jest też pytanie za ile poprzedni właściciel michę kupił... Bez ryzyka pomyłki można przyjąć, że nie więcej albo niewiele więcej  niż te 35 dolców :D

A przy okazji - przeciętnie cztery przejścia przedmiotu przez aukcyjną wyżymaczkę powodują, że cała wartość przedmiotu zostaje u aukcjonerów. I do tego mogą dojść jeszcze podatki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obstawiałem 20-30%, na pewno nie mnie niż 10%. Kiedyś w firmie widziałem maila od zewnętrznego rekrutera z CV, który się spontanicznie skontaktował, ale oferta była tak obwarowana, że nie byłem pewien czy to jeszcze oferta czy już próba wyłudzenia i pogróżki. Kasowali chyba właśnie ponad 1/3 pensji kandydata. Pasożyty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 4.03.2021 o 23:49, Ergo Sum napisał:

Rozumiem że komuś się uda zarobić 500.000 dolarów "bo miał wiedzę". I niby wszystko w porządku - ja jednak uważam, że coś tu nie gra.

Wszystko gra. Właściciel chciał 35 dolarów i tyle dostał. To są USA.
Transakcja odbyła się pomiędzy osobami prywatnymi.
 

W dniu 5.03.2021 o 00:44, Sławko napisał:

Masz rację. Ja w takiej sytuacji po sprzedaży oddałbym połowę zysku poprzedniemu właścicielowi. Spałbym spokojnie.

Właśnie dwukrotnie obniżyłeś wartość posiadanej wiedzy.
To właśnie jest różnica mentalności pomiędzy USA a Polską.
Myślisz, że jakbyś powiedział właścicielce, że to może być miseczka warta pół miliona, to dałaby Ci ćwierć miliona aby spać spokojnie?

W dniu 5.03.2021 o 04:19, ex nihilo napisał:

gdyby chciał się resztą podzielić z poprzednim właścicielem, będzie to zakwalifikowane jako darowizna dla obcej osoby.

Wystarczy że kupi "drugą podejrzaną miseczkę"  ;) Dla chcącego sposób się znajdzie.

12 godzin temu, ex nihilo napisał:

A przy okazji - przeciętnie cztery przejścia przedmiotu przez aukcyjną wyżymaczkę powodują, że cała wartość przedmiotu zostaje u aukcjonerów. I do tego mogą dojść jeszcze podatki.

Mam duże podejrzenia, że znaczna część tej wartości to możliwość "pokazania się" na aukcji i policytowania, taka rozrywka bogatych. Dlatego sprzedaż poza tym kanałem i tak nie ma sensu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas badań prowadzonych przed rozpoczęciem prac budowlanych w pobliżu Kantonu, znaleziono najmniejsze znane jaja nieptasich dinozaurów. Sześć sfosylizowanych jajek stanowi obecnie część skały budującej formację Tangbian. Pochodzi ona z górnej kredy, sprzed 80 milionów lat. Jaja są nieregularnie ułożone, trudno więc stwierdzić, czy wszystkie znajdowały się w jednym gnieździe. Jaja są owalne, a ich dłuższa oś liczy zaledwie 29 milimetrów.
      Naukowcy, którzy badali jaja, stwierdzili na łamach Historical Biology, że prawdopodobnie należą one do nieznanego dotychczas nieptasiego terapoda, którego nazwali Minioolithus ganzhouensis. Eksperci wykluczyli, by należał on do troodonów, owiraptorozaurów, ani dromeozaurów. Obecnie nie wiadomo, jakie rozmiary mógł osiągnąć ten gatunek.
      Jaja zachowały się w świetnym stanie. Badania za pomocą skaningowego mikroskopu elektronowego ujawniły, że ich wewnętrzna struktura jest niemal nienaruszona. To dzięki temu udało się ustalić, że posiadają one unikatowy zestaw cech, które nie pasują do żadnego znanego gatunku.
      Dzięki analizie ewolucyjnej znanych skamieniałych jaj, doszliśmy do wniosku, że pochodzą one od niewielkiego terapoda, mówi profesor Han Fenglu z Chińskiej Akademii Nauk i dodaje, że ich odkrycie zwiększa naszą wiedzę na temat ewolucji i metod reprodukcyjnych dinozaurów z późnej kredy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Piazzetta San Marco, weneckim placu łączącym Canale di San Marco z placem św. Marka znajdują się dwie słynne granitowe kolumny. Na jednej z nich stoi figura pierwszego patrona miasta, świętego Teodora. Drugą zaś wieńczy uskrzydlony lew z brązu, atrybut nowego patrona miasta, ewangelisty św. Marka. Jeszcze do niedawna sądzono, że lew pochodzi z Persji Achemenidów i oryginalnie przedstawiał chimerę, której dodano skrzydła. Właśnie okazało się, że posąg znacznie młodszy i powstał w Państwie Środka.
      W latach 80. XX wieku słynny lew został poddano konserwacji i wówczas przeprowadzono badania, na podstawie których stwierdzono, że powstał w Anatolii na początku epoki hellenistycznej (IV w. p.n.e.). Teraz jednak badania izotopów ołowiu zdradziły zupełnie inną historię.

      Geolodzy, chemicy, archeolodzy i historycy sztuki z Uniwersytetu w Padwie, Uniwersytetu Ca' Foscari w Wenecji oraz International Association of Mediterranean and Eastern Studies - Ismeo przeprowadzili nowe analizy brązu, z którego wykonano lwa. Uzyskane dane, wskazują, że miedź wykorzystana do produkcji posągu pochodzi z kopalń w dolnym biegu Jangcy. Analizy stylistyczne zaś zdradziły na grzywie, klatce piersiowej i głowie cechy typowe dla sztuki z czasów dynastii Tang (609–907).
      Badacze uważają, że oryginalna rzeźba była „strażnikiem grobu” (镇墓兽, zhènmùshòu). Były to fantastyczne stwory umieszczane przed grobowcami, które miały odstraszać złe duchy i zapewnić spokój duszy zmarłego. Już na początku rządów dynastii Tang ustawiano je zwykle w parach. Jeden ze stworów miał ludzką, drugi – twarz bestii.
      W przypadku uskrzydlonego lwa z Wenecji cechami typowymi dla zhènmùshòu są szerokie nozdrza z wąsami po obu stronach, szeroko otwarty pysk z widocznymi szeroko rozstawionymi kłami w żuchwie i wąsko umiejscowionymi kłami w szczęce. Pomiędzy kłami występuje równy, płaski rząd zębów, a oczodoły rzeźby są bardzo wydatne, by można było zamontować tam rogi. U naszego lwa oczodoły są ścięte. Najwyraźniej ucięto umocowane tam rogi lub poroże, by nadać zwierzęciu bardziej lwi wygląd.
      Odkrycie ogłoszono przed tygodniem, podczas ceremonii otwarcia międzynarodowej konferencji dotyczącej Marco Polo. Zorganizowano ją z okazji 700. rocznicy śmierci podróżnika.
      Gdy w 1295 roku Marco powrócił ze swojej podróży opisywał lwa już stojącego na kolumnie. Nie wiadomo, jak posąg znalazł się w Wenecji. Mógł przybyć Szlakiem Jedwabnym przez Indie i Afganistan. Droga ta była aktywna za czasów dynastii Tang, później przez wieki była zablokowana, a za czasów Marco Polo ponownie ją wykorzystywano.
      Tak czy inaczej brak wzmianek o transporcie i ustawianiu tak dużej rzeźby sugeruje, że lew przybył w częściach. Wskazują też na to analizy z różnych miejsc rzeźby, dzięki którym wiemy, że jej fragmenty ponownie odlano i łączono w co najmniej 5 fazach prac.  Ślady tych prac pochodzą sprzed 1797 roku, gdy Wenecję splądrowały wojska Napoleona, które wywiozły lwa, rozbijając go przypadkiem na 20 części.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dynastia Qing rządziła w Chinach przez niemal 270 lat. Jeszcze w roku 1820 Chiny były najpotężniejszą gospodarką świata, a ich PKB stanowił 32,9% światowego produktu brutto. Od tamtej pory pozycja gospodarcza Chin słabła i w 1870 roku PKB Państwa Środka było o ponad połowę mniejsze niż krajów Europy Zachodniej. W 1911 roku dynastia upadła.
      W międzyczasie Chiny doświadczyły zbrojnych interwencji z zewnątrz przegrywając wojny opiumowe, gwałtownego wzrostu liczby ludności, upadku gospodarki i rewolt wewnętrznych w tym powstania bokserów czy najkrwawszej wojny domowej w dziejach – powstania tajpingów, w którym zginęło 20 milionów ludzi. Co jednak się stało, że doszło do tych wydarzeń i że tak potężne państwo upadło? Odpowiedzi na to pytanie postanowił udzielić międzynarodowy zespół naukowy z USA, Chin, Japonii, Wielkiej Brytanii i Austrii.
      Naukowcy wykorzystali metodę SDT (Structural Demographic Theory), która pozwala zrozumieć przyczyny niestabilności społeczno-polityczne na poziomie całych państw. Dzięki niej badacze wyodrębnili trzy czynniki, które doprowadziły do upadku potężnego państwa.
      Pierwszym z nich była eksplozja demograficzna. W latach 1700–1840 liczba ludności Chin zwiększyła się czterokrotnie. Doprowadziło to do znacznego zmniejszenia areału ziemi uprawnej per capita i zubożenia ludności wiejskiej. O tym, jak duże i głębokie było to zubożenie świadczy zmniejszenie się średniego wzrostu ludności w XVIII wieku.
      Drugim z czynników była nadprodukcja elit. W czasach dynastii Qing elity składały się z możnych nieposiadających państwowego egzaminu oraz osób posiadających egzamin państwowy. Najważniejszą część elit stanowiły wykształcone osoby po egzaminie państwowym. Egzamin ten otwierał drogę do pracy i kariery w administracji państwowej. Dynastia Qing odziedziczyła nieelastyczny system po dynastii Ming, za czasów której liczba ludności była znacznie mniejsza. Doszło do wielokrotnego zwiększenia się liczby osób, które zainwestowały w wykształcenie, chciały robić karierę w aparacie państwowym, tymczasem liczba przyznawanych najwyższych stopni akademickich spadała, osiągając najniższy poziom w 1796 roku. Pojawił się więc olbrzymi rozdźwięk pomiędzy liczbą wykształconych ambitnych osób, a liczbą miejsc, gdzie mogły one realizować swoje ambicję. Dość wspomnieć, że przywódcami powstania tajpingów byli właśnie członkowie takich zawiedzionych elit.
      W końcu trzecim czynnikiem upadku były przyczyny finansowe: wydatki budżetu państwa rosły w związku z kosztami tłumienia różnych rebelii, produktywność spadała, krajem targały kryzysy finansowe, z powodu spadających zasobów srebra i importu opium zwiększał się deficyt budżetowy, a działania wywierane przez potęgi zewnętrzne dodatkowo pogarszały sytuację.
      Qingowie zdawali sobie sprawę z problemów. Przeprowadzili liczne reformy mające na celu walkę z głodem, znacząco zwiększyli sieć placówek edukacyjnych, umożliwiając zdobycie przynajmniej niższych stopni wykształcenia, ustalili kwoty przyjęć dla mniejszości narodowych. Jednak nie uratowało to dynastii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najstarszy w Chinach system odwadniający, wykonany z ceramicznych rur, dowodzi, że neolityczni mieszkańcy stanowiska Pingliangtai byli zdolni do tworzenia złożonych struktur inżynieryjnych bez potrzeby odwoływania się przy tym do scentralizowanej władzy. Naukowcy z University College London (UCL) opisali na łamach Nature Water pochodzący sprzed 4000 lat, z okresu kultury Longshan, system, który powstał dzięki współpracy lokalnej społeczności. Nie znaleziono tam śladów istnienia władzy centralnej.
      Odkrycie ceramicznych rur odprowadzających wodę pokazuje, że ludzie z Pingliangtai zbudowali i utrzymywali złożony system zarządzania wodą, dysponując przy tym jedynie narzędziami dostępnymi w epoce kamienia i bez zorganizowanej władzy centralnej. Jego budowa wymagała dobrego planowania i koordynacji, ale wszystko to zostało zrobione na poziomie lokalnej społeczności, mówi doktor Yije Zhuang z Instytutu Archeologii UCL. Ceramiczne rury ułożono wzdłuż dróg i ścian. Przekierowywały one wodę opadową, nie dopuszczając do pojawienia się obszarów podmokłych. To najstarszy znany z terenu Chin system tego typu.
      Tym, co najbardziej zaskoczyło naukowców jest fakt, że w Pingliangtai nie znaleziono dotychczas śladów hierarchii społecznej. Wszystkie tamtejsze domy były jednakowo małe, nie zauważono, by istniały różne warstwy społeczne czy znaczące nierówności wśród mieszkańców. Również pochówki nie wskazują na istnienie takiego zróżnicowania, co stanowi wyraźny kontrast z innymi miejscowościami w tej okolicy.
      Jednak mimo braku władzy centralnej mieszkańcy potrafili porozumieć się odnośnie zaprojektowania i wyprodukowania rur, ich ułożenia i utrzymania całego systemu. Poziom złożoności prac, które zostały wykonane, każe ponownie zastanowić się nad rozumieniem rozwoju społeczeństw. Dotychczas uważano, że jedynie scentralizowana władza i rządzące elity były w stanie zorganizować ludzi i zasoby niezbędne do stworzenia złożonego systemu zarządzania wodą. Widać to zresztą w innych starożytnych miejscach, w których tego typu systemy istniały. Zawsze występowała tam silniejsza, bardziej scentralizowana władza, często była to władza despotyczna. Pingliangtai dowodzi, że istnienie takiej władzy nie zawsze jest warunkiem koniecznym i bardziej egalitarne społeczności są w stanie poradzić sobie z takim zadaniem.
      Pingliangtai to wyjątkowe miejsce. Istniejąca tu sieć rur dowodzi zaawansowanego zrozumienia problemów inżynieryjnych i hydrologicznych, dodaje współautor badań, doktor Hai Zhang z Uniwersytetu w Pekinie.
      Pingliangtai to stanowisko archeologiczne w środkowych Chinach. Około 2500 lat przed naszą erą powstała tam neolityczna osada zamieszkana przez około 500 osób. Chroniła ją fosa i szeroki wał ziemny. W tym czasie obszar ten charakteryzował się dużą sezonową zmiennością klimatyczną. Latem monsunowe deszcze przynosiły miesięczne nawet pół metra wody. Zarządzanie tą wodą było niezbędne do utrzymania lokalnych społeczności. Mieszkańcy Pingliangtai zbudowali bezprecedensowy dwustopniowy system odwadniania. Składał się on z wykopanych wzdłuż domów rowów, które przekierowywały wodę do rur wyprowadzających ją do fosy chroniącej miejscowość. Ceramiczne rury były bardzo zaawansowane jak na ówczesny poziom rozwoju technologicznego. Każda z nich miała średnicę 20–30 centymetrów i długość 30–40 cm. Łączono je, dzięki czemu można było transportować wodę na duże odległości.
      System odwadniający z Pingliangtai jest unikatowy. Nigdzie na świecie nie znaleziono podobnego systemu pochodzącego z podobnego okresu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Morzu Południowochińskim odkryto wraki dwóch statków z czasów dynastii Ming. Jeden transportował porcelanę, drugi drewno. Jednostki znaleziono w październiku zeszłego roku na głębokości 1500 m u wybrzeży Hajnanu (w pobliżu północno-zachodniego zbocza kontynentalnego). Niedawno zaczęto badania stanowisk i samych wraków.
      Przy wraku nr 1 specjalistom udało się założyć stałą podwodną bazę mapowania. Przeprowadzono też wstępne badania i dokumentację fotograficzną/filmową. Za zgodą odpowiednich organów państwowych, instytuty naukowe i lokalne muzeum zrealizują roczne, 3-etapowe badania.
      Ładunek pierwszej jednostki jest rozrzucony na powierzchni ok. 10 tys. m2 i składa się z ponad 100 tys. przedmiotów z porcelany. Wg wstępnych analiz, datują się one na okres panowania cesarza Zhengde. Dominują wśród nich obiekty pochodzące dwóch ośrodków, w tym z Jingdezhen w prowincji Jiangxi.
      Okręt numer dwa transportował głównie drewno (oprócz tego znaleziono nieliczne artefakty z porcelany). Wszystkie bale są podobnej wielkości. Prawdopodobnie miały zostać wykorzystane w szkutnictwie. Wstępne badania pokazały, że to materiał z importu, kupowany za panowania cesarza Hongzhi.
      Naukowcy podkreślają, że po raz pierwszy na jednym obszarze odkryto statki z ładunkiem na eksport i z importu. Dzięki sąsiadującym ze sobą wrakom - dzieli je odległość ok. 20 km - zespół może więc zbadać, jak wyglądał handel dwustronny na Morzu Południowochińskim 500 lat temu. To pomoże nam w analizie bilateralnego przepływu [dóbr] w ramach tzw. Morskiego Szlaku Jedwabnego - wyjaśnia Tang Wei, dyrektor Chińskiego Narodowego Centrum Archeologii.
      Wg archeologów, statki przemieszczały się w przeciwnych kierunkach. Wraki są stosunkowo dobrze zachowane.
      W misję wyruszył wyposażony w batyskaf Shenhai Yongshi statek badawczy Tansuo 1. Jeden z członków ekipy, Chen Chuanxu, zapowiedział, że do ekspedycji przyłączy się statek Tansuo 2 z batyskafem Fendouzhe.
      Podczas akcji wykorzystano zaawansowane technologie. Naukowcy wspominają o robotach skonstruowanych z bardzo elastycznych materiałów (miękkiej robotyce) czy nowych metodach skanowania i fotografowania. Obecnie badacze testują zdalny monitoring. By chronić stanowiska, nie ujawniono dokładnych koordynat.
      Pierwszy etap zaplanowanych na rok prac obejmuje okres od 20 maja do początku czerwca. Batyskafy określą m.in. obszar, na którym znajdują się szczątki obu jednostek. Drugi i trzeci etap potrwają, odpowiednio, od sierpnia do września br. i od marca do kwietnia przyszłego roku. Wg Songa Jianzhonga z Chińskiego Narodowego Centrum Archeologii, do kwietnia 2024 r. batyskafy wykonają ok. 50 zanurzeń. Najpierw musimy określić stan wraków, a później sporządzić plan wykopalisk i konserwacji. Kolejne ekspedycje zajmą się badaniami geofizycznymi i geologicznymi, a także analizą życia morskiego.
       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...