Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2099
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Odpowiedzi dodane przez ex nihilo


  1. Na tej podstawie postuluję, że układy o większej liczbie płci nie zdołają przejść pełnego cyklu rozwojowego.

     

    Tak, 27 "czystych" pciów nie ma szans zadziałać, chyba że przedłużymy czas życia organizmów przynajmniej o rząd wielkości, a i tak pewnie ewolucja tego układu (wliczam międzypciowe mordobicia :D) doprowadziłaby do redukcji i znacznego uproszczenia układu. Jest też sprawa jednoznaczności pciów - np. układy hybrydowe i inne takie. W naszym ziemskim przypadku pcie też nie są do końca zero-jedynkowe: są organizmy bezpciowe, obupciowe i zmiennopciowe, w tym ostatnim przypadku dwa rodzaje - zmiana na stałe w którymś momencie życia i możliwość dowolnej zmiany w zależności od sytuacji. Czyli pcia niekoniecznie musi być jednoznacznie zdefiniowana, a nawet kiedy tak jest, z jakimś prawdopodobieństwem dopuszczalne jest rozmnażanie bezpciowe. Zresztą teoretycznie zero-jedynkowe też takimi nie są do końca, bo w rzeczywistości jest to rozkład cech pomiedzy x100% a y100%, który na samo fizyczne rozmnażanie ma niewielki wpływ (niektóre osobniki są bezpłodne inne bardziej płodne niż przeciętnie), ale bardzo duży na dobór osobników. (sorki za językowe wygłupy, za które pewnie kiedyś od WhizzKida porządny wycisk dostanę, ale... trudno mi się zwykle od nich powstrzymać :D)

     

    Ok., reset zrobiony, chyba można wrócić do zabawy głównej, czyli przestrzeni "widełkowej" :) Jest chyba całkiem niezła szansa doprowadzenie jej do pełnej użyteczności. Te dwie symetrie da się chyba połączyć w jedną. Wygląda na to, że trzeba zdefiniować "ładunki", np. tak: 

    / - dodatni 

    l - zmieszany

    \ - ujemny

    w ich wewnętrznym ukladzie trójkowym (=0) wszystkie są w nieznanym nam superpozycjach - nie możemy określić, który jest który i na której z trzech osiek siedzi, bo one same tego nie wiedzą, ale widzą się wzajemnie tak, jak było opisane wcześniej - co daje pełną symetrię trójkową,

    na zewnątrz działa zasada taka (wyjście z wszystkich superpozycji): 

    /a + la = ↑a

    \a + la = ↓a 

    w: /a + la + \a = 0,  la wirtualnie "dzieli się" swoimi ładunkami i wartością bezwzględną z /a i \a, czyli dostajemy efektywnie: ↑a + ↓a = 0

    Do działań wchodzą tylko ↑a i ↓a. które możemy zapisać jako "a" i "-a". 

    W ten sposób przechodzimy do zwykłej matematyki, tej z podstawówki :D

    Ciekawe, czy to tylko myk, czy może jakoś podobnie by to zadziałało w rzeczywistości. No i czy nie ma w tym wewnętrznych sprzeczności niedających się uzasadnić superpozycjami. ???   :)


  2.  

     

    Wolałbym już nudę, niż ów dualistyczny obraz Rzeczywistości naszych rodaków, który trącił tym, czym trącił.

     

    Hmmm... może to jakiś argument jest, ale gdyby wziąć średnią ważoną wszystkich dualizmów, to... no weź sobie np. taki dualizm pciowy na przykład... bez niego też wolałbyś ;):D A np. dwadzieścia siedem pciów, to mogłaby być lekka przesada... chociaż kto wie :D


  3. A przypiąć tam w każdym "punkcie" jakąś przestrzeń Hilberta.

     

    Chcesz mi zepsuć efekt "nima/som"? :D;)

     

    To samo. A po co w ogóle zero? Afinicznie tam, z buddyjska, bez centrum i granic.

     

    Pomyśl o pierwszoklasistach... niech mogą sobie policzyć 2nima/som - 3nima/som = -1nima/som  :)

    Ale... może dla trzecioklasistów dołożyć nieoznaczoność wartości-położenia :D

     

    Dualizm źle mi się kojarzy…

     

    Ale bez niego nudniej by było :D


  4. 1. Czas edycji jest ograniczony. Ok. Ale... jeśli nikt się nie dopisał, to faktycznie jest nieograniczony, bo wystarczy dołożyć nowy post (nawet kropka), zostanie on dołączony do porzedniego (z nowym czasem dla całości) i całość, też ten pierwotny post można edytować jak się chce :D

    2. Ilość emotek jest ograniczona. Ok (no prawie). Ale... przy edycji można mordek nawsadzać ile się chce :D

    3. Edytor jako emotki traktuje też kombinacje, które emotkami nie są i zamiast wkleić post, wrzeszczy, żeby zmniejszyć ilość mordek, w dodatku nie pokazując, o co mu chodzi (chyba o takie rzeczy jak /x itp., niezależnie zresztą od literki).

     

    Proponuję:

    1. Zlikwidowanie łączenia postów w przypadku dodania nowego po czasie edycji. W sumie co to szkodzi, że będą dwa, czy nawet trzy kolejne tego samego delikwenta. To będzie bardziej czytelne, niż dzika edycja - po kilku czy kilkunastu godzinach - starego postu, który został już zapamiętany w pierwotnej formie. Jeśli komuś się zachce ponabijać licznik (po co?), to i tak to zrobi jak pobiega po tematach.

    2 + 3. Zlikwidowanie ograniczenia ilości mordek. nie ma to większego sensu, a i tak łatwo to ominąć.


  5. Tekst z 05:56:

     

     

     

    wracanie do anty zaczyna robić problemy, bo sprowadza nas zbyt blisko naszej, binarnej symetrii.

     

    Symetria podobna do binarnej (chociaż nie identyczna, bo nie jest to [1vs-1], a [1vs(/1+\1)] czyli [1vs↓1] itd.) jest konieczna, bo musimy sumę sprowadzić do 0, zresztą taka kombinowana symetria jest konsekwencją

    Ia+/a+\a=0, tego raczej uniknąć się nie da. Tutaj są po prostu też dodatkowe symetrie, których w liniowym ukladzie nie ma. 

    Zauważ jeszcze jedną fajną rzecz - jeśli dobrze to widzę, to mamy tutaj sytuację trochę podobną do kul Banacha z dodatkiem superpozycji :D Odbicie jest czymś w rodzaju jednej z dwóch "potomnych" kul Banacha, ale "niewykończonych" (nie wiem jak to inaczej nazwać), i ze zmianą znaku ("półminusy"). Jest tu pełna symetria wokół zera: Ia, /a i \a są sobie równoważne, czyli każde z nich jest jednocześnie sobą i "półsobą z półminusem" dla innych, a czym w danym momencie faktycznie jest, zależy od jej pozycji w tej symetrii pseudobinarnej (kombinowanej binarnej) - czy jest po stronie równania, gdzie siedzi samotnie, czy po stronie dwóch odbić  :D Ufff... może nie pochrzaniłem...

     

    Może dla wygody opiszę te symetrie tak: 

    Ia, /a i \a wzajemnie parami są dla siebie odbiciami (pełna symetria I / \ wokół 0),

    a dowolna para przeciw jednemu - przeciwieństwami (kombinowana symetria binarna + - względem 0)

     

    Jeśli tę symetrię zastosujemy dla cząstek materii to unicestwienie czegokolwiek robi się trudne. elektron + /elektron + \elektron = "nic" (znaczy wyzwala energię), ale jeśli nie spotka się całą trójka, a zaledwie elektron i /elektron, to nie istnieje nic, co mogłoby z tego powstać, czyli pewnie zwyczajnie się od siebie odbiją lub się zlepią czekając na \elektron. 

     

    Tak, takie dziwolągi powinny się pojawić, wynika to z tego, co wyżej naklepałem. To naturalna konsekwencja tej symetrii. Wcale mnie to nie przeraża, bo mogą tu pojawić się jeszcze dziwniejsze układy :) W którymś momencie miałem skojarzenia z kwarkami i chciałem wsadzić niektóre elementy modelu kwarkowego, ale odpuściłem, bo komplikowałoby to opis i powodowało nie całkiem odpowiednie skojarzenia.

     

    Co do innych działań niż dodawanie i odejmowanie - nie ruszałem tego, bo na razie wygodniej grzebać się w jednym wymiarze, i tak cholernie dziwnym  :D Dwa takie wymiary, a już (Hospody pomyłuj!) trzy, to powinna być pełna zgroza. Jednostka urojona jak najbardziej, ale zespolone mogą wychodzić w sposób trudny do opanowania. W każdym razie - wszystko, co siedzi na tych trzech tercosiach (? :D, bo pół tu nie pasuje) powinno być rzeczywiste przy dowolnych działaniach z wyjątkiem mnożenia przez i lub "półi", które zajmą własną oś. Nie ma pewności swojej racji, ale tak mi to wychodzi.

     

    czy znak równości powinien wciąż mieć tylko dwie strony?

     

    Raczej tak, wynika to z koniecznej symetrii pseudobinarnej.

     

    Ale ja jestem okrutny  

    :D

    Kiedyś (mam nadzieję, że nikt mnie za to "kiedyś" nie ochrzani ;)) bardzo lubilem podobne zabawy... szczególnie jak nudziłem się w szkole, a (powiększony!) limit bumelek miałem już wykorzystany :D Za zabawę fraktalami (jeszcze nie wiedziałem, że tak to będzie nazwane, to było w '64) dosyć prostymi zresztą, bo dopiero mi pomysł na to przyszedł, dostałem haka z matmy za zajmowanie się pierdołami na lekcji zamiast nabożnego słuchania belfra, który od pół godziny mielił temat na 30 sekund  :D


    Nielegalna edycja ~ 14:30:

    Dla zresetowania zabawny wariant: "włochata" przestrzeń 1(3*) wymiarowa z (nieco!)kwarkopodobnymi punktami:

    mamy zwykłą jednowymiarową przestrzeń (np. oś rzeczywistych), ze zwykłą matematyką, ale jak przyjrzymy się jej w dużym powiększeniu, to okaże się, że z każdego punktu ("x", coby nie mylić z tamtą) wystają trzy kłaki, na których siedzą Ix, /x i \x. Przestrzeń jednowymiarowa ma zwykłą symetrię osi liczbowej, a kłaki mają symetrię trójkową, taką jak wcześniej opisana. W tej symetrii trójkowej obowiązują dwie reguły dodawania:

    wewnętrzna, jak poprzednio: Ix + /x + \x = 0

    i zewnętrzna: Ix + /x + \x= x

    Wewnętrzna, to to jak widzą się wzajemnie Ix, /x i \x (to samo, co poprzednio, czyli dwa są antytrzecim), a zewnętrzna, to jak widziane są z zewnątrz, z osi liczbowej (pozycja na tej osi).

    * - można się spierać, czy to są trzy wymiary, ale tak wygodnie to zapisać

    :D


  6. To anty jakoś mi psuje moją koncepcję... 

     

    Obawiam się, że anty jest konieczne, żeby to wystartowało (też do ichniego i). A ze złośliwości wrodzonej Ci przypomnę, że w Twoich pierwotnych warunkach były aż dwa anty :D Zacinało się to jak cholera, dlatego zmieniłem.

     

    Zamotam jeszcze bardziej... żeby już kompletnie nie dało się tego wyobrazić: Każdy odcinek ma 3 końce mimo, że nie posiada rozgałęzień.

     

    Zrobiłeś już z mojej kapusty bigos, a teraz próbujesz przerobić to na kapuściany budyń :D Ale Cię trochę zmartwię - w jednej z wersji, którymi się zabawiałem, każdy odcinek ma 2(6), dwa rzeczywiste i 6 wirtualnych, i też nie ma rozgałęzień, a w innej nieskończoną ilość :D :D

     

    Tu trzeba ichniejszego i, które nie wiem jak miałoby być konkretnie zdefiniowane...

     

    Być może wyszłoby nawet więcej ipodobnych tworów: pierwiastki z anty1 (↓1), /1 i \1, czyli ↓i, /i i \i  ;)

     

    Zmiana zapisu: "gołe"a=Ia, czyli: Ia+/a+\a=0 itd., anty=↓, antyanty=↓↑=Ia  ;)


  7. :D Chyba fajne upraszczające rozwiązanie mi się pod czerepem ukisiło:

    Jeśli założymy, że "anty" czyli cały minus jest równoważny obrotowi wokól zera o 180o (po drugiej stronie zera stoi identyczny z nami osobnik, tyle że "anty"), to odbicie ("odb") może być obrotem o 90o, z regułą taką, że drugi obrót o 90o musi z pierwszym dać 180o, nie może pierwszego wyzerować. Wyzerowanie jest tylko w sytuacji "powrotu" do a (np. a = odb\a). Dostajemy (chyba) spójny komplet równań definiujących reguły podstawowych działań na tym diabelstwie:

    a + /a + \a = 0
    a = odb/a
    a = odb\a
    /a = odb\a

    a = anty(/a+\a)

    ...

    ...

    W tym układzie "odb" to coś w rodzaju 'półminusa' z określoną regułą złożenia do "anty" (całego minusa) i "powrotu". Dalej może być jeszcze ciekawiej, oczywiście, jeśli trzyma się to kupy (???) :D

     

    Astro, o i myślałem na początku, ale wychodziło mi, że kombinacje z i nie dadzą takiej symetrii, jaka tu jest potrzebna. Może się mylę...


    Edycja (nielegalna ;)) :

    Uzupełnienie: "anty" to suma dwóch różnych odbić, dwa takie same to "powrót" (takie same się kasują) :)


  8. :) To fajny i ciekawy pomysł, nawet gdyby nie udało się niczego działającego z tego zmontować. Przy okazji przychodzą do łba różne jeszcze dziwniejsze rozwinięcia tego, np. przestrzeń fraktalna z nieskończonymi odbiciami i inne takie. Pewnie dlatego to zdanie Punkt jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (a→∞, a→/∞,a→\∞) całkiem popieprzyłem, co dopiero teraz widzę :D Powinno być: Punkt "0" jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (0→∞, 0→/∞, 0→\∞) :D Gdyby udało się zmontować z tego jakiś w miarę udany rzut na naszą geometrię, to dla "nich" by to musiała być przeszkolna zabawka... Może dla uproszczenia zabawy by można założyć, że "/" to zwykłe lustro, a "\" zamiana lewa/prawa, wtedy złożenie /+\ by dawało efekt dwóch luster pod kątem 90o. Fajne to, ale robi mi straszny kipisz pod kopułą    :D Może przejdzie po przyzwyczajeniu się do tego dziwoląga.

     

    Edycja

    Trzeba tu chyba wprowadzić "anty", czyli nasz minus, który byłby znakiem sumy dwóch dowolnych odbić.

    a = anty(/a+\a) czyli a = anty(antya)       itd.

    Cholera... wygląda na to, że mi już całkiem z tym odbija :D


  9. Eco_PL   ;)

     

     

    I poprawka tego:

    a + /a + \a = 0
    a = /a + \a
    /a = a + \a
    \a = a + /a

     

    Powinno chyba być tak:

    a + /a + \a = 0

    a = anty/a

    a = anty\a
    /a = anty\a

    chciaż też nie wiem, czy to będzie działać... minusa nie chcę używać, bo powoduje dodatkowe zmyłki. Niby to powinno być dosyć proste, ale...  :D Obawiam się, że z tą "przeciwstawnością" jednak nie wyjdzie - to pojęcie wynika z symetrii "- 0 +" i tutaj chyba się nie sprawdzi. Kombinuję czy da się zmontować jakąś trójwartościową logikę, która przeciwstawność ominie. Być może kiedy zastąpi się to przez neutralne "odbicie", to jakoś się uda. Wtedy by to wygladało mniej więcej tak:

    a + /a + \a = 0

    a = odb/a

    a = odb\a
    /a = odb\a

    ale dalej już nie na teraz :D

    W pierwszym (01:40), w: Punkt jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (a→∞, a→/∞,a→\∞) wypadło mi "0", miało być Punkt "0" jest...


  10. Chodzi Ci o coś mniej więcej takiego?:

    a + /a + \a = 0
    a = /a + \a
    /a = a + \a
    \a = a + /a

    Hmm... może coś takiego by się dało zmontować. Coś mi nawet pod kopułą próbuje się pokazać, ale okrutnie się pętli, kiedy staram się jechać po szczegółach. Wymiar ma składowe, które są z sobą splecione (trochę podobnie jak zamek błyskawiczny, ale tylko trochę). Punkt jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (a→∞, a→/∞,a→\∞). Coś takiego. Kurcze - nie wiem jak to opisać, ani czy to w ogóle by miało ochotę działać   :D Nie chciało mi się jechać na sylwa (nie lubię zabawy na rozkaz) i jestem trzeźwy jak nowonarodzone prosię... może po pijaku byłoby łatwiej :D


  11. Mówiąc o "0" masz na myśli element neutralny grupy addytywnej, czy multiplikatywnej? Dla wzmocnienia smaku warto wspomnieć, że "zera" nie muszą być obustronne…  ;)

     

     

    Jak się pewnie domyślasz, to wszystko bez znaczenia - "0" to tylko ilustracja: ma się do wszystkich możliwych liczb i funkcji mniej więcej tak, jak NIC do wszystkich możliwych COŚiów ;)


  12. anything is possible

     

    :D O to właśnie chodzi... Jeśli "any", to i nasz, inaczej są znane od paru tysięcy lat problemy

     

    No właśnie o naturę "czegoś tam" mi chodzi.

     

    Odnosiło się to do konkretnego przypadku (i ew. podobnych) fluktuacji w naszym Wszechświecie, czyli to "coś tam" to była nasza przestrzeń i nasze prawa (niekoniecznie wszystkie). Mamy tu sytuację "niczego" w "czymś", czyli to "coś" może oddziaływać zanim "coś z niczego (z fluktuacji)" się oddzieli. Można tu wsadzić stożek trajektorii. W przestrzeni ciągłej zwężenie będzie punktem, w nieciągłej kwantem lub glutkiem.

    Ta nicowa fluktuacja z artykułu to nie całkiem to samo, co "fluktuacja NIC", którą by sobie można wyobrazić jako rozerwanie przestrzeni (pełne wyzerowanie wszystkiego), całkowitą utratę kontaktu z otoczeniem.

    Zresztą zabawka nie wyklucza różnych innych sposobów powstawania wszechświatów - jakiegoś pączkowania, superinflacji, rozpadów, ograniczonej cykliczności itd.

     

    Czy "dziedziczenie" samo w sobie nie wskazuje już na coś takiego jak czas? A co z "fluktuacją próżni", gdy nie ma jeszcze czasu? Fluktuacja (zmiana) wskazuje na czas. Co dziedziczy czas po braku czasu? Wygląda to na taką nieciągłą nieprzyzwoitość, że fe!

     

    Dziedziczenie tylko w przypadku "nic w czymś". W "NIC" taki czy inny rozpad na "coś" lub "cosie" (dowolne byty z puli znacznie bardziej prawdopodobnych). Zero jako "0" jest tylko jedno, ale jako f(x) znajdzie się w dowolnej ilości ;) Pewnie zaraz będziesz chciał napisać, że to samo dotyczy 5, 7 i 3175, ale tu wchodzi sprawa symetrii, która chociaż nie jest absolutnie konieczna (anything is possible) to jednak może się przydać.

     

    mogę sobie wyobrazić, że zmniejszając "skalę" (równoważnie zbliżając się "wstecz" do "początku") czas (czasoprzestrzeń) się ROZMYWA. Bez granic.

     

    Hmm... ryzykowne - grozi to czasoprzestrzennym monopolem w całym multiświecie ;) Wolę glutowatą nieciągłość i włączenie losowości :D


  13.  

     

    Nie bardzo rozumiem, dlaczego właściwie zrównujesz WUPPiEW z Zegarmistrzem? Czy to pierwsze, gdyby było możliwe (nie daj Boże! ), wymusza ścisły determinizm?

     

    Chodzi mi o wynik, a nie kto i co. Nie wymusza ścisłego determinizmu, ale ogranicza możliwości do dozwolonych przez WPPiEW.

     

     

     

    Na bardzo wiele ciekawych pytań na forum KW trzeba uczciwie odpowiedzieć: nie wiemy (bo NIE WIEMY), choć wielu ludzi to nie zraża, stąd forsują "odpowiedzi" rodem Gwiezdne Wojny czy Star Trek.

     

     

    "Nie wiemy" to fakt (na ogół) bezsporny. Ale to "nie wiemy" jest po to (;)), żeby odpalić wyobraźnię. Na tym polega zabawa.

     

     

     

    "Brzydkie", jak mi się wydaje, dla PPP (Prawdziwego Poszukiwacza Prawdy ) jest to, że w ŻADEN sposób nie daje się opisać (nie chodzi mi o "jakiś determinizm"). Dla PPP najwyższym poziomem nauki nie jest trywialna przecież odpowiedź na pytanie z gruntu "co daje kura?", a PIĘKNO (opisu in se).

     

    W sprawach estetycznych nie musimy się dogadać :) Jedna estetyka dla wszystkich, to jakiś socrealizm :D

    Nie jestem PPP, dlatego dla mnie jednak odpowiedź na "co daje kura" jest najważniejsza. Reszta może być fajna, ale nie jest konieczna. A poza tym nieopisywalność jest też ciekawa sama w sobie - wyznacza jakąś granicę naszych pojęć.

     

     

     

    Chodzi mi właśnie o to, że postulowanie braku czasu i przestrzeni NIE MOŻE z GRUNTU zahaczać w jakimkolwiek dowodzeniu o pojęcia przestrzeni (izotropowość i jednorodność) i czasu.

     

     

    Tak, zgoda, ale z braku kitu i guma do żucia bywa dobra. Ten przeskok od "nic" do "jednak coś tam" moim zdaniem da się w tym przypadku usprawiedliwić faktem, że to "nic" jest fluktuacją "czegoś tam", czyli ma prawo odziedziczyć jakieś własności tego czegoś. Lepszy pewnie byłby tytuł "... z fluktuacji próżni", ale... Poza tym, jeśli to "nic" ma ewoluować, a takie jest założenie, to jakaś przestrzeń mu się przyda. W t0 nie musi jej mieć, ale w t0+ już może. 


  14. Nie pochwaliłeś się, wklejając obrazek, stroną z której pochodzi,

     

    :D Sorki, moja wina, ale zwalę trochę na okoliczności - kiedy ten post paluchami wklepywałem, gębą wkłapywałem do telefonu dwie długaśne rozmowy, "koniecznie na teraz" (to rozmówczynie nie ja)... no i zapomniałem o linku (można wydłubać z obrazka, pewnie tak właśnie zrobiłeś). Dla wyjaśnienia: rozmówczynie wiedzą, że rozmawiając przez telefon robię też różne inne rzeczy, więc... gdbyby ktoś kiedyś miał ochotę zakablować, to nic z tego  ;):D

    A wracając do sprawy - stronę tylko przeleciałem (trafiłem przez i po rysunek), ale faktycznie wygląda na fajną i warto inne jego przejrzeć.

     

    "Spontaneous creation of the universe from nothing" na pewno przeczytam, pomimo że do tego zniechęcasz ;) Natomiast z tym "nie ma podstaw" w sumie się zgadzam, chociaż całkowicie nie zgadzam się z oceną "brzydki" w tym kontekście - IMO jest bardzo fajny właśnie dlatego, że nie ma (też IMO) jakiegokolwiek WUPPiEWa ani Zegarmistrza :D Coś z niczego i to bez instrukcji, to coś więcej niż przerobienie czegoś na coś innego, w dodatku mając instrukcję lub (z niczego) plan... Być może coś takiego udaje się - w skali porównywalnej z naszym Wszechświatem - w jednym przypadku na miliard, a może i mniej. I powstać mogą takie, do których nawet Zegarmistrzowi by mogło zabraknąć wyobraźni :D

     

    Edycja:

    Zajrzałem do arXiva. Założenie, że w bublu będą obowiązywać te same prawa, co i na zewnątrz, jest oczywiście bardzo ryzykowne, ale i nie takie złe  :) Jeśli na tej podstawie uda się udowodnić, że coś takiego jest możliwe (czy trajektorie Bohma, czy nie, to w tym momencie bez znaczenia), to już coś, bo oznacza, że możliwe jest w ogóle, chociaż nie rozwiązuje sprawy w sytuacji, kiedy w t0 ani praw, ani przestrzeni jeszcze nie ma. Zresztą w tym przypadku ścisła matematyka raczej się nie sprawdzi. Można nasmarować jakieś najbardziej ogólne równania stanu i nimi się bawić, fajnie to będzie wyglądać, ale właściwie nic z tego nie wyniknie. 


  15. Moim zdaniem samo założenie dualizmu grawitacji (nie wchodziłem w szczegóły) zbrodnią jeszcze nie jest - przyjmuje się możliwość istnienia antygrawitacji, czyli...

     

    Astro,

    teraz dopiero zauważyłem, odpowiem trochę później, bo teraz muszę odpaść od kompa  ;)


    Dopisane 31.12, 01:40

     

    Z czego i w jaki sposób "wyłania się" rozkład prawdopodobieństwa?

     

    Najprościej, żeby wszystkie możliwości za jednym zamachem odstrzelić: obojętnie z czego i w jaki sposób :D Jeśli do tego dojdzie, to ok., jeśli nie, to drugie ok. W pierwszym przypadku do jakiejś ewolucji może dość, w drugim raczej nie, ale też nie jest to przesądzone, bo każdy układ sam dla siebie ustala reguły gry i niekoniecznie my musimy je rozumieć, a nawet mogą dla nas być absurdalne. Czy w każdym układzie musi obowiązywać ta sama matematyka (logika)? Pewnie nie. Wszystkich możliwości nie znamy i możliwe, że nie poznamy, z wielu powodów. Czyli znowu wchodzimy w maksymalne uproszczenie: jeśli do jakiejś ewolucji dojdzie, to ok., jeśli nie dojdzie, drugie ok. :) A że dojść może, mamy dowód w postaci naszego Wszechświata i różnych jego podukładów, które ewoluują (kosmos jako całość, galaktyki, gwiazdy, planety, biologia...). Oczywiście założyłem, że te ewoluujące układy nie są wynikiem działania woli takiego czy innego Zegarmistrza. A jeśli nie jego, to skąd się wzięły? Jeśli założymy istnienie Wielkiego Uniwersalnego Prawa Powstawania i Ewolucji Wszechświatów, będzie to założenie równie magiczne, jak założenie istnienia Wielkiego Zegarmistrza. Czyli pozostaje nam zdać się na bezmyślny los, który do tej ewolucji doprowadzi (albo nie). A w jaki sposób? To jego problem, nie nasz. W naszym przypadku jakoś to wyszło, chociaż efekt może nie zawsze jest taki, jakbyśmy chcieli :D


     

     

    ( ładunek życiowej empirii jest nie do kupienia i wystudiowania). Tylko ja zazdroszczę... po cichutku.

     

    :D Z doświadczeniem to prawda, ale zazdrościć właściwie nie ma czego :) W praktyce i w tak zmiennym świecie to doświadczenie niewiele daje. Przeliczając na jednostke czasu, np. rok, teraz uczę się więcej, niż kiedy miałem kilkanaście lat. Są dużo większe możliwości - to, co kiedyś trzeba było wydlubywać po kawałku, cholera wie skąd, teraz jest dostępne na kilka kliknięć. A głupot na jednostkę czasu robi się mniej więcej tyle samo, to raczej cecha osobnika, a nie jego wieku. :D I chyba właśnie ta wiedza jest najważniejszym doświadczeniem, tyle że trudnym do wykorzystania w praktyce :D


  16. Btw... jaka jest średnia gęstość i masa obserwowalnego wszechświata? I jaką musiałaby być jego średnica by zapadł się w czarną dziurę?

     

    Podawane w linkowanym tekście oszacowanie (1053 kg = 1056 g) pewnie można uznać za równie dobre jak inne takie, czyli po podstawieniu do R = 2GM/c2 wyjdzie coś tam, czego nie chce mi się liczyć, bo...

    ... nie ma po co :)

     

    Sprawa nie jest taka prosta - czarna dziura i wszechświat zamknięty (gęstość równa gęstości odpowiadającej jego masie czarnej dziury) to dwa różne twory. Chodzi o rozkład mas albo inaczej mówiąc o rozkład zakrzywienia przestrzeni. W czarnej dziurze krzywizna przestrzeni zmienia się - jest najmniejsza bezpośrednio pod horyzontem, a największa przy samej "osobliwości". To trochę jak zakrzywienie powierzchni Ziemi i zakrzywienie powierzchni piłeczki pingpongowej. Natomiast w zamkniętym wszechświecie zakrzywienie jest takie samo w każdym jego punkcie, pomijając lokalne niejednorodności. Taki wszechświat w czarną dziurę (jedną) się nie zapadnie, przynajmniej nie bezpośrednio, jednym strzałem. Dodatkową komplikację powoduje fakt, że grawitacja jest tylko jedną z sił powodujących powstanie czarnej dziury. Ona jest tylko "zapalnikiem" - zakrzywia przestrzeń (czasoprzestrzeń) w taki sposób, że każdy ruch "w górę", od środka, byłby podróżą w przeszłość, czyli dowolna przyszłość (dozwolona trajektoria ruchu) jest tylko "w dół", do środka. W tym układzie wszystkie istniejące wewnątrz siły mogą działać tylko "do środka" (w granicach stożka dozwolonych trajektorii), ściskając to, co wewnątrz jest. Albo inaczej - nie istnieją wektory skierowane "od środka", bo byłyby to wektory w przeszłość. Tu jest rysunek, który fajnie to pokazuje:

     

    bh_lightcones_st.gif

     

    Dla większej jasności warto by dorysować jeszcze jedną taką "klepsydrę" wewnątrz, mającą nachylenie pośrednie między tą na horyzoncie, a tymi przy osobliwości. Jak się sobie wyobrazi to jako kulę, efekt jest jeszcze lepszy, tylko trzeba trochę zmienić kształt stożków wewnątrz - te przy osobliwości zmienią się w skierowane do niej igiełki :)

     

    W przypadku zamkniętego wszechświata stożki będą mieć dowolne nachylenie - w każdym jego punkcie krzywizna jest taka sama, środek i horyzont wyznacza tylko pozycja obserwatora (jego układ odniesienia, niezależnie gdzie ten obserwator będzie). I tak dalej, bo różnic jest więcej. Jeśli zacznie się toto ściskać, to nie zrobi się z tego jedna czarna dziura... bedą one się robić w tych niejednorodnościach, gdzie jest największa gestość materii. Będzie to praktycznie aż do końca wszechświat, a nie jedna czarna dziura. Dopiero pod sam koniec wszystko pizgnie w jedną "osobliwość" - już bez horyzontu, bo nie będzie ani przestrzeni "wewnętrznej", ani "zewnętrznej". Zostanie tylko goła osobliwość.

    Ufff... mam nadzieję, że udało mi się nie popierniczyć niczego istotnego w tym :D

     

    Co do linku... hmm... może i momentami ciekawe, ale w innym artykule z tej serii trafiłem na coś takiego:

    "Uwzględnienie dualności, zgodne z moimi propozycjami, od razu czyni fale grawitacyjne realnością fizyczną. Jeśli grawitacja jest wyłącznie przyciąganiem, to na odkrycie fal grawitacyjnych należałoby czekać Ad Kalendas Graecas. Zatem ich odkrycie, wbrew entuzjazmowi zainteresowanych, świadczy o tym, że grawitacja ma charakter dualny. Przecież (to już na chłopski rozum) nie można oczekiwać drgań, oscylacji, jeśli istnieje tylko przyciąganie. Zatem odkrycie dokonane ostatnio stanowi potwierdzenie mojej teorii."

     

    Zwróć uwagę na to, co boldem podkreśliłem, i wcale nie o ten "chłopski rozum chodzi"... Jeśli podobnie wygląda argumentacja w innych miejscach, to raczej całość można sobie odpuścić. Nie przeglądałem reszty, nie miałem czasu.


  17.  

     

    Wypowiadasz się nieraz jakbyś miał lat 70+. He, he

     

     

    Skąd w Was takie naciąganie swojego wieku?

     

     

    czyli jakaś forma dowartościowania.

     

     

    ??? O co Ci chodzi? Masz jakieś problemy ze swoim wiekiem? A może inne jakieś? Hmm? Dotychczas raczej na rozumnego mi wyglądałeś, ale zaczynam w to wątpić... 

     

     

     

    Wy korzystacie dość mocno z anonimowości.

     

     

    Korzystacie??? 

     

     

     

    nie trzeba kłamać

     

     

    Ostro pojechane... masz dowody?

     

    A jak Cię to tak bardzo interesuje - wrzesień '54, tylko co to ma do rzeczy. Imię i nazwisko było w jednym z pierwszych postów (fałszywe pewnie :D) Ktoś na tym forum ma dokładne namiary geograficzne. Co Ci jeszcze jest potrzebne? Numer buta? 42. Wystarczy? Jeśli traktujesz KW jako portal randkowy, to nic z tego - faceci mne nie interesują.

     

    P.S. - zrób może porządnego baranka w ścianę... zawsze jest jakaś szansa, że trochę pomoże....


  18. W wypadku "przyzwoitej" supernowej, typu II, to zdecydowanie (przynajmniej zdecydowana część "na zewnątrz") w cholerę.

     

    Tak, ale chodziło raczej o jakieś powolne przekraczanie masy krytycznej, a nie walnięcie supernowej.

     

    Nośnikiem oczywiście genotyp,

     

    Genotyp to raczej broń w wojnie z entropią, informacja umożliwiająca restart układu przez entropię poobgryzanego. Nie w każdej ewolucji jest konieczny.

     

    Nawet jeśli to zwyczajnie chaotyczne błądzenie kodu, to jednak mamy pewne prawidłowości / prawa. związane z tą selekcją. Jakie jest "środowisko" ewolucji praw fizyki?

     

    Prawa traktuję jako istniejące rozkłady statystyczne, a nie jakieś narzucone z zewnątrz (nawet "z natury") obowiązujące zasady. Jeśli układ ma jakąkolwiek wewnętrzną dynamikę, automatycznie pojawią się takie czy inne rozkłady prawdopodobieństw zdarzeń, czyli "prawa". Jeśli dany układ nie będzie miał tej dynamiki (→ praw), to po prostu nie będzie jej miał. Ale taka sytuacja jest bardzo mało prawdopodobna, znacznie bardziej prawdopodobne jest istnienie jakiejś - dowolnej - dynamiki (to samo, co z NIC :D).

    Tym ekofizycznym środowiskiem selekcjonującym jest cały układ, struktury, które pod działaniem tych praw się tworzą. Zajmują one jakieś nisze, teź wzajemnie z sobą oddziałują. Jedne zginą, inne mogą przejąć wszystkie dostępne zasoby - w sumie zwykły kociołek ewolucyjny, w którym taki czy inny gulasz albo bigos (mogą być wegetariańskie, też dobre ;)) wcześniej czy później się ugotuje :D A jak nie w tym kociołku, to w innym, niekoniecznie przecież musi być tylko jeden.

     

    W ogóle, to zbyt mi zawoniało Fritjofem C. Nie inspirował Cię czasem?

     

    :D Z całą sympatią do Capry i jego mistyczno-fizycznych poszukiwań, to jak z tego co tu piszę jednoznacznie chyba wynika, od wszelkiej mistyki trzymam się daleko - co najmniej na odległość porządnego kija, szczególnie w sprawach ściślackich, ale nie tylko. Nawet nie z jakichś powodów ideologicznych - łeb mi po prostu mistyki nie przyjmuje. Dlatego ani Capra, ani Bohm itp., itd., chociaż holizm w jakiejś części "tak" - tej niemistycznej i nieprowadzącej do determinizmu.

    A tak w ogóle, to przypomniałeś mi bardzo dawne czasy... niemal dokładnie pół wieku temu :) Czwarta klasa podstawówki. Skończyły mi się już całkiem ostatnie pozostałości i tak wcześniej bardzo słabej wiary w aniołki, diabełki i ich szefów, ale świat dalej na głowie stał. Jedną sprawą była klasyczna logika, która w żąden sposób nie chciała mi pasować do rzeczywistości. Rzeczywistość nie miała zamiaru być zero-jedynkowa, niezależnie od tego, jak by się ją zaklinało. No to zmontowałem swoją, "naturalną", która po latach okazała się być niemal identyczna z logiką rozmytą Lotfi Zadeha w tym samym czasie przez niego opublikowaną. Różnica polegała na tym, że do swojej pakowałem dodatkowo prawdopodobieństwa. Drugą sprawą był determinizm jako podstawa działania świata, który ni cholery mi się nie podobał, bo do działania potrzebował Zegarmistrza, a nim już się pożegnałem... I tu niedługo później dostałem pomoc z zewnątrz, od Schroedingera & co. Cholernie mi się to spodobało, właśnie dlatego, że nie wymagało do działania żadnych mistycyzmów, Zegarmistrzów itd. :D Np. coś takiego jak superpozycja było dla mnie całkowicie naturalne (mieściło się zresztą w "mojej" logice), i długo łbem w ścianę tłukłem, że sobie sam tego w odniesieniu do cząstek nie wykombinowałem  :D I podobnie z niektórymi innymi "kwantowymi" pomysłami. Chodziło oczywiście o idee, a nie matematyczną ścisłość, bo do robali miałem dopiero zamiar się zabrać (byłem wtedy niezły w tych sprawach, np. mając dokładnie zero wiedzy o rachunku prawdopodobieństwa, nawet pojęcia 'silnia' nie znałem, w jedną noc od zera wyliczyłem jakie dziadek ma szanse wygrać milion w Toto-Lotka :D). Później bardziej poskręcane robale mi pouciekały z powodu takich czy innych zdarzeń (chociaż nie tak całkiem do końca, coś tam z tego łapię), i zostały idee. 

     

    Do tematu wracając - uważam, że prawa są wynikiem tej samej ewolucji co i cała reszta. Nie są niczym nadrzędnym, raczej tylko nakładką - statystyczną abstrakcją z rzeczywistości. W sumie natura nie potrzebuje praw. To nam są potrzebne do prób opisu rzeczywistości. A nas natura ma... no właśnie tam :D


  19.  

     

    Co nie wykluczyło powstania setki prac.

     

    Może nie tyle "powstania", co "wyciągnięcia z szuflad" :D

     

     

     

    Nihilo, łapią czarne dziury.

     

     

    Do dziury (czarnej) wskoczę później, bo teraz mordy zwierzaków (tez dziury i to na wylot :D) muszę ponapychać.

     

     

     

    To mi jest zdecydowanie bliższe.

     

     

    Pesymista! I trochę masochista - przecież tak nie lubisz MS ;):D


  20.  

    A jakież to prawa żądzą swobodną ewolucją? Ewolucja nie odbywa się chyba w próżni? ;):D

     

     

    Prawa takie, jakie wyewoluują :D W próżni też ;), ale ogólnie we wzajemnych oddziaływaniach.

    A co do modeli - to tylko narzędzia. Jak wiesz, ich związek z rzeczywitością może być dowolny, byle działały. Zaczynają krzywić gwoździe zamiast wbijać, to na złomowisko. I następny model.

    Tak na marginesie: złomowiska to jedne z moich ulubionych miejsc na świecie... ile cudów ze złomowisk nawyciągałem... :D

     

    Edycja:

     

     

    Na zewnątrz to raczej w cholerę - supernowa.

     

    Niekoniecznie w cholerę - czarnej dysk do zeżarcia się przyda :D


  21. Kolapsu nie ma ale proporcje masy i objętości spełniają warunek na horyzont - światło z powierzchni uciec nie może.

    Żeby nie było że obłok to ciało zwarte-gwiazda. Tak wiem, możliwe tylko hipotetycznie. 

     

    To by musiała być gwiazda neutronowa na granicy kolapsu (w zasadzie już lekko przerośnięta), bo nic innego takich warunków spełnić nie może, przynajmniej spośród obiektów dotychczas znanych lub wyobrażanych. Zakładając, że z jakichś powodów się nie zapadła, to pewnie będzie się zachowywać jak każda inna gwiazda neutronowa, tyle że z jej powierzchni nie będzie ucieczki. W którym momencie "nie wyrobi" i plasknie w dziurę.

    W moim wyobrażeniu jest to połączone z całkowitą zmianą struktury - zamiast kwarkowo-gluonowej zupy powstanie jednolity glut (jedna "supercząstka", bez możliwych do wyróżnienia składników), który w najkrótszym możliwym czasie zapadnie się do bardzo małego, ale niepunktowego rozmiaru.

     

    Acha, jeszcze jedno, o co pytałeś na początku: o tą zerową grawitację w środku gwiazdy - ale jest tam ciśnienie, które w zamykającej się przestrzeni działa zgodnie z grawitacją (sumuje sie z nią), czyli przestaje całość rozpychać, a zaczyna ściskać, tak jak grawitacja. Tak przynajmniej twierdzą robale i ich treserzy :D


  22. Rozumiem że chodzi o przeciwników w sensie osobliwości a nie horyzontu zdarzeń?

     

    Tak, głównie o "osobliwość" (cudzysłów celowo) chodzi i możliwość jej powstania (m.in. rozkład sił w momencie kolapsu), m.in. dlatego pomysły z gravastarami:

    https://en.wikipedia.org/wiki/Gravastar i inne.

     

    No i nawet z założeniem że nie ma nieskończoności a są gluty coś musi przecież dalej tak cholernie przyciągać. Coś więc tam jest.

     

    Jest - wszystko co wlazło pod horyzont lub na nim siedzi... niezależnie od modelu to nie znika grawitacyjnie (zakrzywienie), nawet jeśli jest to np. drugą stroną dziury (biała dziura) wypluwane w ...

     

    Naturalnie kolaps z czasem by nastąpił. Ale cieszmy się chwilą przed. Co się dzieje?

     

    Też bym chciał wiedzieć :D Chociaż tą "chwilę przed" może być trochę trudno zdefiniować.

     

    Nihilo, po Twoich postach nie sądziłem, że tak łatwo poddasz się bez walki. CZEGO MODELEM jest ten model? Pomyśl… Czarne dziurska w tym wypadku odpuściłeś już zupełnie.

     

    Piękno "modelu" o 19 swobodnych parametrach jakoś wygląda mi wątpliwie.

     

    A dlaczego bym miał pyska drzeć? Czarne mi nie przeszkadzają pod warunkiem, że nie wsadza się tam punktów i nieskończoności (realnych, a nie jako granica)  :D Co do Modelu Standardowego (cząstek, nie kosmologicznego) - te ręcznie, a właściwie doświadczalnie wsadzane parametry nawet mi się podobają: mogą świadczyć o tym, że całym tym bajzlem nie rządzi jakieś z góry nadane święte i niewzruszalne deterministyczne prawo, a jest to wynik swobodnej ewolucji ("samouzgodnienia") :D


  23.  

    W gwieździe która kandyduje do miana czarnej dziury przyciąganie w środku jak rozumiem jest zerowe.

    A przy osobliwości nieskończone?

    Jak się dokonuje ta skokowa zmiana w czasie?

     

    Czy nieskończone? Jeśli w ogóle istnieją jakieś realne nieskończoności, to może i tak.

    Co do tej zmiany - jest to jeden z głównych argumentów przeciwników czarnych dziursk. Gdzieś przed rokiem pisał o tym tutaj Jarek Duda, ale wyszukiwarka mi tego  nie pokazuje. Tak czy inaczej - potrzebny byłby robal wliczający wszystkie działające siły z ich dokładnym czasoprzestrzennym rozkładem. O ile (g.) wiem ( :D), to takiego robala nie ma i chyba długo jeszcze nie będzie, bo jedno, że jest to proces cholernie nieliniowy, czyli potrzebne byłyby idealne dane wejściowe, a po drugie - pojęcia nie mamy, co dzieje się w tym momencie z "materią" (czymkolwiek ona jest), np. czy zachowuje jakąś strukturę, czy może staje się jednym glutem (co mi się bardziej podoba :D). W tym drugim przypadku zachodzą takie możliwości, że po pierwsze: nie istnieje coś takiego jak "środek", a po drugie i częściowo z pierwszego wynikające: nie istnieje wewnątrz gluta rozkład sił, glut zapada się jako bezstrukturalna i nierozerwalna całość... Coś w rodzaju superkwantu sumy pól. Cholera wie.

     

     

     

    czy można wymyślić coś bardziej ohydnego intelektualnie niż SU(3)xSU(2)xU(1)?

     

     

    Hmm... Znam trochę pomysłów intelektualnie bardziej ohydnych (subiektywne), które jednak mają na świecie parę miliardów zwolenników, nierzadko fanatycznych. A niezależnie od tego czy model standardowy okaże się ostatecznym, czy tylko przejściowym, bez niego trzebaby macać na ślepo, a to jest w praktyce niewykonalne z powodów technicznych. Być może traci się przez ten model jakieś ważne informacje, które lądują w śmieniku z błędami pomiarowymi itd., ale wcześniej czy później powinno to wyjść w praniu (teoretycznym i praktycznym), a do tego czasu... Pamiętam jaki był bajzel w połowie lat 60. (początek mojego zainteresowania tymi zabawkami), kiedy akceleratory i Kosmos pluły masą dziwolągów nieukładających się w żaden w miarę sensowny schemat.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...