Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Nie żyje Aleksander Doba. „Zmarł śmiercią podróżnika, zdobywając Kilimandżaro”

Rekomendowane odpowiedzi

Nie żyje Aleksander Doba, polski podróżnik i kajakarz. Miał 74 lata. Zmarł śmiercią podróżnika 22 lutego, zdobywając najwyższy szczyt Afryki - Kilimandażaro. O jego śmierci poinformowała w Sieci rodzina.

Doba miał na swoim koncie wiele osiągnięć. W ramach I Transatlantyckiej Wyprawy Kajakowej podczas samotnego rejsu (26.10.2010-02.02.2011) przepłynął przez Atlantyk w najwęższym miejscu. Jak napisano na oficjalnej stronie podróżnika, ta wyprawa, polegająca na płynięciu kajakiem napędzanym wyłącznie kajakowym wiosłem, bez użycia żagla i bez pomocy z zewnątrz, zakończyła się w miejscowości Acaraú w Brazylii po 99 dobach [i przepłynięciu 5394 km]. Było to pierwsze w historii przepłynięcie kajakiem Atlantyku z kontynentu na kontynent.

Dziewiętnastego kwietnia 2014 r. sukcesem zakończyła się II Transatlantycka Wyprawa Kajakowa Doby z kontynentu na kontynent (z Lizbony na Florydę). Tym razem celem było przepłynięcie Atlantyku w jego najszerszej części. Po 167 dobach przebywania na Atlantyku podróżnik dopłynął do Florydy. Był pierwszym kajakarzem w historii, który tego dokonał. Łącznie przepłynął 6710 Mm, czyli 12.427 km.

Przygoda Doby z kajakarstwem zaczęła się jednak o wiele wcześniej. Choć trudno wymienić wszystkie jego dokonania, warto przypomnieć, że w kwietniu 1989 r. (1-13) przepłynął Polskę po przekątnej, z Przemyśla do Świnoujścia (1189 km). W tym samym roku pobił rekord dystansu pokonanego kajakiem w czasie jednego roku kalendarzowego: 5125 km. W 1991 r. jako pierwszy kajakarz po II wojnie światowej przepłynął od styku 3 granic - Polski, Niemiec i Czechosłowacji - Nysą Łużycką i Odrą trasę wzdłuż zachodniej granicy aż do Bałtyku. Także w 1991 r. jaki pierwszy kajakarz pokonał całą Wisłę: od ujścia Białej i Czarnej Wisełki do zbiornika zaporowego do ujść do Bałtyku. W 2000 r. przepłynął samotnie z Polic do Narwiku, a rok wcześniej opłynął samotnie Bałtyk bez zawijania do zatok (Z Polic do Polic). W 2009 r. podróżnik opłynął samotnie w ciągu 41 dni Bajkał.

Jak sam przyznawał, sport kochał od dawna. Nie tylko pływał kajakiem, ale i latał jako szybownik i skakał ze spadochronem. Zdobył też złotą odznakę turystyki kolarskiej. Oprócz tego był żeglarzem i sternikiem jachtowym. Miał patent rozszerzony na rejsy morskie.

W wyniku internetowego głosowania na stronie National Geographic zdobył tytuł "Podróżnika Roku 2015".

W 2015 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w roku 2018 Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości.


« powrót do artykułu
  • Zasmucony 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Wygląda na to, że przeholował podczas wspinaczki i serce nie wytrzymało.

https://www.sport.pl/inne/7,64998,26832620,ostatnia-wyprawa-aleksandra-doby-co-wydarzylo-sie-na-kilimandzaro.html

"Może warto się było zastanowić, dlaczego Aleksander Doba, człowiek bardzo żwawy, idzie na szczyt tak wolno? - mówi Sport.pl Jędrzej Maciata, ratownik górski, który z Kilimandżaro wrócił dwa tygodnie temu. - Przewodnicy pytali Olka, czy nie chciałby zawrócić. Powiedział, że idzie do końca" - może zbieg okoliczności ale z Wandą Rutkiewicz na Kanczendzondze (gdzie zginęła) było podobnie. Ktoś,  kto z nią tam był opowiadał potem, że szła bardzo powoli. Ale robiła wrażenie, że nic nie jest jej w stanie zatrzymać, "szła jak czołg" - tak to ujął z tego co pamiętam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
47 minut temu, darekp napisał:

Ale robiła wrażenie, że nic nie jest jej w stanie zatrzymać, "szła jak czołg" - tak to ujął z tego co pamiętam.

Jest takie pojęcie jak "przedśmiertny wysiłek".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko że tam, wysoko w górach, wszystko jest rozciągnięte na dni/tygodnie. Wątpię by ten "przedśmiertny wysiłek", czymkolwiek by był, mógł trwać tak długo.

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak długo wyprawa chyba nie trwała. Jest napisane, że był tylko jeden dzień na aklimatyzację. Wiadomo, kwestia kosztów i upchnięcia turystów, bo każdemu zależy na niskiej cenie. A teraz organizator wyprawy w PL próbuje się wyślizgać i zachodzi opisana spychologia na lokalnych przewodników, którzy także mają w interesie, aby każdy szczyt zdobył i był zadowolony. Decyzja pewnie (prawie) zawsze zależy do uczestnika. Osoba, która z nim rozmawiała podała, że podobno nie było ciśnienia na szczyt, ale ciężko mi to sobie wyobrazić. Sądząc po dokonaniach nie był typem osoby, który łatwo się poddaje.

Jak to się mówi po angielsku, flesh is weak. Nawet młody może spaść ze schodów na pierwszym piętrze i się połamać, a co dopiero takie wyprawy w wieku 74 lat. Wyprawa kajakowa to chyba mniejszy wysiłek, nawet jeżeli długotrwały. Pracują głównie ręce i grzbiet, ale to chyba nogi mają najwięcej mięśni. No i ciśnienie na poziomie morza jest znacznie wyższe niż na 6km. Szkoda człowieka, bo inspirował ludzi i mógł jeszcze trochę zdziałać.

Kiedyś się dowiedziałem, że w przypadku wstrzymania akcji serca, masaż jest skuteczny tylko w 2%. Innymi słowy, bez szybkiej i profesjonalnej pomocy medycznej (defibrylator, karetka), 98 na 100 osób nie przeżyje mimo wykonywanego masażu serca. Wiec jeżeli do tego doszło na szczycie, to trudno, aby skończyło się inaczej.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widziałem dzisiaj artykuł na ten temat:
https://www.sport.pl/inne/7,64998,26887864,nyt-o-przyczynach-smierci-aleksandra-doby-obrzek-pluc.html

Quote

Wraca sprawa ostatniej wyprawy Aleksandra Doby na Kilimandżaro. Prestiżowy amerykański dziennik, opisując historię polskiego podróżnika, napisał, że ten zmarł na Kilimandżaro z powodu obrzęku płuc. Polski organizator wyprawy przekazywał informacje o "śmierci z przyczyn naturalnych".

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 28.02.2021 o 19:31, cyjanobakteria napisał:

Tak długo wyprawa chyba nie trwała. Jest napisane, że był tylko jeden dzień na aklimatyzację

Byłem na podobnej wysokości i powiem, że jeden dzień to jest bardzo, ale to bardzo mało. To wręcz złamanie złotych zasad aklimatyzacji.

 

W dniu 28.02.2021 o 19:31, cyjanobakteria napisał:

Kiedyś się dowiedziałem, że w przypadku wstrzymania akcji serca, masaż jest skuteczny tylko w 2%. Innymi słowy, bez szybkiej i profesjonalnej pomocy medycznej (defibrylator, karetka), 98 na 100 osób nie przeżyje mimo wykonywanego masażu serca. Wiec jeżeli do tego doszło na szczycie, to trudno, aby skończyło się inaczej.

Jest trochę lepiej:

2009. Wyniki: U 620 pacjentów wykonywano wyłącznie masaż serca, a u 656 masaż i sztuczne oddychanie. Przeżycie po 30 dniach wynosiło 8,7% w grupie poddawanej tylko masażowi, 7,0% w grupie klasycznej resuscytacji i nie różniło się statystycznie (p=0,29). Inne elementy analizy, jak odsetek przeżycia pierwszego dnia czy odsetek przeżycia do wypisu ze szpitala, nie wykazywały istotnych różnic.

https://podyplomie.pl/publish/system/articles/pdfarticles/000/011/101/original/17-18.pdf?1467982446

Ogólnie: 

Badania oceniające skuteczność zabiegów ożywiających ujawniły gorzką prawdę. W grupie osób, u których doszło do zatrzymania krążenia w przebiegu zawału mięśnia sercowego resuscytacja okazała się skuteczna w 41% przypadków, ale tylko 18% przeżyło do momentu wypisania ze szpitala [1]. 

http://www.czytelniamedyczna.pl/291,dylemat-wsplczesnej-medycyny-czy-resuscytacja-jest-zawsze-uzasadniona.html

Ratownicy mają jednak takie powiedzenie: "Wykonując masaż serca kupujesz czas, wykonując defibrylacje, kupujesz życie".

Aleksandra mogła uratować w tym przypadku tylko profesjonalna akcja z użyciem śmigłowca. Tylko nie wiem czy tam jest?

 

W dniu 16.03.2021 o 18:58, cyjanobakteria napisał:

Widziałem dzisiaj artykuł na ten temat:
https://www.sport.pl/inne/7,64998,26887864,nyt-o-przyczynach-smierci-aleksandra-doby-obrzek-pluc.html

Wraca sprawa ostatniej wyprawy Aleksandra Doby na Kilimandżaro. Prestiżowy amerykański dziennik, opisując historię polskiego podróżnika, napisał, że ten zmarł na Kilimandżaro z powodu obrzęku płuc. Polski organizator wyprawy przekazywał informacje o "śmierci z przyczyn naturalnych".

Przy takim stylu wejścia niezbędne było profilaktyczne podanie acetazolamidu (Diuramid) przez 5 dni + kalipoz dwa razy na dobę. Ciekawe czy tak zrobiono? Wątpie.

HAPE nie pojawia się od tak, zwykle poprzedzają go swoiste objawy, duszności (zadyszka), odkrztuszanie (czasem wręcz chroniczne) z odpluwaniem wydzielny płucnej, która może być zabarwiona krwią, odgłos bulgotania w płucach. HAPE sporadycznie jednak w gwałtownej formie potrafi rozwinąć się w ciągu 1-2 godz. Charakterystczne, że ludzie z HAPE wolą siedzieć niż leżeć - tak zmarł Aleksander. Jestem niemal przekonany, że popełniono błędy w trakcjie aklimatyzacji. 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Morskim Centrum Nauki (MCN) będzie można zobaczyć oceaniczny kajak Aleksandra Doby. To nim 3 razy przemierzył Atlantyk. Kajak „Olo” ma 7 m długości, metr szerokości i waży 750 kg. Zbudowano go w Szczecinie, w stoczni Andrzeja Armińskiego.
      Kajak będzie podwieszony nad głową zwiedzających. Będzie można również zobaczyć projekcję multimedialną. Stanowisku ma towarzyszyć mapa z trasą wypraw oceanicznych Doby oraz ilustrowany instruktaż, pokazujący poszczególne fazy wiosłowania na kajaku.
      Kajak i opis stanowiska zaprezentowano 11 sierpnia na konferencji prasowej na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.
      Aleksander Doba rozsławił Szczecin, Police, Pomorze Zachodnie na cały świat. Ofert zakupu jego kajaka było kilka, natomiast małżonka podróżnika była zdeterminowana do tego, aby został on w Szczecinie. W najbliższym czasie będzie montowany w Morskim Centrum Nauki - powiedział dyrektor MCN Witold Jabłoński.
      Kajak zaprojektowany został pod kierownictwem podróżnika przez Rafała Głodka, Michała Klimka i Radosława Zygmunta - podkreślono w komunikacie MCN. Znalazły się na nim odsalarka, panel słoneczny, akumulator oraz instalacja wody słodkiej. Jednostkę wyposażono w 2 komory wypornościowe, a także pałąki, które zapobiegają odwróceniu do góry dnem. Niewielka dziobowa kabina jest zamykana wodoszczelnym lukiem.
      Tak opisywał „Ola” sam Doba: Jest to wyjątkowy kajak, wymyślony i zaprojektowany specjalnie dla mnie i z myślą o takich wyprawach. Ma dwie podstawowe cechy: jest niezatapialny i nie może pływać dnem do góry. [...] W moim kajaku mogę czuć się bezpiecznie [...].
      Do 13 sierpnia do godz. 18 kajak można zobaczyć z bliska na dużym dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Potem zostanie przetransportowany do MCN.
      Aleksander Ludwik Doba był podróżnikiem i kajakarzem. Miał na swoim koncie wiele osiągnięć. W ramach I Transatlantyckiej Wyprawy Kajakowej podczas samotnego rejsu (26.10.2010-02.02.2011) przepłynął przez Atlantyk w najwęższym miejscu. Jak napisano na oficjalnej stronie podróżnika, ta wyprawa, polegająca na płynięciu kajakiem napędzanym wyłącznie kajakowym wiosłem, bez użycia żagla i bez pomocy z zewnątrz, zakończyła się w miejscowości Acaraú w Brazylii po 99 dobach [i przepłynięciu 5394 km]. Było to pierwsze w historii przepłynięcie kajakiem Atlantyku z kontynentu na kontynent.
      Dziewiętnastego kwietnia 2014 r. sukcesem zakończyła się II Transatlantycka Wyprawa Kajakowa Doby z kontynentu na kontynent (z Lizbony na Florydę). Tym razem celem było przepłynięcie Atlantyku w jego najszerszej części. Po 167 dobach przebywania na Atlantyku podróżnik dopłynął do Florydy. Był pierwszym kajakarzem w historii, który tego dokonał. Łącznie przepłynął 6710 Mm, czyli 12.427 km.
      Po 110 dniach 3 września 2017 r. w Le Conquet we Francji Doba zakończył Trzecią Transatlantycką Wyprawę Kajakową.
      Doba nie tylko pływał kajakiem, ale i latał jako szybownik i skakał ze spadochronem. Zdobył też złotą odznakę turystyki kolarskiej. Oprócz tego był żeglarzem i sternikiem jachtowym. Miał patent rozszerzony na rejsy morskie.
      Zmarł śmiercią podróżnika 22 lutego, zdobywając najwyższy szczyt Afryki - Kilimandżaro. Miał 74 lata.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nie żyje wielkoszczur południowy Magawa, który przez lata pracował przy wykrywaniu min lądowych w Kambodży i został odznaczony przez brytyjską organizację charytatywną People's Dispensary for Sick Animals (PDSA) złotym medalem. Przyznano mu go za "odwagę w ratowaniu życia i poświęcenie".
      Medal przyznany Magawie to odpowiednik Krzyża Jerzego, najwyższego cywilnego odznaczenia Zjednoczonego Królestwa (Krzyż nadaje się za czyny najwybitniejszej odwagi). Medal specjalnie dostosowano, żeby pasował do uprzęży roboczej wielkoszczura.
      W czerwcu zeszłego roku zwierzę przeszło na zasłużoną emeryturę. Zanim się to jednak stało, udało mu się wykryć ponad 100 min lądowych i innych materiałów wybuchowych, dzięki czemu uznano je za najskuteczniejszego wielkoszczura wyszkolonego do tej pory przez APOPO (Anti-Persoonsmijnen Ontmijnende Product Ontwikkeling).
      Jak poinformowano na stronie APOPO, 8-letni Magawa odszedł w zeszły weekend. Cieszył się dobrym zdrowiem i większość ostatniego tygodnia upłynęła mu na zabawie, w którą angażował się z typowym dla siebie entuzjazmem. W miarę jednak, gdy zbliżał się weekend, Magawa coraz więcej drzemał i tracił zainteresowanie jedzeniem.
      Magawa był wielkoszczurem południowym (Cricetomys ansorgei). Urodził się w 2013 r. w Tanzanii - na Uniwersytecie Rolniczym Sokoine (SUA). W 2016 r. trafił do Siĕm Réab w Kambodży, gdzie rozpoczął swoją kilkuletnią karierę.
      Po przejściu Magawy na emeryturę na witrynie APOPO pojawił się nowy wielkoszczur, którego można wirtualnie - na miesiąc bądź rok - adoptować. Ronin, bo o nim mowa, urodził się 13 sierpnia 2019 r. w Morogoro w Tanzanii. Obecnie, tak jak kiedyś Magawa, rezyduje w Siĕm Réab. Jego ulubiony pokarm to awokado. Lubi ciężką pracę, ale jest równocześnie przyjazny i zrelaksowany. Oprócz niego na adopcję czekają dwie reprezentantki programu HeroRats: nieco ponad 5-letnia miłośniczka arbuzów Carolina i fanka orzechów ziemnych – prawie 7-letnia Shuri.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...