Użytkownik-7423
Użytkownicy-
Liczba zawartości
699 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
8
Zawartość dodana przez Użytkownik-7423
-
Nigdzie nie napisałem TYLKO. Ale: zjadając białka referencyjne i nie dojadając cukru/tłuszczu sprawimy, że synteza aminokwasów endogennych będzie bardzo kosztowna energetycznie. Oczywiście organizm zrobi taki wymyk, bo nie będzie miał wyjścia i przerobi białko na cukier, potem cukier na tłuszcz i będzie miał wszystkie GSO do wszelkich syntez, z tym, że zużyje na to mnóstwo energii, więc to jest obwód awaryjny. Dlatego wielkiego kulturystę czy chudego Kazia "zatyka" z braku powietrza przy śmiesznym wysiłku np. biegu na 10 km w godzinkę. Dlatego diety LC są tak skuteczne w odchudzaniu i zamulaniu umysłu nadmiarem amoniaku. Dlatego wysoki poziom wolnych aminokwasów we krwi tak pięknie skraca życie, bo to ogólnobiologiczny sygnał gotowości rozmnażania, a po rozmnożeniu - wiadomo. TrzyGrosze jeśli masz ochotę zdradzę Ci swoją teorię dlaczego chłopcy-siłowcy tak lubią mięso i inne pokarmy białkowe, oraz jak to, przynajmniej częściowo, obejść. Znaczy, żeby zdrowiej było.
-
Jajcenty, ale ja serio. Pytania masz celne. Widzisz, organizm ludzki czy zwierzęcy nigdy nie ma możliwości takiego odżywiania "by było w punkt". Zawsze jest to "rozwarcie nożyc" między tym co powinno być, a co jest. W odżywianiu chodzi o to by to co jest było możliwie blisko tego, co być powinno. Jeśli chodzi o problem "endogenności", pisałem tu o tym, to codziennie 150-200 g białka jest obracane wewnątrz organizmu (stare enzymy, krwinki, niepotrzebne fragmenty białek osocza). Zwykle więc stąd pochodzi azot do wytworzenia endogennych amino, bo ze światła przewodu pokarmowego organizm pobiera preferencyjnie (a nuż następnego posiłku nie będzie)... Z roślinkami to nie wiem o co kaman, bo rośliny 100% aminokwasów robią so ie same.
-
Najczęściej endogenne są produkowane z aminowanych metabolitów pośrednich cyklu Krebsa.A czym aminowanych? Tutaj ważne jest pojęcie aminokwas ograniczający, resztę powinieneś umieć sobie dośpiewać, jeśli dobrze odczytuję Twoje inteligentne pytania. Prawo Liebiga się to nazywa. Potrzebne są tylko różne pierścienie z węglowodanów i nie tylko. Z cukru dużo łatwiej powstają wszystkie endogenne aminokwasy glukogenne, a z alkoholu i tłuszczu ketogenne - tak dla ścisłości dodam. TrzyGrosze. Siłę warunkuje umiejętność układu nerwowego do rekrutacji większej liczby jednostek motorycznych, a nie przekrój poprzeczny mięśnia. Popatrz na ciężarowców i trójboistów niższych wag, robią progres bez zwiększania masy ciała. Oczywiście trening siłowy indukuje pewien niewielki przerost roboczy, dlatego też ci zawodnicy po pewnym czasie muszą przeskoczyć do wyższej kategorii. Ale taki przerost potrzebuje dodatek białka rzędu 5-15 g dziennie (mówię o zdrowych dietach, nie syndromach), ile to jest pożywienia dodatkowo umiesz pewno oszacować, a apetyt to znakomicie reguluje. Ten mit białka jest bardzo kosztowny dla wszystkich współczesnych sportowców, również amatorów, niszczy zdrowie i skraca życie. Spożywanie rekomendowanych ilości (czasem 6,6 g/kgnmc!) białka nie ma żadnego sensu poza nabijaniem kabzy producentów odżywek proteinowych. Każdy sportowiec, nawet wielki Phil Heath z prążkami na d*pie, ważący 125 kg na scenie, przerabia to białko na węglowodany i tyle. SAA wzmagają retencję azotu, owszem, ale nie aż tak, jak się uważa, niezależnie od dawek, które nawet wśród amatorów są bezsensownie duże. Jeśli ktoś chce się przekonać ile ze spożytego białka idzie w gwizdek, niech sobie zrobi badanie azotu polipeptydowego i da do interpretacji kumatemu lekarzowi. Stąd właśnie częste przeszczepy nerek u kulturystów, częstsze niż się do tego przyznają. A jeśli chcesz zobaczyć prawdziwy fizjologiczny wysiłek to zrób podrzut olimpijski ze 150% masy ciała lub 200 rwań jednorącz odważnika o wadze 1/3 mc w 10 minut.
-
TrzyGrosze, fajnie, że masz inne zdanie. Napisałem wyraźnie, że mówię o wysiłku fizjologicznym, a nie o pompowaniu sarkoplazmy na SAA. Wiesz po co przy tzw. hipertroficznym jest potrzebne więcej białka? To potrzeba rozbudowywania enzymów obsługujących rozdętą sarkoplazmę (czyli wodę mięśniową). Poza tym już mówiłem, że wysiłek anaerobowy jest zarezerwowany tylko na wypadki zagrożenia życia, min. dlatego, że powoduje zniszczenia wymagające zużycia białek i energii. A priorytetem dla gatunku jest oszczędne gospodarowanie jednym i drugim. Zastanawiałeś się kiedy czemu wybitni kulturyści świecą triumfy na scenie ile, 6-8 lat? A trójboiści czy maratończycy startują do sześćdziesiątki lub dłużej. Poza tym wszystkim musisz zrozumieć różnicę w biochemii komórki organizmu będącego na diecie Ww lub Wt, a organizmu jadącego na LC czy diecie typu Zone. W PAN były robione badania na kobietach karmiących piersią produkujących ok. 0,8 l mleka i zużycia w związku z tym protein pokarmowych. Otóż kobiety będące na Ww potrzebowały tylko 15 g dodatkowego białka, a na diecie mieszanej 30. Dlaczego? A dlatego, że odpowiednia podaż energii i EAA (WB białka!) oraz ograniczenie "sprzątania bałaganu metabolicznego" w organizmie powoduje oszczędność białka. Aminokwasy endogenne organizm robi sam z cukru/tłuszczu pokarmowego.
-
Brak dowodów na korzyści ze spożycia łożyska
Użytkownik-7423 odpowiedział KopalniaWiedzy.pl na temat w dziale Zdrowie i uroda
Dwutlenek węgla i amoniak się nie gromadzą. Toksyna botulinowa się też nie gromadzi. Ptomainy też nie. Toksyny tężca, itp, itd. To, że coś neutralizuje "toksyny" nie oznacza przechowywania, jeśli coś jest toksyczne, to jest neutralizowane w zależności od możliwości ustroju i wydalane, a nie "gromadzone". Jaki sens ma spichrzanie toksyn? http://biuletynfarmacji.wum.edu.pl/1103Bamburowicz/Bamburowicz.html -
Wysiłek fizyczny powoduje wzrost zapotrzebowania jedynie na energię, czyli tłuszcz/węglowodany.Sprawny metabolizm wygasza natychmiast po wysiłku (unormowaniu oddechu) zbędne reakcje. Dobrze to ujął Pogo, o to właśnie chodzi, nie mam na myśli niepożądanego dla zdrowia "szybkiego metabolizmu" lansowanego na śmiesznych portalach sportowych, jedynie w kontekście bezkarnego obżerania się. Dobry sportowiec (długowieczny człowiek, niska PPM) właśnie dlatego jest dobry, że jego metabolizm na co dzień jest niski (nie mówię o kulturystycznych potworkach "rozkręconych" dopałą i nie mogących wejść po schodach bez zadyszki) i podczas treningu czy zawodów ma "dłuższy rozbieg", nim ciało wskoczy na niebezpieczny pułap (grubas na zachodniej diecie sapie już po paru szybszych krokach przy podbieganiu do autobusu). Ja mam tętno spoczynkowe ok. 40, jak przekracza 50 rano, robię przerwę od treningów, bo to pierwszy objaw zmęczenia (czyli braku wydajności). Sprawna przemiana materii to możliwie niskie zużycie energii na zaspokojenie wszystkich potrzeb organizmu i u faceta 180 cm/80 kg nie powinna wynosić więcej niż 1300-1400 kcal/dobę. Podobnie jak sprawny sportowiec żużywa możliwie mało energii na wykonanie swojej konkurencji, bo ma świetnie opracowany wzorzec ruchu, a układ mięśniowy i układ nerwowy na takim poziomie, że robią to "z zamkniętymi oczami". Dieta wysokotłuszczowa, niskowęglowodanowa, niskobiałkowa jest pod tym względem bezkonkurencyjna, bo organizm ma wszystko w gotowcach i na tacy, ale dieta wysokowęglowodanowa, średniobiałkowa, niskotłuszczowa jest zaraz potem, bo organizm musi tylko przerobić cukier na tłuszcz i ewentualnie lekki nadmiar białka na cukier. Dla porównania diety LC (wysokobiałkowe, niskowęglowodanowe i niskotłuszczowe) podbijają PPM o 50-60% przez nadmiar białka do przerobu na cukier (więc jakie to LC?) i podtruwają organy amoniakiem z rozpadu aminokwasów, który też trzeba zutylizować marnując energię. Owszem chudnie się, ale elegancko przyspieszając starzenie, to już lepsza od LC jest zwykła dieta mieszana, tylko z restrykcją kaloryczną...
-
Zdecydowanie. Ci sportowcy, których znam osobiście i mają naprawdę konkretny wynik, stosują właśnie wysokowęglowodanówkę z biedy (to głównie ukraińscy i białoruscy giriewicy). A w tym sporcie ponadprzeciętne osiągnięcia stanowią o naprawdę wydolnym metabolizmie, który z kolei mówi wiele o zdrowiu. Możesz mi wierzyć albo nie, ale w skrajnym przypadku taka dieta składała się z owsianki, kartofli i sojowej paszy dla świń, a raz w tygodniu leciał kawałek mięsa z kury. Co ciekawe, po załapaniu się do krajowego klubu (na Białorusi girievoy sport jest sponsorowany przez państwo) i karmieniu przez wykwalifikowanego dietetyka osiągi wyraźnie spadały... Moje obie dziewczyny lecą na HCLF, trochę byliśmy pionierami, ale po kilku latach już mamy dopięte, oczywiście pod siebie. Ogólnie HC powinno mieć B 1: W 3-5: T 0,5 grama, to oczywiście jest proporcja, ilości nie limitujemy (ale nie napychamy się jak indory) jemy ad libitum. Białko najlepiej żeby było zwierzęce, maksymalnie chude: kura, indyk, ryba, schab, chudy twaróg, całe jaja, rośliny strączkowe też mogą częściowo zastąpić białko zwierzęce, najlepiej te chudsze jak cieciorka i soczewice. Węglowodany najlepiej złożone: ziemniaki, kasze, płatki, makarony, dobre pieczywo. Tłuszcze w limitowanej ilości, ale te najwartościowsze, a więc tłuszcz zawarty w mięsie, jajach i twarogu, a jak możemy "dobić" jeszcze do proporcji to: masło, smalec do smażenia, tran czy garstka orzechów. Warzywa, owoce, kiszonki, pikle, keczupy, musztardy i inne przyprawy do smaku. Warzywa i owoce to głównie zatruta woda, niskowartościowe białko i cukier, nie są zdrowe, ani nie są źródłem witamin z wyjątkiem C (porzeczki, papryka, kapusta). Źródłem witamin i minerałów na HC są produkty zwierzęce, skrobiowe i "flora" jelitowa. Moja połówka wie znacznie więcej praktycznych rzeczy, w razie czego pytaj, przekażę dalej.
-
Ani to śmieszne ani żenujące, bo jak masz falsa, nawet świetnie podrobionego, to owszem masz banknot, ale pieniądzem to on nie jest. A ten link był po to, żeby zobrazować ogólną tendencję, bo w Twoich płucach nawet Japonii nie ujęto. Jak to się w necie mówi? EOT z mojej strony.
-
Jajko w sałatce zwiększa wchłanianie karotenoidów
Użytkownik-7423 odpowiedział KopalniaWiedzy.pl na temat w dziale Zdrowie i uroda
A może tak kilka listków do solidnej porcji jaj? -
Naprawdę Astro Tobie trzeba jak dziecku? Dlatego mi się nie chce z Tobą gadać. Z Twojej stronki: http://www.wcrf.org/int/cancer-facts-figures/data-cancer-frequency-country Widać jak wół, że USA ma o 1/3 więcej raka płuca niż Japonia, teraz sobie sprawdź, odsetek palaczy w obu państwach, bo pewno to znowu pitolenie. A ten link, gdybyś cokolwiek z tego zrozumiał, służy zobrazowaniu Twojej kochanej statystyki, która wykłada się niemal całkowicie w próbkowaniu wielkich populacji o nierównomiernym dostępie do cywilizacyjnych udogodnień.
-
http://www.statsoft.pl/Portals/0/Downloads/Naukowe1.pdf
-
Żołądkopodobny narząd trawi ejakulat
Użytkownik-7423 odpowiedział KopalniaWiedzy.pl na temat w dziale Nauki przyrodnicze
Nasze samice robią podobnie, ba, nawet fruktozę z ejakulatu wykorzystają! -
Wilki wśród małp
Użytkownik-7423 odpowiedział KopalniaWiedzy.pl na temat w dziale Nauki przyrodnicze
To zwykły komensalizm, ewentualnie mutualizm. -
Ekspert twierdzi, że już za chwileczkę, już za momencik: http://whatnext.pl/ekspert-przewiduje-ludzki-mozg-w-2030-roku-polaczy-sie-z-komputerami/
-
Brak dowodów na korzyści ze spożycia łożyska
Użytkownik-7423 odpowiedział KopalniaWiedzy.pl na temat w dziale Zdrowie i uroda
Skoro się wydalają to w czym problem? A możesz podać przykład toksyny, która się magazynuje w łożysku, a z którą wątroba położnicy sobie nie poradzi? -
To jak wyjaśnić fakt, że USA pali dużo mniej osób, niż w Japonii, a choruje na raka płuca, krtani i języka dużo więcej? Cała Azja zresztą jara, a na raka jakoś nie chorują... Inne fajki, inne geny, czy inne, właśnie, co? Tycie, chłopaki, to jest problem diety "zachodniej" i okołozachodniej. Czyli zmieszanie składników energetycznych (tłuszczu i węglowodanów) bez miażdżącej przewagi jednego z nich. Tłuszcz z przewodu pokarmowego jest podbierany preferencyjnie (co oczywiste, bo to koncentrat) cukier czeka w kolejce (po to jest skok glikemii krwi, z cukru pochodzenia wątrobowego, by spowolnić jego przenikanie do niej). Tłuszcz jest kierowany na obwód, a jeśli zaspokoi potrzeby energetyczne i budulcowe, cały (!) cukier jest zmieniany w słoninę. To proste i oczywiste, mimo to kaszalotów przybywa.
-
Brak dowodów na korzyści ze spożycia łożyska
Użytkownik-7423 odpowiedział KopalniaWiedzy.pl na temat w dziale Zdrowie i uroda
Po pierwsze nie wszystkie samice zjadają łożysko po porodzie, często zjadają je akuszerki (samice towarzyszące przy porodzie, rzadziej pomagające) co może być nawet głównym powodem takiej asysty (i martwo urodzone noworodki). Po drugie, dla zwierząt w naturze, abstrahując od witamin i minerałów (hormony i komórki macierzyste się normalnie strawią, bo to białka), to zastrzyk doskonałego (bo własnego) białka, które zawsze jest deficytowe, zwłaszcza po wysiłku ciąży i porodu. Po trzecie, łożysko neutralizuje toksyny, a nie je gromadzi. -
Jasne, przedawkowanie wszystkiego to patologia, jak się czuje człowiek, kiedy regularnie się przejada? Jak chory. A od nadmiaru tlenu można umrzeć. Weźmy to palenie papierosów, nikotyna i substancje towarzyszące pobudzają układ para- oraz sympatyczny w zależności od dawki. Więc, teoretycznie, 15-20 fajek pobudza układ sympatyczny, hamując przewagę parasympatycznego, co może być korzystne np. we WZJG (wrzodziejące zapalenie jelita grubego), ta choroba rozwija się często po rzuceniu palenia (ale nie jest to jej przyczyną!). Papierole w dawce 40+ na dobę porażają układ sympatyczny i doprowadzają do przewagi parasympatycznego, co efekcie może zaostrzać objawy WZJG. Tylko nie zrozumcie mnie źle, to nie jest pochwała palenia, po prostu szlag jasny mnie trafia na sformułowania typu "jest tak i tak", ale bez punktu odniesienia.
-
To jest proza dla szaraków. Prościej nie potrafię. Nie żywimy się jedzeniem tylko "upakowaną" w nim energią plus budulec aminokwasy, kwasy tłuszczowe i glukoza (tak, tak, to budulec). Wg mnie najlepszą dietą dla człowieka jest dieta wysokotłuszczowa, niskobiałkowa i niskowęglowodanowa, czyli (IMHO) dieta padlinożercy (Glaude się upiera przy zwierzętach morskich, też może być). Padlinożercy jedzą to, co pozostawią drapieżniki; zawartość puszki mózgowej, kości szpikowych, resztki mięsa czy ścięgien (ale człowiek używał do wydobycia i zmiękczenia ognia) plus jakieś owoce, orzechy czy korzenie (trzeba pamiętać jakie "owoce i warzywa" były w czasach przedrolniczych). Taka dieta jako żywo przypomina kilkudniową głodówkę (korzystanie z zapasowego tłuszczu i białka z mięśni) ale bez wymuszonej nią degeneracji i może płynnie w tę głodówkę przechodzić, bez znaczącej zmiany metabolizmu, co oczywiście dawniej często miało miejsce. To taki problem zen, mieć ciastko i zjeść ciastko, być na diecie imitującej głodówkę, ale bez minusów głodówki. Wszystkie inne diety są duuużo gorsze, ale nie lubię dogmatów i braku innych rozwiązań, więc na każdym modelu można znaleźć mniejsze zło i jako tako sobie żyć, nic na siłę. Więc wegetarianizm jest spoko, wysokowęglowodanówka jest spoko, nawet dieta mieszana może być spoko, ale to trzeba trochę ogarniać i przede wszystkim chcieć. Niestety znakomita większość ludzi nie chce nic zmieniać na talerzu i trybie życia, wolą się podniecać leczeniem skutków takiej sytuacji; nowotwory, cukrzyca, choroby układu krążenia, neurodegeneracyjne, autoimmunologiczne, psychiczne czy przyspieszone starzenie. Tak, tak, według mnie żywienie i tryb życia jest przyczyną całego syfu, który obserwujemy dookoła, jednak ludziska mają tak namieszane w głowach, że twierdzą iż dieta i ruch nie mają znaczenia, ale np. palenie i picie już ma, kiedy to faktycznie każdy posiłek ingeruje dużo głębiej w metabolizm i środowisko endokrynne, niż fajki i alk z całego tygodnia.
-
Odsapnij, nie spiesz się. Życie w pośpiechu nie sprzyja zdrowiu, zaraz czepiają się jakieś nowotwory...
-
Thikim. Bardzo, bardzo wartościowy tłuszcz, 80% doskonałego tłuszczu nasyconego, który nie przechodzi przez wątrobę i jej nie obciąża, tylko systemem limfatycznym od razu na obwód do spalenia i budowy błon komórkowych. 20% substancji czynnych dopełniających jego wyjątkową wartość żywieniową, min. rzadkie aminokwasy, inozytol, puryny, kwas moczowy i 50 innych cennych substancji pochodzenia żwaczowego (życie mikrobiologiczne żołądka krowy, archeony, bakterie, pierwotniaki, grzyby). Idealny produkt na diecie wysokotłuszczowej, niezbędny dla dzieci do rozwoju mózgu, niezły produkt na diecie wysokowęglowodanowej, pod warunkiem trzymania niskiego tłuszczu (0,5g tłuszczu na 1g zjadanego białka max.), bardzo miażdżycorodny produkt na diecie mieszanej (wszystkie GSO w równych częściach, kalorycznie) podobnie jak żółtka, szpik i słonina. Jednak nawet wtedy wybierałbym niewielkie ilości masła, niż najlepszej margarynki lub olejku. Kilkanaście lat temu mój znajomy robił badania dzieci lapońskich w plemieniu, które dopiero niedawno nauczyło się spożywać mleko i masło reniferów (od hodowców bydła) i twierdzi, ja mu wierzę, że poprawa zdrowotności, inteligencji, spadek odmrożeń i śmierci z wychłodzenia wśród tych dzieciaków, i rodziców też, jest wyraźna dzięki regularnym dostawom energii i białka w postaci serów i masła... EDIT: Bo mi się przypomniało. Na przykładzie masła właśnie widać to, o czym mówię, namieszane w głowach społeczeństwa, nikt już nic nie wie, jedni mówią tak, inni siak, a my zostajemy na placu boju z tymi informacjami sami. Kilkadziesiąt lat temu zaczęto przebąkiwać o szkodliwości masła, że cholesterol, że miażdżyca, że cukrzyca... Potem pomysł wcielono w życie i posypały się badania o szkodliwości masła, jednocześnie zaczęto produkować margaryny i posypały się badania o wspaniałości uwodornionego tłuszczu. Oczywiście cała sprawa ma podtekst gospodarczy, a pokłosiem tego jest dzisiejsza "świetna" piramida żywieniowa. Obecnie po kilku dziesiątkach lat cudownej margarynki i oliwek, społeczeństwo jak nam się degenerowało, tak się degeneruje, więc dotarło do "naukowców", że teraz można zacząć udowadniać prozdrowotność masła, a o margarynie mniej się mówi (ale nie szkodzi, twarde tłuszcze wykorzystuje się w przemyśle dalej, więc dla producentów luz). Doszło nawet do takich absurdów jak miksy masła i margaryny, które dalej niszczą zdrowie ludzi. Dlaczego naukowcy muszą zawsze "zajmować stanowisko"? Albo masło, albo margaryna, albo jaja, albo soja, albo karkówka, albo ryby. A prawda jest taka, że to wszystko zależy od profilu metabolicznego uwarunkowanego tym co się zjada. Nikt jeszcze tego nie "odkrył", choć Kwaśniewski, Lutz, Taller i inni już pół wieku temu o tym mówili. Ja się akurat wyznaję na uruchamianiu genów i adaptacji, na innych rzeczach nie bardzo, ale sobie myślę, że takich maseł i margaryn w innych dziedzinach nauki jest pewnie też sporo.
-
Dawniej naukowiec owszem, musiał sprzedać swoje osiągnięcia, ale odpowiadał przed ich kupcem swoim prestiżem, majątkiem, honorem i tym podobnymi trywialnymi pierdołami. Obecnie badania są bardziej niewidzialne i anonimowe, bo kto z 456 naukowców podpisujących się jako autorzy badań jest winny? A grancik już poszedł...
-
Słusznie. Wracając do tematu, skoro naukowe tezy bywają, celowo lub nie, błędnie stawiane, a potem również z premedytacją lub nie (ale jak błędna teza to całość do "D") błędnie udowadniane, to skąd lajkonik ma wiedzieć czy akurat ta naukowa informacja nie jest błędna lub przechrzczona? A ponieważ 95% procent społeczeństwa to lajkoniki, a jeszcze na błędnych wnioskach naukowców, opierają się badania innych naukowców, te "mity naukowe" się rozprzestrzeniają... Ja uważam, że najcenniejsze są książki powstałe przed erą grantów i Internetu, a potem już niewiele nowego się wydarzyło, wystarczy prawidłowo wyciągać wnioski z prac do lat '80 i gitara. Oczywiście to moje zdanie, ale zwykle wiem co mówię.
-
Nie, nie to moja wina, niepotrzebnie zareagowałem na Twój post. Postaram się więcej tego błędu nie popełnić.
-
Jak już mówiłem, większość ludzi nie rozumie co czyta. Jak mogą Cię interesować informacje, skoro nie zauważyłbyś ich nawet, gdyby Cię trafiły w czoło? Interesujące też jest to, że akurat to Ty łazisz za mną i czepiasz się tych niemerytorycznych rzeczy, "bo Ty się kompletnie nie znasz" na tych merytorycznych. Wypisujesz jakieś niespójne brednie, sam sobie zaprzeczasz i to post pod postem niemal, a jak już się zakręcisz dostatecznie, to wymachujesz piąstką i pitolisz jakieś głodne kawałki o seksie, ciałach jamistych czy zabiegach stylistycznych. I Ty twierdzisz, że proporcje GSO nie mają znaczenia? Przez drut widać, że Twoje są błędnie ustawione. Nie łaź za mną, nie pisz do mnie, włącz sobie ignora, bo mnie się nie chce po próżnicy gadać, kamień polny więcej ma pomyślunku od Ciebie. Kilka dni był spokój, bo nie pisałeś do mnie i tak mogłoby pozostać. Grzecznie przecież proszę.