Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W Londynie odsłonięto tablicę poświęconą polskim kryptologom, którzy złamali Enigmę

Rekomendowane odpowiedzi

W niedzielę w kościele pod wezwaniem Św. Andrzeja Boboli w Londynie odsłonięto tablicę, upamiętniającą matematyków Mariana Rejewskiego, Jerzego Różyckiego i Henryka Zygalskiego, którzy przyczynili się do złamania szyfru niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma.

Tablicę, wykonaną z brązu i sfinansowaną przez Ambasadę RP w Londynie, odsłonił ambasador Arkady Rzegocki.

W przededniu święta odzyskania niepodległości zebraliśmy się dziś, żeby uhonorować dokonania ludzi, których umiejętności, upór i poczucie misji pomogły skrócić największy w dziejach ludzkości konflikt wojenny – mówił podczas uroczystości ambasador, przypominając, że w tym roku przypada nie tylko 80. rocznica wybuchu II wojny światowej, ale też przekazania przez Polaków metod łamania szyfru Enigmy Francuzom i Brytyjczykom, co miało miejsce tuż przed rozpoczęciem wojny.

Wyraził on nadzieję, iż dokonania polskich kryptologów, wciąż jeszcze niewystarczająco znane na świecie, dzięki podejmowanym działaniom na rzecz ich rozpropagowania zostaną w należyty sposób docenione.

Dzisiejsza uroczystość jest kolejnym bardzo ważnym krokiem w kierunku upowszechniania wiedzy o historii polskiego wkładu w zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej. Odkrycia bohaterów dzisiejszej uroczystości przyczyniły się do ocalenia milionów ludzkich istnień. Niech ta tablica przypomina nam i przyszłym pokoleniom o ich poświeceniu, a wysiłki polskich matematyków i współpraca z Brytyjczykami i Francuzami niech będą ważnym punktem odniesienia dla budowania jeszcze bliższych relacji między naszymi narodami – mówił ambasador Rzegocki.

Osłonięcie tablicy w kościele św. Andrzeja Boboli, to już kolejna inicjatywa mająca na celu przypomnienie o zasługach polskich kryptologów. W 2002 r. w posiadłości Bletchley Park, gdzie w czasie II wojny światowej mieściła się kwatera brytyjskich kryptologów, odsłonięto tablicę informującą o tym, iż Rejewski, Różycki i Zygalski byli pierwszymi, którzy złamali szyfr Enigmy. Taka sama tablica wisi w ambasadzie RP. Z kolei w siedzibie brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych obok egzemplarza Enigmy mieści się napis informujący o wkładzie polskich kryptologów w łamanie jej szyfru.

W marcu 2018 r., dzięki wieloletnim staraniom ambasady RP w Londynie, w ramach otwarcia nowej wieloletniej wystawy o bombach kryptologicznych w Bletchley Park stanęła sfinansowana przez ambasadę replika bomby kryptologicznej Rejewskiego.

We wrześniu 2018 r. w ogrodzie pamięci w Chichester Crematorium odsłonięto tablicę upamiętniająca Zygalskiego, co było inicjatywą rodziny kryptologa, a w Bletchley Park i ambasadzie odbyła się premiera książki X, Y, Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy autorstwa Dermota Turinga, w której autor podkreśla, że bez osiągnięć polskich naukowców, prace i odkrycia jego wujka Alana Turinga byłyby znaczcie spowolnione, o ile w ogóle możliwe.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świetnie! Bardzo się cieszę! Tylko dlaczego w ... kościele? Co ta organizacja ma z tym wspólnego? Czy to jest znów decyzja jakiś nawiedzonych osób, czy kolejna próba zawłaszczenia przez kościół dokonań osób świeckich?

Edytowane przez Sławko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może po prostu polska ambasada miała zbyt małe wpływy/środki finansowe itp., żeby umieścić tę tablicę w jakimś bardziej "wystawnym" miejscu w Londynie? Ten kościół to kościół dla Polaków (przynajmniej wg Wiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kościół_św._Andrzeja_Boboli_w_Londynie). Brytyjczyków zapewne historia dot. polskich matematyków nie interesuje.

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, darekp napisał:

Ten kościół to kościół dla Polaków

Moja pierwsza myśl, to "lokalna społeczność, zapewne polonia". Polski udział w obronie Angli jest chyba dość mocno przeceniany u nas. W każdym razie, nie jesteśmy doceniani przez angoli tak jakbyśmy tego chcieli. Być może oni mają takie pojęcie o nas, jak my o francuskim ruchu oporu - jedyne co przychodzi na myśl to Allo,Allo :D

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 12.11.2019 o 15:33, Jajcenty napisał:

Moja pierwsza myśl, to "lokalna społeczność, zapewne polonia". Polski udział w obronie Angli jest chyba dość mocno przeceniany u nas. W każdym razie, nie jesteśmy doceniani przez angoli tak jakbyśmy tego chcieli. Być może oni mają takie pojęcie o nas, jak my o francuskim ruchu oporu - jedyne co przychodzi na myśl to Allo,Allo :D

W krytycznym momencie Bitwy o Anglię RAF nie miał ani jednego zapasowego myśliwca na ziemi, a nawet gdyby miał - nie miał ani jednego zapasowego pilota myśliwca na ziemi. Zatem balansowano na bardzo cienkiej linie!  Polacy (i odrobina Czechosłowaków) stanowili wówczas aż ~20% pilotów myśliwskich w RAF-ie.  Nie jest zatem żadną przesadą, że mając wówczas do dyspozycji tylko 80% sił (bez Polaków) Wielka Brytania przegrałaby Bitwę o Anglię, czego następstwem byłaby inwazja niemiecka i brak przyczółka do inwazji na Normandię.  Bodaj tylko osoby nie mające pojęcia o realiach tamtego okresu podważają decydującą rolę Polaków w wygraniu Bitwy o Anglię, a duża część z nich teraz popiera Brexit.

Edytowane przez wilk
Naprawiłem nieumiejętne cytowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
25 minut temu, lanceortega napisał:

Nie jest zatem żadną przesadą, że mając wówczas do dyspozycji tylko 80% sił (bez Polaków) Wielka Brytania przegrałaby Bitwę o Anglię,

Zakładasz, że całe zasoby zostały wyczerpane i nie mieli skąd dobrać i przeszkolić te *20% bo wszyscy młodzi anglicy już walczyli w okopach po drugiej stronie kanału... a nie czekaj...

Acha, no i wiki twierdzi, że to było 5%

W bitwie o Anglię najpierw w składzie, a potem u boku RAF-u walczyły 4 polskie dywizjony: 2 bombowe (300 i 301), 2 myśliwskie (302 i 303) oraz 81 polskich pilotów w dywizjonach brytyjskich, w sumie 145 polskich pilotów (poległo 28 nie licząc Josefa Františka), co stanowiło 5% ogółu pilotów RAF biorących udział w bitwie. Polacy zgłosili zestrzelenie około 170 i uszkodzenie 36 samolotów niemieckich, co stanowić miało około 12%[potrzebny przypis]. Dywizjon 303 był najlepszą jednostką lotniczą, biorącą udział w bitwie o Anglię – zgłosił zestrzelenie 126 maszyn Luftwaffe[20].

Niewątpliwym jest, że wynik zestrzeleń Dywizjonów 302 oraz 303 w tym i pilotów służących w jednostkach brytyjskich jest znacznie zawyżony[21]. Według polskiego historyka Jacka Kutznera 303. Dywizjon Myśliwski zestrzelił 50–52 samoloty[22], według wielu innych zachodnich historyków 50–58. Mimo to, 303. Dywizjon pozostaje nadal jednym z najlepszych dywizjonów biorących udział w bitwie o Anglię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1) Jest to interesujące. Pamiętam 20% - z jakiegoś innego źródła.

2) RAF nie miał czasu na szkolenie nowych pilotów w krytycznym momencie Bitwy o Anglię.

Przeceniana jest potęgą Anglii w tamtym okresie o czym świadczy choćby "siła" i wyposażenie Korpusu Ekspedycyjnego mającego w 1940 r. pomóc Francji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, Astro napisał:

W końcu nasze imię to czterdzieści i cztery...

To jeszcze może jakoś by się dało wytrzymać. Gorzej, że nie brakuje  u nas różnych zbawców narodu... a to już 442 .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od 7 kwietnia w galerii Design Museum w Londynie będzie można oglądać monumentalne dzieło chińskiego artysty i aktywisty Aia Weiweia pt. „Water Lilies #1”. Nawiązuje ono do tryptyku „Lilie wodne” Claude'a Moneta z 1914-26 r. Weiwei wykonał je z ok. 650 tys. klocków Lego w 22 żywych barwach. Piętnastometrowa kompozycja, stanowiąca centralną część wystawy „Ai Weiwei: Making Sense”, zajmie całą długość jednej ze ścian.
      Jak ujawnia Caroline Davies z Guardiana, „Water Lilies #1” przybyło do muzeum w formie 10 paneli.
      Weiwei tworzy z klocków Lego już od jakiegoś czasu. W 2014 r. zaprezentował serię „Trace”, złożoną ze 176 portretów więźniów politycznych. „Water Lilies #1” są jednak największym dziełem z tego medium.
      Jak podkreślono w komunikacie prasowym Design Museum, odtwarzając słynną scenę Moneta, Chińczyk rzucił wyzwanie naszemu rozumieniu piękna i rzeczywistości. Nowy obraz z Lego eliminuje [charakterystyczne] pociągnięcia pędzlem, zastępując je bezosobowym językiem przemysłowych części i barw. Przywodzące na myśl piksele klocki wskazują na cyfrowe technologie, które pełnią centralną rolę we współczesnym życiu [...].
      Po prawej stronie wersji Weiweia znajduje się ciemna plama - wejście do ziemianki. To odniesienie do wczesnych doświadczeń artysty. Krótko po narodzinach Aia komunistyczne władze oskarżyły bowiem jego ojca, słynnego poetę, o niewłaściwe poglądy. Rodzina trafiła na zesłanie; najpierw do prowincji Heilongjiang, a później do Sinciang.
      W Water Lilies #1 integruję malarstwo impresjonistyczne Moneta, wschodnią filozofię zen i doświadczenia moje oraz ojca, wyrażając je za pomocą cyfrowego i pikselowego języka. Dzięki klockom - będącym materiałem trwałym, a zarazem podatnym na dekonstrukcję - można oddać właściwości języka obecnej epoki, w której ludzka świadomość ulega ciągłym podziałom - komentuje artysta.
      Na wystawie pokazana zostanie nie tylko inna nowa kompozycja z Lego, ale i tworzone na przestrzeni lat obiekty oraz dzieła sztuki prezentujące napięcia czy zderzenia między przeszłością a teraźniejszością, dłonią a maszyną, czymś cennym i bezwartościowym, a także tworzeniem i dekonstrukcją. Wielkoskalowe dzieła Weiweia będzie można zobaczyć poza galerią wystawienniczą.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po ponad wieku wysłany w lutym 1916 r. list dotarł wreszcie na Hamlet Road w Londynie. Odebrał go Finlay Glen, reżyser z teatru New Troubadour. Na świetnie zachowanej kopercie nadal znajduje się znaczek z podobizną Jerzego V. Widać też datę stempla pocztowego.
      Zgodnie z Postal Services Act 2000, otwieranie czyjejś korespondencji jest karalne. Gdy jednak reżyser zorientował się, że list pochodzi z 1916, a nie z 2016 r., zdecydował się zajrzeć do środka.
      Zauważyliśmy datę roczną '16, początkowo myśleliśmy więc, że chodzi o rok 2016. Potem jednak dostrzegliśmy, że na znaczku widnieje król, a nie królowa, doszliśmy więc do wniosku, że nie może chodzić o rok 2016 - powiedział Finley CNN-owi.
      Jak można się domyślić, wywołało to falę spekulacji, co mogło się dziać z przesyłką przez tak długi czas. Royal Mail oświadczyła, że takie incydenty zdarzają się rzadko i nie ma pewności, co się stało w tym konkretnym przypadku.
      Glen odebrał list w 2021 r., ale dopiero niedawno zdecydował się pokazać go ekspertom. Jako lokalny historyk byłem zaskoczony i bardzo szczęśliwy, gdy przekazano mi szczegóły dot. listu - podkreślił Stephen Oxford, wydawca kwartalnika Norwood Review. Adresatką korespondencji była Katie Marsh, żona Oswalda Marsha, słynnego londyńskiego potentata na rynku filatelistyki (był on również biegłym sądowym w przypadkach fałszerstw znaczków).
      Zaczynający się od słów „moja droga Katie” list napisała na wakacjach w Bath przyjaciółka rodziny Christabel Mennell, córka handlarza herbatą Henry'ego Tuke'a Mennella.
      Na liście widać pieczątkę z nazwą Sydenham (jest to dzielnica Londynu leżąca w gminie Lewisham), dlatego Oxford podejrzewa, że przeleżał on wiele lat w jakimś kącie tamtejszej sortowni i dopiero ostatnio ktoś na niego natrafił.
      Norwood Review przygotowuje raport dot. listu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Organizacja Smokey Paws przekazała londyńskim strażakom wyposażenie przeznaczone do ratowania zwierząt. Jako pierwszy ze specjalnie przystosowanej maski tlenowej skorzystał kot uratowany z pożaru domu.
      Wcześniej, gdy strażacy ratowali zwierzęta z zadymionych pomieszczeń, musieli improwizować. Teraz mają do dyspozycji specjalistyczny zestaw, który można wykorzystać w przypadku psów i kotów oraz mniejszych zwierząt, np. królików, myszy, świnek morskich czy węży.
      W piątek (8 lipca) po południu strażacy ugasili pożar domu w Paddington w środkowym Londynie. Na parterze uratowali 2 koty. Jednemu z nich podano tlen.
      Świetnie jest dysponować takim sprzętem: maska jest dopasowana do pyska zwierzęcia i tlen może trafiać prosto do płuc. Wg strażaków, zestaw jest łatwy w obsłudze dla kogoś z ich przeszkoleniem. Można go też szybko zastosować. Dzięki temu udało się uratować życie kota - podkreśla Nathan Beeby. Widok takiego wyposażenia podziałał również uspokajająco na właścicieli.
      Początkowo maski będą się znajdować na wyposażeniu wozów obsługujących Battersea, Richmond, Paddington i Hammersmith. Jeśli testy wypadną pomyślnie, zestawy będą wykorzystywane w całym Londynie.
      Od 2019 r. londyńscy strażacy uczestniczyli w gaszeniu ponad 100 pożarów z udziałem psów, kotów i innych zwierząt, np. królików czy chomików.
      Mogąc na wczesnych etapach akcji ratunkowej podać tlen przez specjalnie dostosowane maski, strażacy zwiększają szanse ocalonych zwierząt na przeżycie.
      Oczywiście dla strażaków zawsze priorytetem będzie ratowanie ludzkiego życia, ale wiemy, jak ważne są zwierzęta dla ich właścicieli. Często wracają, ryzykując własne życie i próbują je ratować z płonących budynków - opowiada Dave O'Neill z londyńskiej straży. Ponieważ w czasie pandemii zwiększyła się liczba osób posiadających zwierzęta domowe, zapewne zwiększy się też liczba pożarów z ich udziałem. Z tego względu musimy poprawiać swoją zdolność do reagowania w takich sytuacjach.
      Organizację Smokey Paws można wesprzeć, przekazując datek.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pod koniec 2019 r. podczas wykopalisk związanych z przebudową w piwnicy Courtauld Gallery w Londynie archeolodzy z MOLA (Museum of London Archaeology) odkryli średniowieczne szambo, a w nim szereg interesujących artefaktów, m.in. kafelek z mityczną bestią, pozłacany pierścionek czy żelazną ostrogę.
      Jak wyjaśnia Antonietta Lerz, kafelek przedstawia dziwną mityczną istotę z ludzką głową i przypominającym liść ogonem.
      Pomieszczenie jest dość duże. Mierzy ok. 4,5 na 4,5 m, a ściany mają grubość mniej więcej metra. Lerz dodaje, że jego głębokość wynosi ponad 4 m i przed przebudową szamba w piwniczkę mogła być nawet większa.
      Na początku nad dołem umieszczono zapewne siedzisko. Korzystali z niego mieszkańcy i goście Chester Inn, słabo udokumentowanej XV-wiecznej rezydencji biskupstw Coventry, Lichfield i Chester. Dziś na jej miejscu znajduje się Somerset House.
      Wstępne badania sugerują, że struktura była wykorzystywana jako szambo przez około wiek. Ponieważ jednak doły kloaczne rutynowo opróżniano, okres wykorzystywania mógł być dłuższy, niż to sugerują znalezione przedmioty. Mamy nadzieję doprecyzować nasze oszacowania, gdy wszystkie materiały zostaną właściwie ocenione.
      Do XVII w. szambo przekształcono w piwnicę. W kolejnych dziesięcioleciach robotnicy ułożyli na podłodze kilka warstw cegieł. Ostatnia datuje się na XVIII w. W XIX w. w północno-zachodnim narożniku dodano niewielką latrynę.
      Poza wspomnianymi wyżej XIV-wiecznymi pierścionkiem z oczkiem i ostrogą, archeolodzy odkryli także XIV-XV-wieczną misę, szklany kałamarz oraz dwuzębny widelec z kościaną rączką. Najciekawszym znaleziskiem wydaje się jednak kafelek podłogowy z bestią, który datuje się na ~1350-90 r. Był częścią 4-kaflowego panelu, wykonanego w warsztacie w Penn, wsi w hrabstwie Buckinghamshire. Kafle z Penn były często wykorzystywane w pałacach i klasztorach średniowiecznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W centrum Londynu, niedaleko głównego sklepu Apple'a, Microsoft otwiera swój pierwszy sklep w Europie. Koncern zajął ponad 3 piętra i 2043 metry kwadratowe w historycznym budynku znajdującym się na roku Regent Street i Oxford Street. Budynek został zaprojektowany w 1912 roku, a od roku 1996 mieścił się tam główny sklep Benettona w Wielkiej Brytanii.
      Jako, że budujemy własny sprzęt, jak Surface, i poszerzamy ofertę dla biznesu, ta lokalizacja jest dla nas bardzo wartościowa. Zespół ludzi pracował nad tym od lat, mówi dyrektor ds. marketingu w Microsofcie Chris Capossela. Nie zakładamy sklepu tylko dlatego, że ktoś tego nie zrobił. Dla nas to okazja do zapoznania z naszą ofertą klientów, którzy chcieliby się dowiedzieć, co dzieje się w naszej firmie, dodaje.
      W sklepie znalazły się m.in. wielkie na całą ścianę wyświetlacze czy liczne pokoje konferencyjne, w których będą odbywały się szkolenia. Klienci będą mogli wypróbować Hololens, kupić laptopa czy kabel do ładowarki. Miłośnicy Xboksa znajdą zaś duży wydzielony obszar przeznaczony wyłącznie dla nich, wypełniony konsolami, kamerami i wszelkiego typu urządzeniami oraz wyświetlaczami potrzebnymi do prowadzenia turniejów gier wideo czy streamingu popularnych tytułów.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...