Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Najpotężniejsza rakieta w dziejach uruchomiona. Test niespodziewanie zakończył się przed czasem

Rekomendowane odpowiedzi

NASA uruchomiła najpotężniejszą rakietę, jaka kiedykolwiek działała na Ziemi. Wczoraj o godzinie 21:30 czasu polskiego w Stennis Space Center uruchomiono wszystkie 4 silniki RS-25 głównego stopnia Space Launch System, który ma zawieźć ludzi na Marsa. Silniki miały działać przez 8 minut, jednak po minucie zamilkły. Obecnie specjaliści z NASA analizują dane i szukają przyczyny wcześniejszego wyłączenia się silników.

Ten tzw. gorący test miał być ostatnią z serii prób Green Run. Na potrzeby testu główny stopień rakiety wygenerował 1,6 miliona funtów ciągu. Zbiorniki rakiety napełniono 33 tonami ciekłego tlenu i ciekłego wodoru. Chociaż silniki nie pracowały tak długo, jak zakładano, przeprowadzono udane odliczanie, udane uruchomienie silników i zebrano ważne dane, stwierdził szef NASA Jim Bridenstine, który przyglądał się testowi.

NASA zapewnia, że przyczyną wcześniejszego zakończenia testu nie była awaria samych silników. W czasie testu zmieniano siłę ciągu i przygotowywano się do przeprowadzenia manewru umożliwiającego sterowanie rakietą w czasie lodu. Widzieliśmy niewielki błysk, który pojawił się między osłonami silników gdy rozpoczęliśmy manewr, powiedział menedżer projektu SLS John Honeycutt. W takiej sytuacji kontroler silników wysyła do kontrolera stopnia informację o pojawieniu się nieprawidłowości. Ten zaś podjął decyzję o wyłączeniu. W silnikach każdy parametr, który wykracza poza wyznaczone granice powoduje, że do kontrolera stopnia trafia sygnał o nieprawidłowości, mówi Honeycutt.

Szef NASA odmówił nazwania tego, co się stało, awarią. Właśnie dlatego prowadzimy testy. Zanim wsadzimy amerykańskich astronautów do amerykańskiej rakiety wszystko musi dziać perfekcyjnie, stwierdził.

W tej chwili nie wiadomo, czy gorący test zostanie powtórzony, czy też – jak planowano wcześniej – główny stopień rakiety trafi do Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy'ego, gdzie zostanie przygotowane do pierwszego lotu próbnego. Misja Artemis-1 jest planowana na listopad bieżącego roku. Dziennikarze zapytali Bridenstine'a czy w związku z wynikiem testu termin ten wciąż jest aktualny. Myślę, że jest zbyt wcześnie, by odpowiedzieć na to pytanie. Gdy dowiemy się, co poszło nie tak, będziemy wiedzieli, co przyniesie przyszłość, odpowiedział urzędnik.

Misja Artemis-1 ma być lotem bezzałogowym, w ramach którego zostanie przetestowany SLS i kapsuła Orion. W 2023 roku ma się odbyć test załogowy, w ramach którego astronauci polecą poza orbitę Księżyca.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Program SLS to taka sama porażka jak Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba. Mam nadzieję że to ostatnie programy realizowane w starym systemie z dodatnią pętlą sprzężenia zwrotnego gdzie drogie rakiety generują wysokie koszty wyniesienia teleskopu. Zwiększa to cenę teleskopu bo trzeba przeprowadzić tysiące testów, bo jak się nie uda to nikt nie da kasy na drugą próbę. Wiec zbudujmy rakietę która nie ważne ile będzie kosztowała ale będzie niezawodna.  Rakieta jest droga wiec zróbmy tysiące testów zanim ją wystrzelimy i wystrzelmy ją od razu z jakimś cennym ładunkiem.

JWST nie będzie oczywiście wystrzelony przez SLS ale koszty testów tego teleskopu zabijają sensowność takiego projektu. Przy okazji Hubbla to przynajmniej zrobili jeszcze jakieś szpiegowskie, ale konstrukcja JWST chyba się do tego nie nadaje. 

SLS zaś ma problem z rozbuchaną administracją i za dużym budżetem. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, dexx napisał:

i za dużym budżetem.

Nie ma czegoś takiego jak za duży budżet ;)

I tak niech się cieszą, że nie j....o bo wtedy to już by się lot jesienny na pewno opóźnił.

Z jednej strony szkoda kasy na to, ale z drugiej, niech i Musk ma jakąś konkurencję, bo inaczej siądzie na laurach :) Mamy taki wewnątrz stanowy zimnowojenny wyścig zbrojeń, bez tego dalej wysyłalibyśmy tylko jakieś bieda-łaziki i bieda-helikopterki :P

 

Edytowane przez radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NASA i Musk nie konkurują. NASA finansuje Muska, udostępnia mu całe know-how. To współpraca, nie konkurencja. NASA chce się wycofać z działania w pobliżu Ziemi i zlecać prace tam prywatnym firmom. I stara się, by takie firmy powstawały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 hours ago, dexx said:

Program SLS to taka sama porażka jak Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.

JWST to nie jest porażka. Przekroczyli budżet, ale porażką będzie jak dojdzie do katastrofy albo pojazd się nie rozwinie. A rozwijanie i schładzanie będzie trwać przez 6 miesięcy, więc ma się co popsuć, dlatego tyle testują. Wszystkie komponenty na pojeździe są co najmniej zdublowane i wszystkie operacje da się wykonać na więcej niż jeden sposób. Mają na przykład dwie główne kamery. De facto NASA zbudowała, wraz z innymi instytucjami biorącymi udział w projekcie, dwa teleskopy w jednym. Oryginalnie budżet był mocno nieoszacowany, żeby nie straszyć kongresmenów, co było typowe dla NASA w tamtym czasie. JWST to jest projekt bleeding-edge, a technologie nie były w fazie projektowania jeszcze dostępne. Kwota 10 miliardów w ciągu 15-20 lat to dużo pieniędzy, ale dla porównania USA oczekuje wydać 1.5 tryliona na projekt F-35 w ciągu 50 lat, co daje około 30 miliardów rocznie.

 

5 hours ago, dexx said:

Wiec zbudujmy rakietę która nie ważne ile będzie kosztowała ale będzie niezawodna. Rakieta jest droga wiec zróbmy tysiące testów zanim ją wystrzelimy i wystrzelmy ją od razu z jakimś cennym ładunkiem.

Tak jak napisałeś poniżej, JWST nie będzie wyniesiony przez SLS. Teleskop będzie wyniesiony przez Ariane-5, rakietę europejskiej konstrukcji, najbardziej niezawodną rakietę typu heavy-lifter, jaka jest dostępna na rynku.

 

5 hours ago, dexx said:

Przy okazji Hubbla to przynajmniej zrobili jeszcze jakieś szpiegowskie, ale konstrukcja JWST chyba się do tego nie nadaje.

Mało kto dzisiaj pamięta, że Hubble był wyniesiony z 7-letnim opóźnieniem, nie wspominając o problemach z lustrem.

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
32 minutes ago, radar said:

Nie ma czegoś takiego jak za duży budżet ;)

Owszem jest. Nielimitowany budżet zabija kreatywność i wprowadza marazm do projektu. Dla kierownictwa jeśli nie musisz walczyć o każdego inżyniera w projekcie to nawet słabemu znajdziesz jakąś robotę a to się prędzej czy później zemści. 

Projekty z za dużymi budżetami prowadzą  najczęściej do drogich produktów.

Np. niestety nie jestem w stanie teraz znaleźć źródła, ale z tego co kiedyś czytalem Space X wiele komponentów w swoich rakietach miało klasy przemysłowej (industrial grade) zamiast "kosmicznej" (space grade) bo było taniej. w zamian mieli je redundantne i opracowali dodatkowe algorytmy detekcji i korygowania błędów. 

31 minutes ago, Mariusz Błoński said:

NASA i Musk nie konkurują. NASA finansuje Muska, udostępnia mu całe know-how. To współpraca, nie konkurencja. NASA chce się wycofać z działania w pobliżu Ziemi i zlecać prace tam prywatnym firmom. I stara się, by takie firmy powstawały.

I to jest dobre podejście. Wybrać parę firm i do samego końca niech walczą o ten sam kawałek tortu, co jakiś czas sprawdzając czy jeszcze zasługują na finansowanie. 

5 minutes ago, cyjanobakteria said:

JWST to nie jest porażka. Przekroczyli budżet, ale porażką będzie jak dojdzie do katastrofy albo pojazd się nie rozwinie.

Sam teleskop nie jest porażką tylko sposób w jaki nad nim pracują. To też ich metoda na pozyskiwanie budżetu do projektu który wiadomo ze w początkowym się nie zamknie. Dać jakąś w miarę przystępną cenę ale taka żeby później żal było skreślić projekt. 

Program JWST a szczególnie testowanie sprzętu kosztowało tyle, że mogli od razu zaplanować i wybudować 10 takich teleskopów i wysyłać je jedne po drugim korygując błędy poprzedniego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, dexx said:

Program JWST a szczególnie testowanie sprzętu kosztowało tyle, że mogli od razu zaplanować i wybudować 10 takich teleskopów i wysyłać je jedne po drugim korygując błędy poprzedniego.

Wtedy Radar by narzekał, że się tyle sprzętu marnuje na L2 :)

Problem z JWST jest taki, że ma ograniczony zapas paliwa, jak każdy teleskop w tym HST. Różnica polega na tym, że nie da się przeprowadzić na razie misji serwisowej na L2. Zbiorniki są jednak umieszczone w taki sposób, że w przyszłości, jeżeli będzie możliwość wysłania robota w celu uzupełniania paliwa, będzie to możliwe. JWST jest zaprojektowany tylko na 10 lat, więc w przeciwnym wypadku, nie będzie służył tyle co HST. To przy założeniu, że nie zużyją zbyt dużo paliwa na korekcję orbity w przypadku nieprecyzyjnego wyniesienia.

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Haha 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

tedy Radar by narzekał, że się tyle sprzętu marnuje na L2

Touche :)

2 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

JWST jest zaprojektowany tylko na 10 lat

No nie, taki drogi (i długo wyczekiwany) sprzęt się będzie marnował?

Mogę wiedzieć, dlaczego misja serwisowa nie jest możliwa na L2?

2 godziny temu, dexx napisał:

Owszem jest.

Nie znasz się Waść na żartach lub nie wyświetlają Ci się emotikonki w przeglądarce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niedawno o tym pisałem na sąsiednim wątku. Misja trwała by miesiąc lub dłużej, bo L2 jest 1.5 miliona km od Ziemi. Misja załogowa odpada, ale w przyszłości na pewno da się wysłać robota z paliwem. Zwłaszcza, że trwają prace nad satelitami serwisowymi. Pytanie czy będzie wola i czy znajdą się środki?

Moim zdaniem powinni zatankować przynajmniej raz, bo jest to instrument wysokiej klasy, nie wspominając o tym, że kosztowny. Jakby działał przez 30 lat, czyli te 3x na ile został zaprojektowany, to nikt by już nie pamiętał w jakich bólach projekt powstawał :) Byłby to świetny pretekst do przetestowania nowych technologii, ale nie stanie się tak wcześniej niż po wyczerpaniu zapasów paliwa albo pod sam koniec, ze względu na ryzyko kolizji albo uszkodzenia instalacji.

Obserwacje w podczerwieni w takiej czułości z Ziemi nie są możliwe ze względu na rozgrzaną atmosferę, więc w przeciwieństwie do HST, adaptatywna optyka nie zmarginalizuje znaczenia tego typu kosmicznego teleskopu.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez tyle lat to materiałoznastwo (a może i komputerowe programy do projektowania), druk 3D etc. poszły do przodu, że może mogliby dołożyć trochę więcej tego paliwa bez zwiększania masy? No, ale to by oznaczało kolejne 3 lata testów :) U mnie się nic nie marnuje. ;)

A propos kosmicznych śmieci, to powinno być tak, że jak po 5 latach od stwierdzenia braku paliwa, uszkodzenia i/lub utraty łączności właściciel o to nie zadba to sprzęt przechodzi do "domeny publicznej" i można sobie wziąć. Moment by złomiarze z Polski wysprzątali ;)

Co do misji robotycznej i raczkującej dopiero dziedziny serwisu kosmicznego, ktoś ma jakiś fajny namiar na opracowanie, albo filmik "dla idiotów" dlaczego kinematyka ruchu ramienia robota jest "dużo trudniejsza" w nieważkości niż na Ziemi? Dlaczego tych robotów nie ma pełno już w kosmosie skoro jest ich pełno (fabryki) na Ziemi? Ja wiem, że akcja=reakcja w nieważkości to co innego, ale to już nie da się tego zamodelować?

Edytowane przez radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 minutes ago, radar said:

Ja wiem, że akcja=reakcja w nieważkości to co innego, ale to już nie da się tego zamodelować?

Na krótkim odcinku zjeżdżającego pionowo w dół roller coastera z korekcyjnym liniowym silnikiem synchronicznym lub w nurkującym samolocie może dałoby radę, ale chyba nie zdążyłbyś przeprowadzić swojego eksperymentu.;)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten samolot, który symuluje mikrograwitację opada chyba przez 90 sekund, więc można zadziałać. Potem następuje wznoszenie i przeciążanie 2-3g.

Sterowanie w kosmosie to ciekawa sprawa. Satelity i teleskopy mają tak zwane kola reakcyjne, które służą do pozycjonowania pojazdu. JWST ma ich chyba 6. Mają to do siebie, że się z czasem nakręcają podczas użytkowania w zależności od zapotrzebowania i planowania misji. Jak osiągną maksymalną dopuszczalną prędkość, trzeba je wyhamować w oparciu o silniki rakietowe. Stąd też ograniczony czas życia instrumentów spowodowany zapasami paliwa, który można wydłużyć planując odpowiednio obserwacje.

Zapomniałem wrzucić, lista startów Ariane-5, można sobie prześledzić listę udanych startów.
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Ariane_launches

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 hours ago, radar said:

Nie znasz się Waść na żartach lub nie wyświetlają Ci się emotikonki w przeglądarce.

Faktycznie nie zauważyłem :). Dodatkowo trafiłeś u mnie w czuły punkt, bo skojarzyło mi się to z tzw. projektami unijnymi ich rozdmuchanymi budżetami i momentami bezcelowymi działaniami. 

16 hours ago, cyjanobakteria said:

Problem z JWST jest taki, że ma ograniczony zapas paliwa, jak każdy teleskop w tym HST. Różnica polega na tym, że nie da się przeprowadzić na razie misji serwisowej na L2. Zbiorniki są jednak umieszczone w taki sposób, że w przyszłości, jeżeli będzie możliwość wysłania robota w celu uzupełniania paliwa, będzie to możliwe. JWST jest zaprojektowany tylko na 10 lat, więc w przeciwnym wypadku, nie będzie służył tyle co HST. To przy założeniu, że nie zużyją zbyt dużo paliwa na korekcję orbity w przypadku nieprecyzyjnego wyniesienia.

Na ten projekt poszło już 10 mld dolarów, gdyby zabrać połowę z tego komercyjne firmy opracowały by systemy tankowania. 

Rozumiem jakie znaczenie mam JWST i nie żałował bym kasy na badania i rozwój ale jestem pewien że tam 50% kosztów przejadła administracja nie związana z B+R.

Pewnie dla osób zainteresowanych choć trochę przemysłem kosmicznym to będzie truizm ale obecnie najważniejszym wyzwaniem jest obniżenie kosztów wyniesienia sprzętu na orbitę ziemi i docelowo księżyca. Ten jeden krok znacznie przyśpieszy rozwój całej branży a wydaje mi się że ciśnienie w tym temacie ciągle jest zbyt małe. 

Gdyby był lepszy dostęp do orbity księżyca dużo łatwiej było by opracować technologie tankowania, de-orbitowania lub wyrzucenia satelitów na orbitę dookoła-słoneczną . Obecnie takie manewry na niskiej orbicie okołoziemskiej są ekstremalnie niebezpieczne i to jedno z największych wyzwań w tym temacie

Edytowane przez dexx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 hours ago, dexx said:

Na ten projekt poszło już 10 mld dolarów, gdyby zabrać połowę z tego komercyjne firmy opracowały by systemy tankowania.

Jakby zabrać połowę to problem faktycznie się by rozwiązał, bo zbiorniki zostałyby na Ziemi :)

Proces rozkładania jest skomplikowany, to nie tylko tarcza termiczna i lustro.

Gdyby wiedzieli, że projekt JWST będzie kosztował 10 mld i będzie tyle opóźniony, to prawdopodobnie by się nie zdecydowali albo zmienili formułę przedsięwzięcia. Teraz JWST ma status "too big to fail", z resztą to jest już bez znaczenia, bo planowany start odbędzie się w październiku i wszystko jest już praktycznie gotowe. Oryginalnie teleskop miał być wystrzelony w marcu, czy pod koniec zeszłego roku, ale opóźniła ich pandemia, a przynajmniej taka jest oficjalna wersja.

Dodam jeszcze, że NASA parkuje większość satelitów, które wyszły z użycia, na orbitach cmentarnych, ale pozostawia możliwość uruchomienia sprzętu. Tak było na przykład z pojazdem ISEE-3 (reboot project).

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Należałoby przypomnieć dlaczego powstał projekt SLS, gdyż pierwotnie w programie ponownych misji załogowych na Księżyc miały być wykorzystane rakiety Constellation jednak ze względu na olbrzymi budżet 230 mld USD przeznaczony na ten cel prezydent Obama unieważnił program budowy tych rakiet. SLS powstał w wyniku kompromisu uzyskanego na drodze sądowej. Dotychczas NASA wykorzystała około 17 mld USD w programie SLS, ale są małe szanse aby rakieta ta wzniosła się w przestworza w 2021 r. gdyż do tego potrzebne jest 8 bezawaryjnych rozruchów testowych. Zmiana administracji w USA może być jeszcze dodatkowym czynnikiem spowalniającym powrót człowieka na Księżyc.

Quote

In February 2010, the Obama administration cancelled Constellation - George W Bush's troubled plan to return to the Moon by 2020. The news came as a devastating blow to workers in five southern states - Alabama, Florida, Louisiana, Mississippi and Texas - where Nasa's human spaceflight programme funded tens of thousands of jobs.  (...)

As a compromise, lawmakers from affected states insisted on a single super heavy-lift rocket to replace the Constellation launchers cancelled by the White House. (...)
A recent oversight report says Nasa will have spent more than $17bn on the SLS by the end of the 2020 fiscal year. (...)
But with the rocket's development phase now over, success in a series of eight "Green Run" tests being carried out on the core stage should clear the way for launch in 2021.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Testy broni atomowej mają daleko idące konsekwencje, od zmiany wzorców opadów, po pozostawienie warstwy radionuklidów, która – być może – wyznaczy początek nowej epoki geologicznej. Naukowcy od dawna próbują znaleźć wiarygodną metodę śledzenia, pozostałych po testach, pierwiastków promieniotwórczych w ciałach zwierząt. Właśnie odkryli miejsce, gdzie pierwiastków tych można szukać. Jak czytamy na łamach PNAS Nexus, skorupy żółwi zawierają ślady testów jądrowych z przeszłości.
      Uczeni przebadali tarczki z karapaksów czterech żółwi, które mogły zakumulować uran z testów jądrowych. Materiał został zebrany w roku 1978 na Wyspach Marshalla, w 1959 na Pustyni Mojave, w 1985 w Karolinie Południowej i w 1962 w Oak Ridge Reservation. Jako kontrolna posłużyła blaszka z 1999 roku z Pustyni Sonora. Co prawda pewien poziom uranu jest naturalnie obecny w środowisku, jednak we wszystkich czterech pierwszych blaszkach uczeni znaleźli poziomy uranu odpowiadające testom. Nadmiarowego uranu nie było jedynie w materiale z pustyni Sonora.
      Najbardziej rzucający się w oczy był przykład żółwia z 1978 roku z Wysp Marshalla. Zwierzę pochodziło z atolu Enewetak gdzie, wraz z atolem Bikini, w latach 1946–1958 przeprowadzono 67 prób atomowych. Materiał pobrano 20 lat po zakończeniu testów, a naukowcy uważają, że zwierzęcia nie było na świecie, gdy próby były prowadzone. Jednak poziom uranu w jego skorupie świadczy o tym, że wchłonęło ono radionuklidy ze środowiska, prawdopodobnie wraz z pokarmem.
      Naukowcy uważają, że skorupy żółwi mogą być lepszym wskaźnikiem obecności radionuklidów niż pierścienie drzew, bowiem pierwiastki zawarte w drzewach mogą czasem migrować pomiędzy pierścieniami. W przypadku skorupy żółwi do takich migracji pomiędzy poszczególnymi warstwami nie dochodzi, więc zapis w ich skorupach jest bardziej wiarygodny. Badania sugerują również, że i inne organizmy o sekwencyjnej fazie wzrostu, jak koralowce kolce kaktusów, również mogą zawierać cenne informacje z przeszłości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA i DARPA ujawniły szczegóły dotyczące budowy silnika rakietowego o napędzie atomowym. Jądrowy silnik termiczny (NTP) DRACO (Demonstration Rocket for Agile Cislunar Operations) powstaje we współpracy z Lockheed Martinem i BWX Technologies. Najpierw zostanie zbudowany prototyp, następnie silnik do pojazdów zdolnych dolecieć do Księżyca, w końcu zaś silnik dla misji międzyplanetarnych. Jeszcze przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że DRACO może powstać w 2027 roku. Teraz dowiadujemy się, że test prototypu w przestrzeni kosmicznej zaplanowano na koniec 2026 roku.
      To niezwykłe przyspieszenie prac – trzeba pamiętać, że zwykle projekty związane z przestrzenią kosmiczną i nowymi technologiami mają spore opóźnienie – było możliwe dzięki częściowemu połączeniu prac, które zwykle odbywają się osobno, w drugiej i trzeciej fazie rozwoju projektu. To zaś jest możliwe dzięki wykorzystaniu sprzętu i doświadczeń z dotychczasowych misji w głębszych partiach kosmosu. Budujemy stabilną i bezawaryjną platformę, w której wszystko, co nie jest silnikiem, to technologie o niskim ryzyku, mówi Tabitha Dodson, odpowiedzialna z ramienia DARPA za projekt DRACO.
      Wiemy, że niedawno zakończyła się pierwsza faza projektu, w ramach którego powstał projekt nowego reaktora. Nie ujawniono, ile faza ta kosztowała. Kolejne dwie fazy mają budżet 499 milionów USD. Jeśli prototyp zda egzamin, powstanie silnik dla misji na Księżyc. Przyniesie on spore korzyści. Napędzane nim rakiety będą przemieszczały się szybciej, zatem szybciej dostarczą ludzi, sprzęt i materiały na potrzeby budowy bazy na Księżycu. Jednak największe korzyści z nowego silnika ujawnią się podczas misji na Marsa.
      Okno startowe misji na Czerwoną Planetę otwiera się co 26 miesięcy i jest dość wąskie. Dzięki lepszym silnikom i szybszym rakietom okno to można poszerzyć, co ułatwi planowanie i przeprowadzanie marsjańskich misji. Nie mówiąc już o tym, że skrócenie samej podróży będzie korzystne dla zdrowia astronautów poddanych promieniowaniu kosmicznemu. Prędkość obecnie stosowanych silników jest ograniczona przez dostępność paliwa i utleniacza. Silnik z reaktorem atomowym działałby dzięki ogrzewaniu ciekłego wodoru z temperatury -253 stopni Celsjusza do ponad 2400 stopni Celsjusza i wyrzucaniu przez dysze szybko przemieszczającego się rozgrzanego gazu. To on nadawałby ciąg rakiecie.
      Pomysłodawcą stworzenia napędu atomowego jest polski fizyk Stanisław Ulam, który przedstawił go w 1946 roku. Dziesięć lat później rozpoczęto Project Orion. Efektem prac było powstanie prototypowego silnika, który został przetestowany na ziemi. Obecnie takie testy nie wchodzą w grę. Zgodnie z dzisiejszymi przepisami naukowcy musieliby przechwycić gazy wylotowe, usunąć z nich materiał radioaktywny i bezpiecznie go składować. Dlatego też prototyp zostanie przetestowany na orbicie 700 kilometrów nad Ziemią. Ponadto w latach 50. wykorzystano wzbogacony uran-235, taki jak w broni atomowej. Obecnie użyty zostanie znacznie mniej uran-235. Można z nim bezpieczne pracować i przebywać w jego pobliżu, mówi Anthony Calomino z NASA. Drugi z podobnych projektów, NERVA (Nuclear Engine for Rocket Vehicle Application), doprowadził do stworzenia dobrze działającego silnika. Ze względu na duże koszty projekt zarzucono.
      Reaktor będzie posiadał liczne zabezpieczenia, które nie dopuszczą do jego pełnego działania podczas pobytu na ziemi. Dopiero po opuszczeniu naszej planety będzie on w stanie w pełni działać.
      W czasie testów zostaną sprawdzone liczne parametry silnika, w tym jego ciąg oraz impuls właściwy. Impuls właściwy obecnie stosowanych silników chemicznych wynosi około 400 sekund. W przypadku silnika atomowego będzie to pomiędzy 700 a 900 sekund. NASA chce też sprawdzić, na jak długo wystarczy 2000 kilogramów ciekłego wodoru. Inżynierowie mają nadzieję, że taka ilość paliwa wystarczy na napędzanie rakiety przez wiele miesięcy. Obecnie górny człon rakiety nośnej ma paliwa na około 12 godzin. Silniki NTP powinny być od 2 do 5 razy bardziej efektywne, niż obecne silniki chemiczne. A to oznacza, że napędzane nimi rakiety mogą lecieć szybciej, dalej i zaoszczędzić paliwo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Opublikowano wyniki największego na świecie testu czterodniowego tygodnia pracy. W teście wzięło udział 61 brytyjskich firm oraz niemal 3000 ich pracowników, którzy przez pół roku pracowali po 4 dni w tygodniu, zachowując przy tym taką pensję, jaką otrzymywali przy 5-dniowym tygodniu pracy. Eksperyment zorganizowała niedochodowa organizacja 4 Day Week Global, think tank Autonomy oraz University of Cambridge i amerykański Boston College.
      Wyniki badań wskazują, że czterodniowy tydzień pracy znacząco zmniejsza stres, wpływa na poprawę stanu zdrowia pracowników oraz zmniejsza liczbę osób rezygnujących z pracy. Aż 71% pracowników informowało, że są w mniejszym stopniu wypaleni zawodowo, a 39% przyznało, że są mniej zestresowani niż na początku testu. Okazało się również, że liczba zwolnień lekarskich zmniejszyła się o 65%, a liczba osób rezygnujących z pracy spadła o 57% w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku.
      Pracownicy mieli też mniej problemów ze snem, byli spokojniejsi, a 15% z nich stwierdziło, że nie zgodziłoby się na 5-dniowy tydzień pracy w zamian za podwyżkę. W czasie trwania testu – pomiędzy jego początkiem a końcem – przychody firm biorących udział w badaniu praktycznie nie uległy zmianie. Dane na ten temat dostarczyły 23 przedsiębiorstwa, które poinformowały, że ich przeciętne przychody zwiększyły się o 1,4%. Natomiast przychody porównywane z półrocznym okresem poprzedzającym test były średnio o 35% wyższe.
      Wyniki testu były na tyle zachęcające, że 92% (56 z 61) firm stwierdziło, iż będzie kontynuowało próbę z 4-dniowym tygodniem pracy, a 18 przedsiębiorstw zapowiedziało, że w na stałe wprowadza taki sposób organizacji pracy.
      Ze szczegółowymi wynikami badań można zapoznać się w opublikowanym w sieci raporcie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Test p16/Ki-67 to badanie immunocytochemiczne służące do jednoczasowego oznaczania białka p16 i Ki-67 w materiale cytologicznym pobranym z tarczy szyjki macicy. Pozwala wykrywać zmiany nowotworowe na poziomie komórkowym już na bardzo wczesnym etapie ich rozwoju. Lokalizuje komórki u których normalny i zdrowy cykl został zaburzony w wyniku infekcji wysokoonkogennym wirusem brodawczaka ludzkiego HR-HPV. Wychwytuje podejrzane zmiany tam, gdzie rutynowe badanie cytologiczne nie dało wystarczających informacji.
      Dzięki niemu możliwe jest uzupełnienie cytologii bez konieczności poddawania się dodatkowym badaniom jak powtórna cytologia bądź kolposkopia. Powoduje także zmniejszenie liczby nieuzasadnionych skierowań na wykonanie poszerzonych badań diagnostycznych, co skutkuje tym, że można leczyć te pacjentki, które rzeczywiście tego potrzebują. Test ten przeznaczony jest dla kobiet , u których wykonane badanie cytologiczne dało wynik ASCUS,LSIL albo gdy wynik badania HPV HR wyszedł dodatni. Pomaga on zróżnicować i doprecyzować rodzaj zmian wykrytych w cytologii. Białko p16 w głównej mierze odpowiada za prawidłowy przebieg cyklu komórkowego. Wykorzystywane jest jako badanie dodatkowe w skriningu raka szyjki macicy. Wysoka ekspresja tego białka widoczna jest w komórkach , w których doszło do zaburzeń. W zdrowych i dojrzałych komórkach nabłonkowych szyjki macicy poziom p16 jest bardzo niski i ledwie wykrywalny. Wysoka ekspresja tego białka widoczna jest natomiast w komórkach, w których doszło do zaburzeń, spowodowanych transformacją onkogennych wirusów HPV. Badanie ekspresji p16 może być wykonywane samodzielnie albo jednocześnie z badaniem ekspresji białka Ki-67.
      Białko Ki-67 znajduje się w jądrze komórkowym i pełni bardzo ważną rolę w procesie mitozy, tj. podziałów komórkowych. Uważa się go za dobry, wewnątrzkomórkowy wskaźnik stopnia nasilenia podziałów komórkowych, dlatego że występuje tylko i wyłącznie w komórkach dzielących się. Brak białka Ki-67 hamuje proces podziału. Białko to nazywane jest także markerem proliferacji.
      Wysokość wskaźnika proliferacji Ki-67 odpowiada m.in. za szybkość podziałów komórkowych, czyli szybkość namnażania się komórek nowotworowych. Oznacza to, że im wyższy jest jego wskaźnik tym komórka nowotworowa szybciej się dzieli i szybciej rośnie, a takich dzielących się komórek jest coraz więcej. W związku z tym białko Ki-67 wspólnie z białkiem p16 to doskonałe narzędzie wspomagające profilaktykę raka szyjki macicy.
      Test immunocytochemiczny z wykorzystaniem przeciwciał białek Ki67 i p16 jest wykonywany w przypadku, gdy podczas badania cytologicznego, uzyskano niejednoznaczny wynik opisu zmian. Dodatni wynik Ki67 oznaczał będzie wzmożone tempo podziałów komórkowych, charakterystyczne dla komórek nowotworowych. Z kolei dodatni wynik p16 będzie pośrednio wskazywał na infekcję wirusem HPV. Test ten wykonuje się z rozmazu cytologicznego. Jeżeli jednak została wykonana wcześniej cytologia płynna, zwana cienkowarstwową albo LBC (liquid-based cytology), do tego badania można wykorzystać pobrany już materiał. Eliminuje więc to konieczność wykonania powtórnej cytologii, tym samym przyspiesza proces diagnostyki, a także zmniejsza obciążenia psychiczne dla
      pacjentki i finansowe dla systemu opieki zdrowotnej .Utrwalony preparat cytologiczny poddawany jest specjalnym procesom barwienia. Jeśli w pobranym materiale znajdują się nieprawidłowe komórki, to cytoplazma zabarwi się na brązowo (ekspresja białka p16), zaś jądro na kolor czerwony (ekspresja białka Ki67). Pozwala to jednoznacznie stwierdzić, że mamy do czynienia
      z trwającym procesem rozwoju nowotworu. Dodatni wynik będzie oznaczał, że zdrowy cykl komórkowy został zaburzony z powodu przetrwałej infekcji wirusem HR- HPV. Następnie lekarz, w dalszym postępowaniu zdecyduje, czy konieczne jest skierowanie pacjentki do dalszej, pogłębionej diagnostyki oraz jakie należy wdrożyć leczenie.
      P16 i Ki67 to rekomendowane markery w procesie diagnostycznym zmian szyjki macicy. Zwiększają wiarygodność i obiektywność postawionej diagnozy. Pamiętajmy jednak, że podstawą diagnostyki tych zmian jest w pierwszej kolejności wykonanie cytologii.

      Bibliografia:
      1.Giorgi Rossi P, Carozzi F, Ronco G, Allia E, Bisanzi S, Gillio-Tos A, De Marco L, Rizzolo R, Gustinucci D, Del Mistro A, Frayle H, Confortini M, Iossa A, Cesarini E, Bulletti S, Passamonti B, Gori S, Toniolo L, Barca A, Bonvicini L, Mancuso P, Venturelli F , Benevolo M; the New Technology for Cervical Cancer 2 Working Group. p16/ki67 and E6/E7 mRNA Accuracy and Prognostic Value in Triaging HPV DNA-Positive Women. J Natl Cancer Inst. 2021 Mar 1;113(3):292-300. doi: 10.1093/jnci/djaa105. Erratum in: J Natl Cancer Inst. 2021 Jul 17;: PMID: 32745170; PMCID: PMC7936054.
      2.Stoler MH, Baker E, Boyle S, Aslam S, Ridder R, Huh WK, Wright TC Jr. Approaches to triage optimization in HPV primary screening: Extended genotyping and p16/Ki-67 dual-stained cytology-Retrospective insights from ATHENA. Int J Cancer. 2020 May 1;146(9):2599-2607. doi: 10.1002/ijc.32669. Epub 2019 Oct 6. PMID: 31490545; PMCID: PMC7078939.
      3.Clarke MA, Cheung LC, Castle PE, Schiffman M, Tokugawa D, Poitras N, Lorey T, Kinney W, Wentzensen N. Five-Year Risk of Cervical Precancer Following p16/Ki-67 Dual-Stain Triage of HPV-Positive Women. JAMA Oncol. 2019 Feb 1;5(2):181-186. doi: 10.1001/jamaoncol.2018.4270. PMID: 30325982; PMCID: PMC6439556.
      4. Wu Y, Zhao J, Hu J, Wu XW, Zhu LR. Significance of p16/Ki-67 double immunocytochemical staining in cervical cytology ASCUS, LSIL, and ASC-H. Zhonghua Fu Chan Ke Za Zhi. 2017 Nov 25;52(11):734-739.
      5.Nasierowska-Guttmejer A., Kędzia W., Rokita W. et al. Polish recommendations regarding diagnostics and treatment of cervical squamous intraepithelial lesions according to the CAP/ASCCP guidelines. Ginekol. Pol. 2016; 87 (9): 670–676 (doi: 10.5603/GP.2016.0066).
      6.Wentzensen N, Fetterman B, Tokugawa D, Schiffman M, Castle PE, Wood SN, Stiemerling E, Poitras N, Lorey T, Kinney W. Interobserver reproducibility and accuracy of p16/Ki-67 dual-stain cytology in cervical cancer screening. Cancer Cytopathol. 2014 Dec;122(12):914-20. doi: 10.1002/cncy.21473. Epub 2014 Aug 12. PMID: 25132656

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Już za kilkanaście godzin, w nocy 27 września o 1:14 czasu polskiego Dawid zmierzy się z Goliatem. Pojazd DART o masie około 0,56 tony uderzy z prędkością 6,5 km/s w asteroidę Dimorphos o masie 4,8 miliona ton, która krąży wokół większej asteroidy Didymos.
      NASA ma nadzieję, że DART, lżejszy od celu 8,5 miliona razy, przesunie Dimorphosa i skróci czas jego obiegu wokół Didymosa z obecnych 11 godzin 55 minut do 11 godzin 45 minut. Jeśli zmianę tę zarejestrują naziemne teleskopy, zdobędziemy pierwszy dowód, że w przyszłości możliwe będzie obronienie Ziemi przed zagrażającymi jej asteroidami.
      Od DART odłączył się już satelita LICIA Cube, który podąża jego śladem. Około 3 minuty po zderzeniu LICIA Cube przybędzie na miejsce i sfotografuje chmurę wzbitego materiału. Za cztery lata dokładniejsze badania układu Didymos-Dimorphos wykona zaś europejska sonda Hera. W jej ramach na Dimorphosie osiąść miniaturowy lądownik.
      Jednak na długo zanim Hera wystartuje, powinniśmy wiedzieć, czy DART – pierwszy w historii test obrony Ziemi przez asteroidami – zdał egzamin.
      DART pozwoli też na lepsze poznanie właściwości fizycznych asteroid, zweryfikowanie i poprawienie współczesnych modeli obliczeniowych. W jego ramach testowane są też technologie autonomicznej nawigacji i nakierowywanie się na cel czy nowe koncentratory promieni słonecznych, zapewniające pojazdowi trzykrotnie więcej mocy, niż standardowe panele słoneczne. DART testuje też zasilany promieniami słonecznymi silnik jonowy NEXT-C, który może być wykorzystany w przyszłych misjach kosmicznych.
      Jak się bronić?
      Wiemy, że przez co najmniej 100 najbliższych lat w Ziemię nie uderzy żadna naprawdę groźna asteroida. Jest jednak tylko kwestią czasu, aż takie niebezpieczeństwo się pojawi. Ludzkość chce być na nie gotowa.
      Proponowanych jest wiele sposobów na obronienie Ziemi przed nadlatującą asteroidą. Na obecnym poziomie rozwoju technologicznego najlepiej przygotowani jesteśmy do przekierowania asteroidy poprzez uderzenie w nią za pomocą pojazdu wysłanego z Ziemi.
      Jednym z najbardziej spektakularnych pomysłów na obronę planety jest rozbicie asteroidy za pomocą ładunku atomowego. Jak jednak wykazały badania przeprowadzone przed trzema laty, jest to znacznie trudniejsze zadanie, niż się wydaje. Broni atomowej można by jednak użyć przeciwko niewielkiemu obiektowi o średnicy ok. 100 metrów, który został odkryty na tyle późno, że nie ma czasu na jego przekierowanie. W przypadku znacznie wcześniej odkrytych obiektów znacznie lepiej byłoby użyć broni atomowej do przekierowania zagrożenia.
      Pojawiła się też propozycja umieszczenia na orbicie asteroidy masywnego pojazdu kosmicznego, który krążąc wokół niej przez wiele lat oddziaływałby na asteroidę grawitacyjnie, powodując stopniową zmianę jej kierunku. Dość podobnym pomysłem jest użycie pojazdu z silnikiem jonowy, który wyrzucałby w stronę asteroidy strumień jonów, zmieniając stopniowo jej trasę.
      Inny pomysł to umieszczenie w pobliżu asteroidy urządzenia koncentrującego promienie słoneczne. W ten sposób, bardziej ogrzewając jedną stronę asteroidy można zmienić jej tor lotu. Dość podobnie brzmi idea odparowywania części asteroidy za pomocą lasera, obłożenie jej materiałem odbijającym światło słoneczne czy pomalowanie. Mówi się też o ewentualnym doczepieniu silników, które będą spychały ją z kursu.
      W tej chwili, jak wspomnieliśmy, najbardziej realnym pomysłem jest uderzenie pojazdem, który przekieruje asteroidę. Uważa tak nie tylko NASA. W 2026 roku Chiny chcą wykonać swój własny test podobny do DART. Celem wysłanego przez nich pojazdu będzie asteroida 2020 PN1 o średnicy 14–63 metrów.
      Przed czym się bronimy?
      W Układzie Słonecznym znajdują się miliardy komet i asteroid. Niewielka część z nich to NEO (near-Earth object), czyli obiekty bliskie ziemi. Za NEO uznawany jest obiekt, którego peryhelium – punkt orbity najbliższy Słońcu – wynosi mniej niż 1,3 jednostki astronomicznej. Jednostka astronomiczna (j.a.) to odległość pomiędzy Ziemią a Słońcem, wynosi ona 150 milionów kilometrów. To 1,3 j.a. od Słońca oznacza bowiem, że taki obiekt może znaleźć się w odległości 0,3 j.a. (45 milionów km) od Ziemi.

      Obecnie znamy (stan na 21 września bieżącego roku) 29 801 NEO. Uznaje się, że asteroidy o średnicy większej niż 20 metrów mogą, w przypadku wpadnięcia w atmosferę Ziemię, dokonać poważnych lokalnych zniszczeń. Oczywiście im asteroida większa, tym bardziej dla nas niebezpieczna. Za bardzo groźne uznawane są asteroidy o średnicy ponad 140 metrów, a te o średnicy ponad 1 kilometra mogą spowodować katastrofę na skalę globalną.
      Wśród wszystkich znanych nam NEO jest 10 199 obiektów o średnicy ponad 140 metrów i 855 o średnicy przekraczającej kilometr. Specjaliści uważają, że znamy niemal wszystkie NEO o średnicy przekraczającej kilometr. Wiemy też, że przez najbliższych 100 lat żaden taki obiekt nie zagrozi Ziemi. Jednak już teraz przygotowywane są scenariusze obrony.
      Gdybyśmy bowiem wykryli tak wielki obiekt, a badania jego orbity wykazałyby, że prawdopodobnie uderzy w Ziemię, będziemy potrzebowali całych dziesięcioleci, by się obronić. Jeśli bowiem chcielibyśmy zmieniać trasę takiego obiektu, to biorąc pod uwagę jego olbrzymią masę, już teraz wiemy, że wysłany z Ziemi pojazd, uderzając w asteroidę, tylko minimalnie zmieniłby jej trajektorię. Do zderzenia musiałoby zatem dojść na całe dziesięciolecia przed przewidywanym uderzeniem w Ziemię, by ta minimalna zmiana kumulowała się w czasie i by asteroida ominęła naszą planetę.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...