Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Za 10 lat Wielka Brytania zakaże sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi

Rekomendowane odpowiedzi

Od roku 2030 Wielka Brytania zakaże sprzedaży nowych samochodów napędzanych silnikami benzynowymi i diesla. To o 10 lat wcześniej niż dotychczas planowano. To część rządowego planu, w ramach którego gabinet premiera Johnsona postanowił bardziej energicznie przeciwdziałać zmianom klimatycznym.

Jednocześnie rząd przeznaczył 1,3 miliarda funtów na rozbudowę infrastruktury do ładowania samochodów elektrycznych oraz 582 miliony funtów na zachęty dla kupujących samochody elektryczne. Jednocześnie jednak wykonano ukłon w stronę producentów samochodów hybrydowych typu plug-in. Sprzedaż nowych modeli zostanie zakazana dopiero od roku 2035. Samochody hybrydowe korzystają z silników elektrycznych, ale po wyczerpaniu energii są napędzane silnikiem spalinowym. Ostatnio okazało się, że producenci tego typu pojazdów oszukują klientów, gdyż rzeczywista emisja CO2 jest w ich przypadku 2,5-krotnie wyższa niż wartości z testów laboratoryjnych.

Premier Johnson poparł też energetykę jądrową, jednak nie potwierdził jednoznacznie, że rząd sfinansuje elektrownię w Sizewell. Brytyjska energetyka jądrowa przeżywa obecnie problemy. Z jednej strony elektrownie jądrowe są potrzebne, by móc rezygnować z węgla, z drugiej zaś są kosztowną ryzykowną inwestycją. Znacznie mniejszym ryzykiem jest inwestowanie w źródła odnawialne, których cena spada. Jednak produkcja energii z tych źródeł jest wciąż na tyle mała i niestabilna, że nie mogą być one jedynym sposobem wytwarzania energii.

Rząd Wielkiej Brytanii mówi, że przyjęty przezeń 10-punktowy program walki ze zmianami klimatu będzie wiązał się z powstaniem 250 000 nowych miejsc pracy.

W ramach ogłoszonych planów rząd chce znacząco zwiększyć produkcję wodoru, co jest postrzegane jako zdecydowany ruch w kierunku dekarbonizacji przemysłu ciężkiego i innych sektorów gospodarki. Do roku 2030 Wielka Brytania ma posiadać instalacje do produkcji wodoru o łączniej mocy 5 GW. W tym samym czasie cała UE zapowiada wybudowania takich instalacji o łącznej mocy 40 GW. W rządowych dokumentach wspomniano też, że do roku 2025 dziesiątki tysięcy gospodarstw domowych będzie ogrzewanych za pomocą energii z wodoru. Ponadto do roku 2028 co roku ma być instalowanych 600 000 pomp cieplnych w domach prywatnych i budynkach publicznych, a rząd przeznacza dodatkowe 200 milionów funtów technologie przechwytywania i składowania dwutlenku węgla.

"Mój 10-punktowy plan stworzy, utrzyma i ochroni setki tysięcy zielonych miejsc pracy i poprowadzi nas do celu, jakim jest osiągnięcie neutralności węglowej do roku 2050", powiedział Johnson.

Inne elementy planu to czterokrotne zwiększenie do roku 2040 produkcji energii z morskich farm wiatrowych, wsparcie dla infrastruktury ułatwiającej poruszanie się po miastach pieszo i na rowerach, wsparcie prac badawczo-rozwojowych nad ekologicznymi napędami dla samolotów i statków.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 18.11.2020 o 18:37, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Ostatnio okazało się, że producenci tego typu pojazdów oszukują klientów, gdyż rzeczywista emisja CO2 jest w ich przypadku 2,5-krotnie wyższa niż wartości z testów laboratoryjnych.

To klienci nie doładowują swoich samochodów odpowiednio często, dziwnie preferując wlewanie benzyny.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, peceed napisał:

To klienci nie doładowują swoich samochodów odpowiednio często, dziwnie preferując wlewanie benzyny.

ładowanie hybrydy ma niewielki wpływ bo przy tak małej pojemności baterii montowanych w hybrydach wystarczy to na przejechanie max kilkudziesięciu km. Zadaniem silnika elektrycznego w hybrydzie jest tylko podniesienie momentu obrotowego przy manewrach a przede wszystkim zmieszczenie się w kolejnej normie EURO w laboratorium.

Już chyba nic nowego w silnikach spalinowych do osobówek nie będzie. Tylko szaleniec przy takich deklaracjach, z różnych stron dalej by inwestował w rozwój technologii

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Większość dojazdów do pracy to właśnie takie dystanse. Ja, od kiedy pracuje, zawsze miałem w granicach 20-30 km w jedną stronę. Silnik elektryczny pozwala zoptymalizować zużycie i odzysk energii podczas jazdy po mieście. Co do przyszłych inwestycji, to się zgodzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 minut temu, tempik napisał:

Już chyba nic nowego w silnikach spalinowych do osobówek nie będzie. Tylko szaleniec przy takich deklaracjach, z różnych stron dalej by inwestował w rozwój technologii

Przyszłością powinny być hybrydy szeregowe. Jak sobie kiedyś policzyłem, Tesle palą równowartość 3l/100 km przy generatorze o sprawności 60% (z energii chemicznej).
Do momentu kiedy działa chociaż jedna elektrownia węglowa, samochody elektryczne nie mają sensu.
Zmniejszenie zużycia paliwa do 30% podczas normalnej eksploatacji w ciągu 10 lat jest znacznie więcej warte niż program wymiany samochodów na elektryczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Ja, od kiedy pracuje, zawsze miałem w granicach 20-30 km w jedną stronę. Silnik elektryczny pozwala zoptymalizować zużycie i odzysk energii podczas jazdy po mieście.

Większość tak ma. Ale to oznacza posiadanie dwóch samochodów: po mieście i nad morze. Wyobraź sobie, że do czasu podróży 8-10 godzin musisz doliczyć 14 godzin na ładowanie. 600 km zasięgu to za mało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, Jajcenty napisał:

Większość tak ma. Ale to oznacza posiadanie dwóch samochodów: po mieście i nad morze. Wyobraź sobie, że do czasu podróży 8-10 godzin musisz doliczyć 14 godzin na ładowanie. 600 km zasięgu to za mało.

Mowa była o hybrydzie i silniku elektrycznym w niej umieszczonym. Właśnie ona zapewnia posiadanie dwóch samochodów w jednym.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, peceed napisał:

Mowa była o hybrydzie. Właśnie ona zapewnia posiadanie dwóch samochodów w jednym.

Tak zauważyłem, ale wydaje się jednak że i hybrydy nie mają przyszłości, bo benzyny nie mają przyszłości. Chyba że zmieni się paliwo (odnawialny etanol? bioestry?), albo poprawi wydajność tankowania. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, Jajcenty napisał:

Tak zauważyłem, ale wydaje się jednak że i hybrydy nie mają przyszłości, bo benzyny nie mają przyszłości. Chyba że zmieni się paliwo (odnawialny etanol? bioestry?), albo poprawi wydajność tankowania. 

Wydajność tankowania jest całkiem spora, nie spotkałem się z plamami benzyny wokół dystrybutorów ;)
Chyba że chodziło o sprawność spalania benzyny - jest tutaj duże pole do poprawy, na przykład silniki z dzielonym cyklem spalania i odzyskiwaniem energii za pomocą ogniw termicznych może osiągnąć powyżej 70%, ale dlatego potrzebne są hybrydy szeregowe - aby genertor mógł pracować w optymalnym zakresie pracy.
Biopaliwa nowej generacji to również jest świetne rozwiązanie.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, peceed napisał:

Wydajność tankowania jest całkiem spora, nie spotkałem się z plamami benzyny wokół dystrybutorów

Ha ha. Widziałem obrazek z jakiegoś hajłeja - ponad dziesięć tesli w kolejce do dwóch stanowisk ładowania. Podobno w trybie super charge tylko do połowy pojemności tankowanie trwa 20 minut - podjeżdżasz jako jedenasty i masz przed sobą upojne 120 minut. Poczekam. Na razie aby ulżyć planecie przestawiłem się z dizla na benzynowca. Trudno. Dwa razy drożej, ale niech tam. Za pięć lat znowu będę kupował samochód - może zdążą z tymi elektrykami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, Jajcenty napisał:

Na razie aby ulżyć planecie przestawiłem się z dizla na benzynowca. Trudno.

No to wielki błąd. Bo diesel nie dość, że ma mniejszy ślad węglowy to jeszcze wywołuje nowotwory, dzięki czemu zmniejsza się pogłowie H.Sapiens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 minut temu, peceed napisał:

No to wielki błąd. Bo diesel nie dość, że ma mniejszy ślad węglowy to jeszcze wywołuje nowotwory, dzięki czemu zmniejsza się pogłowie H.Sapiens.

Raczej zmniejsza się druga pochodna pogłowia po czasie. Często mam mordercze myśli, ale zawsze to są obrazy łamania kończyn, wyrywania serc i wgryzania się w nie na oczach konającego wroga, ale nigdy, ale to nigdy niehonorowe trucicielstwo. Co to, to nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, Jajcenty napisał:

Tak zauważyłem, ale wydaje się jednak że i hybrydy nie mają przyszłości, bo benzyny nie mają przyszłości.

Właśnie niekoniecznie. Jak już zauważył peceed to najczęściej pokonujemy właśnie taką trasę, czyli 90%+ całkowitego rocznego "spalania" to jazda na prądzie, najlepiej z gniazdka. Do tego swoboda podróżowania dalej. Dlatego spalania benzyny będzie raczej stosunkowo mało. To hybrydy plug-in powinny być dotowane najbardziej, bo i są najpraktyczniejsze. Niestety nasz rząd wypiął się na hybrydy (bo i te "nie plug-in" dla mnie sensu nie mają) i żadnych przywilejów (buspasy itp.) czy dotacji na to nie ma, a szkoda. Słowem jeszcze o zwykłych hybrydach, aż dziwnie, że toyota głównie w to inwestuje. Jeśli chodzi o elektryki to głównie transport miejski np. obowiązkowo taksówki, autobusy, miejski transport towarów (do sklepów), kurierzy etc. Reszta plug-in, czyli w mieście też elektrycznie. I na początek wystarczy.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 20.11.2020 o 19:14, radar napisał:

To hybrydy plug-in powinny być dotowane najbardziej, bo i są najpraktyczniejsze

Jakiekolwiek hybrydy nie są praktyczne, to zapchajdziury gdy nowa technologia nie jest jeszcze dojrzała. To że pod skorupą dalej siedzi silnik spalinowy, układ chłodzenia, wydech, klasyczna płyta podłogowa, powoduje że nie można zamontować dużych baterii. Ale niektórzy codziennie podjeżdżają zatankować za 50zł, dla nich pewnie nie będzie problemu codziennie, albo kilka razy dziennie wyciągać ciężkie kable, podłączać i ładować. Mnie zwyczajnie by się nie chciało.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 23.11.2020 o 12:16, tempik napisał:

dla nich pewnie nie będzie problemu codziennie, albo kilka razy dziennie wyciągać ciężkie kable, podłączać i ładować.

Bez żartów. Mówimy o 40-60 km na baterii, co jest aż nadto na dzień, a dla niektórych i na tydzień. Moja druga połówka dojeżdża codziennie 10km w 2 strony. 60km zasięgu wystarczyłoby spokojnie na 5 dni roboczych. EDIT: I dlatego my byśmy nie odpalali silnika spalinowego praktycznie wcale, z wyjątkiem wakacji/ferii/urlopów :)I dlatego właśnie plug-in, bo z gniazdka może (nie musi) być ekologicznie, ekonomicznie (pln/kWh) i w miarę praktycznie. Nie plug-in i tak odpala silnik do doładowania baterii (tyle, że niby trochę efektywniej).

W dniu 23.11.2020 o 12:16, tempik napisał:

To że pod skorupą dalej siedzi silnik spalinowy, układ chłodzenia, wydech

No niestety, to jest spory minus, ale jak się nie ma co się lubi...

Edytowane przez radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, radar napisał:

I dlatego my byśmy nie odpalali silnika spalinowego praktycznie wcale, z wyjątkiem wakacji/ferii/urlopów :)I dlatego właśnie plug-in, bo z gniazdka może (nie musi) być ekologicznie, ekonomicznie (pln/kWh)

może  i być ekonomiczne, jeśli jest się świadomym i jeździ się delikatnie, nawet na autostradach(ale przy waszych przebiegach to słabo ekonomiczne :)).

ale praktyczne?

chcesz wozić codziennie ciężki silnik który chcesz "odpalać" raz w roku? gdzie tu sens i ekonomia? w nieużywanym silniku tak samo często będziesz musiał zmieniać olej, wszelkie paski. wszystkie elementy elastyczne w pompie paliwa,wody,zawieszenia silnika będą ulegały normalnej degradacji. Pełny elektryk, nawet z małymi bateriami wydaje mi się dużo sensowniejszy. A na ten jeden raz w roku przecież można zaplanować trasę przez całą Polskę z 2 dłuższymi postojami.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minuty temu, tempik napisał:

A na ten jeden raz w roku przecież można zaplanować trasę przez całą Polskę z 2 dłuższymi postojami.

 

Te dwa postoje to w kolejce do ładowania. Dolicz jeszcze ładowanie. Imho pozostaje transport kolejowy - elektryki na tory, albo o wiele efektywniejszy, wynajem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
30 minut temu, tempik napisał:

może  i być ekonomiczne, jeśli jest się świadomym i jeździ się delikatnie, nawet na autostradach(ale przy waszych przebiegach to słabo ekonomiczne :)).

Nie wiem co to ma do rzeczy? Ekonomicznie, bo z gniazdka prąd jest tańszy, i to tańszy niż gaz, benzyna, ON. Jeśli prąd byłby z OZE to i ekologicznie (poniekąd, wiadomo, stosunek wygody do ekonomii i ekologii).

30 minut temu, tempik napisał:

ale praktyczne?

chcesz wozić codziennie ciężki silnik który chcesz "odpalać" raz w roku?

Ten aspekt mnie nie interesuje (tak, więcej prądu zużywam), ale jest mimo to praktycznie, dlatego, że jak w piątek kolega z Opola, 100km od Wrocławia, zaprosi mnie na grila, to wsiadam i jadę. Nie planuję (do)ładowania, nie obchodzi mnie aktualny stan naładowania baterii, nie muszę kombinować z najmem. Tak, ciągle wożę silnik spalinowy, ale wożę go, żeby w razie W mieć jak pojechać dalej niż zasięg baterii, która starcza w 90%+ zastosowań. Najem jest drogi (policzcie 3 tyg. urlopu dużym samochodem rodzinnym, już to przerabiałem) i bardzo niewygodny (dostępność aut, ich stan, czas oczekiwania, kaucje zwrotne, konieczność zwrotu w określonej dacie czyli brak elastyczności).

Jak wymyślą silnik spalinowy plug and play do a'la elektryków/hybryd, który będę trzymał w piwnicy i sam, bez pomocy i skomplikowanych narzędzi, w 20 min go zamontuję w aucie, to wtedy cały rok będę jeździł bez niego, a w razie potrzeby podłączę w domu. Powrót do domu, 20-30 min na montaż, tyle jestem w stanie poświęcić ze swojej praktyczności :)

Edytowane przez radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, radar napisał:

Powrót do domu, 20-30 min na montaż, tyle jestem w stanie poświęcić ze swojej praktyczności :)

Spoko. Zmienimy troszkę podatki, litr benzyny za 25 monet i będziesz na postoju generatorem na pedały całą rodziną ładował. Punkt widzenia łatwo się zmienia ;) Jak przymus finansowy zredukuje popularność benzyn, to nie będziesz miał wyjścia. Zresztą z nadejściem pojazdów autonomicznych aktualny model transportu mocno się zdezaktualizuje. Rozwiązania, które widzimy teraz nie przetrwają 20-30 lat, imho.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Jajcenty napisał:

albo o wiele efektywniejszy, wynajem

dokładnie to samo miałem napisać

39 minut temu, radar napisał:

Nie wiem co to ma do rzeczy?

pojedź 140km/h po autostradzie. Prąd z baterii zniknie po 20km, mały silnik spalinowy będzie już mocno obciążony i będzie pracował w zakresie bardzo nie EKO, dostaniesz sygnał z kokpitu że baterie nie są w tym momencie ładowane bo są braki mocy i cała para idzie na koła, nie ma siły jeszcze ładować. i po przyjeździe nad Bałtyk zdziwisz się że musisz wlać do baku więcej niż diesel jadący za tobą.

Jak pojedziesz spokojnie te max 100km/h to momenty szybszej jazdy przy wyprzedzaniu obsłuży bateria, która następnie przy spokojnej jeździe, gdy silnik pracuje w najbardziej ekonomicznym zakresie obrotów doładuje się.

dlatego trzeba być świadomym, że hybryda jest oszczędna przy odpowiedniej jeździe

 

Edytowane przez tempik

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 minut temu, tempik napisał:

pojedź 140km/h po autostradzie....Jak pojedziesz spokojnie te max 100km/h

Ach, no to już takie trochę wnikanie w nieistotne szczegóły. Parametry samochodu, silnika, baterii to są zmienne, które uwzględniasz przy zakupie, jak potrzebujesz jechać 160 to tak kupujesz, jak Ci wystarczy 100-110 to mniejszy problem.

20 minut temu, tempik napisał:

i po przyjeździe nad Bałtyk zdziwisz się że musisz wlać do baku więcej niż diesel jadący za tobą.

Ale on pali cały rok. Ja tylko w drodze nad Bałtyk.

38 minut temu, Jajcenty napisał:

Zmienimy troszkę podatki, litr benzyny za 25 monet

Otóż to, to jest aktualne podejście. Przymus i kara. Zmieńcie za karę na elektryki, bo ekologiczne, ale stójcie potem godzine przy ładowarce, też za karę.

Zamiast: patrzcie, tu są plug-iny, nie są idealne, ale pozwalają być ekologicznymi, niesmrodzącymi w mieście i przez 90% czasu użytkowania, a jednocześnie nie ograniczają waszej mobilności. Na zachętę macie tu dofinansowanie, dzięki czemu wasza wygoda vs. ekologia, win-win.

No, ale szybko się to nie zmieni.

38 minut temu, Jajcenty napisał:

Zresztą z nadejściem pojazdów autonomicznych aktualny model transportu mocno się zdezaktualizuje

Nie jestem przekonany. Za dużo niewiadomych. Znowu, dla mnie car-sharing jest trochę naciągany, już kiedyś to opisywałem. To samo co z najmem, czyli: dostępność aut i czas oczekiwania na odpowiednie (np. liczba miejsc) i ich stan. Niepewność. Do tego przy podróżach miedzymiastowo/urlopowych, w czym niby auta autonomiczne pomogą (w sprawie ekologii)? EDIT: Do tego jeszcze się zastanawiaj za każdym razem zanim czegoś dotkniesz czy ktoś się tam wcześniej nie zeszczał, albo nie miał grzyba. O roznoszeniu zarazków czy smrodzie nie wspomnę. Car-sharing sucks Panowie. /EDIT

Edytowane przez radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, radar napisał:

Ach, no to już takie trochę wnikanie w nieistotne szczegóły.

raczej to istotne jak przy kupnie dealer mówi że wozidło pali 2-3L/100 km, a okazuje się że w mieście pali 4-5L, a na autostradzie 7 czy 8.

8 minut temu, radar napisał:

Ale on pali cały rok. Ja tylko w drodze nad Bałtyk.

ale to tylko wynika z tego że rzadko nad Bałtyk jeździsz, a nie  z tego że twoja hybryda potrafi nie palić po przekroczeniu tych teoretycznych 60km.

18 minut temu, radar napisał:

Przymus i kara. Zmieńcie za karę na elektryki, bo ekologiczne, ale stójcie potem godzine przy ładowarce, też za karę.

ale ty przecież też tą karę chcesz sobie wymierzać, tylko że częściej bo mniejsze baterie :D

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od założeń użytkownika. Większość dojazdów w tym głównie do pracy i z powrotem mieści się w granicach zasięgu, a nawet można liczyć w jedną stronę, bo elektryka zawsze można trochę doładować w międzyczasie. Na wakacje można wynająć normalny samochód spalinowy, a na co dzień mieć elektryka. Trend na świecie jest taki, że w miastach młodzi rzadziej decydują się na samochody przy najmniej do czasu, kiedy dorobią się dzieci. W nowoczesnym mieście samochód to głównie problemy z parkingiem, z przeglądami i dodatkowe koszty.

Bez przesady z tym wymianami w nieużywanym silniku. Chyba, że silnik chodzi non stop albo bardzo często (na małym obciążeniu, na przykład doładowuje). Jak często silnik pracuje w hybrydach? Sam naprawiam własne pojazdy w miarę swoich możliwości, szczególnie przy moto robię praktycznie wszystko sam. W nieużywanym silniku praktycznie tylko olej się degraduje w przewidywalnym horyzoncie. Benzyna ma także termin przydatności około 3-6 miesięcy, więc warto ją przepalić. Silnik spalinowy warto uruchomić raz na jakiś czas, powiedzmy dwa tygodnie, żeby trochę popracował, usunął wilgoć i tak dalej.

Jak to jest z wymianami oleju w hybrydach? Ogólne zalecenia są takie, że co 15k km albo raz na rok. Przy czym mechanicy mówią, że olej traci właściwości po około 20k km, więc można trochę odłożyć w czasie. Co do ograniczenia 12 miesięcy, to nie mam danych. Na pewno olej traci właściwości z czasem, ale można trochę odłożyć zmianę szczególnie jak się nie robi wysokich przebiegów. Są podobno oleje o wydłużonym czasie przydatności 30k km, ale nie miałem okazji zastosować.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, cyjanobakteria napisał:

W nowoczesnym mieście samochód to głównie problemy z parkingiem, z przeglądami i dodatkowe koszty.

Na wsi jest niewiele lepiej. abonamenty i usługi najmu to chyba najlepsza opcja, tylko że droga(puki co). Ale z tego co widzę jak kogoś stać to z chęcią korzysta(szczególnie lekarze i prawnicy u mnie w mieście). raz albo nawet 2 razy w roku zmiana samochodu, nie na lepszy, po prostu na inny bo się znudziło. zero dbania o ubezpieczenia,polisy,kradzieże,wartość rynkową,naprawy,samochód zastępczy. Wsiadasz i jedziesz a jak nie jedzie to dzwonisz i za 1h jedziesz innym.

22 minuty temu, cyjanobakteria napisał:

Bez przesady z tym wymianami w nieużywanym silniku.

mając do wyboru samochód który stał na parkingu 3 lata i samochód który jeździł te 3 lata zdecydowanie wybrał bym 2 opcję. Korozja żre czy się stoi czy jedzie, guma twardnieje i pęka tak samo, wszelkie tworzywa sztuczne również. Silnik to nie monolit, kęs stali czy aluminium. masa gumowych rurek, plastikowych elementów,uszczelek, smarów w łożyskach, taki nieużywany silnik pojedzie, ale to już będzie tylko dobrze wyglądający staruszek :)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korozja żre głównie elementy nadwozia i podwozia, ale fakt, że stojący pod chmurka samochód się rozpada na oczach. Pada akumulator, bo traci 30% pojemności w miesiąc i się zasiarcza, uszczelki porastają mchem, parcieją opony, nawet wnętrze potrafi spleśnieć ;)

Ale z elementami naokoło silnika bym nie przesadzał. Jak silnik chodzi przez powiedzmy godzinę raz w tygodniu to jest ok. Samochód, który jeździ zużywa się bardziej, bo na wspomniane elementy działają dodatkowe siły, wibracje, wysoka temperatura, woda i tak dalej.

Mam smar kupiony tak z 10 lat temu i nadal ma właściwości takie, jak w pierwszym dniu. Większość łożysk jest zamknięta, więc nic im nie grozi. A nawet jak wymagają wymiany, to nowe łożyska to niewielki procent kwoty, jaka idzie na utrzymanie silnika. Trzy lata to powiedzmy 30-45k km, czyli średnio pewnie 1/4 - 1/3 przewidywanego czasu życia pojazdu, ale nie wiem jaka jest teraz średnia w Polsce.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Paliwa, których używamy, nie są zbyt bezpieczne. Parują i mogą się zapalić, a taki pożar trudno jest ugasić, mówi Yujie Wang, doktorant chemii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Riverside. Wang i jego koledzy opracowali paliwo, które nie reaguje na płomień i nie może przypadkowo się zapalić. Pali się jedynie wtedy, gdy przepływa przez nie prąd elektryczny. Palność naszego paliwa jest znacznie łatwiej kontrolować, a pożar można ugasić odcinając zasilanie, dodaje Wang.
      Gdy obserwujemy pożar współcześnie używanych paliw płynnych, to w rzeczywistości widzimy nie palący się płyn, a jego opary. To molekuły paliwa w stanie gazowym zapalają się pod wpływem kontaktu z ogniem i przy dostępie tlenu. Gdy wrzucisz zapałkę do pojemnika z benzyną, to zapalą się jej opary. Jeśli możesz kontrolować opary, możesz kontrolować pożar, wyjaśnia doktorant inżynierii chemicznej Prithwish Biswas, główny autor artykułu opisującego wynalazek.
      Podstawę nowego paliwa stanowi ciesz jonowa w formie upłynnionej soli. Jest podobna do soli stołowej, chlorku sodu. Nasza sól ma jednak niższą temperaturę topnienia, niższe ciśnienie oparów oraz jest organiczna, wyjaśnia Wang. Naukowcy zmodyfikowali swoją ciecz jonową zastępując chlor nadchloranem. Następnie za pomocą zapalniczki spróbowali podpalić swoje paliwo.
      Temperatura płomienia zapalniczki jest wystarczająco wysoka. Jeśli więc paliwo miałoby płonąć, to by się zapaliło, stwierdzają wynalazcy. Gdy ich paliwo nie zapłonęło od ognia, naukowcy przyłożyli doń napięcie elektryczne. Wtedy doszło do zapłonu paliwa. Gdy odłączyliśmy napięcie, ogień gasł. Wielokrotnie powtarzaliśmy ten proces: przykładaliśmy napięcie, pojawiał się dym, podpalaliśmy dym, odłączaliśmy napięcie, ogień znikał. Jesteśmy niezwykle podekscytowani opracowaniem paliwa, które możemy podpalać i gasić bardzo szybko, mówi Wang. Co więcej, im większe napięcie, tym większy pożar, co wiąże się z większym dostarczaniem energii z paliwa. Zjawisko to można więc wykorzystać do regulowania pracy silnika spalinowego. W ten sposób można kontrolować spalanie. Gdy coś pójdzie nie tak, wystarczy odciąć zasilanie, mówi profesor Michael Zachariah.
      Teoretycznie ciecz jonowa nadaje się do każdego rodzaju pojazdu. Jednak zanim nowe paliwo zostanie skomercjalizowane, konieczne będzie przeprowadzenie jego testów w różnych rodzajach silników. Potrzebna jest też ocena jego wydajności.
      Bardzo interesującą cechą nowej cieczy jonowej jest fakt, że można ją wymieszać z już istniejącymi paliwami, dzięki czemu byłyby one niepalne. Tutaj jednak również trzeba przeprowadzić badania, które wykażą, jaki powinien być stosunek cieczy jonowej do tradycyjnego paliwa, by całość była niepalna.
      Twórcy nowego paliwa mówią, że z pewnością, przynajmniej na początku, będzie ono droższe niż obecnie stosowane paliwa. Cieczy jonowych nie produkuje się bowiem w masowych ilościach. Można się jednak spodziewać, że masowa produkcja obniżyłaby koszty produkcji. Główną zaletą ich paliwa jest zatem znacznie zwiększone bezpieczeństwo. Warto bowiem mieć na uwadze, że w ubiegłym roku w Polsce straż pożarna odnotowała 8333 pożary samochodów spalinowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grecja to bardzo popularne miejsce wśród polskich turystów. Najchętniej wybieranymi miastami przez naszych rodaków są Santorini, Korfu oraz Kreta, acz warto pamiętać, że tam dolecieć można jedynie samolotem. Wiele ciekawych miejsc w Grecji znajduje się jednak także w części kontynentalnej, do której możesz dojechać samochodem. O czym warto pamiętać przed wybraniem się w podróż? Sprawdźmy!
      Dlaczego warto pojechać samochodem do Grecji?
      Podróż samochodem do Grecji będzie dobrym rozwiązaniem dla osób, które boją się latać lub chcą po drodze zwiedzić także inne państwa i ich atrakcje. Choć jazda autem do tego kraju sama w sobie trwa długo, to po drodze można zajechać do Słowacji, Serbii, Macedonii lub Węgier. Warto w tych miejscach zatrzymać się na nocleg i zwiedzić najatrakcyjniejsze miasta.
      Jak dojechać autem do Grecji?
      Ze stolicy Polski, Warszawy, do Grecji dojedziesz dwoma trasami. Wybierając krótszą trasę, na podróż poświęcisz około 21 godzin. Jadąc przez Czechy, potrwa ona do 2-3 godziny dłużej. Wszystko zależy jednak także od innych elementów – aktualnych remontów, korków, prędkości jazdy czy ilości postojów, na jakie się zdecydujesz. Trasy mogą wyglądać następująco:
      Czechy – Słowacja – Węgry – Serbia – Macedonia – Grecja, Słowacja – Węgry – Serbia – Macedonia – Grecja. Jeśli ciekawią Cię przykładowe trasy, którymi konkretnie warto się poruszać, przeczytaj w tym poradniku, na jak długą podróż będziesz musiał się przygotować, wyruszając z konkretnego miasta.
      Przejeżdżając przez wyżej wymienione kraje, trzeba będzie też kupić winietę. Możesz tego dokonać online, co ułatwia organizację podróży. Są w tym wypadku jednak wyjątki, czyli Serbia oraz Macedonia. Tam opłatę za przejazd autostradą opłacisz wyłącznie na bramkach.
      Ile kosztuje podróż samochodem do Grecji?
      Koszt podróży zależy głównie od samochodu (pojemności silnika), stylu jazdy, osiąganych prędkości oraz kosztów paliwa. Zakładając, że wybierasz się autem z silnikiem 1,6 litra i wyruszasz z Warszawy do Aten (2300 kilometrów), zapłacisz do 2000 zł w jedną stronę. Pamiętaj, że koszty paliwa mogą być inne każdego dnia, dlatego też dobrze zapoznać się z aktualnymi cenami na stacjach i obliczyć potrzebny budżet.
      Podróż do Grecji samochodem – co warto zobaczyć?
      Jadąc do Grecji autem, warto dobrze wszystko zaplanować, aby skorzystać z różnych atrakcji po drodze i zobaczyć ciekawe miejsca. Dzięki temu przed dotarciem do celu zapewnisz sobie interesujący urlop.
      Jakie przystanki warto zrobić?
      Bratysława (Słowacja) – urocze stare miasto z wąskimi uliczkami i kawiarniami jest zachwycające, a do tego warto też zajrzeć do katedry św. Marcina. Koszyce (Słowacja) – katedra św. Elżbiety, starówka i panorama Koszyc to miejsca, których nie warto pomijać. Budapeszt (Węgry) – w dzielnicy Peszt zajrzyj na Plac Bohaterów i obejrzyj Parlament, a w Budzie zachwyci Cię Góra Gellerta, Zamek Królewski oraz Punkt Widokowy. Skopje (Macedonia) – atrakcjami, które warto zobaczyć, są na pewno Kamienny Most, Twierdza oraz stary bazar. Ubezpieczenie do Grecji
      Wyjeżdżając do Grecji, pamiętaj o ważnym ubezpieczeniu OC. Warto też zaopatrzyć się w AC, które gwarantuje szerszy zakres ochrony. Dobrym pomysłem będzie też ubezpieczenie turystyczne lub karta EKUZ, dzięki której otrzymasz bezpłatną pomoc na takich samych zasadach, co mieszkańcom Grecji. Do tego warto zdecydować się na ubezpieczenie sprzętu sportowego - jakie wybrać? To zależy od zakresu ochrony, której potrzebujesz. Każde towarzystwo ubezpieczeniowe określa, jaki sprzęt może być nim objęty i kiedy wypłacone zostanie odszkodowanie.
      Przepisy drogowe w Grecji – co warto wiedzieć?
      Otrzymanie mandatu na wakacjach nie należy do najprzyjemniejszych i może skutecznie zepsuć wakacje. Dlatego też, zanim wyruszysz samochodem do Grecji, zapoznaj się z podstawowymi przepisami drogowymi, które tam obowiązują. Warto wiedzieć, że na terenie całego państwa obowiązuje ograniczenie prędkości:
      do 50 km/h w terenie zabudowanym, do 90 km/h na terenie niezabudowanym, do 110 km/h na drogach ekspresowych, do 130 km/h na autostradach. Każda osoba w samochodzie musi zapiąć pasy bezpieczeństwa. Do tego w Grecji nie ma obowiązku jazdy w ciągu dnia z włączonymi światłami mijania. Występuje on w nocy i w momencie, gdy warunki na drodze nie są wystarczająco dobre. Ponadto w Twoim bagażniku powinna znaleźć się apteczka, trójkąt ostrzegawczy oraz gaśnica. Polskie prawo jazdy jest oczywiście honorowane.
      Co warto zobaczyć w Grecji?
      Gdy już dojedziesz na miejsce, Twoim obowiązkowym punktem docelowym powinny być Ateny. Stolica Grecji oferuje mnóstwo ciekawych atrakcji, w tym Akropol Ateński, na którym znajdziesz dobrze zachowane świątynie Partenon, Erechtejon, Propyleje, a także Teatr Dionizosa i Odeon Heroda Atticusa. Warto zajrzeć także do Starożytnej Agory i na Plac Syntagma.
      Innym miastem wartym odwiedzenia są Saloniki, czyli druga największa metropolia Grecji. Promenada nadmorska, która się tam znajduje, ma niemal 5 kilometrów. Do tego dobrym pomysłem jest także przejażdżka do Meteorów, czyli 13 klasztorów znajdujących się nad Równiną Tesalską.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W lipcu ubiegłego roku na budowie brytyjskiej szybkiej kolei HS2 w miejscowości Twyford w Buckinghamshire archeolodzy trafili na – jak się wydawało – rozkładający się kawałek drewna Gdy go jednak wydobyli z ziemi, ich oczom ukazała się drewniana rzymska rzeźba antropomorficzna.
      Wykonany z jednego kawałka drewna zabytek ma 67 centymetrów wysokości i 18 cm szerokości. To niezwykle rzadkie znalezisko. Wcześniej podobny zabytek znaleziono na Wyspach Brytyjskich ponad 100 lat temu.
      Na podstawie stylu wykonania oraz podobnego do tuniki ubrania, które wyrzeźbił twórca, oceniono, że figura pochodzi z wczesnego okresu rzymskiego. Opinię tę wydają się potwierdzać znalezione obok fragmenty ceramiki z lat 43–70. Archeolodzy nie są pewni, czemu rzeźba służyła, ale przypuszczają, że mogła być złożona w ofierze bogom. Dlatego też złożono ją delikatnie w ziemi, a nie wyrzucono do dołu z odpadkami.
      Najbardziej zaś rzuca się oczy świetny stan zachowania figury. Przetrwała ona 2000 lat dzięki temu, że trafiła do gliniastego dołu wypełnionego wodą. Brak tlenu utrudnił rozkład drewna. Zabytek zachował się tak dobrze, że widać wyrzeźbione włosy czy tunikę. A odkrycie figury każe się zastanowić, kogo ona przedstawia, do czego była używana i dlaczego była ważna dla ludzi żyjących w tym miejscu w I wieku naszej ery.
      Ramiona figury uległy całkowitemu rozkładowi, także nogi nie zachowały się w całości. Widoczne są za to zadziwiające szczegóły. Widać włosy, głowa zwrócona jest lekko w lewo, wydaje się, że sięgająca nad kolana tunika jest przewiązana w pasie, wyraźnie widać też kształt łydki.
      Figura od kilku miesięcy znajduje się w specjalistycznym laboratorium, gdzie jest konserwowana i badana. W wykopie znaleziono też niewielki odłamany z niej fragment, który przesłano do badań metodą radiowęglową, co powinno pozwolić na określenie jej wieku. Zbadany zostanie też skład izotopowy drewna, co powinno pomóc w określeniu miejsca jego pochodzenia.
      Tak stare drewniane figury rzadko znajduje się na Wyspach Brytyjskich. W 1922 roku na brzegu Tamizy odkryto neolitycznego „Idola z Dagenham”, a w 1866 roku na brzegach rzeki Teign znaleziono drewnianą figurę z wczesnej epoki żelaza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Brytyjscy naukowcy ze Science and Technology Facilities Council twierdzą, że dokonali przełomu na polu przechowywania wodoru. Przełom taki pozwoliłby na pojawienie się samochodów napędzanych wodorem.
      Wodór jest przez wielu uznawany za najlepsze paliwo dla pojazdów. Problem w tym, że jego transport i przechowywanie są niezwykle ryzykowne i kosztowne. Prace Brytyjczyków mają zaś zapewniać bezpieczeństwo i znacząco obniżyć koszty infrastruktury związanej z wykorzystaniem wodoru w roli paliwa.
      Substancją, która ma pozwolić na bezpieczne przechowywanie wodoru jest amoniak. Cząsteczka amoniaku składa się z jednego atomu azotu i trzech atomów wodoru. Istnieją bardzo efektywne katalizatory rozbijające amoniak na wspomniane atomy. Jednak najlepsze z nich składają się z bardzo drogich metali szlachetnych. Brytyjczycy zrezygnowali katalizatora i w jego miejsce wykorzystali dwa proste procesy chemiczne, dzięki którym uzyskali takie same wyniki co przy użyciu katalizatora, jednak cały proces pozyskania wodoru kosztował ułamek tego, ile kosztuje wykorzystanie katalizatora.
      Zdaniem naukowców infrastruktura do tankowania amoniaku może być równie prosta jak infrastruktura do tankowania LPG. W samym samochodzie amoniak może być przechowywany pod niskim ciśnieniem w zbiorniku z tworzywa sztucznego.
      Nasza metoda jest równie skuteczna jak najlepsze dostępnie obecnie metody z wykorzystaniem katalizatora. Jednak wykorzystywany przez nas materiał aktywny, amidek sodu, kosztuje grosze. Możemy efektywnie i tanio w czasie rzeczywistym wytwarzać wodór z amoniaku - cieszy się profesor Bill David. Niewielka ilość wodoru wymieszana z amoniakiem wystarczy do zapłonu konwencjonalnego silnika spalinowego. Jeszcze nie zoptymalizowaliśmy naszego procesu, ale sądzimy, że reaktor o pojemności 2 litrów będzie w stanie wyprodukować wystarczającą ilość wodoru, by napędzać średniej wielkości samochód rodzinny. Zastanawiamy się też, jak uczynić wykorzystanie amoniaku maksymalnie bezpiecznym i zredukować do zera emisję tlenków azotu - dodaje uczony.
      Amoniak już teraz jest jednym z najczęściej transportowanych związków chemicznych na świecie. Dzięki niemu powstaje niemal połowa żywności na świecie. Nie powinno być większych problemów ze zwiększeniem produkcji amoniaku na potrzeby motoryzacji. Jeśli brytyjska technologia się sprawdzi, może dojść do przełomu na rynku motoryzacyjnym. Producenci planują co prawda sprzedaż samochodów z ogniwami wodorowymi, jednak wiążą się z tym poważne obawy o bezpieczeństwo pojazdów ze zbiornikami na gaz pod wysokim ciśnieniem. Ponadto rozpowszechnienie się takich rozwiązań wymagałoby budowy niezwykle kosztownej infrastruktury. Amoniak wydaje się rozwiązywać oba te problemy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziesięciolecia rządowych regulacji dotyczących jakości powietrza dają wymierne wyniki, dowodzą naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Informują oni na łamach PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences), że dzięki obniżeniu emisji z silników samochodowych w latach 2008–2017 i związanej z tym poprawie jakości powietrza, zaoszczędzono setki miliardów dolarów oraz uratowano życie tysięcy ludzi.
      Naukowcy ocenili korzyści, jakie społeczeństwo odniosło ze zmniejszonej emisji pyłu PM2.5 zarówno jeśli chodzi o ludzkie zdrowie, jak i koszty dla środowiska naturalnego. A korzyści te, jak się okazuje, są ogromne. Z szacunków wynika bowiem, że na wszelkich kosztach związanych z zanieczyszczeniem środowiska, w tym z chorobami i zgonami, zaoszczędzono w samym tylko 2017 roku aż 270 miliardów dolarów (rozpiętość szacunków wahała się od 190 do 480 mld). Jednocześnie spadła liczba zgonów, które można przypisać PM2.5 emitowanym przez silniki samochodowe. Jeszcze w roku 2008 w całych Stanach Zjednoczonych z powodu tej emisji zmarło 27 700 osób. W roku 2017 było to 19 800 osób. To jednak nie wszystko. Naukowcy wyliczyli, że gdyby emisja nie uległa zmniejszeniu i w przeliczeniu na każdą przejechaną milę pozostała taka sama, jak w roku 2008, to w roku 2017 z jej powodu zmarłoby 48 200 osób.
      Wpływ transportu na zdrowie publiczne to jeden z najpoważniejszych problemów w USA. Różne grupy naukowe, stosując różne metody do oceny tego wpływu, szacują, że w ostatnich latach z powodu zanieczyszczenia powietrza spalinami umiera od 17 do 20 tysięcy Amerykanów rocznie. Główną przyczyną zgonów jest zaś właśnie PM2.5.
      Rządowe regulacje mają znaczący wpływ na poprawę jakości powietrza. Od roku 1970 dzięki odgórnie narzucanym coraz ostrzejszym normom emisja najbardziej powszechnych zanieczyszczeń z z przeciętnego silnika samochodowego zmniejszyła się aż o... 99%. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) szacuje, że Clean Air Act Amandements z 1990 roku spowodowała, że w roku 2020 wszystkie sektory gospodarki łącznie zaoszczędziły 2 biliony dolarów, czyli zyski z wprowadzenia tej ustawy były 30-krotnie wyższe niż koszty.
      Widoczne w badaniach duże rozbieżności dotyczące odniesionych korzyści finansowych, wahające się od 190 do 480 miliardów dolarów, wynikają z niepewności co do wpływu konkretnych wartości koncentracji PM2.5 na zgony, niepewności dotyczącej społecznych kosztów emisji węgla do atmosfery oraz trudności z określeniem współczynnika ekonomicznej wartości uniknięcia zgonu czyli materialnego kosztu uniknięcia śmierci w zależności od okoliczności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...