Użytkownik-7423
Użytkownicy-
Liczba zawartości
699 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
8
Zawartość dodana przez Użytkownik-7423
-
Po pierwsze, "nie znacie dnia ani godziny". Po drugie, 2/3-3/4 zwykłej porcji, którą się najadasz, ale nie przejadasz, wystarczy, by wykorzystać optymalnie zapis genetyczny długości życia, biorąc oczywiście pod uwagę jakość pożywienia i pozostałych parametrów środowiska (powietrze, woda, promieniowanie, ruch, stres itp.) Po trzecie, jakość jest wtedy, kiedy jesteś niezależny w swoim otoczeniu od osób trzecich, zależność to brak jakości. Samo pytanie jest o tyle niezasadne, że nie zawiera w sobie kosztów (szerokie pojęcie) owego przedłużenia za pomocą jakiejś terapii. Homeostaza organizmu to bardzo silny mechanizm, moim zdaniem ani za 30 lat, ani za 300, ani nawet za 3000, przedłużanie życia poza 100-120 lat nie będzie możliwe. Starzenie się i śmierć jest jednym z przejawów życia na tej planecie, nic tego nie zmieni.
-
Najprościej wprowadzić restrykcję białkowo-kaloryczną w celu przedłużenia życia. U wszystkich zwierząt, od bezkręgowców po małpy człekokształtne, ograniczenie poboru kalorii przedłuża życie, zwalniając metabolizm. Ma to głęboki sens biologiczny: zmniejszenie dostępu do pożywienia ogranicza starzenie w celu przeczekania złych czasów i możliwości rozmnożenia się, kiedy już nadejdą tłustsze lata. Większość ludzi nie ma jednak dostatecznych cojones by niedojadać, dlatego liczą na jakąś magiczną pigułkę. Ważniejsza niż długość jest jednak jakość życia.
-
Samo pocenie w saunie to utrata wody i zakwaszenie powierzchni skóry. Jeśli masz zdrowe serce to dobrze jest schłodzić ją pod chłodnym tuszem i kilkakrotnie czynności powtórzyć. Korzystanie z sauny (suchej czy parowej) w przedziale temperatur 60-110 stopni Celsjusza, jest po prostu stresorem, na który nasze ciało reaguje zależnie od bardzo wielu innych czynników, dla jednych będzie pobudzającym ciało doświadczeniem, dla innych osłabiającą męką. Jeśli intensywnie trenujemy kilka razy w tygodniu, to jedna sesja sauny tygodniowo, może przyspieszyć regenerację, ale sama w sobie sauna, jakaś magiczna nie jest. Dla kobiet które robią peelingi (mechaniczne czy enzymatyczne), korzystają z mnóstwa kosmetyków, solarium i ogólnie "naukowo" dbają o ciało, forsowne pocenie się jest korzystne, bo normalizuje czynności skóry (największego naszego narządu) nadszarpnięte przez te zabiegi. Moim zdaniem pocenie się u zdrowego człowieka jest obojętne, jeśli tylko uzupełnimy wodę, na pewno nie jest jakieś magiczne i nie ma żadnego sensu w tym, żeby "wypocić się kilka rady w tygodniu dla zdrowia", chyba, że mierzymy stopniem wydzielania potu intensywność wysiłku sportowego, wtedy tak. EDIT: Po treningu sauna sucha 100 stopni 3x4 minuty. Ale wcześniej na siłowni sprzeczka o to, które białko lepsze i co to jest jego wartość biologiczna. Podpowiedziałem, że poziom cholesterolu/fosforu organicznego w 100g produktu zwierzęcego to uproszczona, ale bardzo dobra miara jego wartości biologicznej na dietach niskowęglowodanowych, przy czym korelacja jest w przybliżeniu wprost proporcjonalna: im niższy poziom cholesterolu, tym niższa wartość biologiczna pokarmu. W/g tego kryterium najwyższą wartość biologiczną ma szpik kostny (3000), w dalszej kolejności mózg cielęcy (2800), podroby..., a mięso przeciętnie ma mizerną wartość biologiczną, bo poniżej 100mg/100g, a kawior jest praktycznie "niejadalny". Naturalnie nikt nie zrozumiał, w głowach nadal króluje ilość w gramach i kalorie. Sama mieszanka dowolnych aminokwasów nawet uważana za "wzorzec aminokwasowy białka" podawana w formie tabletek, czy innej formie oczyszczonego białka jest niewiele warta (ma niską wartość biologiczną), tak jak olej kokosowy - czysty chemicznie olej nadaje się do baku diesla, a nie dla organizmu. Tak samo jest z żelatyną - skład aminokwasowy identyczny z kolagenem. Żelatyna jako oczyszczony zbiór aminokwasów jest do "D" , a kolagen - ten sam zbiór aminkowasów z "dodatkami" jest super. A z kolagenu pokarmowego w organizmie bez żadnego dodatku endogennego z wyjątkiem energii, powstanie każde białko organiczne, a nie tylko kolagen, dlatego "wymiana białek w organizmie" nie ma nic do rzeczy!Każde białko pokarmowe jest trawione do "zbioru aminokwasów", z którego później nie odtwarzane jest to samo białko - czyli albumina z albuminy, kolagen z kolagenu itd, bo gdy ma się np: katar to sporo aminokwasów z kolagenu, czy albuminy znajdzie się w immunoglobulinach, a jeśli się dużo ćwiczy fizycznie, to i aktyna, czy inna mioglobina też powstanie - z kolagenu, czy albuminy. To zabawne, że aklohol, sacharozę buraczaną, nawet ziarno łuszczone wszyscy uważają się za "puste kalorie", ale oleju, czy żelatyny, masła klarowanego czy samych aminokwasów rozpuszczonych w wodzie z dodatkiem chlorku sodu (białko białka jaja) już nie. To ta sama zasada - NISKA WARTOŚĆ BIOLOGICZNA, a nie "puste kalorie..." - nic prócz energii. Nie da się jeszcze przetłumaczyć, że na LC białko eojada się z żółtek czy podrobów, a nie z kazeiny czy serwatki, bo to tylko aminokwasy i woda, a w białku powinny być puryny, pirymidyny, kreatyna, karnozyna, kwasy organiczne, inozytol i wiele, wiele innych ciał czynnych, myślę, że części nauka jeszcze nie zna...
-
Dziś byłem zmuszony podjechać komunikacją miejską i powiem wam, że wrażenia zmysłowe są nieciekawe... A teraz mały wykładzik na temat pochodzenia zapachu: przy normalnej temperaturze (komfort termiczny - dawniej około 15-18st. C - dziś powyżej 20 - tak się biały człowiek zdegenerował w kilka pokoleń!) człowiek przez parowanie oddaje do otoczenia około 30% wytwarzanego ciepła z czego 10% przez parowanie płucne. U człowieka występują dwa rodzaje pocenia: pocenie nieodczuwalne (bezwonne) - skóra jest sucha, bo woda w małych ilościach bez udziału gruczołów potowych z naczyń krwionośnych przenika na powierzchnię skóry i paruje. To praktycznie czysta woda i takiego potu wydziela się 1-4 litrów na dobę. Przy hipertermii spowodowanej pracą mięśni lub przy zbyt wysokiej temperaturze powietrza, przy zaburzeniach gospodarki hormonalnej występuje pocenie odczuwalne - skóra wyraźnie wilgotna. Nie jet to już czysta woda, bo około 2% (głównie sól kuchenna neutralna zapachowo), ale i smrodliwe substancje: z gruczołów merokrynowych: anion chlorkowy, siarczany, fosforany amoniak kationy Na, K, a z organicznych: aminokwasy, mocznik i kwas moczowy, kreatynina i cholina, z gruczołów apoktynowych: żelazo, białka, węglowodany i sterole. Aby "żywcem nie zgnić" wraz z potem organizm wydziela również bakterio i grzybostatyki. Największą z nich grupę stanowią salicylany, tłuszcze, tłuszczopodobne powlekające całą powierzchnię skóry, jony metali, ciała keronowe, protony i niewielkie ilości wody utlenionej i ozonu. Substancje te zakwaszają odczyn skóry, hamują rozwój flory przejściowej odpowiedzialnej za nieprzyjemny zapach. Z wyjątkiem konia i człowieka gruczoły potowe rosmieszczone są nie na całym ciele, a strefowo głównie w połączeniu z gruczołami zapachowymi odpowiedzialnymi za wydzielanie hormonów socjalnych - feromonów. Aha, antyperspiranty są wybitnie rskotwórcze, dzięki aluminium i parabenom aplikowanym pod pachę, gdzie są świetnie wchłaniane do organizmu.
-
Ja znowu czytałem o Indianach Północnoamerykańskich, którzy zgubili drogę w blizzardzie i chodzili po stepie kilka tygodni. Wody mieli dosyć ze śniegu, ale po zjedzeniu swoich psów przymierali głodem. Przeźyli dzięki otwieraniu żył na nadgarstku i piciu własnej krwi, podobno.
-
Gdybym miał ultimatum: -powstrzymywałbym się z mikcją, aż do bólu nerek, -ograniczyłbym pocenie się i szybkie oddychanie, -żadnego jedzenia, -znalezienie źródła jakiejkolwiek wilgoci (zwierzęta, rośliny, skroplona para wodna, własny mocz), -przygotowałbym się mentalnie na bezruch, cierpienie i możliwe omamy zmysłowe. Co roku przez tydzień-półtora chodzę po którychś górach polskich lub czeskich, z dala od szlaków i ludzi. Kilka lat temu zdarzyło mi się pobłądzić i na ok. półliterku wody w manierce, liściach rozchodnika górskiego i szczawiu (tylko żułem dla wody, potasu i litu, a miąższ wypluwałem) i kilkunastu tabletkach glukozowo-solnych przeszedłem ~90 km w 5 dni (w dzień odpoczywałem, szedłem nocą). Trafiłem na dwa zbiorniki ze stojącą wodą, ale nie odważyłem się napić (biegunka bakteryjna by mnie dobiła na bank). Na szczęście, kiedy już ponad 2 doby byłem bez wody i przestałem się pocić, a żołądek zwinął mi się w bolesny węzeł, spadł deszcz i to był najlepszy płyn jaki piłem w życiu.
-
Wszystko zależy od ilości soli w wodzie (Morze Bałtyckie lub Morze Martwe), stanu metabolicznego (z 1 g tłuszczu można wyprodukować 1,1 g wody, dlatego zwierzęta pustynne i hibernanty są tłuste) i stopnia odwodnienia.Jeśli górnik czy rozbitek są jeszcze w niezłym stanie, picie jeszcze niezagęszczonego moczu lub niewielkich ilości wody morskiej jest ok. Im więcej jednak soli wprowadzamy, tym więcej wody potrzeba do zachowania osmolarności krwi. Dlatego do odrobiny wody morskiej rozbitek powinien dodawać wodę odparowaną z niej, a górnik powinien zlizywać wilgoć lub znaleźć jakieś jej źródło, nie oddychać za szybko i chronić się przed wysoką temperaturą. Jednak 6 dni to nie jest bardzo długo i pijąc własny mocz i zlizując skroploną parę wodną można przetrwać nawet 10 dni, zakładając dobry stan wyjściowy i niezbyt wysoką temperaturę. Mówi się, że zupełnie bez wody można przetrwać 3 doby, w temperaturze ok. 20 stopni Celsjusza, a potem pojawiają się halucynacje, choć jeszcze 2-3 doby nie zagrażają życiu, to zwykle ludzie świrują od zaburzonej pracy mózgu.
-
Ale obserwacje "z natury" są takie nienaukowe, poza tym pewnie nie napisali o tym w necie. Pierwsze czego uczył nas na survivalu pewien dziarski staruszek, to oszczędzanie wody przez wstrzymywanie moczu i unikanie wysiłku i gorąca. Odwodnienie jest dopuszczalne tylko do poziomu utraty potliwości, potem robi się nieciekawie. Tabletki solne i manierka z wodą to najważniejsza rzecz w plenerze.
-
LENR (dawn. cold fusion) staje się rzeczywistością?
Użytkownik-7423 odpowiedział Andrzej Pruski na temat w dziale Nauka
Bo jak to tak, bez VATu, każdy może mieć w piwnicy... Chyba, że znajdą sposób opodatkowania i pozwolą wynaleźć wynalezione. -
LENR (dawn. cold fusion) staje się rzeczywistością?
Użytkownik-7423 odpowiedział Andrzej Pruski na temat w dziale Nauka
A jak się sprawy "zimnej fuzji" mają obecnie? -
Mózg. A o chemiosmozie słyszał? http://pl.m.wikipedia.org/wiki/Chemiosmoza
-
Tak, np. podawanie kontrastu przed CT u ludzi bez dojścia żylnego. Rafciu, żebyś nie pitolił głupot poczytaj sobie o osmozie, osmoregulacji, organizmach ureotelicznych, cyklu mocznikowym i jak skończysz pomyśl sobie co się dzieje z moczem u hibernującego np. niedźwiedzia.
-
A słyszałeś o lekach dopęcherzowych? Ciekawe jak one się dostają do krwiobiegu...
-
Powiedz to chorym na zapalenie nerek i pęcherza. A w przypadku jonu, to mnie nie rozśmieszaj.
-
Ze szkoły podstawowej, z lekcji biologii. Skoro bakterie z pęcherza moczowego przenikają w górę moczowodami do nerek, to jony wodorowe też to powinny potrafić. Czy jakoś tak.
-
Literatura chemiczna używa również wyrażeń kation wodorowy oraz proton jako (w uproszczeniu) synonimów H3O+, chociaż terminy te mają odrębne znaczenia w innych kontekstach.
-
Proton to taki wodór bez elektronu. W fosforylacji oksydacyjniej najpierw aktywują tlen elektrony, a dopiero później przez błonę mitochondrialną przyciągnięty jest ten właśnie "proton" - aby rodnik tlenowy mutacji rakotwórczej nie narobił. Nazywa się to fachowo "pompą elektronowo-protonową". A gdy na rodnik tlenowy trafią dwa protony - powstaje nieszkodliwa woda, ale gdy... - to zaczyna się onkologiczna jazda. A fosforylacja oksydacyjna - to wytwornica energii w organizmie. Tak najkrócej. Jeszcze: wysokie stężenie mitochondrialne wolnych protonów, wypychanych w cytozol, zamyka przepuszczalnośc błony mitochondrialnej dla pirogronianu i alaniny, przez zmianę potencjału błonowego mitochondrium, dzięki czemu wolne protony cytozolowe mogą być wychwytywane w formie mleczanu pochodzenia cukrowego i białkowego, i kwasu węglowego, co zminiejsza pH cytozolu i daje możliwość przeżycia przeżuwaczom i monogastrycznym wysokobiałkowym. Dlatego u człowieka weganina pojawia się stan przedzawałowy, a u człeka na diecie zachodniej ostra wieńcówka. I jeszcze: glikoliza do szczawiooctanu zachodzi tylko w początkowym okresie wysiłku (ilość cykli Krebsa wzrasta średnio 10-cio krotnie). Później węglowodany już nie są potrzebne, pod warunkiem, że nie brakuje tlenu! Jeśli brakuje tlenu, to uwalniana przez wątrobę glukoza i alanina wychwytują wolne protony i to się nazywa w całości cykl Corich. W każdej biochemii jest podane jak efektywnie, niekoniecznie długo i ciężko, trenować.
-
Niespecjalnie, bo i nie można za bardzo nimi manipulować "zwykłymi środkami", dietą i suplementami. Zawsze interesowały mnie inne kinazy, heksokinaza, glukokinaza, fosfofruktokinaza czy glicerolokinaza. Kinaza AMPK, informuje organizm o stanie energetycznym komórki. Kinaza ta jest najsilniej aktywowana przez tłuszcze nasycone, prowadząc do zahamowania syntezy białka, za co odpowiada kinaza mTOR. Jednak nie ma tego złego, z pozytywnych aspektów aktywacji AMPK można wymienić zahamowanie glukoneogenezy, obniżenie czynników prozapalnych oraz większą wrażliwość komórek na insulinę. Z drugiej strony nadmierna aktywacja kinazy mTOR sprzyja rozwojowi nowotworów. Skoro kinaza AMPK aktywowana jest przez tłuszcze, co w takim razie aktywuje kinazę mTOR? Kinazę mTOR aktywują aminokwasy i cukrowce. Czyli teoretycznie na IF powinno się jeść chude białko z dużą ilością aminokwasów glukogennych przed treningiem, a rzut insuliny na początku treningu zrobi resztę. A wieczorem mało białek i fura tłuszczu. Ale tylko teoretycznie, bo na dietach wysokotłuszczowych lub przy sprawnej zamianie glukozy na tłuszcz pokarmowy, już przy niewielkiej podaży białka, 15% dawki, natępuje sekrecja insuliny i synteza glikogenu pomimo, iż "warunkach podstawowych AMPK hamuje aktywność GS". To nie jest takie proste, bo na poziomie subkomórkowym istnieje tylko uporządkowany chaos i nie ma prostego "tak a tak, i wszystko jasne". Generalnie z tego całego "biohacking" mam niezły ubaw, a producenci preparatów wspomagających niezłą kasę, tylko ci co wierzą nie mają jakichś spektakularnych efektów. Zapamiętaj: nawet skomplikowane badania biochemiczne Twoich tkanek powiedzą tylko ociupinkę o Twoim "profilu metabolicznym" i tylko w momencie wykonywania prób. Homeostaza działa od początku życia i po to jest, by nią nie manipulować, bo "co nagniesz tutaj, tam się wyprostuje". Mądre jeść, mądrze ćwiczyć i mieć cierpliwość, a garb sam wyrośnie. EDIT: Podczepię tutaj, bo coś tam o treningu było już. Dziś na treningu kolega z Białorusi powiedział: "ale mam zakwasy". Jest obcokrajowcem o świetnym akcencie, więc można mu wybaczyć. Kolega bardziej oświecony skarcił go, że to nie zakwasy, a DOMSy. Dawniej błędnie przyjęto powszechnie, że za ból mięśni odpowiedzialny jest kwas mlekowy. Metabolizm mleczanu jest bardzo szybki i w godzinę po wysiłku, u wytrenowanej osoby praktycznie wraca do stanu przedwysiłkowego. A co to jest opóźniona obolałość mięśniowa, DOMS? Podczas pracy mięśni, prócz metabolitów stresowych powstaje bardzo dużo wody (z 1g kwasu tłuszczowego powstaje około 1,05g), której organizm nie jest w stanie wypompować z pracującego mięśnia, co prowadzi do jego obrzmienia, zwiększenia napięcia mięśnia i jego skrócenia, skutkiem czego jest gwałtowna zwyżka reobazy, chronaksji i czasu użytecznego. Prowadzi to bezpośrednio do zmęczenia zakończeń nerwowych i naruszenia płytki ruchowej, a w konsekwencji oddalenia zakończeń nerwowych i synaps od włókien mięśniowych. Dlatego ból mięśni pojawia się u wytrenowanej osoby po kilku godzinach od wysiłku, gdy poziom kwasu mlekowego jest dawno w normie spoczynkowej. To uszkadzanie płytki ruchowej ma swoje dodatnie strony ponieważ, gdy mięsień wraca do swojej homeostatycznej objętości, pobudza zakończenia nerwowe do wytwarzania nowych synaps polepszających w konsekwencji unerwienie mięśnia, a przez to do zamiany większej ilości włókien białych na czerwone, przy treningu wytrzymałościowym (a odwrotnie przy siłowym), co z kolei skutkuje poprawą wydajności mięśnia. I na tym polega trening w uproszczeniu. A po treningu dobrze jest schłodzić skórę zimnym tuszem. Schłodzenie skóry po wysiłku fizycznym, zmniejsza zapotrzebowanie tego narządu na tlen, co jest zjawiskiem korzystnym, stymuluje i szybciej przywraca wegetatywny układ nerwowy do równowagi spoczynkowej, przyczynia się do szybszego wyhamowywania betaoksydacji i cyklu Krebsa, produkcji ciał ketonowych, przyczynia się do szybszej glukoneogenezy z nadmiaru szczawiooctanu, alaniny i mleczanu, ułatwia wychwytywanie wolnych rodników przez organiczny zespół antyoksydacyjny, pobudza układ immunologiczny. I dosyć istotne: po treningu jemy gdy jesteśmy naprawdę głodni, a nie jemy, jeśli nie jesteśmy. Te wszystkie bzety typu okna anaboliczne czy resynteza glikogenu można sobie odłożyć na półkę z "Jasiem i Małgosią". Natomiast warto powstrzymać oddawanie moczu przed treningiem, w jego trakcie i tak nie będziemy czuli parcia na pęcherz, a po zakończeniu poczekać jeszcze ze 20-30 minut, w pęcherzu jest mnóstwo protonów, które warto odzyskać.
-
Kurczę nie wiem, ale już teraz zalecają 8x warzywa i owoce. Dieta wysokowęglowodanowa oparta na białku zwierzęcym jest super na odchudzanie, zwłaszcza oparta na skrobi. Jednak nie dla statynowców, bo sztuczne zablokowanie produkcji cholesterolu powoduje znaczny wzrost lipogenezy, dlatego Stany takie grube chodzą, spasione na syropie glukozowa-fruktozowym. A wystarczyłoby do tego syropu dodać chudego białka i wywalić statyny i cud! Tzw. syndrom metaboliczny to z grubsza przewaga układu autonomicznego parasympatycznego, przyczyniająca się do utraty kontroli intensywności cyklu Krebsa. I teraz są trzy możliwości: nadmiar glukagonu (no bo dieta odchudzająca) powoduje produkcję ciał ketonowych lub cholesterolu lub tłuszczu zapasowego. Czwartej nie ma. Normalny organizm, tylko zatuczony, albo sika ketonami, albo produkuje cholesterol z węglowodanów, a jak już nie może (ale co to wtedy za dieta redukcyjna?) to produkuje sadło. A statynowcy mogą tylko tyć.
-
Tlenek węgla (IV) to nazwa Stocka dwutlenku węgla. Opieranie się na "zapotrzebowaniu energetycznym" choć niby słuszne, nie daje efektów, co zresztą widać w siłowniach... Zwłaszcza u grubasów statynowych, którzy mając zinhibitowaną produkcję cholesterolu, będąc na diecie wysokowęglowodanowej niskotłuszczowej przetwarzają z wielką wydajnością węgle na słoninę, a ruch... przyspiesza ten proces. Jednocześnie ci biedacy cierpią na niedobór pochodnych cholesterolu i łykają DHEA, omegi 3-6-9, witaminę D3 i Bóg wie co jeszcze z wytworów współczesnej chemii. Żeby schudnąć trzeba skłonić organizm do uwalniania kwasów tłuszczowych z tkanki tłuszczowej, czyli stosunek insulina-glukagon się kłania. No i oczywiście odliczyć sobie z żarcia ile się chce spalić.
-
Artykuły naukowe i popularnonaukowe z innych portali
Użytkownik-7423 odpowiedział antykwant na temat w dziale Luźne gatki
Grzebię ostatnio tutaj: http://www.ajcn.org/ http://www.pnas.org/ http://www.thelancet.com/ oraz http://jama.ama-assn.org/ -
Dla tych, co chcą schudnąć. Tak mi przyszło do głowy, że najprościej odchudza się przez oddychanie, ponieważ mol wdychanego tlenu waży zaledwie 32g, a mol wydychanego tlenku węgla(IV) aż 44g/mol. 12 g różnicy (44 - 32) to 83 mole/kg. Ilość wydechów na 1 mol zależy od objętości płuc, natomiast mol gazu w warunkach normalnych zajmuje podobno 22,4dm3 Ilość cząsteczek (atomów) w molu to 6,02214129×10 do 23. Dawniej faktycznie grubasów kładziono do łóżek i ograniczano żarcie, a betaoksydacja tlenowa robiła resztę. Teraz każe się im biegać. A tu najczęściej zonk, bo syndromy jakieś statynowe nie dają schuść. Kto umie dogodzić swoim mitochondriom, ten jest szczupły i zdrowy.
