Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

NASA próbuje przywrócić Voyagera 2 do normalnej pracy

Rekomendowane odpowiedzi

Inżynierowie z NASA próbują przywrócić normalny tryb pracy Voyagera 2. Przed ponad tygodniem w sondzie automatycznie włączył się tryb oszczędzania energii, w związku z czym Voyager wyłączył instrumenty naukowe. Pojazd utrzymuje jednak kontakt z Ziemią i wysyła dane telemetryczne.

Problemy rozpoczęły się 25 stycznia, gdy Voyager 2 nie przeprowadził zaprogramowanego manewru obrotu o 360 stopni, który służy skalibrowaniu instrumentu badającego pole magnetyczne. Analiza danych wykazała, że brak tego manewru spowodował, iż jednocześnie włączone były dwa podzespoły zużywające sporo energii. Voyagery są zaprogramowane tak, by samodzielnie radzić sobie z wieloma różnymi niespodziewanymi sytuacjami. Zgodnie z zasadami, Voyager 2 wyłączył instrumenty naukowe, by nie przeciążać źródła energii.

Trzy dni później, 28 stycznia, inżynierowie ręcznie wyłączyli jedno z urządzeń zużywających dużo energii. Na razie jednak nie odbierają danych naukowych z sondy. Obecnie trwa ocena wszystkich elementów Voyagera, dopiero po takim przeglądzie ma on wrócić do normalnej pracy.

Voyager zasilany jest przez radioizotopowy generator termoelektryczny. Zamienia on ciepło powstające w wyniku rozpadu pierwiastków promieniotwórczych w energię elektryczną. Wskutek naturalnego rozpadu paliwa jest coraz mniej, dlatego też każdego roku generator jest w stanie dostarczyć Voyagerowi o około 4 waty mocy mniej. W ubiegłym roku inżynierowie byli zmuszeni wyłączyć podstawowy ogrzewacz instrumentu do badania promieniowania kosmicznego. Na razie instrument pracuje bez zakłóceń.

Wszelkie dodatkowe prace związane z zarządzaniem Voyagerami wymagają sporo czasu. Voyager 2 znajduje się w odległości około 18,5 miliardów kilometrów do Ziemi. To około 17 godzin świetlnych. Zatem komendy wysyłane z Ziemi docierają do pojazdu po 17 godzinach i tyle samo trzeba czekać, by otrzymać potwierdzenie ich odebrania i wykonania. Jeszcze dalej, bo 22,2 miliarda kilometrów (20,5 godziny świetlnej) od Ziemi, znajduje się Voyager 1.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawe czy ktoś obliczył jaki maksymalny zysk z asysty grawitacyjnej można wycisnąć w naszym układzie słonecznym. Z trajektorii Voyagera też pewnie dało by się wycisnąć więcej, ale oczywiście  ściganie się nie było żadnym z celów misji.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znalazłem kiedyś to opracowanie na podstawie książki Roberta Zubrina.

Quote

NAPĘD CHEMICZNY:
# maks. prędkość gazów wylotowych - ok. 5 km/s (obecnie wodór/tlen - 4,5 km/s - 90% max),
# prędkość max statku = 2 razy prędkość gazów wylotowych,
# zaawansowany napęd - 10 km/s - 2 j.a. / rok - czas: 135 000 lat,
# dzięki asystom grawitacyjnym planet skrócenie do 79 000 lat,
# celem Voyagera nie było osiągnięcie max prędkości (nie uruchamiano też silników podczas asyst),
# najbardziej masywne - Słońce - pr. ucieczki - 617 km/s,
# strzelamy izolowanym termicznie statkiem kosmicznym w stronę Jowisza, wykorzystujemy jego siłę ciążenia - lot nurkowy w wewn. rejony Układu Słonecznego - tylko 40 tys. km ponad pow. Słońca,
# prędkość ucieczki równa wtedy 600 km/s, odpalamy w odpowiednim momencie silniki ?v = 10 km/s zwiększając pr. do 610 km/s, wtedy: uzyskujemy 110 km/s - 4 razy szybciej niż Voyager - czas: 12 300 lat, gdyby naciągnąć granice możliwości projektów tech. i asyst - ?v = 25 km/s - prędkość końcowa 175 km/s - czas: 7700 lat - DOBRY WYNIK,

Żródło:
https://www.nauka.gildia.pl/publicystyka/nad_glowami/napedy_kosmiczne

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
34 minuty temu, cyjanobakteria napisał:

Znalazłem kiedyś to opracowanie na podstawie książki Roberta Zubrina.

Żródło:
https://www.nauka.gildia.pl/publicystyka/nad_glowami/napedy_kosmiczne

bardzo ciekawe,

ale po co ten powrót i  nurkowanie na Słońce? przecież jest w centrum układu więc nic nie wniesie do zwiększenia prędkości? chyba że miałoby to na celu nawrót i kolejną asystę Jowisza. Ale to też bez sensu bo chyba maksymalną asystę można zrobić "na raz", a do kolejnej przy większych prędkościach Jowisz musiał by przytyć, albo przesunąć swoją masę bliżej chmur nad którymi można przelecieć

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Solar Parker Probe ma osiągnąć prędkość 600.000 km/h - 166 km/s czyli blisko maksymalnego wyniku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
54 minutes ago, tempik said:

ale po co ten powrót i  nurkowanie na Słońce?

Wydaje mi się, że chodzi o powered flyby (Oberth maneuver).

 

Quote

Rocket engines produce the same force regardless of their velocity. A rocket acting on a fixed object, as in a static firing, does no useful work at all; the rocket's stored energy is entirely expended on accelerating its propellant in the form of exhaust. But when the rocket moves, its thrust acts through the distance it moves. Force multiplied by distance is the definition of mechanical energy or work. So the farther the rocket and payload move during the burn (i.e. the faster they move), the greater the kinetic energy imparted to the rocket and its payload and the less to its exhaust.

Źródło:
https://en.wikipedia.org/wiki/Oberth_effect

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

Wydaje mi się, że chodzi o powered flyby (Oberth maneuver).

ma to sens, ale wymaga to dużej ilości balastu, najlepiej paliwa które można spalić w peryhelium. A tą większą masę paliwa trzeba wynieść poza Ziemię i na dodatek rozpędzić. Nie wiem czy to się bilansuje.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To zależy gdzie chcesz lecieć :) Z efektu Obertha wynika, że najekonomiczniej jest spalić jak najwięcej paliwa, jak najszybciej, podróżując z jak największą prędkością. Praktycznie nigdy nie wyciskamy 100% z asysty grawitacyjnej, bo pojazd kosmiczny musiałby poruszać się w przeciwnym kierunku do planety i zrobić zwrot o 180 stopni, a wystrzeliwujemy sondy zgodnie z ruchem Ziemi, co jest asystą samą w sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Z efektu Obertha wynika, że najekonomiczniej jest spalić jak najwięcej paliwa, jak najszybciej, podróżując z jak największą prędkością.

no i na jak najciaśniejszej orbicie wokół najcięższego obiekcie :)

można by empirycznie sprawdzić na placu zabaw co jest lepsze w ziemskich warunkach. Wsadzić balast(albo 2 osobę) na huśtawkę, wciągnąć siebie+balast na określone wychylenie, puścić i w najniższym względem ziemi punkcie wyrzucić balast, zaznaczyć jak najwyżej huśtawka się wzniesie. następnie ponowić próbę bez balastu ale z wyższego pułapu żeby wychylenie maksymalne było takie samo. Porównać czy bardziej się spociło podnosząc huśtawkę z balastem czy bez, ale za to na wyższą wysokość :D

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam trochę się martwić o Twoje dzieci ;)

Teraz sobie pomyślałem, że pewnie jest możliwość wyprowadzenia pojazdu kosmicznego na czołówkę z planetą. Może można zrobić asystę z Jowiszem, skierować pojazd w kierunku Słońca po orbicie w przeciwnym kierunku, odpalić silniki i zrobić kolejną asystę z Jowiszem. Ale podejrzewam, że jest to mało praktyczne i niepotrzebne do eksploracji Systemu Słonecznego, a dalej nie latamy :)

Przypomniało mi się, że sonda ISEE-3, znana też z ISEE-3 Reboot Project (aspacecraftforall) miała dosyć skomplikowaną orbitę z wielokrotnymi asystami z Ziemią i Księżycem.

clip_image0122.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy kto grał w Kerbale wie takie rzeczy od ręki :)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawno astronomowie usłyszeli głos z kosmicznych zaświatów. Potężny krótkotrwały impuls na chwilę przyćmił wszystkie źródła sygnałów radiowych. Clancy James z australijskiego Curtin University i jego zespół skanowali nieboskłon za pomocą Australian Square Kilometre Array Pathfinder (ASKAP) – zestawu 36 radioteleskopów znajdujących się w Zachodniej Australii – odebrali krótki, bardzo silny sygnał. 
      Niezwykle podekscytowani stwierdzili, być może odkryli nowy pulsar lub inny obiekt, a że źródło sygnału  wydawało się pochodzić z naszej galaktyki, stwierdzili, że nowy obiekt powinien być widoczny za pomocą teleskopów optycznych. Jednak gdy bardziej szczegółowo przeanalizowali sygnał okazało się, że jego źródło było tak blisko, iż ASKAP nie skupić na nim jednocześnie wszystkich swoich anten. A to oznaczało, że źródło sygnału musi znajdować się mniej niż 20 tysięcy kilometrów od Ziemi. Impuls trwał zaledwie 30 nanosekund i przez tę chwilę silniejszy, niż wszystko inne rejestrowane za pomocą radioteleskopów.
      Gdy Australijczycy przeanalizowali pozycję źródła sygnału i porównali ją z pozycjami wszystkich znanych satelitów okazało się, że jedynym możliwym źródłem sygnału jest Relay 2. To jeden z pierwszych satelitów w historii. Został wystrzelony w 1964 roku i służył NASA jako eksperymentalne urządzenie komunikacyjne. Agencja przestała używać Relay 2 już w 1965 roku, natomiast pokładowa elektronika satelity działała do roku 1967. Wówczas Relay 2 zamilkł i od tej pory krąży wokół Ziemi jako bezwładny kawałek metalu.
      Teraz, po niemal 60 latach satelita znowu wysłał sygnał. Jednak jego urządzenie nie działają, więc źródłem sygnału musiały być czynniki zewnętrzne. Clancy i jego koledzy sądzą, że albo na powierzchni satelity zebrały się ładunki elektrostatyczne i doszło do wyładowania, albo uderzył w niego mikrometeoryt, który wywołał pojawienie się chmury plazmy. Sygnały z obu tych wydarzeń wyglądają podobnie, więc trudno byłoby je odróżnić. Przede wszystkim ktoś musiałby chcieć przeprowadzić takie badania. Tylko po co?
      Źródło: A nanosecond-duration radio pulse originating from the defunct Relay 2 satellite, https://arxiv.org/abs/2506.11462

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie misji Voyager wyłączyli niedawno CRS (Cosmic Ray Subsystem) na Voyagerze 1, a za dwa tygodnie wyłączą Low-Energy Charged Particle (LECP) na Voyagerze 2. Instrumenty, jak można domyślić się z ich nazw, odpowiadają za badanie promieniowania kosmicznego oraz niskoenergetycznych jonów. Po wyłączeniu wspomnianych urządzeń na każdej z sond będzą działały po 3 instrumenty naukowe. Odłączanie instrumentów ma na celu zaoszczędzenie energii i przedłużenie czasu działania sond – jedynych wysłanych przez człowieka obiektów, które opuściły Układ Słoneczny.
      Voyagery zasilane są przez radioizotopowe generatory termoelektryczne, generujące energię z rozpadu dwutlenku plutonu-238. Początkowo generatory wytwarzały energię o mocy około 475 W, jednak w miarę zużywania się paliwa tracą rocznie około 4,3 W. W przestrzeni kosmicznej przebywają już od 48 lat. Sposobem na poradzenie sobie ze zmniejszaniem mocy, jest wyłączanie kolejnych instrumentów. Jeśli byśmy nie wyłączali instrumentów, Voyagerom zostałoby prawdopodobnie kilka miesięcy pracy, mówi Suzanne Dodd.
      Na pokładzie każdej z sond znajduje się 10 identycznych instrumentów naukowych. Zadaniem części z nich było zabranie danych z gazowych olbrzymów Układu Słonecznego, zostały więc wyłączone zaraz po tym, jak sondy skończyły badania tych planet. Włączone zostały te instrumenty, które naukowcy uznali za potrzebne do zbadania heliosfery i przstrzeni międzygwiezdnej. Voyager 1 dotarł do krawędzi heliosfery w 2012 roku, Voyager 2 – w roku 2018.
      W październiku ubiegłego roku na Voyagerze 2 wyłączono instrument badający ilość plazmy i kierunek jej ruchu. W ostatnich latach instrument ten zebrał niedużą ilość danych, gdyż jest zorientowany w kierunku przepływu plazmy w ośrodku międzygwiezdnym. Voyager 1 przestał badać plazmę wiele lat temu, ze względu na spadającą wydajność urządzenia.
      Wyłączony właśnie CRS na Voyagerze 1 to zestaw trzech teleskopów badających m.in. protony z przestrzeni międzygwiezdnej i Słońca. Dane te pozwoliły określić, w którym miejscu i kiedy Voyager 1 opuścił heliosferę. LECP na Voyagerze 2, który ma zostać wkrótce wyłączony, bada różne jony, elektrony i promieniowanie kosmiczne zarówno z Układu Słonecznego, jak i spoza niego.
      Oba instrumenty wykorzystują obracające się platformy, mogą więc prowadzić badania w promieniu 360 stopni. Platformy wyposażono w silniki krokowe, które o obracały je co 192 sekundy. Na Ziemi platformy zostały przetestowane na 500 000 kroków. Tyle, ile potrzeba było, by misje doleciały do Saturna. Okazały się jednak znacznie bardziej wytrzymałe. Mają za sobą już ponad 8,5 miliona kroków.
      Voyagery miały zbadać zewnętrzne planety Układu Słonecznego i już dawno przekroczyły przewidywany czas działania. Każdy bit dodatkowych danych, które od tej pory udało się zebrać, to nie tylko wartościowa informacja dla heliofizyki, ale też świadectwo niezwykłych osiągnięć inżynieryjnych, stwierdza Patrick Koehn, odpowiedzialny za program naukowy Voyagerów.
      Inżynierowie NASA starają się, by instrumenty naukowe na sondach działały jak najdłużej, gdyż dostarczają unikatowych danych. W tak dalekich regionach kosmosu nie pracował jeszcze żaden instrument i przez najbliższe dziesięciolecia żaden nowy nie zostanie tam wysłany.
      Wyłączenie wspomnianych urządzeń oznacza, że sondy będą miały wystarczająco dużo energii, by działać przez około rok, zanim zajdzie konieczność wyłączenia następnych urządzeń. W tej chwili na Voyagerze 1 pracuje magnetometr i Plasma Wave Subsystem (PWS), odpowiedzialny za badanie gęstości elektronowej. Działa też LECP, który zostanie wyłączony w przyszłym roku. Na Voyagerze 2 działają zaś – nie licząc LECP, który wkrótce będzie wyłączony – magnetometr, PWS oraz CRS. W przyszłym roku inżynierowie wyłączą ten ostatni.
      Eksperci z NASA mają nadzieję, że dzięki tego typu działaniom jeszcze w latach 30. bieżącego wieku na każdym z Voyagerów będzie pracował jeszcze co najmniej 1 instrument naukowy. Czy tak się stanie, tego nie wiadomo. Trzeba pamiętać, że obie sondy od dziesięcioleci ulegają powolnej degradacji w surowym środowisku pozaziemskim.
      Obecnie Voyager 1 znajduje się w odległości ponad 25 miliardów kilometrów od Ziemi, a do Voyagera 2 dzieli nas 21 miliardów km. Sygnał radiowy do pierwszego z nich biegnie ponad 23 godziny, do drugiego – 19,5 godziny.
      W każdej minucie każdego dnia Voyagery badają zupełnie nieznane nam regiony, dodaje Linda Spilker z Jet Propulsion Laboratory. Oba pojazdy można na bieżąco śledzić na stronach NASA.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed trzema dniami, gdy świat świętował Wigilię Bożego Narodzenia, sonda Parker Solar Probe przeleciała rekordowo blisko Słońca. Operatorzy misji z Johns Hopkins Applied Physics Laboratory odebrali przed kilkoma godzinami dane potwierdzające, że przelot przebiegł zgodnie z planem. To pierwszy sygnał z PSP od czasu, gdy rozpoczęła ona procedurę bliskiego przelotu.
      Parker Solar Probe znalazła się w odległości 6,1 miliona kilometrów od powierzchni Słońca, pędząc z prędkością 692 tysięcy km/h. Teraz nadzór misji czeka na informacje o stanie sondy. Mają one nadejść w ciągu najbliższych godzin. Natomiast 1 stycznia na Ziemię powinny trafić dane, z których dowiemy się więcej na temat warunków panujących w obszarze, w który zapuściła się sonda. Żaden wykonany przez człowieka obiekt nigdy nie znalazł się tak blisko gwiazdy, Parker dostarczy nam informacji z niezbadanych obszarów, mówi Nick Pinkine, menedżer misji.
      Parker Solar Probe została wystrzelona w sierpniu 2018 roku. Po raz pierwszy „dotknęła Słońca” dnia 28 kwietnia 2021 roku. Zewnętrzna krawędź Słońca jest wyznaczana przez powierzchnię krytyczną Alfvéna. To miejsce poniżej którego Słońce i jego siły grawitacyjne i magnetyczne bezpośrednio kontrolują wiatr słoneczny. W kwietniu 2021 roku PSP spędziła 5 godzin poniżej powierzchni krytycznej Alfvéna, w obszarze, gdzie ciśnienie i energia pola magnetycznego gwiazdy są silniejsze niż ciśnienie i energia cząstek przezeń emitowanych. Tym samym PSP stała się pierwszym pojazdem kosmicznym, który dotknął atmosfery naszej gwiazdy.
      Parker Solar Probe to urządzenie rozmiarów małego samochodu. Jego celem jest atmosfera Słońca znajdująca się w odległości około 6,5 miliona kilometrów od powierzchni gwiazdy. Głównym zadaniem misji jest zbadanie, w jaki sposób w koronie Słońca przemieszcza się energia i ciepło oraz odpowiedź na pytanie, co przyspiesza wiatr słoneczny. Naukowcy wiążą z misją olbrzymie nadzieje, licząc, że zrewolucjonizuje ona rozumienie Słońca, Układu Słonecznego i Ziemi.
      Pojazd może przetrwać temperatury dochodzące do 1370 stopni Celsjusza. Pomaga mu w tym gruba na 11,5 centymetra osłona termiczna (Thermal Protection System) z kompozytu węglowego. Jej zadaniem jest ochrona czterech instrumentów naukowych, które badają pola magnetyczne, plazmę, wysokoenergetyczne cząstki oraz obrazują wiatr słoneczny. Instrumenty mają pracować w temperaturze pokojowej.
      TPS składa się z dwóch paneli węglowego kompozytu, pomiędzy którymi umieszczono 11,5 centymetra węglowej pianki. Ta strona osłony, która jest zwrócona w kierunku Słońca została pokryta specjalną białą warstwą odbijającą promieniowanie cieplne. Osłona o średnicy 2,5 metra waży zaledwie 72,5 kilograma. Musiała być ona lekka, by poruszająca się z olbrzymią prędkością sonda mogła wejść na odpowiednią orbitę wokół naszej gwiazdy.
      Parker Solar Probe jest pierwszym pojazdem kosmicznym NASA nazwanym na cześć żyjącej osoby. W ten sposób uhonorowano profesora astrofizyki Eugene'a Parkera z University of Chicago. Zwykle misje NASA zyskują nową, oficjalną nazwę, po starcie i certyfikacji. Tym razem było inaczej. W uznaniu zasług profesora Parkera na polu fizyki Słońca oraz dla podkreślenia, jak bardzo misja jest związana z prowadzonymi przez niego badaniami, zdecydowano, że oficjalna nazwa zostanie nadana przed startem. Tym samym Parker stał się pierwszym człowiekiem, który zobaczył start misji NASA nazwanej jego imieniem. Uczony zmarł w 2022 roku, w wieku 94 lat.
      Aby nie ulec potężnej grawitacji Słońca, które stanowi przecież 99,8% masy Układu Słonecznego, PSP musiał osiągnąć prędkość nie mniejszą niż 85 000 km/h. Nie jest to łatwe, dlatego też pojazd aż siedmiokrotnie korzystał z asysty grawitacyjnej Wenus.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA zaprezentowała pierwsze zdjęcia pełnowymiarowego prototypu sześciu teleskopów, które w przyszłej dekadzie rozpoczną pracę w kosmicznym wykrywaczu fal grawitacyjnych. Budowane przez ekspertów z NASA teleskopy to niezwykle ważne elementy misji LISA (Laser Interferometer Space Antenna), przygotowywanej przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA).
      W skład misji LISA będą wchodziły trzy pojazdy kosmiczne, a na pokładzie każdego z nich znajdą się po dwa teleskopy NASA. W 2015 roku ESA wystrzeliła misję LISA Pathfinder, która przetestowała technologie potrzebne do stworzenia misji LISA. Kosmiczny wykrywacz fal grawitacyjnych ma rozpocząć pracę w 2035 roku.
      LISA będzie składała się z trzech satelitów, tworzących w przestrzeni kosmicznej trójkąt równoboczny. Każdy z jego boków będzie miał długość 2,5 miliona kilometrów. Na pokładzie każdego z pojazdów znajdą się po dwa identyczne teleskopy, przez które do sąsiednich satelitów wysyłany będzie impuls z lasera pracującego w podczerwieni. Promień będzie trafiał w swobodnie unoszące się na pokładzie każdego satelity pokryte złotem kostki ze złota i platyny o boku 46 mm. Teleskopy będą odbierały światło odbite od kostek i w ten sposób, z dokładnością do pikometrów – bilionowych części metra – określą odległość pomiędzy trzema satelitami. Pojazdy będą umieszczone w takim miejscu przestrzeni kosmicznej, że na kostki nie będzie mogło wpływać nic oprócz fal grawitacyjnych. Zatem wszelkie zmiany odległości będą świadczyły o tym, że przez pojazdy przeszła fala grawitacyjna. Każdy z pojazdów będzie miał na pokładzie dwa teleskopy, dwa lasery i dwie kostki.
      Formacja trzech pojazdów kosmicznych zostanie umieszczona na podobnej do ziemskiej orbicie wokół Słońca. Będzie podążała za naszą planetą w średniej odległości 50 milionów kilometrów. Zasada działania LISA bazuje na interferometrii laserowej, jest więc podobna do tego, jak działają ziemskie obserwatoria fal grawitacyjnych, takie jak np. opisywane przez nas LIGO. Po co więc budowanie wykrywaczy w kosmosie, skoro odpowiednie urządzenia istnieją na Ziemi?
      Im dłuższe ramiona wykrywacza, tym jest on bardziej czuły na fale grawitacyjne o długim okresie. Maksymalna czułość LIGO, którego ramiona mają długość 4 km, przypada na zakres 500 Hz. Tymczasem w przypadku LISY będzie to zakres 0,12 Hz. Kosmiczny interferometr będzie więc uzupełnienie urządzeń, które posiadamy na Ziemi, pozwoli rejestrować fale grawitacyjne, których ziemskie urządzenia nie zauważą.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...